IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Sala kominkowa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Claire Annesley
Claire Annesley

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyPią 13 Lis 2015, 21:20

Uniosła brwi w pytającym wyrazie tylko po to, by już w kolejnej chwili porzucić pomysł namawiania Dwayne'a, by usiadł obok niej. Nie zamierzała też drążyć motywów stojących za takim a nie innym tonem odmowy - fakt, nie do końca rozumiała, dlaczego Morison odrzucił propozycję w taki oschły sposób, ale najwyraźniej miał jakieś powody. Zresztą, przecież wystarczyło, że po prostu nie miał ochoty, Claire zrozumiałaby to. Odpowiedziała więc tylko uśmiechem na uśmiech, zmieniła odrobinę swoją pozycję - tak, by móc spoglądać na Puchona bez ustawicznego oglądania się przez ramię - i westchnęła cicho w obliczu jawnego nieopanowania elokwencji. Naprawdę? Tak to miało teraz wyglądać? Tak mieli rozmawiać - czy raczej nie-rozmawiać? W porządku, może i była trochę urażona, może Dwayne'a jeszcze nie rozgrzeszyła, ale bez przesady. Był jej kolegą, cudownie odnalezionym dzieckiem Borsuka. To nie do pomyślenia, żeby we wzajemnych relacjach mieli być tak nieporadni.
- Tak, Dwayne, tak - rzuciła więc na poły uspokajająco, a połowicznie z rezygnacją. Nie lubiła, kiedy kontakty z innymi wyglądały tak dziwnie. Tak sztucznie, tak... niezwyczajnie. Przecież to było głupie. Biorąc pod uwagę, że naprawdę się o Morisona bała, powinna mu się po prostu rzucić na szyję, wyściskać i wszystko od ręki wybaczyć. Ale nie, bo przecież duma jej nie pozwalała. Więc było nienaturalnie i w pewien sposób krępująco.
Zadanee przez Puchona pytanie tylko tę dziwaczność umocniło. Hej, przecież to był wyraźnie temat-wytrych - zagadnienie, które niby mu przysługiwało, ale które na pewno maglował już tyle razy, że przerabianie tego po raz kolejny było... No, wiecie, niezbyt szczęśliwym sposobem na dalszą rozmowę. Sposobem takim, po który sięga się w chwili, gdy bardziej zwyczajne podtrzymanie dyskusji wydawało się być wyzwaniem nie do pokonania.
Na Merlina, kiedy tak bardzo się zmieniliśmy?
W porządku, trochę wiedziała, kiedy. Wtedy, kiedy po raz ostatni ofuknęła beztroskiego uczniaka, jakim był Morison, kiedy kategorycznie odmówiła mu swego dobrego serca i dalszej, notatkowej pomocy, wreszcie - kiedy oszczędziła sobie kolejnych nerwów i rozczarowań, po prostu mijając Dwayne'a szerokim łukiem. Być może właśnie wtedy zaczęła się ta nieszczęsna wędrówka, która zakończyła się właśnie tego dnia w pokoju kominkowym, gdzie nie potrafili już skleić choćby kilku niewymuszonych słów. Dramat, proszę państwa, dramat. Puchon niby się zmienił, niby podrósł, niby mieli za sobą ileś tam kształcących dni, ale wychodziło na to, że tak czy inaczej stali w punkcie wyjścia.
- Nooo... - zaczęła jednak równie elokwentnie Annesley, jeszcze przez dobrą chwilę nie mogąc wyjść z tych sztucznych, ciasnych ram, nie potrafiąc przełamać impasu. - Wyrzucili Miltona - rzuciła pierwsze, co jej przyszło do głowy, news z pewnością najbardziej chwytliwy jeśli chodzi o ostatnie dni. - Podobno to wampir.
Po tych kilku słowach ponownie zapadła niezręczna cisza i...
- Och, na Merlina, Dwayne. Przecież to śmieszne. - Zaciskając drobne piąstki odetchnęła cicho i potrząsnęła głową. Dobrą chwilę poświęcając na analizę tańca kominkowych ogni spojrzała wreszcie na Morisona i westchnęła. - Umieliśmy kiedyś normalnie rozbawiać - przyznała w pewien sposób ugodowo, bo w końcu wina leżała po obu stronach. Obydwoje przyczynili się do popsucia fajnej w gruncie rzeczy relacji, może jednak najwyższy czas coś z tym zrobić? Przecież to nie mogło tak wyglądać! Panna Annesley jako dziecko z zasady dobre i kochane źle czuła się z myślą, że z kimś może trwać w tak niewygodnym układzie.

To nie był przełom, ale... coś. Porozmawiali. Pośmiali się nawet chwilę. Claire wciąż uparcie trwała przy swych zażaleniach wysuwanych wobec Dwayne'a i wciąż też mieli przed sobą poważną rozmowę, która miałaby ich relacje w pełni unormować. Samo to jednak, że porozmawiali normalnie, dobrze wróżyło. No i ulga - to ciepłe uczucie, które ogarnęło annesleyowe serduszko. O tym, jak bardzo cieszyła się z widoku Morisona, też jeszcze nie porozmawiali wprost, ale... Było lepiej. Po prostu. Gdy opuszczali salę, można było uznać, że pierwsze lody zostały przełamane.

zt x2
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyNie 14 Lut 2016, 20:38

Nie rozglądała się po korytarzach, nie patrzyła ludziom w oczy, nie dotykała palcami zimnej ściany i gładkiej poręczy schodów. Yumi szła ze spuszczoną głową, pozwalając Arii prowadzić się przez szkołę. Korytarze nie miały końca, schodów co chwila przybywało w przeciwieństwie do odwagi i sił Japonki. Trzymała kurczow dłoń przyjaciółki, czerpiąc z niej otuchy. Dzięki temu potrafiła zrobić następny krok i wrócić ciałem do Hogwartu po kilku miesięcznej terapii. Yumi nie rozglądała się po szkole, bo się bała zobaczyć swą przeszłość. Wstydziła się sama przed sobą. Pocieszające ciche słowa Arii nie przynosiły takiego ukojenia jak powinny. Minie wiele czasu nim Yumi odzyska swoje kolory, a najważniejsze, że żyła. Zaczęła cieszyć się z małych rzeczy, a to niewątpliwie ułatwiało oddychanie.
Ścisnęła rękę Arii i nagle zatrzymała Krukonkę w miejscu. Do wieży Ravenclawu szła właśnie spora grupka uczniów w czarnych szatach. Przekrzykiwali się, żywo dyskutowali i wybuchali śmiechem, popychając się ku drzwiom. Nie, Yumi nie była w stanie stanąć twarzą w twarz z rówieśnikami. Nie potrafiła iść ku ludziom i odezwać się, śmiać i dyskutować jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Dzisiejszy dzień jest nowym startem. Przyszła do szkoły pełna nadziei, jednakże na widok autentyczneej radości rówieśników, bladła. Przez długą minutę Yumi ani nie drgnęła, czekając aż uczniowie przed nimi wejdą do dormitorium i zamkną za sobą drzwi. Dopiero wówczas skinęła przyjaciółce, wskazując brodą na przeciwległy korytarz. Gdzieś tutaj może wędrować sobie profesor Machiavelli, z którym spotkania bała się - nie ma co ukrywać. Dowiedziawszy się o wyborze sędziego panna Mizuno miała mieszane uczucia.
Straciła raz na zawszę rodzinę i przeszłość. Swoje dzieciństwo i radość z magii. Kogoś, kogo mimowolnie pokochała. Nie tęskniła, o nie. Yumi była pogrążona jedynie w smutku i było to widać po wyrazie jej twarzy. Kolejny raz ścisnęła palce przyjaciółki, sprawdzając czy jeszcze przy niej jest. W absolutnej ciszy weszły do przytulnego pokoju z kominkiem; miejsca, gdzie spotkać się mogą osoby z różnych domów, w odosobnieniu i ciszy.
Niechętnie wypuściła dłoń Arii spomiędzy palców. Zdjęła z siebie wilgotną warstwę mundurka, pozostając w czarnej, bardzo prostej cienkiej sukience. Zdjęła ze stóp buty, aby poczuć pod palcami mięciutki dywan. Ulokowała się w kąciku, w rogu kanapy, przytulając między brzuchem a zgiętymi kolanami pomarańczową poduszkę. Czekała w milczeniu aż Aria do niej dołączy. Jak się spodziewała, przyjaciółka prędzej dałaby odciąć sobie rękę niż naciskać do zwierzeń. Yumi oparła brodę o kolana i posłała Krukonce blady uśmiech, wcale nie taki sztuczny.
- Rzuciłam go. - dwa słowa wypowiedziane z triumfem, ulgą, źle wyrażaną radością i niedopuszczalną nutą tęsknoty. Uniosła dłoń i pomachała nią, pokazując brak pierścionka zaręczynowego. Czuła się bez niego o wiele lżejsza. Może mogłaby z powrotem latać, nie przyciągana zimnym głazem ku ziemi?
- Druga wiadomość: Machiavelii został moim opiekunem prawnym z nakazu sędziego Wizengamotu. Uwierzysz? Nasz krukoński wyluzowany wujaszek... nigdyniespojrzęmuwoczy. - zadrżała, ale nie mówiła smutno. W głosie Yumi słychać było ulgę, że może mówić. Przestała odczuwać wokół gardła siły lodowych macek nieufności zasianej przez swego ex. Zaczęła zawijać wokół palca wskazującego kosmyk włosów. Pierwszy raz od dawna czuła się jak... jak nastolatka, a nie jak babcia, której na barki zbyt wiele złożono. Następny uśmiech jakim obdarzyła Arię był tym z prawdziwych. Móc mówić! Móc swobodnie czuć! Czy nie jest to najpiękniejsze na świecie?
Aria Fimmel
Aria Fimmel

