IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Gard Manor [Swansea, Walia]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:06

Podobno w czasie zagrożenia życia człowiek uświadamiał sobie, co tak na prawdę było dla niego ważne. Cała hierarchia wartości przewracała sie do góry nogami uświadamiając, co faktycznie powinno było się znaleźć na podium tego rankingu. Na wierzch wychodziły wszystkie słabości i lęki. Tak można było wychwycić, gdzie należało uderzyć, by najmocniej zabolało. W przypadku Franza, ale i Drake'a taką słabością była Jasmine. Ta ich wspólna chęć kontrolowania Jasmine, która dochodziła już do rangi chorobliwej była spowodowana tylko i wyłącznie troską o jej niewinne życie. Ją samą doprowadzało to do furii, nie lubiła być traktowana jak laleczka z saskiej porcelany. Liczyła się dla niej wolność i własne wybory, a niekiedy siłowe próby zatrzymania jej w domu na nic się nie zdawały. Buntowała się coraz bardziej, że aż sam Drake musiał nieco odpuścić, chociaż było mu to nie w smak. Franz nie wydawał się przejęty kolejnymi wybuchami złości Jasmine, radził sobie nieco lepiej z ich ujarzmianiem. Miał na nią swoje sposoby, do których rościł sobie wyłączne prawa. W momencie, gdy rzucił się aby odepchnąć Jasmine młody Niemiec pokazał, że to na niej właśnie najbardziej zależy. Drake widział to i nigdy wcześniej nie czuł takiej fali wdzięczności jak wtedy. Mimo, że gdzieś w tyle głowy kołotała się myśl, że chłopak znał czarną magię, co nie powinno być w zakresie jego zainteresowań. Troskliwy ojciec kłócił się z ciekawym urzędnikiem Ministerstwa. Kiedy Vane klęczał nad ciałem chłopaka i z wolna leczył jego najgłębsze rany, jego wzrok spoczął na twarzy Niemca. Miał te same oczy co Jasmine, w ciepłym kolorze czekolady. Wzrok blondyna przeszył ciemne oczy Franza, nie mogąc się oprzeć nad przejrzeniem jego myśli. Zrobił to szybciej niż zdążył się zastanowić. Nie spodziewał się ujrzeć tego, co faktycznie skrywały myśli chłopaka. Ta dziewczyna, której zaginięcie zostało nagłośnione przez Proroka.. wyglądało na to, że Krueger był obecny podczas ostatnich chwil dziewczyny, gdzieś tam w tle przewijał się okryty w czarne szaty sam Lord Voldemort. To i wiele innych wspomnień zasiało ziarno niepewności w ciele Drake'a. Chłopak był jawnie zamieszany w śmierć tej Gryfonki, miał za sobą spotkanie z Czarnym Panem... tylko że. Pan Vane rozmyślał nad tym prowadząc niewidzialne nosze do domku, a potem salonu w Gard Manor. Rozważał każde za i przeciw, trzymając swoją córkę mocno za ramiona. Z jednej strony Franz obcował z tą stroną magii, po której był Voldemort i Drake nie chciał, aby Jasmine była w to zamieszana. Widząc te retrospekcje przed samym atakiem byłby skłonny zakończyć ten związek i donieść na chłopaka do Ministerstwa, ale właśnie. Który Śmierciożerca znał pojęcie miłości tak głębokiej i czystej, aby przyjąć na siebie nieomal śmiercionośny cios za ukochaną? Żaden. Tutaj brała udział o wiele potężniejsza siła jak ślepe oddanie Voldemortowi. W duchu blondyn modlił się o to, aby chłopak przeżył. Miał wobec niego ogromny dług, a co jak co, ale sprawy honoru były sprawami życia i śmierci. Odetchnął widząc małżonkę w drzwiach i jej kojacy uśmiech. Nie, jej też nie będzie nic mówił... podszedł do niej i ucałował ją z wdzięcznością.
-Dziękuję. -szepnął i zajrzał do gabinetu. Sposób w jaki Jasmine trzymała dłonie Franza i jak na niego patrzyła... i to, jak młody Niemiec patrzył na nią były dla niego wystarczającą odpowiedzią.
-Nie, nic. -Jasmine pozwoliła sobie na uśmiech pełen ulgi. Pogłaskała czoło chłopaka i ucałowała jego usta, znaim matka postanowiła ją stąd wyrzucić, aby chłopak odpoczął. Dziewczyna weschnęła i ostatni raz pocałowała go na dobranoc.
Dla nikogo nie była to tak zupełnie spokojna noc. Jasmine nie mogła zasnąć z nadmiaru wrażeń, ale jeden eliksir od mamy spowodował, że spała jak dziecko. Elodia tuliła poduszkę w małżeńskim łożu, a Drake patrzył w sufit, rozmyślając, co ma z tym fantem zrobić. Nie powinien był zaglądać do jego myśli, fakt... ale już nie cofnie czasu. Postanowił zejść do salonu, by zapić myśli gorzką whiskey. Narzucił na nagie ramiona koszulę i zapiął ją na parę dolnych guzików. Zszedł na dół nie budząc żony. Dojrzał światło w pokoju, co podpowiedziało mu, że pacjent chyba lepiej się poczuł. Zajrzał do środka. Aż uśmiechnął się rozbawiony faktem, że chłopak siedział teraz na kanapie w garniturze, jakby właśnie wrócił z ważnego spotkania, a nie, że walczył o życie.
-Widzę, że lepiej się już czujesz. I kokosisz się po moim własnym salonie i barku. -zauważył Drake miękkim barytonem. Sam udał się do szafki i wyjął całą butelkę tego szlachetnego trunku. Usadowił się na miejscu obok Franza, nalewając sobie jak on drinka do szklanki. Upił łyk.
-Elodia by nas zabiła, to nie przyspiesza kuracji. -zauważył dziwnie spokojnym tonem, jakby rozmawiał z kolegą, a nie chłopakiem córki. Wyjął z kieszeni spodni papierośnicę, racząc się szlugiem.
-Śmiało. Chyba jestem Ci coś dłużny. -Drake położył papierośnicę na stole i zaciągnął się nikotyną. Wypadało by w końcu zacząć ten niewygodny temat...
-Słuchaj Franz, czas wyłożyć kawę na ławę. -oznajmił Drake, strzepując popiół do popielniczki. -Kiedy uderzyło Cię zaklęcie, Twój umysł narzucał Ci milion wspomnień, to normalne w takich chwilach. Inna sprawa, że jestem legilimentą. Widziałem myśli, które dla Ciebie są najskrytszymi tajemnicami. -zrobił przerwę, patrząc na chłopaka. To była ciężka decyzja, wiele ryzykował jako sędzia...
-Widziałem tę dziewczynę, na temat zabójstwa dochodzenie prowadzi wydział prawa. Byłeś tam. I nie tylko Ty. -blondyn drążył temat. Wiedział, że może tak chłopaka przerazić. Jednak nie o to tutaj chodziło.
Zapadła cisza. Drake zaciagnął się po raz ostatni papierosem i go zgasił, a popielaty dym w gardle zapił alkoholem. Przyjemnie drażniące uczucie.
-Od początku miałem wrażenie, że jest w Tobie coś niepokojącego.. coś, co kazało mi trzymać Jasmine z dala od Ciebie. Ta znajomość czarnej magii... ta obecność i może nawet udział w morderstwie tej dziewczyny... to nie składa się na pozytywną opinię o Tobie. -Drake odstawił szklankę, wiercąc spojrzeniem Franza. Wiedział, że ten jest osłabiony i najpewniej przerażony faktem, że ktoś odkrył jego tajemnicę.
-Gdybym wiedział to przed tym wyjazdem nad jezioro, jeszcze dzisiaj stałbyś w kolejce do Wizengamotu po wyrok. -głos Drake'a, chociaż spokojny nie był łagodny. W oczach pojawiły się błyski. -Chcę chronić Jasme przed jakimkolwiek kontaktem z ciemną stroną. Nawet, jeśli kontakt z nią ma jej własny chłopak. -Drake wstał i zaczął przechadzać się po salonie. Walczył sam z sobą, aby nie wywalić Niemca na bruk. Trwało milczenie, którego nikt nie chciał zepsuć. Franz pewno wyczekiwał na moment, kiedy Drake każe mu się wynosić. Zegar tykał niemiłosiernie.
Drake patrzył się w okno w salonie, a niedopałek w popielniczce kończył się żarzyć.
-Wydarzyło się jednak wiele rzeczy... -zaczął. Odwrócił się przodem do Ślizgona. -Proponuję Ci układ. Mam wobec Ciebie dług wdzięczności. Nauczę Cię oklumencji, która pozwala na ochronę przed takimi atakami. Wyczyszczę zaklęcia z Twojej różdżki. Będę Cię krył. Stawiam na szali swój byt.. ale oboje chcemy dla niej dobrze. -Drake z wolna wrócił na fotel i dolał każdemu z nim whiskey.
-Jasmine ma się o tym nie dowiedzieć. Niech to pozostanie między nami. Zgoda? -Drake nie zadawał pytań i nie prosił. On jasno wyjawił swoje stanowisko, które było nieco irracjonalne jak na sędziego Wizengamotu. Wyciagnął dłoń do chłopaka. Jej uścisnięcie miało oznaczać zawarcie umowy.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:08

Zbliżała się piąta nad ranem, a o tej porze wszystko wydawało się o wiele bardziej mroczne, niż było naprawdę. Jak w horrorze. Dobrze chociaż, że Krueger nie obudził się o godzinie trzeciej. Mawiali bowiem, że to godzina złych duchów, demonów. Salon wydawał się jednak, mimo to, taki pusty, ciemny, zupełnie nieprzystępny dla ślizgońskiego gościa. Jedynie gorycz whiskey jako tako umilała czas, chociaż w tym stanie, w jakim znajdował się niemiecki czarodziej, powinno się unikać procentowych trunków. Franz nigdy jednak nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do uwag medyków. Nigdy, co prawda, nie znalazł się również w tak ciężkim położeniu. Gdyby nie szybka i trzeźwa reakcja Drake’a chłopak niewątpliwie by się wykrwawił, choć to pan Vane miał póki co wobec niego większy dług wdzięczności. W końcu siedemnastolatek przyjął na siebie czarnomagiczne zaklęcie, które kierowane było w Jasmine. I pomyśleć, że przez taki naturalny odruch chłopak zyskał wiele w oczach niedostępnego do tej pory i wiecznie podejrzliwego wobec jego osoby gospodarza Gard Manor. Szkoda tylko, że Krueger nie miał zielonego pojęcia o jego zdolnościach czytania czyichś myśli.
Kiedy więc Drake znalazł się w salonie, chłopak nie przejął się z początku jego obecnością. Popijał kolejne łyki whiskey, choć zdziwiony stwierdził, że już po połowie szklanicy lekko zaszumiało mu w głowie. Cóż, nadal był osłabiony. Chyba zaczynał rozumieć, dlaczego osobom poszkodowanym w pojedynkach nie zezwalało się na spożywanie alkoholowych trunków. Tak czy siak, Franz upił jeszcze łyka, wbijając swoje uważne spojrzenie w twarz przybyłego domownika. Twarz na tyle obojętną, że niczego nie dało się z niej wyczytać. Jedno było jednak pewne – pan Vane również nie spał spokojnie tej nocy. Niemiec, ku jego zaskoczeniu, nie musiał się długo zastanawiać nad celem jego wizyty w salonie, bo mężczyzna szybko przeszedł do sedna sprawy, a już jego pierwsze słowa budziły w Ślizgonie pewien niepokój. Poważna rozmowa o piątej nad ranem? Na pewno Drake nie przyszedł tutaj tylko po to, aby dziękować mu za ratunek swojej ukochanej córeczki i opiewać jego odwagę. I pomimo tego, iż Krueger zdawał sobie sprawę z tego, że chodzi o coś zupełnie innego, nie przypuszczałby nawet, że ojciec Jasmine wszedł do jego umysłu w chwili, kiedy on konał w środku lasu.
Wystarczyło jednak, że Drake się do tego przyznał, by mimika niemieckiego czarodzieja zmieniła się diametralnie, okazując pewną obawę. Siedemnastolatek może nie pamiętał dokładnie, o czym myślał, kiedy upływały z niego kolejne mililitry krwi, ale miał świadomość tego, że wertowanie stronic jego wspomnień z przeszłości nie mogło nasunąć o nim dobrej opinii. Nie odrywał więc wzroku od swojego rozmówcy, próbując dojść do tego, czego ten w ogóle od niego oczekuje. Nie był również pewien, czy Vane dowiedział się o morderstwie. Powinien, ale czy rzeczywiście to zrobił? W takim wypadku Franz oczekiwałby raczej, że zostanie wyrzucony za drzwi lub od razu postawiony przed wymiarem sprawiedliwości. A jednak… pomylił się. Wsłuchiwał się w każde słowo płynące z ust Drake’a, analizując nawet najmniejsze gesty mężczyzny i starając się odczytać przy tym jego zamiary. Póki co milczał, bo wiedział, że każde jego słowo może zostać obrócone przeciwko niemu. Czuł tylko jak jego oddech staje się ciężki i nierównomierny, ale nie mógł w żaden sposób go uspokoić.
- Ja też mam czasem wrażenie, że im dłużej patrzę w otchłań, tym otchłań częściej spogląda w moją stronę. – odparł dopiero wtedy, kiedy ojciec Jasmine wyjawił całą prawdę o nim samym i o tym, czego dokonał. Nosił na swoich barkach ciężar istnienia niewinnej dziewczyny, która przecież nie musiała umierać. Nie musiała, gdyby nie to, że Krueger należał do rodu śmierciożerców i został postawiony przed dramatyczną próbą, od której zależał jego dalszy byt. Być może Wizengamot potraktowałby jego morderstwo jako działanie w stanie wyższej konieczności? Być może. Ale cóż z tego, skoro sam Niemiec był wystarczająco wrażliwy, by uświadamiać sobie wagę swego przewinienia…
- Nie wątpię, że pocałunek dementora byłby ukojeniem dla mojego sumienia, ale jestem wdzięczny. Wydaje się, że mam jeszcze kilka niedokończonych spraw do załatwienia. Na tym świecie. – pozwolił sobie na kolejny komentarz przesiąknięty jadem i sarkazmem. Nie ufał Vane’owi. Nie dlatego, że stał po drugiej stronie barykady. Zupełnie nie o to chodziło. Właściwie Franz nieświadomie zmienił obozy, co jednak w żaden sposób nie wpływało na obraz Drake’a w jego oczach. Ten nadal nie wydawał mu się osobą, w której każde słowo mógłby uwierzyć. Po prostu, siedemnastolatek już taki był. Od dziecka manipulował nim jego własny ojciec, później wpadł w szpony Voldemorta. To wszystko było wystarczającym powodem, dla którego chłopak podchodził do innych ludzi z dystansem.
Gra nerwów, kolejnych chłodnych spojrzeń rzucanych na siebie w milczeniu. Obaj przedstawiciele znamienitych rodów postawieni na wojennej ścieżce po środku salonu w Gard Manor. Oczekiwanie na kolejne słowa pana Vane’a jawiło się przed Kruegerem jako nieszczęsna udręka. Ślizgon dopiero teraz sięgnął po papierosa, próbując choć w części oddalić od siebie wszechobecne napięcie. Zapalił, zaciągając się mocno dymem i zaraz poczuł, jak zaczyna mu się kołować w głowie. Fajka zdecydowanie nie była dobrym pomysłem w jego stanie. Chłopak odłożył więc papierosa tak, że ten sam wypalał się oparty o brzeg popielnicy. Zaś Franz otrzeźwiał dopiero wtedy, kiedy do jego uszu dotarł znajomy głos Drake’a.
- Woli pan, żebym to ja był pana dłużnikiem. Ta potrzeba kontroli wydaje mi się dziwnie znajoma… - rzucił krótko w odpowiedzi na jego propozycję, a właściwie układ. Pod pewnymi względami byli nadzwyczajnie podobni. Tak samo chłodno kalkulujący, tak samo opętani przez chorobliwą potrzebę kontrolowania wszystkiego wokół i owładnięci manią prześladowczą w stosunku do Jasmine. Drake miał jednak rację – obaj chcieli dla niej tego, co najlepsze. Obaj pragnęli uchronić ją przed wszelkimi niebezpieczeństwami czyhającymi na nią w tych niespokojnych czasach.
Siedemnastolatek nie musiał powiedzieć już żadnego słowa, by pokazać, że się zgadza. Wystarczył jeden gest, uściśnięcie dłoni i mógł powrócić na kanapę zaintrygowany taką zmianą relacji łączących go z głową rodziny Vane’ów. Uniósł szklankę nieco wyżej, dokładnie tak, jak gdyby chciał wznieść toast.
- Za Jasmine. Aby niewinność przezwyciężyła mrok i uleczyła dusze tych, którzy poznali zapach śmierci. – mruknął niezbyt głośno, po czym upił łyka, nadal nie odwracając wzroku od swojego rozmówcy. Ktoś postronny mógłby odnieść wrażenie, że Franz zachowuje się nad wyraz swobodnie. Ba, pozwalał sobie nawet na dowcipkowanie i przytaczanie i profanowanie cytatów z Nietzschego. Prawda była jednak zupełnie inna, a skoro Drake okazał się być legilimentą, na pewno wyczuwał jego wątpliwości, jego obawy, mnóstwo pytań, które roiło się w głowie tego młodzieńca. Co teraz? Nadal pozostawał tym samym mordercą, nadal nie mógł pogrzebać przeszłości, zapomnieć o niej, jak i sprawić, by zapomnieli o niej inni. Nie był również pewien tego, czy uda mu się uciec z zaciśniętych na jego ramionach łap Voldemorta i jego zgrai. Kruger nigdy nikomu nie mówił o tym, co czuje – o tym, że czuje się tak, jakby znalazł się w jakimś potrzasku. Nie mógł. Jedyną osobą, której ufał była Jasmine, a jej z kolei nie chciał wciągać w swoje problemy. Nie darowałby sobie, gdyby ściągnął na nią jakieś zagrożenie ze strony śmierciożerczej braci.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:11

Piąta nad ranem była wbrew pozorom najlepszą porą na tego typu rozmowy. Drake nie mógł spać, ciągle wpatrując się w sufit i rozważając wszelki za i przeciw. Przecież ten chłopak miał kontakty ze Śmierciożercami. Co więcej, w jego wspomnieniu był sam Lord Voldemort, którego facjata do tej pory pojawiała się przed oczami Drake'a i powodowała zimna dreszcze na całym ciele. Nigdy nie miał okazji widzieć go i teraz już miał pewność, że niczego nie tracił. Ta trupiobiała skóra, oczy jakby wypełnione krwią.. pajęcze palce i nos, przypominający bardziej nozdrza węża... to wszystko powodowało, że Vane nie chciał nigdy spotkać jegomościa.. ani aby ktokolwiek z jego drogiej rodziny. Ani którego kolwiek z wyznawców. Śmierciożercy byli podłymi, nędznymi jednostkami o niskich pobudkach. Drake walczył z nimi, bo już raz chcieli skrzywdzić kogoś, kto był mu bliski. Do dzisiaj miewał koszmary, że nie odnajduje Jasmine na czas w tej zatęchłej uliczce. Gdyby spóźnił się chociaż parę minut nie mógłby siebie nazywać spokojnym człowiekiem. Gdy wydawało się, że Jas jest w miarę bezpieczna, dziadek dziewczyny umyślił sobie, by podjęła się kurierowania po nocach w dziwnych miejscach. Oczywiście Drake nie miał o tym bladego pojęcia, dlatego do dzisiaj nie miał pewności, jak udało się porywaczom porwać Jas parę miesięcy temu. Ona sama zmieniała temat, mówiac, że nie chce do tego wracać. Faktycznie, wyglądała wtedy jak śmierć na chorągwi. Blondyn doszedł do ponurego wniosku, że im bardziej chciał chronić swoją córkę, tym więcej zagrożeń pojawiało się wokół niej. Próba gwałtu, samobójstwo Wyatta, porwanie... no i teraz Franz Krueger. Merlinie, gdyby tylko mógł zamknąć Jasme w domu i sprawować nad nią opiekę! To było niewykonalne, Jasmine miała charakter po nim. Wiedział też, ze to najgłupsze z możliwych rozwiązań. Obiecał sobie brać pod uwagę słowa i uczucia córki. Przyzwalał na wiele rzeczy, których normalnie nie akceptował. I właśnie tutaj kłóciło się serce z powinnością. Z jednej strony chłopak, który jest synem Heinricha, a tego Drake po prostu nie trawił. Znał jego metody i poglądy i głównie przez nie zdecydował się zrezygnować z aktywnego uczestnictwa w Wizengamocie. I oto, pewnego dnia wchodząc do kuchni usłyszał jego nazwisko z ust własnej córki.
Od razu wiedział, że mówi o jego synie. Drake ze sporą rezerwą podchodził do chłopaka, mając przed oczami obraz ojca. Albo będzie dokładnie taki sam jak on albo wyklęty przez ojca. Drake modlił się o opcję numer dwa. Jakiej doznał ulgi, gdy ten nie chciał wspominać nawet o ojcu i wydawał się wręcz przedłużać swój pobyt w Gard Manor, by tylko nie wracać do siebie.
Merlinie, dlaczego spojrzał do jego myśli? Czemu nie mógł się oprzeć wyczuwalnym w powietrzu wspomnieniom? Z jednej strony mężczyzna pluł sobie w brodę, że musiał to zobaczyć i zburzyć sobie swój obraz Franza, a z drugiej... mógł mu pomóc. Kto wie, czy ta pomoc nie zaważy na jego życiu. Jakby nie patrzeć, Drake cholernie dużo ryzykował. Ryzykował od posady, wolności po własne i czyjeś życie. Miotał się sam z sobą w tym, co chciał zrobić. Chciał chronić człowieka, który mógł ściagnąć na jego córkę nieszczęście... a jednak chciał to zrobić. Po dzisiejszym dniu, kiedy udowodnił, że może oddać nawet życie za Jasmine nie było możliwości, aby Drake się pomylił.
Nie spodziewał się go w salonie o tej porze, ale widać nie tylko on nie mógł spać. W tym stanie nawet jedna szklanka whiskey mogła by go powalić, co nie było by dziwne. Jeszcze ciało nie nadrobiło braku krwi. Drake przyglądał się uważnie twarzy Franza by cokolwiek z niej wyczytać.
-Powiedz mi szczerze... chcesz tego? Chcesz być jego sługą? -rzucił pytaniem Drake, odpalając kolejnego papierosa. Zaciągnął się głęboko, ale bardzo powoli wypuszczał dym. Miał wrażenie, że chłopak nie był taki jak ojciec.
-Odnoszę wrażenie, że wcale nie chcesz być w to wszystko wplątany... -wysnnuwał wnioski powoli, cicho i dosadnie. Starał się wybadać duszę i wolę chłopaka, chciał go poznać od podszewki, ale nie pozwoliłby sobie znowu na przewertowanie jego mysli jak w ksiażce. Nie teraz, nie znowu. Nie, kiedy chłopak już wiedział o legilimencji.
-Nie będe ukrywał, Twój ojciec to kanalia. Nie darzysz go chyba uczuciem, biorąc pod uwagę, jak bardzo unikasz jego tematu. To jego sprawka? -zapytał znowu. Wiedział, ze wygląda to jak wywiad, ale to było konieczne.
Oczy Drake zalśniły, a były tak podobne do ocuz Jasmine.
-Obawiam się, że jak znam moją córkę, tak nie pozwoli Ci odejść. A co do kontroli... -mężczyzna wziął kolejnego macha. -...dziwisz mi się? Ma za sobą próbę gwałtu, porwanie i samobójstwo chłopaka. To dziwne, że chcę ją chronić przed wszystkim? Przynajmniej teraz mam pewność, ze w Hogwarcie ktoś jej pilnuje. -Drake wziął łyk napoju. Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek. -Ale ją szlag trafi, jak się zorientuje, że nie ma już takiej wolności jak kiedyś.
Faktycznie, to bawiło. I uspokajało. Mieć takiego sprzymierzeńca.
Podniósł szklanicę i aż poczuł falę ciepła zalewajacą jego serce. Nie mógł trafić na lepszy toast. Umocnił Drake'a w wierze, że dobrze robił. Wypił do końca zawartość szklanki i dolał sobie jeszcze.
-Jeszcze? -zapytał, unosząc butelkę w kierunku Franza.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:14

Była najlepszą porą ze względu na to, że pozostali domownicy jeszcze smacznie spali. Zaś rozmowa, którą prowadziło ze sobą dwóch najważniejszych mężczyzn w życiu Jasmine nie mogła dotrzeć do uszu innych osób. Nawet samej panny Vane i jej troskliwej matki. Tak już bowiem było, że to Drake i Franz brali na siebie odpowiedzialność za zapewnienie bezpieczeństwa swoim kobietom. One zaś nie miały prawa wiedzieć o ich knuciu, bo ich silne charakterki na pewno sprawiłyby, że zaczęłyby się przeciwstawiać protekcjonalnemu traktowaniu. Po drugie, jedynie ojciec Jasmine zdawał sobie sprawę z tego, czego pod napływem sprzecznych emocji dokonał młody Krueger i najlepiej dla wszystkich, aby to on pozostał jedynym strażnikiem tej przykrej tajemnicy. Niemiecki czarodziej nawet nie zastanawiał się nigdy nad tym, jak zareagowałaby jego ukochana, gdyby dowiedziała się, że ten jest mordercą. Nie brał po prostu pod uwagę możliwości, by skądś dowiedziała się o jego grzechach. On sam byłby idiotą, gdyby komukolwiek, nawet jej, przyznał się do tego, że cisnął w swoją byłą śmiertelnym zaklęciem. Natomiast, prócz niego na miejscu zdarzenia był tylko Voldemort i jeden z jego zaufanych sługusów, którym niewątpliwie również zależało na tym, aby całe zajście nigdy nie ujrzało światła dziennego.
Może jednak nie było więc tego złego, co nie wyszłoby na dobre? Gdyby nie Drake i jego zdolności czytania w myślach, do umysłu Franza mógłby wejść ktoś inny. Ktoś, kto postawiłby go przed Wizengamotem, co dla wielu równało się śmierci. Pan Vane wiele ryzykował, ale postanowił go chronić i w wyniku takiego poświęcenia zyskiwał w oczach Kruegera zaufanie, którym do tej pory chłopak nie potrafił go obdarzyć, nawet jeżeli zapałał do niego sympatią. Teraz łączył ich układ, którego żadna ze stron nie mogłaby złamać, musieli więc wierzyć swoim słowom i zapewnieniom, odrzucić na bok ewentualne urazy. Obaj stali na straży Jasmine, a połączyła ich bezgraniczna miłość do ślicznej brunetki. A więc czy to taką siłę niosło za sobą to głębokie uczucie, niegdyś nieznane niemieckiemu czarodziejowi?
Z zamyślenia wyrwał Franza ponownie niski, ale wydawało się, że cieplejszy już, głos pana Vane’a. Głowa rodziny postanowiła kontynuować ten niewygodny temat, choć siedemnastolatek nie miał mu tego za złe. Miał tę świadomość, że mogą nie mieć zbyt wielu okazji do rozmowy bez świadków, toteż należało ją dociągnąć do końca, wykorzystując sprzyjające okoliczności. Wbił swoje spojrzenie w jego bezkresne, czekoladowe źrenice, zastanawiając się nad tym, czy i w tym momencie mężczyzna wertuje najskrzętniej ukryte stronice jego wspomnień.
- Skąd takie pytania, skoro podobno może pan wyczytać ze mnie wszystko, jak z otwartej księgi? – burknął początkowo niechętnie, choć zaraz pomyślał o tym, że może Drake zrezygnował ze swojej umiejętności, decydując się na przedłożenie nad nią wiary w jego prawdomówność. Zresztą, Krueger i tak wystarczająco otworzył się przed swoim rozmówcą, by ten nie musiał uciekać się do legilimenckich praktyk. Samo zachowanie Ślizgona wiele mówiło o nim samym.
- Nie. – odparł wreszcie krótko o wiele spokojniejszym głosem. Mimo że kierował się tym, co podpowiadało mu serce, wydawało mu się, że jego odpowiedź nie jest taka, jakiej rzeczywiście powinien udzielić. Takie pytanie bowiem powinno spotkać się z bardziej wyczerpującym wyjaśnieniem, a on, póki co, nie potrafił wydusić z siebie ani słowa więcej. Nie chciał być, nie skłamał. Ale nie wiedział też, co przyniesie los. To, że nie chciał, nie było równoznaczne z tym, że nim nie będzie. A może już nim był? To wszystko wydawało się znacznie bardziej skomplikowane dla kogoś przesiąkniętego ideologią Czarnego Pana od małego. Dla kogoś, kto był dzieckiem jednego z zasłużonych śmierciożerców.
- Ale nie wiem czy jakaś część mnie już nim nie została. Jestem mordercą. – wycedził przez zęby po dłuższej chwili, choć widać było, że ostatnie słowo ciężko przechodziło mu przez gardło. Tak często próbował sobie wmówić, że nim nie jest, a jednak, teraz nie mógł zaprzeczyć. Zabił dziewczynę, swoją dawną ukochaną. Dziewczynę, która nie zasługiwała na śmierć, a już szczególnie nie z jego rąk.
- Chciałbym być tym, który go zniszczy i który będzie chronił Jasmine. Jeżeli nie będę z nią, to będę nikim. – zakończył wreszcie swój niezbyt długi wywód. Jak zawsze był oszczędny w słowach, choć zdawało się, że te wyrażały akurat znacznie więcej, niżeli sam mógłby przypuszczać. Co gorsza, pan Vane rozpoczął kolejny z niewygodnych tematów, tym razem odnosząc się do jego ojca.
- Mój ojciec był dobrym nauczycielem. Nic poza tym. Dla niego byłem jedynie narzędziem. – rozwiał niezwykle zwięźle wątpliwości swojego rozmówcy, potwierdzając tym samym jego słowa. Franza z Heinrichem nie łączyła więź taka, jaka powinna łączyć ojca z synem. Chłopak nienawidził go szczerze z całego serca i wcale tego nie ukrywał.
- Poproszę. – rzucił w międzyczasie, kiedy Drake dolewał whiskey do ich szklanek. Upił kolejne parę łyków, mając wrażenie, jakby wychylił przynajmniej z dziesięć razy więcej. Nie sądził, że jest aż tak mocno osłabiony. Mimo wszystko, alkohol zawsze działał na niego uspokajająco, a przy takiej rozmowie wydawał mu się niezbędny.
- Nie pozwolę, by ktokolwiek ją skrzywdził. To by oznaczało, że naprawdę nadaję się tylko na śmietnik. – mruknął jeszcze w odpowiedzi na powody, dla których ojciec Jasmine rozciągał nad nią jak najszersze metody kontroli. Nie dziwił mu się. On sam wiedział o porwaniu z gazet, o samobójstwie jej chłopaka od niej samej, a o próbie gwałtu, choć nie słyszał, nie ciągnął tematu, bo stwierdził, że nie byłoby to komfortowe dla pana Vane’a. Oparł tylko głowę na wysuniętym na stół łokciu, zastanawiając nad tym „co dalej?”. Procentowy trunek robił swoje i wzbudzał tendencję do niepotrzebnych w tej chwili rozmyślań.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:22

Czy to nie było wpisane w zawód osoby zajmującej się prawem w świecie czarodziei? Jakby nie patrzeć, jeszcze zanim pojawił się Voldemort i grupa jego wyznawców było dosyć niebezpiecznym zajęciem piastowanie tego urzędu. Teraz, gdy czasy stawały się coraz mroczniejsze to nie było mowy o chwili bezpieczeństwa czy oddechu. Mimo, że Drake nie był już wpisany do członków Wizengamotu. Wczorajszy wypad nad jezioro zakończył się tak, a nie inaczej tylko ze względu na zemstę. Głupią zemstę bandy oprychów Dustina, którego Drake kiedyś skazał na bardzo ciężkie prace jako karę za swe czyny. Udało mu się jakimś cudem dotrwać do końca kary, ale przysiągł zadośćuczynienie Vane'owi i jak się okazało – jego rodzinie. Poniekąd była to więc wina Drake'a, ale czy nie było tego złego co by na dobre nie wyszło? Gdyby nie ten napad – nie przekonałby się, że uczucie Franza do jego córki jest czyste i nader silne. Nie zobaczyłby jego myśli i nie postanowił go chronić. Wszystko było powiązanym ze sobą ciagiem przyczynowo-skutkowym, długim łańcuchem, gdzie każde oczko było kluczowe dla istnienia całości. Wiedział, że czeka go wiele miesięcy żmudnej pracy z młodym Niemcem i to wszystko musiało się odbywać za plecami jego córki i żony. Z drugiej strony, może to będzie zaczątek silnej, męskiej przyjaźni? Łączyła ich nie tylko chęć ochrony Jasmine, ale i duma. Sakramencka duma, która nie pozwalała się ugiąć przed niczym i nikim. Drake może złagodniał w swej postawie wobec chłopaka, ale nie zamierzał mu odpuszczać. Nie wiedział, co jeszcze zobaczy podczas lekcji oklumencji. Gdy uczył Jasmine, było to w czwartej klasie i jej myśli nie zawierały niczego poza trywialnymi sprawami nastolatek. Żadnych przestępstw wielkiej rangi czy... erotycznych myśli. Franz był mężczyzną, możliwe  więc, że Drake zobaczy mnóstwo rzeczy, których widzieć nie chciał... a ich ujrzenie skończy sie niepotrzebnym uniesieniem. Nikt nie był pod tym kątem święty.
Blondyn zmarszczył brwi i upił whiskey. U niego nie wywoływała osłabienia, ale cóż – on nie był ranny.
-Wrodzona kultura każe nie spoglądać do myśli rozmówcy. Zdaję sobie sprawę, że nie powinienem był tego robić, ale gdy wręcz konałeś Twoje myśli pojawiły się w powietrzu. -Drake strząsnął popiół do popielniczki. -Powiesz tylko to, co będziesz chciał. Przy nauce będę miał więcej okazji do tego, by poprzeglądać Twoje wspomnienia. Obym tego nie żałował. -mruknął cicho, spoglądajac wymownie na chłopaka. Wiedział o jaki typ wspomnień mu chodziło. Lepiej nie poruszać tego na głos.
Już teraz, gdy wyobrażał sobie, że Franz dotyka jego córkę w niezbyt niewinnych celach dostawał dziwnych sensacji w żołądku. Taka rola ojca.
Krótka monosylaba wysatrczyła Drake'owi za odpowiedź. Czyli dobrze przeczuwał, że Heinrich wplótł syna w coś, czego ten nie chciał. To wzmogło nienawiść blondyna do starego Kruegera. Oh, postara się by jeszcze pożałował za to, jaką krzywdę zrobił wielu osobom w tym własnemu synowi...
Słowa Franza, z takim jadem i zarazem przestrachem podziałały na Drake'a jak kubeł zimnej wody. Czekoladowe tęczówki skupiły się na Niemcu.
-Jest dla Ciebie nadzieja. -mruknął cicho. Byłby gorszym sukinsynem od Heinricha, gdyby pozbawiał kogokolwiek nadziei. Ta nadzieja była i dla Franza. Dopóty niebo nie zmęczyło się błękitem, dopóty istnieć będzie nadzieja.. a nad tymi chmurami był bezkresny błękit nieba.
Franz nie musiał by wylewny. W tych paru zdaniach, gdzie tak pokrętnie i lakonicznie wypowiadał się o Jasmine udowadniał siłę miłości wobec niej i to Drake'owi imponowało. Leniwie okręcił szklanką w dłoni.
-Nawet nie wiesz, jak Twoje słowa są ważne dla mnie. Zabawne, wiesz? -Drake zamyślił się nieco. -Czasami mam wrażenie, że ona i moja żona to jedyne istoty na tej ziemi, które pozwalają mi przetrwać wszystko co najgorsze. Czynią mnie lepszym cżłowiekiem. To chyba jakieś geny, bo Jaśminek działa tak samo na Ciebie. -ah, pieszczotliwe sformułowanie jeszcze z czasów dziecińśtwa. Drake dolał Franzowi whiskey, chociaż widział, że ten jest już nieco otumaniony. Minuty mijały jedna po drugiej i nikt już nie widział, że było już po szóstej.
-Kolejny powód, aby uznawać Heinricha za kawał sukinsyna. Nie kryję się z nienawiścią do niego. Nie potrafiłbym z Jasmine zrobić narzędzia w swoich rękach, obojętnie jaki cel by mi przyświecał. Jesteś człowiekiem i masz własną godność. -Drake wypuściłz ust ostatni kłębek dymu i zgasił niedopałek w popielniczce.
Widział zaciętość w oczach i słyszał uaprtość w głosie. To, jak wynosił Jasmine na piedestał i chciał ją chronić za wszelką cenę umocniało Drake'a w swej decyzji. Musiał od teraz chronić nie tylko Jas, ale i Franza. Bezapelacyjnie.
Dopijając kolejną szklankę whiskey, Drake usłyszał kroki na schodach. Obejrzał się i uśmiechnął do zaspanej postaci Jasmine. Chyba chciała zobaczyć, czy z Franzem wszystko w porządku.
-Witaj Jaśminku. Pacjent czuje się o niebo lepiej. -oznajmił.
Jasmine przeczesała loki palcami i w przydługiej koszulce i szortach weszła do pokoju. Było widać, że słabo spała. Usiadła koło Franza i zaczęła wodzić palcami po jego twarzy i ciele.
-Na pewno w porządku? Jesteś taki... -jej wzrok padł na szklankę w dłoni. Zmarszczyła nos. Woń alkoholu była wyczuwalna na kilometr. Jas obejrzała się na ojca.
-Upiłeś go? Jemu nie wolno w takim stanie... -oburzyła się, na co Drake tylko posłał córce rozbawiony uśmiech.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:25

Wszyscy czarodzieje, którzy pełnili w magicznym świecie ważniejsze funkcje, jak i ci, których rodziny powiązane były z Voldemortem, bądź tymi, którzy stali na straży porządku, nie mieli lekko. Czy tego chcieli, czy nie, byli od dziecka wciągnięci w wojnę pomiędzy dobrem, a złem. Do nich należał jedynie wybór, po której stronie barykady staną. I chociaż jeszcze nie tak dawno temu Krueger usilnie twierdził, że los z góry pisał mu służbę u boku Czarnego Pana, teraz Ślizgon już wiedział, że może odmienić swoje przeznaczenie. Gdzieś w świadomości, co prawda, przebijał się głos, który ostrzegał go przed śmiercią z rąk tego, którego rozkazy miał wykonywać. Jednak – czy wyrzuty sumienia i utrata człowieczeństwa nie były gorsze od przedwczesnego pożegnania ze światem doczesnym? Franz do tej pory był sam, zagubiony, nie był pewien, którą drogą powinien podążać. Teraz zaś zyskał siłę do działania. Miał przy sobie Jasmine, której nie mógł stracić. Ponadto odnalazł przyjaciela w Drake’u. W mężczyźnie o wiele starszym i bardziej doświadczonym od niego, szanowanym za swoją pracę w Wizengamocie i Ministerstwie Magii. Takie osoby jak Jasmine i jej ojciec pozwalały uwierzyć, że nie wszystko stracone i że rzeczywiście istnieje dla niego jeszcze jakaś nadzieja.
Niemiec może i był mordercą, ale mawiano, że każdy człowiek miał prawo do popełniania błędów. Szczególnie młody, wiecznie manipulowany przez kogoś innego. Siedemnastolatek akurat popełnił jeden, ale wyjątkowo karygodny. Chociaż trzeba było mu oddać, że nie próbował tłumaczyć swoich czynów zdradzieckim wpływem ojca i śmierciożerczego półświatka. Żałował swojej decyzji, ale nie mógł cofnąć czasu. Wydawało się jednak, że gryzące sumienie, powracające koszmary i dłonie splamione krwią stanowiły wystarczającą dla niego karę. Poza tym, dzięki panu Vane’owi i jego ochronie miał okazję do odkupienia swoich win w inny sposób, niż przez odsiadkę w Azkabanie. Sama myśl o dementorach przyprawiała go o nieprzyjemne dreszcze przechodzące przez całe ciało. Ale to nie te czarne zjawy były najgorsze. Krueger umarłby z żalu ze świadomością, że już nigdy więcej nie spotka swojej ukochanej brunetki.
- Cieszę się, że choć przy zmartwychwstałych pamięta pan o wrodzonej kulturze. – mruknął nieco kąśliwie, mimo że jego wypowiedź wcale taka miała nie być. Franz, niestety, miał trudny charakter i czasami pozwalał sobie na niestosowne zagrywki. Ton jego głosu często smakował nuty sarkazmu, cynizmu czy nawet czystej złośliwości. Tym razem można było potraktować jego komentarz jako niezbyt udany żart, a przynajmniej taki, który nie byłby śmieszny dla większości czarodziejów.
Chłopak odczuł jednak pewną ulgę, kiedy Drake wspomniał o tym, że nie zamierza wchodzić do jego umysłu bez jego wiedzy. Przynajmniej teraz mógł odetchnąć ze spokojem, nie obawiając się, że jego rozmówca wywlecze jeszcze parę innych tematów niezwykle dla niego ciężkich, szczególnie biorąc pod uwagę coraz gorszy stan Ślizgona. Chłopak pochłaniał kolejne szklanki whiskey, co przy jego osłabieniu nie mogło przynieść dobrego rezultatu. Siedemnastolatek szybko się upił, mimo że na co dzień mu się to nie zdarzało. Miał bowiem wyjątkowo mocną głowę do wysokoprocentowych trunków. Problem polegał na tym, że jeszcze nigdy nie pił dzień po tym, jak został wyciągnięty z krainy wiecznej ciemności dzięki czarodziejskim, leczniczym zaklęciom i eliksirom.
- Właśnie zaczynam poważnie zastanawiać się nad tym, czy aby nie przyjąłem pana propozycji zbyt pochopnie. – rzucił w odpowiedzi ojcu Jasmine, myśląc o tym, co będzie, jak pan Vane przypadkiem dowie się o tym, co ta dwójka wyprawiała w łóżku. Sama perspektywa tego, że będzie mógł zobaczyć to, co siedzi w głowie Franza wydawała się niekomfortowa, a co dopiero fakt, że wszystkie te igraszki dotyczyły jego córki. Cholera, Krueger naprawdę nie chciał o tym teraz myśleć. I szczerze zaczynał obawiać się tej nauki, ale czego nie robi się w imię wyższych celów? Każdy inny legilimenta, który mógłby pomóc opanować mu oklumencję najprawdopodobniej przed tym wpakowałby go do Azkabanu, więc chłopak i tak nie miał innego wyjścia. Mógł sobie odpuścić, oczywiście, ale Voldemort również potrafił czytać w myślach, a oklumencja była jedynym sensownym rozwiązaniem, które pozwoliłoby zapobiec jego wszechwiedzy i przynajmniej przez jakiś czas uchronić Niemca przed jego podejrzeniami.
- Ma pan szczęście. Żona, córka… a teraz i ja stałem się cholernym szczęściarzem. – przyznał tylko rację głowie rodziny, po czym upił kolejne kilka łyków whiskey. Sięgnął nawet po papierosa, ale przypomniał sobie jak zakończyła się ostatnia próba z nikotyną, toteż na dzisiaj zrezygnował z przyćmienia fajki.
Na wypowiedź Drake’a o Heinrichu Franz nie odpowiedział już ani słowem. Po pierwsze, alkohol wyraźnie go zamroczył, a siedemnastolatek stracił nawet rachubę w tym, ile szklanek whiskey trafiło do jego osłabionego organizmu. Po drugie, w salonie pojawiła się jego ukochana Jasmine w koszuli nocnej. Krueger spojrzał w jej kierunku, ciesząc się w duchu z tego, że ojciec jego lubej zrezygnował z buszowania w jego umyśle. W tym przypadku bowiem nie byłby zadowolony z tego, co mógłby zobaczyć. Niemiecki czarodziej wyobrażał sobie, co zrobiłby z tym pięknym, zgrabnym i niezwykle seksownym ciałem. Zaraz jednak naburmuszył się, słysząc słowa brunetki. Jakiś taki… czyli jaki?
- Bo kiedy świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia… - mruknął, kiedy usiadła obok niego na kanapie. Położył się tak, że głowę miał na jej kolanach i widział jej twarz, którą delikatnie głaskał swoimi palcami. Następne słowa dziewczyny jednak sprawiły, że skrzywił się nieco. Że niby Drake go upił? I że niby mu nie wolno? No dobra, trochę kręciło mu się w głowie, ale bez przesady, mogło być gorzej. Poza tym, musiał trochę się zrelaksować. Popatrzył więc tylko w jej czekoladowe oczy z nieskrywanym wyrzutem.
- Może i jestem nieodpowiedzialny… ale Cię kocham. – niemal wyszeptał, chociaż szept ten niewątpliwie słyszalny był zarówno przez Jasmine, jak i przez jej ojca. To nie było jednak tak istotne. Najbardziej zaskakujące bowiem było to, że Franz pierwszy raz powiedział swojej drugiej połówce, że ją kocha. Używając tego jednego, magicznego słowa, którego nie mogło zastąpić żadne inne. Nie powiedział, że mu na niej zależy, nie powiedział, że jest najważniejsza. Wyszeptał jej, że ją kocha. To prawda, że był pijany, ale czy właśnie dlatego nie wyjawił wreszcie tego, co drzemało gdzieś w jego wnętrzu, a czego nie potrafił zdradzić, kiedy był trzeźwy? Tak bardzo obawiał się miłości, jakby to słowo, to uczucie, nie istniało, jakby przejawiało się dla niego jako coś abstrakcyjnego, a teraz, bez ogródek, wymsknęło się ono z jego ust, i to na dodatek w obecności samego Drake’a.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:28

Ironia, jaką wykazywał się młodzieniec, a można nawet powiedzieć bezczelność powodowała, że Drake chciał chwycić Franza za fraki i wyrzucić za próg. Coś go jednak powstrzymywało. Po pierwsze – Jasmine by go zamordowała i to chyba by był najwazniejszy z tych powodów. Po drugie - wyrzucać osłabionego i nieco spitego młodzieńca nad ranem to była oznaka największego idiotyzmu i braku odpowiedzialności. Po trzecie – wziął sobie los tego chłopaka na siebie. Był teraz za niego odpowiedzialny i wiedział, ze to może być wyboista droga pełna wielu przeciwności i może nawet ryzyka. Śmiertelnego ryzyka. Drake dał sobie samemu słowo honoru, że uratuje tyle niewinnych istnień spod władzy Voldemorta ile tylko będzie mógł. Wybór padł na młodego Kruegera, w dodatku ukochanego jego córki. Nadal ciężko było mu się z tym pogodzić, że musi się dzielić swoim skarbem. To zabawne, ale od zawsze pragnęli z Elodią tylko jednego dziecka. Co zabawniejsze, Drake nie chciał tak jak większość mężczyzn syna.. to znaczy, gdyby trafiłby mu się syn, kochałby go równie mocno jak Jasmine, ale nie był też zawiedziony, gdy akuszerka oznajmiła mu, że ma córkę. Od początku wiedział, jakie nada jej imię. Wiedział, że będzie się nia opiekował jak żoną i nigdy nie pozwoli, by stała się jej krzywda. Dlatego, gdy tylko działa jej się takowa, pluł sobie w brodę, że nie umiał dotrzymać słowa nawet wobec samego siebie. Nie chciał jej wypuścić, gdy jakimś cudem wróciła po tym paskudnym porwaniu. Drake chciał ją zatrzymać w domu, ale ta jawnie się postawiła, że musi wrócić do szkoły. Wiele już opuściła i nie chciała mieć zaległości. Tak strasznie przypominała wtedy jego samego... Tak samo było i teraz. Szanował jej decyzję, ze mimo tylu niepowodzeń chciała komuś powierzyć swoje serce po raz kolejny. Drake nie bybł uprzedzony do Franza tylko ze względu na ojca, oh nie. Byłby uprzedzony do każdego kolejnego wybranka, bo nigdy nie chciał już wycierać łez jego pięknej córki i przekonywać jej, że jeszcze trafi na tego wybranego. Oczywiście – jak już o nim myślał, to był to pan idealny, dążący ku światłości. Mimo wszystko, gdy poznał prawdę o Franzu, wiedział, że był lepszy niż to wyobrażenie, chociaż ciągnął za sobą niewygodną prawdę i ciemne karty własnej przeszłości. Na pewno nie raz jeszcze Jasmine będzie na niego wściekła lub przez niego płakać, ale czy nie na tym polegała miłość? Czy Drake poświecał by tak wiele dla młodego Niemca, aby jakoś mu pomóc, dać znak, że nie jest na tym popieprzonym świecie sam, gdyby nie wierzył w to, że będzie odpowiedni? Udowodnił to jak nigdy wcześniej.
Kąśliwe uwagi były wystarczające, aby Drake ryknął coś równie nieprzyjemnego, w końcu też był młodym Ślizgonem... i w sumie był pod tym kątem tak bardzo podobny do Franza. I też stracił głowę dla kobiety, która czyniła go lepszym człowiekiem. I jej rodzice też mieli swoje obiekcje.
-Nadrabiam za tych, którzy czasem o niej zapominają. -odparł Drake dziwnie spokojnie. W sumie przekomarzanki słowne ćwiczył już z Jasmine. Teraz to był tylko trening. Skinął głową z rozbawieniem, gdy zobaczył stan chłopaka i jego słowach o szczęściu. No tak...
I wtedy akurat pojawiła się Jasmine. Była zatroskana stanem chłopaka tak bardzo, że prawie by zapomniała o własnym ojcu. Drake przyglądał się, co zrobi jego córka.
Jasmine zaskoczona uniosłą brew, gdy Franz położył głowę na jej kolanach. W sumie widziec go w takim stanie to było nawet zabawne. Jas siłą woli powstrzymywała śmiech i pogładziła tylko czoło chłopaka. Westchnęła pod nosem, ale jego miny, przypominające te od naburmuszonego szczeniaka były takie urocze. Jasme wzięął głębszy oddech, by się nie roześmiać.
I wtedy padły te słowa, których się nie spodziewała. Wydawało jej się, że chłopak nie jest gotowy do użycia takich słów... mimo, ze był trochę wstawiony. Jasme przygryzła dolną wargę i uchwyciła wzrok ojca. Poczuła ciepło wypływające na policzki.
Czy ona była gotowa na takie słowa? A może się wygłupi, bo Franz nie będzie o tym pamiętał na drugi dzień?
-Miłość rośnie wokół nas... -zanucił Drake wesoło. Jasmine zgromiła go wzrokiem.
-Tato... przynieś mi proszę eliksir wzmacniający, PROSZĘ. -syknęła przez zaciśnięte zęby. Dopiero, gdy Drake wyszedł do kuchni. Jasmine nachyliła się nad Franzem i pocałowała go, mimo, że trąciło od niego alkoholem na kilometr.
-Ja Ciebie też. -wyszło z jej ust, gdy tylko na centymetr je odsunęła od warg Niemca. W sumie nie powiedziała wprost tych ważnych słów, ale.. tak jakby powiedziała. Dziwnie się z tym czuła... ale pojawiło się po tym uczucie szczęścia. Podniosła głowę akurat, gdy wrócił ojciec. Odebrała od niego eliksir i podała Franzowi, każąc wypić.
-A teraz pójdziesz spać. -zarządziła, gdy zauważyła, że chłopak jest już w stanie sam iść. Poszła z nim kawałek do tego łóżka co poprzednio. Usiadła na skraju materaca i ostatni raz ucałowała usta chłopaka. Wychodziła z pokoju z tą myślą, że coś między nimi się zmieniło. Nie, wcale nie na złe. Właśnie dochodziło do niej, że jest zakochana. Prawdziwie i silnie. Nie zauroczona czy zaintrygowana. Zakochana w kimś, kto dzisiaj uratował jej życie kosztem swego i nie bał się wyjawić własnych uczuć. Mimo, ze pomógł mu alkohol..
Wróciłą do łóżka z jasnym umysłem i uśmiechem na ustach. Lżej się czuła, gdy ta pewność zagościłą w jej sercu.
Minęło parę godzin, gdzie oboje zażywali zdrowotnego snu. Było już późne popołudnie, gdy Jasmine przebudziła się leniwie. Tym razem nie zeszła na dół w koszuli nocnej tylko w granatowej, zwiewnej sukience. Wyszła z pokoju i do jej uszu doszły dźwięki fortepianu. Zaskoczona zbiegła po schodach. Czy to tata grał? Nie robiłtego często, prędzej dziadek, ale co on by tutaj robił?
Weszła do salonu i jej oczom ukazał się Franz ubrany w świeży garnitur przy ich czarnym jak smoła fortepianie. Przed nim stała do połowy pełna szklanka whiskey.
Jasmine westchnęła i położyła dłonie na biodrach. Z jednej strony zachwycona jego grą, z drugiej...
-Ty faktycznie jesteś nieodpowiedzialny... nie, żebyś wczoraj zaglądał Śmierci w oczy. -zauważyła Jas, podchodząc do niego. Pocałowała go krótko i w równie "odpowiedzialnym" geście usiadła na blacie fortepianu, by z góry patrzeć jak on gra. I popija whiskey.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:33

Franz zapewne nie zdziwiłby się, gdyby Drake złapał go za fraki i wyrzucił z Gard Manor. Sam zdawał sobie sprawę z tego, że czasami potrafi być bezczelny i cyniczny. Mimo wszystko, wydawało mu się, że zagości w tej pięknej willi jeszcze przynajmniej kilka dni. Nie był bowiem pewien, czy powinien tak to nazywać, ale chyba odnalazł wspólny język z ojcem Jasmine. Najwyraźniej mężczyzna docenił jego poświęcenie względem ukochanej i zauważył w nim te pozytywne cechy, których do tej pory nie dostrzegał, jako że cały czas patrzył na niego przez pryzmat Heinricha. Poza tym, Krueger był chłopakiem jego córki, a wiadomo, że do takich ich ojcowie podchodzili zawsze z pewnym dystansem i podejrzliwością. Szkopuł tkwił w tym, że podejrzenia Drake’a, jakie ten miał wobec Niemca, sprawdziły się niemal w pełni. Tylko jedna rzecz różniła tego młodzieńca od śmierciożerczego grona – wrażliwość, której Ślizgon nie potrafił wyplenić ze swojego serca. Głębokie uczucie, o którym nie mógł zapomnieć, miało sprawić, że zmieni się na lepsze. I choć Franz nie wiedział nic o przeszłości swojego rozmówcy, odnosił wrażenie, że mają ze sobą coś wspólnego i że Elodia również zawładnęła nad jego ciężkim charakterem i stała się dla niego jasnym światełkiem na końcu mrocznego tunelu. Obie panie Vane, tak samo przekonujące, tak samo niewinne i czyste. Okazały się ukojeniem w bólu i nadzieją na przyszłość usłaną różami. Naszpikowaną kolcami, ale i piękną.
Rozmowa z głową rodziny, pomimo tego, że była rozprawą o tematach niezwykle ważnych i niekoniecznie wygodnych, napawała Kruegera poczuciem bezpieczeństwa, którego chłopak dawno nie doświadczył. Nie wiedział dlaczego, ale nagle poczuł, że wszystko jest możliwe i że rzeczywiście nawet on ma szansę w jakiś sposób wydostać się z tego koszmaru. Nauka oklumencji, co prawda, była dopiero początkiem na drodze do wyzwolenia spod kontroli Voldemorta, ale zawsze to jakiś plan. Do tej pory siedemnastolatek tułał się, szukając rozwiązania, a zupełnie przypadkiem trafiło ono do niego samo. Zresztą, Franz zyskał nie tylko przychylną mu duszę, nie tylko nauczyciela. Powoli zaczynał rozumieć, że tak czy siak, wojna wisi w powietrzu, a to po której stanie stronie zależy tylko od niego. Uświadomił sobie, że nie będzie walczył sam, niezależnie od tego, u którego z dowódców będzie pełnił służbę. Nawet mimo tego, że zawsze był typem samotnika i o wszystko musiał zadbać na własną rękę, teraz wiedział, że byli tacy, którzy gotowi byli stanąć po jego stronie. Może to dość trywialne wnioski, jednak chłopakowi nie było w nie łatwo uwierzyć, ponieważ nie był przyzwyczajony do pomocy. Nigdy nie miał nikogo tak bliskiego. Miłość faktycznie nie istniała w jego życiu, jeżeli nie liczyć braterskiej więzi z Rosierem oraz platonicznego uczucia żywionego do Vivienne. Evan jednak zaczynał oddalać się coraz bardziej, a młoda Gryfonka… to był już zamknięty rozdział i nie powinien go rozpamiętywać.
Teraz to Jasmine była najważniejszą osobą w jego życiu i wiedział, że to na jej ochronie zależy mu najbardziej. Ufał jej, a przez to zdołał także uwierzyć jej ojcu. Zgadzał się jednak z nim, co do tego, że dziewczyna nie powinna wiedzieć o niektórych sprawach dla własnego dobra. Nie byłaby bowiem w stanie usiedzieć spokojnie w jednym miejscu, a to przyprawiłoby jedynie Drake’a i Franza o niepotrzebne zmartwienia. Obaj może nie zachowywali się w porządku wobec ślicznej brunetki, ale przyświecał im przynajmniej wspaniałomyślny cel – nie pozwolić na to, by ktokolwiek tknął niewinną duszę panny Vane. A propos tej niezwykle urodziwej damy, Krueger właśnie wpatrywał się w jej oczy i widział wszystko to, czego pragnął. Nawet, jeżeli jego ukochana właśnie się z niego zgrywała, nie potrafił się złościć i przesuwał palcami po jej twarzy, czerpiąc przy tym radość z każdej kolejnej minuty spędzonej razem z nią. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że powiedział jej te słowa, które z pewnością od dawna chciała usłyszeć. Dopiero jej odpowiedź utwierdziła go w przekonaniu, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Kolejne słowa docierały do niego z niemałym opóźnieniem. Siedemnastolatek przysypiał bowiem na kolanach swojej lubej. Słyszał tylko coś o eliksirze, a zaraz po tym poczuł usta Jasmine na swoich wargach. Ten pocałunek już w ogóle sprawił, że odpływał i nie miał siły kłócić się z „rozkazami” swojej drugiej połówki. Wypił więc posłusznie eliksir, który miał przywrócić mu zdrowie i pozwolić w pełni wypocząć po ciężkich bojach nad jeziorem. Miał nadzieję, że po tej całej miksturze będzie czuł się lepiej. Poszedł więc zaraz z Jasmine do pokoju, a gdy ta ucałowała ponownie jego usta, położył się i w przeciągu kilku minut zasnął.
Obudził się dopiero po południu. Nie spoglądał nawet na zegarek, ale było najprawdopodobniej koło siedemnastej. O dziwo, rany zagoiły się już całkiem, a ból pozostał jedynie nieprzyjemnym wspomnieniem. W dodatku chłopak czuł się jak nowo narodzony. Jedynie to przytłaczające uczucie w głowie przyprawiało go o nieprzyjemne dreszcze i zachęcało do sięgnięcia po kolejną dawkę alkoholu. Nic dziwnego, że whiskey spijana razem z Drake’iem nie podziałała na niego zbyt dobrze. Był osłabiony, toteż jego organizm nie poradził sobie z przetrawieniem alkoholu, a to z kolei poskutkowało lekkim bólem głowy. Chłopak wziął jednak zimny, otrzeźwiający prysznic i założył na siebie ponownie garnitur, tym razem jednak z czarną koszulą. Nie przejmował się tym, że wyglądał, jakby szykował się na pogrzeb. Po prostu, to była pierwsza koszula, która trafiła w jego ręce. Kiedy Franz doprowadził się już do stanu używalności, udał się do salonu i przyrządził sobie drinka składającego się z Ognistej whiskey z odrobiną wody. Zaraz po tym siedemnastolatek zasiadł do pianina. Spod jego palców dało się usłyszeć jedną z szopenowskich etiud. Krueger nie zdołał jednak nawet dokończyć utworu, kiedy do pokoju weszła Jasmine. A ta, rzecz jasna, musiała mu wyrzucić jego nieodpowiedzialne zachowanie.
Niemiecki czarodziej wstał od instrumentu i zbliżył się do swojej ukochanej o krok, obejmując ją swoim ramieniem. Chciał wspomnieć coś o tym, że najwidoczniej zmartwychwstawanie idzie mu całkiem nieźle, ale ostatecznie powstrzymał swoje niestosowne komentarze i pocałował ją tylko, uśmiechając się przy tym szeroko, jakby właśnie przypomniało mu się coś zabawnego. W rzeczywistości Ślizgon myślał już o tym, co lubił najbardziej – o muzyce. Odsunął się od panny Vane prędko i wyciągnął zza paska różdżkę, uderzając nią w stojący nieopodal gramofon, z którego można było usłyszeć pierwsze dźwięki kontrabasu. Znany utwór znakomitego Franka Sinatry (klik).
- Call me irresponsible.
Call me unreliable, throw in undependable too.
– zaczął śpiewać z tym samym, bananowym uśmiechem na twarzy, nie zwracając zupełnie uwagi na to, że ktoś pojawił się w drzwiach za jego plecami. Słyszał czyjeś kroki, ale nawet nie odwrócił się w tamtym kierunku. Cały czas patrzył w oczy Jasmine, tak szczęśliwy z tego, że mógł zaśpiewać. I mógł zrobić to dla niej. Może i wydawało się to głupie, ale muzykę zawsze stawiał w swoim życiu na piedestale i nie potrafiłby z niej zrezygnować. Ponadto, mógł się poszczycić wokalnym talentem i ciepłym głosem, z brytyjskim akcentem, który idealnie nadawał się do jazzowych kawałków. Co zaś najlepsze – mógł robić, to co kochał dla niej. Kolejne słowa Franka Sinatry wypływały z jego ust tak swobodnie, że zdawało się momentami, że to sam mistrz stoi w salonie państwa Vane’ów.
- Yes, I'm unreliable,
But it's undeniably true.
I'm irresponsibly mad for you.
– zakończył wreszcie utwór, kłaniając się przed swoją lubą, jakby śpiewał przynajmniej przed zachwyconą publiką w teatrze wielkim. Z jego twarzy nadal nie schodził ten czarujący uśmiech. Taki, którym obdarzało się dziewczę na pierwszej, romantycznej randce. Krueger zdecydował się jednak jeszcze na inny gest. Uklęknął przed Jasmine i ucałował jej dłoń, jakby chciał ją upewnić w tym, że to ona jest damą jego serca.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:40

Czasami los lubił płatać figle. Po serii niepowodzeń, a można nawet rzecz małych tragedii serce Jasmine stało się ldoowate i oschłe. I nie, to wcale nie z powodu, że jej wrażliwsza część natury umarła. To była reakcja obronna. Doznała tyle cierpienia i krzywdy, że nie chciała przeżywać tego ponownie. Chociaż ból przy odtrącaniu każdej kolejnej osoby był wyczuwalny, święcie wierzyła, że chroni się przed czymś zgoła gorszym. Z jednej strony oczekiwała spokoju i szczęścia, z drugiej zaś nie umiała się pogodzić z faktem, że jednak miłość istniała. Jak inaczej wytłumaczyć związek jej rodziców? Fakt, nie byli święci, kłócili się jak każda para, ale codziennie okazywali sobie uczucie. W prostych gestach i słowach, niekiedy dość gwałtownie w postaci namiętnych chwil.. ale to było ciągle żywe i spragnione nowych doznań uczucie. Już raz Jasmine była prawie pewna, że spotkało ja to samo. Jakie było jej rozczarowanie, gdy cały jej świat runął jak domek z kart i zmuszona była chować się po kątach zamku, by nikt nie widział jej uczuć. Ile razy słyszała, że pokazywanie swoich słabości jest gwoździem do trumny? Musiała się zmierzyć z opinią publiczną, która przykleiła jej miano tej złej. Kto normalny widział związek Puchona z Ślizgonką? Biedny chłopak, na pewno nie wytrzymał presji jaką ona wytwarzała...
Bo to jednego wyjca dostała po tych nędznych artykułach? Kłamstwo powtarzane milion razy staje się prawdą i silny charakter Jasmine uginał się pod tą opinią. Nawet miała okres, że wierzyła w to jak inni.. ale. Nie była by Vane, gdyby nie poszła po rozum do głowy. Nie pozwoliła sobie na więcej komentarzy tego typu. Musiała walczyć o swoje dobre imię, więc uzbrojona w ostry jak brzytwa język i ochroniona lodową tarczą wokół serca dalej kroczyła przez życie. Wtedy na arenie zjawił się Krueger, który od początku nie był brany jako potencjalny partner życiowy. Może to był główny błąd, że się przed nim nie uchroniła? Miała go za wroga, a los od początku wiedział, że była im pisana inna droga. Kręta, zawiła, niekiedy bardzo cierpiętnicza, ale nadal wspólna. Po prostu należalo od początku dać im wolną rękę w ich starciach i ich nie rozdzielać. Możliwe, ze byli by teraz związkiem z paroletnim stażem. Kto wie.
Walki nad jeziorem i ofiarna ochrona Franza przebudziła do życia wiarę. Jasmine nie była w stanie powiedzieć, jak bardzo ten gest nią wstrząsnął. Z początku drżała o życie chłopaka, potem chciała go udusić, że zrobił coś tak głupiego, ale koniec końców... teraz była go pewna na sto procent. Już nigdy nie przejdzie przez jej myśli cień wątpliwości, bo ktoś, kto chciałby się tylko bawić, nie zrobiłby czegoś takiego.
Wypowiedziane niespodziewanie słowa, miłosne wyznanie, chociażby przeplatane słodkim zapachem alkoholu było kluczem do rozpoczęcia nowego rozdziału. Proste słowa, a Jasmine wydawało się, ze może wszystko. Uskrzydlona tym uczuciem. Nie miała pojęcia, dlaczego jej ojciec i Franz pili nad ranem w salonie, a pijana nowym doświadczeniem zapomniała o to zapytać i wyleciało jej to z głowy. Może kiedyś do tego wróci.
Jasmine nigdy nie zapomniała tych dwóch występów, gdzie jeden skończył się niezbyt pomyślnie. Głos Franza, o ciepłej barwie i momentami drapieżnie niski powodował u niej dreszcze i to te przyjemne. Gdy Niemiec powitał ją i uśmiechał się tak szeroko, Jas z rozbawieniem odpowiedziała tym samym. Zaciekawiona patrzyła, co robi, a gdy popłyneły pierwsze nuty i chłopak zaczął śpiewać, przyjemne prądy na nowo zawitały w jej ciele i nawet można powiedzieć, ze dziewczyna się rozpływała. Patrzyła w oczy Franza, wyraźnie zasłuchana, gdy tę muzykę zakłóciły kroki. Jasmine poderwała głowę i zobaczyła w progu mamę. Na jej ustach pojawił się przepraszajacy uśmieszek. Z żalem dziewczyna posłała spojrzenie Franzowi, że ma przestać.
-No już, już.. -wyszlo z jej ust, ale Franz wydawał się być głuchy. Jasmine nieco skrępowana słuchała piosenki, chociaż trzeba przyznać, że nadal miała miękkie kolana. Gdy zabrzmiały ostatnie takty, Jas zaklaskała cicho, a jej mama zawtórowała jej głośniej. Jasmine chciała już zająć matkę czymś, gdy Franz klęknął i ucałował z namaszczeniem jej dłoń. Jasme zamrugała speszona, ale trzeba było przyznać, że ten gest zaskarbił sobie jej serce.
-Wystarczy, Franz... -odchrząknęła, ale gdy wstawał posłała mu swój najpiękniejszy uśmiech. Nieco zadziorny, przede wszystkim uroczy, ale gdzieś w tle błąkała się subtelna kobiecość i tajemniczość.
-Jest po prostu wspaniały! Jaśminku, czemu się nie pochwaliłaś, że masz tak utalentowanego chłopaka? -Elodia podeszła do nich z rozanieloną miną. Jas przeczesała włosy.
-Nie złożyło się, ale fakt, daje mi czasem prywatne występy. I dobrze tańczy. I gra na pianinie. I ss....tepuje. -Jas mrugnęła do Franza. Co prawda Elodia nie oburzyła by się o wzmiankę o seksie, ale lepiej nie dawać jej powódów do zmartwień.
-Uczyłeś się gdzieś? A może to ukryty talent? Nie może się marnować! -Elodia wyglądała na nakręconą tym występem.
-I się nie zmarnuje. -dodała po cichu Jas, bo wiedziała, że nie przegada własnej mamy.
-Bylibyście uroczym duetem!
Jasmine usłyszawszy to zdanie trochę się zmieszała. Nie chciała, by mama rzucała takimi pomysłami.
-Taaa... może Franz nam zagra popołudniu jak tata wróci. -Jas umiejetnie chciała zmienić temat. Nie była zazdrosna o uwagę mamy, a.. stracony czas, jaki można było inaczej wykorzystać.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:44

Muzyka była od dziecka bratnią duszą Franza. Chłopak, kiedy czuł się samotny, zasiadał przed fortepianem albo śpiewał smutne pieśni o miłości, nie wierząc jeszcze wówczas w istnienie tak silnego i głębokiego uczucia pozwalającego przenosić góry. Teraz, gdy jego serce napawało poczucie spełnienia i satysfakcji z tego, że uwiódł najpiękniejszą kobietę w Szkole Magii i Czarodziejstwa, wydawało mu się, że dźwięki płynące spod jego palców lub uwalniające się z jego ust zyskały nowego uroku. Wszystko, co tworzył, przepełnione było szczęściem, tak namacalnym, że słuchacze mogli razem z nim oddalić się w świat pozytywnych emocji i przeżywać razem z nim najwspanialsze chwile jego życia.
Poza tym jednak, muzyka w życiu niemieckiego czarodzieja pełniła jeszcze jedną ważną funkcję. Każdy, kto znał bowiem Kruegera, z pewnością zauważył, że chłopak był raczej małomówny. Stał z boku, będąc biernym obserwatorem. Za pomocą fortepianu lub swojego głosu Ślizgon zaś potrafił wyrazić znacznie więcej słów i uczuć płynących prosto z jego serca. Niekiedy dało się odczytać jego nastrój po tym, co grał i tworzył. Inna sprawa, że do tej pory robił to zawsze w swojej samotni, zamykając się w salonie pianistki lub pokoju życzeń, uciekając od ludzi, którym nie potrafił zaufać. Od kiedy poznał Jasmine na nowo, wszystko się zmieniło. Był nawet zdolny otworzyć się dla niej. Odnosił wrażenie, że jest jedyną osobą, która daje sobie radę ze zrozumieniem jego bogatego, ale także i mocno skomplikowanego wnętrza, a ponadto, mimo wszelkich mankamentów, akceptowała go, takim, jakim był. Chciał spędzić z nią całą resztę swojego życia, być przy niej, gdy ta zasypia, budzić się, widząc jej uroczą twarz owioniętą jeszcze tajemniczymi snami. Dla niej gotów również był wyjawić to, co bolało go najmocniej, a czego nie zdradziłby nikomu innemu. Mógł powiedzieć jej o wszystkim. O wszystkim, co rzecz jasna, nie miało żadnego związku z Voldemortem. Chociaż utajnienie takich informacji akurat nie było kwestią braku zaufania. Franzowi przyświecał zupełnie inny cel. Za wszelką cenę bowiem pragnął chronić tej pięknej, niewinnej brunetki, oddalić ją od świata śmierciożerców, do którego on, niestety, w pewnym stopniu przynależał.
Kiedy śpiewał dla niej, w tym salonie w Gard Manor, czuł, że żyje, a wszystko inne przestało mieć w tej chwili znaczenie (może poza wielkim Frankiem Sinatrą). Nawet matka Jasmine, która weszła do salonu, pozostała przez niego niezauważona. Krueger tak mocno wpatrzony w oczy swojej lubej zapomniał o bożym świecie. Chłopak nie zważał więc wcale na jej słowa próbujące odwieść go od wyrażenia uczuć, które zawładnęły nad nim w pełni. Nawet to stanowcze „wystarczy, Franz” nie mogło go zatrzymać przed ucałowaniem dłoni panny Vane. Chociaż w tym momencie nastolatek dojrzał przynajmniej zakłopotanie na jej twarzy. Z tego też względu odwrócił się, widząc przed oczami Elodię wychwalającą jego wokalny talent. Uśmiechnął się do niej oczywiście tak uroczo, jak tylko potrafił. Wypowiedź Jasmine zaś sprawiła, że zaśmiał się cicho, zdając sobie sprawę z tego, że dziewczynie wcale nie chodziło o stepowanie.
- Akurat ze stepowaniem Jasmine przesadziła. To był wyjątek, chciałem ją czymś zaskoczyć. – sprostował tylko komentarz swojej drugiej połówki, nie odrywając spojrzenia od jej równie urodziwej matki. Cała rodzina Vane’ów wydawała mu się tak idealna, że z początku nie mógł uwierzyć, iż można mieć tak dobre relacje ze swoimi rodzicami. Kilkukrotnie nawet podczas pobytu w Gard Manor żałował, że on sam nie mógł powiedzieć o swoim dzieciństwie dobrego słowa. Ono nigdy nie przypominało sielanki.
- Zawsze uciekałem do świata muzyki, kiedy miałem dosyć swojego ojca. – odparł zaraz na pytanie pani Vane, wzdrygając się na myśl o Heinrichu. W te wakacje jednak nie mógł narzekać. Obóz i o wiele dłuższy, niż zamierzony, pobyt w willi rodziny jego lubej sprawił, że nie musiał widywać nadętej mordy swojego ojca.
Z zamyślenia wyrwała go dopiero propozycja Jasmine, która oczywiście nie miała wcale na celu tego, co powiedziała, a chciała jedynie jakoś uwolnić się od swojej rodzicielki. Krueger jednak nieszczególnie przejął się jej planami.
- Wspaniały pomysł! – przyklasnął więc ślicznej brunetce, choć wydawało mu się, że jej twarz wyrażała miliony wyrzutów pod jego adresem. Na szczęście, Elodia opuściła salon, mrucząc coś tylko pod nosem, a para zakochanych została zupełnie sama. Franz natomiast, chcąc uprzedzić wybuch złości Ślizgonki, usidlił ją w swoich ramionach i zamknął jej usta gorącym pocałunkiem. Nie minęła nawet chwila, kiedy poczuł jej rękę na swojej dłoni. Dziewczyna zaciągnęła go gdzieś w najskrytsze zakamarki ogromnej willi - do piwnicy, w której pierwsze, co rzucało się w oczy, to zadbany stół bilardowy, pokryty zieloną płachtą.
- Zagramy? – szepnął jej na ucho, chociaż jego myśli kręciły się już wcale nie wokół łuz i kolorowych bili, a wokół nagiego ciała namiętnej kochanki. Mimo wszystko, chłopak nie widział niczego złego w tym, by trochę nakręcić atmosferę. Nie był jednak pewien, czy w takim stanie wytrzyma aż do uderzenia ostatniej, czarnej ósemki. Nie czekając na odpowiedź swojej lubej, złapał za zielony materiał i ściągnął go ze stołu, po czym odrzucił gdzieś w kąt pomieszczenia. Zaczął zaraz ustawiać bile w trójkącie, po czym zdjął tę trójkątną ramkę, okręcając czarną bilę tak, że stanęła dopiero, gdy chłopak wręczył Jasmine jeden z kijów bilardowych. Sam sięgnął po drugi, nieco dłuższy, a po chwili nachylił się nad swoją towarzyszką tak, że ta mogła poczuć jego gorący oddech nad swoim uchem.
- Na jaką nagrodę mogę liczyć, jeśli wygram? – zapytał z szelmowskim uśmiechem na ustach, jakby w ogóle nie brał pod uwagę innej możliwości. Potrafił dobrze grać z tego względu, że bilard należał do gier salonowych, wykwintnych. A on, jako perfekcyjny bawidamek na wszelkiego rodzaju uroczystościach, miał mnóstwo okazji do treningu. Co oczywiście nie oznaczało jeszcze wcale jego wygranej. Panna Vane stanowiła tutaj bowiem wyjątkowo dekoncentrujący czynnik, który niewątpliwie nie pozwalał w stu procentach skupić się na grze.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:48

Uczucie szcześcia, jakie to było trywialne dla Jasmine jeszcze parę miesięcy temu. Zawsze wyniosła i dumna, chłodna w obyciu, niekiedy niereformowalna pod względem imprez.. gdzieś tam pojawiało się uczucie satysfakcji, rozbawienia, zadowolenia... ale nigdy uczucie szczęścia. Należało o kategorii uczuć, gdzie była i prawdziwa i niezniszczalna miłość. Nie było możliwe, aby ktoś miał wrażenie, że może przenieść każdą górę, wzbić się ponad chmury, a w żyłach płynął ten cudowny narkotyk, który mroczył umysł. Jasmine od porannego wyznania, rzuconego jakby przypadkiem, za sprawą alkoholu wydawała się być.. właśnie, upita. Naćpana. Na silnym haju. Zmysły wydawały się płatać jej figle, schodząc do salonu miała uśmiech na ustach, gdzieś tam nuciła piosenkę zasłyszaną w Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej, a nogi same rwały się do tańca. Nie zauważała nikogo ani niczego, przez co ten stan stawał się nieco niebezpieczny. Dobrze, że była u siebie w domu i raczej nikt nie wykorzysta tego przeciwko niej. Dziewczynie było tak dobrze, jak nigdy wcześniej (oczywiście nie licząc tych chwil spełnienia po łóżkowych igraszkach). Duchowe wyżyny rozkoszy były równie ciekawe jak te fizyczne.
Głos Franza od samego początku był dla Jasmine wspaniały. Jej ciało reagowało na ten tembr, jeszcze zanim ich relacja zaczęła być taka bliska. Kiedy tylko słyszała Franza z drugiego końca korytarza, wywracała zniesmaczona oczami, a włoski na karku stawały dęba, co wtedy zrzucała na uczucie nienawiści. Gdyby teraz przypomniało im się, dlaczego weszli na wojenną ścieżkę, Merlinie! Chyba zaśmiewali by się do łez. To było wtedy takie banalne i szczeniackie...
Później, gdy ich relacja nabrała charakteru poprzez nocne igraszki w dziewczynie głos wzmagał seksualną frustrację i podniecenie. Pobudzał ją, raz do kłótni, a raz by wpić się w jego bezczelne usta i w końcu się zamknął. Z biegiem czasu ton głosu stawał się bardziej miękki, kiedy do ich spotkań wkradała się rozmowa. Jasmine lubiła go słuchać, chociaż nie przyznawała się do tego tak jawnie. I wreszcie – pierwsza randka. W sumie to zabawne, że zaczęli od kłótni, wzajemnych wyzwisk, gładko przeszli do namiętnego seksu, aby skończyć na romantyźmie w postaci randki. Najwyraźniej niektóre relacje ciekawiej zaczyna się od "tyłu". Wtedy Jasmine poznała po raz pierwszy możliwości Franza. Była zachwycona tym, jak lekko z gardła wychodził tak niski, drapiący głos, który nęcił jej uszy. Na imprezie Ślizgonów potwierdziłto dobre wrażenie, chociaż wtedy umysł Jas zaćmiewało durne poczucie zranionej dumy i lęku przed ryzykiem. Jak dobrze, że czasem potrafiła przyznać się do błędu! Nie mogła by się nazywać taką szczęściarą, gdyby wtedy nie pobiegła za Franzem. Czasem należało postawić wszystko na jedną kartę...
I teraz mogła z zaciekawieniem słuchać, jak obraca jej słowa w żart. Pan nieodpowiedzialny.. za to jaki czarujący. Jasmine nawet by przyklasnęła temu bardziej ochoczo, gdyby nie pojawienie się matki. Tak jak podejrzewała, Franz musiał skończyć swój występ. Jasme westchnęła tylko, ale to uczucie, objawiające się w niewinnym błysku w oczach ukochanego spowodowało, że jej serce zabiło o wiele mocniej i to nie było podniecenie. Miłość do niego przepełniała ją do cna i aż śmiała się w duchu, że co niektórzy umarli by na cukrzyce. Zostawiła sobie ten komentarz dla siebie, pozwalając sobie na deliakatny uśmiech. Trzeba przyznać – ucałowanie jej dłoni było bardzo szarmanckie i nawet rycerskie. Dygnęła rozbawiona. Tajemne spojrzenia i uśmieszki między młodymi upewniały Elodię w przekonaniu, że chyba chcą się sobą nacieszyć w samotności. Doskonale ich rozumiała, podłapała wzrok swej córki, by również niemo przekazać jej, że zaraz ich zostawi samych.
Jasmine splotła dłonie za sobą podczas rozmowy z mamą.
-Wiecznie mnie czymś zaskakuje. -przyznała Jasme. Wywróciła ostentacyjnie oczami, kiedy Franz jednak podchwycił propozycję Elodii. No tak.. nie wygra z nim. Nie na tej arenie. Był równie uparty jak ona, a chyba dodatkowo przepełniała go jakaś dziwna siła, bo zachowywał się jak pijany. Pijany szczęściem. Ciekawe, o czym tak rozmawiali z ojcem nad ranem...
-To ustalone. Wracam do oranżerii, mam jeszcze trochę czasu przed dyżurem... -Elodia pożegnała się, puszczając oczko do córki i zniknęła. Jas spojrzała na chłopaka z wyrzutem.
-Czy ty osza....-i jak to zawsze strategia Franza zakładała w takich przypadkach, jej słowa utonęły w namiętnym pocałunku jakim uraczył ją luby. Jasmine poddała mu się, ponieważ tęskniła za tym. Od czasu rozłąki po obozie nie mieli tak na prawdę chwili dla siebie, a to męczyło. Bardzo. Objęłą go za szyję i mocno wpiła się w jego usta, a po chwili odszukała jego dłoń. Miała zamiar zaciągnąć go w ciekawe miejsce, jakim była piwnica. Oderwała się z żalem od ust Niemca i zaprowadziłą go do schodów, prowadzących w dół. W jednej jej części była sala rozrywki. Większą jej część zajmował basen, odgrodzony od reszty pomieszczenia szklanymi szybami. Resztę metrażu zajmowały inne salonowe rozrywki, jak chociażby stół bilardowy.
-No jasne, przecież po to Cię tutaj zaciągnęłam. -odpowiedziała zadziornie, chociaż ten szept wywołał u niej zgoła inne odczucia jak chęć na pukanie w bile. Chociaż...
Odczekała, aż Franz przygotuje wszystko do gry. Odebrała od niego kij. Dobrze wyczuł, to był akurat JEJ kij. Można go było rozpoznać po srebrnym kwiecie jaśminu wymalowanym na rączce. Dziewczyna lekko obróciła go w dłoni.
-Przynieś mi szczęście. -szepnęła. Nie była laikiem w tej grze, w końcu grywała z ojcem w bilarda, gdy tylko łapała ich nuda, a dogryzanie sobie stawało się już banalne. Oparła rękę o biodro, patrząc wyzywająco na powracającego Kruegera. Ciepły oddech połaskotał jej skórę miło.
-To zabawne, że bierzesz pod uwagę możliwość wygranej... -odparła kpiąco i podeszła do stołu. Posłała ostatnie, kuszące spojrzenie swojemu chłopakowi i nachyliła się mocno. Wiedziała, że wystawia swoje dolne wdzięki na jego łakomy wzrok, ale co z tego?
-Zobaczymy jaka będzie potrzeba chwili... -mruknęła. -Kto wie, może nabiorę ochoty na lody śmietankowe... -przerwała, bo uderzyła mocno kijem w białą bilę, co poskutkowało rozburzeniem idealnego trójkąta bil. Zaczęły odbijać się od band, aż jedna z nich w pełnym kolorze wpadła do łuzy.
-...albo ponętne tańce na srebrnej rurze... -Jasmine skorzystała z powrotu białej bili na podobną lokację i uderzyła znowu, teraz chybiając o milimetr. Jakby specjalnie. Wyprostowała się z cichym westchnięciem.
-...a może wszystko razem i nie tylko? Tylko... musiałbyś wygrać. Połówki są Twoje, kochanie. -odwróciła się z uśmiechem do Franza i dała mu możliwość uderzania.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:49

Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 00:52

Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 19:12

Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 EmptyPon 06 Paź 2014, 19:25



Nie była by sobą, gdyby nie wykorzystała faktu, że Franz postanowił się schłodzić wodą z basenu. Wykorzystała jego nieprzygotowanie i stanowczym ruchem pchnęła go do basenu. W pełnym garniturze. Roześmiała się uroczo, stojąc nieopodal basenu. Opuściła piwnicę, zanim dosięgneła by ją zemsta ukochanego.
Ktoś mógłby myślec, że po takiej grze i ciągłej obecności Franz i Jasmine nie będą potrzebowali kolejnego zbliżenia, nie będą chcieli nakręcać siebie wzajemnie. Śmiech na sali. Już praktycznie godzinę po sytuacji z piwnicy, po głowie Jasmine chodziły niesforne myśli. Czemu by nie miała pragnąć swego seksownego chłopaka w każdej chwili dnia i nocy?

Dobrze się złożyło, że rodzice udali się na jakieś spotkanie koleżeńskie.
Jasmine z pomocą skrzata przygotowała małą kolację dla ich dwojga. Romantycznie, czyż nie? Zadbała o odpowiednią iluzję, gdyż ściany nagle stały się przeźroczyste jak w Wielkiej Sali i niebo pełne gwiazd było na wyciągnięcie ręki. Jasmine odciągnęła Franza od gry na fortepianie, przechodząc do przygotowanego stolika. Wydawało jej się, że obierając za miejsce na wpół zabudowany taras nieopodal dość głębokiej sadzawki z wodospadem będzie idealnie komponował się z nastrojem.
-Mam nadzieję, że Ci się podoba... -okręciłą się wokół własnej osi, nie do końća konkretyzując, czy chodziło o niebotycznie obcisłą sukienkę z suwakiem na plecach w kolorze czerwieni czy może wykwintne potrawy na stole.
Usiadła naprzeciwko Franza. Upiła łyk whiskey, o którą również zadbała.
-A propo... -wskazując na alkohol. -Możesz mi powiedzieć, jaki czar rzuciłeś na mego ojca, że tak beztrosko sobie rozmawialiście o szóstej rano, popijąc whiksey? -zapytała, unosząc do ust widelec z wykwitnym kawałkiem pieczeni w ciemnym sosie. -Nie słyszałam, o czym rozmawialiście.
Sponsored content

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 3 Empty

 

Gard Manor [Swansea, Walia]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 Similar topics

-
» Black Manor
» Fin Gard- relacje
» Dom państwa Everett - Walia
» Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Inne Magiczne Miejsca
 :: 
Świat
 :: Wielka Brytania i Irlandia
-