IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Gard Manor [Swansea, Walia]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptySro 30 Lip 2014, 00:26

Zabawne, jak panna, która nie pozwalała nawet musnąć swoich ust mężczyźnie potrafiła być taka nienasycona. Nie można było ukrywać, że Franz podniecał ją w każdym aspekcie życia. Czuła znajome ciepłe prądy przechodzące wzdłuż kręgosłupa, gdy tylko wzrok Franza krzyżował się z jej. Gdy przesuwał oczami po jej ciele czuła się jakby ją rozbierał, irytująco wolno. Podsycał ukryty w jej ciele żar, gdy uśmiechał się w ten znajomy dla niej złośliwy sposób. Oddech przyspieszał, gdy do nozdrzy dochodził niezmieniony zapach perfum. Młody Krueger oprócz aparycji miał pociągający charakter. Która kobieta nie lubiła być adorowana przez tak zwanego bad boya? Cięty komentarz był zapalnikiem kłótni, która w bardzo prosty sposób przeradzała się w namiętność i miała swój finał w łóżku. Dobra, niekoniecznie w łóżku. Testowali już biurko, parapet, podłogę, prysznic... nie potrzebny był kawałek materaca, by dać się ponieść uczuciu. Nie można było tutaj mówić o jakimś przelotnym romansie, Jasmine się w takie nie wdawała. Nie popadała w obsesję z powodu byle jakiego przystojniaka. Tutaj chodziło o coś więcej.. o coś, co niekoniecznie sobie uświadamiała w obawie przed demonami przeszłości. Nie upodliła by się w przeprosinach, gdyby to nie był ktoś ważny. Nie pogrzebała swojej dumy tylko dla kolejnych, nic nie znaczących chwil. To miało głębszy sens.
Ciemne loki Jasmine podskakiwały, odznaczając się na jej alabastrowej skórze, gdy postanowiła Franza zdominować. Nie znosiła sprzeciwu, prawie zawsze udawało jej się wymóc na innych to, co chciała. Nie znaczyło to jednak, że nie liczyła się ze zdaniem innych, ale była urodzoną liderką. Ile to razy dyrygowała chłopakami w drużynie? Jako jak dotąd jedyna dziewczyna w zespole potrafiła postawić wszystkich do pionu i wywalić z szatni, jeśli tylko tego chciała. Nawet Evan odpuszczał dla tak zwanego świętego spokoju. Właśnie.. od kiedy w drużynie był Franz, on jeden miał w nosie jej rozkazy. Przez to pogłębiała się ich wzajemna "niechęć", którą teraz lepiej nazywać mianem frustracji. Doprowadzał Jasmine do furii, przez co nieraz szatnia wyglądała jak po przejściu tornada, lecz zawsze zjawiali się pozostali zawodnicy i uciszali ich. Najczęściej sam kapitan wkraczał do akcji, jako najlepszy przyjaciel Franza.
Młoda Vane miała jeszcze na tyle jasny umysł, by prychnąć niczym rozjuszona kotka, gdy nazwał ją po raz któryś mianem "małej". Aż korciło powiedzieć, że mała to była jego pała, jak głosi pewne przysłowie... właśnie. Było jedno "ale". Franz należał do hojnie obdarzonych przez naturę, co Jas musiała przyznać i w aspektach wizualnych jak i.. praktycznych.
Zamruczała cicho, kiedy Franz odebrał jej przyjemność dominowania. Głośne "ahhh!" wydarło się z jej ust, gdy pośladek znowu odczuł tę piekącą przyjemność. Chyba przekonywała się coraz bardziej do tego rodzaju pieszczoty..
Dość głośno i wyraźnie oznajmiła swoje szczytowanie, które odbierało jej zdolność oddechu i pojmowania. Jej wnętrze zaciskało się na męskości Franza, co tylko wzmagało doznania. Zaróżowione od wysiłku ciało dziewczyny zetknęło się z fakturą skóry Franza i tylko pogłębiało to uczucie spełnienia. Nie odchodził zaraz po seksie jak na samym początku ich spotkań. Jasmine westchnęła cicho, a jej serce nadal nie chciało się uspokoić. Odgarnęła włosy z czoła. Zmarszczyła zabawnie nosek, gdy została uraczona dwoma delikatnymi jak skrzydła motyla całusami. Jasme patrzyła z zainteresowaniem na Franza. Ubierał się, dopijał whiskey i zapalał papierosa.. czyli koniec zabawy na teraz. Ślizgonka podniosła się do siadu i wzięła peta z rąk Franza, by także zaciągnąć się tą nikotynową trucizną. Jej słodko-gorzki smak rozlał się po języku. Nie wypuściłą dymu ot tak, oj nie. Przytknęła usta do warg kochanka i dopiero wtedy popielaty obłok opuścił jej płuca. Pocałunek o smaku nikotyny był wyborny, a gdzies w tle przewijał się posmak alkoholu.
Było tak dobrze.. jednak przekorna natura Franza nie dawała mu spokoju, bo bezpardonowo wstał i oznajmił, że idzie do swojego pokoju. Jasmine zamrugała zaskoczona, a zaraz zmarszczyła brwi, mrużąc lekko powieki w znajomym geście poirytowania i ściagnęł usta na bok. To już było dopełnienie stanu nerwów w tej chwili.
-A idź sobie, droga wolna! -prychnęła wkurzona. Sama ześlizgnęła się z łóżka i narzuciła na siebie ledwo co zdartą sukienkę. Nie pożegnała Franza nawet jednym spojrzeniem, chcąc odreagować pod prysznicem. Zatrzasnęła z hukiem drzwi i wpadła pod prysznic. Ciepłe strumienie wody opływały jej zmęczone ciało i koiło nerwy. Znowu to zrobił, znowu ją zdenerwował! Po paru minutach namydlania swego ciała jaśminowym mydłem, na twarzy Jasmine pojawił się lekki uśmieszek. Woda przypominała jej o dotyku sprzed jeszcze kwadransa. Nawet teraz wspomnienie seksu doprowadzało ją do obłędu. Otarty naskórek na nadgarstkach nie pozwalał o nim zapomnieć. Malinka na szyi, widoczna podczas rozczesywania włosów dopełniała dzieła. Wychodząc z łazienki Jas znalazła krawat Franza, którego widocznie nie wziął. Nie miała zamiaru iść teraz do niego. Miała swoją chorą dumę i wolała przecierpieć samotnie w łóżku, niż iść go przekonywać. Oj nie. Założyła pidżamę, na którą składały się majtki i koszulka na ramiączkach.. a i krawat znalazł swoje miejsce na szyi Jas. Pachniał jego pefumami... bawiła się nim przed zaśnięciem. Nie tylko młody Krueger mógł narzekać na niespokojną noc. Mieszanka wody kolońskiej Franza i jaśminu szybko ukołysała Jas do snu, lecz tylko z początku jej oddech był miarowy.
Uciekała. Była ciemna noc i nawet światło Księżyca wydawało się nie przebijać przez ten mrok. Cisza była taka zgubna.. drzewa takie wysokie i upiorne. Przebijała się przez gałęzie, potykając się o wystające korzenie. Czuła smak strachu na języku, serce biło jak oszalałe..
Wpadła na jakąś polanę. Światło księżyca ją oślepiło, gdyż był w pełni. Chciała wybiec z tej polany, lecz drzewa stały tak ciasno, nie można było się przecisnąć..
Odwróciła się gwałtownie i ujrzała przed sobą.. wilkołaka. Okropnego z zatęchłą sierścią potwora, któremu żółta ślina skapywała z kłów. Sparaliżowało ją ze strachu. Wycofywała się krok po kroku przed swym najprawdziwszym lękiem w wilczej postaci. Wilkołak skoczył i zatopił ostre kły w ciele... lecz nie w jej. Tuż przed skokiem pojawił się przed nią Franz i to on przyjął cały cios. Potwór powalił go na ziemię. Ciemna posoka plamiła źdźbła trawy, a gwiazdy wydawały się przeglądać w tych karminowych kroplach. Krzyczała i targała potwora za zlepione od brudu futro, płakała i błagała...
Poderwała się gwałtownie na łóżku. Powitały ją znajome nocne odgłosy, nawet popiskiwanie jej nietoperza, który właśnie wrócił ze swojego polowania. Zimny pot wystąpił na jej czoło. Koszulka była przesiąknięta tym strachem, który nie chciał opuścić jej ciała. Ręka Jasmine zacisnęła się na krawacie, który miała na szyi. Zdjęła go i przytknęła do twarzy. Faktycznie łzy opuściły jej oczy podczas tego koszmaru i ich resztki zatopiły się w ciemnozielonym materiale. Zapach koił jej nerwy, lecz to nadal nie było to. Potrzebowała go.. pieprzyć dumę, potrzebowała jego dotyku i słów.. na miękkich nogach wyszła z łóżka i tylko ułamek sekundy widziała swoje odbicie w lustrze. Była blada jak trup.
Jasmine przeszła na palcach do pokoju zlokalizowanego parę metrów dalej. Nie pukała, dotknęła zimnej klamki i pchnęła drzwi. Ciągle ściskała w ręku krawat chłopaka. Oddychała niespokojnie. Franz nie spał i wydawało się, że wcale nie spał lepiej od niej. Koszmary tej samej nocy? Czy brak ich wzajemnej bliskości tak na nich oddziaływał? Jasmine zagryzła wargę, opierając się o futrynę. Starała się uspokoić trzęsące się ręce.
-O to samo mogłabym zapytać Ciebie... -wyszeptała słabym głosem. Przez przerażenie zaczęła przebijać się troska. Zawsze gdy nawiedzał ją zły sen biegła do rodziców jako mała dziewczyna. Teraz przyszła tutaj mimo, że obiecywała sobie co innego.
-Miałam.. zły sen. -wiedziała, jak to mogło zabrzmieć. Jak wystraszony bachor. Zamiast maskotki trzymała w dłoni krawat Franza, a kostki aż jej zbielały od siły uścisku. Chwilę stała tak, patrząc na Niemca. W końcu stopy same zaczęły robić kroki w kierunku łóżka. Wślizgnęła się na nie i przytuliła mocno do swojego ukochanego. Palce mocno zaciskały się na karku, oddech nadal był niespokojny, a serce biło chaotycznie. Nerwy były rozdygotane co wprawny obserwator mógł już dawno zauważyć.
-Nie zostawiaj mnie. Obiecaj, że nigdy... -wyszło z jej roztrzęsionych ust. Zabawne, bo całkiem niedawno jeszcze w szkole po cudownym pogodzeniu to Franz prosił Jas, by ta już nigdy nie chciała go rzucać. Odbita piłeczka. Teraz ona błagała go o to samo. Co się działo, gdy go nie miała obok podczas snu? Lepiej nie myśleć co by miało się dziać, gdyby nie miało go być już wcale.
Przytuliła się jeszcze mocniej do chłopaka, aż poczuła jego tors na swoich piersiach. Dwa serce, równie wystraszone, które straciły swój rytm czując siebie nawzajem zaczęły się uspokojać. Mogło się wydawać, że uderzenie następowało w tej samej chwili, organy dotykały się poprzez bariere ciał, które chciały za wszelką cene stać się jednością.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptySro 30 Lip 2014, 01:04

Zdawał sobie sprawę z tego, że Jasmine będzie wściekła, kiedy zgodnie z wolą jej rodziców uda się do pokoju gościnnego. Nie musiała nawet nic nie mówić, nie musiał odwracać się w jej kierunku, żeby zobaczyć oczami wyobraźni jej naburmuszoną twarzyczkę. Brunetka jednak postanowiła rzucić mu parę niemiłych słów na pożegnanie, na które ten roześmiał się tylko w duchu. Cóż, może to los pokarał go za tak brutalne traktowanie ukochanej? I to właśnie on przypomniał mu o jednym z najgorszych wydarzeń, o ile nie najgorszym, które rozegrało się w jego życiu? Sen, którego doświadczył dzisiejszej nocy nie należał do jednego z tych koszmarów, który mroził krew w żyłach. Nie brzmiał, niczym straszna opowieść o smokach zionących ogniem czy o ostrych kłach i pazurach wilkołaków. Ten sen miał jednak ogromny wpływ na jego psychikę, nie pozwalał mu zapomnieć o przeszłości, o tym, kim Franz jest naprawdę. Kim? Mordercą? Nie potrafiłby określić siebie takim mianem, a jednak coś podpowiadało mu, że dopuścił się takiego czynu i że jego była wybranka zginęłaby nawet bez zaklęcia rzuconego przez Voldemorta. Co gorsza, Krueger miał tę świadomość, że jego działania nie wynikały wcale z obawy przed śmiercią, a przynajmniej nie w pełni. On sam wtedy myślał jeszcze, że nie jest w stanie przeciwstawić się woli tym, którzy tak skutecznie nimi manipulowali. Nie pragnął zostać śmierciożercą, a jednak do tego dążył. Teraz to wszystko wydawało mu się takie popaprane. Czuł się jak dramatyczne postaci w Makbecie. Budził się niemal każdej nocy z dłońmi splamionymi krwią, wmawiając sobie, że przecież to nie jest prawdziwy on. A może właśnie to był prawdziwy on? Przecież nikt nie rzucił na niego zaklęcia, dzięki któremu kontrolował jego ciało. To on sam uciekał się do zastosowania czarnomagicznych praktyk na dziewczynie, która swego czasu wsłuchiwała się w wygrywane przez niego na fortepianie pieśni. Kiedy przypominał sobie, jaką krzywdę wyrządził Vivienne, w jego głowie pojawiało się mnóstwo pytań. Czy on sam jest w stanie określić, do czego jest jeszcze zdolny? Czy mógł w jakiś sposób uniknąć takiego biegu wydarzeń? Czy Czarny Pan zamordowałby i jego, gdyby nie wypełnił rozkazu? Czy żałował tego, co zrobił i czy słusznie nazywał ten proceder błędem?
Cieszył się w duchu, że w progu ujrzał sylwetkę panny Vane. Im więcej bowiem myślał, tym do jeszcze bardziej przykrych wniosków dochodził, a mrok pogrążał jego duszę, tłamsząc w nim wszystko to, co pozostawało dobre i piękne. Przybył do niego jego lek na całe zło, choć nie wiedzieć czemu, blady jak ściana i przerażony nawet mocniej chyba niż on. Chłopak zauważył, że dziewczyna trzyma w ręku jego krawat, ściskając go mocno. Uśmiechnął się lekko, rozumiejąc, że zapomniał zabrać go z jej sypialni. Jego twarz jednak zaraz znowu pochmurniała, bo przecież nadal nie wiedział, co doskwiera jego drugiej połówce. Zignorował, rzecz jasna, jej słowa mówiące o tym, że i jego powinna zapytać, co się stało. Nie chciał przyznawać się do tego, że jego sny mówią prawdę o nim samym. Właściwie, wolał, aby Jasmine nie wiedziała o nim zbyt wiele, bo był przekonany o tym, że gdyby poznała prawdę, odeszłaby od niego. Ona była w końcu taka niewinna i czysta, nawet mimo swojego diabelskiego charakterku. Pochodziła ze szlachetnej rodziny, ułożonej, pełnej miłości, a nie takiej, w której urodził się niemiecki czarodziej. Westchnął tylko ciężko, myśląc o tym, jak mogłoby wyglądać jego dzieciństwo, gdyby jego ojciec nie traktował go jedynie jako narzędzia w rękach swoich i tego, któremu służył. Ślizgon nie miał jednak nawet żadnego punktu odniesienia, by zrozumieć na czym polegała prawdziwa, rodzicielska miłość. Odrzucił więc szybko te niepotrzebne rozmyślania na bok, spoglądając pytającym wzrokiem na tę śliczną brunetkę, która zresztą, korzystając z okazji, wgramoliła się do niego do łóżka i przytuliła się do niego mocno. Objął ją swoim ramieniem, kiedy przyznała mu się do tego, że miała zły sen. No tak, i ktoś kiedyś powiedział, że nieszczęścia chodzą parami. Pogładził delikatnie jej twarz, odgarnął kilka kosmyków włosów, które na nią opadły i ucałował jej czoło, zupełnie tak, jak najpewniej robił to jej ojciec, gdy umykała do sypialni rodziców, jeszcze jako małe dziecko. Kolejnego wyznania z jej ust jednak zupełnie się nie spodziewał. Ten sen musiał być naprawdę przerażającym koszmarem, skoro panna Vane, nie dość, że zdecydowała się pogrzebać swoją dumę i przyjść do pokoju gościnnego, to jeszcze prosiła go, by nie odchodził.
- Nie zostawię Cię. Nigdy. – niemal wyszeptał jej na ucho, choć w momencie posmutniał, przypominając sobie o tym wszystkim za co był odpowiedzialny. Nie był mężczyzną godnym tego złotego serca bijącego pod jej hojną piersią. Prawdę mówiąc, dla bezpieczeństwa brunetki, powinien trzymać się od niej z daleka. Być może już teraz był na celowniku Voldemorta, który szykował dla niego nową, „wspaniałą” niespodziankę. Dlaczego więc narażał ją na niebezpieczeństwo? Nie potrafiłby bowiem zapomnieć o Jasmine, była jedyną osobą, której ufał w pełni. I którą kochał, choć najprawdopodobniej nie byłby gotowy do takich wyznań, skoro sam nie był do końca pewien, czym jest miłość. Przy niej jednak zaczął żyć, czuł się kimś lepszym, innym. Przeszłość czmychała gdzieś daleko, istniała tylko ona. A raczej: oni.
- Co Ci się śniło, Jasmine? – zapytał zaraz, patrząc jej w oczy spojrzeniem, które nie znało sprzeciwu. Musiał dowiedzieć się, co tak mocno ją przestraszyło. I nie miało tutaj znaczenia to, że on swoje problemy całkiem przemilczał. O niej i o jej rozterkach musiał wiedzieć wszystko. Chciał naprawić błędy z przeszłości i uchronić ją przed wszystkim tym, czego się obawiała, choćby miał sam wyzionąć ducha. Była dla niego najważniejsza. Nie mógł jej stracić. A chociaż to był tylko głupi sen, nadal czuł się zobowiązany do tego, by zrozumieć lepiej jej psychikę i wesprzeć ją w najcięższych chwilach. Ponownie złożył krótki, subtelny pocałunek, tym razem na jej ustach, i niecierpliwie czekał na to, aż panna Vane wyśpiewa mu wszystko, jak na kazaniu.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptySro 30 Lip 2014, 03:20

Nie dało się ukryć, że Jasmine była zła. Nawet bardzo, gdy Franz najnormalniej w świecie się ubrał i wyszedł, życząc jej słodkich snów, co niestety się nie spełniło. Dlaczego pierwszy raz od wielu miesięcy nawiedził ją koszmar? Od czasu samobójstwa Wyatta dziewczyna była wolna od tego, co mogło by się wydawać dziwne.. mogło, ponieważ zawdzięczała to rodzicom. Poddali ją kuracji eliksirami różnej maści, których efekt miał zapewnić blokadę koszmarów i natrętnych wspomnień. Po jakimś czasie udało się to kontrolować. Dlatego dosyć szybko doszła do siebie. Wróciła by do Hogwartu o wiele, wiele szybciej, gdyby podczas jednego ze zleceń pozwoliła sobie na chwilę nieuwagii. Raptem sekundę trwało, kiedy świat przysłoniła jej czarna mgła, a później ocknęła się w jakiejś zapuszczonej piwnicy. Nie było jej łatwo u porywaczy, gdyż traktowali ją wyjątkowo okropnie. Wszystko było kwestią tego, że nie mogli zabrać jej bransoletki od Chiary, która ukąsiła jednego z napastników przy jednej takiej próbie.. a sama Jasmine była opryskliwa i nieprzyjemna. Nawet zdzieliła jednego z nich w krocze. Okupiła to wszystko fizyczną męką zaklęć i zakażenia, które wdarło się do nogi. Sama musiała się ponownie zranić, przez co straciła mnóstwo krwi. Zatrutej, ale jednak krwi. W takim stanie w na wpół zachlapanej posoką piwnicy znalazła ją Chiara. To jej zawdzięczała ratunek i pozostawało to ich słodką tajemnicą.
Życie nie oszczędzało Jasmine w doświadczeniach, ale nie mogło się to równać z przeżyciami niektórych.
Żywot stał się jeszcze bardziej skomplikowany, gdy pojawił się w nim Franz. Oczywiście pojawiał się już w nim od dawna, ale nigdy na taką skalę. Do teraz nie miała pojęcia, dlaczego pierwsza doprowadzona do końca kłótnia skończyła się tak, a nie inaczej. Chyba faktycznie od zawsze tak to miało wyglądać, a przewrotny los utrudniał im to i dane było im to poznać dopiero w szóstej klasie. Smak ust Franza w salonie pianistki do dzisiaj pozostawał w jej wspomnieniach i nie równał się z niczym innym. Tak samo jak smak seksu na biurku nauczyciel eliksirów. To właśnie ów chłopak uświadomił jej, jaka namiętność w niej tkwiła. Wyzwalał w niej skrywaną potęgę uczuć, pozwalając na realizację coraz to nowszych i bardziej perwersyjnych marzeń. Związanie krawatem należało do jednych z nich. Nie o same zbliżenia się jednak tu rozchodziło. Dla Franza Jasmine poświęciła swoją opinię, dumę... dała mu w posiadanie nie tylko swoje seksualne frustracje, ale i zaufanie. Trzymał w swoich dłoniach jej serce, które nosiło już ślady zużytkowania. Ufała mu na tyle, aby się nim zaopiekował. By delikatnie przejeżdzał palcami po bliznach i starych ranach wierząc, że ich nie otworzy na nowo. Oczywiście Ślizgon już zapewnił jej cały wachlarz uczuć odnośnie jego osoby. Złość, prawdziwa furia.. smutek, czarna rozpacz, słony smak łez.. ognisty seks, rozpustne ramiona rozkoszy... bezinteresowne uczucie, beztroskie szczęście i spokój. Mimo tych złych, na pierwszy plan i tak przebijały się tylko te dobre. Dla nich Jasmine poświęcała tak wiele i nie żałowała.
Teraz właśnie stała w progu sypialni Franza i pragnęła jego bliskości.. jego dotyku i kojacych słów. Dopiero, gdy poczuła jego zapach i oddech na swojej skórze, zaczęła powoli się uspokajać. Działał jak najlepszy lek, ale nadal jakieś demony przeszłości przebijały się przez pragnienie spokoju. Miała nieszczęście poznać jednego wilkołaka i jak na złość, był to jej własny chłopak, Wyatt. Nie omal nie skończyło się to zarażeniem. Od tamtej pory bała się wilkołaków, napawały ją przerażeniem, bo oznaczały powrót do przeszłości..
Usta chłopaka na czole, czuły dotyk koił nerwy i oddech. Dopiero po chwili Jas zorientowała się, że ściska Kruegera może trochę za mocno, prawie tak samo mocno jak krawat, który aż prosił się o prasowanie. Jasmine oparła czoło o czoło lubego i położyła sobie krawat na kolanach. Nie chciała opuszczać ramion, które chroniły ją przed złem, jak niegdyś robiły to ramiona ojca. Od jakiegoś czasu jednak piedestał został odebrany Drake'owi przez ów niepokornego nastolatka. Na co dzień bezczelny, krnąbrny i chamski, nawet w czasie zbliżeń doprowadzał Jasmine do furii, ale kiedy na prawdę go potrzebowała – był. Udowodnił jak nigdy, że był jej na całe życie. Jego obietnica ostatecznie pozwoliła Jasmine odetchnąć. Westchnęła cicho i już chciała odbić myślami gdzie indziej, kiedy Franz zadał pytanie, którego wolała by nie słyszeć.
-Nic.. nic, to po prostu był głupi, zły sen. -chciała go zbyć. Nie chciała odsłaniać kart, które lepiej by nie oglądały żadnego rodzaju światła. Co w przeszłości miało tam zostać. Jednak spojrzenie, które jej posłał... aż poczuła ciarki przechodzące po plecach. Pocałunek lekko otrzeźwił ją z otumanienia.
-To takie.. demony przeszłości.. wilkołak.. obroniłeś mnie przed nim, ale on Cię.. -głos stanął jej w gardle i nie była w stanie dokończyć tego zdania, wierząc, że chłopak sam się domyśli zakończenia. Durny koszmar, a Jasmine robiła wielkie halo? Niekoniecznie dla niej, bo miała jedną jedyną styczność z wilkołakiem i był nim Wyatt. To była ta przeszłość, która nie miała prawa mącić jej życia. Nie teraz. Niepotrzebnie dodawała, że był to demon przeszłości, bo to nasuwało wniosek, że było to oparte na czymś prawdziwym, na jakimś przeżyciu.
Jak Jasmine uwielbiała patrzeć w oczy Franza, tak teraz specjalnie odwróciła wzrok, gdyż ją paliły. Domagały się prawdy, której ona niekoniecznie chciała dać. Westchnęła jeszcze raz, błądząc spojrzeniem gdzieś po ścianie nad kominkiem.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptyCzw 31 Lip 2014, 20:46

Oboje przeżyli znacznie więcej, niżeli większość uczniów Hogwartu mogłaby sobie wyobrazić, ale przez to również rozumieli się o wiele lepiej. Nawet pomimo tego, że nie znali się wcale tak dobrze, skrywali w sobie wiele sekretów z przeszłości, które z czasem przywracały nieprzyjemne wspomnienia. Franz chociażby, nie miał zielonego pojęcia o tym, że Jasmine została kiedyś porwana. Mogło mu się nawet coś obić o uszy, ale najpewniej i tak w tej chwili nie pamiętałby o całym zajściu. Nie tak dawno temu bowiem nie interesował się szczególnie życiem tej pięknej brunetki. A szkoda, bo teraz wydawało się, że jest zupełnie odwrotnie. Obecnie chłopak odczuwał wręcz chorobliwą potrzebę kontrolowania wszystkiego, co działo się w życiu jego ukochanej, i prawdę powiedziawszy, pewnie nie różnił się pod tym kątem wcale od równie czepliwego Drake’a. Krueger wziął na siebie odpowiedzialność za poczucie bezpieczeństwa panny Vane i nie odczuwał wagi tego zobowiązania tylko ze względu na jej troskliwego ojczulka. Po prostu, Ślizgon nie mógł stracić swojej muzy, najcieplejszej iskierki, która pojawiła się w jego smutnym życiu. Nie darowałby sobie, gdyby tej dziewczynie stała się krzywda, a już szczególnie z jego powodu. Może jednak i lepiej, że nie wiedział nic o porwaniu, a już tym bardziej lepiej dla świata, że wybawcą Jasmine okazał się nie kto inny jak Chiara di Scarno. Franz bowiem nie darowałby nikomu takiej śmiałości w stosunku do panny Vane, zamordowałby każdego skurwysyna, który miałby cokolwiek wspólnego z porwaniem jego lubej. A wystarczyło chyba już, że miał na sumieniu życie jednej osoby, co gorsza, tak niewinnej, tak młodej i niegdyś mu bliskiej. Najwyraźniej jednak w jego krwi płynęła chęć mordu, choć z pewnością nie taka, jakiej wymagałby od niego Voldemort. Z Franza zresztą marny byłby sługa, skoro o wiele bardziej odpowiadał wzorcowi pana, którego oczy przesłaniała chęć władzy, kontroli i zemsty. Gniew nastolatka dawał mu siłę, ale jeszcze nie taką, by móc przeciwstawić się śmierciożerczym szeregom.
Od kiedy w jego życiu znalazła się Jasmine, zdawało się jednak, że chłopak stał się jeszcze bardziej zdeterminowany do walki. To właśnie ona tchnęła w niego chęć do życia, była jego najważniejszym celem. Celem, którego do tej pory brakowało Franzowi. Niemiecki czarodziej przecież cały czas dążył do realizacji planów, które nijak nie imały się jego osoby. W jego podświadomości zaszczepiono nienawiść do brudnej krwi i służbę Czarnemu Panu. Ale czy to był rzeczywiście jego cel? Nie, siedemnastolatek nigdy nie przyznałby się do tego, że pasuje do tego świata, do którego przyszło mu należeć. A jednak poddawał się ślepemu przeznaczeniu, które wodziło go ku złemu, dawał Heinrichowi manipulować swoim losem. Panna Vane była jedyną osobą, której w pełni ufał i która nie zwodziła go na manowce, rozświetlając jego drogę pełną mroku. To dlatego miał zamiar chronić ją za wszelką cenę, nawet, gdyby sam miał przez to zginąć. Dzięki niej bowiem zrozumiał, że jego demony nie muszą wcale zawładnąć nad jego duszą i że, wbrew temu, co zawsze myślał, zdolny jest do tych pozytywnych uczuć, które przez całe swoje życie tłamsił w zarodku. Był zdolny do… miłości? Każde spotkanie z tą brunetką przyprawiało go o zawrót głowy i pełne było tak sprzecznych emocji, od nieposkromionej wściekłości, przez dzikie pożądanie, do tego nienazwanego przez niego uczucia, które przyciągało ich do siebie, jak magnesy o przeciwległych biegunach. Nienazwanego, bo chłopak usilnie stronił od używania słów, których znaczenia nie do końca rozumiał. Nie mógł być pewien, czy to była miłość, ale jedno było niewątpliwe – nie wybaczyłby sobie, gdyby ją stracił. Przecież tyle razy powtarzał już w myślach, że jest jedyną pozytywną rzeczą, która mu się przytrafiła. Z tego powodu zdawał sobie sprawę, że powinien trzymać się od niej z daleka, nie narażać jej na niebezpieczeństwo. Był zepsuty, naznaczony, nie wiedział nawet, czy Voldemort nie rozmyśla teraz nad uraczeniem go kolejną, wątpliwej przyjemności, niespodzianką. Powinien odejść od Jasmine dla jej dobra. Dlaczego tego nie robił? Nie potrafiłby bowiem o niej zapomnieć. Jego życie nie miałoby żadnego znaczenia. Snułby się na powrót, niczym cień, bez celu, pusty w środku. To nie byłoby życie, a raczej wegetacja.
Odrzucił od siebie te pesymistyczne przemyślenia, koncentrując swoją uwagę na słowach jego towarzyszki, które traktowały o jej koszmarnym śnie. Próbował zrozumieć, co czuła, ale to oczywiste, że nie mógł postawić się na jej miejscu. Widział jednak, że martwi ją nie tylko to, o czym zdążyła mu opowiedzieć.
- Zabił? – dokończył za nią, i co mogło wydawać się dziwne, uśmiechnął się szeroko, nadal gładząc palcami jej zaczerwienione policzki. W jakimś stopniu bawiło go to, że tak mocno przywiązała się do jego osoby i tak bardzo obawia się o jego bezpieczeństwo. Nie musiała, to on miał przecież ją chronić.
- To tylko sen, nie przejmuj się. Nie zostawię Cię, obiecałem Ci to. – starał się ją uspokoić swoim marnym zapewnieniem. Nie mógł w końcu wiedzieć, kiedy śmierć zapuka do jego drzwi. Wydawało mu się jednak, że wilkołakowi dałby spokojnie radę, biorąc pod uwagę to, że jego głównym wrogiem nie była żadna magiczna istota, a najpotężniejszy czarnoksiężnik stąpający po tym świecie. Wyciągnął tylko krawat z jej dłoni i odłożył go na szafkę nocną, po czym złapał za nadgarstki dziewczęcia tak, że po chwili panna Vane leżała pod nim. Kąciki jego ust uniosły się ku górze. Kochał patrzeć, jak jest taka bezbronna, a przede wszystkim, że jest tylko jego.
- Nie chodziło tylko o to, prawda? Nie puszczę Cię, dopóki nie powiesz mi wszystkiego. – mruknął po chwili, ściskając mocniej jej nadgarstki. Nie żartował, musiał wiedzieć wszystko i nie zamierzał jej uwolnić, dopóki nie zdradzi mu każdego ze swych zmartwień. Żeby ją chronić, musiał ją zrozumieć w pełni. A temu nie sprzyjały z kolei nieujawnione przez nią sekrety i tajemnice.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptySob 02 Sie 2014, 00:30

Tak do końca Jasmine nie miała pojęcia, czemu przeraziła się aż tak bardzo tym snem. Może dużo wspólnego miał z tym fakt, że obwiniała się poniekąd o śmierć byłego chłopaka. Oczywiście nie miała w tym takiego udziału jak Franz pzy swojej Gryfonce, ale jakiś ciemny demon zawsze cytował jej wypowiedzi z artykułów. Może gdyby przyszła kwadrans wcześniej jak zapowiadała? Może gdyby okazywała mu większe wsparcie? Nie wiedziała, co by było gdyby. Ojciec poświęcił tysiące godzin, aby uodpornić ją na ból poprzez oklumencję. Jasme do dzisiaj pamiętała, jak obijała sobie kolana od ciągłych upadków... jak krew lała się po jej dłoniach, gdy tylko zaciskała z bólu dłonie. Paznokcie przebijały delikatną skórę i dawały upust temu, czemu nie dało się zapobiec.
Jasmine wcale nie była wyniosła paniusią, którą do palpitacji serca doprowadzał odpryśnięty lakier. Tak po prawdzie to nie malowała paznokci, uważając to za stratę czasu. Od zawsze była wychowywana na silną kobietę dzięki ojcu, a także dziadkowi, który od początku pokładał w niej nadzieje na kontynuowanie tradycji rodzinnych. Jakieś niespełnione nadzieje również pojawiały się w rozmowach, Florence oczekiwał wnuka, lecz po paru latach docenił talent Jas do eliksiru i jej niezwykłe samozaparcie. Wiedział, że jest w stanie sobie poradzić i tylko dlatego wyznaczył ją na swojego kuriera. Jemu nie wypadało pojawiać się w wielu zatęchłych miejscach. Tylko raz tego pożałował. Kiedy ją porwano. Od tamtej pory targany wyzutami sumienia domagał się jej większej ostrożności. Nie przeżyłby kolejnego porwania. Dziwnym trafem to wszystko następowało jeden po drugim. Ledwie Jas poczuła się lepiej po samobójstwie Wyatta, a już musiała znosić udręki więzienia w obskórnych warunkach.
Nie wiedzieli o swoich lękach i przeszłości i może to lepiej. Budowali swoje uczucie na tym, co było obecnie. Jasme też nie znała Franza wcześniej i nie miała pojęcia o jego związkach, rodzicach, przeszłości..
On nie wiedział o niej. Grali na tych samych zasadach, biorąc tylko to, co widzieli. Zaczynali od czystych kart i tylko od czasów obecnych zależał finalny wynik. Jak na razie wszystko szło ku dobremu i każde z nich patrzyło na drugie przez palce. Nie wypominali swoich wad, chociaż niekiedy kłótnia mówiła coś innego. Nie zdradzali swoich słabości, a jednak każde z nich było świadome, że ich największą byli oni nawzajem.
Ulga powoli wlewała się do skołatanego serca Jasmine i leczyła stare rany. Sen nie był wcale taki koszmarny, przecież.. przecież to, że kiedy przetrząsała z matką strych, nagle wyskoczył na nią wilkołak. Dziwne, prawda? Oczywiście. Nie był to wilkołak, a bogin. Stary bogin z równie starego biurka. Sparaliżował ją strach i tylko szybka reakcja Drake'a pozwoliła jej otrzeźwieć. Było jej wstyd, że dała przerażeniu sobą zapanować. Nie tak ją uczono.
Ślizgonka skrzywiła się, kiedy Franz dokończył zdanie. Widząc jego uśmiech uniosła brew, zdezorientowana tą reakcją. Co było w tym takiego śmiesznego? Inny mały demon zastukał do jej głowy, że ten śmiech był tylko i wyłącznie reakcją na jej bojaźnie. Przecież to było dziecinne. Przyszła tutaj jak mała dziewczynka przerażona wiatrem za oknem. Trudno, już tutaj była i nie zamierzała wychodzić.
-Zabawne. -prychnęła cicho, ale zaraz czuły dotyk na policzkach wydawał się ją koić i łagodzić jej nagłe oburzenie. Wzięła głębszy oddech i z wielkim żalem oddała krawat Franza. Przecież on był tak poniekąd jej, prawda? Weźmie go wychodząc stąd. Jak nie będzie widział.
Zajęta tym rozmyślaniem Jas nie odkryła drugiego dna tego zachowania. Lekko otarta skóra zapiekła, kiedy Franz zacisnął na niej swoje palce. Jasme spojrzała na chłopaka pytająco, czego on właściwie oczekiwał w tej chwili. Szarpnęła się z wiadomym skutkiem. Nie podejrzewała, aby nagle zapałał ochotą do kolejnych igraszek, chociaż do wielu rzeczy był zdolny. Z jej ust wydarło się krótkie westchnięcie i wywróciła oczami. Dlaczego do tego wracał, Merlinie?
-To nic nie zmienia. Puszczaj. -kolejna próba wyrwania się skończona fiaskiem. Chciała dalej walczyć o swoje tajemnice, bo dopiero teraz zaczynała dostrzegać, że chęć poznania prawdy i niejaka kontrola była prawie taksamo chorobliwa jak u jej ojca. W końcu musiała się poddać. Nic jej to nie dawało, a Franz nie ustępował.
-Dobra, już dobra. -syknęła przez zaciśnięte zęby. -Moim boginem jest wilkołak. Panicznie się ich boję, bo byłam obecna przy przemianie.. -w porę ugryzła się w język w tej chwili. -..jednego z nich i nieomal nie przepłaciłam tego życiem. Zadowolony? -zapytała go. Wiele kosztowało ją wyznanie prawdy i miała nadzieje, że chociaż taka mu wystarczy. Zdradzanie tajemnic swego życia nie należało do najłatwiejszych czynności. Nie dla Jasmine.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptyPon 04 Sie 2014, 22:59

Czasami człowiek odczuwał strach z niezwykle błahych, nawet wyimaginowanych powodów, chociaż akurat sen Jasmine w oczach Franza wcale taki się nie wydawał. Oczywiste było to, że kobiety były jednak wrażliwsze od mężczyzn, miały tendencję do niepotrzebnego rozmyślania, co by było gdyby, a taki koszmar był jedynie asumptem do takich dalszych rozważań, z których  nigdy nic dobrego wyjść nie mogło. Poza tym, panna Vane przeżyła w swoim życiu wiele przykrości, stratę ukochanej osoby, a takie mary przypominały jej o grozie tych zamierzchłych czasów. Dla większości uczniów Hogwartu taki obraz we śnie byłby zapewne abstrakcyjny i niestraszny. Ona zaś, bardzo prawdopodobne, że obawiała się tego, iż historia zatoczy koło i że tym razem to Krueger opuści ją przedwcześnie. On jednak nie miał zamiaru wyruszyć w podróż do piekła, jeszcze nie teraz i chociaż nie mógł przewidzieć daty swojej śmierci ani tego z czyich rąk ją poniesie, był niemal pewien, że uda mu się oszukać przeznaczenie i opiekować się swoją wybranką jak najdłużej. Coś podpowiadało mu, że jego dziewczyna nie tylko tchnęła w niego życie na nowo, ale i że ten związek pozwoli mu stąpać po ziemi znacznie więcej lat, niżeli mógłby na początku przypuszczać. Nic dziwnego więc, że chłopak od razu przytulił do siebie swoją młodą damę, by ta nie wyobrażała sobie mroku, by nie patrzyła w otchłań, która zdolna była wciągnąć człowieka. Jednego tylko niemiecki czarodziej nie rozumiał – dlaczego Jasmine obwiniała samą siebie o śmierć swojego byłego. O ile bowiem on mógł, a nawet powinien, mieć wiele na sumieniu w związku z morderstwem Vivienne, tak panna Vane była przecież niewinna, nie powinna uważać, że to z jej powodu jakiś Puchon targnął się na swoje życie. Wręcz przeciwnie, to ten egoista winien był pomyśleć przed opuszczeniem tego świata, że zabierze ze sobą również cząstkę jej duszy i serca. Naprawdę, Franz nie potrafił mu współczuć, nie było mu nawet w najmniejszym stopniu przykro. Chociaż nigdy nie poznał Wyatta, darzył go szczerą nienawiścią, czego zresztą nie ukrywał. Poza tym, niewątpliwie Krueger traktowałby podobnie każdego innego faceta, który kiedykolwiek zbliżył się do jego lubej. A co dopiero takiego, który zdecydował się ją skrzywdzić. Niewątpliwie, siedemnastolatek zemściłby się na wspomnianym Puchonie, gdyby nie to, że ten dawno wąchał już kwiatki.
Szkoda, że Niemiec nie zdawał sobie sprawy z tego, że były Jasmine miał futerkowy problem. Mimo wszystko, wyczuł w zachowaniu swojej ukochanej, że coś jest nie tak i że nie powiedziała mu całej prawdy. Mógł się jedynie domyślać, co przed nim ukrywa, ale to mu nie wystarczało. Musiał być, jak zawsze, pewien wszystkiego, co jej dotyczyło, w stu procentował. Dlatego właśnie nie ustępował. Nie poddawał się, bo nie chciał, by ktokolwiek zachował się wobec niej podobnie jak Wyatt, który doświadczył już ją wystarczająco mocno. Mówiło się, że co nie zabije, to wzmocni. Może i racja, ale wpierw należało się po stracie odbić od dna, a to nie zawsze było takie proste. Obawy panny Vane jednak, przynajmniej w tej chwili, były nieuzasadnione i być może to właśnie dlatego Franz skończy jej wypowiedź z uśmiechem na ustach. Dostrzegł jej nerwową reakcję, najwidoczniej nie odpowiadało jej, że żartował sobie z tak poważnych spraw.
- Zabawne jest to, jak się o mnie martwisz. Nie musisz. – mruknął do niej cicho, w kąciki jego ust nadal uniesione były ku górze. Rzeczywiście, to było na swój sposób rozczulające, że Jasmine tak obawiała się go stracić. Przywiązała się do niego, miał tego świadomość, kochała go, a on… on chyba kochał ją. Nie sądził, by kiedykolwiek zdolny był do miłości, ale jak widać, czasy i ludzie się zmieniają, a on postanowił wyrwać się z okowów swojego przeznaczenia i zrobić wreszcie coś dla siebie. Dla siebie i dla swej drugiej połówki, która wyjątkowo nie była tą schłodzoną w lodówce.
- Nie ma szans. – dodał zaraz, kiedy dziewczyna próbowała uwolnić się z jego uścisku i kazała mu puścić jej nadgarstki. Trzeba było jednak pamiętać o tym, że Krueger nie rzucał słów na wiatr, a co za tym idzie, nie miał zamiaru reagować na podniesiony ton wypowiedzi swojej partnerki. Może i był to pewien rodzaj szantażu, ale nie dbał o to, dopóki przyświecały mu dobre chęci. Wreszcie udało mu się wycisnąć z jego ślicznej brunetki niezbędne informacje, szczątkowe, ale te chłopak już potrafił poskładać w jedną całość.
- To ten były nim był, prawda? – zapytał, dostrzegając, że Jasmine urwała swoją wypowiedź przy wyjawieniu tożsamości rzekomego wilkołaka. Niemiec nie był głupi, już kiedyś, kiedy jego luba wspominała o nim, była dość powściągliwa w słowach i nie chciała zdradzić mu zbyt wielu szczegółów. Teraz jednak sama zdradziła się swoim zachowaniem, za co Franz był jej niezmiernie wdzięczny. Prawdę powiedziawszy, wydawało mu się bowiem, że wyciągnięcie z niej prawdy okaże się o wiele trudniejszym zadaniem. Panna Vane zawsze była uparta, jednak chyba nieco zelżała przy nim. Może pogodziła się już z tym, że jej chłopak miał tę samą chorobliwą słabość, co jej ojciec – nie miał zbyt wielu bliskich mu osób, ale skoro już ktoś taką osobą był, Krueger musiał kontrolować jej życie do tego stopnia, by mieć pewność, że zapobiegnie każdemu, nawet potencjalnemu niebezpieczeństwu.
- Zapomnij o nim. Mężczyzna, który myśli o sobie, a nie o swojej kobiecie, nie jest jej wart. – podsumował tylko krótko, choć zdawał sobie sprawę przy tym, że on najwyraźniej nie był odpowiednim facetem dla Vivienne. Nie śmiał jednak polemizować z tym stwierdzeniem, które sam wygłosił. Gryfonka źle trafiła, on nie był jeszcze wówczas gotowy na poważne uczucia, na głębokie więzi, nie podjął walki, którą zdolny był poprowadzić u boku młodej, pięknej brunetki z Gard Manor.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptyWto 05 Sie 2014, 00:45

Franz do perfekcji opanował wywracanie życie Jasmine do góry nogami i to nie raz. Robił to od czasu tej cudownej lekcji eliksirów, gdzie postanowił z bliska podziwiać jej kobiece wdzięki. Sukcesywnie, dzień po dniu ingerował w jej życie, przez co ona coraz bardziej się denerwowała i zrzucała to na nienawiść. Irytowało ją, jak wtrąca jej się w zdanie, jak nie słucha się jej w szatni drużyny, jak za wszelką cenę chce ukazać swoją wyższość i także fakt, że przecież ona na niego leci i mógłby ją mieć gdyby tylko chciał. To ostatnie doprowadzało ją do furii, całkowicie pewna, że to ona dyktowała warunki i rozdawała karty na stole. Przy tym wszystkim Franz i tak pozostawał w czołówce najprzystojniejszych facetów w zamku, czego Jasmine jakoś nie potrafiła mu darować. Jak widać nawet Jasmine miała problemy z prawidłowym interpretowaniem sygnałów, a młody Krueger o krok przed nią dobrze pojął subtelną mowę ciała. Odkrył w tym całym gniewie wewnętrzną frustrację o zabarwieniu seksualnym. Jak widać, trop miał niezły, ale nie do końca prawidłowy. To ciągłe splatanie się ich ścieżek przestało być przypadkowe. Coraz częściej w ich pozornie pozbawionych emocji spotkań późną nocą zaczęła wkradać się rozmowa, niewinne, dość urocze gesty, które mieszały w głowie Ślizgonki. Przełomem było spoktanie w barze, gdzie Jas wyciagnęła Franza z serca bójki. Od tamtej pory wszystko potoczyło się błyskawicznie. Młoda Vane powoli odsłaniała niektóre stronice swego życia, a to wiązało się z nieprzyjemnym dla serca bólem. Nie chciała mu zdradzać najczarniejszych stron, czasem jednak on sam uparcie rzucał na nie światło i domagał się prawdy. Prawdy, która chodź gorzka, w magiczny sposób zacieśniała między nimi relacje i budowała zaufanie. Nigdy w życiu Jasmine nie pozwoliła by sobie ujawnić ze swoimi lękami i słabostkami. Do cholery, nazywała się Jasmine Vane! Miała opinię zimnej i wyrachowanej suki, z okresami dobrego humoru, kiedy raczyła wszystkich sarkazmem, cynizmem i ironią w takich dawkach, że każdy padł by trupem od tego jadu. Każdy, ale nie Franz. Opierał się jej i przez to zainteresowanie jego osobą rosło. Chciała znać haka na tego dupka i co ją za to spotkało? Ona zakręciła nim, on ją w bezbłędnej ripoście i teraz razem trwali w tym.. .związku? Nie można było tego pomylić z niczym innym. Dziewczyna postawiła wszystko na szali wartości. Nie chciała po raz koeljny się angażować, nie chciała kochać... ale potrzebowała tego. I ona była potrzebna komuś. Podarowała Franzowi klucz do swojego nieco pogruchotanego czasem serca i liczyła na to, że nigdy go nie wyrzuci. Straszne były dni, gdy nie miała go obok. Chociaż doprowadzał ją do furii i czasami chciała tylko dać mu w pysk i odejść, to wiedziała, że po jakimś czasie szukała by sposobu, by rozłożyć się na jego kolanach i przytulić jak małe dziecko do ojca. W nocy natomiast zwyobracać i robić wiele niecnych rzeczy...
Teraz Jasme uroniła rąbka tajemnicy i odkryła się z czegoś, co niekoniecznie chciała by wyszło na światło dzienne. Uważała, że to należy do zamkniętego rozdziału, most do tamtych wspomnień był już dawno spalony. Nie chciała, aby Franz sięgał do tych spraw nieco wbrew niej.
Zaciskała bezwiednie palce w pięści, ciągle nieuruchomiona. Najmniejszy nawet podryw dłoni był od razu pacyfikowany. Dziewczyna westchnęła ciężko.
-Nie muszę, ale chcę. O kogoś muszę, padło na Ciebie. -odparła sztucznie obojętnym tonem. Przejmowała się jego stanem zdrowia i jej myśli ciągle krążyły wokół niego, co było w tym dziwnego czy zabawnego? Jakaś część dumy Jas wierzgała się nerwowo i domagała się gwałtowniejszej reakcji ze strony dziewczyny.
-Przejawiasz interesującą fascynację pętaniem mnie i wykorzystywaniem swojej przewagi. Fetysz? -zapytała go, unosząc brew prowokująco do góry. Uniosła się na ile jej pozwalała sytuacja i skradła pojedynczy pocałunek z ust Niemca. Chociaż jakaś słodka zapłata, że musi tak "cierpieć".
Przeżywała katusze zdradzania swoich przemyśleń i zwierzać się pod naporem ciała i umysłu. Jej pierś unosiła się dość wyraźnie z racji napływającej adrenaliny do krwi. Zawsze uważała, że Krueger jest bystry i nawet ukrywanie niektórych szczegółów zostanie prędzej czy później wykryte. Tak też było i teraz.
Gdy tylko z jego ust padło pytanie, czy tym wilkołakiem był jej były, malinowe usta wykrzywiły się delikatnie, a ona sama skinęła głową. Ta tajemnica opuszczała jej ciało z bólem. Chociaż została ona wyjawiona, Franz nadal trzymał Jasmine, jakby wcale nie skończył z nią rozmowy.
Zapomnij... dobra rada. Jasmine znowu podniosła głowę na tyle ile mogła.
-To jakieś przesłuchanie? Puść. Mnie. Bo. Zacznę. Krzyczeć. -po każdym słowie robiła dramatyczną pauzę, byb atmosfera oddawała jej poirytowanie. Znowu zapewniono jej cały wachlarz emocji.. i to wszystko przez Franza.
Nagły napływ sił spowodował, że dziewczyna nie ustępowała w swojej walce o wolność. Wiedziała, że nie ma szans. Była mniejsza, słabsza i na przeganej pozycji, lecz rodowa duma zaszczepiona już w trakcie narodzin pragnęła, by nie poddawała się tak szybko. Walka była bezsensowna, ale pozwalała Jas na wyzbycie się emocji w dość kontrolowany sposób. Opadła z sił parę minut później z nieco rozwianymi włosami.
-Nienawidzę Cię. -prychnęła Jasme, wyraźnie zmęczona szarpaniną, ale też rozbawiona, co ukrywała skrzętnie. Nie chciała, by ją odebrano niepoważnie! W myślach już obmyślała zemstę, której dokona.
-I nakazuję Ci tu zostać do końca wakacji. Obojętnie co Twój ojciec na to powie. A propos niego... nie mówiłeś nigdy, że pracuje w Ministerstwie, skojarzyłabym, że może pracować z moim tatą. -zauważyła bezwiednie, jakby wcale nie miała na celu pytać o Heinricha. Nie wiedziała nic o rodzicach Franza i jakoś nigdy rozmowa się tak nie potoczyła, by o nim napomykać. W sumie nie było to dla niej jakoś szalenie ważne. Nigdy nie patrzyła na czyjąś rodzinę, majętność czy ogólną opinię, chociaż wiele osób mogło by pomyślec, że taka jest Jasmine. Franz równie dobrze mógłby jej teraz powiedzieć, ze jest z domu dziecka i nie zmieniła by o nim zdania. Za długo już z nim przebywała, za bardzo jej na nim zależało, za bardzo go.. kochała.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptySro 06 Sie 2014, 01:18

Franz wcale nie miał zamiaru przewracać życia Jasmine do góry nogami, czasami po prostu historia lubiła się toczyć własnym rytmem, a los pomagał w życiowych wyborach. Krueger najprawdopodobniej sam nie wpadłby na to, że panna Vane może okazać się tak zbawiennym elementem na jego drodze, a to, że ich znajomość rozwinęła się w tak szybkim tempie w głównej mierze było wynikiem przypadku. Gdyby ta śliczna brunetka nie znalazła się tego pamiętnego wieczoru po śmierci Vivienne w salonie pianistki, trudno byłoby o lepszą okazję do nagłego wybuchu gniewu, który ostatecznie przerodził się w namiętność i niepohamowane pożądanie. Może więc był trochę prawdy w stwierdzeniu, że ta dwójka była sobie pisana. Nawet, jeżeli ktoś nie wierzył w przeznaczenie, musiał przyznać, że historia tego romansu należała do nietypowych, nad wyraz odbiegających od rzeczywistości. A przede wszystkim, wszystko toczyło się w zupełnie odwrotnej kolejności, poczynając od schadzek pod osłoną nocy, na romantycznej randce kończąc. Z perspektywy czasu wydawało się to nawet zabawne, okazało się, że wystarczyło po prostu odpowiednio przeobrazić negatywne emocje w te cieplejsze. Najwyraźniej jednak dwoje Ślizgonów musiało dojrzeć do tego, by zrozumieć swoje uczucia, mowę swoich ciał… chociaż, jeśli chodziło o to drugie, Niemiec zawsze odnosił wrażenie, jakby ciało Jasmine mówiło do niego „weź mnie”. Hamował się tylko ze względu na to, że zwykle byli osaczeni przez innych uczniów, którzy zresztą nie wahali się ani chwili przed tym, by odciągnąć tych dwoje toksycznych, młodych ludzi jak najdalej od siebie. Każdy chciał uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi, o który zarówno pannę Vane, jak młodego Kruegera można było posądzać, szczególnie, gdy oboje znaleźli się w swoim towarzystwie. Niektórzy mawiali jednak, że do miłości od nienawiści droga bardzo bliska i ta dewiza perfekcyjnie sprawdziła się w przypadku tej parki. Oboje, na skutek, wydarzeń z przeszłości, których nawet do końca nie pamiętali, darli ze sobą koty, by wreszcie poddać się tej nieznanej sile przyciągania, pożytkując pokłady energii w zupełnie inny sposób, niż ciskanie w siebie ciężkimi przedmiotami.
Siedemnastolatek do tej pory nie miał pojęcia, co pchnęło go do tego, by brutalnie wpić się w usta tej pięknej brunetki w salonie pianistki. Na pewno nie był to żaden głos z nieba, prędzej ten pochodzący z jego wnętrza, przekornie wołający o potrzebę zapełnienia pustki po stracie bliskiej osoby. Wówczas zatem mógł być to jedynie interesowny gest, który stał się, mimo przyziemnych intencji, zaczątkiem czegoś nowego – głębszego uczucia mającego połączyć tę dwójkę, dopóki śmierć ich nie rozdzieli. Ta jednak, niestety, czyhała na każdym kroku, a z tego względu Franz najpewniej nie powinien przywdziewać uśmiechu w odpowiedzi na ten koszmarny sen Jasmine. Czy byłoby mu tak samo do śmiechu, gdyby w marze sennej jego kobiety pokazał się nie wilkołak, a postać w czarnej szacie przypominająca wyglądem Toma Riddle’a? Niemiec musiał przyznać, że na chwilę obecną był to jedyny czarodziej czy magiczna istota, której chłopak rzeczywiście się obawiał. Ale nie można było mu się przecież dziwić. Voldemort uchodził za najpotężniejszego czarnoksiężnika tych czasów, a wielu mawiało, że czoła stawić mu może tylko Dumbledore. Zdolności Kruegera przy umiejętnościach Czarnego Pana stanowiły tylko kroplę w morzu, nie miały żadnego znaczenia. Ślizgon wolał jednak nie myśleć o ewentualnym spotkaniu ze swoim wrogiem, a przynajmniej nie w tej chwili. Leżąc przy niej, zdecydowanie bardziej chętny był do tego, by skoncentrować się na teraźniejszości, a ta przedstawiała się w niezwykle ciepłych barwach. Bezbronna Jasmine, której unieruchomił nadgarstki, z tą nadąsaną miną, wyglądała naprawdę uroczo.
- Może. Lubię, jak się złościsz. Wtedy jesteś jeszcze piękniejsza. – odparł zgodnie z prawdą, zapominając jedynie o swojej tendencji do kontrolowania wszystkiego, kiedy to panna Vane zaczęła wyrzucać mu jego dziwne upodobania do krępowania jej ruchów. Faktycznie, nie było to chyba naturalne zachowanie, które można byłoby przypisać dbającemu o swoją dziewczynę partnerowi, ale czy nie było ono jednak w jakimś stopniu podniecające? Zresztą, brunetka mogła nawet temu zaprzeczać, ale co z tego, skoro jej ciało mówiło zupełnie coś innego. Franz dobrze wiedział, że mimo początkowej złości, Jasmine również pobudzają takie zagrywki z jego strony. Poza tym, nie robiłby przecież niczego, czego ona by nie chciała. Nie był chorym sadystą, myślącym jedynie o swoich potrzebach i zboczeniach. Przy wszystkim, co robił, myślał zawsze o dobru obojga, co oczywiście nie przeszkadzało mu wcale w szydzeniu z panny Vane i robieniem sobie z niej żartów. Kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej, kiedy ta próbowała wyrwać się z jego uścisku, oczywiście z marnym skutkiem. Zagroziła nawet, że zacznie krzyczeć, w co Franz, rzecz jasna, nie uwierzył. Nie sprowadziłaby tutaj swojego ojczulka, chyba że w stanie wyższej konieczności, a ta sytuacja do niego na pewno nie należała. Pomimo tego, puścił jej nadgarstki, kładąc się obok niej i muskając lekko jej wargi, by zaraz po tym usłyszeć od dziewczyny, że ta go nienawidzi. Tym razem już naprawdę wybuchnął gromkim śmiechem.
- Nienawiść i miłość to jedno i to samo uczucie, tylko w dwóch odmianach. – mruknął cicho, przyglądając się zgrabnej i seksownej sylwetce swojej ukochanej. Zamilknął zresztą na dłuższą chwilę, rozkoszując się tym widokiem, o którym większość mężczyzn mogła jedynie pomarzyć. Przepraszam, wszyscy, bo Krueger nie zamierzał się swoją lubą z nikim dzielić. Jeżeli chodziło o jej kontakty z płcią przeciwną, chłopak był wyjątkowo czujnym obserwatorem. A niech tylko któryś spróbuje mu podpaść… Ślizgonka należała tylko do niego i siedemnastolatek nie krył się z uświadamianiem tego wszystkim innym, którzy znaleźli się na horyzoncie. Mimika jego twarzy zmieniała się diametralnie, kiedy obok panny Vane pojawił się tylko jakiś inny mężczyzna.
- Wiesz, że najchętniej spędziłbym z Tobą całą wieczność. Z Tobą, niekoniecznie z Drake’iem i Elodią. – rzucił w odpowiedzi na jej propozycję z niemałym opóźnieniem. Nie mógł zostać tutaj przez całe wakacje, choćby nawet tego pragnął. Nie chciał narzucać się rodzicom swojej partnerki, zaś zbyt częste kontakty z jej ojcem mogłyby się ostatecznie przeobrazić w wojnę pomiędzy dwoma samcami alfa, a tego najpewniej panna Vane wolałaby uniknąć. Z tego też względu Franz nie uważał, by był to dobry pomysł, chociaż po cichu liczył na to, że jego rodzice albo państwo Vane zamarzą o jakimś dłuższym wyjeździe, podczas którego on z Jasmine niewątpliwie zajęliby się którymś z domów. Nieważne którym, ważne, że z nią. O ile jednak rozmowa o pobycie w Gard Manor, nie stanowiła dla Kruegera większego kłopotu, tak chłopak za wszelką cenę starał się pominąć temat swojego ojca. Nie miał szans, bo widział na sobie cały czas to wyczekujące spojrzenie swej lubej.
- Nie mówiłem, bo nie ma o kim mówić. – burknął więc tylko krótko, mając nadzieję, że taki komentarz jego drugiej połowie wystarczy. Siedemnastolatek nigdy z nikim nie rozmawiał o Heinrichu, a temat rodziny zawsze odkładał „na potem”. Potem miało oczywiście nigdy nie nastąpić.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptySro 06 Sie 2014, 03:12

Nawet w najśmielszych,abstrakcyjnych snach nie marzyła o takim przebiegu zdarzeń. Nie wyobrażała sobie, aby ktoś mógł w takim stopniu zainteresować się nią by to było coś większego. Nigdy nie miała zaufania do ludzi, nie potrafiła przekształcić niewinnej randki w związek, bojąc się , że to nie "to". Bała się porażek, jej życie miało być przecież drogą triumfów i pochwał. Nie mogła sobie pozwalać na potknięcia i błędy, chociaż te były wpisane w naturę człowieka tak wyraziście, że nie można było ich obejść ot tak. Może to i wrodzona ciekawość popchnęły ją w ramiona kobiety. Chiary di Scarno. To był pierwszy poważniejszy związek, którego cień nadal był obecny gdzieś obok Jasmine. Relacja z Krukonką była specyficzna, ale bardzo Jasmine odpowiadająca. Było w niej wszystko. Cały wachlarz emocji, może oprócz złości, bo Włoszka nie dawała się ponosić adrenalinie, była przeciwieństwem Jas pod tym względem. Parę wspaniałych miesięcy, których Ślizgonka nigdy nie żałowała. Jeszcze przed wakacjami podczas jednej z rozmów przyznały, że ten związek nie może mieć długiej przyszłości. Brakowało tego męskiego pierwiastka, a obie kobiety przyłapywały się na tym, że ich stosunki coraz bardziej przypominają czysto przyjacielskie. Rozstały się, ale nadal pozostawały w bardzo dobrych kontaktach. Po niej, po wakacjach pojawił się on. Puchon. Zabawne, prawda? Vane nigdy nie darzyła szczególną sympatią tego domu, lecz coś w nim było.. coś, co urzekło ją i podsycało do tego, by zaryzykować. Spróbować być inną. Poznać uroki życia z innej perspektywy niż dotychczas. Głupie, szczeniackie zauroczenie, a jak wiadomo, te są najgorsze. Najgłębszy ślad po nich zostaje. Wtedy wydawał się słuszny, z perspektywy czasu był on dla Vane bez przyszłości.. nie miał szans istnieć, gdy Jas czuła się coraz bardziej rozgoryczona i zmęczona niejakim egoizmem Wyatta. Od kiedy został ugryziony liczyło się wszystko, tylko nie on sam. Nie liczył się z uczuciami Jasmine, odtrącał każdą wyciągniętą w jego kierunku dłoń. Ostatecznie sam zadecydował, kiedy i jak ukrócić swój żywot. To bolało Jasme najbardziej. Mogła poświęcić dla niego wiele, a on sam zesłał jej tylko jeszcze większe cierpienie. Zaraz po samobójstwie wyrzucała sobie, że mogła przyjść wcześniej, może okazywać swoje wsparcie nieco mocniej... a gdy pierwsze artykuły zaczęły wychodzić na światło dzienne i ukazywać się na łamach pism, uwierzyła wręcz w to, że zabiła go presja. Presja posiadania kogoś, komu nie mógł się równać i że ona – Jasmine – nigdy nie miała go za kogoś ważnego.
Tamte wydarzenia pamiętała jak przez mgłę, ledwie strzępki obrazów i rozmów.. Wszystko okazało się jednym wielkim kłamstwem, a misternie ułożony świat runął jak domek z kart. Wtedy brunetka zaczęła się okręcać drutem kolczastym, który miał ją uchronić przed kolejnym takim zrządzeniem losu. Nie mogła się jednak oszukiwać. Potrzebowała tego kogoś. Potrzebowała osoby, którą by kochała na swój dziwny, popieprzony sposób.. i by ten ktoś kochał ją. Trywialna rzecz, niektórzy uważali, że to była słabość, a w tych trudnych czasach należało się ich wyzbyć. Dla niej to była siła. Siła, która pchała ją do kolejnego kroku, do kolejnego ryzyka. Plany pozostania samą do końca życia trafił szlag, gdy tylko Franz zaczął mieszać w jej mądrej główce. Dawał jej wszystko to, co czyniło ją szczęśliwą, ale i rozgoryczoną. Dawkował odczucia w tak wysublimowany, gustowny sposób, że zachowywali złoty środek. Każdego dnia Jas była pojona tym nietypowym nektarem, który każdego dnia przyjmował inny smak. Co poranek pragnęła kolejnego łyku, ciekawa co przyniesie jej los. I nie chciała przestać nawet, gdy tuż po imprezie z tego kielicha chyliła się jedynie gorycz łez i porażki.
Gdyby nie kochała nie zdecydowała się by pogrzebać wszystkie swoje wartości i postawić wszystko na jedną kartę. Opłaciło się. Miała go teraz przy sobie, chociaż już od tamtej pory zdążyła zabić go w myślach chyba z milion razy. I co z tego?!
Prychnęła na komplement, skryty w zdaniu, że uwielbia jak się złości.
-Masz tupet. -mruknęła, ale nie dało się ukryć, że jej to schlebiało. Kobiety kochały słowa, a jeszcze takie, które nie były wypowiedziane wprost sprawiały im największą frajdę. Subtelnie wplecione komplementy i pochwały piękna, które one wyczytują bez mrugnięcia.
Ta "chora" tendencja do kontrolowania nie była Jasmine obca, przecież Drake wprowadzał ją w czyn każdego razu, gdy pojawiał się w otoczeniu jego córki ktoś nowy. Tutaj jednak Franz stosował to w zupełnie innym celu. Wydźwięk, jaki pozostawiały spętane dłonie był irytujący, ale i nader podniecający. Tylko dlatego Jasmine na to przyzwalała i mową ciała prosiła o jeszcze. Otwierało to drzwi do jej jeszcze nieodkrytej wcześniej perwersyjnej natury. Fakt, kłamała z tym krzykiem, nie chciała aby Drake zastał ich w takiej dość jednoznacznej sytuacji, bo Krueger wyleciał by z hukiem za drzwi, a to i tak było by najlepsze, co mogło by go spotkać. Rzucała groźbami bez pokrycia, co nie znaczyło, że nie miała w głowie planów na spektakularną zemstę. W końcu wyswobodziła ręce i rozmasowała obolałe nadgarstki, posyłajac lubemu wymowne spojrzenie. Coś czuła, że za niedługo samo spojrzenie czy wywrócenie oczami będzie go doprowadzało do szewskiej pasji szybciej niż słowa. Słysząc śmiech Franza, Jasmine zrobiła obrażoną minę i skrzyżowała ręce na piersi. Nawet aktorsko prychnęła, jak faktycznie zezłoszczona kobieta. Chociaż w głowie miała smak ostatniego pocałunku, złożonego ledwie przed sekundą. Odwróciła się na bok, przodem do Niemca i zmierzyła go wzrokiem.
-Aha, czyli obie charakteryzują się usilnym dokuczaniem mi i doprowadzaniem na skraj wytrzymałosci nerwowej? W co ja się wpakowałam... [-westchnęła żałośnie, opadając bezwiednie na plecy. Znowu nie trwało to długo, bo dziewczyna już po paru minutach wturlała się na tors Franza i złożyła na jego wargach pocałunek.
-Cholera, nie żałuję. -szepnęła do jego ust, by wrócić na swoją wcześniej zajmowaną pozycję. Przyglądała się żyrandolowi zastanawiając się, jaki ubaw miał Los, tworząc im taką, a nie inną ścieżkę. Nieco zabawna, okupiona łzami i bólem, ale jednak nieco zabawna. Na swój pokrętny sposób.
-Oh, zapomniałam Ci powiedzieć, że moi rodzice jutro jadą do wujka w Lyon? Dziwnym trafem ja mam gościa w domu, którym muszę się zająć i nie mogę im towarzyszyć... -rzuciła mimochodem, kryjąc śmiech na widok miny Niemca. Chyba po raz kolejny udało jej się załatwić z matką coś, co nie było w smak ojcu. A to, że trochę podkoloryzowała niektóre szczegóły i nagięła fakty, to nie jej wina. Samo wyszło.
Wieczność... to słowo w ustach Franza jak i wcześniejsza obietnica brzmiały tak dobrze.. uspokajały jej skołatane serce i dawały spokój. Dopóki znowu między nimi nie wybuchnie namiętność. Lub kłótnia. Kto co woli. Oczekiwała odpowiedzi na swoje subtelnie wplecione pytanie o ojcu, na co wskazywały wbite w twarz Kruegera spojrzenie. Odpowiedź była zaskakująca i niosła za sobą tajemnice. Jasme powinna była zachować się jak Franz i domagać się odpowiedzi za wszelką cenę, jednak nie leżało to w jej naturze. Naciskała do pewnego momentu, a potem odpuszczała nauczona, czym jest prywatność. Nawet z Chiarą miała niepisaną umowę, że mówiły sobie tylko o tym, o czym same chciały. Jasme zmrużyła oczy.
-Chyba za sobą nie przepadacie, co słychać. W takim razie nic nie tracę, nie poznawszy swojego przyszłego teścia. -mruknęła, odrobinę dając za wygraną. Przymknęła leniwie oczy. Nie zamierzała opuszczać tego łóżka, chociażby Franz wyniósłby ją stąd na rękach. Zatrzymałaby go u siebie i tyle.
-Dzisiaj Ci daruję, jestem zbyt zmęczona i ciekawe, czyja to wina... -uniosła brew do góry i ucałowała policzek Franza, zanim nie wtuliła się w jego silne i bezpieczne ramię. Miała zamiar wrócić do tej rozmowy kiedy indziej.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptyPią 08 Sie 2014, 23:43

Oboje nie spodziewali się tego, że emocje wzniosą ich na wyżyny szczęśliwości, połączą w jedną spójną całość – jeden organizm o dwóch młodych i żarliwych sercach. Jasmine wątpiła w to, że znajdzie prawdziwą miłość po utracie swojego byłego chłopaka, zaś Franz od zawsze twierdził, że nie zasługuje na poważniejsze uczucie, na partnerkę, która rzeczywiście będzie go kochała. Jego rodzice nie zaszczepili w nim pogoni za miłością, a wręcz przeciwnie, oczekiwali od niego, że całkowicie wyzbędzie się niepotrzebnych ograniczeń. Każdy człowiek jednak był tak skonstruowany, że nie potrafił żyć sam, musiał odczuwać bliskość drugiego człowieka, na jego serce i psychikę oddziaływały głębsze doznania. Pytanie tkwiło tylko w tym, którą drogę dana jednostka obierze – czy podąży ścieżką nienawiści czy też miłości. Krueger bliski był tego, by wybrać w swoim życiu tę pierwszą, pochłoniętą mrokiem, wymagającą ofiar. W końcu ten młody chłopak sam podjął tak ciężką decyzję – pogrzebał swe szkolne zauroczenie, idąc za wolą Voldemorta. Trudno powiedzieć, czy to ból przeszywający całe jego ciało na wskroś po tym, czego dokonał, czy może pojawienie się na horyzoncie panny Vane sprawiło, że siedemnastolatek zboczył z autostrady do piekła i teraz krążył pomniejszymi ścieżkami, lawirując pomiędzy dobrem a złem. Po tym wszystkim, co przeżył nie był już przecież niewinny, ciążyła na nim waga cierpienia Vivienne, jej przedwczesnego odejścia do świata pozaziemskiego. Był zniszczony i nie wiedział czy kiedykolwiek zdoła wyrwać się z tego koszmaru. Jego dłonie splamione krwią przypominały mu o jego przewinieniu, za które niewątpliwie mógłby trafić do Azkabanu, gdyby tylko oskarżyciele się o to postarali. I chociaż nikt na razie nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że niemiecki czarodziej postąpił tak brutalnie ze swoją byłą miłostką, wyrzuty sumienia okazywały się niemniej bolesne od zimnego oddechu dementora odczuwalnego na karku. Śliczna brunetka z Gard Manor nie mogła wymazać z jego głowy wspomnień, oderwać przylgniętej do jego piersi plakietki mordercy. Mimo wszystko, wdrażała w jego życie coś nowego, coś, czego Franz nigdy wcześniej nie doświadczył, nawet w towarzystwie wspomnianej wcześniej Gryfonki. Krueger wyczuwał niejaką więź łączącą go z tą dziewczyną, nić porozumienia, zaufania i bliskości. Odnosił wrażenie, że Jasmine gotowa jest wspierać go w każdej jego życiowej decyzji, jakakolwiek by ona nie była, a przede wszystkim miał pewność, co do tego, że ta dziewczyna zawsze będzie przy nim, nawet pomimo tego, że ludzie mawiali, iż niczego w życiu nie można było być pewnym w stu procentach.
Wyłącznie z powodu Jasmine Ślizgon miał ochotę odrzucić wszystko, co dotychczas go spotkało. Zapomnieć o rodzinie, odejść od Czarnego Pana, spalić za sobą każdy most, który przyszło mu przemierzyć. Co prawda, miał tę świadomość, że będzie musiał liczyć się z konsekwencjami swoich czynów, jak zawsze. Tym razem jednak zyskał ogromną siłę, by walczyć z przeciwnościami losu – siłę miłości? Znów w jego głowie pojawiało się to słowo, które niegdyś nie miało dla niego żadnego znaczenia, a przede wszystkim, chłopak nie był w stanie go zdefiniować. Nadal nie potrafiłby powiedzieć, czym jest „miłość” tak dokładnie jak niektórzy autorzy ambitnych książek, choć teraz, gdyby miał je do czegokolwiek przyrównywać, najpewniej stwierdziłby, że to niezwykle jasny płomień rozświetlający mrok. Panna Vane natomiast w jego mniemaniu była pochodnią. Pochodnią, którą tak jak latarnię morską, Franz dostrzegłby z pełnego morza, gdyby ta stała tuż przy brzegu. Może i to porównanie było trywialne, ale tak właśnie czuł się Krueger, od kiedy z tą brunetką zaczęło łączyć go coś więcej. Był przekonany o tym, że znalazłby ją na drugim końcu globu, gdyby jednak z jakiegoś powodu od niego odeszła.
No właśnie, czy faktycznie ufał jej w pełni czy może raczył się idealistycznymi bajkami o sile miłości? Może jedynie wydawało mu się, że jest pewien ich uczucia, podczas gdy tak naprawdę nadal targały nim wątpliwości i obawy? Czy byłby w stanie powiedzieć jej o wszystkim, wyjawić całą prawdę o sobie i o tym, jakim był człowiekiem, zanim, jak to ujęła, „zaczął mieszać jej w głowie”? A może nadal był „tym człowiekiem”? W jego głowie pojawiały się miliony pytań, a z zamyślenia wyrywał go tylko niekiedy głos jego ukochanej. Miał tupet, w tym miała rację. Miał tupet, bo gotów był pojawić się w jej życiu i sprowadzić na nią wszelkie niebezpieczeństwa, które snuły się za nim, niczym cień. Jednak nie był wcale taki pewien. Niczego. Prawdopodobnie, gdyby tylko wiedziała o nim tak wiele, jak on sam wiedział o sobie, zostawiłaby go, odrzucając wyimaginowany obraz Kruegera jako idealnego partnera - ten, który powstał w jej wyobraźni, a który zawsze wiązał się z zauroczeniem drugą osobą. Człowiek, w takich sytuacjach, nigdy nie był obiektywny.
- Na skraj wytrzymałości nerwowej? Wyglądasz raczej na szczęśliwą, a to chyba nie idzie ze sobą w parze. – mruknął niechętnie, kiedy Jasmine rzucała kolejne oszczerstwa w jego kierunku. Przecież on był grzeczny. I nigdy nie testował jej cierpliwości. No dobrze, może czasem, ale nadal robił to wszystko z miłości. Nienawiść w ich relacjach nie istniała. Nawet, jeżeli panna Vane usilnie wmawiała mu, że go nienawidzi, to takie wyznania były kolejnym kłamstwem. Potrzebowali siebie nawzajem, a już w szczególności Franz potrzebował jej, tej jedynej iskierki, która nie patrzyła na niego przez pryzmat jego czarnomagicznych predyspozycji i jego równie przykrego przeznaczenia.
- Ja też nie. – dodał parę groszy od siebie, kiedy jego partnerka wreszcie przyznała się do tego, że nie żałuje wdawania się w tak skomplikowany związek. Ślizgon uśmiechnął się nawet delikatnie, jakby z nutą satysfakcji. Nic dziwnego, że jako mężczyzna, cieszył się ze swojej zdobyczy. Tym bardziej, że ta wcale nie była łatwa. Mało kto potrafiłby ujarzmić tak dziki charakterek, jaki przyozdabiał tę śliczną brunetkę. Jedno chociaż było pewne - z nią nie można było się nudzić. Jej nienaturalny wdzięk stanowił jednak niemały problem. Mamił lwią część przedstawicieli płci brzydszej, przez co Krueger musiał być czujny na każdym kroku. Co zresztą, w połączeniu z jego tendencją do kontrolowania wszystkiego wokół, okazywało się mieszanką wybuchową.
- Oh… bardzo mi przykro, że nie zobaczysz wujka w Lyon… - mruknął cicho na wspomnienie swojej lubej o wyjeździe rodziców do rodziny. W głębi duszy jednak cały już promieniał, bo zdawał sobie sprawę z tego, co to oznacza. Mieli razem z Jasmine całe Gard Manor do dyspozycji. Na razie jednak nie pytał na jak długo, bo rozmowa obrała zupełnie inny kierunek, niezbyt wygodny, ale chłopak nie mógł pozostawić pytań swojej partnerki bez odpowiedzi. Odpowiedzi, rzecz jasna, nad wyraz lakonicznej i na pewno takiej, która panny Vane w najmniejszym stopniu nie usatysfakcjonowała.
- Nie czuję się winny. – skomentował tylko na koniec kolejny z komentarzy swojej drugiej połówki, po czym przytulił ją do siebie i zakrył ich kołdrą. Oboje byli zmęczeni, biorąc pod uwagę to, że połowa nocy przemknęła im pomiędzy palcami. Siedemnastolatek ucałował jeszcze tylko czoło dziewczęcia, by chwilę później oboje pogrążyli się w głębokim śnie, który tym razem, pozostał spokojny już do samego poranka.
Nad ranem Krueger obudził się wcześniej, toteż założył na siebie długie dresowe spodnie i jasnoszary bezrękawnik. Z prysznicem postanowił poczekać na swoją ukochaną, więc umył tylko zęby i opuścił pokój gościnny. Po drodze zaczepił Oskara i zjadł nieskromne śniadanie, po czym wyruszył na podbój walijskiego ogrodu, a dokładniej, po to, by zrealizować swój regularny trening. Pobiegał dookoła willi, ciesząc się ogromnymi połaciami zielonych terenów, a następnie, w pobliżu altany, zajął się pompkami i przysiadami, a także i słynnymi burpees, które w tamtych czasach nie zawdzięczały sobie jeszcze takiej nazwy. Ostatecznie znalazł także nawet i jakiś drążek, na którym uwiesił się, by poćwiczyć jeszcze proste podciągnięcia. Był wysportowany, bo nie odpuszczał sobie treningów, toteż co chwila napinał mięśnie, nie mając zamiaru nazbyt szybko pozwolić im odpocząć. Jego koszulka z czasem nabrała sporawej plamy na plecach, a po skroni zaczęły spływać kolejne krople potu.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptySob 09 Sie 2014, 01:40

Droga kręta i pełna zasadzek. Taką ścieżkę szykował im los i nawet jeśli Jasmine nie wiedziała o przeszłości Franza, nie miała świadomości za jaką zbrodnię się obwiniał, to gdzieś podświadomie czuła, że życie z nim do łatwych nie będzie należało. Te parę tygodni faktycznego, szczerego związku dało jej siły do brnięcia w to do ostatniej kropli krwi, do ostatniego oddechu. Byle z nim. Na koniec świata i do końca życia. Mogło by się to wydawać śmieszne, powierzać swoje istnienie komuś, kogo po pierwsze nie znało się tak dobrze, a po drugie, było się z nim dosyć krótko. Własnie to była magia dziwnego, słodko-gorzkiego uczucia, jakie ich ogarniało. Znali się raptem chwilę, a mieli wrażenie, że całą wieczność. Niczego nie można było być pewnym, a obecność tego drugiego wydawała się oczywista po sam kres. Nie istniała miłość, a oni skutecznie temu zaprzeczali, we wszystkich słowach i gestach. Wszystko zmieniło swój smak i stawało się realne. Teraz Jasmine rozumiała, co mieli na myśli ci wszyscy poeci, literaci i piosenkarze mówiąc o miłości. Nie dało się jej scharakteryzować, wyjaśnić. Była tak niepojęta i przybierała tyle barw, że dla każdego znaczyła co innego. Jednak zawsze coś było wspólne. Poczucie, że niemożliwe staje się możliwe..
Jasmine wtuliła się mocno w ramię Franza, mrucząc cicho, gdy jego wargi dotknęły jej czoła. To byłtak niewinny gest, że można było się wręcz rozesmiać z lekkiej ironii. Krueger niewinny? A to ci heca! Zapach nie był tylko perfumami zostawionymi na krawacie. Miała go teraz tutaj, całego i mogła wdychać jego woń do woli. Nie zasnęła tak szybko jak przepowiadała, zapatrzona w obraz śniacego lubego tuż obok niej. Kto by pomyślał, że ktoś dotrze do tak twardego i lodowatego serca jakie posiadała tylko suka Vane? Widocznie mógł je zdobyć ktoś, kogo nie zniecierpliwiły długotrwałe i żmudne podchody, niekiedy dość bolesne i kto miał w sobie na tyle samozaparcia by przedrzeć się przez te grube mury obojętności. Franzowi ten wysiłek się opłacił, czego był świadomy.
Teraz nie nawiedzał ją żaden sen co dało jej pewność, że znajdowała się w tych ramionach co miała. Nie należała do skowronków, zawsze wolała pospać dłużej, a noc zostawić na ewentualne twórcze zajęcia. Tym razem promienie Słońca perfidnie łaskotały ją w nos i policzki, dopóki nie dotarły do oczu. Raziły niemiłosiernie. Jasmine jęknęła cicho. Przeciągnęła się słodko i zauważyła brak Franza obok niej. Wyglądała uroczo z zaspanymi oczkami i nieuczesanymi włosami, które żyły własnym życiem. Przez chwilę zastanawiała się, co jest nie tak. Dopiero po paru minutach udałą się do łazienki, a widok jeszcze mokrej szczoteczki do zębów uświadomił jej, że Krueger musiał już wstać. Natomiast suche ręczniki, że nie brał jeszcze prysznicu. Jasmine doszła do ładu ze swymi lokami. Narzuciła na swe ramiona białą koszulę Franza, którą znalazła w szafie i wyjrzała przez okno. Udało jej się dojrzeć chłopaka, gdy akurat biegał wokół willi. Z zaciekawieniem obserwowała, jak wykonuje kolejne ćwiczenia i radzi sobie z tym bardzo dobrze.. Jas udała się na chwilę do swojego pokoju, aby umyć twarz oraz zęby, odebrała od Oskara kubek z parującą kawą i udała boso do wyjścia na ogród. Nie musiała się martwić o rodziców, gdyż wyjechali bardzo wcześnie rano, biorąc pod uwagę fakt, że nie lubili się teleportować, a wujek nie miał połączenia z siecią Fiuu. Jas oparła się o framugę drzwi tarasowych akurat, gdy Franz skończył koeljną serię ćwiczeń i teraz zabierał się za drążek w altanie. Upiła łyk kawy, wpatrzona w Kruegera jak w obazek. Usta same chciały zaszczycić tę chwilę jakimiś słowami... dawno zasłyszana melodia powóciłado niej akurat w tej chwili.
-You're just too good to be true. 
Can't take my eyes off you.
You'd be like heaven to touch. 
I wanna hold you so much.
At long last love has arrived. 
And I thank God I'm alive.
You're just too good to be true. 
Can't take my eyes off you.
-śpiewała pod nosem, bardzo cicho tylko dla siebie. Nawet można rzec, że nuciła i te słowa brziały głównie w jej głowie.. Zeszła z tarasu i świeże źdźbła trawy łaskotały ją w stopy, gdy szła w kieunku altany. Widok napinających się mięśni, spływające z wolna krople potu... Jasmine czuła, jak pożądanie na nowo wita w jej ciele – co przy Franzu podchodziło już pod stan pernamentny. Dodatkowo doszło do tego uczucie zachwytu i niedowierzania.

-Pardon the way that I stare. 
There's nothing else to compare.
The thought of you leaves me weak. 
There are no words left to speak.
But if you feel like I feel. 
then let me know that it's real.
You're just too good to be true. 
Can't take my eyes off you
. - ostatnie słowa wyszeptała w melodyjnym porywie wchodząc do altanki. Przesunęła palcem po boku podciągajacego się chłopaka i usiadła na barierce, wdychając zapach jaśminu, który już prawie przekwitał. Specjalnie usiadła tak, że widziała jego twarz, niezwykle poważną w czasie ćwiczeń. Biała koszula, która należała do niego podsunęła się wyraźnie, a ona wypiła kolejny łyk kawy.
Słowa refrenu tej piosenki już nie opuściły jej ust, pozostając w myślach. Nie miała jeszcze odwagi używać ich już teraz. W tej chwili.
-Jestem pod wrażeniem. -przywitała się, biorąc kolejny bezwstydny łyk kawy. -Co jeszcze potrafisz i chciałbyś mi tym zaimponować? -zapytała go, zakładając nogę na nogę. Nie musiał robić nic innego, bo Jas już wychwalała jego atletyczne ciało i zdolności. Jednak nie była by sobą, gdyby nie podjudzała do dalszych starań.
-Może mogłabym Ci jakoś pomóc? -zagadnęła go, odstawiając kubek na barierkę, kontemplując zarysowane pod koszulką mięśnie.

Obserwowanie fizycznych treningów Franza było poranną atrakcją Jasmine, dopóki nie nastała data wyjazdu na szkolny obóz.

Z tematu dla obojga.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptyNie 05 Paź 2014, 23:50

Wakacyjne dni chyliły się powoli ku końcowi. Uczniowie wrócili z obozu jaki zorganizowała szkoła na tę parę dni wolności jaka im została. Obóz obfitował w zdarzenia wszelkiego rodzaju od dramatycznych po te bezkresnie szczęśliwe. Zawiązały się nowe przyjaźnie, pojawiły świeżo upieczone pary, ale i rozpętały nienawiści. Jasmine opuszczała teren obozu z niejakim sentymentem. Trzymała za rękę Franza, który wiele razy udowodnił jej w czasie tego wypadu, że potrafi ją doprowadzić zarówno do furii jak i rozkoszy. Ostatnie spojrzenie na las, gdzie któreś drzewo musiało znosić plecy Jasmine podczas niesamowitego seksu i już musiała zbierać się do drogi powrotnej. Moment rozstania z Franzem był dość bolesny nawet jak dla niej, ale stojący za plecami rodzice dziewczyny zaproponowali, by jeszcze przed rozpoczęciem roku Franz przyjechał do Gard Manor by wybrac się wraz z Jasmine i Drakem nad jezioro. Elodia nigdy nie wtrącała się w te coroczne wypady córki z ojcem, ale oboje ochoczo przytaknęli na ten pomysł. Czy był lepszy sposób, aby chociaż trochę pogłębić dobre stosunku pana Vane'a z przyszłym zięciem? To był ostatni tydzień sierpnia, kiedy Franz znowu zawitał u progu Gard Manor. Jas nie widziała go raptem parę dni, a powitała, jakby minął chociażby rok. Drake wywrócił oczami widząc tę scenę, zupełnie świadomy, że zachowywał się w jej wieku tak samo. Chwycił plecak ustawiony w kącie i podprowadził oboje do kominka. Sieć Fiuu ułatwiała życie na tyle, aby w jednej chwili przedostać się do domku nad jeziorem. Dawno nieodwiedzane kąty powitały gości skrzypieniem podłogi i ciepłem drewnianych ścian. Nastolatkowie mogli tylko pomarzyć o fakcie spania w jednym łóżku z racji ojca dziewczyny, ale to był zaledwie mankament w całym tym wypadzie. Byli razem, a czy tego właśnie nie chcieli? Dzielić ze sobą każdą wspólną chwilę, dobrą lub złą, w zdrowiu i chorobie. Z każdym dniem ich relacja stawała się silniejsza i pełniejsza. Drake widział, jak jego córka po raz pierwszy od dawna promienieje i jest szczęśliwa, chociaż mężczyzna nie mógł się pozbyć wrażenia, że jest coś w tym młodzieńcu, co go niepokoi. Darował sobie jednak wypowiedzi na ten temat i zajął się szykowaniem atrakcji na dalszą część dnia.
Toń jeziora przywitała ich chłodem, który przyjemnie koił rozpaloną skórę. Franz oczywiście nie omieszkał wrzucić Jasmine do kipieli wodnej, co nawet Drake skomentował wybuchem śmiechu. Uwielbiał jak jego córka się złościła, przypominała wtedy jego samego. Miała charakterek, oj miała. Gdy nastał wieczór i przebrali się w suche ubrania, pan Vane zaproponował, aby udali się do lasu, który okalał domek. Był nieprzebranie długi i pełen dziwnych stworzeń, nawet tych magicznych. O ile się nie mylił, dzisiaj w nocy można było oglądać gody lunabali, magicznych stworzeń, których życie kontrolował Księżyć. Uzbrojony w różdżkę mężczyzna przepuścił córkę i Franza w drzwiach i udali się między pnie. Nigdy nie działo się tu nic niepokojącego, lecz czasy zmieniły się. Drake pozostawał czujny, ale nie podejrzewał, żeby coś mogło zagrozić im na tym wypadzie. Nie było tutaj ludzi, oni jedyni przyjeżdzali tu raz do roku. Jak widać, żadna miejscówka nie była teraz bezpieczna.
Las powitał ich ciemnością i dopiero po chwili ich oczy przyzwyczaiły się do mroku. Szli koło siebie, rozprawiając o ostatnim meczu ligi quidditcha, gdy gdzieś po prawej stronie Drake'a rozległ się szelest. Może by nie zareagował, lecz po nim rozległ się kolejny i kolejny. Towarzyszyły im głosy, zachrypnięte i gburowate.
-Nie ruszać się. -syknął Drake, wyjmując różdżkę. Chciał wyminąć zagrożenie, ale chyba nie doceniał swoich przeciwników. Przygotowany na to, że obejdzie oprychów dookoła, wycofywał się trzymając dłoń na ramieniu Jasmine. Młoda Vane nie czuła strachu, ale z jej ust wydarł się zduszony okrzyk, gdy uderzyła plecami o czyjś tors. Rozległ się śmiech i Jasme w ostatniej chwili wyrwała się, czując obłapiającą rękę w pasie. Odwróciła się wokół własnej osi i dojrzała, że ją, ojca i Franza otacza czwórka mężczyzn rosłej budowy. Nie to jednak było najgorsze. Każdy z nich trzymał różdżkę tak jak oni. Czyli trafili na czarodziei, a to utrudniało sprawę..
-No proszę proszę... kogo my tu mamy. Szanowny sędzia Wizengamotu z rodzinką, chyba się wzruszę. -zauwazył najwyższy z całej czwórki. Drake zmrużył oczy.
-Dustin Artemer. Już wiem, gdzie się skryłeś przed każącą ręką sprawiedliwości. -mruknął Vane. Nie spodziewał się, że spotka kogoś, kto życzył mu śmierci bardziej niż ktokolwiek inny na świecie.
-Pora wyrównać rachunki panie Vane. -Dustin rzucił urok, który o włos chybił. -Zabić ich. A pannę.. ładnie potraktować. -rzucił do swoich towarzyszy. W momencie rozległ się hałas świstających w powietrzu zaklęć. Jasmine uchyliła się przed jakimś paskudnym czarem. Szybko rozejrzała się po lesie. Jej ojciec walczył zaciekle z Dustinem i jakimś drugim byczkiem. Franz odpierał ataki trzeciego jegomościa, a ten czwarty... stał przed nią i szczerzył się, obracając w dłoniach różdżkę.
-Taś taś gąsko... nie zrobimy Ci krzywdy jak opuścisz różdżkę. -zachęcał ją. Jas zacisnęła palce na swej broni i w odpowiedzi potraktowała gościa klątwą. Zaklął soczyście. Widać było, że nie miał w sobie litości do dziewczyny, jesli ta nie chciała się oddać po dobroci. Oprych ryknął i odpowiedział kontraatakiem. Dziewczyna parowała zaklęcia jak tylko umiała, robiąc uniki i wznosząc tarcze, lecz niekiedy tarcza nie była w stanie odbić jakiegoś czarnomagicznego paskudztwa. Słyszała, jak z oddali ojciec woła jej imię, lecz nie miała nawet czasu podnieść wzroku, czy z nim wszystko w porządku lub z Franzem.. lecz nagle poczuła jego obecność tuż obok siebie. Dojrzała go kątem oka. Pojedynek rozgrywał się teraz dwa na dwa, z oddalony od nich Drake walczył już tylko z Dustinem. Jasmine odparowała jeden z uroków, lecz drugi, odbity rykoszetem uderzył w nią, przez co odrzuciło ją kawałek do tyłu. Czuła jak jej kość ramienia krzyczy z bólu. Wypuściła różdżkę niewiele dalej. Podniosła głowę akurat, by dojrzeć jak owy oprych stoi nad nią z obleśnym uśmieszkiem i nachyla się, by złapać ją i podnieść.
-No i co malutka, warto było? Przecież to Cię nie zaboli. -zarechotał, ale zaraz zaskowyczał z bólu, kiedy Jasmine zdzieliła go kopniakiem w krocze. Spadła na runo i przeturlała się kawałek, chcąc dostać różdżki.
-Pożałujesz ty wredna dziwko! -czarodziej podniósł różdżkę, rzucając w kierunku dziewczyny jedno z tych zaklęć, które miało pokiereszować jej ciało licznymi i dość głębokimi ranami. Gdy Jasme usłyszała inkantancje zadrżała. Wiedziała, co ją czeka, jeśli nie zdąży odbić uroku. W ciagu paru chwil rozpaczliwie starała się dorwać różdżkę i chociaż się osłonić, ale mogło to nic nie dać, biorąc pod uwagę, że tarcza nie mogła odbić wszystkiego.
-Protego horribilis! -krzyknęła w ostatnim zrywie nadziei, że jej się uda. Samo zaklęcie by nie było straszne, ale w sytuacji, gdy ojciec i Franz walczą i nie mogą jej pomóc, było więcej jak pewne, że może się wykrwawić i stracić przytomność.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptyNie 05 Paź 2014, 23:51

Franzowi już dawno wakacje nie mijały w tak zawrotnym tempie. Chłopak niemal cały swój wolny czas spędzał z Jasmine, poznawał ją coraz lepiej, chociaż nadal nie zbadał wszystkich tajników jej skomplikowanej psychiki. Czuł się przy niej szczęśliwym człowiekiem, wolnym od zmartwień i problemów, które przy niej może i nie przestawały istnieć, ale odchodziły na drugi plan. Młody Krueger starał się bowiem nie myśleć o swoim losie, o śmierciożerczej braci, do której chcąc nie chcąc, w pewnym sensie należał, nawet jeżeli na jego ręce nie widniał mroczny znak. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego koszmar jeszcze nie dobiegł końca. Voldemort nie zapominał, a już szczególnie nie zapomniał o nim. O dziecku zaufanego mu poplecznika, które choć pełne wątpliwości, póki co wykonało swoje zadanie, podjęło próbę. Mimo wszystko, niemiecki czarodziej u boku panny Vane nie tylko stawał się lepszym człowiekiem, ale zaczynał wierzyć w to, że zasługuje na odrobinę pomyślności, nawet jeśli jego opowieść miała zwieńczać przedwczesna śmierć.
Do końca wakacji zostało jeszcze kilka dni, a siedemnastolatek nie spodziewał się, że dostanie tak kuszącą propozycję od rodziny Vane’ów. Miał jechać nad jezioro z Jasmine i jej ojcem, co, rzecz jasna, brzmiało dla niego o wiele lepiej, niżeli spędzanie czasu ze znienawidzonym Heinrichem. Szybko przytaknął więc na ten pomysł i ponownie pojawił się w Gard Manor, by za pomocą sieci Fiuu przetransportować się z Drake’em i jego córką do drewnianego domku nad wodą. W gruncie rzeczy cieszył się, że odpocznie trochę od zgiełku miasta i w spokoju zajmie się swoją ukochaną. Nie sądził jeszcze wówczas, że wyjazd wcale nie okaże się taki spokojny, jak wyobrażała sobie to cała trójka. Początek wycieczki przebiegał bowiem bez żadnych komplikacji. Wydawało się, że nad jeziorem prócz nich nie ma żywej duszy. Krueger więc cały swój czas poświęcał Ślizgonce, pomijając te kilka krótkich rozmów z jej ojcem, który nadal patrzył na partnera córki podejrzliwym wzrokiem. Chłopak niewiele się jednak tym przejmował, mając świadomość tego, że niechęć Drake’a do jego osoby wynika jedynie z chęci ochrony panny Vane przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Być może ojciec jego partnerki patrzył na niego także przez pryzmat Heinricha Kruegera. Ślizgon nie mógł więc winić go za to, że nie był jeszcze, co do niego, przekonany.
Pomiędzy jedną kąpielą, a kolejną, Drake wpadł na pomysł, by zabrać młodzież do lasu pełnego magicznych stworzeń. Mieli obserwować lunabale, o których, nie trzeba było chyba mówić, że Franz nie miał pojęcia. Siedemnastolatek nigdy nie przykładał do zajęć z opieki nad magicznymi stworzeniami, bo nie sądził, by te kiedykolwiek były mu potrzebne. Propozycja pana Vane’a wydawała się jednak w porządku. Przynajmniej mogli pospacerować i porozglądać się po okolicy, która być może rodzince z Gard Manor znana była, jak własna kieszeń, ale dla Kruegera stanowiła nieodkryty, interesujący ląd. Szli w głąb lasu, gdzie przywitał ich mrok. Musieli przyzwyczaić swoje oczy do ciemności, by cokolwiek zobaczyć. Nagle w jednych krzakach dało się słyszeć szelest, a następnie głosy nieznajomych osób. Ojciec Jasmine nie musiał nawet nic mówić. Franz sam wiedział, że to odpowiedni moment, by sięgnąć po swoją różdżkę.
Czterech rosłych mężczyzn okrążyło Drake’a, jego córkę i Niemca, a co najlepsze, jeden z nich dobrze znał pana Vane’a. Ślizgon wsłuchiwał się w jego słowa z niekrytą złością, bo wiedział do czego to wszystko zmierza. Mocno zacisnął więc palce na kawałku drewna przygotowany do rozpoczęcia starcia. Wszystko potoczyło się nader szybko. Niejakim Dustinem i jego kumplem zajął się sam ojciec Jasmine, podczas gdy młodzi pozostali przy jednym przeciwniku na głowę, choć za to wymagającym. Krueger skierował różdżkę w stronę tego, który przypadł jemu.
- Orbis. Vites Venenati. – wymruczał pod nosem, unieruchamiając wroga podwójnym zaklęciem, a w międzyczasie spoglądając na to, jak radzi sobie jego luba. Właściwie, nie spodziewał się, że z taką łatwością unieszkodliwi tego draba, ale skoro się udało… pognał prędko w kierunku ślicznej brunetki, która póki co skutecznie unikała ciosów, ale rosły mężczyzna nie odstępował jej na krok. Chłopak pojawił się tuż przy pannie Vane i zastosował, tak samo, jak i ona, Protego Horribilis, żeby wzmocnić jej tarczę i uchronić ją przed groźnymi skutkami zaklęcia. Zaraz po tym znów skierował różdżkę na swój cel, a więc na drugiego z typów spod ciemnej gwiazdy.
- Petrificus Totalus. – wyszeptał, cisnąc może i niezbyt wymyślnym, ale za to idealnym do pojedynków czarem, sprawiając, że całe ciało oponenta zostało sparaliżowane. Nieznajomy padł na ziemię, nie mogąc nawet ruszyć ręką, co w mniemaniu Franza oznaczało, że najwyraźniej został wyeliminowany z walki. Gorzej było z tym drugim. Może i Krueger go unieruchomił, ale ten był o wiele bardziej uparty, niż można było się po nim spodziewać. Jakimś cudem udało mu się jeszcze skierować różdżkę na pęta i rozciąć je wszystkie jednym zręcznym ruchem. Niemiecki czarodziej zauważył to, niestety, o ułamki sekund za późno, wyraźnie zaskoczony umiejętnościami draba i tym, że udało mu się przeciwstawić tak potężnym zaklęciom. Chłopak widział tylko, jak mężczyzna celuje w Jasmine, toteż niewiele myśląc wyskoczył, odbijając się od podłoża i odepchnął swoją ukochaną tak, że teraz to on znajdował się na linii strzału. Nie miał czasu na myślenie, więc działał instynktownie. Nie był przekonany, co do tego, że zdąży wykonać zaklęcie obronne, tym bardziej, że znacznie lepiej radził sobie w ataku. Wycelował więc w prawą rękę jegomościa, w tą, w której trzymał on różdżkę, i postanowił zastosować czarnomagiczne zaklęcie. O ile do tej pory Ślizgon starał się nie uciekać do czarnomagicznych praktyk ze względu na obecność Drake’a, tak teraz nie sądził, by jakiekolwiek inne zaklęcie osiągnęło podobne rezultaty w walce z całkiem dobrze przygotowanym wrogiem.
- Infractos. – rzucił krótko, próbując złamać przeciwnikowi rękę i uniemożliwić mu kontynuowanie walki. Nie wiedział jednak, jakim zaklęciem ten cisnął w niego, a właściwie, planowo, w pannę Vane. Starał się go uniknąć, ale od ciosu oponenta dzieliły go ułamki sekund. W duchu modlił się o to, by zdążyć uskoczyć, choć nie był wcale taki pewien, czy element zaskoczenia nie zadziałał na jego niekorzyść.


Ostatnio zmieniony przez Franz Krueger dnia Nie 05 Paź 2014, 23:55, w całości zmieniany 1 raz
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptyNie 05 Paź 2014, 23:53

Sytuacja w lesie stawała się coraz bardziej dramatyczna, żeby nie powiedzieć – tragiczna. Przewaga, jaką mieli przeciwnicy nie tyczyła się jedynie liczebności – każdy z nich był zaznajomiony z czarną magią. W wypadku Drake'a, Jasmine i Franza nie była to dobra wiadomość. Pan Vane jako pracownik Ministerstwa miał prawo używać takowych w sytuacjach zagrożenia życia, natomiast nastolatkowie... tutaj teoretycznie żadne z nich nie powinno znać nawet tej dziedziny. Powinno. W praktyce zgadzało się to u Jasmine, której niechęc do tej grupy zaklęć skutecznie odstręczyła ją od nauki. Chociaż związek tych młodych z każdym dniem stawał się coraz silniejszy i pełniejszy, chociaż mówili sobie praktycznie wszystko, a sam Franz wykazywał chorobliwą chęć kontroli swej towarzyszki życia – nadal pozostawały ciemne kartki w życiu Niemca, których nie chciał ujawniać przed Jasmine. Ze strachu. I nie był to strach spowodowany tym, że Jas naskarży ojcu i zostanie zamknięty w Azkabanie. Młodego Ślizgona przerażał fakt, że Jasme, tak czysta i niewinna zostawi go, nie chcąc, aby w jej życiu zapanował ten sam mrok. Nie zdawał sobie sprawy, że chociaż kłóciło się to z naturą Vane i napewniej głośno wyraziła by swój sprzeciw – nie mogła by z niego zrezygnować. Nie umiała by i opierała się na śłowach, w których moc wierzyła. Na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie. Zrezygnowana, nieco podłamana, ale powstała by z kolan by kontynuować wędrówkę. Wierząc, że wspólnie można zdziałać więcej.
Teraz liczyła się wola przetrwania. Już nie jej, ale Franza i taty. Trafili im się paskudni przeciwnicy, zaklęcia śmigały nad uchem, zostawiając po sobie oddech Śmierci zaglądającej do oczu. Nie było czasu się bać. Należało ufac swojemu refleksow i zdolnościom. Jasmine odparowała cios, ale przepłaciła to nieuwagą. Cios odbity przed ojca pomknął w jej kierunku, przez co odrzuciło ją dość daleko. Przeturlała siękawałek czując pulsujący ból w kości ramienia, ale adrenalina napędzała ją do działania. Oczekiwała, że klątwa rzucona w jej kierunku wyłączy ją z walki i może nawet powaznie uszkodzi, lecz do jej uszu doszedł głos Franza, który podwoił tarczę. Nie namyślając się długo dziewczyna wstała, zachwiała się lekko na nierównym terenie, ale wróciłą do pojedynku.
-Drętwota! -warkneła. Proste zaklęcie, ale potrafiło wyeliminować z dalszego toku wydarzeń. Brunetka była wdzięczna Franzowi, że dołaczył do niej. Lepiej było jej walczyć z kimś u boku. Była chroniona i sama mogła chronić.
Zajęta walką, nie rozglądała się na boki i nie widziała wszystkiego. Szum zaklęć, padające na ziemie ciała.. chwila nieuwagi, kiedy spadająca gałąź zmusiła ją do odwrócenia wzroku, co prych zaraz wykorzystał. Wycelował w nią zaklęciem, a z inkantacji wynikało, że to nie mogło być nic dobrego. Zanim Jasme zorientowała się, co się dzieje, poczuła jak Franz odpycha ją mocno i ląduje na runie. Zduszony okrzyk wydarł się z jej ust, przez co czar, jakim uraczył jegomościa Franz nie doszedł do jej uszu. Drake pokonał z kretesem Dustina i biegł jak na złamanie karku do Franza i Jasmine. Musiał tam dobiec za wszelką cenę. Widział, jak chłopak odpycha Jasme. Serce stanęło mu w piersi. Przez moment zapomniał, co właściwie miał zrobić, ale sytuacja zmusiła go do dalszych starań. Dobiegł do nastolatków i słyszał, czym Franz rzuca w bandytę. Nie było czasu teraz tego roztrząsać.
-Inacerous! -ryknął. Liny spętały oprycha, który krzyczał z bólu, gdyż faktycznie jego ręka złamała się minium w trzech miejscach. Nie współczuj mu bólu. Obejrzał się na Franza i Jasmine i czuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Krueger leżał na ziemi, ledwie przytomny, a jego ciało podrygiwało delikatnie, gdy kolejne niewidzialne ostrza wbijały się w ciało i powodowały głębokie rany. Z kolejnych obrażeń wypływały wąskie strumienie krwi, a sam Niemiec robił się coraz bardziej blady. Każdy cios skuttkował bólem o randze monstrualnego. Jakby rozżarzony pręt przebijał jego ciało. Jasmine wykaraskała się z gałęzi i poczuła, jak robi jej się słabo na ten widok.
-Merlinie! -dopadła chłopaka na kolanach, raniąc je do krwi. Starała się zatamować krwawienie ubraniami i nawet własnymi rękami. Przerażona spojrzała na ojca.
-Tato! Ratuj go, błagam! -rozpacz, jaka zawitała w głosie dziewczyny przebiła na wskroś serce Drake'a. Nikomu nie pozwoli umrzeć. Uratowałby go nawet, gdyby nie był chłopakiem jego córki.
Klęknął przy Franzu i zaczął mruczeć przeciwzaklęcie, które dzięki Merlinowi znał. Rany zaczynały się powoli zabliźniać, ale ilość krwi, jaką stracił Franz była na granicy przeżycia.
-Zabieramy go do mamy. -Drake wyczarował niewidzialne nosze, które uniosło ciało chłopaka.
Jasmine nie pamiętała, kiedy znaleźli się w domku i potem w salonie Gard Manor. Nie pamiętała, co powiedziałą jej matka, gdy ich zobaczyła, nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej ubrania były przesiąknięte krwią, jakby to jej coś było. Nie pozwoliła się uspokoić,miotała się jak w amoku po domu. Elodia jako magomedyk przeniosła Franza do gabinetu i nie pozwoliła sobie przeszkadzać. Drake siłą zatrzymał córkę w salonie.
-Musze tam być.. musze.. -wybełkotała, szamocząc się.
-Nic jej teraz nie pomożesz. Siedź. -Drake wzmocnił uścisk.
-On mnie uratował... to ja powinnam tam teraz leżeć, ja!
-Wyjdzie z tego. -odpowiedział pan Vane, nadal trzymając córkę.
Czas wlókł się nieubłagalnie. Minuta po minucie, a wahadło wydawało się kpić z nich, kiwając się to w prawo to w lewo... jakby się śmiało. Jasmine nie była świadoma tego, że na jej policzkach łzy wymieszały się z krwią. Słono-metaliczny smak zawitał w jej ustach i karmił ją, otrzeźwiając.
W końcu drzwi do gabinetu się otworzyły. Jasme poderwała się. Elodia sama była nieco zakrwawiona, ale uśmiechała się słabo.
-Żyje. Jest osłabiony, ale żyje. -oznajmiła, ale nie mogła skończyć, gdyż córka rzuciła jej się na szyję, a nastepnie wpadła do gabinetu. Franz leżał na łóżku, obandażowany w niektórych miejscach, gdzie rany potrzebowały jeszcze chwili by się zabliźnić. Jasmine złapała go za rękę i drzącymi palcami odgarnęła włosy z czoła.
Drake stał w progu i patrzył, jak jego córka drży z nerwów, jak sprawdza, czy aby na pewno jej ukochanemu nic nie jest. Ten widok i świadomość, że Franz nieomal stracił życie, by ratować jego córkę go napawał dumą i wdzięcznością. Nigdy nie spłaci tego długu, jaki miał wobec chłopaka.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 EmptyNie 05 Paź 2014, 23:56

Zdecydowanie nie taki urlop wyobrażał sobie Franz, kiedy Drake i Elodia zaproponowali mu wyjazd nad jezioro. Niestety, czasy nie były już tak spokojne, jak dawniej, a niebezpieczeństwa czyhały na prawych czarodziejów wszędzie. Szczególnie na pana Vane’a, który pełnił ważną funkcję w Ministerstwie Magii, a wcześniej był również sędzią w Wizengamocie. Nic dziwnego, że niektórzy próbowali dokonać na nim swego rodzaju zemsty. Ale dlaczego wciągnęli w to jeszcze jego córkę i młodego Kruegera? Cóż, najwyraźniej czarnoksiężnicy nie zwracali uwagi na takie szczegóły i potrafili zamordować każdego na swojej drodze. Z tego też względu właśnie syn Heinricha nie nadawał się na śmierciożercę. Nie był w stanie bowiem porzucić swojej wrażliwości dla tak przyziemnych celów, jakie głosił Tom Marvolo Riddle. Może i uważał, że szlamy powinno odsunąć się od czarodziejskiego świata, ale nie miał zamiaru forsować swoich idei, mordując po drodze niewinnych ludzi. Wiedział to od zawsze, a zabójstwo Vivienne utwierdziło go w przekonaniu, że śmierć była o wiele mroczniejsza, niżeli osoby, które nigdy nie spotkały jej w swoim życiu, mogłyby przypuszczać.
Franz nie ujawniał się ze znajomością czarnej magii nie dlatego, że obawiał się, iż Jasmine nie zdoła zaakceptować jego szemranych zainteresowań. Ślizgon twierdził po prostu, że im mniej osób wie o jego skomplikowanej naturze, tym lepiej dla wszystkich. Dla wszystkich, nie tylko dla niego. Ten bowiem za wszelką cenę próbował chronić swoich bliskich, a szczególnie swoją ukochaną. Dlatego też nigdy nie mówił jej o tym, że jego ojciec jest zaufanym poplecznikiem Voldemorta. Nigdy nie zdradził jej również, że ma problemy z owym czarodziejem, którego imienia inni bali się nawet wymówić. Może i zachowywał się dość egoistycznie, ale uważał, że panna Vane nie powinna mieć nic wspólnego z tym ciemnym półświatkiem, do którego on, czy tego chciał, czy nie, musiał należeć. Czarna magia niejako była z tym światem nierozłączna, a chwalenie się jej znajomością wszem i wobec wydawało się głupie i nieodpowiedzialne. Krueger, gdyby nie to, że sytuacja zmusiła go do drastycznych kroków, najpewniej obrałby inne zaklęcie. Miał jednak tę świadomość, że przeciwnicy nie odpuszczą zbyt łatwo, zwyczajne czary unieruchamiające nie robią już na nich większego wrażenia, a przede wszystkim nie są w stanie odeprzeć ich ataków.
Chłopak zastosował może i niezbyt wyszukane, ale za to jakże bolesne Infractos w nadziei na to, że złamie oprawcy rękę. Co prawda, jego oczekiwania zostały spełnione po trzykroć, jednak i oponent nie pozostał w tym starciu bierny. Mimo że Franz próbował uniknąć ciosu, nie zdążył w porę zareagować, obrywając czarnomagicznym zaklęciem. Trudno było powiedzieć co czuł, kiedy godziły go… ostrza? Wydawało mu się, że jego ciało przebijały kolejne rozgrzane pręty, a on sam wił się z bólu, jakby był pod wpływem Cruciatusa. Padł na ziemię otumaniony fizycznymi cierpieniami i nagle cały świat stał się niewyraźny, jak gdyby jego spojrzenie owionęła mgła, śmiercionośny obłok. Niemiec wiedział, że z każdą chwilą słabnie. Położył dłoń na brzuchu, zasłaniając jedną z głębokich ran, a jego ręka w momencie pokryła się czerwoną posoką. Z ust Ślizgona uwalniały się co jakiś czas niezidentyfikowane odgłosy przypominające jęki i pomruki. Z czasem jednak ból uchodził, a przynajmniej siedemnastolatek odnosił takie wrażenie. Tracił kontakt z rzeczywistością, a w jego myślach pojawiały się przeróżne obrazy. Dominował jednak jeden – umierająca Vivienne. Krueger ostatkiem sił wyciągnął rękę, próbując pomóc swej marze, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że to wszystko pozostało już gdzieś w tyle. Stanowiło zamknięty rozdział w jego historii.
Chłopak zastanawiał się nad tym, jaki ból musiał sprawić swojej byłej dziewczynie, nawet nie ten fizyczny, bo jak widać, on szybko uchodził z organizmu, oddając miejsce przykrym wspomnieniom, takim, które powracają tuż przed śmiercią. Franz uświadomił sobie, jaką krzywdę wyrządził tej młodej Gryfonce. Bo o ile do tej pory targały nim wyrzuty sumienia z powodu tego, ile fizycznego cierpienia jej zadał, zrozumiał, że to nie ono było najgorsze. Mimo że tracił siły, mimo że z każdą chwilą oddalał się do świata sennych mar i koszmarów, słyszał w uszach ściszony głos Jasmine, która krzyczała, by go ratować. Była cały czas przy nim, a on przez to wierzył, że nie wyzionie ducha, że to jeszcze nie jego chwila i że ma do dokonania jeszcze wiele bohaterskich czynów w swoim życiu. Nawet, gdyby miał właśnie teraz pożegnać się ze światem, czuł się spełniony i szczęśliwy. Vivienne nie miała niczego. Nie dość, że cierpiała, straciła nadzieję, to jeszcze Krueger odebrał jej wiarę w najgłębsze uczucie, które ją z nim łączyło. Miłość przestała mieć znaczenie, umarła wraz z nią, w przyciemnionej sali w lochach.
Kolejne myśli przemierzały umysł Franza, jak w kalejdoskopie, ale chłopak niczego więcej już nie zapamiętał. Nie był pewien, ale chyba stracił przytomność. Ostatnim obrazem, jaki widział oczami wyobraźni było jasne światło. Po tym wszystkim obudził się dopiero w domu państwa Vane’ów. Obok niego stała Elodia, a niemiecki czarodziej powoli przypominał sobie przebieg zdarzeń, które miały miejsce w lesie. A więc Jasmine nic poważnego się nie stało… Odetchnął z ulgą, a zaraz po tym zobaczył przed swoimi oczami znajomą, niezwykle zgrabną i seksowną sylwetkę.
- Już w porządku. Nic Ci nie jest? – zapytał spokojnym tonem, a w tej chwili nic więcej nie potrzeba było mu do odzyskania harmonii ducha. Znów był szczęśliwy, mając ją przy sobie. To ona była tym najjaśniejszym światłem w tunelu. Wymienili może kilka zdawkowych zdań, kiedy matka Vane wpadła do pokoju i rozdzieliła ich, żeby Ślizgon mógł wypocząć. Nic dziwnego, że przerwała te miłostki. Siedemnastolatek nadal był wyczerpany. Stracił dużo krwi, a jedyne, co mogło go w tej chwili doprowadzić do pełni zdrowia, to sen. Nie trzeba było mu wiele czasu. Zasnął kilka minut po tym, jak zamknął oczy.
Kiedy ponownie je otworzył, spojrzał na stojący na szafce nocnej zegarek. Wpół do piątej, nad ranem. Wstał leniwie, starając się nie opierać na obolałej jeszcze ręce, po czym doprowadził się do porządku i założył na siebie czarny garnitur i białą koszulę. Udał się do opustoszałego salonu, gdzie podszedł do barku i nalał sobie szklankę whiskey, do której dorzucił dwie kostki lodu. Najwyraźniej powracał do zdrowia, skoro pierwsze o czym pomyślał, to jego ulubiona Ognista. Usiadł w salonie, racząc swoje gardło gorzkim smakiem alkoholu. Sięgnął nawet do kieszeni marynarki, ale ze zrezygnowaniem stwierdził, że papierosy musiały pozostać gdzieś w sypialni. Po tym, co wydarzyło się na wyjeździe nad jeziorem, musiał się jakoś odprężyć i choć wysokoprocentowy trunek nie przyśpieszał procesu regeneracji jego organizmu, chłopak zdawał się tym w ogóle nie przejmować. Uważał, że czuje się już całkiem nieźle. Może jedynie bandaże stanowiły dla niego przeszkodę i nie pozwalały jeszcze na w pełni swobodne ruchy. Wszystko jednak było kwestią czasu.
Sponsored content

Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gard Manor [Swansea, Walia]   Gard Manor [Swansea, Walia] - Page 2 Empty

 

Gard Manor [Swansea, Walia]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 Similar topics

-
» Black Manor
» Fin Gard- relacje
» Dom państwa Everett - Walia
» Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Inne Magiczne Miejsca
 :: 
Świat
 :: Wielka Brytania i Irlandia
-