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyWto 16 Lut 2016, 19:14

Aria szła przed siebie z uniesioną głową, ani na chwilę nie spuszczając wzroku. Choć stawiała ostrożne kroki, w jej ruchach na próżno można było szukać wahania i niepewności, wręcz przeciwnie – mijane osoby nawet nie zawieszały na nich zbyt długo wzroku, gromione ciemnym spojrzeniem Krukonki. Kto by pomyślał, że nawet Fimmelówna była w stanie dokonać czegoś podobnego? Nieznacznie wyprzedzała Yumi, chcąc osłonić ją przed jakimkolwiek zagrożeniem, choć korytarze były o tej porze mało zaludnione. Nie mogła widzieć twarzy przyjaciółki, a jedynym dowodem jej obecności było płynące od złączonych dłoni ciepło oraz odbijające się cichym echem kroki.
Gdy Japonka mocniej ścisnęła jej dłoń, Aria odpowiedziała równie silnym uściskiem, porozumiewając się z przyjaciółką bez słów. Rozumiała. Starała się wczuć w to, co musiała czuć teraz Yui i wcale nie dziwiła się zdystansowaniu, ani nawet nieschodzącemu z twarzy smutku. Wszystko musiało wydawać się tak bardzo znajome, a jednocześnie niezwykle dalekie, jakby minęło co najmniej kilka lat od jej ostatniej wizyty w Hogwarcie. Zatrzymała się, ryzykując niepewne spojrzenie w stronę młodszej Krukonki, która przyglądała się grupce uczniów ich domu. Odczekała, nie odzywając się ani jednym słowem, ale też starała się nie przyglądać Japonce zbyt długo, by jej nie speszyć. Aria nie chciała rzucać przyjaciółki na głęboką wodę, wolała pozwolić jej na przystosowanie się do otoczenia we własnym tempie, nic na siłę. Dopiero, gdy uczniowie zniknęli im z oczu, Norweżka zauważyła subtelne skinięcie, więc ostrożnie ruszyła w stronę przeciwległego korytarza. Fimmelówna była przygotowana na ból, ale sama również odczuwała strach i piekące uczucie wstydu – musiała być silna, lecz czy potrafiła sprostać temu zadaniu? Do tej pory nie wychodziło jej to najlepiej… Ponownie odpowiedziała na uścisk delikatnych palców, choć serce zaczęło wystukiwać zbyt nierówny rytm, wypełniając się wątpliwościami. Usta Krukonki zadrżały, ukryte przed spojrzeniem Yumi. Weź się w garść, powtarzała sobie. Była jednak tylko nastolatką, samotną i zagubioną, która próbowała pomóc wszystkim wokół, zupełnie zapominając przy tym o sobie. Mogła wmawiać sobie ile chciała, że jest silna i sobie poradzi, lecz rzeczywistość szybko weryfikowała naiwne myślenie.
Zaskoczyło ją nagłe uczucie wszechogarniającego ciepła w sali kominkowej oraz intensywny zapach książek. Poczuła się znów nieco bezpieczniej, co zawdzięczała przytulnemu wnętrzu. Aria pozwoliła swojej dłoni opaść, gdy palce przyjaciółki ją puściły. Przez chwilę stała w miejscu, nie bardzo wiedząc, co powinna zrobić. Naśladując Yumi, ściągnęła płaszcz i oplatający szyję szalik, odkładając wierzchnie warstwy odzieży gdzieś na bok. Zastanawiała się, jakim cudem Japonka nie zmarzła, będąc – zdaniem Arii – tak cienko ubrana. Ona sama stała teraz przed nią w czarnych spodniach i ciemnej bluzie, które bezmyślnie na siebie narzuciła wychodząc na spotkanie. Krukonka usiadła w drugim rogu kanapy, wlepiając wzrok w spoczywające na kolanach dłonie. Zgrabnym ruchem zrzuciła z nóg buty, podciągając kolana pod brodę i odwracając się twarzą w kierunku Yumi. Odpowiedziała na jej uśmiech delikatnym wykrzywieniem warg, niemalże automatycznie wlepiając spojrzenie w miejsce, na którym powinien znajdować się pierścionek zaręczynowy.
- Więc teraz obie jesteśmy wolne – powiedziała niepewnie, jakby dopiero teraz dotarło do niej prawdziwe znaczenie tych słów. Wciąż czuła nieprzyjemną pętlę wokół szyi, jakby sama zaciskała sznur. Tak dawno z nikim nie mogła szczerze porozmawiać, a teraz, gdy odzyskała przyjaciółkę, nie wiedziała nawet od czego zacząć. Co i ile powinna powiedzieć?
- Machiavelli? – spytała, marszcząc przy tym brwi. – To chyba… dobrze – urwała, zbierając tłoczące się myśli. – Jest specyficzny, ale wydaje mi się, że można na niego liczyć. Pomógł mi już kilka razy – uśmiechnęła się, chcąc tym samym dodać Yumi otuchy. Niewiele wiedziała na temat profesora, choć gdyby nie jego pomoc, prawdopodobnie o wiele później dowiedziałaby się o wypadku siostry.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyPon 22 Lut 2016, 20:11

Doceniała obecność przyjaciółki. Prawdopodobnie bez niej Yumi nie zdołałaby dobrnąć na drugi kraniec korytarza. Dawien dawno temu przed narzuconymi zaręczynami, Japonka również stroniła od tłumów. Minął niespełna rok, a niechęć do zbyt dużej ilości ludzi nasiliła się, objawiając się sztywnością mięśni i przyspieszonym biciem serca. Yumi panicznie bała się, że lada moment wszyscy na nią spojrzą, wytkną palcem, zaczną szeptać sobie od ucha do ucha utrudniając jej powrót do normalności. Z ulgą powitała pustą, przytulną salę z kominkiem. Potrzebowała izolacji i chwilowego pobawienia się w introwertyka zanim stopniowo nie wróci do społeczeństwa.
Krukonka spoglądała wdzięcznie na Arię, w duchu skrywając zaskoczenie. Aria wydawała się... silna. Zmieniła się, nie uciekała już wzrokiem, a podczas pokonywaniu korytarza szła z wysoko uniesioną brodą. Tak, obie zamieniły się rolami, choć jedno się nie zmieniło. Potrzebowały siebie nawzajem i zgodnie podjęły próbę odbudowania swej zakurzonej przyjaźni.
Uśmiech rozjaśnił blade lica Yumi.
- Nigdy więcej narzeczonych? - wyciągnęła ku przyjaciółce najmniejszy palec prawej ręki, aby przypieczętować wspólną przysięgę. Ucieszyła się z wolności Arii. Od samego początku nie widziała Gilgamesha w roli męża Arii. Byłby dla niej zbyt... daleki, a ona dla niego zbyt dobra. Arię tak łatwo można zranić, a sądząc po cieniach w jej źrenicach, musiała zostać skrzywdzona. Przeczucia związane z Arią nie przeminęły. Yumi wciąż potrafiła odgadnąć z twarzy Fimmelówny kiedy działo się coś, co ją bolało. Nie zadała pytania, jeszcze nie.
- Zawsze był miły mimo, że niewiele z nim rozmawiałam. Podczas sprawy w sądzie uśmiechał się do mnie. Ale i tak... trochę się boję. - spuściła wzrok obserwując jeżyka, który musiał wytuptać w międzyczasie z jej torebki. Obdarzyła go ciepłym spojrzeniem, dziękując mu niemo za obecność. Nie zostawił jej nawet na sekundę podczas trudnych miesięcy. Nie ważne, że był maleńkim nierozumnym jeżykiem o jeszcze mniejszym móżdżku.
- Wiesz, dorośli. Nie mam z nimi dobrych doświadczeń. - powróciła spojrzeniem do Arii, odważnie mówiąc o swoich uczuciach. Bała się, była pełna wątpliwości i wahała się. Niegdyś obawy zachowałaby dla siebie, aby nie zadręczać Arii nieswoimi kłopotami. Dziś był specjalny dzień, mający pomóc jej stanąć na nogach.
Podwinęła palce nóg, walcząc z dreszczami wywołanymi nagłą zmianą temperatury.
Aria Fimmel
Aria Fimmel

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyNie 06 Mar 2016, 16:27

Aria zachowywałaby się tak jak zwykle, gdyby nie obecność osoby, którą za wszelką cenę chciała chronić. Yumi miała rację zakładając, że jej przyjaciółka się zmieniła – ale kto by się nie zmienił? Każda kolejna minuta, każdy dzień przynosi ze sobą nowe doświadczenia. Tylko człowiek, który jest się w stanie dopasować, ma szansę na przetrwanie. Nawet niepozorna i zahukana Fimmelówna była w stanie łamać nosy i wyrywać wątroby, o ile zaistniałaby taka potrzeba.
Norweżka nieśmiało przyglądała się Yumi, niemalże automatycznie wyciągając w jej stronę własną dłoń, by opleść najmniejszy palec swoim własnym.
- Nigdy więcej narzeczonych – powtórzyła za przyjaciółką słabym głosem, pozbawionym jakiejkolwiek pewności siebie. Aria nieraz mogła się przekonać o tym, jak brutalny był świat dorosłych – świat tak bardzo odległy, choć z każdym dniem coraz bardziej wciągający również najmłodszych w swoje sidła. Czasy beztroskiego dzieciństwa nieubłagalnie uciekały w stronę przeszłości, nie pozostawiając miejsca nawet złudzeniom. Będzie dobrze. Bo musi być, prawda? Nawet, jeśli ojciec znowu postanowi pociągnąć za sznurki. Naiwne serce miłośniczki książek wciąż jeszcze chciało wierzyć w prawdziwą miłość i szczęśliwe zakończenia, choć rzeczywistość wymuszała zupełnie inne realia.
Aria skuliła ramiona i pochyliła się do przodu, by oprzeć brodę na kolanach. Zamykając oczy, przez chwilę starała się zapomnieć o otaczającej ją rzeczywistości. Musiała zwolnić, odetchnąć, ale wszystko to zdawało się być zbyt skomplikowane. Zupełnie tak, jakby zapomniała już co oznacza spokój. Postronny obserwator nie był w stanie dostrzec w niej nikogo więcej, prócz nieśmiałej i spokojnej nastolatki, o ile w ogóle rejestrował jej obecność. Wewnętrznego chaosu jednak nie widział już nikt, a Aria sama od dawna nikomu nie przyznawała się do słabości. Zagryzała negatywne emocje, chowając je przed światem tak dobrze, że nawet Porunn nie była w stanie przejrzeć bliźniaczki. Zdaje się, że nauki Ingrid oprócz wzmocnienia, wyrządziły również spustoszenie w głowie młodej Krukonki, która czasem zapominała o tym, że walka o przetrwanie to nie to samo co życie. Nie była zwierzyną łowną, która musiała z rozwagą kroczyć przez kolejne dni swojego istnienia, by nie stać się pożywieniem dla silniejszych.
- To normalne, że się boisz… W naszym życiu zaszło za dużo zmian, by czuć coś innego niż niepewność – zaczęła, na krótką chwilę przerywając, by zebrać myśli. – Pamiętaj o tym, że masz mnie. Nie jesteś sama, a ja się nigdzie nie wybieram i możesz na mnie liczyć, więc się nie martw. Razem sobie z wszystkim poradzimy – uśmiechnęła się, tym razem szczerze. Chciała wierzyć we własne słowa, które w jej uszach zabrzmiały przekonująco. - Jeśli będziesz miała jakikolwiek problem to się nie wahaj. Nie mogę obiecać, że zawsze będę w stanie pomóc, ale będę się starać.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyNie 06 Mar 2016, 21:46

Skośnie zakończone powieki zaszkliły się, przesłonione warstwą łez. Pragnienie zatrzymania czasu było bardzo silne. Yui kuliła się identycznie jak przyjaciółka, oddychając równo z jej oddechem. Za mostkiem odczuwała silne gorąco napędzające krew w żyłach do szybszej pracy. Z całej siły pragnęła objąć kogoś ramionami i ściskać dopóty dopóki gorąco nie ostygnie i nie przeistoczy się w cichy spokój. Do jej świadomości nie dotarła jeszcze wiadomość, że wróciła do domu. Mogła bez końca dotykać mebli, sunąć dłonią po poręczy schodów, czuć pod stopami miękki dywan. Wdychać zapach książek, płonących świec, miętowej herbaty i wtulać się w miękką kanapę z jeżem na piersiach. Miała już za sobą chłód i cierpienie; przyszedł czas, aby odpocząć. Ścisnąć dłoń Arii, uśmiechnąć się do niej i skorzystać z jej słów. Zawierzać jej sercu własne problemy i wspólnymi siłami je rozwiązywać.
Złożona przysięga przypieczętowana znakiem złączonych palców wywołała na bladych ustach Krukonki rozmarzony uśmiech. Tak musiała smakować wolność. Yumi zdążyła zostać sierotą, a gdy tylko pogrzebała ostatniego rodzica poczuła, że za pustką czai się smutna ulga. Teraz nie musi nikogo kochać z obowiązku, wychodzić za kogoś z obowiązku, przebywać w czyimś towarzystwie z obowiązku. Nikt więcej nie będzie wytykał jej honoru ani czepiał się niepoprawnego zachowania, które nie przystoi młodej damie z całkiem dobrej rodziny. Nie, jej rodzina nie była nigdy dobra. Od samego początku została skazana na niepowodzenie, a owocem tych lat było pokruszone na maleńkie kawałeczki serce Yumi. Dziś weźmie z Arią klej i będą układać je z powrotem. Okruszek do okruszka, kawałek do kawałka i w końcu wszystek wróci na swoje miejsce.
- Musisz to, musisz tamto. - zamrugała powiekami, aby zapobiec osiadaniu się na rzęsach łez. - Już nie chcę chodzić smutna. Może poudajemy, że nigdy nikt nie zmuszał nas do kochania i będziemy martwić się fryzurą? - zapytała przez powstrzymywane łzy, unosząc policzki w uśmiechu. Wyciągnęła ręce do przyjaciółki i mocno je ścisnęła. Czując, że to za mało, aby oddać prawdziwość uczuć, przysunęła się doń i oplotła jej ramiona własnymi. Przytuliła policzek na jej ramię.
- Robisz więcej niż ktokolwiek. Kocham cię, jesteś moją siostrą, której nigdy mi nie dano. Nawet nie wiesz jak zazdroszczę ciebie Porunn. - odchyliła głowę, utrzymując na wargach uśmiech.
- Napisałam Sebastianowi dwa listy. Nie miałam odwagi do niego iść osobiście, a on... on mi na żaden nie odpisał. - to było dla niej bardzo ważne. Yumi starała się otworzyć przed obcym, dorosłym człowiekiem, mającym odegrać w jej życiu rolę ostoi. Nawet najmniejsze uchylenie drzwiczek do swego wnętrza naprawdę wiele ją kosztowało. Smuciła się, nie otrzymując wiadomości ani spojrzenia od Sebastiana. Bała się, że z niej zrezygnuje i sąd przydzieli jej kogoś dziesięciokrotnie gorszego. Mimo, że nie miała bliskich relacji z wychowawcą domu, w głębi duszy cieszyła się, że to on, a nie nikt inny postanowił ją zauważyć.
- Powiedz mi, żebym się tym nie przejmowała, bo gdy sobie to powtarzam, to w to nie wierzę. Twoje słowa podziałają. - poprosiła, patrząc głęboko w oczy Arii. Widziała weń smutek budzący w Yumi przerażenie. Jedyną jej odpowiedzią była przemożna chęć wybuchnięcia płaczem i na chwilę obecną na nic więcej nie była zdolna. Udawała, że nikt nie zmusił jej do kochana. Udawała, że Sebastian jest największym zmartwieniem i nie muszą porzucać roli nastolatki. Nie muszą, nie muszą być dorosłe i tak się zachowywać. To Hogwart, dom. Tutaj mogą być sobą, prawda?
Aria Fimmel
Aria Fimmel

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptySro 09 Mar 2016, 16:07

Słowa przypieczętowane symbolicznym gestem zawisły w powietrzu, zagłuszając na kilka sekund nawet trzask palonego w kominku drewna. Krótka chwila oderwania od rzeczywistości, wiary w moc wypowiadanych obietnic, które w większości przypadków były skazane na niepowodzenie. Jaką bowiem siłę mogła mieć nastoletnie przekonanie o własnej wolności i możliwość kierowania swoim losem, przeciwko komuś stojącemu wyżej? Czy buntownicze serca miały w ogóle szansę na przeforsowanie swojej woli? Dziewczyny nadzieję mogły pokładać jedynie w sobie nawzajem, licząc na przychylność losu. Aria jednak była pewna, że przyszłość nieraz zdoła zmazać z twarzy nawet najradośniejszy uśmiech i nieprzyjemnie ją zaskoczyć. Przynajmniej jedna ze stron prawdopodobnie poniesie klęskę, przegrywając z kretesem, lecz Krukonka uczepiła się myśli o tym, że mimo wszystko muszą sobie poradzić i przetrwać.
- Nie ma sensu udawać, że coś się nigdy nie zdarzyło. Nie jestem nawet pewna, czy tak się da – powiedziała cicho, mimowolnie odgarniając z twarzy zagubiony kosmyk włosów. Koniec końców każde wydarzenie, nieważne jak bardzo bolesne, doprowadziło je do tego, kim były teraz. Do tego, gdzie się znajdowały. – Nie zmienimy tego co było, ale będziemy walczyły o to, by nasza przyszłość nie wyglądała tak samo. Yumi, chcę, żebyś była szczęśliwa, zasługujesz na to – dodała pewnym głosem, pozbawionym wątpliwości. Życzyła przyjaciółce jak najlepiej i miała zamiar o nią walczyć.
Norweżka ścisnęła dłonie Krukonki, nie protestując, gdy ta przysunęła się bliżej. Również oplotła ją ramionami, czule przytulając Yumi do siebie. Wraz z wypowiadanymi przez nią słowami, niewidzialny sznur coraz mocniej zaciskał się na szyi Arii, odbierając dziewczynie możliwość oddychania. Przeszył ją dreszcz, więc opuściła głowę, by schować twarz przed światem.
- Też cię kocham – tylko tyle była w stanie wykrztusić drżącym głosem, gdy jej ciało znów przypomniało sobie jak oddychać. Przez kilka chwil jeszcze pozostawała w tej samej pozycji, by w końcu nieco rozluźnić uścisk. Jedną dłonią wciąż obejmowała Mizuno, nie chcąc jej jeszcze wypuszczać, a drugą przetarła wilgotne policzki. Aria najchętniej dodałaby coś więcej, jednak każde formujące się w jej głowie zdanie wydawało się zbyt błahe.
- Powinien dostać nauczkę za to, że nie odpisuje na listy – odpowiedziała z uśmiechem. Oczywiście, nauczyciel mógł nie mieć czasu, a może wiadomości się gdzieś zawieruszyły? Ale jeśli już zdecydował się pomóc Yui i się nią zaopiekować, to powinien wziąć za nią odpowiedzialność lub chociaż spróbować. – Jeśli Machiavelli się nie postara to wyślę mu cieplutkie pozdrowienia Charmingiem. Jest sową bojową, a ostatnio miał zbyt dużo wolnego czasu, jest jeszcze za młody na emeryturę – dodała z nutką rozbawienia, choć całkiem poważnie.
- Nie przejmuj się tym – zaczęła po chwili, odwzajemniając spojrzenie przyjaciółki. – Wierzę w to, że nie robi tego celowo i na pewno w końcu się odezwie. Może ma sklerozę i zapomniał odpisać? Zawsze możemy posłać mu wiadomość patronusem. W końcu mi się udało opanować zaklęcie – Aria uśmiechnęła się jeszcze szerzej zdając sobie sprawę z tego, że Yumi nawet nie mogła tego wiedzieć.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyCzw 10 Mar 2016, 06:50

Wzrok piętnastolatki raptownie posmutniał. Żałowała, że nie posiadała mocy zmian przeszłości. Zapragnęła zmieniacza czasu. To jedyny przedmiot, będący w stanie naprawić to, co zostało zepsute. W podświadomości logika biła się w głowę słuchając myśli nastolatki. Nie odmieni miesięcy związku z Amycusem. Nie uda się jej o nim zapomnieć mimo, że tak ją skrzywdził. Pamięć ludzka często płatała figle i nie chce podporządkować się do potrzeb serca. Pomimo pragnień, obie musiały pamiętać ostatni trudny rok szkolny.
- Masz rację. Co ja plotę. - uśmiechnęła się, ocierając knykciem powiekę. - Będę szczęśliwa, obiecuję. Ty też Arii. Ty bardziej niż ktokolwiek. - spojrzenie ciemnych oczu skrzyżowało się we wzrokiem przyjaciółki. Słowa pochodziły z głębi duszy. Yumi winna martwić się nastoletnimi problemami niźli przyszłością. Powrót do Hogwartu miał zapewnić nastolatce nowy start. Nikt nie zmusi jej do małżeństwa, a tylko to przeszkadzało w osiągnięciu szczęścia. Sebastian ją wybrał i do tej pory nie potrafiła stwierdzić dlaczego. Jeśli Yui uda się rozplątać język w jego obecności, zapyta go. Nie przychodził jej do głowy żaden racjonalny pomysł. Nie zmienia to faktu, że Yumi ma szansę na normalne ostatnie pięć lat bycia nastolatką. Żywiła nadzieję, że do dwudziestki całkowicie ozdrowieje i obie zdążą wymazać ze swych lic smutek.
W sali rozległ się cichy, schrypnięty śmiech Yumi. Przy Arii wszystek wydawało się o wiele prostsze i zabawniejsze. Włącznie z Sebastianem, jedną wielką niewiadomą.
- Charming niezawodny. Po spotkaniu z nim, jestem pewna, że Sebastian obrzuci mnie listami. Char musi ćwiczyć, żeby nie wyszedł z wprawy. Pożyczysz mi go na następny raz? Poproszę, aby dziobał profesora dopóki nie wyśle mi stosownie długiej odpowiedzi. - posłała jej szerszy uśmiech. Usiadła bokiem do przyjaciółki, ze złożonymi na bok nogami, bo sukienka skutecznie ograniczała możliwości ruchowe.
- Skleroza w wieku trzydziestu lat? Martwię się co będzie przy czterdziestce. - zaśmiała się cicho, nadaremnie próbując ukryć zmartwienie zaistniałym 'problemem' z Sebastianem.
- Umiesz. Patronusa?  - wyrwało się jej ze szczerym zdumieniem. Najpierw Yumi zachwyciła się, ucieszyła prawdopodobnie bardziej niźli Aria. W następnej kolejności głos sumienia zawył, a na końcu pojawiło się ukłucie zazdrości. Nie zwróciła na nie uwagi.
- Na co czekasz? Pokaż mi. Jejciu, naprawdę już się nauczyłaś? Tak szybko? - odsunęła się raptem na kilkanaście milimetrów. Nie widziała niczyjej postaci patronusa. Nigdy. Zdając sobie z tego sprawę, zdumiała się. Słyszała z opowieści z Wielkiej Sali o niesamowitej barwie i cieple zaklęcia przybierającego cielesną postać odzwierciedlającą naturę człowieka.
- Chwilcia. Jaką przybiera postać? Jestem pewna, że czegoś pięknego. - z zainteresowaniem wyczekiwała zaklęcia. Yumi ożyła, szczodrze uśmiechała się i czuła się nastolatką. Wszystek zawdzięczała przyjaciółce, która jej nie odtrąciła po tym wszystkim, co jej uczyniła. Sama panienka Mizuno nie marzyła o opanowaniu zaklęcia. Mniej więcej orientowała się na czym polega nauka, wszak w dormitorium Ravenclawu mówiono o tym wiele. Słyszała również o metodach naukowych pana Wilsona oraz pana Halla. Nie z ich względu Yumi wypisała się z listy zainteresowanych edukacją nad zaklęciem. Rozumiała, że nigdy go nie opanuje. To magia wykraczająca poza jej możliwości. Yumi miała wiele szczęśliwych wspomnień aczkolwiek żadne nie docierało do całego ciała. To jeden z efektów... narzeczeństwa. Odsunęła od siebie podobne przykre myśli, poświęcając cały swój czas i uwagę przyjaciółce. Aria osiągnęła więcej niż Yumi kiedykolwiek pragnęła. Otrzymała to, o czym marzyła, a mimo to Japonka cieszyła się, skrywając na dnie duszy smutek i żal.
Aria Fimmel
Aria Fimmel

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyNie 13 Mar 2016, 16:05

W słowach Arii nie można było odnaleźć ani krzty pocieszenia, jedynie szczerą prawdę. Wiedziała bowiem już od dawna, że marzenia o zmianie przeszłości nie miały najmniejszego sensu i chciała oszczędzić Yumi rozczarowań, zapominając przez chwilę o jej kruchym stanie. Norweżka musiała mocno zacisnąć usta, gdyż słowo przepraszam na siłę próbowało wydostać się na wolność, gdy twarz przyjaciółki gwałtownie posmutniała – nie to chciała osiągnąć, lecz czego właściwie się spodziewała? Spuściła więc tylko wzrok, ograniczając się do przełknięcia gorzkiego smaku, by po chwili znów unieść głowę i posłać w stronę panienki Mizuno blady uśmiech. Nieważne co było kiedyś, nikt nie jest w stanie tego zmienić. Powinny skupić się na tym, co jest teraz. Cieszyć się każdą dobrą chwilą, a w złych wspierać siebie nawzajem, by przetrwać ciężkie czasy wspólnie – tylko w drugim człowieku można było odnaleźć siłę do dalszego działania. Aria wiedziała co oznacza samotność, dźwigając na barkach czasem zbyt wiele, niż momentami potrafiła unieść. Nie chciała, by ktokolwiek przechodził to samo. Nawet milcząca obecność przyjaciela bywa nieoceniona.
Dopiero kolejny temat wprawił obie w lżejszy nastrój, nieco odganiając ciemne chmury znad ich głów. Aria uwielbiała zwierzęta, darzyła je ogromną miłością. Mogłaby rozmawiać o nich godzinami, temat nigdy by się nie wyczerpał. Szczególnie, że pod jej pieczą każde stworzenie prędko uczyło się zadziwiających sztuczek.
- Charming na pewno nie wyjdzie z wprawy, o to się nie martw. Ucieszy się, jeśli znowu wyślę go na jakieś misje, jest naprawdę niezawodny – uśmiechnęła się szeroko na myśl o pierzastym księciu. – Poprosimy go, żeby wrzucił profesora na naszą czarną listę, a na pewno się nim odpowiednio zajmie – tym razem nawet cicho się zaśmiała, choć miała nadzieję, że opiekun Krukonów nie zostanie niebawem bez dłoni. Charming był uroczym stworzeniem, lecz czasami brał sobie rady Arii zbyt mocno do serca. Jedynym wyjątkiem był Ben, przy którym puchaczowi zdarzało się dosłownie głupieć z miłości. Przynajmniej Norweżka wiedziała, do kogo mogła posyłać sowę na terapię, gdyby za bardzo się rozbestwiła.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. I obiecuję, że jeśli zachowanie Sebastiana się nie poprawi to mu wbijemy rozsądek do głowy – powiedziała stanowczo, uderzając pięścią w otwartą dłoń, by dodać słowom mocy. Tylko przy Yumi mogła czuć się na tyle swobodnie, by nazywać nauczyciela po imieniu. Miała wrażenie, że rozmawiają o jakimś koledze z ławki, a nie dorosłym mężczyźnie.
Na pytanie dotyczące patronusa Aria natychmiast pokiwała głową, dumna ze swoich osiągnięć. W końcu droga do jego opanowania nie była ani trochę łatwa, dziewczyna nawet momentami zaczynała wątpić w to, że cokolwiek się uda.
- Było czasami ciężko, ale na szczęście miałam masę pięknych wspomnień – w ciemnych oczach Arii pojawiło się ciepło i była pewna, że Yumi zrozumie. Nie tylko wspomnienia związane z rodziną dodawały jej otuchy, ale również te z przyjaciółkami. Rozmyślając nad wszystkimi wspólnie spędzonymi chwilami musiała odsunąć się od młodszej dziewczyny, by wyciągnąć różdżkę. Dopiero wtedy ponownie się rozsiadła, zamykając oczy i wyczarowała przed powiekami rozmaite obrazy. Uniosła różdżkę, niemalże bezgłośnie wypowiadając inkantację zaklęcia, a już po chwili wystrzelił z niej srebrno-błękitny blask, który uformował się w majestatycznego rysia. Wielki kot zatoczył kilka eleganckich rund wokół siedzących dziewcząt, jakby chciał się zaprezentować w pełnej krasie.
- Nie wiem, czego się spodziewałam, ale chyba nie rysia – powiedziała spokojnie, przyglądając się świetlistemu stworzeniu. Było coś niesamowicie uspokajającego w jego widoku. Norweżka przez kilka chwil na niego spoglądała, po czym przeniosła wzrok na Yumi. Chciała poznać jej reakcję, czy patronus jej się spodobał? Czy spodziewała się, że będzie wyglądał tak, a nie inaczej?
- Jeśli będziesz chciała to możemy razem poćwiczyć, mogłabym spróbować cię pouczyć – zaproponowała, widząc w oczach przyjaciółki odbijające się zwierzę. Wspólna nauka wydawała się zalążkiem normalności, ponadto propozycja oznaczałaby niemą obietnicę, że będzie następne spotkanie. Norweżka przetarła oczy, czując, jak powoli ogarnia ją niesamowite zmęczenie. Czas zbyt szybko umykał, a oprócz późnej pory wszystkie nagromadzone emocje zaczęły nagle opadać, wbijając Arię głębiej w kanapę.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyPon 14 Mar 2016, 07:47

Rozmawianie z Arią było tak naturalne i tak łatwe. Potrafiła przed nią uchylić drzwi do swojej osobowości i przy tym nie bać się, że zostaną one siłą wyrwane z zawiasów. Z ulgą przyjęła przejście na lżejszy, wygodniejszy temat dotyczący Charminga. Lubiła tę ekscentryczną sowę mimo bojowej natury. Yumi nigdy nie mogła nadziwić się przeciwieństw charakteru Charminga i właścicielki. Aria nie wyglądała na wyrywacza wątrób, jednakże bardzo dobrze zrobiłoby jej poduczenie się asertywności od swej siostry bądź jej przyjaciół. Niegdyś bardzo łatwo było je zranić. Dziś zostały zahartowane i razem mogły stanąć naprzeciw każdej przeszkodzie zafundowanej przez los.
- Od razu mi lżej, gdy myślę pod czyimi skrzydłami znajduje się teraz mój opiekun. - uśmiechnęła się szerzej, nieświadomie zakręcając kosmyk włosów wokół palca. Nie przypuszczała, że Charming mógłby przynieść dłoń Sebastiana, gdyby źle zinterpretował polecenie.
- Nie chcę mu się narzucać, ale będziemy go uważnie obserwować. Może chce dać mi czasu... a jego mam już za dużo. - spróbowała go usprawiedliwić przed samą sobą, jednakże mimo wszystko była nań zirytowana, że się nie odzywa i nie pokazuje. Yumi nie mogła doczekać się zajęć ze starożytnych run, aby sprawdzić co się może zmienić. O ile cokolwiek ulegnie zmianie, panno M. Z łatwością przyszło jej zwracać się do profesora po imieniu. Poprosił ją o to i to była jedyna oznaka zmiany ich relacji. Nauczyciel nie wiedział, że poza lekcjami wiele osób nazywa go imieniem. To ułatwia znacznie rozmowę i nie trzeba wydłużać pogawędki na tytuł i niesamowicie długie nazwisko o trudnej wymowie.
Wzruszyła się i odwzajemniła ciepły uśmiech. Tak się cieszyła, że Aria mimo wszystko o niej nie zapomniała. Wzięła ją pod uwagę podczas nauk wyczarowania zaklęcia patronusa. Miała z nią piękne wspomnienia, które ułatwiły jej pracę. To więcej niż Yumi mogłaby otrzymać od kogokolwiek innego. Ścisnęła jej dłoń z wdzięcznością. Powrót do Hogwartu zaczął się jej jawić w jasnych barwach, a zasługa była po stronie przyjaciółki.
Błękitnego rysia powitała okrzykiem zachwytu. Zakryła usta i z błyszczącymi oczyma wodziła wzrokiem za mknącym zwierzakiem. Zapragnęła go dotknąć, poczuć siłę wspomnień Ari, jednak zanim zdążyła zebrać się na odwagę, ryś zniknął pozostawiając po sobie gryzący półmrok.
- Jest... jest przepiękny. Tak wyglądają wspomnienia? To najpiękniejszy czar jakikolwiek widziałam. - nie wiedziała na jakiej podstawie czar przybiera daną postać. Nie pozwoliła sobie rozważać jaki przybrałby jej własny. Zmusiła się do skoncentrowania na radości dzisiejszego wieczora.
- Ja... - nie wiedziała co ma powiedzieć. Spojrzała na przyjaciółkę i uznała, że nie powinna rozpoczynać kolejnego trudnego tematu dotyczącego bezradności wobec wydobywania z siebie najpiękniejszych wspomnień. Niezbędnego elementu do nauki pięknego zaklęcia.
- Chętnie. - uśmiechnęła się, opierając plecy o mięciutkie poduszki.
Czas upływał, a dwie Krukonki spoglądały oczarowane w płomienie trzaskające w kominku. Najpierw przysnęła Aria, a chwilę później powieki Yumi również opadły. Skulone przy sobie zasnęły. Rano obudziły się przykryte kocem i nie potrafiły wywnioskować kto w nocy do nich przyszedł.

[koniec sesji]
Blake Blackwood
Blake Blackwood

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyCzw 31 Mar 2016, 22:13

Stała pod miejscem, które kiedyś było jej azylem, ale z jakiegoś powodu przestało nim być. Blake nie przychodziła tu od kilku długich tygodni bo bała się, że spotka tu tę jedną osobę, która przypadkiem też ulubiła sobie to pomieszczenie, a którą to osobą był pewien przystojny Włoch.
Dlaczego wybrała więc to właśnie miejsce na spotkanie z Priorem? Bo wydawało się jej, że to jedyny zakątek Hogwartu, w którym będą mogli faktycznie porozmawiać, bez świadków, których tak bardzo dziś ani trochę nie potrzebowali.
Trochę się bała, ale strach ten wymieszany był jednocześnie z niewiarygodną ilością ekscytacji tym spotkaniem, biorąc pod uwagę dwa pocałunki ofiarowane jej przez Priora zupełnie z zaskoczenia. Wciąż czuła na wargach to mrowienie i dotyk dłoni na karku, gdy przyciągał ją do siebie. Wciąż się w zasadzie zastanawiała jakim cudem do tego doszło ale stwierdziła, że może zastanawianie się nie jest w tym przypadku dobrym pomysłem. Wcześniej zastanawiała się za dużo i niczego dobrego jej to nie przyniosło.
Westchnęła cicho i powoli chcąc uspokoić rozkołatane serce. Była ciekawa, czy Jonathan jest już w środku, ale przez dziurkę od klucza nie mogła niczego dojrzeć. Jeśli był, to chwilę sobie poczeka, bo Blake była naprawdę zbyt rozentuzjazmowana, żeby mu to okazać. Musiała się trochę ogarnąć a to wiązało się z czasem.
Jeśli zaś go jednak nie było, to może lepiej by zrobiła gdyby weszła? Zawsze lepiej czekać siedząc na jednym z kilku foteli niż sterczeć jak frajerka pod drzwiami. Mogłaby też umilić sobie owe czekanie książka, chociaż to mało prawdopodobne by mogła się na niej skupić. Prior skutecznie przejmował kontrolę nad jej umysłem i niestety skutki tego były dostrzegalne na pierwszy rzut oka. Zaróżowione policzki, błyszczące oczy, wieczny uśmiech na twarzy... Gloria stwierdziła, że tak jak Blake cieszyłaby się tylko gdyby wydłużyli święta, natomiast Claire skwitowała to krótkim "wiedziałam". I ona też wiedziała. Wiedziała, że w jednej sekundzie wpadła po uszy, pytanie tylko, czy stało się to wtedy, gdy wspólnie w pustej sali mieli przygotowywać eliksir, czy już wcześniej, kiedy bez szemrania godziła się odrabiać za niego nawet te najdurniejsze prace domowe.
Pokręciła głową próbując przegonić sprzed oczu twarz chłopaka, ale okazało się to bezcelowe. Zamiast twarzy widziała tylko ostatnie słowa jego ostatniego liściku. No bo jak miała je rozumieć, że jeszcze nie chłopak? To znaczy, że co? Że w ogóle ma w planach nim dla niej być? A może to kolejny jego głupi żart? Może on tu zaraz zjawi się ze swoim ślizgonem i zaczną się nabijać, że ona w ogóle pomyślała, że w ogóle brała pod uwagę taką możliwość. Powiedzą, że Prior musiałby być desperatem by na nią spojrzeć i zostawią ją tu kompletnie załamaną.
To może jednak wejdzie. Może faktycznie lepiej być w takiej sytuacji w środku. Sięgnęła do klamki i nacisnęła ją, po czym przekroczyła próg sali kominkowej stwierdzając przytomnie, że nie zmieniła się wcale, od czasu gdy ostatni raz w niej przebywała.
Jonathan Prior
Jonathan Prior

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyCzw 31 Mar 2016, 22:51

Bezczelnie ją podglądał. Przyszedł minutę po niej, ale zatrzymał się za filarem i patrzył co zrobi. Stała przed drzwiami i biegała wzrokiem bez celu, jakby wahała się czy ma wejść do środka. To Jonathana bardzo zastanowiło. Musiał powstrzymać kończyny przed wyskoczeniem przed siebie. Musiał sprawdzić co Blake zrobi i jak długo będzie bić się z myślami. Oddałby nerkę, żeby dowiedzieć się o czym ona teraz myśli. Sądząc po wyrazie twarzy to o nim. Odwzajemnił w cieniu jej uśmiech, dumny z siebie jak paw. Z początku zamierzał doprowadzić ją do szału i zmusić aby dobrowolnie do niego przyszła. Dzisiaj nie wierzył, że mu się udało zrobić coś zupełnie odwrotnego. Nie doprowadził jej do ostateczności, tylko ją do siebie po prostu przekonał. To burzyło jego standardowy plan podrywania. Dotychczas każda potencjalna dziewczyna po serii rozjuszania, posłusznie do niego przychodziła i wrzeszczała, obsypywała obfitymi epitetami. On to kwitował śmiechem, paroma komplementami a potem przystępował do całowania. Blake nie przyszła do niego, mimo, że długo ją drażnił. Skubana, to on przyszedł do niej, tracąc przy tym punkty domu i przychylność profesorki od wróżbiarstwa. To się jeszcze mu nie zdarzyło. Ominięcie etapu, kiedy na niego krzyczy i wyzywa od idiotów było dla niego nowością. Nieświadomie obróciła jego własną broń przeciwko niemu. To dlatego Asen nie mógł wyjść z podziwu, z jakim tonem Prior wypowiadał się o jeszcze-nie-dziewczynie. Gryfon podrapał się w potylicę, czując się cokolwiek niewygodnie z takim obrotem spraw.
Blake w końcu weszła do pokoju. Jonathan w jednej chwili zdał sobie sprawę, że Blackwood już tutaj była. Nie była ot tak, przypadkiem, tylko była tu z kimś. To wyjaśniało wahanie i przedłużające się sterczenie pod drzwiami. Niezbyt mu się to spodobało.
Znalazł się przy drzwiach zanim się zamknęły. Wsunął stopę w próg i wśliznął się cicho do środka. Blake nie zdążyła wejść wgłąb pokoju, gdy Jonathan znienacka położył ręce na jej ramionach.
- Bu. - huknął cicho nad jej uchem, stojąc za jej plecami. Piętą zamknął drzwi, jednocześnie odwracając do siebie Puchonkę. Czekał na tę chwilę całe kilka dni, gdy go unikała. Podejmował milion prób zwrócenia na siebie jej uwagi i w końcu ją dostał, właśnie teraz i dzisiaj. Skubana, nigdy tak się nie starał. Miał nadzieję, że jest warta takiego wysiłku. Zabiegał o jej względy jak dwunastoletni dzieciak, a wściekał się, gdy siadała w ławce z kimś innym, a nie z nim. Gdyby odważyła się dosiąść na przykład do Asena... musiałby ich oboje ukatrupić i zakopać w ziemi. Niestety.
Zaczerpnął oddechu, wdychając strumień powietrza pachnącego ciałem Blake. Robiło się miło. Wsunął rękę na jej kark, z dziką przyjemnością plątając palce w jej włosach. To od nich wszystko się zaczęło. Zmieniły kolor na czerwony - barwę, która miała tak wiele wspólnego z Jonathanem - i wtedy (nie)postanowił się wokół niej zakręcić.
Powstrzymał się i jeszcze się na nią nie rzucał. Bądźmy dżentelmenem, trzeba to dobrze rozegrać. W tych dwudziestu sekundach ograniczył się do trzymania ręki na jej gorącym karku i pożeraniu wzrokiem.
- Naliczyłem tobie sporo odsetek przez te parę dni prób unikania mnie. I od każdego liściku. - przysunął ją do siebie, drugą rękę kładąc trochę wyżej nad pośladkami, na wysokości szelek. - Wiesz, Blackwood, nie wypłacisz mi się do śmierci. - wyszczerzył się, dotykając mrowiącymi ustami jej czoła. Serce łomotało od jakichś siedmiu dób i coś nie wychodziło mu wyrównanie jego rytmu. Miał nie podrywać Blake, ale nie pozostawiła mu żadnego wyboru. Sprowokowała go paroma słowami i wzbudziła w nim poczucie winy. Przez to porzucił swoje szlachetne plany ochrony jej przed samym sobą i zaczął to, co musi się już toczyć. Nawet nie pamiętał czemu się umawiali i o czym mieli rozmawiać. Wsunął jeden palec za szelkę jej dżinsów i trzymał ją w odpowiedniej - bardzo bliskiej- odległości. Z chorą satysfakcją odwlekał moment zanim zacznie odbierać dług. Niech trochę pocierpi, za karę tego, co on przeżywał na lekcjach, gdy siedziała dwie ławki przed nim.
- Podobały się czerwone karteczki? - nie zawracał sobie głowy wystrojem sali. Nie pamiętał, żeby tutaj był, nie obchodziło go to. Najważniejszym wyposażeniem była Blake. Jego uwagę przyciągało bijące od niej gorąco. Tyle razy o tym rozmyślał i sobie to przypominał. Palce mu drżały, ale nie pozwolił im na swobodę, tylko dalej trzymał je na swoich miejscach.
- A, zapomniałbym. Doliczam trzysta procent prowizji za dwukrotne uciekanie. - odchylił od niej głowę i przyglądał się piegom z rozbawieniem i jakimś ulotnym błyskiem czułości w oczach. - Naprawdę ci współczuję. - zniżył głos, dodając wypowiedzi aury grozy. Zmrużył oczy i knuł, unosząc policzki w złośliwym, dobrze jej znanym uśmieszku.
Blake Blackwood
Blake Blackwood

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyPią 01 Kwi 2016, 07:10

Jak dobrze, że nie wiedziała, że przez cały ten czas była czujnie obserwowana przez Jonathana. Gdyby tylko zdradził go jakiś szmer, jakiś cichy odgłos dobiegłby zza filara, chyba padłaby na zawał, a jeśli jakimś cudem dalej utrzymałaby się na nogach, to najpewniej padłby Prior. Ze śmiechu.
Bo pewnie wyprostowałaby się jak struna, w jednej chwili robiąc z siebie idiotkę przez strojenie głupich, choć jej zdaniem poważnych, min. Nieświadomość tak naprawdę uratowała teraz jej życie.
Weszła do sali kominkowej, w której panował półmrok. Te same fotele, na których przesiedziała tyle godzin zaczytując się we wszelkiego rodzaju opowieściach stały na swoich miejscach. Te same, na których czasami przyszło jej przysypiać i budzić się w środku nocy, a potem biedna Blake musiała pokonywać całą odległość z wieży do lochów będąc przeświadczona, że zaraz zostanie złapana przez kogokolwiek. Nic się nie zmieniło i panna Blackwood mogłaby dłużej z sentymentem się nad tym rozwodzić, gdyby miała na to czas. Pół sekundy po przekroczeniu przez nią progu pomieszczenia ktoś chwycił ją za ramiona i poczuła ciepły, znajomy oddech na policzku.
Jej ciało przeszył delikatny dreszcz, a na twarzy mimowolnie pojawił się szczery uśmiech i trwał, gdy Jonathan obracał puchonkę przodem do siebie.
- Cześć - chciała powiedzieć, ale z jej gardła wyrwało się pewnie coś bliżej nieokreślonego, bo w tej sekundzie właśnie chłopak zanurzał palce w jej włosy.
Prawie i ona zapomniała, po co tu tak właściwie przyszli. Utonęła w ciemnobrązowych oczach Priora zastanawiając się kiedy ten ją w końcu pocałuje, a ewidentnie mu się nie spieszyło. Dostrzegła znajomy uśmiech na twarzy, którego tak bardzo jej brakowało podczas tej gorszej części ich ostatniego spotkania i złapała się na tym, że czuje się niezwykle dobrze z myślą, że ten uśmiech jest dla niej, a nie z niej.
Jej obawy, które podszeptywały dziewczynie, że to może być paskudny żart chłopaka w jednej krótkiej chwili opuściły ciało panny Blackwood. Już była pewna, że to tylko głupie myśli. Wystarczyło poczuć na skórze jego wargi by przegonić cichy głosik z tyłu głowy, który podszeptywał, by mu tak do końca nie wierzyć. Blake, choć może robiła nierozsądnie ufała mu teraz bezgranicznie, bo gdyby nie, to na pewno by tu z nim teraz nie stała.
Ale zaraz, oni tu mieli rozmawiać, a nie patrzeć sobie w oczy. Tylko właściwie o czym? Czy było coś, co MUSIAŁO być teraz powiedziane? Czy Blake potrzebowała od Jonathana jakichś wyjaśnień lub zapewnień? Przemyślała to dokładnie. Tak naprawdę od kilku dni nie robiła tak szczerze nic innego. Gryfon poznał jej sekret, był na poczatku w lekkim szoku ale w końcu byli tutaj razem po tym, jak dwukrotnie kompletnie ją zaskoczył.
Miałby jej do siebie czymś takim nie przekonać? Blake nie była królową śniegu i chociaż z początku się broniła, to jej serce stosunkowo szybko poddało się Jonathanowi. Myślała o tym wpatrując się w niego, i gdy on trzymał ją za szlufki w spodniach ona zarzuciła mu ręce na szyję, mimochodem bawiąc się włosami, które opadły mu na kark.
- Będziesz musiał rozłożyć mi ten dług na raty - zaśmiała się. Podobało się jej to, chociaż i ona nie była przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy. Nikt nigdy nie widział Blake zauroczonej. Nikt nigdy nie słyszał, by wypowiadała się o kimś z taką czułością. Wcześniej to Enzo za nią biegał, a ona go nie chciała. Bardzo długo go nie chciała. Dziś nie mogła uwierzyć, że tak bardzo chciała się tu dziś z Priorem znaleźć i spędzić w jego towarzystwie choćby kilka chwil.
- Prior, te czerwone karteczki są koszmarne - przyznała. - Ale przynajmniej rzucają się w oczy. Nawet choć na początku bardzo chciałam, nie mogłabym żadnej przeoczyć. No i dziękuję za tę świecę, oczywiście, że jej nie wyrzuciłam. Jest piękna. Nawet ja musiałam się zastanowić dobrą chwilę zanim doszłam do tego jakich zaklęć użyłeś. - Uśmiech nie schodził z twarzy puchonki a raczej przeciwnie - rósł z każdą spędzoną milisekundą w towarzystwie Norwega. Czuła jak mocno wali jej serce ale nie dbała o to, czy usłyszy. Niech wie. Niech wie jak na nią działa, jak bardzo jego zapach mąci świadomość panny Blackwood.
- Trzysta procent. Dobrze, że matematyka nie jest twoją mocną stroną, bo faktycznie byłoby ze mną kiepsko - stwierdziła, nie mogąc się powstrzymać przed dodaniem do tonu odrobiny sarkazmu. Jasne, było słodko, ale to nadal był Prior. Blake nie oczekiwała, że chłopak pod jej wpływem nagle zmieni się nie do poznania. Oczekiwała za to dalej ciętego języka, specyficznego poczucia humoru i zawadiackiego uśmiechu, jego znaku firmowego. Oczekiwała tego wszystkiego, co ciągnęło ją do gryfona i byłaby nawet zawiedziona, gdyby nagle zrobiłyby się z niego ciepłe kluchy. Póki co w zupełności wystarczyło jej spojrzenie, którym ją obdarzał a także jego ciepłe dłonie na karku.
- Przepraszam, że byłam taka sztywna, ale myślałam, że mam jeszcze szanse na uratowanie siebie przed tobą - powiedziała w końcu.
Jonathan Prior
Jonathan Prior

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptySob 02 Kwi 2016, 17:00

Uśmiech jaki zobaczył niemal zwalił go z nóg. Wyglądała jakby naprawdę się cieszyła, że przyszedł po swój dług. Ewidentnie to wszystko ukartowała, całe to unikanie, a potem sprowokowanie go do działania. Nie chciała go i miała. Perfidnie wykorzystała swój talent i obróciła Priora przeciwko samemu sobie, dostając to, co chciała. Popierdoleńca z całym bagażem i pakietem na barkach. Całym szaleństwem, arogancją, zarozumiałością, bezczelnością i tysiącami innymi zaletami oraz wadami. I niech go diabli, ale odpowiadał mu taki obrót spraw. Pierwszy raz to ktoś jego próbował sobie owinąć wokół palca, a nie na odwrót.
Zauważył po sobie zmianę tempa oddychania zaraz po tym jak jej ręce wylądowały na karku. Poczuł je aż do stóp i choć były lekkie, przygwoździły Priora do podłoża.
- Za raty też są odsetki. - stwierdził całkowicie poważnie, nie mając w planach promocji ani ulg. Ktokolwiek się u niego zadłużał, miał problem z wypłaceniem się. Nie ważne czy chodziło o czekoladowe żaby, galeony, fasolki wszystkich smaków, piwa czy pocałunków. Ten ostatni rodzaj długu należał do najprzyjemniejszych w odbiorze. Wystarczy tylko dobrze odczytywać znaczenie otrzymywanych słów, a dług sam się naliczał. Matematyka Jonathana powalała na kolana, a jakoś nikt do tej pory nie zdołał go od niej oduczyć.
- Koszmarne? - zapytał wesoło - Przygotuj się więc, że będziesz je dostawać regularnie. - prowokacja zadziałała, nawet nieświadoma. Mów Prioriowi, że to, co robi jest złośliwe, postara się, aby było to bardziej dokuczliwe. Cóż, trzeba umieć obsługiwać wariatów, jeśli samemu nie chciało się dołączyć do ich szaleństwa.
Odczuł ulgę na wzmiankę o zachowaniu świecy. Pierwszy raz poświęcił tyle godzin na zrobienie dla kogoś prezentu. Własnoręcznie bez wydania ni jednego sykla. Zamienił zwykłą, brzydką żółtą świecę w brzydką, żółtą, ale genialnie zaczarowaną świecę.
- Miło mi, że zadałaś sobie trud zrozumienia tych zaklęć. Do tej pory nikt nie kwapił się jak działam, tylko koncentrował się na efektach. - zaimponowała mu, wykazując minimalne zainteresowanie jego hobby. To, że zamierza być z Blake to absolutnie nie oznaczało, że się zmieni. O nie, nikt tego nie zdoła nigdy zrobić. Wciąż wszystko w jego otoczeniu będzie wybuchać, wciąż będzie realizował chore pomysły i nadal będzie zachowywać się bezczelnie w stosunku do świata. Jedyna różnica to tylko to, że będzie miał komu to opowiadać. Nie tylko Mikhailowi, a i znalazła się Blake. Coś mu mówiło, że ślizgon z wielką ulgą odbierze zabranie z barków ciężaru przyjacielskiego wysłuchiwania monologu chorobliwego piromana.
Ratowanie siebie nie odebrał jako żart. Te słowa poczuł w całym kręgosłupie i aby zakryć niepokój, zrobił jedyną sensowną rzecz, jaka przyszła mu do głowy. Po tak długim czekaniu mógł ją pocałować w taki sposób jaki sobie tylko wymarzy, bez oglądania się na siebie i myślenia czy to przyzwoite obściskiwać się z dziewczyną na oczach całego Hogwartu. Dotknął rozgrzanymi wargami ust dziewczyny, koncentrując się tylko na czerpaniu przyjemności z jej bliskości. Ramieniem przytrzymywał Blake w połowie pleców, przygarniając ją do siebie na tyle, aby dotykała go przynajmniej biodrami. Skoro i tak trafi do piekła, to po drodze wybawi się w życiu i wykorzysta świat jak najbardziej się da. Nie zastanawiał się nad niczym innym jak tylko na fakturze naskórka na jej wargach, kiedy przesuwał koniuszkiem języka po dolnej wardze i zwilżał ją, równocześnie wysuszając swoim gorącym oddechem. Mimowolnie uniósł policzki w uśmiechu, nie odrywając od niej ust. Nieświadomie rozszerzył palce leżące na jej plecach i przesunął je powolnym ruchem ku łopatkom, siląc się na zatrzymanie ich w jednym miejscu. W pewnej chwili musiało się coś wydarzyć i w nim ocknąć, bo pocałunki wyciskane na jej ustach nabrały intensywności i pewnej niecierpliwości. W jego głowie szalał huragan, gdy próbował zliczyć w których miejscach ich skóra się dotyka. Dopiero gdy trzymał Blake tak blisko siebie przypomniało mu się jak bardzo nienawidzi być sam. Jedenaście dziewczyn i chowanie się po schowkach to tylko namiastka potrzeb Jonathana. W końcu nadeszła ta chwila, gdy Prior chciał, aby ktoś nie był nim zauroczony. Nie chciał uczuć Blake, bo nigdy nie zdoła ich w ten sam sposób odwzajemnić, jeśli się zmienią na głębsze. Chciał tylko pożyczyć trochę ciepła jej ust, rąk i policzków, a potem oddać ją w całości bez wyrządzania krzywd. Żałował, że tak nie potrafi. Nie obejdzie się bez szkód i na niej i na nim, bo chłopak dalej nie był świadomy czułości z jaką się odnosił do Puchonki.
Blake Blackwood
Blake Blackwood

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 EmptyPon 04 Kwi 2016, 07:36

Przewróciła oczami, choć właściwie oddawanie długu z takimi odsetkami w żadnym wypadku jej nie przeszkadzało. Co tam, nad wyraz było jej na rękę biorąc pod uwagę fakt, że tak bardzo przyjemny w oddaniu był to dług. To, jak ją obejmował, jak przyciągał do siebie sprawiało, że gdzieś tam w środku Blake czuła, że w tej jednej chwili ma wszystko co potrzebuje, choć do tej pory wcale nie zdawała sobie z tego sprawy.
Prior nie pojawił się w jej życiu znienacka. To też nie była miłość od pierwszego wejrzenia. On zawsze gdzieś tam był, niesamowicie irytując ją swoją osobowością. Panna Blackwood uświadomiła sobie jednak, że ta irytacja wynikała z czystej i niczym nie zmąconej zazdrości. Przecież był lubiany, miał swoje nietypowe hobby, które poniekąd czyniły go popularnym. Był pewny siebie, głośny, bezczelny, nietaktowny ale wiecie co? Puchonka zawsze chciała przeżyć choć jeden dzień będąc osobą taką jak on. Po prostu, żeby zobaczyć jak to jest.
Gdy siadał obok niej na lekcjach była zła. Nie była zła dlatego, że ją zagadywał, że nie pozwalał jej swoim gadulstwem skupić się na lekcji, że posyłał jej to swoje spojrzenie, któremu nie potrafiła odmówić gdy prosił o napisanie eseju, ale dlatego, że ją przytłaczał. Przy nim czuła się jeszcze mniejsza i jeszcze bardziej niewidoczna, lub po prostu chciała tak się czuć.
A teraz on jest tak blisko. Jest tak blisko, że nie wetknąłbyś szpilki między ich ciała, a Blake nie czuła się już ani trochę niewidzialna. Po stokroć czuła każde uderzenie jego serca, jej żołądek wywinął fikołka gdy uświadomiła sobie, że Prior całując ją jednocześnie się uśmiecha, dotyk dłoni chłopaka palił jej skórę, a każdy oddech powodował dreszcze.
Wiedziała, że ich rozmowa może się tak skończyć. Znaczy, że może wcale się nawet nie zacząć. Czekała na to po tym, jak zaskoczył ją po raz pierwszy, a potem w przejściu po lekcji. Te kilka sekund bliskości rozpaliło w puchonce tęsknotę tak wielką, że nie broniła się wcale przed coraz to większą natarczywością Priora poddając się jej, a nawet jej pragnąc.
Chwyciła Jonathana za poły mundurka i stanęła na palcach chcąc tym samym dodać sobie kilku centymetrów. Było jej niewymownie gorąco, o czym świadczyć mogły chociażby jej zaróżowione policzki, ale nie dbała o to wcale. Kto by myślał w takiej chwili o niewygodach? Jonathan Prior, koszmar, który zmienił się w całkiem przyjemny sen natarczywie odbierał swój dług, co do jednego pocałunku powodując, że panna Blackwood nie mogąc się opanować wydała cichy jęk.
Ona też nie lubiła być sama i właśnie zdała sobie z tego sprawę. Przez tyle lat wmawiała sobie coś tak bardzo przeciwnego, ale gdy przyszła pora na tego gryfona oczywiste okazało się, że nie wyobraża sobie już życia bez tego, jak ją do siebie przyciągał, jak na nią patrzył, ani bez tego jak ją całował. Ten cały pakiet był jej potrzebny jak powietrze, toteż gdy się na chwilę odsunęła poczuła się jak ryba wyciągnięta z wody ale musiała. Musiała na chwilę rozjaśnić umysł, albo upewnić się, że to na pewno Jonathan i że to wcale nie sen.
Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Endorfiny płynące w żyłach dziewczyny skutecznie napędzały i tak skołatane serce. Opadła z powrotem na pięty i zrobiła krok w tył ciągnąc go ze sobą. Przecież nie będą tak stali, podczas, gdy płomień w kominku oświetlał na pewno bardzo wygodny fotel stojący w kącie.
Sponsored content

Sala kominkowa - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Sala kominkowa   Sala kominkowa - Page 4 Empty

 

Sala kominkowa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

 Similar topics

-
» Sala Tronowa
» Sala wejściowa
» Sala balowa
» Sala Świateł
» Wielka Sala

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Wieże
-