Do tej przytulnej klasy można wejść jedynie przez klapę w podłodze, do której prowadzi srebrna drabina. Wnętrze klasy wyglądem przypomina bardziej herbaciarnię, niż salę do prowadzenia lekcji. Znajduje się tam wiele małych, okrągłych stoliczków z ustawionymi obok nich pufami. Wnętrze oświetlone jest zazwyczaj tylko przez lampy w czerwonych kloszach, gdyż olbrzymie okna zasłaniają grube zasłony. Na półkach ustawionych przy ścianach można znaleźć filiżanki do herbaty, kryształowe kule, karty tarota i wiele innych przedmiotów bliskich każdemu kto wróży
Gość
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Sro 16 Wrz 2015, 23:23
Drzwi prowadzące do sali wróżbiarstwa późnym popołudniem stały otwarte na oścież. Z pewnością zapraszały do wzięcia udziału w zajęciach, które były zupełnie inne od tych zwykłych, na których używano różdżki. Na pewno uczestnicy będą mogli wgłębić się w tajniki własnej przyszłości, poznać ją i mniej więcej dowiedzieć się w jakich okolicznościach przyjdzie umrzeć. Bądź czy znajdzie się chłopaka/dziewczynę lub czy zda sprawdzian z eliksirów. Czasami uczniowie przychodzili na zajęcia po to, bo nie mieli nic lepszego do roboty, inni zagonieni byli przez profesor siłą, a jeszcze inne niedobitki po prostu pokutowały, odrabiając tym samym szlaban. Wspaniale się zapowiadało. Wewnątrz pachniało kadzidłami, przez drzwi wypływały kłęby duszącego dymu. Jednak gdy weszło się do środka, nie było tak źle, a nawet przejrzyście. Na stoliczkach były ustawione serwisy do herbaty z chińskiej porcelany. No cóż. Usiądźcie więc wygodnie i poczekajcie na rozpoczęcie zajęć.
Czas na stawienie się na zajęcia: 19.09 Zajęcia z grupą: I (lista)
Resa Anderson
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Sob 19 Wrz 2015, 09:50
Co do wróżbiarstwa Resa zawsze miała mieszane uczucia. Z jednej strony wiedziała jak większość jej znajomych traktuje ten przedmiot i sama nie raz podśmiewała się pod nosem z wróżenia z coraz to dziwniejszych przedmiotów lub, co gorsza, stworzeń. Z drugiej strony czuła wewnętrzną potrzebę chodzenia na te zajęcia, nie do końca rozumiała co się wokół niej dzieje i miała nadzieję, że tutaj zdoła się dowiedzieć. Co to jest i jak to opanować? Wciąż ciężko jej było przyjąć do wiadomości, że ma jakiś dar inny niż wszyscy. Nigdy o niego nie prosiła. Gdyby to się rozniosło po szkole... na pewno nie chciałaby żeby inni wiedzieli o tej dziwnej umiejętności. Z torbą pełną książek wkroczyła do przytulnej sali, która w niczym nie przypominała zwyczajnej klasy. Była pewna, że przyszła na styk a nawet delikatnie się spóźniła i wielkie było jej zdziwienie kiedy zauważyła, że jest jedną z pierwszych osób. A cóż to? Strajk? Rozejrzała się uważnie i w końcu namierzyła wzrokiem panią profesor. - Dzień dobry, profesor Romulus. - powiedziała z uśmiechem i usiadła na miejscu niedaleko pulchnego Krukona, którego imienia nie potrafiła odnaleźć w odmętach swojej pamięci. Czasem żałowała, że Lucas jest w innej grupie, ale miała Tanję, która, jak miała nadzieję, wkrótce powinna się zjawić. A może nie przyjdzie? Może zajęcia zostały odwołane a ona o tym nie wiedziała? Rozsiadła się wygodnie i postanowiła poczekać jeszcze kilka minut.
Anthony Gallagher
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Sob 19 Wrz 2015, 22:54
Pomimo powszechnej niechęci do tego przedmiotu, wróżbiarstwo bez dwóch zdań należało do jego ulubionych zajęć lekcyjnych, bo i spędzał je zwykle najprzyjemniej, choć w nieco sennym otoczeniu oparów z podejrzanie pachnących kadzideł. Tony najzwyczajniej doskonale się na nich bawił, wymyślając coraz to nowe bujdy i niedorzeczności, a fakt, że zdobywał za to jeszcze niezłe oceny, tylko temu wszystkiemu sprzyjał. Wszyscy lubimy przecież czytać te durne horoskopy w nie mniej durnych pisemkach, mimo iż doskonale wiemy, że niewiele mają one wspólnego z prawdą. I choć nie był ani odrobinę zabobonny i ani trochę przesądny, w zasadzie był od tego jak najdalszy i długo nie potrafił uwierzyć w dar samej Annesley, to nie potrzebował w to wszystko wierzyć, by dobrze się przy tym bawić. Ba, wiara w ponuraki, złowróżbne pianie kogutów i czytanie przyszłości z wnętrzności gęsi tylko zabrałaby mu całą rozrywkę. I godność, to też by mu zabrała. A Merlin raczy wiedzieć, że niewiele mu jej już pozostało. Narzucił więc na siebie koszulkę z nadrukiem Voldemort can’t stop the rock, którą kupił na ostatnim koncercie Upiornych Wyjców w Hogsmeade, złapał ze stołu w Wielkiej Sali jakąś kanapkę, by przegryźć ją na szybko zamiast kolacji, a następnie udał się w żmudną i długą wędrówkę aż do klasy wróżbiarstwa na ostatnim piętrze, dwa razy walcząc po drodze z ruchomymi schodami, które zamierzały widać wywindować go w zupełnie inne miejsce. Podczas gdy przemierzał już korytarz na siódmym piętrze, dostrzegł na horyzoncie smukłą sylwetkę, blond warkocz i znajomo zmarszczony w niezadowoleniu nos, przystanął więc, pochłaniając ostatni kęs kanapki i przełykając go, a na jego usta wpłynął łobuzerski uśmiech. Zważywszy że na tym samym poziomie znajdował się Pokój Wspólny Gryfonów, nie był specjalnie zdziwiony, widząc tu Aristos Lacroix. Wsunął dłonie do kieszeni, przywołał na twarz odrobinę zaaferowany wyraz i podszedł do niej, chwytając ją za ramię. — Hej, Labaguette — przywołał ją, w razie gdyby gest nie wystarczył. — W klasie wróżbiarstwa jakiś Gryfiak próbuje nasikać Romulus do imbryka z herbatą, pomyślałem, że to zadanie bojowe do prefekta. Nie ma nic lepszego na dobre zakończenie dnia niż odjąć swoim kilka punktów, co? Uśmiechnął się do niej wilczo i nie czekając na nią ani chwili, zniknął za rogiem korytarza, a wkrótce potem w klasie, gdzie o dziwo nie było jeszcze zbyt wielu uczniów. Rzucił torbę koło jednej z puf przy wolnym stoliku i rozsiadł się na niej wygodnie, podnosząc wzrok na Xandrię. — Czołem, profesor Romulus. Komu dziś wróżymy ponuraka? — zapytał swobodnie, po czym dodał nieco bardziej konspiracyjnie: — Stawiam dwadzieścia sykli, że pannie Scrimgeour.
Tanja Everett
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Nie 20 Wrz 2015, 00:20
Tanja nie należała do osób, które siedzą ciągle na miejscu i są spokojne. Zwłaszcza, kiedy była nauczona do ciągłych ucieczek i łamania zasad. Tak się złożyło, że podczas jednego z wypadów w okolice siódmego piętra w całkiem nieodpowiedniej porze, znikąd zjawiła się profesor Romulus. To jeszcze nic. Tanja mogła pokornie schylić głowę i powiedzieć "dzień dobry". Równie dobrze mogła się schować i mieć nadzieje, że jej nie zauważy. Jednak Gryfonka przyczyniła się do ciągu wydarzeń, w którym to stała się głośnym obiektem, zwracającym uwagę. Rubin postanowił uciec z rąk Tanji i zrobić sobie slalom między nogami pobliskich zbrój. Brunetka rzuciła się za zwierzakiem, przez co rozpoczęła domino walącego się złomu. Wielki harmider, łoskot i dwa powalone ciała. Oczywiście nauczycielka nie była zachwycona, dlatego Tanja odbierała kazanie masując swoje siniaki. By jakoś obłaskawić nauczycielkę zgodziła się przyjść na lekcje. I myślała, że Xandria zapomni. Nie zapomniała. Osobiście, za pomocą jakiegoś zaklęcia chyba przywołała ją z piątego piętra i wepchnęła do klasy. Tanja parsknęła jak rozjuszona kotka, mniej więcej rozglądając się po sali. -Bry.... Resa! -otworzyła szerzej oczy i doskoczyła do przyjaciółki. Usiadła koło niej i mocno przytuliła się do Gryfonki. -Gdzieś zniknęła? Tęskniłam, Ty głupia. -ofukała dziewczynę, ale w końcu się uśmiechnęła. Cieszyła się.
Aristos Lacroix
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Nie 20 Wrz 2015, 11:36
To miał być całkiem miły dzień. Smak zwycięstwa i satysfakcji wciąż unosił się gdzieś w okolicach kącików figlarnie wygiętych ust, a wspomnienie pojedynku z Henley'em - nawet jeśli niespecjalnie wymagającego - od samego rana w pewien sposób dodawało jej animuszu. Siedziała w jednym z głębokich, miękkich foteli znajdujących się w pokoju wspólnym Gryfonów i kończyła pisać krótką sowę do Rosiera, gdy gdzieś z korytarza dobiegł do jej uszu niesamowity wręcz hałas. Zaskoczona, nieco zaniepokojona, wysłała Ombre z pospiesznie dokończoną notatką i podrywając się z fotela chwyciła leżącą na dywanie torbę, dopadając do portretu Grubej Damy. Przedostając się do głównego holu wiedziała już, że nie dzieje się nic poważnego, bo po fali trzasków, metalicznych pobrzękiwań i chmary oburzonych okrzyków dobiegających z portretów zapadła zupełna cisza. Niemniej jednak należało to mimo wszystko sprawdzić. Niesmak i pogarda, których nawet nie próbowała powstrzymać na widok Tanji sprawiły, że zmarszczyła lekko nos, sięgając po różdżkę. Kłopoty i Everett zdawały się chodzić w parze, szkoda tylko, że Walijka nigdy nie zadawała sobie trudu, by je posprzątać, kiedy już kończyła płaszczyć się przed kolejnym nauczycielem. Aristos westchnęła z dezaprobatą, kilkoma machnięciami różdżki doprowadzając do porządku zatarasowany rozczłonkowanymi zbrojami korytarz i już zamierzała wrócić do dormitorium, gdy zaledwie pół piętra niżej jacyś trzecioklasiści wdali się w bójkę. Pracowity poranek, panienko Lacroix; nic więc dziwnego, że Anthony Gallagher był ostatnią osobą, którą chciała zobaczyć, gdy pół godziny później wspinała się po schodach prowadzących do wieży Gryffindoru. Dostrzegła go jednak dopiero gdy dłoń o długich, silnych palcach zacisnęła się na jej przedramieniu, a niski, bądź co bądź przyjemny dla ucha głos wybrzmiał gdzieś nad jej głową. I może gdyby nie fakt, że Tony notorycznie doprowadzał ją do szału, Lacroix uśmiechnęła by się teraz z politowaniem. Zamiast tego parsknęła jak kotka i zdzieliła go różdżką w dłoń. — Zabieraj łapy, Gallagher. Co ty sobie w ogóle wyo... Hej! Nie skończyłam z tobą, wracaj tu — burknęła z niedowierzaniem, patrząc jak Puchon beztrosko odwraca się do niej plecami i z tym cholernym uśmiechem wiecznego lesera wymalowanym na twarzy oddala się w stronę klasy wróżbiarstwa. Gdyby miała więcej rozsądku, pozwoliłaby mu wtedy odejść. Niestety, Antek działał na nią jak płachta na byka, a chociaż - koniec końców - darzyła go ostrożną sympatią, z jakiegoś powodu zawsze dawała mu się sprowokować. Tym razem nie było inaczej i nim nieszczęsna prefekt zdążyła zorientować się w sytuacji, spojrzenie Xandrii osadziło ją na miejscu, gdy próbowała ostrożnie wycofać się z klasy. Złorzecząc pod nosem usiadła obok Gallaghera i posyłając mu uroczy uśmiech, wsunęła dłoń pod ramię rosłego Irlandczyka. I jeśli komuś wydało się to dziwne i niecodzienne, powinien był przyjrzeć się uważniej. Druga dłoń przylegającej do boku Puchona dziewczyny przesunęła się bowiem niepostrzeżenie, a dzierżona przez nią różdżka trafiła ostrym końcem między żebra nieszczęśnika. — Zapłacisz mi za to — syknęła, mrużąc oczy i zaciskając lekko usta.
