IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość
Leslie Fawley
Leslie Fawley

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptySro 10 Lut 2016, 23:56

Tu będzie post w którym Leslie odmawia rozmowy z rodzicielami, daje Alecowi buziaka i wraca do Londynu gnić w swoim małym mieszkanku.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptyCzw 18 Lut 2016, 20:51

Nawet się nie zastanawiał. Gdy tylko dobrnęli do brzegu, Alec poświęcił chwilę na ocenę, że Guardi jest w jednym kawałku, by w chwili kolejnej obejmować ją mocno i, dygocząc nie mniej niż ona, teleportować ich do posiadłości Haldane'ów. W obecnych warunkach to naprawdę cud, że trafili tam, gdzie mieli - dwa przemarznięte rudzielce, w tym jeden niemal nieprzytomny, i udana teleportacja? Cud, nic innego.
- Alice. Alice, nie zasypiaj. - Nerwów i strachu było pewnie więcej niż faktycznych obrażeń i krzywdy, tym niemniej to wciąż nie było zabawne. Nie było zabawnie trzymać lejącą się przez ręce kobietę i uzmysławiać sobie, jak wiele by się dla niej zrobiło. Nie było zabawnie patrzeć, jak drobne dziewczątko balansuje na granicy przytomności, a jedyna pomoc, jakiej można jej udzielić, nie da wyników natychmiastowych, lecz będzie wymagała czasu. Cholera, wcale nie było zabawnie tak bardzo martwić się o kogoś, kto chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ci zależy.
Szlag by to trafił.
- Alice, proszę cię - mruknął jej cicho do ucha, zanosząc do łazienki. To nic, że jemu samemu też było zimno. To nic, że w tym momencie nie był w stanie rozgrzać stażystki tylko własnym ciepłem. To nic, że ręce drżały mu, a formułowanie zrozumiałych słów wcale nie było tak proste, jak by sobie życzył. To nic. To nie było ważne.
Pamiętając podstawowe nauki dotyczące udzielania pomocy osobom wychłodzonym, Alec nie zamierzał fundować pannie Guardi gorącej kąpieli - co wielu błędnie uważało za podstawowy zabieg w takich sytuacjach - ani też częstować alkoholem. Nie, jedynym, co tak naprawdę mógł zrobić, było... Było...
Zmrużył oczy, gdy uświadomił sobie, jak to może wyglądać. Bo przecież musiał Alice rozebrać. Musiał zdjąć z niej mokre ciuchy i okryć kocem, napoić ciepłą herbatą i czekać. Tak wyglądał cały ratunek. Dla niego samego było oczywiste, że wszystkie powyższe czynności są konieczne, ale... Wiecie, to była Alice. Płochliwa sarenka, z którą należało obchodzić się jak z nieufnym zwierzątkiem. I choć obecnie mieli do czynienia z wyższą koniecznością, to Haldane czuł pewien dyskomfort. Bo Alice. Bo, mimo wszystko, to miało jednak jakiś podtekst. Nie mogło nie mieć.
Nie mógł jednak jej tak po prostu zostawić, do cholery. Gdyby jeszcze w domu byli rodzice, może poprosiłby o pomoc matkę - to zapewne byłoby dla panny Guardi łatwiej znośne, szczególnie, że Kenna była trochę także jak jej matka. Tylko, że państwa Haldane senior nie było. Wbrew pozorom wcale nie spędzali całych dni w rezydencji, szczególnie teraz, gdy wiele obowiązków gospodarza przejął na siebie Alec.
Ostatecznie rudzielec zaniósł więc Alę do swojej sypialni, ostrożnie zdjął z ramion kurtkę i po ledwie chwili wahania, delikatnie uniósł jej bródkę, by wychwycić jej spojrzenie.
- Alice, musisz zdjąć te mokre ubrania - stwierdził spokojnie. Celowo nie posłużył się stwierdzeniem, że zrobi to on. To i tak zaraz się okaże, ale... ale Guardi musiała chyba sama to zrozumieć. Musiała to sobie uświadomić stopniowo, po prostu uzmysławiając sobie, że sama sobie nie poradzi. Przede wszystkim zaś musiała mu na to pozwolić, bo Haldane nawet teraz miał opory, by naruszać jej poczucie bezpieczeństwa. Nawet teraz, do cholery, taki był z niego przyzwoity, troskliwy facet.
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptyCzw 18 Lut 2016, 23:42

Fakt teleportacji nie został praktycznie wcale zarejestrowany przez młodziutką stażystkę, która powoli odpływała w ten dziwny stan niebytu. Nie mogła się powstrzymać przed zamykaniem powiek. Było jej tak przeklęcie zimno i wszystko ją bolało na tyle, że sen wydawał się jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Głos Aleca przebijał się jak przez bardzo grubą ścianę.
-Nie śpię... wcale... -zarzekła się cicho, nadal walcząc z powiekami. Czuła, że Haldane ją niesie, ale przeraźliwe zimno odebrało jej czucie, więc nie było mowy o żadnych ciepłych dreszczach na skórze.
Znowu jednak przekorna natura wygrała i Alice zaczynała odpływać już do odległej krainy, która wcale nie była snem. Szept przy uchu wyrwał ją z tego transu, że aż się wzdrygnęła.
-Nie... nie śpię... -pisnęła Alice, na siłę starając się mieć otwarte oczy. Oddychanie było prawdziwą katorgą, a słowa drapały w gardło tak mocno, że Alice była prawie pewna, że to wina małych igiełek raniących mięśnie.
Nigdy jeszcze nie zaznała uczucia, że jej żyłami płynie lód zamiast krwi. Płuca krzyczały z każdym oddechem, słowa grzęzły w gardle, a głowa domagała się poduszki i snu. Organizm walczył z wyziębieniem, ale z miernym skutkiem. Musiała zdjąć mokre ubrania, ale ledwo czuła własne palce, a co tu mówić o walce z guzikami. Trzęsła się, opierając czoło o ramię Aleca. Usadowiona na znajomym łóżku zaczęła postrzegać inne otoczenie. Podniosła głowę z wysiłkiem, kiedy Alec ujął ją za brodę. Patrzyła na niego błędnym spojrzeniem.
-Jesteś... mokry.. mu-musisz się ogrzać. -wydusiła, a następnie długo przetrawiała w myślach słowa aurora.
Ona musiała się rozebrać. Każda minuta zwłoki pogarszała jej stan fizyczny. Nie mogła się tak bardzo krygować kosztem zdrowia. Trzęsąc się z zimna i strachu, patrzyła w Alecowe oczy.
Kiwnęła głową, zgadzając się na ten płoszący jej serce proceder. Sięgnęła skostniałymi palcami do guzików sweterka, ale te nie dawały się rozpiąć. Gdyby miała na to siły, zaczęłaby ranić łzy ze złości. Opuściła trzęsące się dłonie i pozwalała, aby te męskie, równie niestabilne zaczęły zdejmować mokre ciuchy. Pomagała na ile mogła, patrząc jak sweter znika z jej ramion. Trochę zajęło nim udało się im we dwójkę zdjąć koszulkę przez głowę. Alice w geście obronnym przysłoniła biustonosz. Czarny w białe kropki. Jej ulubiony. Mokre jeansy stanowiły tak trudne wyzwanie, że Alice musiała porzucić ochronę ciała przed męskim wzrokiem na pomoc Alecowi. Jeansy i skarpety podzieliły los reszty ubrań, pozostawiając Alę w pasującej do siebie bieliźnie. Ona również była mokra, ale na to nawet ona nie mogła się zdobyć chcąc zdjąć ją jak będzie czymkolwiek osłonięta. Patrzyła na Aleca, trzęsąc się i szukając dobrych słów. Chyba jego czekał ten sam los?
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptyPią 19 Lut 2016, 00:32

Nie chciał, bardzo nie chciał, żeby to wyglądało... Tak. Z jednej strony nie powinien narzekać, ostatecznie miał w tej chwili pełne, niepodważalne prawo, by rozebrać kobietę, którą rozebrać chciał, ale... Na bogów, on nie chciał mieć prawa, on chciał mieć okazję, a to było zupełnie co innego. Prawo brzmiało źle i niesatysfakcjonująco, sugerowało jakiś odgórny czynnik, który wszystko tłumaczył. A Alec nie chciał, by było cokolwiek do tłumaczenia. Jedyne prawo, jakie mogłoby wchodzić w grę to to, które plasowałoby Alice u jego boku nie okazjonalnie, ale codziennie. Dzień w dzień, rano, wieczorem, w nocy. Tylko takie prawo, żadne inne.
Z drugiej jednak strony stwierdzenie, że naprawdę czuł się w obecnej sytuacji źle byłoby mocno przesadzone. Martwił się o Guardi, oczywiście, że tak, nie zapominajmy jednak, że był też facetem. Takim zwykłym, lecącym na krągłości i nagość. Choć więc w spojrzeniu Alice było nie do końca to, czego by chciał, to nie mógł, po prostu nie mógł nie docenić tego co widział. Znaczące zmrużenie oczu i zaciśnięcie zębów było bardzo wyraźnym objawem tego, jak intensywną walkę ze sobą musi teraz stoczyć. Jak wiele kosztuje go ostrożne zdejmowanie ubrań Alice i unikanie jakiegokolwiek większego kontaktu. Jak dosadnie musi sobie powtarzać, że to nie tak, jak myślisz, że to po prostu konieczność, zwykła pomoc - i nic więcej.
Tak czy inaczej, gdzieś w międzyczasie uśmiechnął się do niej nieznacznie, ciepło, pokrzepiająco. Nie chciał wyjść nachalnego, napastliwego - a obawiał się, że jego spojrzenie mniej więcej tak można interpretować. Ostatnim zaś, czego chciał, to jeszcze bardziej Guardi spłoszyć. I tak czuł się już z jej niepokojem paskudnie. Gdy więc tylko machnięciem różdżki odprawił jej mokre ubrania do suszenia w łazience, kolejnym przywołał duży, ciepły koc, a jeszcze jednym nastawił czajnik i przygotował dwa duże kubki. Gorąca herbata była obowiązkowa dla nich obojga.
- Cieplej? - zapytał wreszcie, pomagając Alice owinąć się ciasno podarowanym kocem, jednocześnie bardzo starając się nie patrzeć wszędzie tam, gdzie chciał. W tym ostatnim zaś pomógł mu fakt, że wciąż musiał zadbać także o siebie. Ręce dygotały mu przecież jak paralitykowi, a do uczucia zimna nie przywiązywał dotąd uwagi tylko dlatego, że panna Guardi była ważniejsza. Gdy jednak stażystka została już wstępnie zapakowana w kokon z koca, Alecowi nie pozostało nic innego, jak wziąć się za siebie. Bez wahania rozpiął więc kilka górnych guzików od koszuli, następnie szarpnięciem ściągając ją przez głowę - tak było mniej elegancko, ale zwyczajnie szybciej. Chwilę później pozbył się także butów, skarpetek i jeansów, wszystko razem posyłając potem w ślad za garderobą Alice - na suszarkę w łazience. Siadając w nogach łóżka owinął się drugim z koców i odetchnął powoli. W porządku, teraz też czuł, że jest zimno. Dość... nieprzyjemnie zimno.
Gdy zastawa rodowa zakończyła parzenie herbaty, wysokie, pojemne kubki posłusznie poszybowały do rąk Alice i Aleca. Rudzielec objął swoje naczynie zmarzniętymi dłońmi i ponownie uśmiechnął się lekko do Guardi.
- Napij się, to cię rozgrzeje. - Niezręczność sytuacji to jedno, ale wciąż przecież głównym celem było rozgrzanie Alice. I choć wolałby to robić w nieco inny sposób, to... Przyzwoitość. Dobre wychowanie. Takie tam.
Leslie Fawley
Leslie Fawley

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptyPią 19 Lut 2016, 01:42

Są takie dni których nie chcielibyśmy, żeby nadeszły, ale jednak kiedyś nadejść muszą. Dzień w którym Leslie informuje rodzinę o planowanym zamążpójściu zbliżał się nieubłaganie w asyście dodatkowych dekagramów i coraz większego apetytu. Nie zamierzała od razu bombardować najbliższych całą prawdą, wiedząc, że Kenna Haldane gdyby tylko usłyszała o ciąży bez uprzedniego zamążpójścia najprawdopodobniej mieliby szybciej pogrzeb niż chrzciny. Albo sama padłaby na zawał, albo własnoręcznie udusiłaby Fawley'a- dokładna wersja nie jest pewna, ale z pewnością uwzględnia trupa na pokładzie. Dlatego najpierw grzecznie ich poinformują, że lada moment będą mieli zięcia. Potem zamierza dołożyć resztę rewelacji. Wizja spotkania z rodzicami była jednak stresująca. Nawet bardzo. Ostatnimi czasy dość otwarcie oznajmiała wszem i wobec, że nie zamierza w najbliższym czasie wracać do rodzinnej posiadłości. Jednak wszystko się zmieniło. Jej życie odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, więc poprzednie decyzje musiały też się zmienić. Dlatego oto stała, w czekoladowym swetrze i spódniczce do kolan w kolorze nieśmiertelnej czerni obserwując jak jej przyszły małżonek wkłada spodnie.
- Chociaż pół słowem wspomnisz o ciąży, a to będzie ostatnie pół słowa które wypowiedziałeś. Nie żartuję. Ciąża dopuszczalna jest tylko w małżeństwie. Którym będziemy. Potem im powiemy, że będą dziadkami. Co się odwlecze to nie uciecze, serio - ostatnie złote porady wypowiedziane tonem nieznoszącym sprzeciwu, zanim zdecydowała się upchnąć stopy w pasujące do spódnicy obuwie. Owinęła się szczelnie płaszczem i stanęła znów w progu, by zerknąć wymownie na srebrny zegarek na nadgarstku.
- Pośpiesz się... - jej palce zaczęły już wystukiwać niecierpliwie tylko sobie znany rytm, a twarz wyrażała jedynie zniecierpliwienie. Zniecierpliwienie które zniknęło kiedy stanął tuż obok niej wyglądając godziwie. Dokładnie tak jak człowiek którego zamierza przedstawić się rodzicom. Czyli cudownie.
Teleportowali się na terenie posesji, a Leslie omiotła całość czujnym wzrokiem zza okularów w babcinej oprawce. Nie dlatego, że innych nie mieli, a dlatego, że te jako jedyne do niej pasowały. Zacisnęła mocniej swoją dłoń na ręce Fawleya i jak gdyby nic weszła do domu. Wcześniej widziała, że światła świecą się w komnatach najukochańszego brata, więc nie bacząc zbytnio na to czy należy czy nie należy pukać od razu zaciągnęła Cama tam. Bez pukania. Bo przecież o tej porze na pewno, ale to na pewno Alec nie robi absolutnie nic ambitniejszego niż przeglądanie jakichś tam papierów. Wyobraźcie więc sobie jej zdziwienie, kiedy oczom ukazała się istna Sodoma i Gomora. Oboje w kocach, zawinięci ciasno. Nie wyglądali na kompletnie ubranych pod tymi kocami. Jednak bardziej przerażające jest to, że...
- A...Alice? Czemu jesteś sina? I czemu... O mój Boże - dopiero po chwili zdała sobie sprawę. Wnioski same się wysunęły nie pozostawiając najmniejszych wątpliwości. Zasłoniła ręką oczy Cameliusa, a drugą zasłoniła własne oczy przy okazji mocno zaciskając powieki.
- Ubierzcie się na litość boską - stwierdziła ciągnąc już Cama w kierunku wyjścia.
Cam Fawley
Cam Fawley

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptyPią 19 Lut 2016, 02:30

- Nic nie powiem - obiecał.
Leslie już dzień wcześniej wyprasowała mu koszulę. Ani jedno zaniecenie nie zakłócało porządnego wyglądu Fawley'a, którego kanty spodni idealnie współgrały z czarnym kardiganem, który narzucił na ramiona. Nawet się ogolił. Nie robił tego często, ale w końcu szedł prosić o błogosławieństwo rodziców swojej ukochanej, wypadało w końcu zrobić coś z twarzą, a pozbycie się kilkudniowego zarostu na pewno kwalifikowało się do tego czegoś. Państwo Haldane znali go bardzo dobrze, w końcu w ich rezydencji spędzał wakacje przynajmniej kilka razy, nie mówiąc już o feriach zimowych, czy wiosennych, a mimo wszystko czuł pewien niepokój, dający o sobie znać brakiem apetytu, a także lekkim drżeniem kolan. Czuł się jakby szedł na pogrzeb, a nie oświadczać wszem i wobec, że bierze ślub. Miał wrażenie, że coś pójdzie nie tak. Przeczuwał, że ich plan nie powiedzie się tak jakby chcieli i coś w kościach mówiło mu, że do tej pory było zbyt pięknie, coś więc na pewno się zepsuje.
Spojrzał na zniecierpliwioną Leslie, która gotowa do wyjścia już od dłuższej chwili oczekiwała na niego w korytarzu. Zacisnął szczękę i odetchnął głęboko. Wmawiał sobie, że będzie dobrze, ale podświadomość mówiła mu, że rzeczywistość może go jeszcze mocno zaskoczyć. Na niekorzyść oczywiście.
Położył dłoń u dołu pleców dziewczyny i razem się teleportowali, a ich stopy dotknęły tak dobrze znanego trawnika przed wielkim domostwem państwa Haldane. Leslie dostrzegła światło w oknach należących do pokoi Aleca i pociągnęła go w tamtą stronę, na co Cam zareagował cichym jękiem. Nie chciał tak szybko konfrontować się ze starszym bratem dziewczyny. Już naprawdę wolał ich rodziców. Serio.
Leslie jednak była nieugięta i z uporem ciągnęła go w tę część dworku, który Fawley znał najbardziej. Tę część dworku, w której już nie był od dłuższego czasu. Panienka Haldane otworzyła drzwi do pokoju Alec'a i przekroczyli próg. Ich oczom ukazał się widok przechodzący najśmielsze oczekiwania. Alec i Alice, najlepsza przyjaciółka stojącej i jego boku rudowłosej panny. Oboje najwidoczniej półnadzy, mokrzy i trzęsący się z zimna. Poczuł ciepłą dłoń na swoich oczach, która to dłoń miała mu chyba przesłonić ten przezabawny widok. W jednej chwili całe zdenerwowanie opuściło duszę anglika, a sam Fawley zwyczajnie ryknął donośnym śmiechem. Komentarz Leslie jeszcze nadał owej sytuacji więcej komizmu. Auror przeczesał włosy dłonią i odjął smukłe palce Leslie ze swojej twarzy.
- Wychodzi na to, że przyganiał kocioł garnkowi, co nie, przyjacielu? - rzucił swobodnie na koniec.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptyPią 19 Lut 2016, 12:36

Z Leslie, jego małą Leslie był tylko jeden zasadniczy problem - była niereformowalna. Jeśli po ostatecznym opuszczeniu przez nią rodzinnego domu mogła być mowa o jakiejkolwiek uldze ze strony Aleca, z pewnością dotyczyła ona faktu, że nikt już nie będzie mu się panoszył nieproszony po jego własnych pokojach, pod jego obecność lub nie. Donna nigdy tego nie robiła, rodziciele prywatność również szanowali i w efekcie jedynym stworzeniem, które nie potrafiło zrozumieć, że przy całej swej braterskiej miłości Alec zwyczajnie nie ma ochoty z nią swego mieszkania dzielić była Leslie. Mała Leslie, dla której wszystkie zakątki domu były tak samo dostępne. Czy sypialnia należała do niej czy może do rodziców - to nie miało większego znaczenia, wszędzie czuła się jak u siebie. I gdy z wparowywania bez uprzedzenia do pokoi państwa Haldane senior z czasem wyrosła, tak w przypadku mieszkań Aleca i Donny nigdy się to nie zmieniło.
Nauczony doświadczeniem Haldane powinien więc przypomnieć sobie może, że ma w drzwiach zamki właśnie po to, by powstrzymywać podobne siostrzane rajdy. Z tym, że odkąd razem nie mieszkali, po prostu się odzwyczaił - tego dnia zaś dochodziło jeszcze zwykłe roztargnienie. Miał przecież ważniejsze rzeczy na głowie niż przekręcanie klucza w pustym chwilowo domu.
Czujności nie należy jednak tracić nigdy, niezależnie od okoliczności, o czym miał się przekonać. Przekonać już teraz, szybko i bez uprzedzenia. No cóż.
Najpierw parsknął śmiechem. Po prostu. Pomijając fakt, ile wyobrażeń mieli już goście w swoich głowach i jak bardzo byli oni teraz nieproszeni - Alec nie mógł się nie roześmiać. Wstydliwa Leslie. Serio?
- Też miło was widzieć - rzucił lekko, choć jasnym było, że tak do końca miło to wcale nie jest.
Choć nadal było mu dość chłodno, z niedosłyszalnym westchnieniem odstawił kubek z herbatą na szafkę i wstał, jednocześnie ściągając koc z pleców i sprawnie przewiązując go w pasie, co by nie gorszyć jakże nagle cnotliwej siostrzyczki.
- Swoją drogą, świetna samozwańcza akcja ratunkowa. - Zakładając ręce na nagiej piersi niby starał się żartować, twardy błysk w spojrzeniu wyraźnie zawiadamiał jednak, że rozmowa na temat prywatności i urządzania odwiedzin wedle swojego tylko widzimisię jest tylko odroczona. Bo Alec był wściekły. Beznadziejnie wściekły. Nie dlatego, że Leslie na czymkolwiek go nakryła - szczerze? nawet gdyby, rudzielec nie szczególnie by się przejął. Nie, po prostu jej manifestujący się w podobnym braku zapowiedzi egoizm zawsze doprowadzał go do szewskiej pasji. Zawsze.
- Skoro już tak doskonale wyczuwasz potrzebujących, to rozumiem, że przybyłaś przygotowana. - Lekkim ruchem głowy wskazał na pozostawioną na łóżku Alice. - Rzuć na nią okiem - mruknął cicho. - Lodowisko na jeziorze dziś jej nie sprzyjało, zaliczyła małą kąpiel. - O sobie nie wspominał, choć każdy głupi domyśliłby się, że podobna, wątpliwa przyjemność taplania się w lodowatej wodzie jego również nie ominęła. To Alice była jednak ważniejsza, on zapewne jakoś to przeżyje, choć ręce wciąż dygotały mu odrobinę.
Tak czy inaczej, oddelegowawszy nieproszoną Leslie do jakiegoś zajęcia, przy którym przynajmniej mogła się przydać, spojrzał następnie na Cama. Jakoś w międzyczasie przywołał sobie zaklęciem pierwszą z brzegu suchą koszulkę, którą od razu na siebie naciągnął. Potem przyszła kolej na wymianę koca na spodnie. I choć w ciuchach było mu zimniej niż w kokonie z ciepłego materiału, to nie chciał przecież mieć na sumieniu siostrzanej niewinności, no skąd!
- No dobrze, a teraz, że tak pozwolę sobie zapytać... Co wy tu robicie? - Uniósł jedną brew, spoglądając na Fawley'a pytająco. Fawley'a, którego zresztą w jednej chwili wyprowadził ze sobą z sypialni do gabinetu, żeby jeszcze bardziej nie zawstydzać Alice.
Swoją drogą mówił, że się z Camem znowu spotka i że nie da mu wtedy od razu w pysk po raz drugi? Mówił. I choć w jego planach nie do końca tak to spotkanie wyglądało, to... Cóż. Jakkolwiek ich towarzystwo nie było mu w tej chwili na rękę, to przecież z domu ich nie wyrzuci.
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptyPią 19 Lut 2016, 23:22

Cały obraz wokół niej wydawał się mocno rozmazany, a wszelkie bodźce dochodziły do Alice z dużym opóźnieniem. Może dlatego przebolała jakoś fakt, że była rozbierana przez Aleca. Cały akt był kompletnie aseksualny, chociaż stanowiło to marne pocieszenie w całej tej żenującej sytuacji. W swoich snach wiele razy z zawstydzeniem pragnęła takiej chwili, ale w realiach dnia codziennego to było niedopuszczalne wydarzenie. Panna Guardi nie potrafiła zwalczyć przemożnej ochoty, aby zasnąć. Bolał ją każdy skrawek ciała, każda komórka wołała o odpoczynek. Opatulenie grubym kocem pomogło na rozstrojone nerwy, ale trzęsące się dłonie ledwo utrzymały kubek z herbatą. Ciepła ceramika wręcz parzyła skostniałe palce. Drgawki wywołane zimnem i chorobą wylały chlust herbaty na koc, na szczęście nie parząc ciała Alice. Z wielkim wysiłkiem dosięgnęła ust i upiła herbaty. Postawiła kubek na nogach , nie chcąc go dłużej trzymać w powietrzu. Chciała posłać Alecowi słaby uśmiech, ale nawet to musiało zostać brutalnie przerwane. Pojawieniem się Leslie i Cama. Nim dotarło to do Alice, nim podniosła na tyle głowę trzymając ją w miarę prosto, Alec był już prawie ubrany i wyprowadzał Cama z sypialni. Chociaż myślenie w tym stanie nie szło Alice najlepiej, niektóre wnioski same się nasunęły.
Leslie i Cam widzieli ją i Aleca półnagich w kocach na łóżku. Sytuacja wyglądała jednoznacznie i tylko stan Alice mógł wskazywać na to, że nie jest to to, o czym ta dwójka mogła pomyśleć. Alice opuściła głowę, wydając z siebie cichy jęk. Z minuty na minutę ból się wzmagał, a każdy oddech był katorgą.
-Nie... mogę... -wyrzuciła na prośbę Leslie, aby się ubrała. Nie dawała sobie rady z rzeczą prostszą, jaką było rozbieranie, to z ubieraniem miało być lepiej?
Alice czuła się źle z tym, co mogła pomyśleć Leslie i jakie problemy wynikły z tej sytuacji. Z opuszczoną głową zaczęła odczuwać brak dreszczy. Myślała, że to ulga, ale nic bardziej mylnego. Już za chwilę miała poczuć bolesne skurcze w mięśniach. Szybko łapała oddech.
Jakkolwiek Leslie starała się zbadać przyjaciółkę, Alice z oporem poddawała się jakimkolwiek badaniom. Nie dość, że cierpiała to po prostu... zrobiło jej się smutno.
Leslie Fawley
Leslie Fawley

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptySob 20 Lut 2016, 16:47

Leslie nie była wstydliwa. Wstyd towarzyszył jej sporadycznie. Tak rzadko, że już prawie zapomniała jakie to uczucie. Jednak Alice... Alice była całkowitym przeciwieństwem Leslie w tej dziedzinie. Odkąd się poznały panienka Haldane starała się to pamiętać, aby nie wprawiać ją w nieprzyjemne zakłopotanie. Gdyby wiedziała, że zastanie tu małą Guardi niekoniecznie w pełni ubraną nigdy nie pozwoliłaby sobie na przekroczenie tego progu. Nie wspominając o przyciągnięciu tutaj Cama. W dużych czekoladowych tęczówkach widać było po raz pierwszy wyrzuty sumienia. To nie tak miało być. Zdecydowanie nie tak. Pozorny spokój Aleca na chwilę wytrącił ją z równowagi. Zwykle w takich chwilach dostawała szybki kurs dbania o prywatność. Jak widać- mało skuteczny, ale zawsze.
- Dziękuję. Robię wszystko żeby nie wypaść z formy - odpowiedziała cicho spojrzeniem mierząc przyjaciółkę siedzącą na łóżku. Ręce jej drżały, cała była sina, a jej kontakt z rzeczywistością był rzeczywiście sporadyczny, bo inaczej owinęłaby się kocem jak burrito spalając przy tym buraka i zapewne zaczęłaby się jąkać w przeprosinach, jakby to ona powinna je wypowiadać. A tego nie zrobiła. Siedziała tylko cicho jak myszka, a jej wielkie oczy były większe niż zwykle. Pytająco-oskarżający wzrok przeniosła na Aleca, który zgodnie z jej sugestią zdecydował się ubrać.
- Zero odpowiedzialności, Haldane. Ciężko było wyłuskać trochę drobnych na lodowisko? - tak, te właśnie słowa opuściły usta Leslie. Odpowiedzialność. Słowo które w jej ustach brzmi śmiesznie, choć od dwóch dni już niekoniecznie tak śmiesznie. A zdecydowanie było przez nią nadużywane w przeciągu wspomnianych ostatnich dwóch dni.
- Otul się kocem - dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu zanim podeszła do Alice. Przykucnęła przy łóżku patrząc prosto w oczy przyjaciółce zanim ostrożnie położyła swoje ciepłe dłonie na jej karku.
- Mam trochę maści rozgrzewającej, wetrę tu i tam, ubiorę cię i się poprzytulamy, okej? - nie dopuszczała do siebie sprzeciwów, więc to było pytanie teoretyczne. Wyszła na chwilę i z kieszeni płaszcza pozostawionego w przedpokoju przyniosła szybko malutki słoiczek specyfiku z którym w zimie się nie rozstawała. Nadawał się w sam raz do wcierania w dłonie żeby nie skostniały podczas spacerów z Lupusem. Przy okazji zaszła też do swojego starego pokoju wyciągając z szafy sweter i spodnie od dresu, nie zapominając o puchatych skarpetkach. Wszystko to robiła szybko i biegiem wróciła do pomieszczenia rzucając wszystkie te rzeczy na łóżko. Wyciągnęła kubek z rąk rudowłosej przyjaciółki i ostrożnie odstawiła go na stolik nocny. Słoiczek otworzyła i ostrożnie wsmarowała zawartość w kark Alice, potem w pachy robiąc przy okazji minę cierpiętnicy, a na końcu w uda i stopy. Ubrała dziewczynę w swoje rzeczy, usiadła obok niej i objęła ją ramionami, a obie je owinęła szczelnie kocem.
- Mów do mnie, Alice. Cokolwiek. Nie zasypiaj. Mów - nakazała opierając policzek o głowę najlepszej przyjaciółki.
Cam Fawley
Cam Fawley

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptyPon 22 Lut 2016, 08:11

Cóż miał zrobić? Udał się posłusznie za Haldane'm do jego gabinetu, starając się nie myśleć o tym, jak ewidentnie bardzo nieproszeni byli dziś w jego domu. Może i fakt, że Alec siedział półnagi z najlepszą przyjaciółką Leslie o niczym nie świadczył, gdyż owa przyjaciółka miała nikły kontakt z rzeczywistością, sine usta i drgawki jak u paralityka, więc mało prawdopodobne, że przyłapali ich na czymś niestosownym, ale jednak byli razem. Alice przybyła tu spędzić czas na zamarzniętym jeziorze właśnie z nim, bo przecież z Donną nigdy jakoś specjalnie nie były blisko. Z jakiego powodu można się zerwać z łóżka bladym świtem tylko po to, by pojeździć na łyżwach z facetem, jak nie przez zauroczenie? Cam miał już za dużo lat na karku, by tego nie wiedzieć.
Kroczył za rudzielcem przez długi korytarz wspominając ich ostatnie spotkanie w Dziurawym Kotle. W zasadzie to spotkanie miał z tyłu głowy już od wczoraj, kiedy to wspólnie z Leslie ustalili, że się tu dziś pojawią. Obawiał się, że dzisiejsza wizyta zakończy się podobnie? Fawley nie miał zamiaru używać przemocy, rękoczyny z jego strony były więc wykluczone, ale za Haldane'a ręczyć nie mógł. Więc tak. Obawiał się, że po tym, co mu powie (chociaż to i tak nie będzie cała prawda) Leslie będzie nastawiała mu nos po raz drugi, a on sam będzie wsmarowywał cuchnącą maść pod drugie, sinozielone oko.
Gdy drzwi gabinetu zamknęły się za nimi, auror przystanął w połowie i umieściwszy dłonie w kieszeniach odświętnych spodni starał się nie patrzeć na swojego przyjaciela. Tak bardzo żałował, że Alec nie podziela jego entuzjazmu w sprawie spotykania się z jego siostrą. Gdyby tak było, Cam pewnie w tej chwili wyciągnąłby zza pazuchy butelkę najlepszego trunku w Londynie z okrzykiem "żenię się", a sam Alec poklepałby go po plecach mówiąc "gratuluję stary". Zamknęliby się w gabinecie, głusi na jęki Leslie, czy tam Alice, po czym wynurzyliby się z niego późnym wieczorem, zalani w trzy dolne części ciała. Jako, że wizja ta należała do odległych i nierzeczywistych marzeń, anglik stał po prostu sztywno, czekając aż przyjaciel przerwie ciszę. Nie czuł się zbyt komfortowo, gdyż nie tak miała wyglądać ich wizyta w tym domu. Razem z Leslie mieli obwieścić radosną nowinę, a wyszło na to, że Cam znów całkiem sam będzie musiał przekazać coś, co się jej starszemu bratu niezupełnie pewnie spodoba. Jak zwykle wszystko się paprało, chociaż Fawley nie powinien być przecież zdziwiony. Takie po prostu było życie.
- W zasadzie to chcieliśmy się spotkać najpierw z waszymi rodzicami, a dopiero potem z tobą - odparł, siląc się na swobodny ton, kiedy już padło pytanie z ust rudowłosego. Drgnął, wyciągnął z kieszeni spodni pudełeczko, które w ukryciu wciąż ściskał i położył na biurku, stanowiącym ozdobę całego tego gabinetu. Aksamitne czerwone pudełeczko w kształcie serca, mogące zawierać tylko jedno.
- Chciałem przy nich prosić o rękę Leslie. Znaczy, już o tym rozmawaliśmy i wiem, że za mnie wyjdzie, ale to nie było tak oficjalnie i... - był zdenerwowany. Analogicznie nerwowym ruchem potarł kark i spojrzał na Aleca chcąc odgadnąć co on o tym wszystkim myśli. - W zasadzie przyszliśmy tylko wam o tym powiedzieć, Les nic nie wie o pierścionku. - Panienka Haldane w istocie nie miała pojęcia o planach swojego pseudo narzeczonego. Cam kupił pierścionek już jakiś czas temu planując oświadczyć się przecież w Walentynki, następnie schował pudełeczko w kieszeni spodni, które miał dziś na sobie, a kiedy je dziś rano zakładał cieszył się, że nie musi uciekać się do podsępu, by niepostrzeżenie wyciągać go z jakieś innej wymyślnej kryjówki. Jeszcze do tamtej chwili wszystko szło zgodnie z planem, po przybyciu tutaj Fawley stwierdził, że to chyba nie był jednak plan, o który mu chodziło.
- Posłuchaj Alec, co do ostatniego to... wiem, że nie powinienem mówić tego co powiedziałem na końcu i przepraszam. Po prostu cholernie się wkurzyłem, że we mnie nie wierzysz. Jak widać niepotrzebnie. -Rozłożył ręce, starając się przekonać Aleca, że jest nad wyraz spokojny i wyluzowany, podczas gdy w środku niecierpliwił się na jego reakcję.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptyWto 23 Lut 2016, 19:32

Wieść o związku Leslie z Camem zdołał już jakość oswoić. Wciąż średnio się z tego cieszył, ale przynajmniej tolerował i nie, nie miał już zrywów, by wybijać Fawley'owi tę relację z głowy. Zresztą, Haldane zawsze uważał, że sprawę wyjaśnia się raz - i nie więcej. Gdy więc wyciągał przyjaciela - tak, nadal, przecież już to przyznał przed Leslie - z sypialni to nie po to, by po raz kolejny zafundować mu stan wymagający pomocy uzdrowiciela, ale żeby... No, właśnie. Dowiedzieć się, co za zaszczyt go spotkał. Leslie w domu po nie wiedzieć jak długiej nieobecności, wow, wizyta taka niezapowiedziana, wow. Doprawdy, powinni otworzyć szampana, może fajerwerki jakieś kupić, serio.
Nie ukrywajmy, Alec zdążył już wyrosnąć z czasów, kiedy całe życie było jednym wielkim spontanicznym wydarzeniem. Kiedyś niespodziewani goście raczej by mu nie przeszkadzali, bo i w czym? Ale teraz to nie kiedyś, teraz to teraz. I teraz trzydziestoletni panicz Haldane miał naprawdę szczerze dosyć Leslie, która nie dala się nauczyć jednej, bardzo prostej rzeczy. Jedynej, która naprawdę miała dla Aleca jakieś znaczenie. Bo Alec - niespodzianka! - miał jakieś swoje życie, swoje plany i niekoniecznie życzył sobie, by ktokolwiek mu w to ingerował. Nawet własna siostra. Nawet ta ulubiona siostra. Choć więc dobre wychowanie nie pozwalało mu wyrzucić przybyłych za drzwi - w przypadku Leslie to zresztą nie miało racji bytu, nikt przecież jej nie wydziedziczył i w efekcie miała prawo pojawiać się tu, w domu, kiedy tylko chciała - to nie zamierzał udawać, że ich widok go dziś cieszy. Bo tego dnia nie cieszył. Ani trochę.
Był jednak plus podobnego nastawienia - informacja przekazana mu przez przyjaciela nie mogła wytrącić go z równowagi bardziej. Opierając się biodrami o własne, zawalone papierami biurko założył ręce na piersi i spoglądał na Cama w milczeniu - takim samym, jakim powitał ostatni komentarz siostry, choć tam dorzucił jeszcze krótkie prychnięcie - pozwalając mu mówić. Czekał do końca, do samego końca, odzywając się dopiero wtedy, gdy zyskał pewność, ze Fawley nie ma już nic do dodania.
- Świetnie - stwierdził rzeczowo, krótko, choć bez entuzjazmu. Tego chyba nikt od niego nie oczekiwał, nie? Przynajmniej nie dzisiaj, nie teraz? Tak czy inaczej, piegus wzruszył ramionami i kontynuował, wiedząc że jedno krótkie słowo raczej Camowi nie wystarczy. - Skoro Leslie tego chce, to raczej nie mam nic do powiedzenia. Zresztą... - Przetarł twarz dłonią i w roztargnieniu spojrzał na pudełko z pierścionkiem. - Życzę wam jak najlepiej, obojgu. Jeśli to znaczy akceptację was razem, to niech tak będzie. - Zdobył się na blady, wymuszony uśmiech, tak naprawdę czując się nagle okrutnie zmęczonym. Napięcie związane z wypadkiem Alice dopiero teraz zaczęło go opuszczać a świadomość tego, jak bardzo się tym przejmował, jak cholernie się bał uderzyła go dopiero teraz, pozbawiając oddechu i wszystkich sił.
- Rodziców nie ma, z tego co wiem wrócą dopiero jutro. - Odepchnął się od biurka i okrążył je. Po krótkim przeszukaniu obu szuflad z jednej z nich wyciągnął paczkę papierosów i wyciągając jednego, opakowanie rzucił na blat. Odpalając porcję nikotyny krótkim zaklęciem wsunął ją między wargi i zaciągnął się powoli. Rzadko palił, niemal wcale, ale czasem mu się zdarzało. Na przykład dzisiaj.
Na ostatnie wyjaśnienia, nawiązanie do pamiętnego spotkania po którym co nieco się popsuło, Alec parsknął cicho, choć bez przesadnej wesołości.
- Daj spokój, było minęło. - Przysiadając na parapecie okna za biurkiem oparł się plecami o zimną szybę. Nie było to rozsądne, biorąc pod uwagę, że zdecydowanie bardziej potrzebował w tej chwili ciepłego koca, którym chwilowo wzgardził, ale nie miało to znaczenia. Rudzielec potrzebował stałego gruntu, jakiejś podpory, odnosił bowiem wrażenie, że bez tego... Cóż, że aktualnie potrzebuje czegokolwiek, co go przytrzyma, by nie odleciał jak przekuty, wystrzelony uciekającym szybko powietrzem balonik.
- Ty powiedziałeś za dużo, ja zrobiłem za dużo, nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni. - Uśmiechnął się krzywo.
Cam Fawley
Cam Fawley

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptySro 24 Lut 2016, 07:55

Alec nowinę przyjął dość... spokojnie. Może i wpływ na to miał jego obecny stan, bo chociaż jako facet starał się pokazać, że nic mu takiego nie jest to Cam nie mógł nie zauważyć, że jego przyjaciel w tej chwili nie jest demonem żywotności ani okazem zdrowia. W każdym razie blady uśmiech na twarzy Haldane'a wziął anglik za dobry znak i w jednej chwili poczuł, jak cały ciężar zmartwień ulatuje w siną dal. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo przejmował się faktem, że jedyna bliska mu osoba którą miał, a która nie należała do jego rodziny, nie przyklaskuje jemu związkowi. To, że Alec w końcu ich zaakceptował było tak wspaniałą wiadomością, że brunet nie mógł nie odpowiedzieć mu czymś podobnym - uśmiechem, który był jednak znacznie szerszy niż Cam zamierzał.
Szkoda, wielka szkoda, że nie może wyjawić mu kolejnej informacji. Leslie była uparta i wymogła na nim obietnicę, że nikomu o tym nie powie, a Fawley był przecież miękką fają robiony i się na to zgodził. Co za bzdura. Chciał, żeby było jak dawniej. Jak wtedy, kiedy nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Od kiedy zaczął spotykać się z najmłodszą latoroślą Haldane'ów, zaczął mieć ich nagle sporo i źle się z tym czuł. Dlatego odchrząknął, sięgnął po pudełeczko i schował je do kieszeni, z której uprzednio je wyciągnął, po czym ze zmartwioną miną stwierdził:
- Szkoda. Wygląda na to, że będziemy musieli przybyć tu jutro drugi raz, żeby im o tym powiedzieć. Twoja siostra na pewno się ucieszy.
Obserwował Aleca podczas gdy ten wyciągnął z czeluści jednej z szuflad mugolski wynalazek, którym były papierosy i zaciągnął się jednym z nich. Cam wiedział, że jego przyjaciel na co dzień nie jest miłośnikiem nikotyny, ale wiedział, że niektórych pytań się mężczyznom nie zadaje. Haldane chciał zapalić? - bardzo proszę. Sam Fawley raz oderwawszy wzrok od rzeczonej paczki już do niej nie powrócił, bo raz, że nie ciągnęło go do takich pozornych przyjemności, a po drugie zwyczajnie palić nie umiał. Po prostu podszedł bliżej i oparł się jednym ramieniem o ścianę, stając na przeciwko rudzielca, który zdążył już usadowić się na zimnym, kamiennym parapecie. Słysząc stwierdzenie, jakie padło z jego ust prychnął, po czym pokręcił nieznacznie głową.
- Było minęło, ale to nie ty musiałeś wracać przez pół Londynu z buchającą krwią z nosa. - zaśmiał się. - Masz dobry zamach, muszę przyznać.
Odwlekał chwilę powiedzenia przyjacielowi o ciąży jak najdłużej, chociaż sam nie miał pojęcia dlaczego to robi. Wcale nie miał wyrzutów sumienia, że złamie obietnicę daną Leslie. Większe czułby, gdyby jej nie złamał i dalej okłamywałby Haldane'a. Rzutem na taśmę wolał już załatwić dwie sprawy, niż rozbijać je na osobne dni, bo po co? Jaki cel miała ta mała, ruda, wytatuowana uzdrowicielka kiedy stwierdziła, że o tym, że będą mieli dziecko powie wszystkim później? Cam oparł skroń o zimną ścianę i wypuścił powoli powietrze z płuc. Nie wiedział od czego zacząć, chociaż przed chwilą powiedzenie przyjacielowi o tym wszystkim wydawało się takie proste.
- Jest coś jeszcze - stwierdził nagle. - Miałem ci tego nie mówić; obiecałem Leslie, że tego nie zrobię, bo nie wiem, ona się chyba boi, że wszyscy pomyślicie, że ten ślub jest tego następstwem, a to jest po prostu nie prawda. Ślub byłby prędzej, czy później, a w zaistniałych okolicznościach będzie no... prędzej. Nie mów Les, że ci o tym powiedziałem, bo mi urwie jajka, a jeszcze chciałbym z nimi trochę pożyć, ja po wszystkim sam jej powiem, że wiedziałeś o tym od początku. Chodzi o to, że Leslie będzie miała dziecko, co oznacza, że będę tatusiem, z czego się kurewsko mocno cieszę i chciałbym, żebyś cieszył się ze mną.
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptySro 24 Lut 2016, 17:27

To nie tak, że robiła wszystkim na złość i nie wykonywała próśb, komentując wszystko milczeniem. Zwykle bagatelizowała swoje dolegliwości, ale teraz nie mogła. Każda próba ruchu była katorgą, a mimo pogodnej natury taka ilość niemiłych objawów skutecznie przyszpilała rudą do łóżka. W dodatku nie swojego łóżka. Płomienne uczucie wstydu normalnie rozgrzałoby ją do kolorów ciemnej purpury, ale teraz ledwo pisnęła. Nie miała nic przeciwko Leslie, która widziała ją już nie raz w bieliźnie, ale Cam był już przerażającym dla stażystki widzem. Poza tym zarówno on jak i Leslie nie wiedzieli, czego wynikiem była jej obecność. Chwilowe wyziębienie powalało zwlekać z wyjaśnieniami.
Na razie.
Alice po chwili wyłapała wzrok przyjaciółki. Rozumowanie szło jej z trudem, ale w końcu kiwnęła główką. Wcale jednak nie otuliła się kocem szczelniej, gdyż przeszkadzała jej herbata, której nie potrafiła chwycić z racji różnicy temperatur. Jej niezwykła nieporadność wywołała u niej piekące uczucie w kącikach, czując zbierające się w nich łzy.
Dopiero pomoc Leslie okazała się nieoceniona przy odstawieniu naczynia. Nie chciała oddawać koca, bojąc się zimna, które i tak już dostatecznie ją wyczerpało. Zgrabiałe palce musiały jednak przegrać z naturą Leslie. W bieliźnie trzęsła się lekko, przymykając oczy za każdym razem, gdy Leslie wcierała maść. Miejsce smarowania piekło, ale po chwili wracało czucie. Kiedy Alice z niemałą pomocą Leslie ubrała jej rzeczy, poczuła rozgrzewającą moc wszystkich zabiegów. Przytuliła się do Leslie, czując nieprzyjemne uczucie w gardle. Zasłoniła usta dłońmi, kaszląc nieprzyjemnie. Z kącika oczu poleciały łzy.
-To moja wina, ja się uparłam na to jezioro. Nigdy jeszcze się nie zapadło, nie wiem... -pisnęła, ocierając swetrem łzy. -Chciałam się odwdzięczyć za herbatę, spotkaliśmy się przypadkiem... a teraz znowu jestem mu coś winna, bo... bo mnie uratował. -westchnęła. Przytuliła się nieco mocniej do przyjaciółki. Jednak wolno rozumujący mózg podsunął jedną, ważną informację. Z listu od Leslie. Widząc, że nie ma w okolicy Cama i Aleca, położyła nieśmiało łapkę na brzuch przyjaciółki.
-Jak się czujesz? -zapytała pół szeptem, chcąc przywrócić szczęście, z jakim przyjaciółka się z nią podzieliła.
Leslie Fawley
Leslie Fawley

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptyCzw 03 Mar 2016, 11:15

Leslie wciąż przytulała do siebie młodziutką stażystkę astronomii, choć prawdę mówiąc nie było jej najcieplej. Jednak siedziała z zaciśniętymi mocno zębami zastanawiając się co tu się do jasnej anielki wyprawia. Wiedziała, że Alice od zawsze ma słabość do jej brata. Malutką słabość, która kiedyś była całkiem dużą słabością, jednak czas wydawał się wyleczyć panienkę Guardi z niefortunnego zauroczenia. Zauroczenia, o którym nigdy nie rozmawiały, bo panna Haldane nie chciała o tym słyszeć. Alec był jej bratem. Nie wierzyła, by mógł podobać się komukolwiek, choć niezaprzeczalnie go kochała i doceniała jego zalety. Jednak jej bogata wyobraźnia niewątpliwie podsunęłaby jej dość jednoznaczne wizje odnośnie Aleca i Alice, a tego by nie chciała. Wyobraźnia była zdecydowanie największym wrogiem rudej Les. Nie chciała sobie wyobrażać. Nie chciała wiedzieć. Nigdy nie pytała, nigdy nie wnikała. Od czasu do czasu namawiała jedynie Al'a by zaprosił jakąś dziewczynę na randkę, bo przecież czas najwyższy się ustatkować, ale nigdy w swojej głowie nie zestawiłaby Alice i Aleca razem. Nie wiedzieć czemu to zestawienie ją uwierało, jak kamyczek w martensie. Jednak nie potrafiła się wściekać na przyjaciółkę. Nigdy nie umiała powiedzieć Alice, że nie popiera któregoś z jej pomysłów. Bo zwykle je popierała. Wszystkie, co do jednego. Jednak nie ten. Mimo to panna Guardi zapewne się o tym nie dowie, za to dość dobitnie dowie się panicz Haldane.
- To nie Twoja wina, Alice. Alec jest tego doskonale świadomy. Nie jesteś mu nic winna, słoneczko - powiedziała łagodnie kładąc dłoń na głowie Szkotki i delikatnie zaczęła ją głaskać w celu uspokojenia. Wargi jednak miała wciąż nerwowo zaciśnięte i wciąż nurtowała ją myśl jak bardzo nie odpowiada jej to, że jej własny brat spotyka się z jej własną najlepszą przyjaciółką. Czuła się trochę zdradzona i trochę oszukana. I nie. To, że Alec mógł się czuć tak samo niczego nie zmieniało. Przecież ona i Cam to kompletnie inna historia, no nie? Słysząc ciche pytanie towarzyszki jej wargi wygięły się w leniwym uśmiechu.
- Dobrze. Jeszcze jest za wcześnie na poranne mdłości, opuchnięte nogi czy za mały pęcherz moczowy. Zanim to wszystko się pojawi planuję być już panią Fawley, bo przecież sama doskonale wiesz, że... - tutaj na chwilę przerwała, by udać idealnie szkocki akcent swojej rodzicielki - ... jeśli rozważa się możliwość posiadania dzieci to tylko w świętym związku małżeńskim. MONOGAMICZNYM ZWIĄZKU. NA DOBRE I ZŁE. DOPÓKI NIE UMRZESZ - kiedy skończyła na jej twarzy gościł już szeroki uśmiech, a z gardła wydobył się lekki śmiech. Lubiła naśmiewać się z przekonań jej własnej matki i robiła to najczęściej jej własnym głosem.
- Dzisiaj przyjechaliśmy powiedzieć rodzicom, że się pobieramy - dodała jeszcze cicho i przeniosła spojrzenie na sufit.
- A ty jak się już czujesz? I... łączy Cię coś z moim bratem? - zapytała po krótkiej chwili ciszy.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 EmptyPią 04 Mar 2016, 20:42

Choć aktualnie przebywał w gabinecie z Camem, zachowując się jak... No, starając się przynajmniej trzymać fason, to myśli wciąż mu uciekały. W jednym kierunku. Ku jednej osóbce - i nie, nie była to Leslie. Chociaż to mniej więcej ten sam kierunek, ten sam pokój. Samo wrażenie braku kontroli nad tokiem własnego rozumowania nie było przy tym dziwne, ale w tym momencie - zwyczajnie obce. Bo Alec nigdy nie był... Nie, inaczej. Może i kiedyś był zakochany, za dzieciaka pewnie mu się zdarzyło. Ale to był inny rodzaj miłości, ten szczeniacki, odarty z wielu elementów towarzyszących. Teraz zaś miał do czynienia... No, powiedzmy to sobie wprost, miał do czynienia z całym zestawem tego, co można czuć do osoby, z którą chciałoby się być. Nie tylko pożądanie, nie tylko chęć spędzania z nią wolnych chwil, ale też pragnienie budzenia się obok, odgarniania niesfornych kosmyków rudych włosów z drobnego noska czy przepraszania za wszystko, co mógłby zrobić źle. Chęć wspólnego zastanawiania się nad planami na kolejny tydzień i uciekania przed nadmiarem obowiązków. Bycia razem, po prostu. Nie spotykania się, ale bycia.
Drodzy państwo, Alec Haldane zwyczajnie stracił głowę, stracił ją na amen.
Teraz jednak nie był moment na podobne rozważania. Nie, teraz zamiast stawić czoła swojemu życiu musiał podjąć zmagania z życiem innym, choć bliskim. Leslie Haldane, jeszcze. Leslie Fawley, już nie długo. Nie próbował udawać radości, której aktualnie niezbyt czuł - choć, szczerze mówiąc, w tym momencie raczej ze względu na okoliczności, w jakich pojawiła się w domu młoda para - tym niemniej pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech w odpowiedzi na komentarz Cama. No tak, złamany nos. 
- Czy to znaczy, że w najbliższym czasie nie będę musiał udowadniać ci, że nie zostałem aurorem za ładne oczy? - zapytał z nieznacznym uśmiechem rozbawienia, zaciągając się przy tym niespiesznie nikotynowym dymem. - Poza tym masz pod bokiem najlepszą uzdrowicielkę, jaką znam, zakładam że nos złamany był tylko na londyńskiej ulicy, w domu już nie.
Przed kolejną, znacznie większą niż narzeczeństwo sensacją zdążył tylko strzepnąć pierwszy popiół z papierosa do posiadanej, zdobnej popielniczki. Miał ją ze względu na gości, których przyjmował czasem w gabinecie, ale sam korzystał z niej może ze dwa razy. No, z dzisiejszym - trzy.
 - Szybko. - Nie takiej reakcji spodziewał się pewnie Fawley. Nie takiego krótkiego, prostego komentarza pozbawionego jakiejkolwiek żywszej intonacji. Bardziej naturalne było lekkie drgnięcie rudzielca, mimowolnie zaciśnięcie zębów i nieznaczne zmarszczenie czoła, ale i tak to było... mało. I Alec zdawał sobie z tego sprawę, stąd jego kolejne słowa. Bo wiecie, Cam nadal był jego przyjacielem. Kimś, komu - jeśli spojrzeć na to na trzeźwo, obiektywnie - nadal ufał. Na Merlina, po tylu wspólnych latach nie było możliwości, żeby było inaczej. 
- Cam, ja... Skoro zdecydowaliście się być razem, to chcę, żeby wam się ułożyło. Naprawdę. Jeśli chcecie tego dziecka to świetnie, przecież... Będziecie mieli rodzinę. - Uśmiechnął się blado, może odrobinę bez przekonania, ale mimo wszystko szczerze. - Nie oczekuj jednak ode mnie większego entuzjazmu, jeszcze nie teraz. Ona ma tylko dwadzieścia dwa lata, Fawley. Moja siostra jest jeszcze dzieciakiem, w dodatku z problemami. Z jednej strony trudno mi nie patrzeć na to teraz tak, jakby brała na swoje barki kolejny. - Poświęcił chwilę na kolejny wdech nikotyny i niespieszne wypuszczenie dymu w kierunku uchylonego okna. - Będę się cieszył, Cam, ale dopiero wtedy, kiedy przekonam się, że sobie radzicie. Że Leslie sobie radzi. Że to wszystko nie jest jedną wielką, galopującą pomyłką, która odbije się na całym jej życiu. Przepraszam, stary. Nie umiem inaczej. - Odwrócił wzrok, przypominając sobie, że jeszcze kilka dni temu zarzekał się, że Cama nie przeprosi... No, i za ten złamany nos rzeczywiście nie zamierzał. Ale teraz to chyba trochę inna sprawa.
- A co do tajemnicy... - Gdy ponownie spojrzał na przyjaciela, nie wyglądał mniej smętnie, ale znów sięgnął po ten nieznaczny, rozbawiony uśmiech. - W porządku. W porządku, nie powiem jej, że postanowiłeś zachować się jak facet i uciec spod jej dyktatorskiego pantofelka. Ale przed rodzicami tak się nie wyrywaj. Z pewnością ucieszą się, że ktoś jednak Leslie chciał... - Uśmiech poszerzył się nieco na wspomnienie co niektórych matczynych wywodów. - [b]...ale wszystko na raz to mogłoby być jednak trochę zbyt wiele.
Sponsored content

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 3 Empty

 

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 Similar topics

-
» Ruda Annie [Turloughmore, obrzeża Galway, Irlandia]
» Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.
» Glasgow [Szkocja]
» Jezioro [Szkocja]
» Dom Stewardów, Stewarton, Szkocja

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-