IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Bal Zimowy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14, 15, 16  Next
AutorWiadomość
Gość
avatar

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyNie 03 Sty 2016, 21:01

Pokręciła tylko głową na słowa wypowiedziane przez Artiego. Najwyraźniej rozmowa poprawiła mu humor, co wprawiało Allison w przyjemny nastrój. Wbrew pozorom lubiła, gdy inny człowiek cieszył się z życia. Dziwnie patrzeć na Puchona, który w ogóle się nie uśmiecha.
- Z Chantal Lacroix - zażartowała parskając śmiechem. - Nie, jestem hetero. Z nikim... Nie lecę na starszych - dopowiedziała. Artie był bardzo pozozytywnym człowiekiem, pełnym życia i nierozerwalnej energii. Przy takim chłopaku nie dało się nie śmiać.
-Wróg mógłby zostać naszym najlepszym przyjacielem? Co on pierdzielił? Ale to właśnie ta pozytywna energia Hufflepuff'u, którą reprezentował właśnie Artie. Cóż, bardzo chciała się z nim niezgodzić, ale jednak gdzieś w głębi duszy wierzyła w jego słowa. Zapewne tego doświadczył... Życie go nie osądzało, pewnie znalazło się wielu dokuczających mu uczniów, którzy chwilę potem rozmawiali z nim o meczach QUidditcha.
Kiedy podarował jej ciasto tylko się uśmiehnęła. Bardzo jej posmakowało -z resztą, miała słabość na punkcie TEJ czekolady. A jeśli ARtie mówił, że jest dobre to było dobre. Był specem od jedzenia. Cóż, każdy Puchon.
Na pokaz umiejętności chłopaka tylko zaśmiała się perliście unosząc brwi ku górze. Cóż, Artie nie bez powodu nosił tytuł Driftera Hogwartu. Przez te wszystkie lata nauczył się różnych triktów, które ochoczo ukazywał.
- Z przyjemnością – odpowiedziała. – O ile będzie dla par. Ciekawe, co ta laska wymyśli
Timothy Lowther
Timothy Lowther

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyNie 03 Sty 2016, 21:01

Znał ten ton, tę szczególną intonację na specjalne okazje. Jak wskazywało powyższe, panna Whisper nie wyrażała się tak zbyt często - Timothy nie był pewien, ile razy w życiu rozmowa z Wandą przybierała właśnie takie brzmienia. Trzy? Cztery? Dogryzali sobie o wiele częściej, wręcz nieustannie, ale to zawsze mieściło się w określonych zawczasu ramach żartu, sympatycznych przekomarzań. Ale nie teraz. Teraz... This shit is about to get real. W porządku, można i tak.
- Prawda? - Nie bacząc na to, że tańczy na bardzo cienkiej linie, gdzie jedno nieopatrznie wypowiedziane słowo mogło skończyć się bardzo, bardzo źle, bez wahania kontynuował podjętą rozgrywkę. Nie miał pojęcia do czego to doprowadzi, ale może warto się przekonać? Już i tak było między nimi źle - przynajmniej z pewnej perspektywy. Już i tak coś zdążyło się popsuć, może więc to już dobry moment na sięganie po wszystkie karty, także te najsilniejsze? Bo co w końcu mogło się jeszcze zmienić? Wbrew pozorom wcale nie aż tak wiele. Lowther nie podejrzewał, by cokolwiek miało stać się jeszcze gorszym. Spoglądając na całość jako na swego rodzaju walkę Timothy nie widział powodu, dla którego miałby to starcie przegrać. Jedyną możliwością tłumaczącą ewentualną porażkę byłoby zaprzestanie starań, ale Anglik przestać się starać nie zamierzał.
- Może więc ucieszy cię wieść, że to tylko dzięki tobie - kontynuował więc bezczelnie, jednocześnie przyciągając Whisper do siebie. Chciała na parkiet? Bardzo dobrze. Obejmując ją ciasno w talii spojrzał na nią wreszcie, dając spokój wszystkim tym dekoracjom czy rozbawionym parom. - Gdybyś nie pozwoliła mi tak bardzo się do ciebie zbliżyć nie miałbym pojęcia, co mogłabyś mi zrobić w przypływie nagłej niechęci.
Rozdrażnił ją. Po ostatnich słowach zamykając się na krótką chwilę, nie miał problemu z zorientowaniem się, że panna Wanda jest wyraźnie poirytowana. Krukona zresztą wcale tego nie ukrywała. Może należało więc potraktować to jako ostrzeżenie...? Nonsens.
- A wyglądam jakbym żałował? - Prowadząc przyjaciółkę w niespieszną podróż po parkiecie odpowiadał na jej słowa tak cicho, jak wypowiadała je ona. Podobnie też pozwolił sobie na oględziny znajdujących się najbliżej uczniów i uczennic, nikomu nie poświęcając jednak większej uwagi. - Czy ty w ogóle dopuszczasz możliwość, że nie chciałem tego robić, Whisper? Że po prostu nie miałem - nie mam - ochoty na towarzystwo infantylnej, wyszczekanej, ubranej w cholera wie co pannicy? - Przy całej swej akceptacji dla kobiecego piękna, co niektórych kreacji nawet on nie nazwałby sukienkami.
Nakłaniając pannę prefekt do jednego, szybkiego piruetu w kolejnej chwili znów zamknął ją w swych ramionach, łapiąc na chwilę spojrzenie jej sarnich oczu.
- Ty mi to powiedz - rzucił w odpowiedzi na jej ostrożne pytanie, spuszczając nieco z tonu. I jakkolwiek dziwnie mogły brzmieć właśnie takie słowa, Whisper nie powinna mieć problemu ze zrozumieniem, o co mu chodzi. Zdaje się, że tej feralnej nocy on sam w jakiś sposób się zadeklarował. Pytanie nie powinno więc brzmieć, czy podobne stwierdzeni zmieni coś z jego perspektywy, ale czy będzie miało to wpływ na Wandę. Stęskniłam się. Czy po wypowiedzeniu tych dwóch słów cokolwiek się zmieniło?
Gość
avatar

