|
| Rezydencja rodziny di Scarno | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Chiara di Scarno
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 17:13 | |
| Chiara stała w drzwiach, witając wchodzących. To Lasarusowi przypadło w udziale bawienie gości w salonie, przeciwko czemu Krukonka nie zaprotestowała słowem ani gestem. Prawdę powiedziawszy taki obrót spraw jej odpowiadał. Nie łudziła się, ta „impreza” była zorganizowana głównie po to, aby Luigi mógł się przyznać kandydatom i kandydatkom do korzystnych dla niego małżeństw jego dzieci. Miała nadzieję, że schodząc ojcu z oczu sprawi, że ten skoncentruje się na ukochanym syneczku i da jej święty spokój. Nie najlepiej się czuła w roli bydła wystawianego na aukcji... Na złość wybrała prostą kreację, w której ginęła w tłumie. Co z jej posturą nie było trudne nawet przy znacznie bardziej wyzywającej toalecie. Z resztą, nawet gdyby chciała, nie mogłaby ubrać niczego odważniej odsłaniającego jej ciało, bo na przedramionach wciąż miała ślady palców swojego rodziciela, a łopatkę szpecił wielki siniak, który przypominał o sobie przy każdym nieostrożnym ruchu. Każdą przybyłą na zaproszenie osobę witała uprzejmym uśmiechem i kilkoma słowami niezobowiązującej pogawędki, w duchu umierając raz za razem. Miała ochotę zaszyć się w pokoju z książką i alkoholem. Na całe szczęście była tutaj Jasmine - ta cudowna i niezawodna kobieta, która nie po raz pierwszy ratowała jej życie. A przynajmniej humor. Przybicie Aerona też było jasną iskrą w mroku. Każda twarz, na którą mogła spoglądać z sympatią, była mile widziana. Pogrążona we własnych myślach nie zauważyła kolejnych przybyszów. A konkretniej jednego i to płci żeńskiej. Bez większych trudności rozpoznała pannę Lacroix nawet w przyćmionym świetle wieczoru. Wyglądała bardzo dobrze, jakby... świetliście. Najwyraźniej wakacje jej służyły. Była zresztą jedną z ostatnich osób, których oczekiwano, zaproszenie bowiem opiewało na godzinę, która minęła już jakiś czas temu. - Miło Cię widzieć, Aristos. – odezwała się kurtuazyjnie do Gryfonki - Widzę, że nie zabrałaś ze sobą żadnej osoby towarzyszącej? – zapytała, ale raczej retorycznie, bo przecież ślepa nie była i widziała, że brak męskiego osobnika przy boku dziewczyny. Damskiego zresztą też. A szkoda, bo to by zapewniło jej bezpieczeństwo przynajmniej do pewnego stopnia. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 17:25 | |
| Amycus został wydelegowany na przyjęcie urządzone w posiadłości rodu di Scarno, z powodu zakaźnej choroby matki. Została ona przewieziona do Munga blisko 5 dni temu, a magomedycy uwijali się w podawaniu leków i doprowadzania kobiety do stanu używalności na dzień 22 lipca. Ojciec napisał stosowne wyjaśnienia i przeprosiny dla gospodarza, prosząc o wyrozumiałość i zrozumienie sytuacji, w jakiej się znaleźli. Nie miał obaw, że jedyny syn zastąpi go godnie. Miała to być poniekąd próba generalna Ślizgona, przez rozpoczęciem własnej kariery w towarzystwie śmietanki szlacheckiej. Przywitał się w pierwszej chwili z samą Chiarą, jako że stała w drzwiach i witała wszystkich. Potem przystanął spokojnie z boku, a kiedy dostrzegł pana domu również i jemu przekazał pozdrowienia od rodziców, wyjaśniając również nieobecność siostry. Tak na dobrą sprawę, Amycus nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co jest prawdziwym celem jego wizyty w tym miejscu. Znał powód powitania brata Chiary, jednak o nim samym naprawdę niewiele wiedział. O wiele bardziej interesującą informacją był fakt, że wokół niego znajdowali się Śmierciożercy i rody trzymające się niezwykle blisko Czarnego Pana. Jak na razie postanowił obserwować wszystkich przy jednym z wolnych stolików, wybierając wśród tłumu odpowiednią osobę do rozpoczęcia konwersacji. Problem polegał na tym, że Amycus nie przepadał za tłumami i o wiele lepiej czuł się w towarzystwie zaledwie kilku ludzi, dzięki czemu był w stanie odgrywać perfekcyjnie swoją rolę. Zdemaskowanie się w tak licznej Sali było wielce prawdopodobne i tak samo niepożądane, dlatego też przesuwał wzrokiem po znanych sobie sylwetkach uczniów oraz dorosłych, z którymi miał okazję już nie jedno wymienić zdanie. Ubrany był nienagannie, w czarnym garniturze i białej koszuli przewiązanej oliwkowo-czarnym krawatem. Zmianą w jego wyglądzie były uczesane elegancko włosy, a nie swobodny bezwład, jak to miał w zwyczaju. Spotkanie w posiadłości di Scarno zostało więc przywitane przez niego w należy sposób, z odpowiednią ilością szacunku dla gospodarzy. Jedynym uchybieniem była nieobecność towarzyszki Amycsa, z którą miał się już niedługo zaręczyć. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 17:29 | |
| Ciemne loki połyskiwały kusząco w nikłym świetle, kiedy Aristos szybkim, pewnym krokiem przemierzała drogę dzielącą ją od drzwi wejściowych. Pierwszy raz była w posiadłości di Scarno, ale nie miała czasu na kurtuazyjne w takich sytuacjach rozglądanie się, w celu późniejszego, ewentualnego komentarza; była spóźniona. Bardzo spóźniona. Jej krok uspokoił się dopiero gdy przyszło jej pokonać kilka schodków – ostatniej przeszkody między panną Lacroix, a Chiarą, której najwyraźniej przypadł żmudny obowiązek witania gości na wejściu. Obcasy zastukały cicho na kamiennych stopniach, a na twarzy dziewczyny pojawił się przepraszający uśmiech; odgarnęła burzę loków na plecy i wsunęła w nieposłuszne sploty kryształowe szpilki, do tej pory ściskane w dłoni, by włosy choć na moment przestały tańczyć jak im w duszy grało. - Dobry wieczór, Chiaro. – posłała Krukonce ciepłe spojrzenie, a niebieskie oczy zamigotały lekko, pogodne jak bezchmurne niebo. Przyjrzała się dziewczynie badawczo, a potem musnęła ustami jej policzek, przynosząc ze sobą nienatrętny aromat perfum o ostrej ambrowej bazie, złagodzony słodyczą fiołków i świeżą nutą winogron, nierozerwalnie kojarzących się z francuskimi zachodami słońca nad winnicami. Kiedy się odsunęła, na jej wargach wciąż widniał ten sam, przepraszający uśmiech. - Wybacz mi, proszę. Spóźnienie nie leży w mojej naturze, niestety obawiam się, że znajduje się na długiej liście wad O’Connora. – rozłożyła bezradnie ręce, a potem nerwowo przygładziła sukienkę, unosząc znów wzrok na pannę di Scarno. - Przegapiłam dwa świstokliki. Na trzeciego już musiał mnie puścić, ku mojej wielkiej uldze, a jego nieodżałowanemu smutkowi. Nie zdecydował się jednak ruszyć swoich irlandzkich włości, by mi towarzyszyć, dlatego jestem sama. – dodała, mrugając do Krukonki. Od początku lipca przebywała w domu Cu Chulainn’a, starając się zapomnieć o koszmarze, jakim pożegnał ją Hogwart; tu, w zalanej słońcem Irlandii, pośród gór i w pewnych ramionach nie mogło dosięgnąć jej nic złego. Zaproszenie na przyjęcie powitalne dla brata Chiary mocno ją zaskoczyło. Po pierwsze ze względu na fakt, że Luigi oficjalnie przyznał się do bękarta; to nie było często spotykane i stanowiło nie lada skandal. Wielu z gości, którzy zostali zaproszeni, zapewne przybędzie jedynie po to by zdobyć materiał do nowych plotek, o które tak łatwo na salonach, a które stanowią przecież towar niezwykle pożądany. Po drugie, zdawała sobie też sprawę z tego jak wielkim upokorzeniem musiało to być dla samej Chi. Nie znała dziewczyny zbyt dobrze, ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu czuła do niej sympatię – nutkę kiełkującą powoli od czasu meczu i ślizgońskiej imprezy. Cała ta sytuacja musiała być dla niej niezwykle stresująca, co odbijało się na pięknej twarzy; wyglądała na niewyspaną, zmęczoną i zrezygnowaną. - Dobrze się czujesz, Chi? – spytała po chwili ciszy, wyciągając rękę i delikatnie ściskając jej dłoń – Nie wyglądasz najlepiej. – dodała, marszcząc delikatnie brwi. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 17:30 | |
| Nie za bardzo interesowała go rodzina di Scarno, jeśli miał już być szczery przynajmniej sam ze sobą. Nie interesowały go fale plotek o bękarcie, o co w ogóle taki szum? Bękart czy nie, dzieciak jak dzieciak. Motto Vincenta pozostawało takie samo – wszyscy krwawią tak samo. Doprawdy, że też ludzie mieli czas i chęci na rozstawianie innych na półki z przypisanymi etykietami niczym eliksiry w składziku profesorskim. No ale jeśli mieli tak spokojne i nudne życia by zajmować się błahostkami to c’est la vie. Skoro już jednak wylądował jako jeden z kandydatów do narzeczeństwa… Cóż, dobre maniery nakazały się stawić, czyż nie? Matce na tym zależało, więc niech będzie, nie miał nic do stracenia, a może coś zyska. Wielu gości, wiele plotek – to fakt. Plotki jednak oznaczały nieco informacji, które a nuż przydadzą się w bliższej lub dalszej przyszłości. Jego kandydatka na narzeczoną niezbyt go interesowała póki co, ale najważniejsze to mieć otwarty umysł i optymistyczne podejście. Jeśli coś pójdzie nie tak lub zanudzi się na śmierć odreaguje po powrocie z tego przyjęcia. Przybył punktualnie, co było jedną z jego zalet. Nigdy się nie spóźniał – chyba, że stanowiło to zabieg celowy, potrzebny do osiągnięcia jakiegoś celu, ale to już inna bajka. Miał na sobie prostą, czarną i elegancką szatę z intensywnie fioletową podszewką i drobnymi zdobieniami przy kołnierzu i dolnych krawędziach płaszcza. Mieniły się złotem lub zielenią, w zależności od padania światła lub też jego braku, nie były jednak przytłaczające. Włosy jak zawsze zaczesane na prawą stronę, teraz nieco bardziej przygładzone, ale na tym kończyła się dbałość w związku z uroczystością. Nie miał sobie nic do zarzucenia, po co dodatkowe zabiegi? Przy przekraczaniu progu już poznał jedną z głównych gwiazd wieczoru, którymi ewentualnie mógł być zainteresowany – Chiarę. Całkiem urocza, choć jej wdzięki nie przyprawiały o zawroty głowy, a poeci nie rozwodzili by się na kilometrach pergaminu. Przyjemna dla oka i niezwykle cicha, jakby wręcz nieco skulona co było ciekawym aspektem. Nie miała tego hardego spojrzenia, charakterystycznego dla większości dziedziczek fortuny rodzinnej, sprawiała raczej wrażenie obcego we własnym domu. Zapoznał się z kilkoma osobami, które wydawały się zainteresowany w lekkim stopniu rzeczami, które przykuwały i jego uwagę, więc umiejętnie wbił się w odpowiednie kręgi. Po godzinie zaś… Czy to aby nie znajome ciemne loki i te figlarne usta, których nie dało się pomylić. Uśmiechnął się do siebie, trzymając kieliszek z winem. Przeszedł niedaleko wejścia tak, by mieć pewność, że jego piękna kuzynka go zauważy. Napotkawszy jej spojrzenie uniósł nieco kieliszek w geście pozdrowienia, do tego skinąwszy głową, po czym zniknął w tłumie. Widziała go, wie, że jest tuż obok niej. No proszę, matka nie mówiła nic o obecności młodziutkiej Lacroixa na przyjęciu. Taka miła niespodzianka, kto by przypuszczał. A to dopiero początek! Dał jej chwilę, a gdy dopił swoje wino zbliżył się do dziewcząt, ni stąd, ni zowąd odzywając się lekkim głosem i tylko spojrzenie mogło wprawiać w niepokój – ale nie musiało. - Aristos, cóż to za miła niespodzianka spotkać cię tutaj. Nie spodziewałem się, musze przyznać. I widzę też, że się znacie. Uśmiechnął się nieco szerzej i zapewne tylko Lacroix wiedziała, że był usatysfakcjonowany. Sieć układała się coraz bardziej – powoli, ale konsekwentnie. - Cóż cię zatrzymało, kuzynko? – po czym spojrzał na Chiarę. – Naprawdę, zazwyczaj jest bardziej punktualna od zegara. Zawsze taka była. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 17:46 | |
| Chiarze nie dano nawet tygodnia, aby uporała się ze swoją nową sytuacją. Co prawda była niemalże pewna, że jej ojciec ma gdzieś na boku jakieś dzieciaki, ale nawet ona (choć tak dobrze znała swego rodziciela od jak najgorszej strony) nie spodziewała się, że sprowadzi któregoś z bękartów do domu. A przecież on na tym nie poprzestał! Traktował go jak równowartościowego członka ich rodziny i zorganizował dla niego przyjęcie powitalne, co odbiło się szerokim echem w towarzyskich kręgach Londynu, a nawet poza jego granicami. Chi nie chodziło już nawet o to, jak to wpływa na nią. Bardziej drażniło ją to, że oczy wszystkich plotkarzy zwrócone są właśnie na jej rodzinę, a matka niemalże odchodzi od zmysłów. Zdecydowanie nie zapowiadało się, aby miały być to wakacje jej życia. A ojciec, jakby tego wszystkiego było mało, chyba postanowił ją wyswatać. Rosier nie dał znaku życia odkąd pożegnał się z nią w Hogwarcie i nie wiedziała, czy ma zamiar się zjawić. Tak czy inaczej planowała zasłonić się jego osobą, zdobyć choć trochę czasu, choć jeden, ostatni rok wolności. O więcej nie będzie prosiła. Trochę zaskoczyła ją niekryta sympatia Aristos, którą zapamiętała raczej jako osobę zachowującą dystans. Te wszystkie uśmiechy, całe to zadowolenia i wspominania już wyżej „świetlistość” – to wszystko musiało mieć jakieś przyczyny. I miało, o czym Chiarze było dane usłyszeć już chwilę później. Grzecznie słuchała tłumaczeń dziewczyny, w myślach konstatując, że cała ta sytuacja jest odrobinę osobliwa. Chyba po prostu związek z Rosierem przyzwyczaił ją do tego, że podobne sprawy zatrzymuje się dla siebie, a nie rozgłasza komu popadnie. Rzadko zdarzało jej się poruszać takie problemy z Jasmine, a przecież ona była jej najlepszą przyjaciółką i zasłużyła sobie wielokrotnie na zaufanie. Tymczasem Ariostos nie miała powodów uznawać ją za kogoś więcej, niżeli znajomą. Nagle tknęła ją myśl, która sprawiła, że uśmiechnęła się szerzej. Najwyraźniej panna Lacroix bez jej pomocy zamieniała się powoli w puchatą Alpakę. Powinna o tym wspomnieć Alexowi, który był już gdzieś w środku. -Nic nie szkodzi. Przykro mi, że twój partner nie mógł się pojawić, ale na pewno znajdziecie jeszcze wiele okazji, aby sobie to zrekompensować. – odpowiedziała znacząco i obdarzyła Gryfonkę uśmiechem, w którym można było się doszukiwać odrobiny sympatii. Kiedy nie trzymała Rosiera za rękę, dawała się lubić… I kiedy nie zadawała zbyt poufałych pytań. Chiara dobrze wiedziała, jak się prezentuje. Na jej twarzy znajdowały odbicie wydarzenia ostatnich tygodni i nawet delikatny makijaż, tak dla Krukonki nietypowy, nie mógł tego zamaskować. Cóż jednak mogła odpowiedzieć dziewczynie na jej pytania, teraz, kiedy stały w drzwiach, a za plecami di Scarno toczyła się zabawa? -Wszystko w porządku. Chyba wciąż jestem w lekkim szoku. – odparła więc neutralnym tonem i do pewnego stopnia zgodnie z prawdą. Wciąż nie wyszła z traumy po zamordowaniu człowieka, a tutaj jej serwowano takie rewelacje… Zdecydowanie potrzebowała ucieczki i odpoczynku. Tymczasem nad jej uchem rozbrzmiał jakiś głos, którego nie kojarzyła. Podniosła więc zdziwione spojrzenie na chłopaka, którego imię zapomniała niemal natychmiast po tym, jak się przedstawił. Nie kojarzyła go ze szkoły, wydawał się także starszy i ani swoją aparycją, ani ubiorem nie wzbudził zainteresowania panny di Scarno. Owszem, był całkiem przystojny, a jego oczy elektryzowały, ale od pewnego czasu Chiara zwracała mniejszą uwagę na męskie wdzięki. No, nie licząc pewnego Pana, który nie pofatygował się zjawić. -Hogwart nie jest aż tak wielki, a z Arostos miałam w dodatku przyjemność zamienić kilka słów.– odparła na słowa nieznajomego i zaczęła się zastanawiać, skąd on zna jej rozmówczynię. Odpowiedź otrzymała dość szybko. Kuzynko? jak widać panna Lacroix miała krewnych wszędzie. Z Alexem szybko nawiązała nić porozumienia, może ten Pan O-Imieniu-Kórego-Nie-Pamiętała też da się lubić… -Cóż, przypuszczam, że tam gdzie w grę wchodzą emocje, punktualność traci na wartości. Poza tym to spotkanie nieformalne, nie wymusza się na gościach niepotrzebnego rygoru. – stwierdziła z lekkim wzruszeniem ramion, poniekąd broniąc Ari przed zarzutami. Nie okazała zaskoczenia ich pokrewieństwem. Właściwie zapewne zapomni o całej tej sytuacji, kiedy już uda się jej pożegnać wszystkich gości i odetchnąć w samotności własnego pokoju. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 17:47 | |
| Obdarzyła ją kolejnym długim spojrzeniem, ale wyczuła, że dziewczyna nie chce zagłębiać się w ten temat; jej twarz miała miły, uprzejmy wyraz, ale w oczach czaiło się potworne zmęczenie. Aristos doskonale znała ten wzrok. Wzrok osoby, która pragnie schować się przed światem, zniknąć z powierzchni ziemi i powiedzieć wszystkim, którzy będą jej szukali, by szli do diabła. Albo jeszcze dalej. Otworzyła usta, by zmienić temat na mniej stresujący, gdy w tłumie mignęły jej znajome ciemne włosy, elektryzująco błękitne oczy zmierzyły się z błękitem jej własnych tęczówek... Prawie upuściła trzymaną w dłoni szpilkę; jedną z ostatnich, które jeszcze nie zdążyły znaleźć się w jej włosach. Vincent! Niech to wszystko jasna cholera! Zacisnęła lekko palce, czując jak spinki ocierają się o siebie z nieprzyjemnym, szklanym zgrzytem, ale po chwili odetchnęła głęboko i odpowiedziała skinieniem na powitanie kuzyna – drugi raz nie pozwoli mu się zaskoczyć, nie w ten sposób. Nie tutaj. Spodziewała się, że podejdzie. Czuła przyjemny zapach jego perfum, delikatny, subtelny aromat wody po goleniu. Prezentował się doskonale; być może zbyt doskonale, jak na kogoś, kogo wnętrze było przeżarte na wskroś okrucieństwem, brutalnością i psychopatyczną radością płynącą z cierpienia innych. Skrzywiła delikatnie wargi, niemal niezauważalnie, nim obdarzyła go uśmiechem; niebieskie jak bławatki oczy pociemniały jednak, nie miały już tego przyjemnego, błękitnego odcienia. Stały się burzowe, były jedyną rzeczą, która zdradzała zmianę nastroju dziewczyny. Żaden niepotrzebny mięsień nie drgnął, nie spięła się, gdy spytał o powód jej spóźnienia, nadal się uśmiechała. A potem Chiara sprawiła, że otworzyły się niebiosa. Jedno niepotrzebne słowo. Jedno słowo, po którym Gryfonka oderwała spojrzenie od twarzy przybysza, przenosząc je na Chiarę. Nagła ochota, by uderzyć ją w twarz sprawiła, że zacisnęła palce mocniej na spince; delikatna ozdoba pękła z trzaskiem, okruszki kryształu nieprzyjemnie powbijały jej się w skórę, ale nie dała tego po sobie poznać. Odetchnęła kolejny raz. Chiara nie miała pojęcia kim był Vincent. Nie mogła jej winić. Niestety szkoda została poczyniona; nienaturalnie jasne oczy chłopaka rozbłysnęły lekko, zamigotały w ten okropny sposób, który pamiętała z wcześniejszych lat. - Prawdziwa dama wie, że drobne spóźnienia są w dobrym tonie. – odpowiedziała wreszcie, posyłając Vincentowi uśmiech, za którym mogło kryć się tyle różnych emocji, tyle przesłań, że uważnemu obserwatorowi mogło zakręcić się od nich w głowie. - Mam nadzieję, że moje faux pas nie uraziło cię zbytnio. – dodała, robiąc ruch w jego stronę; musnęła chłodny policzek Vincenta ciepłymi, słodkimi od pomadki ustami i uśmiechnęła się kolejny raz, doskonale maskując zdenerwowanie. Właściwie powoli przechodziło; nic nie słyszał, nie mógł słyszeć. Nic nie wiedział. Nie było powodu się denerwować. O’Connor był bezpieczny, zapewne bawił się teraz z psami w ogromnym salonie, lub czyścił konie, czekając, aż wróci z przyjęcia. Obiecała mu to. Nie było powodu, by spuszczać nerwy ze smyczy. Byli bezpieczni. Vincent nie mógł wiedzieć nic. - Może powinniśmy wejść do środka, tutaj robi się powoli chłodno. – zauważyła, zerkając na Chiarę; zrobiła to krótko, lecz wymownie. Chciała zmieszać się z tłumem, zniknąć Vincentowi z oczu. Rozpłynąć się w powietrzu w sposób, który nie mógłby zasugerować, że go unika. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 18:11 | |
| Z uprzejmym wręcz zainteresowaniem obserwował obie damy, choć nie dało się nie zauważyć, że Aristos przykuwała jego uwagę w większym stopniu niż jej przyjaciółeczka. Owszem, miał na to wpływ fakt, że dziewczyna prezentowała się w oczach Vincenta o wiele lepiej niż Chiara, no i ona nie wydawała się być szarą plamą na siłę wciągniętą w środek tęczy. Wolał więc poświęcić więcej czasu na oględziny osoby, która poza pokrewieństwem gwarantowała mu wręcz wrażenia – jeśli nie sensacyjne(jak ostatnim razem na dziedzińcu) to przynajmniej wizualne. O tak, czarno-biała sukienka Lacroix przyciągała wiele spojrzeń, a jego w szczególności. Odsłonięte ramiona uwalniały zapach jej ciała, który dobrze znał. Może właśnie dlatego nie myślał o tym, by kiedykolwiek zrobić Aristos poważniejszą krzywdę, nie wspominając o uśmiercaniu. Pragnął zatrzymać ją dla siebie na zawsze niczym trofeum, posąg, który się kupuje, by cieszyć zmysły odpoczywając od obowiązków. Oczywiście, jeśli dziewczyna popełni o jeden błąd za dużo wszystko mogło ulec zmianie, ale póki co miał niezwykłe pokłady cierpliwości dla jej wybryków. Głównie dlatego, że go bawią i zachęcają do dalszej zabawy. Kto by pomyślał, że to właśnie słowa panny di Scarno sprawią, że zainteresuje się nią bardziej niż własną kuzynką. Przyczyną spóźnienia więc były emocje, hm? Tak sądził, że na moment przed powitaniem dziewczyn usłyszał coś o partnerze Ari, ale był skłonny przystać na wersję, iż a) to nie miało miejsca, b) nie ma to nic wspólnego z tym, o co mu chodziło. No i proszę, cóż za miła niespodzianka. Fenomenalna wręcz, szczególnie, jeżeli połączy się to z powitalnym muśnięciem warg na policzku szatyna. No, no, robi się coraz ciekawiej i to dokładnie w ten sposób, na którym najbardziej zależało Pride’owi. Wiedział, że zauważyła ten radosny błysk w jego oczach, tak jak i jego uwadze nie uszła zmiana w kolorze jej własnych tęczówek. Stanowiło to nieme potwierdzenie faktu, że droga przyjaciółka zaczęła jeden z najzabawniejszy i najważniejszych wyścigów po informacje. Aristos Lacroix ma partnera, u którego była tuż przed przyjęciem. - Naturalnie, droga Aristos, prawdziwej damie nie przystoi być na czas. – zaśmiał się lekko. – Szczególnie, jeśli przyczyną był ktoś tak wyjątkowy, czyż nie? Puścił jej oko, a ostatnim razem tak jasne błyski tańczyły w jego spojrzeniu przy ich pierwszym spotkaniu na terenie Hogwartu. No i jeszcze ten wspaniały dźwięk pękającego przedmiotu w dłoni dziewczyny. Muzyka dla jego duszy – owszem, zepsutej do cna, ale jakże szczęśliwej. Właśnie dlatego wiara w boga była absurdalna. Bóg to najbardziej niesprawiedliwy byt do jakiego ludzie mogli kiedykolwiek się uciec o pomoc. Na uwagę o wejściu do środka przytaknął głową, po czym postąpił krok w stronę wnętrza posiadłości. - Tak, to doskonały pomysł. Oddalę się chwilowo, jeśli damy pozwolą. W końcu wypada zapoznać się ze wszystkimi. Szczególny nacisk położył na ostatnie słowo, na odchodnym zaś przemówił jeszcze do młodej Lacroix: - Zawsze wiesz, gdzie mnie szukać, droga kuzynko. Następnie jak powiedział, tak zrobił. Wolnym, acz pewnym krokiem opuścił to damskie towarzystwo, a w miarę jak odchodził coraz dalej, tym szerszy był jego uśmiech. Teraz pozostała tylko jedna kwestia – imię lub nazwisko. Ari nie interesuje się byle kim, nie będzie więc potrzebował całych akt, by znaleźć delikwenta. Doprawdy, w takich chwilach uwielbiał swoją Lacroix ponad wszystko. Co on by bez niej zrobił? |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 18:13 | |
| Gdyby Chiara znała myśli Vincenta, najprawdopodobniej nie przejęła by się nimi za bardzo. Choć miała w sobie całkiem duże pokłady próżności i lubiła się podobać, co z jej urodą wcale nie było aż tak skomplikowane, to najbardziej zależało jej na własnej o sobie opinii. Była egocentryczką, ale nie zasługiwała na miano ślepej idiotki. Wiedziała, że utrata wagi źle wpłynęła na jej prezencję, i że jeśli taka skłonność będzie się utrzymywać, niedługo niewiele z niej zostanie poza skórą i kośćmi. Jakby nie wystarczało, że z natury była drobna... Dzisiaj jednak fakt, który w innych okolicznościach mógłby ją deprymować, był jej jak najbardziej na rękę. Nie bez powodu ubrała się tak prosto i zrezygnowała właściwie z makijażu, bądź czegokolwiek, co mogłoby ją wyróżniać w tłumie. Oczekiwała od ludzi właśnie takiej reakcji, jaką przejawiał Vince – braku większego zainteresowania. I jak widać bardzo dobrze szło jej odgrywanie szarej myszki. Koniec końców miała przecież całkiem spore umiejętności aktorskie. Zapewne się oszukiwała, ale miała nadzieję, że ojciec odpuści sobie mieszanie w jej życiorysie, jeśli nie będzie mu o sobie przypominać. Ostatecznie miał teraz Lasa, ukochanego synka, którego mógł swatać. Kto by pomyślał, że obecność bękarta może być do czegoś przydatna... W tej chwili Chiara miała jednak na głowie inne problemy. Była baczną obserwatorką i nie potrzebowała zbyt wiele czasu, aby uznać, że relacje pomiędzy stojącym przed nią kuzynostwem, są dość osobliwe. Nie wspominając już o tym, że w powietrzu wisiało jakieś napięcie. Odrobinę nerwowe, przyprawione wyczekiwaniem. Nie wiedziała co o tym myśleć i nawet nie zamierzała tego zagłębiać. Nie obchodziły jej ich problemy, miała dość własnych. Nie mogła się jednak powstrzymać od myśli, że cała ta rozmowa najbardziej niewygodna jest dla Ari, co właściwie było nawet interesujące. Chi mogłaby tak stać jeszcze długo, bo większość egzaltowanych, sztucznych słów puszczała mimo uszu i bardziej była skoncentrowana na swoich myślach niż pozach przyjmowanych przez rozmówców, jednak w końcu postanowiono włączyć ją do dyskusji. A konkretniej – wykorzystać jej osobę jako żywą tarczę i potencjalną możliwość... ucieczki. -Oczywiście. – mruknęła, za jednym zamachem zgadzając się na propozycję Lacroix i potakując Vincentowi. Zawsze była oszczędna w słowach, po ostatnich wydarzeniach nawet bardziej niż zwykle, a i tak udało jej się powiedzieć zbyt wiele, czego nie była rzecz jasna świadoma. Przepuściła Aristos w drzwiach i odniosła wrażenie, że dziewczyna chce jak najszybciej zniknąć w tłumie. Kierowana niezrozumiałym dla niej odruchem, chwyciła jej łokieć i przytrzymała ją w miejscu. Gestem przywołała skrzata z drinkami i podała jeden dziewczynie, sobie odmawiając tej przyjemności. Musiała być trzeźwa, jeśli chciała mieć jakieś szanse z ojcem. -To było odrobinę dziwne.– stwierdziła, mając na myśli jej rozmowę z Vincem, a konkretniej niewerbalną stronę tego spotkania. -Mam nadzieję, że będziesz bawiła się choć przyzwoicie, jeśli nie dobrze. Aby dostać się do łazienek, należy pójść tym korytarzem i wejść w ostatnie drzwi na prawo. W razie czego będę gdzieś wśród tych przezacnych gości.– dodała po chwili, wracając do roli gospodyni. Nie chciała przegiąć, sama nie lubiła osobistych pytań ani insynuacji sugerujących, że rozmówca ma jakiekolwiek pojęcie o jej problemach. Nie zamierzała więc czymś takim raczyć Ari. Chciała jej tylko dać znak, że... właściwie, że co? Chyba, że może jej powiedzieć, jeśli coś jest nie tak. Chi przyłapała się na myśli, że to jej znajomość z Rosierem sprawia, że chce z nią nawiązać pozytywne relacje. To nie była jednak żadna prawidłowość, wystarczy spojrzeć na jej stosunek do Kruegera. Widać Lacroix miała w sobie coś, co sprawiało, że Chi była nią zainteresowana. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 18:20 | |
| Obserwowała jak chłopak odchodzi, wciąż zaciskając palce na okruchach kryształu, pozwalając, by wbijały się w delikatną skórę i raniły ją boleśnie. Dopiero po chwili oniemiała; wyciągnęła różdżkę i mrucząc cicho usunęła resztki ozdoby do włosów, by następnie podjąć próbę zniknięcia w tłumie; ilość gości pozwalała na to bez problemu, wielkość domu także nie pozostawiała wiele do życzenia w tym względzie. Niestety etykieta i obowiązki wobec rodziny nie pozwalały jej na opuszczenie rezydencji di Scarno już teraz, bez choćby przywitania się z gospodarzem i tym chłopakiem... Lasarusem? Dostrzegła Luigiego w kącie pokoju i zamierzała do niego podejść, kiedy ktoś chwycił ją za łokieć. Zaskoczona odwróciła się szybko, a na widok Chiary jej usta wygięły się w delikatnym uśmiechu, który spłynął z nich niemal natychmiast, w reakcji na słowa dziewczyny. Spojrzała na nią uważniej, zastanawiając się ile może powiedzieć. Ile zdań, zwrotów, słów, sylab, ile dźwięków wystarczy, by ją ostrzec. By powstrzymać od ewentualnych komentarzy. Od działania. Zmusiła się do śmiechu i dotknęła jej dłoni w uspokajającym geście. - Nie martw się o mnie, poradzę sobie. I z Vincentem i z przyjęciem. – powiedziała nieco spokojniejszym tonem, a widząc w oczach Chi zaniepokojenie, odetchnęła tylko głęboko. Nie lubiła działać pochopnie, nie lubiła, gdy sytuacja zmuszała ją do podejmowania decyzji, jakich normalnie nie podjęłaby w czasie krótszym, niż bezsenna noc. To prawie zawsze kończyło się źle; teraz jednak impuls, lub może chęć chronienia Krukonki przed kolejnymi problemami, przed wplątywaniem jej w to wszystko, wygrała z rozsądniejszą częścią jej natury. Udała, że nachyla się ku Chi, by poprawić jej kosmyk włosów i spojrzała dziewczynie w oczy. - Trzymaj się od niego z daleka, Chiaro. Mówię poważnie. – ton jej głosu był twardy, ostry jak nóż; nie była to jednak groźba, Aristos nie brzmiała na osobę zazdrosną, lecz zaniepokojoną. Przez moment mierzyły się uważnie wzrokiem, a Gryfonka delikatnie zaciskała palce na dłoni ciemnowłosej di Scarno. - Nie zbliżaj się do Vincenta, jeśli nie musisz. Nie wdawaj się w nim w dyskusje, chyba, że dotyczą niezobowiązującej pogody czy stroju któregoś z gości. Dobrze ci radę. Nie daj mu nic, co mógłby wykorzystać przeciw tobie. – dodała nieco łagodniej, choć zdecydowanie i determinacja nie zniknęły z niebieskich oczu. Odsunęła się od niej tak niespodziewanie, jak niespodziewane było to ostrzeżenie, a potem przygryzła wargę w kolejnym uśmiechu. W doskonałym kłamstwie. - Kiedy już lawirowanie wśród gości stanie się dla mnie zbyt żmudne, znajdę cię. Damskie towarzystwo odpowiada mi tego wieczoru tysiąc razy bardziej, niż największy przystojniak błagający o jeden taniec. – rzuciła tą uwagę nieco głośniej niż wcześniej, radośniej, choć wiedziała, że Chi nie da się nabrać. Nikt w tej sytuacji nie dałby się złapać na ten numer, choć Aristos była doskonałą aktorką. Wypuściła dłoń dziewczyny z uścisku i pomachała jej palcami, odwracając się by zniknąć między pozostałymi gośćmi. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 18:22 | |
| Chiara szczyciła się swoim zdrowym rozsądkiem. Zawsze uważała, że należy od osób postępujących rozsądnie i logicznie rozpatrujących większość kwestii. Ostatnimi czasy coraz częściej jednak do chodziła w niej do głosu ta bardziej instynktowna, emocjonalna i spontaniczna część jestestwa. Gdyby bowiem kierowała się rozumem, najprawdopodobniej zakończyłaby związek z Rosierem, machnęła ręką na bękarta i skoncentrowała się całkowicie na swoim największym problemie, a konkretniej dwóch: Voldemorcie i ojcu. Tymczasem jednak nie potrafiła zachować dystansu ani wobec Evana, ani Lasarusa, co oczywiście wcale nie wpływało dobrze na jej nerwy. Zwłaszcza w drugim z przypadków. Zauważyła to badawcze spojrzenie Ari i już wiedziała, że jest coś nie tak. Nie znała może Gryfonki zbyt dobrze, ale zdążyła dowiedzieć się o niej jednego: ta dziewczyna nie czuła podobnego respektu przed zbyt wieloma rzeczami. Vincent musiał więc zrobić jej kiedyś coś, albo robić wciąż, czym zasłużył sobie na podobną reakcję ze strony Lacroix. Jeśli chodzi o Chiarę, to w tej chwili jeszcze bardziej cieszyłaby się, że swoim wyglądem i zachowaniem nie zwróciła na siebie jego uwagi, gdyby tylko o tym wiedziała. Być może uważała, że Aristos przesadza, być może nie wierzyła, że ktoś w jej wieku może być równie niebezpieczny, albo też po prostu ufała we własne siły, jednak nie miała ochoty pakować się na własne życzenie w jakieś kolejne bagno. Miała dosyć problemów i bez tego. -Postaram się pamiętać o tej radzie. – odparła spokojnie, kiedy jej rozmówczyni w końcu przerwała. Ciemne oczy Chiary badawczym spojrzeniem błądziły po twarzy Gryfonki, a zimna dłoń Włoszki pozostawała w mocnym uścisku. Nagła zmiana zachowania Ari nie zdziwiła jej za bardzo, wiedziała, że chwila prawdy minęła i teraz obie muszą wrócić do swoich ról, które przygotował dla nich los. Skinęła dziewczynie głową i obdarzyła ją uprzejmym, wyćwiczonym uśmiechem, który nie obejmował oczu. -Postaraj się nie zgubić w tłumie i znaleźć sobie jakieś przyjemne towarzystwo. – poradziła jej już na odchodnym, odnosząc się oczywiście do tych rewelacji, które przed chwilą usłyszała. Jeśli były one zgodne z prawdą i Vincent rzeczywiście był psychopatą albo po prostu osobą niebezpieczną, to przede wszystkim Ari powinna się trzymać od niego z daleka. A przynajmniej takie wnioski powzięła Chiara na podstawie tego, jak kuzyn ją traktował. Kiedy dziewczyna zniknęła jej z oczu, odszukała gdzieś w tłumie Aerona i z przyjacielem u boku zbliżyła się do stolika, przy którym siedział młody Carrow. Uśmiechnęła się do Ślizgona i (jeśli dotychczas się nie znali) przedstawiła sobie chłopaków. Nie mogła jednak wyrzucić ze swojej głowy słów Lacroix. I gryzło ją przeświadczenie, że to nie koniec rewelacji na ten wieczór.
|
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 18:24 | |
| Tak jak przypuszczał – nic specjalnego. Goście w większości byli typowymi bogaczami, którzy albo non stop knuli przeciwko sobie albo robili wzajemnie za przyzwoitki. No i oczywiście wszyscy bez wyjątku robili to nie z jakiejś wewnętrznej potrzeby, ależ skąd. Plotki. Plotki stanowiły tak silną broń w tych czasach, że Vincent nie był pewien czy powinien zacząć się śmiać czy tylko obdarzyć ich spojrzeniem określającym ich miejsce w jego osobistej hierarchii. Osławiony bękart nie był dla niego nowością. Znał Lasarusa jeszcze z Durmstrangu, a przynajmniej zapamiętał jego twarz i imię. Świat magiczny jest pełen dziwnych imion, czasem takich, których nie sposób wymówić, jednakże „Lasarus” wbiło mu się w pamięć. Dlatego też, gdy dostrzegł go z oddali, a ich spojrzenia skrzyżowały się – skinął głową z tym uprzejmym uśmiechem, tak charakterystycznym dla uczniów, którzy faktycznie knują coś niedobrego, a nie tylko wygłupiają się psocąc na korytarzach. Nie o tym teraz. Bękart to sprawa nieistotna na tym przyjęciu, przynajmniej dla Pride’a. Aristos. Dał jej chwilę na uśpienie czujności, a nawet jeśli nie to chociaż dla zaczerpnięcia oddechu. Słodka Morgano, jaki on był dla niej hojny, niepodobna. Zaśmiał się w duchu, po czym zwinnie, niczym cień płynął wśród gości, by w końcu odnaleźć fale ciemnych włosów, których nie pomyliłby z nikim innym. Również z uśmiechem, ale tym tylko znanym Lacroix zbliżył się do niej w ten sposób, by móc ją zajść od tyłu, niepostrzeżenie. - Twój luby to ma dopiero szczęście. A jakiż zajmujący musi być, skoro jest w stanie sprawić, byś się spóźniła, co przecież zawsze uważałaś za karygodne. – zaśmiał się lekko i beztrosko. Tak jak zwykle – gdyby nie spojrzenie, Vincent mógłby się wydawać nawet całkiem sympatyczny. - Jak twój drogi kuzyn powinienem go przywitać w rodzinie, nie sądzisz? Hm, gdzie by tu się udać… może na północ? Irlandia zawsze cię pociągała w pewien sposób. Szczególnie, jeśli ktoś ma tak sławne nazwisko jak O’Connor. Na szczęście nie musiał na siłę znajdować informacji na temat tego małego szkodnika, który bezczelnie wyciągał swe łapy po Aristos. Dano mu je jak na tacy, wystarczyło pojawić się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie i gotowe. O nie, nie, nie była to zazdrość spowodowana faktem, iż Pride również ją kochał. To nawet zazdrość nie była. Raczej …silne poczucie, że ktoś dotyka to, co należy do niego. Gdy już napotkał jej spojrzenie zaczął się powoli oddalać, nie spuszczając z niej wzroku. Zachęcał ją, prowokował, by poszła za nim. Kiedy dostrzegł, że osiągnął cel odwrócił się powoli i znów lekko przemknął między gości docierając do schodów. Posiadłość byłą ogromna i należało to sprawnie wykorzystać. Na pustym piętrze powyżej odnalazł pierwszy lepszy otwarty pokój, gabinet. Całkiem nieźle rozplanowany, musiał przyznać. Teraz tylko czekać na małe sam-na-sam z uroczą Aristos.
Ostatnio zmieniony przez Vincent Pride dnia Sro 16 Lip 2014, 19:25, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 18:27 | |
| Kieliszek słodkiego wina poprawił jej nastrój. Lawirowała wśród gości, ciesząc się anonimowością wśród obcych i powitaniami ze strony znajomych, jednocześnie dyskretnie rozglądając się po pokoju, w obawie, że Vincent znów do niej podejdzie. Niestety i tym razem udało mu się dziewczynę zaskoczyć. Drgnęła, słysząc jego głos nad uchem; obróciła głowę powoli, przywołując na usta uśmiech, tak doskonale wypracowany, że nie zdradziło jej nawet drobne mrugnięcie, napięcie mięśnia czy szybszy oddech. Była spokojna, a smak alkoholu na wargach jedynie wzmagał ten spokój. - Widzę, że granie arystokraty wśród obcych już cię znudziło. Nikogo, kto zdobyłby twoje uznanie? – spytała jak gdyby nigdy nic, unosząc do ust kieliszek. Pożałowała tego już po chwili, gdy alkohol zapiekł ją w gardło, a Vincent zarzucił sieć. Wiedziała, że na nią poluje; zawsze to robił. Teraz jednak, gdy była tak zrelaksowana, gdy właściwie zapomniała już o wiszącym nad jej głową niebezpieczeństwie... Była pewna, że nic nie wie. Skąd mógłby? Okazuje się jednak, że złośliwość losu jest mniej przychylna odważnym, niż mogłoby się wydawać. Dziewczyna zaklęła, ale nim zdążyła odpowiedzieć Ślizgonowi coś więcej, on odsunął się i zaczął oddalać, nie spuszczając z niej wzroku. Prowokując. Nęcąc i kusząc perspektywą kolejnych pertraktacji. Wabiąc nadzieją na rozmowę, która przebiegnie lepiej, da jej pole do manewru i odwrotu. Vincent uwielbiał te gry. Odstawiła kieliszek, przemykając pomiędzy gośćmi w ślad za kuzynem, jednocześnie próbując uspokoić drżące dłonie. Tym razem nie było miejsca na żaden błąd, nie mogła się potknąć, nawet zająknąć – poniżyła się wystarczająco tuż przed zakończeniem roku. Kolejna taka wpadka będzie brzemienna w okropne konsekwencje, a Aristos naprawdę nie chciała sprawdzać jak daleko może posunąć się ten szalony chłopak, o elektryzującym spojrzeniu i zimnych dłoniach. Weszła do gabinetu, rozglądając się po nim przez moment, a potem zamknęła za sobą drzwi; nie zrobiła tego jednak zbyt dokładnie, nie zwróciła uwagi, że uchyliły się lekko. Jej umysł był skoncentrowany na Vincencie, stojącym przy dębowym biurku. Przyjrzała mu się raz jeszcze, a potem podeszła kilka kroków bliżej, leniwie wygładzając palcami sukienkę. - Skąd wniosek, że twoja wyprawa do Irlandii zrobi na mnie wrażenie? – spytała, unosząc lekko brwi i uśmiechając się delikatnie – Nie uważasz, że może mnie to zupełnie nie obejść? Że tylko stracisz czas? I tak go nie znajdziesz, Mattias. – brzmiała łagodnie, niemal miło, choć pod jasną skórą krew buzowała szybko, nerwowo. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 18:30 | |
| Tak jak przewidział, tak też się stało. Naturalnie. Aristos, pomimo swojego wyrafinowania, należała do osób ciekawskich, chcących wiedzieć wszystko o wszystkim, co może okazać się istotne, szczególnie, jeżeli dotyczyło to bezpośrednio jej osoby. Fakt, że tym, co dotyczyło młodej Lacroix była osoba najbliższa jej sercu tylko polepszał cała operację i niwelował zupełnie ryzyko porażki. Zapewne właśnie przez tą cechę dziewczyna trafiła do tego domu, a nie innego. Ach, ta lojalność i walka godna lwicy o swoje młode(lub swojego chłopaka, najwyraźniej). Dumnie brzmiący Gryffindor o najlepszej sławie w Hogwarcie. Odważnie, szlachetni, asy w rękawie dyrektora. Ten stary kapelusz jest doprawdy zabawny. Obserwował jak wchodzi do gabinetu, nieuważnie zamyka drzwi i wpatruje się w niego z tym stoickim spokojem, który dla Vincenta wydawał się tak sztuczny jak rodzinna atmosfera w Boże Narodzenie. Sam fakt, że tutaj przyszła, że dała się złapać w sieć dowodził, że chłopak już wygrał to starcie. Dlatego też uśmiech nie schodził mu z twarzy, choć był lekki, przywodzący na myśl człowieka zrelaksowanego piękną pogodą. Znowu to zrobiła. Użyła tego imienia, którego tak nie znosił, wręcz nienawidził. Wykształcił jej się charakterek, skoro postanowił używać tej karty do drażnienia go. Żeby tylko się nie przeliczyła. Podszedł do niej powoli, tak, by znajdować się za jej plecami. Czuł zapach jej włosów i skóry, gdy znajdował się tuż przy jej ciele, z ustami tuż przy jej uchu. - Ari, Ari, Ari. – pokręcił ledwo zauważalnie głową, po czym obrócił dziewczynę twarzą do siebie jednym, płynnym, choć zdecydowanym ruchem. Najpewniej zostanie po nim siniak, ale gdzieżby się tym przejmował. Przez tą zmianę pozycji Lacroix opierała się o biurko, o które musiała się oprzeć, by nie stracić równowagi i nie położyć na jego blacie. Wykorzystał ten krótki moment kładąc swoje dłonie na jej własnych, by po sekundzie przytrzymywać już jej nadgarstki. Widział dokładnie jej twarz, każdy, najdrobniejszy ruch jej oczu, brwi czy warg. Na tych ostatnich nawet zatrzymał wzrok na dłużej. - Taka złośliwa, taka uparta i taka odważna. – zaśmiał się lekko. – Ciekawe ile razy jeszcze użyjesz tego imienia próbując moją cierpliwość. A pamiętaj, że nie muszę pokazywać właśnie tobie jak duży błąd popełniasz. Odczekał krótką chwilę, czerpiąc czystą przyjemność z bacznego obserwowania jej twarzy, po czym zbliżył swoją twarz, przy okazji muskając wargami jej policzek. - Poza pojawieniem się w Irlandii nie będę musiał nic robić, kochana. Twój chłopiec o imieniu wojownika sam do mnie przyjdzie. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 18:33 | |
| Zawirowała w gwałtownym piruecie, gdy szarpnął ją za ramię, zmuszając do zmiany pozycji. Kilka ciemnych loków wyślizgnęło się z władzy kryształowych spinek, opadając na plecy i ramiona Aristos, a ona wbiła błękitne spojrzenie w równie niebieskie oczy swojego rozmówcy, zaciskając lekko usta, nim znów przywołała na nie uśmiech. Dotyk Vincenta sprawił, że po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz, zupełnie sprzeczny z tym, co kłębiło się teraz w jej głowie. Fala ciepła, tak niespodziewana i niechciana, rozlewała się od żołądka w dół, znajomym uściskiem w podbrzuszu przypominając o istnieniu podświadomości, która nijak nie chciała zrozumieć, że Vincent zdecydowanie nie powinien wywoływać w jej takich reakcji. Gdy zacisnął palce na jej nadgarstkach szarpnęła się stanowczo, ale bez zdziwienia przyjęła fakt, że nic to nie dało. Właściwie nie miało prawa zadziałać, odpowiedziała więc spojrzeniem na spojrzenie, nie walcząc niepotrzebnie. Zmieniła nawet pozycję, opierając się wygodniej, przechylając lekko głowę. Miejsce na jasnej, smukłej szyi, w którym wyraźnie pulsowała krew, nie zdradzało jej zdenerwowania. - Użyję go tyle razy, ile będę musiała, byś wreszcie zrozumiał, że dla mnie zawsze będziesz Mattiasem. I nie boję się ciebie. – odpowiedziała, wychodząc jego twarzy na przeciw; jej miękkie wargi wygięły się w uśmiechu, gdy poczuła usta Vincenta na swojej skórze. Wystarczyło lekko przechylić głowę, by dotknąć ich jej własnymi wargami, przelotnie, delikatnie niczym wiatr. - Chłopiec o imieniu wojownika wcale nie jest mój. Nie zależy mi na nim. Jest tylko zabawką. – odparła chłodnym tonem, znów odwracając głowę w drugą stronę, by nie patrzeć w elektryzująco błękitne oczy z tak bliska. Zapach jego perfum i skóry rozpraszał ją i denerwował, wyprowadzał z równowagi jak nic innego, podobnie jak czyniło to ciepło drugiego ciała tuż obok i materiał jego ciuchów ocierających się o jej odsłonięte nogi. - Nie rozumiem natomiast po co miałby do ciebie przychodzić. Nawet go nie znasz. – dodała jeszcze pełnym namysłu głosem, znów spoglądając na Vincenta, mierząc jego twarz spojrzeniem, w którym irytacja mieszała się z rozbawieniem. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno Sro 16 Lip 2014, 18:37 | |
| Był w wyśmienitym humorze, a wszystko dzięki Aristos, która bawiła się z nim dokładnie tak, jak tego oczekiwał. Ba, nawet lepiej, bowiem z założenia wolał zwykle obstawiać pesymistyczne scenariusze, by potem ewentualnie doświadczyć pozytywnego zaskoczenia. Widział dokładnie jak jej źrenice lekko się powiększają i patrząc na jej reakcje(poza oczywistą pojedynczą próbą oswobodzenia się) Nie był do końca pewien czy dziewczynie właściwie zależy na zwiększeniu dystansu między nimi. Zaśmiał się cicho, jakby właśnie zobaczył wszystkie karty przeciwnika i odkrył, że ma do czynienia z pechowcem z samymi dwójkami. - Oczywiście, że się nie boisz, wyrosłaś przecież. – odparł z rozbawieniem wyraźnie brzmiącym w jego głosie. – Ty się tylko denerwujesz, moja mała. I nawet nie próbuj zaprzeczać, mogę to doskonale poczuć, wiesz? Trzymając cię czuję twój puls, co więcej… Wykonał drobną pauzę, spoglądając jej głęboko w oczy, by następnie zniżyć nieco swoją twarz na wysokość szyi Lacroix. Teraz dopiero poczuł zapach jej perfum w pełnej mocy i musiał przyznać, że był bardzo dobrze dopasowany. Mocne, nie dające wyboru przypadkowemu przechodniowi, który podszedł zbyt blisko. Cała Aristos, zawsze wiedziała jak zwrócić na siebie uwagę – jeśli nie słowami to zachowaniem, jeśli nie zachowaniem to właśnie takimi drobiazgami. - …Tutaj także jest świetnie wyczuwalny. Po tych słowach, które były wypowiedziane ciszej i przede wszystkim niższym tonem głosu, przywarł ustami do jej skóry, tuż pod linią szczęki dziewczyny. Przylgnął zupełnie ciałem do jej drobnej osoby, by ograniczyć ruch, a następnie zassał to magiczne miejsce – mocno, zdecydowanie. Nawet przygryzł je lekko zębami, by ślad, który zamierzał pozostawić był doskonale widoczny. Wyrywała się, naturalnie, jednakże nie na wiele się to zdało. Po dłuższej chwili odsunął się ponownie, by móc patrzeć jej prosto w twarz, leniwie smakując jeszcze językiem smak skóry Aristos, który pozostał na jego własnych wargach. - Jeśli chłopiec o imieniu wojownika jest dla ciebie tylko zabawką to nie złamię ci serca, jeśli ot tak zniknie z twego życia, prawda? Przyznaję, że ostatnio nie miałem zbyt wiele czasu na wprowadzanie nowych pomysłów w życie. Twój Irlandczyk spadł mi z nieba. – zaśmiał się lekko, dźwięcznie, jakby opowiedziano mu sympatyczny żart na spotkaniu rodzinnym. Ukradkiem znów zerknął na czerwieniący się coraz bardziej ślad jego ust i zębów. Skwitował to wyraźnie malującą się satysfakcją na twarzy, po czym wrócił do oczu kuzynki. - Zabawki są najlepsze do prób wyobraźni, szczególnie, gdy taka jedna zahaczy o coś, co nie należy do niej. Tym razem użył szeptu – zdecydowanego, wyraźnego, jednak wciąż szeptu, który wypowiedziany tak blisko miał w sobie coś z erotyzmu. Jednakże dalej nie zamierzał się póki co posuwać. Póki co. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Rezydencja rodziny di Scarno | |
| |
| | | | Rezydencja rodziny di Scarno | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |