|
| Autor | Wiadomość |
---|
Evan Rosier
| Temat: Przedział IX Wto 18 Lis 2014, 01:12 | |
| Dworzec, jak co roku, był zatłoczony i gwarny. Łysawy mugol, poprawiając zawinięte mankiety koszuli, spoglądał z ukosa na dwójkę piegowatych jedenastolatków, pchających przeładowane wózki z kuframi i klatkami, w których pohukiwały złowrogo oburzone takimi warunkami sowy. Trzech niewysokich chłystków, którzy minęli go, przekrzykując się donośnie, wymieniało się kartami z czekoladowych żab, narzekając na dziesiątego z kolei Dumbledore’a, a wysoka, elegancka dama wybałuszała oczy na czarodzieja w szmaragdowozielonej szacie. Kto by pomyślał, że przy całym tym zamieszaniu, przy wszystkich tych plączących się między nogami nietypowych pupilach, przy okrzykach i pytaniach o wakacyjną pracę domową z zaklęć, aż dziw bierze, że wszystko to naraz i z osobna nie doprowadziło jeszcze do zawalenia się domku z kart, jakim była cała ta śmieszna tajemnica istnienia ich magicznego świata. Przeczesawszy palcami poczochrane włosy, pchnął mocniej niewielki wózek, na którym spoczywał spakowany w pośpiechu kufer, miotła wyścigowa i klatka z drzemiącym puszczykiem. Ostatni tydzień wakacji spędził w wynajętym pokoju Dziurawego Kotła, z dala od rodzinnej rezydencji, na Pokątnej dokonał zakupu najpotrzebniejszych artykułów, z zaciekawieniem zbaczając w końcu w okolice Nokturnu, a gdy nadszedł dzień wyjazdu, poprzedzony zwyczajowym listem z Hogwartu, skorzystał ze swoich nowo nabytych umiejętności i teleportował się w jakieś ustronne miejsce, by resztę drogi pokonać o własnych siłach. Z dłonią w kieszeni kurtki ze smoczej skóry i chmurnym spojrzeniem utkwionym w nieokreślonym punkcie przed sobą, połyskującym jednakowoż czymś dziwnym i nieobecnym, oparł się o stalową barierkę i niezauważenie wsiąkł w ścianę pomiędzy peronami 9 i 10, tak jak niezliczone rzesze uczniów wybierających się dziś do Hogwartu. Przywitał go jeszcze większy gwar, dym wzdymający się nad kominem czerwonej lokomotywy, jego specyficzny zapach, gwizdek konduktora, nawołujący do odjazdu. Przemknął spojrzeniem po różnobarwnym tłumie uczniów, szybko stwierdził jednak, że poszukiwanie kogokolwiek w tym zamieszaniu wykracza poza jego chęci i możliwości; że znajdzie ich tak czy inaczej we właściwym przedziale. Jej z kolei w ogóle nie miał ochoty oglądać. Wyminął grupę drugoklasistów, która usiłowała nastraszyć młodszego kolegę podkoloryzowanymi legendami o Smoczycy Lacroix, a potem ruszył wąskim korytarzem pociągu, zaglądając w okienka przedziałów, szukając takiego, który odpowiadałby jego zainteresowaniom. Zerknął beznamiętnie na jeden wypełniony po brzegi Puchonami i inny, okupowany przez pierwszoroczniaków, a potem zatrzymał się, dostrzegając burzę ciemnych włosów, czekoladowe tęczówki, utkwione refleksyjnie w szybie, znajomą sylwetkę, której nie obejmował już zbyt długo. Była sama. Odsunął drzwi przedziału i wszedł do środka, nie pytając się o zgodę, a potem bez słowa ujął jej dłoń i nad wyraz jak na niego łagodnie przyciągnął ją do siebie, całując. Tłum na korytarzu niewiele go obchodził, jej usta smakowały jak najprzedniejsze wino po tak długiej rozłące. — Witaj, di Scarno — mruknął, wykrzywiając wargi w krótkim uśmiechu. Wypuścił ją z objęć i chwycił swój kufer, wrzucając go na półkę nad siedzeniami, to samo czyniąc z klatką z sową. Puszczyk obudził się i zahukał buntowniczo, oburzony nieprzewidzianymi turbulencjami. — Nie przytaszczyłaś za sobą bękarta? Czy może zrezygnował z Hogwartu po doświadczeniach obozu? Usiadł obok niej, ujął jej dłoń, leniwie przesuwając kciukiem po nadgarstku, omiatając wzrokiem jej twarz, podświadomie doszukując się w niej pogorszenia lub poprawy, odpowiedzi, czy raczyła przyjąć do wiadomości jego zalecenia, ba, rozkazy. Po chwili jego spojrzenie na moment uciekło jednak w stronę dostrzegalnego zza szyby peronu, prześlizgnęło się po zgromadzonych tam ludziach, mimowolnie wyławiając Wilsona. Cholerni aurorzy. Wydawał się nieco spięty, chmurny, jakby coś zajmowało jego myśli, oprócz tego wyglądał jednak dobrze, był zdrowy, pełen sił, pewny siebie i na swój sposób potężny. Zmienił się od zeszłego roku, głównie fizycznie, zmężniał, nabrał muskulatury, a jego szczękę obrastał lekki zarost, który wyhodował, zapominając, że namówiła go do tego Aristos. Przedział VIP Evana, Chiary, Jasmine i Franza. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Przedział IX Wto 18 Lis 2014, 14:13 | |
| Należała do tych osób, które wyczekiwały pierwszego września, choć nie po to aby móc ponownie zabłysnąć swą urodą czy elokwencją w szkolnych klasach i na korytarzach. Ba, bardziej niż kiedykolwiek obojętne jej było to, co myśleli o niej ludzie dookoła i odpowiadało jej to. Odpowiadał jej ten chłodny dystans, który pozwalał patrzeć na rzeczy racjonalnie, postrzegać je takimi, jakimi były, a więc ulotnymi, śmiesznymi i trywialnymi w znacznej mierze. Po kolejnej z nieprzespanych nocy, którą spędziła nad podarowanym jej przez Evana bezcennym tomiszczem, przebrała się i wyruszyła wraz z matką, której nie udało jej się zbyć ni słowem, ni postawą, do Londynu na dworzec King’s Cross. Nie po raz pierwszy doświadczała uczucia, że znajduje się poza ogólnie pojętym życiem, że nie należy do tych wszystkich spieszących w różnych kierunkach ludzi, że nie utożsamia się z nimi, niezależnie od czystości ich krwi i pojęcia na temat magii. Większości osób takie poczucie wyobcowania zapewne przeszkadzałoby, być może przyczyniałoby się do depresji czy innych problemów, ale stan psychiczny Chiary chyba już na to nie pozwalał. Poza tym, bardziej dręczyły ją inne sprawy niż to, że nie czuje więzi z idiotą usiłującym dostać się na peron 9 i ¾ przez nie tę ścianę, co trzeba. Nie widziała nigdzie Lasarusa i nie szukała go. Przypuszczała, że to ojciec zajmie się odprowadzeniem go gdzie trzeba, ostatecznie przecież tak bardzo chciał się chwalić swoim synem bękartem przed wszystkimi i wszystkim, a początek roku był na to doskonałą okazją. Odpowiadało jej to, że zrezygnował z towarzyszenia jej i swojej małżonce, co z resztą było już tradycją. Nie wysilił się aby odprowadzić córkę na pociąg kiedy dopiero zaczynała swoją magiczną edukację, dlaczego więc miałby uczynić to teraz? W ogólnym gwarze rozmów i pożegnań, harmidrze i chaosie spowodowanym mnogością zwierząt, kufrów i ludzi, Chiarze dość szybko udało się zbyć i pozostawić samej sobie matkę, pod pretekstem zajęcia jakiegoś miejsca w pociągu. Nie wróciła już do niej, choć zapewne Clariss oczekiwałaby tego i nie czuła najmniejszych wyrzutów sumienia. Nie była odpowiedzialna za to, kim stała się jej matka. Nie ponosiła za to winy. Nie miała siły wrzucić ciężkiej walizki na przeznaczone jej miejsce, więc postawiła ją pod oknem, nie przejmując się tym, że ktoś może chcieć tam usiąść. Każdego z resztą intruza, który ośmielał się zakłócać jej spokój, obdarzała spojrzeniem, które sprawiało, że szybko znajdował sobie bardziej przyjaznych towarzyszów podróży. W pewnym momencie musiała się jednak zamyślić tak głęboko, że nie zauważyła mijającego wagon tuż ze jej oknem Rosiera i nie zareagowała natychmiast, kiedy bez pukania wparował do zajętego przez nią przedziału. Zanim się zorientowała w sytuacji, już ją całował, a ona bezwiednie poddawała się dotykowi jego ust i dłoni, tak jak prawie zawsze, pomijając jedną, czy dwie sytuacje, które należałoby uznać za wyjątki potwierdzające regułę. Amante wybudzony ze snu tą nagłą zmianą pozycji swej pani, teraz syczał nieprzyjaźnie zwijając się ponownie w kłębek w kącie siedzenia. Kąciki ust Chiary zadrżały. jej pupil miał czasem całkiem trafne komentarze, choć przecież proste i nierozbudowane, bo tylko takie komunikaty potrafił skonstrułować. - Witaj, Rosierze. - przywitała go spokojnym tonem, siadając ponownie na swoim miejscu, przesuwając się jedynie o tyle, o ile wymagało tego nowe ustyuowanie Amante. Skrzywiła się lekko słysząc pytanie, które było dość nieprzyjemnym zakończeniem dla pokazu igrających pod koszulą mięśni, który nieświadomie jej zafundował. - To nie ja go adoptowałam. - odparła znacznie chłodniejszym tonem, chcąc uciąć ten temat. Wiedziała jednak, że jeśli Rosier będzie chciał wiedzieć więcej, zwyczajnie z niego nie zrezygnuje. - Nic mi jednak nie wiadomo o tym, że miałby zrezygnować z nauki w Hogwarcie. - dodała więc po krótkiej chwili. Przez moment przyglądała się jego palcom wędrującym po jej nadgarstku, ale szybko przeniosła spojrzenie na twarz chłopka. Trzeba przyznać, że w naturze faktycznie musiała istnieć równowaga. On zmężniał, ona zmarniała, choć od czasu, kiedy widzieli się po raz ostatni odzyskała nieco kilogramów i nie wyglądała aż tak źle. Niewiele jej brakowało do stanu sprzed wydarzeń majowych i mało kto mógłby się teraz dopatrywać w jej wyglądzie dowodów na to, przez co przeszła, przez co przechodziła. - A Ty, zostawiłeś dzisiaj Aristos samej sobie? - skąd miała wiedzieć, że porusza temat mniej lub bardziej tabu w tej chwili dla Rosiera? Ostatnimi czasy częściej widywał się z nią, więc nie pytała bezzasadnie, choć nie było w tym ani krztyny zazdrości. Po prostu zwyczajna ciekawość. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Przedział IX Sro 19 Lis 2014, 00:00 | |
| Przed wyjazdem z Gard Manor Franz przywdział na siebie elegancki, czarny garnitur z białą koszulą i czarno-białymi lakierkami przypominającymi wyglądem buty do stepowania oraz, niespodzianka, czarnym krawatem. Wybór stroju bynajmniej nie miał jednak wskazywać na okazję, jaką było rozpoczęcie roku szkolnego, a co do której Krueger nie miał jakiegoś szczególnego nastawienia, a raczej stanowił przejaw stylu chłopaka, do którego inni uczniowie najpewniej zdążyli już przywyknąć. Siedemnastolatek, nie licząc może wczesnego dzieciństwa, kiedy pałał jeszcze niewytłumaczalną miłością do wszelkiego rodzaju swetrów, nie stronił od marynarek, a wręcz uważał je za nieodłączny element swojej aparycji. Niekiedy rezygnował jedynie z krawata, bądź muszki, jeżeli sytuacja nie wymagała od niego pełnego wyrafinowania, choć i takie ustępstwa należały w jego przypadku do rzadkości. Można by powiedzieć, że Krueger był tym nielicznym przykładem niezaprzeczalnej elegancji, która w połączeniu z jego nonszalanckim charakterem tworzyła mieszankę niezwykle intrygującą w oczach wielu kobiet. W końcu nie bez powodu również do Ślizgona przywarła łatka niepoprawnego flirciarza i bawidamka. Jednak, pomimo tego że, chłopak nigdy nie musiał obawiać się o powodzenie wśród przedstawicielek płci przeciwnej, w chwili obecnej niewiele obchodziły go spojrzenia innych panien. Mogły jedynie połaskotać jego wiecznie nienasycone ego, ale nie były zdolne skraść jego serca. To bowiem należało teraz do tej jedynej kobiety, która rozświetlała mrok, była jego światełkiem na końcu tunelu. Jasmine wyglądała dzisiaj nieziemsko, chociaż Franz nie skłamałby mówiąc, że wyglądała tak zawsze. Długie, kruczoczarne włosy powiewały na wietrze na tle śnieżyście białej, koronkowej koszulki, a w zestawieniu z niezwykle zgrabnymi nogami, sięgającymi do samego nieba, tworzyły nad wyraz romantyczny obraz. Siedemnastolatek nie mógł oderwać od niej wzroku, przez co pakowanie ostatnich toreb szło mu w zastraszająco powolnym tempie. Na szczęście obojgu Ślizgonom udało się jakoś uwinąć przed czasem, choć gdyby nie błyskawiczna podróż za pomocą opanowanej na obozie sztuki teleportacji, niewykluczone, że spóźniliby się na Hogwart Express. Rzecz jasna, gdy tylko zjawili się na peronie, Krueger musiał zadbać o swój wizerunek dżentelmena i pomimo nawału własnych kufrów, zaniósł wszystkie rzeczy swojej dziewczyny niemal pod samo wejście do pociągu. Przez to musiał zresztą wrócić po sowę pozostawioną samą sobie w klatce na peronie, która głośno oznajmiła swoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. Wreszcie jednak dwójka zakochanych wcisnęła się pomiędzy innych uczniów, po tym jak niemiecki czarodziej utorował im przejście swoimi barkami, i ruszyła korytarzem w poszukiwaniu wolnego przedziału, bądź takiego, w którym odnalazłaby znajome twarze. W którejś szybie pojawiła się nagle twarz Rosiera, więc niewiele myśląc, Franz złapał pannę Vane za nadgarstek i zdecydowanym ruchem pociągnął w kierunku IX przedziału. Nie dał jej tym samym żadnej możliwości wyrażenia sprzeciwu, choć biorąc pod uwagę fakt, że Evan nie siedział sam, a z Chiarą di Scarno, Jasmine nie powinna mu tego wyrzucać. - Witamy Rosierów. - mruknął niezbyt głośno, wyginając nawet lekko kącik ust w półuśmiechu, w reakcji na spotkanie ze znajomymi. Musiał przyznać, że dawno nie widział mordy Rosiera, właściwie od czasu obozu, a z tego powodu nie przepuściłby okazji, by pogadać z nim chociaż w drodze do Hogwartu. Tym bardziej, że nie budziło wątpliwości, iż po dotarciu na miejsce obaj zajmą się swoimi sprawami i nie będą mieli sposobności, aby wymienić się tym, co wydarzyło się w ich życiu w ciągu wakacji. Oczywiście, pomijając fakt, że po żadnym z nich nie należało się spodziewać przesadnej wylewności, miło byłoby usłyszeć choć kilka, zdawkowych informacji. Krueger odwrócił na moment spojrzenie od Chiary i Evana, gdyż w przedziale po raz kolejny popisać się musiał swymi nienagannymi manierami. Łapał wszystkie "kruegerowe" kufry, jeden po drugim, żeby umieścić je na półce ponad głowami uczniów, a tym samym oszczędzić swojej pannie dźwigania ciężkich bagaży. Elegancik w garniturku na swoim miejscu. A raczej należałoby powiedzieć, że tym razem był to "prawie elegancik", bo w swoim poczuciu klasy Niemiec zapomniał o jednym małym mankamencie burzącym kompletną całość jego podobizny. Rozwalony łuk brwiowy i lekko zasiniona skóra w pobliżu oka po lewej stronie jego twarzy sprawiały, że chłopak tego dnia przypominał bardziej mafijnego rekruta, niżeli przystojnego i czarującego spojrzeniem dandysa. Gdyby ktoś zaś stwierdził, że takie niedogodności bez problemu dało się pokonać prostym, medycznym zaklęciem, trzeba było przypomnieć, że ani Jasmine, ani tym bardziej Franz nigdy nie mieli drygu do tejże dziedziny magii. Musiały więc wystarczyć mugolskie, nie do końca skuteczne sposoby, jak woda utleniona oczyszczająca niezbyt estetyczną ranę. Krueger nie słyszał ani jednego słowa z prowadzonej przez jego przyjaciela i Chiarę pogawędki. Zdawał sobie jedynie sprawę z tego, że przerwał ją bestialsko swoim wtargnięciem do przedziału, skoro żadne z rozmówców nie kwapiło się, by kontynuować swój wywód. Tak czy inaczej, w którymś momencie i tak ktoś musiał odwlec ich wspólne debaty w czasie, najprawdopodobniej zresztą do momentu intymnego spotkania w Hogwarcie, bez udziału niepotrzebnych świadków, nawet jeżeli ci byli przyjaciółmi. Początkowo Franz zamierzał wypytać Ślizgona i Krukonkę o to, co u nich, jednak po dłuższej chwili zrezygnował ze swoich planów. Jego głowa i tak przepełniona była natłokiem spraw, a subtelny uśmiech na zewnątrz miał na celu ukrycie dręczących go przemyśleń przed czujnym okiem Rosiera. Zaczątek nauki oklumencji, potajemne konszachty z ojcem panny Vane i bezpośrednia rozmowa o tym, którego imienia większość czarodziejów obawiała się nawet wymówić, sprawiała, że Krueger nie tyle, co tracił ochotę na rozmowę ze znajomymi twarzami, co raczej nie potrafił sklecić sensownego zdania, które nie zawierałoby słów przypominających mu o wydarzeniach ostatnich dni. Lepiej było zatem nie inicjować żadnej dyskusji, póki ktoś inny nie wprowadzi całej czwórki w atmosferę lekkości i beztroski; a jeżeli chłopak miał być szczery, w tym aspekcie, liczył w szczególności na dziewczęta. Póki co objął więc tylko ramieniem swoją partnerkę, składając na jej policzku krótki pocałunek, po czym zajął swoje miejsce na obitej czerwonym płótnem kanapie, oczekując na rozwój sytuacji. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Przedział IX Sro 19 Lis 2014, 01:17 | |
| Ślizgonka lubiła wakacje ze względu na to, że nikt od niej niczego nie wymagał. Była wolna i robiła co chciała - oczywiście, dopóki nie wtrącił się w to jej ojciec. Mogła przy okazji spędzić trochę czasu z ukochanymi rodzicami. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że za nimi nie tęskni podczas roku szkolnego, ale i tak co jakiś czas albo Drake przychodził do szkoły pod byle pretekstem albo widywali się w Hogsmeade. Dla Jasmine łamanie zasad nie było czymś nadnaturalnym i niemożliwym. Robiła to praktycznie każdego dnia i chyba tylko wrodzona inteligencja pozwalała jej uniknąć kary. Pakowanie się przebiegało dość wolno i niesprawnie, skoro przeszkadzał jej sam Franz, ale jakimś cudem udało im się spakować wszelkie potrzebne rzeczy. I niepotrzebne także. Obecność sypialni groziła ponownym wbiciu się w materiał pościeli, ale rezolutny skrzat przychodził co chwila do pokoju Jasmine i przypominał, ile czasu im zostało. Jasmine pożegnała się z rodzicami w domu, ojciec musiał iść na spotkanie Rady do Ministerstwa, a Elodia musiała odespać dyżur w Mungu. Obiecała, że będzie dawać znaki życia i wspólnie z Franzem deportowała się do Londynu. Jak przystało na gentlemana Franz zajął się bagażami Jasmine, za co była mu wdzięczna. Mogli już używać magii, ale robić to na dworcu pełnym mugoli? Lepiej nie. Weszli do pociągu, trzymając się za ręce. Jasmine szła przodem, chcąc znaleźć wolny przedział. Jej czekoladowe tęczówki właśnie miały spojrzeć na przedział, gdzie była di Scarno, ale Franz był szybszy. Złapał ją za nadgarstek i pociągnął. Nie oponowała. Spojrzała na Krukonkę i Ślizgona. Jej podejrzenia zasiane już w czasie obozu, a może i wcześniej znalazły swoje odbicie w rzeczywistości. Jasmine uśmiechnęła się lekko do Krukonki. -Witaj Evan. Piccolo fiore. -przywitała Chiarę cicho. Podeszła do Krukonki, aby złożyć na jej policzku blisko kącika ust delikatny pocałunek. -Widzę, że wybraliśmy dobry przedział. Przedział VIPów. -zażartowała Vane, wracając do swego lubego. Przyjęła pocałunek od Ślizgona i zajęłą miejsce obok niego, naprzeciwko Chiary. -Widzę, że darowałaś sobie rolę niańki w dzisiejszym dniu. -zauważyła Jas, zakładając nogę na nogę. Szykowała sie długa, ale pewno owocna podróż. |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Przedział IX Sro 19 Lis 2014, 03:23 | |
| Po peronie rozniósł się dźwięk ostatniego gwizdka, strażnicy przeszli wzdłuż torów, zatrzaskując drzwiczki, a Ekspres Hogwart z początku leniwie, powoli i z ociąganiem ruszył ze stacji, wypruwając z siebie kłęby pary, dysząc, sapiąc, z wysiłkiem poruszając tłokami. Ostatni raz przychodziło mu pokonywać drogę do zamku, ostatni raz zasiadać w jednym z przedziałów czerwonej lokomotywy, mając przed sobą wizję kolejnego roku w znajomych murach, ostatni raz wyciągać się wygodnie na bordowych fotelach przy łagodnym stukocie i miarowych wibracjach podwozia. Nie miał pewności, jak skończy się dla niego ten rok, nie przejmował się także OWUTEMami, na dźwięk których drżało wielu siódmoklasistów, nie mógł nawet wiedzieć, czy do nich podejdzie. Liczył, że do tej pory wojna, która dotąd wciąż jeszcze czaiła się gdzieś za rogiem, rozgorzeje na dobre, że będzie mógł wreszcie działać, zerwać pęta milczenia, bezkarnie wykorzystać zdobytą naukę i piąć się wyżej, dalej, szukać nowych bodźców, nieznanych podniet, zdobywać potęgę. Ściągnąwszy z barków kurtkę ze smoczej skóry, rzucił ją na jedno z wolnych siedzisk, pozwalając sobie pozostać w samej tylko koszuli, zwyczajowo podwiniętej do łokci. Wewnątrz wagonu było ciepło, w powietrzu wciąż czuć było posmak lata, a zaklęcie maskujące, które podczas wakacji wyćwiczył metodą prób i błędów, chroniło go przed odsłonięciem, pozwalało ukryć wypalony na skórze Mroczny Znak, ostatnimi czasy blady i nie tak bolesny. Przerzucił sobie przez kolana łydki Chiary, leniwie wyciągając nogi, a potem omiótł jej twarz uważnym spojrzeniem, z pewnym niezadowoleniem rejestrując jej uśmiech wywołany niespodziewanym poruszeniem zwiniętego w kącie węża. — Czego chciał? — mruknął beznamiętnie, spoglądając na gada spod lekko uniesionych brwi. Nigdy nie był wielkim miłośnikiem zwierząt, ostatnimi czasy jednak, wbrew temu, na co wskazywałby kolor jego krawata i tendencje wykazywane wśród współmieszkańców domu, zapałał pewną szczególną nieufnością do węży. Nie bez powodu zresztą. — Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale Filch wymyślił sobie wymóg posiadania certyfikatu na tego rodzaju… pupila. Szepnij mu, że jeśli ja nie przerobię go na portfel, z radością zrobi to dzisiaj stare charłaczysko. Wzniósł spojrzenie na twarz dziewczyny, dając tym samym do zrozumienia, że groźba wcale nie była do końca żartobliwa, a potem uważnie przyjrzał się jej oczom. Krzywy grymas uśmiechu przeciął na sekundę jego twarz, gdy dostrzegł niechęć, z jaką wyrażała się na temat bękarta, nie odezwał się jednak słowem. Na krótką chwilę powróciło doń wspomnienie rozmowy w obozie wraz z informacją, jakoby ten chłystek bez nazwiska miał być przeznaczony Aristos, niemal natychmiast odrzucił jednak tę błazenadę. Nigdy nie napisał do Amandy tak, jak to zapowiadał, wydarzenia potoczyły się bowiem w kierunku, który skutecznie zmył zeń zainteresowanie jej przyszłym narzeczeństwem, ba, wypełnił go nawet iskrą okrutnej satysfakcji z tak dla niej niechlubnego rozwoju wypadków. Niespiesznie, w zamyśleniu przesuwał palcami po łydce Chiary, z pewnym zadowoleniem dostrzegając, że wreszcie przybrała na wadze, nim jednak zdążył odezwać się znów, poruszyła temat, którego w żadnym razie nie zamierzał wyciągać na wierzch. Jego barki spięły się lekko, oblicze stężało nieznacznie, a ton głosu wybrzmiał chłodną i nieprzyjemną nutą. — Aristos doskonale radzi sobie bez mojej pomocy, co miałaś okazję zaobserwować. — Spojrzał na nią zimnymi oczami, z pewną ironią, wyższością nawiązując do klątwy, o której oboje dobrze wiedzieli. I choć miał teraz idealną okazję, by dowiedzieć się od Chiary przydatnych szczegółów, nie zrobił tego, kategorycznie ucinając dyskusję. Ari była bowiem ostatnią osobą, o której chciał teraz, być może kiedykolwiek, dyskutować. Drzwi przedziału rozsunęły się z trzaskiem, a do środka wkroczył Krueger wraz z drobniutką panną Vane. Utkwiwszy w nich parę ciemnych ślepi, uśmiechnął się chłodno, witając ich krótkim gestem, nie zaprzestając leniwej, bezrefleksyjnej, na wpół świadomej wędrówki palcami gdzieś pod kolanem panienki di Scarno. Zmierzwił sobie rozczochraną czuprynę i wyłowił spojrzenie Niemca, niemal natychmiast unosząc brwi na widok jego poobijanej twarzy. — Kto tym razem obił ci gębę, Krueger?
|
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Przedział IX Sro 19 Lis 2014, 16:18 | |
| Pociąg powoli ruszał, a choć na korytarzach wciąż kłębiło się od uczniów, ale nikt nie zakłócał spokoju Chiary i Evana, prawdopodobnie nie spodziewając się (jakże domyślnie) ciepłego przyjęcia. Dla Chiary ten rok także miał być decydujący, miał odpowiedzieć na pytanie, czy uda się jej postawić na swoim, pójść własną drogą, czy też zostanie bezwolną marionetką w rękach potężniejszych i bardziej przebiegłych od siebie. Jak na razie doceniała możliwość i perspektywę dystansu, odległości, niepodległości od toksycznej rodziny, która przez ostatnie dwa miesiące mogła do woli zatruwać prawie każdy jej dzień. Pytanie Rosiera zaskoczyło ją, zapomniała bowiem zupełnie, że chłopak wie o jej niezwykłym talencie. Cóż, okoliczności były nieco bardziej traumatyczne dla niego, a Chiara w ogóle ostatnimi czasy często gubiła takie fragmenty rzeczywistości i póki ktoś ich dla niej ponownie nie odszukał, obywała się całkiem dobrze bez nich. - Nie przepada za Tobą. - odparła z rozbawieniem na pytanie Evana, wyciągając blade palce ku Amente i gładząc go po spłaszczonym łbie. - Lepiej żeby Filch, dla własnego dobra, trzymał się od niego z daleka. - dodała po chwili, nikogo bowiem chyba nie zdziwi jeśli powiem, nic że nie wiedziała o żadnych pozwoleniach. Nie zamierzała przekazywać swojemu pupilowi słów Rosiera po pierwsze dlatego, że i tak by ich nie zrozumiał, po drugie ze względu na to, że używanie języka wężów w okolicznościach, kiedy w każdej chwili ktoś mógłby wejść do ich wagonu, nie byłoby najinteligentniejszym pomysłem. Jeśli zaś chłopak faktycznie miał jakiekolwiek złe zamiary wobec Amente, musiał mieć na względzie to, że po drodze musiałby jeszcze liczyć się z osobą Chiary. Z tematów nieprzyjemnych dla di Scarno niezwykle gładko przeszli do takich, które wywoływały dyskomfort u Evana. W pozycji, w jakiej siedziała, bez problemu mogła obserwować jak się spina i tężeje pod wypływem niewygodnego pytania. Nie spodziewała się aż takiej reakcji. Dla niej ta klątwa była czymś fascynującym, czymś, co chciała zbadać jak najdokładniej, sama Ari zaś, jako jej nośnik, nagle stała się obiektem jej szczególnego zafascynowania. Rosier natomiast, nie znając natury run i nie interesując się nią, ograniczał się jedynie do stwierdzenia, że rzucanie podobnego zaklęcia było zwyczajnie idiotyczne, nierozsądne, niepraktyczne i autodstrukcyjne. Pytanie jednak czy faktycznie było to dostatecznym powodem, aby od kogokolwiek się odcinać. Ślizgon najwyraźniej uważał, że tak. Miała coś jeszcze powiedzieć, ale usta zamknęło jej przybycie Jasmine i Kruegera. I o ile spotkanie z dziewczyną cieszyło ją jak zawsze, choć różnice charakterów, nastawiania i mnogość przemilczeń budowały pomiędzy nimi pewien nieunikniony dystans, to Niemca powitała niezbyt uradowanym spojrzeniem, choć nie mającym zbyt wiele wspólnego z wrogością, którą zwykła go traktować w poprzednim roku szkolnym. Tamto wydarzenie, które stało się zarzewiem jej podejścia do chłopaka, dzisiaj nie miało już najmniejszego znaczenia i choć wciąż nie darzyła go sympatią, cieszyła się, że Jasmine ma przy sobie kogoś, kogo może uznać za wsparcie. Vane nie była głupia, nie trzymałaby się kogoś, kto na nią nie zasługuje, nie po tym, co już przeszła. Skrzywiła się niechętnie słysząc określenie, jakim chłopak ich podsumował, ale powitanie Jasmine przyjęła już z uśmiechem. - Witaj, gioia mia. Kruegerze. - odezwała się przyjaznym jak na nią tonem, nie usiłując zmieniać pozycji albo spoglądać pytająco na Rosiera. Najwyraźniej okres ukrywania tego, że są razem już się skończył i choć niepokojąco zbiegło się to w czasie z drobną scysją chłopaka z Aristos, Chiara nie zamierzała się tym przejmować. Słysząc skierowane do niej pytanie, uśmiechnęła się krzywo i po raz kolejny zmuszona została do powrócenia myślami do osoby Lasarusa. - To nie mój syn. I nie mój problem. - odparła krótko, przenosząc wzrok na Franza pod wpływem słów Rosiera. Dziwne, ale dopiero teraz zarejestrowała jego marny wygląd, może po prostu pierwszy raz uważniej na niego spojrzała. Chciała rzucić jakiś niewybredny komentarz w kierunku Jasmine, ale ostatecznie zrezygnowała z tego, ograniczając się do posłania przyjaciółce rozbawionego spojrzenia. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Przedział IX Sro 19 Lis 2014, 18:18 | |
| Franz i Jasmine niewątpliwie należeli do nielicznego grona uczniów, którzy w IX przedziale mogli zostać powitani w sposób akceptowalny w ujęciu pewnych podstawowych zasad etykiety. Właściwie Krueger nie spodziewał się nawet tak miłego przyjęcia po Chiarze di Scarno, która zwykle nie szczędziła okazji ku temu, by rzucić kilka niestosownych słów w jego kierunku. Nie od dzisiaj przecież było wiadomo, że Krukonka nie przepadała za jego osobą na skutek jednej nieszczęsnej i zupełnie przypadkowej rozmowy w salonie pianistki. Aż dziw zresztą, że jedno wydarzenie potrafiło wzbudzić w niej tak intensywne pokłady niechęci w stosunku do niemieckiego czarodzieja. Wydawało się jednak, że od czasu, kiedy siedemnastolatek towarzyszył pannie Vane, Chiara patrzyła na niego w nieco cieplejszych barwach, a przynajmniej nie okazywała tak żarliwie swoich emanujących chłodem emocji. Tym razem powitała go nawet przyjaznym głosem, chociaż używając niezrozumiałego dla Franza języka. To z kolei sprawiło, że chłopak przez chwilę zastanawiał się czy di Scarno nie skrywała pod nimi jakiegoś przekleństwa pod jego adresem i czy to właśnie nie temu względowi dziewczyna zawdzięczała swój dobry nastrój. - Byłoby znacznie lepiej, gdybyście mówiły w języku zrozumiałym dla wszystkich. - mruknął, kierując swoje słowa do niezwykle pięknych pań, które jednak w swoim towarzystwie zapominały o innych. Chociaż... czy Krueger powinien mieć im takie zachowanie za złe? Najlepsze przyjaciółki, które nie widziały się niemal przez całe wakacje, nie licząc przelotnych spotkań na obozie organizowanym przez dyrektora szkoły i Ministerstwo Magii, musiały porozmawiać trochę między sobą, poplotkować na tematy, które Franza i Evana najpewniej w ogóle by nie obeszły. Ślizgon odwrócił więc swoje spojrzenie na kumpla, który rzecz jasna, zapomniał o dobrych manierach i zamiast rozpocząć pogawędkę od krótkiego pytania "co u ciebie?" od razu zwrócił uwagę na ranę, o której Krueger zdążył już nawet zapomnieć. W chwili jednak, gdy usłyszał komentarz Rosiera, przesunął palcami po rozwalonym łuku brwiowym, jakby chciał się upewnić, że jego przyjaciel właśnie o ten aspekt starał się go wypytać. - Ah, to. - rzucił obojętnie, powracając dłonią na kolano swojej partnerki, w które z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu zaczął stukać palcami. Evan, niestety, nakierował jego myśli z powrotem na nieodpowiednie tory. Pierwsza lekcja oklumencji, odrodzenie się wspomnień z czasów młodości, w szczególności tych dotyczących relacji z Heinrichem, a co gorsza, obrazów towarzyszących okrutnemu mordowi swojej byłej ukochanej, o którym, poza Voldemortem, wiedział tylko ojciec niczego nieświadomej panny Vane. Wszystko to już nie tyle, co go martwiło, czy wprawiało w stan obawy co do przyszłości. Chłopak nie miał już nawet sił na myślenie o tym, co dalej. Był po prostu zmęczony wszystkimi mrocznymi wydarzeniami, które go otaczały, a właściwie nie tylko otaczały, bo sam Krueger stawał się przecież kolejnym elementem tej nieszczęsnej układanki. Nim zaś, w przeciwieństwie do Rosiera, nie zawładnęło pragnienie zdobywania potęgi. Wręcz przeciwnie, w umyśle Ślizgona górował kłębek wątpliwości, których do końca nie był w stanie rozwiać nawet Drake, choć i tak należało mu oddać, że wydobył z wnętrza Franza znacznie więcej wyznawanych przez niego przekonań i wartości niżeli on sam mógłby nazwać. - Miałem małą pogawędkę z teściem. Przed wyjazdem z Gard Manor. - odpowiedział wreszcie Evanowi po chwili namysłu i po wymownym spojrzeniu, które napotkało po drodze tęczówki panny Vane. Dziewczyna nie wypytywała go o tę sytuację zbyt dokładnie, choć pewnie sama domyślała się z jakiego powodu mógł wściec się jej ojciec. Z kolei tego, że dał się on ponieść emocjom w dość specyficznych okolicznościach, na skutek legilimenckich praktyk, Krueger nie miał zamiaru ujawniać nawet jej. Pominął również fakt, że w pewnym sensie pozwolił tatusiowi swojej dziewczyny na takie wyrazy podziękowania za opiekę nad jego córką. Można było bowiem powiedzieć, że z racji zawiązanej z Drake'iem, niepisanej umowy, Franz nie zareagował nawet nerwowo na jego cios, a już tym bardziej nie próbował się mężczyźnie odwdzięczyć. Uznał to uderzenie za wyrównanie rachunków i zaczątek zawiązywanej przez nich nici porozumienia, okowów męskiej przyjaźni pozwalającej na rozwinięcie skrzydeł i wyrwanie się z sideł największego czarnoksiężnika obecnych czasów. - Przemiły facet. Naprawdę. - dodał zaraz, a kąciki jego ust wygięły się nawet w ledwie widocznym, tajemniczym, ale za to szczerym, półuśmiechu. Nie wiedzieć dlaczego, Krueger rzeczywiście zaczynał się z nim dogadywać, mimo początkowego dystansu, jakim Drake darzył go z racji tego, że Franz był chłopakiem jej córki. Niektórych reakcji nie dało się jednak przeskoczyć, a nawet solidne porozumienie między mężczyznami nie było w stanie uśpić ojcowskiego instynktu, który uruchomił się wtedy, kiedy pan Vane stał się świadkiem jednego nazbyt intymnego wspomnienia z udziałem atrakcyjnej Jasmine. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Przedział IX Sro 19 Lis 2014, 20:48 | |
| Wyrwała się z wagonu prefektów z pewną ulgą, bo niekontrolowane spięcie z O’Connorem sprawiło, że wszyscy wpatrywali się w nią ukradkiem, z zagadkowymi minami, ciekawi skrywającej się pod ostrą uwagą tajemnicy. A jeśli było coś, na co Aristos nie miała w tej chwili szczególnej ochoty, było to właśnie przesiadywanie w przedziale pełnym sztyletujących ją wzrokiem ludzi. Zatrzasnęła za sobą drzwi, poprawiając wetkniętą za pasek sukienki różdżkę i przytulając do piersi zawiniętą w miękki, czerwony aksamit paczkę zaczęła przeciskać się pomiędzy innymi uczniami, poszukując wzrokiem tej jednej, konkretnej osoby. Wiedziała, jakie ryzyko niesie ze sobą szukanie Chiary w tej konkretnej chwili, jednakże była równie boleśnie świadoma, że przekroczenie bramy Hogwartu będąc w posiadaniu uważnie obłożonej czarami paczki absolutnie nie wchodzi w grę. Będąc uprzednio niezdolną do wyłapania ciemnych włosów i smukłej sylwetki dziewczyny na peronie przed odjazdem, musiała poświęcić nieco czasu i wysiłku na wyłowienie jej z szeregu zapełnionych uczniami przedziałów właśnie teraz. Nawet, jeśli wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że grozi to spotkaniem jego. Na samą myśl pociągnięte bezbarwną pomadką wargi zacisnęły się mocniej, a błękitne tęczówki cisnęły gromem w bogu ducha winnego pierwszoroczniaka, który przez własną nieuwagę niemal wpadł jej pod nogi. Warknęła coś tylko nieprzyjemnym tonem, a palce miętoszące materiał, którym omotano paczkę niemal namacalnie świerzbiły ją, by sięgnąć po różdżkę, wyładować irytację na dzieciaku, obwiniając go o własne drżące dłonie i ścisk w żołądku, jaki odczuwała za każdym razem gdy jej umysł choćby musnął powierzchnię rozmowy, o której z całej siły pragnęła zapomnieć. Ugodzona do żywego duma i okrucieństwo rzeczywistości z jakim się zetknęła sprawiły, że chwila słabości minęła prędko, zastąpiona chłodnym zdecydowaniem, determinacją i wolą zamiany słów na czyny, nie oznaczało to jednak, że żal został wymazany zupełnie, a ból zapomniany. Ciemne loki zatańczyły wokół jej twarzy, gdy zatrzymała się raptownie, dostrzegając wreszcie odpowiednie miejsca, pośrodku pociągu; dostrzegła Jasmine, jak zwykle oszałamiająco piękną, Franza, który najwyraźniej nie potrafił trzymać się z daleka od kłopotów i drobną Chiarę, którą Rosier niedbale gładził palcami po smukłej łydce, trzymając obie nogi dziewczyny na swoich kolanach. Uniosła brwi, powstrzymując drwiący uśmiech na wargach, przypominając sobie, ile razy obdarzał taką pieszczotą ją samą, a później stanowczo pchnęła drzwi, odsuwając je lekko. Na jej ustach zatańczył uśmiech, gdy pochylała się nad Jasmine, całując ją w policzek; subtelna woń jaśminów przylgnęła do jej twarzy, zmieszała się z ostrzejszym, choć stonowanym aromatem fiołków i winogron. - Cześć, Vane. Franz – skinęła Niemcowi głową, odgarniając włosy za ucho, a później przeniosła spojrzenie na Chiarę, odnajdując w jej brązowych oczach iskierki zainteresowania, cień zrozumienia, gdy jej wzrok padł na niesiony przez Aristos przedmiot – Chi, wybacz, ale wolałam nie wysyłać tego sową. Sama rozumiesz. Wolałabym też, żeby jej nieobecność pozostała niezauważona... – zawiesiła znacząco głos, unosząc lekko brew i wyciągając przewiązaną sznurkiem paczkę w stronę Chiary. Nie musnęła nawet wzrokiem twarzy Evana, przez moment jeszcze wpatrując się w Krukonkę; złoty zegarek na jej nadgarstku błysnął figlarnie, gdy uniosła dłoń, przeczesując palcami ciemne włosy i zerkając na Jasmine. Obdarzyła dziewczynę kolejnym uśmiechem, kątem oka obserwując twarz Franza. - Krueger, kto cię obił? Znowu ratowałeś jakąś damę z opresji? – spytała rozbawionym tonem, uśmiechając się do postawnego Ślizgona całkiem sympatycznie. Czuła na sobie ciemne ślepia, ale z rozmysłem ignorowała ich właściciela, przede wszystkim dla własnego dobra. Z chwilą, w której zamknęły się za nim drzwi, przestał mieć znaczenie. A przynajmniej tak lubiła o tym myśleć. Po chwili jednak przeniosła na niego spojrzenie, pozwoliła mu zajrzeć w bławatkowe tęczówki, zobaczyć, jak jej usta wykrzywiają się w chłodnym uśmiechu. Skinęła powoli głową, bardziej prześmiewczo, ironicznie, niż w faktycznym powitaniu. - Rosier - Nic więcej, nic, ponad to jedno słowo, a kiedy jego słodki w znajomym brzmieniu i obcy w niechęci jaką odczuwała posmak spłynął po języku, znów odwróciła wzrok, jak gdyby nigdy nic.
Ostatnio zmieniony przez Aristos Lacroix dnia Czw 20 Lis 2014, 02:37, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Przedział IX Czw 20 Lis 2014, 01:58 | |
| Krajobraz za oknem przesuwał się powoli, miarowo, tonąc w promieniach wrześniowego słońca, a przez uchylony lufcik wpadał powiew ciepłego powietrza, przesiąkniętego zapachem pól, gleby, pary i dymu ulatniającego się z kotła pędzącej lokomotywy. W delikatnych, powtarzalnych, ledwie wyczuwalnych ruchach leniwie przesuwał palcami po skórze panienki di Scarno, kreśląc na niej ten sam spiralny wzór, a jego wzrok uważnie śledził wyraz jej twarzy, łowił ciemne spojrzenie, odtwarzał w pamięci skurcze mięśni i grymasy, przywołując do siebie każdy szczegół z zaskakującą precyzją. Jego spojrzenie opadło niżej, przekraczając subtelną linię szczęki, omiotło jej szyję i zlokalizowało niewielki pieprzyk u jej podstawy, jakby upewniał się, że wciąż go tam znajdzie, a potem bez pośpiechu prześlizgnęło się po wnętrzu przedziału. Wąż zwinął się w ciasną szpulę w samym rogu siedziska, gładzony od czasu do czasu przez delikatną dłoń Chiary, a choć Rosier czuł do niego podobną niechęć, co on do niego, z pewną naturalną zupełnie fascynacją przyglądał się specyficznej więzi wężoustej z podległym jej pupilem, konfrontując ją z dotychczasową wiedzą książkową. Franz i Jasmine sadowili się na fotelach naprzeciwko, z niebywałym spokojem i pewnością przyjąwszy do wiadomości informację o niespodziewanie bliskich relacjach Evana i Chi, a dziewczyny wymieniały się na przywitanie garstką włoskich słów. I choć nie znał bynajmniej mowy italskiej, wiedza ogólna oraz pewna znajomość kilku innych języków pozwalała mu mniej więcej zorientować się w przesłaniu, jakie niosły ze sobą ich wypowiedzi. Wyczuwszy delikatnie poruszenie ze strony Chiary, wyraźnie niepewnej, jak powinna się teraz zachować, przyzwyczajonej do utrzymywania ich znajomości w tajemnicy, mocniej objął jej łydkę, tym krótkim impulsem osadzając ją na miejscu. Nie spojrzał na nią jednak, wzrok, zasnuty wyuczoną ułudą uprzejmego zainteresowania, utkwiony miał w Kruegerze. Z nabytą na przestrzeni lat spostrzegawczością przyglądał się zmianom następującym na jego twarzy i pewnemu posępnemu zamyśleniu, któremu pozwolił na sekundę przejąć nad sobą kontrolę, a jego brwi powoli unosiły się w górę. Nie mógł wiedzieć, o czym myślał Niemiec, nie znał się na legilimencji, a lekcję oklumencji, podobnie zresztą jak on, odbył tylko jedną, w dodatku niezbyt udaną, ale ta chwila dłużącego się namysłu zasiała w nim ziarno podejrzliwości, o którym nie zamierzał zapomnieć. Jego wargi wykrzywiły się w krótkim uśmiechu, kiedy usłyszał wzmiankę o teściu. — Musiałeś zrobić na nim nokautujące wrażenie — mruknął ironicznie, przesuwając palcami po zarośniętej żuchwie. I już miał dodać coś jeszcze, gdy drzwi przedziału rozsunęły się, a w wąskim przejściu ni stąd, ni zowąd zjawiła się drobna kobieca sylwetka, a wraz z nią burza ciemnych loków i subtelny zapach fiołków oraz winogron. Wiedział, że woń ta należała do niej. W letnim promieniu wpadającym przez okno nowa, wypolerowana odznaka na jej piersi błysnęła z siłą tysiąca słońc, w pierwszym momencie niemal go oślepiając. Cóż, ona i Francis zdecydowanie mieli ze sobą coś wspólnego. Zmrużył ślepia, omiatając spojrzeniem jej twarz, ubiór, odznaczenie prefekta, najwyraźniej oczekując poniekąd, że dziewczyna cofnie się, gdy zrozumie swój podstawowy błąd, a jego oczy stopniowo nabierały lodowatego, niebezpiecznego, gniewnego poblasku. Co ona tu, do cholery, robiła? Czy wystarczająco wyraźnie nie dał jej do zrozumienia, by trzymała się z dala od jego wzroku? Czy sama nie czuła takiej potrzeby, konieczności? Wydawało mu się, że wyraził się dostatecznie jasno, że wyznaczył pewną granicę dopuszczalności, wreszcie, że ugodził ją na tyle mocno, by jej nienawiść, wrogość i pogarda powstrzymały ją przed szukaniem jego towarzystwa. Och, ale była przecież dumna jak paw o różnobarwnym ogonie, przyszła, by coś mu pokazać, udowodnić. I gdyby nie był tak zaślepiony swoim gniewem, być może dostrzegłby, jak wielkich umiejętności, jak niezłomnej woli wymagała od niej ta klątwa, jak ogromnej siły potrzebowała, by się jej podjąć i nie upaść, był jednak ślepy i głuchy na wszystko, co nie napędzało jego wściekłości. Cierpliwie przeczekał tę szopkę, wodząc za nią zimnym, niewzruszonym spojrzeniem, znał przecież doskonale jej sztuczki i zwyczaje. Drgnął lekko dopiero wtedy, gdy przywitała się z Chiarą i wcisnęła jej w ramiona niewiadomego pochodzenia zawiniątko, zdawkowo tłumacząc się z kwestii, które były mu zupełnie obce. Pochwycił wzrok panny di Scarno, nieco mocniej chwytając ją pod kolanem w sposób, który bez wątpienia potrafiła odczytać jako niedopuszczalność odmowy; żądał wyjaśnień i niewątpliwie zamierzał do nich dotrzeć, nawet jeśli wiązać by się to miało ze skontrolowaniem zawartości pakunku. Jego cierpliwość zaczynała się kończyć, choć narastającą z wolna irytację wciąż jeszcze powlekała perfekcyjna maska opanowania. Zamieniwszy na pokaz kilka słów z Kruegerem, Aristos nareszcie obróciła się w jego kierunku, a ich spojrzenia skonfrontowały się na kilka sekund. Żaden mięsień na jego twarzy nie drgnął, nie powitał jej, nie pozwolił się również sprowokować. Pozostał nieprzyjemnie beznamiętny. — Obawiam się, że ten przedział jest już pełny — odezwał się spokojnie, jednakże z zimną, stalową nutą — pani prefekt.
|
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Przedział IX Czw 20 Lis 2014, 10:19 | |
| Offtop: dzisiaj tak sobie przewijałam temat od góry przyglądając się avatarom i aż parsknęłam śmiechem na koniec. :P Ciut nieprzewidziana reakcja.
Na jakiej podstawie Franz oczekiwał od Chiary przejawu uprzejmości polegającego na używaniu mowy ogólnie rozumianej przez towarzyszy podróży? Nie miała w zwyczaju sugerować się szeroko pojętymi “zasadami dobrego wychowania”. Poza tym, nie kierowała swoich słów do niego, a adresatka z pewnością zrozumiała ten pojedynczy, pieszczotliwy zwrot, którego Krukonka niejednokrotnie używała w stosunku do niej w przeszłości. Nieistotne jak długo panna di Scarno mieszkała w Anglii, w głębi serca wciąż pozostawała Włoszką, a ponadto uważała, że jej rodzimy język znacznie lepiej nadaje się do wyrażania afektu niżeli mowa mieszkańców Wysp Brytyjskich. Był cieplejszy, bardziej śpiewny, zdaniem dziewczyny po prostu ładniejszy. Czuła, jak palce Rosiera przesuwają się po jej nagiej łydce, kreśląc na niej od czasu do czasu przeznaczone jedynie dla niej komunikaty. To, czy pojmowała treść tej niewerbalnej komunikacji mogłoby być dyskusyjne, bo nie dawała niczego po sobie poznać, ale nie zabrała swoich nóg z kolan chłopaka i nie próbowała budować poniewaczasie dystansu, choćby dlatego, że i tak było już za późno na ukrywanie ich relacji, nawet gdyby Evan wciąż miał taką potrzebę. Odpowiedzi Kruegera słuchała jedynie jednym uchem, bo nie interesowało jej za bardzo to, co przytrafiało się Niemcowi. Skoro zaś ojciec Jasme uznał za stosowne w taki sposób go potraktować, na pewno sobie na to zasłużył. Poznała Heinricha i miała o nim wysokie mniemanie. Na pewno kochał córkę, dbał o nią i chciał dla niej tego, co najlepsze. Słowem, prezentował te wszystkie cechy, które ojciec, dobry ojciec posiadać powinien. Przynajmniej według Chiary, ale podobno zawsze chce się mieć to, czego się nie posiada. Nie zauważyła więc tego zawahania w głosie i spojrzeniu chłopaka, nie interesowałoby jej to z resztą, gdyby w ogóle znała go dość dobrze, aby równie subtelne niuanse móc wychwycić. Nade wszystko jednak coś innego przyciągnęło w tym momencie jej uwagę. Nie mogła ukrywać, że czekała na Aristos, czekała przede wszystkim na księgę, ale jej właścicielka nieoczekiwanie dla wszystkich znających szczegóły ich wcześniejszych relacji, także znalazła się w kręgu szczególnych zainteresowań panny di Scarno. Nic więc dziwnego, że kiedy drzwi otwarły się ukazując drobną sylwetkę Gryfonki, usta Chiary wygięły się w delikatnym uśmiechu, a oczy zaświeciły łagodnym blaskiem pożądania, kiedy dostrzegła owinięty w materiał pakunek. Jedynie na kilka chwil oderwała spojrzenie od młodej Lacroix, przenosząc je na Rosiera, który ponownie stężał i przywdział na twarz maskę lodowatej obojętności, do której Włoszka sama tak często się odwoływała. Do pewnego stopnia ta sytuacja zwyczajnie ją bawiła. Bo oto on, który wcześniej poświęcał Aristos tak wiele atencji, przyglądał się jej w tej chwili z graniczącym z niechęcią zobojętnieniem, a ona, do niedawna mająca wiele zastrzeżeń co do młodszej koleżanki, wyczekiwała jej, wyczekiwała wszystkiego, co obiecywała sobie po krótkiej, listownej korespondencji. Skinęła głową w odpowiedzi na słowa dziewczyny i wyciągnęła ręce po pakunek. Blade palce chciwie zacisnęły się na materiale, który skrywał sporych rozmiarów księgę. Chiara wiedziała dokładnie, co ukazałoby się jej oczom, gdyby odgarnęła cienką przesłonę. Toporna, skórzana, tłoczona okładka nie zapowiadająca ogromu i wagi wiedzy, którą można było znaleźć na cienkich jak liście stronicach. - Nie martw się, zadbam o nią dobrze. - odrzekła tylko cicho, nie odrywając spojrzenia od cennej przesyłki i ignorując zupełnie Rosiera, któremu wyraźnie nie podobała się nowa linia porozumienia pomiędzy nią, a Aristos. Nie, żeby miało to cokolwiek zmienić. Rosier mógł sobie nienawidzić kogo tylko zechciał, nie wpływało to jednak na to, czego oczekiwała od życia i otaczających ją ludzi Chiara. Podobnie nieistotne było dla niej napięcie, które nagle zawisło w powietrzu, zagęszczając atmosferę i sprawiając, że nastrój przyjemnego odprężenia prysnął niczym mydlana bańka. Prawdę powiedziawszy, gdyby zechciała przysłuchiwać się wymianie zdań, zapewne byłaby po prostu rozbawiona postawami obecnych w przedziale osób. Zwłaszcza tych dwóch konkretnych. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Przedział IX Pią 21 Lis 2014, 00:25 | |
| Nie mogli lepiej trafić? To była kwestia gustu i temat szerokich rozważań. Jasmine nie przeszkadzała jakoś szczególnie obecnosć Rosiera - był kapitanem w jej drużynie i dodatkowo grali na tej samej pozycji - współpraca musiała być ich mottem. Chyba, że chodziło o co wieczorne walki o wejście w posiadanie fotela przed kominkiem. Wtedy nie było litości. Jas miała wyrobione zdanie o Rosierze i było w nim coś takiego, co jednocześnie przyciągało jak i odpychało. Natomiast obecność panny di Scarno to było jak błogosłąwieństwo. Idealne zbalansowanie wybuchowego charakteru Jasmine, który przy Kruegerze sięgał rangi katastrofalnego. Niekiedy oczywiście. Dawno się nie widziały, a wspólna podróż w jednym przedziale była miłą niespodzianką. Jasmine posłała Franzowi rozbawione spojrzenie. -Właśnie umówiłyśmy się na przypominanie sobie dzisiaj wieczorem wspólnie spędzonych chwil pod prysznicem w szatni Ślizgonów. -przesunęłą spojrzenie na Włoszkę i mrugnęła do niej dyskretnie. A czemu by nie zostawić to wszystko w okowach tajemnicy? Panna Vane rozsiadła się wygodnie, czując dłoń Kruegera na swoim kolanie. W ich wykonaniu to i tak było dość pruderyjne. Oczywiście wszyscy zauważyli ranę na łuku brwiowym chłopaka. Jas tylko wywróciła oczami, słuchając tłumaczeń swego lubego. Miała świadomość tego, że to Drake spowodował ranę na twarzy Franza. A ten, ilekroć pytany odmawiał odpowiedzi. Jasmine w końcu dała za wygraną i wzruszyła tylko ramionami, domyślajac się, za co jej tata mógł komuś przywalić. I to na pewno tyczyło się jej skromnej osoby. Jak zwykle. -Najwyraźniej Ci się należało, jako przykładna córka nie śmiem negować decyzji mojego ojca. -rzuciłą w niewybrednym komentarzu, posyłając Franzowi ironiczny uśmieszek. Skinęła tylko leniwie głową, gdy Chi odżegnywała się od opieki nad Lasarusem, którego po prawdzie Jas w ogóle nie poznała. -Nie żebym za nim tęskniła czy coś... -wygięłą usta ku górze, znacząco. Kolejne dywagacje na ten temat przerwało wparowanie Aristos. Jasmine przyjęła na policzek lekki pocałunek, przypominający muśnięcie skrzydeł motyla, na których przypadkiem, bladym świtem wytworzyła się rosa. Oddała czułość w gładki policzek Gryfonki. Słuchała, co ciekawego ma do powiedzenia Aristos, a jej srebrna odznaka prefekta lśniła. -Warto mieć jakieś znajome szychy. -mruknęłą w ramach gratulacji. Nie uszło jej uwadze, że Evan zrobił się spięty i wyraźnie obserwował każdy ruch młodej Lacroix. Podejrzane, co mogło poróżnić tę dwójkę. -Ratowanie dam z opresji Franz ma już we krwi, której zdążył już tyle przelać... lub z jego powodu się przelało. -dodała to już tak cicho, że tylko Franz siedzący tuż obok niej mógł to usłyszeć. Jak zwykle ta niefortunna zazdrość pojawiała się w jej głosie. Jak zwykle. Lecz w tej chwili czekoladowe spojrzenie skoncentrowało się na tym małym spięciu w wykonaniu Evana i Aristos. Wolała nie zabierać głosu. Jeszcze. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Przedział IX Nie 23 Lis 2014, 02:31 | |
| Franz zdecydowanie nie oczekiwał po Chiarze ani krzty sympatii. Raczej zaskoczony był tym, że dziewczę nie obdarowało go ani chłodnym spojrzeniem, ani niewybrednym komentarzem. To, że nie rozumiał jej słów i nie zdawał sobie sprawy z tego do kogo są one skierowane, przyjmując być może bezpodstawnie, że do niego, pozostawało inną kwestią. Bynajmniej nie uważał również, by posługiwanie się językiem włoskim było czynem nikczemnym. Zwracał jednak uwagę na to, że konwersacja prowadzona półsłówkami, bądź właśnie w mowie nieznanej co najmniej połowie obecnych w przedziale osób zdawała się zachowaniem nieodpowiednim. W każdym razie, czy tak naprawdę ten problem zajmował jego myśli? Chłopak szybko znalazł sobie inny obiekt zainteresowania, chociaż może należałoby stwierdzić inaczej, bez zbędnych skojarzeń - punkt odniesienia, jakim był Rosier. Kolejny jego żartobliwy w swym wydźwięku komentarz nie umknął uwadze niemieckiego czarodzieja. Ba, kąciki Kruegera uniosły się nawet lekko ku górze na wspomnienie wydarzenia z gabinetu Drake'a w Gard Manor. Ciekawe tylko, czy należało tę reakcję oceniać już w kategorii skłonności masochistycznych, czy może jednak potraktować jako przejaw dystansu do samego siebie. Niezależnie jednak od przyczyn, Franz nie miał nic przeciwko poczuciu humoru, jakim często raczył go jego ślizgoński kompan, a które zdecydowanie nie przez wszystkich było rozumiane i akceptowane. Siedemnastolatek nie zdążył odpowiedzieć. Przerwał wpół zdania, wspominając coś o ojcu Jasmine, bowiem do przedziału wkroczyła kolejna, znajoma osoba, mianowicie Aristos Lacroix. Gryfonka, którą pewnie większość uczniów kojarzyło z tego, że na meczu quidditcha między Wężami a Lwami kibicowała tym pierwszym. Trudno powiedzieć, czy tiara miała jakiś ukryty cel w przydziale dziewczyny do Domu Godryka, czy może popełniła jeden z niewielu błędów, które ponoć zdarzają się każdemu. Krueger nie wnikał nigdy w tę decyzję, tak samo zresztą, jak i nie zagłębiał się w charakter relacji łączącej go ze wspomnianą powyżej osóbką. To prawda, że kiedyś uratował ją z opresji, a mówiąc dokładniej, złapał ją, kiedy ta spadała z agresywnego wierzchowca, jednak nigdy nie przywiązywał wagi do tego zdarzenia. Poza tym, ze względu na okoliczności spotkania, rozpatrywałby pewnie tę znajomość pod katem tylko jednego celu, a ten już dawno został przekreślony z racji tego, że Evan traktował pannę Lacroix jak siostrę. Siostry kumpli zaś zawsze były świętością. Tym razem Ślizgon nie silił się nawet na odpowiedź na pytanie zadane mu przez Aristos. Jego wybranka bowiem zwolniła go z tego obowiązku, co Krueger skwitował jedynie nagłym wybuchem śmiechu. Nie śmiałby jednak zaprzeczyć, że w obronie bliskiej mu kobiety, wystąpiłby jako pierwszy. Nawet, gdyby taka interwencja miała okazać się dla niego opłakaną w skutkach. Skinął jednak, z grzeczności, głową na przywitanie, nie włączając się do dyskusji, gdyż jego spojrzenie skoncentrowało się na oknie w przedziale, przez które po chwili wpadła ciemnoszara sowa. W dziobie trzymała liścik zaadresowany właśnie do Franza. Chłopak nie spodziewał się żadnych wieści od znajomych mu osób, jednak podniósł się wyraźnie zaskoczony z kanapy i wyciągnął kopertę, by zaraz po jej otwarciu pogrążyć się w lekturze. I o ile początkowo rzeczywiście był tylko zaskoczony, tak po odczytaniu treści listu, można było powiedzieć, że jego twarz wyrażała wyjątkowe wręcz poruszenie. Niemiec pamiętał jeszcze ten mały występ, którym ugościł na bankiecie zaproszone przez swojego ojca szychy. Nie zapomniał także o rozmowie z wiceministrem i jego małżonką o jego potencjalnej karierze jako wokalisty. Musiał jednak przyznać, że nie spodziewał się żadnej informacji ze strony menadżera, podczas gdy okazało się, że mężczyzna rzeczywiście jest zainteresowany spotkaniem. - Może zarobię na nasze mieszkanie w centrum. - mruknął z uśmiechem w kierunku Jasmine, podając jej kopertę z ozdobną czerwoną pieczęcią. Podczas pobytu w Gard Manor chłopak nie chwalił się swojej dziewczynie wyrazami uznania ze strony wiceministra ani jego obietnicą rekomendacji. Właściwie, kto wie, czy ze względu na to, że nie chciał zapeszyć, czy może po prostu dlatego, że nie przywykł jeszcze do tego, by dzielić się z drugą osobą wszystkimi wydarzeniami ze swojego życia. Korzystając z chwili wolnego czasu, zanim panna Vane zapozna się z treścią wiadomości od pana Fenwicka, Krueger nabazgrał na pergaminie odpowiedź i przekazał ją sowie należącej do kogoś, kto mógł wspomóc go w realizacji największych marzeń. Rzecz jasna, na drodze do sobotniego spotkania w Hogsmeade nie stały żadne przeszkody, a wręcz przeciwnie. Franz był podekscytowany na samą myśl o tym, że mógłby zawiązać współpracę z jednym z najbardziej prężnych managerów, a w przyszłości, możliwe, że stanąć na scenie, oddając przy tym hołd swemu mistrzowi przy akompaniamencie braw szerokiej publiki. W tym całym zamieszaniu niemiecki czarodziej z niemałym opóźnieniem zdał sobie sprawę z tego, że atmosfera w przedziale uległa diametralnej zmianie. Niedawna lekkość i odprężenie ustąpiło miejsca wyraźnej nerwowości , a wzajemna niechęć dwojga uczniów wisiała w powietrzu. Franz obserwował to twarz Rosiera, to Aristos, starając się z nich wyczytać, jakie są powody, dla których ta dwójka zachowuje się co najmniej dziwnie. Wydawało się jednak, że Krueger nie dowie się niczego więcej prócz tego, że Evan najwyraźniej nie miał ochoty na takie towarzystwo. Niemiec zaś i tak musiał ochłonąć trochę na skutek natłoku wrażeń, toteż wyciągnął z kieszeni marynarki paczkę papierosów i przesunął dłoń w kierunku swojego przyjaciela. - Fajka? - zapytał, jakby jego towarzysz nie potrafił domyślić się, jaka jest propozycja, już po samym geście Franza. Oczywiste jednak było to, że panowie nie zamierzali smolić w przedziale. A przynajmniej Krueger nie planował zaczadzać i tak ciasnego już pomieszczenia. Prawdę powiedziawszy, siedemnastolatek wypatrzył jedno miejsce w korytarzu już podczas poszukiwania przedziału, po wejściu do Hogwart Expressu. Znajdowało się ono tuż obok przestronnego okna, między dwoma wagonami pociągu. I cóż z tego, że niedaleko "lokum" prefektów. Któżby przejmował się ich reprymendami? Obecności Aristos natomiast Niemiec w ogóle nie traktował jako zagrożenie, skoro panna Lacroix znała wszystkich w przedziale i raczej wątpliwe było to, by zapragnęła prawić im morały i przypominać o zakazach ustanowionych w szkolnym regulaminie. A jednak chwila relaksu przy papierosie, poza przedziałem, zdawała się teraz najodpowiedniejszym pomysłem... |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Przedział IX Pon 24 Lis 2014, 19:52 | |
| Ulga, jaką poczuła oddając Chiarze księgę spłynęła miękko po kręgosłupie, sprawiając, że dziewczyna odprężyła się nieco, odetchnęła; brązowe oczy Krukonki miały w sobie coś uspokajającego, coś, co przynosiło otępienie i stałość w momencie największego rozbicia. Panna di Scarno zawsze wydawała się Aristos osobą z kompletnie innego świata, zupełnie niepasującą do ludzi, którzy ją otaczali. Kompletnie nie potrafiła też zrozumieć jakim cudem ktoś taki jak Chiara skusił się na odkrywanie kolejnych warstw osobowości Rosiera, mniej lub bardziej odstręczających zwykłych ludzi – z jakiegoś powodu to połączenie wydawało jej się nieprawidłowe, nienaturalne. Zaburzało coś, czego nie powinno się zaburzać, wzbudzało potok myśli i podejrzeń, wyróżniało się na tle krajobrazu życia w wyjątkowo wyraźny sposób. Ale trwało. Przynajmniej dopóki któreś z nich nie postanowi inaczej. Otrząsnęła się z tych myśli, posyłając Chi ukradkowe spojrzenie, gdy Jasmine wtrąciła się w jej rozmowę z Franzem, sprawiając, że Gryfonka zawtórowała chłopakowi cichym śmiechem; tężejące w powietrzu napięcie pulsowało delikatnym ciepłem na jej nadgarstku, w miejscu, w którym zapięty był zegarek od Rosiera. Zerknęła na niego, unosząc lekko brwi, a później napotkała wilcze spojrzenie samego Evana, marszczącego czoło w wyraźnie niezadowolenia; a chociaż powitała go w sposób, ocierający się o granice dobrego wychowania i tego, jak powitać go powinna, coś w wyrazie jego ust, w skrzywieniu warg, w stalowym błysku w oku sugerowało nieuchronną burzę. Zignorowała to, bezceremonialnie i spokojnie wracając do rozmowy z Jasmine, a kiedy sięgała dłonią za siebie, by znaleźć klamkę i opuścić przedział, Ślizgon wreszcie raczył się odezwać – dźwięk jego głosu sprawił, że na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie, dopiero po chwili jednak zarejestrowała w nim nuty, od których robiło się zimno, a na samym końcu treść wypowiedzianego przez Rosiera zdania. Gdyby tylko wiedział kiedy trzymać język za zębami, być może do niczego by nie doszło: Aristos nie zamierzała prowadzić z nim wojny, nie zamierzała też specjalnie pchać mu się pod nos, skoro urażona duma jego wysokości wyraźnie sugerowała jej, by tego nie robiła. Jednocześnie nie miała również zamiaru pozwolić, by zachowywał się jakby cała jego osoba stanowiła centrum wszechświata, a wszyscy znajdujący się wokół niego ludzie byli zintegrowanymi z nią elementami, do których nie wolno podchodzić bez pozwolenia. Powoli przeniosła na niego wzrok, uśmiechając się złowróżbnie, a bławatkowe oczy zapłonęły jakimś kocim blaskiem, zamigotały fioletowym refleksem, gdy różdżka za jej paskiem zaczęła rozgrzewać się od wrzącej w dziewczynie mocy. - Jak słusznie pan zauważył, panie Rosier, jestem prefektem. Co oznacza, że wolno mi przebywać gdzie mam ochotę i kiedy mam ochotę. To po pierwsze – powiedziała spokojnie, pieszczotliwie przesuwając palcami po cedrowym drewnie – Po drugie, czego nie raczył pan zauważyć, właśnie wychodziłam. Radzę więc następnym razem trzymać oczy szeroko otwarte i mieć baczenie na to, co dzieje się w pańskim otoczeniu. W przeciwnym razie może pan przeoczyć coś ważnego. A tego przecież wcale nie chcemy – uśmiechnęła się drwiąco, prześmiewczo, z całej siły próbując trzymać nerwy na wodzy, a kiedy zobaczyła drgnięcie mięśni na jego szczęce, uniosła lekko brew. Zarost, jaki zapuszczał gorliwie od kiedy podsunęła mu ten pomysł dodawał mu lat, powagi i czegoś buńczucznego, czegoś przyjemnego dla oka, co miała okazję zauważyć dopiero teraz, gdy lepiej mu się przyjrzała. Zmężniał podczas wakacji, wyrósł, wydoroślał, jednak z czasem miało się okazać, że jedynie z zewnątrz. Skinęła głową w kierunku Chi, otwierając drzwi od przedziału, najwyraźniej z zamiarem opuszczenia go. Zrobiła krok, drugi, a po chwili znieruchomiała na sekundę, nim znów się odwróciła by posłać Ślizgonowi wyzywające spojrzenie. - Swoją drogą, panie Rosier, czy ostatnio posprzeczał się pan z lustrem? Jako prefekt muszę dbać nie tylko o zachowanie, ale i o prezencję uczniów, prosiłabym więc o odpowiedź: wybiera się pan do szkoły, czy na zlot ludzi pokłóconych z higieną osobistą? - 10 dla Slytherinu, za niechlujstwo – coś słodkiego, jadowicie miękkiego w jej głosie powinno go ostrzec, powinno w czas pozwolić mu na reakcję. I zapewne, tak by się stało, gdyby Ślizgon raczył poświęcić dziewczynie nieco więcej uwagi – nie raczył, nic więc dziwnego, że wyciągnięta przez nią różdżka i wymruczane pod nosem zaklęcie golące zdążyło mu umknąć. Przynajmniej do czasu, gdy jego wypielęgnowany, wychuchany zarost nie odpadł falą czarnego, smętnego pyłu, pozostawiając szczękę byłego właściciela gładką jak lustrzana powierzchnia. Aristos wsunęła różdżkę za pasek i uśmiechnęła się ze złośliwą satysfakcją. - Od razu lepiej. Jas, Chi. Franz. Miłej podróży – rzuciła radosnym tonem, odwracając się na pięcie i wychodząc jak gdyby nigdy nic. I choć wiedziała, że to, co zrobiła było małostkowe, podłe i najzwyczajniej w świecie, cóż, iście ślizgońskie, właściwie nie miała nawet ochoty na poczucie winy. Głupia mina Rosiera wynagradzała wszystkie dotychczasowe krzywdy.
[zt] |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Przedział IX Czw 27 Lis 2014, 23:15 | |
| Nie zainteresował go błysk w jej oczach ani ten uśmiech, który nigdy nie wróżył faktycznej wesołości. Omiótł jej twarz obojętnym spojrzeniem, połyskującym jedynie odrobinę czymś chłodnym i odpychającym, a potem ponownie zwrócił swą uwagę na Kruegera, tym jednym gestem dając jej znać, że to nie żadna dyskusja, a on zakończył z nią rozmowę, nim jeszcze się zaczęła. Nie szukał zaczepki, nic podobnego, najchętniej nie oglądałby jej w ogóle; zwyczajnie nie życzył jej sobie tutaj, tak jak ona jego w Emerald Fog kilka tygodni temu, i zupełnie nie interesowało go, co sobie o tym pomyśli. Nie lubił odmowy, zachwianej kontroli, nie przyjmował ich do wiadomości i nie zamierzał tolerować, nie ulegał jednak emocjom tak łatwo jak Aristos, nie dawał się sprowokować bez przyczyny, a jego gniew, choć nie odstępował go niemal o krok, był czymś znajomym, przyswojonym, pielęgnowanym, zwykle trzymanym w zimnych okowach samokontroli. Gdy więc zaczęła mówić, powołując się, kto by pomyślał, na swoją odznakę prefekta, nawet na nią nie patrzył, ślepy i głuchy, niewzruszony, na swój sposób przygotowany na taki rozwój sytuacji. Nie miał jej bowiem nic więcej do powiedzenia, niczego więcej nie chciał wysłuchać, po części też wiedział, że to zirytuje ją bardziej niż słowa. — Palę Ogniomioty — mruknął w odpowiedzi na propozycję Franza, potrząsając czerwoną paczką z ruchomym wizerunkiem smoka i krótkim hasłem promocyjnym wijącym się wzdłuż jego kolczastego grzbietu: Palisz jak smok? To produkt dla ciebie! Wysunął jednego papierosa i wetknął go między wargi, a wówczas, jakby coś tknęło go i nagle przypomniał sobie o obecności Aristos, przeniósł na nią spojrzenie ciemnych ślepi, lekko unosząc przy tym brwi. — Nie chciałbym się powtarzać, Lacroix. Tym razem jego głos wybrzmiał subtelnym ostrzeżeniem, dając jej do zrozumienia, że jej lśniąca odznaka prefekta mogłaby być równie dobrze stalową plakietką szychy Ministerstwa, a i tak nic by to nie zmieniło, bowiem w swoich relacjach pozostawali wciąż wyłącznie Evanem i małą Aristos, którą na zawsze już wiązać z nim będzie specyficzna więź starszeństwa i zależności, jaka dawała mu nad nią szczególną władzę. A on zaczynał się niecierpliwić. Ze wszystkich zaś rzeczy, których nigdy nie powinna robić, a były wśród nich bez wątpienia desperackie runiczne rytuały miłości, podnoszenie na niego różdżki było jedną z najgłupszych. Kiedy więc spokojnie odprowadził ją wzrokiem do drzwi przedziału, przez moment wydawało mu się może nawet, że zniknie na korytarzu, szukając własnych spraw, unosząc się swoją dumną, szybko przypomniał sobie jednak, z kim ma do czynienia. Jego twarz stężała jeszcze bardziej, kiedy cofnęła się do środka, po raz kolejny ignorując jego słowa, lecz nie zdążył zareagować, bo zupełnie nagle, nie mając właściwszego punktu odniesienia, postanowiła skrytykować jego zarost, do którego nie tak dawno temu jeszcze tak żywo go namawiała. Uniósł brwi w ironicznym geście, nie skrzywił się nawet, gdy lekko odjęła Ślizgonom 10 punktów za niechlujstwo, kiedy jednak jej dłoń powędrowała w kierunku różdżki, zupełnie instynktownie, automatycznie sięgnął po swoją, a trzeba przyznać, że quidditch wypracował w nim niezły refleks. I choć na jego ustach rodziła się już nieprzyjemna klątwa, którą mogłaby przypłacić swoją upartość, głupotę oraz niewinną złośliwość, jej zaklęcie błysnęło krótko, pozornie nie czyniąc mu nic, a potem jego zarost opadł i zamienił się w pył. Zaskoczony, zmarszczył czoło i uniósł dłoń do twarzy, przesuwając palcami po wygładzonej szczęce. To wszystko na co cię stać, Lacroix? Durna, dziecinna zagrywka, którą starasz rekompensować sobie uczucie porzucenia? Wzniósł na nią wzrok, obracając w palcach swoją różdżkę, a potem schował ją ponownie za paskiem spodni. — To wszystko, Lacroix? Skoro zajmujesz się higieną uczniów, zadbaj też o czystą bieliznę O’Connora, bo z tym również może nie radzić sobie sam. A teraz precz. — Odwrócił od niej wzrok, po chwili już jej jednak nie było. Ze zmarszczonymi brwiami odpalił trzymanego w ustach papierosa, nie dbając o komfort swoich współpasażerów, a następnie niedbale przeczesał palcami swoje włosy, wygodniej rozsiadając na fotelu. Na Chiarę nie patrzył w ogóle, będzie mu jeszcze winna odpowiedzi, w odpowiednim czasie. Nieco leniwie wodził kciukiem po żuchwie, przyzwyczajając się do gładkości świeżo ogolonej skóry, w gruncie rzeczy jednak ciężko go było nawet nazwać wściekłym. Był dziwnie obojętny, może odrobinę rozdrażniony. — Straciłem punkty, zanim przekroczyłem próg szkoły. Tego już nie przebijesz, Krueger — mruknął zaskakująco lekko i spokojnie, nawiązując do zakładu, który zawiązali kiedyś w trzeciej klasie, prześcigając się w tym, kto pierwszy zgarnie garść ujemnych punktów. Przeszedłszy nad tym incydentem do porządku dziennego, zupełnie jakby Aristos nie była kimś, o kim warto w ogóle dyskutować, zaciągnął się papierosem i pytająco wskazał na list, który Jasmine trzymała w dłoniach. Pociąg jednakże wciąż posuwał się naprzód, mijając pola, coraz to bardziej ocienione, tonące w pomarańczowo-złotym blasku znikającego za horyzontem słońca. Podróż powoli dobiegała końca, ich ostatnia podróż w kierunku Hogwartu.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Przedział IX | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |