|
| Autor | Wiadomość |
---|
Porunn Fimmel
| Temat: Przedział VI Pon 17 Lis 2014, 22:51 | |
| Zaklepuję numerek przedziału. Vincent Pride i Porunn Fimmel oraz Ci co wpadną z braku wolnego miejsca.
~*~*~*~
Porunn odetchnęła i chwyciła za walizkę, z zamiarem rzucenia ją na półkę nad siedzeniem. Vincent jednak ją ubiegł, robiąc to za nią. Spojrzała tylko na niego i skinęła głową w podzięce. Usiadła przy oknie, po czym wyjęła z podręcznej torby pudełko fasolek wszystkich smaków, kładąc je na stoliku, aby i chłopak miał do nich dostęp, jeśli chciałby się poczęstować. Przez dobrą chwilę milczała, zastanawiają się nad tym, co teraz robiła Aria. Patrzyła na nią znów z takim wyrzutem, jakby Porunn po raz kolejny ją zraniła. Była zła na nią, że się zdenerwowała na Skai, która perfidnie ją zignorowała? Wyglądało na to, że teraz to wszystko, co pomyślała i robiła Porunn w towarzystwie swojej siostry prowadziło do kolejnych kłótni. Nie chciała, żeby to tak wyglądało, jednak spojrzenie, jakim obdarzyła ją siostra sprawiło, że Ślizgonka straciła chęć do czegokolwiek, a już szczególnie na powrót do Hogwartu. W milczeniu spojrzała w okno, opierając brodę na dłoni. Nie lubiła dziewczyn, którymi otaczała się jej bliźniaczka, jednak musiała to zaakceptować. W końcu nie zabroni jej spotykania się z kimkolwiek, w końcu nie trzymała jej pod kloszem ani nic z tych rzeczy. Wypuściła w końcu powietrze z płuc i zerknęła na siedzącego naprzeciwko chłopaka. Przechyliła głowę lekko w bok, spoglądając mu w te jasne oczy, zastanawiając się nad podjęciem jakiejś rozmowy. Nic w tej chwili nie wpadło jej do głowy, a o Arii nie miała zamiaru rozmawiać. Były rzeczy, które powinny pozostać w rodzinie i nie ujrzeć światła dziennego. Uznała, że sprawa jej siostry była tylko i wyłącznie jej, z problemem musiała uporać się sama. - Poznałeś Chanta... – zaczęła. To był jedyny temat jaki wydawał się jej w tej chwili neutralny, na który mogli swobodnie porozmawiać. W końcu była mu winna wyjaśnienia swojego dziwnego zachowania w obecności Lucy. Nie chciała, żeby Pride zrozumiał to inaczej, niż było w rzeczywistości. Zdawała sobie sprawę, że po szkole krążyły już plotki, w których mówiono, że Porunn zdjęła spodnie Chantowi. Owszem, tak było, jednak nie zrobiła tego dlatego, aby zobaczyć co miał pod spodem. Znała mnóstwo zaklęć, lubiła się nimi bawić, jednak w pewnych sytuacjach nie myślała nad tym, których używała. Po prostu się stało, trudno się mówi. - Jest dziwny… - podjęła, po czym spojrzała gdzieś w bok, aby na chwilę uciec od tego intensywnego spojrzenia Vincenta, które zdawało się przeszywać ją na wylot. – Pozwolił sobie na zmacanie mojego tyłka podczas drugiego etapu obozu, a ja rzuciłam losowe zaklęcie. Eh, wypadło na portengo – wzruszyła ramionami, po czym znów na niego spojrzała. Zastanawiała się nad tym, o czym teraz myślał. Był rozbawiony całą sytuacją? A może zdenerwowany? Nie wiedziała. Sprawa z jej siostrą całkowicie odebrała jej motywację do czegokolwiek. Miała ochotę wrócić do domu, albo zaszyć się w dormitorium i nie wychodzić przez najbliższe kilka dni. Zacisnęła dłonie, po czym spuściła wzrok i napięła mięśnie, walcząc z tym, aby się nie rozpłakać, i to bynajmniej nie z powodu Lucy Chanta. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Przedział VI Sro 19 Lis 2014, 00:18 | |
| Kiedy zasiedli naprzeciwko siebie nie potrzeba było dużo czasu, aby Vincent mógł zauważyć, że Porunn wcale nie jest najszczęśliwszą osobą na świecie. Prawdopodobnie nie była nawet w połowie dystansu i najwyraźniej nie zamierzała tego ukrywać. A może nie potrafiła lub nie chciała zamykać się przed Pride'em, skoro byli parą? Nie ważne czy chcieli siebie nawzajem wykorzystać czy też nie. Nie skorzystał z subtelnego przyzwolenia na częstowanie się fasolkami wszystkich smaków, wolał nie ryzykować wylosowania jednego z tych smaków, które podkłada się najgorszemu wrogowi. Zamiast tego wbił spojrzenie intensywnie niebieskich oczy w sylwetkę dziewczyny, a szczególnie twarz, chcąc wyczytać z niej jak największą ilość emocji. Była zmartwiona, może nieco zirytowana i rozdrażniona, więc zapewne każda inna osoba zdecydowałaby się na wejście z nią w kontakt tylko za pośrednictwem patyka. W grę wchodził jeszcze kombinezon ze smoczej skóry, jednakże wszyscy wiedzą, że zdenerwowana kobieta to broń masowej zagłady rangi bomby atomowej. Vincent jednak nie bał się Fimmelówny, ponadto wiedział, że w razie jakiegokolwiek ataku będzie w stanie się obronić bez najmniejszych problemów. Uniósł brew na wzmiankę o perypetiach z obozu. Najwyraźniej Luca miał wielkie szczęście, że Ślizgon został uświadomiony tak późno, w przeciwnym razie skrzaty z hogwardzkiej kuchni dostałyby wieczorem dodatkową porcję mielonki do kolacji. Przesada? Niekoniecznie, po prostu każdy pretekst jest dobry. - Nie trudno zauważyć, że chłopak jest...specyficzny. Powiedz po prostu jak bardzo go nie lubisz w skali od Upiorogacka do Avady. Zajmę się tym. - uśmiechnął się szeroko, wyciągając z torby opakowanie z czekoladową żabą. - A wiesz co jeszcze zauważyłem? Wstał ze swojego miejsca, by przesiąść się tuż obok Fimmelówny, podsuwając jej czekoladowy przysmak, następnie obejmując ją ramieniem. Miał nadzieję, że nie odniesie to skutku odwrotnego do zamierzonego. - Że martwisz się odkąd ruszyliśmy. Niech zgadnę, kłopoty na siostrzanej linii? Nigdy nie miałem siostry, ale z doświadczenia znajomych wiem, że takie problemy przechodzą, tym szybciej, im bliżej jest ze sobą rodzeństwo. Wy zaś jesteście prawie jak jeden organizm, więc podejrzewam, że jeszcze dzisiaj wszystko się wyprostuje. - puścił jej oko, by sięgnąć drugą ręką jeszcze raz do wnętrza torby i wyjąć z niej nic innego jak nowy numer Lustra, który został mu przyniesiony nie tak dawno temu. - Poza tym - chcesz zacząć planować ślub czy najpierw zastanowimy się nad imionami dzieci? Jestem za bliźniakami - Avada i Kedavra. - zaśmiał się podsuwając czasopismo Ślizgonce. - No i jest tam nawet wzmianka o mojej bieliźnie, wiesz? Pomyśl jaka naiwna jest redakcja, skoro tak swobodnie publikuje takie treści, nie zważając na fakt, że zostanie przerobiona na spaghetti. Chcesz zabawić się ze mną w program kulinarny? Jeśli to jej nie rozluźni to już nie wiedział co ma zrobić. Złowić Puchona i zrobić jej kurs pod patronatem Ikei? Czemu nie. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Przedział VI Sro 19 Lis 2014, 01:06 | |
| Mogła się spodziewać, że Vincent odczyta z jej wyrazu twarzy fakt, że nie czuła się tego dnia zbyt dobrze. Sytuacja powoli ją przerastała, a kłótnie z siostrą stawały się coraz częstsze. Miała wrażenie, że krok po krok się od siebie oddalały. Nie chciała tego. Przygryzła wargę, odrzucając na bok te okropne myśli, nie wyobrażając sobie życia bez siostry u swojego boku. Nawet gdyby ta chciała odejść, nie puści jej, nie dobrowolnie. Chciała w tej chwili po prostu zniknąć, schować się i przestać istnieć. Rzadko dopuszczała do siebie takie myśli, uważając, że były oznaką słabości, a to zdecydowanie nie pasowało do silnej i zdecydowanej Porunn. Wyprostowała się, biorąc głęboki wdech, starając się na chwilę zapomnieć, że w tej właśnie chwili Aria, zamiast siedzieć razem z nią, poszła spędzić ten czas z Yumi i Skai. Gdyby w przedziale znajdował się ktoś, na kim jej nie zależało, pewnie chwilę później trzeba byłoby go zeskrobywać ze ściany. Był jednak tylko i wyłącznie Vincent, a jemu nie miała zamiaru nic robić, nie teraz, kiedy jako jedyny zdecydował się zostać. - Oh, przestań. Nie jest warty zachodu, szczególnie Twojego. Lepiej wziąć za cel kogoś wartościowego, niż taki Chant – odpowiedziała na słowa Vincenta, dając mu do zrozumienia, że jeśli Luca trzymał się od niej z daleka i nie podchodził na odległość mniejszą niż jeden kilometr, to mógł spokojnie sobie żyć i uprzykrzać życie komuś innemu. Uniosła brew, gdy wyciągnął pudełko z czekoladową żabą i wstał, aby zmienić miejsce, siadając obok niej. Zamknęła na chwilę oczy, gdy objął ją ramieniem, przyciągając tym samym do siebie. Ciepło jego ciała uderzyło ją z niesamowitą siłą, a charakterystyczny zapach ziemi, krwi i perfum załaskotał w nozdrza. Widok słodkości, którą podsunął jej pod nos, wywołał na twarzy dziewczyny lekki uśmiech. Ujęła opakowanie w dłonie, po czym otworzyła je, słuchając jego wywodu na temat siostry. Gdyby to wszystko było takie proste, to może by mu przytaknęła. Sprawa jednak wydawała się o wiele bardziej skomplikowana, a Porunn nie wiedziała za bardzo jak to wszystko odkręcić. W milczeniu przepołowiła czekoladową żabę, po czym wsunęła kawałek do jego ust, spoglądając w jego oczy. Opuszkami palców delikatnie musnęła dolną wargę chłopaka, po czym odsunęła dłoń i sama zjadła swoją część. - Może tak będzie, może nie. Nic już nie wiem, nawet nie chce mi się o tym myśleć – powiedziała po chwili ciszy i wzruszyła ramionami, nie chcąc poruszać tematu Arii, mając wrażenie, że gdyby zaczęła o niej rozmawiać, to wyszłaby na zdrajcę, a tego zdecydowanie wolała uniknąć. Gdy Vincent wyjął najnowszy numer „Lustra” i pokazał artykuł z jej wywiadem na chwilę jej oczy urosły do rozmiarów spodków, gdy śledziła tekst. W końcu wybuchnęła śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Jak zwykle ten, kto to pisał poprzekręcał wszystko, jednak jakoś się tym za bardzo nie przejęła. Każdy wiedział, że w tym magazynie były opisane same plotki. - Wydaje mi się, że te imiona są naprawdę odpowiednie – mruknęła, po czym dźgnęła go lekko w bok, nie mogąc się powstrzymać od ciągłego chichotu. Po chwili znów się roześmiała, gdy wspomniał o artykule, który był poświęcony bieliźnie i to nie tylko jego, a reszty bożyszczy hogwardzkich nastolatek. – Wiesz, zawszę mogę sprawdzić, czy "Lustro" mówi prawdę o twojej bieliźnie, Pride. Wtedy się pomyśli o przepisach kulinarnych, jeśli mówili prawdę – powiedziała, gdy w końcu się opanowała. Oparła czoło o te jego, po czym przesunęła dłonią po jego policzku, nie mogąc przestać się uśmiechać. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Przedział VI Sro 19 Lis 2014, 23:48 | |
| Porunn zaakceptowała propozycję imion dla bliźniąt, czy to oznaczało, że mogą zacząć myśleć o tym poważnie? Może Vincent powinien zabrać się za projektowanie łóżeczek i zabawek z jakiś Puchonów i innych nieciekawych istot? Wyobraźnia pracowała na zwiększonych obrotach, wywołując uśmiech i błysk w bladoniebieskich oczach. Takie żarty dawały szerokie pole do manewru, ożywiały nawet jeśli miało się za sobą naprawdę ciężką noc, a co najlepsze - potrafiły poprawić najgorszy humor, czego dowodem była właśnie Fimmelówna. Śmiali się oboje, posiadając zapewne bardzo podobny arsenał dziwnych, bardziej lub mniej niedorzecznych obrazków wewnątrz głów. Wyglądali jak zwyczajni uczniowie, nie przejmujący się niczym, których największym zmartwieniem był Filch, a aspiracją życiową zdane egzaminy. Było to jak najbardziej błędne myślenie, gdyż byli ponad tym, a ich wizje mogłyby spowodować bunt treści żołądkowych co wrażliwszych widzów, ale nie to się liczyło w tym momencie. Teraz mieli moment wytchnienie i relaksu, mogli odpocząć od nerwów, knucia tysiąca i jednego sposobu na kreatywne uśmiercenie wrogów. Na to przyjdzie czas, dużo czasu. - Brakuje nam do kompletu tylko psa o imieniu Cruciatus. Rodzina na medal, możemy pisać już poradniki. - dodał ze śmiechem po przełknięciu czekoladowej żaby. Jak się okazało, rozmowa zaczynała zmierzać w o wiele ciekawszym kierunku niż grzechotki z kości czy huśtawka z jelit i żeber. Uniósł brew, jednakże nie w zupełnym zdziwieniu, raczej zaintrygowaniu, połączonym z zaczętą. Kąciki ust zadrgał, a w oczach błysnął jaśniejszy impuls, jakby kryły się w niech całe fale elektryczności i właśnie jeden ze strumieni wyróżnił się większą mocą. Żart czy już poważne sugestie? Pride nie zamierzał brać tego za objaw niebywałego poczucia humoru - przede wszystkim nie chciał, gdyż taki obrót spraw był mu jak najbardziej na rękę. Dwuznaczny język dawał tyle pola do popisu, tyle miejsca na luźną interpretację nieczystych intencji, które mogły zmieniać swe oblicze tak szybko jak upuszczony na schody kalejdoskop. - Doprawdy? - mruknął