|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Blake Blackwood
| Temat: Re: Sala kominkowa Pią 25 Wrz 2015, 15:14 | |
| - Up to 18 y.o.:
Z każdym pocałunkiem mocniej, z każdym dotykiem więcej, jej oddech przyspieszał a krew podwyższała swoją temperaturę. Czuła pulsowanie w okolicach pępka na myśl o tym, co tu się za moment wydarzy i podążając za tym uczuciem całkowicie poddawała się chłopakowi. Miał nad nią zupełną władzę, czego musiał być cholernie świadomy, bo pogrywał sobie z nią już nie tak całkiem niewinnie. W tych wszystkich gestach próżno było doszukiwać się młodzieńczej nieśmiałości, pytającego wzroku przed każdym śmielszym dotykiem, czy chwilowego zawahania przed pocałunkiem innym, niż ten w usta. Pride doskonale wiedział co robi i gdy systematycznie pozbywał się z niej ubrań Blake nie zauważyła, by chociaż przez ułamek sekundy przez jego twarz przebiegł cień niepewności. Było przecież tak samo, a jednocześnie kompletnie inaczej niż z Enzo, bo tutaj smaczku dodawał fakt, że nie powinna. Że przecież ma faceta, którego mocno skrzywdzi jeśli to się wyda. W tej chwili jednak nie myślała zbyt logicznie a rozkosz wzięła górę nad rozsądkiem. Trudno, konsekwencje przyjdą później, choć miała świadomość, że nie tylko Romulusa powinna się obawiać, ale również tego, który w tej chwili sprawiał jej nie tak małą znów przyjemność. Envy to nie jednorazowa przygoda, ani też nie związek na dłużej. Tak w zasadzie to nawet nie wiedziała do czego tę znajomość zaliczyć. To było coś pomiędzy. To było coś, czego się w życiu nie spodziewała. A jej życie było dotąd takie spokojne! Miała tego swojego krukona, miała swoje poukładane życie, a kiedy tylko ten obcy chłopak przekroczył próg Hogwartu, wszystko swoim pojawieniem się popsuł. Już dla Panny Blackwood nic nie było takie samo, no i nigdy nie będzie. Ale wracając... No więc stała już bez stanika, ale nie krępowało jej to jakoś zbytnio. To, że chłopak miał jej piersi na widoku wręcz jeszcze bardziej ją podniecało. Była rozgrzana na tyle, że nie czuła chłodu z powodu braku ubrań, a gęsia skórka, która pojawiła się na jej ciele była wywołana tylko i wyłącznie tym, że Envy właśnie chwytał zębami jej sutek. Syknęła, czując przyjemny ból, ale nie chciała, żeby przestawał. Właśnie odkryła, że tę część ciała ma niezwykle wrażliwą, a chciała odkrywać jeszcze więcej. Gdy pieścił jej piersi ona skutecznie pozbyła go koszuli i dobierała się właśnie do zapięcia paska od spodni, co musiała robić po omacku odchylając głowę w tył, bo język Prida i to co z nim robił powodowało, że jej ciało co rusz przeszywał przyjemny dreszcz rozkoszy. Gdy położył ją na kanapie usadowiła się na niej wygodnie, mając ułamek sekundy na to, by spojrzeć mu w oczy i uśmiechnąć się przygryzając wargę. Gdy udało jej się w końcu rozpracować mechanizm, odpięła guzik, rozsunęła suwak, ale mimo, że była bardzo zachłanna nie zrobiła nic więcej. Na razie.
|
| | | Envy Pride
| Temat: Re: Sala kominkowa Pon 28 Wrz 2015, 04:44 | |
| - +18:
Niektórzy twierdzą, że coś wystarczająco długo wyczekanego, tylko zwiększa rozkosz gdy w końcu się to otrzyma - Envy nigdy nie próbował przeczyć tej zasadzie, dlatego też pomimo szybko rosnącego poziomu podniecenia, zostawiającego dość widoczne efekty, zdecydowanie unikał zbędnego pośpiechu. Mimo że każda komórka jego ciała powoli zaczynała przekazywać mu informacje, że powinien jak najszybciej znaleźć się w niej, to zdawał sobie sprawę że może uczynić sam akt znacznie przyjemniejszym, poprzez odpowiednie przygotowanie sobie terenu. Przesunął dłońmi z jej bioder w obie strony - jedną na biust, pieszcząc go z wyczuciem, starając się nie zostawić nawet najmniejszego kawałka jej piersi bez jego dotyku, zaś drugą pojechał niżej, rozpinając i dość energicznym ruchem zsuwając z niej spodnie na wysokość jej kolan. Następnie powoli zawędrował po udzie Puchonki, zatrzymując się przy gumce jej majtek, wsuwając pod nią wyjątkowo niewielką część dłoni, błądząc opuszkami palców wzdłuż jej linii. Jednocześnie czuł że jej ręce, pozbawiają go "wiązań" krępujących jego ciało spodniami - gdy były już rozpięte, ruchem bioder pozwolił tej części garderoby obsunąć się trochę niżej, odsłaniając jego wybrzuszone już bokserki - ostatnią warstwę która podtrzymywała go przed wydostaniem się na świat zewnętrzny i jeśli nawet przez sekundę przemknęłoby Blake przez myśl że Envy robi cokolwiek wbrew sobie, to teraz na widoku miała namacalny dowód że robił tylko i wyłącznie to, na co aktualnie miał ochotę. Na krótki moment przerwał wszystkie czynności, nieznacznie odchylając się od niej, by pozbawić ją butów oraz zdjąć z niej do końca spodnie, zostawiając ją w samych majtkach - musiał przyznać, że w takiej kreacji wyglądała wyjątkowo ponętnie. Jednakże nie zamierzał już wracać do poprzednich ruchów - tym razem zamierzał wędrować do niej od drugiej strony. Umiejscowił usta nieznacznie ponad jej kolanem i centymetr po centymetrze wędrował ustami po jej udzie, zasypując je pocałunkami. Trwało to chwilę, zanim dotarł do jej majtek. Uniósł jej nogi, chwycił gumkę tej części bielizny w zęby i zsunął jej z niej bez większych ceregieli, odsłaniając ją w pełni. Powrócił ustami do jej ud, tym razem poruszając się po drugiej nodze, wyraźnie się z nią drażniąc, świadom że wiedziała co zaraz nastąpi. Zatrzymał usta przy jej pachwinie i nieznacznie odsunął głowę, przesuwając palcem wzdłuż jej miejsc intymnych. Po chwili do palca wskazującego dołączył środkowy, a Envy zaczął zabawiać się jej łechtaczką, lecz mimo to - nie miał anielskiej cierpliwości, toteż palce szybko zsunęły się niżej. Powoli wsunął je w nią, a niedawne miejsce jego dotyku zastąpił jego język, chwilowo ciasno okrążający tą część krocza dziewczyny.
|
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Sala kominkowa Czw 01 Paź 2015, 13:19 | |
| - Takie tam ;>:
Spodnie zsunęły się chłopakowi do kolan i teraz Blake miała już prawie pełny obraz sytuacji. Jeśli tylko pozbędzie się jego bokserek, będą oboje cali nadzy, co w tej sytuacji było dla niej najbardziej pożądaną rzeczą. Czuła, że jej ciało niezwykle się niecierpliwi, bo nie ukrywając - najchętniej poczułaby go w sobie już teraz, jednak to co Envy wyprawiał, było póki co najlepszą rekompensatą. Oddychała powoli ale głęboko, czerpiąc jak największą przyjemność z jego pieszczot. Pocałunki wzdłuż wewnętrznej części uda były tylko niewinnym zaproszeniem do tego, co było potem. Gdy pozbył się jej majtek wiedziała, co za chwilę ją czeka i z przyjemnością się na to przygotowywała. Krótkie westchnięcie wydobyło się z jej ust, kiedy wkładał w nią dwa palce, a językiem zajmował się tą najwrażliwszą częścią kobiecego ciała. Czuła jak spazm rozkoszy rozchodzi się po całym jej podbrzuszu, daleko będąc jednak od punktu kulminacyjnego. Jedną dłoń oparła na głowie Pride'a, wplątując palce w jego włosy, drugą zaś co rusz wpijała w obicie kanapy, którego zimna, mimo nagości, wcale nie czuła. Wpijała paznokcie w skórzaną fakturę w tych momentach, w których chłopak poruszył najbardziej rozkoszną strunę, a było tych momentów wiele. Ślizgon wiedział co robi i Blake już po dłuższej chwili mogła poczuć, jak wielkimi krokami nadchodzi to, co jest w tym wszystkim najlepsze - spełnienie. Zachłysnęła się powietrzem, bo gdy przyszedł pierwszy orgazm, fala ciepła ogarniająca ciało puchonki nieco ją oszołomiła. Jęknęła cicho czując, jak w miejscu, w którym pieścił ją Envy robi się bardziej mokro niż dotychczas. Odsunęła się nieznacznie, bo teraz każdy dotyk tam, na dole, delikatnie ją drażnił. Musiała odczekać kilka chwil, więc w tym czasie może się Pride'owi trochę odwdzięczyć... Podniosła się na łokciach do pozycji siedzącej i dała podobny sygnał chłopakowi. Gdy tylko wstał równie bezceremonialnie sprawiła, że jego bioder nie krępowało już żadne ubranie, a bokserki ślizgona wylądowały gdzieś z boku. Miała przed sobą to, co do tej pory sobie tylko wyobrażała. Posyłając blondynowi lekki uśmiech złapała go za rękę i przyciągnęła bliżej, by mógł ułożyć się wygodnie na kanapie, a gdy już leżał (choć kanapa wydawała się dla nich stanowczo za mała), przekładając nad nim nogę uwięziła jego biodra między swoimi kolanami. Pochyliła się i pocałowała go najpierw w usta, czując na nich swój własny smak, potem zaznaczając ustami linię żuchwy przechodziła niżej. Zatrzymała się chwilę przy uchu, przygryzając lekko płatek, jedną dłonią pieszcząc go po karku a drugą wędrując w okolice pomiędzy udami chłopaka drażniąc się z nim w taki sam sposób, w jaki on drażnił się z nią. Całowała go już po obojczykach, dość prędko schodząc niżej, by móc zrobić to, na co z pewnością Envy miał ochotę. Przesunęła się trochę w tył, delikatnie chwyciła jego członek i objęła jego główkę ustami, pracując językiem tak, jak umiała najlepiej.
|
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Sala kominkowa Pią 02 Paź 2015, 20:03 | |
| Enzo nie znosił eliksirów. Przedmiot jak każdy inny, przedmiot na który powinien uczęszczać i nawet dość często uczęszczał, ale nie wynosił z niego niewiele więcej ponad skórki po pomarańczy w kieszeniach. Dlaczego skórki pomarańczy? A dlaczego nie! Przynajmniej później ładnie pachniały mu kieszenie. Nie mniej jednak nie miał ręki do eliksirów. Nie to co panna Blackwood która zwykle w takich chwilach wykazywała się wręcz anielską cierpliwością pomagając mu zlokalizować niezbędne informacje w ciężkich tomiszczach wypożyczonych ze szkolnej biblioteki. Nic więc dziwnego, że zamiast męczyć się samotnie zapakował torbę potrzebnymi książkami, piórem, atramentem i czystą rolką pergaminu. Wiedział gdzie ją znajdzie. To wcale nie wielka zagadka, bo przecież uwielbiała salę kominkową w której potrafiła spędzać całe dnie i przeganiać małolatów pragnących poznać magię tego pomieszczenia. To miejsce zdecydowanie stało się twierdzą Blake i chyba było jedynym miejscem w którym miał niemalże stuprocentową pewność ją znaleźć tego wieczoru. Nie musiał daleko iść. Z wieży Ravenclawu to prawie jak rzut kaflem. Nacisnął klamkę i zdziwił się niewyobrażalnie, bo zwykle się nie zamykała. A co jeśli jej się coś stało? - Portaberto - bez zastanowienia wyszeptał, a zamek dosłownie wyrwało z drzwi, które od razu się otworzyły ukazując obraz dość sprośny i z pewnością nie z gatunku tych które chciałby zobaczyć na własne oczy. Jego własna dziewczyna nago nie na nim. No cóż. Już z pewnością nie dziewczyna. Cyniczny uśmiech uniósł jego kąciki warg, a on sam uniósł dumnie podbródek. - Mocniej ssij przy główce i zacznij pracować ręką. Na pewno będzie mu lepiej. You're welcome - powiedział zanim zamknął drzwi i ruszył schodami w dół, prosto do gabinetu Sebastiana gotów mu obiecać głowę Blake Blackwood za swoją kochaną miotłę która nigdy go nie zdradziła. I nie zdradzi. Bo wie co to wierność.
[z/t] :> |
| | | Envy Pride
| Temat: Re: Sala kominkowa Pią 02 Paź 2015, 23:31 | |
| - Nihihi:
Czuł jej smak na języku i instynktownie wyczuwał jak drży pod wpływem jego dotyku - mimo że nie potrzebował potwierdzeń, to miło było dostawać niewerbalne informacje że dobrze się spisuje. Nie można też było ukryć, że sprawianie dziewczynie tego rodzaju przyjemności w pewien sposób nakręcało go jeszcze bardziej (jakby do tej pory nie był wystarczająco nakręcony). Zabawiał ją wystarczająco, by wreszcie dostać namacalny efekt swoich starań - bez najmniejszych oporów spijał z niej soki, z zapałem jakby dziewczyna wydzielała eliksir życia. Gdy Puchonka podniosła się, nie mógł powstrzymać delikatnego uśmieszku satysfakcji z wykonanego czynu, niepozornie przedzierającego się na jego facjatę. Nie oponował przeciwko działaniom które podejmowała - grzecznie pozwolił jej wyzwolić go z bokserek, posłusznie też ułożył się na kanapie, wiedząc czego powinien się teraz spodziewać - nawet jego zakorzeniona głęboko potrzeba dominacji, pozwalała na szczyptę uległości w takich wypadkach, w końcu co jak co, ale zbliżenia intymne wszelkiego rodzaju traktował raczej hedonistycznie. Gdy Blake zaczęła całować ją w usta, zdał sobie sprawę że dziewczyna zamierza rozegrać to w sprytny sposób, narzucając mu umiarkowane czekanie - mimo że był raczej niecierpliwy, to doceniał skuteczność tej taktyki. Jednakże okazało się że wcale nie musiał zbyt długo czekać, a jego niewymówione życzenie spełniło się szybciej niż mógłby pomyśleć. Trzeba też brać pod uwagę, że był facetem - w pewnym stadium podniecenia, odłączał się od mózgu, mniej lub bardziej i dawał się ponieść instynktowi, kreującemu jego pragnienia, czyny i posunięcia. Chwilę później westchnął już mimowolnie, z lubością czując jak usta dziewczyny dają mu wiele rozkoszy. Z każdą kolejną chwilą, czuł jego prącie pulsuje pod wpływem jej języka, a każda myśl odbiegająca w jakikolwiek sposób od przyjemności, wyparowuje z jego głowy. Nie pozwolił sobie jednak na zamknięcie oczu - obserwowanie "z góry" jak Blake pokrywająca jego twardego członka śliną, doprawiało wszystko, doprowadzając go do stanu bliskiego euforii. W pewnym momencie ułożył dłoń na jej głowie, nadając jej rytm. Nie mógł ukryć, że Puchonka zdecydowanie sprawnie sobie radzi, a jej usta przypadły mu do gustu. Niestety, nie dane mu było dotrzeć do spełnienia, ponieważ nagle stało się coś czego nie przewidział.
Najpierw, zaalarmowało go zaklęcie, informujące go o tym że ktoś się zbliża - nie przerywał sobie, mając nadzieję że dana osoba ma na tyle kultury i obycia by zastając zamknięte drzwi nie próbować ładować się na siłę tam, gdzie jej nie chcą. Chwilę później usłyszał szczęknięcie zamka - oczywiście, gdy bawił się już naprawdę dobrze, musiał wpakować się tu jakiś uprzejmy jegomość i mu zawadzać. Przez chwilę miał ochotę posłać go do wszystkich diabłów jednym z zaklęć, z jego ulubionej dziedziny - niestety, różdżka była zdecydowanie za daleko, żeby zdążył po nią sięgnąć. Pozostało mu więc leżeć. Co prawda nie znał intruza osobiście, jednakże pokazali mu go gdy dopytywał się na jego temat, zupełnie przypadkiem. Los był wyjątkowo ironiczny tego wieczoru - ze wszystkich osób które mogły wedrzeć się tu, wbrew jego woli, wedrzeć, przybył akurat ten, do którego dziewczyny się dobierał. Enzo Cockblockus, mimo że nieskuteczny, zdecydowanie powinien dostać order za wyczucie chwili - zupełnie jakby jakaś złośliwa siła wyższa, przekonana o słuszności swych czynów, postanowiła przeprowadzić go właśnie tu, umożliwiając mu przełamanie wszystkich zaklęć po drodze. Envy zaklaskałby dziwnemu poczuciu humoru świata, jednakże zdecydowanie nie wyobrażał sobie cielesnej formy tego tworu. Zresztą, aktualnie trzymał pewną część ciała w ustach atrakcyjnej dziewczyny, dlatego też postanowił zignorować osobę która napisała ten jakże cudowny scenariusz i skupić się na daniu do zrozumienia Krukonowi, że jest nie na miejscu. Wolną ręką uniósł pięść nieznacznie w górę - nie, nie był to gest triumfu, jedynie forma pośrednia. Następnie rozprostował środkowy palec, pokazując natarczywemu intruzowi wymownym gestem, co właściwie o nim sądzi. Szczerze mówiąc, Pride'owi definitywnie nie podobał się sposób w jaki "najeźdźca" patrzył, a także jego wyraz twarzy - uznał, że chłopak zdecydowanie zasłużył na karę, jaka go spotkała. Jak można być tak mdłym? Gust Ślizgona powiadał, żeby dorwać chłopaka i "zabić zanim złoży jaja". - Nie zapomnij tej rady, gdy będziesz płacił kolejną ratę Lucasowi, za pozycje w drużynie - rzucił beznamiętnie w stronę Enzo, zapisując go w myślach jako "odrażającą jednostkę, zasługującą na utylizacje". Tym co tak naprawdę (chociaż sam o tym nie wiedział) zirytowało Envy'ego był fakt, jak bardzo Krukon sprawiał wrażenie kogoś, kogo zupełnie nie obchodzi to że jest zdradzany. Nie lubił ludzi, którzy udają że nie cenią tego, co powinno być dla nich najważniejsze - w ich wypadku pozbawianie ich czegokolwiek, jest mniej zabawne. Nie był też do końca pewien, czy to nie utrudni mu sytuacji z Puchonką. Musiał coś z tym zrobić, szczególnie że dziewczyna już przestała go zabawiać. Nic zresztą dziwnego - w końcu przeszkodził im jej facet, o ile kogoś takiego można w słowniku Prajdowym określić mianem faceta. Zmienił pozycję, dostosowując się do tej, w jakiej znalazła się ona po ich małym gościu. Jedną ręką objął ją, drugą zaś ułożył na jej udzie, po czym ucałował ją pod linią szczęki. - Jeśli Krukon nie zamierza nawet walczyć o swój skarb, nigdy nie był go godzien. - szepnął, nie zamierzając nic tłumaczyć - po prostu to powiedział. Nie zamierzał dać jej teraz odejść - był zbyt nakręcony, żeby partnerka mu stąd wyfrunęła, jednakże nie był pewien czy dziewczyna się przypadkiem nie przejmie zbytnio wizytą Romulusa. A niech go wszyscy diabli. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Sala kominkowa Nie 04 Paź 2015, 08:18 | |
| Nie mając większego doświadczenia w tym co robiła, starała nadrabiać to po prostu staraniem się. Instynkt podpowiadał jej co ma robić i gdy spojrzała w górę na pełen lubości wzrok Envy'ego, obserwującego ją z góry miała dowód na to, że robi to dobrze. Gdy poczuła jego dłoń na swojej głowie zmrużyła oczy, postanawiając, że podaruje chłopakowi jeszcze chwilę przyjemności, ale nie doprowadzi go do spełnienia. Na to miał przyjść czas, podczas tego, na co oboje chyba najbardziej czekali. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie przebijający się do jej świadomości dźwięk przekręcanej gałki, a potem formuła zaklęcia. Poznałaby ten głos nawet przez drzwi, toteż wiedziała, że to Enzo ukaże się ich oczom, gdy mechanizm je zamykający zostanie pozbawiony racji bytu. Gdyby znała myśli Pride'a, przyklasnęłaby im. To prawda. Gdyby rozdawali nagrody za pojawianie się w najmniej odpowiednich miejscach i w najmniej odpowiednim czasie to panicz Romulus zdeklasowałby swoim wyczynem wszelkich istniejących konkurentów. Zdecydowanie nie był tu pożądaną osobą, zarówno przez Envy'ego, który częstował go właśnie wulgarnie środkowym palcem, a już bynajmniej przez Blake. Właśnie go przecież zdradzała, o czym Włoch miał się nigdy nie dowiedzieć, ale los bywa przewrotny i lubi psuć ludziom szyki. Starając się zasłonić w jakikolwiek sposób przed wzrokiem swojego chłopaka (albo już chyba raczej ex), objęła się ramionami i skuliła w kącie kanapy wpatrując się we Włocha z przerażeniem. Myślała, że ten zaraz wpadnie do sali, zacznie krzyczeć rozżalony i niefortunnie dojdzie między chłopakami do rękoczynów, ale nie. Spokojny ton krukona i twarz pozbawiona emocji zaskoczyły ją, więc kiedy Enzo wyraził swoje zdanie i zwyczajnie sobie poszedł była w szoku. Nie odezwała się, bo tak naprawdę nie miała mu nic do powiedzenia, zresztą, nawet chyba nie zdążyłaby wypowiedzieć pół słowa, tak szybko Krukon zniknął. Utkwiła spojrzenie w zamkniętych drzwiach a przez jej głowę, jak galopujące stado hipogryfów, przelatywało milion myśli. Co teraz? Enzo jej tego nigdy nie wybaczy. Na pewno uważa ją teraz za hipokrytkę. Na pewno rozpowie teraz dokoła jaka z niej łatwa dziewczyna. Może powinna za nim pobiec? Wytłumaczyć się? Prosić o jeszcze jedną szansę? Poczuła ciepłą dłoń na swoim udzie i na ramieniu, a potem usłyszała jak ślizgon szepcze jej coś do ucha i całuje w szyję. Chciała go odepchnąć, bo przecież wizyta Romulusa zepsuła cały nastrój i pozbawiła ją ochoty na jakiekolwiek baraszkowanie, ale po chwili dotarł do niej sens Pride'owych słów, a nawet ich prawdziwość. No bo po prawdzie, dlaczego ma zastanawiać się nad tym, czy zraniła Włocha, skoro ewidentnie nie wyglądał na zranionego? Dlaczego miałaby kajać się przed nim, skoro wyszło na to, że chyba mu wcale na niej nie zależało? Poszedł sobie pozostawiając w pamięci dziewczyny swoją twarz, do której przyklejony był kpiący uśmieszek, więc wreszcie dlaczego miałaby przejmować się jego opinią, skoro on sam mieszkał w burdelu i mimo jego zapewnień puchonka była przekonana, że podczas wakacji zdradził ją nie jeden raz? - Chyba masz rację - powiedziała, chociaż bardziej do siebie, niż do ślizgona. Spojrzała na niego. Siedział, wyczekując na jej reakcję. Gdzieś w głowie cichy głosik mówił jej, że chłopak pewnie niespecjalnie się przejął tym, co tu zaszło i, że dziewczyna, którą przytulał, właśnie na własne życzenie straciła chłopaka. Z drugiej jednak strony... Po co był jej chłopak? Przysunęła się bliżej Envy'ego i pocałowała go czując, jak swego rodzaju ciężar spada jej z serca. Już nie będzie musiała się nikomu z niczego tłumaczyć, a gdy najdzie ją tęsknota za bliskością, to przecież jest Pride. |
| | | Envy Pride
| Temat: Re: Sala kominkowa Wto 06 Paź 2015, 17:26 | |
| Można było powiedzieć, że poczuł prawdziwą ulgę gdy Romulus opuścił pomieszczenie - robiło mu się niedobrze, na sam jego widok. Nawet nie chodziło o jego prywatne uprzedzenia względem osoby Krukona - zwyczajnie nie był w stanie na niego patrzyć, bez agresji doprawionej szczyptą pogardy. Prawdą jest, że tak naprawdę Envy nienawidził ludzi, zazdrościł im i obdarzał ich swoją bułgarską dezaprobatą, a ponieważ sam był niczym więcej jak zwykłym człowiekiem, stworzeniem stadnym i był na tyle towarzyski że potrzebował interakcji z innymi przedstawicielami swojego gatunku, prowadziło to do tego że w swoim wnętrzu tworzył dość ciekawy paradoks istnienia. Szczerze mówiąc, miał ochotę zapalić, ale zdawał sobie sprawę że w pewien sposób wyłączy go to z gry - jego podniecenie i tak już znacznie zmalało na sam widok Enzo, którego pojawienie się niekoniecznie go stymulowało. Nie żeby w jakikolwiek sposób żałował tego co robi, bo równie dobrze mógłby obracać cudzą partnerkę na oczach samego zainteresowanego - chodziło raczej o to że ten osobnik, w jego mniemaniu, był w pewien sposób odrażający. Sam nie wiedział skąd się to bierze, tak czy siak, zdaniem Pride'a, Romulus mógłby się nadawać jako przedmiot do leczenia ludzi z obsesji seksualnych. Chociaż oczywiście nie był świadom, że chłopak tak skutecznie wgniata w ziemię tylko jego libido i że dla kobiet może się wydawać atrakcyjny - zastanawiało go też w sumie, co też mogła zobaczyć w tym gościu Blake. Co do zaś wyżej wymienionej dziewczyny, z satysfakcją musiał sam sobie przyznać punkt za to, że przyznała mu racje - to oznaczało że dobrze rozegrał i zmiażdżył przeciwności losu, a to trochę podbudowywało jego ego. Skoro wciąż był w formie i potrafił zręcznie posługiwać się słowem, to zdecydowanie mu to było na rękę, w końcu manipulacja była najpotężniejsza bronią jaką tylko mógł posiąść człowiek. - Zawsze mam - mruknął cicho. Nie powiedział tego ze względu na jakiś chory narcyzm - po prostu stwierdził fakt, bowiem nie zdarzyło mu się jeszcze pomylić - a w każdym razie nie tak, by miał czas się zorientować że popełnił błąd, bowiem nawet jeśli mówił coś nie do końca zgodnego z prawdą, zwykle było to zwyczajnie zaplanowane - braki fizyczne i magiczne, od zawsze nadrabiał intelektem, co ułatwiało mu pozostawanie w grupie silnych jednostek, nawet jeśli nieznacznie od nich odstawał poziomem i umiejętnościami. Taki był bowiem sztampowy rozkład sił w kuzynostwie Pride - młodszy wojownik, starszy strateg. I czekał - czekał na jakąś mniej werbalną reakcję z jej strony. Wiedział, że w jego stylu było po prostu wziąć na co miał ochotę, jednakże czasem lubił dawać komuś złudne wrażenie, że ma wybór. Doskonale wiedział, że Puchonka jest pozbawiona owej możliwości, ale nie musiał jej o tym informować. I wreszcie się doczekał, gdy przysunęła się całując go ponownie. Dużo mu nie było trzeba by powrócił do odpowiedniego stanu - w końcu tuż obok niego siedziała atrakcyjna kobieta w negliżu, którą w pewien sposób właśnie odebrał innemu człowiekowi, a to tylko wzmagało jego potrzeby. Do tego nic chyba dziwnego że był nakręcony, po małym wstępie jaki zdążyli już zaliczyć, stąd też odwzajemnił pocałunek wyjątkowo entuzjastycznie. Gdyby dane mu było zajrzeć w myśli Blake, prawdopodobnie byłby dumny, że ciche głosy w jej głowie mają trochę racji, jednakże to nie tak że go nie obchodziło to że jego obecna towarzyszka straciła właśnie chłopaka. To było bardzo mocne niedopowiedzenie - mówiąc kolokwialnie, całkowicie go to jebało, bowiem nie był zdolny do takiej empatii by mógł się tym przejąć. - przed przeczytaniem spoilera skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutom, bowiem każde ero nierozważnie przeczytane, może zagrozić Twojemu życiu lub zdrowiu:
Nieznacznie zmienił pozycję, tak aby podeprzeć się o ziemię, zaś dłonie przesunął na talię dziewczyny - jego męskość nie potrzebowała wiele by ponownie stwardnieć, więc udało mu się już "zregenerować" na tyle, by nie potrzebował męczącego okresu czekania. Przez krótką chwilę jeszcze ją całował, po czym zszedł ustami poprzez jej szyję i kark, wysuwając się sprzed niej. Ustawił ją na kanapie na czworaka, lokując się za nią. Chwilę później do uszu Blake mógł dobiec świst jego ręki, zakończony odgłosem zderzenia z jej pośladkami, z prawdopodobnym "przyjemnym bólem" tej części ciała. Zaoferował jej jeszcze dwa klapsy, zanim ułożył dłoń na jej biodrze, zaś drugą wplótł w jej włosy. Oprał członka o jej łechtaczkę, sunąc minimetr po minimetrze w odpowiednim kierunku. Wówczas zostało mu tylko to, na co oboje prawdopodobnie czekali już od dłuższego czasu - wszedł w nią szybkim i stanowczym pchnięciem, jednocześnie lekko pociągając za włosy dziewczyny, po czym zaczął ją brać w tej pozycji.