Claire Annesley
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Nie 20 Wrz 2015, 12:37
O tym, że została przeniesiona z własnej grupy dowiedziała się właściwie w ostatniej chwili, co jednak nie przeszkodziło jej pojawić się na zajęciach punktualnie. Hej, w końcu była Annesleyówną, nie? Jak jej na czymś zależy, to nie ma żadnej, absolutnie żadnej rzeczy, której nie mogłaby uczynić. A że wróżbiarstwo rzeczywiście było dla niej ważne - nie ukrywajmy, skoro wszelkie wizje i omeny były nieodłącznym elementem jej dzieciństwa, nie mogło być inaczej - to spóźnienie po prostu nie wchodziło w grę. Więc choć dotarcie tu na czas wymagało błyskawicznego przegalopowania z jednego końca zamku na drugi, jeszcze szybszego doprowadzenia się do stanu jako-takiej używalności i ekspresowego zapakowania torby, to Claire nie tylko to uczyniła, ale stawiła się w klasie dokładnie w tej minucie, w której chciała. Claire Annesley, kursy perfekcyjnego zarządzania czasem, tylko 3 sykle za sesję! Oczywiście, minusem podobnych zdolności było to, że choć faktycznie potrafiła być punktualną zawsze i wszędzie, to już u celu wyglądała... różnie. Bardzo różnie. Świecące z daleka rumieńce były małym problemem w porównaniu do tego, co działo się z włosami Irlandki po podobnej galopadzie. Jak na co dzień były problemy z utrzymaniem ich w jakimkolwiek, przyzwoitym układzie, tak teraz prezentowały się godnie modernistycznej, wartej co najmniej trzech interpretacji rzeźby. Warkocz, w który były splecione, już kilka chwil temu przestał się przypominać, a sama Claire mogła bez wahania startować na miss wichru i burzy - popieszczona prądem jej fryzura nie mogłaby wyglądać lepiej. Ostatecznie więc Irlandka zdjęła gumkę utrzymującą już tylko kilka ostatnich kosmyków, przeczesała grzywę zaimprowizowanym z palców grzebieniem i dopiero wtedy wspięła się do sali, gdzie czekało już kilkoro uczniów. Pokonawszy ostatnie stopnie drabiny Annesley rozejrzała się po doskonale znanej i lubianej sali, uśmiechnęła się do tych, których znała i tych, których ledwo kojarzyła (bo przecież Klara sympatią darzyła wszystkich, którzy jeszcze jej od tego nie odwiedli) i wreszcie, na chybił trafił wybierając jeden z wolnych stolików, z sapnięciem opadła na miękką pufę. Przydźwiganą ze sobą torbę układając na podłodze obok siebie, skryła zaczerwienioną twarz w dłoniach, ze zgrozą zarejestrowała temperaturę swych policzków i westchnęła cicho. Świetnie. Nie ma to jak godne zaprezentowanie się na pierwszych zajęciach w nowym roku. Ciekawe, ile czasu będzie potrzebował Gallagher, by jakoś to skomentować? O tym, że na pewno więcej, niż mogłaby zakładać przekonała się ledwie kilka chwil później. Oczywiście, w zasadzie powinna zorientować się od razu, ale hej - była Annesleyem. W parze z punktualnością szło też zakręcenie w każdym innym temacie, stąd od momentu pojawienia się w sali potrzebowała kilkunastu oddechów, by zacząć kontaktować. By zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje. A działo się źle. Zupełnie nie tak. Także na karb oszołomienia związanego z ostatnią walką z czasem należało najpewniej zrzucić reakcję - czy niemal jej zupełny brak - na to, co właśnie zobaczyła. To znaczy, umówmy się - z Claire nie jest znowu aż taki wojownik, żeby rzucać się z pazurami na każdą, która robi coś, czego nie powinna. Co innego, gdyby chodziło tu o Aidena - chłopaka, który istotnie był dla Annesley ważny, ale był też przyjacielem. W porównaniu z Anthonym - tylko przyjacielem. Ale tu bohaterem był Gallagher numer jeden, a to już znacznie zmieniało postać rzeczy i, mówiąc wprost, pozbawiało Claire całego arsenału, jakim kiedykolwiek mogła dysponować. Właśnie na takie okazje przydawała się Gloria. O'Loughlin umiałaby zachować się odpowiednio. Tym razem taki a nie inny widok spadł jednak na barki tylko samej, samiutkiej Annesley, która zareagowała tak, jak zareagowała. Gdy jej spojrzenie zatrzymało się wreszcie na będących TAK BLISKO siebie, gdy mózg widok ten przetworzył i zawył w ramach gwałtownego protestu, Irlandka zwyczajnie oniemiała. Czerwień twarzy, którą zamierzała tak dzielnie zwalczyć, przeszła w znacznie bardziej intensywny odcień, buźka dziewczynki zatrzymała się w mało inteligentnym wyrazie rozdziawienia, drobne dłonie skrzypaczki zacisnęły się na blacie stolika. I tyle. Bo właśnie tak robiły to zakochane Annesleye, przynajmniej te płci pięknej.
