Sala wejściowa to pierwsze pomieszczenie, w którym znajdujesz się zaraz po wejściu do szkoły. Ściany są poobwieszane pochodniami oraz portretami, a sklepienie bardzo wysokie. Podwójne drzwi po prawej prowadzą do Wielkiej Sali, natomiast obok umiejscowione są Marmurowe Schody, które pną się na wyższe piętra. To tutaj wiszą klepsydry pokazujące ilość punktów zgromadzonych przez poszczególne domy
Cú Chulainn O'Connor
Temat: Re: Sala wejściowa Sro 12 Wrz 2018, 19:16
Całą drogę zastanawiał się jak to będzie wrócić do szkoły po tak długiej nieobecności. Zniknął bez słowa w ferworze tego całego bałaganu, w którego epicentrum znalazł się poniekąd z własnej głupoty. Głupoty i naiwności w stosunku do osób, które nie zasługiwały na jakiekolwiek zaufanie. Nie to żeby zakładał, że życie jest usłane kwiatami, ale jak to nastolatek o dobrym sercu - przywiązywał się do ludzi zdecydowanie zbyt szybko i zbyt mocno. Ojciec, gdy jeszcze żył, miał w zwyczaju powtarzać "miękkie serce, twarda dupa" i obecnie te słowa odbijały się echem w głowie Gryfona. Kąciki jego ust drgały na te wspomnienia. Tyle czasu po śmierci ojca ten wciąż potrafił powrócić z życiowymi mądrościami. Poprawił torbę na ramieniu, przekraczając próg wielkiego gmachu, który teraz wydawał się mniej znajomy i doskonale wiedział skąd to się brało. Po tej całe przeprawie i ekstremalnie bliskim spotkaniu ze Śmierciożercami zaufanie O'Connora było niezwykle kruche lub czasem nie było go wcale. W każdym kącie, za każdym rogiem widział oczami wyobraźni osoby w maskach lub znienawidzone twarze, które tylko czekały, by znowu go spętać i torturować dopóki nie wyda z siebie ostatniego tchnienia. Poruszył ramionami, by rozluźnić mięśnie, po czym położył torbę na ziemi i przetarł dłońmi twarz. Tylko spokojnie, wdech i wydech. Już masz plan i masz cel, ale wezmą w łeb, jeśli się nie ogarniesz. Odetchnął głęboko i ponownie rozejrzał się po sali wejściowej. Po okiełznaniu swoich myśli to miejsce odzyskiwało nieco znamion zastępczego domu. Jakby nie było sporo dobrych wspomnień wciąż tkwiło w jego głowie, nie powinien o tym zapominać. Wciąż są tutaj pewnie osoby, z którymi się blisko trzymał swego czasu, w końcu nie wszyscy rzucają się w idiotyczne pogonie jak on. Berserker załopotał skrzydłami o pręty klatki, zwracając na siebie uwagę. - Już, już, wariacie. - westchnął, kucając przed swoim pierzastym kompanem. Myślał, że go stracił podczas podróży za Aristos i Rosierem, jednakże sowa wróciła do niego kilka tygodni później. Takie świadectwo więzi jaka ich łączyła było naprawdę pocieszające, szczególnie w świetle ostatnich wydarzeń. Wypuścił Berserkera, który od razu skierował się w stronę błoń i Zakazanego Lasu. Zbliżał się wieczór, słońce powoli zachodziło za horyzont. Idealna pora na śniadanie tego małego agresora. Zamknął na powrót klatkę, po czym spojrzał w górę. No i teraz wracamy do wspinania się na samą górę. Ponownie westchnął, przygotowując się mentalnie na wspinaczkę, na którą chyba jeszcze nie był gotów po ostatnim maratonie szczątkowej ilości snu. Przerzucił włosy spięte w kucyk przez jedno ramię, by na drugie mógł swobodnie zarzucić torbę - i wtedy zauważył znajomą postać. Dziewczyna o ciemnych włosach, z krawatem w barwach Gryffindoru właśnie schodziła ze schodów, zarzucając na ramiona szatę. Przez chwilę stał jak wryty, po prostu się ciesząc z tego, że znowu zobaczył kogoś ze "swoich". Dopiero po paru sekundach uśmiechnął się zawadiacko. - Dobrze cię znowu widzieć, Everett. Czasem wciąż czuł lekkie mrowienie w języku podczas mówienia, co skutecznie nie pozwalało mu zapomnieć o sympatycznym spotkaniu ze Śmierciożercami. Przez to odzywał się mniej niż kiedyś, ale mimo wszystko próbował się do tego przyzwyczaić. Albo w końcu przejdzie, albo stanie się czymś naturalnym, jedno z dwojga.
Tanja Everett
Temat: Re: Sala wejściowa Pią 14 Wrz 2018, 16:36
Chociaż do końca roku szkolnego był jeszcze kawał czasu, w głowie Tanji powoli zaczynały się myśli, co potem? Nie miała gdzie wracać na wakacje, a chciałaby skończyć szkołę. Tylko, by przeżyć siódmy rok Hogwartu, musiała przetrwać dwa miesiące wakacji, a bez pieniędzy, domu i ojcem psychopatą nie było to takie proste. Kiedy tylko mogła szukała ofert pracy, mieszkań, odkładała każdy grosz. Miała w zamyśle porozmawiać z Dumbledorem, może pozwoli jej zostać w zamku? Oby tylko nie musiała pomagać Filchowi... Zadzwonił dzwonek oznajmujący koniec ostatniej na dzisiaj lekcji zaklęć. Tanja w pośpiechu zgarnęła książki i różdżkę do torby, przenosząc słodko śpiącego Rubina do kieszeni szaty. Była niesamowicie głodna, więc chciała szybko pobiec na obiad i przejść się po wiosce, aby złapać jakąś dodatkową pracę. Udawało jej się w weekendy pracować w Trzech Miotłach, ale miała nadzieje na jeszcze mały etat w sowiarnii lub Miodowym Królestwie. Myśląc o tym, poczuła zamieszanie w kieszeni. Już chwilę później Rubin zbiegał po schodach w kierunku... -Cu?! -Tanja podniosła wzrok i poczuła, że musi zamknąć buzię. Zrobiła kolejny krok, jakby niepewnie. Przecież Cu zniknął ze szkoły w tym samym momencie, gdy ta-cholerna-pinda-Lacroix (i wcale nie chodziło o Chantal) i ten-nienawidzę-was-szlamy-Rosier uciekli ze szkoły. O tym ostatnio Tanja słyszała, że zginął i miał być pogrzeb... Tanja podbiegła do Gryfona i rzuciła mu się na ramiona, przytulając go do siebie najmocniej jak się dało. Była przeszczęśliwa, że go widzi. -Ciebie też! Tak długo Cię nie było! -dziewczyna odsunęła się i uśmiechnęła szeroko. Czy mogła mieć lepszą niespodziankę niż widok Cu? Hmm, widok Cu z talerzem zapiekanki mięsnej, ale to już by była wisienka na torcie.
Cú Chulainn O'Connor
Temat: Re: Sala wejściowa Pią 14 Wrz 2018, 17:15
Reakcja Tanji była dokładnie tym, czego potrzebował wracając na stare śmieci. Czując jak go obejmuje i słysząc radość w jej głosie zyskał niepodważalną pewność, że wrócił do tego całkiem niezłego zamiennika domu jakim był Hogwart. Był znów u siebie, wśród wielu osób, które wciąż były mu mniej lub bardziej bliskie. Zastanawiało go jak wiele go ominęło. Zawody miłosne, bijatyki, plotki, dowcipy Huncwotów, skandale, ważne wydarzenia z życia szkoły... Miał dostęp do gazet będąc u Munga czy podczas rehabilitacji, starał się więc pozostawać na bieżąco ze wszystkimi ważniejszymi informacjami dotyczącymi Voldemorta i jego podwładnych... i tylko to go w sumie interesowało. Musiał przyznać chociaż przed samym sobą, że jeśli coś nie miało związku z ciemną stroną świata czarodziejów to nie poświęcał temu żadnej uwagi. Trochę głupi błąd, ale z drugiej strony nie mógł się dziwić samemu sobie. Odpowiedział ją mocnym uściskiem ramion, w ostatniej chwili powstrzymując się, by nie zaryzykować próby połamania żeber koleżance z domu Lwa. Emanowanie radością to jedno, ale nawet to nie usprawiedliwia zadawania obrażeń przyjaciołom. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, patrząc na Everett z bliska, czując jeszcze wyraźniej, że brakowało mu tych osób i tego miejsca, cholernie brakowało. - No trochę, przyznaję. Mała wycieczka krajoznawcza nie wyszła tak jak planowałem i potrwało to dłużej niż sądziłem. Ale jak widzisz - jestem. Cały i zdrowy, gotowy do... powtarzania roku, cóż. Najpierw zasalutował, a potem podrapał się po potylicy, okazując lekkie zażenowanie z sytuacji, w której się znalazł. Nawet nie zauważył kiedy upuścił torbę. Nie słyszał dźwięku rozbijanego szkła, więc pozostawało mu wierzyć, że butelka irlandzkiej owinięta wszystkimi ubraniami przetrwała gwałtowne spotkanie z podłożem. Wolał nie rozwijać się, ujawniając prawdziwy przebieg wydarzeń podczas jego wyprawy - przynajmniej dopóki ktoś z przyjaciół nie zapyta go wprost. Wiedział, że jest beznadziejnym kłamcą, więc pewnie powie prawdę, gdy ktoś będzie naciskał, ale też zdawał sobie sprawę, że nie było sensu, by rozpowiadać o tym niepytanym. Przyjrzał się dokładnie dziewczynie i z zadowoleniem odkrył, że nie zmieniła się podczas jego nieobecności, wygląda też na zdrową. - Co mnie ominęło? Mam nadzieję, że nikt ci nie uprzykrzał za bardzo życia pod moją nieobecność. Pozycję w drużynie pewnie straciłem, ale to nie znaczy, że nie jestem w stanie komuś znowu przyłożyć jakby była taka potrzeba. Uśmiechnął się szelmowsko, puszczając jej oko na znak, że żartował. Czy aby na pewno? Znali się z Tanją na tyle dobrze, że dziewczyna pewnie miała świadomość, że w razie niebezpieczeństwa Gryfon najpierw rzuci się na ratunek, potem pomyśli, więc takie deklaracje zawsze były pół-żartem, pół-serio. Poczuł jak po nogawce spodni próbuje mu się wspiąć pewna dobrze mu znana fretka, która jednak zaraz zeskoczyła na łeb, na szyję na jego torbę. Dzikie pląsy futrzastego ciałka oznaczały tylko jedno - że pupil bardzo pragnął dostać się do środka. Palnął się w czoło i rzucił, by wyciągnąć z odmętów ubrań pudełko z kilkoma trójkątami pizzy. - Rubin, jak widzę, w formie. - zagaił, posyłając z wysokości rozbawione spojrzenie w kierunku zwierzaka, który namiętnie szukał dalej jedzenia w torbie Irlandczyka, ewidentnie wzgardzając butelką alkoholu. Tak jak myślał, była cała. - Pizze? Podsunął Gryfonce pudełko, widząc jakim spojrzeniem lustruje to, co miało być jego jedzeniem na drogę, ale w efekcie zapomniał o nim kompletnie. Na szczęście odpowiednie zaklęcia potrafią zadbać o świeżość posiłku, więc nie obawiał się oddawania podróżnej racji żywnościowej swojej koleżance. - Jeszcze raz wybacz to zniknięcie, obiecuje już więcej tak nie robić, a przynajmniej zostawię ci wiadomość. - poklepał ją po ramieniu, obdarzając szerokim, nieco zawadiackim uśmiechem, w oczach jednak odbijało się nieme proszenie o wybaczenie - tak po koleżeńsku.
Tanja Everett
Temat: Re: Sala wejściowa Czw 20 Wrz 2018, 00:50
Tanja nie była emanującym szczęściem na co dzień i raczej starała się pielęgnować swój wizerunek twardej i niedostępnej, raczej posępnej. Jednak widok Cu, osoby, której tak bardzo jej brakowało przez cały ten czas... przestała udawać. Na tę chwilę rozmowy z nim. Czuła, jak ciepło jego ciała przenika przez ubrania i ogrzewa jej poranione do granic serce. Gdyby tylko nie było świadków, upuściła by parę łez ulgi. Jednak musiała zachowywać twarz. Uśmiechała się szeroko, móc przyjrzeć się z bliska twarzy bliskiego kolegi. Roześmiała się na wieść o przyłożeniu. -Paskudne łapy mojego ojca nie dosięgają Hogwartu, nie jestem bardziej poturbowana niż po wakacjach. -odpowiedziała ze spokojem. Wiedziała, że Cu ma rozeznanie w tej sytuacji. Sam pomagał jej zdobyć składniki na maść na siniaki. W ramach braku zajęcia, zawsze to coś. -Może uda Ci się wrócić do drużyny, Resa jest kapitanem. I cholera jasna, zaręczyła się z Shawem, czaisz to?! Tyle czasu nie potrafili się na randkę umówić, a ten wrócił z tej całej Rumunii, klęknął i puff! W wakacje się hajtają. -dziewczyna pokręciła głową. W sumie... czy po tej parze można było się spodziewać czegoś innego? Poznali się z hukiem, to z hukiem muszą teraz ogłosić całemu światu ich związek. -Trochę Cię ominęło. Jednak teraz żadnych wędrówek, musimy wszystko nadrobić! -zarządziła Everett. Dojrzała samotną wyprawę Rubina i westchnęła. Zawsze łasy na jedzenie. -Nie odmówię. -odpowiedziała, sięgając po kawałek pizzy, czemu towarzyszyło burczenie w brzuchu. Rubin wspiął się po swojej pani i porwał z pizzy kawałek salami. Futrzasty łasuch. -Akurat szłam na obiad, to nie wiem... wchodzimy do środka i coś jemy, narażając Cię na dzikie piski fanek i przekleństwa rywali czy zadowolimy się pizzą i pójdziemy gdzieś pogadać w spokoju? Zależy na co masz ochotę. -przełknęła dwa kęsy, które łapczywie pochłonęła.
Cú Chulainn O'Connor
Temat: Re: Sala wejściowa Czw 20 Wrz 2018, 12:34
Musiał przyznać, że tak entuzjastycznej Tanji to dawno nie widział, pomijając nawet okres jego nieobecności. Podniósł go na duchu fakt, że dziewczyna tak się cieszyła na jego powrót. Musiał przyznać, że gdzieś tam w odmętach swojej świadomości obawiał się, że gdy przekroczy znowu próg Hogwartu i spotka znajome twarze to zderzy się z rzeczywistością i pozostanie mu akceptacja dosyć niemiłego faktu. Faktu, który obwieszczał posępnymi fanfarami, że wszelkie przyjaźnie były tylko iluzją i nikt nie czekał, a niektórzy to wręcz liczyli, że już go więcej nie zobaczą. Zdrada Lacroix, cały ten cyrk z makabrycznym zakończeniem mocno nadszarpnęły pewność siebie Irlandczyka. Chociaż nie, pewność siebie to jedno i na tej płaszczyźnie nie była tak źle. Pewność innych osób w jego najbliższym otoczeniu to już zupełnie inna kwestia. Nawet tak patrząc w jasne oczy Everett cichy głosik w jego głowie snuł scenariusze, w których dziewczyna okazuje się szpiegiem, jak celuje różdżką w jego plecy, by w następnej sekundzie wyrwać ostatni oddech z jego płuc. Gwałtownie i z pełną determinacją odsunął te wizje w najdalsze zakamarki umysłu, starając się je zmiażdżyć, zniszczyć, wymazać, raz za razem powtarzając sobie, że Tanja nigdy by czegoś takiego nie zrobiła. Momentami przerażały go te oznaki paranoi, którą zaszczepiono w tak otwartej i ufnej osobie jak on. Póki co jednak otworzył szeroko oczy na wieść o zaręczynach. - Co ty mówisz? - powiedział tuż po tym jak zamarł tuż przed ugryzieniem jednego z kawałków. Musiało to wyglądać co najmniej komicznie i tylko cieszyć się, że Rubin był bardziej zajęty salami na porcji Gryfonki, gdyż przy takim efekcie zaskoczenia najprawdopodobniej byłby w stanie porwać O'Connorowi cały trójkąt. Potem w tempie ekspresowym dobiegłby do pierwszego stopnia schodów i nikt nie mógłby już się złościć na puchatego złodzieja, gdyż próby wciągnięcia kawałka pizzy przez fretkę przyprawiłyby niejednego o ból brzucha ze śmiechu. - Tak po prostu? No tego to się nie spodziewałem po żadnym z nich, przyznaję. A już na pewno nie po Resie, ona wydawała się zawsze taka bardziej...opanowana? Co z nim się stało w tej Rumunii, nabył dodatkowe punkty uroku osobistego? A niech mnie, może też powinienem pojechać, by potem wrócić z pierścionkiem. A nie, czekaj, najpierw sobie znajdę pannę. Ton wypowiedzi nie pozostawiał wątpliwości, że Irlandczyk żartuje w najlepsze, zupełnie nie poświęcając choćby sekundy na żal po wielkim rozczarowaniu jakim okazał się poprzedni związek. Szczególnie, że ta cała farsa nie bolała go ze względów romantycznych, a przynajmniej nie najbardziej. Najmocniej ubodła świadomość jak łatwo można było wykorzystać jego zaufanie i lojalność, jego skłonność do poświęceń na każdym kroku. To, co dostał w zamian na szczęście nie zniszczyło tego systemu wartości, który ukształtował z niego wspaniałego Gryfona, ale wiara w innych póki co leżała jako pokaźne gruzy, które bardzo chciał ogarnąć i zlepić w budowlę na nowo, ale nie miał bladego pojęcia od czego zacząć. - Cóż, moja droga panno Everett, patrząc na to z jakim zapałem wsuwasz kolejne kawałki pizzy to nie jestem pewien czy wystarczą ci moja skromne zapasy. - zaśmiał się, kładąc rękę na jej ramieniu. Posłał jej rozbawione spojrzenie, które pasowałoby do kogoś, kto przyłapał dziecko na gorącym uczynku, jednakże przewina była tak komiczna, że utrzymanie poważnej miny było niemożliwe. - Proponowałbym zatem udanie się w pobliże źródła większej ilości jedzenia, a co do fanek - wiesz, zawsze mogę przybrać inną twarz i pozostać incognito. Kogo byś chciał zobaczyć? Tylko nie Dumbledore, on jest za stary na moje możliwości na tym etapie, a wątpię, by ktoś uwierzył, że postanowił się odmłodzić w jakiś gorących źródłach z krwi dziewic.