|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Lucas Shaw
| Temat: Re: Pokój Życzeń Pią 29 Sty 2016, 23:32 | |
| Lucas lubił te momenty, kiedy niewidoczny dla oczu postronnych mógł w spokoju pogadać z bratem. Oczywiście, ich rozmowy pełne były ironii, żartów oraz dogryzek, lecz tym razem miało być zupełnie inaczej. Gdy tylko Louis pojawił się na horyzoncie to młodszy brat czuł, że coś jest nie tak. Atmosfera powagi i skupienia jaka narodziła się, gdy tylko zasiedli w fotelach była niepokojąco drażniąca. Lucas nie miał dobrych przeczuć. Wyprostował się, biorąc łyk kremowego piwa. -Wal. -rzucił, kiedy Louis widocznie zbierał się do rozpoczęcia rozmowy. W napięciu, które nieznośnie kuło gdzieś w boku Lucas wyczekiwał złych wieści. Nie pomylił się. Zmarszczył czoło, spoglądając na starszego brata. -Rumunii? To nie jest zwykłe badanie życia smoków, prawda? -zapytał cicho, uważnie obserwując Louisa. -Mogę wiedzieć o co chodzi, czy to zbyt tajna misja? Na pytanie o to, czy bez ręki będzie spoko bratem, na ustach Lucasa pojawił się krzywy uśmieszek. -Przynajmniej będę miał przewagę w zapasach. Nawet mi to odpowiada, ale wolałbym Cię z obiema rękami. -wziął łyk piwa, które już przestało mu smakować. Obracał butelkę w dłoni. Chciał wysłuchać wszystkiego, co miał mu brat do powiedzenia. -Zabawne, ale ja się wybierałem w przyszłym tygodniu do rumuńskiej szkoły magii. Chciałem się tam przenieść na ostatni semestr, by potem zacząć pracę w Smoczej Kolonii. Na razie chcę się tam rozejrzeć... ale raczej mało możliwe, abym zmienił swoją decyzję. Cuda tego typu nie mają miejsca. -spochmurniał. -Może Ci w czymś pomóc? Wychodzi na to, że mało rozmawiamy ostatnio o bardzo poważnych sprawach. -Lucas uśmiechnął się kwaśno. |
| | | Louis Shaw
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sob 30 Sty 2016, 22:49 | |
| Racja. Posiadanie rodzeństwa, a zwłaszcza młodszego ma to do siebie, że oprócz momentów "wychowawczych" w których jako starszy brat Lou musi się wykazać rozwagą i umiejętnym przekazaniu lekcji jakie nabył na podstawie własnych doświadczeń, są też takie w których ten młodszy brat ma poczuć przede wszystkim to, że temu starszemu zależy na więzi z nim i gotów jest ją pielęgnować często na zasadach młodszego. Takimi momentami spajającymi były właśnie luźne rozmowy (niekoniecznie o kobietach, bo Louis mimo starań Lucasa omija ten temat jak najszerszym łukiem) ale o wszystkim, co odbiega od konwencji czy oficjalnych zasad. Louis bardzo cenił takie momenty, i bardzo by chciał, by to spotkanie w Pokoju Życzeń było jednym z nich, niestety ku rozpaczy ich obojga musiał obejść się smakiem. Po tym, jak w zasadzie jednym tchem starszy Shaw powiedział to, co leży mu na sercu, obserwował w napięciu swojego młodszego brata. Zaimponowała mu ta nieco młodzieńcza gotowość do pomocy, inicjatywa. Szkoda tylko, że mógł z niej skorzystać w tak niewielkim stopniu. - Sorry, że to mówię brat, ale nawet nie myśl o wyjeździe do Rumunii. Zwłaszcza teraz. Smocza Kolonia nie jest już tym miejscem, w którym jeszcze niedawno się uczyłem. Na pewno nie jest tam tak spokojnie jak kiedyś... - zrobił pauzę, pociągnął solidny łyk kremowego piwa, jakby liczył na to, że doda mu ono odrobiny odwagi. Uśmiechnął się, w całej powadze i stresie w jakim się znajdował, żart Lucasa dotarł do jego świadomości dopiero teraz: - Po Smoczej Kolonii i okolicach zamieszkiwanych przez smoki kręcą się poplecznicy Sam - Wiesz - Kogo. Musisz mi absolutnie przysiąc, że NIKOMU o tym nie powiesz. Ani Resie, Ani Gwen, Wandzie, Komukolwiek łącznie z nauczycielami. Przekonałem Dumbledora, żeby pozwolił mi i kilkorgu z pracowników Smoczej Kolonii na przetransportowanie na teren Hogwartu dużej części populacji smoków z Kolonii. Nie będą to Roggogony, bo z nimi w tak liczebnej grupie moglibyśmy mieć kłopoty, ale będzie ich naprawdę sporo, różne rasy i na pewno nie tak spokojne jak Irvin. - powiedział biorąc głęboki oddech: - Jeszcze nie wiem gdzie je dokładnie ulokujemy, ale będzie trzeba całej masy zaklęć zabezpieczających szkołę i las,. żeby nikomu nie zrobiły krzywdy czy nie puściły szkoły z dymem. Braciszku, jestem Ci bardzo, ale to bardzo wdzięczny za wsparcie, ale jedynym sposobem w jaki możesz mi pomóc jest absolutna dyskrecja. Nie możesz tego powiedzieć nikomu, zwłaszcza rodzicom. Choćby ktoś próbował to z Ciebie wyciągnąć siłą. Musisz milczeć. Sam - Wiesz - Kto chce przekabacić smoki na swoją stronę. A wtedy... - Louis urwał, na samą myśl o tym, co może zrobić Sam - Wiesz - Kto mając do dyspozycji smoki przeszedł go nieprzyjemny dreszcz: - Rodzicom też ani słowa. - powiedział po czym momentalnie ucichł wyobrażając sobie zapłakaną matkę, czy ojca chcącego go za wszelką cenę zastąpić.
|
| | | Lucas Shaw
| Temat: Re: Pokój Życzeń Wto 09 Lut 2016, 19:26 | |
| Na ustach Lucasa pojawił się kpiący uśmieszek. -Nie jadę do Smoczej Kolonii. Dumbledore mi wszystko wytłumaczył, jadę do SZKOŁY na zachodnim krańcu Rumunii, a dobrze obaj wiemy, że kolonia jest na wschodnim. Nie rzucam się w piekło smoczych zionięć. Jadę się rozejrzeć w przyszłym tygodniu i mam wtedy podjąć ostateczną decyzję. -upił łyk piwa. Jawnie zbuntował się przed Louisem. Prawda była taka, że chociażby Louis stawał na głowie, aby zablokować wyjazd brata, ten i tak pojedzie. Postawi na swoim chociażby po trupach. Chociażby miało dojść zaraz do braterskiej bójki, Lucas dopnie swego. Nic Louisowi do tego. Krukon nawet nie uniósł się, wiedząc, że decyzja i tak należy do niego. Wsłuchał się w słowa brata, upijając co chwilę łyk z butelki. Zamyślił się głęboko. -Trzeba było tak od razu, może się jeszcze zastanowię! Smoki w lesie, czad. -wyszczerzył zęby uradowany. Pytanie jednak brzmiało - co z Resą? Czy jej widok nadal pozwoli mu się uczyć tutaj, w Hogwarcie? Na myśl o niej serce Lucasa zabiło żałośnie. Zabił ten odruch mocniejszym łykiem piwa. -Ani słowa. -wysunął butelkę, aby stuknąć się z Louisem na znak, że nie chce stracić jego zaufania. -Z samej ciekawości tam się rozejrzę, jak jest w innej szkole. Wrócę, aby robić sobie wypady z Tobą do Zakazanego na smoki. A jakie planujecie przenieść? Ogniomioty są dość skore do negocjacji, szwedzkie są nieufne, więc nie wiem czy zaufają im czy nam. -wzruszył ramionami. Oczywiście żartował z tymi wypadami. |
| | | Louis Shaw
| Temat: Re: Pokój Życzeń Pon 15 Lut 2016, 01:40 | |
| I w tym momencie wychodziła jedna z głównych cech rodu Shawów - upartość. Odziedziczona prawdopodobnie po matce. Louisowi aż zagotowała się krew, Nie tylko z powodu braku możliwości przekonania brata, ale i świadomości, że jego obecność w Rumunii może być dla niego zagrożeniem, nawet jeśli to będzie przeciwległy kraniec kraju. - Czy Ty się słyszysz, Młody?! Dla Sam-Wiesz-Kogo ta odległość nie będzie żadną przeszkodą. ŻADNĄ! Jeśli tylko jakimś cudem dowie się, że to ja jestem odpowiedzialny za wyczyszczenie kolonii prawie do zera nie wierzę, że Cię nie wykorzysta by dorwać mnie, czy kogokolwiek kto mógłby coś wiedzieć. Szkoła w Rumunii to nie Hogwart, stary! Super, nowa przygoda, znajomości szanse i tak dalej, ale gówno Ci z tych wszystkich szans przyjdzie jeśli w tej szkole nie ma Dumbledore'a - jedynej osoby, której Sam - Wiesz - Kto nie podskoczy. Dobra stary, bo wiem, że i tak nie ma sensu Cię przekonywać, bo i tak zrobisz po swojemu, albo nie jesteś Shaw...moje zdanie możesz mieć tam gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę, ale pomyśl jak zareaguje Resa jeśli wyjedziesz i będziesz miał z mojego powodu śmierciożerców na ogonie? Zastanów się do jasnej Anieli... - powiedział głośno, upijając łyk piwa, mając nadzieję, że pomoże mu to nie stracić panowania nad sobą. Znał swojego brata dobrze, dlatego użył Resy, może to podłe, ale była jedynym hamulcem bezpieczeństwa, który mógł zatrzymać Lucasa. - Czad...? Chyba dla Ciebie, zaręczyłem Dropsowi głową, że zapewnię wszystkim bezpieczeństwo. Oboje wiemy, że jedynym smokiem, który nie będzie próbował kogokolwiek zeżreć przy pierwszej lepszej okazji jest Irvin.... - przerwał by stuknąć swoją butelką w naczynie brata, pociągnął łyk i kontynuował: - Ogniomioty. Spiżobrzuchy, Walijskie na pewno. Co do szwedzkich - te z kolonii, a mamy ich kilka są na tyle udobruchane, że pozwolą się przetransportować. Na pewno nie weźmiemy ze sobą roggogonów. Pozjadałyby nas ze smakiem, parszywe gady... dogadać się z nimi to jak z upartym Lucasem - w tym momencie i on się wyszczerzył - Moim zadaniem jest przede wszystkim dołożenie do naszego rumuńskiego stadka jak największej ilości smoków przebywających w górach. Zwłaszcza tych młodych. Będę próbował negocjować z Roggogonami, ale szczerze? Z tej mąki raczej chleba nie będzie. - zakończył, biorąc głęboki wdech. |
| | | Lucas Shaw
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sro 17 Lut 2016, 02:14 | |
| Na dźwięk imienia "Resa" Lucas przymknął oczy i mocno się poderwał z fotela. Spojrzał milcząco na brata i powoli wrócił na miejsce. -Resa ma teraz na głowie ważniejsze rzeczy na głowie. Nie będę się wtrącał w jej życie. Najwyraźniej nie jestem w nim mile widziany. -mruknął, wypijając końcówkę butelki do dna. Wspomnienie Resy mocno go zabolało. Kochał ją, kochał ją na ZABÓJ. Nie potrafił jednak zaryzykować, powiedzieć jej, co czuje. Mógł ją stracić, a tego by sobie nie wybaczył. Chciał jednak skorzystać z jednej szansy, jaka mu pozostała. Liczył na jakieś olśnienie w tym temacie. Jednakże dalszą dysputę przerwało przybycie listów podpisanych pochyłym pismem.
Z tematu x2 |
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sob 21 Lip 2018, 14:29 | |
| Castiel poświęcił poranek na rozpracowywanie planów pojedynku quidditcha, należących do poprzedniego kapitana drużyny. Większość musiał wyrzucić, nie zgadzając się z wyczuoną taktyką, która po pięciu latach stała się tak oczywista, iż nawet ślepy pierwszoklasista by ją przejrzał. Nie mógł zająć się tym w dormitorium, bowiem jeden z kolegów sprosił tam swą dziewczynę w celach wymiany drobnoustrojów. Zaszył się więc w Pokoju Życzeń, w miejscu, gdzie najwygodniej będzie mu próbować stworzyć coś nowego, co wyniesie drużynę Slytherinu na pierwsze miejsce w walce o Puchar Domu. Obok okna stała duża korkowa tablica, do której doczepiony był tuzin kartek, zapisanych od góry do dołu. Gdzieniegdzie walały się poruszające się wciąż rysunki przedstawiające boisko z różnie rozstawionymi zawodnikami. Na podłodze panował istny chaos. Nie dało się przejść nie depcząc zmiętych kulek pergaminów czy zniszczonych gęsich piór. Po kilku godzinach pracy, przerwie na posiłek i przebraniu się, dzień został urozmaicony w postaci pojawienia się pewnego listu. Horn spodziewał się wszystkiego, począwszy od wyjca, skończywszy na wiadomości z przytułku. Nie brał pod uwagę, że po upływie dziesięciu lat odezwie się do niego Instytut Osób Zaginionych. Dotychczas kontaktował się z jego prawną opiekunką zamieszkującą Glasgow. Trzeba w końcu przyznać, że odkąd stał się pełnoletni, będzie otrzymywać korespondencję z różnych urzędów do rąk własnych, bez pośrednictwa osób trzecich. Informacja zaskoczyła go w stopniu znacznym. Przeczytał list trzy razy, a wciąż nie bardzo wiedział jak ma się czuć. Wrócił pamięcią do dni spędzonych w urzędach, instytutach i Ministerstwie Magii, mających na celu odnalezienie najmniejszego chociażby tropu dotyczącego pochodzenia Castiela. Już wtedy urzędniczki informowały o niskim prawdopodobieństwie powodzenia śledztwa zważywszy na niewielką ilość prawdziwych danych dotyczących chłopca. Dzisiaj Castiel otrzymał efekt ich cierpliwych działań. Tylko jeden krok dzielił go od poznania imienia oraz nazwiska panieńskiego biologicznej matki. Sęk w tym, że nie odczuł żadnej radości ani ulgi. Nie, gdy jego wzrok padł na słowa "miejsce pochówku Pańskiej matki..." Jak stał, tak usiadł trzymając przed oczyma pergamin. Nie wiedział ile minęło czasu zanim się ruszył. Nie był pewien czy faktycznie wysłał otrzymany list dalej. Wydawało mu się, że kazał sowie zanieść go do Nessie, ale nie mógł zagwarantować czy mu się to tylko nie uroiło. Minęło wiele dni, podczas których nie potrafił przeprowadzić z Nessie rozmowy bez wszczęcia kłótni. Dorobił się kilku ujemnych punktów za przeszkadzanie na lekcji, kiedy był to zajęty udowadnianiem Krukonce, jak bardzo mu na niej nie zależy. Kłamanie weszło mu w codzienny nawyk. Doszło do momentu, kiedy to od wczorajszego poranka się do dziewczyny nie odezwał, nie mając sił na kolejną awanturę. Dlaczego więc to do niej kazał zanieść list a nie do kogoś innego? Nie umiał sobie tego wytłumaczyć. Tylko jedna osoba mogłaby poprawnie odgadnąć reakcję Castiela na takie wieści. Powinien cieszyć się, że jest kawałek od odnalezienia połowy swojego drzewa genealogicznego, a tu miast radości był... zimny spokój. Siedział na sofie z nogami wyciągniętymi na drewnianym stole. Ubrany był w białą bluzkę na ramiączka i dżinsowe spodnie z dużym przetarciem na udzie. Obok sofy stały dwie puste butelki po piwie korzennym, a obok stóp popielniczka z trzema petami. Nie brakło pustych kubków, wylanego atramentu i jesionowej różdżki upchanej w kąt sofy. Castiel wydawał się nie dostrzegać niczego wokół siebie. Zimny wiatr wpadał do pomieszczenia przez otwarte na szerz okno, a chłopak siedział nieruchomo i patrzył martwym wzrokiem w jeden punkt na ścianie - na tykający prehistoryczny zegar. Choć patrzył nań, nie widział godziny. Twarz miał bladą, szczękę zaciśniętą. Nie był pewien jak powinien zareagować, więc ograniczył się do głośnego milczenia. Nie wiedział co czuje i co powinien zrobić. Czuł w kościach zmęczenie, a na skórze chłód. Nigdy nie brał pod uwagę, że uda mu się znaleźć biologicznego rodzica. Bardziej jednak nie spodziewał się, że znajdzie jego grób zanim zdąży go poznać... |
| | | Nessy Temple
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sob 21 Lip 2018, 16:11 | |
| Dzień był spokojny i tak leniwy, że przelewał się przez palce powoli niczym pudding figowy. Nie śpiesząca się nigdzie Nessy, rozdzielała swój wolny czas na pisanie nowego artykułu do szkolnej gazetki dotyczącego bójki pomiędzy Crouchem Juniorem i jej młodym Padawanem, przeglądanie książek o różdżkach, które dzień wcześniej wysłał jej ojciec, ciągle jeszcze świecie przekonany, że jego ulubiona córka po skończeniu Hogwartu pójdzie w jego ślady i coś jeszcze. Gdzieś pomiędzy tymi czynnościami wzrok jej mimowolnie odpływał w stronę szafki nocnej. Stała na niej, w wazonie powstałym z pustej butelki po Guinnessie, kiczowata, niebieska róża. Coś dziwnego, jakiś nieznany przedtem rodzaj magnetyzmu przyciągał pistacjowe spojrzenie w stronę tego dziwnego wspomnienia, a myśli bez żadnych skrupułów rozwijały się w coś bardzo niecodziennego. Nagły niespodziewany dźwięk wybudza dziewczynę z zamyślenia. Na twarzy pojawia się delikatny rumieniec zażenowania, kiedy myśli, że któraś ze współlokatorek nakryła ją na snuciu tak nie przystających niewieście marzeń, kiedy jednak rozgląda się dookoła nie dostrzega żadnej z „koleżanek”, a jedynie wielkie brązowe oczy nieznanej sobie sowy. Przez chwilę mierzy ptaka spojrzeniem, zdającym się błagać by jego postać była tylko kolejnym snem na jawie. Krukonka kilka razy szczypie się delikatnie w rękę, jednak parszywe stworzenie nadal spogląda na nią tym swoim bezceremonialnym pustym spojrzeniem. Ciche westchnięcie pełne smutku i zrezygnowania, po czym niechętnie lekko otwiera okno na tyle tylko by odwiązać z nóżki zwierzęcia list, ale nie na tyle by to mogło dostać się do dormitorium. Chłodny wiosenny wiatr rozwiewa jej krótkie włosy, kiedy stara się odsupłać z nogi zwierzęcia kopertę. Zdziwienie maluje się na jej twarzy, kiedy nagle zauważa, że list zaadresowany jest do Castiela. Niesiona falą ciekawości, szybko odbiera od brązookiego stworzenia otwartą kopertę, by później przy otwartym oknie kilka razy przeczytać schowaną w niej kartkę. - Cholera jasna. – Mruczy pod nosem, kiedy dochodzi do końca wiadomości. Przygryza lekko jasną wargę zastanawiając się przez chwilę co w tej chwili musi czuć Horn. Jakie to musi być straszne uczucie, kiedy coś co od zawsze bardzo chciał usłyszeć okazuje się być nie tym czego się spodziewał, czymś tak strasznie bolesnym. Dostrzegając kilka słów dopisanych na dolę, szybko rzuca się na swoje łóżko szepcąc pod nosem zaklęcie odkrywające i sięga ręką po schowaną na czarną godzinę butelkę szkockiej, którą na święta dostała od starszego brata. Myśląc, że może się przydać, spakowała ją na dno brązowej torby i nie przejmując się swoim mało wyjściowym wyglądem szybko pognała w stronę Pokoju Życzeń. Ubrana w zieloną, mugolską piżamę w małe beżowe pieski mówiące hau, z narzuconym na to czarnym, grubym wełnianym swetrem stanęła w pojawiających się przed nią drzwiach magicznego pokoju. Jedno spojrzenie w stronę Ślizgona wystarczy by ustalić, że nie jest dobrze że jest kurewsko niedobrze. Cicho, jakby w obawie, że zaraz może oberwać za sam fakt zbyt głośnego oddychania, podchodzi do sofy na której siedzi chłopak i siada obok. Podkula bose stopy pod brodę i w ciszy spogląda w ten sam punkt co Cas, jakby w nadziei, że to tam uda im się odkryć wszystkie tajemnice wszechświata. |
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sob 21 Lip 2018, 16:42 | |
| Jedynym dźwiękiem zagłuszającym ciszę było tykanie zegara. Horn nie odczuwał potrzeby by wstać i zrobić coś w kierunku wyrwania się z marazmu. Motywacja do marudzenia, żartowania, dokuczania i życia uleciała wraz z zimniejszym powiewem marcowego wiatru. Pozostało tępe wpatrywanie się w przedmiot martwy z nadzieją, że stanie się cud i powie mu co ma właściwie zrobić. Dziesięć lat czekania na informację zamieniło się w gorzką gorycz przepełniającą go na wskroś. Pierwszy raz odkąd pamięta zabrakło mu języka w gębie. Nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Jego brwi drgnęły, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. W pierwszym momencie zdziwił się, że Pokój Życzeń wpuścił tu obcą osobę. W drugiej chwili stwierdził, że jest mu to obojętne. Nie zdobył się na sprawdzenie kto też naruszył jego prywatny proces wewnętrznego umierania. Ponuro wpatrywał się wciąż w ten sam punkt, czekając aż uczucie pustki przeminie. Przed jego oczami mignęła sylwetka. Pierwsze co ujrzał to zielone spodnie piżamy z wyszytymi psami. Czy to już pierwszy objaw szaleństwa? A może Madame Rosmerta dodała coś do piwa korzennego. Coś, co wywołuje halucynacje. W innej sytuacji zaśmiałby się, a teraz udało mu się jedynie wypuścić powietrze z płuc. Pod cienkimi spodniami obcego dostrzegł zarys łydek. Wyglądały znajomo, choć zielona piżama nie pasowała do ich właścicielki. Chociaż czy aby na pewno...? Nie uniósł wzroku, przez kilka minut nie zareagował w żaden sposób na naruszenie samotności. Poczuł jak sofa ugina się pod czyimś ciężarem, tuż z jego prawej strony. Zmysł węchu zarejestrował znajomy zapach, który do tej pory ma problem ze zidentyfikowaniem. Wiedział już, że to Nessie go znalazła. Nie potrafił wywnioskować w jaki sposób się jej to udało, skoro nie rozmawiał z nią od wczoraj. Nie pamiętał, że wysłał jej list z Instytutu. Zapewne gdyby był bardziej świadomy otoczenia, nigdy by tego nie zrobił, a ona nigdy by tutaj nie przyszła. Drgnął, gdy podwinęła kolana pod brodę. Oderwał wzrok od tykającego zegara i spojrzał na swoją rękę. Leżała bezwładnie na udzie, a palce miał zaciśnięte w pięść. Powiódł wzrokiem po żyłach pod skórą, które uwydatniły się przy spięciu mięśni. Bez odwracania głowy zerknął kątem oka na Nessie. Nie widział jej twarzy, ale za to miał przed oczami jej bose stopy. Sama myśl jakie muszą być teraz zimne, delikatnie go zirytowała. Jak na zawołanie w Pokoju Życzeń pojawił się kominek, który samoistnie rozpalił się i zaczął ogrzewać ich ciała. Mijały kolejne minuty i Castiel nie zagłuszał ciszy, która wciąż i wciąż trwała. Na pewien czas Castiel znów utknął między światem żywych a pustką, która go konsumowała od środka. Na pewien czas przestał zauważać otoczenie jak i Nessie. Ocknął się, gdy otwarte na szerz okno uderzyło lekko o ścianę, pchane wiatrem. Ściągnął brwi, okno zamknęło się i zniknęło, zabierając ze sobą źródło dodatkowego światła. W pokoju zapanował półmrok. Wtedy Castiel drugi raz drgnął i odwrócił głowę do Krukonki. Przyjrzał się jej twarzy. Wyglądał na zdziwionego jej obecnością, zupełnie jakby nie siedziała obok niego już kilkunastu minut. Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz zamknął je po chwili, nie odnajdując w sobie żadnych sensownych słów. Darował sobie rozmowę. Nie miał sił, nie wiedział co mówić i jak mówić. Którą maskę teraz założyć, aby było wygodniej? Usłyszał szybsze łomotanie serca. To chyba jego własne, tak mu się wydawało. Krew odpłynęła mu z twarzy, gdy zapadł się głębiej w miękkości sofy. Nie czuł się najlepiej, musiał to w końcu przyznać sam przed sobą. Nie chciał myśleć o liście. Zamknął oczy wierząc, że w ten sposób oderwie się od rzeczywistości, lecz to pogorszyło tylko sprawę. Widział oczyma wyobraźni wypisane na pergaminie słowa "znaleźliśmy miejsce pochówku Pańskiej biologicznej matki". Otworzył oczy gwałtownie i wstrzymał oddech, czekając na falę duszności. Ta nie przyszła. Zupełnie jakby ciepło bijące od Nessie opóźniało przyjście nieuniknionego. Posłał jej przepraszające spojrzenie. Tylko na tyle mógł się zdobyć. Czuł blokadę, która go trzymała w żelaznych okowach obojętności. |
| | | Nessy Temple
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sob 21 Lip 2018, 17:52 | |
| Czy to było dobre posunięcie? Prawdopodobnie? Nie, raczej głupie i pozbawione jakiegokolwiek logicznego sensu, wręcz krzyczące o pomstę do nieba i szybką avadę, by z jak najmniejszą liczbą szkud udało się zakończyć ten dzień, który nagle z najnudniejszego na świecie, zaczął kierować się w stronę nieubłaganej klęski. Wyjdź stąd i zostaw go, zdawało się krzyczeć wszystko dookoła, próbując odciągnąć Krukonkę od tonącego w depresji Ślizgona. Nie pomożesz mu, nie ty, ty nie możesz, tylko wszystko pogorszysz. Powtarzał cichy głosik należący do Agnes, który pomiędzy tykaniem starego zegara przebijał się do świadomości dziewczyny. No ale co miała zrobić, zostawić go, wyjść i udać, że się nic nie stało? Najpierw prawie dostał kosza, przeżył jedna z najgorszych lekcji na świecie i pewnie jeszcze wiele innych złych rzeczy, o których jej na całe szczęście nie było wiadomo, żeby teraz to. Ledwo odzyskał rodziców by w tej samej chwili ich stracić na zawsze, bez jakiejkolwiek nadziei na następne spotkanie. Bo szanujmy się o ile oni nie byli tak źli, że trafili do piekła to raczej na pierwsze spotkanie z synem nie mieli dużej szansy. Drobna, starająca się zmniejszyć jak najbardziej Nessy opiera głowę na kolanach i spogląda w stronę chłopaka, który zdaje się w ogóle nie zauważać jej obecności. Widzi jego bladą twarz, szare oczy, które zamarły wpatrzone w jeden punkt, ciemne włosy poplątane, lekko opadające mu na czoło. Przez chwilę ma ochotę podnieść rękę i strzepnąć je z jego z niego, lekko musnąć palcami strapione czoło Castiela, dać mu tym jakąś ulgę, poczucie, że mimo wszystko nie jest sam. Kiedy przekrzywia lekko głowę, żeby w końcu na nią spojrzeć, podnosi delikatnie kąciki ust by posłać mu nieśmiały uśmiech, by spróbować jakkolwiek podnieść go na duchu, chociaż wie, że to nie jest możliwe, że nie ważne co by teraz powiedziała, co zrobiła nic nie odda mu raz na zawsze utraconych rodziców. Chociaż czy z dniem, w którym trafił do domu dziecka, nie stracił ich na zawsze? Chciała mu to powiedzieć wiele razy, od kiedy usłyszała, że składa papiery, żeby ich odnaleźć, jednak nigdy się do tego nie zmusiła, wiedziała, że nie powinna odbierać mu nadziei, jednak czy to co go spotkało teraz było lepszym rozwiązaniem? Kiedy w pomieszczeniu zapada mrok, rozbijany jedynie przez ciepłe światło tańczących na drewnianym klocków płomieni Nessy, ciągnięta jakąś wewnętrzną potrzebą, pochyla się w bok i opada głową na ramię chłopaka. Jedną ręką kurczowo chwytając jego dłoń. - Za trochę będzie lepiej. – Wypowiada te słowa świadomie i z premedytacją, wiedząc, że albo uwierzy w to tak jawnie w oczy rzucone kłamstwo i to przyniesie mu ulgę albo zacznie na nią krzyczeć, że nic nie będzie dobrze i to mu ją da. Zresztą to było jej celem, chciała by się wykrzyczał by wyładował ukrytą w swoim wnętrzu frustrację, która zaczynała go niszczyć od środka, która malowała się smutkiem w szarych oczach i zaciśniętymi do granic możliwości dłońmi, które teraz dotykała swoimi chłodnymi palcami. Powinien to wyrzucić, wykrzyczeć się, a jeżeli to ona miała być osobą, która tym oberwie to niech tak będzie, zniesie to i wiele więcej, jeżeli będzie trzeba.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sob 21 Lip 2018, 18:30 | |
| Dźwięk tykającego zegara robił się głośniejszy, im bardziej zapadali w milczenie. Gdzieś tam na tyłach głowy zastanawiał się czemu Nessie się jeszcze nie odezwała. Oczekiwał od niej komentarzy, sprowadzania na ziemię, a co najwyżej udawanie, że nic się nie stało. Chciałby tak podejść do obecnej sytuacji lecz nie umiał. Utknął w szoku i niemej rozpaczy, której nie chciał nikomu pokazywać. Odnalezienie biologicznych rodziców nie było jego priorytetem życiowym. Nie łudził się, że kiedykolwiek ich spotka, ale wolał wiedzieć co się z nimi stało. W najśmielszych marzeniach wyobrażał sobie jak tłumaczą mu dlaczego trafił do przytułku. Dzisiaj okazało się, że nie dowie się, nie ujrzy matki, nie usłyszy jej głosu. Z drugiej strony nie znał tej kobiety. Nie tęsknił za tą, której nie znał. Zatęsknił za szansą, jaka przepadła raz na zawsze. Pozostawał co prawda nieznany ojciec, jednak na chwilę obecną Castiel nie chciał odkrywać swojego drzewa genealogicznego. Nie teraz, nie dzisiaj. Jest zbyt wstrząśnięty, zbyt otępiały, by wybiegać tak daleko w przyszłość. Wzrok Nessie przyciągnął go jak magnes. Zielona toń wpatrywała się weń niepewnie, jak saper zastanawiający się który kabel dzisiaj powinien przeciąć, aby zachować życie swoje i pobliskich. Powinien ją wygonić mimo, że ją tutaj sprowadził. Nie potrafił przypomnieć sobie dlaczego to o niej najpierw pomyślał. Ach tak, kochał ją. Nie zauważył jej nieśmiałego uśmiechu, tkwiąc o sekundę za długo w jej oczach. W końcu zerwał kontakt wzrokowy, tym samym zgadzając się na jej obecność. Podświadomie czuł ulgę, że to ona tutaj wparowała, a nie ktoś inny. Na głos nie mógłby się do tego przyznać. Zawiesił wzrok z powrotem na zegarze. Starał się omijać myślami treść listu, wyrytą głęboko w jego umyśle. Wolałaby nie dowiadywać się takich rzeczy od kawałka papieru. O pewnych rzeczach nie mówi się pismem, a jedynie słowem i gestem. To Nessie właśnie zrobiła. Poczuł na ramieniu gorąc. Przez chwilę był pewien, że wylała na niego gorący wosk czy coś w tym stylu, aby go wyrwać z otępienia. Nim oswoił się z jej bliskością, zobaczył ruch jej dłoni, wędrującej do jego zaciśniętej pięści, której nie umiał rozplątać. Dwa bodźce odciągnęły go od obserwowania martwego zegara wiszącego na ścianie. Zamiast jak zawsze analizować miękkość skóry Nessie, zapach, temperaturę jej ciała pozwolił jej na wszystko, a nawet i jeszcze więcej. Nie wiedział jak bardzo mu był potrzebny taki dotyk. Dotyk ukochanej osoby, jej obecność i spokój. Pierwszy raz od dawien dawna nie zaczęli się kłócić. Prychnął, a brzmiało to jak rozpaczliwy tłumiony śmiech. Nie sądził, aby gorycz minęła. Zapewne zostanie z nim jeszcze długo. Doceniał jednak jej słowa. Nie obiecała mu, że teraz będzie dobrze, bo tak nie jest. Nie podtrzymywała jego nadziei, nie pocieszała go pustymi słowami. Utkwił wzrok na jej palcach, chłodnych, przyjemnych w dotyku. Wstrzymał oddech i użył siły woli, aby zmniejszyć napięcie mięśni nadgarstka. Po kilku acz długich sekundach udało mu się rozprostować palce jednej ręki. Drżały i były gorące. Serce przyspieszyło rytm. Miał jej dłoń tak blisko i dawała mu przyzwolenie na trzymanie jej. Być może nigdy więcej się to nie powtórzy, być może nigdy nie pozwoli mu na taką poufałość. Jak złakniony wody zakrył dłonią jej palce i delikatnie ścisnął w niemym podziękowaniu. Pierwszy raz w życiu widział ich złączone ręce i to napełniło go spokojem. Tak bardzo chciał ucałować jej gładką skórę i siedzieć tak pół nocy, byleby mógł zatrzymać tę chwilę na chociażby pół wieczności. - Nie wiem co mam czuć. - usłyszał swój szept. Oparł policzek o jej czarne włosy. Nie odrywał spojrzenia od ich dłoni. - Mam mętlik w głowie. - przyznał się cicho. Nie przywdział żadnej maski. Nastąpił taki magiczny moment, gdy mówił szczerze, bez owijania w bawełnę. To niezwykłe wydarzenie jak na tak wielkiego kłamczucha jakim jest Horn. Nessie uspokoiła jego nerwy. Dopóki nie zabierała ręki wiedział, że nie wybuchnie. Wrócił spojrzeniem do zegara, by nie widzieć jej reakcji, gdy pogładził wierzch jej dłoni kciukiem. Próbował skupić się na jednym punkcie. Nie myśleć o liście. Nie myśleć najlepiej o niczym. |
| | | Nessy Temple
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sob 21 Lip 2018, 22:42 | |
| Nie powinna tego robić, nie powinna tu przychodzić, nie powinna się do niego zbliżać, opierać swojej głowy o jego ramię, dotykać jego dłoni, pozwalać mu by czerpał z niej siłę. Nie powinna. Nie powinna, nie… A jednak to zrobiła lekkomyślnie, naiwnie i głupio, jakby miała nadzieje, że te gesty nic nie będą znaczyć, że weźmie je za zwykłe przyjacielskie wsparcie. Za gest nie znaczący nic więcej poza jestem tu z tobą i jakoś sobie z tym razem poradzimy. W ich skomplikowanej sytuacji, w której to chory pojeb Horn starał się jej wmówić, że mu nie zależy, kiedy już ona sama wiedziała, że jest inaczej ten gest mógł zostać zinterpretowany zupełnie odwrotnie, mógł dać Ślizgonowi cień nadziei, którego ona wcale nie chciała mu dawać, grać na jego emocjach. A jednak to zrobiła, nie zastanawiając się nad przyszłymi konsekwencjami swoich czynów, chcąc jedynie na szybko pomóc, zranionemu przyjacielowi. Czy jednak w przyszłości ten gest nie okaże się być dla niego czymś jeszcze gorszym? Nie wiedziała i niczym jej ulubiona bohaterka skwitowała to wszystko słowami, że pomartwi się nad tym jutro. Przytulona do umięśnionego ramienia chłopaka czuła się spokojna i bezpieczna. Chciałaby, żeby jej obecność w podobny sposób zadziałała na przygnębionego i zmaltretowanego przez życie Ślizgona, którego los bez żadnych zahamowani majtał to w jedną to drugą stronę, nie przejmując się zupełnie uczuciami młodego mężczyzny. Ciepło przyjemnie grzało jej policzek, kiedy wolną ręką naciągała przydługie spodnie piżamy na marznące stopy. Nie odwracała się jednak, cały czas wiernie przylegając do chłopaka, w obawie, że kiedy choć na ułamek sekundy odejdzie od niego ten postanowi zrobić coś bardzo głupiego. Czując jak jego dłoń się prostuje by później lekko spleść się z jej, w żołądku dziewczyny na jedną chwilę dzieje się coś dziwnego. Wszystko zdaje się ścisnąć, tylko po to by po chwili wrócić do stanu zastanego. Mimo zdziwienia, które czuje, nie daje po sobie poznać, że coś się stało, że ten drobny czuły gest coś zrobił, że coś się zmieniło. Zamiast tego mruży jedynie oczy, by w ciszy wsłuchiwać się w staccato wygrywane przez duet zegar i serce Castiela, które raz po raz zdawało się zmieniać rytm swojego marszu. Jego nagłe odezwanie się jest czymś nowym, kiedy do uszu dociera ją szorstki głos Szkota, ma wrażenie jakby nie słyszała go przez wieki, jakby nigdy się do niej tak naprawdę nie odezwał, bez kpiny w głosie, wściekłości, wyższości, szczerze tym co rzeczywiście ukrywało się w jego wnętrzu, a nie tym co chciał by wszyscy myśleli. - Czuj wszystko. Ból, rozpacz, stratę, załam się ale później podnieś. Stań się silniejszy, mimo iż teraz to wydaje się niemożliwe, irracjonalne i głupie. Krzycz, wkurz się, przeklinaj jeśli ma ci to pomóc.- Mówi wszystko co jej przyjdzie na myśl, starając się odwrócić uwagę od listu, który wpadł do jej tajemnej skrytki na alkohol, kiedy wyciągała z niego whisky. Zapomniała go ze sobą zabrać, kiedy na złamanie karku biegła tu z Wieży Ravenclawu. - Może nie jutro, nie za tydzień, ale będziesz silniejszy, będziesz wstanie tam pójść i podziękować jej za to, że była, za to że mimo że nie czuła się wystarczająco silna by być matką, to dała Ci szansę na życie. – Lekko ściska jego dłoń, a kiedy czuje jak on się o nią opiera, pierwszy raz w życiu nie ma serca, żeby go strącić, odepchnąć więc pozwala mu tak trwać, wspartego na sobie, dzisiaj to ona musiała go uratować, w końcu los dał jej szansę się odwdzięczyć za te wszystkie razy, kiedy wyciągał ją z zimnych objęć hogwardzkiego jeziora. Ze zdziwieniem spogląda na to jak jego kciuk, delikatnie gładzie powierzchnie jej dłoni, pozwala mu na to i dzisiejszego wieczora pewnie pozwoliłaby mu na wiele więcej, jeżeli to miałoby mu pomóc się otrząsnąć. Wolną ręką sięga do przewieszonej przez ramię torby i wyciąga z niej szklaną butelkę z cieczą w rdzawym kolorze. - Mhy może to ci pomoże?- Pyta starając się do niego uśmiechnąć.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Pokój Życzeń Sob 21 Lip 2018, 23:16 | |
| Przynajmniej przez jeden wieczór chciałby przetrwać bez zmartwień o jutro. Rozmyślanie o zaskakującym nabyciu posady kapitana drużyny chciał odłożyć na inny tydzień. Problem z poprawieniem dwóch ocen chciałby całkowicie wymazać. Pojawienie się choroby kobieciny z przytułku, tej, która go wychowała, chciałby zdusić w zarodku. Zwyczajne codzienne problemy przeplatały się z większymi. Mawia się, że kłopoty to tchórze. Nigdy nie przychodzą pojedynczo, zawsze w gromadzie i atakują jednocześnie. Tak też jednego dnia na barki Castiela spadły zmartwienia, które skutecznie spędzą mu sen z powiek. To tak zwana dorosłość, która zamiast napełniać dumą, postanawia przyłożyć prawym sierpowym tuż na powitanie. Nessie, mała Nessie jest dodatkowym kłopotem, jednym z największych. Odkąd odkrył, że nie jest mu obojętna, stał się bardziej nerwowy, a mimo aktualnego stanu emocjonalnego zachowywał przy niej spokój. Nie pojmował dlaczego pojawił się tutaj paradoks. Czyżby ta dziewczyna wywoływała w nim skrajne emocje? Na to wychodzi. Gdy przypomina sobie niektóre sytuacje z przeszłości to tak - jednej chwili śmieje się do rozpuku przy niej, w następnej zażarcie się kłócą. Nie zraziła się nigdy jego marudzeniem i zrzędliwością. A co on jej dał? Ostatnimi dniami próbował ją do siebie zrazić, a mimo wszystko jest tutaj i opiera się o jego ramię, dając mu spory kredyt ulgi. Nie chciał nawet myśleć w jaki sposób będzie musiał spłacić jej dług. Kątem oka dostrzegł ruch jej stóp. Miał przemożną ochotę dotknąć nogawki jej spodni i rozwścieczyć wyszyte tam psy. Pogonić je, zmusić do ucieczki w jeden kąt, by nie rzucały się tak w oczy. Wypuścił z płuc powietrze. Powoli, nieświadom tego jak długo je wstrzymywał. Nie odrywając się od niej nawet na pół milimetra, słuchał cichego głosu. Egoistycznie i samolubnie czerpał przyjemność z jej dotyku. Świadomie pozwalał jej na oderwanie swoich myśli od listu. Nie musiał o to prosić, robiła to z własnej spostrzegawczości. Duma Castiela nie chciała żadnego pocieszania i litości, jednak jego potrzeba jak najbliższego kontaktu z Nessie, zwyciężyła. - Dziwne. - chrząknął schrypniętym głosem. - Dziwne, bo jeszcze nie chcę niczego rozerwać na strzępy. - zerknął na nią, choć nie widział jej oczu. - Ty to opóźniasz, choć powinienem powiedzieć - powstrzymujesz. - nieświadom mocy słów, jakie wypowiedział, kontynuował. Odwykł od szczerego i prostego mówienia tego, o czym aktualnie myśli. Zazwyczaj każde słowo owijał w jakąś uwagę, metaforę, kłamstwo, kpinę, żart. Teraz, przy ciepłej Nessie, myśli nie przechodziły przez żadne filtry. Przełknął gulę w gardle. - Nie dam rady iść na cmentarz. - wyrwało mu się cicho, zanim zdołał się powstrzymać. Obawiał się, że jeśli nie przygotowałby się odpowiednio, mógłby zdewastować nagrobek w przypływie żalu i furii, która miała mieć ujście teraz. Temple łagodziła szok, uśmierzała jego ból. Cieszył się z tego, ale jednocześnie niepokoił. Dziwnie czuł się mówiąc prawdę już od kilkunastu minut. Kącik jego ust drgnął, gdy wyjęła z plecaka whiskey. - Nosisz w kobiecej torbie alkohol. - rzekł z podziwem wyciągając rękę po zimną butelkę. Przeczytał etykietę, potrząsnął delikatnie naczyniem, słuchając chlupotu alkoholu. Nie pytał skąd go ma. Zapewne zwędziła z domu. Nessie szła idealną drogą, by odjąć mu całkowicie bólu. Chłopak był gotowy otworzyć whiskey i nalać do szklanek, jednak jego dłoń zastygła w bezruchu. Nie pasowało mu coś tutaj. Nessie była dla niego zwyczajnie miła. Zdjął nogi ze stolika i postawił je na miękkim dywanie. Oderwał plecy od oparcia sofy i nie wypuszczając pod żadnym pozorem dłoni Ness, nachylił głowę w taki sposób, aby spojrzeć w jej oczy. Butelkę odstawił na stolik. Odezwał się z opóźnieniem. - Dlaczego to dla mnie robisz? - nie podnosił głosu. Nie pytał ze śmiechem, kpiną i podejrzliwością. Zwykłe pytanie, które go zaczęło nurtować. Chciał wyłudzić od niej deklarację. Jakiekolwiek słowa, które określiłyby ile dla niej znaczy. Czy wspierałaby tak samo Lucasa Salvage'a, gdyby był załamany? Też trzymałaby jego dłoń i oferowała nielegalną porcję alkoholu? Zazdrość i niepokój poczęły proces burzenia jego spokoju. Castiel wiedział, że Nessie nigdy nie spojrzy na niego z ciepłem zarezerwowanym tylko dla ukochanej osoby. Zdawał sobie sprawę, że to osiągnięcie niemożliwe do zdobycia. Mimo wszystko chciał zachować posadę jej przyjaciela. Jeśli nie wyjdzie, stanie się jej nienawiścią, ponieważ półśrodków tutaj nie było. Przesunął wzrokiem po jej twarzy, czekając na jakąkolwiek reakcję. Spojrzał na siebie z drugiej strony. Trzymał jej dłoń jak tonący brzytwy. Przyjmował jej mały dar, którego nie powinien od niej nigdy dostawać. Ból przemknął po jego twarzy, gdy po chwili poluzował uchwyt, aby mogła zabrać dłoń z powrotem. Nie mógł żywić się małymi ciepłymi gestami świadom, że nigdy nie otrzyma nic więcej. Ryzykował katorgą i niewyobrażalną goryczą, jaka go zaatakuje, gdy zabraknie jej dotyku. |
| | | Nessy Temple
| Temat: Re: Pokój Życzeń Nie 22 Lip 2018, 12:22 | |
| Ile czasu minęło od kiedy wybiegła z dormitorium, od kiedy na łeb na szyję biegła tu po zimnych kamiennych płytach, a później ile minut przesiedzieli w bezwzględnej ciszy, przerywanej jedynie cichym tykaniem zegara i ich oddechami, ile chwil dawali sobie złudną nadzieję, że potrafią ze sobą po prostu być, bez ukrytych motywów, bez niedomówień. Zbyt mało albo zbyt długo, trudno było jednoznacznie stwierdzić. Chcieli wierzyć, że potrafią sobie po prostu wystarczyć, skoro już zdaniem Castiela ich los został nierozerwalnie złączony na wieczny czas, to w interesie Nessy leżało, by Horn był w tej wieczności był jak najbardziej zdolny do wspólnej egzystencji z innymi ludźmi. Więc tkwiła u jego boku, oddychając spokojnie i miarowo, z powiekami, które powoli stawały się zbyt ciężkie. Przez chwilę ze zmrużonymi oczami, Nessy stara sobie przypomnieć co było ostatnia rzeczą jaką zrobiła przed wyjściem, o czym myślała, czym była pochłonięta. Pamięta ogół niezdolna jednak zagłębić się dokładniej w szczegóły. Tamto spokojne popołudnie, kiedy beztrosko mogła się zastanawiać nad wszystkimi błahościami tego świata, odpłynęło w siną dal, w odmęty zapomnienia, całkowicie wyparte przez skrajnie różne emocjonalnie przeżycia zamknięte za szczelnymi drzwiami pokoju życzeń. Słuchając uzewnętrzniania się chłopaka, Nessy zauważa, że chłopak znowu się zmienił, pozbawiony masek, mówi rzeczy, których jutro będzie żałował, za które już za chwilę będzie się z nią kłócił tylko po to by znowu zmieniła zdanie, by to co było między nimi stało się jeszcze bardziej skomplikowane i trudne. Robił tak cały tydzień na przemian dogryzając jej w ten nudny, irytujący sposób nie stanowiący dla niej żadnej rozrywki na poziomie intelektualnym, a te spojrzenia, które kierował w jej stronę, kiedy myślał, że o tym nie wie. Wszystko to doprowadzało ją do wściekłości, miała ochotę mu powiedzieć, że nie może udawać, że o niczym nie wie, kiedy on zachowuje się jak pieprzona prima donna, odpuściła to sobie, miała nawet zamiar go unikać, do momentu aż mu nie przejdzie, znajdzie sobie inny obiekt westchnień i wszystko wróci do starego układu. Jak widać nic takiego się nie udało, kiedy tylko ją zawołał, mimo świadomości, że nie skończy się to dobrze, musiała tu przyjść i jakoś pomóc. - Może to pomysł na biznes. Perfumy Świątynia, uspokajają lepiej niż nie jeden eliksir. Może uda się to sprzedać. – Stara się zażartować dając mu lekkiego kuksańca w bok, by trochę rozbić tę podniosłą i patetyczną atmosferę, jaka to jej obecność była wspaniała i niosąca ulgę. - Jeśli będziesz chciał pójdę z tobą.- Mówi ściskając przez chwilę mocniej jego dłoń. On był z nią na pogrzebie dziadka, mimo że przeczuwała, że chodziło jedynie o syto zastawiony stół na stypie, a nie podnoszenie jej na duchu, ale cóż była mu winna jedno wyjście na cmentarz. Kiedy chłopak przejmuje od niej butelkę whisky, mimowolnie kąciki ust się jej delikatnie podnoszą. Czy po tym poznaje się początki alkoholizmu? Możliwe, ale nie był to moment na takie zagwozdki, bo już w połowie drogi, zanim jeszcze uda mu się otworzyć butelkę z bursztynową cieczą wszystkiemu udaje się pieprznąć. Wszystkie pytania, o których powinni w tej chwili zapomnieć, rzeczy które nie powinny mieć teraz żadnego znaczenia musiały zostać wyciągnięte na wierzch i rzucone jej w twarz, żeby tylko wszystko mogło znowu widowiskowo pieprznąć. - Przez siedem lat byłeś mi utrapieniem, grzybicą, którą mimo tysiąca prób nie udało się pozbyć, a która z każdą chwilą zawłaszczała sobie coraz więcej mojego ciała. Denerwowałeś mnie, ściągałeś na mnie kłopoty, wypaczałeś moje spojrzenie na świat, oddalając od poglądów i ideałów, które wpajali mi rodzice.- Kiedy wymienia to wszystko wzrok ma skupiony w płomieniach. Kiedy słyszy jak chłopak otwiera usta by coś powiedzieć, by zacząć się bronić, mówi dalej. - Nie przerywaj mi. Denerwowałeś mnie, sprawiałeś, że czułam się zażenowana, obniżałeś moje poczucie własnej wartości i nauczyłeś mnie by nie ufać ludziom, że nigdy nie są szczerzy że nie można im ufać. – Znowu przerywa na chwilę. Odsuwa się od niego i wraca do wcześniejszej pozycji owijając wolną ręką kolana, nie zabierając jednak dłoni, którą trzymał, zostawiając pomiędzy nimi tą wątłą nić połączenia. - A jednak, nie wiem jak, nie wiem, kiedy, chodź nigdy nie potrafiłam tego nazwać zostałeś moim przyjacielem. Nauczyłeś mnie śmiać się z siebie, zmusiłeś mnie do walki o swoje i pokazałeś skąd bierze się prawdziwa pewność siebie. Więc mimo wszystko, mimo irracjonalności tej naszej głupiej znajomości, mimo że zawsze myślałam, że z końcem szkoły ona się skończy i raz na zawsze uwolnię się od Castiela Grzybicy Horna, to teraz myślę, że tego nie chcę że chciałabym mieć cię zawsze gdzieś niedaleko. – Przekręca głowę w jego stronę i kierując w jego stronę pytające spojrzenie dodaje.- Czy to bardzo egoistyczne z mojej strony?
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Pokój Życzeń Nie 22 Lip 2018, 18:49 | |
| Chciał się uśmiechnąć lecz coś mu nie wyszło. Za bardzo był wstrząśnięty zaistniałą sytuacją, aby zdobyć się na żywszą reakcję. - Masz nosa do interesów. - skomentował jedynie, rozpaczliwie próbując przesiąknąć pogodnymi nutami jej głosu. Castiel chciał wrócić do przeszłości. Do dni, kiedy nie patrzył na Nessie jak na kogoś, kogo kocha. Tęsknił i on do czasów, gdy zachowywali się w swoim towarzystwie normalnie i swobodnie. Przeklinał moment, w którym z przerażeniem odkrył jak bardzo go do niej ciągnie. Nie umiał zapomnieć uczucia, jakie nim zawładnęło, gdy po wyciągnięciu jej z wody, odetchnęła z ulgą na jego widok. Trzymał ją wtedy tak mocno, mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Niemożność wyznania jej prawdy doprowadzała go do szaleństwa, co przekładało się na jego niezrównoważone zachowanie i dziwne słowa, jakie czasami kierował do Nessie. Był świadom, że jest na granicy szaleństwa. Przez dziewczynę, jakżeby inaczej. Skinął głową, gdy zadeklarowała wyjście z nim na cmentarz. Nie był pewien, czy kiedykolwiek tam dotrze, jednak myśl, że nie będzie tułał się tam sam dodawała mu otuchy. Miło byłoby mieć osobę, która w razie czego odbierze mu różdżkę i nie pozwoli na zdewastowanie nagrobka. Naszła go jednak myśl czy dobrze Nessie czyni deklarując chęć swojej obecności. Im bardziej jest dlań miła, tym coraz bardziej ją kochał. Miała go nienawidzić, a zamiast tego przyszła tu i powstrzymywała wybuch. Jej następne słowa były kubłem zimnej wody. Odwrócił głowę, jakby uderzyła go właśnie prawym sierpowym. Nie sądził, że ma o nim aż tak tragiczne zdanie. Wiedział oczywiście, że doprowadzał ją do furii, jednak aby aż tak? Chciał jej przerwać i zaprotestować, powiedzieć cokolwiek na swoje usprawiedliwienie lecz nie dała mu dojść do głosu. Wzrok jakim go obdarzyła powstrzymał jego język, mający na końcu odpowiedni komentarz. Zatkało go. Oparł się z powrotem o sofę, rejestrując wciąż ich złączone dłonie. Gdyby go nienawidziła, nie pozwalałaby na to. Gdyby faktycznie miała o nim tak tragiczne zdanie, nie przyszłaby tu, a list odesłałaby ze słownym atakiem dotyczącym jego ślamazarności czy cholera wie czego. Nie rozumiał Nessie. W jednym momencie daje mu alkohol do ręki, posyła mu uśmiech, a chwilę później wylewa na niego gorzkie słowa, za które chciał na nią wrzeszczeć. Skrzywił się tłumiąc rozdrażnienie. Nie miał ochoty wysłuchiwać obrazy pod swoim adresem. Już prawie nabrał powietrza w płuca, by dać ujście irytacji, gdy do jego mózgu dotarły kolejne słowa Nessie. - Pytasz czy to normalne, że chcesz utrzymywać kontakt z taką paskudą, za jaką mnie uważasz? - zapytał, a w jego głosie zabrzmiał wyrzut. - To odpowiem ci, że nie byłoby to rozsądne. Taka paskuda, jaką opisałaś nie ma prawa posiadać takiego przyjaciela jakim jesteś ty. - wykrzywił się czując w ustach gorzki posmak goryczy. Drugą ręką zakrył dłoń, którą trzymał. - Jeśli mimo wszystko z niewyjaśnionych powodów chcesz dalej mieć w towarzystwie takiego kogoś, to jest to możliwe. Nie jest to egoistyczne, jeśli oboje czerpiemy z tego choć trochę swobody i przyjemności. - nagle zmogło go zmęczenie. Westchnął bardzo ciężko i pokręcił głową. Czekał na chwilę, w której dziewczyna powie 'dość'. Nie wierzył, by była w stanie wytrzymać z nim tak długo, szczególnie, kiedy mówił szczerze bez owijania w bawełnę. Nie do tego ją przyzwyczaił. Gdzieś na dnie serca ucieszył się, że jeszcze go nie odrzuciła. Sięgnął po różdżkę. Wycelował jej kraniec w korek butelki alkoholu i ją otworzył. Przyłożył szyjkę do ust i upił mały łyk. Momentalnie gardło zapłonęło, choć nie bardziej niż jego dłoń owinięta wokół palców Nessie. Podał jej butelkę. Darował sobie nalewanie do szklanki. |
| | | Nessy Temple
| Temat: Re: Pokój Życzeń Czw 26 Lip 2018, 00:25 | |
| - Takiego przyjaciela jak ja? - Z trudem powstrzymała wybuch gożkiego śmiechu, a wiedząc jego zbolałą minę, postanawia szybko ustalić kilka podstawowych kwestii, które w tej chwili zdawały się być fundamentalne dla dalszego trwania tej znajomości. - I jakim to ja niby jestem wspaniałym przyjacielem? Przez siedem lat nie wiedziałam, że nim jestem, a dowiedziałam się tylko dlatego, że wykrzyczałeś mi te słowa w twarz. Jestem wredna, lekkomyślna, kłamie, oszukuję, bawię się ludźmi jak własnymi gigantycznymi marionetkami, dodatkowo w zasadzie za nimi nie przepadam. Interesują mnie jedynie ich historie, cała otoczka brzmienia ich głosów, zapachy, ciała o ile nie podobają mi się pod względem wizualnym nic dla mnie nie znaczą. Lubię się nimi otaczać, być w ich centrum, ale są dla mnie bohaterem zbiorowym, pojedynczo są mi potrzebni do wygadania, dowiedzenia się czegoś ciekawego. Nie jestem tak dobrym człowiekiem za jakiego mnie uważasz. - Przed oczami w kalejdoskopie wspomnień patrzy na twarzę ludzi, którzy nic dla niej nie znaczą, na tych którzy ją denerwują i tych, z którymi lubi od czasu do czasu rozmawiać. Widzi twarz Nasha, którego się bała, ale kiedy dostrzegła, że większość osób trzyma jego stronę, przeprosiła, tak by jak najwięcej osób słuchało, by każdy to zobaczył. Znowu jest twarz Nicolasa, który ją bawi, są dla siebie zagadkami, ludźmi, którzy mają tyle twarzy, że nie można ich od tak zaszufladkować, bo nigdy nie wiesz kogo ujrzysz. Nawet nie zauważyła, kiedy opuściła wzrok, tępo przyglądając się tańczącym płomieniom. - Chciałeś wiedzieć, dlaczego to robię? Bo mimo twoich wad, mimo tego, że jesteś tak samo popierdolony jak ja, mógłbyś mieć prawdopodopodobnie miliony innych znajomych, a i tak za każdym razem, gdy w środku nocy pisałam, że potrzebuję kufla piwa i zapomnienia, ty pojawiałeś się pod wieżą i dawałeś mi to co chcę, nie zadając głupich pytań, póki nie byłam pijana w sztok i nie trzeba mnie było holować do jakiejś nieużywanej klasy, bym tam mogła spokojnie wytrzeźwieć. Wcześniejszy opis miał ci pokazać, że toleruję cię pomimo twoich wad, których jestem świadoma. - Po tym niekończącym się monologu wyglądała na zmęczoną, włosy leniwie opadły jej na twarz. Dopiero kiedy skończyła mówić, zauważyła jak bardzo zaschło jej w ustach, że szybko odebrała Ślizgonowi, miło chlupiącą butelczynę i przyłożyła ją sobie do spierzchniętych warg. Kiedy płyn powoli wypełniał jej usta, spływając potem do zmęczonego gardła, czuła jak znaczy on czerwoną żarzącą się ogniem piekielnym ścieżkę. Droga ta jednak obiecywała raj w postaci przyjemnego otumanienia, miłego nastroju i braku wątpliwości, problemów, które mogły zniszczyć ten jakże nieprzyjemny wieczór, obejmujący trochę za dużo śmierci jak na jej gust. Uśmiechnięta leciutko, znowu oparła się o bok chłopaka, wolną ręką otulając butelkę, jakby zamiast niej tuliła do siebie pluszowego misia. - Jesteś pewny, że jeszcze ją czerpiesz? - Pyta wolno mieszając ciecz i starając się nie patrzeć w jego stronę. Nigdy go nie odrzuci, nie z własnej woli, tak długo jak on godził się grać rolę masochisty, chciała przy nim być, wierząc, że on też w końcu straci zainteresowanie. Ile razy już tak było, to zawsze było coś więcej, nawet jeżeli mówił inaczej, w jego oczach to zawsze był big deal, który jednak szybko się kończył, kiedy panna mu się znudziła, pokazała mu wszystko co miała do zaoferowania, a on nie chcąc od niej już nic więcej, odchodził. Znała ten schemat aż za dobrze, bo sama działa na podobnym.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pokój Życzeń | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |