IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyPon 19 Paź 2015, 19:20



Rezydencja Haldane'ów


Położona pod Dunblane posiadłość od lat jest synonimem władzy w rodzinie. Przekazywana z ojca na syna, trafia nieodmiennie do rąk pierworodnego, który to wraz z kluczami do rezydencji otrzymuje także prawo do zarządzania większą częścią rodzinnego majątku. Otoczony hektarami łąk i lasów, stosownie ukryty przed wzrokiem mugoli dwór całkiem naturalnie jest więc główną siedzibą rodu, najsilniej też z rodziną kojarzonym.
Na terenach bezpośrednio przyległych do budynku znaleźć można prywatną stajnię, psiarnię (choć są rodziną czarodziejską, Haldane'owie dość często praktykowali odcięte od magii polowania) oraz niezbyt duży, ale zadbany ogród.

Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyPon 26 Paź 2015, 23:20

Coś, co w życiu Alice występowało nagminnie to pośpiech. Pośpiech, pośpiech, pośpiech - niczym biały królik z Alicji w Krainie Czarów. Kic kic kic! Nadal spóźniony! Kic kic kic! Spóźniony tak bardzo! Ojej!
Z tą różnicą, że Alice w sumie nie była nigdy spóźniona. Jej uniwersum czasowe po prostu tak bardzo się różniło od ogólnie przyjętego. Nie raz i nie dwa przybywała na spotkania po czasie, ale jej sympatyczna i urocza natura powodowały, że było jej to wybaczone. Prędzej czy później. Chyba, że sprawy w swoje łapki brał Filemon. Wtedy sprawa była z góry wygrana dla rudowłosej. Wracając jednak do spotkania w Miodowym Królestwie. Dla samej stażystki spotkanie to było jak najbardziej prawidłowe i pozbawione złych emocji. Ani podstępów. Alice promieniała optymizmem i jej uśmiech był zaraźliwy. Postanowiła skorzystać z zaproszenia, chociaż gdzieś w jej kryształowym serduszku coś drgnęło. Może to był strach o Filemona po spotkaniu z psami Aleca? A może to strach, że Leslie się dowie o ich spotkaniu i się zezłości? A może wręcz przeciwnie, uzna to za jakiś znak uwarunkowany przeszłością?
Za dużo myśli na tak małą główkę, panno Guardi!
Schowała czym prędzej kota do torby, zapłaciła za zakupy i posłusznie udała się za Alciem, który notabene tym razem prowadził ją za rękę. Alice poczuła rumieńce na policzkach, ale zrzucała to na pęd truchtu, z jakim wyszli. Złapała się mocniej ręki młodzieńca. Gdy wylądowali, Alice czuła niemiłe kręcenie się w głowie i mdłości. Wzięła parę głębokich oddechów i zrobiła krok do przodu. Odczekała znowu i w końcu świat przestał kręcić piruety. Wiedziała, gdzie jest. Bywała tutaj nie raz i nie dwa. Może później odwiedzi rodziców? Mieszkali nieopodal klifu. Rzut kapeluszem stąd!
-Gdzie pieski? -zapytała, rozglądając się za czworonogami. Dała się poprowadzić przez Aleca do domu (wcześniej z lekkim zażenowaniem puszczając dłoń mężczyzny).
-Gdzie wypijemy? W kuchni? Może w salonie? -zagadnęła. Jakiś głosik w jej głowie zapragnął wypić herbatę w pokoju Aleca, bo jeszcze nigdy w nim nie była, ale nie chciała być niegrzeczna. I niekulturalna! Kto lubi, jak mu się wpycha do pokoju? Chyba nikt.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyPon 26 Paź 2015, 23:46

Podróż do Szkocji była szybka i bezbolesna... No, względnie, bo teleportacja nigdy nie była niczym przyjemnym. Sam Alec wprawdzie opanował ją całkiem nieźle (umówmy się - znacznie lepiej, niż bezpośrednią walkę na śmiercionośne zaklęcia), nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby tylko Dunblane leżało bliżej Londynu, chętnie udałby się tam piechotą. Nie lubił tego uciekania ziemi spod nóg i frywolnych obrotów, jakie odczyniał mu świat przed oczyma po przybyciu do celu. Nie lubił, gdy utrzymanie równowagi stawało się wyzwaniem, któremu naprawdę trudno podołać. Ale nikt nie musiał o tym wiedzieć, nie? Słabości mogły pozostać w zakamarkach alecowego wnętrza... Mogły? Powinny! W końcu był mężczyzną i jak już nauczył się z podobnymi problemami sobie radzić, to z umiejętności tej robił użytek zawsze i wszędzie.
Gdy więc pod stopami poczuł już żwir znajomej alei, gdy stanął oko w oko z dobrze znanym krajobrazem rodzinnej posiadłości - cóż, wtedy pozostało mu tylko się otrzepać, podtrzymać Alice, gdyby ta podobnego wsparcia potrzebowała i po krótkiej chwili ruszyć w kierunku domu. Niby był przewodnikiem, gospodarzem, panem na włościach i tak dalej, i tak dalej, ale ani myślał wysforowywać się na czoło. Ot, szedł sobie obok Guardi, kierunek wskazując tylko dlatego, że tak wypadało. Ostatecznie Szkotka była u nich nie raz i nie dwa, i z pewnością doskonale poradziłaby sobie sama.
Ale w towarzystwie przyjemniej, czyż nie tak? Bo można, na przykład porozmawiać. Tylko, wiecie, problem jest taki, że rozmowa wymaga kooperacji, a Alec na pierwsze z pytań po prostu odpowiedzieć nie zdążył. Gotów był już wprawdzie rozwiać wątpliwości Alice - wskazać, że jego czworonożne panienki kręcą się zapewne gdzieś w okolicy i na pewno dadzą o sobie znać - gdy główne zainteresowane uczyniły to osobiście, dokładnie w taki sam sposób, w jaki robiły to zwykle. Galopując szeroką aleją, ujadały zawzięcie, zupełnie za nic mając sobie względnie późną porę. Kamyki umykały spod łap ogarów, klapnięte uszy powiewały radośnie, a w brązowych ślepiach widać było zwyczajną psią radość. Dziewczynki, na co dzień doskonałe psy myśliwskie (jedne z wielu, jakie przewinęły się przez rezydencję Haldane'ow), przy okazji powitań na kilka chwil stawały się emocjonalnymi szczeniakami.
- Właśnie tu - parsknął więc cicho Alec, skoro kwestia nie wymagała większych wyjaśnień. Zatrzymując się na chwilę, przykucnął i otworzył ramiona, by obdarzyć pupilki odpowiednią porcją czułości. Bo wiecie, musiał - to niepisana umowa, że bez okazania faworytkom wymaganej dozy miłości, liczyć musiałby się z ich zazdrością i wyraźnym niezadowoleniem. A tego chyba by nie chcieli, prawda? Norma głaskania musiała więc zostać wyrobiona - zarówno przez Aleca, jak i Alice, bo i tę zwierzaki przecież dobrze znały - i dopiero po tym można było iść dalej, by dotrzeć do domu już bez dodatkowych atrakcji.
- Obawiam się, że tym razem muszą wystarczyć nam moje cztery kąty - odpowiedział tymczasem Alec, gdy zatrzymali się u drzwi posiadłości. Kurtuazyjnie otwierając przejście przed Guardi, puścił ją przodem. Zaraz za Szkotką do środka wepchnęły się czworonożne ulubienice (przy czym nos Maharet zaczął pracować intensywniej przy torbie dziewczęcia), Haldane więc próg domu przestąpić mógł dopiero na koniec. Odbierając od Alice jej płaszcz, sam także pozbył się odzienia wierzchniego by wreszcie, po całym rytuale rozpoczynającym każdą wizytę we dworze, z lekkim uśmiechem wskazać Alice drogę na piętro.
- To już ta pora, kiedy swoje życie towarzyskie wolę prowadzić z dala od rodziców. Wiesz, może i nie jest jeszcze bardzo późno, ale staruszkowie mają swoje zwyczaje. Wieczór z książką przy kominku i poważne rozmowy o rodzinnej przyszłości, sama rozumiesz - parsknął cicho, gdy z salonu dobiegł go dobrze znany, matczyny głos. Wszystko słyszałam, Alec! Cóż. Haldane przecież wcale nie próbował się ukrywać, prawda?
Ostatecznie więc kończąc pobyt na parterze powitaniem z rodzicielami, pod opieką których pozostawił też swoje psy (tak po prawdzie, to te pozostawiły się same, wyciągając smukłe ciałka na dywanie przy kominku), mógł czynić honory i zaprowadzić Alę tam, gdzie chciała być... Przy czym o chęci tej nie miał pojęcia. Złożona przez niego propozycja była całkiem naturalna i naprawdę, Alec daleki był od podejrzewania, że robi coś więcej niż tylko oferuje najbardziej spokojne, odpowiednie miejsce na spotkanie.
W każdym razie, po pokonaniu zdobionych schodów i kilku zakrętów prowadzącego do wschodniego skrzydła domu korytarza znaleźli się na miejscu. Na miejscu, czyli - na pokojach Aleca. Jako, że na jego osobisty azyl składała się nie tylko sypialnia i własna łazienka, ale także niewielki salonik, gabinet (musiał w końcu uczyć się gdzieś rządzenia rodziną, nie?) i nieduża biblioteka, było w czym wybierać.
- Rozgość się - rzucił lekko, wpuszczając Alice do pierwszego z pomieszczeń, czyli wspomnianego już pokoju dziennego. Pokój ten pełnił jednocześnie rolę przedsionka z którego przemieścić można było się do innych sal, stąd po prostu nie było możliwości zwyczajnie go pominąć.
- Mam nadzieję, że otoczenie ci nie przeszkadza. Salon na pewno byłby lepszym miejscem, ale sama widziałaś... - Wzruszył lekko ramionami, jednocześnie zgarniając z niedużego stoliczka trzy rozłożone na nim dotąd książki (najpewniej coś zawodowego, bo w końcu Alec był dość ambitny, by wciąż się dokształcać) i odkładając je na szeroki parapet. Na blacie prędko ustawił natomiast znacznie bardziej odpowiednie atrybuty - dzbanek i parę rodowych filiżanek - tym samym zamieniając artystyczny chaos pracoholika w przyjemniejsze, wieczorne okoliczności. Transformowanie rzeczywistości na zawołanie to umiejętność, którą każdy szanujący się dziedzic musiał jak najprędzej przyswoić.
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyCzw 29 Paź 2015, 01:11

Podróże do Szkocji w wykonaniu teleportacji nigdy nie były miłe! Alice miała spore problemy ze zdaniem egzaminu w szóstej klasie. Biedulka musiała podchodzić do niego w wakacje jeszcze raz, ponieważ boleśnie się rozczepiła. I to nie raz. Pech chciał, że ciało Alice żyło własnym życiem i trochę zajęło, zanim ją poskładano. Jej roztrzepanie nie pozwoliło jej spełnić wszystkich trzech kroków. Cel, Wola, Namysł. Z Celem nigdy nie było problemu! Z Wolą także. Jednakże Namysł... to już była inna bajka. Jednak w końcu panna Guardi zdała kurs teleportacji... i chyba od tamtej pory użyła tego środka lokomocji tylko cztery razy. Po stokroć wolała Błędnego Rycerza. Chwilę zajęło rudej główce, nim wróciła na swoje miejsce i utrzymała równowagę. Guardi przełknęła ślinę, chcąc jak najszybciej pozbyć się uczucia mdłości w gardziołku i uśmiechnęła się do Aleca. Jego ramię okazało się bardzo przydatne.
-Nie lubię teleportacji. -wybełkotała, doprowadzając się do porządku. Pewnym siebie krokiem ruszyła w kierunku domu państwa Haldane. Znała trasę od dziecka! Znała każdy kamyczek na żwirowej drodze. Wydawały się uśmiechać do niej i drżeć z radości na jej widok.
Gdy oboje weszli na teren posesji i padło pytanie Alice odnośnie czworonogów, odpowiedź przyszła sama. A raczej nadbiegła. Ogromne suczki z takim impetem wpadły na Aleca i Alice, że ta druga o mało co nie straciła równowagi. Schyliła się do psów i śmiejąc się w głos zaczęła je czule głaskać, pieścić i drapać. Mimo, że była zdeklarowaną kociarą uwielbiała każde miłe stworzenie. Czego nie można powiedzieć o Filemonie, bo zaczął się niecierpliwie ruszać w torbie i miauczeć. Aż zainteresowało to jedną z suczek.
Kiedy wydostali się z okowów szalejącej, psiej miłości weszli do domu.
Na myśl o zobaczeniu pokoju Aleca, małe serduszko Alice zabiło szybciej z ekscytacji. W końcu pozna ostatnie, nieznane jej pokoje tego dworu! Z początku trochę się zawstydziła nawet, że wniknie w jego prywatność, ale z każdym kolejnym krokiem wstyd ustępował błyskom w oczu zwiastujących przygodę.
Oddała swój zielony płaszcz, odkrywając równie zieloną bluzkę. Poprawiła ją nieco nerwowo. Jakoś zaczęła myśleć o swoim wizerunku. Pokiwała głową na słowa Aleca.
-No tak, rozrywki młodych są zupełnie inne niż osób starszych... oh! Dzień dobry państwu! -odezwała się nieco głośniej, aby rodzice Aleca i Leslie ją usłyszeli. Oni też ją dobrze znali.
Ciekawski nosek Filemona wyjrzał spod klapy torby, czując nowe zapachy. Tak samo nosek Alice wetknął się między framugę, a drzwi. Trzeba było przyznać, że kąty Aleca były bardzo spore i gustowne. Zupełnie inne niż wiecznie szalone pokoje Alice. Chociaż nie było tutaj nienaturalnie czysto, za co Alice dziękowała w duchu. Byłoby widać każde jej niedopatrzenie w odstawianiu filiżanki.
-Ładnie tu masz! Dopiero po tylu latach poznałam ostatnie nieodkryte miejsca dworu Haldane'ów. -uśmiechnęła się szeroko i usiadła na kanapie. Wolała kanapy od foteli, nie ograniczały jej ruchów. Czując wiercącego się kota otworzyła torbę i wzięła go na kolana. Oczywiście ciekawski jegomość zaczął się wyrywać, chcąc poznać nowe kąty. Zeskoczył z mebla i zaczął przechadzać się po salonie, na koniec ocierając się o nogi Aleca i obierając sobie za miejsce do leżenia kawałek dywanu.
-Koty. -wzruszyła ramionami.
Wyjęła herbacianą różę i różdżkę. Najpierw jednym ruchem spowodowała, że czajnik napełnił się wodą. Później zaczęła parować. Dopiero wtedy Alice wrzuciła różę do środka, a ta zaczęła się powoli rozwijać, mieniąc się przy tym odcieniami pomarańczu. A w pokoju rozlał się słodko-cierpki zapach moreli.
-Obym faktycznie zapadła Ci w pamięć... to znaczy herbata. Herbata ze mną. -poprawiła się szybko, uśmiechając się pokrzepiająco do Aleca, aby miał siłę znosić jej pomyłki.
-Takie duże pokoje, nie gubisz się w nich sam? -zapytała.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyCzw 29 Paź 2015, 17:36

Po w gruncie rzeczy bezproblemowej przeprawie na piętro Alec niemal dosłownie odetchnął z ulgą. Nigdy nie był najgrzeczniejszym i najpotulniejszym dzieckiem swoich rodziców, z drugiej jednak strony nie lubił się z nimi kłócić. Gdy więc dochodziło do komentarzy za każdym razem, gdy przyprowadzał do domu jakąkolwiek dziewczynę - a uwierzcie, nawet tak dobrze wychowani ludzie, jak państwo Haldane, umieli komentować - rudzielec miotał się w dwóch sprzecznych postawach. Bo z jednej strony, na Merlina!, to byli jego rodzice i nie wypadało im pyskować, z drugiej jednak nie lubił, bardzo nie lubił nieustannych sugestii i podstępnych pytań. Szczególnie, że nigdy dotąd nie przyprowadził do domu nikogo, wobec kogo stawianie takich pytań naprawdę miałoby podstawy. Z jednymi dziewczętami spotykał się, bo wypadało, z innymi - bo znał je od dziecka, z jeszcze innymi po prostu razem pracował. Myśl, że każda (no, w porządku, nie każda, ale przynajmniej kilka) z nich mogła być jego narzeczoną była w pewien sposób przerażająca.
Teraz jednak podobnie niekomfortowej sytuacji mu oszczędzono, co wynikało najpewniej z faktu, że Alice nie była po prostu jakąś tam dziewczyną, tylko istotką znaną tu od dzieciństwa. Oczywiście, nigdy dotąd nie było sytuacji, by Alec spotykał się z nią sam na sam - zawsze widywał ją przy okazji jej odwiedzin u Leslie, a że czasem sobie porozmawiali, cóż, to też zazwyczaj było przy okazji - ale to najwyraźniej miało dotrzeć do rodziców z opóźnieniem. Albo po prostu to nie było tak ważne. Wiecie, pochodzenie Guardi w hierarchii potencjalnych synowych w rodzicielskiej opinii nie ustawiało jej najlepiej.
W każdym razie, do jego własnego azylu dotarli bez atrakcji i już po chwili mogli po prostu rozsiąść się w saloniku. Alec przeprosił Alę tylko na chwilę, by w sypialni zmienić aurorską szatę - po całym dniu miał jej serdecznie dosyć - na znacznie wygodniejszy i mniej reprezentatywny zestaw domowy, potem już nie odstępując gościa na krok. No, przynajmniej metaforycznie, bo przecież nie był z tych, którzy kleiliby się do przyjaciółki swej siostry.
- Nigdy przedtem tu nie byłaś? - zapytał lekko, chyba trochę zdziwiony, że jego własne kąty nie zostały jeszcze przez Alice zwiedzone. Zwyczajnie nie pamiętał, czy kiedykolwiek trafiła się okazja, by sam ją tu zaprosił - pewnie nie, przecież aż dotąd nie byli ze sobą nazbyt blisko - z drugiej jednak strony nie mógł uwierzyć, że Leslie nie zorganizowała im małej eskapady do jego pokoi. Bo to przecież byłoby w stylu najmłodszej, nie? Wkraść się w nieswoje rejony pod nieobecność brata i pokazać przyjaciółce zamknięte teoretycznie kąty. No, ale może tak nie było. Może z jakichś powodów Leslie nie uznała za stosowne zorganizować podobnej atrakcji, albo to Alice protestowała wystarczająco skutecznie. W gruncie rzeczy nie miało to wielkiego znaczenia.
Parskając cicho śmiechem gdy Filemon przespacerował się majestatycznie po pokoju, by wreszcie zalegnąć na dywanie, uśmiechnął się też z rozbawieniem na kolejne potknięcie Guardi by ostatecznie wyszczerzyć zęby w szerokim uśmiechu.
- Hej, jestem rozpieszczonym dzieciakiem bogatej rodziny, duże pokoje to moje naturalne środowisko - rzucił żartobliwie, sięgając po jeden z argumentów, z którym czasami stykał się w szkole. Oczywiście, były to słowa wysuwana przez dzieci z rodzin bardziej, nazwijmy to, standardowych, które z jakichś powodów uważały za słuszne zazdrościć Haldane'owi. On sam nigdy tego nie rozumiał, za to zyskał przynajmniej kolejny z komentarzy, który niezwykle go bawił, a który mógł teraz przytaczać w stosownych momentach.
- A tak na poważnie, to może czasami. - Wzruszył lekko ramionami. - Chociaż, szczerze mówiąc, nie bardzo mam kiedy się nad tym zastanawiać. Jeśli akurat nie przesiaduję z ojcem w gabinecie, z nosem w papierach, to wracam tylko na noce. Nie mam okazji się zgubić - rzucił z rozbawieniem. Prawda była taka, że wcale nie znał swego domu tak dobrze, jak być może powinien. Najbogatsze wspomnienia dotyczące zwiedzania wszystkich zakamarków wyniósł z bardzo wczesnego dzieciństwa, potem nie mając już na podobne eskapady czasu. A że rezydencja przeszła od tamtego czasu kilka mniejszych lub większych remontów, mogło okazać się, że gdzieś kryje się zupełnie nieznane Alecowi pomieszczenie, zaś w dalszej części ogrodów wznosi zupełnie mu obcy budynek. To nie byłoby tak zaskakujące, jak mogłoby się wydawać.
Za to na pewno dziwnym byłoby, gdyby nie był przygotowany na chłodne wieczory. W domu Haldane'ów nigdy nie było tak ciepło, jak w większości innych domów - raz, że wiekowe mury konkretnie wnętrza wychładzały, dwa, że swoje dokładało też ostre, Szkockie powietrze i trzy, że rodzina zwyczajnie do rześkiej atmosfery była przyzwyczajona. Im bliżej zimy jednak, tym chłód był bardziej odczuwalny, stąd dzisiaj, gdy zapowiadali już pierwsze opady śniegu, nawet Alec miał już prawo trochę narzekać, nie mówiąc już o Guardi. Nie powinno więc dziwić, że po zaparzeniu herbaty rudzielec sięgnął po jedną z rodzinnych mądrości mówiącą o tym, że na chłodne wieczory najlepsza jest herbata z rumem. Machnięciem różdżki przywołał butelkę alkoholu jednej z rodzimych wytwórni (charakteryzującej się tym, że jej trunki były naprawdę mocne, ale też wyjątkowo smaczne) i bez pytania Alice o zdanie wzmocnił nieco morelowy napar, dopiero potem rozlewając go do filiżanek. Bo wiecie, Alecowi po prostu nie przyszło do głowy, że Guardi mogłaby mieć coś przeciw. Że, na przykład, alkoholu nie pijała i nie tolerowała nawet typowo zimowych napojów. Po prostu na to nie wpadł, bo dla niego samego normalnym było pić. Nie brzmiało to może najlepiej, ale wszyscy przecież wiedzieli, że najpoważniejsze i najbardziej wiążące umowy rodzinne zawiera się przy szklance czy kieliszku odpowiednio drogiego etanolu. Z tej perspektywy wzbogacenie herbaty nie było dla Haldane'a niczym zdrożnym czy dziwnym, wymagającym uprzedniej konsultacji. Bo czy pyta się gościa, czy ma ochotę na ciastka? Nie, po prostu stawia się je na stoliku (to również uczynił, wykorzystując swoje gościnne zapasy). Piegus nie uważał, by w przypadku herbaty z rumem zastosowanie miały inne zasady.
- Swoją drogą, jak ci się pracuje w Hogwarcie? - zapytał tymczasem grzecznie, gdy wszystkie przygotowania były już zakończone i mogli po prostu raczyć się rozmową i swoim towarzystwem. Sam również usiadł na kanapie - dziwnie czułby się spoglądając na Alice z perspektywy stojącego naprzeciw fotela, co najmniej jak na petenta - co z pewnością ułatwiło prowadzenie dyskusji. - Nie sądziłem, że będzie bawić cię praca z uczniami. - Nie, żeby coś, ale mało kto lubił uczenie kogokolwiek. Trzeba było mieć nierówno pod sufitem, by tracić życie na użeranie się z mało pojętnymi jednostkami, tak nierówno, jak sam Alec i, najwyraźniej, Ala.
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyWto 03 Lis 2015, 23:44

O pannie Guardi można było powiedzieć wszystko, ale nie to, że była zwyczajną dziewczyną. Już od najmłodszych lat wykazywała dziwne zainteresowanie rzeczami, których nie dało się tak po prostu wytłumaczyć. Urodziła się w rodzinie mugoli, dopiero przybycie profesora z Hogwartu oświeciło zarówno Alice i jej rodziców, skąd te wszystkie dziwności. Była najprawdziwszą czarodziejką, chociaż w szkole wielu Ślizgonów wytykało ją jako "szlamę". Nie lubiła tego określenia. Czy to takie ważne, ile ma się w sobie czarodziejskiej krwi przodków? Ważne było przecież, że ona sama potrafiła czarować i to nie tak najgorzej. Czasami lepiej niż niektórzy posiadający w rodzinie samych czarodziei. Nie szczyciła się tym nadmiernie, ale takie były fakty. Czy kot nie jest prawdziwym kotem jeśli jest zwykłym dachowcem, a nie czystej krwi norweskim leśnym? Kierując się tą zasadą Alice zawsze dziarsko zadzierała swój piegowaty nosek do góry i szła przez życie ze świadomością, że jest warta więcej niż niektórzy, którzy wyśmiewali ją za jej pochodzenie. W końcu byli tacy, którzy w pełni akceptowali jej status rodzinny. Chociażby państwo Haldane. Zawsze z radością witali pannę Guardi i przyzwalali na kontakty z ich dziećmi. Rudowłosa była im za to niezmiernie wdzięczna.
Dostając się do gniazdka Aleca, Alice starała się wszystko obejrzeć, nie skręcając sobie przy tym karku. Ile tu było wspaniałych rzeczy! Nie raz i nie dwa Leslie chciała przyprowadzić tutaj przyjaciółkę, ale Krukonka zawsze się przed tym wzbraniała. Ze wstydu i kultury osobistej. Nie chciała, aby Alec się na nią zdenerwował. Trudne życie zauroczonej beznadziejnie dziewczyny.
Roześmiała się błogo, kręcąc głową.
-Tak się składa, że nie byłam tutaj nawet palcem u nogi. Nie złożyło się. Za to Filemon jest bardzo zadowolony. -zauważyła, jak kot znajduję sobie najlepszy promień Słońca i zażywa błogiego lenistwa. Podobało mu się tu wyraźnie. -Może liczyłam, że kiedyś sam mnie tu zaprosisz? I proszę, udało się. -aż przyklasnęła z radości w dłonie. Jej zachowanie wiele razy można pomylić z zaplanowanym zagraniem teatralnym, więc była spokojniejsza o reakcję Aleca.
-A ja taka mała myszka, która tylko chowała się w swojej norce. Ta rezydencja to dla mnie jak nowy świat, który należy zwiedzić. -uśmiechnęła się szeroko, ciągle patrząc w kolejne kąty. Jej wzrok rozpromienił się na słowa Aleca.
-Oh, czyli mamy okazję zgubić się tutaj razem! Uwielbiam się gubić, zwłaszcza z kimś, kogo lubię. Przyjemnie odnajduje się potem drogę z powrotem. -zauważyła mądrze, wpatrując się w Aleca jak w obrazek. Dopiero po chwili zmieniła kierunek swego wzroku. Przyglądała się teraz parującym kłębuszkom herbaty, a następnie Filemonowi.
Nie dojrzała przez to jak Alec wybiera się po butelkę rumu. Alice omijała alkohol szerokim łukiem. Brak doświadczenia powodował, że upijała się bardzo szybko i miała po tym ogromnego kaca. Jej biedna główka rozbijała się na milion drobnych części i wiele herbat musiała wypić, aby wreszcie przeszło. Biedna Alice. Oderwała wzrok od kota, aby odebrać z uśmiechem filiżankę herbaty. Wzięła potężny łyk, co skończyło się nagłym atakiem kaszlu. Rudowłosa złapała się za gardło i powąchała napar.
-Dolałeś tutaj rumu? -zapytała. Nie chcąc robić przykrości Alecowi wzięła kolejny łyk, mniejszy i ostrożniejszy. Posłała aurorowi uśmiech.
-Oh, doskonale. Chociaż niektórzy uczniowie nadal potrafią nazwać mnie... nazwać mnie szlamą. -z trudem wypowiedziała to słowo, ale dalej się uśmiechała. -Jednak znaczna większość lubi moje lekcje, a ja lubię ich. Miło opowiadać innym o tym, co się wie. Dostaję potem mnóstwo miłych listów. -skinęła głową. -A Ty, jak Ci idzie w byciu aurorem? Jakiś awans się szykuje? -zapytała, biorąc kolejny łyk. Z każdym spróbowaniem napój był coraz smaczniejszy, co odbijało się w odwadze Alice w tej rozmowie. Stety i niestety.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyPią 06 Lis 2015, 21:15

- Właśnie widzę. - Rozpierając się wygodniej na swojej części kanapy, z rozbawieniem obserwował kocie poczynania. I gdy urzędująca na parterze matula zakrzyknęłaby zapewne teraz i złapała się za serce, widząc jak pazurki przeciągającego się na dywanie kota zagłębiają się w miękkim (i najpewniej drogim, bo jakże by inaczej) materiale, tak Alec parsknął tylko cicho i przekrzywił głowę, przyglądając się stworzeniu ciekawie. Z kotami do czynienia miał tyle, ile mógł widując je na sklepowych wystawach. Słyszał, że potrafią być wredne, skrajnie niezależne i pełne pogardy dla otaczającego je świata (w tym również karmiącej je ręki). Ile w tym było prawdy? Cóż, gdyby wnioskować miał tylko po Filemonie, powiedziałby, że mniej więcej tyle, ile w stwierdzeniu, że Alice Guardi to rasowa socjopatka. Czyli dokładniej rzecz ujmując - ani trochę.
- Jesteś pewna, że chcesz się ze mną gdziekolwiek zgubić? - Nie przystało jednak więcej uwagi poświęcać kotu niż uroczej towarzyszce, toteż Haldane prędko ponownie zainteresował się tym, kim trzeba. Uśmiechem numer sześć podsumowując zarówno w pewien sposób dwuznaczne słowa Guardi, którymi to wyjaśniała swe nieobeznanie z tym rejonem domu (Alec wciąż jednak był niezbyt czujny, stąd nie dostrzegł drugiego czy trzeciego dnia, szybko przechodząc nad stwierdzeniem Szkotki do porządku dziennego) jak i teorię o szarej myszce, odezwał się dopiero w odpowiedzi na coś, co brzmiało jak propozycja. Propozycja, swoją drogą, całkiem zabawna. Zapomnieć o swej dorosłości i ruszyć na ekspedycję po nieodkrytych kątach rezydencji? Hej, wszyscy wiedzieli, że rudy naprawdę byłby gotów podjąć to wyzwanie. Zapomnieć o tym, że na karku ma trzydziestkę, nie trzynastkę, że po ulicy chodzi raczej w eleganckich płaszczach niż wytartych na kolanach spodenkach, mógłby też puścić w niepamięć fakt takiego a nie innego nazwiska - i w jednej chwili stać się bohaterem jednej z młodzieżowych książek. Naprawdę, to byłoby bardzo w jego stylu ruszyć na poszukiwania przejścia do Narnii czy innego schowka pod schodami.
- Nie jestem najlepszy w odnajdywaniu dróg. Co więcej, podejrzewam, że raz zagubieni, gubilibyśmy się tylko jeszcze bardziej. - Upijając łyk herbaty przemieścił się nieco na sofie tak, by, opierając się ramieniem o wysokie oparcie, móc wygodnie spoglądać na Alice. - Z drugiej strony, może odkrylibyśmy coś ciekawego. Ojciec wprawdzie zawsze powtarzał, że nasz dom nie słucha sekretów, ale kto by tam słuchał dorosłych? - Wyszczerzył zęby szeroko. Sam wcale do tej ostatniej kategorii nie należał, ależ skąd!
A to, że faktycznie przejął się nagłym atakiem kaszlu Guardi? Hej, każdy by się przejął! Gdy masz pod opieką tak urocze, słodkie stworzenie, jakim była Szkotka, nie sposób przechodzić obok jej krzywdy obojętnie. A tak właśnie postrzegał to teraz Alec - jako nieoczekiwaną, drobniutką porcyjkę szkockiego cierpienia.
- Ja... Tak, to znaczy... Niezbyt tu u nas ciepło, nie chciałem, żebyś zmarzła. A herbata z rumem całkiem nieźle rozgrzewa, więc... - Zaczął zmieszany, podczas gdy siedzący w jego głowie głosik parsknął śmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem.
A może wystarczyłoby ją przytulić, zamiast poić alkoholem, co, bystrzaku? A jeśli ona nie pije alkoholu? Jeśli nie lubi, religia jej zabrania?
Kolejny łyk herbaty pociągnięty przez pannę Guardi wprawdzie trochę go uspokoił, nie zmieniało to jednak faktu, że na kilka chwil panicz Haldane został wybity z rytmu. Nie lubił takich niespodzianek. Trochę nadwrażliwy na ludzką krzywdę, wolał być zaskakiwany na przyjemniejsze sposoby.
Z tego samego powodu też - nadmiernej empatii i przywiązania do sprawiedliwości - nachmurzył się na wzmiankę o szlamie, prędko jednak dając się zarazić optymizmem Guardi. Dawno już nie spotkał kogoś, kto podchodziłby do życia tak... Lekko. Zawsze z uśmiechem, niezależnie od okoliczności. Dawno - a może nigdy? Cóż, Leslie jedno było trzeba przyznać - przyjaciółkę wybrała sobie doskonale.
- Poza oficjalnym stanowiskiem specjalisty od wniosków urlopowych? - zapytał z rozbawieniem. Nie ulegało wątpliwości, że tych ostatnich pisał dużo, bo konieczność dzielenia czasu między pracę-pracę i pracę-dom wymagała elastyczności. W przypadku Aleca nie było mowy o regularnych godzinach harówki - musiał kombinować, dzielić nie chcące się wydłużyć doby między dwa miejsca, porcjować swą uwagę między rodzinę a uczniów. Męczące? Trochę. Może nawet bardzo. Ale widać było przecież, że Haldane to lubi, wręcz uwielbia. Nie było mowy, by z czegokolwiek w swoim życiu zrezygnował.
No, może poza samotnością. Ale na to przyjdzie czas, nie?
- Raczej nie - dokończył więc i wzruszył ramionami. - Z drugiej strony - po co mi awans? To tylko więcej obowiązków i więcej biurokracji. Tak jak teraz jest całkiem nieźle. - Uśmiechnął się ciepło, gdy jego myśli poszybowały do aurorskich wychowanków. Lubił te dzieciaki, naprawdę je lubił. Że często mało rozgarnięte, niedouczone, czasem zwyczajnie głupie? To nie miało znaczenia, sam też przecież taki był. Wszystko sprowadzało się do tego, by pokazać im drogę i patrzeć, jak się rozwijają. Naprawdę, jeśli pominąć kwestie rodzinne, największym marzeniem Aleca było móc na starość spoglądać na rzesze lokalnych bohaterów i mówić: to moi uczniowie.
Tymczasem, gdy pierwsze filiżanki herbaty zostały wykończone - co w sumie poszło szybko, bo początki zazwyczaj są prędkie - Alec, tym razem już zwracając uwagę na ewentualne protesty Guardi, uzupełnił naczynka. Wieczór był długi, naparu dużo. Zapowiadała się naprawdę owocna, w pewnej części nieprzespana noc... Bez podtekstów, na Merlina!
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyPią 06 Lis 2015, 22:49

Czy kocia gimnastyka nie była fascynująca? Czasami, kiedy Filemon wyraźnie się lenił, Alice kładła się koło niego na dywanie i naśladowała jego ruchy. Przeciągała się, wyginała, rozciągała, odnajdując w tym wspaniałą rozrywkę oraz sposób na relaks. Koty jednak miały cudowny styl życia i czasami warto było je naśladować. Ciekawe, co myślał Fil, kiedy patrzył co wyrabia jego pani. Chyba jednak był przyzwyczajony do jej dziwnych zachowań, gdyż zawsze ocierał się noskiem o jej nosek, wyrażając tym samym swoją miłość. Tak samo jak Alice była wyjątkowa wśród ludzi, tak Filemon był specyficzny wśród kotów. Był bardzo wdzięczny.
Alice pokiwała tak żywiołowo głową na pytanie Aleca o gubieniu się, że aż coś strzeliło jej w karku. Nie zraziła się jednak chwilowym porażeniem bólu. Złapała się za szyję i z przepraszającym uśmiechem potarła kręgi.
-Jak to mówi tajne wejście do pokoju Krukonów – rzeczy i osoby zgubione są w niebycie, czyli wszędzie. –wzruszyła ramionami, przedstawiając tajemniczą zagadkę. –To znaczy, że bylibyśmy zarazem nigdzie i wszędzie! –zawsze ochoczo wyrażała się o wszelkich przygodach. –Gubię się średnio raz w tygodniu jeszcze przed śniadaniem. Opatentowałam do perfekcji sposoby odnajdowania drogi. – uśmiechnęła się szeroko do Aleca, zarażając go swoim optymizmem. Nie chciała się już przyznawać, że zgubienie się razem oznaczało wspólne spędzenie czasu razem.
Alice wiecznie czuła się jak na trzynaście lat, więc nie rozumiała obiekcji Aleca.
-Oh, nie daj się prosić, pomyśl. –oczy Alice zalśniły niesamowitym blaskiem. Jakby ktoś zamknął w tych szmaragdach całe, rozgwieżdżone niebo. –To jak wyprawa po skarb! Mamy mapę, kompas, kota i wybieramy się w podróż! Zwiedzamy całyyyy świat. I jeszcze dalej! –aż wstała i rozpostarła ramiona, chcąc objąć cały ziemski glob. Gdy się zorientowała, co zrobiła, nieco speszona usiadła czym prędzej na kanapę. Filemon tylko na chwilę podniósł na nią wzrok, ale niczym nie wzruszony wrócił do wylegiwania.
Odpowiedziała uśmiechem na uśmiech. Taak, każdy dom miał sekrety. Pora je poznać.
Nagły atak kaszlu to reakcja na alkohol, którego wypiła za dużo i za szybko. Nie piła alkoholu w żadnej postaci, nie licząc tych paru sytuacji z Leslie. Tyle, że zawsze kończyło się to w czterech ścianach jej sypialni. I nie musiała tego odchorowywać. Nie chcąc robić przykrości Alecowi nadal piła uświetniony rumem napój.
-Nie przejmuj się, naprawdę! Po prostu nie zauważyłam jak go dolewasz i wzięłam za duży łyk! Faktycznie… faktycznie rozgrzało jak… jak… nigdy nic. –skończyła kulawo. Chciała powiedzieć, że jak przytulenie, ale nie było by to zbyt mocne? Alec mógłby się poczuć nieśmiało. Poklepała go po ręce, żeby odzyskał dawny rezon. Niestety rum działał na nią o wiele mocniej niż na innych.
Alice zachichotała, słysząc o awansach. Pokiwała głowę ochoczo.
-Lepiej patrzeć się w gwiazdy niż wypisywać szpargały, bardzo tego nie lubię. –zaczęła się kiwać do przodu i do tyłu, popijając drugą filiżankę, czując moc rumu w swojej krwi. Uśmiechała się o wiele szerzej niż wcześniej – a to jest w ogóle możliwe?
Dopiła duszkiem drugą porcję herbaty i wstała, kręcąc się wokół własnej osi.
-Zróbmy coś szalonego! –złapała Aleca za ręce i pociągnęła go, aby wstał. Zaczęła wywijać dokoła, zachęcając do tego samego Aleca. –Zatańczmy!
W jej głowie narodził się tekst niedawno zasłyszanej piosenki. Mugolskiej.
- My baby moves at midnight
goes right on till the dawn
My man takes me higher
my man keeps me warm
What you doin' on your back aah
What you doin'on your back aah?
You should be dancing, yeah
dancing, yeah
You should be dancing, yeah
You should be dancing, yeah
You should be dancing, yeah
You should be dancing, yeah
You should be dancing, yeah!
–wesoło skałała, co miało przypominać taniec. Rum uderzył jej do głowy. Wyraźnie.


Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptySob 07 Lis 2015, 23:39

Bardzo starał się nie parsknąć śmiechem. Najpierw w reakcji na mądrości Ali, potem na jej dziecięcy entuzjazm - naprawdę dzielnie walczył, by nie roześmiać się w głos. To byłoby niegrzeczne, prawda? I choć prawdopodobieństwo, że Guardi się obrazi było naprawdę nikłe, to Alec nie chciał tego sprawdzać. Niezależnie od tego, jak bardzo bawiłaby go postawa Szkotki, nie mógł - nie chciał - się z niej wyśmiewać w żaden sposób, który mógłby zostać źle zinterpretowany. Koniec końców poprzestał więc na uśmiechu sympatycznym, nienachalnym, takim, który za żadne skarby nie powinien być odebrany jako nieprzyjemny.
- Teraz już wiem, dlaczego Leslie tak bardzo się do ciebie przywiązała - skomentował serdecznie, przyglądając się Alice z rozbawieniem. Zwiedzanie całego świata? Uciekanie bez słowa? Odkrywanie kolejnych, niezbadanych ścieżek bez większego przygotowania? Skakanie od krańca do krańca, nie licząc się z konsekwencjami podobnie swobodnych swawoli? Hej, skądś to znał, bardzo dobrze znał. Jakby nie patrzył, to wskutek takich właśnie poczynań własnej siostry zmuszony był co i raz poszukiwać jej nie tylko u przyjaciół, ale po najdziwniejszych miejscach świata. Bo najmłodsza z Haldane'ów za nic miała rozsądek - jeśli chodziło o podróżowanie, w jednej chwili gotowa była rzucić wszystko, by następny poranek witać już gdzieś indziej. W to, że młoda kiedykolwiek z tego wyrośnie Alec już dawno stracił nadzieję, ale nigdy do głowy mu nie przyszło, że z własnej woli spędzać będzie czas z kimś podobnie - lub nawet bardziej - postrzelonym.
A potem przyszedł moment, kiedy Haldane musiał zdać sobie sprawę z tego, że Alice naprawdę źle toleruje alkohol. W porządku, może sam też trochę przedobrzył - jakby się tak dobrze zastanowić, proporcje w dzbanku mogły sięgać legendarnego układu fifty-fifty, co skłaniało do zastanowienia, czy wciąż pili herbatę z rumem, czy może już rum z herbatą - ale zwyczajnie nie przewidział, że to będzie wyglądać tak... Tak. Bo właśnie wychodziło na to, że spił przyjaciółkę własnej siostry.
On sam procenty tolerował lepiej. Albo wraz z arystokratycznym pochodzeniem dziedziczyło się wątrobę o szczególnych zdolnościach detoksykacyjnych (bo czy widział ktoś dziedzica tracącego głowę po ledwie kilku łykach jakiegokolwiek trunku? o ileż trudniejsze byłyby wtedy tak zwane spotkania biznesowe!), albo wynikało to ze swego rodzaju zahartowania się, w każdym razie Alec sobie radził. Zrobiło mu się gorąco, fakt, niewątpliwie odprężył się i być może stał także bardziej otwartym na ludzi - w tym przypadku na Alice - tym niemniej trzeźwość umysłu zachował wystarczającą, by poczuć się zakłopotanym tyleż samo, co rozbawionym. Nie wyobrażał sobie, że ten dzień skończy się w taki sposób... Chociaż nie miał nic przeciwko!
Gdy zaś Szkotka poderwała się do tańca, nie pozostało mu nic innego, jak też podnieść się z miejsca. Nie widział się wprawdzie w tak dzikich harcach, jakie odprawiała teraz Alice, ale szósty zmysł lub zwykłe doświadczenie życiowe podpowiedziało mu, że lepiej będzie, jeśli nie ograniczy się do roli widza. Lepiej i bezpieczniej. Bezpieczniej szczególnie dla Guardi.
O tym, że się nie mylił, przekonali się już w kolejnej chwili. Gdy Alice zachwiała się - co zresztą nie było niczym dziwnym, po podobnych wariacjach każdemu zakręciłoby się w głowie - był w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.
- Hej, ostrożnie - roześmiał się, całkiem odruchowo otwierając ramiona i obejmując drobne ciałko rudzielca, chroniąc ją w ten sposób przed bliskim spotkaniem z podłogą. Pewnie, dywan miał całkiem miękki i przyjemny, tarzająca się po nim Alice mogła też wyglądać uroczo (chociaż alkohol zrobił swoje i Alec miał przed oczyma nieco inny obraz, chociaż też z dywanem i Guardi w roli głównej), ale nie chcielibyśmy, żeby Szkotka zrobiła sobie krzywdę, prawda? Oczywiście, że byśmy nie chcieli. Jak bardzo? Cóż, tak, że Haldane jeszcze przez dobrą chwilę nie wypuszczał dziewczęcia z objęć - nawet wtedy, gdy jej poczuciu równowagi nic już nie groziło.
- Byłaś kiedyś na balu? - zapytał ni z tego, ni z owego, obejmując Alice w talii. - Nigdy nie wyglądają jak w bajkach, tylko tańce są takie same. Pani pozwoli? - Uśmiechnął się zawadiacko i machnięciem różdżki włączając obecne w pokoju radio, pozwolił sobie poprowadzić Guardi przez kilka pierwszych kroków walca. Nie, żeby mieli tu zaraz urządzić sobie konkurs taneczny, całe to podrygiwanie było rozkosznie pokraczne - umówmy się, postrzeganie rzeczywistości obydwoje mieli w tym momencie mniej lub bardziej zachwiane - ale przynajmniej było zabawnie. A Alec lubił się bawić. Oboje lubili.
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyPon 16 Lis 2015, 16:11

Niech parska! Śmiech był wszechobecny w życiu panny Guardi na tyle, że zdążyła się z nim na dobre zaprzyjaźnić. Nie uważała, żeby wyśmiewanie miało jakkolwiek ją zranić, chyba, że ktoś przy okazji wytyka jej niektóre bardzo przykre rzeczy. Jak pochodzenie. A to, że miała krzywe kolana, trochę dziwnych piegów czy doznawała głupawek częściej niż było to wskazane? A niech się śmieją! Śmiech to zdrowie i ona zacznie się śmiać razem z nimi. Oh jak dobrze mieć takie podejście do życia. Może dlatego tak mocno związała się z Leslie. Były dla siebie jak duchowe siostry, nie odstępowały siebie na krok w szkole, nawet nocą przemykały się do swoich sypialni by spać obok siebie i chichrać się do rana. Nie raz i nie dwa.
-Dziękuję! Lubię, jak ludzie się do mnie przywiązują. -uśmiechnęła się szeroko, a w jej zielonych oczkach zamigotały iskierki rozbawienia. Już chciała powiedzieć, że on może też się przywiązał, ale tym razem się ugryzła w języczek. Aż zabolał, auć.
Gdyby znała myśli Aleca, na pewno wytłumaczyłaby mu w lot, dlaczego taki styl życia jest najlepszy. Wiecznie coś się dzieje. Spotyka się nowych ludzi, nowe miejsca, nowe zwierzęta! Czy wiedział, że szkocki kot miauczał inaczej niż walijski czy angielski? Angielski miauczał tak dystyngowanie, walijski strasznie przeciągał, a szkocki był dość piskliwy. Ah, a irlandzki melodyjny!
Poza tym, przygoda była czymś, co obie z Leslie kochały ponad życie. Nie bacząc na niebezpieczeństwa.
Faktycznie, tolerancja alkoholu przez pannę Guardi była... zerowa. Piłą na prawdę rzadko i niewiele, nie licząc tych paru razy z Leslie. Zawsze niezmiernie jej odbijało, a poranek był koszmarny i bez herbaty ani rusz. I wody, ten jedyny raz kiedy Alice zamieniała bursztynowy napar na ten krystaliczny i chłodny.
Proporcja w dzbanku tylko zaburzyła równowagę rudowłosej. I zapragnęła kolejnego łyku, tylko, że postanowiła akurat tańczyć. Mugolski hit wybrzmiał z jej ust tak głośno, że Filemon aż spojrzał na nią zaciekawiony, co tym razem jego pani wyprawia. Pomachał ogonem i wrócił do słonecznej kąpieli, niczym nie wzruszony. Jak to kot.
Niefortunny Los lubił robić Alice psikusy różnej maści, więc jej mała stópka dość szybko podczas dzikiego tańca potknęła się o kraniec dywanu. I ops! Wylądowała w ramionach Aleca.
Słodki dreszcz przebiegł po jej kręgosłupie, kiedy mogła z tak bliska oglądać oczy brata Leslie.
-Oj. Znowu. -wybąkała, czując rumieńce na policzkach. Otrzepała szybko głowę, aby się ich pozbyć.
-Jesteś ciepły. Milutki. I miękki. Jak kocyk. -wybełkotała, opierając na chwilę głowę o tors mężczyzny. Jakie cudowne uczucie! Poderwała za chwilę głowę, uśmiechając się przepraszająco.
-Ohhh, bal! Nie, nie byłam. -zrobiła smutną minkę. -Nikt mnie nigdy nie zaprosił, bale robią tylko rodziny czystej krwi oraz urzędnicy. Ale bardzo, bardzo bym chciała iść! -ożywiła się na myśl o długiej sukni i kryształowych bucikach. Jak w Kopciuszku.
Z niemym zachwytem chwyciła się Aleca jak należy i delikatnie robiła kolejne kroczki, nie chcąc podeptać Aleca. Czuła się jak Aurora podczas śpiewanie jej ulubionej piosenki. Tej samej, którą powitała Aleca w Miodowym Królestwie.
Nieopacznie, zapatrzona w Aleca zaczęła nucić ów utwór.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyPią 20 Lis 2015, 21:18

Gdyby ktoś zaglądał teraz przez jedno z okien rezydencji Haldane'ów - dokładnie to, które odkryłoby przed podglądaczem cały salonik prywatnych pokoi Aleca - mógłby szybko dojść do wniosku, że taki przebieg wieczoru został przez rudzielca starannie ukartowany. Kogoś, kto Haldane'a juniora nie znał, trudno byłoby przekonać, że piegus wcale nie planował doprowadzić Ali do stanu skrajnej nietrzeźwości... Zresztą, w tej chwili nie uwierzyłby w to pewnie nawet ktoś, to Aleca zna. Bo mimo wszystko podobne zabiegi były w jego stylu - nie praktykował uwodzenia kobiet przez alkohol (przynajmniej nigdy z premedytacją), ale mógłby doprowadzić do takiej sytuacji choćby dla rozgrywki. Ale tym razem tego nie zrobił. Naprawdę! To nie było celowe. To, że panna Guardi stała się zwyczajnie pijana i jak gdyby nadmiernie... szczera? Jeśli to w ogóle było w jej przypadku możliwe, jeśli granic szczerości nie osiągała na co dzień. W każdym razie, w innej sytuacji chyba nawet Alec zdałby sobie sprawę, że coś tu nie gra. W innej sytuacji, to znaczy wtedy, gdyby sam był trzeźwy jak niemowlę. Ale nie był. Nie przeszkadzała mu więc nieprzyzwoita bliskość z Alice (przyjaciółką siostry! argument ten wciąż gdzieś tam tkwił, odbijał się echem, ale w tej chwili łatwo było go ignorować), to, że dziewczę zaczęło się wyraźnie do niego kleić, ani też to, że z jej ust ponownie popłynął disneyowski podkład muzyczny. Skwitował to tylko leniwym uśmiechem i obejmując Szkotkę tak, jak zwykł obejmować swe inne partnerki, poprowadził ją do tańca.
A na tańcu akurat się znał, podobnie jak na grze na pianinie, jeździe konnej czy szermierce. Archaiczne aktywności w rodzinie Haldane'ów wciąż były silne i niemożliwym było, by dziedzic rodziny tego wszystkiego nie poznał. Po prostu nie mogło być sytuacji, by zaproszony na parkiet - na którym przecież pokazywać się wypadało, bo rodzinne układy, bo kontrakty, bo konieczność dbania o własne nazwisko - nie potrafił się na nim zachować, podobnie jak niedopuszczalna była sytuacja nieumiejętności odnalezienia się na gromadnym polowaniu. Improwizując więc udawany bal, nie czuł skrępowania i nie mylił kroków, bo i z jednego, i z drugiego po prostu już wyrósł.
- Odnalazłabyś się tam - stwierdził cicho, pokonując z Alice kolejny płynny zakręt. - Na balu. To wszystko może i kicz i parada próżności, ale ma swoją magię. - Wypuszczając dziewczynę z objęć, zawirował nią w krótkim piruecie, by w kolejnej chwili znów zamknąć ją w ramionach i tym razem zatrzymać się. Nie wiedział, jak Ali, ale jemu samemu zdecydowanie zaczęło się kręcić w głowie. Płynne okręgi wokół pokoju to może nie był taki najlepszy pomysł?
- Jeśli chcesz, mógłbym cię kiedyś zabrać ze sobą - rzucił tymczasem, nie spiesząc się z zabieraniem rąk z talii Guardi. - To mogłoby być zabawne - zobaczyć, jak bardzo zaskoczeni byliby nasi rodzinni znajomi, gdybym po raz pierwszy pojawił się w towarzystwie. - Warto zauważyć, że propozycja była jedną z tych nieprzemyślanych. To nie tak, że na trzeźwo Alec niczego takiego by nie zaproponował - po prostu lepiej by się nad tym zastanowił, przeanalizował konsekwencje i może po prostu nie spieszył tak z podobnymi ofertami. Ale teraz nie było na trzeźwo, w związku z czym Haldane nawet nieszczególnie swego pośpiechu żałował. Bo wiecie, przytulając Alice coraz łatwiej przychodziło patrzeć mu na nią jak na kobietę, a nie tylko osiem lat młodszą dziewczynkę o ufnym, naiwnym serduszku. A skoro tak, to nie mógł nie dostrzec jej atrakcyjności i tego, jak bardzo jej słodycz może być pociągająca.
Alec to jednak Alec i granice przyzwoitości znał nawet w stanie upojenia. Wiedział, wobec kogo może sobie na co pozwolić i słyszał teraz myślowy alarm upominający go przed nadmiernym, fizycznym zaangażowaniem. Alice Guardi to nie osoba, którą powinien wykorzystać dla własnych przyjemności. Alice Guardi była stworzeniem stanowczo zbyt delikatnym, by pozwalać sobie na jakieś subtelne, ale jednak posiadające swój podtekst gierki.
- Chcesz jeszcze? - mruknął więc tylko cicho, ruchem głowy wskazując na stojący na stoliku dzbanek. Jednocześnie podjął też dosyć trzeźwą decyzję dotyczącą tego, jak wieczór się skończy. Nie było mowy, by Alice gdziekolwiek się w takim stanie wybrała, a i on nie czuł specjalnej chęci na teleportację po alkoholu. W takiej sytuacji oczywistym było, że panna Guardi zostanie tu, u niego, najpewniej w jego własnej sypialni. A on... Cóż, ma jeszcze kanapę. Albo któreś z innych obecnych w rezydencji łóżek.
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyNie 06 Gru 2015, 20:34

Właśnie dlatego unikała alkoholu. Nie potrafiła nad nim zapanować. W jej żyłach częściej gościła herbata niżeli procenty. Dowodem na to były te dwie filiżanki rumu z herbatą, które wręcz uderzyły Alice do głowy. Nie panowała nad swoimi odruchami bardziej niż zawsze, co powodowało, że mogła bardzo łatwo się zbłaźnić, a co gorsza – nawet o tym nie pamiętać. Miała słabą głowę i nie raz po popijawie z Leslie traciła umiejętność zapisu ostatnich wydarzeń i przyjaciółka musiała wszystko jej streszczać. No tak, ale zawsze traciła nad sobą panowanie przy kimś bardzo bliskim, kto się nią opiekował. Teraz była w pokoju Aleca, którego znała od dawna, to fakt, ale nie znała go aż tak dobrze, aby tak po prostu się przy nim upić. Nie wiedziała nic o jego podbojach, nie pamiętała go z żadną dziewczyną, przez cały ten czas myśląc o sobie, jako o jego potencjalnej partnerce. Zauroczenie, z którego się rzekomo wyleczyła jeszcze za czasów szkoły odżyło ze zdwojoną mocą. Na szczęście panna Guardi potrafiła jeszcze trzymać język za zębami, aby do tego nie wygadać. Wtedy by się narobiło. Filemon nawet nie śmiał jej ostrzegać, że coś jest nie tak. Po prostu spał w ostatnim tego dnia promyku Słońca.
Alice z chęcią podjęła taniec, o dziwo nie myląc nawet kroków. To się jej nie zdarzało na trzeźwo, a raczej zawsze kończyło się upadkiem. Mniej lub bardziej bolesnym. W duchu cieszyła się z faktu, że ma płaskie buty. Dzięki temu mogła pewniej stąpać po miękkim dywanie.
Zaśmiała się szczerze, gdy znowu Haldane dokonał obrotu. Jej włosy zawirowały, smagając lekko ciało Aleca. Ubranie uniosło się lekko, ukazując zaledwie skrawek jej ciała, by opaść szybko niczym kurtyna. Roziskrzony wzrok zielonych tęczówek przyjrzał się partnerowi z radością.
-Ohh, to bardzo, bardzo miłe, co mówisz! Każda kiedyś chciała iść na bal jak księżniczka. Ze swoim księciem. No może oprócz Leslie. Ona by wolała iść ze swoim na koncert. –zrobiła zaskoczoną minę, jakby nie mogła pojąć, jak tak można?!
Kolejny obrót i fik! Alice zakręciło się w rudej główce, ale na szczęście Alec zamknął ją w swoich ramionach. Lekko rozchylone usta łapały oddech, ale nie chciały się za żadne skarby domknąć.
-Ojej. Bardzo... bym chciała. –zarumieniła się mocno. Czuła dłonie Aleca na swojej talii, przez co jej kryształowe serduszko biło jak oszalałe. Starała się jednak trzymać rezon. Przełknęła cicho ślinę, domykając już poziomkowe wargi.
-Ale by się zdziwili! Ty i ja! Książe i żebraczka. To znaczy ja nie żebrzę, ale jest taka bajka. Wiesz. Dwa światy. Różne. Razem. –znowu się zapętliła w swoich słowach, że aż złapała się za głowę. Kolejny głęboki wdech Alice. Głęboki wdech.
-Zawsze marzyłam o balu z Tobą. –bąknęła cicho, podnosząc wzrok na rudzielca. Był stanowczo za blisko. Mogła policzyć już piegi na jego skórze. Dokładnie.
-Chętnie... ale będziesz musiał mnie później... nosić... na rękach... –wydusiła, słowo po słowie, wpatrzona w oczy Aleca, poruszona tym cichym, ale jakże podniecającym mrukiem, który wydarł się z jego ust.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyNie 13 Gru 2015, 19:30

Haldane nie musiał nic wiedzieć o minionym-nie-minionym uczuciu Alice, by zachować się tak a nie inaczej. Co więcej, wiedzieć raczej nie powinien, bo jeszcze by się speszył, jeszcze rozsądek przypomniałby o sobie i wytoczył najcięższe argumenty za tym, że powinni skończyć spotkanie tu i teraz, a sam Alec to w zasadzie powinien iść spać gdzieś na drugim końcu posiadłości, żeby nie zrobić głupoty. Gdyby zdawał sobie sprawę z zauroczenia panny Guardi najpewniej tak właśnie by było, ale rudzielec żył w błogiej nieświadomości, w związku z czym wszystko potoczyło się potem tak, jak się potoczyło - czyli w sposób mający z rozsądkiem bardzo, bardzo niewiele wspólnego
- Bo Leslie jest nienormalna - stwierdził usłużnie na komentarz dotyczący jego własnej siostrzyczki, uśmiechając się przy tym na tyle szeroko, że nie było wątpliwości, że nie ma jej nic do zarzucenia. - Ale to tylko wyjątek potwierdzający regułę. W innym przypadku nie opowiadano by dziewczynkom na dobranoc bajek o księżniczkach i rycerzach - parsknął cicho. Jego samego szczerze podobne historyjki bawiły, nie był jednak ich przeciwnikiem. Nie czyniły przecież nikomu niczego złego, a każdy potrzebuje odrobinę pożywki dla swych marzeń. Gdyby miał córkę, z pewnością opowiadałby jej dokładnie te same baśnie, na których wychowywały się kolejne pokolenia dam.
Nic nie stało na przeszkodzie, by podobną bajką uraczył też Alice. Panna Guardi z dziecka miała bardzo wiele, przy czym stwierdzenie to nie miało w jakikolwiek sposób ująć jej dorosłości. Bo że Szkotka była dorosła to, umówmy się, można było zobaczyć na pierwszy rzut oka. Ale to, co siedziało w jej główce, było słodkie, ufne i radosne w taki sposób, w jaki jest w główkach dzieci. Szczerze? Alec nie mógł nie lgnąć do takiej mieszanki.
- Pójdziemy - zapewnił więc w ramach gdybania o balach, jego myśli jednak prędko przeskoczyły na nieco inny tor. Ten, dla którego pojęcie przyjaciółki siostry nie miało już większego znaczenia i nie mogło konkurować z atrakcyjnością piegowatej panny. - Ale ani ja nie będę księciem, ani ty żebraczką. Będziemy sobą. Świetną parą znającą się od wielu, wielu lat.
Ostatnie słowa wypowiadał niemal stykając się z Alą nosami, nic więc dziwnego, że choć propozycja dolewki herbaty rzeczywiście od niego wyszła, tak już do odpowiedzi Guardi nie przywiązał większej wagi. To znaczy, przywiązał, ale nie do tej części, która orbitowała wokół pierwotnego, naparowego tematu.
- Nie sądzę by było to jakimkolwiek problemem - mruknął więc w ramach komentarza na temat noszenia na rękach, w kolejnej chwili muskając przelotnie wargi rudzielca swoimi. Raz, drugi. Z żadną kobietą nie czuł się zobowiązany do podobnej ostrożności, ale w przypadku Alice nie mogło być mowy o jakiejkolwiek większej bezpośredniości. Alec zasadniczo nigdy nie był brutalny, nigdy się nie spieszył i nigdy nie naciskał, teraz jednak nawet on musiał zwolnić, podporządkowując się nieco innym, bardziej restrykcyjnym zasadom, jakie mogły obowiązywać w bliższych kontaktach z panną Guardi.
Kontaktach, których tak naprawdę nigdy nie planował, a wręcz - unikał.
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyNie 20 Gru 2015, 23:39

Lata młodzieńcze, kiedy to młoda Alice pałała uczuciem tak silnym, jak i niewinnym do panicza Haldane sprawiały wrażenie bardzo, bardzo odległych. Od tamtej pory zawsze spoglądała już na Aleca tak, jak miała patrzeć od początku. Jak na brata swojej przyjaciółki. Cieszyła się na jego widok, ale też uparcie nie tęskniła, kiedy go nie było. Zdrowa, stonowana relacja. Jednakże teraz, kiedy to Alec nierozważnie poczęstował rudą herbatą z rumem, a raczej rumem z herbatą, wszystkie wcześniejsze uczucia zdawały się wracać... nie, nie wracały. One ciągle w niej tkwiły, skrzętnie ukryte, pogrążone w głębokim śnie. Ten pokój, ten napój i te silne ramiona spowodowały, że kryształowe serduszko zabiło o wiele mocniej, drżąc w posadach. Marzyła o tym, śniła każdej, nastoletniej nocy. Udawała, że później nie obchodził ją tyle, co kiedyś. Oj błąd. Sama tkwiła w niewiedzy o swoich uczuciach. Teraz, w ramionach Aleca czuła się tak dobrze, tak bezpiecznie... ale żadna szara komórka nie pomyślała, że to dawny afekt, tak silnie dawał o sobie znać. Zrzucała to na alkohol, dobre samopoczucie i ciepło.
Zachichotała na wspomnienie Leslie.
-Ja też. W końcu się przyjaźnimy. -odparła, uśmiechając się szeroko.
Pokiwała głową, przez co lekko świat zakręcił się wokół niej. Za dużo procentów, za dużo!
Gdyby ludzkie nogi były z masła, to w tym momencie nóżki rudej rozpłynęły by się i tylko silne ramiona Aleca powstrzymałyby ją przed bolesnym uderzeniem plecami o podłogę.
-Ohh... Parą... tak tak... -pokiwała głową z rozmarzonym wyrazem twarzy. To wszystko było już ponad szczyt jej marzeń.
Delikatne pacnięcie w nos zwiastowało ten drugi nos. Bardzo blisko. Lekko rozchichotane oczka Alice nagle zatrzymały się, spoglądając głęboko w tęczówki Aleca. Serduszko drżało z ekscytacji, a gardłowy głos i muśnięcie ust wydarło z poziomkowych ust ciche jęknięcie. Wiedziała, że to złe, ale alkohol wydawał się wiedzieć lepiej. Trochę nieśmiało, z lękiem, przecież nie robiła tego tak dawno oddała muśnięcie. I znowu. Aż muśnięcia zgrały się w czasie, będąc zaczątkiem cmoknięcia. Tym razem usteczka Alice miękko, pewniej i czulej zatrzymało się na ustach Aleca, przymykając przy tym oczka. Ramiona, tak kruche i wątłe oplotły się wokół szyi Haldane'a, aby w razie nie upaść z nadmiaru wrażeń.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] EmptyPon 21 Gru 2015, 12:04

Para miała w tej chwili dla Aleca zupełnie inne znaczenie niż dla Alice, mężczyźnie jednak ów rozdźwięk umknął. Umykać zaczęło mu zresztą bardzo wiele rzeczy, na które powinien zwracać uwagę, ale nie mógł, bo jego postrzeganie świata stało się bardzo jednotorowe. Co to znaczy? Tyle, że świat skupił się w zasadzie na jeden, drobniutkiej, rozkosznie słodkiej postaci, którą trzymał teraz w ramionach. Na stworzeniu, które zawsze mógł mieć tak blisko siebie, jakby chciał - z czego przecież nie zdawał sobie sprawy - ale które miał dopiero teraz, nie do końca zresztą wskutek świadomej decyzji. Można było spokojnie wysunąć wniosek, że panicz Haldane jest w pewien sposób nieprzytomny, skoro pozwala sobie na coś, co w innych okolicznościach przekraczałoby nieco wyznaczone sobie normy zachowania. Oczywiście, nawet na trzeźwo nie byłby to nie-wiadomo-jaki dramat, tym niemniej normalnie rudzielec poczułby się może odrobinę niekomfortowo, odezwałoby się może jakieś zakłopotanie. Teraz nie mogło być o tym mowy.
Po krótkiej, znamiennej chwili niepewności, tym ułamkom minuty, podczas których Alice mogla cofnąć się jeszcze - i byłoby to w porządku, w końcu początek to dobry moment na okazanie, że czegoś się nie chce, nie potrzebuje, nie pragnie - Alec odetchnął w duchu cicho. Nie lubił popełniać błędów, a już szczególnie nie lubił tych dotyczących sfery damsko-męskiej. Oczywiście, obecna inicjatywa panny Guardi niekoniecznie znaczyła, że błędu nie popełnia - postrzeganie sytuacji może diametralnie zmienić się wtedy, gdy alkohol wyparuje już zarówno z jego własnych żył, jak i z filigranowego ciałka Szkotki - to cichy jęk dziewczęcia nie mógł na Haldane'a nie podziałać. Był w końcu tylko mężczyzną, a oni zawsze na podobne sygnały reagowali w dość jasny sposób, czyż nie?
Nie spieszył się z kolejnymi pocałunkami, były one jednak niewątpliwie śmielsze. Sam Alec zresztą w ogóle przestał się nadmiernie wahać, przyciągając Alice jeszcze o ten jeden czy dwa milimetry bliżej siebie. Palce same znalazły drogą pod delikatny materiał zielonej tuniki dziewczęcia, a Alec odsunął się tylko raz, na krótką chwilę, by uśmiechnąć się do Szkotki ciepło, czule.
- Jesteś śliczna - rzucił cicho jedną z tych nietrzeźwych mądrości, jakie miały zwyczaj pojawiać się właśnie w takich chwilach, ale które też były nie tylko dobrze tolerowane, ale wręcz pożądane. Po alkoholu czy nie, komplementy niemal zawsze były w cenie, tym bardziej, im szczerszy uśmiech towarzyszył wypowiadającemu je mężczyźnie. A Alec? Alec uśmiechał się doprawdy rozbrajająco.
Jedną z dłoni odgarniając pojedynczy, rudy kosmyk z policzka panny Guardi, nie poprzestał na tym, muskając opuszkami palców zarys żuchwy stażystki i delikatną skórę jej szyi aż do materiałowej granicy dekoltu. W ślad za wyznaczonym szlakiem podążyły zresztą usta Haldane'a, który kolejne, niespieszne pocałunki złożył już nie na wargach Ali, ale w ich kąciku, potem za uchem i w kilku kolejnych, coraz niżej położonych punktach.
Sponsored content

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] Empty

 

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 5Idź do strony : 1, 2, 3, 4, 5  Next

 Similar topics

-
» Ruda Annie [Turloughmore, obrzeża Galway, Irlandia]
» Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.
» Glasgow [Szkocja]
» Jezioro [Szkocja]
» Dom Stewardów, Stewarton, Szkocja

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-