|
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Sala kominkowa Sro 07 Paź 2015, 17:17 | |
| Wszystko wskazywało na to, że Blake szybko zapomni o tym, co się przed chwilą wydarzyło. Mimo oczywistego faktu, że wizyta Enzo trochę nią wstrząsnęła, to i tak nie mogła wyzbyć się wrażenia, że to chyba dobrze, że tak wyszło, bo przynajmniej wie, co dla Włocha znaczyła. Nic, totalne z e r o. Tak to po prostu wyglądało. A skoro chłopak zachował się właśnie w ten sposób, to bardziej niż pewne, że panna Blackwood nie będzie się nim przejmować; co więcej, odbije to sobie w czysto fizyczny i przyjemny sposób. To było dość niepodobne do niej, ale cóż z tego? Cóż z tego, że gdy ktokolwiek spyta ją o Romulusa to wzruszy ramionami, a gdy te same osoby spytają ją o Pride'a, zrobi dokładnie to samo? Dzięki Krukonowi otworzyła się na otaczający ją świat, a dzięki ślizgonowi poznaje nowe obszary swojej osobowości pozwalając, by ten poznawał dotychczas nieodkryte obszary jej całego ciała. Tak bywa, cel uświęca środki. Nie odzywała się już więcej. Nie było potrzeby mówienia w tym momencie. Nawet Envy nie musiał odpowiadać na jej stwierdzenie, ponieważ dziewczyna doskonale wiedziała jakie słowa padną z jego ust. Był wychowankiem domu węża. Chyba każdy dumny ślizgon odpowiedziałby tak samo. Zamiast tego oddała się na powrót pieszczotom i pocałunkom, z początku niepewnie, ale z każdą chwilą coraz intensywniej. - tu nic nie ma!:
Jej dotychczasowe doświadczenia seksualne ograniczały się do jednorazowego numerku w szatni krukonów. Tak, została pozbawiona dziewictwa opierając się o zimną ścianę owej szatni, o jakże to obrzydliwie romantyczne. To, co dzisiaj się wyprawiało, było nadal powolnymi krokami stawianymi przez żółtodzioba, którego brał w obroty nad wyraz interesujący nauczyciel. Envy bezceremonialnie odwrócił ją do siebie tyłem. Dziewczyna poczuła na pośladku soczyste klapsy, które zaserwował jej Pride, a oczyma wyobraźni widziała czerwony ślad, który z pewnością jej po tym przez jakiś czas pozostanie. Oto urzeczywistniało się to wszystko o czym czytała w książkach czytanych po kątach rumieniąc się przy tym niezwykle, a zarazem to wszystko, czego się tak panicznie bała. Nic wielkiego, okazuje się, że wcale nie było czego się bać. Przyjemność, jaka płynęła z tego wszystkiego, co tu zachodziło przesłaniała wszelkie głosy rozsądku, które bezskutecznie próbowały wydostać się na powierzchnię jej świadomości. Czuła jak w nią wszedł. Zdecydowanie, brutalnie wręcz, a do tego jeszcze chwycił ją za włosy. Nie czuła bólu, choć mogło się tak wydawać. Syknęła jednak nie dlatego, że cierpiała. Syknęła dlatego, że nie spodziewała się aż tak ogromnej przyjemności. Chłopak w swoim tempie spełniał swoją dzisiejszą zachciankę, a ona mu na to pozwalała. Oparła się na łokciach, wyginając głowę w tył, bo przecież Envy wciąż chwytał jej sięgające ramion ciemne pukle. Z każdym kolejnym pchnięciem miała wrażenie, że wraca wszystko, co czuła, gdy chłopak językiem zabawiał się jej łechtaczką. Niezapowiedziana wizyta Enzo zginęła już dawno w pamięci puchonki, w której myślach kołowało się już tylko jedno słowo: jeszcze. Chciała więcej, chciała mocniej, chciała inaczej. - Envy - powiedziała cicho i ruszyła się nieznacznie, dając do zrozumienia, żeby przestał. Wyswobodziła się z jego chwilowego władania , odwróciła się przodem i ułożyła mu dłonie na udach chcąc, żeby usiadł. Sama usadowiła się na nim i nakierowując jego członka tam, gdzie powinien się zaraz znaleźć, powoli obniżała się, mrużąc oczy z przyjemnością wypisaną na twarzy. Uśmiechnęła się lekko i wpatrując się w ślizgona co raz szybciej posuwała się to w dół, to w górę odkrywając, że od tego dnia, jest to jej ulubiona pozycja.
|
| | | Envy Pride
| Temat: Re: Sala kominkowa Czw 08 Paź 2015, 19:49 | |
| - it's on again:
Są różne dziwne myśli, które potrafią zaprzątać umysł faceta podczas seksu - wiele z nich jest nie na miejscu, przytaczanie innych może powodować śmiech i zażenowanie. To nic obraźliwego - po prostu faceci mają talent do myślenia w takich chwilach o najróżniejszych głupotach, nie związanych z wykonywaną czynnością, prawdopodobnie przez to że brak im wystarczającej ilości krwi w mózgu, przez co są rozkojarzeni. Z Envy'm było trochę inaczej - mimo stanu odbiegającego od sprawności umysłowej, dalej był w stanie w stu procentach skupić się na tym co robi, na dziewczynie przed nim, w której de facto był. W zakresie jego umiejętności leżało zwracanie całej swojej uwagi ku niej, lecz był w stanie zająć się kilkoma czynnościami naraz. Jednocześnie był w stanie zwiększać tempo, z każdą chwilą wchodząc głębiej, zwiększając dozę brutalności, oraz odczytywać wyraźne sygnały nadawane mu przez jej ciało - miał bowiem świadomość, że nie ma uniwersalnego kodu który można stosować na każdej kobiecie i czasem trzeba zdecydowanie zmienić taktykę, aby dostarczyć jej więcej przyjemności, więcej satysfakcji z wykonywanej czynności. Wiedział bowiem że zadowolone partnerki, chętniej wracają po wszystkim na kolejny i kolejny raz, a to było mu zdecydowanie na rękę, dlatego też poza czystym dostarczaniem jej przyjemności, starał się też odczytywać to, co przekazywała mu niewerbalnie. Wyczuwał jedynie jej przyjemność i brak jakichkolwiek oporów, więc sobie nie przerywał - brał ją w szaleńczy i intensywny sposób, co jakiś czas dodając od siebie coś więcej. A to wymierzył jej kolejnego klapsa przy szczególnie mocnym pchnięciu, a to nachylił się by uchwycić w dłoń jej pierś i przez chwilę się nią pobawić, jednocześnie zostawiając pocałunek lub dwa na jej karku, nim powracał do poprzedniej pozycji. Jednakże gdy prędkość penetrowania jej wzrosła do wręcz morderczej, zsunął dłoń z jej włosów przesuwając ją na jej kark, drugą zatrzymując przy jej talii, lekko naciskając na oba miejsca chwytu. Przez moment miał już ochotę ją obrócić - w końcu jedna pozycja przez cały czas była zbyt nudna, żeby mógł się nacieszyć partnerką w pełni, jednakże nagle dziewczyna sama postanowiła zadziałać. Przez krótką chwilę, głos w jego głowie odezwał się z niezadowoleniem, patrząc jak dziewczyna próbuje przejąć nad nim dominację - nie tylko nie był przyzwyczajony, ale wręcz nie lubił się nikomu poddawać. Nie wykazał jednak dezaprobaty - sam nie wiedział czy to dlatego, że ciało dziewczyny było dla niego atrakcyjne, dlatego, że nie zamierzał przerywać na zbyt długo, czy może ze względu na fakt że Puchonka była zdecydowanie ciaśniejsza niż większość jego dotychczasowych partnerek, przez co dostarczała mu więcej satysfakcji. Tak czy siak, nie oponował i "posłusznie" usiadł, czekając na jej kolejne ruchy. Pozwolił jej się dosiąść i przejąć dowodzenie - w końcu czego by nie mówić, było mu to nawet na rękę - w ten sposób się nie przemęczy za szybko, zaś długość stosunku zdecydowanie się zwiększy. Pozwolił jej nadawać tempo i ułożył dłoń na jej tyłku, obmacując jej pośladki, jednocześnie nieznacznie przysuwając głowę do jej biustu i wystawiając język tak, by przy każdym posunięciu w górę czy w dół, jeden z sutków dziewczyny przejeżdżał po nim, pokrywając się kolejnymi kropelkami jego śliny.
|
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Sala kominkowa Pon 12 Paź 2015, 16:39 | |
| - 0700... :p:
Spodziewała się, że nie będzie to słodkie kochanie się w blasku świec, zanurzone w romantycznej otoczce, po którym będą się stukać kieliszkami z czerwonym winem i przytulać do białego rana. Mimo wszystko ta doza brutalności, której była świadkiem, nieco ją przerażała. Przerażała sprawiając, że jednocześnie dziewczyna czuła coraz większe podniecenie. Każde, choć absolutnie nie delikatne pchnięcie chłopaka sprawiało, że Blake czuła narastające w jej podbrzuszu spazmy rozkoszy, wiedząc, że wszystko tak naprawdę tkwi w jej głowie. Podobało się jej to. Ta niepewność, co się zaraz stanie, to, że teraz już ściskał ją za kark i talię w taki sposób, że puchonka dosłownie czuła, jak mu z nią dobrze. Było jej gorąco. Sala kominkowa w mgnieniu oka stała się niesamowicie duszna, tak że oddychało się dziewczynie coraz ciężej. Starała się łapać co większe hausty powietrza, ale udawało jej się to tylko w pewnym stopniu. Gdy zmienili pozycję, szybkość jej ruchów zmalała, dzięki czemu mogła odsapnąć, ale i również odwlec o kilka cennych minut chwilę spełnienia ich obu, gdyż czuła, że jej orgazm zbliża się naprawdę potężnymi krokami. Teraz było jej naprawdę wygodnie. Czuła dłonie chłopaka ściskające jej pośladki, a chcąc zwiększyć jeszcze bardziej przyjemność zbliżyła się do chłopaka najbardziej jak mogła, obejmując ramionami jego kark i wplatając mu palce we włosy. Jej sutki, dodatkowo stymulowane przez język Pride'a były już rozdrażnione do granic możliwości. Dziewczyna przy każdym ruchu w górę czekała na moment w którym ślizgon ich dotknie, czując, że długo już tak wcale nie wytrzyma. Wzdychając zwiększyła tempo, czując jak małe kropelki potu spływają jej pomiędzy piersiami. Pochyliła się dosięgając warg blondyna, ale zatrzymała się tam tylko na sekundę. Po chwili jej usta znajdowały się już na szyi chłopaka całując jej wrażliwe części pod uchem, czasem lekko przygryzając. Mógł mu tam potem pozostać ślad. Blackwood wcale by się nie zdziwiła, gdyby tak się stało. Nie panowała jednak nad sobą zupełnie, kiedy zdała sobie sprawę, że zbliża się fala rozkoszy, na którą tak niecierpliwie czekała. - Nie - jęknęła bezmyślnie, czując pulsowanie na dole, oraz w okolicach pępka, wpijając się paznokciami w ramię i plecy chłopaka. Trwało to długich kilka sekund, po których głowa puchonki zrobiła się nagle ciężka, ale uśmiech kwitnący na jej twarzy mówił wszystko to, czego nie była w stanie powiedzieć na glos.
|
| | | Envy Pride
| Temat: Re: Sala kominkowa Pią 23 Paź 2015, 16:26 | |
| - epilogue:
Envy czuł jak z każdą chwilą dziewczyna jest bliżej, jak dostarcza jej coraz więcej rozkoszy - podbudowywało to oczywiście jego ego, bowiem nie trudno się dziwić że doprowadzanie kobiety spełniało jego ambicje na tym tle. Choć trwało to sporo czasu, w końcu doczekał się zwieńczenia swoich starań. Nie miał też nic przeciwko temu że zostawiła ślad na szyi - po wszystkim się go pozbędzie, a nawet jeśli nie to pozwoli rozejść się plotkom o swoim ewentualnym romansie z wygłodniałym wampirem - nie czułby się z tym źle. Tak czy siak, Blake w końcu doszła i zdał sobie z tego sprawę. Jednakże to go jeszcze nie usatysfakcjonowało - skoro już dał jej wystarczająco dużo rozkoszy, to nadeszła pora na bardziej egoistyczne podejście do sprawy. Przytrzymując ją i nie wychodząc, powoli przesunął ją do tyłu, układając na plecach i kładąc się na niej. Nie zamierzał robić przerwy, ani "zaczynać od początku" więc gdy tylko znalazł się na niej, zaczął w morderczym tempie ją penetrować. Jedną dłoń umieści na jej gardle, lekko podduszając, drugą zaś na łechtaczce - mimo że w pewien sposób utrudniało mu to sprawę, poprzez wyjątkowo niewygodne odgięcie ręki, to zdawał sobie sprawę z tego jak będzie wpływać to na dziewczynę. Był to wyjątkowo skuteczny sposób na de facto torturę - bardzo przyjemną, wręcz obsesyjnie cudowną, jednakże torturę. Nie trwało to już długo - wystarczyło zaledwie parę minut dzikiego stosunku w tempie które nawet jak na niego było zabójcze. Był zdecydowanie trochę brutalny, zupełnie jakby cały jego zwierzęcy instynkt wyzwolił się w nim nagle i postanowił zaatakować w tej samej chwili - wszystko skumulowało się, doprowadzając go do brania Puchonki tak a nie inaczej. Aż w końcu nadszedł moment, w którym poczuł jak jego prącie zaczyna pulsować, zaś w wewnątrz zbierała się fala przyjemności - doskonale zdawał sobie sprawę z tego co to oznacza. Błyskawicznie z niej wyszedł i poderwał się, stając obok kanapy. Jedną ręką chwycił ją za nadgarstki, odginając jej ręce do góry, drugą zaś umieścił na swoim członku. Wykonał dwa, może trzy posuwiste ruchy po czym wytrysnął na twarz dziewczyny, pokrywając ją swoim ciepłym nasieniem. Zdawał sobie sprawę z tego że kobiety niekoniecznie to lubią, ale czy powinno go to obchodzić? Pod koniec otarł jeszcze swoim sprzętem o jej wargi, zostawiając na nich nieznaczne ilości "tego co zostało". Dopiero wówczas ją puścił.
Odsunął się powoli, podchodząc do swoich ubrań i wyciągając z kieszeni papierosa oraz różdżkę, odpalając go i zaciągnął się z lubością, wypuszczając dym kółeczkami. Przez chwilę nie odzywał się ani słowem, ale nie czuł też takiej potrzeby - brał pod uwagę to, że oboje doskonale wiedzą w tej chwili co, jak i czemu. Nic nie wymagało wyjaśnienia. Dość sprawnie się ubrał, w międzyczasie wrzucając resztkę papierosa do kominka. Nie potrzebował ani miłosnych słówek, ani żadnych zapewnień że był dobry - miał taką świadomość przecież. Przywdział więc swój typowo cyniczny uśmieszek i rzucił tylko: - Gdy spotkamy się następnym razem... - powiedział i urwał, zostawiając resztę w sferze domysłów dziewczyny. - Uważaj tylko żebym nie zrobił się...Envy - rzucił jeszcze za siebie wychodząc. Nie czuł potrzeby zostawania tu dłużej, dlatego też gdy dziewczyna ubrała się i poszła w jego ślady, on już był dawno gdzie indziej. z/t x2 |
| | | Claire Annesley
| Temat: Re: Sala kominkowa Sro 11 Lis 2015, 22:18 | |
| jak najbardziej legalna bilokacja
Gdy termometry wskazują cyferki poniżej zera, między wieżami wyje mroźny wiatr a na szybach osiadają pojedyncze śniegowe gwiazdki - wtedy wybór kąta, w którym spędzić można popołudnie jest oczywisty. No, a przynajmniej taki jest dla Claire, która wahać może się co najwyżej między Pokojem wspólnym a ogólnodostępną salą kominkową. Bo wiecie, wszystko sprowadza się do tego, żeby był kominek i trzaskający na nim ogień. Tylko tam, gdzie taki element wystroju się znajduje, panna Annesley mogła znaleźć trochę szczęścia. Oczywiście, brzmi to aż nazbyt patetycznie, spieszę więc wyjaśnić, że to konkretne upodobanie ściśle wiąże się z domowymi wspomnieniami Irlandki. Jej skromnym zdaniem zima nigdzie nie jest tak magiczna jak w Turloughmore i nawet przepych hogwarckich, świątecznych dekoracji nie może konkurować z wyważonym ciepłem dobrze znanej, irlandzkiej ciasnoty. Bo choć w Rudej Annie miejsca nigdy nie było zbyt dużo - a przynajmniej nie tyle, ile przydałoby się przy obecnym zainteresowaniu lokalem - to zawsze znajdywało się tam miejsce i na imponującą, sięgającą sufitu, wonną choinkę, i na błyszczące, podwieszone na belkach łańcuchy (prawdziwy, rodzinny hand-made, nie żadne tam kupne!), i na tace pełne pierników, i na odśpiewywane gromkim głosem kolędy. W zasadzie już od początku grudnia ciasnota panująca w głównej sali stawała się jeszcze mniejszym problemem, niż była na co dzień, przeistaczając się niemal w zaletę - bo przecież nie ma lepszego sposobu na świętowanie niż ten, który obejmuje siedzenie ramię w ramię z drugim człowiekiem, nieważne czy dobrze znanym, czy zupełnie obcym. A gdzie w tym wszystkim kominek? Oczywiście, w samym centrum, palenisko było bowiem zasadniczym elementem sali, co roku przypominającym o swej magii tym, którzy przez wiosnę i lato zdążyli już o niej zapomnieć. Tak się więc złożyło, że widok płonącego drwa i radośnie tańczących ogni kojarzył się panience Claire zawsze z tym, co najlepsze. Nawet, jeśli do świąt wciąż był jeszcze kawałek czasu - tak jak teraz, gdy do Bożego Narodzenia pozostawał jeszcze ponad miesiąc - to wieczory spędzane na miękkim dywanie, w bezpośredniej bliskości płomieni sprawiały, że Annesley musiała sobie co i raz przypominać, że nie jest w domu. Teraz jednak upominać się wcale nie musiała, bo też obecny wieczór zarezerwowała sobie właśnie na to, by pomarzyć. Odciąć się od rzeczywistości, zamknąć oczy i uśmiechnąć, czując jak na policzki wpełza jej przyjemne ciepło. Nie biorąc ze sobą ani wypchanej po brzegi torby, ani czystego, czekającego na zapisanie pergaminu, ani książki, ani nawet dziennika babci, Claire z premedytacją przystąpiła do realizacji planów o nicnierobieniu. Wślizgując się do rozbrzmiewającego cichym szemraniem głosów pokoju, w tanecznym slalomie pokonała całą jego długość i z błogim uśmiechem rozsiadła się na puchatym dywanie tuż przy palenisku. Krzyżując nogi po turecku przeciągnęła się leniwie i starając się nie rzucać w oczy ze swą obecnością - naprawdę nie lubiła nikomu przeszkadzać! - po prostu była. Patrzyła i marzyła w ten szczególny sposób, który nie przyprawiał jej o najmniejsze nawet wyrzuty sumienia. Bo to nie była przecież strata czasu, ale starannie zaplanowane chwile kojące jej własne serduszko. |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Sala kominkowa Czw 12 Lis 2015, 21:10 | |
| Czasami każdy miewał taki dzień, w którym uciekał od towarzystwa rówieśników i współmieszkańców. Nie było w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt iż ponura atmosfera dotknęła również Dwayne’a – uchodzącego za najbardziej beztroskiego Puchona, jakiego nosił Hogwart. Tymczasem przemierzał najwyższe piętra zamku w poszukiwaniu odosobnionego miejsca, zaprzepaszczając również czas, jaki mógłby spędzić w towarzystwie przyjaciółki. Nawet nie szukając skomplikowanych wymówek wyszedł z dormitorium kiedy spała zwinięta w kłębek jako żbik i otoczył ją szczelnie kołdrą, aby ta chwilowa drzemka nie przyniosła jej zawału serca gdy otworzy oczy. Jeśli zapyta kogokolwiek z … Chłopak pokręcił natrętnie głową, próbując odegnać z umysłu natarczywe myśli dotyczące Jolene i ich wzajemnie karmionego strachu przed zniknięciem drugiej osoby. Cokolwiek próbowałby zdziałać w tej kwestii, potrzeba było czasu. Wszyscy uważali, że Dwayne’owi potrzeba czasu i wszystko wróci na dawne tory. Po raz kolejny trafił przed nieznane mu drzwi, błądząc myślami wokół tego co powinno się zdarzyć, a jak wygladała rzeczywistość – i zatopiony w myślach nawet nie potrafił ocenić na którym jest piętrze. Rozejrzał dookoła, aby ocenić własne położenie, a spojrzenie dość szybko odnalazło pomniejszony krajobraz błoni. Umysł zaś sam podsunął rozwiązanie i zawył: jesteś wysoko, zupełnie przeciwnie do tego, do czego jesteś przyzwyczajony. Zgodnie z nigdy nie starzejącą się ciekawością podszedł ponownie do drzwi i zaskrzypiały zamek podsycił w Puchonie dawną chęć odkrywania. Pierwsze co zajrzało do środka pomieszczenia była głowa z przydługawymi włosami, zmierzonymi od krótkiej drzemki i jeszcze nie do końca ułożonymi. Pociągła twarz nie przedstawiała obrazu wychudzonego nastolatka, któremu dopiero co wyszły pierwsze pryszcze. Wyblakłe spojrzenie brązowych oczu spoczęło w pierwszej mierze na porostawianych meblach, a do świadomości nie dotarł fakt zarejestrowania żywej osoby w Sali kominkowej. Do środka wtłoczyła się reszta Dwayne’a – szerszy w barkach, wyższy niż przed dwoma miesiącami i śmiertelnie poważny, co wyostrzyło rysy jego twarzy. Zamknął pieczołowicie drzwi, zachowując ostrożność przed wydaniem niepowołanego dźwięku. Ostatnim, czego pragnie to zbudzić lewitujące tutaj duchy. Z zaintrygowaniem widocznym w ruchach zbliżył do kominka, aby w następnych minutach zdrętwieć. Ubrany w szary sweter z długim rękawem zakrywający białą koszulę nie wyróżniał się od reszty innych mieszkańców Huffelpuffu. Nawet na luźno zawiązany krawat zarzucił szal, owijając go dość niedbale. - Oł… – nieszczęśliwy zlepek dźwięków zawibrował w powietrzu, kiedy chłopak otworzył usta i zapomniał zatrzasnąć kłapaczkę. Widok siedzącej na dywanie Claire nie byłoby dziwne, gdyby nie fakt, że… odkąd tylko pamiętał, ona go unikała. – Nie zauważyłem cię, może.. – podczas października borykał się z ostatkami mutacji, a teraz ciepły bas tworzył z Morisona kogoś innego niż był wczesniej. Jakby dwie, diametralnie rożne osoby. Część rzeczy jednak pozostała, bo podniósł rękę i speszony zaczął wskazywać na drzwi, odwracając w ich kierunku. – ja mogę pójdę, nie będę przeszkadzać – po czym, zanim dziewczyna zdążyła zaprzeczyć, zrobił trzy kroki w kierunku drzwi i nagle obrócił całe ciało, by stać przodem do niej – Chyba, że nie masz nic przeciwko. Nigdy tu nie byłem. Zamykając w końcu usta posłał Clair nieświadomie błagalne spojrzenie, aby uratowała go z opresji i zdecydowała za niego.
|
| | | Claire Annesley
| Temat: Re: Sala kominkowa Czw 12 Lis 2015, 21:35 | |
| Claire miała problemy. Miała bardzo problemy z przedstawicielami płci męskiej. I machnijmy ręką na to, że przecież nie takim rozważaniom zamierzała się dzisiaj oddać - cisza, spokój i płomyki radośnie tańczące w kominku dość szybko poprowadziły ją do tematów, które ostatnio stale ją zajmowały. Nie żadne tam eliksiry, nie prace domowe i konieczność doszlifowania do perfekcji jednego z ostatnich wypracowań, ale właśnie - reprezentanci tego brzydszego, mniej rozsądnego, zdecydowanie bardziej problematycznego rodzaju. Uściślijmy od razu - z Annesley żadna była femme fatale. Wstydliwe to i życiowo niezbyt ogarnięte nie tylko nie było, ale nawet nie zapowiadało się na uwodzicielkę. Wszystkie jej problemy brały się więc nie stąd, że nagle zamotała się w pajęczynie przeróżnych, zawiązywanych z premedytacją relacji, ale stąd, że wszystko działo się zupełnie od niej niezależnie, mimowolnie - i wciągało ją powoli w bagienko względnie dorosłego życia. Co tu dużo mówić - uczucia pannę Claire zwyczajnie przerosły, bo za dużo było tego na raz. Jak tak siedziała sobie na tym dywanie i rozmyślała, to musiała, po prostu musiała dojść do wniosku, że większość jej relacji to jakaś patologia... No, w porządku, nie aż tak. Ale jakiegokolwiek męskiego imienia by nie przywołała - przynajmniej jeśli chodzi o osobników szczególnie jej bliskich - tam zawsze było coś nie tak. Tu źle, tam niedobrze - jak żyć? Zasupłało się wszystko tak, że Irlandka bliska była stanu głębokiej paniki, że zwyczajnie sobie z tym wszystkim nie poradzi. Z tej perspektywy pojawienie się Dwayne'a było jej względnie na rękę. Bo raz, że zakłócił ten zbyt spokojny spokój, który nakłaniał do rozmyślań, a dwa - że nie był jej bliski. Nie aż tak, by mieścić się w szeregu wirujących jej w głowie imion. Nie, w zasadzie wcale nie był jej bliski. I tylko ją irytował! Ale nie, chwila. Czyż na wieść o jego zaginięciu nie zmartwiała wyraźnie i nie pobladła? Czy bez najmniejszego zawahania nie przyłączyła się do zorganizowanej przez Tony'ego akcji, czyż nie przypięła sobie pióra w widocznym miejscu? Czy nie martwiła się za każdym razem, gdy w Pokoju Wspólnym zaczynały rodzić się teorie dotyczące losu Dwayne'a? Oczywiście, że to wszystko robiła. Była w końcu Klarą a Morison też nie był taki najgorszy. Nie całkiem. To nie tak, że zapomniała już, jak bardzo czuła się urażona jego postawą, po prostu... Wiecie, wieść, że chłopak ponownie pojawił się w szkole zdjęła jej z serca ogromny kawał skały. Kamień spadł z hukiem i sprawił, że teraz nie mogła się złościć... No, a przynajmniej nie tak, jak kiedyś. Nie byłaby jednak sobą, gdyby tak od razu pokazała, jak cieszy się na jego widok. Jeszcze by pomyślał, że wszystko mu wybaczyła! A przecież tak nie było, wciąż oczekiwała... Czegoś. Po dziewczęcemu liczyła na to, że osobnik domyśli się sam i przeprosi lub zadośćuczyni. I choć nie była w tym już tak uparta, jak jeszcze przed dwoma miesiącami, to fakt bycia wykorzystaną - bo mniej więcej w ten sposób to widziała - wciąż trochę ją bolał. Troszeczkę. Tym niemniej w tej chwili ani myślała go wyganiać, naprawdę. Oglądając się przez ramię w milczeniu zlustrowała chłopaka uważnym spojrzeniem, z ciekawością wychwytując wszystkie zmiany, jakie zaszły w nim od ostatniego wspólnego spotkania. Przekrzywiając lekko głowę, tak samo, jak robiły to zaciekawione zwierzątka, w niepewności potrzymała go tylko przez chwilę, wreszcie uśmiechając się blado. - Daj spokój, Dwayne. Zostań - rzuciła, by po chwili wahania znaczącym gestem wskazać jeszcze miejsce obok siebie, na dywanie. Bo chyba nie będzie tak stał? - Cieszę się, że cię widzę - dodała jeszcze po zastanowieniu, ostrożnie i bez skrajnego entuzjazmu. Nie ukryła natomiast ulgi, jaką przyniósł jej fakt, że wieści o powrocie chłopaka nie były tylko plotkami. Naprawdę się cieszyła. To, że Morisonowi nic się nie stało - no, a przynajmniej był w jednym kawałku - mimo wszystko coś dla niej znaczyło. |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Sala kominkowa Czw 12 Lis 2015, 22:31 | |
| Od momentu, kiedy przekonał się do Jolene jako dziewczyny nie sądził, aby kiedykolwiek więcej miał problemy z kontrolą nad nieokrzesanym wcześniej językiem. Jąkanie zostało wyleczone jak ręką odjął, chociaż część krępujących sytuacji zabierała mu resztki pewności siebie. Tym razem sytuacja była odmienna, a Claire nie stanowiła żadnego zagrożenia dla jego stanowczości. Zachęcony machnięciem ręki podszedł bliżej, od niechcenia wsuwając dłonie w przednie kieszenie spodni. Starał się początkowo nie utrzymywać żadnego kontaktu wzrokowego, ale po pewnym czasie bywa to trudne – szczególnie, że druga osoba próbuje stworzyć jakiś temat do rozmowy. - Nie, dzięki – rzucił krótko, ucinając tym samym możliwość posadzenia szlachetnych liter na puchatym dywanie obok koleżanki. Jakkolwiek opanował odruch ucieczki w obecności dziewczyny, tak pozostał niezrozumiały dyskomfort podczas samotnej rozmowy z jedną z przedstawicielek płci ładniejszej. Dość grubiańska odpowiedź została jednak otoczona lekkim uśmiechem. Przysiadł na żółtym fotelu, sprawdzając wzrokiem uważnie wgłębienie uważane za siedzisko – podchodził sceptycznie do tego typu mebli, ponieważ trzy miesiące wcześniej Henry postanowił sprawdzić najnowsze zaklęcie umieszczone z urodzinowej księgi zaklęć nadprogramowych i jeden z foteli w chłopięcym dormitorium potrafiło połknąć człowieka w całości; po czym wypluć z drugiej strony. Wzdrygnął się nieznacznie na tę krótką retrospekcję, jaka przewinęła się w ułamku sekundy po jego umyśle i bezpiecznie usiadł, zakładając lewą kostkę na drugie kolano. Wcześniejsza ulga, którą usłyszał w głosie Claire bardziej zabrzmiała jak pocieszenie po pogrzebie chomika, ale wiedział że dziewczyna dobre zamiary. Ostrożność nieco zniekształciła jej wypowiedź, jednak nie zadecydowało to o krępującej ciszy między dwojgiem. - Nooo.. – inteligentne odpowiedzi zawsze szły w parze z głupowatym wyrazem na jego twarzy, ale tym razem mimika była nadmiernie oszczędna, a orzechowe spojrzenie utkwione w tańczących wesoło płomieniach w kominku. - To w sumie miłe. – Dodał w taki sposób, jak gdyby skończył już wypowiedź i nie zamierzał nic więcej dodać. Kącikiem oka obserwował jednak Puchonkę, a po kilku sekundach ponownie zerknął na jej profil. - Znaczy się wiesz o co mi chodzi, nie? – Zagadnął dość burkliwie z powodu niepewności, jaka wkradła się do młodego, nastoletniego serca. W przypływie tego nieprzyjemnego uczucia sięgnął po broń ostateczną: uniósł rękę w podrapał się po głowie w poszukiwaniu bardziej sensownych słow. Czy ja już na serio nie potrafię z nikim rozmawiać…? We względnym milczeniu wypuścił powietrze z płuc i rozluźnił mięśnie karku, krzyżując dłonie na brzuchu. - Działo się coś ciekawego ostatnio? – Ostatnia deska ratunku jaką posiadał, ponieważ wciąż uważany był za nowo odnalezionego i miał prawo do zadawania tego typu pytań. Szczególnie, że z Claire jeszcze nie rozmawiał od kilku tygodni właściwie (a może w zeszłym roku ostatni raz wymieniali się jakimiś slowami?) – miał więc sumienie i konto czyściutkie. Co innego, że czułby się o wiele lepiej, gdyby mógł unieść koniuszek uśmiechu nieco wyżej niż dotychczas.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Sala kominkowa | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |