|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Ben Watts
| Temat: Re: Pokój Życzeń Wto 05 Maj 2015, 19:17 | |
| Działo się dokładnie to, co przewidział w duchu – gwałtowny zwrot o 180 stopni i ucieczka. Reakcja nie odbiegająca od tych, jakie nawykł oglądać, gdy nie potrafił wznieść się ponad pewne ułomności. Wszystko było na swoim miejscu, nie wybiegało poza schemat. Powtarzalność powinna przynieść ulgę i złudne poczucie bezpieczeństwa. Nic z tego, nie tym razem. Rozczarowanie odbijało się na twarzy Jolene z bolesną jasnością, chyba tylko ślepy byłby w stanie je przeoczyć. Spojrzenie Bena powędrowało za wycofującą się o krok sylwetką, dokładało kolejną niewielką cegiełkę na stosik podpisany zgrabną tabliczką „wstręt do siebie”. Jak wielkim bucem należało być, żeby przegonić kogoś tak pogodnego i otwartego na ludzi? Wargi Krukona zacisnęły się w wąską linię, palce mimowolnie zwinęły w pięści i zaraz rozluźniły, gdy zraniona dłoń zaprotestowała ostrą igłą bólu, która przeszła przez całą długość ręki, ginąc gdzieś w okolicy łopatki. Mokre ciepło powoli wsiąknęło w bandaż, ale nie zostawiło wyraźnej plamy mogącej zaalarmować kogokolwiek. Paplanie Joe na temat zupełnie niezwiązany z tym, co się między nimi działo, powoli denerwowało Szkota, przypominając mu o stanie w jaki potrafił wpaść, gdy targały nim odpowiednio silne emocje. - Nie. Nie chcę, żebyś mnie odprowadzała do wieży, chcę, żebyś coś zrozumiała – zaczął, chyba nie do końca zdając sobie sprawę, że właśnie używał tonu „odetchnij w złą stronę, a zawlekę cię w ciemny kąt, boleśnie wypatroszę i rzucę wielkiej kałamarnicy na pożarcie”. - Usiądź. Na chwilę. Potem będziesz mogła wyjść, nie będę cię zatrzymywał. Przysunął dziewczynie jedno z krzeseł ustawionych równo przy ławkach, samemu siadając na brzegu najbliższego blatu. Wolał poprzedni przytulny wystrój Pokoju Życzeń, ale transformacja wyraźnie pokazywała, jak dotkliwie jego brak reakcji wpłynął na nastrój Joe. Robiło mu się niedobrze na widok tej bezosobowej, zimnej klasy. Skrzyżował ręce na torsie, obchodząc się z obandażowaną dłonią mocno niefrasobliwie, ból uznając za dobrą formę kary. Wreszcie odetchnął powoli, ale nie zmieniło to jego marsowej miny. - Nie zrobiłaś nic źle. Doceniam to, że przy mnie byłaś i próbowałaś rozśmieszyć, chociaż nie umiem tego pokazać jak człowiek – na krótki moment zagryzł wargę, przesuwając ją powoli między zębami. – Nie potrafię się śmiać ani wygłupiać, łapię paraliż, kiedy ktoś próbuje mnie do tego zmusić – choć wymagało to nie lada wysiłku, uparcie patrzył na twarz Puchonki, próbując złowić jej spojrzenie, gdyby nim uciekała. - To nie twoja wina, tylko beznadziejnego wychowania. Dlatego nie przyjmuję przeprosin, zabierz je z powrotem. Nie był pewien na ile jasno przekazał swoje myśli, ale chyba musiało to wystarczeć. Nie dało się wyjaśnić nic więcej bez wchodzenia w szczegóły, a Ben wcale nie miał zamiaru zamienić tego spotkania we wspominki i opowieści o spapranym dzieciństwie. - Zazdroszczę ci, że nie masz takich kretyńskich ograniczeń – dodał po chwili, jakby mimochodem. Tak cicho, że trzeba było wytężyć słuch, by dobrze wyłapać słowa. |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Pokój Życzeń Wto 05 Maj 2015, 19:17 | |
| Dostrzegając kątem oka wyraz twarzy Bena, z goryczą zdała sobie sprawę z niedoskonałości tuszowania prawdziwych uczuć tak, aby nie dane było ich wyczytać z twarzy. Nic dziwnego. Joe nigdy nie ukrywała swych uczuć do czasu... aż nieszczęśliwie się zakochała we Francisie. Chociaż ten stan mijał, powoli wygasał tak jak oczekiwano, Joe została zmuszona ukrywać to, co rwało się na światło dzienne. Pragnęła ukryć rozczarowanie, aby Ben nie musiał się irytować. Nie chciała zranić jego uczuć, tak samo jak on nie chciał jej. Tymczasem wyczytał z niej wszystek jak z otwartej księgi. Aktorem trzeba się urodzić, na próżno więc walczyć z własną naturą. Joe wygięła usta w prostym, przygnębiającym smutku. Podskoczyła w miejscu zaskoczona tonem głosu Bena. Zamrugała rzęsami, wstrząśnięta siłą Nie. Przez ciało przebiegł chłodniejszy dreszcz i nawet nie śmiała się sprzeciwiać. Z zaskoczeniem utkwiła wzrok w chłopaku, lecz tylko na dwie krótkie sekundy. Odwaga zniknęła szybciej niż się pojawiła i na powrót Joe tchórzyła, patrząc wszędzie, a nie na Bena. - Nie chciałam wychodzić. - wydusiła z zaciśniętego gardła bez przyczyny i posłusznie niczym marionetka zmniejszając dystans, siadając po chwili na podsuniętym krześle. O czym to ona wcześniej rozmyślała? Ach tak, o autorytecie Bena dorównującym autorytetowi profesor McGonagall. Położyła dłonie na oparciu krzesła, zapomniawszy, że pokryte są srebrnym futerkiem. Pomachała nimi do dołu, strzepując z siebie wrośniętą sierść, która w efekcie wsiąkła w skórę na dłoniach i zniknęła. Mimo tego Joe dalej na nie patrzyła, czując na sobie wzrok Bena. Drgnęła, podnosząc gwałtowniej głowę i spoglądając na niego spod czarnych nieumalowanych dziś rzęs. - Każdy umie śmiać się głośno i wygłupiać. - odpowiedziała ciszej, z wyczuwalnym w głosie zaskoczeniem i niedowierzaniem. Spuściła po chwili wzrok na swe dłonie, nie mogąc znieść marsowej miny Bena. Wolałaby udawać, że nic się nie stało i nie musieć czuć na policzkach wstydu. Omijanie tematu, to najwygodniejsza metoda, choć bardzo niezdrowa. - Nie chcę ciebie do niczego zmuszać. Ja tylko się boję, że... - wyginała nieświadomie palce, mówiąc do nich, a nie bezpośrednio do chłopaka. Tchórz, tchórzem jesteś, Dunbar. Oj cicho. - ... nie chcę, żebyś się czuł jak wczoraj i nie wiem co mam zrobić, żeby dzisiaj było lepiej. A chcę coś zrobić, ale to takie głupie nie umieć nic. - powiedziała głosem niewiele głośniejszym od szeptu. Mówiła z serca, nie maskując uczuć na buzi, skoro nie miała aktorstwa w genach. To, co wczoraj widziała bardzo nią wstrząsnęło. Blady jak śmierć Ben, krok od utraty przytomności. Nie zdawała sobie sprawy jak mocno jej biło wówczas, a nawet i teraz, serce. Oglądanie przyjaciół w takim stanie nie należy do przyjemności. Oferowała więc dziecinnie swoje towarzystwo, swoją nienormalność łudząc się, że to coś pomoże. W twoich rękach się wszystko psuje, nie zapominaj. Lepiej uważaj. Wmusiła w siebie głębszy wdech, lecz za nic w świecie nie potrafiła podnieść głowy i spojrzeć w oczy Bena. Ucichła gwałtownie, wyłapując kilka cichych, wręcz niemych słów. Nie wszystkie, acz połączyła je w całość. Zazdrości? Jak można jej czegoś zazdrościć? Potrząsnęła głową, robiąc na głowie gorszy bałagan niż był dotychczas. Nie zabrała z powrotem przeprosin, bo już je dała i wciąż uważała, że to za mało, aby pozbyć się zażenowania. - Rozumiem. Jesteśmy z różnych światów. U ciebie tańczą damy, a u mnie orangutany. - zobaczyła nagle wyraźnie przepaść między nimi. Nie widziała jej wcześniej, dopiero teraz dotarło do niej, że choćby próbowała, nie pokona tego. Zrobiło się jej autentycznie smutno. Nie naprawisz tego, poza tym skąd wiesz, że on by chciał? Nawet nie myśl o tym, Dunbar. - Nie przejmuj się. - przerwała ciszę, podnosząc powoli i niepewnie wzrok. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pokój Życzeń Wto 05 Maj 2015, 19:18 | |
| Ben był kiedyś świetnym negocjatorem – w pewnych momentach może i manipulantem, ale jeśli udawało mu się rozwiązać konflikt bez wciągania w to rozwiązań siłowych, to przecież postępował słusznie? Zawsze zdawał się znajdować odpowiednie słowa, jednym spojrzeniem oceniając, co najlepiej dotrze do stojącej przed nim osoby. Wykazywał przenikliwość, jaką rzadko widziało się w osobach w jego wieku, sprawnie balansował na cienkiej granicy niuansów, przebierał garściami w kufrach pełnych zgrabnych metafor i błyskotliwych argumentów. Teraz byle dyskusja sprawiała, że czuł się, jakby ten cały intelekt, którym się tak szczycił, uciekał gdzieś jak woda z sita. Systematycznie i powoli rozkładano go na łopatki, zarzucano sieć, która z każdym ruchem, każdym oddechem zacieśniała się dookoła coraz mocniej. Najgorsze z tego wszystkiego? Odpowiedzialna za to osoba nie znajdowała się nawet w zamku, a gdzieś... Gdzieś. Zatruli go, wpuścili truciznę w żyły, pozwolili jej krążyć latami, a teraz oczekiwali na plony. Odpowiedzi Jolene powiększały dziurę, która otworzyła się w dole żołądka, wywołując bolesny ucisk. Jej punkt widzenia był zupełnie inny, nie docierały do niej słowa Bena. Odbijały się od niewidzialnej ściany. Pokręcił lekko głową, gdy nawiązała do jego słów o śmiechu i innych spontanicznych odruchach. - Nie do końca. Kiedy się rodzisz, masz predyspozycję nauczyć się czegoś, jeśli dostaniesz odpowiedni wzorzec - rzucił, choć zaraz powrócił na pierwotny tok rozmowy, bo nie o tym powinni dyskutować. Chyba. W pewnym momencie podniósł lewą dłoń, zasłaniając usta i po prostu przyglądając się Jolene w ciszy. Mijali się, nie mógł mieć wątpliwości. Pytanie brzmiało tylko, czy powinni coś z tym zrobić? Składając sobie do kupy sumę zachowań i słów Puchonki, Szkot sądził, że rozrysował całkiem wiarygodny obraz. Panna Dunbar była prostym człowiekiem z prostymi potrzebami, cieszyła ją każda drobnostka, a uśmiech przychodził z łatwością. Ile by dał, żeby się z nią zamienić na usposobienie, życie stałoby się nagle dużo łatwiejsze. I przyjemne. - Naprawdę tak sądzisz? – spytał wreszcie, opuszczając rękę i ponownie krzyżując ją z drugą. Odruchowo stwarzał sobie w ten sposób tarczę, choć nie istniało żadne realne zagrożenie. No może poza psychicznym bólem wywołanym słowami. - Z mojej perspektywy to wygląda tak, że ty stoisz skąpana w słońcu, a ja gdzieś na obrzeżach. W cieniu, gdzie jest cicho i zimno i tylko czasem przypadkiem wpadnie tam trochę tego światła, którego ty bierzesz garściami – jego głos stracił gdzieś po drodze twardą nutę, z jaką mówił wcześniej. Wprawne ucho wyłapałoby ostrożność, może odrobinę czegoś spłoszonego. - Ty żyjesz, ja jestem chodzącym trupem. Choć poczuł nagłą ochotę, by potrzeć ramiona i przywrócić trochę ciepła, które znów uciekło i podziało się nie wiadomo gdzie, nie pozwolił dłoniom się ruszyć. Mimo wszystko nie mógł pozbyć się nawyku każącego nie pokazywać słabości i kreować się na niewzruszoną skałę, której nic nie powali. Nawet w momentach, gdy czuł się jak wytargana, bezwartościowa szmacianka. |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Pokój Życzeń Wto 05 Maj 2015, 19:18 | |
| Drugi raz rozmawiali naprawdę. Jo przyznała rację Dwayne'owi. Łatwiej jest śmiać się i wygłupiać niźli mówić o tym, co się czuje. Dotychczas nie rozumiała co trudnego jest w przelaniu uczuć w słowa, a spoglądając na Bena, mowa stała się trudna. Pierwszy raz dostrzegła też jak łatwo się jej żyje. Nigdy niczego jej nie brakowało (poza odrobinkę większym kieszonkowym), nie nakładano na nią okrutnych ograniczeń i pozwalano być taką, jaką się urodziła. Smutek wyczuwalny w jego głosie ranił dziewczynę. Smutno, że tak siebie określał i nie widział możliwości wyjścia z zimnej i cichej kryjówki. Powody pozostania poza zasięgiem światła musiały być bardzo istotne, a czego Joe nie rozumiała. W chwili obecnej i przeszłej u niej padał deszcz,a słońce schowało się za czarnymi chmurami odbierając całe ciepło. Zatrzymała wzrok na skaleczonym policzku Krukona. - To weź ode mnie to słońce, i na zawsze. - zdziwiła się tonem swego głosu. Zatrzęsła się od gorzkich słów, cichszych niż poprzednie. Mówił jak człowiek, którego dotknęła wisząca w powietrzu wojna. Widziała jak wyglądają takie osoby, codziennie mijała Henry'ego, któremu los nie poskąpił wrażeń. Ben miał w sobie tak wiele smutku i Joe czuła się bezsilna. - Nie, nie jesteś chodzącym trupem. Wczoraj tak było przez chwilę, ale przeżyłeś to, Ben. Co nie zabije, to wzmacnia. - dodała z pewnością i siłą w głosie, spoglądając na chłopaka bardziej zdecydowanie i odważniej. Źle o sobie myślał. Czuł się kiepsko i chociaż Joe nie była psychiatrą ani psychologiem, była pewna, że to minie. Człowiek jest istotą, która adaptuje się do nowego otoczenia i oswaja się z jego warunkami. Wyrabia w sobie wówczas system ochronny i żyje dalej z wysoko podniesionym czołem. Zmarszczyła brwi zaskoczona swą dłonią wędrującą ponad ławką do Bena. Delikatnie pogłaskała knykciami jego ramię; w gwoli ścisłości to bardziej pogłaskała materiał koszuli od mundurka niźli skórę oddzieloną odzieżą. - Poradzisz sobie. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sro 06 Maj 2015, 19:09 | |
| Choć była to ważna, prawdziwa rozmowa, a nie tylko przelotna wymiana zdań w biegu, Ben zaczynał odczuwać znużenie. Jakby w ogóle nie spał w nocy, a przecież przytulił głowę do poduszki na jakiś czas. Mówienie o swoich uczuciach nie przychodziło łatwo, ba! Męczyło skuteczniej niż żwawa przebieżka po terenach zielonych należących do zamku. Problem w tym, że nie powinien odpuszczać sobie zajęć, mimo złego samopoczucia – a myśl taka pojawiła się i nie przestawała kusić. Spędzenie całego dnia w łóżku stanowiło zarazem najcudowniejszą i przerażającą perspektywę. Z jednej strony potrzeby ciała i umysłu, z drugiej poczucie obowiązku. I co tu wybrać, czemu dać priorytet? Dobrze, że nie miał kota. Argument ciepłego futerkowca w pościeli złamałby jego wolę w trzy sekundy. Sofia lubiła głaskanie po dziobie i w miękkiej gęstwinie piór otaczających małą głowę, ale nie daj Merlinie, żeby próbował ją przytulać jak pospolite kocisko. Połamałby biednego ptaka i tak skończyłoby się to okazywanie czułości. Należało wziąć się w garść. Zebrać kawałeczki na jeden stosik i choć sytuacja nie przedstawiała się zachęcająco, zgarnąć je do woreczka i iść dalej. Będzie ciężko, ostre krawędzie w końcu znów zaczną wbijać się w ciało, ale jaki miał inny wybór? Istniały tylko dwa wyjścia: poddać się lub walczyć dalej. Ben nigdy nie uważał porażki za dostępną opcję, ale wiedział, że musi na chwilę zwolnić. Wyciszyć się, dokonać napraw w misternie budowanych murach, rozważyć to wszystko tak chłodno, jak tylko potrafił. Przede wszystkim nie mógł po raz kolejny dopuścić do własnego zaślepienia wściekłością, która samoistnie przekształciła się w szał. Wcześniej sądził, że granica do niego leżała dużo, dużo dalej, a teraz miał ją na wyciągnięcie ręki. Ciężko było nie słuchać szeptów dochodzących z ciemności, która znajdowała się tuż za twoimi plecami. Drgnął nieznacznie, zaskoczony tym nie-do-końca-dotykiem. Pewną częścią siebie dziwił się, że Joe wytrzymała tyle jego jęczenia i w dodatku zajęła się dzieciakiem w przerośniętym ciele, którym poniekąd się czuł. Mogła go po prostu odprowadzić do skrzydła szpitalnego i mieć problem z głowy, jeśli nie chciała obojętnie przechodzić obok. Zmusił mięśnie twarzy, by choć na krótki moment uniosły kąt ust. - Będę musiał, nikt nie poprowadzi mnie za rączkę - rzucił, przymykając oczy i pocierając skroń, jakby próbował pozbyć się nieistniejącego bólu głowy. Zaczął układać w myślach plan doprowadzenia się do stanu względnie użytkowego – przede wszystkim prysznic, świeże ubrania i śniadanie. Może wtedy poczuje się nieco bardziej jak istota ludzka i mniej jak ścierka. - Dziękuję, że to wszystko zniosłaś. Trochę... Bardzo mi głupio, że mnie takim oglądałaś. |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sro 06 Maj 2015, 21:23 | |
| Dla każdego człowieka nadchodzi czas kulminacji emocji, co doprowadza prędzej czy później do często widowiskowego wybuchu. Jedni potrafią zacisnąć zęby i odizolować się od ludzi, czekając aż najgorsze minie, drudzy dawali ujście emocjom poprzez krzyk, jeszcze inni przez popadanie w nałóg - praca, nauka, alkohol, papierosy. Czy po takim wybuchu człowiek nie czuje się odrobinkę czystszy? Ileż emocji może pomieścić nastoletnie ciało? Jolene zbyt dobrze rozumiała Bena i chociaż nie wiedziała co zaszło i jak bardzo cierpiał w pokoju życzeń kilka godzin temu, czytała z bladości jego lic i pogłębionych zmarszczek jak wiele musiał przeboleć. Zasługiwał teraz na porządny wypoczynek, na należytą dawkę lenistwa i pozwolenia ciału na regenerację. Jo była wręcz przekonana, że chłopak od razu skieruje się do dormitorium i przeleży tam cały dzień, zapominając na chwilę o obowiązkach. Priorytetem jest własne dobro, dopiero później świat. Czuła jego zmęczenie na odległość. Nie chciała zadręczać go rozmową, bo potrzebował teraz ciszy i spokoju. Własnego azylu, w którym dojdzie do siebie i na powrót stanie się skałą nie do ruszenia. - Zawsze ktoś może iść obok. - uśmiechnęła się podnosząc z krzesła. Sięgnęła po płaszcz Bena i podała mu go. Nie-dotyk mógłby wystarczyć na parę chwil, gdyby otworzyć furtkę i chcieć otworzyć się na coś innego. - Nie znam silniejszej od ciebie osoby, Ben. - dodała ciszej, odgarniając z buzi włosy. - Jesteśmy kwita, prawda? - zapytała retorycznie, a w jej oczach pojawiło się wspomnienie z obrzeży lasu zeszłego miesiąca. Jak bardzo skulona wówczas siedziała, osamotniona i opuszczona z brudnymi od łez policzkami. Paliła czerwoną sukienkę, żegnając tym samym dawne życie. Czy i on wczoraj/dzisiaj się z czymś nie pożegnał? Joe od dawna chciała się mu odwdzięczyć za tamten gest. Usiadł wówczas przy niej i tylko siedział, zapytał, nie naciskał. Tylko tyle człowiek potrzebuje, aby poczuć się lepiej. Puchonka miała bardzo dobrą pamięć i nigdy nie zapomni bu owej bezinteresowności. O wiele łatwiej przyszło jej przetransmutowanie ciała niż kilkanaście minut temu. Teraz się tego nie wstydziła, z przyjemnością zmniejszyła się do kocich rozmiarów, porastając momentalnie srebrnym futerkiem. Świat zmienił swe rozmiary, uderzyło ją mnóstwo zapachów, zaś zmysły dwakroć bardziej się wyostrzyły. Słyszała dudnienie benowego serca. Z najwyższą gracją kocię otarło się o łydki Krukona, mrucząc przyjemnie i relaksacyjnie. Jo bardzo do siebie wzięła obietnicę odprowadzenia go pod drzwi wieży Ravenclawu. Przecisnęła się pomiędzy jego kostkami, łaskocząc puszystym ogonem kończyny. Tak łatwo przychodziło jej okazanie uczucia w kociej postaci. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pokój Życzeń Czw 07 Maj 2015, 17:54 | |
| Czy Ben czuł się czystszy i lżejszy po tym, co spotkało go w Pokoju Życzeń? Nie miał zielonego pojęcia. Rozum podpowiadał, że wyrażenie emocji powinno pomóc zlikwidować negatywne skutki ich nagromadzenia, ale młody Watts był pewien tylko tego, że czuł się jakby nie dotykał stopami ziemi i płynął gdzieś nad nią. Trochę jak jeden z duchów krążących po szkole, ha! Jolene najwyraźniej też wyczuła, że był to dobry moment na zakończenie ich rozmowy oraz odłożenie pewnych spraw na jakiś czas. O kłopotach nie powinno się rozprawiać zbyt długo, należało sobie z nimi poradzić i iść dalej, by nie utknąć gdzieś w gęstwinie możliwości i innych wyjść z krępujących sytuacji. Zbyt długie dywagacje, rozkładanie problemów na czynniki pierwsze prowadziło tylko do dalszego zatruwania umysłu. Brwi Krukona wyraźnie się do siebie zbliżyły, a czoło przecięła siatka zmarszczek, gdy wyraźnie zastanawiał się nad tym, co powiedziała Jolene. Kwita? Ale za... Och. Nieciekawa mina chłopaka zniknęła jak za dotknięciem różdżki, a on sam mrugnął z pewnym niedowierzaniem. - Ja nigdy... – zaczął i niemal natychmiast urwał, zamykając usta z cichym szczęknięciem zębów. ... nigdy nie myślałem o tym, jak o długu do spłacenia. Dlaczego każdy przejaw dobrej woli musiał być traktowany jak przysługa, za którą należało się odwdzięczyć? Wzajemność była miła, przypominała łyk złocistego, aromatycznego miodu, ale Ben nauczył się jej nie oczekiwać. Przyzwyczaił się, że wiele dawał od siebie innym, nie otrzymując tyle samo w zamian, ale nie przeszkadzał mu ten układ. Być może inni potrzebowali więcej niż on. Narzucając szatę na ramiona, z wyraźnym zaciekawieniem przyglądał się przemianie Jolene – zadziwiające jak gładko się skurczyła, całkowicie zmieniła proporcje ciała i obrosła futerkiem. Mimowolnie uśmiechnął się lekko, gdy już-znajomy żbik otarł mu się o nogi, machając puchatym ogonem. Zanim zdążył sobie przekalkulować ten gest na ludzką-Joe, Szkot pochylił się, palcami lewej ręki sunąc po kocim łebku, drapiąc lekko między wyraźnie zaznaczonymi pod skórą łopatkami. - Idziemy? Mam chyba dość tego pokoju na dłuższy czas – rzucił, w kilku niespiesznych krokach podchodząc do drzwi i naciskając klamkę. Pora wrócić do rzeczywistości.
[z/t dla Bena i Joe] |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sro 29 Lip 2015, 22:07 | |
| /stop
Czasem najdrobniejsze wydarzenia i myśli potrafią wyrwać z marazmu rzeczywistości rządzonej przez rutynę, zmusić serce do szybszego pompowania krwi. Przez ostatnie kilkanaście godzin Ben był niezwykle zajętą osobą – najpierw całą noc spędził nad komiksami od Hristiny, dopiero nad ranem ucinając sobie godzinę drzemki, przed śniadaniem poszedł pobiegać, wpadł do sowiarni z listem dla wujostwa, ledwie zdążył na pierwsze zajęcia, prawie transmutował Sama w salaterkę zamiast szczura czekającego na stoliku, zaniósł papiery od Machiavelliego do dyrektora, a w porze obiadu prawie padał już na nos. Siedząc nad talerzem, oparł policzek na zwiniętej w pięść dłoni, przymknął oczy... Chyba by zasnął na siedząco, gdyby nie ciężki pakunek, który nagle wylądował na stole Krukonów, sprawiając, że cała zastawa w okolicy podskoczyła. Dumna i blada Sofia w towarzystwie trzech innych sów przytargała dla Bena paczkę, w której znajdował się karton ze starannie opisanymi rolkami filmów oraz koperta. Podsuwając sowom swój puchar z wodą i duże ciastko, wyciągnął z torby kawałek pergaminu, naskrobując wiadomość do stażystki Sebastiana. Mógł się powstrzymać i poczekać ze wszystkim do następnego dnia, ale skoro ciocia (kochana istota) w tempie iście ekspresowym przesłała mu z domu to, o co poprosił, dlaczego miałby zwlekać? Musiał załatwić jeszcze tylko jedną rzecz... Po ostatnich zajęciach zostawił w dormitorium wszystkie podręczniki, schodząc do kuchni z pustą torbą i rosnącą powoli ekscytacją. Cieszył się na samą myśl o tym, co zaplanował i komu przyjdzie to wszystko pokazać – w końcu czy na świecie znalazłaby się choć jedna osoba, która po zobaczeniu rysunkowych filmów Disney'a, mogłaby mieć na ich temat negatywną opinię? A może to tylko nostalgia przemawiała przez pana prefekta. Obładowany dwiema butlami soku dyniowego i różnymi (czasem dziwnymi) zagryzkami wciśniętymi przez skrzaty, mógł już tylko spokojnie wrócić do wieży Krukonów. Chwila zwolnienia obrotów zdecydowanie nie powinna zaszkodzić, a jeśli przysnął z głową na stoliku w pokoju wspólnym... Idąc schodami na szóste piętro, przebrany z mundurka w wygodną flanelę i niosąc zarówno torbę jak i pudło, pogratulował sobie w duchu, że w liście do Hristiny nie podał jej żadnej konkretnej godziny – w ten sposób nie zapukał do drzwi gabinetu ani za wcześnie ani za późno. - Wasza Schodowa Wrogość gotowa na wycieczkę? – rzucił w ramach powitania, obdarzając pannę stażystkę uśmiechem, którego nawet nie próbował temperować. Cholera, cieszył się, miał w perspektywie spędzanie czasu przy dobrych filmach, kojarzących się z jaśniejszymi punktami dzieciństwa w towarzystwie kogoś, kogo entuzjazm był zwyczajnie zaraźliwy, a towarzystwo przyjemne. Po co udawać w takich momentach chorobliwego stoika, którym wbrew powszechnej opinii wcale nie był? Wspólnie wspięli się piętro wyżej, gdzie Ben ruchem głowy wskazał gobelin na końcu korytarza – po podejściu bliżej i krótkiej inspekcji, okazywał się być wyjątkowo brzydkim dziełem przedstawiającym Barnabasza Bzika oraz kilka trolli. - Przechodzisz trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o tym, czego akurat potrzebujesz – zaczął, tym razem mówiąc nieco wolniej, z tym samym akcentem, którego próbkę Hristina dostała niedawno w kuchni. Skoro dała mu przyzwolenie, by mówić swobodniej, zamierzał z niego korzystać. Wykonał własną instrukcję, powtarzając w głowie, że przydałoby się im teraz pomieszczenie z projektorem, po czym nacisnął klamkę drzwi, które nagle pojawiły się w ścianie. - I to cała filozofia. Gestem zaprosił rudą do środka, wchodząc do przemienionego pomieszczenia jako drugi – obrzucając spojrzeniem aktualny wystrój, zmarszczył krótko brwi, biorąc głębszy wdech. Zamiast grzecznie przemienić się w salę kinową, Pokój Życzeń najwyraźniej skorzystał z obrazów w głowie pana prefekta, stając się niemal idealną kopią przytulnego salonu z wiejskiego domku na obrzeżach Oban. Te same jasnozielone ściany, te same meble z drewna o ciepłym, złocistym odcieniu, ta sama szeroka, wygodna kanapa, kominek w rogu i rozwinięty kawałek płótna służący za prowizoryczny ekran. Tylko poduszek było zdecydowanie więcej, a na półkach na szczęście nie znalazły się stosy ramek ze zdjęciami. - No właśnie – rzucił, gdy zdziwienie nieco minęło - Tylko nigdy nie pojawia się tu jedzenie i picie, to trzeba nosić samemu. Ostrożnie odstawił torbę i karton na niski stolik, podchodząc do regału znajdującego się za kanapą. Jeśli wszystko było tutaj takie samo jak w Oban, to powinien w szufladzie na dole znaleźć pudło z projektorem i faktycznie, niepozorna maszyna leżała właśnie tam, połyskując nowiutkimi częściami. Przypominając sobie, co było do czego i w którą stronę, zabrał się za składanie tych puzzli w jedną całość. |
| | | Hristina Georgiew
| Temat: Re: Pokój Życzeń Czw 30 Lip 2015, 01:46 | |
| Ostatnie liściki od Bena napełniły ją entuzjazmem, a wszystko pogłębiał fakt, że nie sprecyzował godziny ich spotkania. Dlatego też tego dnia nie spała do oporu, w końcu Prefekt mógł zapukać do drzwi jej gabinetu nawet już po pierwszych lekcjach? A może nie ma dziś lekcji? Może jest weekend? Hristina całkiem straciła ostatnio poczucie czasu, dni tygodnia zlewały się w jeden ciąg czasoprzestrzenny, w którym musiała się odnaleźć na własną rękę. Po co komu kalendarz jak można całymi dniami wylegiwać się w łóżku, czekając na lekcję run, gdzie mogłaby patrzeć z satysfakcjonująca wyższością na młodzików. Pomijając fakt, że uczniowie siedzący w ławkach ułatwiali sprawę przy jej wzroście to po prostu była niesamowicie dumna ze swojego talentu. Większość z nich uważała to za stratę czasu, ale to właśnie Bułgarka mogła trzema symbolami zamienić najważniejszy dzień ich życia w piekło. Świadomie gardzić takimi możliwościami - cóż, ich strata, jej zysk. Postanowiła nie ubierać się specjalnie ciepło, licząc na trwałe pozostanie pomiędzy murami zamku, dlatego postawiła na krótkie, skórzane spodenki, wysokie, skórzane buty za kolano - luźne, w stylu pirackim, a jakże. Do tego koszulka z krótkim rękawem z nadrukiem logo Marvela i biała, rozpięta, bufiasta koszula. Kilka razy zerkała kontrolnie w lustro, a nawet zapytała Vlada o poradę. Ten nie obrócił głowy do góry nogami, co wzięła za dobry znak. Zdążyła jeszcze zjeść resztę zapasów z kuchni przed przyjściem Bena. Całe szczęście, że zostawiła końcówkę na czarną godzinę, bo wolała nie ulatniać się do kuchni nawet na dziesięć minut, mając w perspektywie emocjonujące spędzanie popołudnia. Aż sama się dziwiła swojemu entuzjazmowi, ale po prostu pozwoliła mu płonąć jasnym, przyjemnym płomieniem. W końcu usłyszała pukanie i aż potknęła się po drodze, pędząc do drzwi, przy okazji zwalając z biurka dwie książki. Ukazując swe niskie oblicze Benowi wyglądała już jak gdyby nic nie zaszło, mając jednocześnie nadzieję, że uroczy, szelmowski uśmiech zajmie wystarczająco uwagę Krukona. - Wasza Schodowa Wrogość, podoba mi się ten tytuł - Bohaterze Brokatowych Krain. - zaśmiała się krótko i chwile potem dała się zaprowadzić pod...ścianę? Zaraz, czy tutaj nie miał byś gdzieś pokój? Nie no, party na korytarzu zawsze można urządzić, miliony poduszek da radę zorganizować w stosunkowo krótkim czasie. Dopiero wyjaśnienia Wattsa nakreśliły sens sytuacji, w której się znaleźli. Przytaknęła jedynie na jego instrukcje, a gdy sam je wcielał w życie już miała parsknąć śmiechem, gdy w ścianie zaczęły pojawiać się drzwi. No proszę, jakież to sprytne! Uniosła brwi i jednokrotnie klasnęła w dłonie, będąc pod wrażenie tej sztuczki, jaką skrywał Hogwart. - Czyli da mi to, czego pragnę, tak? - dopytywała, przechodząc przez drzwi. - A statek? Wielki, piracki okręt na bezkresie oceanu? Z każdym słowem jej entuzjazm rósł, zatrzymany został jednak nowym elementem, który zainteresował rudzielca. Wystrój pokoju był naprawdę przytulny, a obecność poduszek na każdym centymetrze kwadratowym podłogi stanowiła bezkonkurencyjny plus. Zauważyła jak Ben majstruje coś przy jednym z mugolskich urządzeń, którego nazwy nie mogła sobie przypomnieć. Zaraz, co oni mieli tu robić? Mugol o nazwisku Disey? Diney? Nie zrobiła rozeznania, zostawiając prefektowi całą satysfakcję z wprowadzania jej w tajniki jakiegoś mugola, a raczej jego dzieł. Chciał jej pokazać kronikę? A może ten Diney był reżyserem, aktorem, muzykiem? Zachodziła w głowę co blondyn uznał za wyjątkowo interesujące, a przynajmniej na tyle, by podzielić się tym z nowym "nabytkiem" Hogwartu. A skoro o nowych rzeczach mowa... - Chodząca imprezo, widzę, że twoje włosy też zabalowały. - zaśmiała się ponownie, podchodząc do niego, z wyraźnym zainteresowaniem oglądając nową fryzurę z każdej strony. - Musze przyznać, że to całkiem ciekawy pomysł, podoba mi się. Mianuję cie imprezowym wikingiem, pozwalam ci tez podbijać ze mną wody północy. Puściła mu oko, po czym okręciła się wokół własnej osi i padła na stertę miękkich poduszek. Musi pomyśleć o tym punkcie wystroju w swojej sypialni. Po co łóżko?
|
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pokój Życzeń Czw 30 Lip 2015, 16:10 | |
| Choć w żaden sposób tego nie skomentował, Ben doskonale usłyszał łupnięcie za drzwiami gabinetu Hristiny chwilę po tym, jak zapukał. Nie zdążył się jednak zmartwić, że panna stażystka być może właśnie zabiła się o jakiś mebel, bo szczęśliwie otworzyła – ręce i nogi miała na miejscu, nigdzie ani śladu krwi czy trupa pospiesznie wepchniętego do szafy. Nic alarmującego, instynkt bohatera i rycerza mógł z powrotem ułożyć się do snu, póki znów nie będzie potrzebny. Jedno piętro w górę nie było szałowym dystansem, więc żadni wrogowie schodów (a konkretniej jeden, taki mały i rudy) nie powinni zdążyć się zirytować. Trzy przejścia wzdłuż odpowiedniej ściany i znaleźli się na miejscu. - Statek? – powtórzył z wyraźnym zastanowieniem, słysząc pytanie stażystki. - W teorii chyba tak, ale mam wrażenie, że zamek zagrałby ci na nosie i pojawiłoby się coś zupełnie innego. Na przykład wanna i model statku – dodał, rozbawiony obrazkiem, który natychmiast pojawił się w jego głowie. Był bezkres oceanu? Był. Był piracki okręt? Był. Wrażenie, jakie wywołało odsłonięcie jednego z sekretów czających się w murach Hogwartu, zagnieżdżało w piersi osobliwe poczucie dumy, tylko podsycane szczerym zainteresowaniem Hristiny. Nie kryjąc entuzjazmu, sprawiała, że w jej towarzystwie oddychanie nagle stawało się łatwiejsze, a pod skórą zaczynały pełgać ogniki odpędzające zmęczenie i chęć snu. Gdyby tylko mogła je zabutelkować i wprowadzić do sprzedaży, zbiłaby fortunę. Zajęty składaniem projektora, oparł się biodrem o regał, przez chwilę obracając w dłoniach dwie części, których umiejscowienia zwyczajnie zapomniał – zwykle wujek zajmował się w domu składaniem maszynerii, Ben robił w tym czasie popcorn na kuchence. Podniósł wzrok znad upartych kawałków metalu, śledząc spojrzeniem rudą, która postanowiła obejrzeć sobie bliżej dzieło amatorskiego salonu fryzjerskiego Lacroix. - To nie była moja wizja, ale nie mam na co narzekać – rzucił, kręcąc lekko głową, po czym wreszcie zdecydował się, który element idzie gdzie i wrócił do kompletowania wnętrzności projektora. - Wiking, co? – w niebieskich oczach wyraźnie pojawiły się rozbawione błyski, a usta na chwilę rozciągnęły się w uśmiechu odsłaniającym zęby. - Perspektywa Valhalli zawsze wydawała się kusząca. Ramiona i klatka piersiowa prefekta zatrzęsły się lekko w bezgłośnym śmiechu, którego zwyczajnie nigdy nie mógł z siebie wydusić, kiedy jego jednoosobowe towarzystwo zakręciło się dookoła własnej osi i padło w poduszki. Brakowało tylko dzikiego łiiiiiii, by dopełnić beztroskiego obrazka – kto wie, może później się uda? Jakby nie patrzeć, w pudle które przysłała ciocia Arturia, leżała cała sterta rolek z filmem, przy dobrych wiatrach nawet siedząc tu całą noc, zwyczajnie nie zdążyliby obejrzeć wszystkiego. - Aha – mruknął triumfalnie, gdy wszystko znalazło się na swoim miejscu włącznie z dwiema rolkami, jedną pustą, drugą owiniętą filmem. - Jeśli zajrzysz do torby, znajdziesz pozdrowienia od skrzatów z kuchni – rzucił do rozłożonej na poduszkach dziewczyny, która wyglądała na tak ukontentowaną ze swojej aktualnej sytuacji, że wątpił, by raczyła zmienić pozycję. Choć kto wie, może obietnica jedzenia na wyciągnięcie ręki zadziała? Powszechną, kosmiczną prawdą stało, że filmy oglądane z przegryzką pod ręką stawały się dziesięć razy atrakcyjniejsze. Szkot przesunął nieco stolik, by obraz rzucany przez projektor padał dokładnie na rozciągnięte na ścianie płótno, po czym krótkim ruchem różdżki pogasił część świec, pogrążając pokój w przyjemnym półmroku. - Więc, Disney – zaczął, pstrykając przełącznik z boku maszyny. Od tej z domu różniła się brakiem kabli, jakby nie potrzebowała źródła zasilania. - Kreatywny mugol z Ameryki, który w latach trzydziestych zaczął produkować pełnometrażowe filmy animowane trochę z elementami musicali. W sumie nie tylko takie, ale moim zdaniem są lepsze od tych z aktorami. Wyminął stolik, blokując na chwilę snop światła, po czym usadowił się przed kanapą na poduszkach, podobnie jak zrobiła to wcześniej Hristina – wyraźnie było to całkiem wygodne, więc czemu nie spróbować? Mimowolnie uśmiechnął się lekko, jakby z sentymentem, gdy minęły pierwsze klatki filmu, kątem oka obserwując reakcje panny Georgiew. Chcąc, nie chcąc, stanęła właśnie przed bardzo ważnym testem. |
| | | Hristina Georgiew
| Temat: Re: Pokój Życzeń Pią 31 Lip 2015, 01:24 | |
| Wanna i model statku? Wolne żarty! Przy takim żarcie Hristina zapewne nie powstrzymałaby się przed obelgami godnymi niejednego, starego wilka morskiego, wyklinając Pokój Życzeń na równi ze schodami albo i jeszcze bardziej. Któż mógłby się jej dziwić? Wiedziona pragnieniem postawienia stopy na belkach potężnego okrętu, który pod swymi rządami miał wszystkie morza i oceany, spragniona morskiej bryzy i wiatry we włosach, z kapitańskim kapeluszem gotowym powitać słońce pełnią majestatu - i co by zastała? Wannę z modelem statku pirackiego? Nie była w stanie powiedzieć czy bardziej miałaby ochotę wysadzić w powietrze całe piętro czy jej twarz odzwierciedlałaby kolosalny zawód, przez co może nawet sam Voldemort porzuciłby swój mroczny kamuflaż i pogłaskałby rude włosy z pocieszającymi słowami pasującymi raczej do troskliwego rodzica, aniżeli złego, rosnącego w siłę dyktatora. Owa wizja była jednocześnie przygnębiająca, ale też na tyle nienormalna, że Hristina postanowiła wyrzucić ją z głowy, a skupić się na majsterkującym Benie. Znała świat mugoslki, wiele przedmiotów i urządzeń nie stanowiło dla niej wyzwania, ale projektor nie należał do tej grupy. Nie posiadali w domu czegoś takiego, właściwie bardzo mało filmów ogólnie widziała w swoim krótkim życiu, dlatego zaczytywała się w komiksach i książkach, lubiła słuchać przekoloryzowanych opowieści żeglarzy w tawernach, które mimo kilku kłamstewek na jedną prawdziwą informację posiadały swój niepowtarzalny urok. Zauważyła jak Krukon myśli dłuższą chwilę nad umiejscowieniem dwóch części, ale niczego nie skomentowała. Za to szeroko uśmiechnęła się na jego słowa, szczególnie na wzmiankę o Valhalli. - Może i ze mnie pirat, a nie wiking, ale zdradzę ci sekret - lepiej się tam dostań, bo wojownicze rudzielce mają bilet z rezerwacją od urodzenia. - puściła mu oko, wciąż zapadając się w miękkich poduszkach, które najchętniej zabrałaby ze sobą do gabinetu, zakryła nimi podłogę i zbojkotowała łóżko, zasypiając wśród puchu. Do tego idealne pole do bitwy na poduszki, a to zazwyczaj kończyło się ciekawie. Na wzmiankę o jedzeniu otworzyła szeroko oczy i z morderczym skupieniem namierzyła w iście ekspresowym tempie wspomnianą torbę. Skrzaty, kuchnia, jedzenie, miłość, eden, alleluja, święci pańscy. Zerwała się jak oparzona i z refleksem atakującej kobry sięgnęła po prowiant, przyciągając go na wcześniej zajęte przez siebie miejsce. Zaciągnęła się przyjemna mieszanką zapachów, na moment zamykając oczy, widząc wyraźnie tłum skrzatów i już znajome ściany ich obozowiska. Sięgnęła po jedną z bułek(pamiętały!) i wgryzła się w nią, zostawiając na chwilę pieczywo w ustach. Rozejrzała się dookoła, gdy zapanował nastrojowy półmrok i przez moment, dosłownie na ułamek sekundy poczuła się nieswojo. Zbyt wiele skojarzeń, a za mało pozytywnych. Mimo wszystko Ben się postarał, więc szybko się rozluźniła, by nawet nie zdołał wychwycić zmiany zachowania. Wysłuchała w skupieniu mini-wykładu na temat Disneya, nie Dineya, który dodatkowo podkręcił entuzjazm skaczący w jej wnętrzu jak bączek. W końcu jednak nadszedł czas na seans, więc oparła się wygodnie, zawczasu jeszcze umieszczając jedzenie w takim miejscu, by Ben też mógł z niego korzystać - jeśli zdąży, oczywiście. Pierwsze sekundy, potem minuty spotkały się z bardzo neutralną reakcją Hristiny, "Królewna Śnieżka" - jak głosił tytuł - była bajkowa aż do bólu, emanując klimatem minionych dekad. Miało to swój urok i dziewczyna bardzo szybka wkręciła się w wir animacji, obserwując bohaterów i przegryzając co jej wpadło w rękę. Od momentu przeprawy głównej bohaterki przez ciemny las zainteresowanie drastycznie wzrastało, nawet zaczęła kiwać głową w rytm piosenki krasnali wracających z kopalni. Z kolei przy scenie tańców w chatce została kupiona w stu procentach - przestała jeść, pochłonięta magicznym światem, który może nie posiadał latających mioteł, ale oczarował stażystkę równie mocno. Śmiała się przy scenach z Gapciem, nawet wyrwało jej się, że chciałaby mieć taką chatkę na letnie wypady na odludzie. Prawie zapomniała o obecności prefekta, dopóki nie odezwała się przy fragmencie z zatrutym jabłkiem. - Mam wrażenie, że nie powinniśmy pokazywać tej bajki reszcie szkoły, bo jeszcze będzie strach zjeść cokolwiek w Wielkiej Sali. Ale te zwierzęta to prawie jak Vlad, tak samo wojownicze w odpowiedniej sytuacji. Ale i tak nie dałabym się wcisnąć w taką sukienkę. Jak ta kobieta wyciąga takie góry?
|
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sob 01 Sie 2015, 00:32 | |
| Gdyby ktoś zadał mu takie pytanie, Ben nie umiałby odpowiedzieć jednym słowem, jakie właściwie było towarzystwo Hristiny. Bez wysiłku wprowadzała atmosferę swobody, wypełniała ją śmiechem i nieposkramianą energią – w pewnym sensie kojarzyła się prefektowi z Samem i być może dlatego tak chętnie chciał spędzać z nią czas. Nie miała też tych samych dziwnych ograniczeń, jakie stawiało sobie wiele osób w szkole w rozmowach z Wattsem, biorąc jego spokój i sarkazm za objawy... Czego właściwie? Arogancji? Nie był może najłatwiejszy w obyciu i robił czasem głupie błędy, ale nie chciał dla nikogo źle. Nawet życząc urwania głowy czy połamania nóg, kiedy się wściekł, zwykle nie mówił poważnie. - Chętnie się przekonam, czym zachwyciłaś Odyna i jego walkirie, że zrobił wyjątek – odparł z rozbawieniem, kładąc dłoń na sercu i wykonując krótki ukłon w odpowiedzi na puszczone oko. Normalnie pewnie speszyłby się nieco, ale przypisał to do naturalnego repertuaru zachowań Jej Schodowej Wrogości, która pośród oceanu poduszek zaczynała ewoluować w Jej Puchatą Wysokość. Komuś musiała zadrżeć ręka, gdy do mieszanki mającej stworzyć esencję panny stażystki, dodawał czynnik uroczości – w efekcie przejawiała jego podwyższony poziom w stosunku do reszty populacji. Mimowolnie powiódł za nią wzrokiem, gdy bez cienia skrępowania rzuciła się ku torbie z jedzeniem jak wygłodniały drapieżnik na niczego niepodejrzewającą ofiarę. I kto tu był bardziej dziecinny, choć metryka zaprzeczała? Wszystko wreszcie znalazło się na swoim miejscu, a gdy Szkot zajął miejsce na podłodze między dodatkowymi poduszkami, wyjął z boku torby dwie butle soku dyniowego, jedną wręczając Hristinie, drugą zostawiając dla siebie. To nie był jeszcze ten etap, żeby bez skrępowania pili duszkiem z tej samej butelki, a po co świadomie skazywać się na niezręczne sytuacje? Zdążył złapać torebkę orzeszków w karmelu, kilka razy podsuwając ją jednak rudej, żeby też się częstowała. Rzucane jej ukradkiem spojrzenia potwierdziły, że panna Georgiew istotnie dała się wciągnąć mnogości elementów tworzących spójną całość. Ben musiał momentami przygryzać wnętrze policzka, by przestać się uśmiechać jak ostatni idiota – w końcu zostałby tak wykrzywiony do końca życia. Wraz z postępem akcji wyciągnął się wygodniej na poduszkach, odpuszczając sztywnej, kontrolowanej postawie, w której utrzymywał kręgosłup na zajęciach. - Wystarczy że Irytek robi durne żarty, a większość i tak nie ma odpowiedniego nastawienia na mugolskie rzeczy. Śmieszni są – rzucił, z pewnym zaskoczeniem wyczuwając we własnym głosie odległą, gorzką nutę. Zanim odezwał się znowu, upewnił się, że przegonił ją na cztery wiatry i dopiero wtedy obrócił lekko głowę w stronę Hristiny - Czemu nie? Chyba nikt nie wyglądałby w tym źle – spytał, gdy na ekranie trwała akurat scena, w której krasnoludki opłakiwały Śnieżkę. - Kiedyś po złośliwości lubiłem myśleć, że uderzyła w coś małym palcem u nogi i dlatego daje radę. Myślę, że to całkiem prawdopodobne wyjaśnienie z czysto naukowego punktu widzenia – dodał, zamykając sobie usta orzeszkiem. Animowany książę dziarsko cwałował sobie lasem, gdy Ben mentalnie uderzał się otwartą dłonią w czoło. Znowu to robił, zbyt łatwo wyciągał na światło dzienne tę dziwniejszą stronę charakteru, która lubiła krążyć w krainach abstrakcji. Zwykle zachowywał ją dla siebie, w jakiś sposób wstydząc się i lękając oceny. Odetchnął krótko, splatając razem palce obu dłoni gdzieś na brzuchu i odwracając z powrotem wzrok na ekran. |
| | | Hristina Georgiew
| Temat: Re: Pokój Życzeń Nie 02 Sie 2015, 00:31 | |
| Bajka skończyła się zdecydowanie za szybko - przynajmniej tak twierdziła Georgiew. Kiedy dała się ponieść wirowi akcji, urokliwych na swój sposób piosenek i magii złej królowej nagle pojawiły się napisy końcowe. Zaraz, jak to? Jakim prawem? Gdzie bajka? Gdzie ciąg dalszy? Jak to minęło więcej niż pół godziny? Jej nieme oburzenie było tym bardziej komiczne, że przy pokazaniu pierwszych nazwisk na prześcieradle ona po prostu siedziała z konsternacją wymalowaną na twarzy, jakby ktoś co najmniej puścił jej dalsze części kultowej sagi, zdradzając ciąg dalszy. Głowna bohaterka i książę nie zdobyli jej serca tak jak siódemka mały, przykurczonych facetów, których różnorodność bawiła momentami lepiej niż niejeden kabaret z wyższej półki. Nie dyskryminowała mugoli, w końcu sama dobrze znała ich świat, ale aż wierzyć jej się nie chciało, że jeden z nich wziął rysunki i tchnął w nie życie jakby ołówek był fantazyjnym typem różdżki, której szlachetnym rdzeniem był grafit. Na dodatek kiedy to było! Nie mogła wyjść z podziwu nad pomysłowością i zacięciem twórców. Nie uwierzyła w uwagę Bena na temat sukienki, ale ta odnośnie wysokiego głosu aktorki wywołała parsknięcie śmiechu. Było to pomysłowe i zabawnie prawdopodobne w swej prostocie, więc po prostu przyklasnęła, oddając mu punkt za to rozwiązanie. Gdyby rzeczy tyczyła się mężczyzny miałaby zapewne inna odpowiedź w zanadrzu, ale w tym wypadku oddała zwycięstwo Prefektowi. Nie miała pojęcia, że ten nie lubił, a przynajmniej zazwyczaj nie chciał okazywać tej części swobodnego jestestwa, mimo to miała nadzieję, że nie zamierza w najbliższym czasie schować się w jakiejś muszli na dnie oceanu. Dobrze się bawiła poznając Hogwart od tej strony, dzięki pomysłowości Wattsa mogła poczuć się jak na wakacjach, których ostatnio. Tęskniła za wypadami nad morze, a zbliżająca się zima dodatkowo odbierała jej nadzieję na taką wycieczką w najbliższym czasie. Korzystając z chwili przerwy sięgnęła po kilka bułek i w zabójczym jak na takie skromne ciałko tempie zaczęła nadrabiać braki w pokarmie wynikłe z zafascynowania historią Królewny Śnieżki. Nie była specjalnie głodna, ona po prostu uwielbiała jeść, a na szczęście spalała wszystko w zabójczym tempie - połowa przy wyklinaniu schodów. - Musze przyznać, że trafiłeś w dziesiątkę, Imprezowy Wikingu. Takie imprezy też bardzo lubię i mogę na nich bywać częściej. Uwielbiam duet Gapcio-Gburek, naprawdę. Najlepsza przyjaźń pod słońcem, połowa moich tak wyglądała. No i las. Las w tej strasznej wersji był genialny! Faktycznie trzymał klimat. - dała upust ekscytacji między jednym gryzem a drugim. Popiła dyniowym sokiem, by odetkać się z nadmiaru bułek, po czym spojrzała wyczekująco na Bena. - Co dalej? Nawet nie mów, że to koniec, bo ci podrzucę zatruty placek z jabłkami. Masz tego dużo jeszcze? Czytałam kiedyś bajki, najbardziej lubię Piękna i Bestię. To też zrobił Disney? Milion pytań na sekundę sprawiało, że Hristi przypominało nadaktywny bączek po potrójnej dawce kofeiny. Patrzyła z niecierpliwością, która jednak nie powodowała nieprzyjemnego wrażenia wyczekującej królowej, raczej dziecka przed Gwiazdką. - Ciekawe czy dałabym radę stworzyć runę lub kombinację, która miałaby właściwości takiego złego omenu, klątwy sennej. - zamyśliła się, mówiąc pod nosem na tyle głośno, że Krukon nie miał najmniejszych problemów ze zrozumieniem jej słów. Mógł się jedynie obawiać, że jego nowa znajoma faktycznie miała na tyle talentu i wiedzy, by stworzyć runę Śpiącej Królewny.
|
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pokój Życzeń Nie 02 Sie 2015, 23:50 | |
| Powrót do szczęśliwych wspomnień dzieciństwa był dla Bena jak łyk ożywczego powietrza w zgęstniałej atmosferze kontaktów z różnymi mieszkańcami zamku. Przybycie Hristiny znaczyło wyraźnym, jasnym punktem początek jej upadku, przebicie słońca między ołowianymi chmurami, które coraz chętniej pokrywały niebo nad krukońską głową. Teoretycznie nie robiła wiele, a zachowując się tak, jak podpowiadało jej serce nieograniczane zbyt mocno uprzedzeniami lub lękiem, dawała Wattsowi spokój, jakiego tak usilnie szukał. Zdawałoby się to paradoksalne, bo odnajdując równowagę, jednocześnie czuł jak nabierające na sile morskie fale kotłowały się we wnętrzu klatki piersiowej, grożąc kolejnym szalonym sztormem. Podświadomie bał się, że zostanie nim zaskoczony, że nie zdąży uchwycić liny, by przywiązać się do masztu i wypadnie za burtę drakkaru, pogrążając się gdzieś w ciemnych odmętach. Obserwując reakcje stażystki po zakończeniu projekcji, przygryzł lekko dolną wargę, by powstrzymać nadmiernie rozciągające się w uśmiechu usta. Konsternacja i podążające za nim święte oburzenie, które na chwilę skrzywiło jej uroczą buzię, były aż nadto wyraźne, ale w ten sam osobliwy sposób ciągnęły słońce za nogi, by zeszło niżej i rzuciło na nią więcej światła. Chichot, który nigdy miał nie przejść Benowi przez gardło, wstrząsnął nim lekko, sprawił, że odchylił mocniej głowę do tyłu, opierając ją wygodniej na siedzisku kanapy stojącej za plecami. Przymknął oczy, wsłuchując się w słowa Hristiny, od czasu do czasu kiwając tylko nieco głową, gdy się z nią zgadzał. - Jeśli powiem, że cała przyjemność po mojej stronie, to wyjdzie, że cię obrażam – rzucił z nutą rozbawienia, barwiącą jego głos czymś ciepłym. - Gapcio i Gburek? Chcę pytać, z którą stroną się utożsamiasz? – spytał, wyciągając ręce w górę i przeciągając się, póki coś nie strzeliło mu w kręgosłupie. - Mhum, niby nic wielkiego, ale materiał na psychodeliczne koszmary gotowy. Uśmiechnął się pod nosem, jednym okiem zerkając na rudą, której entuzjazm zaganiał ją nie tak subtelnie w stronę małej obsesji – i bardzo dobrze. Skoro ona wciągnęła Bena prosto w szpony komiksowego królestwa superbohaterów, on mógł odwdzięczyć się wepchnięciem w dół wypełniony disneyowską animacją. Jak na kogoś, kto w tej chwili wyglądał na podręcznikowy obraz lenistwa i bezruchu, Krukon zadziwiająco płynnie podniósł się na nogi, otrzepując dłonie z niewidocznego pyłu. - Gdzież bym śmiał, Wasza Schodowa Hejterskość – rzucił, obchodząc kanapę, by podejść do projektora. Wyłączenie go zgasiło snop ostrego światła, na powrót pogrążając pokój w półmroku. - Mam tego tyle, że nawet gdybyśmy siedzieli całą noc, to zabraknie nam czasu – podniósł pudło, potrząsając nim lekko, by rolki z filmem wyraźnie zagrzechotały. - Pięknej i Bestii niestety nie zrobił, ale inne historie też nie powinny cię zawieść. Chociaż ręki nie dam sobie uciąć, jeśli się mylę, jeszcze mi się przyda – dodał, szukając filmu, który wyszedł chronologicznie po Królewnie Śnieżce. Pinokio może nie był jego faworytem, ale skoro dopiero wtajemniczał kogoś w magię rysunkowego Disney'a, wypadałoby niczego nie omijać. Podmieniając filmy na projektorze, mimowolnie zerknął w kierunku Bułgarki, która wcale nie tak subtelnie zaczęła chyba planować nowe sposoby na utarcie komuś nosa – wystarczyło, by Ben w duchu postanowił, że nigdy nie chciałby się na znaleźć na miejscu osoby ściągającej na siebie złość panny Georgiew. Runy nie były jego ulubionym przedmiotem ani pierwszą bronią po jaką by sięgnął, jednak doceniał ich potencjał w zakresie uprzykrzania życia lub zaklinania dobrego losu. Choć słowa nie były skierowane do niego, prefekt odezwał się nieco mimochodem, choć z wyczuwalną zachętą: - Spróbuj, jeśli sądzisz, że może ci się udać. Jeśli nie masz całej potrzebnej wiedzy, nadrobisz uporem i kreatywnością. Mam tylko jedną prośbę – pstryknął włącznik, po czym oparł przedramiona o szczyt kanapy, patrząc nieco z góry na pannę stażystkę. - Nie testuj tego na mnie. Mogę ci podsunąć kilka osób – uśmiechnął się kątem ust, wracając z powrotem na swoje miejsce i podwijając rękawy koszuli, które zaczęły go nieco denerwować. - Następny jest Pinokio, coś zupełnie innego niż Śnieżka. Mniej księżniczek, więcej akcji – rzucił, przechylając się lekko, by zajrzeć, co zostało w torbie. W tempie, jakie narzuciła Hristina niedługo zostaną bez przegryzek, ale zawsze można było zejść do kuchni, machnął więc na to mentalnie ręką. Najwyżej od razu zaczną spalać to, co wrzucili do żołądków. |
| | | Hristina Georgiew
| Temat: Re: Pokój Życzeń Wto 04 Sie 2015, 18:03 | |
| Nie sądziła, że tak rozbawi swoją reakcją Krukon, a nawet nie podejrzewała, że poza spotkaniami z nią może mieć inną naturę - bardziej skrytą, tudzież czasem po prostu humorzastą, jakkolwiek by to nazwał. Nie wyglądał też na markotnego samotnika, któremu nad głową wisiało burzowe niebo, więc nawet tego nie rozważała, bo i po co? Cieszyła się swobodnie spędzanym czasem w towarzystwie brokatu, świeżych bułek czy filmów animowanych, nawet nie zdając sobie sprawy, że w jakiś pokrętny sposób ma dobry wpływ na Bena. Perfekcyjnie za to uchwyciła to drobne przygryzienie warg połączone z przytłumionym chichotem, a obrazek ten wydał się całkiem urokliwy, by nie rzec, że w osobistym rankingu rudej chłopak waśnie dostał plus dwadzieścia. Aż żałowała, że rzuciła myślenie o facetach w ten sposób parę lat temu, bo miała niezły materiał tuż pod nosem. Niby młodszy, ale wyższy, równowaga zachowana. No! Mimo wszystko nie ma co nad tym dywagować, trzeba skupić się na Disneyu, którego ogromny niedosyt odczuwała w tej chwili Hristina. Chciała więcej, o wiele więcej, zapominając, że obowiązki również ją goniły. Zawsze jutro. Jutro, superbohater entuzjastycznych rudzielców pędzących przez życie z kajzerką w dziobie. - I miałbyś zupełną rację! A co do tej dwójki - myślę, że oboje tłuką siebie nawzajem gdzieś tam pod tymi pięknymi włosami. - zaśmiała się, odrzucając stylowo włosy na plecy. - Gburek to jedno, ale nie chcesz widzieć we mnie Złej Królowej. Uśmiechnęła się tajemniczo i puściła oko prefektowi. Ułożyła się wygodniej w poduszkach, wielce zadowolona z faktu, że Krukon przewidział jej głód nowych wrażeń i wziął więcej niż jeden czy dwa filmy. Z zadowoleniem i widoczną gołym okiem satysfakcją zareagowała na odgłos rolek przesuwających się w pudle i już zachodziła w głowę jakie inne bajki stworzył wcześniej wspomniany mugol, które z nich znała, a które dopiero pozna. Czas leciał z każdym dialogiem czy piosenką, a ona miała wrażenie, że minął zaledwie kwadrans, w porywach pół godziny. Tylko czekać na szokujące zderzenie z rzeczywistością o szóstej rano, gdy okaże się, że trzeba kończyć, a ona wciąż będzie myślami przed dobranocką. Naturalnie, nie brała innej opcji pod uwagę jak siedzenie do bladego świtu, Ben powinien przewidzieć ryzyko. Niby wspominał, że "choćby siedzieli do białego rana..." - ale czy mówił poważnie? Nie ważne, i tak nie zamierzała zrezygnować wcześniej niż o wschodzie słońca. Kiwnęła głową zawiedziona brakiem Pięknej i Bestii w repertuarze, dodatkowo mając nadzieję, że w najbliższych latach Disney pokusi się o zrobienie. Była tego bardzo ciekawa i wewnętrznie przebierała nogami w oczekiwaniu na rok premiery - obojętnie, który miałby to być, grunt by za jej życia. Zaśmiała się teatralnie oraz iście demonicznie, niczym największy geniusz zła na tej planecie. - Daj mi całą listę, a już niedługo nie będzie żadnych wrogów! Pinokio jako opowieść również nie należała do jej ulubionych, ale miała to samo podejście co Watts - jak wszystko to wszystko. Kto wie, może ta wersja jej się spodoba? Może będzie miała na tyle swojego uroku, by zagrzać miejsce gdzieś w sercu Bułgarki? Znowu przestała jeść, od czasu do czasu popijając tylko sok dyniowy, wpatrzona w prześcieradło, na którym rozgrywała się akcja. I tym razem się śmiała, czasem irytowała na któregoś z bohaterów, choć głównie właśnie na Pinokia. Nie przepadała za dziećmi, a kukiełka była kwintesencją zachowań, które najbardziej działały jej na nerwy. Paradoksalnie, gdyż sama w zwyczaju nie słuchać się, pozwalać zwyciężyć ciekawości czy przepuszczać ostatnie pieniądze na "okazje dnia". Ale ona była dorosła, miała do tego prawo, prawda? Po zakończonej(oczywiście happy endem) bajce przeciągnęła się na poduszkach, po czym odchyliła głowę, by spojrzeć na Krukona. - Przyznam, że Śnieżka bardziej mnie ujęła, acz Pinokio również miał swój urok. Czy tylko ja ani razu nie współczułam tej kukiełce? Aczkolwiek wróżka była naprawdę urocza i ładna. - stwierdziła, a po chwili namysłu uśmiechnęła się szeroko niczym kot z Cheshire. - A wiesz co? Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pokój Życzeń | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |