IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptyPon 21 Gru 2015, 21:07

Zwoje mózgowe rudej główki dostały nagłego zwarcia i mimo szczycenia się już w szkole bystrym spojrzeniem na świat jako Krukonka, w tej chwili Alice wydawała się niezbyt kontaktować z otoczeniem. Nadmierna ilość rumu, wypitego praktycznie duszkiem zmienił jej szare komórki w masę o konsystencji budyniu i tylko jakimś cudem potrafiła jeszcze coś składnie powiedzieć. Zawsze była nieco nieporadna w kontaktach damsko-męskich, postrzegana głównie jako krucha, mała, słodka osóbka, która wymagała opieki, delikatności i czułości. Rzadko można spotkać kogoś takiego, dlatego Alice wolała skupić swoją miłość na astronomii, kotach i herbatach. Brzmi jak typowy wieczór starej panny. Po prostu kiedyś tata Alice powiedział jej, że ma tak kryształowe serduszko, że bardzo łatwo je zranić. Nie była bez wad ani skaz, to oczywiste. Jednakże łatwo można było zadać jej cios, po którym ciężko byłoby się pozbierać. Dlatego też nigdy panna Guardi nie była jakoś szerzej zaznajamiana z relacjami z chłopakami, jedyna wiedza pochodziła z własnych doświadczeń i znajomości z Leslie oraz Desire. Wiadomo więc, jaka to była wiedza.
Alec zawsze był dla niej osobą, do której nigdy się nie dopnie. Ona, dziecko mugoli. On, potentat znamienitej rodziny czarodziei. To nie miało przyszłości. Poza tym zawsze pozostawała dla niego tylko i wyłącznie przyjaciółką siostry.
Aż do teraz. Robiło się przykro, że najprawdopodobniej panna Guardi nie będzie tego pamiętać.
Dłoń Aleca pod materiałem zwiewnej tuniki podziałała płosząco, ale bliższy kontakt skutecznie ukoił skołatane nerwy.
Na młodych policzkach wykwitł ogromny rumieniec na komplement. Na ustach pojawił się uśmiech.
-Oj. Ty też. Tylko po męsku. -wydukała, znowu pokazując swoją elokwencję językową.
Przymknęła oczy, czując dotyk miękkich palców. Jednakże te palce schodziły nie tam, gdzie powinny. Szmaragdowe oczy otworzyły się i pojawiła się w nich lekka panika pomieszana z podekscytowaniem. Pocałunki oblały jej ciało gorącem, zarówno strachu jak i wyczekiwaniem.
-A-Alec... Nie, to za wiele... -wyszło z jej ust, kiedy ciało zaczęło drżeć kierowane sprzecznymi odczuciami. Jej usta odnalazły czoło Haldane'a i cmoknęły je lekko. Oddychała nad wyraz szybko.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptyPon 21 Gru 2015, 22:16

Z panicza Haldane'a mężczyzna był dobrze wychowany, nawet więc, jeśli sam chciał czegoś więcej - a nie trzeba było być szczególnie bystrym, by domyślić się, że teraz jak najbardziej chciał - to na każdy opór czy niepewność reagował dokładnie tak, jak powinien reagować. Czyli, po prostu, wycofywał się. Nie należał do tych, którzy jakąkolwiek kobietę mogliby wziąć silą - tak naprawdę Alec brał tyle, ile mu pozwalano, nic więcej, taki był kochany.
Gdy więc Alice spłoszyła się wyraźnie, piegus zrozumiał, że rumieńce rumieńcami, ale nie ma mowy o większych ekscesach. Wciąż spoglądając na całą sytuację z zupełnie innej, mniej zaangażowanej perspektywy niż Guardi, nawet jeśli poczuł się rozczarowany, to nie w taki sposób, w jaki... No, wiecie. Nie tak, jak musiałby się poczuć, gdyby odtrąciła go jego własna ukochana. Wtedy wrażenie byłoby pewnie porównywalne do dostania legendarnego liścia, teraz natomiast wszystko sprowadziło się do czułego uśmiechu i ledwie odrobiny żalu. Bo Alice nie była przecież jego kobietą, a on nie był trzeźwy. W tej chwili to wszystko wyjaśniało.
Jeszcze przez chwilę trzymał więc Alę w objęciach, by wreszcie uśmiechnąć się szerzej i odchylić lekko, by móc spojrzeć w sarnie oczęta swej towarzyszki. Ponownie odgarnął jej z policzka ten sam niesforny kosmyk, tym razem jednak nie szło za tym nic ponadto. Ot, upewnił się tylko, że niepokorne włosy przynajmniej kilka chwil wytrzymają za dziewczęcym uchem i już się tym nie interesował.
- Chyba pora spać, co? - rzucił cicho. Nie krył rozbawienia, a jeśli ktokolwiek chciałby dopatrzeć się w nim urażonej dumy - nie dostrzegłby nawet jej ułamka. Haldane nie obrażał się przecież łatwo, a już z pewnością nie za coś takiego, jak ostrożne wycofanie się, nim wszystko poszło za daleko. Zresztą, już same rumieńce na policzkach panny Guardi wystarczały, by go udobruchać, nie trzeba było nic więcej.
- Zostań tutaj, ja się gdzieś przeniosę - rzucił lekko, nie tyle tonem propozycji, co oświadczenia. Przy okazji mówiąc tutaj nie miał, oczywiście, na myśli saloniku, a sypialnię położoną za najbliższymi drzwiami i znajdując się tam, szerokie łóżko.
W każdym razie, cmoknął jeszcze tylko Szkotkę w czubek nosa i wypuścił niechętnie ze swych objęć, gotów do udania się do którejkolwiek z sypialni gościnnych. Pewne elementy przyzwoitości i dobrego wychowania były w nim silniejsze nawet od nietrzeźwości.
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptyPią 25 Gru 2015, 21:33

Gorąc jaki opanował słodkie ciało Alice - a warto nadmienić, iż mimo dziewczyna miała za sobą dwa związki w czasach szkolnych, to żaden nie zakończył się nazbyt intensywnym zbliżeniem. Bała się tego, nader płoszyła i do tej pory jedynie z Alexem całowała się, przytulała i trochę głaskała tu i tam. I tak trochę zajęło, nim na tyle mu pozwoliła. Była jak płochliwa sarenka, jeden gwałtowny ruch i była gotowa zbiec. Tak było i teraz. Nieruszone przez męskie ciało domagało się pieszczot, ale drżało na myśl o tym, co może ją spotkać. Alec był w sferze marzeń, aby chociaż ją przytulił, a raptem przed chwilą złączył ich pocałunek. Szkoda, że dziewczyna nie będzie miała okazji tego pamiętać, spowita przez nadmierne ilości alkoholu dla jej małej główki. Wpatrzona w oczy Aleca okazywała mu swoją obawę o dalsze losy ich spotkania. Kiedy jednak odpuścił, ucisk ciała na jej zelżał, ona sama zdjęła łapki i wzięła głęboki oddech. Jednak trochę zabiło serce z żalu, że nie może znowu całować tych ust.
-Troszkę. -i jak na zawołanie z jej drobnych ust wyrwało się ziewnięcie. Zakryła je dyskretnie, uważając, aby się nie zachwiać. Złapała się za przeguby ramion Aleca. Rozejrzała się po pokoju, co wywołało pierwsze objawy trzeźwienia czyli kręcenie się w głowie.
-A mógłbyś mnie zaprowadzić? -zapytała cicho, ciągle mając w pamięci smak i dotyk jego ust.
Trzymając Haldane'a za rękę pozwoliła się zaprowadzić, aż nie dotarli do łóżka. Alice z zmęczonym uśmiechem usiadła na jego skraju, aby następnie przeturlać się na poduszki. Ponownie złapała Aleca za rękę.
-Mógłbyś tu zostać? Póki nie zasnę? Kręci mi się w głowie. -poprosiła. Podniosła się nawet na chwilę, aby pocałować chłopaka w policzek. Zachichotała cicho, nim opadła na poduszki na nowo. Minuta za minutą, a powieki dziewczyny przymknęły się z delikatnym uśmieszkiem na ustach. Jeszcze nie wiedziała, jaki ją czeka poranek. I ile będzie pamiętać...
Sen porwał ją w marzenia,w których to ona w kwiecistej sukni płynęła lekko po chmurach w objęciach Aleca. Tańczyli i tańczyli... aż do białego rana. A gdy raz się potknęła, wylądowała wprost w jego ramionach. Te usta znowu były zbyt blisko i lekko całowały ją w każdy cal skóry. Niebiański taniec wydawał się coraz cieplejszy...
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptySob 26 Gru 2015, 23:30

Nie umiał jej odmówić, gdy więc stwierdziła, że nie poradzi sobie bez jego przewodnictwa - no, może nie dokładnie w takich słowach, ale mniej więcej o to chodziło - zaśmiał się tylko cicho i trzymając ją za drobną dłoń, zaprowadził ją tam gdzie trzeba. Czyli do sypialni. Czyli do własnego łóżka. To idzie w bardzo złym kierunku, Haldane. A poszło i w gorszym, prawda? Alec bardzo starał się nie mieć niestosownych myśli, Alice jednak mu nie pomagała.
- Zostanę jeśli chcesz - zgodził się jednak niemal bez wahania, bo po prostu nie umiał inaczej. Zresztą, wciąż dzielnie trzymał się myśli, że to tylko na chwilę, dopóki Guardi nie uśnie. A uśnie pewnie szybko, w związku z czym będzie mógł zająć jakieś bardziej przyzwoite miejsce, z dala od pokus i...
No, tak. Nie przewidział tylko, że sam uśnie równie szybko. Naprawdę niewiele trzeba było, by alkohol zrobił jeszcze swoje. By nie siedzieć jak ta sierota, położył się obok Ali i podkładając rękę pod głowę, przez chwilę spoglądał na odpływającą Guardi... Przez chwilę. Bo potem do niej dołączył. Nawet nie wiedział kiedy powieki opadły mu, tym samym niwecząc wszystkie plany ewakuowania się do oddzielnego łóżka. Nie kontrolował też odruchu, który kazał mu objąć śpiącą już Alice i skryć lico w jej włosach. W zasadzie nic już nie działo się wedle jego woli - przynajmniej aż do rana.

Obudził się pierwszy w stanie bardzo, bardzo wątpliwym. Nie pierwszy raz miał kaca i nie pierwszy raz czuł się źle, ale to nigdy nie było przyjemne. Oczywiście, były na to stosowne środki - jaśnie panująca pani Haldane była przygotowana na każdą okazję i wiedziała, jak doprowadzić dziatwę do stanu, w którym nie wstyd puścić ich do ludzi - tym niemniej żeby je dostać trzeba było wstać, a to już było wyzwaniem. Teraz, nad ranem, nie potrafił temu zadaniu powołać - przynajmniej nie od razu. Jedynym, z czym nie miał problemu, to pamięć. Choć ocknął się w sytuacji dwuznacznej - na Merlina, całą noc przespał z wtuloną w niego Alice - miał przynajmniej uspokajającą świadomość, że do niczego nie doszło.
Do niczego poza pocałunkiem.
Odsuwając się ostrożnie, by nie obudzić panny Guardi, podniósł się do siadu i przetarł zmarnowaną twarz dłonią. Promienie porannego słońca wpadły do sypialni bez zaproszenia i zatańczyły na twarzyczce śpiącej Szkotki, na co Alec... Cóż, nawet nie do końca jeszcze przytomny nie mógł się nie zachwycić. Myśl, że pozwolił sobie na zbyt wiele prysła w konfrontacji z widokiem, jaki miał teraz przed oczami, zastąpiona przez inną, zupełnie nieoczekiwaną. W jej towarzystwie mógłbym zaczynać każdy dzień. Nie wiedział, jak miałby się do tego odnieść. Nie wiedział, co powinien zrobić z tym niespodziewanym wnioskiem. Może... Nic? Przynajmniej na razie? Tak, tak będzie najlepiej.
Podjęta decyzja, by się nie zastanawiać nie powstrzymała go jednak od ostrożnego sięgnięcia ku twarzyczce Alice i zgarnięcia z niej dwóch niesfornych, rudych loków.
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptyNie 27 Gru 2015, 16:54

Morfeusz porwał ją w swoje objęcia, ale musiał się mocno natrudzić, bo to samo chciał zrobić Alec. Wpatrzony w niewinną twarzyczkę pozwolił sobie położyć głowę na miękkich poduszkach i pójść w ślady młodej stażystki. W trakcie snu objął ją mocno wyrywając księciu snów, wdychając słodki zapach jej włosów. Przypominała swoim sposobem bycia cukrową księżniczkę, którą byle deszcz czy uderzenie zniszczy i doprowadzi do katastrofy. Jednych to bawiło, a niektórych urzekało. Z lekkim uśmiechem na poziomkowych ustach Alice brodziła w snach, który każdy kolejny był piękniejszy. Pierwsze promyki porannego Słońca zaczęły drażnić przymknięte powieki rudej, aż ta musiała się przebudzić. I tak wszystkie piękne obrazy zniknęły, zastąpione przez nieprzyjemny ból głowy. Nie miała okazji już spoglądać na drzemiącego Haldane'a. Otworzyła oczy akurat, kiedy palce Aleca odsuwały się od jej twarzy, kiedy to odgarniał jej loki. Obraz był dla niej jeszcze niezbyt wyraźny więc mrugnęła parę raz, a kiedy wróciła jej ostrość i okropna jasność raziła ją w tęczówki, cicho pisnęła i zakryła twarz kołdrą. Niczym mały szczeniak zaczęła się turlać, aby całkowicie okryć się kołdrą jak gąsienica kokonem. Miała zamiar tu zostać.
-Moja głowa... oja. -do uszu Aleca doszedł zduszony jęk, ale po chwili rude włosy wychynęły z powrotem na wierzch. Policzki Alice były zaróżowione od duchoty pod materiałem i postanowiła jednak zaczerpnąć świeżego powietrza.
-Ja chyba... za dużo wypiłam. -szepnęła, patrząc z lekkim niepokojem na Aleca. -Bo... bo... my tańczyliśmy i się przewróciłam... i chyba wtedy zaprowadziłeś mnie do tutaj, tak? Nic więcej sobie nie przypominam. -w końcu wydostała się z plątaniny materiału i usiadła na łóżku, przecierając szmaragdowe oczęta. -Narobiłam Ci kłopotu, to Twoje łóżko. -znowu poróżowiała, ale na szczęście przybył Filemon, więc wzięła go na ręce i przytuliła zakrywając rumieńce. Ładnie narozrabiałaś panno Guardi, oj ładnie. I nie pamiętałaś, co się zdarzyło, a to było tak ważne! Gdyby to pamiętała, może jeszcze bardziej by się speszyła... a może i ucieszyła? Miałaby do czego wracać myślami. Uśmiechnęła się lekko mimo pulsującego bólu głowy. Napiłaby się herbatki. Dlaczego alkohol musiał być aż taki przykry dla jej słabej główki?
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptyNie 27 Gru 2015, 18:12

A niech to, nie udało się. Nie chciał budzić Alice gdy więc dziewczę zaczęło otwierać zaspane oczęta, odruchowo cofnął dłoń, przyglądając się towarzyszce z odrobinę skruszoną miną. Nie mógł jednak winić się nazbyt długo - wystarczyło, by z ust panny Guardi popłynęło pierwsze kilka słów, by dziewczątko defensywnie zanurkowało pod kołdrą i nastrój Haldane'a uległ zmianie. Jasne, wciąż uważał, że wieczorem się nie popisał i tym samym był jedynym odpowiedzialnym za dzisiejszego kaca - swojego i tym bardziej Alice - nie mógł jednak przejmować się tym w obliczu rozczulającego zachowania Ali. Tak naprawdę jedynym, co mógł, to po prostu coś na ich obecną niedyspozycję zaradzić - i tyle.
- Tak, tak było - odpowiedział jednak najpierw. Zawahał się wprawdzie, czy rzeczywiście tak powinna brzmieć jego odpowiedź, z drugiej jednak strony... Tylko jeden pocałunek. Nie był pewien, czy powinien o nim Ali przypominać. Chyba nie. Chyba nie chciał, żeby tak to wyglądało. Nie teraz, kiedy nagle natknął się na myśl, że dziewczyna, że ona... Że rola przyjaciółki jego siostry niekoniecznie musiała być jej jedyną. Teraz, gdy widząc ją w swoim łóżku, u swojego boku, pomyślał o innych porankach, które mogliby współdzielić, o innych nocach, które mogliby spędzić razem - nie, teraz bardzo nie chciał przyznawać Guardi, że pierwszy pocałunek odbył się po pijaku, gdy ani jedno z nich, ani drugie nie było do końca świadome tego, co robi. Nie, nie uważał, by popełnił jakiś błąd, tylko... Wspomnienia mogły być inne. lepsze.
Haldane, ogarnij się, jakie wspomnienia, kiedy, z kim.
Odetchnął głęboko. To nie szło w dobrym kierunku.
- Przestań, mała, jakiego kłopotu - rzucił tymczasem, wracając do rozmowy. To było bezpieczniejsze niż wkraczanie coraz głębiej na ścieżkę tych dziwnych myśli. - Widzisz, żebym jakoś ucierpiał na twojej obecności? - zapytał i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Tego ranka może i nie wyglądał najlepiej, ale alecowy uśmiech wciąż był tym samym, szczerym i dobrze znanym.
Tak czy inaczej - kac. Kac morderca nie ma serca. Coś trzeba było na to zaradzić, więc...
- Daj mi chwilę, przyniosę nam coś na ten ból głowy - rzucił w końcu, podejmując męską decyzję o wstaniu. Bo ktoś to zrobić musiał i z pewnością nie mogła to być Alice. Gdy więc na horyzoncie pojawił się już Filemon, Haldane poczuł, że zostawia Guardi w dobrych łapkach i może wreszcie zatroszczyć się o ich samopoczucie. Niechętnie więc wstał z łóżka, skrzywił się, gdy aktywność ta odbiła się w kolejnej fali tępego bólu, znikł na parę chwil - a w kolejnej wrócił już nie tylko z dwoma fiolkami przejrzystego eliksiru na przepicie, ale też zupełnie niemagiczną butelką wody i dwoma szklankami.
- Proszę. Nie jest zbyt smaczny, ale pomoże, wypij - poradził gdy już ponownie usiadł na brzegu łóżka i wręczył jedną porcję eliksiru Ali. Sam bez wahania odkorkował drugie naczynko i na raz pochłonął maminy wyrób, krzywiąc się przy tym. Cóż, nie można było mieć wszystkiego, nie? Działanie na kaca to wystarczająca zaleta, słodki smak byłby już nadmiarem dobroci.
- Wyspałaś się chociaż? - zapytał tymczasem, zerkając na wyglądającą jak siedem nieszczęść Alice.
Alice Guardi
Alice Guardi

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptyWto 05 Sty 2016, 00:44

Od czasów szkoły sobie obiecywała, że nie pozwoli już nigdy nikomu ani niczemu napoić ją alkoholem bez jej zgody czy wiedzy, ale zawsze odnajdywała się jakaś furtka, którą Los wszystko przewracał do góry nogami. Alice zawsze kończyła przygody z procentami z kacem oraz ogólnym złym samopoczuciem. Dobrze, że lekcje miała późno w nocy, to miała jeszcze mnóstwo godzin, aby doprowadzić się do ładu. Nie sądziła, że wygląda wyjściowo, co dodatkowo odbierało jej pewność siebie. Leżała w łóżku Aleca, splątana w materiał tuniki, ze zmierzwionymi włosami i zaczerwienionymi policzkami. Czy mogła się prezentować jeszcze gorzej? Chyba nie. Westchnęła, zdmuchując z czoła samotny kosmyk rudego loka. Nie planowała takiego obrotu spraw, ale co jej pozostawało? Udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, chociaż głowa pulsowała jej niczym tykająca bomba. Jęknęła cichutko, ale na szczęście w progu pojawił się Filemon.
Alice spojrzała pytająco na Aleca, chcąc się upewnić, czy na pewno wszystko pamięta z poprzedniego wieczora. Nie podejrzewała go o nic zbereźnego, przecież była ubrana, on też, nic nie wskazywało na to, aby jednak coś się wydarzyło, a najważniejsze - Alec nigdy nie patrzył na nią jak na kobietę, więc nie miała nawet co marzyć o takich kolejach zdarzeń. Uśmiechnęła się widząc uśmiech Haldane'a.
-Oj, ale nie spałeś w swoim łóżku, to bardzo gościnne, ale się mnie nie spodziewałeś. -rzuciła, nie biorąc pod uwagę, że Alec spał zaraz koło niej i niczego nie stracił. Oh Alu, Alu, tyle Cię ominęło...
Rozpromieniła się na wyszczerz Aleca, co w jakiś magiczny sposób podziałało na ból głowy. Przytuliła do siebie mocno Filemona, który zaczął mruczeć. Na pewno domagał się jedzenia, picia i kuwety.
Alice odebrała od Aleca eliksir, który wypiła jednym haustem. Skrzywiła się mocno i otrzepała niczym pies wyjęty z wody. Z wdzięcznością wzięła szklankę z wodą, którą Haldane dopiero co nalał. Upiła parę łyków, a następnie przechyliła szkło tak, aby Filemon mógł dosięgnąć do napoju języczkiem.
-Dziękuję, ale Twoje uśmiechy chyba lepiej smakowały, a też działały. Obawiam się jednak, że nie mogłabym Cię zabrać ze sobą. -uśmiechnęła się i odstawiła prawie pustą szklankę na szafkę. -Bardzo. Masz wygodne łóżko. Muszę już uciekać, w nocy mam lekcję, a wyglądam jak miotła Filcha. -wstała, ładnie poprawiła ubranie i przeszła do salonu, by wziąć płaszcz. Odczekała, aż Alec ją podprowadzi do wyjścia. Miała nadzieję, że nie napotka przy okazji rodziców. Jeszcze spali najwyraźniej, bo nikt się nie odzywał.
-Dziękuję za wszystko i jeszcze raz przepraszam. Muszę Ci się odwdzięczyć. Może wpadniesz tym razem do mnie? Na obiad. I pokażę Ci okolicę. I pójdziemy na łyżwy? -zapytała, nie myśląc, że to wychodzi poza ramy koleżeństwa. -Do zobaczenia! -pożegnała się z mężczyzną i z rozpędu ucałowała go w policzek. Pobiegła ścieżką do bramy i deportowała się z cichym trzaskiem.

Z tematu
Leslie Fawley
Leslie Fawley

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptySro 13 Sty 2016, 13:35

Pyk.
Ubrana w długi, wełniany płaszcz w kolorze czarnym, z kapeluszem równie czarnym z dużym rondem i wielkimi okularami przeciwsłonecznymi na nosie pojawiła się wraz z Lupusem tuż przy bramie otwierającej wejście do królestwa Haldane. Szkocji unikała od jakiegoś czasu już dość jawnie. Widać było, że jest jej całkowicie nie po drodze. I z własnej woli zapewne nie pojawiłaby się tutaj prędko. Oto córka marnotrawna wraca na łono rodziny. Przy bramie dotknęła swoją różdżką pręt, a te automatycznie zniknęły- każdy członek tego rudego plemienia miał tu nieograniczony wstęp, goście musieli się zapowiadać i tłumaczyć przy każdej wizycie. Dlatego rodzice nie wiedzieli, że na terenie posiadłości znalazła się ich najmłodsza pociecha. Najmłodsza, najbardziej niesubordynowana i najbardziej uparta. W chwili obecnej była też najbardziej wściekłą osobą jaką nosiła ta planeta. I to było widać. Wargi miała mocno zaciśnięte, tak samo jak palce na smyczy swojego pupila. Poruszała się szybko, z gracją pantery tuż przed skokiem. Gdyby nie zasłaniały tego wielkie okulary przeciwsłoneczne widać by było, że oczy ma też zmrużone. Widać by też było jej zaczerwienioną gałkę oczną która wciąż dochodziła do siebie po operacji. Kiedy znalazła się dostatecznie blisko domu zdecydowała się na puszczenie psa ze smyczy. Uwolniony czworonóg ruszył biegiem w kierunku rezydencji szczekiem obwieszczając swoje przybycie. Gdy dołączyły do niego "dziewczynki" Aleca wiedziała już, że nie musi pukać i kombinować jak wyciągnąć brata ze środka. Sam wyszedł. Wprost doskonale.
- Czego chcesz, Al? - zapytała wprost, niezbyt miło i niezbyt elegancko. Jednak taka już teraz była. Niekoniecznie miła i niekoniecznie elegancka. Uniosła nieco wyżej brwi, schowała dłonie do kieszeni i przechyliła nieco głowę. Nie wytrzymała długo w ciszy. Nie byłaby sobą gdyby wytrzymała.
- Chcesz usłyszeć, że jesteśmy razem ode mnie? Potwierdzam. A teraz go przeproś. Godziwie go przeproś, bo oprócz nosa złamałeś mu też serce. Wiesz sam jaki jest. Teraz jest delikatnie mówiąc smutny, a ja nie chcę żeby był smutny. Więc masz opcję ogarnąć się trochę i zrobić to z własnej woli, albo będę musiała zniżyć się do Imperiusa. Czy wyraziłam się dość jasno, Alec? - znów brwi uniosły się nieco ponad linię okularów, ale na twarzy pojawił się paradoksalnie delikatny uśmiech. Podstawowa zasada: jeśli wiesz, że cię będą atakować- atak jest najlepszą możliwą obroną.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptyCzw 14 Sty 2016, 19:39

Od powyższego spotkania z Alice minęło kilka dni. Kilka dni, podczas których zdążył już zaliczyć wizytę na Balu Zimowym i obicie Camowi twarzy. Kilka dni, podczas których musiał też ochłonąć i podjąć jakieś męskie decyzje - choć nie do końca takie, jakich można by oczekiwać. Nie zdecydował bowiem nic w temacie panny Guardi - poza tym, że rzeczywiście miał zamiar ją odwiedzić i wybrać się na łyżwy, bo czemu nie - o przeprosinach Fawley'a również nie myślał. Nie, jakiekolwiek większe postanowienia dotyczyły w zasadzie rzeczy znacznie bardziej przyziemnych - kursu aurorskiego, jaki miał współorganizować razem z innymi aurorami, inwestycji rodzinnego majątku (może na to nie wyglądał, ale Haldane z pieniędzmi radził sobie już nie najgorzej) czy ustalenia grafiku kolejnych kurtuazyjnych spotkań z innymi reprezentantami jakże zacnego stanu arystokracji.
No i oczywiście list, list do Leslie. On również był podjętą decyzją, która miała poskutkować dzisiejszym spotkaniem.
Przed pojawieniem się siostry zdążył już zrobić to i owo, w pełni zacząć dzień. Nie miał w zwyczaju wstawać nazbyt wcześnie, z drugiej jednak strony nie miał z tym problemu, gdy musiał. Zrywając się o nieprzyzwoitej godzinie nie wyglądał jak zombie - nie mógł sobie na to pozwolić - i nie zmagał się z problemami z koncentracją. Zazwyczaj po prostu nie miał na to czasu, więc siłą rzeczy musiał nauczyć się, jak doprowadzać się do porządku szybko i bezboleśnie. Nauczył się więc i obecnie mógł niemal służyć za wzór.
Teraz ważniejsze było jednak, że po prostu był już gotowy i nie kazał Leslie na siebie czekać. Gdy tylko przez domowe okna przebiło się szczekanie - najpierw Lupusa, potem jego dwóch panienek - z westchnieniem odłożył przeglądane dotychczas papiery, zgarnął z wieszaka czarny, klasyczny płaszcz i wyszedł na spotkanie demona.
W spokoju przeczekał pierwszy atak. To też umiał, w końcu Leslie była jego siostrą. Byłoby dziwne, gdyby jej wybuchy działały na niego tak samo, jak na wszystkich innych. Gdyby robiły jeszcze na nim wrażenie. No więc nie, nie robiły. Przynajmniej nie na co dzień, gdy były po prostu objawem jej buńczucznego charakteru.
- Chcę usłyszeć, czy jesteś szczęśliwa. - Nie zamierzał wdawać się w większe dyskusje. Trochę ochłonął, trochę mu przeszło. W jego głosie było słychać pewien dystans, to dość oczywiste, wciąż też towarzyszyła mu raczej surowa powaga niż typowe dla niego śmieszkowanie, tym niemniej mógł rozmawiać. Po prostu rozmawiać. Rzeczowo, bez zbędnych emocji.
Ruchem głowy wskazał na ścieżkę prowadzącą za dom, ku rodzinnym łąkom. Tego dnia było zimno, ale chyba nie chcieli wywabić matki, nie? To znaczy, Alecowi było w sumie wszystko jedno, ale Leslie już raczej nie. Nawet, gdyby chciała spotkać się z rodzicielami, to na własnych zasadach. Jak zawsze.
- Czy jesteś naprawdę szczęśliwa, Leslie. - To było dość istotne uściślenie, bowiem najmłodsza Haldane'ówna potrafiła być szczęśliwa tylko chwilowo. Na krótko, pod wpływem impulsu. Jej nastroje potrafiły zmieniać się jak w kalejdoskopie, a widząc zaangażowanie Cama - tak, cholera, widział je - miał świadomość, że tym razem taka zmiana nie skończyłaby się dobrze. Nie tak, jak zazwyczaj.
Wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza przez chwilę spoglądał tylko na szalejące gdzieś na przedzie psie trio, nim znów się odezwał. Nadal spokojnie, aż sam się dziwił, że tak teraz potrafił, naprawdę.
- Wiem, jaki jest, ale nie będę go przepraszał, Leslie - stwierdził bezpośrednio, nie zamierzając udawać i mamić jakimiś wymuszonymi obietnicami. Tym bardziej nie zamierzał też po prostu podporządkować się żądaniom siostry. Robił to często, ale zazwyczaj tylko wtedy, gdy jej rozkazy nie stały w sprzeczności z jego własnymi chęciami.
Leslie Fawley
Leslie Fawley

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptyCzw 14 Sty 2016, 21:20

Był spokojny. Tak samo irytująco spokojny i opanowany jak zwykle. Z jednej strony miała ochotę go za ten spokój uściskać i ucałować w oba policzki, z drugiej zaś strony miała ochotę uderzyć go i zbluzgać by wywołać jakąkolwiek dynamiczniejszą reakcję. W ostateczności gotowa była skręcić mu kark, byleby tylko krzyknął coś w ramach ostatniego słowa. Nie znosiła kiedy on był spokojny, podczas gdy ona czuła, że gówno jej się w dupie gotuje- możliwe, że nie jest to najbardziej wysublimowana metafora, jednakże zapewniam, że idealnie obrazuje poziom poddenerwowania panny Haldane. Jego spokój jedynie działał na nią jak płachta na byka. Uniosła brwi jeszcze wyżej, kiedy padło pytanie którego się nie spodziewała.
- Co, kurwa? - elokwencja godna młodej damy, która powoli powinna się żegnać z mianem "młodej". Jednym ruchem ściągnęła z nosa okulary przeciwsłoneczne chwilowo żegnając się z wizerunkiem sławy z Hollywood, za to witając się z wizerunkiem królika który ma jedno czerwone oko, bo tylko do jednej dziurki w nosie nawąchał się sianka. Uściślenie które padło zaraz potem zmusiło ją do refleksji, a nie była tu po refleksje. Była tu po opieprz. On miał opieprzyć ją, ona jego. Refleksje i rozmowy o szczęściu powinny odbywać się jedynie w asyście alkoholu tudzież herbaty.
- A wyglądam na nieszczęśliwą? - odbiła piłeczkę nie chcąc dłużej zatracać się w tych tematach. Nie znała jednoznacznej odpowiedzi. Nigdy jej nie znała. Bo jak mierzyć szczęście? Niektórzy mierzą je w ilości kotów na metr kwadratowy. W tej skali była absolutnie nieszczęśliwa. Inni mierzą szczęście orgazmami: w tej kwestii już narzekać absolutnie nie mogła. W ogóle czym jest szczęście? Całe dorosłe życie robiła to co chciała i to tak naprawdę dawało jej radość. Jednak czy radość była szczęściem? To z pewnością rozmyślania na dłuższą chwilę nad lampką jakiegoś zacnego trunku.
- Mogę wiedzieć dlaczego? Co on takiego Ci zrobił, że tak go męczysz? W którym momencie oszalałeś, Al? Wiedzieliśmy, że to kwestia czasu, ale prawdę mówiąc wszyscy dawaliśmy Ci jeszcze co najmniej dziesięć lat życia w normalności. Nawet się nie ożeniłeś, a już palma odbija. Przeproś go. Nie zrobił nic złego. Nie zasługuje na takie traktowanie - zacisnęła wargi w wąską kreskę i znów nasunęła okulary na nos, chroniąc podrażnioną gałkę oczną przed zdradzieckimi promieniami słonecznymi. Wzrok przeniosła na ganiające się psy, a dłonie wepchnęła do kieszeni dumnie krocząc po łące.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptyPią 15 Sty 2016, 20:54

Kochał Leslie najbardziej na świecie, ale nie zmieniało to faktu, że go drażniła. Drażniły go jej uniki, jej wulgarność - czasami. To, że wciąż była takim dzieciakiem - też czasami go irytowało. Czasami, czyli na przykład teraz. Mimo tego był spokojny. Bo mógł. Bo umiał. Z tego samego powodu zmuszał Leslie do refleksji. Bo mógł. To jeden z przywilejów starszego, dojrzalszego brata - czy się siostrzyczce to podoba czy nie.
- Nie wyglądasz na szczęśliwą - odpowiedział więc jak gdyby nigdy nic i zerknął na rudą kątem oka. Potem znów skupił się na psach, na drodze przed nimi, na tym, że to w zasadzie całkiem przyjemny dzień. Pomijając rozmowę, którą mieli do przeprowadzenia - a Alec potrafił być równie uparty co Leslie, warto o tym pamiętać - mogło być naprawdę miło.
- Wyglądasz na świetnie się bawiącą, a to, skarbie, nie jest to samo. - Ręce z kieszeni wyciągnął tylko na chwilę i wyłącznie po to, żeby postawić kołnierz. Było zimno, naprawdę zimno. Byłoby dużo łatwiej, gdyby w dłoni najmłodszej z Haldane'ów nie tkwił wykopany topór wojenny z rodzicielami - gdyby układ był nieco bardziej przyzwoity mogliby siedzieć teraz w cichym kącie rezydencji i rozmawiać w nieco bardziej cywilizowanych warunkach. Spacer dla zdrowia zawsze spoko, ale wiecie. Mimo wszystko mogłoby być lepiej i wygodniej.
Potem, na kolejne słowa Leslie mógł co najwyżej parsknąć cicho. Przeprosiny. Na Merlina, ile razy będzie musiał powtórzyć swą decyzję, by najmłodsza z rudzielców pojęła, że Alec rzeczywiście zdania zmienić nie zamierza? Bo nie zamierzał. Nawet teraz, z perspektywy czasu uważał, że Fawley sobie zasłużył. Wspomnienie rozmowy z Camem i tego jakże wspaniałego oświadczenia wciąż wywoływały na twarzy piegusa gorzki uśmiech. Retrospekcja ostatnich słów przyjaciela sprawiała, że Haldane musiał mocno się postarać, żeby zachować swą standardową maskę spokoju. Może gdyby Leslie promieniała teraz jednoznacznym szczęściem, gdyby przekonała go w ten niezdolny do ujęcia w słowach sposób - wtedy może by się zastanowił. Może nawet przyznałby się do błędu. Ale, cholera, nie zamierzał tego robić teraz, kiedy nie był pewien, co wyjdzie z tego, że u boku jego księżniczki stał jego przyjaciel. Na jak długo? To było bardzo ważne pytanie.
- Naprawdę uważasz, że uderzyłbym kogoś bez powodu? Że uderzyłbym bez powodu własnego przyjaciela? - parsknął więc tylko cicho i pokręcił głową z niedowierzaniem. I z rozbawieniem, z nim też. Oszalał. Tak, w sumie prowadząc taki tryb życia oszaleć dość łatwo. Co, że jest dzieckiem w czepku urodzonym? Może mieć wszystko, czego zapragnie? Jest ostatnią osobą, która mogłaby twierdzić, że jest nieszczęśliwa? Gówno. Tak mówić może tylko ktoś, kto nie zdaje sobie sprawy - nie chce zdawać sobie sprawy - że nie ma czegoś takiego jak życie jak w bajce i że wszystko, absolutnie wszystko ma swoją cenę.
W każdym razie, nie zamierzał powtarzać Leslie żadnych słów Cama. Ani tych utopionych w powadze, ani tych, które mogły być żartem. Tak, Haldane dopuszczał możliwość, że sformułowanie, które ostatecznie skruszyło mur jego opanowania było żartem. Ale, wiecie, ze starszymi braćmi się tak nie żartuje. Nawet nie powinno się próbować.
- Mogę się z nim spotkać, mogę spróbować z nim porozmawiać, ale nie będę go za nic przepraszał - powtórzył tymczasem spokojnie. Bo, wbrew wszystkiemu, co można by sobie pomyśleć, nie skreślił Fawley'a z roli swego najlepszego przyjaciela. Nie... Jeszcze nie. Nie całkiem. Jasne, nie ma co oczekiwać, żeby od razu było po staremu, ale Alec nie należał przecież do tych, którzy tak zaangażowane relacje po prostu wyrzucają do śmietnika.
- Jak twoje oko? - zapytał w międzyczasie, jednocześnie rzucając dziewczynie bardziej bezpośrednie, uważne spojrzenie. Nie próbował zmienić tematu - gdyby chciał, zrobiłby to zręczniej. Po prostu chciał wiedzieć. Ta chwila była zaś równie dobra jak każda inna jeśli chodzi o poruszenie interesującej go kwestii.
Leslie Fawley
Leslie Fawley

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptySob 16 Sty 2016, 18:44

Nie wygląda na szczęśliwą, tylko na doskonale się bawiącą? Cóż. To z pewnością niemożliwe. Zatrzymała się wpychając głębiej dłonie w kieszenie.
- Problem polega na tym, Alec, że już się doskonale nie bawię. Nie widzisz tego? Jestem w związku z, bez urazy, emerytem. Wracam grzecznie do domku, gotuję obiadek i czekam aż wróci do domu żeby opowiedział mi swój dzień. Tu nie chodzi tylko o seks. Chcę od niego więcej, on mi więcej daje. To nie zabawa. Zabawą by było spakowanie do plecaka trzech par skarpet i majtek na zmianę i wyruszenie do Izraela, żeby wrócić z nową dziarą. Zabawa nie zawsze obejmuje jednego partnera. A ja... już się nie bawię - wyrzuciła z siebie niemalże na jednym wydechu czując jak jej czekoladowe tęczówki napełniają się łzami. Zaraz jednak znów zaczęła dziarsko wędrować do przodu kompletnie nie zwracając uwagi na zimny wiatr smagał jej zaróżowione policzki. Zacisnęła mocno wargi w wąską kreskę i dzielnie szła przed siebie. Nigdy nie lubiła mówić o uczuciach. O tym wszystkim, co normalni ludzie bez problemu potrafili nazwać. Ona nie potrafiła.
- Coraz częściej łapię się na tym, że zależy mi na tym, żeby jemu było dobrze. Żeby był szczęśliwy, cokolwiek to znaczy. Nie bawią mnie wcale jego akcje, bo nie wiem czy z nich wróci. Nie wiem czy potrafię sobie teraz bez niego poradzić. Potrzebuję go. Cholernie mocno go potrzebuję, Al. Więc nie obijaj mu więcej żadnej części ciała, bo ucieknie. A on nie może uciec, rozumiesz? - może trochę brzmiała jak niestabilna psychopatka, ale przynajmniej mówiła szczerze. Jak zwykle. Leslie Haldane nie umiała kłamać. Wszelkie podjęte próby nauczenia się tej tajemnej sztuki w jej przypadku spełzły na niczym. Nawet nie potrafi udać orgazmu- tak bardzo jest w tyle w kwestiach kłamstwa.
- To, że się z nim spotkasz i porozmawiasz jest pewne i nie jest przedmiotem tej negocjacji, Alec - zauważyła twardo patrząc na niego kątem oka zanim wróciła do patrzenia pod nogi. Ostatnie czego teraz potrzebuje to szybkie spotkanie z ziemią podczas którego może stracić nieco uzębienia.
- Źle. Nie tak miało być. Jest gorzej niż lepiej, a pod koniec miesiąca mam kolejną operację. Tylko nie wiem czy jest sens... Boję się, że stracę wzrok. A to dość realna prognoza na chwilę obecną. Naprawdę chcesz o tym rozmawiać? - odpowiedziała już mniej arogancko czując, że jej ciśnienie wraca do nomy, a wstępne wkur... zdenerwowanie odchodzi w niepamięć.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptyNie 17 Sty 2016, 20:52

No. Tak lepiej. Leslie przypomniała sobie o swojej elokwencji i rozmowa zeszła wreszcie na pożądane tory - bez stale obecnej drwiny, za to z odpowiednią dozą rozsądku. Warto czasem wdać się w taką rozmowę, wiecie. Dorośli tak robią. Robią tak, gdy napotykają jakąś problematyczną kwestię - a nie ulegało wątpliwości, że Cam i Leslie to temat jak najbardziej problematyczny, przynajmniej dla Aleca. Choć więc większą wylewność siostry trzeba było sprowokować, Alec nie wahał się i nie żałował, że zmusił dziewczynę do poruszenia trudnego tematu. Jasne, wiedział, że nie jest jej łatwo mówić o uczuciach - jemu też nie było, choć dotąd mogło wydawać się inaczej - ale to był tylko raz. Nie zamierzał wymagać od niej więcej, nie w najbliższym czasie. Tylko jeden raz. Bo wiecie, Alec musiał mieć pewność. Jakąkolwiek. Na przykład taką, że Leslie dojrzała, że wyprzedziła go w tym średnio zabawnym wyścigu do rodzinnego życia.
Pozwolił się wyprzedzić o krok czy dwa, samemu podążając za siostrą. Wysłuchał jej z uwagą, w ciszy, jednocześnie uzmysławiając sobie, że dawno nie prowadzili takiej rozmowy... Nie, wróć. Nigdy jej nie prowadzili. Bo Leslie aż dotąd była przecież dzieckiem. Dziewczyną korzystającą z szumnej młodości. Bawiła się w sposób, jaki przystawał jej rówieśnikom i podobnie pełnoprawnie przysparzała też problemów rodzinie. Ale teraz... Zwieszając głowę uśmiechnął się lekko, przelotnie. Dorosła. Cholera, być może naprawdę dorosła.
Oczywiście, wciąż miał trochę argumentów za tym, że ten związek... Że wolałby u boku siostry kogoś innego. Bo to jego przyjaciel, bo wiek - osiem lat różnicy może nie było aż tak wielkim problemem, mimo wszystko jednak trudno nie było traktować Fawley'a za dorosłego faceta, a Leslie wciąż za dziewczynkę dopiero na początku swojej drogi - bo to nie miało prawa się udać. Tylko co z tego? Nie zamierzał sięgać teraz po nic z tego. To były jego własne rozważania, jego własna niechęć. Nawet, jeśli miał prawo wylać ją z siebie w potoku wyrzutów, nie zamierzał tego robić. Nie teraz... Jeszcze nie?
Parsknął więc tylko cicho na kategoryczne oświadczenie Leslie - nie podlega negocjacjom, co? - po czym westchnął cicho i sięgnął ręką po dłoń juniorki. Zatrzymał ją i zbliżył się w dwóch krokach, pokonując dzielący ich dotychczas dystans.
- To nadal mój przyjaciel, Leslie - przyznał cicho, przyglądając się rudzielcowi z uwagą. - Nie pierwszy raz dałem mu w ryj. Nie raz jeszcze ja dostanę od niego. - Uśmiechnął się z rozbawieniem. Taka była prawda, męska bliskość jest tym bardziej burzliwa, im jest silniejsza. Proste. - Dogadamy się. Prędzej czy później się dogadamy, jak zawsze. - Wzruszył lekko ramionami. - Jeśli cię nie skrzywdzi, jeśli... - Zacisnął zęby. To, że związku Leslie z Fawley'em sobie nie wyobrażał to jego własny problem, wiedział o tym. Musiał... Cóż, musiał jakoś z tym żyć. Chyba. Przynajmniej na razie. - Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa. Jeśli uważasz, że osiągniesz to u boku Cama, to chyba niewiele mam do powiedzenia. - Odetchnął głęboko. Ani trochę mu się to nie podobało, ale co zrobić.
Zresztą, ten temat szybko przestał mieć znaczenie. Ważniejszy był kolejny. Czoło Aleca przeorały bruzdy zmarszczek, sam rudzielec zaś mimowolnie ścisnął lekko dłoń siostry w swojej.
- Tak, Leslie, chcę. Jesteś jedną z trzech najważniejszych kobiet w moim życiu, to takie dziwne, że się martwię? - Cóż, nie brzmiało to może tak sugestywnie, jak brzmiałoby w przypadku jednej najważniejszej, ale wiadomo, skąd się to brało. Matka i dwie siostry, Alec wszystkie kochał tak samo. Rodzinny był z niego chłopak, cóż poradzić.
- Co mówią lekarze? - zapytał spokojnie, tłamsząc w sobie komentarz dotyczący tego, że nie mógł towarzyszyć siostrze w szpitalu, bo sobie tego nie życzyła. Zdusił w zarodku urazę, z jaką wiązała się świadomość, że Fawley u jej boku być mógł. Nie bądź dzieckiem, Haldane. Taka jest kolej rzeczy.
- Zakwalifikowali cię do zabiegu, który miał ci pomóc. Co zmieniło się od tego czasu? - Nie strzelał już spojrzeniami spod oka, patrzył wprost na Leslie. Nawet wtedy, gdy ponownie ruszyli powoli przed siebie, przez łąki, więcej uwagi poświęcał towarzyszącej mu dziewczynie niż nierównościom zmarzniętej ziemi.
Leslie Fawley
Leslie Fawley

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptyNie 07 Lut 2016, 02:41

Zatrzymała się czując jego ciepłą dłoń na swojej. Wysłuchała poruszającej prelekcji o męskiej przyjaźni i uniosła nieco wyżej brwi.
- Porozmawiaj z nim - powtórzyła sięgając do tego błagalnego tonu, który w przeszłości nie raz i nie dwa pozwolił jej dostać się do słoiczka z ciasteczkami który ściągnął dla niej Alec. Ten rodzaj prośby jeszcze nigdy nie spotkał się z odmową, więc skorzystała z najprostszej i jednocześnie najbardziej żałosnej sztuczki. Jednak liczył się cel, a nie środki. A cel był naprawdę bardzo prosty. Mieli ze sobą porozmawiać i się pogodzić. Cam miał wracać z pracy uśmiechnięty i miał nie marszczyć czoła kiedy tylko myśl o najstarszym Haldane się w niej pojawiała. Nigdy do tej pory nie widziała, żeby się kłócili, a ten stan zimnej wojny dopóki był poniekąd w jej mieszkaniu zaczął być jej problemem. Nazbyt realnym. Pierwszym z kuferka tysiąca problemów, które pan Fawley tak bardzo chciał otworzyć. Przyznanie się otwarcie światu do wzajemnego zaangażowania sprowadzi na nich jeszcze dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć takich problemów na które zdecydowanie nie była gotowa dopóki nie poradzi sobie z tym.
- Gdyby nasi rodzice tak bardzo nie chcieli wnucząt to pewnie bym się przyznała, że się spotykam z Fawleyem, ale... chcę zobaczyć jak to się rozwinie, zanim zda sobie sprawę, że jednak jestem równo pojebana i zmieni zdanie odnośnie przyszłości - przyznała cicho wzruszając lekko ramionami. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech i przechyliła nieco głowę wpatrując się w twarz pierworodnego.
- Zapłodnij kogoś, Haldane. Uwolnij mnie od presji szybkiego sprowadzenia dziedzica! Nie po to pomnożyliśmy nasz majątek, żeby teraz trafił w ręce ministerstwa! - ostatnie zdanie wypowiedziała nieco piskliwym głosem matki teatralnie wznosząc ręce i oczy ku niebu, jakby stamtąd miało spłynąć zbawienie które uratuje Rude plemię od tego losu pełnego niegodziwości.
Uśmiech znikł z jej twarzy tak szybko jak się pojawił kiedy brat zaczął drążyć temat. Zmarszczka na jej czole się pogłębiła, a ona sama jęknęła z niezadowoleniem. Nie znosiła się nad sobą użalać. Nie znosiła przyznawać się do błędów. Nie znosiła rozmawiać o swoim stanie zdrowia. Nie znosiła kiedy ktoś się o nią martwił czy jej współczuł.
- To samo co mówili na początku. Znałam ryzyko. Tyle, że do wygrania było tak wiele! Nie wiesz jak to jest budzić się koło kogoś i nie widzieć jego twarzy. Nie wiesz jak to jest szukać okularów żeby przeczytać notatkę którą ktoś zostawił na moim biurku. Godziny w papierach, ciężkie bryle na nosie. Nie znoszę swojej ślepoty. Transmutacja rogówki była bolesna i ryzykowna i się nie udała. Wracam do stanu sprzed zabiegu z dodatkowym pół dioptrii na plusie. Póki co pół dioptrii. Na razie muszę wziąć długi urlop zdrowotny, bo nie jestem w stanie przekopać się przez papierologię. Wszystko mi się zlewa, oczy mi łzawią. Cam utrzymuje, że może uzupełnić ten cały szajs za mnie, ale to nie zmienia tego, że na razie jestem bezużytecznym uzdrowicielem który nie nadaje się na akcje, ani nawet na łatanie nowych. Teraz muszę czekać, aż wszystko się wygoi i znaleźć jakąś inną alternatywę. Tylko nie mów pozostałym ważnym kobietom w twoim życiu, ani tacie. Ogółem nikomu nie mów - wepchnęła dłonie do kieszeni cały czas patrząc pod nogi. Zaraz jednak coś do niej dotarło.
- Powinnam chyba im o wszystkim co się dzieje w moim życiu powiedzieć, ale... Nie jestem taka jaką rodzice chcieliby żebym była. Nie chcę ich bardziej rozczarowywać przyznając się wprost, że spieprzyłam sobie wzrok i żyję bez ślubu ze starym kawalerem - wzruszyła ramionami nawet nie sprawdzając miny Aleca. Prawdę mówiąc jego krytycyzmu też się bała. Tylko mniej niż matkowego.
Alec Haldane
Alec Haldane

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 EmptyPon 08 Lut 2016, 18:25

Dzieci, coraz częstszy temat rodzinnych rozmów, wywierający jednak największą presję, nie wiedzieć czemu, na Leslie. Leslie, która była ostatnia w kolejce jeśli chodzi o konieczność spełniania familijnych zobowiązań. Pewnie, mamuśka nie byłaby sobą, gdyby przy każdej możliwej okazji - to jest przy każdym sporadycznym spotkaniu z najmłodszą latoroślą - nie przeskakiwała z argumentu zrób coś ze sobą, w takim stanie nigdy nie znajdziesz męża do nieco tylko bardziej łagodnego wszyscy powinniście się już ustatkować, tym niemniej Leslie miała dwadzieścia dwa lata. Wciąż. Tylko. Kenna Haldane zaś nie należała do tych żyjących jeszcze w średniowieczu i wcale nie oczekiwała, że to właśnie najmłodsza jako pierwsza powiększy im rodzinę. Nie, przecież najpierw był Alec, a z posiadających macice - Donna. Jeśli prorodzinna ofensywa miała przybrać na sile, to z pewnością wobec któregoś z nich.
Tym niemniej komentarze Leslie zawsze były zabawne. Zawsze, nawet jeśli w jakiś sposób wyolbrzymiały jej własną rolę w płodzeniu berbeci. Bo, szczerze mówiąc, najmłodsza z Haldane'ów miała z nich wszystkich chyba najzdrowsze do tego wszystkiego podejście, co skutecznie pozwalało spuścić z tonu i pozbawić nie-wiadomo-jakiej rangi rodzicielskie utyskiwania.
- Fawley nie jest zdrowszy od ciebie, skarbie - rzucił tymczasem usłużnie na temat normalności, czy raczej jej braku. - A jeśli twierdzi, że jest inaczej, to kłamie. Słowo harcerza.
Potem spoważniał, bo i temat stał się bardziej znaczący. Zabieg nie tylko nie spełnił oczekiwań Leslie, ale przysporzył jej dodatkowych problemów, co nie mogło Aleca cieszyć. Z każdym słowem siostry zmarszczki na czole aurora pogłębiały się więc, a uśmiech ostatecznie przegrał konkurencję ze zwykłym zmartwieniem. Gdzieś w podświadomości zrodziła się też krótka myśl, że być może powinien jej pomóc wcześniej, sam powinien wszystko załatwić, znaleźć uzdrowicieli, że powinien wziąć na siebie dorosłość siostry... Ale, na Merlina, oboje wiedzieli, że nie, nie mógł. Leslie nie była już małą dziewczynką - a przynajmniej aż tak małą - i z pewnością nie była też typem człowieka, który pozwala prowadzić się za rączkę. Swoje życie układała sama i jeśli popełniała błędy, to były one jej własne - lepsze od jakichkolwiek mądrych decyzji, które ktokolwiek mógł podjąć za nią.
- Powinnaś porozmawiać z rodzicami - powiedział wreszcie, łącząc tym samym dwa tematy rozmowy w jedno. I jakkolwiek banalnie i naiwnie mogło to brzmieć, Alec naprawdę uważał, że teraz to wyjście byłoby najlepsze - nie tylko dlatego, że rodzice byli... no, po prostu ich rodzicami, ale także dlatego, kim byli w świecie czarodziejów i ile w nim znaczyli. - Kochają cię taką, jaką jesteś, Les i żadne ostre słowa tego nie zmienią. Dobrze wiesz, jacy są. Wiesz, jak zasadnicza jest mama i ile znaczy dla niej to, co zdołali z ojcem wypracować, ale wiesz też, że pierwsza oddałaby za nas nie tylko cały majątek, ale i własne życie, gdyby dzięki temu mogła zapewnić nam bezpieczeństwo i szczęście. Ojciec? Ten gderliwy staruszek postawiłby dla nas świat na głowie. Dla nas, Les. Dla wszystkich z nas. - Mimowolnie uśmiechnął się lekko, nostalgicznie. - Po prostu się o nas martwią i robią to, co według nich jest najlepsze. Że nie zawsze idzie to w parze z tym, co sami dla siebie wybieramy? Chyba trzeba im to wybaczyć, jestem przekonany, że sami będziemy dokładnie tacy sami. To przywilej rodziców, mała. Martwić się i bronić dzieciaki przed całym złem świata. Niekoniecznie w najlepszy sposób. Nawet wtedy, gdy dzieciaki dziećmi już nie są.
Odetchnął cicho. Domyślał się, że Leslie spodziewała się ataku, krytyki... Rozsądku? Ale nie, nie zamierzał jej krytykować. Nie mógł. Bo i za co? Przecież robiła dokładnie to, co on. Próbowała sobie radzić, znaleźć swoje miejsce, podejmować dobre decyzje. To nie zawsze wychodziło, ale, na bogów, przecież tak było w przypadku każdego człowieka. Nikt nie był nieomylny.
- Chodź ze mną do domu, spotkaj się z nimi. Nawet nie wiesz, jak za tobą tęsknią, a ja jestem pewien, że to już etap w którym mama zrzuciłaby maskę dystyngowanej damy i po prostu rzuciłaby ci się na szyję. Wtedy, po tej głośnej sprawie, w której jeden z waszych zespołów trafił do Munga - wiesz, co się z nią działo? Przez cały dzień męczyła mnie swoim patronusem, bo bała się, że coś ci się stało, a była - jest - zbyt dumna, by pytać o to ciebie, skoro sama zrezygnowałaś z ich bliskości. I nawet, gdy zapewniłem ją, że jesteś cała i zdrowa, że od razu sprawdziłem - cały dzień chodziła jak na szpilkach, aż do chwili, gdy Biuro wystosowało oficjalną listę poszkodowanych. - Pokręcił lekko głową. Mieszkanie z rodzicami mogło nie być spełnieniem marzeń dorosłego faceta, ale Alec dobrze wiedział, że tak naprawdę wcale nie chciałby się nigdzie wynosić. Był rodzinnym typem i nie uważał, by życie pod jednym dachem ze staruszkami było w jakikolwiek sposób niemęskie. Jak mogłoby być? Rodzice dali im więcej, niż ktokolwiek inny - wszystko w zasadzie. I teraz miałby stwierdzić, że przynoszą mu wstyd? Nie, Haldane nigdy, przenigdy nie był tak niewdzięcznym sukinsynem.
- Mogą ci pomóc. - Tak czy inaczej piegus dotarł wreszcie do sedna. - Już pomijając to, że są naszymi rodzicami - są też czarodziejami z siecią cennych znajomości, mała. Znajomości, o które walczyli właśnie po to, by w trudnych sytuacjach móc uzyskać każdą możliwą pomoc. Pozwól sobie z tego skorzystać, Les. Pozwól im znów być rodzicami całej naszej trójki.
Sponsored content

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]   Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja] - Page 2 Empty

 

Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 Similar topics

-
» Ruda Annie [Turloughmore, obrzeża Galway, Irlandia]
» Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.
» Glasgow [Szkocja]
» Jezioro [Szkocja]
» Dom Stewardów, Stewarton, Szkocja

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-