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyNie 03 Sty 2016, 21:26

Artie czasami już tak miał. Najczęściej był wulkanem energii, ale gdy nachodziły go smutne myśli… Zresztą, pewnie wszyscy tak mieli. U McCallistera po prostu zmienność humorów była bardzo częsta. Przyzwyczaił się do tego. Taki już był.
- Mmmmm Smoczyca. – Uśmiechnął się szeroko, kiedy Allison wybrała profesor od eliksirów, która była zarówno opiekunką Slytherinu. – Nie powiem. Ta kobieta jest naprawdę piękna. Chociaż jeśli tak sobie rozmawiamy – to raczej nie chciałbym z nią być w związku. To mój typ na kilka randek, ale nic więcej. Pewnie i tak by się na nich skończyło, bo zginąłbym niczym robak zgnieciony w dłoni. – Wzdrygnął się na samą myśl. – Sama przecież wiesz, jak jest na jej zajęciach. Ale cóż… Urody nie można jej odmówić. Tobie też nie. – Jego komplement był całkowicie spontaniczny. Artie nawet nie planował powiedzieć coś takiego. Po prostu samo pociągnęło mu się na język. Było to zgodne z prawdą. W dodatku podobała mu się sukienka Krukonki. Powinna częściej się tak ubierać!
Osoby, które mu dokuczały z powodu niepełnosprawności, już dawno zaczął ignorować. Nauczył się tej trudnej sztuki i teraz miał to właściwie gdzieś. Zresztą, będąc graczem w quidditcha musiał mieć silną psychikę, jeśli chodziło o wyzwiska. Często drużyna przeciwna nazywała go graczem specjalnej troski. Miał jednak na to tak bardzo wyrąbane, że go wcale nie ruszało. Gorzej było w innych sprawach… Ale o tym może później.
- Mówiłem? Smaczne! – Uśmiechnął się triumfalnie, kiedy dziewczyna zaczęła zajadać się ciastem czekoladowym. Sam dokończył swoje. – Czekolada zawsze poprawia humor. Płynne szczęście. Stałe szczęście. Latające szczęście… Latające? Nie widziałem jeszcze latającej czekolady. A Ty? – zagadnął ją szybko.
Artie ukłonił się lekko po swoim pokazie. Podjechał do stolika, zablokował hamulec. Wolał przez przypadek nie odjeżdżać z miejsca.
- Skoro to Bal Zimowy, to może będziemy musieli ulepić bałwana?
Gość
avatar

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyNie 03 Sty 2016, 21:42

Winter bardzo dobrze czuła się w swojej kanarkowej kreacji. Szpilki dodawały jej kilka centymetrów, lecz nadal była niska. Dzisiaj mogła robić naprawdę za uczennicę. Wiele dziewczynek miała ostrzejsze makijaże niż ona sama, co sprawiało ją w osłupienie. Czy Dumbledore wiedział, co tutaj się dzieje? Czy to pochwalał? A może to był tylko jeden dzień dobroci dla zwierząt? Nie zdążyła jednak wyłapać dyrektora w tym dzikim tłumie, ponieważ została zaczepiona przez Puchona. Nawet nie zauważyła momentu, w którym chłopak wszedł do Wielkiej Sali, a podobno szedł tuż za nią. To się nazywało nie mieć głowy na karku. A podobno jeszcze nic nie piła.
Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy usłyszała komentarz Olivera. Pewnie, gdyby usłyszała taki komentarz na lekcji, zagroziłaby chłopakowi szlabanem. Dzisiejszego wieczoru miała zupełnie inne nastawienie.
- Ja też się nad tym zastanawiam, panie Danniels. – Wskazała dłonią na pary, które właśnie kończyły konkurs tańczenia na gazecie. – Od lat nie widziałam tańców na gazecie. Czy tylko mi pachnie to wiejskim weselem? – Winter nie miała nic do wiejskich wesel, ale po balu w Hogwarcie oczekiwała znacznie czegoś lepszego. Dopiero teraz dostrzegła, jak wielu aurorów znajdowało się w Wielkiej Sali. Czyli jednak była to prawda. Wojna Czarodziejów wisiała nad nimi. Świat się zmieni… I to pewnie nie na lepsze.
Komplementu od strony Dannielsa się nie spodziewała. Delikatnie skinęła mu głową w podzięce. Stuknęła się szampanem z Puchonem. Upiła kilka łyków. Był całkiem dobry, lecz zawierał o wiele mniej procentów, niż się tego spodziewała. Czyli jednak Dumbledore wiedział, co tutaj się dzieje.
- Kanarkowy kolor bardzo się mi kojarzy z Wami, Puchonami. Bardzo Ci on pasuje – odpowiedziała grzecznie. W przeciwieństwie do Olivera, jej uśmiechy wcale nie były wymuszone. Winter była nadzwyczaj kulturalną i spokojną kobietą.
- Życzę Panu miłej zabawy. Mam nadzieję, że tego wieczoru złamie Pan niejedno serce. Gryfonkę najlepiej poderwać do tańca, bez zbędnego gadania. – O. Upiła jeszcze kilka łyków szampana i udała się w stronę stolików. Miała ochotę spróbować kandyzowanych owoców.
Riaan van Vuuren
Riaan van Vuuren

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyNie 03 Sty 2016, 21:48

- Rozumiem. A co do treningu to zawsze jestem chętny. - Riaan kiwnął Audi głową. Natychmiast przypomniały mu się popołudnia w te wakacje spędzone na lataniu na miotłach razem z Faulknerówną. W młodzieżowej drużynie Srok była niesamowita rywalizacja, młodszy Vuuren musiał pokazać wszystkim że nie jest częścią drużyny tylko ze względu na nazwisko. Audrey nie miała tego problemu, ale i tak dawała z siebie dwieście procent. Dlatego szybko znaleźli wspólny język, pomimo docinków oraz wcześniej wspomnianej rywalizacji. Po prawdzie, to Holenderka była jedyną osobą z drużyny którą naprawdę polubił i nawet próby Victora aby ich zeswatać tego nie zmieniły. Z perspektywy czasu patrząc, wolałby być narzeczonym Audrey niż Éponine. Ta pierwsza na pewno współpracowałaby z Riaanem, aby zerwać zaręczyny. Bez niepotrzebnych "widzimisie".
Co do nieprzyjemnej sytuacji z Blake, którą znał przelotnie, to nie zamierzał przywiązywać do tej scysji większej uwagi. Gdyby celowano różdżkami w Audrey, a nie jej kolegę, to pewnie zainterweniowałby, a tak... to nie jego sprawa. Kiedy Krukonka w końcu przedstawiła swojego partnera, Riaan uścisnął jego dłoń. A więc to tak na imię miał ten pałkarz, zawsze mu się myliło. Teraz będzie pamiętał. Enzo. Miał dziwne wrażenie, że z jakiegoś powodu powinien zapamiętać tego chłopaka. Przyjrzał mu się uważnie wciąż przytrzymując dłoń Krukona. Afrykaner miał w zwyczaju słuchać się intuicji, stąd te oględziny. Puścił dłoń Enzo.
- Miło poznać. A teraz uciekamy, nie będziemy wam przeszkadzać. - pomachał wolną dłonią parze Krukonów, po czym kilkoma zgrabnymi krokami oddalił się od nich prowadząc w tańcu Meredith. W końcu, kiedy oddalili się na tyle, aby nikt im nie przeszkadzał, Riaan przyciągnął mocniej do siebie dziewczynę i po prostu się do niej przytulił. Przyjemny zapach jej perfum uderzył mu do głowy, lekko go odurzył pomimo swojej ulotnej delikatności. Idealnie pasował do rudej Puchonki.
- Mówisz serio z tym wydrapywaniem oczu? - niedorozwinięta empatia chłopaka aktywowała się w najmniej właściwym momencie, psując trochę klimat. Przestał ją przytulać i odsunął się tak, aby móc spojrzeć jej w oczy. Tego po Merci się nie spodziewał.


ZOSTAWIĆ OCZY W SPOKOJU - Oponka.


Ostatnio zmieniony przez Riaan van Vuuren dnia Pon 04 Sty 2016, 01:51, w całości zmieniany 1 raz
Meredith Walker
Meredith Walker

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyNie 03 Sty 2016, 23:26

Ze szczerym uśmiechem i łagodnym już spojrzeniem powitała Audrey oraz Enzo, wymieniając te krótkie, towarzyskie uprzejmości. A fakt wymieniania ich w obecności oraz z inicjatywy Riaana, który bez krztyny wahania, bez śladu zakłopotania brylował charyzmatycznie w towarzystwie z nią u boku… no cóż, sprawiał że uśmiech stawał się jeszcze bardziej radosny. Czuła się teraz po prostu dobrze, nadzwyczaj dobrze i pewna siebie z przemiłą świadomością, że ze wszystkich dziewcząt tutaj ona była dla niego ważna. Sam tak powiedział, zresztą - pal licho inne panny. Po prostu, jego dzisiejsze zachowanie zdawało się potwierdzać tę niezwykle śmiałą hipotezę, snutą wbrew woli i deklaracjom w głowie panny Walker tuż przed snem. Można rzec, niemożliwą w pełnym sensie do spełnienia. Zakładającą odwzajemnienie uczucia.
Nie dało się już tego dłużej ukryć, drogi czytelniku - zakochana, zaborcza, zazdrosna i szczęśliwa - mieszanka tych i innych emocji wybuchała w puchońskim, szczerym sercu Meredith ilekroć los pozwolił jej na towarzystwo Riaana. A jako, że teraz był szczodry w obdarowywaniu jej płochliwym spełnieniem, dziewczyna czerpała z życia ile mogła. Zaabsorbowana jego spojrzeniem, uśmiechem oraz dotykiem zapomniała o uciążliwej na co dzień, wstydliwej skromności. Niczym gwiazda z pewnego gwiezdnego filmu, w tańcu promieniowała. Bo chyba już dawno, tańczyli prawda?
Przytulona, ufnie przymknęła powieki raz jeszcze chłonąc bliskość Riaana, jego ciepło i zapach, niepomna już niemiłej sytuacji z Ponine, którą nagle chłopak przypomniał. W jednej sekundzie otworzyła oczęta w kształcie migdałów, patrząc w jego tęczówki spojrzeniem wyrażającym tyle niedowierzania co rozbawienia. Choć nie powinno być jej do śmiechu, choć w sumie powinna się już smucić po prostu nie mogła wyjść z podziwu jak łatwo można popsuć atmosferę budowaną tak skrupulatnie.
Jak? O właśnie tak.
Odsunąwszy się od niego, na chwilę zaniemiała. Po czym rozciągnęła usta w półuśmiechu, zarówno na wspomnienie samotnej Yaxleyówny jak i z powodu tego, jak jego niesamowite wyczucie chwili zdało się teraz urocze. Zebrała myśli w zgrabny kłębek i nitka po nitce, zaczęła sklecać zdanie, które kiedyś nie przebrnęłoby przez szczerozłote gardło. No cóż, jak widać, ludzie się zmieniają.
- Wiem, że nie powinnam, ale chętnie - tak. Wydrapałabym. Albo chociaż doprawiłabym jej poncz eliksirem postarzającym. Ciekawe co bez urody zostałoby z jej arystokratycznego nadęcia. Szkoda, że efekt utrzymuje się jedynie parę godzin - szepnęła, nachylając się nieco w stronę jego ucha czując jak przeżyta niedawno złość odejmuje jej zdrowego rozsądku. Nie dbała przy tym zabiegu o to, by nikt jej nie usłyszał. Meredith ostrożnie czerpała z każdej możliwości zbliżenia się do Riaana, bo czemu nie? Chwile są krótkie, niestety.
Po tym śmiałym jak na nią wyznaniu, spojrzała się wprost w czekoladowe oczęta, momentalnie uświadamiając sobie możliwość popełnienia ogromnego błędu. Lub paru błędów, być może chłopak wystraszy się jej zawiści? Nagle, w ciągu paru chwil na swe miejsce wróciła dziewczyna bardziej opanowana, rozsądna i wychowana. Ciekawe na jak długo.
- To znaczy, przepraszam. Wiem, że jesteś arystokratą ale nie jesteś przecież bucem. Nigdy nie byłeś - mruknęła, odczuwając to cholerne zakłopotanie, które pewnie na trwałe zapewni jej pseudonim Buraczanej Panny. Chrząknęła, klnąc na coś, co Polak nazwałby mickiewiczowską niepewnością.
Merlinie, ratuj.
Enzo Romulus
Enzo Romulus

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyNie 03 Sty 2016, 23:50

Trzymał ją w ramionach, jak zawsze kiedy zdarzało się im tańczyć. Nie był królem parkietu, ale jako syn Xandrii Romulus w pakiecie dostał podstawowe lekcje tańca, elegancji i kultury spożywania posiłków. Kto jak to, ale ta czarownica nie mogła sobie pozwolić na byle jakie wychowanie swojej jedynej latorośli (sorry Seba, jesteś adoptowany) dlatego Enzo odebrał wychowanie najlepsze z możliwych. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie lubił tych wszystkich sztywnych zasad. I to też było widać. Krukonka była zdecydowanie zbyt blisko, a jego dłonie zbyt nisko. Któż jednak przejmowałby się tymi szczegółami skoro tej dwójce najwidoczniej to nijak nie przeszkadzało? Ruszali się dość pokracznie po parkiecie, a Włoch się uspokajał. Ciężko było się nie uspokoić czując zapach perfum Audrey i trzymając ją w ramionach. Na jego twarzy pojawił się pogodny uśmiech kiedy usłyszał jej uwagę. No tak... Dotychczas wszystkie bale mniej więcej spędzali razem. Może nie licząc zeszłego roku, choć i tam udało mu się namówić ją na kilka obrotów po parkiecie.
- Obawiam się, że nie wystarczy, Drey - odszeptał jeszcze za nim pojawił się Gryfoński obrońca i nawet uśmiechnął się już tak naprawdę całkiem szczerze. Potem stał się świadkiem krótkiej wymiany zdań z której nie zrozumiał absolutnie nic. Uniesione do góry brwi idealnie o tym świadczyły. Przeniósł wzrok na towarzyszkę przedstawiciela domu Lwa i nie, ona też nie rozumiała sądząc po jej minie. Dobrze wiedzieć. Zaraz jednak wrócili na angielski- język który znał i rozumiał, a chwilami nawet płynnie się posługiwał. No może nie chwilami. Jednak na pewno nie w tej chwili. Wkurzony brzmiał jak włoski turysta na wakacjach pod Londynem.
- Enzo. Bardzo miło mi poznać - powiedział ściskając dłonie tuż po tym jak go przedstawiła sama Faulkner. A potem? Potem oni ruszyli w swoją stronę, a Krukon znów przyciągnął blondynkę do siebie w tańcu.
- Jak się miewa Bartemiusz? - zapytał, bo ciężko mu było się powstrzymać. Czy był zazdrosny? Oczywiście, że był. Był zazdrosny o każdego kto trzymał w ramionach tą uroczą Holenderkę i nic nie wskazywało na to, by to kiedykolwiek się zmieniło. Za każdym razem kiedy widział któregoś z jej "byłych" miał ochotę skręcić mu kark. Własnoręcznie, bez użycia różdżki. Jeśli chodzi o przemoc, to raczej większość spraw wolał załatwiać w czysto mugolski sposób. To mimo wszystko dawało więcej satysfakcji.
Noelle Avery
Noelle Avery

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyPon 04 Sty 2016, 00:32

Widział wystarczająco dużo? Zmarszczyła nieco czoło chcąc przypomnieć sobie szczegóły ostatniego spotkania. Spotkania, które w jej mniemaniu mogło się nigdy nie odbyć i nic złego w związku z tym by się nie stało, bo to co zdarzyło się w lochach zalicza się do top dziesiątki najbardziej niezręcznych chwil w życiu piętnastoletniej Avery. Chociaż ta lista nie była jeszcze do końca wypełniona, to i tak zdarzenie to było niemalże na szczycie, nie licząc tej chwili kiedy w żartach zasugerowała, że jej ciotka może nie rozwieść się z wujem tylko dla pieniędzy, a to okazało się prawdą i okazało się to przy świątecznym stole. Dlatego Noelle robiła co mogła by wymazać szczegóły które stawiałyby ją w złym świetle przede wszystkim dlatego, że się wstydziła. Panience z dobrego domu nie wypada zaliczać macanek w lochach. Tym bardziej nie wypada, kiedy ma przy tym publiczność, a już kompletnie niedopuszczalne jest to wtedy, kiedy nie ma się jeszcze szesnastu lat. Nie chciała też o tym pamiętać, bo mina Aerona kiedy ściągnął z niej Tima przyprawiła ją o tak duży wstyd i zażenowanie, że za każdym razem kiedy wyobraźnia podsuwała jej znów ten obraz, jej oczy niebezpiecznie się szkliły, a lica robiły się podejrzanie zaróżowione.
- Może jakoś przeżyje bez Twojej sympatii - zauważyła niezbyt miło wzrokiem śledząc obiekt rozmowy. Był tam sobie, z prefekt swojego domu. Ogółem wszyscy tu byli. Większość teraz już na parkiecie, jakby ten okropny hałas zwany muzyką nie przeszkadzał im w stawianiu kroków całkiem zgrabnie i całkiem godnie.
Nie był hazardzistą, a jej wargi drgnęły w lekkim uśmiechu kiedy padło to stwierdzenie. Jednak pytanie dlaczego nie zniknęło, nie wyjaśniło się w żaden sposób, ani nie przepadło. Wciąż było, choć nie odważyła się go powtórzyć wciąż przeszywając go wzrokiem swoich zielonych tęczówek. Chciała tej odpowiedzi. Potrzebowała jej do szczęścia jak mało czego. Jednak nie spodziewała się, że odpowiedź może być czynem, a nie jedynie słowem. Kiedy poczuła na swoich wargach jego wargi zamknęła oczy przez chwilę się nie poruszając. On jednak się nie odsunął, a ona nieśmiało odwzajemniła pocałunek podczas gdy jej dłoń powędrowała do góry, by ułożyć się na jego ramieniu. W pewnym momencie odsunęła się jednak nieco by znów przeszyć go spojrzeniem szmaragdowych tęczówek.
- Jaja sobie ze mnie robisz, Steward? - wyszeptała kompletnie nieelegancko i zabrała rękę którą wciąż trzymała na jego ramieniu jakby się czymś oparzyła. Wyprostowała dumnie plecy, uniosła podbródek w jednym z najbardziej irytujących gestów świata, a jedna z brwi powędrowała nieco wyżej.
- Przez rok traktujesz mnie jak małolatę, okazyjnie jak partnera do zbrodni, potem zapraszasz na bal, a na balu całujesz. Od kiedy wiesz? Doskonale się bawisz, co? - oczy miała jawnie wypełnione łzami które już tańczyły na jej rzęsach. Wstała i na moment pochyliła się nad siedzącym Kruczkiem.
- Może jestem ironiczną, sarkastyczną, podłą małpą, ale nikt nie będzie się bawił moimi uczuciami. Tak, mam uczucia. Całkiem dobrze rozwinięte, jak na dziewczę w moim wieku przystało. A teraz wybacz. Szampan się sam nie wypije - wysyczała zanim ruszyła dumnie w kierunku wielkiej lodowej statuy pod którą ktoś mądry zostawił kieliszki z szampanem i kokosowe pralinki.
Audrey Faulkner
Audrey Faulkner

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyPon 04 Sty 2016, 00:36

Chwila kurtuazyjnego, ugrzecznionego zachowania towarzyskiego zakończyła się względnie szybko i nic nie stało na przeszkodzie, by panna Faulkner znalazła się później ponownie tam, gdzie chciała. Wiecie, naprawdę lubiła Riaana i nie miała nic przeciw porozmawianiu z nim w spokoju - szczególnie, że ostatnio nie bardzo mieli na to czas, mijali się właściwie tylko - ale nie teraz. Bo teraz priorytety były jednak nieco inne. Nieco.
I nawet wspomnienie Barty'ego nie mogło sprawić, by zaczęła cieszyć się mniej, by bliskość Enzo stała się dla niej w jakiś sposób problematyczna. Teraz, znów zamknięta w ramionach Romulusua, zawahała się tylko przez chwilę, drgnęła tylko nieznacznie, westchnęła tylko cicho. Nie zakładała przecież, że jej spotkanie z Crouchem i późniejsze uczestnictwo w konkursie umknie uwadze Włocha. Co więcej, w chwilowym przypływie kobiecej arogancji mogła nawet skrycie liczyć na to, że zauważy. Że się zirytuje, że... No. Przez jedną chwilę wiele mogła oczekiwać. Teraz po podobnej arogancji nie było śladu, tym niemniej nie umiała do końca zamaskować pewnej satysfakcji jaką odczuła w zetknięciu z dość jednoznacznym zainteresowaniem Enzo.
- Bartemiusz... Barty - rzuciła cicho, znów wracając do wystarczającego w obecnej sytuacji szeptu. - Nie wiem. Chyba trochę tęskni. - Starannie przemyślanym, wystudiowanym ruchem sięgnęła do kołnierzyka koszuli Krukona i wygładziła nieistniejące tak naprawdę zagniecenie, fałdkę, która na eleganckim stroju Romulusa nie miała prawa zaistnieć. Dopiero potem, ponownie opierając dłonie na ramionach chłopaka, wróciła spojrzeniem tam gdzie powinna, dając spokój dopieszczaniu wyglądu swego obecnego partnera.
- Obawiam się jednak, że musi sobie z tym poradzić sam - dokończyła spokojnie temat Croucha i uśmiechnęła się nieznacznie, ulotnie. - Podobnie jak każdy inny, który chciałby... - Zacięła się. Zacięła i dokończyła jedynie w myśli: który chciałby ci mnie odebrać. Bo, wbrew wszystkiemu, wciąż nie była tego taka pewna. Bo przebłysk sylwetki Notta podkopał jej pewność. Bo, choć nie umiała sobie wyobrazić życia bez Enzo, choć krew wrzała jej w żyłach za każdym razem, gdy u boku Krukona pojawiała się jakaś pannica - to wciąż nie była pewna. Bo była cholernym tchórzem bojącym się zobowiązań, zrobienia jednego kroku do przodu.
Ale to chyba nie miało teraz aż takiego znaczenia, prawda? To znaczy, to było ważne, nawet bardzo, ale, cholera, teraz był bal. Bal, który przypominał jej tak wiele. Który pozwalał na tak wiele. Obejmując Enzo, wtulając na chwilę twarz w zagłębienie jego szyi, zaciągając się jego dobrze znanym, narkotyzującym zapachem nie chciała, by coś się teraz zmieniło. By musiała odejść, by musieli wrócić w swoje krańce Wielkiej Sali czy choćby - by zabrał ręce ponad granicę przyzwoitości. Nic z tego nie chciała. Chciała być, chciała mieć go tak blisko, jeszcze bliżej. Tak, jak kiedyś. Jeśli nie na zawsze to przynajmniej na tę jedną, cholerną noc.
Aeron Steward
Aeron Steward

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyPon 04 Sty 2016, 01:18

Jakby to powiedzieć. Stało się dokładnie to, co Aeron przewidział. No może nie dokładnie to samo, bowiem początkowo Noelle zdawała się korzystać sporo przyjemności z ich pocałunku. Oczywiście trwało to ledwie chwilę, krótki moment, dało jednak chłopakowi sporo do myślenia. Nie spodziewał się tej wersji prawdy. Owszem, znali się już przeszło rok. Tamten pamiętny bal był pierwszą okazją do poznania tej jakże interesującej postaci. Nie sądził jednak by przez ten czas Noelle zaczęła żywić do niego nieco bardziej skomplikowane i poważne uczucia niźli to mu się wydawało. No bo jakże to tak. Ona, córka rodu Averych, zakochana w kimś takim jak Steward? W chłopaku który był chodzącym reliktem własnej rodziny, jedynym żyjącym (chyba) członkiem, związanym dziedzictwem i wszystkim tym co pozostawili mu rodzice? Dobre sobie. On sam początkowo uważał Noelle za typową „szlachciankę”. Taką nadętą, której wydaje się że zawsze ma rację, która pragnie łatwego i nudnego życia u boku faceta spełniającego jej wszystkie zachcianki? Z nią było jednak inaczej. Owszem, przekomarzała się i uparcie walczyła o swoje, mimo że czasem zupełnie bezsensownie. Ale nie robiła tego z pustej potrzeby, a raczej dlatego że to lubiła. Tak jak i Steward, ona również wydawała się urodzona w złych czasach. Dopiero potem, powoli, zaczęło dochodzić do niego że w jakiś dziwny sposób przestała mu być obojętna. Obojętna w sposób w jaki traktuje innych ludzi.
No właśnie. Dopiero niedawno coś mu uparcie krzyczało gdzieś w środku. Odsuwał te myśli, wierząc że to tylko głupie wymysły nie mające żadnych podstaw w rzeczywistym życiu. Aż do spotkania w lochach. Nie miała żadnego powodu by iść na bal akurat z nim. Skoro Lowther był taki fajny, to czemu nie odrzuciła propozycji Aerona i nie przyszła z nim. To był pierwszy znak. Drugim był ten pocałunek, i wszystko to co wydarzyło się po nim.
Spodziewał się takiej reakcji. W końcu skradł jej pocałunek bez pytania, prośby, czy nawet ostrzeżenia. Zrobił to, ale wyczuł w nim coś więcej niż tylko złość. Gdy w końcu się od siebie oderwali, Aeron miał nieprzenikniony wyraz twarzy. Nie miał zamiaru się śmiać czy denerwować. Nie było ku temu potrzeby. Wysłuchał całej tyrady Noelle, która notabene pod sam jej koniec była dosyć blisko załamania nerwowego. Widział jak wstaje, nachyla się by dopowiedzieć parę słów, i z dumą odchodzi zapchać smutki pustymi kaloriami. Pozwolił sobie na półuśmiech, wiedząc że go nie zauważy. Oczywiście nie dał jej iść samej. Zerwał się na równe nogi ledwie odeszła, pozwalając jedynie by nieco zbliżyła się do lodowego postumentu. Tutaj ją dogonił, by następnie chwycić za rękę i tak pociągnąć (oczywiście w miarę delikatnie, nie chciał zabrać ze sobą samego barku), że znalazła się naprzeciw niego, mając jednocześnie lodową rzeźbę za plecami. Nie dając jej nawet dojść do słowa, zaczął odpowiadać na wszystkie poprzednie zarzuty.
-Nie żartuje sobie z Ciebie, Noelle. Wiem od paru chwil, a podejrzewałem ledwie parę dni. Nie mam zamiaru bawić się Twoimi uczuciami, bo może sobie z tego nie zdajesz jeszcze sprawy, ale znaczą one dla mnie więcej niźli sam bym chciał. Myślisz że tylko Ty masz prawo coś czuć względem drugiej osoby?- przerwał, gdyż zwyczajnie zabrakło mu powietrza. Mówienie wszystkiego naraz na jednym wydechu może być czasem kłopotliwe. Gdy jego oddech wrócił w miarę do normy, kontynuował swoją wypowiedź. –Tak się składa że Twoja osoba nie jest mi obojętna. Ale to Ci pewnie nie przyszło na myśl, co? Nic co powiedział lub zrobiłem, a co odnosiło się do moich uczuć do Ciebie nie było oszustwem.- powiedział, patrząc w zaszklone oczęta. Wolną ręką wytarł zbłąkaną łzę, która najwidoczniej postanowiła wyrwać się na wolność.
Noelle Avery
Noelle Avery

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyPon 04 Sty 2016, 02:11

Szła dość szybko, doskonale świadoma długości swojej kreacji i tego, że kiedy znajdzie się w końcu za tą nieszczęsną lodową rzeźbą będzie musiała podciągnąć sukienkę w okolicach biustu, aby żodyn nie zobaczył więcej niż tam jest. I już doszła do barku, na szczęście nie wywracając się po drodze w żaden mniej czy bardziej teatralny sposób, kiedy poczuła ciepłą dłoń i już stała przodem do Aerona, a plecami do lodowej rzeźby. Wciągnęła wściekle powietrze nosem, niczym byk przed ostatecznym atakiem na swojego torreadora. Nie znosiła sytuacji pod ścianą. Jakichkolwiek. A teraz dosłownie była pod ścianą. Bez możliwości ucieczki. Za to z możliwością w miarę swobodnego ruchu. Uniosła palec do góry żeby dał jej chwilkę, zanim zaczął swój monolog i podciągnęła do góry sukienkę- kompletnie nie tak jak powinna to zrobić dama, ale tego jak damy podciągają sukienki bez ramiączek jeszcze ją nie nauczono. Grunt, że dość szybko poradziła sobie z tą sytuacją i posłała mu już bardziej przychylne spojrzenie kiedy zaczął mówić. Naturalnie dość duże oczyska Ślizgonki zrobiły się jeszcze większe, a ona przez chwilę wyglądała jakby zobaczyła kogoś komu właśnie wyrosły czułka i szczękoczułki.
- Nie, nie przyszło mi na myśl. Jak myślisz, dlaczego? - skrzyżowała dłonie na piersiach, a materiał znów zjechał w dół. I znów podciągnęła sukienkę do góry mieląc w ustach przekleństwo za które z pewnością straciłaby szanse na tytuł pretendentki do bycia damą. Przygryzła nieco dolną wargę i wykrzywiając nerwowo palce tak, że zaczęły strzelać obserwowała go ostrożnie.
- Nawet jeśli mówisz prawdę to wiesz przecież, że nie mogę Ci nic obiecać. Jestem towarem na rynku matrymonialnym. Całkiem atrakcyjnym ze względu na nazwisko. Ja naprawdę... chciałabym, ale obawiam się, że nie mam Ci nic do zaoferowania i tracisz ze mną swój cenny czas - wyszeptała w odpowiedzi zanim drgnęła. Trudno jednak jednoznacznie powiedzieć czy to z powodu jego dotyku czy zimna bijącego od strony lodowej rzeźby.
Riaan van Vuuren
Riaan van Vuuren

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyPon 04 Sty 2016, 03:13

Dobra, okej. Dzisiaj rzeczywiście zachowywał się dziwnie, trzeba było to przyznać. Bez żadnego skrępowania i na dodatek z zachowaniem zasad etykiety wpajanej mu z dawien dawna przez matkę, zapoznał Meredith ze swoją znajomą i to rzeczywiście był wyczyn, bo zazwyczaj Riaan był tym chłopakiem siorbiącym herbatę i mlaskającym przy jedzeniu.
Z ciekawością obserwował, jak na jego oczach zdziwione, migdałowe oczy Meredith natychmiast się rozpogadzają, a twarz rozjaśnia uśmiech. W tym momencie zdał sobie sprawę, że chyba musiał powiedzieć coś śmiesznego, albo co gorsza, głupiego skoro na jego poważne pytanie odpowiadała rozbawieniem. Naraz jednak te myśli odleciały w dal, kiedy zbliżyła się i na ucho dała mu odpowiedź. Sam musiał, aż nachylić głowę, bo w końcu Mercia była od niego niższa, ale jej bliskość była warta niewygody skrzywionego kręgosłupa. Otworzył szerzej oczy słysząc, jak z zupełną pewnością mówi mu o wydrapaniu oczu Éponine. To dopiero go zdziwiło, nie ma co! Nie spodziewał się usłyszeć takiego wyznania z ust Puchonki, w jego oczach zawsze była wcieleniem łagodności. Ciężko mu szło domyślanie się skąd ta nagła zmiana w jej charakterze, ale skoro on potrafiłby dla niej zrobić naprawdę wiele, może i ona jest gotowa na to samo? Przestawszy się tym przejmować, Riaan znowu delikatnie wymusił na niej obrót, wciąż bowiem tańczyli, a potem natychmiast przyciągnął jej bliżej do siebie. Szło im całkiem nieźle, lekki, przyzwyczajony do skradania chód Afrykanera pasował do granej aktualnie, spokojnej piosenki, ale należy przyznać że Meredith swoją gracją i umiejętnościami biła na głowę ciągniętego bardziej przez rytm, oraz impuls Riaana. Spojrzał jej głęboko w oczy, znów zdziwiony, bo przecież zazwyczaj unikała kontaktu i oczu. Pamiętał doskonale ich pierwsze spotkanie, kiedy uciekała wzrokiem od jego źrenic. Roześmiał się głośno słysząc o tym, jakim to on nie jest arystokratą.
- Błagam Cię, Meredith. Nie przepraszaj mnie, bardzo dobrze że powiedziałaś co myślisz, to właśnie lubię w ludziach. Bezpośredniość. - mrugnął do niej puszczając dosłownie na sekundę jej rękę, aby złapać za kieliszek szampana niesiony przez jednego ze skrzatów. Tańczyli razem dalej, jednak trochę inaczej aby chłopak mógł się napić. Opróżnił kieliszek do połowy.
- To ja Ciebie przepraszam, nie zrozumiałem że to metafora. Jak zwykle zresztą. Arystokrata ze mnie żaden, tylko nazwisko łączy mnie z wysoko urodzonymi... - i znowu obrót, a co! - ...Pewien człowiek, który jest dla mnie bliższy niż rodzony ojciec, powiedział że liczy się tylko to co ma się tu i tu. - wskazał kieliszkiem serce, oraz puknął się lekko krawędzią w czoło. - Nie przywiązuję żadnej wagi do pochodzenia. Nieważne, czy masz na nazwisko Black, Vuuren de Springbok, czy Walker. Krew nie opisuje człowieka. Chcesz trochę? - zapytał koleżankę podsuwając jej do połowy opróżniony kieliszek. Dzisiaj oboje się zaskakiwali. Otwartością, oraz szczerością. Warto się za to napić.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyPon 04 Sty 2016, 12:40

Miała ochotę wykręcić mu rękę i ją złamać. Jak patyk po lodzie, jak wykałaczkę od pysznego szaszłyka, jak ołówek, którym pisała notatki. Wstrzymała jednak dech, nie patrząc na niego nawet, nie chcąc, by zauważył jej złość wypaloną w każdym ruchu warg i spojrzeniu, które z chwili na chwilę powiewało jak chorągiewka. Pełne sprzeczności się w niej tlących.
Ciągłe kłótnie, zażalenia, zaskarżenia rzucane to przez jedno, to przez drugie powoli zaczynały ją męczyć. Zachowywali się jakby byli parą - ba - skłóconym małżeństwem od wielu lat, które tylko podpuszczało swego partnera do powiedzenia kilku, gorzkich słów, które zamiast scalać na nowo zaczynały kręcić karuzelę absurdu. Która powoli zaczynała już męczyć pannę Whisper, bo nagle ta przestała wierzyć w moc i siłę przyjaźni, która miała ich połączyć na wieki. A teraz jedyne co robiła to od nich odsuwała - mimo tego, że doskonale czuła igrające mięśnie przyjaciela okryte dość cienkim materiałem szykownej koszuli.
Fizycznie blisko, psychicznie nawet jeszcze bliżej niżby się zdawało. Tych kilka przykrych słów i te niewypowiedziane jeszcze wisiały nad nimi jak sznur dla samobójcy czy topór nad skazanym. Nie rozmawiali o tym wprost, chociaż zahaczali o niewygodne rejony, tylko po to by sprawdzić jak zareaguje druga połówka.
Przyciągnięta, ciasno złapana przez jego ramiona czuła jak brakuje jej tchu. Jak zielone tęczówki wbijają się w jej twarz, a krew zaczyna buzować i w szaleńczym tempie krążyć po jej ciele. Rumieniec pojawił się na jej licu, znacząc ledwie kości policzkowe, a Wandę ogarnęło zażenowanie.
- Nie tylko ja jestem winna, Tim. Ty też jakoś nie narzekałeś na moje towarzystwo. - odparła po krótkiej chwili milczenia nie mogąc skupić się na swoich myślach, a jedynie na słowach, które wyrzucał z siebie Lowther. Starała się na niego nie patrzeć, rozpaczliwie zaciskając palce na jego dłoni i oddychając zbyt głęboko. Czarna suknia zaczęła na powrót uciskać, a bliskość i dotyk ciała Krukona parzyć. Wykonanie obrotu było zbawieniem, gdzie na moment mogła się od niego odlepić, by znowu powrócić w ckliwy niemal uścisk, w który wyczuwała dominantę. I pewnego rodzaju przywiązanie.
Zamknęła się w sobie, by chociaż na chwilę pomyśleć nad tym co powiedział Tim - nie powiem - znowu poczuła się jak dziecko, gdy syczał swoją odpowiedź dotyczącą tych wszystkich wpatrzonych w niego małolat. Zawsze go brała za takiego, który nie przepuści żadnej okazji, by się dobrze zabawić, by odwalić to co zazwyczaj, zrobić swoje i zebrać za to pokłony i oklaski. Co niby miałoby się nagle zmienić w jego postrzeganiu kobiet, młodych dziewcząt, którymi do tej pory się bawił? Nimi, w ich towarzystwie? Jakoś nie potrafiła go sobie wyobrazić samego, który wzdycha do tej jedynej, a co mu non stop wbijała do głowy. Jakby na siłę chciała mu znaleźć dziewczynę, by uspokoić swe sumienie, by nie myśleć o nim w sposób, w który nie powinna. Bo nie mogła, był jej przyjacielem i tak miało pozostać. Nawet jeżeli kojąca zieleń wpływała na nią zbyt mocno, a odurzający zapach jego szyi, włosów, ciała wciąż tlił się gdzieś z tyłu.
- W porządku. Jestem w stanie to zrozumieć - w końcu każdy dżentelmen musi odpocząć od swych fanek. - Mruknęła na pozór ugodowo, przesuwając dłonią po jego ramieniu, niby nie umyślnie, a chcąc tak naprawdę wygładzić tkaninę, przyjemną w dotyku zresztą. Przez moment oddała się muzyce, poruszając zgrabnie tułowiem, stawiając odpowiednie kroki jakby robiła to na co dzień. Płynęła wraz z kolejnymi nutami, wyprostowana, dumnie sunąc po parkiecie wraz ze swym towarzyszem, któremu miała ochotę wydłubać oczy.
Tak samo jak i on i ona spuściła nieco z tonu - widziała przerażone miny młodszych uczniów, na których miała wątpliwą przyjemność spojrzeć. Zamknęła oczy poddając się chwili, uspokajając się, tonąc w objęciach przyjaciela. Musiała się przestawić, musiała przestać się denerwować, w końcu tak lubowała się w tego typu imprezach. Tak dzielnie czekała na kolejną potańcówkę, tak jej wyczekiwała. A teraz jedyne na co mogła się zdobyć to szczeknięcia kierowane w stronę Lowthera, którego widocznie bawiło jej rozdrażnienie.
- Przecież wiesz. Nie muszę chyba tego mówić. Bo doskonale zdajesz sobie sprawę, że tak. - Szepnęła mu do ucha, muskając ustami nieznacznie jego płatek, po czym odsunęła się na bezpieczną odległość niewzruszona.
Gość
avatar

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyPon 04 Sty 2016, 17:13

- Cóż, mam nadzieję, że jesteś w tym dobry, bo ja nigdy nie potrafiłam ulepić odpowiedniej kuli. Zresztą, kiedy tylko wezmę w dłonie śnieżkę palce zaczynają mi zamarzać. Ale zawsze coś pomogę! Zresztą, jeszcze zobaczymy. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli się zbytnio wysilać – parsknęła. – Poczekajmy, może niedługo coś ogłosi – uśmiechnęła się zjadając kawałek ciasta czekoladowego. Nareszcie Artie się otworzył, pokazał swoją prawdziwą naturę Puchona, której po prostu nie mógł ukrywać. Często było jej go szkoda… Że nigdy nie poczuł swoich nóg. Że nigdy nie stanął na dwóch nogach. Ale nie mogła się nad nim litowac. Wiedziała, że tego nie lubił… Wolał być niezależny. Może to pomagało mu przetrwać? Cóż, Allison czuła się bardziej niepełnosprawna. Dopóki nie spotkała Artiego nikomu nie współczuła, nie była empatyczna. I często się zapominała. Brak empatii był czymś złym, czymś wrodzonym w jej korzenie. Ale nie mogła nic na to poradzić! Taka się urodziła i należało się z tym faktem pogodzić. – Co myślisz o dekoracjach? Podobają ci się, czy są zbyt przesadzone? – zmarszczyła czoło oglądając lodową podłogę i wściekającego się z tego faktu Filcha. Nigdy nie miała nic do woźnego, był dla niej wredny. Raczej wredny dla każdego. Ale to starszy człowiek, może patrząc na czarujących nastolatków żałował, że jest charłakiem? Ups, schodziła myślami na boczny plan. Niemalże zapomniała o siedzącym niedaleko Artim, który już wymachiwał rękoma.
Meredith Walker
Meredith Walker

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 EmptyPon 04 Sty 2016, 22:51

Ulżyło jej, gdy w czekoladowych tęczówkach ujrzała niecierpliwą ciekawość - lepsze to, niż szczere przerażenie, niemrawe chrząknięcie i porzucenie tańca z dziewczyną mającą predyspozycje do zostania zaborczą psychofanką pod byle jakim pretekstem. Idę po poncz, wracam za jakieś milion lat. To znaczy - nigdy, w każdym razie życzę miłej zabawy.
Rozbawiona tą głupią myślą, kolejną lękliwą wizją zniwelowaną w jej oczętach w proch i pył - dzięki pewnej ręce na jej talii - dała się poprowadzić w zgrabnym obrocie. Co w sumie było dziwne, bo o ile teraz w tańcu szło jej zaskakująco dobrze, to z poprzedniego balu zapamiętała głównie deptanie po butach największego buca domu Gryfa, paniczowi Sergiemu. Patrząc z perspektywy czasu, jej chwilowe zauroczenie ową personą wydało się jej jeszcze bardziej niedorzeczne i groteskowe niż wizja Riaana na tropie świętego Graala, to znaczy ponczu. Miała ochotę roześmiać się w twarz wspomnieniom, lecz powstrzymała ów wybuch uczuć, zresztą szczęśliwie.
Bo zepsułaby nim chwilę jeszcze przyjemniejszą niż szeptanie do ucha o głowę wyższego chłopaka, w jej ocenie bliskie zbliżenie, zastąpione bliższym. Gdy obrót się skończył, on przyciągnął ją do siebie. Jeszcze bliżej.
A ona, patrząc mu prosto w oczu, czego nie robiła prawie nigdy, wsłuchiwała się w przyjemny tembr głosu Riaana. Z początku niewiele rozumiejąc, co ów tembr do niej mówi, ubierała go w smaki, zapachy i obrazy zastanawiając się w ilu miejscach na świecie i w ilu sytuacjach już wybrzmiał, i czy akurat ten tembr słychać było często, czy był tylko dla niej. Na sekundę albo i dwie, opanowane dotychczas spojrzenie wyraziło rozkojarzenie doszczętne, dogłębne i totalne - rzecz zupełnie niepodobną do panny Walker, za którą zbeształa się szybko w myślach. Skupienie, oczko, skupienie. Stop, oczko? Tenże nonszalancki gest tylko utrudnił zadanie zachowania zdrowego rozsądku, opanowania uczuć i szybko bijącego serca. Uśmiech, skrycie ocząt pod rzęsami, oddech. Jeszcze raz uśmiech, i jeszcze raz. W sumie to cały czas się uśmiechała.
- Mm, to dobrze - mruknęła po chwili, czując się słowa sypią się jej niczym piasek przez palce, gdy w końcu wróciła do świata żywych i sunących zgrabnie po lśniącym parkiecie. Świetnie. Nieco bardziej spięta, niż chwilę temu dodała - Lubisz bezpośredniość, to dobrze. Bo ja lubię szczerość, nie chcę udawać przy ludziach a szczególnie przy tych - na których mi zależy, z którymi czuję się bezpiecznie, na których mogę polegać - co… nieważne.
Meredith z ulgą powitała skrzata niosącego kieliszek szampana, który jej partner przejął szybko i bezboleśnie i miejmy nadzieję nieświadomy, z jakim wielkim trudem powstrzymała swoje mrukliwe wyznania. Nawet jeśli poznał się na niej, nie dał po sobie tego poznać i nie roniąc ani kropli, zbliżył szkło do ust. W niesamowitym tempie kieliszek stał się do połowy pełny.
Naprawdę, naprawdę Riaan ją dzisiaj zadziwiał. I w sumie, sama się sobie dziwiła. Od kiedy alkohol jej w ogóle nie przeszkadzał? Obrót. Walker, ty cholerna hipokrytko, przemknęło jej przez myśl, zanim chłopak ponownie otworzył usta. I powiedział coś, co bardzo chciała od niego usłyszeć. Coś, co sprawiło, że jej spięte dotychczas ciało znowu całkowicie się rozluźniło. Niepewny uśmiech na jej twarzy zamarł, ustępując miejsca kolejnemu, śmiałemu spojrzeniu a dziewczyna nieświadoma tego gestu zbliżyła się do chłopaka.
- Czemu nie - skinęła głową, po czym zamoczyła w nim wargi - Mądry ten pewny człowiek, dobrze jest mieć kogoś takiego. I w sumie ma rację, krew nie opisuje człowieka. Dlatego ja zostanę arystokratką, a ty zawodowym kelnerem. Nieźle Ci poszło podanie mi tego szampana, zastanawiałeś się kiedyś? - zażartowała niewinne, choć z pewnym smutkiem kryjącym się w oczach bo role były przecież zupełnie odwrotne. A świadoma tego Meredith, być może będzie musiała się z tym pogodzić, nawet wbrew dobrej woli Riaana czy skrywanych w nim uczuć - I skąd wiesz, może to wcale nie była metafora? Nie masz przecież za co przepraszać.
Wzruszywszy ramionami opróżniła kieliszek do końca, na tyle szybko by alkohol zaszumiał za parę chwil we krwi, na tyle wolno by dalej uchodzić za damę. I odłożyła go, na najbliżej stojącą tacę.
- Dziękuję.
Sponsored content

Bal Zimowy - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Bal Zimowy   Bal Zimowy - Page 12 Empty

 

Bal Zimowy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 12 z 16Idź do strony : Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14, 15, 16  Next

 Similar topics

-
» Bal Zimowy

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Eventy
-