spoglądając jej głęboko w oczy. Przesunął palcami wzdłuż uda dziewczyny, brzucha, jedynie "przypadkowo" muskając biust, by następnie kontynuować wędrówkę po szyi. Złapał jej podbródek nie używając przy tym siły. Był to raczej gest, symboliczny manewr nie odbierający drugiej osobie swobody. - Chętnie dam ci się zrewidować kiedy tylko zechcesz. Na zabawy w kuchni też mam kilka pomysłów. Wciąż obejmował ją ramieniem, nie dając tym sposobem żadnej możliwości odsunięcia się, wątpił jednak by Ślizgonka skorzystała z takiej opcji. Po odczekaniu raptem kilku sekund zbliżył swoje wargi do jej własnych, pozwalając im na spotkanie, które tylko z początku było niewinne. Ta dwójka dobrała się idealnie, dzikość jednego znajdowała ujście w drugim i na odwrót, żaden "atak" nie pozostawał bez odpowiedzi, potęgując satysfakcję. Dlatego też szybko doszło do tego, że Vincent złapał zębami dolną wargę Porunn, przygryzając ją prawie do krwi, a zanim zdążyła odwdzięczyć się pięknym za nadobne - wrócił do pocałunku, wzmacniając jednak jego namiętność, zupełnie jakby chciał ukraść powietrze z jej płuc. - Wręcz nie mogę się doczekać. - dodał tylko z nonszalanckim uśmiechem, unosząc jeden kącik ust wyżej od drugiego. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Przedział VI Czw 20 Lis 2014, 00:39 | |
| Porunn nigdy nie wychodziła wizjami tak daleko, jak zakładanie rodziny, posiadanie dwójki dzieci, psa i kota, albo centaura, najlepiej na smyczy. Nie, zdecydowanie na takie rzeczy było za wcześnie, a ona w przeciwieństwie do Arii nie lubiła dzieci. Uważała, że jedyne do czego się nadawały to domowe robótki, takie jak pałeczki do bębenków z kości, skórzane płótno, jakieś figurki. Kto wie, może Vincent był tak utalentowany, że zrobiłby jej z kości pucharek, który postawiłaby na honorowym miejscu? Ach, ta wizja zdecydowanie przypadła jej do gustu. Coraz bardziej wychodziła też z założenia, że wdała się w ojca a nie w matkę. Zdawała się mieć mnóstwo cech, którymi nie powinna się odznaczać dziewczyna z dobrego domu, w którym panowały niezachwiane zasady. Jak widać potrafiła obejść zakazy i nakazy, robiąc to, co jej się żywnie podobało. Póki wciąż była córeczką tatusia, mogła robić dosłownie wszystko. Obecność Vincenta ułatwiała jej swobodne myślenie o takich rzeczach, wiedząc, że myśleli podobnymi kategoriami. Akceptowali się wzajemnie, rozumieli i chociaż nie była tak bardzo spaczona jak chłopak, wcale nie było jej do niego tak daleko. - Nie zapominaj o kocie Imperiusie – dodała, po czym pogroziła mu palcem i znów się zaśmiała, zatykając odruchowo dłonią usta, aby w końcu się opanować. Luźna rozmowa, która mogła być interpretowana na różne sposoby przez osoby stojące z boku. Ona jednak zdawała sobie sprawę, że ich relacja pędziła niebezpiecznie na przód, sprawiając, że przestała za nią nadążać. Nie przejmowała się tym jednak, oddając się chwili, chcąc, aby trwała w nieskończoność. Był blisko. Mogła poczuć, jak jego klatka piersiowa swobodnie unosiła się i opadała, jak ciało wydzielało przyjemne ciepło, które ją w całości obejmowało. Uczucie, jakie nią targnęło mogła swobodnie określić jako przyjemne, uzależniające. Była ciekawa, czy jej obecność działała na Vincenta tak samo, czy pobudzała jego wszystkie komórki nerwowe do działania, a zmysły szalały jak opętane. Spuściła na chwilę głowę, gdy poczuła, jak dłoń chłopaka powoli przesuwa się po jej ciele, wywołując tym samym dreszcze na skórze dziewczyny. Ciężar i intensywność spojrzenia Vincenta w pewnym momencie ją przytłoczyły. Zdawał się przez to mówić, że należała już tylko i wyłącznie do niego i żadnego odwrotu nie przewidywał. To dobrze, bo ona nie zamierzała uciekać. Potrzebowała jedynie czasu aby wszystko sobie poukładać i na swój sposób zrozumieć. W końcu przez długi czas wychodziła z założenia, że taka relacja powinna być potęgowana przez agresję i przemoc. Miło, że wcale tak nie musiało być. Znów spojrzała mu w oczy, tym razem pewniej, mógł dostrzec ten charakterystyczny dla niej błysk, który mógł również sugerować, że wpadła na idealny pomysł kolejnej tortury przygotowanej na specjalną okazję. Odwzajemniła łapczywie pocałunek, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej, aby jedną powoli odpiąć górne guziki koszuli i dotknąć opuszkami palców przyjemnie gorącej skóry. Odruchowo wbiła w nią paznokcie, gdy Vincent zdecydował się przygryźć jej wargę prawie, że do krwi. Gdy na chwilę przerwał pocałunek, uśmiechnęła się kątem ust. - Na wszystko przyjdzie czas, panie Pride – mruknęła, poczym przekręciła lekko głowę, aby przesunąć wargami po jego szyi i ją przygryźć, zostawiając tam wyraźny ślad. Wolną dłoń wplotła w jego włosy, zaciskając ją mocno w pięść. Wychodziła z założenia, że trochę bólu nadawało ich związku charakterystyczny posmak. – Nie bądź taki niecierpliwy i tak uważam, że twój uścisk nie należy do zbyt delikatnych. Dusisz mnie – powiedziała, patrząc mu w oczy z nonszalanckim uśmiechem. |
| | | Isabelle Cromwell
| Temat: Re: Przedział VI Czw 20 Lis 2014, 21:59 | |
| Wychodząc z przedziału prefektów mogła odetchnąć. Trochę żałowała, że tak szybko pozwoliła uciec Jolene, przydałoby jej się teraz jakieś wesołe towarzystwo. Mogłaby przy okazji ponarzekać na przyjaciela, w końcu Puchonka również w tym momencie była na niego obrażona. Może powinna czuć się źle z tym, że w tej chwili tak mało obchodziło ją to, że Samuel nie rozpoznał Joe… Jej myśli jednak zajmowała tylko ta okropna scenka, w której przyjaciel totalnie zignorował przywitanie Cromwell, na rzecz porwania w ramiona pięknej jędzy. Wywróciła oczami, komentując tym samym obraz pojawiający się w jej głowie. Dlaczego nie mogła po prostu przestać się tym przejmować? Głupie emocje, najchętniej by się ich pozbyła! Może istnieje jakiś eliksir wymazujący takie mało przydatne uczucia? Przynosiły one więcej szkód, niż pożytku. Bardzo zależało jej na przyjaźni z Silverem, w końcu był tą jedną osobą, której się kurczowo trzymała od czasu rozpadu małżeństwa matki z ojczymem. Udało mu się podtrzymać ją na duchu, wyrosła na osobę trochę mniej okropną i zimną, choć zapewne nie było tego po niej widać. Nie wyobrażała sobie w ogóle momentu, w którym chłopak by się zakochał i musiałaby go wyrzucić ze swojego życia, żeby przypadkowo nie zniszczyć ani jego ani siebie (a o wybrance, bądź wybranku jego serca już nie wspominając). Wychodząc z przedziału liczyła na chwilę wytchnienia, samotności, ale rozmyślanie na temat przyszłości tylko ją mierziło. Musiała natychmiast znaleźć kogoś do rozmowy, kogokolwiek. W tej chwili nie pogardziłaby nawet największym wrogiem, by choć trochę zapomnieć o tym, co huczało w jej wnętrzu i skupić się na czymś innym. Westchnęła, zmuszając usta do wygięcia się w uśmiech. Zewnętrznie wyglądała na spokojną i opanowaną, jakby nic nie mogło nią zachwiać. Nie ujawniała wewnętrznego chaosu, jeszcze chwilka, a uda jej się go całkowicie opanować, aż do następnego napadu zazdrości. Traktowała to jak chorobę, której nie potrafiła wyleczyć, ponieważ nikt jej nie widział i nie mógł podać lekarstwa. Dobrowolnie nigdy się do niej nie przyzna. Isabelle zaryzykowała, wchodząc do pierwszego lepszego przedziału, na który natrafiła. Pech chciał, że natrafiła na cudowny widok. Czy wszechświat się właśnie na niej mścił? Nieznany jej chłopak obejmował bardzo znaną jej Ślizgonkę. Wyglądali jakby nie mogli się od siebie odlepić, ale na szczęście panienka Cromwell przybyła w samą porę! Ich biedne dusze mogły liczyć na ratunek. - Moi drodzy, siedzicie zdecydowanie zbyt blisko siebie. Jako prefekt muszę was prosić o natychmiastowe oderwanie od siebie dłoni, chyba nie chcecie, żebym już teraz zaczęła rzucać ujemnymi punktami dla Slytherinu? – powiedziała bez ogródek, po prostu zamykając za sobą drzwi do przedziału. Skoro już weszła… Na jej twarzy pojawił się ten charakterystyczny, dziwny uśmieszek – nie sposób było więc ocenić, czy ta sytuacja ją bawiła, czy za chwilę któregoś z nich zamorduje. - Witaj, Porunn – spojrzała na koleżankę, po czym zwróciła się bezpośrednio do jej towarzysza. - My się jeszcze nie znamy, Isabelle Cromwell – była gotowa podać mu dłoń na powitanie, a Ślizgonkę ucałować w policzek, jednak wolała poczekać, aż zastosują się do jej zaleceń. Nie miała zamiaru długo zabawić, ale skoro trafiła jej się okazja na poprzeszkadzanie komuś w miłosnych igraszkach, jak mogłaby z niej nie skorzystać? |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Przedział VI Pon 24 Lis 2014, 20:03 | |
| Odpowiedź Porunn wybitnie przypadła mu do gustu, miał nadzieję, że na słowach się nie skończy. Nie przeliczył się, gdyż dziewczyna postanowiła podchwycić narzucony przez niego rytm, dała się porwać wirowi, który raz rozpędzony rzadko zwalniał sam z siebie. Jej dotyk był przyjemny, oddech muskający skórę unosił włosy na karku przy akompaniamencie tak znanego dreszczu. Pociągała go, ale nie tylko - a raczej nie przede wszystkim - przez wygląd, który był atrakcyjny. Miała ciekawy typ urody, inny niż przynajmniej połowa innych dziewczyn i kobiet, które miał okazję poznać. Pasowała w jego guście bardziej do Durmstrangu niż Hogwartu i to stanowiło kolejny powód, by pozwolić jej na bardzo wiele i darować, jeśli błędy nie szkodziły w znaczącym stopniu. Właśnie, to jej umysł stanowił głównie przedmiot zainteresowania, by nie powiedzieć pożądania dla Vincenta. Intrygowała go stwarzając pozory, że odnalazł kogoś swojego pokroju, a nie kolejną bezwolną kukiełkę, którą wykorzysta do cna, a potem pozbędzie się, rzucając ciało na stos innych, jej podobnych. Naturalnie, jeżeli Porunn go zawiedzie w wystarczającym stopniu to nie omieszka doprowadzić ją na skraj przepaści, by spoglądać potem jak spada w dół, najlepiej ciągnąc za sobą siostrę i paru innych. Póki co jednak sprawowała się fantastycznie, więc da jej szansę w postaci sporego kredytu zaufania. To niosło za sobą profity, gdyż Pride dbał o swoje zabawki, a że zaufanie miał ograniczone to starał się trzymać je jak najdłużej i w jak najlepszej formie, jeśli mu tylko na to pozwalały. W pewien sposób Porunn znalazła się jednocześnie u wrót piekła i w najbezpieczniejszym miejscu na świecie. Czując jej dotyk na swoim torsie uśmiechnął się w ten sposób, który zwiastuje dobrą zabawę w jego wykonaniu. Zaczynała przechodzić do konkretów, co bardzo mu się podobało i postanowił zachęcić ją do dalszych postępów, podwijając jej koszulkę - tylko trochę, na tyle, by poczuła i jego palce na swojej skórze. Kto wie jak daleko to zajedzie, zapewne Hogwart Express nie takie rzeczy już widział. Wszystko szło w jak najbardziej odpowiednim kierunku...do czasu. Nie dość, że ktoś miał czelność wejść do przedziału bez zaproszenia(ba, pukanie też najwyraźniej nie wchodziło w grę) to na dodatek zaczynał od gróźb na tle dyscyplinarnym zamiast odwrócić się i najlepiej wyskoczyć z pociągu. Prefekt, na dodatek Slytherinu. Doprawdy, ludzie w tej szkole go zadziwiali i przeważnie nie miał na myśli niczego pozytywnego. Powoli, bez żadnych gwałtownych ruchów odsunął się do Fimmelówny, racząc ją jeszcze krótkim pocałunkiem z przygryzieniem wargi. Następnie wstał i tylko przez ułamek sekundy pozwolił sobie na posłanie jej spojrzenia, które z mocą sprawczą działałoby lepiej niż Cruciatus. Potem oczywiście przybrał maskę uśmiechu zdolnego leczyć nowotwory, nie rezygnując jednak z normalnego dla siebie spojrzenia. Najwyraźniej obie dziewczyny się znały, dlatego należało kontynuować budowanie sieci. - Pride, Vincent. - odparł na jej powitanie, ujmując jej dłoń w swoją i po dżentelmeńsku muskając wargami jej wierzch. - Nie znamy się, ale jeżeli jesteś bliską znajomą Porunn to na pewno szybko nadrobimy tę zaległość. Po powrocie na miejsce objął ponownie Ślizgonkę, nie spuszczając uważnego spojrzenia z nowo przybyłej. - Odejmowanie punktów uczniom z tego samego domu? Zero solidarności, kto by pomyślał. - zaśmiał się jeszcze, choć trudno było to nazwać żartem, gdyż mówił dokładnie to, co miał na myśli. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Przedział VI Pon 24 Lis 2014, 23:16 | |
| Dotyk był jednym z najpotężniejszych zmysłów człowieka. Dzięki niemu odczuwało się przeróżne bodźce ze świata zewnętrznego, które pobudzały organizm do działania, sterowały samopoczuciem, zapewniały niezapomniane doznania. Bliskość jaką Vincent otaczał Porunn sprawiała, że nie tylko ten zmysł dziewczyny szalał, wspinając się na wyżyny ekstazy. Jego zapach, drażniący nozdrza. Chłodna, jednak przyjemna dla ucha barwa głosu. Wygląd, niepozorny, a jednak sprawiający to uczucie niepokoju, błękitne oczy bez żadnego blasku i uśmiech, mówiący dosłownie wszystko i nic. Nie wiedząc dlaczego, te cechy ją pociągały, sprawiały, że lgnęła do niego nie zważając na nic. Nie patrzyła na to, jak mogłaby się ta przygoda skończyć i chociaż domyślała się, że chłopak był nieobliczalny – nie zamierzała rezygnować z obranego przez siebie kierunku. Jakby jutro miało się skończyć, a ona nie miała nic do stracenia. Pożądanie było jednak silnym uczuciem, które z czasem ciągnęło coraz bardziej na dno, uniemożliwiając powrót do miejsca startu. Fimmel nawet nie myślała o rezygnowaniu z tego, co jej oferował. Wciąż podejmowała złe decyzje, wciąż robiła coś, czego inni nie akceptowali, oceniając ją w pewnym sensie jako niezrównoważoną. Uznała jednak, że poznanie i zainteresowanie się Vincentem było jednym z najlepszych jej pomysłów, które wcieliła w życie. Rozumieli się, a ich ciała zdawały się pasować do siebie jakby były właśnie po to stworzone. Chore umysły, a jednak wciąż racjonalnie myślące. Któż nie posiadał bogatej wyobraźni, jak właśnie osoby ich pokroju? Uśmiech nie znikał jej z twarzy, a gdy odważył się posunąć dalej, nie zaprotestowała. Dała mu tym samym pozwolenie na zbadanie nowych horyzontów, które przed nim otwierała. Stopniowo popychała ich relację dalej i dalej, nie obawiając się w tej chwili niczego. Dawał jej dziwne poczucie bezpieczeństwa i chociaż zdawała sobie sprawę, że nie mogło to trwać wiecznie, korzystała. Ofiarowywał jej to, czego od niego oczekiwała, odwdzięczając się tym samym. Zdążyła jeszcze odwzajemnić pocałunek, gdy do przedziału ktoś wszedł, nie starając się nawet o to, aby być subtelnym. Mogli się w sumie postarać o to, aby zamknąć przedział zaklęciem, ale kto by pomyślał, że ta podróż mogła akurat tak się potoczyć. Rozpoznała dziewczynę, a błyszcząca odznaka prefekta na jej piersi przyciągała spojrzenie na dłużej. Isabelle Cromwell była dobrą koleżanką z dormitorium. Niemalże co noc spędzały czas na wzajemnym plotkowaniu o wszystkim i o niczym, tak zupełnie niezobowiązująco. Nie dzieliły się sekretami, tak naprawdę niewiele o sobie wiedziały, jednak ani jedna, ani druga nie potrzebowała tego zmieniać. Po prostu była i tak samo mogło jej nie być. - Cześć Izzy. Widzę, że awansowałaś przez wakacje. Przyjmij moje szczere gratulacje – powiedziała, uśmiechając się do niej lekko. Obserwowała przez chwilę koleżankę, po czym przeniosła spojrzenie na Vincenta, który podniósł się, aby zachować się jak prawdziwy dżentelmen i pocałować Cromwell w wierzch dłoni. Porunn odruchowo poprawiła koszulkę i w miarę się wyprostowała, jednak chwilę później znów została objęta silnym ramieniem przez chłopaka. Zdawał się mówić wystarczająco wiele, żeby nawet nie próbować protestować i się wyrwać. Był poirytowany? Któżby nie był! Jednak Porunn zbyt mocno ceniła sobie Isabelle, żeby dać jej to do zrozumienia. Lubiły się, w dodatku bardzo dawno jej nie widziała i na pewno nic nie zaszkodzi, żeby dziewczyna spędziła z nimi trochę czasu. Słysząc słowa Ślizgona, położyła dłoń na jego klatce piersiowej, aby dać mu znać, że nie było po co odnosić się do takich słów. Nawet, jeśli były faktycznie szczere, jednocześnie powiedziane żartem. Spojrzała na Izzy i wzruszyła lekko ramionami. - Nie bądź zbyt surowa dla nas. Następnym razem znajdziemy takie miejsce, aby nie gorszyć twoich ocząt – powiedziała z pewną dozą nonszalancji, uśmiechając się kątem ust. – Dobrze by było zacząć rok szkolny bez ujemnych punktów, aby później móc tracić ich więcej poprzez łamanie szkolnego regulaminu – dodała, rozciągając się na tyle, na ile pozwalał jej Pride. Nie ukrywała tego, że miała zamiar robić to samo, co w ubiegłych latach. Była jaka była i każdy o tym doskonale wiedział. Wykazywała się też o tyle wielkim sprytem, że bez problemu unikała konsekwencji swoich działań. Większości z nich. |
| | | Isabelle Cromwell
| Temat: Re: Przedział VI Wto 25 Lis 2014, 00:53 | |
| Isabelle nigdy nie rozumiała, jak pary mogą się tak obrzydliwie obnosić swoją miłością i gorszyć przez to otoczenie. Delikatny dotyk, muśnięcie ustami, a nawet trzymanie się za ręce były dla niej czymś do przełknięcia, ale przygryzanie wargi ukochanej jak to zrobił Vincent… Czyżby ostentacyjnie chciał jej dać coś do zrozumienia? Urocze. Musiała się powstrzymać przed roześmianiem, w końcu nie powinno się nikogo oceniać po pierwszym wrażeniu. Nie speszyła się jego spojrzeniem, wręcz przeciwnie, sama wbijała w niego szaroniebieskie tęczówki. Panienka Cromwell nie należała do osób, które można było tak szybko onieśmielić. - Miło mi cię poznać, Vincencie – powiedziała, uśmiechając się tylko w odpowiedzi na jego dżentelmeński gest. Może nawet polubi tego chłopaka. Zajęła miejsce naprzeciwko nich, zakładając nogę na nogę. - Dziękuję, kto by pomyślał, że spotka mnie taki zaszczyt – zaśmiała się cicho, po czym wzruszyła ramionami. – Wyobrażasz sobie, że prefektem naczelnym został Sam? – dodała po chwili, chcąc również o tym poinformować Ślizgonkę, choć wyrwało jej się to bez zastanowienia. Nie chciała teraz myśleć o Silverze, ale Krukon uparcie nie chciał opuścić jej myśli. Vincentowi to imię nic nie powie, ale skoro postanowił dobrać się do koleżanki, z czasem wpadnie również na jej przyjaciela. - Zasłuż sobie na mój szacunek, a będę przymykała oko na twoje występki – rzuciła w odpowiedzi na żart Pride’a, po czym przeniosła wzrok na Porunn, kręcąc głową. - Nie będę cię powstrzymywać, ale nie wiem jak reszta prefektów zareaguje na twoje wybryki. Jest taka jedna, chyba Gryfonka, która już musiała pokazać swoją wyższość i dać -10 punktów dla własnego domu… Cu był u nas w przedziale. Nie wiem jak ta jędza się nazywa, ale skądś kojarzę tę śliczną buźkę – powiedziała, ukrywając wciąż buchającą w jej wnętrzu zazdrość. Gdyby wiedziała jaki stosunek ta dwójka ma do Aristos, zapewne ugryzłaby się w język. To, że była zazdrosna i czasem wypowiadała złośliwe słowa na temat innych wcale nie oznaczało, że faktycznie życzyła im źle. Wygładziła materiał sukienki, obserwując dwójkę Ślizgonów. Na pierwszy rzut oka mogła powiedzieć, że była między nimi chemia. Zaborczość, nawet teraz byli blisko siebie i stykali się ciałami. Może gdyby nie chodziło o koleżankę, nie interesowałaby się tym tak bardzo, ale była ciekawa jak ta znajomość się rozwinie. Jak długo mogło to wszystko trwać? Niedawno to Watts zaprzątał głowę Porunn, a może tylko próbowała się go pozbyć – nieudolnie. Może dobrze, że dała sobie spokój z Benem. Za bardzo przyjaźnił się z Samem, by mogła ryzykować jego zbyt mocnym uszkodzeniem. Po co byłyby jej te zmartwienia? Silver by się nie pozbierał. Vincent natomiast… Wyglądali razem tak, jakby jakaś dziwna siła napierała na nich, pchając ich ku sobie. Interesujące… Zastanawiała się, czy mogliby przetrwać jako para, czy też z biegiem czasu zaczną się nawzajem niszczyć. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że dzielił ich jakiś dziwny rodzaj agresji. Czy nie powinno to wyglądać trochę inaczej? Choć… rozmyślała tu nad Porunn Fimmel, która miała w sercu ogień i pewną dzikość. Jaki zatem był Vincent? Chciała dowiedzieć się o nim czegoś więcej, zaintrygował ją. Co skrywał za tym chłodnym spojrzeniem? Uderzyło ją to, jak bardzo różnił się od Sama – jej relacje z tym olbrzymem były całkiem inne, niż pary siedzącej naprzeciwko. Owszem, była zazdrosna i zaborcza, ale w żadnym wypadku nie chciała, aby przyjaciel się o tym dowiedział. Był jak ogromna maskotka, zapewne porwałby w swoje ramiona cały świat, gdyby tylko zdołał go objąć. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Przedział VI | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |