|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Jonathan Prior
| Temat: Re: Sala kominkowa Pon 04 Kwi 2016, 20:33 | |
| Wcześniej nie zauważał Blake. Nie była tą osobą, na którą w pierwszej kolejności pada jego uwaga. Żyli sobie obok siebie, a gdy do jego mózgownicy dotarła informacja, że istnieje ktoś taki jak Blake Blackwood, umieścił ją w gronie osób 'zmotywowanych-do-udzielenia-mu-niezbędnej-pomocy'. Zapamiętał jej nazwisko i zaczynał prosić o drobne przysługi, które po pewnym czasie stały się tradycją. Nim się obejrzał, odruchowo jej dogadywał, zaczepiał, raz się jej podlizywał, a w następnej kolejności odwracał plecami i szedł do kolegów. Tak na dobrą sprawę zaczął ją widzieć jakieś dwa tygodnie temu podczas prób wspólnego odrobienia dodatkowej pracy domowej z eliksirów. To stosunkowo niedawno, jednak to nie przeszkadzało Jonathanowi w przeżyciu szoku. Blake Blackwood była nie tylko dziewczyną, ale i ładną, bystrą dziewczyną, która jest o wiele bardziej utalentowana od niego. Zaczynał rozumieć sposób jej myślenia i postępowania, przynajmniej po części, a gdy odkrył na jej policzkach piegi, można powiedzieć, że stracił głowę. Blake była pierwszą osobą, którą sobie wybrał ( i sam został wybrany, ale jego ego nie pozwalało na upublicznienie tej wiadomości), a która nie spełniała wymagań osoby o silnym charakterze, towarzyskiej, popularnej i głośnej. Jej cichy charakter był bardzo miłą odmianą. Gdy po pierwszych pocałunkach dotarło do niego, że słusznie zrobił dając im szansę, popadał w jeszcze większy szok. Nieświadomie coraz mocniej zaciskał palce na jej ramieniu, co było bardzo szczerą mową ciała. Pytanie tylko, co miało to przekazać światu. Informację o niedowierzaniu Jonathana, o napięciu jakie pierwszy raz towarzyszyło mu, gdy trzymał dziewczynę w ramionach? Merlin raczy wiedzieć, a już tym bardziej Jonathan na to nie odpowie. Nie reagował zbyt przytomnie. Odbierał od Blake bodźce, ale miał problem z przemianowaniem ich w stosowną odpowiedź. Złapał oddech, z opóźnieniem orientując się, że Blake na niego patrzy. Zamrugał i pierwsze co zobaczył po odzyskaniu świadomości i możliwości normalnego myślenia, widział czerwone policzki i rozmarzone oczy skierowane na niego. Miał nawet w planach coś powiedzieć, ale najpierw chętnie poszedł w kierunku fotela, na który opadł z ulgą. Dopiero wtedy zauważył jak długo miał napięte mięśnie, bo gdy je rozluźnił, nagle zwiotczały. Gryfon wyciągnął ramiona i usadził sobie na kolanach Blake, nie mając ochoty na 'rozmowę' na odległość fotela i kanapy. - Teraz już się nie wywiniesz, musisz siedzieć ze mną w ławce. - zarechotał. Słyszał w swoim głosie jakąś zmianę, ale póki co wolał się nad tym nie rozwodzić. - Będziesz musiała przychodzić na moje koncerty i pokazy ognia, koniec siedzenia podczas lunchu w bibliotece, bo będziesz mi bardziej potrzebna w schowku, co sobota czeka cię uzupełnianie deficytu miodowego piwa... mam dalej wymieniać ryzyko, jakie podjęłaś, czy mniej więcej się orientujesz? - zapytał jej policzek, który miał na wysokości ust. Nie mógł zapanować nad oddechem, mając Blake na kolanach. Zamknął oczy i oparł brodę o jej ramię, próbując się jakoś przywołać do porządku i przestać myśleć o nieprzyzwoitych rzeczach. Prawdziwie nieświadomie znalazł między ich ciałami palce dziewczyny, w pomiędzy które wplótł swoje. Zrobiło to jego ciało, nie mózg. Świadomie raczej nie pozwoliłby sobie na tak banalne, śmieszne i przesłodzone oznaki przywiązywania. To poniżej jego godności, to trzymanie się za rączkę i gruchanie. Ale to przecież Blake, Blake jest pierwszy raz. Co prawda jak każda z jego dziewczyn, ale ona jest najbardziej wyrazista, bo się od nich znacznie różni. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Sala kominkowa Pon 04 Kwi 2016, 21:57 | |
| Dla niej to była nowość. Nigdy dotąd otwarcie nie przyznawała się do tego, że ktoś jej się podoba. To zawsze były ukradkowe spojrzenia, to zawsze były tylko myśli i wreszcie to zawsze, ale to zawsze było tylko wzdychanie na odległość. A teraz? Teraz nie mogła się powstrzymać przed tym, by nie uśmiechać się na samo wspomnienie Priora. A kiedy był obok nie potrafiła wyprzeć go ze swojego umysłu przez cały czas świadoma jego obecności i spojrzenia, które na przykład ostatnio wwiercał jej w plecy. To była miła odmiana do tego co zazwyczaj i Blake właśnie zaczynała wierzyć, że to może wcale nie musi źle się kończyć, choć tak od początku zakładała, biorąc pod uwagę opinię, którą szczycił się Jonathan. Dzielił się z nią swoim ciepłym oddechem, a ona chłonęła go i zdawałoby się, że ciągle jej mało. Od samego początku nie mogła nie zauważyć, jak idealnie skrojone są jego usta, jak czarne sprężynki opadają mu na czoło, ani jak dobrze mu było z uśmiechem. Widziała to wszystko i choć Jonathan nie należał do tych najprzystojniejszych przedstawicieli płci męskiej w zamku, to nie można mu było odmówić uroku, na który nabierało się już wiele dziewcząt, a dziś także i panna Blackwood. Ale co tam. Warto było. Nawet jeśli jej znajomość z gryfonem miała się wkrótce skończyć, to dziewczyna postanowiła z tym nie walczyć. Chwile takie jak dziś były o wiele przyjemniejsze niż wieczne użalanie się nad sobą. Miała dopiero szesnaście lat, kiedy miałaby korzystać z życia jak nie teraz? - Dobrze, będę siedziała z tobą w ławce, ale pod warunkiem, że nie będziesz się do mnie odzywał. Ani mnie zaczepiał pod ławką - zaśmiała się i choć wiedziała, że tak naprawdę nie miałaby nic przeciwko owemu zaczepianiu, to jednak ucierpiałyby na tym jej oceny. Zauroczenie zauroczeniem ale przecież nauka zawsze była u tej puchonki na pierwszym miejscu. W końcu chciał się wyrwać z Hogsmeade, prawda? - Mniej więcej się orientuję - powiedziała. - Na koncerty bardzo chętnie będę przychodzić, chociaż w sumie nie wiem, czy nadążę w rzucaniu drętwotą we wszystkie zapatrzone w ciebie dziewczyny, ale na pokazy pirotechniczne? Zapomnij. Nie zmusisz mnie do tego. Prior wszystko, byle nie to. - Zastrzegła zakładając przy tym włosy za ucho i rozkoszując się bliskością chłopaka, który właśnie splatał swoje palce z jej. Dziewczyna spojrzała na gryfona i zastanowiła się chwilę, czy to tak wielkie poświęcenie, żeby zmusić się do oglądania wybuchów z własnej woli. Przecież to tych rzeczy najbardziej się wystrzegała. i chociaż to była dość spora część życia Jonathana to Blake nie mogła mu się aż tak narzucać. On to lubił, ona nie. Miałaby mu psuć hobby swoim złym nastawieniem? Musi dać sobie czas. Może kiedyś się do tego przekona. Osobiście na tę chwilę poważnie w to wątpiła, no bo pedantyczna panienka Blackwood miałaby zacząć chadzać wiecznie umorusana? Niedoczekanie. - I nie będę kupować piwa w Miodowym Królestwie. Pomyślą, że mam problem alkoholowy, czy coś. |
| | | Jonathan Prior
| Temat: Re: Sala kominkowa Pon 04 Kwi 2016, 22:38 | |