Tanesha Hanyasha
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Nie 20 Wrz 2015, 15:57
Wybranie zaledwie jednego przedmiotu dodatkowego było dobrym pomysłem. Tanesha jako człowiek zdolny acz leniwy, zamiast ganiać późnym popołudniem z sali do sali wolała kręcić się po zamku, naprzykrzać Filchowi, od czasu do czasu zapolować na ryjówki dla Henryka. Kiedy znaczna ilość uczniów przesiadywała w klasach, ryzyko zostania zauważoną było znacznie mniejsze. A niby po co miałaby się komuś tłumaczyć, czemu biega po szkolnych błoniach i brzęczy słoikami? Hanyasha przechodziła więc korytarzem, przyjemnie opustoszałym, w celu przemknięcia w okolice sowiarni i skorzystania z nielegalnych i jakże szkodliwych środków odurzających. Dla normalniejszych, znanych raczej jako papierosy. Dla woźnego jednak był to wystarczający powód, by pisać do dyrektora podania o możliwość podwieszania palaczy pod sufitem a najlepiej raczenia hiszpańskim butem. Dlatego też Ślizgonka, po zajściu do łazienki w celu zaplecenia włosów w niedbały warkocz, opuściła pomieszczenie i zachowując względną ostrożność skierowała się do kryptopalarni. Wszystko szło świetnie, póki nie minęła się z profesor Romulus, której rzuciła uprzejme "Dzień dobry". Po chwili usłyszała, że nauczycielka się zatrzymała, więc i ona się zatrzymała, zerkając ukradkiem przez ramię. Kobieta przywołała ją gestem, a kiedy Tanesha naiwnie podeszła, było już za poźno. Xandria wspomniała coś, że "nie ładnie" i było to w komplecie z "opuszczać zajęcia bez pozwolenia". Dziewczyna zbaraniała na tę wiadomość, najwyraźniej próbując sobie przypomnieć o co chodzi. - Że słucham? Że jak? - brunetka wyglądała na zaskoczoną. Przynajmniej na tyle by dać się prowadzić i nie prostestować - Ja uciekłam? To z łazienki można uciekać? - zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, profesor puściła ją przy wejściu do sali. Hanyasha z zaciętą miną opierała się chwilę przed wdrapaniem na górę... ale nie zwykła pyskować nauczycielom. Poza tym była ciekawa komu zawdzięcza zgruzowanie jej planów na popołudnie. Ledwo Ślizgonka weszła do sali, uderzył ją ciężki zapach kadzideł... a wzrok wyłapał znajomą sylwetkę. Mogła się tego domyślić, Everett. Obie wyglądały do bólu podobnie i z jeszcze większym bólem pakowały się razem w kłopoty. Tanesha gderając nieco pod nosem skierowała się do stolika Gryfonek i nie czekając na zaproszenie po prostu usiadła na wolnej pufie. - Czuj się winna. - rzuciła do Tanji mierząc ją spojrzeniem zarezerwowanym właśnie na takie okazje. - Kolejna, która będzie miała świra jak zauważy, że jesteśmy w pakiecie. - dodała ciszej. - Cześć. - odezwała się chwilę później do Resy. Tan skrzyżowała ręce na piersiach i z niesmakiem przyglądała się serwisowi do herbaty. Zaduch, kadzidła, herbatka. Niczym w klubie starych, marudnych ciotek. Będą siorbały Earl Greya odchylając palec i tonem znawcy dyskutowały o pogodzie, później pogmerają fusami przewidując kogo strodze przeczyści po obfitej kolacji... a na koniec będą łypać okiem w szklaną kulę, udawać, że widzą coś, czego nie ma i że wcale nie potrzebują wizyty w Skrzydle Szpitalnym. - Możesz mi powiedzieć, co zmajstrowałaś tym razem? - odezwała się wyraźnie zrezygnowana i pogodzona z losem. Zerknęła ukradkiem na Tanję - Ja tu się przemykam, wymykam, żeby iść zapalić a tu taki klops. I jeszcze te opary, na Salazara. Może się coś pali na zapleczu?
Rosalie Rabe
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Nie 20 Wrz 2015, 17:31
Wróżbiarstwo było przedmiotem nie branym na poważnie przez większość uczniów, a już na pewno przez niemalże całość grupy wychowanków domu Salazara. Rose natomiast, nie potrafiąc nawet z sensem i logicznie wytłumaczyć swoich odczuć, darzyła lekcje z przepowiadaniem przyszłości sympatią; może ze względu na swoją niestabilność jeśli chodzi o nadchodzące dni, może o strach o jutro chwytała się przepowiedni, by chociaż trochę podtrzymać się na duchu (albo i nie), nawet jeśli nieświadomie. Całkiem przyjemnie spędzało się jej czas z odczytywaniem z herbacianych fusów, wdychając najcięższe ze znanych jej kadzideł i wsłuchując się w ciche podszeptywania dochodzące nie wiadomo skąd. Także i dzisiaj, spiąwszy na głowie najprostszy z prostych koków, z książkami przy piersi i zmarszczonymi brwiami ruszyła przed siebie, pnąc się po schodach ku górze, by po ciężkiej przeprawie wreszcie znaleźć się przy drabinie prowadzącej do samej klasy pani Romulus. Z różdżką w zębach i podręcznikami lewitującymi tuż przy jej głowie wspięła się na najwyższy, srebrny szczebel i rozejrzała po klasie, chcąc już na wstępie zorientować się, kto tym razem raczył ruszyć swoje szlachetne lub mniej cztery litery na zajęcia. Większość ze zgromadzonych była Rosalie całkowicie nieznana, niektórzy jedynie śmigali jej przed oczami na korytarzu. Przy jednym stoliku rozpoznała niejaką Taneshę, dziewczynę z dormitorium, z którą nigdy nie przeprowadziła rozmowy dłuższej niż trzy słowa. Niezbyt za nią przepadała, a sam jej wygląd w dziwny sposób irytował blondynkę. Kolejną osobą była Aristos, rok młodsza koleżanka z Gryffindoru, z którą ostatnio przyszło jej, chwilę bo chwilę, kibicować Ślizgonom na boisku. Mogłaby się założyć, że jedyną osobą, na której zawieszone było bławatkowe spojrzenie, był Rosier, ale wolała trzymać język za zębami i nie mieszać się w sprawy jej niedotyczące. I tak miała ostatnio za wiele własnych problemów na głowie. Uśmiechnęła się do niej zdawkowo, unosząc w geście powitania dłoń na wysokość obojczyka i usiadła przy stoliku na samym końcu klasy, postanawiając nie podchodzić bliżej panny Lacroix. Nie znała osób wokół niej, przynajmniej nie osobiście, a towarzystwo Puchonów to ostatnie, na co miała w tej chwili ochotę. Westchnęła przeciągle i wbiła wzrok w chińską porcelanę, swoją drogą całkiem ładną, czekając na dalszy rozwój tych jakże porywających wypadków. Oby na lekcji zjawił się jeszcze ktoś ciekawy, bo odczytywanie wszystkim tym nudnym jednostkom przepowiedni z fusów mogłoby nie skończyć się za dobrze. Otworzyła podręcznik i leniwie przesuwała opuszkiem palca wskazującego po tekście, niby czytając, ale myślami będąc gdzieś daleko, daleko od wieży.
Gwendolyn Scrimgeour
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Nie 20 Wrz 2015, 22:14
Blondwłosa wodzirejka imprez masowych wpatrywała się w kartę zawieszonego nad łóżkiem, ściennego kalendarza z niezbyt umiejętnie ukrytą niechęcią i urazą. Cyfra opatrzona czarną jak dusze śmierciożerców otoczką ewidentnie cierpiała na brak taktu, bo gdyby takowy posiadała już dawno oddałaby się procesowi dematerializacji, zginęłaby, przepadła, rozpłynęła w nicości lub w akcie ostatecznej desperacji – zmieniła orientację… przestrzenną. Gwen pozwoliła sobie na ciche westchnięcie, opatrzone nutką hiperbolizowanej dramaturgii, którą wyuczyła w sobie podczas wszelakiej maści publicznych występów i obdarzyła utwierdzony zaklęciem trwałego przylepca terminarz ostatnim, pełnym jadowitości spojrzeniem, w płonnej nadziei, że ten finalnie dopuści do swego papierowego „ja” aluzję. Niestety, kalendarz okazał się równie bezrozumny, co nieczuły i wciąż zajmował dotychczas okupowane miejsce na ścianie, połyskując bezczelnie drukarską farbą. Blondwłosa chwilę przed opuszczeniem dormitorium, z nieukrywaną irytacją-ale-i-satysfakcją zerwała stronę opatrzoną datą i dopiskiem informującym o karnym zapisie na roczny kurs Wróżbiarstwa, zmięła w kulkę i cisnęła do stojącego nieopodal kosza. Rzecz jasna nie trafiła, choć niespecjalnie ją to zdziwiło, nie bez kozery unikała czynnej gry w Quidditcha jak ognia. Okej, Lucas też miał w tym swój udział. Droga, którą pokonać musiała słodka panna Scrimgeour, mimo trasy jak gdyby specjalnie skomponowanej pod marudnych uczniaków spod znaku Kruka, dłużyła się jej niemiłosiernie, a czas przeznaczony na dotarcie do wrót najbardziej zadymionego pomieszczenia w zamku, no może nie licząc Pokoju Życzeń, kiedy kilka niespełna trzeźwych uczennic nie ma siły by uskutecznić wycieczkę na którąś z wież w celu zapalenia przysłowiowego dymka i bezceremonialnie wykorzystują ku temu ową zmienną-jak-kobieta komnatę, zasługiwał na miano nieskończoności. Kiedy blondwłosa finalnie dotarła pod klapę oddzielającą jej skromną osóbkę od nieocenionej, wróżbiarskiej wiedzy, po niemałych trudach, zważywszy na własne ubytki w orientacji… w terenie, czuła się jak skazaniec na szafocie. Z tą różnicą, że nie miała zielonego pojęcia jaki wymyślny sposób dokonania egzekucji wpadł do makówki prowadzącej te jakże znakomite zajęcia. Wetknąwszy różdżkę za ucho, pokonała dzielące ją od miejsca przeznaczenia szczeble srebrnej drabiny i nie pozwalając sobie na manifestację choćby odrobiny wpajanej latami kultury, bez słowa, krokami zasługującymi na miano milowych, przecięła odległość dzielącą jej królewską mość z jedną z zawczasu dostrzeżonych współtowarzyszy niedoli. Rosalie Rabe i alkohol w krukońskiej makówce szkolnej komentatorki stanowiły nieomalże synonimy, także w sytuacji zagrożenia nudą bądź ponad miarową groteskowością wydarzenia, jakim była nadciągająca z niemałą prędkością lekcja, wybór towarzysza gehenny zdawał się kwestią należącą do grona tych prostszych. Szczerze powiedziawszy Gwen miała skrytą nadzieję, że jej ulubiony wężyk zawczasu dolał coś do herbaty.- Mam nadzieję, że uda nam się wywróżyć rychłą śmierć któregoś z ziemniaków. Ta szarańcza zbyt swobodnie roznosi się po Hogwarcie.- Rzuciła konspiracyjnie, w akcie powitania blondwłosej równolatki i nie uprzedziwszy gestu pytaniem, spoczęła wygodnie na wyjątkowo funkcjonalnym, jak na warunki szkolne, siedlisku. Tak, podprowadzenie którejkolwiek ze zdobiących klasę goszczącą pasjonatów przedwczesnego poznawania tego co nieuniknione pufy, stało się jednym z głównych, tegorocznych założeń panny Scrimgeour, plasującym się zaraz po zdaniu OWUTEMów. Choć może i przed. Przytulne warunki nauki zawsze spoko. Tak. Lazurowe spojrzenie leniwie omiotło wnętrze klasy, przebiwszy się uprzednio przez opary dymu, zasłużenie przywodzące niewieście ten papierosowy, przez który (karnie) zasiliła szeregi entuzjastów tejże arcyzabawnej, szkolnej dyscypliny. Nieomalże natychmiastowo dostrzegła dwie gryfońskie, acz zupełnie przeciwstawne sobie jednostki, z których jednej skinęła z uznaniem głową, a obecność drugiej skwitowała krótką, acz daleką od subtelności wypowiedzią.- Oho, Lakrosant finalnie uznała swego wewnętrznego Puchona. Winszuję. Zaakceptowanie prawdziwej natury to spory krok do samoakceptacji. Może powinnam zaklaskać?- Spytała retorycznie, mrugnąwszy z rozbawieniem ku Tanji. Lekcja ostatecznie nie zapowiadała się aż tak... arcynudno. Nie takie złe wróżbiarstwo jak je piszą.
Ben Watts
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Nie 20 Wrz 2015, 22:45
Nadgorliwość była gorsza od faszyzmu – szkoda tylko, że nikt nie poinformował o tym fakcie Xandrii Romulus. Pani Romulus otóż, wiedziona przeczuciami popartymi zapewne fazą po wdychaniu kadzideł (lub zwyczajnie wielokrotnymi obserwacjami), w piątek przed zajęciami krążyła po korytarzach, jak sęp wypatrując ofiar, które mogłaby zawlec do swojej zadymionej klasy. Czy legowiska, jak kto woli. Ben na swoje nieszczęście zawsze górował gdzieś nad tłumem, zwracając z dala uwagę wszystkich pożądanych lub niepożądanych jednostek. A fakt, że z jakiegoś niewiadomego powodu był pupilkiem Machiavelliego, wcale nie ułatwiał mu życia, gdy przychodziło do konfrontacji z tą kobietą. O co jej w ogóle chodziło z tymi regularnymi próbami zawlekania go na wróżbiarstwo, skoro nigdy nie zapisał się na ten przedmiot, a nawet nim otwarcie gardził? Profesor Romulus albo nie wyłapywała sarkazmu, którym ociekał jego głos, jeśli zdarzyło się Krukonowi mieć wyjątkowo pechowy dzień i trafić do sali, lub zwyczajnie ją to bawiło. Biorąc pod uwagę jej rodzinne powiązania z opiekunem Ravenclawu, Wattsa nie zdziwiłoby to ani odrobinę. Najwyraźniej oboje czerpali przyjemność z grania innym na nerwach i zmuszania ich do pewnych upokorzeń. Dzisiaj niestety był właśnie jeden z tych dni, gdy wracając do dormitorium z biblioteki, prefekt został wypatrzony przez Xandrię – udając, że nie zauważył, jak przywołuje go gestem i szerokim szatańskim uśmiechem, skręcił gwałtownie w następny korytarz, zmuszając się, by nie zacząć biec. Choć w ogólnym rozrachunku może powinien był to zrobić. Może uniknąłby ożywionej zaklęciem zbroi, która nagle zastąpiła mu drogę, opuszczając halabardę. Na. Gacie. Merlina. Serio? Zaciskając usta w wąską linię, Ben stanął w miejscu, z wyraźnym mordem w oczach przyglądając się ostremu końcowi broni – czy tej kobiecie aż tak zależało na większej frekwencji? Zawołany przez panią profesor, tym razem nie miał wyjścia. Jego strategia na YOLO nie podziałała, tym razem wpadł w szpony harpii, zamiast oddelegować się bezpiecznie do dormitorium. Bywa i tak. Tylko jakoś za każdym razem wciąż i wciąż się irytował, wiedząc, że ma w perspektywie godzinę wymyślania oraz słuchania bredni. Ze zrezygnowaniem i blazacją starannie ukrytymi pod bezemocjonalną maską (tylko tego morderczego spojrzenia nie zdołał zniwelować) oddelegowany do klasy wróżbiarstwa, wspiął się po drabince na górę do klapy. Zapach kadzideł aż zatykał. O matulu, Xandria chciała ich podusić. Albo utopić w tych filiżankach do herbaty, które porozstawiała na każdym stoliku. Watts był tak poirytowany całym zajściem, że po prostu siadł przy jednym, który wciąż pozostawał pusty, nie rozglądając się dookoła i nie szukając znajomych twarzy. Tak czy siak najbliższa godzina miała być wyjątkowo wymyślnymi torturami. Opierając się mocniej plecami o krzesło, przetarł twarz dłonią, przymykając na chwilę powieki. Do pary ze skrzyżowanymi na torsie rękami i płytkim oddechem, wyglądał bardziej jak posąg niż żywy człowiek.
Gość
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Nie 20 Wrz 2015, 23:37
Zajęcia z wróżbiarstwa odbywały się w takim miejscu, gdzie ciężko było o jakikolwiek przewiew. Duszący dym sprawiał, że uczniowie jakoś dziwnie zaczynali być weseli i mówiąc prosto z mostu; niezwykle podjarani. Być może tylko Enzo i Sebastian wiedzieli co też właściwie ich matka paliła, zgrabnie nazywając to po prostu kadzidłami. Gdy tylko uczniowie się zbierali, Xandria powitała pierwszych przybyłych uczniów, czekając na tych konkretnych. Miała ich na liście, oczywiście, nie byli zapisani z własnej woli. Gdy do klasy wpadł Puchon w koszulce z koncertu Wyjców, uśmiechnęła się od niego, słuchając jego tekstu na podryw. - Drogi chłopcze. Fusy nie kłamią, ale wiem jedno. Tobie wywróżę zadanie domowe. W pewnym momencie wyszła i zjechała dosłownie po drabinie w dół i poszła na poszukiwania. Trudno było ją nie zauważyć. Wielki kapelusz z mieniącym się we wszystkich kolorach pawim piórem przyczepionym do niego był nazbyt charakterystyczny, żeby pomylić kobietę z jakimś innym nauczycielem. Zdziwiona była więc, że jakaś uczennica wpadła na nią i przewróciła. Ale to dobrze, kolejna ofiara do nauki wróżbiarstwa, jakże bardzo ważnego przedmiotu w życiu każdego czarodzieja. Gdy ją odprowadziła spojrzeniem do samej drabiny, prowadzącej do klasy, ruszyła dalej przed siebie i… zaraz, czy ona przypadkiem nie kazała panience iść na zajęcia? Tak więc i Tanesha, pomylona z Tanją została siłą zaprowadzona na zajęcia. Największym ze wszystkich jej łupów był jednak Ben Watts, który niemalże zaczął uciekać na sam widok nauczycielki. Niestety, bezskutecznie. Zbroja była po stronie profesorki, bądź po prostu była wredna. Gdy łowy się skończyły, wróciła do klasy wielce ucieszona. Roześmiała się dopiero gdy stanęła po środku klasy i objęła wszystkich szalonym spojrzeniem. - Witajcie drodzy uczniowie! I ty Anthony – powiedziała, po czym klasnęła w dłonie. – Podczas zajęć będziecie pracować we trójkę więc niestety, ale będę musiała was rozsadzić, bo za mało, bądź za dużo was przy jednym stoliku, a serwis do herbaty jest na trzy osoby, rozumiecie. Trzy filiżanki, trzy osoby – zacmokała, kręcąc głową. Jej ton głosu był niby smutny, w końcu musiała przerwać wszystkie rozmowy i zainteresować ich swoją osobą. Spojrzała kątem oka w stronę pierwszego stolika. Dwie. Indentyczne. Dziewuszki. Nie, one nie mogą siedzieć razem, a może jedna jest tylko halucynacją wywołaną przez opary marihuany i opium w powietrzu? - Bliźniaczki muszą się rozsiąść, bo mam oczopląs. Jedna z Was – tu wskazała na Taneshę palcem – przesiądzie się do pana Wattsa, który postanowił spędzać urocze chwile w samotności – powiedziała wesoło, po czym puściła perskie oko w kierunku Bena. Bardzo go lubiła, ale on chyba nie doceniał sympatii, jaką go darzyła. To przykre, bo Xandria naprawdę była miłą osobą. Dopóki ktoś jej czegoś nie zepsuł, albo był po prostu brzydki i biedny. Zaraz później po małym przemeblowaniu pary wyglądały tak:
- Zaczniemy więc od wróżenia z fusów, a później przejdziemy do bardziej ekstremalnych poczynań – powiedziała, uśmiechając się cały czas szeroko. Czerwona szminka wypełniała jej usta, przez co uśmiech był jeszcze bardziej wyrazisty i rozpraszający uwagę. Zaczęła się przechadzać między stolikami. Machnęła różdżką, sprawiając, że serwis do herbaty zaczął lewitować . Imbryk wypełniony wrzątkiem powoli, starannie i równo nalał do filiżanek z chińskiej porcelany wodę, zaparzając tym samym herbatę, pachniało angielskim Earl Grey’em. - Póki herbatka się zaparza, to każde z Was może mi opowiedzieć o tym, co wam się dzisiaj śniło.
Następny post: 24.09, godzina 22:00
Tanja Everett
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Czw 24 Wrz 2015, 00:14
Szczytem marzeń na pewno nie było siedzenie bez sensu na wróżbiarstwie, o którym Tanja miała marne mniemanie, ale widząc nauczycielkę można było się jednak zastanowić. Xandria Romulus sprawiała, że człowiek zwracał się do niej z szacunkiem i uznaniem. Była piękną kobietą w sile wieku, ale nikt by jej tego nie powiedział. Sił witalnych miała tyle co nastolatka. Ponętna nastolatka. Dobrze, że Tanja nie lubowała się w kobietach, bo patrzyłaby maślanym wzrokiem na nauczycielkę całą lekcję. Na szczęście nie czekał ją taki scenariusz. Widok Resy przy stoliku napawał Tanję otuchą, że jednak to nie będzie zmarnowany czas. Co innego powiedzieć można było o Lacroix, która panoszyła się jak durna gęś po sali, jakby była królową świata. Taaa... chyba naczelnej głupoty, ale Tanja po prostu nie zwracała na nią uwagi. Teraz ani nigdy. Everett zajęta spotkaniem z Gryfonką o mało co nie przegapiła wejścia jej duchowej bliźniaczki. Otworzyła szerzej oczy, widząc siadającą obok Taneshę. -A Ty? Rozum straciłaś, będziesz z jaj Henryka wróżyć? -zapytała zaskoczona. Późniejsze słowa Ślizgonki wyjaśniły wszystko. Tanja zachichotała, ale zasłoniła usta rękoma, by jakoś to zagłuszyć. -Znowu nas pomylono... Romulus mnie dopadła jak zrzuciłam na siebie i na nią domino zbrój. Wysłała mnie tutaj i chyba... spotkała Ciebie? -uniosła znacząco brwi. Pojawienie się nauczycielki przerwało dysputę bliźniaczek. Z ust Gryfonki wydarł się jęk, kiedy Tanesha została przeniesiona do innego stolika. -Ale... ale dlaczego?! Pani zabrała pół mojego wewnętrznego oka, teraz obie będziemy ślepe! -jęknęła na głos, licząc, że ta lekcja zostanie zapamiętana na długo. Oby! Westchnęła głośno i wzięła swoją filiżankę. Spojrzała na Rosalie, która do nich podeszła. Była Ślizgonką i chociaż Tanja miała wielu znajomych w tym domu, do tej wolała zachować dystans. Opary w sali powodowały, że Gryfonka czuła się coraz bardziej wyluzowana, a to wspomagało jej cudowne "wizje". Kiedy Xandria powiedziała o snach, Tanja puściła oczko do Taneshy. Znała ten znak doskonale. -Śniło mi się, że wraz z Taneshą w strojach Amazonek jechałyśmy na ogromnych ponurakach, które rzygały na odległość tęczą, w rękach miałyśmy płonące pióra i ścigałyśmy... grupę ludzi. Myśli Pani, że to wizja karzącej ręki sprawiedliwości? -zagadnęła nauczycielkę. Chyba zostanie na tych lekcjach do końca semestru! -Zwłaszcza dla Lacroix. -mruknęła cicho do Resy.
Gwendolyn Scrimgeour
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Czw 24 Wrz 2015, 15:14
(Z góry przepraszam za treść posta. Mam dziwny humor i mało czasu.)
Początkowa niechęć niewiasty do przedmiotu stopniowo ulatniała się wraz z czasem spędzanym w zadymionej Sali. Prawdę mówiąc nie miała pojęcia co takiego rozprowadzała w powietrzu wychylająca się nad wyraz wymuskaną aparycją pedagog, ale z każdą mijającą sekundą Krukonka nabierała jawnej ochoty by rzucić w eter pytanie traktujące o wyjawieniu personaliów rozprowadzającego towar dilera. Gwen z radością odkryła, że mimo totalnej ignorancji, a co za tym idzie, niewiedzy w podstawowych nawet ramach genezy przedmiotu, z łatwością odnalazła się w zaserwowanej karnie sytuacji. Wygodny fotel, rychła „groźba” herbatki w towarzystwie wyrośniętego kolegi z domu i równolatki ze Slytherinu, przyjemne opary, wszystkie te czynniki, a zwłaszcza ostatni, owocowały rosnącym z każdą sekundą uśmiechem przyspawanym do bladego, gdzieniegdzie opstrzonego piegami lica. Gdyby tylko mogła zanurzyć drobną dłoń w połach swetra i wydostawszy z kieszeni ukochaną papierośnicę, przysporzyć nietypowej klasie dodatkowej porcji dymu, a uczynny skrzat domowy rozlewałby zafrasowanym uczniakom rozbudzającą kubki smakowe Ognistą, blondynka podkusiłaby się o stwierdzenie, że do szczęścia nic jej już nie potrzeba. No może prócz niepozornie wyglądającego Gryfona. Ah. Ale my tu nie o tym. Gwendolyn jak najwygodniej rozsiadła się w pufie, kilkakrotnie wywiercając pośladkami odpowiednie wgłębienie w siedzeniu, po czym mrugnąwszy uprzednio do Bena rozpuściła dotychczas związane w koński ogon kosmyki i intensywnie je zmierzwiwszy, obróciła się frontem do nauczycielki. Nie siląc się na delikatność, przejechała ręką po prawym profilu własnej twarzy, zatapiając palce w splątanych puklach i beznamiętnie je targając. Lico niewiasty, wyzbyte zawczasu błogiego wyrazu, akuratnie biło czymś co odruchowo przywodziło na myśl szaleństwo, a oczy, skierowane ku nauczycielce wywiercały w facjacie kobiety metaforyczną dziurę.- Jeśli pani pyta…- Zaczęła, iście obłąkańczym tonem, nie spuszczając wzroku z postaci wróżbitki.- On…. On co noc nawiedza mnie we śnie. – Wydukała nieco ciszej, nawet nie mrugnąwszy.- Próbuję walczyć, ale on… on jest silniejszy. I nie mówię tu tylko o fizycznych aspektach. Ma dar przekonywania. Ja wiem… Ja wiem, że nie będę w stanie mu w niczym odmówić.- Kontynuowała, drugą rękę zatopiwszy w blond czuprynie, nieomalże rwąc włosy z głowy.- Profesor Machiavelli. Każe, on… oh.- Głowa Gwen ze zrezygnowaniem opadła w dół, w czym wtórowały jej obie ręce, nieomalże dotykające podłogi.- Każe mi przenieść się do Hufflepuffu.- Dokończyła dosadnie, równocześnie prostując sylwetkę i nie potrafiąc już zapanować nad własnym, upojonym dymem kadzideł temperamentem, parsknęła śmiechem, czym prędzej ukrywając usta za dłońmi.- Myśli pani, że to coś oznacza? Może rychłą śmierć Puchonów? Albo ich wielbicieli? Ponuraki? Cokolwiek?- Spytała przytłumionym rękoma tonem. Cokolwiek unosiło się w powietrzu, wzbudzało w Gwendolyn nutę kreatywności, a bariery, cóż, stopniowo puszczały. Oby tylko reszta nie reagowała podobnie, bo znając marudy można by spodziewać się grupowego seksu.
Tanesha Hanyasha
Temat: Re: Klasa Wróżbiarstwa Czw 24 Wrz 2015, 21:33
Robiąc ogląd pozostałych ofiar Xandrii, Hanyasha zastanawiała się ilu zostało uprowadzonych siłą, a ilu przyszło odpokutować za psucie dnia jedynego woźnego w Hogwarcie. Stwarzanie pozorów zainteresowania nerwicą Filcha było idealną okazją na schwytanie co najmniej kilkoro uczniów na zajęcia dodatkowe i całkiem spora część nauczycieli skwapliwie z tego korzystała. Romulus również wygląda na taką, która do szczęścia, poza stałymi bywalcami potrzebowała nieco negatywnych fluidów, wylewających się nieraz i kaskadami z rozgoryczonych, przywleczonych siłą młodych czarodziejów i czarownic, którzy swoje popołudnie wyobrażali raczej w towarzystwie Jacka Dannielsa i paczki szlugów. Herbatka w porcelanie i tona kadzideł będąca siedliskiem związków rakotwórczych z pewnością nie była ulubioną rozrywką wiekszości uczniów więc jako karniak i pokuta nadawała się w sam raz. - Węży się nie kastruje, Everett. - odezwała się marszcząc brwi. I ona nazywa się jej bliźniaczką? Gdyby nią była, nie zadawałaby takich pytań. A przynajmniej tak bezsensownych. O wiele rozsądniej było zagaić o uraczenie papierosem. - Jak zwykle robisz bajzel, a później ja dostaję po dupie. - Tan westchnęła ciężko i wywróciła oczami. - Oczywiście, że tak było. Przemieszczałam się korytarzem na pełnym legalu w tempie nie wskazującym na popełnienie przestępstwa... i oto jak skończyłam. - zatoczyła dłonią lekki krąg nad porcelaną z miną tak zbolałą jakby zamiast herbaty czekała na nie praca w chińskiej fabryce. W krótce później zjawiła winowajczyni całej sytuacji w postaci profesor Romulus, której sylwetka majaczyła Ślizgonce przez solidne opary kadzideł. Dziewczyna skupiła wzrok na ustach kobiety, które umalowane szminką w intensywnym kolorze przykuwały spojrzenia... głównie nieco szaleńczym uśmiechem. A może jej się tylko wydawało? Zaduch robił swoje a dym sprawiał, że wygładzały jej się fałdy mózgowe? Słysząc, że nie dane jej będzie biadolić razem z Tanją i jej Gryfońską sąsiadką, wstała powolnie i przesiadła się do wyznaczonego stolika. Zanim raczyła usadzić się na pufie w towarzystwie Krukonów, odrzuciła szatę do tyłu jak światowej sławy wirtuoz fortepianu. Palce splotła razem i ułożyła sobie na podołku. Minę miała nieprzeniknioną i nie skażoną choćby cieniem uśmiechu. Czekała na reakcję bliźniaczki i nie trwało to dłużej niż zaledwie mrugnięcie. Wewnętrznego oka, oczywiście. - Oh, daj spokój Tanja. Dostało uczulenia od metafizycznej maskary. W takim stanie i tak nas nie urządzało. - odezwała się brunetka, wyraźnie powstrzymując lekki uśmiech bo kąciki ust mimo wszystko jej zadrgały. Ale to jeszcze nie wszystko, Gryfonka zdawała się być upojona czymś co powodowało głupawkę i powoli zaczynało się udzielać Hanyashy. To nie były kadzidła. Z pewnością nie było to nic legalnego. Odchyliła się nieco na pufie słuchając o śnie swojej drogiej niesiostry i pozwalając sobie na szeroki, acz koci uśmieszek. Nie była to jednak jedyna bajkopisarka w towarzystwie. Nieznana jej z imienia Krukonka, z którą w tej chwili dzieliła stolik, również zdawała się nawdychać już wystarczająco by dać popłynąć swojej wyobraźni. Po tak dramaturgicznym przedstawieniu w którym nie mogło zabraknąć wzmianki o ziemniakach, Tan uznała, że nie może być gorsza. Przechyliła głowę, pośpiesznie przeszukując jej zawartość w dziale "mindfuck" i dość szybko znalazła coś odpowiedniego na tę okazję. - A mi się dziś śniło, że razem z Tanją wyprowadzałyśmy na spacer wielkie cerbery na smyczach z ciasta francuskiego... które kruszyły się i opryskiwały wszystko dżemem... kiedy doszłyśmy do parku, zauważyłyśmy budkę "Doskonałę żarłę"... dziewczyna, która tam obsługiwała, zaproponowała, że zaśpiewa nam piosenkę o Buddzie. Straszliwie fałszowała, w końcu kiedy chciałyśmy już odejść, położyła się na rożnie od grilla i zamieniła w kiełbasy... obstawiam myśliwską podwędzaną... my tego nie ruszyłyśmy, rzecz jasna, ale psy wrąbały conajmniej po dwa kilo. A później głos znikąd powiedział, że do zestawu zawsze są ziemniaki. Spadł cały deszcz... Purée, wszędzie purée... myśli pani, że to taka metafora, że nawet z beztalencia jeszcze może być pożytek? Ziemniaki to raczej nie jest jadło dla bogatych, czy to więc symbol ubóstwa? Sądzi pani, że powinnam nakablować mamie, że dziadek grywa na giełdzie, zanim przepierniczy nasz majątek? Na ziemniaki, na przykład.