Czuła jedynie jak wzbiera w niej złość. Tak, o narzeczeństwie powiedziała złośliwie, bo chciała się jej pozbyć. Miała nadzieję, że krukonka wyjdzie z płaczem i nie wróci, a jednak. Widać była jak rzep, który jak się już przyczepi trudno się go pozbyć. Bezczelna. Kiedy Chayenne zobaczyła co Thetis wyprawia, jak ładuje mu się na kolana i zaczyna go namiętnie całować. Stwierdziła, że tego dość. W pierwszym odruchu chciała wziąć swoje rzeczy i wyjść. Miała po dziurki w nosie tej szopki odstawionej przez tę obłąkaną dziewczynę. Jak można być takim… głupim? Żeby nie zrozumieć jak ktoś słowami oraz gestami przekazuje, że nie ma na co liczyć i najlepiej jakby stąd wyszła. Jak widać Gilbert przedstawił to niejasno, a słowa Chayenne były równie niejasne.
Właśnie miała chwycić za torbę kiedy dziewczyna odskoczyła od niego jak oparzona. Chay zawachała się na moment i stanęła prosto przyglądając się jej uważnie. Na Merlina, naprawdę? Parsknęła śmiechem i zaczęła jej bić brawo, najzwyczajniej w świecie ze złośliwym uśmiechem, chociaż wewnątrz niej wrzało.
- Jesteś żałosna. – wyszeptała przez zaciśnięte zęby. Jej słowa nie zwiastowały niczego dobrego, tym bardziej złowrogi byłsk w oku. Chayenne była wściekła. Desperatka przeszkodziła JEJ, przeszkodziła IM w robieniu tego na co mają ochotę, odstawiła cyrk i teraz udaje, że nie wie co tutaj robi. Miała ochotę miotnąć w nią jakimś zaklęciem, albo najzwyczajniej w świecie złapać ją za kudły i uderzyć w ścianę. Napięła się cała przez to zdenerwowanie, ledwo panowała nad sobą w tym momencie. Tym bardziej mając świadomość, że Gilbert nie odtrącił jej od razu, chociaż zrekompensował to faktem otarcia ust i tego grymasu. Czy ją to cieszyło? Owszem, jednak wciąż wzbierał w niej gniew.
To nie jest przedział w którym powinna być? Tak, zdecydowanie. Ona w ogóle nie powinna tutaj wchodzić. Zacisnęła lekko zęby, żeby wprost nie powiedzieć jej, że ma zejść Chay z oczu, bo skończy się to fatalnie w skutkach. Jednak nic nie zrobiła. Gilbert chwycił ją za rękę… ścisnął lekko. Może i próbował ją uspokoić czy zatrzymać, aby nie odchodziła od niego, jednak ona wciąż była wściekła. Odsunęła się i przystanęła przy oknie zaciskając palce na brzegu ramy, aż zbielały jej kostki. Przecież nie pokaże w tym momencie tej swojej fatalnej strony. Nie chciała pokazać tak naprawdę jak bardzo zła jest wewnątrz, chciała się zmienić i zamierzała to zrobić. W końcu o to poszło z Lucasem, nie? O to, że źle traktowała innych ludzi, że taką głupią krukonkę jak ta tutaj równała z ziemią. Tak, zdarzało jej się, nie znosiła takich ludzi i nigdy nic tego nie zmieni. Chociaż chciała udawać, że nie jest wcale taka zła, że nie potrafi tylko ranić i krzywdzić innych. Choć miała ogromną ochotę zrobić jej teraz krzywdę… wiedziała, że nie może. Próbowała się uspokoić, jednak nijak jej to wychodziło tak naprawdę.