IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Gospoda Pod Świńskim Łbem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptyPon 09 Lut 2015, 01:16

Franz miał rację, Drake nie czerpał swojej wiedzy tylko i wyłącznie z gazet. Jako ważny pracownik Ministerstwa miał możliwość wnikania w różne kręgi i znać wiadomości z pierwszej ręki. Zaproponowano mu również objęcie członkowstwa w Wizengamocie po dziwnym zniknięciu Heinricha, ale odmówił z wielu względów. Cenił sobie życie w spokoju, a sytuacja nad jeziorem nauczyła go, że zemsta może się odbić nie tylko na nim. Drake za bardzo cenił sobie bezpieczeństwo Elodii i Jasmine. Pokładał wielkie nadzieje w Franzu, chciał jego nawrócenia z prozaicznego powodu. Był ukochanym jego córki, widział, ile to dla niej znaczy. I jej łzy oraz paskudny stan podpowiadały mu, że to nie było szczeniackie zauroczenie. Dlatego był zawiedziony, mocno rozczarowany, że Franz nie dotrzymał słowa i ją zranił. Normalnie nie czekałby na wyjaśnienia, używając argumentu pięści. Teraz jednak gra toczyła się o wysoką stawkę. Nie było mowy o pomyłce, nawet najdrobniejszej. Uznał, że lepiej będzie naprostować Franza, jeśli ten tylko będzie wykazywał taką chęć. Musiał mieć swoje powody i zadaniem Drake’a było je poznać i jakoś wspomóc chłopaka. Niewidzialna nic porozumienia nie rozerwała się przez ten incydent. Wręcz przeciwnie. Drake dokończył swój napój. Uśmiechnął się gorzko do chłopaka, kiedy ten przyznał mu rację.
-Ty ją bardzo mocno kochasz. Więc mi wytłumacz. Dlaczego. –odchylił się na krześle, prostując plecy i ręce. Domagał się chociaż jednego słowa, które go naprowadzi na trop, chociaż już miał swoje słuszne podejrzenia.
Przyglądał się chłopakowi i dojrzał, że nie jest jak zwykle pewny siebie i bezczelny. Był zdenerwowany i zapewne przerażony. Oczy Drake’a, które Jasmine po nim odziedziczyła, rozbłysnęły.
-Masz wolną wolę Franz, ale cieszę się, że jednak obierasz dobrą ścieżkę. –wyznał Drake, nieco spokojniej niż dotychczas. Skinął głową.
-Oklumencja Ci się przyda, bez dwóch zdań. Obrona umysłu może Ci pomóc. –nachylił się nad blatem, by mówić półszeptem. Nie czas na winę i karę. Pora na działanie.
Pytanie Franza było trafne i nawet Drake się go spodziewał. Westchnął ciężko pod nosem.
-Właśnie dlatego Ci ją powierzył. U niego nie ma czegoś takiego, jak wątpliwości. Jesteś z nim albo nie. Wykonanie misji było Twoim być albo nie być. Zależy mu na jak największej liczbie popleczników. Bez znaku nie jesteś pewny, mając go czujesz nad sobą piętno jego kary. Poza tym, on nie jest głupi, wie, że wizja śmierci przekona wielu do jego idei.
Zapadła na moment cisza.
-Chcesz ją chronić. To Cię odróżnia od wielu jego popleczników. Masz kogo chronić… -wymruczał, bawiąc się pustą butelką. -…tyle, że ona tego nie rozumie. I nie zrozumie, nawet znając prawdę. Chciałaby walczyć z Tobą, ona jest dokładnie jak jej matka. –na ustach Drake’a pojawił się uśmieszek na wspomnienie jakiejś sytuacji z przeszłości. –Dlatego Elodia jak najmniej wie o moich misjach.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptyNie 15 Lut 2015, 01:01

Drake i Franz byli w pewnym stopniu do siebie podobni. Obaj charakteryzowali się niezdrowym pragnieniem kontrolowania wszystkiego wokoło, panowania nad sytuacją; w dodatku obaj ponad wszystko troszczyli się o swoje ukochane. Być może dlatego tak dobrze się dogadywali, pomimo początkowej niechęci, jaką pan Vane darzył chłopaka swojej córki. Mężczyzna dostrzegł po prostu w siedemnastoletnim Ślizgonie siebie samego z czasów młodości, a przez to chciał pomóc młodzieńcowi, nawet jeśli miał sam zaryzykować. Przede wszystkim zaś wiedział, że Krueger naprawdę kochał Jasmine, że nie było to tylko szczeniackie zauroczenie, a głęboko zakorzenione uczucie, które zdolne było przeciwstawić się nawet śmierci.
Słowa Drake'a sprawiły, że niemiecki czarodziej denerwował się coraz bardziej. Gdyby nie to, że nie miał w zwyczaju ronić łez, jego oczy na pewno stałyby się już wilgotne. Siedemnastolatek starał sie jednak odnaleźć inny sposób, by dać ujście swoim negatywnym emocjom. Sięgnął do kieszeni marynarki po papierosa, częstując jednym również swojego towarzysza. Po chwili zaciągnął się już tytoniowym dymem, choć niezwykle łatwo było zauważyć, że trzęsły mu się ręce, co było efektem zarówno stresu, jak i delirki będącej skutkiem odstawienia alkoholowych trunków przynajmniej na dzisiejszy wieczór.
- Nienawidziłem Voldemorta od momentu, w którym rozkazał mi zamordować Vivienne. Nie kochałem jej, ale była mi bliska i zdawałem sobie sprawę z tego, że już zawsze moje dłonie splamione będą krwią niewinnego istnienia. - zaczął swój wywód, starając się wytłumaczyć swojemu rozmówcy dlaczego pozwolił na to wszystko, co się wydarzyło. Dlaczego przystał na warunki Czarnego Pana, dlaczego sprawił, że panna Vane nie mogła zaznać spokojnego snu. Powrót do przeszłości okazał się jednak o wiele trudniejszy, niżeli chłopak mógłby przypuszczać. Myśli wypowiedziane na głos wydawały się znacznie bardziej przerażające, a głos załamywał się w połowie zdania. Franz jednak nie poddawał się, otwierając się w pełni przed ojcem swojej ukochanej.
- Byłem zbyt słaby, by wykorzystać potencjał zaklęć niewybaczalnych, a mimo tego Voldemort przyszedł do mnie, zlecając mi misję w samym sercu szkoły. Obiecał mi to, do czego zawsze dążyłem. Chwałę, spełnienie ambicji. Chciałem udowodnić, że jestem wart więcej, chyba bardziej nawet przed samym sobą niż przed nim. - westchnął po chwili namysłu, mając świadomość tego, że postąpił niesłusznie. Jego serce przepełnione było nienawiścią, w szczególności jednak do ojca, który przez całe życie nim pomiatał i uważał, że jego syn nie jest wart nawet krzty zainteresowania ze strony tego, którego imienia nie wolno było wymawiać. A może od początku była to gra, a manipulacja, której poddawany był Franz miała dodatkowo podsycić jego gniew, doprowadzić na skraj przepaści, zachęcić do zabójstwa?
- Zawsze miałem wątpliwości, ale kiedy przeciągnąłem ostrzem po szyi ojca, poczułem się wolny. Pragnąłem jego śmierci. Czy to czyni mnie mordercą? Czy stałem się taki jak oni? - kontynuował, zaciągając się zaraz ponownie trującą chmurą dymu. Przypomniał sobie jak Heinrich rozpaczliwie próbował zatamować krwotok - niepotrzebnie, bo żadna siła nie mogła go już uratować przed wycieczką w nieznany świat.
- Jasmine. Śledziła mnie. Musiała mnie śledzić, skoro spotkałem ją przed Wrzeszczącą Chatą. Bała się. Mnie. Czułem, że ją tracę i zrozumiałem, że nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Tylko ona tak naprawdę się liczy. - mruknął nieco ciszej, dogaszając peta w popielniczce. Zamilknął na dłuższą chwilę, upijając łyka herbaty, chyba tylko po to, by zająć czymś trzęsące się dłonie. Strach, który widział wtedy w oczach Jasmine... ten widok gorszy był od wszystkich innych obrazów towarzyszących mu w lesie, kiedy oberwał czarnomagicznym zaklęciem i myślał, że już nigdy więcej się nie obudzi.
- Chcę ją chronić, ale nie wiem czy bez niej sobie poradzę. Mam tylko ją... nie potrafię... pragnę jej, a nie mogę wciągać jej w swój mroczny świat, nie mogę jej ranić. - dokończył w odpowiedzi na słowa pana Vane'a, wyraźnie nie mogąc się pozbierać. Patrzył w jeden punkt na stole, opuszczając wzrok, kiedy nagle wstał i skierował się w stronę baru. Zamówił szklankę whiskey, którą wypił jednym haustem, a następnie zamówił kolejną, siadając na jednym ze stołków barowych. Nienawidził siebie za to, że pozwolił Jasmine cierpieć. Nie wiedział, co ma robić, a nawet patrzenie w oczy Drake'a wydawało mu się w obecnej sytuacji niestosowne. Poddał się, ponownie zatapiając swoje smutki w procentowym trunku.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptyPon 16 Lut 2015, 01:12

Czy go rozumiał? Nie tak dawno temu był w podobnej sytuacji jak on. Tyle, że on zawrócił zanim zaszedł za daleko w sprawy, które mogły go zniszczyć. Franz dokonał już pewnych wyborów, niekoniecznie dobrowolnych i słusznych. Jednak była dla niego nadzieja i tylko jakaś wewnętrzna intuicja napędzała Drake'a do tego, by jednak mu pomagać. Od ostatniej rozmowy wiele się zmieniło i mógł zostawić go samemu sobie. Mógł. Nie zrobił tego, bo wiedział, ile go to kosztowało.
Wziął od Franza papierosa, odpalając go od różdżki. Nie chciał mu przerywać, jeśli nie było to absolutnie konieczne.
Zaciągnął się głęboko i zamienił się w słuch.
Gdy opowieść młodego Niemca doszła do końca, Drake zgasił tlący się niedopałek w popielniczce i milczał, łypiąc na swojego rozmówcę.
-Miałeś na swoim sumieniu jedno niewinne istnienie i odważyłeś się tymi brudnymi łapami sięgnąć po moją córkę. -zauważył, chociaz głos był spokojny. Zbyt spokojny. Dłonie lewej ręki zacisnęły się w pięść.
-Powiedz mi, czy wywiązanie się z jego misji dało Ci tę satysfakcję? Czy Znak, który zapewne masz na swym przedramieniu jest przedmiotem dumy czy hańby? Odpowiedz. -zażądał nieco ostrzejszym tonem głosu. Doskonale znał odpowiedzi Kruegera, jego stan i emocje wskazywały na drogę, którą powinny były pędzić myśli pana Vane'a. Może miał żal do Franza, że Jas w to wszystko jest zamieszana.
Westchnął ciężko, wykazując się anielską cierpliwością.
-Mord czyni mordercą, bo czymże jest mordowanie nawet w słusznej sprawie? Inna rzecz, że powinieneś dostać medal za zasługi dla ojczyzny. -mruknął Drake, okazując czarny humor. -Nie jesteś taki jak oni. Oni zabijają bez powodu. Dla zabawy. Ty chciałeś być wolny. -przyznał w końcu, chociaż nie usprawiedliwiał tym Franza w żadnym calu.
Nie znał powodu rozpaczy swej córki, oprócz tego, że rozstała się z Niemcem.
Teraz miał okazję poznać prawdę i po tych wszystkich słowach poczuł, jak krew ucieka mu do nóg, a adrenalina niebezpiecznie rośnie. Chciał zamordować chłopaka z premedytacją, ale powstrzymał się. Wypuścił głośno powietrze z płuc.
-To wszystko tłumaczy. -zauważył prawie szeptem. Odczekał, aż chłopak wypije whiskey na uspokojenie. Dopiero wtedy wstał i z wolna do niego podszedł. Spojrzał na niego z marsową miną.
-Powiedz szczerze... dziwisz jej się? Facet, którego pokochała... facet, któremu ZAUFAŁA pojawia się uwalony krwią. Tak na prawdę ona nie wie, kim Ty właściwie jesteś. Boi się Ciebie, bo nie zna Cię od tej strony i nie wie, do czego jesteś zdolny. Czy może Ci ufać. I równie dobrze może myśleć, że to przez nią taki się stałeś, bo wcześniej Cię takim nie widziała, hm? -powiedział, siadając na krześle obok. -Nie powinieneś wciągać ją w mroczny świat. Tylko, że ona jest jedyną osobą, która za Tobą tam pójdzie tylko po to, by Cię wyciągnąć. Jest pięknym kwiatem, ale jest twarda. Nie uchronię ją od całego zła, jaki na nią czeka, chociażbym chciał. Masz szczęście, że ona Cię kocha. Inaczej nie było by dla Ciebie ratunku. -skończył swoj wywód. Tak. Krueger miał cholerne szczęście w nieszczęściu.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptyWto 17 Lut 2015, 01:00

Drake niewątpliwie ciągnął do złego równie mocno, co Franz. Nieustannie gonił za chwałą, za potęgą... nic dziwnego, skoro przyjaźnił się swego czasu z Heinrichem. Najwyraźniej ten przeklęty Niemiec potrafił niezwykle skutecznie manipulować bliskimi. Pan Vane jednak znacznie szybciej odnalazł prawidłową drogę, czego o młodym Kruegerze powiedzieć już nie było można. Na lewym przedramieniu chłopaka widniał w końcu mroczny znak. Znamię, którego nie dało się pozbyć w żaden sposób, które zostawało do końca życia, przypominając, że śmierciożercą staje się raz - na zawsze. Siedemnastolatek wiedział, że podjął niesłuszną decyzję, a choć Drake przekonywał go, że jest jeszcze dla niego ratunek, nie był pewien czy uda mu się naprawić wszystkie błędy z przeszłości. Wielu tragicznych skutków nie dało się już przecież odwrócić. Bo czy ktoś mógł na nowo tchnąć życie w bogu ducha winną Vivienne? Czy ktoś mógł cofnąć czas i zmazać ten przeklęty znak na jego przedramieniu? Franz bezpowrotnie stał się własnością Czarnego Pana, zabawką w jego rękach, przede wszystkim zaś, mordercą, którego sumienie nigdy już nie będzie czyste. Czy w takiej sytuacji w ogóle można było jeszcze cokolwiek naprawić?
- Nie chciałem więcej, dopóki naprawdę jej nie poznałem. Później nie mogłem już pozwolić jej odejść. To było silniejsze ode mnie. - wymruczał cicho, jakby starając się usprawiedliwić swoje zachowanie. Niestety zdawał sobie sprawę z tego, że jego rozmówca ma rację w pełni. Franz nie powinien w ogóle zbliżać się do takiego ślicznego kwiatu, odizolowanego od całego zła tego świata. Miał jedynie destrukcyjny wpływ na jej wspaniałą, nieskażoną naturę, na jej czystość i niewinność.
Kiedy z ust ojca Jasmine padło kolejne pytanie, chłopak mimowolnie odwrócił spojrzenie w kierunku swojej ręki ukrytej pod materiałem marynarki i nieskazitelnie białej koszuli. Choć mroczny znak dodatkowo zamaskowany był zaklęciem, Krueger odnosił wrażenie, że palił jego skórę, nie pozwalał zapomnieć o ciężarze dokonanych zbrodni. Milczał przez długą chwilę, jednak nie zamierzał pozostawić żądania Vane'a bez odpowiedzi. Stanowczość w jego głosie, a także niewiarygodne zaufanie, którym mężczyzna darzył swojego niedoszłego zięcia wymagało stosownej reakcji.
- Czułem siłę, ale uczucie porównywalne do satysfakcji towarzyszyło mi tylko, kiedy zamordowałem Heinricha. Nie było ono jednak warte ceny, jaką przyszło mi za nie zapłacić. Pozostawiam po sobie jedynie zgliszcza, a co gorsze, skrzywdziłem kogoś, kogo naprawdę kocham. To nie powód do dumy, a raczej haniebna i bolesna destrukcja. - westchnął ciężko, uświadamiając sobie, że nie podniósłby dłoni na ojca, gdyby wiedział, że w ten sposób zrani swój jaśminowy obiekt westchnień. Czy panna Vane postąpiłaby inaczej? Ona z pewnością nie byłaby zdolna do mordu. Nie była zniszczona. Nie była, póki Franz nie zaczął pustoszyć jej wrażliwego serca.
- Nie jestem wolny i nigdy nie będę. Moją jedyną wolnością była... jest Jasmine. Pragnę ją chronić, ale nie wiem czy nie powinien jej chronić przed sobą samym. Dlaczego mi pan pomaga, skoro sam pan wie, że nie ma żadnego idealnego rozwiązania? - zapytał, ale nie czekał nawet na odpowiedź, kiedy uciekł w świat procentowych trunków. Jedna szklanka whiskey nie podołała nawet w zamierzonym ukojeniu nerwów. Druga zaś smakowała o wiele bardziej gorzko niż zwykle, jakby zebrała się w niej cała gorycz ostatnich wydarzeń. Mimo tego Franz pochłaniał kolejne łyki, jakby chciał zatruć w sobie wszystko to, co nie zasługiwało na dalszy byt.
- Nie jestem śmierciożercą. Nie bawi mnie bezsensowny rozlew krwi. Jeśli będę z nią, narażę ją na niebezpieczeństwo, ale jeśli nie, to kim w ogóle będę? - rzucił podniesionym głosem, uderzając w barową ladę i koncentrując na sobie spojrzenie barmana. Na szczęście znajoma twarz odwróciła szybko spojrzenie w innym kierunku, odchodząc nieco dalej. Najwyraźniej wolała przymknąć oko na tego typu sytuacje. Zresztą pracownicy Świńskiego Łba z pewnością bywali świadkami znacznie gorszych zachowań.
Niemiec opróżnił kolejną szklankę, opierając głowę na dłoni, a łokieć na barowej ladzie w miejscu, w którym przed momentem wylądowała jego obolała pięść. Słowa Drake'a, które powinny go pocieszyć, dobiły do już całkiem. Kochała go? Była jedyną osobą, która pójdzie za nim, żeby wyciągnąć go z tego bagna? Problem tkwił w tym, że on za wszelką cenę nie chciał jej w nie wciągać. Ale czy potrafił zostawić ją w spokoju? Wydawało mu się, że znał już doskonale odpowiedź na to pytanie.
- Jestem za słaby na szpicla. Jeżeli stanę po pańskiej stronie, zginę, prawda? - bardziej stwierdził, niż zapytał. Wiedział, co się stanie. Śmierciożercy działali jak mafia. Zdrada była najgorszym grzechem, karanym śmiercią. Franz zaś, choć był potężnym czarodziejem, jak na swój wiek, nie był gotowy przeciwstawić się komuś takiemu jak Voldemort. Niektórzy mawiali zresztą, że jedynym zdolnym do tej misji jest Dumbledore, a chociaż Krueger nie przepadał za staruszkiem stojącym na czele Hogwartu, nie ukrywał, że pod względem magicznych umiejętności nie dorasta mu nawet do pięt.
- Chcę ją odzyskać. Tylko to się dla mnie naprawdę liczy. - dodał, znów nie czekając na odpowiedź swojego rozmówcy. Zupełnie tak, jakby wizja własnej śmierci przestawała mieć znaczenie, kiedy pojawiała się myśl o pannie Vane.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptySro 18 Lut 2015, 01:31

Wypalił do końca papierosa, którym poczęstował go Franz. Nie wiedział, skąd w nim tyle pokładów cierpliwości. Kiedy Jasmine się narodziła, gdy jej czekoladowe oczka po raz pierwszy się otwarły i spojrzały na Drake'a, zapałał on do niej niesamowitą miłością. Zapragnął jej chronić przed każdym złem tego świata, żaden chłopak nie miałby prawa skrzywdzić jej kruchego serduszka. Jednak Drake pluł już sobie w brodę do tej pory trzy razy, że nie uchronił jej przed cierpieniem. Nokturn. Wyatt. Porwanie. Teraz był czwarty raz. O imieniu Franz. Drake przez te wszystkie lata nico spokorniał. Widział też, że Krueger przeżywa prawdziwą rozpacz.
-Tak bardzo przypominasz mi mnie, gdy byłem młody. -powtórzył swoją myśl sprzed chwili. -Te same problemy miałem, musząc wybierać między ambicją, potęgą i władzą, a Elodią. Długo się opierałem czystej sile miłości, jaką się darzyliśmy... ja dokonałem decyzji w porę. Ty zrobiłeś parę kroków w złą stronę, ale możesz zawrócić. Czy zginiesz.. zginiesz tak czy inaczej. Prędzej czy później. Nikt nie wie, jak dalej potoczą się losy wojny. Pytanie tylko... za co chcesz zginąć, Franz. -rzucił Drake, żegnając się już z Niemcem, chociaż wyszli z karczmy razem z przeświadczeniem, że czeka ich teraz doprawdy ciężki czas.

Z tematu x2
Ben Watts
Ben Watts

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptyWto 10 Mar 2015, 18:32

stop

Kłótnie zawsze były ciężkimi okresami w znajomości dwójki ludzi – a gdy ludzie ci zrobiliby dla siebie wszystko, mieli się za braci przypadkiem urodzonych w różnych rodzinach, sprawy komplikowały się jeszcze bardziej. Ben nie dopuszczał do siebie zbyt blisko wielu osób, a sytuacje konfliktowe wewnątrz niewielkiej grupki wybranych głęboko go rozstrajały, choć starał się tego nie pokazywać. Za ciszą oraz wycofaniem kryło się wiele myśli i emocji skazanych na brak zewnętrznej manifestacji.
Wymknięcie się z zamku, gdy większość szkolnej społeczności zaczynała zbierać się w Wielkiej Sali na kolacji, było zbyt proste. Bardzo przykładnie, panie prefekcie. Z dłońmi wciśniętymi do kieszeni cienkiego płaszcza, Ben szedł szybkim krokiem, niezatrzymany przez nikogo – błonia Hogwartu i ulice Hogsmeade wydawały się wymarłe, jakby czas się zatrzymał, a wszyscy ludzie wyparowali gdzieś w niebyt. Zbierało się na deszcz, w powietrzu wyraźnie wyczuwało się wilgoć oblepiającą zazdrośnie policzki, zbierającą się na rzęsach. Niebo pociemniało, gotując się na sztorm między swoimi chmurnymi włościami. Do wnętrza Świńskiego Łba zdążył w ostatniej chwili, strzepując z jasnych włosów pierwsze krople. Szybkie spojrzenie na zajęte stoliki sprawiło, że zimna gula zsunęła się Wattsowi do żołądka, wzbudzając pierwszą falę wątpliwości. Sama jeszcze nie było – a co jeśli w ogóle się nie pojawi? Krukon nie miał pewności, jak zachowałby się w takiej sytuacji, wolał nie rozważać tej opcji, póki nie okaże się boleśnie jasno, że został wystawiony do wiatru. W gruncie rzeczy po wiadomości, którą znalazł na nocnej szafce, zareagował bez namysłu, wykazując niezmienne wsparcie dla przyjaciela, choć nie tak dawno pokłócili się w dosyć paskudny sposób.
Rozpinając płaszcz podszedł do baru, zamawiając dla siebie i nieobecnego po butelce kremowego piwa. Szkło było przykurzone. Chłopak zajął miejsce niedaleko wejścia do gospody, by mieć na nie dobry widok i z pewnym zdenerwowaniem zaczął wystukiwać palcami rytm na oparciu krzesła.
Samuel Silver
Samuel Silver

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptyWto 10 Mar 2015, 19:59

Sam nie wiedział co myśleć o tym wszystkim. Miał wrażenie, że wszystko co miał i trzymał pewnie w swoich dłoniach, nagle uciekało, rozpływało się w powietrzu, pozostawiając bolesną pustkę po sobie. Nie czuł się z tym jakoś wybitnie dobrze, szczególnie, że osoby, które tracił były mu bardzo bliskie. Jego przyjaciel, brat, którego sam sobie wybrał i ukochana. Isabelle najwyraźniej nie chciała mieć z nim nic do czynienia, chociaż starannie, jak zwykle z resztą, starała się to ukryć. Ben natomiast odpisał mu na sowę, kiedy poczuł się niesamowicie mały i w rozsypce. Nie wiedział czy to było dla niego czymś w rodzaju automatu, czy faktycznie chciał mu pomóc i zakopać topór wojenny, który nie oszukując się – obaj wyciągnęli przeciwko sobie.
Padało na zewnątrz, jak to zwykle w październiku bywało. Robiło się zimno, szczególnie pod osłoną nocy. Z dnia na dzień o tej porze było coraz ciemniej, więc musiał się spieszyć, żeby później nie zgubić drogi prowadzącej do Hogsmeade. Wierzcie lub nie, ale Silver miał naprawdę kiepską orientację w terenie i niektórzy nawet wychodzili z pewnego założenia, że cierpiał na kurzą ślepotę. Ciężko było mu się skupić wieczorem, chociaż nie mógł tego samego powiedzieć o siedzeniu z książką pół nocy. Wyjątek zazwyczaj wyznaczał regułę i tutaj widać było to idealnie jak na dłoni.
Znalazł, z pewnym trudem, szyld Gospody pod Świńskim Ryjem i wszedł do środka nieco niepewnie. Raczej nie przesiadywał w takich podejrzanych miejscach, czego nie mógł powiedzieć o Benie. To tutaj jego Brat dostał butelką w głowę od smoczej Fimmelówny i nawet on sam nie wspominał tej gospody pozytywnie. Musiało się jednak coś stać, żeby Ben chciał rozmawiać z nim właśnie w tym miejscu, bez świadków. Może miało to związek z ostatnim numerem „Lustra” i chciał uniknąć podsłuchiwaczy? W sumie to trzymałoby się jak najbardziej kupy. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu Bena, a gdy go dostrzegł, poczuł jak żołądek mu się skręca z nerwów. Nie uważał, że to będzie prosta rozmowa, jednak musiała się odbyć. On nie wytrzymywał już psychicznie tych dni ciszy, w których nie słyszał głosu przyjaciela, bądź po prostu się ignorowali wzajemnie. Nie mogło to trwać niewiadomo jak długo. Lepiej teraz, niż później, kiedy złość na stałe osiedli się w ich umysłach.
Podszedł więc bliżej, po drodze zamawiając dwie butelki mocnego, ciemnego piwa, po czym usiadł naprzeciwko blondyna, stawiając je obok piwa kremowego, które zamówił Ben. Spojrzał mu w oczy. Westchnął, zaciskając mocno pięści na zimnej, nieco zakurzonej butelce piwa, a następnie otworzył usta, aby powiedzieć coś pierwszy, przechodząc niemalże od razu do rzeczy:
- Przepraszam, bracie – powiedział, czując jak z każdym wypowiadanym przez niego słowie gardło ściskała niesamowicie bolesna gula. Spojrzał w dół, starając się uciec od spojrzenia Wattsa. Zacisnął mocno powieki, walcząc z emocjami, które nagle uderzyły w niego ze dwojoną siłą. Gdy przychodziło co do czego, Sam był niesamowitym tchórzem, który bał się konfrontacji z osobami dla niego ważnymi, obawiając się, że może być ona ostatnia w jego życiu. Gdy tylko pomyślał o niedawnej „rozmowie” z Isabelle, miał wrażenie, że jego świat rozpadał się na drobne kawałki, które z powrotem ciężko było złożyć w całość.
Ben Watts
Ben Watts

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptySro 11 Mar 2015, 16:36

Wybór miejsca zdecydowanie nie pozostał w rękach przypadku – pisząc Samowi, gdzie się spotkają, Ben działał z rozmysłem, chłodno oceniając pewne kwestie. Gospoda pod Świńskim Łbem nie należała do najprzyjemniejszego z przybytków, do których mogli udać się na terenie Hogsmeade, ale właśnie w tym tkwiła jej perfekcja. Po pierwsze, Szkot nie chciał rozmawiać na ważne tematy w zamku, bo jak się okazało nawet w krukońskiej sypialni mogli zostać podsłuchani, po drugie... Gdyby jakimś cudem ktoś ich szukał, sama zła sława lokalu powinna go odwieść od zajrzenia do środka jak najdłużej. Wystarczyło im afer, mieli własne bałagany do posprzątania i rozpraszanie uwagi idiotyzmami wypisanymi w Lustrze w niczym nie pomagało, sprawiając dodatkowe przytłaczające wrażenie odosobnienia.
Minuty mijały tak powoli, że Watts miał w pewnym momencie wrażenie, iż czas stanął w miejscu i nie posuwał się ani odrobinę do przodu. Uwięziony w nieruchomej bańce mógłby czekać tak długo, aż jego ciało by wyschło, a włosy posiwiały. Postać Sama zawsze przywodziła na myśl miłe wspomnienia, chwile szaleństw wchodzących w nastoletniość dzieci, ciepłe poczucie bezpieczeństwa. Pewność, że jeśli razem wpadną w tarapaty, będą się mogli na sobie nawzajem wesprzeć. Stan, w jakim znajdowali się teraz, stanowił jakąś tragiczną anomalię, błąd w perfekcyjnie zaprojektowanym dziele szalonego inżyniera.
Palce coraz szybciej wystukiwały dziwny rytm, błękitne oczy zasnuwały się mgłą od upartego patrzenia w jeden punkt – chyba właśnie dlatego w pierwszej chwili nie zarejestrowały wejścia Sama do gospody. Gdy Ben gwałtownie otrząsnął się z zamyślenia, mrugając krótko, chłopak był już w połowie drogi do stolika, który wcześniej zajął. Koniec, ucieczka nie wchodziła w grę, jeśli chcieli to wszystko naprawić. Szkot uspokoił podrygującą dłoń, kładąc ją płasko na udzie, by zapobiec dalszym nerwowym ruchom. Nie spuszczał wzroku z Silvera, chcąc odnotować każdą najmniejszą zmianę, przypisać jej jakieś znaczenie, potencjalną wskazówkę co do toku jego myślenia. Mało brakowało, a odetchnąłby z ulgą, gdy pierwszy zaczął mówić – Ben był niemal pewien, że nic by nie wydusił bez zachęty. Normalnie nie miewał takich problemów, ale widocznie cała sytuacja dotykała tych samych wrażliwych strun, co w przypadku Sama, wzbudzała te same obawy w kategoriach możliwego porzucenia. Milczał dłuższą chwilę, niezmiennie obserwując twarz przyjaciela.
- Ja też – powiedział wreszcie, chcąc zabrzmieć jak najbardziej neutralnie. Czy mu się to udało? Nie wiedział. - Zachowywałem się jak osioł.
Mimowolnie zacisnął jedną z dłoni w pięść i oparł ją w okolicy ust. Nie uciekał wzrokiem jak drugi Krukon, ba. Zdawał się skupiać na nim całą, niepodzielną w tej chwili uwagę, jakby stanowił najważniejszą rzecz na świecie. Pozwalał mu narzucać tempo tej rozmowy, badał grubość lodu pod stopami - jeden nieopatrzny krok i wylądowałby pod powierzchnią.
Samuel Silver
Samuel Silver

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptyCzw 02 Kwi 2015, 23:11

Kim byłby człowiek bez osoby, na którą zawsze może liczyć? Która wesprze w najgorszych chwilach i podniesie na duchu. Złapie, kiedy w swojej beznadziejności będzie się upadać w coraz to gorszą przepaść bez dna. Ben był ostoją dla Sama, kimś komu bez wahania byłby w stanie powierzyć swoje życie, największe tajemnice. Wiedział też, że gdyby przyszedł do niego ze zwłokami jakiegoś człowieka, on by zapytał: „Gdzie je zakopiemy?” Tak budowało się ich zaufanie, wzajemna relacja, która nie mogła przez jedną, głupią i bezsensowną kłótnię … po prostu się zepsuć, zniknąć jak puch na wietrze, jakby nigdy nie istniała. Byli tylko ludźmi i popełniali przeróżne błędy. Sztuką było więc wybaczyć nie tylko drugiej osobie, ale przede wszystkim samemu sobie.
Sam spojrzał na Bena uważnie, nie spuszczając zielonych tęczówek z przyjaciela nawet na chwilę. Starał się wyłapać chociaż jedną zmianę na jego twarzy, coś, co mogłoby mu pozwolić spokojnie ocenić na jakiej pozycji się znajdował. Przegranej? Czy może jednak nie było tak źle, jak się na początku spodziewał? Był zagubiony i bardzo ciężko było mu wrócić do starej części siebie, która w tej chwili chowała się w najciemniejszych zakamarkach umysłu, bojąc się wyjrzeć na zewnątrz. Atmosfera była tak ciężka, że bez trudu można byłoby zawiesić w powietrzu siekierę. Sam jednak nie miał zamiaru sprawdzać czy faktycznie by się to udało.
Kącik ust Silvera lekko drgnął, gdy Ben odpowiedział. Nie mógł powstrzymać się od szerokiego, nieco głupkowatego uśmiechu, który wypełzł mu na twarz. Zaśmiał się cicho, chwytając za obie dłonie Bena i mocno zaciskając na nich swoje smukłe, zimne palce. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że chłopak o jedną się podpierał. Pokręcił głową, szczerząc się bez przerwy, nie mogąc tym samym nawet na chwilę przestać spoglądać na Wattsa.
- Ja jestem łosiem, a ty osłem. Nie uważasz, że robi się już mały zwierzyniec? – zagadnął i pokręcił głową. Jego policzki zdawały się być delikatnie zarumienione, jednak równie dobrze mógł być to efekt zmiany temperatury. Na zewnątrz, w przeciwieństwie do wnętrza gospody, było dosyć chłodno i mroźnie. Samem targnęły pozytywne emocje, wszystkie troski odeszły gdzieś na dalszy plan, a on po prostu cieszył się przyjemną chwilą pojednania z najważniejszą osobą w jego życiu. Nie wiedział, co by zrobił, gdyby Bena kiedyś zabrakło. Chyba nie zdzierżyłby tej straty. Był dla niego niczym tlen, bez którego życie byłoby niemożliwe. Tak to już z nim było, kiedy się do kogoś zbyt mocno przywiąże. Wtedy bardzo ciężko było mu się odsunąć, chociażby byłoby to konieczne. Na szczęście, w tej chwili widział wszystko w kolorowych barwach, zwiastujących coś dobrego.
- Jesteśmy już okej? - zapytał, nie próbując nawet przybrać poważnego wyrazu twarzy. Nie było potrzeby stwarzać jeszcze większego napięcia.
Ben Watts
Ben Watts

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptySob 18 Kwi 2015, 00:36

Jak rozmawiać z ludźmi, jakich uważało się za niezmienny element życia, a których się skrzywdziło? Skrzywdziło do tego stopnia, że ciężko było oddychać, gdy się o tym myślało? Nawet jeśli starał się tego po sobie nie pokazywać, Ben bardzo dotkliwie odczuwał efekty kłótni i niepotrzebnego starcia w krukońskiej sypialni. Nigdy nie przyszło mu na myśl, że mogłoby się to przytrafić akurat im dwóm – dogadywali się zbyt dobrze, zbyt płynnie, zbyt naturalnie. Być może stanowiło to częściowo zasługę regularnych wycieczek w umysł Sama, ale Watts wolał myśleć, że i bez tego rozumieliby się bez słów. Nie wiedział, co by się stało, gdyby Aria nie wparowała wtedy do sypialni i nie została z nim wśród chaosu, jaki wywołali wspólnymi siłami, bijąc w siebie na oślep, chcąc zranić drugiego, choć wewnątrz coś wyło, by przestać. Rozpadłby się na drobne kawałki lub wytrzymał, z perspektywy czasu nie potrafił powiedzieć, czemu był bliższy. Uratowały go ciemne oczy i drobne dłonie trzymające jego własne.
A teraz musiał przełknąć dumę oraz poczucie winy nakazujące ucieczkę, by to wszystko naprawić. Nie chciał sobie wyobrażać świata, w którym nie było młodego Silvera, bronił się przed tym całą silną wolą, zamykał w niewielkiej bańce, do jakiej nie przenikało nic złego. Odmawiał potencjalnej porażce. Na szczęście Sam nie kazał mu padać na kolana i bić czołem w podłogę, by udowodnił jak bardzo żałował za wszystko, co powiedział oraz zrobił. Nie, on tak po prostu przywołał uśmiech na twarz, wlepiając w Bena spojrzenie sugerujące, że patrzył na rzecz niezwykle ważną i cenną. Szkot aż przełknął mocniej ślinę nagle onieśmielony – w żadnym razie nie był przyzwyczajony do tak otwartego okazywania emocji, ale też go nie odrzucał. Uścisk dłoni kojarzył się chłopakowi tylko ze spokojem, działał jak błyskawiczne antidotum na wszelki stres. Szkoda, że dane było mu to odkryć tak późno.
- Prędzej dwuosobowy cyrk – odparł z lekkim uniesieniem kąta ust, pochylając się nieco do przodu nad stolikiem. Brudnym stolikiem, zauważyłby to, gdyby tak uparcie nie spuszczał wzroku z przyjaciela. Kiwnął powoli głową, odpowiadając w ten sposób na pytanie, choć ucisk gdzieś w dole brzucha nie zniknął do końca. Wciąż tam był, wciąż przeszkadzał. - Wyżyłem się na tobie za coś, na co nie miałeś wpływu – powiedział nagle, nie powstrzymując grymasu, który w okamgnieniu zmienił jego twarz w karykaturalną maskę. - Nie powinienem i jest mi z tym potwornie źle.
Spojrzenie niebieskich oczu uciekło gdzieś w bok w geście, który nijak nie odpowiadał charakterowi Bena. Dla ludzi, jacy mieli okazję lepiej go poznać, wyraźnie oznaczał gwałtowne emocje, przerwę w utrzymywanym z trudem opanowaniu. Nie patrząc komuś bezpośrednio w twarz był odsłonięty, wystawiony do oceny, której dobrowolnie się poddawał – w tym przypadku tak samo jak i możliwej karze za przewinienia.
Nie musiał jednak znosić żadnej nagany i srogiego biczowania, by puścili w niepamięć wzajemne przewinienia. Koniec końców obaj mieli swoje za uszami, ale nie warto było porzucać więzi budowanej od lat z powodu nieporozumień i zwarć. Przetrwają to, tak jak i przetrwali wszystko wcześniej. Od czego miało się przyjaciół?

[z/t Ben i Sam]
Christopher Ted Hathaway
Christopher Ted Hathaway

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptyWto 03 Lis 2015, 16:27

// Pierwszy post.
Chris siedział w Gospodzie Pod Świńskim Łbem oczekując na starego barmana z długą siwą brodą, która gdyby ów jegomość przyrządzał potrawy na bank lądowałaby w garze. Wybrał się tu wyjątkowo bowiem zwykle stołował się w Trzech Miotłach (jeśli tak jak teraz wynajmował tam pokój), teraz jednak nie bez kozery wybrał się właśnie tutaj. Chciał odpocząć od wścibskich spojrzeń, bo wbrew pozorom sława oprócz pieniędzy ofiaruje w zamian zmęczenie, którego nawet najlepsi czasem mają dość. Pub był wyludniony, jak to było w zwyczaju, a niemal wszyscy z wyjątkiem Chrisa zasłaniali twarz na różne sposoby. Przychodziły tu raczej typy spod ciemnej gwiazdy niż osobistości jego pokroju. Nic więc dziwnego, że stawiali oni na anonimowość. Patrząc jednak na spojrzenie starca, nie dało się zaprzeczyć temu iż wie on doskonale kim oni są. Chwilę później postawił przed nim butelkę kremowego piwa do której kleiły mu się ręce, po czym jak gdyby nigdy nic wrócił on do czyszczenia baru szmatką tak brudną, że naprawdę lepiej byłoby gdyby odpuścił staremu dębowemu blatowi tych katuszy. Chris popatrzył na butelkę z czymś na kształt niesmaku. Czego się spodziewał? Wyszukanego menu? Ujął butelkę w dłoń i mruknął:
- Chłoszczyść - butelka lśniła teraz tak jakby dopiero została wyprodukowana. Mężczyzna zadowolony z efektu otworzył ją i pociągnął z niej długi łyk. Słodycz, która wypełniła jego gardziel od razu poprawiła mu nastrój.
Gość
avatar

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptyWto 03 Lis 2015, 17:27

- Kiedy ktoś Cię zapyta czemu nie masz różdżki, odpowiadaj zawsze, że jesteś charłakiem. Nie będą zadawać więcej pytań i masz usprawiedliwienie swojej niewiedzy., właśnie to usłyszała od Madame Rosmerty w pierwszym dniu pracy. Hagrid wszyściutko wyjaśnił kobiecie i zadbał o to, aby "paninka Harleyówna" była w dobrych rękach. Val czuła się trochę jak przedmiot, gdy tak za nią planowano, jednak nie otwierała ust, aby narzekać. Była tutaj gościem i chcąc nie chcąc, od razu było widać, że nie ma do czynienia z magią na co dzień. Starała się więc zapamiętać słowo "charłak", aby wiedzieć co mówić. Jak tylko Murphy przyprowadzi jej Erica, pozna definicję tego słowa, które rzekomo ma zapewnić jej bezpieczeństwo. Nikt nie przeczył zatem niebezpieczeństwu... co więc robił tutaj Eric, skoro znał zagrożenie? Będzie musiała przeprowadzić z nim jedną z tych długich i poważnych rozmów.
Słońce powoli chowało się za horyzontem. Madame Rosmerta poprosiła swoją nową pomocnicę o spacer do właściciela Świńskiego Łba. Sądząc po błyskach w oczach barmanki, ta chciała trochę ją oswoić ze światem i dlatego pchała ją na spacery po Hogsmade. Valentine była pewna, że zaraz się zgubi mimo wskazanej drogi. Tak też się stało. Przy trzeciej przecznicy źle skręciła. Już otwierała usta, aby zapytać o drogę starego czarodzieja, jednak ujrzawszy trzy gałki oczne koloru fioletowego, szybko zaniechała porad. Spotkała jakiegoś ucznia i po serii zdziwień "Serio się tam wybierasz? Nie polecam", trafiła do celu. Nie podobał się jej ten pub. Nie zachęcał do wejścia, szczególnie, że oczy łba na nią patrzyły... Dziewczyna zakryła nos kołnierzem płaszcza i powtórzyła sobie, że to magiczny świat i nie powinna okazywać zdziwienia niczemu. To dla nich codzienność, nic niezwykłego... Kilka wdechów i weszła do Pubu. W trzeciej sekundzie oglądu wnętrza, stwierdziła, że Rosmerta specjalnie ją tutaj wysłała.
Otrzepała z miedzianych włosów płatki śniegu i udając, że nie boi się zakapturzonych sylwetek rozsianych po kątach Pubu, podeszła do baru. Los chciał, że stanęła obok Christophera, który był dla niej taką samą tajemniczą i nieufną sylwetką jak tamten dziadek z trzema fioletowymi oczami. Nawet nie odważyła się nań zerknąć.
- Pan Aberforth? - odchrząknęła i zerknęła na otyłego starca, czyszczącego kufel brudną szmatką. Skinął jej głową i tyle byłoby z uprzejmości. Czarodzieje byli dziwnymi ludźmi...
- Madame Rosmerta przysłała mnie po przesyłkę od profesora Aleca. - nie miała pojęcia po co przyszła, co to było, jak to wyglądało i od kogo było, ale przekazała, co miała przekazać. Barman wyszedł na zaplecze. Valentine przez ten czas nawet nie drgnęła, aby się przypadkiem nie obejrzeć. Czuła na sobie cudze spojrzenia. Zdecydowanie wolała Trzy Miotły i domową atmosferę. Starzec wrócił z niewielkim kartonowym pudełkiem i postawił to przed nosem dziewczyny. Otworzyła szerzej oczy, gdy pudełko się poruszyło, a z boków buchnęła para. Val zastygła w bezruchu, a jej mina wyrażała "chyba żartujesz".
Christopher Ted Hathaway
Christopher Ted Hathaway

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptyWto 03 Lis 2015, 18:20

Chris popijał piwo kremowe jak gdyby nigdy nic, raz po raz zerkając na ciemniejący krajobraz za oknem. W Iranie, z którego niedawno wrócił, nikt chyba nawet nie marzył o czymś taki jak śnieg - zakładając, że był mugolem. Co prawda Irańczycy radzili sobie z tym deficytem w magiczny sposób, ale prawdę powiedziawszy ani trochę miało się to do rzeczywistych uroków białego puchu. Kiedy wrócił do Hogsmeade jego ciało i umysł przeżyło coś w stylu szoku termicznego. Temperatura panująca za oknem nie robiła na nim zwykle wrażenia, aż do dziś, kiedy przyszedł do lokalu szczelnie owinięty szalem, ubrany w płaszcz, jeansy i szykowne buty adekwatne do pory roku.
Zupełnie się rozstroiłem - powiedział do siebie w duchu. Upił kolejny łyk piwa, kiedy drzwi gospody otworzyły się z niemiłym dla uszu skrzypnięciem, wiatr załopotał szyldem i jego powiew nie omieszkał wpełznąć także do środka wypełniając lokal nieprzyjemnym chłodem od którego Chris wzdrygnął się lekko. W wątłym świetle gospody Hathaway, dostrzegł dziewczynę.
Wyglądała uroczo, niższa od Chrisa, o przyciągającym uwagę kolorze oczu, szczupła z miedzianą grzywką jakby dodającą jej energii. Podeszła do starego barmana i wyjawiła cel swojej wizyty (przy okazji przypominając Chrisowi iż jegomość ma na imię Aberforth). Wydała się mu dziwnie znajoma, jednak pałkarz nie potrafił sobie zbytnio przypomnieć skąd ją zna. Stanęła koło niego chwilę później z dziwnym pakunkiem, a szkot dyskretnie ją obserwował. Po chwili jednak jego nozdrza uderzył silny zapach wanilii, znacznie słabszy od aromatu kremowego piwa. Wówczas, jakby coś zadzwoniło w jego głowie i już wiedział skąd ją zna:
- Czyżby się Panna zgubiła, panno Henley? - zapytał uśmiechając się szczerze. Nie przypuszczał, że spotka tu kogoś znajomego, a zwłaszcza Ją.
Gość
avatar

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptyWto 03 Lis 2015, 18:34

Nie ufała przesyłce. Nie chciała jej przekazywać, jednak wpojona uprzejmość i życzliwość nie pozwalały jej zignorować prośbę barmanki. Musiała zapomnieć wspomnieć jej, iż przesyłka będzie żywa. Valentine nie była przyzwyczajona do niespodzianek magii tak jak Eric. Opowiadał jej co prawda zabawne historyjki i niewiarygodne sytuacje, barwnie opisywał magię, jednak nie miała z nią do czynienia. Czuła się tutaj jak gość z kosmosu.
Zerkała to na starca, to na pudełko i nie była pewna czy powinna tym razem zaufać Rosmercie. Hagrid ją lubił, a więc zapewne profesor Albus również, a to za ich poręczeniem dostała bezpieczne lokum i jakiś czas, który może poświęcić bratu w jego magicznym świecie. Valentine stałaby tak w nieskończoność, gdyby nie ruch z prawej strony. Dotychczas udawała, że nie widzi niemalże bezczelnego wpatrywania się w nią, lecz wraz z powitaniem, skrzyżowała wzrok z młodym czarodziejem. Kilkakrotnie zamrugała rzęsami. Miała przed sobą zadbanego chłopaka, który od razu zgadł jej nazwisko. W pierwszej chwili zaniemówiła. Błyskawicznie w myślach oszacowała prawdopodobieństwo rozpoznania na podstawie wyglądu. Eric chwalił się jej niejednokrotnie, że zdobywa sławę, dzięki dostania się do drużyny Gryffindoru itp, jednak nie przypuszczała, aby ta sława obejmowała również świat poza zamkiem. Byli do siebie podobni, owszem, jednak widać to było dopiero, gdy obok siebie stanęli. Valentine na chwilę zgubiła się i nie była pewna jak ma zareagować, bowiem nie rozpoznawała Christophera. Spotkała go jeden raz w życiu i to parę lat temu, lepiej znała jego siostrę i nie osobiście, a z obfitych opisów swego brata. Pokrętna relacja tłumacząca czemu Valentine nie dopasowała buzi chłopaka do buzi z przeszłości.
- Nnie... Hagrid cię zatrudnił, abyś sprawdził czy jeszcze żyję? - zapytała ostrożnie, bo tylko takie wyjaśnienie przyszło jej do głowy. Ewentualnie Madame Rosmerta, choć zakładała, że pierwszy scenariusz ma większe prawdopodobieństwo istnienia.
- Możesz mu przekazać, że jestem cała. - posłała póki co, nieznajomemu, ciepły uśmiech i odważnie wzięła w dłonie trzęsący się pakunek. Odrzuciła go na blat szybciej niż go wzięła.
- Au, gorący. - zmarszczyła czoło. Chuchnęła na delikatnie poparzone opuszki palców, żałując, że nie wzięła ze sobą rękawiczek.
Christopher Ted Hathaway
Christopher Ted Hathaway

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 EmptyWto 03 Lis 2015, 19:39

Dziewczyna wydawała się być zmieszaną. Zupełnie jak dzieciątko w supermarkecie, które niespodziewanie zgubiło rodzicielkę w gąszczu słodkich wspaniałości. Wciąż się jej przyglądał, bo nie dało się ukryć faktu, że ów wyraz twarzy, z jednej strony bawił go, z drugiej zaś niezaprzeczalnie dodawał jej uroku. Obserwował ją teraz bez najmniejszego skrępowania (w końcu się odezwał to przecież nie będzie teraz gapił się w sufit jak palant!). Do lokalu weszło pośpiesznie dwóch gości, którzy konspiracyjnie się rozejrzeli. Ich oczy (jedyna spod dziwnych chust widoczna część ich twarzy) świdrowały teraz gorączkowo pomieszczenie. Nagle spojrzenia obu z nich skupiły się na twarzy Chrisa. Ten uśmiechnął się, kiwnął ręką w geście pozdrowienia, (poczynił to jednak dość automatycznie), po czym pociągnął zdrowy haust piwa. Kiedy nagle usłyszał coś, co prawdopodobnie miało być szeptem:
Opanuj się Wilhelm...On na randce jest...! - w tym momencie Chris zakrztusił się płynem, którego jeszcze nie zdołał połknąć. Parsknął śmiechem, Aberforth momentalnie oderwał wzrok od polerowanego bezskutecznie kufla i rzucił mu karcące spojrzenie. Dopiero teraz zdołał odpowiedzieć dziewczynie:
- No....nie.. Nie pamiętasz mnie. Chris Hathaway młoda damo, choć w sumie trudno się dziwić, przez lata się nie widzieliśmy, ale bez cienia wątpliwości mogę stwierdzić dwie rzeczy: Po pierwsze wypiękniałaś, po drugie Hagrid mnie tu nie przysłał, swoją drogą dawno go nie widziałem, co u niego? - spytał znów się uśmiechając, po czym zerknął na paczkę, którą Vanessa trzymała z dziwnym niepokojem w oczach. Kiedy usłyszał słowa "gorący", pomyślał o Hagridzie zastanawiając się, czy znowu nie kombinuje nad jakąś szaloną lekcją Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami.
Sponsored content

Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem   Gospoda Pod Świńskim Łbem - Page 5 Empty

 

Gospoda Pod Świńskim Łbem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 7Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Inne Magiczne Miejsca
 :: 
Hogsmeade
 :: 
Uliczki Boczne
-