IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptyWto 16 Wrz 2014, 17:50



Glamoran Canal Nature Reserve - rezerwat przyrody


To jedno z przyjemniejszych miejsc na niewymagający relaksujący niedzielny spacer. W zasadzie najlepiej wybrać się tam w tygodniu, bo w weekendy bywa dość tłoczno. Można tam spotkać głównie emerytów z pieskami, amatorów biegania oraz fotografów przyrody. Rezerwat znajduje się na obrzeżach Cardiff.



Ostatnio zmieniony przez Jolene Dunbar dnia Wto 16 Wrz 2014, 20:16, w całości zmieniany 1 raz
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptyWto 16 Wrz 2014, 18:23

- Mamo, siku. - szepnęła na ucho kobiecie w średnim wieku, ściskając ją za łokieć. Już od godziny chodzili po Parku Narodowym spędzając w ten sposób czas przeznaczony dla rodziny, czyli poniedziałkowy poranek. Taki był zwyczaj w rodzinie Dunbarów, a skąd się wziął, Joe do tej pory nie wiedziała. Nie lubiła go, bo musiała wtedy wlec się za rodzicami w nudne miejsca. Zwleczono ją zaspaną z łóżka i nakazano ubrać się elegancko, wszak należy ładnie wyglądać podczas wyjścia z rodziną. Nastolatka niechętnie wyszła z ciepłego łoża i ubrała się w żarówiastą żółtą sukienkę. Samuel nie wrócił do domu na wakacje wymawiając się otrzymaniem dobrej pracy w Londynie, także Joe była sama jak palec. Jeszcze w piżamach podeszła do więzionej sowy pewnego Morisona i po paru dniach tuczenia łaskawie ją wypuściła. Wysłała wiadomość do Dwayne'a, aby przyprowadził swe troki również do rezerwatu przyrody. Nie mogła iść tam i nudzić się sama. Lepiej, aby towarzyszył jej ktoś, komu będzie mogła zabrać Pióropusz, a potem wspinać się na drzewa mimo, że było to zakazane.
- Dobrze Jolene, idź już, ale wróć tu za chwilę. Będziemy czekać na ciebie przy budce z watą cukrową. - tylko obietnica słodyczy gwarantowała powrót Joe do rodziców i zaniechanie jej niecnych planów "zgubienia się w tłumie", co miała opracowane do perfekcji. Dziewczyna w podskokach wyminęła tuziny tuptających ślimaczo ludzi, wracając ścieżką pół kilometra. Dwayne spóźniał się. Collin też, bo oczywiście miał go ze sobą wziąć. Joe ma dla młodszego Morisona paczkę Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego Botta. Pognała niczym burza, przepychając się między spoconymi ludźmi. Przeskoczyła cztery większe kamienie, podeptała trawnik, który notabene należało szanować i dopadła Toi Toi. Nadymała policzki, zatkała nos i w sposób ekspresowy załatwiła to, co miała załatwić. Wypadła stamtąd szybciej niż tam weszła. Zdyszana i czerwonawa od wstrzymywania oddechu zgięła się w pół, opierając ręce o kolana. Tęskniła do własnej łazienki a najbardziej do hogwardzkich. Jej planem na wrzesień było zakradnięcie się do tej należącej do prefektów. Podobno są tam bąbelki, a Joe kochała bąbelki. Namówi do tego Morisona, a raczej wmówi mu, że to jego pomysł i będzie mogła kryć się nim w przypadku nakrycia przez Filcha. Następnie uratuje go od szlabanu i będzie miał u niej dług wdzięczności. Czy to nie jest plan godny Joe Dunbar?
Potuptała trzy korki przed siebie i oddychała niczym ryba wyrzucona na brzeg wody. Nigdy więcej do Toi Toi'a. Rozejrzała się po okolicy, mianowicie stała niedaleko wejścia do rezerwatu przyrody. Poświęciła swe kilkanaście minut nudy na rzecz odnalezienia przy bramie sąsiada.
- Dwayne! Dwayne! Tu jestem, chodź! Mama-da-nam-watę-cukrową! - krzyknęła donośnie zwracając na siebie i na Puchona uwagę wszystkich obecnych ludzi. Joe nie miała poczucia wstydu. Absolutnego. Machała rękoma i skakała, aby ją dostrzegł już z daleka jeśli jakimś cudem jej nie usłyszał i nie dojrzał przez kolor sukienki.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptyWto 16 Wrz 2014, 18:51

Dzisiejszy plan dnia Dwayne’a miał należeć do tych mniej skomplikowanych, podczas gdy plan dnia wyglądał nie mniej i nie więcej tak jak wczoraj: wstać, jeść, sikać, iść spać. I chociaż musiał uśmiechać się przy stole w grobowej ciszy podczas niedzielnego obiadu, ojciec musiał znieść połowiczną nagość starszego syna przebranego w chwili obecnej za wojownika Apaczów wybierającego się na wojnę. Skończył czytać pierwszą z wielu książek Karola Maya na temat przygód z Dzikiego Zachodu, dlatego też wcielając w życie swoje postanowienia, nie brał pod uwagę zniesmaczenia rodzicieli i ich wyraźnie wyczuwalnej nadziei na wyzdrowienie Dwayne’a z dziecinady jaką odstawiał odkąd tylko skończył trzeci rok życia.
Jego plan na dzisiejszy dzień był iście genialny, polegający również na spłataniu kilku figlów śmiertelnie poważnemu bratu, który żartów miał już po dziurki w nosie. Naprawdę wszystko miało być idealne i doskonale chaotyczne w przedsięwziętych przez Puchona działaniach, tylko dwa istotne fakty pokrzyżowały wszystko jednym ruchem ręki. Właściwie to skrzydeł, ponieważ sowa spadła na twarz śpiącego, który momentalnie poderwał się z wysokim (niemalże dziewczęcym) piskiem z łóżka. I tak jak zwierz nie lubił swojego właściciela, postanowił dziabnąć go prosto w zakrzywiony nos, umykając czym prędzej dopóki Indianin nie postanowił wyrwać kolejnych piór z ptasiego ogona. Drugim faktem była praca rodziców i zaopiekowanie się Collinem, który równie mocno okazywał swój „entuzjazm” opieki starszego brata.
- Weź się! – Zdyszany i piskliwy głos wyrwał się od 13 letniego blondyna idącego pośpiesznym krokiem w stronę bramy prowadzącej do rezerwatu. Machał rękoma nad własną głową w marnej próbie ochronienia się przed dokuczeniem starszego brata, który za cel obrał sobie doczepianie gum do żucia we włosy Collina.
- No czekaj no, muszę sprawdzić czy są mocne! – Piskliwym głosem zakomunikował chłopak ubrany w brązowe spodnie z powiewającymi przy wietrze frędzlami, przekraczając całą trasę bez jakiegokolwiek zabezpieczenia w postaci butów. Albo mokasyn chociaż, skoro przebrał się w białego wojownika z czerwonego szczepu. Na górę zarzucił kamizelkę uwydatniającą jego chude kości i długie ramiona, przysłaniające resztę korpusu tylko i wyłącznie wzorzystymi liniami o różnych kolorach czy kształtach. Kłótnia między braćmi słyszalna była już od dwóch ulic i dopiero krzyk niezadowolenia Collina zmusił Dwayne’a do przystanięcia i wybuchnięcia śmiechem, podczas gdy uskarżanie młodszego zostało przerwane dobrze znanym zaproszeniem Jolene. Puchon nie musiał wyciągać zbyt mocno głowy do góry, ponieważ i tak należał do niezwykle wysokich nastolatków. Nieodstępujące na krok pióra przyczepione do przepaski zwisały spokojnie po obu policzkach chłopaka, który poderwał się gwałtownie do biegu i ruszył z dzikim okrzykiem:
- Łohohohohoho! – W stronę Jolene, uderzając rytmicznie dłonią w odsłonięte usta, serwując przechodniom iście niecodzienny widok szarżującego całkiem zręcznie człowieka przebranego za Indiańskiego wojownika. W tym samym czasie młodszy z Morisonów stał przysłaniając dłonią twarz i z rozbawieniem przypatrywał się głupocie brata, próbując wyjąć poszczególne gumy do żucia z cichym „bleee” na ustach. Dwayne zaś w paru podskokach znalazł się przed Jolene i zgiął się w pół, przypatrując się jej z szeroko rozłożonymi rękoma spod byka, jak gdyby istotnie stanowiła jakiekolwiek zagrożenie.
- Niewieścia Blada Twarz mówiła o wacie cukrowej. Gdzie ona? – Zapytał podejrzliwym tonem, z wyraźnym wysiłkiem imitując niski bas podczas wypowiedzi, przez cały czas zdradzając się z rozbawieniem z połyskującymi oczyma. Nie czekając na odpowiedź podskoczył do Jolene i … dźgnął ją zaczepnie w bok, szczypiąc skórę pod kanarkową sukienką. – Niewieścia Blada Twarz mówi, bo na tortury ją wezmę! – Ostrzegł tym samym głosem, nie przejmując się ludźmi powoli przystającymi dookoła nich.
Gość
avatar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptyWto 16 Wrz 2014, 19:52

Clarie dzisiejszego dnia wstała równo ze wschodem słońca. Ostatnimi czasy dziewczyna nie sypiała zbyt dobrze. Co się dziwić, w końcu od pewnego czasu jej ojciec nie był zbytnio w formie, a z pracy zrezygnować chociaż na kilka dni nie chciał. Źle to wpływało na dziewczynę, próbowała przemówić mu do rozumu, ale ten jakby nawet jej nie słyszał. Namówiła nawet dziadków by spróbowali z nim porozmawiać na ten temat, ale nie udało im się. Pan Jonson powiedział że wszystko jest w porządku i czuję się doskonale. Clary wiedziała, że ojciec kłamie. Przecież nie jest ślepa, widzi ten ból na jego twarzy gdy chodzi. Nie rozumiała czemu on tak bardzo nie chce przyznać, że nie wszystko jest w porządku. Dzisiejszego dnia jednak miało być inaczej. Ojciec obiecał jej, że zabierze ją do rezerwatu przyrody w Cardiff. Była to ponad godzina drogi, lecz nie stanowiło to żadnej przeszkody. Mieli tak jak kiedyś spędzić trochę czasu razem, no i przy okazji jej rodzic trochę odpocznie. Tak bardzo cieszyła się na tą wycieczkę, że już o godzinie ósmej, czekała gotowa w kuchni. Nie zdziwiła się ani trochę, gdy zastała tam swojego ojca. Pewnie z przyzwyczajenia wstał równie wcześnie jak ona. Przywitała się z nim, a on jak zawsze pocałował ją w czoło. Zjedli śniadanie w ciszy. Ona nuciła sobie pod nosem piosenki, a pan Jonson jak miał co ranek w zwyczaju czytał gazetę. Nie rozmawiali zbyt dużo, można by powiedzieć, że nawet tak naprawdę nie mieli o czym. Nie było tak zawsze, stało się tak odkąd skończyła 15 lat. Jej ojciec nie miał już dla niej tyle czasu co kiedyś, no i dziewczyna przecież dorosła, nie była jego małą córeczką co kiedyś. Ich rozmowy zazwyczaj dotyczyły jej szkoły lub jego pracy. Clarissa miała czasem wrażenie, że on tak naprawdę nie odczuwa potrzeby by z nią rozmawiać, wydawało jej się, że woli jak pomiędzy nimi panuję cisza.
Parę godzin później stali przed bramą prowadzącą do rezerwatu. Dziewczyna cały czas z szerokim uśmiechem na twarzy patrzyła na ojca. Była taka szczęśliwa, założyła nawet sukienkę, a nie miała w zwyczaju tego robić. Zakładała je tylko na ważne dla niej okazję, a ta wycieczka właśnie taka była. Sukienka była biała, zwykła i prosta. Jeśli chodzi o biżuterię to miała założony tylko medalion, z którym zresztą nigdy się nie rozstawała. Włosy rozpuszczone, na jej głowie spoczywał wielki, również w odcieniach bieli, wianek - własnoręcznie zrobiony przez dziewczynę. Przeszli przez bramę, po minie swojego ojca widziała, że nie podoba mu się tu zbytnio i wolałby być teraz w innym miejscu. Clariss już wtedy wiedziała że coś jest na rzeczy, nie zdziwiło jej więc gdy po niecałej godzinie rozstali się. Okazało się, że rano dostał sowę z ważną informacja i musiał się udać teraz w parę miejsc. Była zła, a raczej wściekła. Skoro wiedział, że i tak nie będzie mógł tu z nią spędzić całego dnia to po co ją tu w ogóle zabrał. Teraz została tu sama i niby co miała robić? Zobaczyła budkę z lodami, kupiła sobie kilka gałek, na szczęście ojciec zostawił jej trochę pieniędzy "żeby dobrze się bawiła". Ta jasne, jakby pieniądze miały jej wynagrodzić jego nieobecność. Zauważyła ludzi zbierających się dookoła, zaciekawiło ją co takiego się tam znajduję. Poszła w tamtym kierunku, przepchała się na sam przód i szczerze to wcale się nie zdziwiła, gdy zobaczyła Dwayne'a, który jak zawsze miał na sobie jakieś indiańskie elementy, dźgającego Jolene. Zaczęła się szczerze śmiać, nic dziwnego chłopak przecież zawsze potrafił ją rozbawić swoim zachowaniem. Postanowiła nie podchodzić, może przedstawienie będzie jeszcze trwało. Pomachała im tylko, szeroko się uśmiechając.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptyWto 16 Wrz 2014, 20:06

Śmiech Joe zbudził z drzemki pół tuzina kolorowych ptaszków wylegujących się w wysokim krzaczku nieopodal ścieżki. Wzbiły się w powietrze świergocząc i zmieniając miejsce swego leżakowania. Dwayne nigdy nie wyrośnie z przebierania się za Indian, zaś sama Joe porzuciła ten styl w wieku czternastu lat na rzecz podkreślania kształtów dojrzewającego ciała. Wybrała bycie kobietą i próby wykorzystywania swego niewątpliwego uroku na osobnikach płci męskiej niźli bieganie przed ludźmi i udawanie Indian. Za każdym razem na widok Dwayne'a śmiała się w głos i ocierała łzy z kącików niebieskawych ocząt podkreślonych mocno tuszem do rzęs. Potrzebowała tylko trzydziestu trzech minut na dopracowanie każdej rzęski i ufała, że Dwayne to zauważy i skomplementuje. Zamrugała gwałtownie, potem jeszcze raz i kolejny próbując zwrócić uwagę Morisonowi na ten jakże ważny aspekt.
Odsłoniła bielutkie ząbki, lokalizując opaskę z piórem na chudej głowicy Gęgającego Pióra.
- Buu! - uskarżyła się donośnym głosikiem, odskakując w bok. Pomasowała szczypniętą skórę i pokazała język Dwayne'owi. Chciała komplementu dotyczącego perfekcyjnie podkreślonych rzęs, a nie gróźb watę cukrową. Poprawiła wściekle żółtą sukienkę, wygładzając falbanki u jej krańcach. Rano odsłoniła łydki, bo chciała pochwalić się nimi. Schudła aż jeden kilogram przez wakacje, a to pozwalało na odrobinę próżności i samouwielbienia. Joe i tak łaknęła komplementów, wszak któż nie lubił ich otrzymywać? Stanęła na palcach i zerwała z głowy Gęgającego Pióra opaskę. Włożyła sobie ją na głowę; pasowała jak ulał. Skoczyła dwukrotnie śmiejąc się w głos i pognała do Collina, rzucając się trzynastoletniemu chłopcu na szyję. Obdarowała go dwoma buziakami w oba policzki. Celowo nie odpowiedziała na pytanie o watę cukrową, bo na nią nie zasługiwał! Nie skomplementował jej rzęs, jak tak można? Czy nie widać, że są tak pięknie podkreślone?
- Mam dla ciebie fasolki! Dlaczego masz kawałek gumy we włosach, Collin? - pozbyła się kilkoma zgrabnymi ruchami gumy z kosmyka chłopczęcia. Wcisnęła dłonie do ciemniejszej żółtawej torebki i wyjęła stamtąd pudełeczko magicznych łakoci. Joe nachyliła się nad małym, aby tylko on ją słyszał wszak miała mu do powiedzenia coś bardzo ważnego.
- Nie dawaj Dwayne'owi bo wisi mi trzy laski cukrowe już od trzech miesięcy. - szepnęła, wypuszczając chłopca z ciasnego uścisku. Wsunęła mu dyskretnie opakowanie do kieszeni spodni, a potem obdarzyła go uśmieszkiem. Wyprostowała się i obróciła wokół własnej osi, odwracając się do Dwayne'a. Teraz nadszedł czas na niego i na karę za szczypanie.
- Nie ma tak łatwo, Opalona Twarzo! Żądam trzech ostatnich życzeń, koktajlu wiśniowego, zapasu kliszy i miesięcznego zapasu fasolek zanim Gęgający Piór nie powie tego, co ma mi teraz powiedzieć. Wtedy powiem gdzie jest wata cukrowa, ha! - zamrugała nienaturalnie szybko rzęsami próbując wskazać Puchonowi co też ma uczynić. Joe wypięła dumnie pierś zasłaniając sobą małego Collina. Tak stojąc dostrzegła w oddali drugą znajomą twarz.
- Clary! - krzyknęła, kraśniejąc w uśmiechu. Zapomniała na te parę chwil o Morisonach, przebijając się między ludźmi, aby dotrzeć do dziewczyny. Pocałowała ją w policzek atakując ją jednocześnie kilkoma skradzionymi piórami.
- Bierzemy chłopców na watę cukrową? Tylko najpierw chcę pośmiać się z Gęgającego Pióra. Zobacz, on przyszedł tutaj boso, a tamten staruszek w garniturze patrzy na niego tak podejrzliwie jakby był dorodnym ghulem w ogródku warzywnym. - cały tekst wydusiła na jednym tchu, prowadząc ze sobą Clary do dwóch Morisonów. Wycieczka do rezerwatu przyrody coraz bardziej podobała się jej. Joe niby to przypadkiem zapomniała, że miała wrócić od razu do rodziców. Nie sądziła, że przy Toi Toi spotka troje ulubionych znajomych. Dwayne miał teraz dwie dziewczyny do skomplementowania, jeśli tylko skuma o co chodzi z tym nadmiernym mruganiem rzęs.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptyWto 16 Wrz 2014, 21:10

Jolene za każdym razem stanowiła dla Dwayne’a bufor bezpieczeństwa między nim a damską częścią Hogwartu, prezentując się tylko i wyłącznie jako dobry kumpel pozbawiony wszelkich kobiecych detali. I chociaż dziewczyna coraz częściej zakładała na siebie sukienki, okalając twarz subtelnym makijażem, przyjaciel z czasów dzieciństwa nie dojrzał wystarczająco mocno, aby dostrzec łabędzia przeobrażającego się na jego oczach, zafascynowany zbyt mocno możliwościami jakie daje beztroskie życie bogacza. Przyglądał się jej podejrzliwie, odsłaniając górną wargę oznaczającą niezadowolenie podczas gdy przeczył błyskami brązowych oczu przysuniętych nieznacznie postrzępioną, zbyt długą grzywką. Po bokach przyczepione miał zaledwie dwa dorodne pióra potraktowane z pewnością jakimś eliksirem powiększającym i koloryzującym, ponieważ straszyć mogły swoją niemalże fosforyzującą bielą umoczoną na końcu czerwonymi plamami. I to właśnie tę skórzaną przepaskę naznaczoną mocnymi czarnymi szwami sięgnęła podczas nieuwagi chłopaka, nie wysilając się zbytnio w powodu niewielkiej różnicy w ich wzroście, podczas gdy na korzyść takiego działania odznaczyła się pozycja pochylającego się Dwayne’a.
- Niewieścia Blada Twarz jest słaba! – Zakrzyknął z udawanym sapnięciem zgrozy, wydając z siebie przy tym donośny odgłos przypominający „uff”. Jak doczytał wczorajszego wieczora, dźwięk ten wydawany był przez czerwonoskórych braci w sytuacjach wielkiego zdziwienia podczas niezadowolenia albo podziwu dla odwagi. Wyprostował się krzyżując ręce na swojej klatce piersiowej, przyglądając się próbom przytrzymania symbolów śmiałości chłopaka, z jakąś pokonywał najgroźniejszych wrogów i jednym ruchem stóp umykał poza zasięg nieprzyjacielskich strzał. Przepaska była nie tylko elementem ozdabiającym Puchona, ale również (a raczej przede wszystkim) stanowiła niewymierny wręcz symbol jego osobowości ukrytej głęboko pod beztroskimi psikusami i figlami, jakimi nie powstydziłby się żaden huncwot. O tym jednak wiedzieli nieliczni, którzy przyglądali się zmaganiom starszego Morisona z nieprzychylnym Gilgameshem (jakiego przezywał złośliwie Gilili von Groszek) bądź jego kompanami akurat w takiej chwili, w jakiej nie powinien stawać im na odcisk.
Bez przepaski czuł się co najmniej głupio, ale nie pozwalał sobie na zbyt długie tkwienie z rozchylonymi ustami i pośpiesznie skrzyżował ręce mocniej, ściągając przy tym mięśnie twarzy tak mocno, że wystające kości policzkowe uwypukliły się jeszcze bardziej, zaś anatomicznie przyznana ułomność – pogłębiła się. Z niewielkiego oddalenia przyglądał się zajęczym podskokom Jolene, która uwiesiła się nieszczęsnemu Collinowi do szyi i nawet próby oddalenia się od nadchodzącego nieszczęścia nie wystarczyły, aby uchronić się przed zmiażdżeniem rękoma panny Dunbar.
- Jolene… - Jęknął zażenowany piskliwym głosem próbując odepchnąć od siebie dziewczynę czyniąc to za każdym razem, kiedy postanowiła przywitać go tak matczynym zachowaniem jak teraz. – No weź… - Poprosił ją słabo, rumieniąc się stosunkowo mocno i łapał nerwowym spojrzeniem otaczających ich tłumek ludzi, którzy z wyraźnym zainteresowaniem przyglądali się nowemu członkowi nietypowego przedstawienia. Collin w końcu wyswobodził się z objęć dziewczyny, odczuwając miły ciężar w kieszeni spodni, który niemalże od razu sprawdził.
- Dobra! – Odpowiedział konspiracyjnym tonem z wyczuwalnymi nutkami zażenowania i satysfakcji z przekonaniem, że chwilę to on może poznosić te Przytulance i całusy, jeśli w nagrodę ma otrzymać tyle słodyczy i fasolek. Tylko głupiec by się z tego nie cieszył!
W międzyczasie Dwayne dostrzegł w tłumie machającego człowieczka prychającego śmiechem w podobny sposób co kilka stojących niedaleko osób.
- Hogwh! – Krzyknął w stronę znajomej, unosząc również prawicę akurat w tym momencie, kiedy doskoczyła do niego po raz kolejny Zajęcza Nóżka i nie zdążył dopowiedzieć wszystkiego co miał w planie.
- Coś ci wpadło do oka, że tak mrugasz? – Zapytał głupio, równocześnie pochylając się w stronę twarzy Jolene tylko i wyłącznie po to, ażeby przenieść wielkie dłonie na jej policzki i przysunąć palec wskazujący na jedną z rzęs. Dotknął jeśli dziewczyna się nie wyrwała. – Ej, coś czarnego ci się osadziło na rzęsach i dookoła oczu. Kąpałaś się w sadzy czy co? – Z całkiem skutecznie wyczuwalną powagą podzielił się konspiracyjnie przypuszczeniami, aby dziewczyna nie ośmieszyła się przed stojącym nieopodal Collinem czy Clarissą, która z pewnością już niedługo dołączy do ich grona i przestanie egzystować jako szara jednostka uniwersum zwanego światem.
Jakoś z głowy wyleciało mu kontynuowanie sprzeczanie się z Puchonką i realizowaniem jej ostatecznych życzeń przed śmiercią, przemykając spojrzeniem w kierunku koleżanki na krótki moment. Zamierzał ruszyć w ich stronę i zapewne uczyniłby to, gdyby tylko Collin nie uczepił się kamizelki i zaczął go ciągnąć w swoją stronę. Sięgał Dwayne’owi zaledwie do mostka.
- Daj mi spokój, Collin. Masz, idź kupić sobie lody czy co tam. – Pogmerał chwilę czy dwie w kieszeniach wciskając młodszemu bratu kilka złotych i srebrnych monet dokładnie tak, jakby nie miały one zbyt wielkiej wartości i z ich pomocą można było kupić jedynie dwie gałki sorbetu jabłkowego. Każdy na świecie wie, że to najbardziej ohydny smak jaki mógł zostać stworzony. Oprócz fasolek o smaku wymiocin.
Blondynek wyraźnie naburmuszył się wyczuwając szwindel Dwayne’a, ale korzyść płynąca z dodatkowych monet przyćmiła wystarczająco jego oburzenie, że odsunął się na bok i zaczął powoli liczyć zdobyty majątek. Dziewczyny zdążyły zmniejszyć odległość między centrum widowiska a sobą, chociaż coraz więcej ludzi ponawiało przerwany spacer nie dostrzegając w chłopaku przebranym za Indianina szczególnie istotnej atrakcji turystycznej. Chłód ciągnący od betonowej ścieżki nie był przyjemny dla wojownika, dlatego też nie przystając w marszu przecisnął się między Puchonkami, chwytając obie za dłoń i pociągnął je za sobą w stronę trawnika.
- Czy wy musicie chodzić w tych spódnicach? Przecież nawet na drzewo się teraz nie wdrapiecie. – Odwrócił się na pięcie gwałtownie i wycelował palec wskazujący w nos Jolene, który dotykał opuszkiem palca i dokończył z wyrzutem: - A ty wiedziałaś, że będziemy po nich latać. – Po czym wyprostował się, z dumą wypinając chudą pierś do przodu, nie łudząc się że dziewczyny spostrzegą delikatny zarys tworzących się u nastolatka mięśni. Indiańskie zabawy miały bardzo dużo pozytywów jak chociażby utrzymanie dobrej kondycji fizycznej w celu zdobycia Pucharu Quiddicha w roku szkolnym ‘77/’78.
Gość
avatar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptyWto 16 Wrz 2014, 21:29

Dziewczyna cały czas bacznie obserwowała całą to sytuację pomiędzy Joe, Dwaynem i jego młodszym brata. Śmiała się bez przerwy, na dodatek bardzo głośno. Nie potrafiła uwierzyć w swoje szczęście. Nigdy nie pomyślałaby że spotka w tym miejscu znajomych z Hogwartu. No bo przecież można się tu wybrać w każdy możliwy dzień, a oni akurat wybrali ten co ona. Wiedziała jednak, że dzięki nim nie będzie się nudzić, a dzień na pewno nie zaliczy do tych straconych. Zauważyła zmierzającą w jej stronę dziewczynę. Była to oczywiście Jolene, miała na sobie jaskrawą żółtą sukienkę. Clary musiała przyznać że dziewczyna ślicznie wygląda.
- Joe! - krzyknęła niemal równocześnie co dziewczyna i również pocałowała ją w policzek, krzywiąc się jednak nieco, bowiem przecież dostała z pióra w twarz. Co prawda zaboleć to jej nie mogło, ale jednak oko podrażnić owszem. - Ładnie wyglądasz. - udało jej się powiedzieć, zanim dziewczyna się rozkręciła i zaczęła mówić. Clarie patrzyła na nią uśmiechnięta, słuchając dokładnie co ma jej do powiedzenia. Chciało jej się śmiać, otóż dziewczyna powiedziała to wszystko na jednym tchu i już prowadziła ją w stronę chłopców.
- A zasłużyli sobie w ogóle na ta watę cukrową ? -zapytała. - Nic za darmo. - dodała uśmiechając się jeszcze szerzej. - Tak ja też chętnie jeszcze bym się pośmiała. Widziałam i wcale mu się nie dziwię, sama nie wiem jakbym na niego patrzyła, gdybym go nie znała. - zaśmiała się, spoglądając na Morisona, a potem na starszego pana. Gdy chłopak dołączył do nich i zamiast się przywitać, marudził Clary prychnęła. - Dwayne kolego, Ciebie też miło widzieć ! - powiedziała nieco urażonym tonem. - Kto powiedział, że nie damy rady się wdrapać na drzewo? -zapytała nieco zaskoczona. - Wszystko jest możliwe, nawet wdrapanie się na drzewo w sukienkach. - powiedziała stanowczo, chociaż sama po części nie wierzyła, że im się to uda. Nie wiedziała jak Joe, ale ona nigdy tego nie próbowała. Jeśli miałaby być szczera to zauważyła zarys mięśni u chłopaka. Mimo to nie nie powiedziała nic na ten temat, może i by uczyniła inaczej gdyby nie to powitanie jakie jej zaserwował. Poza tym uważała, że chłopak i tak ma już dużą samoocenę, więc po co mu tego dokładać.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptyWto 16 Wrz 2014, 22:30

- Dziwny, ale swój, prawda? - wskazała brodą na Morisona - Gęgającego Pióra, a uśmiech nie schodził z jej bladych suchych ust. Joe również nie przypuszczała, że spotka tutaj i Clary, a powinna przewidywać, że prędzej czy później natkną się na siebie w wakacje. Mieszkają wszak w Walii, prawie po sąsiedzku.
- Śliczna sukienka, Clary! Może złowimy sobie tutaj przyszłych mężów? - Ucieszyła się szczerze, gdyż rodzinna wycieczka do rezerwatu zamieniła się w spotkanie ze znajomymi, a to z reguły sprowadzało się do knucia i realizowania psot. Do życia pełną piersią. Joe rozglądała się nawet za potencjalnymi kandydatami na męża, lecz nikt nie przykuł jej uwagi. Obie były piękne, młode, a więc w sam na poszukiwanie drugiej połówki, o którą mogłyby troszczyć się pieczołowicie.Niestety żaden mugolak nie spełniał wymogów i kryteriów Puchonki. Nie przejęła się tym zbytnio marząc, aby jej mąż był silnym czarodziejem. Niby żartowała, a mimo wszystko dało się wyczuć w tym poważne nutki. Cała Joe! Wzruszyła ramionami kończąc "poszukiwania". Wróciła wzrokiem do Opalonej Twarzy.
- Nie zasłużyli na słodycze, ale są fajniejsi niż przewodnik. I nie mają wąsów jak on. - stwierdziła filozoficznie dostrzegając w rodzeństwie Morisonów mnóstwo atrakcji na dzisiejszy cały dzień. Tak właśnie powinny zaczynać się poniedziałki, znajomymi twarzami i wakacjami.
Dwayne'a zgromiła wzrokiem, a uśmiech na ustach przeczył wszystkiemu. Wciąż był chłopcem, a nie mężczyzną, tak więc nie wpadł na ten wspaniałomyślny pomysł, aby skomplementować jej strój i wygląd. Strzepnęła jego rękę z twarzy, wywracając oczami.
- Sadza nie ma właściwości odżywczych, ale za to chyba wykąpię się w soku pomidorowym. To bardzo nawilża skórę, chcesz kiedyś też spróbować? - zapytała śmiertelnie poważnym tonem, a to świadczyło o prawdziwości słów Joe. Lubiła wyzwania. Lubiła szaleństwo, bo brakowało jej piątej klepki, z czego była bardzo dumna.
- Collin, wracaj! - zawołała na chłopcem, lecz ten pochłonięty drobnymi monetami odszedł do budki z lodami. A tak chciała nakarmić go dużą watą cukrową, oczywiście swoją własną i dodatkowo różową. Zgarbiła ramiona i odprowadziła go wzrokiem pamiętając, żeby później go znaleźć i obdarować jeszcze czymś słodszym. Joe nie przejmowała się, że jej portmonetka chudnie, a rodzice są coraz bardziej niezadowoleni wymaganiami córki. Niedługo argument "ale ja jestem czarownicą" przestanie wystarczać.
Poprawiła pióra na głowie nie zwracając szczególnej uwagi na stanięcie na trawniku. Drugi raz trzepnęła Dwayne'a w palec, nie zwracając póki co uwagi na uwydatniony obecnie zarys mięśni. Dla niej był chłopcem, kolegą z sąsiedztwa i ośmiolatkiem. Nie patrzyła na niego z innej perspektywy, paradoksalnie próbując go nauczyć obdarowywania dziewcząt komplementami. Testowała go na sobie, lubiąc miłe słowa aczkolwiek szło jej to marnie zważywszy na temperament Morisona przypominający do złudzenia Piotrusia Pana (którego notabene uwielbiała czytać). Oni chyba nigdy nie dorosną i nie było im do tego spieszno mimo, że za rok staną się pełnoletni. Żyć, nie umierać.
- Właśnie, kto powiedział, że się nie da? - zapytała urażona niedowierzaniem przyjaciela. W jaśniutkich tęczówkach Joe zabłysnęła determinacja i żądza adrenaliny.
- Oczywiście, że damy radę, prawda Clary? Pokażemy ci, a potem pójdziemy na watę cukrową, bo mama mnie zabije jak nie wrócę zaraz. Wiecie, byłam w toi toi, ale nie idźcie tam. - poradziła poważnie, wskazując stojący nieopodal wysoki niebieski prostokąt. Wzdrygnęła się i zlokalizowała odpowiednio drzewo. Teraz to Joe złapała oboje za ręce i zaprowadziła ich za budki z lodami i budki z pamiątkami; tam, gdzie nie było za dużo osób.
Joe nie miała poczucia wstydu, na prawdę. Puściła dłonie puchonów i dopadła drzewa. Nogę oparła o korę, prawą ręką złapała najniższą gałąź. Sprawdziła jej stabilność, odnalazła niewielkie uwypuklenie na pniu i ułożyła tam drugą stopę. Kilka indiańskich (bądź jak kto woli "małpich") chwytów, powiewania sukienki w wietrze, osunięcia się jej na udo i... wspięcie się na szeroką gałąź. Usiadła na niej tyłkiem, zarzucając nogi na jedną stronę. Absolutnie nie pomyślała o widokach na jakie naraziła Dwayne'a bądź Collina, jeśli ich podglądał. Otarła dłonie o siebie i klasnęła.
- Voile! Chodź Clary, teraz ty. Opalona Twarz Gęgające Pióro nie wierzy w naszą siłę. - prychnęła, śmiejąc się złośliwie. Pomachała nogami energicznie i zgubiła sandałka. But poleciał tuż obok ucha Dwayne'a i upadł na trawie. Joe roześmiała się w głos i poruszyła palcami gołej stopy. Czerwony lakier na paznokciach nie komponował się ładnie z kolorem sukienki, lecz Joe zdawała się tym nie przejmować. Rozejrzała się na wszystkie strony, a ochronę rezerwatu namierzyła hen kilkanaście metrów dalej. Mieli czas na zabawę, a co. Wyciągnęła rękę ku Clary, opierając się bokiem o gałąź.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptySro 17 Wrz 2014, 09:02

Dwayne wyprostował się z lekko rozdziawionymi ustami i zamiast zlustrować kreację koleżanki, skupił się na obruszonym tonie, jakiego użyła podczas powitania z nim. – Em… Wybacz. – Bąknął i wyraźnie speszony zbliżył się do Clarissy w zastanowieniu malującym się na twarzy przez zaledwie ułamek sekundy, pozwalając sobie na przełamanie barier i wedle nauk (jakie zarówno Jolene, jak i matka próbowały nawkładać mu do głowy) sięgnął po rękę Puchonki, pozostawiając na wierzchu dłoni soczystego całusa. Przyjrzyjmy się nieco bliżej temu obrazkowi: chłopak odziany w indiańskie spodnie oraz kamizelkę z frędzlami stojący na bosaka na trawniku, z szerokim uśmiechem całujący głośno dłoń koleżanki ze szkoły. Figlarny błysk w brązowych oczach zgasł z mgnieniu oka jak tylko Jolene się odezwała i zerknął kątem oka na reakcję Clarrisy, spodziewając się kolejnego wybuchu śmiechu na jakim mu przecież zależało. Był wiecznym chłopcem i nie miał najmniejszego zamiaru dorastać, chociaż rodzice usilnie próbowali wbić mu do głowy poczucie obowiązku - rozpoczynając od opieki nad młodszym bratem, który właśnie się oddalał z wizją zakupu wielu słodyczy. Dwayne właściwie nigdy się nie uskarżał a marudzenie ograniczało się do takiego, jaki właśnie zaprezentował obu Puchonkom wytykając im ubranie niewygodnych spódniczek.
Wcale a wcale nie wystraszył się spojrzenia koleżanki, odpowiadając szerokim uśmiechem na twarzy, posiadając wystarczające predyspozycje do tego: szerokie i pełne wargi ze znakomitą zdolnością elastyczności. Odsunął się o krok kiedy naburmuszona opowiadała o właściwościach soku pomidorowego, wstrząsając się na samą myśl o tak nietypowej i ohydnej kąpieli. Wzdrygnął się krzyżując ręce na klatce piersiowej i uderzył pięścią w mostek (skrzywił się na moment, chociaż bolało) oświadczając donośnym głosem, wysilając się ponownie na basową tonację: - Wojownicy nie kąpią się w pachnidłach dla kobiet. Howgh! – Podkreślił swoją wypowiedź wykazując się znajomością indiańskiego narzecza, nie zastanawiajac się ani przez chwilę czy dziewczyny zrozumieją ten właśnie zwrot stawiany przez czerwonoskórych dla podkreślenia wagi słów. Odwrócił głowę w stronę odbiegającego Collina, który nie zatrzymał się nawet przestraszony wizją przebywania w towarzystwie dziewcząt i chorego psychicznie brata. Dwayne zaś wzruszył ramionami rozluźniając je i rzucił od niechcenia swobodnym, nieco piskliwym głosem: - Wróci jak się zmęczy. – Jak gdyby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Parsknął śmiechem ponownie przy kolejnym trzepnięciu chociaż nie do końca rozumiał on zamiar Jolene, która na przemian postanowiła raczyć go uśmiechem i biciem (jakie ostatnimi czasy było coraz więcej). Zamiast grzecznie poddawać się zabiegom Jolene, nabyta nieśmiałość względem pięknych dziewcząt ograniczała umiejętności wypowiadania komplementów względem nich, podczas gdy sąsiadka była kumplem – to co, że zakładała spódnicę. Wypowiadanie komplementów kumplowi było chore w jego mniemaniu i za każdym niemalże razem sprzeciwiał się Jolene, dopóki po trzydziestu minutach nie użyła sprytnego tricku – a raczej karty przetargowej jakim było najskrytsze marzenie Puchona: zdobycie najśliczniejszej dziewczyny w Hogwarcie!
Kiedy oboje byli ciągnięci przez Jolene w stronę dorodnych drzew, pochylił się nieco w stronę Clarisy: - A ty co tu robisz? Z Teneby jest daleko do Cardiff. – Zagadnął błyskając informacją o miejscu zamieszkania koleżanki, nieuprzejmie i bez wyczucia pytając o przyczynę pojawienia się właśnie tutaj o tej właśnie porze, nieświadomy niezadowolenia czyhającego ukrytego na progu świadomości dziewczyny. Nic więcej nie dopowiedział, ponieważ w zwyczajny sposób nie zdążył.
Opuścił głowę w przód i rozchylił usta szeroko obserwując determinację Jolene wspinającej się pokracznie na pierwszą z gałęzi, niedowierzając iż istotnie postanowiła spełnić niezbędny warunek do dobrej zabawy – wdrapać się na drzewo. Po niespełna sekundzie zorientował się jak głupią posiada minę, więc wyprostował się dumnie i spojrzał w kierunku Clarisy, używając prowokacyjnego tonu: - A ty wdrapiesz się na drzewo? – Zagadnął, nie zdając sobie w ogóle sprawy z konsekwencji wypowiadanych słów, które ujrzał w dorodnym kształcie dopiero wtedy jak odwrócił wzrok ponownie na potężny dąb okupowany przez szczupłą sylwetkę Jolene. Widok odsłoniętych ud wystarczył, aby reszta mózgu dopowiedziała sobie resztę i policzki Dwayne’a nabrały iście wiśniowego koloru, podczas gdy z lewej dziurki od nosa zaczęła spływać delikatna strużka krwi. Puchon zesztywniał w jednej chwili i nie mogąc odwrócić spojrzenia od kręcącego się tyłka Jolene, próbował oznajmić jej co się właśnie dzieje. Niestety, bardzo nieudolnie: - Dż-dż-dż.. dżo.. dżo-dżo-dżooo-lin.. Two-two.. two-two-two-twooo-oo-ooo-je.. Ma-ma-ma-ma-ma-maaaj-t-t-t-tki… - I chociaż zamierzał krzyknąć przyjaciółce o tym niezwykle istotnym fakcie, jedynie biedna Clarissa stała obok i wysłuchiwała niewyraźnego jąkania się zawstydzonego Dwayne’a, który w tym stanie był widywany niezwykle rzadko. Niczym zahipnotyzowany nie potrafił oderwać spojrzenia od kościstych nóg Jolene, która w niezwykle powolny sposób wdrapała się na drzewo i postanowiła właśnie zamachać stopami, pozbywając się sandała. Całkiem możliwe, że dopiero teraz dostrzegła zmianę w zesztywniałym Dwayne, który przypominał swoja osobą sparaliżowanego chłopaka z niezdrowymi wypiekami na twarzy i krwią cieknącą z nosa. I szczęśliwie but lecący w jego stronę zmusił go do zmiany pozycji, podczas gdy z gardła Puchona wydobył się niezwykle wysoki pisk charakterystyczny tylko dla mutującego się głosu. Przykucnął i podparł się rękoma o ziemię wpatrując się w nią do momentu, w którym Jolene się nie odezwała – wówczas znów był zgubiony. Falujący materiał sukienki spotkał się z intensywnym spojrzeniem Dwayne’a, który przez długie sekundy popatrywał na odsłonięte nogi koleżanki tak wysoko, jak tylko można było sobie wyobrazić! Dotychczas chłopak obserwował takie widoki (i lepsze nawet) podkradając kamerdynerowi w posiadłości magazyny dla mężczyzn, potocznie zwane świerszczykami. Drgnął po chwili i odwrócił się niezgrabnie w miejscu, wyczuwając łaskotanie nad górną wargą i dopiero teraz dostrzegł krew na swojej dłoni. Jęknął głośno i zdruzgotany puknął czołem o wystające kolana, siadając na wygodnie chłodnej trawie z przeświadczeniem o własnej beznadziejności. Schował bujną czuprynę pod chudymi i długimi rękoma, cały czas zgarbiony i wystękał przytłumionym, niewyraźnym głosem: - J-ju-ju-ju-uuusz? Z-z-z-z-zła-a-aa-a-a-ź.. – Mając całkiem pokaźną nadzieję, że Jolene spadnie z gałęzi i nie będzie go gnębić, dostrzegłszy jego zażenowanie.
Gość
avatar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptySro 17 Wrz 2014, 10:05

- Tak, lepiej tego ująć nie można. - spojrzała na chłopak, również się uśmiechając.  - Dziękuję, a kto wie, może akurat nam się uda, chociaż szczerze powiedziawszy nie widziałam na razie nikogo kto mógłby przyciągnąć moją uwagę. - powiedziała całkiem szczerze. Nie miała jakiś dużych wymagań co do partnera, ale nadal nie była pewna czy aby na pewno chciała w przyszłości być z mugolem i w jakiejś części zrezygnować z jej własnego życia. No ale po co się nad tym teraz zastanawiać, w końcu nawet nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie miała tego męża, może nie znajdzie nawet takiej osoby, nie tak łatwo przecież się do niej zbliżyć. Przyglądała się uważnie chłopakowi, uśmiechnęła się lekko gdy ją przeprosił. Nie było to konieczne, oczywiste było, że nie gniewałaby się na niego, ale jednak musiała przyznać, że było to bardzo miłe z jego strony. Zaskoczył ja i to bardzo, gdy pocałował ją w dłoń, nie spodziewała się takiego gestu ze strony chłopaka. Więc nic dziwnego, że wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Kto cię tego nauczył? - zapytała wyraźnie zaskoczona.
Zaczęła się śmiać, gdy Joe zagroziła chłopakowi, wyobraziła sobie właśnie Dwayne'a całego w soku pomidorowym.
- Joe, musisz mnie zaprosić jak będziesz go kąpać, ja muszę to zobaczyć! - powiedziała całkiem szczerze, nigdy nie darowałaby sobie gdyby ominął ją taki widok, a była pewna że koleżanka mówi całkiem poważnie i na pewno w przyszłości to zrobi. Spojrzała za uciekającym chłopcem, nie dziwiła mu się, może nie miał już sił do brata i ich sąsiadki. - Biedaczek, już ma was dość. - nadal spoglądała chłopcem. - Jasne, tak sobie to tłumacz. - powiedziała Morisonowi. Była pewna, że jego młodszy brat znajdzie tu wiele rzeczy do zrobienia, kupi sobie lody, czy też watę cukrową, a nawet może pozna jakieś dzieci w swoim wieku.
Pokiwała twierdząco głową, na pytanie dziewczyny. Ona też uważała, że dadzą sobie radę. Co prawda nie będzie to takie łatwe, jak gdyby miały na sobie spodnie, ale uda im się prawda? Musiała przyznać, że zaskoczyło ją pytanie Puchona, nie wiedziała czemu, w końcu wcześniej czy później mogła się go spodziewać.
-Miałam mile spędzić dzień z ojcem, ale jak widać zostałam sama. -uśmiechnęła się smutno, nie chciała zagłębiać się w ten temat, nie miała ochoty o tym rozmawiać i było to wyraźnie widać po minie dziewczyny. -Nie no nie przesadzajmy, niecałe dwie godziny drogi.
Musiała przyznać, że była mile zaskoczona faktem, że chłopak wie gdzie mieszka. Prawda mówiła mu o tym kilka razy, ale nie sądziła, że będzie to pamiętał aż do teraz.
Przez chwilę przyglądała się dziewczynie, zaraz miała być jej kolej. Nie mogła stchórzyć i powiedzieć, że rezygnuję. Jolene będzie już tam wtedy na górze, nie mogła tak po prostu powiedzieć, że ona jednak tego nie zrobi. Gdy tylko Morison zadał jej to pytanie, uśmiechnęła się lekko, wiedziała że próbuje ją sprowokować, ale przecież ona już dawno postanowiła, że to zrobi. - No oczywiście, że tak, a zaraz po mnie zrobisz to i ty. - spojrzała na niego, ale po chwili znów patrzyła na Joe. Dziewczynie było widać prawie wszystko co znajdowało się pod jej sukienką, zastanawiało ją czy chłopak też to dostrzegł. Kątem oka spojrzała na niego. Zauważył to, w sumie kto by nie zauważył, tylko ślepy chyba. Dwayne był cały czerwony na twarzy, a gdy spróbował przekazać dziewczynie, że widać jej majtki Clary nie wytrzymała i wybuchnęła głośnym śmiechem. Bawiła ją reakcja chłopaka, przecież mógł odwrócić wzrok, ale ten dalej uparcie patrzył. - Dwayne. - próbowała wypowiedzieć jego imię w jednoznaczny sposób, z wyrzutem, ale nie wyszło jej to zbytnio, za bardzo była rozbawiona. Na chwilę zasłoniła mu oczy, gdy Joe była już na miejscu, Clary zabrała dłoń z oczu chłopaka. - Dobra teraz moja kolej. - spojrzała na siedzącą u góry dziewczynę, poprawiła wianek i zanim zaczęła wspinaczkę spojrzała na kolegę. - Nie musisz patrzeć, możesz się odwrócić. - zaproponowała mu, rumieniąc się nieco. Spojrzała na drzewo, na nogach miała baleriny, uznała że nie za dobrze będzie się jej w nich wspinać. Ściągnęła więc buty i tak jak wcześniej Jolene nogę oparła o korę i złapała za najniższą gałąź. Nie szło jej to tak zgrabnie jak koleżance i zajęło nieco dłużej. Cieszyła się, że wcześniej obserwowała Joe, teraz stawiała nogi dokładnie tam gdzie ona i w tych samych miejscach kładła dłonie. Mało brakowało, a spadłby jej wianek, ale dotarła na górę, siedziała koło Joe. Zadowolona nie myślała o tym co Dwayne musiał oglądać tam z dołu. Miała nadzieję, że posłuchał jej rady i odwrócił się. Czułaby się wtedy lepiej, a i chłopak uniknął by chyba niechcianych widoków.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptySro 17 Wrz 2014, 12:05

Skoro znali się już osiem, prawie dziewięć lat to był najwyższy czas zwrócenia uwagi Dwayne'owi, że jego "kumpela" jest płci przeciwnej. Uczyła go pieczołowicie zachowywania się wobec dziewcząt, a jej brak poczucia wstydu niezwykle wszystko ułatwiał. Różowe majtki z głową Kubusia Puchatka (tej głowy raczej nie mógł widzieć) odbijały się od żółci sukienki. Joe absolutnie nic sobie z tego nie robiła mimo napomknięć matuli o stosownym zachowaniu w towarzystwie. Nie pochwaliłaby tego zachowania, ale czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal.
- Clary, przecież po wycieczce tutaj możemy iść do mnie albo do Dwayne'a, kupimy w sklepie siedemnaście litrów soku pomidorowego i wykąpiemy się wszyscy! - zawołała z góry do dziewczyny, posyłając jej szeroki uśmiech. Czemu odkładać w czasie tak wspaniały pomysł, skoro są wakacje, jest ciepło, mają dużo czasu. Odmową Gęgającego Pióra nie przejęła się w żadnym stopniu, bo skoro ją znał wiedział, że tak czy owak dopnie swego. Szaleństwo to było jej drugie imię i tak, chciała wykąpać ich wszystkich w soku pomidorowym. Nawet Collina żyjącego w błogiej nieświadomości co go prawdopodobnie czeka.
Joe nie zdawała sobie sprawy co narobiła, dlatego było dla niej szokiem zobaczenie miny Dwayne'a. Zmarszczyła wydepilowane łukowate, jasne brwi doszukując się przyczyny zmieszania Opalonej Twarzy. A gdy pojęła skąd bierze się wybuch śmiechu Clary, zawtórowała jej jeszcze głośniej. Złapała się za brzuch, salwa radości zwróciła uwagę niektórych ludzi. Zachwiała się do tyłu i byłaby spadła, gdyby w porę nie złapała gałęzi. Łzy popłynęły ciurkiem z kącików oczu, a dech w piersiach spowodował zaczerwienienie policzków Joe. Nie był to oczekiwany wstyd, tylko efekt szczerego rozbawienia.
- Och. Faktycznie. - zachichotała i zsunęła falbankę sukienki na kolana, a i tak wciąż narażała Morisona na nieprzeciętne widoki. Joe nie wyglądała jakoby miała zaniechać tortur na chłopaku. Siedziała wciąż na gałęzi i chichotała. Podała rękę Clary i pomogła jej usadowić się tuż obok.
- Chodź, Dwayne! Czy wymiękasz? - krzyknęła głośno roześmiana. Jedną nogą pomajstrowała przy pasku buta i po chwili dołączył on do sandałka leżącego na ziemi. Na bosaka było wygodniej, ściągnęła zachowanie z Clary. Nie wytrzymała za długo we względnej ciszy i ponownie wybuchnęła śmiechem, męcząc przeponę i utrudniając jej dotlenianie organizmu. Odgarnęła włosy z twarzy i obojczyka, zamaszyście zarzucając je na plecy. Szturchnęła leciutko koleżankę, nachylając się ku niej nieznacznie. Sylwetka siedzącego Dwayne'a bardzo ją rozczuliła i mimo napływu nagłej miłości do biednego, uroczego przyjaciela, nie schodziła ani nie spadała też z gałęzi. Udowodniły, że w sukience da się robić wszystko? Udowodniły! Powinien bić im teraz brawo i zwrócić honor, wszak to one siedziały na drzewie, a Gęgający Piór Opalona Twarz nie był w stanie do nich dołączyć. Joe naprawdę go nie rozumiała. Jej różowe majtki były ładne, dlaczego tak bardzo się tym przejął?
- Pokibicujemy mu? - zapytała, odsłaniając szeroko zęby w zadowolonym kocim uśmieszku.
- Dway- ne! Dway- ne! Dway- ne! - jednocześnie klaskała w dłonie, głośno dopingując go w osiągnięciu celu i wysokości mierzącej około pięć stóp. Gdyby udało mu się pozbyć zażenowania notabene bardzo podobającego się Joe, kupiłaby mu mega różową watę cukrową na wyłączność. Ale tego nie wiedział.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptySro 17 Wrz 2014, 18:47

Myśli Dwayne’a znajdowały się daleko poza zasięgiem kwestii dotyczących złapania przyszłych mężów w żelaznym uścisku miłości, absorbując większość swoich myśli tematem dotyczącym refleksji na temat drapywania się na drzewo. – Ona. – Machnął głową w stronę Jolene z nadzieją na usłyszenie reprymendy za niewłaściwe zachowanie jakim się wykazał przy przeprosinach i wzruszył po krótkiej chwili ramionami, przekonany że nawet jeśli nic się nie stanie to i tak zostanie mu wybaczone. Słyszał, że dziewczynom podobają się takie górnolotne zachowania (inaczej Jolene by go tego nie uczyła, prawda?) i wysilał swoją mózgownicę na tyle, aby sprawdzić ich działanie na Clarissie. Przynajmniej tymczasowo, wykorzystując nadarzającą się ku temu okazję i dostrzegając wybuch śmiechu koleżanki, nie był do końca pewien czy uzyskał pozytywny wynik. Wzruszył ponownie ramionami z przekonaniem, że jednak nie jest z nim aż tak źle i dziewczyny same nie wiedzą czego oczekują od płci przeciwnej, skoro zamiast doceniać takie gesty – wybuchają śmiechem. Oczywiście Dwayne’owi daleko było do obrażenia się za ten gest, ponieważ nade wszystko cenił sobie prostotę i szczerość rozbawienia osób, które przebywały z nim więcej niż 5 minut. Szczególnie ważnym dla niego było utrzymanie dobrych humorów towarzyszów stanowiących istotną rolę w jego życiu, a przykładem tego była Jolene oraz Clarissa, który z całą pewnością nie chciałby stracić.
Spokojny słowotok myślowy spowodował, że Puchon niebezpiecznie szybko przywołał w pamięci postać Kurki Wodnej i ukucie w sercu niemalże od razu zaburzyło równowagę w humorze chłopaka. Czym prędzej zajął się sosem pomidorowym i ewentualną kąpielą w nim, zachowując poważny wyraz twarzy wystarczająco długo, aby żadna z dziewcząt nie zaniepokoiła się tą nadmierną powściągliwością w wypowiedzi. – Mnie kąpać? – Jęknął z rozczarowaniem i niedowierzaniem prostując się, po czym warknął coś niewyraźnego pod nosem kręcąc przy tym głową z wyraźnym niezadowoleniem. – Prędzej wy będziecie miały mnie dość, jak was obie wrzucę do tego sosu pomidorowego! – Zagroził podnosząc prawą rękę i zwijając dłoń w pięść, pogroził ostrzegawczo palcem co nie miało wcale prawidłowego wydźwięku, ponieważ Morisonowska gęba znów wykrzywiła się w rozbawionym uśmiechu przepełnionym spontaniczną radością. Postać Collina właściwie przestała go interesować i chociaż za niespełna rok miał przekroczyć próg pełnoletniości, z całą pewnością nie nadawał się do pilnowania młodszego rodzeństwa, ujmując tym samym swojej osobie poczucia obowiązku i dojrzałości.
- U mnie są tylko sprzątaczki i lokaj, więc będziemy mogli poszaleć. – Pochwalił pomysł Jolene na krótki moment zapominając o swojej niechęci do sosu pomidorowego tylko i wyłącznie dlatego, że skupił się na własnych planach pokazania Jonsonównie własne królestwo. Oczywiście nie mowa była o całej posiadłości, ale o dziko rosnącym fragmencie ogrodu, gdzie niespełna cztery lata temu wykonali z Collinem i Jolene drugi domek na drzewie, wprowadzając więcej ulepszeń niż pierwowzór. Królestwo magii i baśni o wiele potężniejszej od tej, której cała trójka uczyła się w Hogwarcie.
Zarzucił lekko rękę na ramię Clarissy wspominającej jedynie krótko o nieobecności ojca w dniu przeznaczonym dla nich, dostrzegając od razu niechęć drążenia tematu, ale jednak – gest jaki wykonał nie miał być w pełni pocieszycielski, bo gdyby nie wtrącająca się Jolene, z pewnością powiedziałby coś nieodpowiedniego. – To i tak dużo, że twój ojciec przywiózł ciebie tutaj. – Rzucił pośpiesznie, a wypowiedź zabarwiona została lekkim rozbawieniem przykrywającym dość szczelnie prawdziwe odczucia Dwayne’a i jego porównanie sytuacji do własnego rodziciela. Uważał bowiem, że tak czy inaczej Clarissa miała ogromne szczęście posiadając ojca, który potrafił dostrzec istotę dziecka i poświęcić mu chociaż trochę swojej uwagi, aby spędzić z nią dwie godziny jazdy. Nie ważne, że zaraz potem ją zostawił na pastwę losu, tego to już Dwayne nie rozgrzebywał, przerzucając natychmiastowo swoje zainteresowanie wspinaczką Jolene odsuwając się od koleżanki na odległość kilku kroków.
Szybkość przesyłu informacji z oczu do mózgu tkwiła w iście ślimaczym tempie i jedynie dłonie Clarissy powstrzymały chłopaka przed dalszym wpatywaniem się w różowe majciochy należne wdrapującej się na drzewo dziewczyny. Nawet nie wymamrotał nic na swoją obronę kiedy Puchonka próbowała go jednym słowem skarcić i uświadomić mu niestosowność wpatrywania się w ten widok, wybuchając przy tym całkiem gromkim śmiechem. Takim, który spotęgował jedynie zażenowanie Morisona uświadamiającego sobie całkiem logiczną informację, że zarówno Jolene jak i Clarissa nie miały pod spódniczkami tego samego co on między nogami, ale coś o wiele, o niebo bardziej pięknego i nieznanego. Przełknął ciężko ślinę wsłuchując się w przeplatające się ze sobą śmiechy dziewcząt wystarczająco onieśmielony przeszłym widokiem, aby tkwić w tym samym miejscu i pozwalać na pomiatanie własną osobą.
Odwrócił się zgodnie z radą Puchonki, siadając i chowając swoją głowę między rękoma w taki sposób, jak gdyby znów pragnął zostać małym chłopcem i ukryć się przed niepowołanymi osobami w bezpiecznym miejscu, zaciskając mocno powieki krzycząc „nie ma mnie”. Niestety, rzeczywistość przypominała sobie emocjonalnie boleśnie o swojej obecności i siłą rzeczy, Dwayne musiał sprostać wymaganiom teraźniejszości, doszukując się we własnym ubraniu możliwości starcia tych kilku kropelek krwi. Słyszał szelest ubrania i postękiwania Clarissy, ale wmawiał sobie zainteresowanie liściem, który posłużył mu zamiast chusteczki.
- Oo-o-o-czuwiście, neee! – Krzyknął przez ramię nie odwracając wzroku od przedmiotu walcząc z przemożoną potrzebą zerknięcia na kolor majtek drugiej z koleżanek, porównując je ze sobą i wybierając miejsce 1 i 2. Niechęć i reakcja Dwayne’a nie łączyły się ze sobą, ponieważ cały myk tkwił w fascynacji Morisona takimi widokami i próby odwrócenia spojrzenia kłóciły się ze sobą, ustępując ostatecznie nieśmiałości podbudowanej brakiem stabilności emocjonalnej. Już po krótkiej chwili usłyszał nawoływania sąsiadki będące jawnym przekomarzaniem się i wbijaniem szpili w urażoną dumę wojowniczo nastawionego Dwayne’a. Dlatego też poderwał się z gniewnym wyrazem na twarzy i z barwami wojennymi pod postacią strużki krwi rozmazanej nad górną wargą spiorunował sylwetki obu dziewcząt, wpatrując się dokładnie gdzieś na wysokość ich kolan, pragnąc dojrzeć ponownie kolor mająteczków Clarissy. Zawahał się na moment i o mały włos nie stracił równowagi potykając się o wystający korzeń, po czym bombardowany kolejnymi salwami śmiechu dziewcząt obszedł pień drzewa wystarczająco, aby zniknąć im z widoku. Jeśli wysiliłyby trochę swoje zmysły, z pewnością usłyszałby szelest ubrania i uginających się pod ciężarem chłopaka gałązek, który de facto był niezwykle mocno zdeterminowany aby utrzeć nosa obu Puchonkom.
Minęło z pewnością z kilka przedłużających się minut, a Dwayne’a jak nie było – tak nie było widać. Dopiero jak dziewczyny zaczęły plotkować między sobą i zastanawiać się nad jego postacią, Jolene poczuła uderzenie w lewe ramię, a zaraz po niej Clarissa otrzymała szyszką prosto w udo. Chłopak siedział wsparty plecami o pień drzewa, splatając nogi na całkiem pokaźnej gałęzi znajdującej się z dwa metry od dziewcząt. Przykryty był częściowo liśćmi, ale z pewnością w zgiętej ręce trzymał sporo szyszek!
Gość
avatar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptySro 17 Wrz 2014, 19:46

- Jestem jak najbardziej za, ale najpierw musimy wykąpać Dwayne'a, a potem dopiero my dołączymy do niego. - powiedziała. Właśnie tak musiały zrobić. Trzeba pokazać chłopakowi, że potrafią, a przy okazji taka kąpiel mu się przyda. Był to pomysł idealny i wiedziała, że tylko Joe mogła na niego wpaść. Ta dziewczyna miała co chwilę jakieś zwariowane pomysły i nie można było się z nią nudzić. Ona sama nigdy nie wpadłaby na pomysł by wykąpać się w soku pomidorowym, ale musiała przyznać że spodobał się on jej i to bardzo. - Jasne, jasne nie dasz rady - pokazała język chłopakowi i głośno się roześmiała, patrząc jak chłopak udaję, że im grozi. Ucieszyła się jeszcze, gdy Morison zaproponował kąpiel u niego. - W takim razie ustalone, szalona kąpiel w soku pomidorowym w domu państwa Morison! - wykrzyknęła. Nie obchodziło ją, że ludzie mogli patrzeć na nich jak na wariatów, w końcu raczej już tak patrzyli prawda? Niecodziennym widokiem była wspinająca się dziewczyna w sukience na drzewo, a na dodatek nie jedna tylko dwie. Uśmiechnęła się i kątem oka spojrzała na chłopaka gdy ten zarzucił jej dłoń na ramię, próbując pocieszyć lub wspomóc, przynajmniej ona tak to odebrała. - Tak, niby tak, ale nawet nie mam pojęcia jak wrócę do domu, czy on się gdzieś tu pojawi, czy nie. - powiedziała, nieco przerażona tym faktem.  Dopiero teraz zorientowała się, że nie dogadała się co do szczegółu z ojcem. Jak ma wrócić do domu? A co jeśli on nie przyjedzie po nią, jeśli zapomni? A może znów będzie musiał zostać po godzinach? No świetnie, najwyżej potem będzie się zamartwiać, po co psuć sobie humor teraz, w końcu ma takie wspaniałe towarzystwo i nie może psuć zabawy swoimi problemami. Była bardzo wdzięczna Joe, jak i Dwaynowi. Dziewczynie za podanie ręki, by wdrapać się na miejsce obok niej. Clarie nie szło wspinanie się po drzewach tak dobrze jak jej. No a chłopakowi za to, że zwyciężył z ciekawością i nie pokusił się by odwrócić się i zobaczyć jej białe majtki. Kolor ich był oczywisty, przecież jakikolwiek inny prześwitywałby przez jej cieniutką białą sukienkę.
- Pewnie, może to go jakoś zmobilizuje - odwzajemniła uśmiech i tak jak przyjaciółka zaczęła wołać i równo z nią klaskać.  - Dway- ne! Dway- ne! Dway- ne!
Spojrzała na dół, ale chłopaka nigdzie nie było, "gdzie on się podział" - zastanowiła się. Patrzyła za siebie, przed siebie i nigdzie go nie było.
- Joe widzisz go gdzieś ? - zapytała, może to ona miała coś nie tak ze wzrokiem, czyżby to właśnie ten czas, gdy trzeba wybrać się do okulisty? - Ała - jęknęła, gdy poczuła ból w udzie, dostała z czegoś w nie. Położyła dłonie w tamtym miejscu i zaczęła je rozmasowywać, w międzyczasie rozglądając się dookoła. Zauważyła Dwayne'a na gałęzi znajdującej się mniej więcej dwa metry od nich, nie było go widać całego, przykrywały go liście. Była pewna że Joe również go już zauważyła. - A to spryciarz - powiedziała pod nosem, nie wiedziała czy Jolene ją słyszała.
- Jestem pewna, że to jego sprawka. - powiedziała do dziewczyny, mając na myśli fakt, że nagle obie dostały w jakąś część ciała, prawdopodobnie z szyszek, no bo czym innym mógłby rzucić? Spojrzała na koleżankę, a na jej twarzy można było dostrzec wredny uśmieszek - Wojna? - zapytała. Wystarczyło jedno słowo i była pewna, że Joe zrozumie o co jej chodzi.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptySro 17 Wrz 2014, 21:05

- Przekonamy się, Opalona Twarzo! - odkrzyknęła mu, zadowolona z sprowokowania chłopaka do "gróźb zemsty". Im większy zapał do jej własnych szalonych pomysłów, tym więcej owocnych zdjęć, bogatszy album, bogatsze wspomnienia z wakacji i masa więcej uśmiechów. Będą śmiać się tak głośno i długo aż rozbolą ich policzki i brzuchy. Ucieszyła się szczerze z podbitego pomysłu. Tak więc po wycieczce do rezerwatu, w którym nie zwiedzili absolutnie nic prócz Toi Toi'a i drzewa pójdą w odwiedziny do Morisonów, a nie do Dunbarów. Taki obrót sprawy jej odpowiadał. Będzie mogła zatrzymać ich przy sobie i wycisnąć z tego dnia wszystko, co się da. A nazajutrz wymyśli inny pomysł i pretekst, aby znowu ich spotkać.
- Clary, on ma wielki dom. Jak mieliśmy po osiem lat to zjeżdżaliśmy po poręczy schodów. Nauczę cię, to bardzo fajna zabawa. - szepnęła do dziewczyny, a oczy Joe błyszczały z podekscytowania. Kąpiel w soku pomidorowym? Czemu nie! Zjeżdżanie po poręczy zupełnie jak dzieci? Czemu nie! Joe też miała problemy z pokonaniem swojego dziecięcego, dzikiego i nieokiełznanego temperamentu aczkolwiek była prawie na dobrej drodze do dojrzenia i spoważnienia.
Gest Dwayne'a mający być w domyśle groźnym wywołał u Joe jeszcze więcej radości. Nie mogła nic poradzić na ataki śmiechu, a gdyby chciała to zeskoczyłaby z gałęzi i zaniosła ich do waty cukrowej szczędząc przyjacielowi zażenowania. Nie chciała. Na drzewie bardzo podobało się jej siedzieć i nie chciała tego zaniechać dopóty dopóki jej nieobecnością nie zainteresują się rodzice. Uderzała o swoje dłonie zawzięcie i głośno, dopingując chłopaka. To on miał z nimi przechlapane i po dzisiejszym dniu będzie miał ich dosyć bowiem nie było nic cięższego do zniesienia niż dwie Puchonki z szalonymi pomysłami. Ich było dwie, a on był sam i miał jedynie młodszego brata, którego przekabacenie na odpowiednią stronę nie powinno być problemem dla Joe. Pokraśniała dostrzegając w końcu konkretny postęp. Mianowicie zniknął im z pola widzenia, gdy Jolene powiodła spojrzeniem z powrotem na ziemię. Poprawiła pióra na głowie, odsuwając je z policzków. Opaska trochę opadała na jej brwi, ale i tak nie zdejmowała jej za nic w świecie. Odda mu ją we wrześniu, jak ładnie poprosi.
Joe zdawać się mogło nie przejmowała się niczym. Cały dzień chciała mieć przy sobie oboje puchonów. Prawdopodobnie po największej zabawie i gwoździu programu zaproponuje Clary tygodniowy nocleg, skoro jej brat nie zawitał na wakacje. Miło będzie mieć drugą czarownicę w domu i to czystokrwistą! Ale się pochwali rodzicom! Zawładną obie jej domkiem i zdobędą zaraz świat, a co.
Dziewczyna drgnęła, odwracając się w stronę zaatakowanego ramienia.
- Ej! - potarła skórę. Nie dość, że już ją uszczypnął, to teraz rzucił szyszką. Joe mogłaby dać nabrać się i powiedzieć, że to wiewiórki próbują się ich pozbyć z drzewa. Niestety Clary miała rację i Joe w mig pojęła, że kryje się za tym nie wiewiórka, a Gęgający Piór.
- Oczywiście, że to jego sprawka. Chce bawić się w chowanego na drzewach, a przecież to ja zawsze wygrywałam. - prychnęła, przytakując Clary. Powiodła za nią spojrzeniem i dzięki niej zlokalizowała zarys sylwetki ukrytej w liściach. Nie widziała ślepi Dwayne'a, ale wiedziała, że gdzieś tam siedzi.
- Wojna. - odwzajemniła złośliwy uśmieszek dla Clary i wychyliła się mocno w bok. Zerwała z gałęzi za jednym razem kilka szyszek, podała je dziewczynie i sięgnęła kilka sztuk więcej. Wyprostowała się i ponownie zlokalizowała chłopaka. - Kryj mnie. - szepnęła do przyjaciółki. Podała jej wszystkie szyszki, aby przytrzymała. Podniosła się na gałęzi do kucek i wyminęła dużym krokiem Clary, dopadając rękoma do pnia niby to po więcej amunicji. Złapała ręką gałąź i podciągnęła się wyżej, brudząc żółtą sukienkę korą. Wsiadła na równolegle położoną do Dwayne'a, obejmując drewno nogami, aby zachować stabilność. Na migi zwróciła na siebie uwagę Clary i wzięła od niej kilka szyszek, uśmiechając się przy tym słodko.
- Na trzy! - szepnęła do Clary siedzącej gałąź niżej. Na palcach pokazała najpierw jeden... dwa... trzy i teraz! Zaatakowała Dwayne'a z tyłu. Wychyliła się bardzo w bok i posłała w jego stronę trzy szyszki celując w plecy. Zerwała z gałązki jeszcze parę i zrobiła z nimi to samo, chichocząc. Nie miał za wiele szans z dwoma Puchonkami. Joe kilka razy trafiła w Dwayne'a, lecz większość uciekała mu koło uszu.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] EmptyCzw 18 Wrz 2014, 19:35

Prychnął z rozbawieniem kiedy tylko dziewczyny zaczęły coraz lepiej dokształcać plan wykąpania Dwayne’a w soku pomidorowym, z przyczyn z pewnością dalece rozbieżnych od pierwotnego wypieszczenia cery czy też reszty skóry. Ośmielił się posiadać pewność, że obie Puchonki pękną ze śmiechu przy pierwszym zerknięciu na osmolonego czerwoną cieczą chłopaka, decydując się na iście diabelskie rozwiązanie. I jedynie błysk w oku chłopaka burzył jego pozorne pogodzenie się z sytuacją, zbyt dobrze znane Jolene, kiedy trochę zbyt późno zorientowała się o kontrataku swojego przyjaciela.
-Jesteście chucherka i ja mam się was obawiać? – Odbił piłeczkę Clarissie z niezwykłym wręcz powątpiewaniem oraz kpiną stającą się bezpośrednim przytykiem do wystających kości dorastających dziewcząt, nie do końca zdając sobie sprawę z własnego błędu i zwrócenia uwagi na płeć towarzyszów.
- Wiesz, istnieje coś takiego jak autobusy. – Wyszeptał jej konspiracyjnym tonem z precyzyjnie ukrywanym rozbawieniem stanowiącym wyraźny przytyk do wygody przypisanej czarodziejskiej braci, korzystającej z o wiele lepszych środków – jak na przykład teleportacja łączona. Po niedługiej jednak chwili dokończył rozpoczętą myśl całkiem lekkim tonem. – Albo przenocujesz jak twój ojciec stwierdzi, że kogoś brakuje w domu i przyjedzie po ciebie. – Szturchnął ją w ramię nie dając skomentować swoich słów na tyle, że zmienił pozycję zakładając ręce za swoją głowę na krótką chwilę, dopóki Jolene nie odstawiła szopki z pokazywaniem majtek. Dwayne nie należał do chłopaków potrafiących trzymać język za zębami pod pretekstem dobrego wyczucia chwili czy taktu, których zwyczajnie mu brakowało. I chociaż nie miał nic przeciwko wygibasom dziewcząt w sukienkach, wstydził się swojego zainteresowania i chciał je za wszelką cenę ukryć, nie narażając się na wyzwiska i prześmiewki, które poruszały niezwykle delikatną strunę w osobowości Puchona.
Dlatego czym prędzej obrał możliwość obrzucenia dziewcząt szyszkami, zmieniając tym samym nie tyle atmosferę panującą wokół drzewa, ale przede wszystkim temat ich rozmowy – ostatnim co by chciał było słuchanie plotek na temat rumieńców i niestosowności zachowania do obyczajów. Dostrzegł poruszenie na niższych poziomach gałęzi, jednak dopiero świst obok ucha uświadomił mu że coś jest nie tak i zerknął na sąsiednią, dostrzegając sylwetkę Jolene zapartą plecami o pień. – Niewieście twarze nie mają szans z wojownikiem lasu! – Krzyknął donośnym głosem z zadziwiającą wręcz łatwością obniżając swój głos do groźnego basu, nie pasującym w ogóle do rozbawionej twarzy Morisona. Nie przejmując się jednak modulacjami kapryśnych fałd głosowych przesunął się do przodu wypuszczając kilka szyszek z rąk i zamiast zaatakować Jolene, pochylił się do przodu oplatając rękoma grubą gałąź, równocześnie przerzucając lewą nogę. Zsunął się zręcznie, zwisając przez dwie sekundy w dziwnej acz dumnej pozie, a następnie wyciągnął się i zeskoczył w dół, gdzie gałąź zatrzęsła się niebezpiecznie pod nowym i gwałtownym ciężarem. Dwayne nie czekając przyparł do pnia i postanowił bombardować słabszego przeciwnika – czyt. Clarissę, to też kucając wsparty plecami o drzewo, zaczął ponownie rzucać szyszkami, wtórując zapewne śmiechem obu dziewczynom.
Sponsored content

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty
PisanieTemat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]   Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Empty

 

Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Dom państwa Everett - Walia
» Gard Manor [Swansea, Walia]

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Inne Magiczne Miejsca
 :: 
Świat
 :: Wielka Brytania i Irlandia
-