IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Rezydencja rodziny di Scarno

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość
Dorcas Meadowes
Dorcas Meadowes

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptySob 15 Lut 2014, 20:17



Rezydencja rodziny di Scarno


Rezydencja rodziny di Scarno leżąca na obrzeżach Londynu, to parterowy, podpiwniczony i wyposażony w wygodne poddasze budynek, najprawdopodobniej z pierwszej połowy XX wieku. Choć w porównaniu do ich włoskiego zamku wypada w najlepszej sytuacji mizernie, jest to siedziba wygodna, urządzona bogato i wystawnie. Leży w pewnym oddaleniu od innych domów, a otaczający ją park również należy do rodziny Chiary.
W środku wyposażono ją w najnowocześniejszy sposób, jakby zaprzeczając pierwszemu wrażeniu jakie dom wywołuje. Dzieli się na trzy zasadnicze części: pokoje prywatne jej rodziców, pomieszczenia otwarte dla gości i te pełniące rolę gospodarczą oraz lokum Chiary, które zajmuje połowę poddasza i w gruncie rzeczy może uchodzić za osobne, samowystarczalne mieszkanie.


Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyPon 17 Mar 2014, 01:00

Krople krwi na twarzy Chiary, które w jakimś momencie musiała bezwolnym ruchem rozetrzeć, tworzyły mozaikę godną wyruszającego do boju Indianina, ale ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Właściwie nie zwracała uwagi na nic i trudno rzec czy w obecnym stanie świadomości wiedziała w ogóle gdzie się znajduje. Ale zimny, elegancki wystrój wnętrza i ciemne panele, na których klęczała nie pozostawiały wątpliwości, że choć nie pamiętała w jaki sposób się do niego dostała, przebywała w swoim londyńskim domu.
Zesztywniałe palce dziewczyny wciąż jeszcze zaciśnięte były na niewielkim sztylecie, a obszerne plamy krwi zasychały powoli na połach jej sukni, z której jeszcze kilka godzin temu tak była zadowolona. Teraz pewnie już nigdy nie założy na siebie niczego w tym kolorze. Nie była przesądna, ale z drugiej strony nie były jej obce uprzedzenia. Prawdę powiedziawszy uczucie nienawiści do osób i rzeczy (w tym potencjalnie kolorów) było jednym z tych, które odczuwała najczęściej.
Przyszłość pozostawmy jednak na później i skoncentrujmy się na teraźniejszości, bo ciszę panującą w całym domu przerwały właśnie jakieś kroki, których Chiara zdawała się jednak nie słyszeć. Zaryzykuje stwierdzeniem, że w chwili obecnej była głucha i ślepa na wszystko co działo się poza jej własną głową. Z letargu nie wybudziło jej nawet ciche stukanie do drzwi, ani lekkie ich skrzypnięcie, które towarzyszyło poruszaniu się zastanych zawiasów. Jej matka nigdy, przenigdy nie wchodziła do jej pokoju bez wyraźnego pozwolenia, dziś jednak najwyraźniej czuła się upoważniona do złamania ich niepisanej umowy, najprawdopodobniej dlatego, że Chiara miała urodziny, a wcześniej uciekła zanim Clariss zdążyła złożyć jej życzenia. O ile łatwiej by było, gdyby potrafiła odnaleźć w sobie dość odwagi i spojrzeć matce w oczy jeszcze przed ślubem! Teraz jednak było już na to zbyt późno, bo kobieta stanęła w progu i pobledłszy przyłożyła drżącą dłoń do ust, bez słowa przyglądając się swojemu jedynemu dziecku. Jej świszczący oddech coraz szybciej wibrujący w powietrzu w końcu ocucił Kurkonkę, której zwężone oczy drgnęły i skoncentrowały się na Clariss, osobie która dała życie temu ciału, a potem rzuciła je na pożarcie wilkom. Umazaną we krwi twarz na kilka sekund ozdobił dziecięcy uśmiech córki, gotowej dla matki zrobić wszystko, a do umysłu Chiary przedarł się obraz, któremu opierała się przez ostatnie lata. Obraz kobiety wciąż pięknej, ale zrozpaczonej, zrezygnowanej i zniszczonej życiem. A przede wszystkim zagubionej i pogrążonej w beznadziei, przytłoczonej rzeczywistością, wobec której nie potrafiła zachowywać się w sposób odmienny od akceptującej wszelkie ciosy bierności. Ten obraz szybko jednak rozmył się w odmętach zarzutów, zakrzepłych wspomnień tych wszystkich sytuacji, w których Chiarze tak potrzebna była matczyna miłość i wtedy pozostała tylko paląca nienawiść i podobny do rwącej rzeki żal, który uniemożliwiał odczuwanie współczucia.
-Chiaro? – drżący, płaczliwy głos matki przedarł się przez chwiejny mur, który Chiara próbowała odbudować wokół swojej rozdartej na strzępy psychiki i przełamał wszystkie tamy. To ona, a nie matka, była tutaj ofiarą! To jej skradziono dzieciństwo, ją skazywano na dorosłość pozbawioną szczęścia, spełnienia i wolności! Jak osoba tak dobrze znająca ból zniewolenia mogła na coś podobnego pozwolić w stosunku do swojego dziecka? Jak mogła spokojnie patrzeć na jego samotność i kolejne krzywdy, które mu zadawano? Jak mogła wreszcie stać teraz i patrzeć na nią z żalem, zawodem i strachem, jakby spłodziła potwora, a nie go wychowała!
-Tak, matko? – głos dziewczyny był pełen nienawiści i ironii. Clariss nie zasługiwała na to określenie, Chiara nie miała rodziców. Była sierotą jeszcze zanim się urodziła, przechodziła z rąk do rąk ludzi, którzy w większości traktowali ją jako narzędzie, a nie człowieka z krwi i kości, czującego w dodatku.
W reakcji na ton córki, kobieta cofnęła się o pół kroku i zachowała dokładnie tak, jak to czyniła przez całe dorosłe życie. Zamknęła w sobie i zdecydowała, że wycofanie i akceptacja stanu rzeczy takim, jakim go jej prezentowano, jest jedynym na co może sobie pozwolić. Och, jakaż była żałosna!
-Wiesz, mamo, właśnie zabiłam człowieka i nie czuję się winna. To ty masz na barkach odpowiedzialność za to co się stało, mogłaś uciec i wziąć mnie ze sobą, ale ty wolałaś znosić poniżenie i ból ze strony człowieka, który nigdy cię nie kochał i dla którego znaczysz mniej niż gnomy w ogrodzie. – spojrzała na nią zimnym, beznamiętnym wzrokiem i obojętnie przyglądała się jak w oczach Clariss pojawiają się łzy, a ona sama próbuje coś powiedzieć, może wydusić z siebie jakieś usprawiedliwienie. Ostatecznie jednak obróciła się i cicho łkając zniknęła w półmroku korytarza, zostawiając swoją córkę kipiąca lodowatym gniewem i powoli uświadamiającą sobie grozę ostatnich godzin.
Kłamała mówiąc, że nie czuje się winna. Nie obarczała matki odpowiedzialnością, to ona trzymała w dłoni sztylet, który przebił ciało Chalusa Pottera, mogła oddać swoje życie w obronie wartości i moralności, których w normalnych rodzinach uczyli rodzice. Ale nie potrafiła. Była egoistką i tchórzem. Wciąż go trzymała! Obrzydzenie zabłysło w oczach Chi, kiedy zerknęła na swoje odbicie w wężowym lustrze. Ochrzczona przez nią broń wysunęła się z jej bezwładnej dłoni i i spadła na ziemię wbijając się w deski parkietu.
Chiara tego nie zauważyła wpatrzona w swoje twarz i nie wierząc w to, co widzi. Po policzkach spływały jej słone łzy barwiąc się rozmazaną na twarzy krwią i kapiąc na zbezczeszczoną suknie. Nie płakała odkąd po raz pierwszy zmuszona ją do obejrzenia tortur człowieka, kiedy była jeszcze małą, niewinna dziewczynką, lubiącą głupie żarty i przedkładającą uśmiech ponad gryzący sarkazm. Otarła dowód swojej słabości szybkim ruchem i pozbyła się ubrań rzucając je na pożarcie płomieniom. Coś często ostatnio w ten sposób kończyły elementy jej garderoby…
Czując jak powoli coś się w niej zamyka, obmyła się z potu, krwi i strachu, po czym skierowała się do szafy. Muskając palcami kolejne sztuki szaro-czarnych ubrań, bez litości odrzucała na stos wszystko co miało choćby niewielki element czerwieni. To także miało skończyć swój żywot w kominku. W końcu w jej dłonie wpadł gorset, który tego ranka dostała od Jasmine, jakże inną osobą była wtedy! Włożyła na siebie prezent od przyjaciółki, zaciskając tasiemki z taką siłą, że ledwie mogła oddychać. Ona jednak nie widziała różnicy, i tak czuła jakby coś oplatało jej pierś z siłą, która nie pozwalała na oswobodzenie. Dobrała do tego spódnicę i nie przejmując się wilgotnymi jeszcze włosami wyszła z garderoby i zbliżyła się do kominka obrzucając ostatnim spojrzeniem pokój. Na środku w podłogę wbity był sztylet Daemona, a dookoła nieco dramatyzmu dodawały scenerii ślady krwi, ledwie widoczne na ciemnym drewnie, wiedziała, że te dowody zbrodni za kilkanaście minut, góra za godzinę znikną i żaden przypadkowy gość nigdy nie dowie się, co zrobiła na ślubie Belli i Rudolphusa.
Wrzuciła garść proszku fiuu w płomienie, które zabarwiły się na zielono i nie obracając się już za siebie, wróciła tam, gdzie jej miejsce – do Hogwartu. Aby udawać, że jest normalną uczennicą, której życie prywatne jest równie nieciekawe jak reszty pupilków Dumbledore’a. Nie chciała wciąż być w domu kiedy wróci ojciec, a była tu już zapewne kwestia kilkunastu, najwyżej kilkudziesięciu minut. Nie wiedziała czy znajdował się wtedy na sali, pomiędzy innymi Śmierciożercami, jednak niewiele to zmieniało. Jeśli bowiem mógł obejrzeć sobie ten mały spektakl, będzie chciał poznać jego kuluary. Jeśli nie, na pewno zauważył nieobecność córki i postawi sobie za punkt honoru wydobycie z niej informacji.

z/t
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyCzw 26 Cze 2014, 21:24


UPIORNE WYJCE W HOGSMADE


Rezydencja rodziny di Scarno Blog_cu_4820389_7406712_tr_81d9f697daf7b9c800bc3dfaf44d5f72


Uwaga ludzie! Frank Lemarchal, wokalista i lider zespołu Upiorni Wyjce, we wczorajszym wydaniu Czarownicy powiadomił swoich licznych fanów o nadchodzącym koncercie w Hogsmade. Odbędzie się on 10 lipca 1977 roku, niedaleko Wrzeszczącej Chaty.

Rezydencja rodziny di Scarno Tumblr_m6x3uiuK5u1r4aal4o1_r1_500


Mało tego! James Backerman, sławny gitarzysta zapowiedział, że do wygrania będą ekstra koszulki Upiornych Wyjców. Jest to główna nagroda przewidziana za najlepiej wykonany jego ulubiony utwór pt "This is the night". Koszule są unikalne, niedostępne w żadnym sklepie, tylko podczas koncertu w Hogsmade. Nie możecie tego przegapić!
Rezydencja rodziny di Scarno 85220096968037956551_zps697d1a3a


Koszt biletu wynosi tylko 40 galeonów, zaś miejsca VIP i w  Loży Honorowej (tuż obok naszego zaproszonego Ministra Magii) 80 galeonów. Połowa środków zostanie przekazana na akcje charytatywne, które mają na celu pomoc osobom poszkodowanym przez działalność Śmierciożerców.
Rezydencja rodziny di Scarno H..


Bilety można nabyć u wspaniałej Madame Rosmerty, która wyjątkowo zgodziła się prowadzić punkt sprzedaży od godziny 10:00 do 21:00 w "Trzech Miotłach" od poniedziałku do soboty. Za kupno pierwszych dziesięciu biletów, zobowiązała się podarować po jednym piwie kremowym, a więc nie zwlekajcie! Liczba biletów jest ograniczona!
Rezydencja rodziny di Scarno Images?q=tbn:ANd9GcQ-Zx0dibqsDQvJnaxgFzGiRP-d278Q8lxcQW8ZNIgi1SHp0J-_
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyNie 13 Lip 2014, 19:46

To napięcie w dole jej brzucha rosło już od momentu wejścia do pociągu. A może nawet znalazła się na tej budzącej mdłości spirali znacznie wcześniej, tylko odpychała od siebie ten fakt ze sprawnością kogoś niezwykle doświadczonego. Teraz jednak nie musiała niczego ukrywać, siedziała bowiem w intymnej samotności czarnej limuzyny, która odebrała ją z dworca. Posiadłość jej rodziców leżała kawałek za Londynem i czasem trzeba się było zdać na mugolskie środki transportu. Niezdrowa bladość jej skóry uwydatniała cienie pod oczami, a wystające kości zdawały się czynić ją bardziej kruchą niż kiedykolwiek. Miała na sobie zbroję w postaci czarnej sukienki, zwykłej, prostej, bez udziwnień.
W końcu pojazd stanął, szofer otworzył przed nią drzwi i zmusił do tego, aby podążyła w kierunku drzwi wejściowych. Nie miała wrażenia, że wróciła do domu. Z tym pięknym miejscem nie wiązały się żadne miłe wspomnienia i najchętniej uciekłaby gdzieś w zupełnie inną stronę. Ale nie była tchórzem, poza tym… nie za bardzo miała się gdzie podziać. Zaraz po przekroczeniu progu zorientowała się, że atmosfera w domu jest jeszcze cięższa i bardziej napięta niż zwykle. Przystanęła poddenerwowana, biorąc głęboki wdech i czując, jak jej płuca napełniają się tym gęstym powietrzem, które można by prawie ciąć nożem. Po chwili usłyszała jakieś kroki i w drzwiach prowadzących do salonu ukazała się dobrze znana jej twarz, równocześnie ukochana i znienawidzona – twarz matki. Wciąż pamiętała ich ostatnie spotkanie i choć zapewne powinna, nie potrafiła odczuwać wyrzutów sumienia względem tego, co powiedziała. Ale Clariss wyglądała okropnie, gorzej niż zwykle. Postarzała się. Miała typowo włoską urodę: zdrowe, kasztanowe włosy – teraz miejscami posiwiałe i bez życia, ciepłe oczy w kolorze czekolady, w których już nie paliły się iskierki szczęścia i pełne usta, otoczone gęstwiną zmarszczek. Chiara odziedziczyła po niej chyba tylko i wyłącznie filigranową posturę oraz talent muzyczny.
-Córeczko… – wydobyło się z ust kobiety, ale wyraz twarzy dziewczyny chyba dał jej do zrozumienia, że na czułości jest kilkanaście lat za późno. Clariss przełknęła głośno ślinę i przygarbiła się tak, jakby chciała schować się w sobie.
-Ojciec czeka… musi Ci kogoś przedstawić. – dodała łamiącym się głosem i wyciągnęła w kierunku Chi dłoń, która oczywiście została zignorowana. Przedstawić? Żołądek podszedł Krukonce do gardła, kiedy zaczęła podążać za matką. Ojcu się nie odmawiało; pamiętała jeszcze ból każdego z tych razów, kiedy odważyła się zaprotestować przeciwko jego żądaniom. Czyżby chciał wepchnąć ją w ramiona jakiegoś pazernego dziedzica już pierwszego dnia? To wydawało się dziwne, nawet jak dla niego. No ale zniknięcie Neila na pewno nie było przyjemne dla tego człowieka, dla którego była tylko towarem.
Podniosła twardy, nieugięty wzrok na mężczyznę, który zniszczył jej całe życie i zamierzał wtrącać się także w jej przyszłość. Jednak jej spojrzenie tak naprawdę skoncentrowało się na chłopaku mniej więcej w jej wieku, który stał pół kroku za Luigim i przyglądał się jej równie intensywnie. Nie wiedzieć czemu kogoś jej przypominał, nie potrafiła jednak powiedzieć kogo.
-Chiaro. – głos ojca oderwał ją od obserwacji i zmusił, aby przeniosła spojrzenie na ojca. Taksował ją z zimnym wyrazem twarzy, wyłapując wszystkie niedociągnięcia, każdą z niedoskonałości. Sycąc się jej strachem i zdenerwowaniem, ukrywanym pod maską obojętności i dumy. On jednak wiedział… Pod pewnymi względami znał ją lepiej niż ktokolwiek inny. Nigdy nie potrafiła go okłamać.
-Pozwól, że przedstawię Ci twojego brata… – skinął dłonią na chłopaka –Lasarusa Virolainena. – z twarzy Chiary na moment opadła maska. Obejrzała się na matkę, która kuliła się w kącie i wróciła spojrzeniem do ojca, Lasa nie zaszczycając już swoją uwagą. Teraz wiedziała, kogo jej przypominał. Jej ojca, człowieka, którego nienawidziła ponad wszystko. Na jej twarzy płonął gniew, czysty i niczym nie powstrzymany. W końcu udało się komuś wyprowadzić ją z równowagi.
-Jak śmiesz! Jak śmiesz przyprowadzać do domu, w którym żyjesz z prawowitą żoną i córką jakiegoś brudnego bękarta! Jak śmiesz tak kalać imię naszej rodziny! Nie wystarczy Ci to, że ośmieszasz nas w oczach towarzystwa prowadzając się z jakimiś kurwami?! Nie wystarczy Ci to, że panie z towarzystwa doskonale się bawią obstawiając, która debiutantka następna rozłoży przed tobą nogi?! – jad, który tak długo powstrzymywała, zaczął się z niej wylewać wartkim strumieniem włoskich słów. Gdzieś za plecami usłyszała przeciągły jęk Clariss, ale nie zwróciła na niego uwagi. Podobnie jak zignorowała wyraz twarzy ojca i pociemniałe z gniewu oczu.
Przyskoczył do niej jednym ruchem i zamknął w żelaznym uścisku drobne ramię. Nie miała wątpliwości, że zostawi to po sobie ślady. Wolną dłonią uderzył ją w twarz, rozcinając boleśnie wargę. Metaliczny posmak krwi wypełnił jej usta, ale ona wciąż stała dumnie, wyzywająco spoglądając na swojego ojca… swojego kata.
-Przywitaj się z bratem – rozkazał, bez zbędnej delikatności popychając ją na mimowolnego świadka tej sceny. Wiedziała, że i tak powstrzymywał się ze względu na Lasa, i że nie był to koniec jej kary. W tej chwili jednak adrenalina buzowała w jej organizmie i nie czuła bólu ani strachu. Jedynie palącą wściekłość i nienawiść. W tej chwili zadziałałoby każde rzucone przez nią czarnomagiczne zaklęcie.
Lasarus Virolainen
Lasarus Virolainen

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyNie 13 Lip 2014, 19:53

To było trochę jak senny koszmar, w którym biegnie się przez ciemny korytarz przed siebie, nie wiedząc po co, ale czujesz, że nie możesz się zatrzymać, czy oglądać za siebie. Po prostu brniesz przed siebie, licząc na to, że to się skończy. Tak po prostu.
Po pogrzebie matki nie miał zbyt wiele czasu na ckliwe sentymenty. Szybkie pakowanie, złożenie ostatnich kwiatów na grobie przed wyjazdem i już znajdował się w Anglii. Ponurym, deszczowym i mglistym Londynie. Nawet nie miał zbytnio czasu na pożegnanie się z Durmstrangiem. Szybko napisał egzaminy i został zabrany. Brutalnie porwany do świata, w którym liczył, że nigdy się nie znajdzie. Wolał Rovaniemi, z jego uroczą rzeką płynącą leniwie pod mostami, zorzami polarnymi oraz śniegiem, które umiało bardzo długo zalegać na polach i w mieście. No i renifery. Zawsze oglądanie ich sprawiało taką samą frajdę.
Zamiast tego, leżał jednak w łóżku, z metalową ramą, w którym pomieściłyby się cztery osoby. Okno nadal miało zacieki po niedawnym deszczu. Wokół były ciemne meble, beżowe ściany. Zupełnie tak jak w domu, tam daleko na północy. Westchnął, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Pojawił się mały skrzat, z oczami wielkości spodków od filiżanek, które były intensywnie zielone i spoglądały z pokorą i jakby strachem. Dlaczego ten dom tak śmierdział przerażeniem?
-Pan wzywa panicza do swojego gabinetu, sir. – odezwał się cichy i piskliwy głosik. Lasarus kiwnął głową i odprawił go gestem ręki. Nie lubił skrzatów. Matka ich też nie lubiła. Dlatego nie mieli żadnego. Były przerażające. Niczym małe zwierzątka zatrzaśnięte w klatce.
Opuścił bose stopy na miękki dywan i się przeciągnął. Ubrany w czarną koszulę i czarne spodnie, cały czas na znak żałoby po niej oraz oczywiście buty pojawił się w gabinecie. Skłonił głowę na powitanie, mówiąc bardzo skromne „ojcze” i czekał. Nie za bardzo rozumiał co tu robi.
Owszem Luigi di Scarno, może nie był przykładem taty roku. Apotyktyczny, z typowym charakterem dla dyktatora, nie znosił sprzeciwu. Jednakże mimo wszystko dla Lasarusa, był „najlepszym papą” na świecie. Może dlatego, że nie miał innego i nie miał porównania. Może dlatego, że dostawał przeważnie wszystko to co chciał. Czuć było, że dla starszego czarodzieja, był ucieleśnieniem jakiś tam marzeń. Nie wiedział jakich, ale czuł się ważny. Czasami nawet doceniany. A on naprawdę bardzo mocno starał się nie zawieść człowieka, który przed nim stał, z tą swoją surową miną. Las zaczął się nawet zastanawiać czy czegoś nie zrobił nie tak. A może to Diabolo? Czy w posiadłości di Scarno są jakieś zwierzątka, które ten mógł upolować, a nie powinien?
I zapewne jego myśli dalej by błądziły gdzieś daleko czekając na to, aż w końcu dowie się o co chodzi, kiedy otworzyły się drzwi i do środka weszły dwie kobiety. Rozpoznał Clariss, żonę Luigiego. Natomiast dziewczyny, prawie że w jego wieku, stojącej obok niej, nie znał. Przez chwilę stał jak urzeczony i przerażony. Chyba…chyba nie chcą go swatać? Nie, to nie możliwe. Jest bękartem. Nie dla niego wystawne życie dziedzica.
Uśmiechnął się tylko lekko, kiedy tajemnica tożsamości stojącej przed nim dziewczyny została ujawniona. Tak naprawdę spoglądał na nią z mieszanką zaciekawienia i zaskoczenia. Więc ma siostrę? A to ciekawostka.
Oczywiście, na widok odgrywającej się scenki stał niewzruszenie. Znał gwałtowność ojca, wiedział, że sprzeciwianie się mu, jest najgorszą rzeczą jaką można zrobić. I chociaż nie znał włoskiego, to nie musiał, by domyślić się co Chiara mówi. Bo czyż to nie oczywiste? Kto normalny, przywitałby brata-bękarta z otwartymi ramionami?
- Witaj, Chiaro. – skłonił lekko głowę. Uprzejmość tutaj była wskazana. Nie chciał robić sobie wrogów w Anglii, a w szczególności z przybranej siostry, która, jak mniemał, była prawowitą dziedziczką, według trochę chorych zasad rogu di Scarno. Nie był na swoim terenie i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. – Czy mogę cię prosić, byś mówiła po angielsku? Nie znam włoskiego. Niestety. – uśmiechnął się szerzej, jakby trochę drwiąco. Perkle, da piczki materi! Czy ona musi być tak ładna?, pomyślał i spoglądał w jej oczy.
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyNie 13 Lip 2014, 19:58

Chiara miała w głębokim poważaniu uczucia Lasarusa. Nie obchodziło jej kim właściwie jest, jaki jest i dlaczego nagle znalazł się pod jej dachem. Rozważanie takich kwestii wymagałoby choć odrobiny empatii, a ona nie żywiła jej choćby w minimalnym stopniu dla tego osobnika. Nie mogła na niego nawet spojrzeć bez niekrytej nienawiści w oczach... W jej głowie łączył się on w jakąś jedną całość z Luigim, którego tak bardzo przypominał swoim wyglądem. Pomijając oczy. Ich bowiem Chiara przeoczyć nie mogła, niezwykłe, zimne, przenikliwe przyciągały wzrok i zapadały w pamięć. Był przystojnym chłopakiem, ale dla Chi było to równie obojętne jak wszystko, co się z nim wiązało. Nie chciała go w swoim domu, nie chciała go w swoim mieście ani nawet w swoim kraju.
Z drugiej zaś strony zazdrościła mu każdej minuty jego bękarciego życia. Tego, że wychowywał się z daleka od włoskiego zamczyska i, przede wszystkim, z daleka od jej popieprzonej rodziny. Że był wolny od wszystkiego tego, czego ona musiała doświadczać. Dobrze wiedziała, że jej ojciec od zawsze pragnął mieć syna, że oddałby wszystko, w tym także jej życie, w zamian za dziedzica właściwej płci. I o ile kiedyś się łudziła, że swoją ciężką pracą może sprawić, że ten apodyktyczny, poważny i surowy człowiek będzie z niej dumny, to dzisiaj chciała jedynie, aby zostawił ją w świętym spokoju. Szanse na to były jednak śmiesznie niewielkie. A teraz oto widziała w jego oczach to, czego szukała w nich przez większą część swojego życia. Był tylko jeden problem... Ta satysfakcja, zadowolenie i spełnienie pojawiały się tylko wtedy, kiedy spoglądał na Lasarusa. Kiedy powracał wzrokiem do niej dostrzegała chłód, pogardę i zawód. Kiedyś by to ją bolało, dzisiaj jedynie potęgowało jej gniew.
Widziała, jak Las się jej przyglądał. Zauważyła nawet ten lekki uśmiech, który złagodził mu na moment rysy, kiedy poznał jej tożsamość. Czyżby się cieszył, że ma rodzeństwo? Jeśli nawet, to zadowolenie nie działało w dwie strony. Dla Chiary był tylko i wyłącznie bękartem, nie zamierzała zmieniać swojego doń stosunku dlatego, że dzielił z nią część materiału genetycznego. Włoskiego nie użyła zaś ze względu na to, że jej słowa mogłyby ją skrzywdzić, po prostu straciła nad sobą panowanie. Najchętniej splunęłaby mu teraz pod nogi i wyszła, choć prawdę powiedziawszy gdzieś w głębi siebie wiedziała, że on nie jest osobiście niczemu winien. Prędzej jego matka... Ale jej nie było nigdzie widać i Chi przypuszczała, że ta dziwka spoczywa już kilka stóp pod ziemią. Bo z jakiego innego powodu ojciec sprowadziłby go tak nagle? Nie mogła powstrzymać uśmiechu delikatniej satysfakcji na tę myśl; dla niej kobieta robiąca coś takiego drugiej kobiecie zasługuje na wszystko co najgorsze. Owszem, mogła nie wiedzieć, że jej kochanek jest żonaty, ale tego Chi nie brała w tej chwili pod uwagę. Jej gniew był zbyt silny, a cała sprawa zbyt świeża.
I nie była normalna. Już od dawna nie była normalna.
Powstrzymała reakcję swojego ciała, na jego słowa, jego głos, tak bardzo przypominający tonem Luigiego. Jak miała na niego patrzeć i nie widzieć nieodrodnego synka znienawidzonego tatusia? Nie dała po sobie poznać, że usłyszała jego powitanie, wpatrywała się w jakiś punkt ponad jego ramieniem i nie przejmowałam się nawet krwią, która cienką stróżką spływała z jej rozciętej wargi. Dopiero kolejne jego słowa sprawiły, że zwróciła na niego spojrzenie wypełnionych zimnym ogniem oczu.
-A więc chcesz sobie ze mną porozmawiać? - zapytała sarkastycznym tonem i podeszła do stojącego nieopodal skórzanego fotela, obcierając wierzchem dłoni brodę.
-Taka z nas szczęśliwa, przykładna rodzina. - zadrwiła i wskazała przypatrującym im się mężczyznom kanapę - Siadajcie, proszę! - zwróciła się do nich i poczekała, aż to zrobią. Dopiero wtedy obdarzyła Lasarusa lodowatym uśmiechem i głosem panienki z dobrego domu nawiązującej towarzyską pogawędkę kontynuowała. Matkę zostawiła samej sobie, ta kobieta była wrakiem, w tej rozmowie na nic by się nie przydała.
-Cóż, w takim razie może powiesz mi, kiedy się urodziłeś. To doprawdy interesujące, jak szybko przykładny mąż i ojciec wzgardził nowo narodzoną córką i wskoczył do łóżka innej? - nie zwróciła najmniejszej uwagi na reakcję Luigiego. Dobrze wiedziała, że w odpowiednim czasie zapłaci za każde swoje słowo, ale w tej chwili w ogóle na to nie zważała. Bardziej interesował ją jej kochany, (raczej) młodszy braciszek.
Lasarus Virolainen
Lasarus Virolainen

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyNie 13 Lip 2014, 20:02

Nie mógł liczyć na jakiekolwiek cieplejsze uczucia od strony Chiary. Wiedział o tym doskonale. Wystarczyło na nią spojrzeć, by zrozumieć, że na dzień dzisiejszy go nienawidzi. Całą sobą. Czy chodziło tutaj tylko o kwestię tego czy był bękartem, czy też dlatego, że był tak bardzo podobny do ojca, ciężko było stwierdzić. Zapewne i jedno i drugie. Trochę mogło boleć, że oceniała go, chociaż go nie znała. Bo przecież nie był wbrew pozorom aż taki okropny. I co najważniejsze – wcale nie chciał być w rezydencji di Scarno. Nie chciał być w Londynie. Ani w Anglii. O Hogwarcie nie wspominając. Bo wiedział, że to do czego go przyzwyczaił Durmstrang, do swobody jeżeli chodzi o magię pojedynkową i czarną magię, tutaj jest niedopuszczalne. Bo był to kraj tchórzy. Ogromnych tchórzy.
Przez większość swojego życia żył w bańce mydlanej, która roztaczała się wokół jego domu, w Finlandii oraz szkoły. Teraz to widział. Nigdy Luigi nawet nie wspomniał, że ma siostrę. A teraz widział w jego oczach wszystko to, czego zawsze się bał zobaczyć. Tyle, że cała pogarda, niezadowolenie i wstręt, były skierowane do tej drobnej dziewczyny, która wręcz emanowała nienawiścią i gniewem. Lasarus przyglądał się temu z zaintrygowaniem. Och tak, rozumiał czemu jego istnienie tak bardzo ją wkurzyło. Bo jakżeby inaczej? Jak można było nie nienawidzić świadomości, że własny ojciec pieprzy się (bo kochaniem tego na pewno nie można nazwać) z innymi kobietami, oprócz jej matki? Nie dało się. On sam byłby wkurzony na jej miejscu. Ale on był tylko bękartem. Żył z tą świadomością całe życie. Wiedział, że jest jednym z wielu. Może dlatego jemu łatwiej było utrzymać dobry humor, a nawet swojego rodzaju ekscytację na samą myśl, że oto stoi przed nim siostra. Zawsze chciał mieć siostrę. To było takie…nowe. Przyglądał się więc jej, nie ukrywając rozbawienia. Nie mógł się powstrzymać. No po prostu cała ta sytuacja go bawiła.
Niejako posłusznie udał się w stronę obitego skórą fotela. Poruszał się z gracją, zapewne zupełnie jak ojciec. Sprężysty krok, totalne rozluźnienie. Nie robił na nim wrażenia jej ton, czy dziwne uśmieszki. To było trochę jak taniec. Trzeba było mieć wyczucie. Ale miał nieodparte wrażenie, że to on tutaj prowadził. Wytrącał ją z równowagi samą obecnością. Ciekawe jak daleko mógł się posunąć nim wyciągnie różdżkę, by go zabić.
Opadł na siedzisko i wyprostował nogi, krzyżując je w kostkach. Niezbyt przejmował się obecnością ojca. Do tej pory mógł względnie swobodnie się poruszać w jego obecności i przeżyć. Wątpił by coś miało się w tej kwestii zmienić. Brodę oparł na lewej dłoni, a palcem wskazującym powoli przesuwał po dolnej wardze. Z każdym jej słowem, jego uśmiech rósł, a brwi uniosły się wyżej.
- Po pierwsze, nie prosiłem o rozmowę. Tylko byś, jeżeli już się odzywasz, mówiła po angielsku. Tak nakazuje dobre wychowanie, nie sądzisz? By wszyscy w pomieszczeniu wiedzieli o czym mówisz. – opuścił rękę i splótł palce lewej i prawej dłoni. Przyglądał się jej uważnie swoimi błękitnymi i zimnymi oczami. Cała jego twarz się jakby śmiała. Tylko nie te tęczówki. One nie wyrażały nic. – Ale skoro chcesz rozmawiać proszę bardzo. – poprawił się w fotelu i założył nogę na nogę. – Kiedy się urodziłem? No cóż…1 kwietnia 1971 roku. Interesuje cię też gdzie? – uśmiechnął się słodko. Oczywiście nie liczył na to, że pyta o to tylko po to, by wręczyć mu prezent urodzinowy za rok.
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyNie 13 Lip 2014, 20:04

Na tym etapie jej ojciec mógłby pieprzyć się z całą piętnastką naraz i nie zrobiłoby to Chiarze większego wrażenia, Właściwie od dłuższego czasu miała głęboko w poważaniu komu wsadza i iloma chorobami wenerycznymi się zaraził. Nadal jednak nie akceptowała faktu, że nie próbował nawet postępować dyskretnie. Sprowadzenie bękarta do własnego domu było zaś szczytem bezczelności. I bezmyślności, śmiem dodać. Nienawidziła Lasa, bo widziała w nim odbicie Luigiego; widziała ponadto wzajemne przywiązanie obu mężczyzn, którym nie próbowali szczególnie epatować, a które tak czy inaczej było widoczne. Choćby w pobłażliwym stosunku ojca do tego diabelnego pomiotu.
I nie do końca chodziło w tym wszystkim o jej osobę. Ona planowała uciec z tego domu i było jej obojętne, czy ojciec ją wydziedziczy i wszystko dostanie się Lasowi. Bardziej martwiła się o matkę, bo choć zarzucała tej kobiecie wiele i jeszcze więcej, to w głębi serca nie potrafiła całkowicie wyplenić poczucia przywiązania i miłości. A w swoim obecnym stanie Clariss budziła już tylko współczucie.
Rozbawienie Lasarusa ją irytowało, ale nie dawała tego po sobie poznać. Wróciła stara, dobra Chiara – obojętna, daleka, zimna. Straciła dzisiaj nad sobą panowanie, jednak nie miała zamiaru pozwolić, aby to się powtórzyło. Nie wiedziała, co bękart sobie na jej temat wyobrażał, ale była pewna, że jest w stanie zaskoczyć go na wiele sposób... i to głównie w kierunku dlań negatywnym. Wygasiła w oczach ostatnie iskierki gniewu, ale pozwoliła płonąć nienawiści. I tak wiedział jaki ma stosunek do jego osoby, w tym aspekcie nie zamierzała niczego udawać.
-Dobre wychowanie nakazuje również, aby swoje bękarty trzymać z daleka od żony. Jak widać w naszej rodzinie panują trochę inne zasady, czas abyś się zaczął do nich przyzwyczajać. - odparła słodko, niezrażona odrobinę protekcjonalnym tonem i tym irytującym uśmiechem. Chciał z nią pogrywać? Proszę bardzo, ale chyba nie wiedział w co się pakuje. Kiedy podał jej datę swoich urodzin, na jej twarzy wykwitł zadowolony uśmiech. No proszę, tyle lat starała się zadowolić swojego ojca, który nie był wart ani jednej z łez, które wylała z powodu jego chłodu i obojętności. Wskoczył do łóżka innej ledwie miesiąc po jej narodzinach. Gdzieś za plecami dziewczyny zabrzmiał głucho suchy szloch Clariss, który został przez Chiarę zignorowany. Co miała zrobić, poklepać ją po plecach, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Może, ale to nie byłaby prawda, a poza tym ta kobieta w dużym stopniu sama była sobie winna.
Luigi podniósł się z miejsca, a jego oczy były niczym dwa kryształki lodu. Chyba nigdy nie widziała go aż tak wściekłym i gdyby jej gniew nie był równy odczuciom ojca lub nawet od nich większy, zapewne byłaby w tej chwili przerażona. Wiedziała, że zapłaci za każde swoje słowo, ale nie przejmowała się tym. Nie w tej chwili.
-W sobotę odbędzie się bal powitalny dla Lasarusa. – odezwał się zimno koszmar jej życia i zmierzył dwoje swoich latorośli tak odmiennymi spojrzeniami.
-Mam nadzieję, że oboje będziecie mieli oczy szeroko otwarte. Zbierze się śmietanka towarzyska jeśli chodzi o waszych rówieśników, dzięki czemu będziecie mieli w czym przebierać. – to powiedziawszy obdarzył Lasa delikatnym uśmiechem i brutalnie chwytając po drodze ramię małżonki, wycofał się z salonu zostawiając rodzeństwo samym sobie.
-Innymi słowy: niedługo was zaobrączkuję. – mruknęła Chiara w kierunku zamkniętych drzwi i również wstała. Nie miała zamiaru siedzieć dłużej niż to konieczne w towarzystwie bękarta.
Lasarus Virolainen
Lasarus Virolainen

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyPon 14 Lip 2014, 17:13

Zaczął się śmiać. Nie był to ironiczny śmiech, wręcz przeciwnie, był dosyć ciepły. Typowy odgłos wydawany w efekcie rozśmieszenia kogoś. Przykrył usta lewą dłonią i naprawdę starał się uspokoić, gdy tak spoglądał na tą zimną i, teoretycznie, opanowaną kobietę przed nim. Ale cóż poradzić, skoro była taka zabawna w tej swojej nienawiści, która była całkowicie nieuzasadniona i nawet można by rzec, była całkowicie odruchem obronnym przed czymś co jest nowe? Zaczął kręcić głową z niedowierzeniem. Och, Chiaro, co on z tobą będzie miał.
- Twoje poczucie dobrego wychowania jest zabawne. Tylko ty tak masz, czy wszyscy w Hogwarcie wyznają takie same prawdy życiowe? – palec wskazujący i środkowy oparł o skroń, natomiast wskazującym przesuwał (znowu!) po dolnej wardze, machinalnie, próbując cały czas ukryć rozbawienie.
Data jego urodzin, w całym tym zamieszaniu sprawiała mu niesamowitą frajdę. Bynajmniej nie chodziło o sam fakt, że najprawdopodobniej oznaczało to, że dosyć szybko Luigi znalazł sobie przyjemne zastępstwo dla swojej żony. Od paru lat wiedział, że Evelyn najprawdopodobniej była pierwszą kochanką tego włoskiego sukinsyna. Albo przynajmniej pierwszą kobietą, która urodziła mu dziecko i nie była jego żoną. Prędzej chodziło o sam fakt, kiedy się urodził. Prima Aprilis. Zawsze uważał, że był przyjemnym żartem dla całego świata. A teraz proszę…jego siostra naprawdę musi to uznawać za kiepski dowcip losu. Na odgłos suchego szlochu pani di Scarno, wychylił się tak by na nią spojrzeć z zaskoczeniem. A ona jeszcze tutaj? Szlag by to.
Gdy ojciec wstał, on także poderwał się z miejsca. Obserwował go uważnie kiedy mówił. I chociaż na dźwięk słów „bal powitalny” jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, to po chwili jego mina zrzedła i na bardzo niewielką chwilę, źrenice rozszerzyły się w wyniku przerażenia. Ale, że, jak? Szybko się opamiętał i nawet zmusił się do zagadkowego uśmiechu, ale mimo to w jego głowie odbywała się gonitwa myśli.
Był bękartem. Ojciec na pewno nie miał na myśli, by szukał sobie żony. Przecież on i kobieta…nie. To nie może być prawda. Przecież nikt o zdrowych zmysłach, nie wydałby swojej córki za bękarta. To było niedorzeczne. Na dodatek…kobiety to był tak odrębny gatunek. Z którym bynajmniej nie miał ochoty mieć jakiś większych styczności jak na razie. Naprawdę liczył na to, że Luigi miał na myśli, by się zakumplował z tym i owym Ślizgonem, może ze Śmierciożercą. A nie, że myślał o kobietach. Brr…nie, nie i jeszcze raz nie. Perkle, wolałby już chyba bardziej włazić w tyłek Voldemortowi. Albo spotkać w oko w oko z bazyliszkiem. Nie i tyle.
-Ciebie. Miał na myśli ciebie. – spoglądał na zamknięte drzwi, przez które przed chwilą wyszli Luigi i Clariss. Zmarszczył brwi i westchnął. Rozpiął dwa górne guziki koszuli i jak nigdy nic podszedł do barku ojca i otworzył drzwiczki zamaszystym ruchem. Ognista. Potrzebował Ognistej. Po chwili trzymał szklaneczkę z bursztynowym płynem, który wypił jednym haustem. Przyjemne pieczenie w przełyku ściągnęło go na ziemię. Szansa, że coś niemożliwego, jak zeswatanie go z wysoko urodzoną czarownicą, się przydarzy były bliskie zeru. Mógł więc się skupić na teraźniejszości.
Spojrzał na siostrę, która już jakby zrywała się do ucieczki. Uśmiech mu nie schodził z twarzyczki. Chyba już tak będzie miał. Ciężko nie było, nie śmiać się w jej obecności. Była taką zabawną istotką.
- Już mnie opuszczasz? Nie masz więcej pytań? – przechylił głowę w bok jak zaciekawione dziecko i napełnił sobie znowu szklaneczkę. A co mu tam.
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyPon 14 Lip 2014, 21:25

Jej nienawiść wcale nie była nieuzasadniona. Ba, gdyby spojrzeć na to racjonalnym okiem, miała ona wiele powodów, aby czuć niechęć do Lasarusa. Jego przybycie sprawiło, że byli na ustach połowy magicznej części Londynu, już teraz było widać, że jest pupilkiem jej ojca, pośrednio przez niego została uderzona, zagrażał jej pozycji dziedziczki, zbyt mocno przypominał Luigiego i najwyraźniej wcale się tego nie wstydził… Nie wspominając już o tym, że traktował ją jak małą, niezadowoloną dziewczynkę, która krzywi buzię i tupie nóżką, bo coś nie idzie po jej myśli. Jeśli jednak ta ostatnia część była zgodna z prawdą, Chiara byłaby z tego powodu niezwykle zadowolona. Być niedocenianym to cenna przewaga, której nie omieszka wykorzystać.
-Albo mnie nie słuchasz, albo twoja znajomość angielskiego jest poniżej oczekiwań. – odparła na jego pytanie i zmierzyła go beznamiętnym wzrokiem, rozluźniając się lekko. Okazywało się, że wcale nie był dla niej taki groźny. Oczywiście, pewnie nie chciał robić sobie piekła w miejscu, które miał odtąd nazywać domem. Doceniała taką rozważną postawę, ale nie oznaczało to, że pójdzie mu na rękę i postara się z nim zaprzyjaźnić. Był intruzem, bękartem, doprowadzał jej matkę do histerii, nie chciała go tutaj i nie wątpiła, że nie ulegnie to zmianie zbyt szybko, najprawdopodobniej zaś nigdy.
-W naszej rodzinie panują takie zasady, a skoro uznajesz się z niezrozumiałych dla mnie powodów za jej część, czas zacząć się przyzwyczajać. – sparafrazowała swoją poprzednią wypowiedź, której jej braciszkowi nie udało się zrozumieć. Cóż, najprawdopodobniej nie będzie musiała się z nim zmagać w Ravenclawie. Przypuszczalnie wyląduje w Slytherinie z innymi gadami (to nie jest znowuż takie negatywne określenie w słowniku Chiary, to była chyba jedyna gromada zwierząt, którą w pełni akceptowała). W efekcie naturalnego toku myślowego jej myśli przez chwilę krążyły dookoła Rosiera, ale szybko wróciła do tu i teraz. Las miał rację, cała jego osoba była jakimś kiepskim, nieśmiesznym żartem, z którym ona musiała sobie poradzić. I zamierzała to zrobić, oj tak, i to po mistrzowsku.
Uważnie obserwowała swojego braciszka, kiedy ojciec zapowiadał bal. Widok satysfakcji na jego twarzy, u niej wywołał jedynie pogardę. Czyżby bowiem miała do czynienia z próżnym egocentrykiem? Hm, może w czymś ją jednak przypominał. Znacznie bardziej zainteresowało ją jednak delikatne przerażenie, a przynajmniej zdenerwowanie na myśl, że może zostać zmuszony do zaręczyn wbrew swej woli. Chiara od zawsze wiedziała jak to się dla niej skończy i choć myśl ta wcale nie była jej miła, zdołała ją oswoić i zrobić z niej broń we własnym ręku. Sposób, w jaki odpowiedział na jej proste stwierdzenie, jedynie potwierdził jej podejrzenia. Mały Lasarusek bał się kobiet albo zobowiązań? No proszę. To dopiero ciekawe.
Pozwoliła mu na poczęstowanie się alkoholem, porzucając na chwilę myśl o opuszczeniu pokoju i przysiadając na podłokietniku fotela. Założyła nogę na nogę tak, że sukienka opięła ściśle jej uda, rozbawionym wzrokiem wodząc za bękartem. Sam się zorientuje, że jeszcze go nie opuszcza. Okazuje się bowiem, że tak właściwie to ma więcej pytań.
-Pobożne życzenie? – zadrwiła z niego tonem, który był odrobinę cieplejszy. Wciąż raczej chłodny i obojętny, ale na więcej Lasarus nie miał co liczyć. Może ktoś inny w tej sytuacji dostrzegł by możliwość połączenia sił przeciwko knowaniom Luigiego, ale Chiara była na to zbyt mądra. Z tym mężczyzną nie dało się wygrać, ostatecznie walczyła z nim całe życie i znała go lepiej niż ktokolwiek.
-Jednej rzeczy nie można odmówić ojcu, prócz tego, że jest dziwkarzem i brutalem… Jeśli obierze sobie jakiś cel, zawsze go zrealizuje. Jeśli mówił w liczbie mnogiej, na pewno miał także na myśli Ciebie. – och, był może bękartem, ale ojciec swoim zachowaniem ustalał właśnie jakiś precedens. Nie słyszała aby w ostatnich latach ktoś tak otwarcie przyznał się do nieślubnego dziecka, nawet jeśli trzymał je w domu. Pozycja Lasarusa na społecznej drabinie nie była zbyt wysoka, a jednak narzeczeństwem z nim mogły się zainteresować nawet poważne rody. Choćby dlatego, że nie było jeszcze wiadomo jak daleko Luigi posunie się w łamaniu zasad. Ostatecznie mógł nawet wydziedziczyć Chiarę i wszelkie zaszczyty oraz dziedzictwo przepisać na Lasarusa. Chi wiedziała, że tego nie zrobi (chyba, że ona sama go do tego zmusi, choćby uciekając), jednak panny na wydaniu ani ich rodzice nie posiadali już tej wiedzy. Oprócz tego nazwisko di Scarno wciąż miało moc, wciąż liczyło się w towarzystwie i już samo to stawiało Lasa ponad kandydatami z mniej interesujących rodzin.
Lasarus Virolainen
Lasarus Virolainen

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyPon 14 Lip 2014, 22:37

Jaka szkoda, że nie chce go nawet lepiej poznać! To by było na tyle piękne, że zapewne by nawet zmieniła o nim zdanie i kto wie, może nawet zaczęłaby go traktować jako brata? Bo kimże on był? Marną marionetką w rękach trochę szalonego człowieka, który patrzy na świat przez pryzmat swojej ambicji i dalekosiężnych planów, które gdyby tylko któreś z nich odmówiło, mogłyby runąć, jak domek z kart. I chociaż na wygląd, czy fakt, że ojciec go uwielbia, nie mógł nic zrobić to cała reszta była rzeczami względnymi. Bo wcale, ale to wcale nie miał zamiaru dziedziczyć całej spuścizny rodu di Scarno. Nie dość, że dla niego wiązałoby się to z porzuceniem nazwiska, czego bynajmniej nie chciał robić, to jeszcze ciągnęło za sobą masę niepotrzebnych skutków, nie tylko związanych z samą odpowiedzialnością, ale także ewentualną wrogością środowiska, czy pokrzyżowania osobistych planów Lasarusa. Nie, nie chciał tego i nie miał zamiaru zmieniać tego stanu rzeczy.
Przyjazd do Londynu też by pominął, zostałby w Finlandii oraz żył sobie jako pan i władca własnego świata. Nie czuł potrzeby bycia tutaj, ani dawania mentalnego i pośredniego policzka Chiarze. No chyba, że tylko i wyłącznie miał przebywać w tym zimnym, śmierdzącym strachem domu, po to, by w końcu zacząć robić to, do czego go wyszkolono, w zimnych murach Durmstangu i piwnicy jego domu w Rovaniemi. I nie miał złudzeń, że ściągnięto go tutaj przez troskę ojczulka. Wręcz przeciwnie, podejrzewał, że po prostu pora było przejść od słów do czynów.
- Naszej rodzinie. Jak to ładnie brzmi. – obrócił szklaneczkę w dłoni i upił kolejny łyk bursztynowego napoju. – Szkoda tylko, że raczej są to twoje zasady. Bo nikt nie protestuje. – rozłożył szeroko ręce oraz obrócił głową na prawo i lewo. – Oprócz ciebie. – i wskazał na nią palcem z ironicznym uśmieszkiem.
Cała ta sytuacja była farsą. Jakby nie było, Lasarus właśnie dowiedział się, że ma siostrę. Na dodatek ta okazała się wredną gadziną, która ma zamiar oceniać go z góry. A skoro tak ma zamiar się bawić, to proszę bardzo. Młody nie miał zamiaru dawać sobie w kasze dmuchać, tym bardziej, że jednak czuł się pewnie i na swoim terenie wbrew pozorom. Chyba to przez tą jawną niechęć Luigiego do panienki di Scarno.
Zauważył jej lekkie wybiegnięcie myślami, gdzieś dalej niż ten gabinet. Była to chwila, kiedy jej wzrok był jakby bardziej nieobecny, a maska na chwilkę, na krótki ułamek sekundy, gdzieś opadła. I nie powiem…bardzo to go zainteresowało.
Owszem, jego reakcja była dosyć dramatyczna. Warto tutaj zaznaczyć, że po prostu najzwyczajniej w świecie nie uganiał się za dziewczętami. Nie czuł wewnętrznej potrzeby, więc po prostu chłopina nie wie jak się zachowywać w związkach. Biegać z kwiatami i czekoladkami, czy dać im jakieś książki? Randka to przy świetle księżyca, czy na wspólne zabijanie szlam? A może rano zamiast omletu i kawy, potrawka z kota? To były istotne kwestie. Na dodatek, ponoć, każda jest inna, ale ktoś zapomniał dołączyć instrukcję obsługi. I w ten oto sposób, jednej wystarczą kwiaty, drugiej trzeba dać coś bardziej wymyślnego. I weź tutaj się połap, człowieku! No nie da się. Nada. Niet. No po prostu pogubić się można. Dlatego wolał zabijanie i torturowanie. Proste i bez zbędnych udziwnień. Na tym się jako tako znał (teoretycznie) i to mu wystarczyło. A narzeczeństwo? Pierun jeden wie, czego będzie od niego laska wymagać. Kwiatów? Wierszyków? Serenad pod oknem? Wbrew pozorom nie był swoim ojcem i nie chciałby tego sknocić. Bardzo by nie chciał.
Stanął tyłem do Chiary, kiedy nalewał sobie kolejną szklaneczkę (która to już? piąta?). Więc kiedy się odwrócił, był nawet zaskoczony, kiedy zauważył siedzącą ją na podłokietniku fotela. Uniósł wyżej brwi i upił kolejny łyczek. Oparł się o barek, niby rozluźniony, a tak naprawdę, każda komórka w jego ciele biła na alarm i radziła uciekać gdzie pieprz rośnie. Na dodatek, jego wzrok na chwilę utknął na jej udach, chociaż jego twarz nie wyrażała nic, poza uprzejmym zainteresowaniem.
- Życzenie? Skądże. Doskonale wiesz, że każda chwila spędzona z tobą sprawia mi nieopisaną przyjemność. – łgarstwo, wykwintne kłamstwo, biorąc pod uwagę, że rzeczywiście traktował ją jak rozpieszczone dziecko i powoli zaczynało go to męczyć. Och, biedny Lasarus, tak bardzo nie rozumiał czemu Chiara nie może być po prostu grzeczną dziewczynką, która się ucieszy z posiadania brata. Tak po prostu, po ludzku. A nie, same maski i nic więcej. Taki suchar.
- Czyżby? – z jego twarzy zniknęły resztki wesołości. – Jedno ojcu trzeba również przyznać. – zrobił wymowną przerwę, w czasie, której upił resztki Ognistej i odłożył szklankę na blat. – Widać po nim, że jesteś najgorszą rzeczą jaka go w życiu spotkała. – jego spojrzenie było zimne i martwe, niczym nie przypominał teraz chłopaka siedzącego jeszcze niedawno w fotelu, tak beztroskiego i dziecinnego. Teraz był tak bardzo podobny do Luigiego, że to aż mogło boleć. – Myślisz więc, że będę jak ty kulić się w kącie, kiedy będzie ustawiać całe moje życie? – zaśmiał się drwiąco i podszedł do miejsca, gdzie siedziała Chiara, by ją przyszpilić do oparcia fotela. Jego twarz znajdowała się dosyć blisko jej twarzy. No cóż…trochę ryzykowne posunięcie, nieprawdaż? – Uświadomię ci coś, bo może nie do końca zdajesz sobie z tego sprawę. Jestem wszystkim tym o czym marzył. Naprawdę myślisz, że jeżeli go poproszę o wybór, to mi go nie da? – zmrużył oczy. – Ja w przeciwieństwie do ciebie, będę mieć większy luz, związany z moim dalszym życiem, bo i tak robię to co on chce. Nie myśl więc, że jestem w klatce, bo to nieprawda. – wyprostował się i włożył ręce do kieszeni. – Dam ci radę, Chiaro di Scarno. Nie rób sobie ze mnie wroga. Bo w przeciwieństwie do naszego kochanego ojca, nie będę się bawił w przyjemności i konwenanse. - pozostawił niedopowiedzianą groźbę, by zawisła między nimi, a w jego błękitnych tęczówkach, widać było nieprzyjemny błysk.
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyWto 15 Lip 2014, 00:09

Nic o niej nie wiedział. Miał ją za rozkapryszoną dziewczynkę, która bezmyślnie obdarza go poczuciem nienawiści nie próbując nawet dowiedzieć się z jakim człowiekiem ma do czynienia. I do pewnego stopnia miał rację, ale nie miał pojęcia przed jakim stoi człowiekiem. Wbrew pozorom Chiara nie chciała wszczynać z nim wojny, miała dosyć problemów na głowie z katującym ją ojcem, zmuszającym ją do walki z samą sobą Voldemortem i niesprecyzowaną więzią, która łączyła ją z Rosierem. Chciała tylko aby wiedział, że nie jest tutaj przez nią mile widziany. I to udało się jej osiągnąć już w pierwszych słowach.
Najwyraźniej Lasarus uważał, że ona nie zauważa jego sytuacji. Że nie bierze pod uwagę jego uczuć i potrzeb. Miał rację, nic ją one nie obchodziły. A jednak zdawała sobie sprawę, że on najprawdopodobniej wcale nie jest zadowolony ze swojej obecnej sytuacji. Zabrano go z domu, ze szkoły, ze znanego mu środowiska i kazano zmierzać się z wieloma wyzwaniami naraz. Ona sama czułaby się odrobinę zagubiona i zdezorientowana na miejscu brata. Ale to nic nie zmieniało. Nie była pełną empatii dzieweczką, żeby brać pod uwagę tego typu sprawy. Jego obecność była dla niej niemiła, drażniła ją i dobijała matkę. Koniec rozważań.
-Brzmi „ładnie”? – powtórzyła za nim rozbawiona. Cóż, jak dla niej było to największe przekleństwo. Rodzina, zwłaszcza ta jej, od zawsze kojarzyła się Chiarze ze wszystkim, co najgorsze.
-Czyli uważasz, że obnoszenie się z faktem posiadania bękarta jest jak najbardziej w porządku? – zapytała go, unosząc brew. Albo pogubił się we własnych wypowiedziach, albo to właśnie sugerował. Chiara nie wiedziała co by gorzej o nim świadczyło. Ostatecznie jednak całe życie musiał być świadom faktu, że jest jedynie nieślubnym dzieckiem. Tego przynajmniej jej oszczędzono.
-I Ty sugerujesz, że powinnam przemyśleć wyznawane wartości. – dodała po chwili wypranym z emocji tonem, tak jakby wcale nie toczyła wojny na słowa, tylko popijała herbatkę z mało interesującymi damami z towarzystwa. Jeśli Las czuł się pewnie, to żył w świecie złudzeń i tęczowych kucyków. Luigi mógł żywić do niej wyłącznie nienawiść, ale to nic nie zmieniało. Ona była prawowitą dziedziczką i gdyby tylko chciała, mogłaby mieć w garści cały swój ród. I wtedy nawet ten człowiek, ten skur*iel, musiałby jej słuchać. Gdyby tak bardzo nie pożądała swobody, już dawno poszłaby ścieżką tej zemsty doskonałej. Jednak zawsze miała to wyjście w zanadrzu. Zawsze mogła pokazać, kim jest naprawdę.
Nie bardzo obchodziły ją problemy Lasarusa z dziewczynami. Właściwie żadne jego kłopoty nie budziły jej zainteresowania, o ile nie dało się ich wykorzystać później w jakiś sposób, gdyby jej przypadkiem nadepnął na odcisk. A doprawdy lepiej by było dla niego, gdyby tego nie zrobił. Z każdą chwilę zresztą upewniał Chiarę w przekonaniu, że poradzenie sobie z nim nie będzie największym osiągnięciem jej życia. Owszem, nie zamierzała traktować go zbyt lekko i tym samym zaryzykować konsekwencjami takiej beztroski, jednak sam udowadniał jej, że nie można się go bać, bo jest odrobinę zagubionym chłopcem, który znalazł się daleko od domu.
-Komplementy zachowaj dla swojej przyszłej narzeczonej. – poradziła mu beznamiętnie i zmierzyła spojrzeniem w podobnym tonie, w którym jednak migotała odrobina satysfakcji - Mówiąc o pobożnych życzeniach, nie miałam bynajmniej na myśli opuszczenia Ciebie. Chodziło mi o twoje wyparcie nieuchronnej konieczności zaręczenia się z kimś, kogo sam nie wybierzesz. – wytłumaczyła mu cierpliwie, jakby rozmawiała z małym dzieckiem. No doprawdy... Nie mogła być grzeczną dziewczynką, bo dotychczasowe życie jej na to nie pozwoliło. Los nauczył ją, że albo będzie twarda, albo zostanie zrównana z ziemią. Trzeciej opcji nie było. Z własnego doświadczenia wiedziała także, że duże ilości alkoholu podczas poważnej rozmowy to bardzo zły pomysł. Las jednak zdawał się tego niepomny, bo chłeptał whiskey ojca jakby to był soczek. I najprawdopodobniej właśnie dlatego się zapomniał. I choć byłby to powód, aby jego wyskok potraktować pobłażliwie, Chiara nie miała takiego zamiaru. Podjął decyzję i zupełnie jej nie obchodziło czy i jak duży miały na nią wpływ wypite procenty.
Bała się tylko dwóch osób: Voldemorta i ojca. I wobec obu prezentowała postawę pełną dumy i uporu, daleką od uległości. Las może przypominał z wyglądu Luigiego, ale w oczach Krukonki był tylko i wyłącznie jego karykaturą i to nie najlepszą. Mógł sobie próbować ją zastraszyć, mógł wykorzystywać przewagę, jaką dawało mu potężniejsze ciało, ale niczego w ten sposób nie wskóra. Chyba, że naprawdę miał ochotę na poważne starcie z siostrzyczką. Wysłuchała jego słów w milczeniu, z każdą chwilą uśmiechając się jednak coraz szerzej i coraz groźniej. A więc w taki sposób stawiał sprawy? Bardzo dobrze, był więc czas na chwilę szczerości.
-Myślisz, że dobrze go znasz, bo przysyłał Ci prezenty i odwiedzał kilka razy do roku? Mylisz się i jesteś w swojej pewności odrobinę zabawny, a ja z chęcią będę się przyglądała, jak raczkujesz w nowej rzeczywistości. – odparła spokojnie, jakby przed chwilą wcale nie naruszył wszystkich granic i nie sprawił, że miała więcej powodów, aby go nienawidzić. Tym razem to ona zmniejszyła dzielącą ich odległość choć rożnica wzrostu uniemożliwiała jej patrzenie proste w te jego odrobinę przerażające oczy.
-Skoro tak Ci się zebrało na szczerość, odwdzięczę się tym samym i postaram się nieco przybliżyć Ci sytuację, w której się znalazłeś. – uśmiechnęła się do niego, jakby naprawdę była troskliwą siostrzyczką dbającą o młodszego brata.
-Nie jestem najgorszą rzeczą, która mu się w życiu przytrafiła. Moja płeć jest. Podobnie Ty nie jesteś spełnieniem jego marzeń, bo liczy się to, co masz między nogami. Oczywiście odrobinę upraszczając sprawy. – odsunęła się o pół kroku, a w jej pociemniałych oczach zamigotało coś niesprecyzowanego.
-Chwila, w której mu się sprzeciwisz, będzie tym momentem, w którym stracisz dla niego na wartości. Możesz prosić, a i tak zrobisz to, czego on zechce, bo inaczej zostaniesz z niczym. – w jej głosie nie było słychać nienawiści, brzmiał tak, jakby mówiła o pogodzie, albo tłumaczyła opornie myślącemu dzieciakowi czym charakteryzuje się jedna z run. Ruszyła w kierunku drzwi, ale w ostatniej chwili zatrzymała się i zaśmiała cicho.
-Ja też dam Ci radę, kochany młodszy braciszku. Uważaj, aby nie zginąć od broni, którą próbujesz wojować. – to powiedziawszy obdarzyła go jeszcze jednym rozbawionym spojrzeniem, skinęła mu głową, odwróciła się i już z dłonią na klamce powiedziała gładkim tonem.
-Witaj w piekle.

z/t
Lasarus Virolainen
Lasarus Virolainen

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyWto 15 Lip 2014, 22:36

Obserwował ją, zimnym i beznamiętnym spojrzeniem niebieskich tęczówek, gdy tak znajdował się parę kroków przed nią. Ze stoickim spokojem słuchał jej słów pełnych jadu i chociaż zapewne prawdziwych, to uderzających w jego poczucie prawdy, jak groch o ścianę. Nie docierały do niego, zapewne ze względu na fakt, że były trochę jak ostrza, przeszywające jego poczucie sprawiedliwości.
Przez całe życie był głuchy na głos rozsądku jeżeli chodzi o Luigiego. Nawet gdy umierała Evelyn, zapewniał ją, że sobie poradzi, że przecież ojciec nie jest taki zły. Chciał żeby tak było. By nie musiał brać na swoje barki całego ciężaru osierocenia. Łudził się. Paskudnie się łudził, przez tą krótką chwilę, kiedy był sam, w pustej rezydencji i zastanawiał się, jakie życie go czeka. Czy rodzina jaką założył Luigi, jest lepsza od tej jaką stworzyłby z nim i jego matką? Czy będzie w stanie być częścią tego co już stworzył tutaj w Anglii? Bał się. Aż do tego momentu, cholernie się bał, że się nie wpasuje. Teraz jednak, ten strach poszedł, uciekł daleko na Karaiby, szukając przystojnego pirata do pochędożenia. Po prostu coś w nim pękło. Skoro ten świat miał zamiar go wkręcać w subtelną politykę…to on nie będzie subtelny. Gra się rozpoczęła z chwilą, kiedy Chiara postanowiła, go w taki, a nie inny sposób oceniać. Patrzeć przez pryzmat tego, na co nie miał wpływu.
Gra pełna jest pozorów. A życie, było trochę niczym poker. Przez gro czasu nie wiesz, czy osoba siedząca naprzeciwko ciebie, blefuje, czy rzeczywiście trzyma najlepszy układ kart. Wszystko było jak jedna wielka gra. Teraz też. Gdy tak stali naprzeciwko siebie i mierzyli się wzrokiem pełnym chłodu i pogardy dla drugiej strony.
Lasarus może i był trochę wstawiony (ach, ta jego kiepska odporność na alkohol), ale bynajmniej nawet jeżeli język mu się plątał i nie do końca rozumiał co Chiara do niego mówi, to i tak jego mózgownica opracowała parę planów, jak wychodzić z tego obronną ręką. Przynajmniej tak mu się wydawało.
I kiedy już Chiara, przywitała go w piekle, on tylko się uśmiechnął, zupełnie tak jakby mógł się uśmiechnąć Lucyfer przy podboju świata.
- Owszem. Witam w piekle, siostro. – mruknął do jej pleców i zamykających się drzwi.
Po chwili sam wyszedł. I gdy tylko przekroczył próg gabinetu na jego ramieniu przysiadł ogromny kruk.


z/t
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptyWto 15 Lip 2014, 22:46

Skrzat Rodziny di Scarno oraz kilka osób wynajętej służby od samego rana przygotowywało dom na przyjęcie gości. Wysprzątano wszystkie ogólnie dostępne pomieszczenia, nagotowano góry różnorakiego jedzenia, przygotowano także alkohol i inne napoje. Do godziny ujętej na zaproszeniach, wszystko już było dopięte na ostatni guzik. Luigi pełen samozadowolenia kręcił się po salonie, gotów zinfiltrować każdego gościa i ocenić jego przydatność oraz kwalifikacje do roli partnera jednego z jego potomków.
A potem się zaczęło... Chiara posłusznie stała przy drzwiach witając każdego przybysza kurtuazyjnym uśmiechem i kilkoma słowami niezobowiązującej pogawędki, ale od chwili przekroczenia przez gościa progu, to Lasarus przejmował obowiązki gospodarza. I po raz pierwszy Chi zupełnie to nie ruszało, bo przynajmniej to on cały czas był w zasięgu wzroku ojca i przypominał mu o swojej osobie.

***
Kelnerzy z tacami pełnymi przekąsek i kieliszków z szampanem przechadzają się pośród zebranych w salonie osób, częstując wszystkich chętnych i dbając aby niczego nie zabrakło także na długich stołach ustawionych pod ścianami, które zastawione są zatrważającą wręcz ilością jedzenia. Gdzieś w kącie sporego pomieszczenia brzdąka niewielki zespół muzyczny, a porozstawiane w strategicznych miejscach fotele, krzesła i stoliki pozwalają odsapnąć zmęczonym. Widać, że starano się zorganizować przybyłym jak najlepsze warunki i wzięto pod uwagę ich potrzeby.

Jak najbardziej można pisać, że przybyło się już jakiś czas temu, bo to ukróci konieczność żmudnych postów wprowadzających i umożliwi nieco bardziej wartką akcję.
Zapraszam wszystkich, którzy mają czystą krew, pochodzą z znanych rodów czarodziejskich i (dobrze by było) mają jakieś powiązania z Voldemortem albo przynajmniej nie popierają jawnie Dumbledore'a.
Aeron Steward
Aeron Steward

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno EmptySro 16 Lip 2014, 00:24

Sowa od Chiary dotarła do Aerona już w momencie, gdy ten dotarł do swego domu. Biedak akurat naprawiał drzwi do swojego pokoju, gdy coś zaczęło stukać w okno. Zaciekawiony odłożył narzędzia, po czym zszedł skrzypiącymi ze starości schodami do pokoju dziennego, i otworzył okno. Sowa wleciała do środka, a Arcio odczepił przypięty list, i rozwinął go. Zaczął czytać, i od razu zmarszczył brwi. Nie wiedząc czy dobrze zrozumiał, przeczytał jeszcze raz, tym razem siedząc w fotelu. Przyjęcie powitalne brata Chi? Od kiedy ona miała brata? Aeron zna się z nią już spory okres czasu, nie wiedział jednak o jego istnieniu. I jeżeli dobrze przypuszczał, Chiara też nie wiedziała, jak widać aż do teraz. Westchnął, nie wiedząc co o tym myśleć. Nie lubił tego typu wydarzeń, był jednak zaproszony, i był przyjacielem Chi. Cóż, nie miał nic równie ciekawego do zrobienia przez te wakacje, w dodatku Londyn nie był aż tak daleko stąd. No to postanowione. Pozostaje jeszcze kwestia ubioru. Zapewne to oficjalny bankiet, toteż obowiązują tam trochę inne reguły ubioru niż normalnie. Ruszył do pokoju-garderoby, i z przerażeniem stwierdził że sam nie posiada nic nadającego się na taką okazję. Musiał więc pogrzebać troszkę głębiej, i w końcu trafił na trochę stary, lecz wciąż będący w idealnym stanie garnitur należący do jego ojca. Na pierwszy rzut oka był czarny, lecz wprawny obserwator mógł dojrzeć lekką ciemną niebieską nutę wydobywającą się z ciemnego wierzchu. Podziękował w duchu Chiar, że wysłała zaproszenie z odpowiednim wyprzedzeniem, bo w życiu nie zdążyłby się przygotować na czas.
Podróż do Londynu nie zajęła mu wbrew pozorom tyle czasu, ile spodziewał się by zajęła. By trochę się po niej rozruszać, resztę drogi postanowił przebyć na pieszo, szczególnie że pogoda wyjątkowo ku temu sprzyjała. Po kilku godzinach spokojnego spaceru, w oddali zaczął się malować zarys budynków, by z każdym krokiem przybierać na wielkości i wyrazistości. Nie pamiętał nawet, czy w ciągu ich przyjaźni był kiedykolwiek w środku, nie miało to jednak większego znaczenia teraz. Gdzieniegdzie widział zmierzających tam ludzi. Prawie nikogo nie znał, część znał tylko z widzenia bądź plotek czy historii krążących tu i ówdzie. Skierował się więc w stronę głównych drzwi wejściowych. Widział stojącą tam postać, lecz dopiero gdy zbliżył się na dostateczną odległość, rozpoznał w niej Chiarę, witającą każdego z gości. Uśmiechnął się ponuro. Nie zazdrościł jej tego. Wiedział jednak, że wkracza na grząski grunt, na którym każdy gest, każde wypowiedziane słowo, może okazać się bardzo ważne. Przybrał więc poważną minę, którą rozjaśnił ledwie na chwilę praktycznie nie dostrzegalny uśmiech, skierowany do Chiary, witającej go w drzwiach. Nie chciał zabierać jej czasu, toteż skinął lekko głową, i rzucił spokojne
- Witaj, Chiaro-, po czym przeszedł przez sporych rozmiarów drzwi, i znalazł się w środku. Pierwsze co dostrzegł, to to iż przybył jako jeden z pierwszych. Większość krzeseł w salonie było wolnych, co było dobrą okazją na zajęcie wygodnego miejsca. Poczęstował się rozdawanym przez kelnerów szampanem, po czym zajął miejsce w rogu pomieszczenia, skąd miał doskonały widok na całą salę. Widział ojca Chiary, krążącego pośród gości. Gdy ten mijał go w pewnej odległości, Aeron ukłonił się nieznacznie na powitanie. Widział również nieznanego mu chłopaka. Na oko mógł być w jego wieku, i wnioskując z zachowania jego i ojca Chiar, był to najprawdopodobniej jej "zaginiony" brat. Z ciekawością zaczął mu się przyglądać. Dało się zauważyć podobieństwo między nim, a jego ojcem czy Chiarą. Zapewne prędzej czy później przyjdzie mu rozmawiać z nim. Z pewnością będzie to interesujące doświadczenie. Upił trochę szampana, i uśmiechnął się ponuro. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Sponsored content

Rezydencja rodziny di Scarno Empty
PisanieTemat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno   Rezydencja rodziny di Scarno Empty

 

Rezydencja rodziny di Scarno

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 4Idź do strony : 1, 2, 3, 4  Next

 Similar topics

-
» Posiadłość rodziny Carrow
» Dworek rodziny Montgomery
» Chiara di Scarno
» Chiara di Scarno

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-