IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Bal z okazji nocy duchów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9 ... 14  Next
AutorWiadomość
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptyPią 03 Kwi 2015, 15:54

Nie mówił nic, gdy tak poprawiała jego ubiór i co rusz układała czy to na jego głowie, czy to poprawiła krawat, guzik, strzepnęła paproch. Było mu za gorąco w garniturze i gdy już na dobre impreza się rozpocznie to pozbędzie się marynarki, bo sie ugotuje w niej i przestanie być tak przystojny jak do tej pory. Wyszczerzył się do Wandy, nie zwracając szczególnej uwagi na jej przekomarzanie się z Ericem, którego od razu przestał traktować jako zagrożenie, gdy zobaczył jak ten patrzy na Joe czy Murphy z Gryffindoru. Henry miał farta i zamierzał się przy tym upierać. Wakacje źle się zakończyły, ale rozpoczęcie roku przyniosło za sobą świeży powiew powietrza. Zamierzał z tego korzystać i dac sobie odpocząć.
Pomylił kroki, jak to było do przewidzenia, gdy poczuł na ramieniu lekki ciężar jej dłoni. Musiał zatrzymać ich i zacząć od nowa, łudząc się, że uszy mu od tego nie poczerwieniały.
- Jeśli dalej będziesz się tak czarująco uśmiechać, w końcu się przewrócimy. - ostrzegł ją z rozbawieniem, bo miał pewne problemy i trudności z oderwaniem od niej wzroku. Nawet gdy mu się udało nie patrzeć na nią, to i tak to nic nie pomagało. Spuścił głowę aby przypilnować ich stóp, ale gdy zobaczył odsłonięte łydki swojej dziewczyny, tylko jęknął i powrócił do oglądania jej oczu. To nie był dobry pomysł patrzeć na inne jej części ciała poza piwnymi źrenicami. Przy nich było jako tako bezpiecznie dopóki nie ciemniały jak jego własne od natłoku uczuć.
- Tylko się bawimy. - odpowiedział dosyć szybko na jej pytanie dotyczące ostatniej rozmowy. Bardzo dobrze pamiętał co się działo przy gadającym gargulcu na piątym piętrze. Przez jakiś czas Henry tam prawie wyzionął ducha gdy się dowiedział o rozmowie swojej byłej z obecną dziewczyną, ale jakoś to przełknął. Nie miał wątpliwości, że Soleil już ich zobaczyła. Od razu w Henrym odezwała się chęć zadośćuczynienia, dlatego zamiast ciasno przytulić do siebie Wandę, kulturalnie i grzecznie trzymał dłoń na jej talii i ignorował gorące ciało oddzielone od jego palców cienkim materiałem sukienki.
Do jego uszu doszedł syk. Przez chwilę Puchon miał zamiar się rozejrzeć czy to przypadkiem nie podeptał jakiegoś małego ślizgona, ale okazało się, że to pewna Krukonka przywoływała go do porządku. Stopniał pod tym spojrzeniem, uderzony jej zapachem jak zaklęciem. Nachylił się do niej i obrócił ich całkiem zgrabnie w tańcu.
- Wszystko jest pod kontrolą. Nigdzie się nie wybieram. - nie powstrzymał się i musnął jej policzek ustami w ramach przeprosin za swoje chwilowe niefajne zachowanie. Miała rację, powinien dac sobie i jej spokój z przeszłością i pozwolić im się bawić. Soleil też na to zasługiwała i po prostu dla ich dobra nie będzie się do niej zbliżał.
- Doszły mnie słuchy, że Odineva przemyciła alkohol. Coraz bardziej ją lubię. - zagadnął, odnajdując w tłumie nauczycielkę, która w ostatnich dniach dała czadu. Przy okazji sprawdził jak się ma orkiestra i kiedy skończy się ten walc, przy którym Henry i tak i tak był spięty, bo nie codziennie musiał się obracać po kwadracie. Ciągle odnosił wrażenie, że są na celowniku i ludzie się na nich gapią, chociaż nie było to od razu prawdą. Otrząsnął się z głupich wrażeń i powrócił do Wandy całym sobą. Zapierała dech w piersiach. Z niemym uwielbieniem oglądał grę świateł na odsłoniętej skórze i jak zahipnotyzowany zamilkł. Była niesamowita i nie starczy im nocy ani czasu aby się na nią wystarczająco napatrzył.
Murphy Hathaway
Murphy Hathaway

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptyPią 03 Kwi 2015, 17:39

A jednak, nie było dobrze.
Murphy starała się jak mogła, naprawdę, jak tylko najlepiej mogła skupić swój wzrok na tańczącym z nią Apollinie. Niestety, bezskutecznie. Bo kiedy tylko zauważyła jasną czuprynę blodyny, mimowolnie starała się ją sprowokować gestem, wzrokiem, postawą – czymkolwiek. Pokazać, że gruncie rzeczy się jej nie boi a groźby, które otrzymała są dla niej obojętne. Co oczywiście zgodne z prawdą nie było. Może gdyby dotyczyły tylko i wyłącznie jej, pewnie nie bała by się w ogóle, ale nie. Dotyczyły jej przyjaciół. A Rose posunęła się o krok za daleko, popełniła błąd, który może ją wiele kosztować.
Dlatego też rudowłosa zacisnęła mimowolnie ręce (swoje i przy okazji trzymaną dłoń Serga) gdy zobaczyła, jak tamta nawiązuje z nią kontakt wzrokowy a potem posyła jej wymowny uśmiech. Oraz nienawistne spojrzenie w stronę Erica tańczącego radośnie razem z puchoniastym słoneczkiem. Zrobiło jej się sucho w gardle, może nawet nieco zakręciło w głowie. Czy naprawdę była aż tak szalona? Murph nie miała co do tego wątpliwości, Rabe byłaby w stanie zrobić mu krzywdę. Ostatnio działo się tyle dziwnych rzeczy i to nie tylko poza obrębem szkoły, ale także i w jej murach, potęgujących jedynie jej podejrzliwość. Czasami nawet obawiała się, że ktoś z uczniów zatruł Rogińskiego, co znaczyło by, że po korytarzach, dormitoriach oraz w salach… hasają sobie swobodne śmierciojadki. I chociaż było to całkiem prawdopodobne, usilne odrzucała tę teorię.
To musiał być ktoś z zewnątrz.
Posłała Rose ostatnie, jadowite spojrzenie wyrażające więcej niechęci, pogardy oraz nienawiści niż ktokolwiek znający Murph mógłby się po niej spodziewać, po czym spojrzała się z powrotem na Serka. Patrząc doń przepraszająco, lecz z ulgą stwierdziła, że niepotrzebnie. Nie tylko ona była nieskupiona na partnerze, może to i lepiej?
Reszta tańca minęła im na wymienianiu serdecznych, nieco głupkowatych uśmiechów. Murphy czuła, że pierwszy walc może być również ich ostatnim i choć lubiła Lemieux, nie miała mu tego za złe. Nawet lepiej, żeby trzymał się od niej z daleka, przynajmniej dzisiaj.
Usłyszawszy uwagę Francuza, parsknęła śmiechem. No jasne, że dobrą, a czego się spodziewał?
- Ty też, mój cny rycerzu. Dziesięcioletnia nauka nie poszła w las – odparła swobodnie i z ulgą dała się poprowadzić do Erica oraz Jolene, którzy zresztą też przestali już tańczyć. Starając się zamaskować narastający stres, uśmiechnęła się życzliwe do tej dwójki. W sumie, wyglądali całkiem niebrzydko, chociaż Ercio w uczesanych włosach to jakaś czysta abstrakcja.
Na słowa nikt nie został ranny, nie wytrzymała. Niewinny żart Słoneczka, najpierw wywołał u rudowłosej minimalny zawał serca (czy dziewczyna była świadoma zagrożenia? Eric jej przecież raczej nie powiedział) a potem histeryczny chichot. To musiało być bardzo nienaturalne oraz krępujące, ale nie mogła się powstrzymać. No cóż, to zdarza się i najlepszym pokerzystom. Na szczęście, uspokoiła się po paru sekundach, by odpowiedzieć.
- Ja, ja przepraszam, ale to było śmieszne – nie, aż tak Hathaway i dobrze wiesz, że zrobiłaś z siebie idiotkę – Jolene, śliczna sukienka.  Kupiłaś ją u Madame Maklin?
Zadała szybko pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy. A nóż nikt nie zauważy, że spodziewa się krwiożerczej inwazji Śmierciożerów na zdrowie i życie swoich najbliższych przyjaciół? Słaba szansa, ale przynajmniej się starała.
Uspokoiło ją dopiero roześmiane spojrzenie zielonych tęczówek przyjaciela. Będzie dobrze, prawda? Przecież na pewno masz przy sobie różdżkę… Musnęła ponownie tak sprytnie ukrytą broń, tarczę czy cokolwiek - w zależności od tego, co planuje Rabe.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptyPią 03 Kwi 2015, 18:38

Tak po prawdzie to niezależnie w czym by przyszedł Henry wyglądałby równie wspaniale co teraz. Mógłby mieć na sobie przepocony kostium do gry quidditcha, a i tak Wanda oglądałaby się za nim po trzykroć częściej niż za innymi mężczyznami z sąsiednich domów. Bo przecież nie szata zdobi człowieka, prawda? Liczył się również charakter i podejście do różnych spraw – bo uroda z czasem przemija, o czym nie wszyscy niestety wiedzą. Ale czego można spodziewać się po buzujących hormonach i osobach, które ledwo – ledwo ukończyły siedemnasty rok życia? Nie wszyscy byli dojrzali jak panna Whisper.
Zwróciła uwagę na to, że Lancasterowi noga się podwinęła, przez co ich koordynacja nieco kulała, co przyjęła jedynie ze śmiechem. I tak szło mu lepiej niż na dodatkowych zajęciach tanecznych, na które go zapisała, przed czym wzbraniał się rękoma i nogami. Koniecznie chciał się uczyć tylko w jej towarzystwie, ale według niej szło mu to o wiele lepiej, gdy i inni na niego patrzyli. Presja dawała się we znaki, jednak chęć pokazania innym, że nie ma się drewna zamiast nóg przezwyciężyła wszelkie obawy.
Nie chciała powracać do gryzącego ich tematu. To co przeszli miało za nimi zostać, tam w tyle, w odmętach ich pamięci. Z roku na rok ich wspomnienia miały się zmieniać, kształtować, burzyć. Nie po to los skrzyżował ich drogi, by zniszczyć to co między nimi się działo, czyż nie? Nikt nie spodziewał się, że Puchona i Krukonkę połączy coś więcej niż przyjaźń. Ale kto o tym mógł wiedzieć? Dlatego nie dziwiła się, gdy jedno czy dwa zaskoczone spojrzenia lądowały na ich parze, która obracała się zgrabnie w tańcu splecionych ze sobą ciał. Utrzymywali rozkoszny dystans, który tylko podsycał ich młode dusze do zrobienia czegoś czego nie powinni. Przynajmniej tak to się prezentowało ze strony Wandy.
Syknęła, bo naprawdę nie chciała sobie psuć tej nocy. Tej wyjątkowej nocy, którą spędzi w objęciach Henryka wpatrzonego w nią jak w obrazek, co jej się podobało. Rzadko ubiegała o czyjąkolwiek atencję, a to co się działo z Lancasterem bardzo jej odpowiadało. Lubiła gdy na nią spoglądał, gdy się odzywał – nawet jeżeli było to zwykłe mruknięcie czy bezdenna paplanina – zawsze z chęcią jej wysłuchiwała, tak samo jak on to robił z jej narzekaniem na naukę, nauczycieli i głupszych uczniów. Wandzia była trudną osobą i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, dlatego była mu podwójnie wdzięczna, że z nią wytrzymywał i o nią zabiegał.
- Och, tak? – Dopytała zaciekawiona informacją rzuconą niby od tak przez kapitana drużyny Puszków. Czyżby faktycznie profesor Odineva przytaszczyła ze sobą coś więcej niż tylko ziołową herbatę? Chociaż, biorąc pod uwagę ich ostatnie spotkanie, które odbyło się w gabinecie profesora od astronomii nie zdziwiłaby się gdyby tamta zaczęła częstować swoich uczniów wódką. Wzruszyła jednak ramionami na tą plotkę i uśmiechnęła się chytrze do swojego towarzysza.
- Czyżbyś miał zamiar dzisiaj właśnie złamać swoją obietnicę co do picia alkoholu w moim towarzystwie? – Spytała cicho, dalej co nieco pomagając mu w opanowaniu co poszczególnych kroków, kiedy Ci i reszta uczniów jeszcze wirowała na parkiecie. Nie przeszkadzałoby jej gdyby Henry miał zamiar poczuć nie tylko jej usta a swojej szyi ale i smak czegoś mocniejszego niż piwo kremowe w gardle. Ciemne oczka błysnęły porozumiewawczo, a jej usta dalej rozciągały się w uroczym dość uśmiechu. Nie chciała psuć im chwili dlatego już nie wspominała o Soleil, która przyszła na imprezę z Collinem. Powinna Mu pogratulować, że zdobył się na zaproszenie starszej koleżanki na bal, gdzie wszyscy są pod ostrzałem nie tyle co mediów, ale i innych uczniów, którym nic nie umknie. Tak samo jak jej nie umknęło, że do Erica i Joe dotarła Murphy wraz ze swoim towarzyszem – Serkiem, którego zdążyła poznać w Skrzydle Szpitalnym. Przez moment jej spojrzenie uciekło w kierunku ich znajomych, po czym wróciło na swoje prawowite miejsce – mianowicie na twarz Puchona. Uniosła jedną brew pytająco, chcąc dowiedzieć się czy faktycznie pan Lancaster tej nocy zamierzał się spić, czy też kulturalnie chciałby poprowadzić ją do reszty grupy. Do tej pory nie zauważyła nigdzie Dłejna ani Grossa. Jak o pierwszego się martwiła, to drugiego teraz szczerze nie cierpiała, co odkryła z pewną dziką satysfakcją wymalowaną na jej bladym licu.
- No to jak, panie Lancaster? – Ponownie spytała, tym razem zaczepnie, pozwalając sobie na pewną swobodę w ich tańcu – chwyciła delikatnie jego dłoń i obróciła się wokół własnej osi – szkarłatne płaty jej sukni zawirowały na dole, a one sama wróciła do swojego partnera, tym razem lekko zaczerwieniona i zadowolona z faktu, że to właśnie on ją trzyma z objęciach.
Nie spieszyło się jej do powrotu do rzeczywistości.
Nie miałaby jednak nic przeciwko temu gdyby wrócili do znajomych. Wszystko jednak zależało od blondyna.
Rosalie Rabe
Rosalie Rabe

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptyPią 03 Kwi 2015, 19:30

-Oczywiście, że tego nie ukradłam – przewróciła teatralnie oczami, uderzając wierzchem dłoni w bok chłopaka – jedna z Hufflepuffu to dla mnie przygotowała. Wiesz, zna się na eliksirach i takie tam, poza tym, gdyby mogła, nie odstępowałaby mnie na krok.
Meredith Walker. Bóg jeden w Niebie wie, jak obojętna była Ślizgonce, ale jak bardzo zachwyt dziewczyny jej osobą odpowiadał blondynce. Zważenie eliksiru to nie pierwsza rzecz, którą bez marudzenia wykonała – zaledwie kilka dni temu napisała dla Rose wypracowanie, jedne z wielu zresztą. Wystarczyło od czasu do czasu szepnąć Puchonce miłe słówko, a ta cała się rozpromieniała i niemalże kipiała miłością. Żałosne stworzenie, lecz niezwykle przydatne. Jeżeli przez miksturę spotkają ją jakieś nieprzyjemności ze strony szkoły, doskonale wiedziała co zrobi, by wszystko poszło na Walker. I nie czuła z tego powodu najmniejszych wyrzutów sumienia.
Gdy tak przemierzali Salę w poszukiwaniu czegokolwiek godnego uwagi, nagle Krukon gwałtownie przystanął, klnąc pod nosem. Zerknęła na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, a wtedy zobaczyła tę krótką, ale jakże zabawną czynność wykopania wstrętnego kociska Filcha na średnio dwa metry. W pierwszej chwili prychnęła zduszonym śmiechem, ale widząc, ile uwagi to na nich skupiło zacisnęła palce mocno na jego ramieniu w karcącym geście. Co on sobie wyobrażał? Mieli się wtopić w tłum, a nie pokazywać, jak to nie są wrogo do wszystkiego wokół nastawieni.
Rozwścieczona, odciągnęła Krukona prędko od miejsca niefortunnego zdarzenia. Zdala od ciekawskich spojrzeń tamtejszych gapiów pchnęła go na krzesło i usiadła obok, sięgając ręką po butelkę Ognistej schowaną pod stołem. Zawsze tam były.
Zerknęła na stół grona pedagogicznego by sprawdzić, czy nikt jej nie obserwuje i czy może spokojnie nalać im alkoholu do szklanek. Nie miała ochoty zostać wywalona z imprezy przez spożywanie niedozwolonego napoju, a co gorsza zostać zesłaną na szlaban. Omiotała miejsce zbiórki nauczycielskiej pospiesznie wzrokiem i zamarła. Na szarym końcu stołu siedział nie kto inny, a znienawidzony przez nią Ben Auster, mężczyzna nie zwiastujący niczego innego, prócz kłopotów i zszarganych nerwów. Z jej ust wyrwał się cichy jęk zdegustowania. Co, do cholery, ten namolny, irytujący i pozbawiony jakiegokolwiek wyczucia facet tu robił? Momentlanie narosła w niej ochota podejścia i kopnięcia mu z czubka buta w twarz. Wypuściła głośno trzymane przez kilka ostatnich sekund powietrze z płuc i odwróciła się w kierunku Gabriela.
-Proszę, zaczekaj tu na mnie, mój drogi – wymusiła na wargach uśmiech dla Rifflesione, znikający z twarzy z chwilą odejścia od stołu.
Nie zwracając uwagi na obelgi rzucane w jej stronę, gdy odpychała każdego stojącego na jej drodze uczniaka, szybkim krokiem podeszła przed oblicze pana Austera. Kompletnie z nerwów zapominając, że obok niego siedzi połowa pracowników Hogwartu, wyciągnęła rękę i złapała go za koszulę, przyciągając gwałtownie do siebie.
-Co ty tu porąbańcu robisz? – potrząsnęła nim agresywnie, wczepiając paznokcie głębiej w materiał. Gniew, jaki szalał w tych błękitnych tęczówkach, najlepiej opisać można było jako po prostu chory.
Nie miało żadnego znaczenia, czy ktoś oglądał całe to widowisko. Ważny był Ben Auster i ochota Rabe przerobienia go na pokarm dla hipogryfów.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptyPią 03 Kwi 2015, 19:41

Bla, bla, uroda przemija, charakter zostaje. Mądra gadanina, ale Henry miał ledwie siedemnaście lat i całkowicie pozwalał sobie chłonąć urodę Wandy jak gąbka, bo miał do tego prawo. Jeszcze nie był zapyziałym starym Uzdrowicielem z bagażnikiem na brzuchu, jeżdżacym na rowerze do pracy, żeby mniej przejmować się urodą. Miał na to czas, sporo czasu i w chwili obecnej miał zamiar komplementować Wandę i wywoływać na jej policzkach jego ulubiony rumieniec.
Gdy tak tańczyli, jakoś oswoił się z walcem. Gdyby miał wybór, wybrałby Upiornych Wyjców, ale mając tak blisko sylwetkę Wandy zaczynał się godzić z oficjalnym sztywnym tańcem. Błyszczała od świateł, jej oczy świeciły i uśmiechała się szeroko, czyli tak jak powinno być zawsze. Gdy ją wczoraj zobaczył przy gargulcu bladą i smutną, bardzo się przeraził. Przyzwyczaiła go do swojego nastroju i to ona głównie dbała, żeby i Henry nie szlajał się z posępną miną, a nie na odwrót. Od tamtej pory Puchon obiecał sobie, że będzie bardziej zwracał uwagę na Wandę (jakby do tej pory nie przyglądał się jej prawie bezczelnie) i na jej nastrój. I ona wiele utraciła i przeszła. To ona potrzebowała opieki, uwagi i kochania i chociaż był kiepski w te klocki, zrobi co umie, aby czuła się przy nim dobrze.
- Nie bądź taka cwana. Jedna lampka albo kieliszek alkoholu i nic więcej. Nie zobaczysz mnie pijanego, nie zmieniłem zdania. - wyszczerzył się do niej złośliwie i obstawiał dalej przy swoim. Miło mu się zrobiło, że Odineva zadbała o nich i przyniosła trochę alkoholu. Co prawda raczej nikt nie pozwoli, żeby ludzie się tutaj słaniali upojeni i nietrzeźwi, ale nawet symboliczna dawka dobrze mówiła o Odinevie. Coś mówiło Henry'emu, że tym samym opiekunka Hufflepuffu zjednała sobie resztę niezjednanej do tej pory szkoły.
Spojrzał tam gdzie ona i zobaczył małe zbiorowisko mniej znanych mu twarzy, ale lepiej znanych Wandzie. Eric ściągnął Jolene z parkietu i od razu za nimi poszło dwoje Gryfonów, w tym Murphy, którą znał najlepiej z całego grona zaraz po Wandzie. Nawet z Jolene nie miał tak zażyłych relacji, bo skubana czyhała tylko kiedy ukraść miotłę ze szkolnego schowka i próbowała się wkręcić do drużyny. Nigdy jej nie przyjmie. Po tym co widział w trzeciej klasie na jej pierwszej rekrutacji - nigdy.
Szczęka mu opadła, gdy Wanda jakimś cudem zgrabnie i bezpiecznie obróciła się przy nim i wyglądało to, jakby to wyszło z jego inicjatywy. Trochę zajęło mu, żeby się pozbierać i zamknąć usta, bo musiał wyglądać wtedy mało inteligentnie i przystojnie. Ledwie się powstrzymał, żeby jej nie pocałować. Pamiętał swoje postanowienie zachowania kultury i bycia grzecznym na oczach szkoły, ale coraz trudniej mu było utrzymać ręce przy sobie. Trudno jest być partnerem i jednocześnie chłopakiem najpiękniejszej kobiety w Hogwarcie. I jeszcze utrzymać się od niej w stosownej odległości... westchnął i potrząsnął głową rozbawiony samym sobą.
- Chodźmy się czegoś napić i poudzielać towarzysko. - niechętnie zsunął dłoń z jej talii i chwycił za dłoń. Zeszli z parkietu i skierowali się do Gryfonów i Joe. Podszedł do stolika i zgarnął stamtąd kilka kielichów z jakimś musującym płynem.
- Cześć, i jak impreza? My się nie znamy. - zwrócił się do Francuza i wyciągnął do niego rękę. - Henry. - a gdy uprzejmości stało się zadość, wręczył komu było trzeba po kielichu czegoś, co było w środku i być może było ponczem wyskokowym. Automatycznie powrócił do boku Wandy i trzymał jej rękę przy sobie, co pozwalało mu się opanować i nie zrobić żadnych głupstw. Zwrócił się nagle do Murphy i uśmiechnął szerzej pamiętając jak nie dalej jak tydzień temu zagroziła mu nożyczkami.
- Tylko na mnie tak nie patrz, Hathaway. Dzisiaj jestem w miarę uczesany. - spojrzał do góry, ale nie widział żadnego afro, czyli rokowania były dobre. Nie będzie wyglądał jak po starciu z rogogonem węgierskim czy Smoczycą, co na jedno wychodzi. Gdzieś między ich nogami przebiegła Norriska i za nią jak rzep Irytek. Henry tylko się roześmiał cicho i objął kibić Krukonki.
Eric Henley
Eric Henley

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptyPią 03 Kwi 2015, 20:27

-Jej, przecież wiem,  były tyranozaury i te wszystkie inne smokopodobne gady, nie tylko Ty jesteś tutaj mugolakiem   Joe – powiedział obdarowując partnerkę kwaśnym uśmiechem i przekręcił nieco głowę – Nie, nie, to nie tak, przecież nie będę Cię nigdzie ciągnął, tylko no wspomniałem o tym, bo Psor był bardzo uprzejmy i odpowiedział mi strasznie szybko i w ogóle, i no trochę się zdziwiłem, że tak go nie lubisz, wydaje się być całkiem sympatyczny -  ciągnął nieco speszony bezpośrednim tonem dziewczyny, nie miał przecież niczego złego na myśli. Joe jak na tak wesołą, pełną energii i niezwykle towarzyską dziewczynę posiadała wiele różnych boginów. Strzepnąwszy z barku niewielkie, białe piórko którego najwyraźniej ówcześnie nie zauważył, podrapał się po podbródku z zaciekawieniem, a mimo iż pytanie co też uczynił biednej Puchonce nauczyciel nie dawało mu spokoju, by nie psuć jej humoru , w końcu ten wieczór układał się naprawdę dobrze, udało im się przecież zatańczyć bez większych strat, nie kontynuował tematu związanego z fobiami słodkiej Jolene. Kilka chwil później, gdy już popijali jakoś dziwnie smakujący napój, ledwie usłyszawszy komentarz Joe o tym jak to niby w jakiś konkretny sposób patrzył na Murphy, niewiele brakowało a Henley oplułby przełykanym aktualnie sokiem dyniowym wszystko wokół. Na szczęście otoczenie, tak kunsztownie udekorowane tego wieczoru, nie uznało uszczerbku na zdrowiu, czego niestety nie można było powiedzieć o samym Ericu, który to zakrztusiwszy się zawartością kielicha dostał nagłego ataku kaszlu a cała twarz zalała się szkarłatem z zawstydzenia.
-Co? …khe… Ja niko…khekhe…nie Murph..skąd Ci to…khekhe – wybełkotał próbując uspokoić oddech i odłożył trzymane naczynie na stolik w obawie, że zaraz wyleje wszystko na podłogę – Nikogo nie pożeram wzrokiem, Murph to moja przyjaciółka – zaczął tłumaczyć się- tym razem bardziej zrozumiale –Henley – To zabrzmiało…no wiesz…yyy….przecież my nie jesteśmy parą…nikogo nie pożeram… – dodał zawstydzony jak jeszcze nigdy wcześniej podczas tego wieczoru chłopak, zwłaszcza, że Sergie wraz z Rudowłosą właśnie schodzili z parkietu i zmierzali prosto w ich stronę.
-Siemasz...eee...fajnie, że jednak wpadliście – przywitał się z parą i gdy Joe oznajmiła, że wszyscy są cali i zdrowi uśmiechnął się doń serdecznie. Najwyraźniej nie tańczył wcale tak tragicznie jak się tego obawiał. Zdziwił się nieco gdy usłyszał bardzo osobliwy śmiech Murph, zdążył poznać przyjaciółkę na tyle, żeby bez problemu zidentyfikować udawany śmiech. Jak widać dowcip Puchonki wcale nie zrobił na niej większego wrażenia  i założył, że zaśmiała się tylko z uprzejmości. Zmarszczył jednak nieco brwi gdy Ruda kontynuowała przedziwny chichot podczas gdy wszyscy już dawno zamilkli. Po niedługiej chwili zorientował się, że coś musi być nie tak, czyżby wciąż miała pretensje do nich za to, że tworzyli tego wieczoru parę, a może chodziło o to, że w jakimś sensie bratał się z jej wrogiem Amelią Bones -  będzie musiał ją zapytać o co chodzi.
-Jej, Murph, nawet z moich mega śmiesznych dowcipów się tak nie śmiejesz , żałujesz, że nikt nie został ranny czy co? – powiedział dając nura  w głębiny zakłopotania i roześmiał się naśladując  histeryczny ton przyjaciółki.  Teraz oboje siedzieli w tym wszystkim po uszy.  W międzyczasie dołączyli do nich jeszcze Wandzia i Henry, który przedstawił się francuzowi. Wyglądali na nieco zziajanych, a zwłaszcza Puchon, który niemal natychmiast porwał jakiś kielich.
Na dźwięk słów „kupiłaś” i ”sukienka” Eric przewrócił oczami, teraz to się dopiero zacznie paplanina, i choć z jednej strony znużyło go to zanim dziewczyny zdążyły wymienić między sobą choćby jedno zdanie, to z drugiej strony ucieszył się słysząc ich swobodną rozmowę, bo jeszcze kilka dni temu  Murphy zdawała się być nieco zazdrosna o Puchoniastą i nie była zbyt skora do przebywania w jej towarzystwie, o babskich pogawędkach nawet nie wspominając. Gdy zdawało się, że powiedziały już o krojach, trenach, kokardkach, falbankach (choć Eric nie był pewien czy o tym mówiły, bo troszkę się wyłączył pałaszując jakąś bliżej niezidentyfikowaną przekąskę z kawałkiem sera ) wszystko co miały powiedzieć, Gryfon zwrócił się do Serga i Joe, na widok spojrzenia której, wspominając komentarz którym go uraczyła gdy jeszcze byli sami, znów się trochę zarumienił.
-Joe, Sergie, pozwolicie, że zostawimy was bez partnerów? Chciałbym porwać na chwilę Murph -  oznajmił najuprzejmiej jak tylko potrafił, licząc na to, że Joe, mimo iż ostatnio proponowała żeby zatańczył z przyjaciółką, nie będzie miała mu za złe, że krotką chwilę po uroczystym rozpoczęciu już wymykał się z inną dziewczyną.
-Panienko Hathaway, czy byłaby panienka tak dobra i zaszczyciła mnie tańcem? –zapytał kłaniając się jej bardzo nisko,  tak nisko, żeby przypadkiem nie była w stanie zauważyć, że ledwie powstrzymywał się od śmiechu. Gdy jednak na powrót się wyprostował na jego twarzy znów zagościł nieznaczny uśmiech, po czym chwyciwszy dłoń przyjaciółki zdał sobie nagle sprawę, że chyba robi to pierwszy raz w życiu. Owszem, wielokrotnie miał okazję poczuć dotyk delikatnych paluszków Rudej,  zwłaszcza na szyi, bo często zdarzało jej się, że chciała go za coś udusić, ale nigdy wcześniej ich palce nie spotkały się we wspólnym splocie, nigdy wcześniej nie zauważył jak są przyjemnie miękkie. Uśmiechnąwszy się w duchu jeszcze szerzej poprowadził przyjaciółkę na parkiet, a gdy tylko zaczęli – dość energicznie – tańczyć, zagadnął ją półgłosem.
-Strasznie się cieszę, że jesteś – uśmiechnął się doń ciepło – Ale dobra, starczy tych słodkości, teraz gadaj o co chodziło z Joe? – zapytał, czując, że dotykanie talii Puchonki o wiele mniej go krępowało – Widziałaś już dziś Rosie? Niech no tylko wystawi ten swój obślizgły łeb… - dodał i przygryzłszy nieco wargi rozejrzał się po tańczących parach, jednak nigdzie nie zauważył Ślizgonki. Mimo, iż wątpił, że pokusi się o fizyczne zranienie Murphy, to nie wykluczał faktu, że spróbuje ją w jakiś sposób ośmieszyć  przed resztą szkoły, no bo kiedy jak nie podczas balu na który przybyli prawie wszyscy uczniowie i pracownicy Hogwartu?
Sergie Lémieux
Sergie Lémieux

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptyPią 03 Kwi 2015, 21:05

-Cny rycerzu?- Zaśmiał się zanim konwersacja z Ericiem, oraz Joe się nawiązała. Nigdy nikt go nie określił rycerzem. Prędzej wrednym dziwkarzem, no ale...
Uśmiechnął się na wieść, że na szczęście nie ma strat w załodze, ponieważ parkiet był taki niebezpieczny. Murphy zareagowała śmiechem, czego jeszcze nie widział. Taaa, sam kiepsko ją rozbawiał, mimo tych ciągłych sucharów.
-Ericu, spokojnie. Po prostu czasami żarty są zabawne tylko dla Ciebie. Ja zazwyczaj próbuje tak zabić nudę, a doprowadzam do stypy. Hm, chociaż jakby się nad tym zastanowić to i tak coś zabijam- Poklepał kolegę po ramieniu, który zdawał się być jakiś zestresowany. Matko, co to, bal dramatów i strachów? Eh. Dziewczyny zajęły się rozmową na temat sukienki, więc Francuz podszedł do bufetu i chwycił pasztecika. -Kolego, napij się lepiej. Coś taki zdenerwowany się wydajesz.- Napomknął do Gryfona jedząc swój przysmak. Sam nie zamierzał wlewać w siebie alkoholu, broń Boże! Ale temu obok, by się przydało.
Nagle do ich towarzystwa doszła kolejna para. Wanda i Henry. Ten drugi podał mu dłoń, na co odpowiedział jej uściskiem.
-Chyba masz racje. Sergie.- Podał imię i westchnął. Luknął może raz, albo dwa w stronę Krukonki, który przeważnie go ignorowała. No nic. Jej partner dobrał się do jakiegoś kielicha, co odsłoniło mu obraz jakim była piękna Joe. Hm, dlaczego odwracała ciągle od niego wzrok? Coś zrobił nie tak? Ah! Teraz mu zaświtał ten pechowy wieczór w Skrzydle Szpitalnym. Zgadza się, trochę za dużo widział, ale spokojnie. Sam był wielką chodzącą zagadką, miałby paplać teraz o swoim kumplu Francisie i jego problemach, a także dziwnej sytuacji w jakiej się niedawno znalazła Puchonka? Raczej nie.
-Widzę, że mi partnerkę kradniesz.- Zażartował do przyjaciela, gdy ten zaprosił Murphy do tańca, po czym zabrał ją na parkiet. Nie licząc słodkiej pary, został z Jolene sam przy bufecie... -Jak się miewasz?- Spytał dla rozruszania atmosfery. Może w końcu zatrzyma na nim wzrok dłużej, niż sekundę? Chociaż robiła tak samo jak on w stosunku do panny Walker. Ah, szkoda znów to sobie przypominać! Cały bal będą go męczyły ponure myśli, że zachowuje się jak ostatni dupek? Znowu? W sumie teraz nawet nie potrafił odnaleźć Meredith wzrokiem, gdzieś mu zniknęła. No trudno.
-Nie ma Dwayne'a? Zawsze was widywałem razem.- Poza jednym momentem oczywiście. Gryfon nie znał bratniej duszy koleżanki, ale przynajmniej kojarzył osobnika. A właśnie! Gdzie Ross? Dlaczego nie ma go na balu? Lemię już myślał, że Kyle wparuje do sali i zacznie wyrywać wszystkie wolne panie i zapraszać do tańca! A tu go nie ma! Może nic nie wiedział o balu? Nie, to niemożliwe. Także nic nie wspominał. Więc gdzie zaginął? Dobrze, nieważne. Skupmy się na rzeczach obecnych.
Benjamin Auster
Benjamin Auster

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptyPią 03 Kwi 2015, 21:06

Ben właśnie nakładał sobie kopiastą łyżkę pieczonych ziemniaków, kiedy w myślach musiał przyznać, że ten bal nie jest w sumie taki zły.
Przede wszystkim – to wspaniała okazja aby poznać zacne grono pedagogiczne Hogwartu na stan obecny, czyli rok ’77. Alkohol znacznie ułatwiał to niezwykle trudne zadanie. Zważywszy na fakt, że niestety był świadomy tego, że prawdopodobnie spotka paru starych nauczycieli takich jak nieśmiertelna (w przenośni) profesor McGonagall czy nieśmiertelny (dosłownie) profesor Binns. Musiał być przygotowany na konfrontację z nimi, prędzej czy później, Benjamin musiał spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać zarówno przed sobą jak i przed nimi, że poniósł sromotną porażkę. Nie był taki utalentowany jak kiedyś przypuszczał, nie był również nawet w połowie taki silny, jakby chciał. A powrót do szkoły oraz praca w bibliotece pod czujnym okiem pani Pince boleśnie mu uświadomiła mu jego małość. Oraz długą, ciężką drogę do sukcesu, w który nadal uparcie wierzył.
Stop, to całe poznawanie miało być przyjazne, prawda?
Pozdrowił gestem gajowego oraz szkolną pielęgniarkę (panią Pomfrey czy Poppy? Będzie miał problem z tym ogromny problem) po czym rozejrzał się pobieżnie po Sali. Nie zauważył Rose, bezczelnej małolaty już szykującej się do ataku na jego skromną osobę. Jego uwagę zwrócił profesor Milton, różniący się wyraźnie od tłumu uczniów. Czym? Na pewno nie wzrostem, to na pewno. Jednak Ben z łatwością zauważył, że jego pokryta szczeciną twarz wygląda o wiele starzej, mężczyzna mógł liczyć około trzydziestu lat. Auster zanotował w pamięci aby nawiązać z nim rozmowę, kto wie, może nawet dzisiaj?
Wyglądał na osobę dosyć interesującą.
Podobnie jak inny, o wiele bardziej… kontrowersyjnie wyglądający jegomość, który w tej chwili rozpoczął rozmowę z markotnym, niezrównoważonym emocjonalnie oraz psychiczne woźnym, Argusem Filchem.  Do którego ani na jotę nie pasowało towarzystwo kogoś z jaskaropomarańczową barwą włosów, oraz cudacznym kapeluszu na głowie. I zdziwiony Auster przyglądałby się Landonowi dłużej, gdyby nie kuszący zapach.
Ben właśnie zabierał się do skonsumowania kopiastej łyżki ziemniaczków gdy nagle poczuł, że coś jest nie tak. Zorientował się jednak zbyt późno, poderwany nagle do góry przez wyjątkowo silną dłoń uczepioną do jego niewnnej, nieskazitelnie białej oraz idealnie wyprasowanej koszuli.
W tym całym szoku zarejestrował najpierw twarz Rosalie Rabe.
Czy spodziewał się tego? Absolutnie nie. Pomimo tego, że owszem, jakaś mikroskopijna część jego podświadomości być może sugerowała kiedyś, że nie skończyła jeszcze szkoły -  w końcu wyglądała na smarkulę z wysoko zadartym nosem, sądzącą że czerwona szminka oraz szpilki dodadzą jej dojrzałości – uparcie wierzył w to, że już jej nigdy nie spotka. Na jego nieszczęście zapomniał jednak o tym, że jeżeli chodziła do jakiejś szkoły, najprawdopodobniej był to Hogwart.
Patrząc w jej rozszalałe, niebieskie tęczówki nie miał wątpliwości – jej także nie było to w smak.
Jednak zbyt wiele razy w swoim krótkim, tak marnym życiu miał styczność z panienką Rabe. Czując narastającą wściekłość, chwycił ją za nadgarstek i ścisnął mocno. Na tyle, aby dziewczyna rozluźniła chwyt, zapewnie zszokowaną tak śmiałą reakcję. Odsunął się od niej, świadomy tego, że zaprezentowane  teatrum przyciągnęło uwagę każdego w promieniu dziesięciu metrów. Był wściekły, tak bardzo wściekły na małą, bezczelną gówniarę. Co ona sobie myśli?
Wiedział, że musi działać bardzo subtelnie, aby uniknąć… plotek. Bądź wydalenia go ze szkoły, pozbawiając posady oraz azylu, na którym tak cholernie mu zależało.  Miał za sobą wystarczająco wiele upokorzenia oraz porażek, dlatego nie mógł pozwolić sobie na kolejną przegraną. Wykorzystując jej zdziwienie, odpowiedział w ułamku sekundy
- Dosyć – jego ton nie pozostawał wątpliwości, podobnie jak piwne oczy, w których nie dało się dostrzec żadnych emocji – Panno Rabe.
Dodał, po czym poprawiając potarganą koszulę, odszedł od stołu. W najciemniejszy kąt Sali, dając wymowny znak Rose, aby podążyła za nim. Zamieszanie wywołane jej irracjonalną reakcją, powoli już cichło, gdy Ben syknął z nienawiścią.
- Co to miało być, do cholery? Do reszty zgupiałaś?
Ben Watts
Ben Watts

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptyPią 03 Kwi 2015, 22:09

Przenikanie tajemnic cudzych umysłów w ten czy innych sposób, choć tak zajmujące oraz pasjonujące w swoim skomplikowaniu nie zawsze musiało się kończyć dobrze dla zainteresowanego. Ben był tego boleśnie świadom, świadom prawdopodobnie bardziej niż ktokolwiek inny w tej szkole , a jednak nie porzucał nawyku każącego choć spróbować zbliżyć się do co ciekawszych jednostek, zrobić w ich podszewce niewielką dziurę i zajrzeć do środka. Tykające w ludzkich wnętrzach mechanizmy, strumienie myśli stanowiły zbyt fascynujące koncepty.
O ile w schematy tworzące Aristos miał szansę zerknąć ledwie przez godzinę czy dwie, czuł, że były tą częścią młodej Gryfonki, jaka nie wychodziła na światło dzienne przy każdym. Teraz pozostawało mu nakreślić sobie w głowie resztę obrazu – zaczynając od zaraz, bo po co marnować czas.
Rzucony od niechcenia komplement i następujące zaraz po nim pociągnięcie za krawat wygładzające ciasny węzeł, absolutnie zaskoczyły Szkota. Jakkolwiek dziwnie czy smutno by to nie brzmiało, miłe słowa od kogoś innego niż Sam zawsze budziły w Benie pewną podejrzliwość, podświadome przekonanie, że krył się za nimi jakiś osobisty interes. Ludzie byli z natury egoistycznymi stworzeniami. Mimo wszystko pozwolił mięśniom twarzy na okazanie zaskoczenia, a potem lekkie drgnięcie kąta ust. Niestety znał pannę Lacroix zbyt słabo, by w jej nagłym uśmiechu po tym jak zerknęła gdzieś ponad jego ramieniem odczytać skrajnie negatywne emocje.
Później czas potoczył się szybko – przemówienie, ucieczka z dala od ciekawskich spojrzeń. I choć Aristos na pewno nie mówiła serio, że chciała mieć przy sobie kogoś, kto potrafiłby czytać jej w myślach, Watts ledwie powstrzymał gorzkie parsknięcie. Och jak bardzo nie miała pojęcia, że ustrzeliła w sam środek tarczy, mimo zawiązanych oczu. Nie zamierzał zrywać tej opaski, bo dopóki pozostawała w miejscu, pozostawał względnie bezpieczny.
Im dalej, im głębiej gdzieś w cieniach pełznących przy ścianach, tym bardziej Ben miał wrażenie, że nie tylko on jeden nie miał ochoty pokazywać się na tym balu – fiolka mieniąca się srebrem, którą nagle wsunięto mu w dłoń odrobinę zatrzęsła tą opinią. Odruchowo zacisnął mocno palce na szkle, gdy Francuzka pociągnęła błękitny krawat, by ściągnąć jego głowę nieco niżej, do swojego poziomu. Słowa wypowiadane wprost do ucha niosły w sobie coś niepokojącego, coś co wywołało zimny dreszcz i na moment zasnuło cieniem jasne spojrzenie. Choć nie mógł nawet przypuszczać, co też takiego Aristos uznała za warte jego uwagi, błyszczące wspomnienie intrygowało, ciągnęło, by odkrył tajemnicę. Uwolniony z uścisku obrócił fiolkę w palcach, a potem zerknął uważnie na twarz dziewczyny, jakby szukał tam odpowiedzi na niezadane na głos pytanie. Wreszcie kiwnął tylko lekko głową, chowając przedmiot do wewnętrznej kieszeni marynarki.
Być może zapytałby ją jeszcze, co też takiego znajdowało się teraz w jego posiadaniu, gdy z półmroku wyłonił się kształt – kształt, który bezczelnie staranował panienkę Lacroix i prawie powalił ją na ziemię. Prawie, bo szybko wyciągnięte ramię prefekta Krukonów objęło ją w pasie i powstrzymało upadek, przez moment utrzymując cały dziewczęcy ciężar. Szybko rzucona propozycja tańca przywołała na twarz Bena nieznaczny grymas, zmarszczyła jasne brwi – bo choć wystarczyło, że sam przekaz był bezczelny po wpadnięciu na kogoś i braku przeprosin, sam głos delikwenta przypomniał o niezbyt przyjemnych obozowych wydarzeniach.
- Idź odbijać gdzie indziej – rzucił, nie siląc się nawet na uprzejmość. Dłoń znajdująca się aktualnie na biodrze Gryfonki przygarnęła ją bliżej boku blondyna. - Byś chociaż przeprosił, w stodole cię chowali?
Nie miał pojęcia, jak to się stało, że Luca Chant do którego generalnie nie żywił żadnych gwałtownych uczuć, po raz kolejny wtrącał się między Wattsową wódkę a zakąskę – najpierw na obozie w towarzystwie Porunn, teraz tu. I nie, cała sytuacja ani odrobinę go nie bawiła, choć zwykle nie brakowało Benowi poczucia humoru.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptySob 04 Kwi 2015, 00:35

Bal? Świętowanie? Towarzystwo? Jasmine nie miała pojęcia, co te trzy słowa mogły mieć wspólnego z nią. Owszem, kiedyś to były nieodłączne przymioty jej życia... lecz teraz? Żyła z dnia na dzień, nie myśląc o zabawie i uciechach. Motała się od jednych myśli do drugich, łapała skrajne stany emocjonalne, a to wszystko było podyktowane jednej osobie. Franzowi Kruegerowi. On był powodem jej aktualnego stylu egzystencji i tylko jego można było o wszystko oskarżać. Ślizgonka nie wiedziała już, co z nim zrobić. Był dla niej ważny, cholernie ważny (tak, moje kolokwialne cholery są wszystkim znajome - autorka), jednak to, co zobaczyła wtedy przy Wrzeszczącej Chacie przeszło jej najśmielsze i zarazem najczarniejsze oczekiwania. Zakrwawiona koszula oraz ręce, wyznaczniki każdego mordercy śniły jej się po nocach, przez co chodziła coraz bardziej niewyspana i sfrustrowana.
Sowa od Alexa uwolniła ją chociaż na moment od czarnych wizji, więc mimo złości na O'Malleya, która jeszcze gdzieś błądziła po jej żyłach, skupiła myśli na treści. Dopiero wtedy przypomniała sobie o tym, że jest Noc Duchów i Drops zorganizował z tej okazji bal. Jasmine dość sceptycznie do tego podchodziła. Nie miała partnera, a mało kogo obecność mogła znieść.
No tak. Alexandra tolerowała. Można nawet powiedzieć, że darzyła sympatią, zakorzenioną gdzieś w latach dzieciństwa, gdy byli nierozłączni. Ba, nawet wróżono im małżeństwo. Może w innych czasach. Kiedyś. Kto wie.
Zdecydowała się iść na ten bal. Wsunęła na swoje ciało pachnące jaśminem elegancką i zarazem iscie kobiecą kreację, która łączyła dwa najprostsze kolory świata. Duet idealny, dopełniony przez szpilki i rozwiane wiatrem włosy. I kwiat jaśminu za uchem, który miał za zadanie przykuwać wzrok na tle czarnych loków.
Czekała na swego partnera w pokoju wspólnym, gdzie idąc z nim pod ramię udała się do Wielkiej Sali. Czy byli spóźnieni? Oczywiście, że nie, to ten szkolny spęd zaczął się zbyt wcześniej. Natłok uczniów uderzył pannę Vane i aż miała ochotę się wycofać, ale po krótkim namyśle uznała, że jej obecność, a także i paru innych osób uświetni tę imprezę i nie pozwoli jej spaść na samo dno beznadziei. Gdzieś nad tłumem mignął jej srebrny wąż usytuowany na plecach panny di Scarno. Miała zamiar złapać ją później.
-Masz zamiar przetańczyć ze mną całą noc, bezwstydnie upić, a potem obudzę się w Twoich ramionach? -zapytała, zabierając z pobliskiego stołu kieliszek z winem.
Gość
avatar

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptySob 04 Kwi 2015, 00:56

Kłóciły się już o to parę dobrych dni. A może nawet i dłużej. Raczej na pewno, albowiem wszystko zaczęło się w momencie gdy informacja o balu dotarła do uszu Charlotty. Od razu w jej głowie pojawiły się różne wyobrażenia owego wydarzenia; ogromna sala, bogato przybrana wszelakiej maści ozdobami wiszącymi we wszystkich możliwych miejscach; niezliczone pary tańczące w rytm muzyki; przepiękne stroje, tak różne jak różni są noszący je ludzie. A do tego wszystkiego niewielka orkiestra,  no i przede wszystkim stojący z boku wielki fortepian, a przy nim siedząca Charlotta. Nie było bowiem na świecie rzeczy którą kochała by bardziej od gry na fortepianie. Mogła spędzać przy nim długie godziny, w ogóle nie zwracając uwagi na otaczający ją świat. Zawsze potem dziwiła się jak to szybko wszystko minęło. Niestety były to tylko wyobrażenia, i szansa zagrania na tak uroczystym przyjęciu była doprawy znikoma. Pozostawały więc jej tylko te skrawki radości, gdyż wszystko inne pogrążone było zazwyczaj w dołującym smutku.
Z drugiej strony „lustra” była z kolei Seraphiné. I jej jakże odmienny stosunek do całego tego wydarzenia. Zupełnie nie miała ochoty na branie udziału w balu, szczególnie że potrzebowały by partnera do uprawiania ruchu, potocznie zwanego tańcem. I nie chodziło tu nawet o samą umiejętność, bowiem jako przedstawicielka dość starego rodu obowiązkowo uczyła się tego już od młodości. Większe znaczenie miał tu przede wszystkim kontakt z drugą osobą. Nie lubiła pokazywać swojej „twarzy” innym osobom. Mało kto wiedział, że poza niewinną Charlottą, w tym małym ciele istnieje też druga istota. Istota, która tak samo jak inni pragnęła normalnie żyć. Ale żyć na własnych, nie narzucanych przez kogoś innego zasadach. Tak by nie zostać przez nikogo zraniona. Nigdy więcej.
Ciężko się kłócić z osobą która ma wgląd w twoje własne myśli. Nie wszystkie, ale jednak. A jeszcze ciekawiej robiło się gdy działało to w obie strony. Dlatego teraz, częściej nawet niż kiedyś, można było zauważyć Char po prostu nieobecną myślami w rzeczywistości. Chodziła, wpadała na innych ludzi, czasem nawet na ścianę, notorycznie mówiła coś pod nosem, przez co niektórzy uczniowie sądzili że zwraca się do nich. Niestety, byli totalnie ignorowani. Bowiem po raz pierwszy od dłuższego czasu Charlottcie naprawdę na czymś zależało. Jej jałowe życie miało szansę doznać czegoś, czego barwą nie była szarość. To pragnienie, które zazwyczaj objawiało się jedynie chęcią zagrania na fortepianie, dawało się teraz Seraphiné dość mocno we znaki. Była tym zaskoczona. I zainteresowana. Char, zawsze tak jej uległa, teraz zdecydowanie się postawiła. Sera zdecydowała się nieco ustąpić. Chciała zobaczyć jaki efekt wywołała na Char ta cała idea balu. Zgodziła się więc.
Kilka dni później z rodzinnego domu przyleciała do niej paczka z sukienką, którą miały zamiar na siebie założyć. Nie było to nic oszałamiającego, szczególnie porównując ją z niektórymi kreacjami które Char (czy Sera) później zobaczyły. Niestety, jej wkładanie sprawiło nie wprawionej za bardzo dziewczynie dość spory problem, czego skutkiem było dość znaczne opóźnienie względem rozpoczęcia balu. Wreszcie, jakimś cudem założywszy na siebie ubranie, jakieś pół godziny później dotarły pod potężne drzwi Wielkiej Sali. W środku, oczywiście, trwała już w najlepsze zabawa. Choć bardziej niż ludźmi znajdującymi się w środku, Char zainteresowała się muzyką graną przez niewielką grupkę dość utalentowanych grajków. Och, jakże chciałaby również zagrać. Dopiero po chwili błogiego rozmyślania zorientowała się iż stoi sama, bez możliwości wejścia do środka, gdyż praktycznie każdy miał już swoją parę. Seraphiné pomyślała że Char to jednak totalny głupol. Iść na bal bez pary. I teraz stać jak kołek przed wejściem. To potrafi tylko jej durnowata druga połowa. Że też jest skazana na życie z nią w jednym ciele.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptySob 04 Kwi 2015, 01:00

Jego bliskość, choć spowodowana koniecznością, potrzebą przekazania wiadomości bez ryzyka bycia podsłuchanym, zadziałała wyjątkowo kojąco na nerwy Gryfonki. Wyraźnie mniej spięta niż przed sekundą wypuściła krawat chłopaka z uścisku, cofnęła się lekko i i obdarzyła go krótkim uśmiechem, bławatkowym spojrzeniem obrzucając coś sztormowego, co wyglądało z oczu Watts’a, głodne informacji. Wiedzy, którą tylko ona mogła dostarczyć.
I chociaż wiedziała, że za kilka chwil padnie nieuchronnie zbliżające się pytanie, na myśl o nim czuła tylko ekscytację. Z jakiegoś powodu możliwość wyjawienia chłopakowi prawdy o jego matce, o jej obecności tak blisko zamku, o tym spotkaniu, które wstrząsnęło w posadach jasnowłosą Gryfonką było szaleńczo podniecające.
Wyczytała nieme polecenie z jego spojrzenia, widziała je, pulsujące nadciągającą burzą, dokładnie w ten sam sposób, w jaki pulsowało kiedy jego dłonie dotykały jej karku i włosów, zajmując wargi kolejnym pocałunkiem. I może nawet zaspokoiłaby tą ciekawość, ten głód, gdyby nie złośliwość losu, który tego dnia uparł się chyba robić panience Lacroix na przekór tak bardzo, jak bardzo było to realne.
Nie spodziewała się uderzenia, fali bólu dotykającej żebra, jęku, jaki wyrwał się z ust bez udziału jej woli, a który był następstwem nagłej utraty tchu. Ktoś wpadł na nią bezceremonialnie, zatrząsnął drobną sylwetką, wytrącił ją z równowagi i niemalże sprawił, że dziewczyna powitała podłogę z bardzo bliska – na jej szczęście Watts miał jednak całkiem dobry refleks, który w połączeniu z ramieniem chwytającym jej talię uchronił Aristos od upadku. Upadku, który, choć niebezpieczny dla jej ciała, o wiele większe szkody przyniósłby zapewne dumie, a to nie skończyłoby się dobrze dla taranującego.
O ile w ogóle była możliwość, że skończy się to dla niego dobrze.
Bezwolnie jak marionetka pozwoliła, by Ben przycisnął ją do siebie mocniej, objął pewniej, a jego koszula zaatakowała jej nos przyjemnym zapachem perfum, znajomym aromatem skóry Szkota. Otrząsnęła się z pierwszego szoku i odchyliła głowę, napotykając ciemnowłosego chłopaka, którego imię i nazwisko majaczyło jej niewyraźnie gdzieś na końcu języka. Chant? Lucas? Luca?
Skrzywiła się lekko, prędko kalkulując priorytety i bez problemu dochodząc do zadowalającego w skutkach wniosku – kogo obchodziło, jak się nazywa, skoro właśnie potraktował ją niczym boję na morzu?
Parsknęła, słysząc pytanie, a później skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, czując jak palce Watts’a zaciskają się na jej biodrze, jakby bał się, że może jednak przyjmie propozycję niezbyt dobrze wychowanego osobnika.
Aristos, o ile nie była do końca pewna czy aby jej umysł nie poddał się szaleństwu w ciągu ostatnich tygodni, rozsądek i piątą klepkę miała zdecydowanie na miejscu. Miała także bardzo, bardzo zły dzień.
- Chant – zaczęła słodkim tonem, od którego co bardziej bojaźliwemu uniosłyby się wszystkie włoski na karku, jednocześnie wyswobadzając się z uścisku Bena. Chwyciła drugiego z Krukonów za kołnierzyk i poprawiła go niemal pieszczotliwie.
- Choćbyś był ostatnim cholernym samcem na tym przeklętym balu… - wyszeptała, gdzieś z wargami przy jego uchu – Nie zatańczyłabym z tobą nawet gdyby zależało od tego moje życie, a teraz zejdź mi z oczu i radzę ci, zrób to szybko, bo mogę się jeszcze rozmyślić i zamienić ci oczy w śliwki. I tak ich nie używasz – syknęła, odsuwając się od niego jak gdyby nigdy nic, zostawiając za sobą zapach fiołków, winogron i groźbę wiszącą w powietrzu.
Kątem oka dostrzegła Jasmine, wkraczającą do Wielkiej Sali w towarzystwie Alexandra; rozmówiła się z kuzynem jakiś czas temu, choć wciąż na jego widok odczuwała przypływ niezidentyfikowanej irytacji, a jeśli dodać do tego Chanta...
- Watts, chyba zmieniłam zdanie. Chodź, nauczę cię tańczyć walca - mruknęła, zaciskając drobną dłoń na rękawie jego marynarki. Wszystko, byle tylko oddalić się z tego przeklętego miejsca.
Lucas Shaw
Lucas Shaw

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptySob 04 Kwi 2015, 01:43

Nie trzeba było powtarzać Lucasowi dwa razy, że w szkole organizowany jest bal. Mimo, że należał do grona najbystrzejszych uczniów, na poważnie zainteresowanych nauką i dążących do kariery mimo wszelkich przeciwności losu, zawsze znajdował czas na rozrywkę. Rozdzielał te dwie sfery swojego życia grubą kreską i nigdy jedno nie kolidowało z drugim. Nauczył się we wczesnych latach organizować swój czas tak dobrze, że teraz nie marnował ani minuty. Chyba, że chodziło o spanie. NA to zawsze miał czas. Nie wypominał sobie tego nigdy, przecież podczas snu się wypoczywa. A odpoczynek był bardzo ważny i nie należało go zaniedbywać. Bieganie, Quidditch, nauka, przyjaciele, smoki i rozrywka. Idealny przepis na spędzenie każdego dnia. W takiej lub innej kolejności. Dziwnym trafem nigdzie nie było miejsca na takie słowo jak "miłość". Wcale nie dlatego, że Lucas wzbraniał się przed tym uczuciem. Po prostu nie uderzyło go jeszcze z taką mocą, aby zdecydować się na kolejny krok. Kolejny związek, który może by był przelotny, może burzliwy... lepiej z tym zaczekać do odpowiedniej chwili. Ubrany w garnitur z ciemną koszulę udał się spokojnym krokiem do Wielkiej Sali. A z kim? Z nikim. Uznał, że nie będzie bawił się w obrażanie się dziewczyn, którym musiał odmówić. Którą miał wybrać, skoro wszystkie były sobie równe? Samotność i zapraszanie przypadkowych, wolnych panien do tańca będzie najlepszą metodą. Miał właśnie stanąć przed drzwiami do Sali, gdy ujrzał dziewczynę w bieli. Przekrzywił lekko głowę, mierząc ją spojrzeniem. Chyba to była panienka Monrency z Slytherinu. Wyglądała niezwykle powabnie w tej kreacji. Postanowił podejść do niej.
-Cześć. Czyżby Twój partner się spóźniał? -zagadnął ją miło. Spojrzał na tłok, który zebrał się w Wielkiej Sali.
Alexander O'Malley
Alexander O'Malley

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptySob 04 Kwi 2015, 02:06

Siedział na łóżku, leniwie zapinając spinki od mankietu i po raz kolejny upewniając się, że różdżka spoczywa w wewnętrznej kieszeni marynarki wciąż leżącej na narzucie. Nie wiedział co też go podkusiło, by zamiast cichej rozmowy i spokojnego wieczoru zaoferować Jasmine noc w świetle reflektorów, skoro jej rozstanie z Kruegerem obiło się głośno i szeroko po całej szkole – z drugiej strony nie powinna się teraz chować po kątach. Podświadomie miał też wrażenie, że robi to, by rozdrażnić Whispera. Od czasu wizyty w jego gabinecie omijali się szerokim łukiem, a Alexander szczerze powiedziawszy, nie miał ochoty ani sił, by próbować przedrzeć się przez mur, jaki Dorian rozstawił wokół siebie tuż po jego wyjściu. Nie szukał z nim kontaktu i nie robiła tego też druga strona, dlatego przesyłka przyniesiona przez znajomą sowę wytrąciła go nieco z równowagi; z pewnym namysłem wpatrywał się teraz w niebieski kwiat, intensywnie rozmyślając, czy zabieranie go ze sobą będzie aby na pewno dobrym pomysłem. Uniósł go nawet do góry, przyglądając się z bliska delikatnym płatkom, w końcu jednak odłożył podarunek do pudełka, wrzucając go do szuflady w szafce nocnej.
Nie było czasu na ciche sentymenty. Żaden prezent, żadne listy i przeprosiny na pergaminie nie potrafiły rozmyć urazy, nie miały mocy usunięcia jej, zrzucenia w niepamięć. Jeśli Whisper nie ma na tyle odwagi, by stanąć z nim twarzą w twarz, nie zamierzał się przejmować.
Narzucając marynarkę na ramiona wyszedł z dormitorium, klnąc ostatni raz pod nosem - całe jego zdenerwowanie zniknęło jednak, gdy stalowoszare oczy napotkały pannę Vane. W czarno-białej, zwiewnej kreacji, smukła i drobna dokładnie tak, jak zapamiętał, prezentowała się zjawiskowo. Przyjrzał jej się z uśmiechem, a później podsunął dziewczynie ramię pozwalając, by wsparła się na nim miękko; zapach jej włosów, perfum i skóry przyjemnie drażnił nos, przyciągał uwagę, zagarniał spojrzenie, którego O”Malley nie mógłby mieć teraz dla nikogo innego.
Spóźnili się, ale kto by o tym myślał. Rozbawiony tłum wirujący na parkiecie w różnych interpretacjach klasycznego walca wydawał się być skoncentrowany tylko na tym: panienki unosiły się lekko i zwiewnie, panowie porywali je w ramiona… Lub pilnowali, by nie przydeptać bogu ducha winnej dziewczyny, która nie wiedziała na co się porywa, ruszając w tany z partnerem wielkości małego słonia.
O”Malley pozwolił Jasmine poprowadzić się w stronę jednego ze stolików, swobodnie obejmując dziewczynę w talii; ciepło jej ciała wręcz prosiło, by jej dotykać, by przyciągać ją bliżej i trzymać przy sobie, jakby zaraz miała gdzieś zniknąć. Tęsknił za nią ten cały czas i teraz, gdy nareszcie mógł porwać ją dla siebie, sprawić, by zapomniała o problemach i uśmiechnęła się szczerze choć jeden raz, nie planował w ogóle sobie żałować.
Kątem oka dojrzał Rosiera w towarzystwie Chiary, gdzieś mignęła mu panienka Rabe, gdzieś zamigotała znajoma biżuteria należąca do innej uczennicy, z którą kiedyś zamienił dwa, może trzy słowa. Oderwał się od obserwacji na dźwięk głosu Jasmine, a później parsknął śmiechem, stając za jej plecami.
- Mam zamiar. O ile upijanie cię nadal idzie mi tak dobrze, jak kiedyś… A myślę, że tak – odparł cicho, z wargami gdzieś przy jej uchu. Intensywny zapach jaśminu przyjemnie wypełniał przestrzeń między nimi, gdy Alexander obejmował wąską talię Jasmine, opierając brodę na jej ramieniu.
- Zanim jednak wprowadzę w życie ten niecny proceder, chciałbym ci coś dać – mruknął po chwili, jakby w momencie olśnienia przypominając sobie o zawiniątku w kieszeni marynarki. Wydobył je, ostrożnie rozplątał z materiału i po chwili zawiązał na szyi panny Vane czarną, obsydianową gwiazdę, przytwierdzoną do ciemnej aksamitki.
Gość
avatar

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 EmptySob 04 Kwi 2015, 03:43

Każdy normalny człowiek zagadałby do stojącej i przypatrującej się Wielkiej Sali dziewczynie. Char powinna się tego spodziewać. Znowu odleciała myślami gdzieś zbyt daleko, by docierało do niej cokolwiek z realnego świata. Nawet Seraphiné, starająca się zwrócić jej uwagę została początkowo zignorowana. W końcu została zmuszona siłą wedrzeć się do umysłu Char. Nie było to wyjątkowo przyjemne doświadczenie, szczególnie dla tej drugiej osoby, ale czasem nie był innej możliwości. Wrzasnęła coś, tak że w końcu panna Char się ocknęła, przy okazji nieznacznie podskakując. Doprawdy, ile z nią było problemów, to wiedziała tylko Sera. Jako że mniej inteligenta połówka nie usłyszała nawet co ten dziwnie uprzejmy chłopak mówił, ta bardziej inteligentna połówka powtórzyła jego słowa. Szczerze mówiąc ani jedna ani druga go nie znały. Musiał być starszy, bo Sera nie kojarzyła jego twarzy z zajęć. Tak przynajmniej się jej wydawało. Co nie zmieniało faktu, czy raczej jej podejrzliwej natury. Nie ufała nikomu oprócz samej sobie. Wiedziała że ludzie są fałszywi, że prawie zawsze chcą Cię wykorzystać do swoich własnych planów. Że poświęcą Cię tylko po to by je osiągnąć. Co mogło być wyjątkowo łatwe, zważywszy jak bardzo naiwna potrafiła być czasem jej „siostra”.
Char z zaskoczeniem spojrzała na przybyłego chłopaka. Nie wyglądał na kogoś planującego jakieś niecne czyny. Tak jej się przynajmniej wydawało. Po dłuższych oględzinach zauważyła oczy koloru jasnego niebieskiego, czy może inaczej; o kolorze pogodnego nieba. Oprócz tego czarne włosy, i jeszcze garnitur z czarną koszulą, stanowiący dość znaczny kontrast z jej śnieżno białą sukienką. Oczywiście owe przypatrywanie się trwało odrobinę za długo, za co została zbesztana w myślach przez Serę. Nieco zmieszana odwróciła wzrok. Owszem, chciała by ktoś podszedł do niej i być może zaprosił ją do środka jako drugą połówkę pary. Jednak stało się to tak szybko, w dodatku jeszcze w środku jej marzeń, że nie zdążyła nawet przemyśleć jakiegokolwiek scenariusza. Nie żeby jakiś miała. Było to typowe szukanie usprawiedliwienia. Pomyślała, tym razem już tylko przez krótką chwilę, po czym odpowiedziała przybyłemu chłopakowi, dalej utrzymując nieco zamglony wyraz twarzy:
-Cześć.- przywiała się niespokojnym tonem. Nie wiedziała jak się do niego zwrócić. Chciała zastanowić się co dalej, gdy w końcu Seraphiné straciła cierpliwość, i sama zaczęła prowadzić konwersację, zmęczona nieudolnością siostry. Dodała więc, zmieniając ton głosu na bardziej pewny:
-Niestety, mój partner nie przyjdzie, a jak widzisz w środku są w ogromnej większości tylko pary. Dlatego stoję tutaj.- przy okazji patrząc chłopakowi prosto w oczy. Chciała w ten sposób zatrzeć ślad niepewności zostawiony przez Charlottę. Po chwili powiedziała jeszcze:
-Byłoby miło gdybyś mógł się przedstawić. Nie czytam w myślach, a wszystkie twarze w szkole jest dość trudno spamiętać. Ja nazywam się S..-Charlotte Monrency.- o mało co, a nie przedstawiłaby się jako Seraphiné. Nieco ją to zirytowało. Miała nadzieję że chłopak nie zauważył zmiany w charakterze osoby przed nim stojącej. Jeszcze nabierze podejrzeń że Charl nie jest tak do końca normalną osobą. Oby nie. Nie potrzebowała dziwnych plotek na jej temat. Westchnęła i spojrzała na niego w oczekiwaniu na odpowiedź.
Sponsored content

Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Bal z okazji nocy duchów   Bal z okazji nocy duchów - Page 5 Empty

 

Bal z okazji nocy duchów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 14Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9 ... 14  Next

 Similar topics

-
» Dom Nocy [Watykan]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Eventy
-