| To musi się źle skończyć, bo jeśli Jonathanowi zacznie zależeć na zdrowej, pozytywnej relacji z Blake, to wdawanie się z nią w całowanie nie jest najlepszym pomysłem, żeby to wszystko zachować. Póki co miał zadatki, żeby zrobić z Blake kogoś ważniejszego niż tylko dorywcze spotykanie się w wolnym czasie. Cały czas miał z tyłu głowy świadomość, że ona jest metamorfomagiem i przy niej jest nikim, tylko amatorem piromanem grającym na trąbce. Prior martwił się czy jego pobudki są zdrowe. Nie chciałby się dowiedzieć, że się wokół niej zakręcił, bo jest wybitnie uzdolniona. Cały czas przypominał sobie, że jeszcze przed poznaniem tajemnicy nabrał ochoty na zamknięcie się z nią w schowku. Nie wszystko stracone, no ale u diabła, będzie bardzo żałował, gdy go znienawidzi. A znienawidzi już wkrótce, gdy przejdzie jej zauroczenie. Co innego Jonathan. Nie wiedział co się stanie później. Jakoś specjalnie jej przed sobą nie chronił. Gdzie ta stalowa wola...? Parsknął śmiechem. - Czy ty się słyszysz? Musiałabyś siedzieć na drugim końcu klasy. Nie przeceniaj moich możliwości. - burknął, wciąż średnio przytomny i świadomy, że trzyma właśnie na kolanach uśmiechniętą Blake i może dotykać piegów, jej włosów ile tylko sobie zapragnie. Próbował sobie przypomnieć co mówił o niej Misza, ale wytężanie pamięci w takim momencie niezbyt mu wyszło. Miał w głowie pustkę, a na twarzy wygięty uśmieszek. Rozszerzył się jak tylko słyszał w jej głosie trochę zazdrości. Miło, nie ma co narzekać. Bardzo miło. - Nie atakuj moich fanek, one mi się przydają w interesach. - uniósł ciemne ślepia i zaczął wpatrywać się w profil Blake, bardzo często zatrzymując wzrok na ustach, do których go ciągnęło. - Dlaczego ty mi nie ufasz? Jestem dobry w tych zaklęciach, Gryffindor to potwierdzi i wiele osób z innych domów. - zmarszczył brwi, bo nie przypominał sobie żadnych większych wpadek z udziałem ognia. Czyżby miała na myśli wybuchające eliksiry? Toż to nie ma prawie żadnego związku z formowaniem z płomieni kształtów. Żadnych wybuchów, żadnego dymu, czadu, podpalonych brwi, rzęs i grzywki. Tylko magia. - Akurat nie miałbym nic przeciwko, gdybyś choć raz chciała zobaczyć co umiem. - to już powiedział już inaczej, choć trudno określić co się w jego głosie zmieniło. Nie zamierzał naciskać w tej sytuacji. Nie miała obowiązku mu od razu ufać. Do tej pory nie dał jej zbyt wielu powodów do zaufania, a cokolwiek kryło się za niechęcią do ognia, miał nadzieję, że on się do tego zbytnio nie przyczynił. - Nie będziesz kupować, racja. Ja będę kupować je dla ciebie. - dodał odruchowo, mając w nosie jej protest i stawianie zbyt restrykcyjnych warunków spotkań. Mogłaby dla odmiany przestać się martwić wszystkim na zapas i przejmować się nauką. Nie czas na wkuwanie, gdy na horyzoncie jest możliwość rozerwania się w miłym towarzystwie. Mimo, że ją wbrew wszystkiemu polubił, nie zamierzał zamieniać się w spokojnego chłoptasia. Prędzej będzie próbował zarazić Blake większą otwartością i wesołością, żeby nie siedziała z zesztywniałym kręgosłupem. Wolną ręką pomasował jej plecy, od nerek aż do łopatek. - Problem alkoholowy. - prychnął. - Masz ważniejsze problemy. Mnie. - powiedział pół żartem pół serio. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Sala kominkowa Pon 04 Kwi 2016, 23:23 | |
| Gdy tak siedziała mu na kolanach mogła w końcu porządnie przyjrzeć się jego twarzy. Nie miała ku temu za wiele okazji, bo raz, że był od niej dużo wyższy, a dwa, że przecież to ich pierwsza taka bliska chwila. Do tej pory zawsze przecież unikała kontaktu cielesnego bojąc się, że się zwyczajnie zdradzi. Jak na przykład wtedy, gdy ukrywali się przed panią Norris. Czy już wtedy słyszał jak mocno biło jej serce? Czy już wtedy dostrzegł, jak wielkie wrażenie na niej robił? Czy było po niej widać ile wysiłku kosztowało ją, by nie rzucić mu się na szyję? W myślach zrobiła tak wtedy kilka razy. Wyobrażenia jednak zostały zepsute przez te cholerne włosy, ale Blake jakoś nie czuła się z tym już wcale źle. To takie dobre uczucie, kiedy nie trzeba niczego ukrywać. Jonathan znał jej największy sekret i Blake nie musiała się już pilnować, by się z nim przypadkiem nie zdradzić. Przysunęła się jeszcze bliżej, chcąc zaznać jak najwięcej ciepła chłopaka i nie myśleć wcale o tym, że kiedyś przyjdzie ta chwila i będą musieli opuścić salę kominkową, by wrócić do swoich domów. Blackwood chciała przeciągnąć tę chwilę jak najdłużej. Szczerze mówiąc, to wiele by dała by zatrzymać czas i spędzić tu z Jonathanem resztę swojego życia. - A twój przyjaciel ślizgon nie będzie zły, że go odstawiasz na bok na rzecz jakiejś tam kolejnej dziewczyny? - powiedziała, nie mogąc się powstrzymać. Musiała. Była po prostu zwyczajną dziewczyną, która myśli o takich rzeczach i która jest po prostu banalnie zazdrosna. Mogła sobie wmawiać, że jej to nie przeszkadza. Że przeszłość Priora nie ma tu żadnego znaczenia, ale prawda była taka, że te jedenaście poprzednich dziewcząt uwierały ją jak kamień w bucie, bo nie ma nic gorszego, niż zawistne spojrzenia byłych na korytarzu. Sama mogła do nich kiedyś trafić. To było bardziej niż pewne, że tak będzie. Co wtedy? Założą koalicję i będą chciały uprzykrzyć mu życie? Nie, Blackwood nie należała do tego typu osób, aczkolwiek cała ta sprawa z bogatym życiem uczuciowym gryfona spędzała jej sen z powiek. Nic więc dziwnego, że to powiedziała. Na szacunek zasługuje fakt, że wytrzymała tak długo. Korciło ją, by wspomnieć o tym w którymś z liścików jakie sobie wysyłali ale powstrzymała się. Aż do teraz, gdy siedziałą mu na kolanach a Prior przytulał brodę do jej ramienia. - Ufam ci - powiedziała spokojnie, choć wątpiła, że chłopak jej uwierzył. Na milion procent miał poczucie, że Blake musi mu ufać, bo wie o niej coś, czego nie wie praktycznie cała szkoła. Nie było tak. Blackwood naprawdę mu ufała i chcialaby mu wierzyć w tej chwii, ale Jonathan od zawsze kojarzył się jej z sadzą na policzkach. Z własnej winy zresztą. Chciała mu właśnie powiedzieć, że może kiedyś się skusi. Ale najpierw wypije dwa szybkie kieliszki ognistej, a potem ewentualnie pójdzie na jeden z jego pokazów. Chciała się zaśmiać i powiedzieć, że musiałby ją bardzo do tego przekonać, ale gryfon powiedział coś, co sprawiło, że zmiękło jej serce. Rozpłynęło się w powietrze powodując, momentalny wzrost poczuca winy w duszy Blake. Ależ ona była zimną suką. Jak moła na to nie wpaść? Przecież sam się przyznał do tego, że teraz będzie czuł się od niej grszy, a ona co? Wcale mu tego nie ulatwia. Powinna wziąć sobie do serca wszystkie jego słowa, a jak ta ostatnia pipa jeszcze chciałą się z niego wyśmiewać. Westchnęła krótko, po czym przybrała na twarzy zdecydowany wyraz. Usadowiła się na wprost niego i utkwiła spojrzenie orzechowych tęczówek, w jego własnych, niezwykle ciemnych i głębokich. - Przydę. Choćbym miała skończyć spalona na stosie to przyjdę. Masz na to moje słowo. - Pochylila się, by złożyć na ustach Jona przelotny pocałunek ale przecież z nim się tak nie dało. Zbyt mocno ją przyciągał i wszystko to, co było ulotne, szybko spadało na ziemię. - Nie piję alkoholu po ostatnim razie - wyznała. - Po balu cierpiałam bardzo długo i raczej unikałabym powtórki z rozrywki. - Wtedy co prawda miała duzy problem. Problemem był Enzo, który najpierw przyszeł na imprezę z inną dziewczyną, a potem miał do niej jakieś anse. Upiła się wtedy, sama nie wiedząc dokładnie czym właściwie, ale potworny ból głowy ciągnął się trzy magiczne dni. Trzy dni, w których pani Pomfrey wypięła się na uczniów leczących kaca, bo przecież trzeba było nie pić. Przecież nie picie jest od zawsze najlepszym lekarstwem na kaca. To nawet wiedział Gruby Mnich, zanim jeszcze oczywiście został grubym mnichem. - Nie jesteś problemem. Chociaż nauczyciele mogą mieć na ten temat inne zdanie. Nie jesteś proeblemem DLA MNIE. |
| | | Jonathan Prior
| Temat: Re: Sala kominkowa Wto 05 Kwi 2016, 06:56 | |
| Dla Jonathana to była jedna z kolejnych 'bliskich chwil'. Nie ma co ukrywać, jeszcze przed dzisiejszym spotkaniem z własnej inicjatywy naruszał prywatność Blake, czerpiąc z tego pełnymi garściami. Za bardzo to on się nie fatygował, aby Puchonka czuła się przy nim jak w siódmym niebie. Te wszystkie drobne gesty jakimi je obdarzał należały do jego podświadomości. Dotykał jej, bo tego teraz potrzebował. Dosyć egoistyczne podejście, kwalifikujące go jak nic do Slytherinu, jednak Jonathan działał właśnie w taki sposób. Już dawno nie miał żadnej dziewczyny, nie ważne, że miał ich już jedenaście. Miał szesnaście lat i święte prawo i do trzydziestu pomyłek. Jak nie teraz, to kiedy? Mógł w stanie przewidzieć jedynie najbliższe dwa miesiące. Gdy miną, będzie się tym wtedy martwił. Nie miał ochoty psuć im wolnej chwili myślami, że Blake w końcu go rzuci i nie będzie w stanie już nigdy na niego spojrzeć. - Przyzwyczaił się. - wywrócił oczami, bo był pewien, że Asen przełknie jego kolejny intensywny związek. - Z Miszą problemów żadnych nie ma.- nie potraktował tego jako specjalnie ważnego pytania. Był chłopakiem i tego typu 'problemy' nie miały racji bytu. Mikhaila znał lepiej od samego siebie i był w stanie powiedzieć kiedy będzie trzeba siedzieć z nim w tej ławce, a kiedy zadowoli się towarzystwem jakiejś czarującej panny na zajęciach lekcyjnych. - Z różdżki nic nie wybuchnie, nie martw się. - i dopiero w tym momencie do jego mózgu dotarła opóźniona informacja. Blake naprawdę nie lubiła wybuchających kociołków. Tyle razy próbowała to przekazać jego tępej mózgownicy,a on nic sobie z tego nie robił i raz za razem przy niej eksperymentował. Dla własnej satysfakcji doprowadzał do tego, że wychodziła z zajęć eliksirów z sadzą na twarzy. Jemu to się podobało, lubił ten stan. Trochę potrwało zanim Prior przeanalizował prosty, jawny przekaz Blake, który próbowała mu wpoić od ładnych paru lat. Najważniejsze, że jednak w ogóle coś do niego dotarło, bo to dawało nadzieję na ulitowanie się nad Puchonką i ograniczenie liczby wybuchów w zasięgu jej obecności. Poczuł się cokolwiek kiepsko. Komuś innemu może się to nie podobać. Że też on na to wcześniej nie wpadł. Dlaczego nikt mu tego nie przełożył na jego język? Mogli od razu powiedzieć mu o tym po norwesku, a by coś zrozumiał. Dalej nie widział niczego złego w wybuchach, ale w końcu wziął pod uwagę czyjeś uczucia. Dostał już obietnicę, że się stawi mimo, że długo na to nie nalegał. Spojrzał na nią ciut skruszony i uśmiechnął się tak niejasno, niepewnie. Po obietnicy Blake nie była w stanie się odezwać przez całe trzy minuty. Wypuścił jej palce spomiędzy swoich i ułożył opuszki palców na piegowatym policzku, nachylając go w swoją stronę. Na długą chwilę zapomniał o wszystkim, skupiając się na scałowywaniu każdego milimetra jej ust. Nie dało się ot tak go od siebie odsunąć. Dał jej odsapnąć, dopiero gdy musieli złapać oddech. Chłopak znowu nieświadomie się spiął, trawiony raz po raz kującym dreszczem wywołanym przez wydychane przez nią palące powietrze. - Na gacie Merlina, Blake, Blake, Blake. - jęknął, uśmiechając się ze szczerym rozbawieniem. Odchylił głowę i przyjrzał się jej z innej perspektywy. Nie mógł odmówić sobie zanurzenia ręki w kurtynie jej włosów. - Od kiedy piwo kremowe jest alkoholem? Musiałabyś wypić trzy zgrzewki, żeby się upić, o ile wcześniej dobiegłabyś do łazienki. - celowo nie poruszał tematów, o których opowiedział mu Misza. Mógłby wtedy stuprocentowo się wkurwić i skutecznie popsuć resztę popołudnia. Blake powinna o tym wiedzieć i lepiej, aby nie poruszała tematów swoich ex. On nie gęgał co chwila o byłych dziewczynach, bo nie miał na ich temat nic do powiedzenia, jednak już odwrotna sytuacja mogłaby go bez żadnej sensownej przyczyny bardzo zirytować. A gdy Jonathan jest zirytowany i wytrącony z równowagi, jego towarzystwo robiło się trudniejsze do zniesienia i po prostu nieprzyjemne. Wtedy pomagał na to tylko Misza albo Fimmel, bo ta dwójka wiedziała co zrobić, aby odwrócić jego uwagę od rozdrażnienia. Prior totalnie nie umiał się zachować, gdy komuś udało się nadepnąć mu na odcisk. - Wy-lu-zuj, Blake. Przynajmniej jedno piwo na weekend. Co inni pomyślą, gdy zobaczą, że moja dziewczyna nic nie pije, nie ogląda moich występów i wrzeszczy na mnie co lekcja? - to tylko tania zagrywka, aby załagodzić Blake, bo tak na dobrą sprawę miał w nosie co inni sobie myślą. Ale Blackwood nie, ona się przejmowała cudzą opinią, a więc po cichu to niecnie obracał przeciwko niej. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Sala kominkowa Wto 05 Kwi 2016, 20:52 | |
| Często zastanawiała się, jak to jest, że Prior przyjaźni się ze ślizgonem. Nie na odwrót. Rozmyślała o tym w jaki sposób gryfon wytrzymuje fakt, że są oni takimi egoistami i nie liczą się z uczuciami innych. Podczas tego zastanawiania się stwierdziła, że tiara musiała się co do Jonathana pomylić. On przecież też powinien zasilić szeregi Slytherinu i to wcale nie dlatego, że brakowało mu przyzwoitości. On był po prostu zbyt sprytny. Przywoływała w pamięci wszystkie te chwile, w których Norweg kręcił, nęcił i zachęcał różnych uczniów, w tym samą Blake, do zrobienia za niego pracy domowej - już samo to kwalifikowało go do mieszkania w lochach a nie w wieży. Fakt, że trafił do domu lwa musiał mieć bardzo głębokie podłoże i panienka Blackwood stwierdziła, że chętnie owe podłoże pozna. Mogłaby też poznać legendarnego Miszę, by sprawdzić czy jest stereotypowym, zwyczajnym ślizgonem, czy jednak nie. - Rozumiem. - Pokiwała głową dla podkreślenia swoich słów, a potem parsknęła śmiechem, bo coś głupiego przyszło jej nagle na myśl. - Mogę mu odstąpić moją przyjaciółkę Glorię O'Loughlin. Myślę, że by się dogadali. Ona też jest taka... Zakręcona. Z trio: Claire-Blake-Gloria to właśnie ta ostatnia była zawsze najbardziej roztrzepana. Blackwood była symbolem powagi i roztropności, zaś Annesley spokoju i miłości do całego świata. Jakoś się uzupełniały, w końcu tyle już lat trzymały się ze sobą. Puchonka zaczęła bawić się guzikiem niewyprasowanej koszuli chłopaka i słuchała jego zapewnień. Wybuchy ją w dalszym ciągu przerażały i zniechęcały do tego, by to oglądać. Blake jednak pomyślała też o innej kwestii. No bo, kurde, była dziewczyną. Może nie miała natury romantyczki, ale co to za frajda być jedną z wielu w tłumie gapiów. Chrząknęła. - A może... - zaczęła, intensywnie zastanawiając się jak ubrać w słowa swoje niekonkretne myśli. - Może zrobiłbyś taki mini pokaz dla mnie? Teraz? Żebym mniej więcej wiedziała na co się przygotować? - Spojrzała na chłopaka z uśmiechem, naśladując tym samym jego samego, gdy ją o coś prosił. Jeśli już miała się znów usmolić to chociaż zrobi to bez świadków. On mógł ją taką oglądać, sam przecież niedawno stwierdził, że z sadzą jej do twarzy, natomiast nie było mowy, by paradowała tak po szkole. To taki lekki kompromis, ale zawsze coś. Prior powinien docenić jej poświęcenie, bo dotąd nigdy się na nic podobnego nie zdobyła. Gdy chodziło o Enzo, nie poszła nawet na pół meczu quidditcha bo za nim zwyczajnie nie przepadała. Życie jest za krótkie by marnować czas na robienie rzeczy, których się robić nie chce. Musiała jednak przyznać, że była głupia, gdy tak uparcie broniła się przed Jonathanem. Już na jego pierwszy list powinna odpowiedzieć słowami: Ty, ja, schowek na miotły, za 5 minut. O wiele szybciej mogłaby wtedy poczuć smak ust chłopaka, to, jak dotykał dłonią jej policzka, jak jego rozgrzane czoło opierało się o jej własne. Po co do licha to odwlekała! Przecież to najwspanialsze uczucie pod Słońcem móc wtulić się w niego po tym wszystkim i słuchać jego rozedrganego oddechu wtórując mu w tym. Mogłaby go tak całować wieczność. Mogłaby zaznaczać pocałunkami linię jego szczęki, wdychać zapach jego szyi, muskać wargami jego skórę. Gdy on na głos wypowiadał jej imię, ona robiła to samo w myślach. Oh, Jonathan. Gdzie ukrywałeś się przez cały ten czas? - Nie chcesz wiedzieć jak bardzo słabą mam głowę - przyznała po chwili, gdy już otworzyła powieki. Może i faktycznie piwo kremowe nie sponiewierałoby ją za bardzo, albo nawet i wcale, ale fakt niezaprzeczalny był taki, że Blackwood wystarczyło kilka kropli czegoś mocniejszego, by spędzić resztę wieczoru w wybornym humorze. Była ekonomiczna, a to podobno zaleta, szczególnie dla kogoś tak oszczędnego jak ona. - No i ej, ja nie wrzeszczę na ciebie co lekcja - zaśmiała się. - Najwyżej co drugą. |
| | | Jonathan Prior
| Temat: Re: Sala kominkowa Wto 05 Kwi 2016, 21:50 | |
| Nie tylko Blake twierdziła, że z Priora Gryfon marny. Co się jednak stało to się nie odstanie, Tiara Przydziału podobno nigdy się nie myliła. Jonathan był taki jaki był, bliźniaczą duszą Mikhaila, którego powinien mieć w tym samym dormitorium. Stary zapleśniały kapelusz oddzielił go od przyjaciela, twierdząc, że w Gryffindorze bardziej się odnajdzie. Nie wychodziło mu to zbyt dobrze, bo mimo jako takiej popularności, Misza dalej był jego jedynym przyjacielem, do którego żywił bezgraniczne zaufanie. Nie ma to jak zawierzyć starej czapce... z odrazą wkładał ją na głowę i nie ma co wmawiać sobie, że cieszył się z przynależności do Gryffindoru. Wolałby być tam, gdzie Mikhail, nawet jeśli ten nie daj Merlinie, wylądowałby w Ravenclawie. Domy to domy, mimo tego utrzymywali między sobą braterskie relacje. Dziewczyny im nie przeszkadzały, obaj wiedzieli co to znaczy potrzeba nacieszenia się nową lubą i kiedy to mniej więcej przemija lub łagodnieje. - Twoja przyjaciółka dla mojego przyjaciela? - zapytał z żywym zainteresowaniem, rozpisując w myślach plan wpakowania przyjaciółki Blake w objęcia przyjaciela Jonathana. To będzie proste, choć z początku Gryfon polecał mu Everettównę, a nie jakieś tam jej klony. - Dam mu na nią namiary. - puścił do niej oczko, uśmiechając się cokolwiek zaczepnie. Nie był urodzonym swatem, ale obiecywał Asenowi, że o niego zadba i podsunie mu pod nos łatwy obiekt do całowania. Święta bożonarodzeniowe wypada spędzić w czyichś objęciach w ciasnym magazynie. Jonathanowi się udało, czas teraz na resztę przyjaciół. - Zgrozo. - sapnął, nieprzygotowany na serię zaskoczeń jakie przygotowała dla niego Blake. Jako przeciętniak powinna wpasowywać się w reguły i stereotypy, a ona non stop wymyślała coś, co Jonathan nie brał pod uwagę. Powoli zaczynało go to przerażać. Odruchowo położył dłoń na jej palcach bawiących się guzikiem. Nie chciałby dostać akurat teraz ataku duszności, bo hiperwentylacja zapachem Blake przyniosłaby odwrotny skutek do zamierzonego. - Z nieprzymuszonej woli prosisz mnie o pokaz pirotechniczny. - ustami dotknął jej gorącego czoła, utwierdzając się w przekonaniu, że Blake majaczy i nie jest świadoma o co go właśnie poprosiła. - Zrobię co zechcesz, ale ty jesteś tego pewna? Jeśli jeszcze raz uciekniesz... - nie dokończył i nie była to w żadnej głosce groźba, a bardziej załamanie głosu. Dmuchał na zimne, bo póki miał Blake na kolanach, bliżej niż to wyobrażał sobie na niekończących się lekcjach, nie czuł palącej potrzeby wyczarowania ognia. Różdżka ukryta w kieszeni co prawda drżała i domagała się użytkowania, ale mogła poczekać do wieczora. - Co nieco słyszałem na temat twojej słabej głowy. To bardzo ciekawe. - byłoby miło sprawdzić jak Blake zachowuje się mając we krwi niewielką ilość alkoholu. Słowa pijanego to myśli trzeźwego. Jonathan chciał wiedzieć co siedzi pod tą blond czupryną. O czym myśli, gdy tak do niego lgnie. Wpatrywała się w niego, zupełnie jakby lubiła go już od dawna, a nie od zaledwie tygodnia. To podbudowało mu ego, ale i zastanawiało. Wystarczy tak niewiele, żeby zwrócić na siebie uwagę. Wystarczyło, żeby dała się pobrudzić sadzą, a zaczął na nią inaczej patrzeć. To od sadzy się zaczęło, powinna być jej wdzięczna. To od tamtej pory chciał ją pocałować, gdy była brudna i wkurzona. Wyjawienie tajemnicy tylko to wszystko przyspieszyło. - Wrzeszczysz, ale tylko na eliksirach. Jakbym nie miał już problemów ze Smoczycą. - uśmiechnął się zafascynowany. Po chwili wyciągnął z kieszeni różdżkę, bardzo zniecierpliwioną. - Zobacz jak wibruje. Ona jest stworzona do ognia. - ułożył różdżkę na otwartej dłoni i podsunął ją Blake, aby przekonała się na własnej skorze. Różdżka żyła, domagała się czarów. Korzeń jarzębiny był przyjemnie nagrzany i czekał na swój czas. Jonathan nie wypowiedział ani słowa, nie poruszył nadgarstkiem, a i tak z krańca różdżki wydostało się parę iskier. Wypłynęły w powietrze, zlepiły się w maleńki płomień unoszący się kilka centymetrów nad skórą. Ciepło bijące od płomyka było dokładnie takiej samej temperatury jak dłoń Jonathana leżąca teraz na karku Blake.
|
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Sala kominkowa Sro 06 Kwi 2016, 20:17 | |
| Kiedy tylko z jej ust padła propozycja zeswatania Glorii z przyjacielem Jonathana Blake uświadomiła sobie, że to może i tak nie jest wcale głupi pomysł, ale całkowicie nierealny. Gloria nigdy w życiu nie zainteresuje się ślizgonem, który ma w szkole taką, a nie inną opinię. Zresztą puchonka nawet Mikhaila nie znała - jak miałaby go polecić swojej przyjaciółce? Jak miałaby go przekonać, że to w głębi duszy dobry chłopak? Aż wreszcie... Miałaby potem leczyć złamane serce dziewczyny? O swoje martwiła się mniej. Świadomie podjęła decyzję mówiąca o tym, że nie będzie już opierać się powalającemu urokowi osobistemu Priora. W razie gdyby coś, gdyby chłopakowi się znudziło pocierpi, przełknie pigułkę goryczy i żalu, ale będzie mogła mieć pretensje tylko do siebie. A gdyby Asen zranił jej Glorię? Jak miałaby spojrzeć dziewczynie potem w oczy ze świadomością, że to wszystko przez nią i jej chore pomysły? Pokręciła nagle głową, jakby chciała permanentnie pozbyć się tej myśli z głowy. Problem polegał jednak na tym, że gryfon już się napalił, Blackwood musiała mu to więc szybko wyperswadować, ot co. - Nie, nie, nie, nie... Zapomnij co mówiłam. Ona mu się znudzi i co ja wtedy zrobię? - spytała szczerze. - Równie dobrze mogę jej dać w prezencie czekoladki z trucizną. Na to samo wychodzi. Najpierw się cieszysz, bo dobrze smakuje, a potem pukasz się w czoło, że wcześniej nie zauważyłeś, że to podpucha, ale już za późno. Nie masz jakiegoś... Spokojniejszego kolegi? - spytała jeszcze z nadzieją spoglądając na Priora kątem oka. Drugim kątem zauważyła dłoń chłopaka wędrującą w stronę jej własnych, które mimowolnie ułożyła na swoich kolanach, skoro nie chciał, by bawiła się guzikiem koszuli. Z uśmiechem stwierdziła, że podoba się jej wyraz twarzy Priora, a także, że mogłaby go oglądać codziennie. To podnosiło trochę jej niewysoką samoocenę, która i tak od czasu kiedy zaczął okazywać jej jawne zainteresowanie, przynajmniej nie plasowała się na depresyjnych wysokościach. Teraz było w normie, choć bez szału. - Nie ucieknę, przecież obiecałam. Ja dotrzymuję obietnic - powiedziała całkiem poważnie. Po drugie teraz o wiele trudniej byłoby jej zwiać. Wtedy, gdy to robiła nie wiedziała jeszcze jak dobrze jest poczuć jego gorący oddać na swoim policzku. Nie wiedziała, że jego ramiona są tak idealnie dla niej przystosowane, ani jak potężny dreszcz przechodzi ją, gdy zanurzał dłoń w jej włosach. Dziś nie umiałaby z tego zrezygnować, toteż naprawdę marne szanse miałaby ucieczka, nawet gdyby Jonathan wysadził w powietrze połowę sali kominkowej. - Uznaj to za przejaw mojej dobrej woli. Albo tolerancji. Albo zaćmienia umysłu - zaśmiała się, a w tej samej chwili końcówki jej włosów zrobiły się przez to nieco jaśniejsze. Nie dbała o to. Nie musiała się wcale z niczym ukrywać. Mogła być sobą, po drugie wątpiła, by chłopak to w ogóle zauważył. Gdyby była teraz z Enzo na pewno siedziałaby teraz jak sparaliżowana i zastanawiałaby się, czy Włoch cokolwiek dostrzegł. Przy Priorze mogła się całkowicie rozluźnić, co dawało jej niesamowite poczucie ulgi. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Nie wierz plotkom. W rzeczywistości jest jeszcze gorzej - posłała mu znaczący wyraz twarzy, który miał jasno świadczyć o tym, że jeśli chodziło o alkohol, to wcale nie żartowała. Ktoś, kto ma go w ustach od wielkiego święta nie ma prawa dobrze tolerować promili i niestety tak właśnie było z Blake. Cóż poradzić, taka już była. Udała, że uderza go w ramię, chcąc zaprzeczyć niedorzecznościom, które mówił. Ona wrzeszczała? Blake Blackwood mogła co najwyżej podnieść lekko głos, bo do rozhisteryzowanych panienek było jej daleko. - Nie wiem skąd twoje zdziwienie, ale uważam, że mam prawo LEKKO się zirytować, gdy mój kociołek nagle bucha mi w twarz, i jakimś dziwnym trafem ty masz zawsze coś z tym wspólnego - westchnęła z uśmiechem, bo z perspektywy czasu nie złościła się o to już ani o jotę. Co tam, gdyby nie wybuchające eliksiry pewnie nigdy by jej nie pocałował, tak więc mogła być im wdzięczna. Im, a także niecodziennemu hobby Jonathana. Z zainteresowaniem wpatrywała się w drżąca różdżkę na dłoni gryfona i musiała z podziwem przyznać, że miał rację. Ona żyła, naprawdę. Iskry, które samoistnie wydostały się z końca drewienka były czymś, co widziała po raz pierwszy w życiu. Musiała, naprawdę musiała stwierdzić, że to było nawet piękne. - Pokaż mi - wyszeptała. Teraz już nie tyle chciała, co pragnęła zobaczyć, co Jonathan potrafi wyczarować. |
| | | Jonathan Prior
| Temat: Re: Sala kominkowa Sob 09 Kwi 2016, 14:25 | |
| On nie miał takich problemów jak Blake. Złamane serce Miszy? Serio? O to się nie martwił, bo ani on ani Jonathan nie traktowali potencjalnych związków zbyt poważnie. To tylko chwilowe czerpanie przyjemności z zauroczenia kogoś sobą, w końcu kto nie lubi, gdy ktoś wpatruje się z niego uwielbieniem i chętnie przystaje na wycieczkę do schowka na całą godzinę? Gloria, Tanja, Lyyar, dla niego bez znaczenia którą Mikhail sobie wybierze. Najważniejsze, aby czuł się wtedy dobrze, przyjemnie i był przez to bardziej stuknięty niż zawsze. Jonathan nie obawiał się mniejszej ilości spotkań czy rozmów z przyjacielem na rzecz spotkań z dziewczynami. Ich przyjaźń była prosta, nie było tam miejsca na jakieś zazdrości czy wątpliwości. Jeszcze się nie zdarzyło aby jeden z nich naprawdę wpadł po uszy. Jeśli by tak się stało jeden drugiego uświadomi i co najwyżej kopnie w dupę, aby się opamiętał. Proste. Wyszczerzył się do Blake słysząc zabawne porównanie. Jakby nie wiedziała, że sama się w to wpakowała... drastyczne, ale prawdziwe. Różnicą jest to, że Jonathan nie łapie w żadne pułapki. Cieszy się, smakuje, a potem druga osoba twierdzi, że nic z tego nie wyjdzie, bo jest po prostu pierdolnięty i daje sobie spokój. Działanie podobne, a Blake niby o tym wiedziała, a mimo to w to brnęła. Jonathan nie miał sił nawet protestować, bo to nie leżało w jego naturze. - Mikhail jest normalniejszym kolegą, najnormalniejszym z mojego grona znajomych. - roześmiał się cokolwiek złośliwie. Co ważniejsze - Jonathan niczemu nie zaprzeczył. Celowo nie zaprzeczył i nie stanął w obronie przyjaciela. Zdobył się aż na tyle szczerości wobec Blake i jeśli to zauważyła, powinna to docenić a w najlepszym przypadku się opamiętać. Nie żeby tego chciał, ale tak lepiej by było, jeśli nie chciała skończyć ze złamanym sercem. Prior nawet nie brał pod uwagę, że ktokolwiek mógłby złamać jemu serce. Nie dało się, po prostu. Rzeczywiście Blake nie wyglądała jakby miała uciec. Ale nie miał pewności czy jej nie wystraszy ogniem, w końcu od wielu lat podkreślała mu na każdym kroku jak bardzo nie trawi jego hobby. Zdobywa się na wielkie wyrzeczenie, a to nie tylko mile łechtało jego ego, ale też zastanawiało. Chyba za bardzo ją sobą zauroczył i problem w tym, że on też byłby w stanie jakoś ograniczyć te wybuchy kociołków, skoro go o to poprosiła. Wyrzeczenia, ograniczenia... tego też jeszcze nie było. Jonathan będzie musiał trzymać się na baczności i pogadać z Miszą, aby go pilnował. Nie daj Merlinie jeszcze przywiąże się do Blake, a w tej bajce tego ma nie być. - Stawiam na dłuższe zaćmienie umysłu. - oczy zaświeciły mu jak dwie lampki na widok zmiany koloru włosów. Zawinął końcówki wokół palca i przyglądał się im z żywą, prawdziwą i autentyczną fascynacją. Tyle możliwości, a ona nic z tym nie robi... nie mógł nic poradzić, że przez tę decyzję bardziej ją szanował. Tę sztywniaczkę, małą Blake, którą miał ochotę cały czas całować. - Mam nowe hobby. - zakomunikował, odwracając do siebie jej policzek i znajdując jej usta, aby wycisnąć na nich dosyć długi pocałunek. Chciał sprawdzić w którym momencie jej włosy zmienią kolor na inną barwę, skoro pod wpływem uczuć jej metamorfomagia się ujawniała. Musiała trzymać się w ryzach, skoro nikt o tym się nie dowiedział. Jonathan z przyjemnością będzie doprowadzał Puchonkę ze skrajności w skrajność, aby sprawdzać w których sytuacjach traci nad sobą panowanie. Westchnął z ulgą, nie odrywając od niej ust. - Od razu co złego to ja. A może kociołki lubią przy tobie wybuchać, bo wiedzą, że mi się wtedy bardzo podobasz? - zapytał unosząc zaczepnie brwi oczywiście po paru minutach, gdy już łaskawie puścił jej usta i zostawił je w spokoju. Zanim zacisnął palce wokół trzonka różdżki, jeszcze chwilę przyglądał się mimice Blake, sprawdzając czy jest pewna tego, o co go prosi. Nie musiała się już więcej powtarzać, bo wyczarowanie ognia było dla niego tak proste jak oddychanie. Nie znajdując w Puchonce wahania czy śladu strachu, uśmiechnął się kącikiem ust. Uniósł nieznacznie różdżkę, zataczając nią niewielkie koło. Spomiędzy jego ust wydostało się ciche zaklęcie wypowiedziane w języku łacińskim, składające się z kilku członów, które powtórzył pięciokrotnie zanim cokolwiek się wydarzyło. W pewnej chwili przez korzeń jarzębiny uwięzionej w różdżce przepłynęła iskra czerwonej energii. Drugą dłoń trzymał wciąż na plecach Blake, sprawdzając czy nie będzie chciała się zerwać z jego kolan i odskoczyć. Kontakt z jej skórą i ciepło przesiąkające przez ubranie mundurka dziwnie go motywowało do pochwalenia się swoim hobby i zaimponowanie jej. Z krańca różdżki wydostał się cieniutki strumień ognia, który nabrał masy i wielkości dwa metry przed nimi. Uformował się w rozmazany kształt szczura, jakiejś myszy, ciągnącej za sobą spory kawałek pasma ognia. Prior poruszył nadgarstkiem, a potem całą ręką, podsadzając zaklęcie nad ich głowy, prowadząc różdżkę po okręgu. Ognisty szczur pomknął w powietrzu, a na końcu wybuchł najpierw wysysając w środek siebie cały ogień, a potem tworząc w powietrzu wybuchający grzyb. - Jeszcze jakieś życzenia? - zapytał, a gdy Blake na niego spojrzała to widziała znowu świecące ciemne ślepia i głęboką fascynację tym, co zrobił. Przy ogniu czuł się pewniejszy i spokojniejszy mimo, że był to niszczycielski żywioł. Niebezpieczny, ale piękny, a wszystko, co takie jest, przyciągało Jonathana jak rzep do kociego ogona.
|
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Sala kominkowa Pon 11 Kwi 2016, 11:29 | |
| Może była głupia, że w to brnęła, choć przecież cały nagromadzony w jej głowie zdrowy rozsądek głośno krzyczał i protestował, by tego nie robiła. Trudno. Uśmiech Jonathana skutecznie ją omamił i chociaż wmawiała sobie, że przecież jest świadoma wszelkiego ryzyka związanego ze spotykaniem się z Priorem to jakby nie patrzeć, nie dopuszczała do siebie myśli, że coś może pójść nie tak. Brała to pod uwagę, ale wypierała z rzeczywistości, bo przecież, kurde, co ma być to będzie. Przecież patrzył na nią w taki sposób, przecież nie mógł oderwać od niej ust, przecież, do cholery, był tu teraz z nią, a nie z jakąś inną, łatwiejszą w obyciu laską. Co może się stać złego? - Nie mówię, że on jest nienormalny - powiedziała, nie chcąc w żaden sposób jakoś przypadkiem urazić uczuć chłopaka. - Tylko, że opinia o nim krążąca nie pozwala mi bez obaw pchać w jego ramiona moje koleżanki, które bardzo lubię i dla których chciałabym jak najlepiej - wyjaśniła. I to nie tak, że Blake nie trawiła hobby Jonathana. Przecież nigdy nie powiedziała, że nie lubi ognia, czy tych wszystkich czarów z nim związanych. Blackwood nie lubiła tylko gdy coś wybuchało w jej obecności, na przykład kociołki. Nie lubiła tego dzwonienia w uszach, chwilowego braku widoczności, sadzy dostającej się do oczu i ust, no i szczerze mówiąc puchonka zastanawiała się, czy na tym świecie istnieje ktokolwiek, kto za tym przepada, wyłączając oczywiście Priora. On z niezrozumiałych przyczyn to kochał i chociaż Blake w żadnym wypadku nie zamierzała z tym walczyć, to dla własnego dobra, mogła tego unikać. Natomiast ogień? Dlaczego, jako czarownica z krwi i kości, miałaby odrzucać coś tak pięknego jak magia? Dlaczego miałaby potępiać gryfona za to, że opanował do perfekcji pewne specyficzne zaklęcia, o których nigdy dotąd nie słyszała? Byłaby hipokrytką, a kim jak kim, ale hipokrytką panna Blackwood być nie chciała. Kątem oka obserwowała jak chłopak zawija sobie rozjaśnione czarami włosy na palec i chciała to jakoś skomentować, ale nie zdążyła. Jonathan zamknął jej usta kolejnym pocałunkiem, od którego robiło się jej gorąco. Westchnęła z uwielbieniem. Naprawdę dobrze jej zrobiła ta "randka" z Priorem. W końcu się odprężyła, przestała zamartwiać a zaczęła żyć chwilą. A musiała przyznać, że chwile z Jonathanem należały do najbardziej udanych, w ostatnich dniach. - A co zrobisz, jak zaćmienie przeminie? - zażartowała ze śmiechem, wpatrując się w idealne, czekoladowe tęczówki chłopaka z bardzo bliska. W zasadzie do tej pory nigdy nie robił nic z tym, że jakaś poprzednia dziewczyna nagle przytomniała, choć w zasadzie nie znała szczegółów związków gryfona. Po drugie nie miała podstaw by sądzić, że z nią będzie inaczej. Ta mała, ale bardzo niewygodna myśl zakuła serce Blake, ale na twarzy dziewczyny nadal widniał uśmiech, bo przecież to był tylko żart, prawda? Dlaczego miałaby się przejmować wszystkim już dziś. W końcu Jonathan, to tylko Jonathan, jakoś do tej pory obywała się bez niego. Zachichotała słysząc koślawy komplemnt chłopaka. Jak miałaby walczyć z jego zamiłowaniem, skoro przedstawiał je w ten sposób? Jak miałaby się dłużej o to złościć, skoro sprawiał, że się przez to uśmiecha? - Na Merlina Prior. Powinieneś być sprzedawcą roku. - stwierdziła z uśmiechem, w myślach dopowiadając sobie, że ewidentnie ma rację. Przecież właśnie przekonywał ją do czegoś, czego przez kilka długich lat nienawidziła i wystrzegała się zawzięcie. I nadomiar złego, robił to skutecznie. Jeszcze kilka takich miłych słów i Blake gotowa była sama przytachać mu z lochów jakiś kociołek, byleby tylko wybuchł, bo przecież chciała mu się bardziej podobać. Ona w ogóle chciałaby się mu podobać najbardziej. Ogień wyczarowany przez chłopaka odbijał się blaskiem w zafascynowanych tym pokazem oczach Blake. Podniosła brodę by niczego nie przegapić i obserwowała z zaciekawieniem jak mały ognisty gryzoń pokonywał przestrzeń nad ich głowami swoimi małymi, ognistymi łapkami. Gdy wybuchał, kątem oka zwróciła uwagę na urzeczoną twarz chłopaka, który zdawał się być całkowicie pochłonięty tym, co wyczarował. Podobał się jej w takim wykonaniu. Znaczy, on się jej podobał zawsze, ale w tej właśnie chwili najbardziej. Gdy jego osobę oświetlał ten chwilowy wybuch. Pokręciła głową na pytanie Priora, bo w istocie nie miała już żadnych życzeń. Kładąc dłoń na karku chłopaka odchrząknęła znacząco i stwierdziła poważnie: - Jonathanie Priorze, to było naprawdę piękne. Długo się tego uczyłeś? |
| | | Jonathan Prior
| Temat: Re: Sala kominkowa Pon 11 Kwi 2016, 19:14 | |
| - Tak się składa, że i ja chcę dla swojego kolegi jak najlepiej, ale ci za niego nie poręczę. Jeśli się w niej nie zakocha, to ją skrzywdzi. Życie. - wzruszył ramionami, nie mając żadnych wyrzutów sumienia, jeśli chodzi o łamanie czyichś serc. Przywykł, poza tym kto jak kto, ale Jonathan nikomu nigdy nic nie obiecywał i bezczelnie głosił, że jemu chodzi tylko o obmacywanie w schowkach. Inne dodatki takie jak charakter czy olej w głowie były brane pod uwagę w drugiej kolejności. Blake jeszcze tego nie ogłosił, bo jakoś nie miał okazji. Zrobi to później, bo z reguły dziewczyny reagowały na to albo płaczem albo zbyt wielką pewnością siebie, którą zgniatał w palcach jak robaka. Po co ma psuć przyjemną chwilę i rozzłaszczać Blake, skoro ledwo co dała się dotknąć na dłużej? - Gdy zaćmienie przeminie albo zostawię cię w spokoju albo znowu cię sobą zauroczę. Zobaczymy co będzie, gdy już przejrzysz na oczy. Tymczasem podoba mi się, że zachowujesz się głupio bratając się ze mną. - nie jeśli przeminie, tylko gdy przeminie. Nie miał problemu ze szczerością, często myloną z bezczelnością. W przyszłości sprawdzi sam na sobie czy będzie chciał podjąć heroiczną próbę przedłużenia dwunastego związku do choćby sześciu miesięcy czy odpuści i ulokuje swoje łapska uczucia na kimś innym. Teraz nie zamierzał zawracać sobie tym głowy, bo był zafascynowany całowaniem Blake. Ani razu mu nie odmówiła, więc czego pragnąć więcej? Może nie kwalifikowała się do "łatwych lasek", ale nie namachał się nad nią, a już po jakichś dwóch tygodniach od postanowienia dostał zielone światło, jeśli chodzi o całowanie i macanie. Nie żeby miał coś przeciwko temu! Puchonka była idealna właśnie w tym dniu, o tej porze dnia, o tym czasie i w takiej sytuacji. Przynajmniej darowali sobie długą serię podrywania, prawienia komplementów i skakania i przeszli od razu do rzeczy. To też mu odpowiadało. Nie tracą czasu. - Bronię tylko honoru swojego hobby. I wcale nie żartowałem, wyglądasz bardziej ziemsko i ludzko, gdy nie jesteś taka nieskazitelna. - tyle dobrego, że nie związywała już włosów. Musi tylko zadbać o regularne gniecenie jej koszuli i przekrzywianie krawata, a będzie przyjemniej się na nią patrzyło. A niech tylko spróbuje upiąć włosy, to od razu się przekona co o tym Jonathan sądzi. - Dziękuję, wiem, że to było piękne. Ja otaczam się pięknem, więc niczego brzydkiego przy mnie nie znajdziesz. - błysnął zębami. - Uczyłem? Ja to umiałem już jako pięciolatek. - łgał, bo chciał się jej jeszcze przypodobać i zaimponować, wmawiając jej, że nauczył się łacińskiego zaklęcia w czasach, gdy nie potrafił jeszcze wymówić "r". - Powinniśmy iść jak najszybciej do schowka. Znam wszystkie. - zniżył głos, który go nieudolnie wydał drżąc na samym końcu zdania. Uderzyło go silne i jednocześnie delikatne jak piórko gorąco. Gdy przypadkiem spojrzał prosto w oczy Blake, zapomniał jak się nazywa. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Sala kominkowa Wto 12 Kwi 2016, 10:17 | |
| - No właśnie - skwitowała krótko, po czym zamyśliła się na jedną chwilę. Chciała jeszcze dodać, że jej zdaniem nie powinno się nikogo na siłę swatać, że zarówno Gloria jak i Mikhail są dorośli i pewnie sami potrafią kogoś sobie znaleźć, a jeśli nie potrafią, to pewnie coś z nimi nie tak. Chciała dodać także, że to takie trochę niefajne wtrącać się komuś w życie i można co najwyżej napomknąć, nakierować kogoś, ale nie narzucać swojego zdania, i że właśnie to ma zamiar zrobić teraz Blake. Powiedzieć pannie O'Loughlin, że jest taki ślizgon jak Asen, że jest wielce prawdopodobne, że jest fajny i jeśli nie ma nic przeciwko temu, to Blake na kolejnej lekcji usiądzie sobie z Jonathanem, a ona może z Miszą i to nic osobistego, bo przecież ślizgoni nie gryzą. W razie gdyby coś się wydarzyło, to puchonka Blake nie będzie miała sobie nic do zarzucenia, bo przecież nikogo w niczyje ramiona pchać nie pchała. Przytaknęła sobie w myśli i z zadowoleniem spojrzała na Priora, gotowa podzielić się z nim swoimi spostrzeżeniami, ale nie dała rady, bo on już otwierał usta, by odpowiedzieć na jej zadane chwilę wcześniej pytanie, które miało być żartem. Uśmiech na twarzy dziewczyny z bardzo szerokiego, stał się po prostu szeroki. Słowa chłopaka wywołały w niej milion sprzecznych uczuć, których nijak nie umiała posortować. Była zła? Zawiedziona? Rozczarowana? A może zdeterminowana, by jednak pokazać mu, że wcale nie jest tak jak mówił? Że wcale nie kierowała się głupotą zgadzając się w końcu na spotkanie z nim? Przecież jeszcze trzy pocałunki wcześniej twierdziła, że co ma być to będzie. Twierdziła również, że zna naturę Jonathana i w pełni ją akceptuje dla tych chwil przyjemności, których nikt jej nie odbierze. Sama przyznała, że jeśli te chwile się skończą to trudno, odchoruje, ale przeżyje. Gdy te słowa jednak zostały wypowiedziane na głos, wszystko przestało się wydawać Blake takie kolorowe. Co ona tu robiła? Dała się omamić listom, dwóm niespodziewanym pocałunkom i słodkim słówkom, którymi Prior ją karmił od progu sali kominkowej. Zachowywała się co najmniej irracjonalnie. Nie poznawała siebie, bo przecież w całej szesnastoletniej historii jej życia takie coś nie miało nigdy miejsca. Co Jonathan miał w sobie takiego? Co sprawiło, że rozsądna i zasadnicza Blake Blackwood machnęła ręką na wszelkie za i przeciw i zgodziła się zrobić z siebie dwunastą dziewczynę tego gryfona piromana? Nie wiedziała, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że już za późno na opamiętanie, ponieważ wbrew sobie poczuła coś do tego chłopaka. Siedząc mu na kolanach i czując ciepło bijące od jego ciała stwierdziła, że musi się przestać łudzić. Miłość to nie romanse zaklęte na kartkach papieru, a ona ma dopiero szesnaście lat. Człowiek, gdyby wiedział, że się przewróci, to by się położył. Blake ze swoim zachowawczym zachowaniem powinna leżeć cały czas. To chyba nic złego, że w końcu wstała. Złe jest to, że wstać pomogła jej osoba, o dość poszlakowanej opinii. Nie wiedziała nawet co mu odpowiedzieć. Uśmiechnęła się głupio, szukając naprędce słów, których mogłaby teraz użyć, ale jak na złość w jej głowie zionęła pustka. Gdzie ta twoja elokwencja Blake? Obecność Jonathana odbierała ci rozum do reszty? - Przyjmuję do wiadomości - powiedziała po chwili modląc się w duchu, by twarz nie zdradzała w tej chwili żadnych emocji. Nie chciała, by wiedział, że jego nonszalanckie stwierdzenie lekko ją zabolało. Była osobą, którą łatwo było zranić, ale wierzyła też, że gdy tylko się postara to nad tym zapanuje. Pokaz, którego była jedynym świadkiem przywrócił jej na szczęście dobry nastrój. W zarówno jej oczach jak i oczach chłopaka odbitym blaskiem świecił się jeszcze cień ognistego zwierzęcia, które przed chwilą wybuchło, tym razem nie powodując żadnych uszkodzeń w ich wyglądzie. Spojrzała na chłopaka z uśmiechem i żartobliwie pacnęła go w ramię. - Przestań się zgrywać, bo jeszcze ci uwierzę - zażartowała. To oczywiste, że była pod wrażeniem tego, co przed chwilą wyczarował. - Mówiłam, że wcale nie jesteś taki mało inteligentny na jakiego pozujesz - dodała jeszcze, przywołując w pamięci wszystkie te eseje, które dla niego, albo raczej za niego, pisała. Jak to mówią? Zdolny, ale leniwy. Spojrzała na niego nieznacznie zdumiona, gdy zmienił ton na niższy i wyraził na głos swoją jakże błyskotliwą myśl. Schowek? Serio? Naprawdę sądził, że Blake Blackwood ukryje się z nim w tak mało higienicznym miejscu, by tam oddawać się pokonywaniem oporów przed dotykaniem miejsc, których się na co dzień nie pozwalało dotykać? - Chyba sobie żartujesz. Znam wszystkie. Oczywiście, że znał. Oczywiście, że zamiast propozycji wyjścia do Miodowego Królestwa w najbliższą sobotę Jonathan Prior rzucił tekstem o schowku. Chyba nie myślał, że puchonka, którą trzymał teraz na kolanach zgodzi się na to i bez szemrania, z wypiekami na twarzy pobiegnie za nim gdziekolwiek sobie zapragnie. Nie. Niedoczekanie. Odsunęła się od chłopaka na bezpieczną jej zdaniem odległość i powiedziała to, co pierwsze przyszło jej na myśl. - Jeśli szukałeś manekinu do całowania, to po co zadałeś sobie trud przekonania mnie do siebie? Po co te wiadomości, po co ta świeca? Wytłumacz mi, bo trochę nie nadążam za twoim tokiem myślenia. |
| | | Jonathan Prior
| Temat: Re: Sala kominkowa Czw 14 Kwi 2016, 08:05 | |
| Tym właśnie się różnili. Blake za wszelką cenę chciała podchodzić do sytuacji zdrowo i rozsądnie, bez niepotrzebnego ryzyka. Dmuchała, chuchała, traktowała przyjaciółkę jak hipogryfie jajo - lekkie draśnięcie ma spowodować pęknięcie na pół. Jonathan mógłby tylko wywrócić oczami i bez skrupułów pchnąć Asena w łapska tej Glorii, nie martwiąc się absolutnie o nic. Mikhail miał oczy i łeb na karku, sam sobie poradzi. To, że Jonathan poleci mu tę czy tamtą pannę to tylko akt braterskiego sojuszu. Więcej by sobie tym głowy nie zawracał. Ryzyko jest? To je podejmujemy, nie ważne jakie są konsekwencje. W szczególności, kiedy ma się szesnaście lat i kiedy potencjalne krzywdy "sercowe" nie mają prawa przedostać się do dorosłego życia. Gryfon czerpał z życia pełnymi garściami. Nigdy by nie myślał w ten sposób co Blake. Trzeba się zahartować. Prior był na tyle ślepy, że nie zauważył na twarzy Blake żadnych objawów konsternacji wywołanej szczerymi słowami. Nie kłamał jej, a więc uznał, że nie powinna mieć mu niczego za złe, gdy mówi prosto z mostu jak jest i jak może być. Nie bawił się w czułe słówka, głaskanie, kolację przy świecach. Być może ten ciąg podrywania i biegania wokół Blake zmusiłby go do dołożenia większych starań, jednak na chwilę obecną Jonathan był tylko nastolatkiem i nie miał jeszcze przekonania, że bez Blackwood się nie obejdzie. Póki co jest ładna, bystra, utalentowana i świetnie całuje. Nic więcej mu do szczęścia nie było potrzebne i był pewien, że się w niej nie zakocha. Nie udało się to z jedenastoma pannami, a więc czemu miałoby się udać z nią? Jonathan Prior podchodził do sytuacji bezlitośnie wyluzowany. To jedna z jego paru wad, przez które został jedenaście razy porzucony. Cóż, nie wyglądał na skrzywdzonego. - To super, że między nami wszystko jest jasne. - wzruszył ramionami, dokładając jeszcze teoretycznego zniesmaczenia. Nie przejmował się w ogóle. Nie widział niczego na twarzy Blake, bo zamiast koncentrować się na minimalnych reakcjach dziewczyny czy na zmieniającej się mimice, patrzył na jej usta, a na resztę miał klapki przy skroniach. Widzi tylko na wprost. Reszta może robić co chce. - Oj tam. Nie pozuję na mało inteligentnego. Nigdy nie zaprzeczyłem, że jestem leniem. Poza tym lubię się odwdzięczać. - błysnął zębami, bo lubił dostawać wszystko przy jak najmniejszym wysiłku. Lepiej szło mu odwdzięczanie się niż proszenie o pomoc. Po co miałby wkuwać wieczorami i ślęczeć nad pracami domowymi skoro może wykorzystać swój urok osobisty na pewnych pannach i dostać wszystko bez żadnego wysiłku. Jonathan szukał najprostszych rozwiązań, co przekładało się znacząco na jego charakter. Odsunięcie się Blake wywołało w nim dezorientację. - Co powiedziałem? - zapytał z niewinną miną widząc jak Blake otwiera szerzej oczy i zabiera swoje usta poza zasięg jego własnych. Nie puścił jej z kolan, bo wciąż opasał ją ręką na biodrach. Ale i tak odległość jaką narzuciła była zbyt duża jak na jego aktualne chęci i kaprysy. Żadna z jego dotychczasowych dziewczyn nigdy nie zaprzeczyła chęci pójścia do schowka czy gdzieś w inne bardziej lub mniej romantyczne miejsce. To Jonathan powinien być zdumiony i czuć się jakoś oszukany, bo schowki to dla niego standardowy element tak zwanych związków. - yyy... świeca, żebyś się nie boczyła, a listy, żebyś się na mój widok nie wzdrygała? Coś ci to mówi? - zapytał z lekkim rozbawieniem, unosząc jedną brew. Od razu manekin do całowania! Tak nisko siebie określała? Halo, Jonathan nie rozdawał tak wypracowanych przez siebie prezentów byle komu. Powinna to doceniać, no ale oczywiście dziewczyny nie doceniały płci przeciwnej, doszukując sie w ich zachowaniu Merlin raczy wiedzieć czego, a odpowiedzi były proste. - Nie rozumiem o co ci chodzi. Schowki są wygodne, masz moje słowo. Przecież nie chcesz chyba się całować na oczach Filcha i jego przydupasa? Wolę trochę prywatności. - obruszył się, unosząc wyżej podbródek i prostując ramiona. Jonathan nie miał bladego pojęcia o co się tu rozchodzi, a więc działał na ślepo i miał nadzieję, że jakimś tam słowem, wyrażeniem czy tonem głosu załagodzi zdumienie Blake i będą mogli wrócić do całowania. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Sala kominkowa Czw 14 Kwi 2016, 15:03 | |
| Bo Blake była rozsądna! Może raz, czy dwa zdarzyło się jej faktycznie postąpić nieco irracjonalnie, ale praktycznie zawsze najpierw myślała, a potem dopiero robiła. Rozważała wszelkie za i przeciw, kalkulowała, czy przypadkiem nie narobi bałaganu/przykrości komuś bliskiemu/jakiejkolwiek krzywdy niewinnej osobie. Taka już była. Roz-są-dna. Wiedziała, że Prior do takich osób nie należał. Wręcz przeciwnie. I kurde, chociaż niesamowicie lubiła w nim tę bezczelność, butę i skłonność do ryzyka to jednak szczerość, którą dziś jej okazywał wcale nie była jej na rękę. Wolała, żeby skłamał? Żeby mamił ją słodkimi słówkami, aż zakocha się w nim a potem przeżyje bolesne rozczarowanie? Niby nie, ale w zasadzie nie wiedziała co gorsze. Świadomość, że ma po prostu ładną buzię i usta do całowania już na samym początku to wcale zachęcająca perspektywa na przyszłość. I Blake już nie była taka pewna, czy chce w to dalej brnąć. Może to jej całe zauroczenie wcale nim nie było? Może poczuła, że ma misję, by odkryć, że Jonathan Prior też ma uczucia? Może pomyliła się myśląc, że związek z gryfonem to wcale nie taki zły pomysł? Przestała się uśmiechać. W zasadzie nie czuła się zawiedziona, bo tak wprawdzie, po części się tego spodziewała. Wiedziała jaki chłopak jest i skoro jedenaście dziewczyn nie umiało go przy sobie zatrzymać, to jakie szanse miała ta zwyczajna, mała puchonka Blake? Jej podejście do życia było zupełnie inne niż jego i cała ta patowa sytuacja polegała na tym, że tego nigdy nie uda się pogodzić. - Jasne - powiedziała bezbarwnym głosem, pozbawionym już wszelkich emocji. Chyba przeceniła swoje możliwości. Mimo wszystko miała dopiero szesnaście lat i dość szacunku do samej siebie, by nie lądować z Jonathanem w schowku na miotły przy pierwszym spotkaniu. Wróć. Na żadnym spotkaniu by tam z nim nie wylądowała. - Tak, mówi - powiedziała wstając mu z kolan, bo jakoś w jednej chwili bliskość chłopaka stała się dla Blackwood strasznie niewygodna. To oczywiste, że nadal hipnotyzował ją swoim uśmiechem, wesołymi ognikami w oczach gdy na nią patrzył, ale Szkotka już podjęła decyzję. Zresztą, takim uśmiechem zaraz po wyjściu obdaruje pewnie numer trzynaście. Blake wcale nie łudziła się, że będzie inaczej. - Mówi, że chyba nie mam tu nic do roboty. Ty szukasz zabawy, a ja... Ja nie wiem, czego szukam, ale na pewno nie tego samego co ty - wypaliła w odpowiednim czasie gryząc się w język. O mało nie powiedziała słowa na "m", za które chłopak na pewno by ją wyśmiał, a to byłoby najgorsze, co mogło ją spotkać. Stanęła na środku sali kominkowej czując na sobie jego spojrzenie. - Także super, że między nami wszystko jest jasne - zaironizowała, naśladując jego ton. Była zła na siebie, że w ogóle dala mu się namówić na przyjście tu. Na szczęście nie było jeszcze za późno i mogła się wycofać. Potem mogłaby to przeżyć dużo, dużo gorzej. Zrobiła krok w stronę drzwi zostawiając Jonathana samego na tym miękkim fotelu. Wiedziała, że miewała skłonności do przesady i pewnie tak właśnie wyglądała w oczach Priora, ale trudno. Wolała to, niż dać się zmacać na samym początku znajomości, a potem tego szczerze żałować. |
| | | Jonathan Prior
| Temat: Re: Sala kominkowa Pon 18 Kwi 2016, 18:27 | |
| Jonathan z czystym sumieniem porzucał zdrowy rozsądek na rzecz dzikiej zabawy i słodkiego ryzyka. Od myślenia był Misza, Gryfon zajmował się tak zwaną brudną robotą. Przechodził od razu do realizacji i nie martwił się na zapas. Coś mu mówiło, że będzie miał z Blake problemy jeśli chodzi o działanie, a nie wpierw myślenie. Wolałby, żeby nie była tak piekielnie grzeczna, choć miała w tym swój osobisty urok. Z dwojga złego to lepiej, żeby Puchonka odpowiadała za pomoc Miszy w wybijaniu z łba Priora co gorszy scenariusz. Ktoś z tej całej trójki musiał umieć się bawić i padło więc na Jonathana. Z bezczelnością nie widział gasnącego uśmiechu dziewczyny. Patrzył akurat poniżej jej obojczyka na cudne piersi, na których miał przemożną ochotę ułożył głowę. Nie miał bladego pojęcia, że się tym tylko pogrążał. Nie widział problemu, bo nie tracił czasu na analizowanie za i przeciw. Dopiero ton głosu Blake przywołał go do rzeczywistości, jak się okazało bardzo szarej. Nic nie rozumiejącym wzrokiem wpatrzył się pytająco w dziewczynę, żądając sensowniejszych wyjaśnień nagłej zmiany nastawienia. - Co znowu powiedziałem? - uniósł brew, bo nie orientował się, w którym momencie musiał popełnić jakąś gafę i narażać się na pierwszego focha w wykonaniu Blake. Gdy zeszła mu z kolan, aż jęknął w proteście. Wyciągnął nawet długie ramię i chciał ją przytrzymać, ale była już poza zasięgiem. W mózgu chłopaka zaskoczyły trybiki. Analizował każde wypowiedziane przez siebie słowo i szukał potencjalnych problemów z tym związanych. Może wyczytała coś pomiędzy wierszami, wyciągnęła złe wnioski i się o to obrażała? Nie ona pierwsza wkurzała się na Jonathana za to, że o czymś prawdopodobnie pomyślał. Cokolwiek leżało jej na duszy, ten szesnastoletni chłopaczyna potrzebował drukowanych liter, żeby problem trafił w odpowiednie miejsce w mózgu. - Ale co zrobiłem? - podniósł się z czarująco bezradną miną. - Nic takiego nie powiedziałem, w ogóle to czego mam twoim zdaniem szukać? Hę? Nie masz żadnego powodu do strzelania fochów. - Oparł ręce o ramiona, krzyżując je ze sobą. - Ta, teraz się opamiętałaś? Cóż, szybko. Byłem pewien, że będziesz potrzebować dwóch miesięcy. - przybrał pozę wyluzowanego nastolatka mającego w nosie nakazy, zakazy i ogólnie zdanie innych. Choć z zewnątrz wyglądał całkiem normalnie, w środku mu się kotłowało. Aż wrzało od wściekłości, bo nie potrafił przełożyć na ludzki język zachowania Blake. Minutę temu było idealnie, zajmowali się całowaniem i oboje byli szczęśliwi. Gdy się wywiązała rozmowa, wszystko diabli wzięli. Mogli nie rozmawiać. Po co dał się namówić na rozmawianie? - Jeśli łudzisz się, że po dzisiaj dam ci święty spokój to się uświadamiam cię, że myślisz źle. - dorzucił chłodno i oparł się pośladkami o pobliską szafeczkę. Musiał trzymać się w jednym miejscu, bo rwało go do zagrodzenia jej drogi i uniemożliwienia jej wyjścia z przytulnego, choć mdłego pokoiku. Wykrzywił wargi, bo w ustach czuł gorzki smak rozczarowania. Nie chciał pozwalać jej wyjść, a nie wiedział co powiedzieć, żeby została. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Sala kominkowa | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |