|
| Posiadłość rodziny Carrow | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:18 | |
| UWAGA! POST ZAWIERA BRUTALNY OPIS TORTUR!
Życie było o wiele zbyt agresywne, aby Amycus mógł pozwolić sobie na takie wzruszenie i wstrzemięźliwość względem wrogów. Jego światopogląd nie różnił się aż tak bardzo od tego, jaki wyznawał Derek. Było jednak coś, co nie pozwalało wyrobić między nimi chociażby cienkiej nici porozumienia już podczas pierwszych spotkań. Nie chodziło wcale tutaj o poczucie smaku i poszanowanie godności kobiety, pokrętnie idącej w rozumowaniu Amycusa. Również nie należało doszukiwać się zbyt ostrych praktyk stosowanych przez Dereka, ponieważ był on dwa lub trzy lata później od młodego Carrowa. Przede wszystkim różnił ich pogląd na to, kiedy należy zaatakować przeciwnika i w jaki sposób. Walka na różdżki była niezwykle istotna, aby sprawdzić swój poziom umiejętności. W sytuacji jaką zastał Amycus nie miało jednak miejsca na honor i równość, ponieważ Derek stracił już wszystko w jego oczach. Nie miał więc ani dumy, ani imienia, ani wartości, którymi mógłby się poratować. Przesunął spojrzeniem po obecnym, niewielkim narzędziu tortur popatrując co jakiś czas na leżącego i niezbyt uszkodzonego jeszcze chłopaka. Zaschnięta krew wyciekająca jeszcze co jakiś czas z oka lepiła się do włosów oraz koszuli, zasychając w zadziwiająco szybkim tempie. Prawdą było jednak to, że Amycus nie patrzył na mijające minuty, kiedy jego ofiara spokojnie spała, nieświadoma ogromu cierpień jakie za moment będzie miała zafundowane. Wrzaski i gniewny ton nie zrobił na nim żadnego wrażenia, ponieważ zaczął realizować swój chory plan, zamierzając doprowadzić go do końca. Od A do Z, a może i pociągnąć go jeszcze dalej. Dźwięki świdrowały czaszkę chłopaka, kiedy rozdzierający się Derek próbował odsunąć swoją rękę od przyczyny bólu. Żelazny uścisk lewej dłoni Amycusa uniemożliwiała większe poruszenie, przez co ostrze wbijało się niczym w masło przy akompaniamencie cudownych wrzasków. W końcu Ślizgon przysunął się, aby rozciąć skórę i koszulę Dereka przy kolejnym wrzasku. I oszczerstwie, które zadziwiająco lekko wylatywało spomiędzy warg chłopaka. Nie przerywając, wysyczał nieco przesłodzonym tonem, ujawniając swojej ofierze jak wiele emocji można zniszczyć przy odpowiednim repertuarze ruchów. – Nie, Derek. Jeszcze ci nie jestem w stanie uwierzyć. Mówisz to po tylko po to, aby mnie usatysfakcjonować. Miałem już wielu jak ty, twardych i skorych do współpracy tylko po to, żeby usunąć źródło bólu. Mnie chodzi o to, abyś te słowa powiedział z prawdziwej głębi, szczerze. Teraz nie mówisz tego szczerze. Ale spokojnie. Nauczysz się. Nauczysz się. – Ostatnie zdanie powtórzył z wyczuwalnym utęsknieniem, ściszając głos do szeptu akurat w momencie, w którym żołądek Dereka ścisnął się. Reakcja Amycusa była natychmiastowa, ponieważ odskoczył w ostatniej chwili, obserwując jak zawartość przewodu pokarmowego rozbryzguje się na koszuli ofiary. Odsunął się do tyłu, aby niespiesznie odłożyć niewielkie ostrze na ustawioną szafkę. Metal zastukał o uszykowaną tackę, na której stało jeszcze wiele innych nieszkodliwych tylko pozornie przedmiotów. Wśród nich znajdowało się coś do złudzenia przypominającego cążki do cięcia paznokci, tylko trochę większe i złowieszczo połyskujące w tym pomieszczeniu. Dodatkowo długa na całą dłoń igła, gruba i ostro zakończona, bez charakterystycznego uszka na nitkę u trzonka. Derek mógł podziwiać ten skromny zapach narzędzi, dostrzegając jeszcze kilka innych noży oraz kleszczy, które z pewnością służyły do zadawania jeszcze większego bólu. Amycus wysłuchiwał chłopaka bez najmniejszego drgnięcia na twarzy, ustawiony bokiem, kiedy wyliczał każde mniejsze czy większe przewinienie zastosowane na Yumi. O wielu już wiedział, ponieważ opatrywał niektóre z jej ran, jednak szczególnie zainteresował się podtapianiem Krukonki. Niewzruszony wpatrywał się w szereg metalowych ostrzy, noszących wyraźne ślady użytkowania. Celowo wyobraził sobie trzęsącą się Yumi, przywołując obraz z sypialni gdzie zastał ich w niekomfortowej sytuacji. Milczenie jakie zapadło uspokajało Amycusa, który ironicznie podsycał w sobie widok potoku łez wypływających z kącika oczu narzeczonej. Wypuścił spokojnie powietrze z ust, po czym chwyciwszy niespiesznie małe ostrze ponownie w swoją dłoń – odwrócił się przodem do ofiary. Bez żadnego uczucia wymalowanego na twarzy chwycił lewą nogawkę i szarpnął materiał, rozrywając go na długość blisko 10 centrymetrów. Nie zważając na nerwowe pytanie, ostrzegł sucho Dereka: - Radzę nie ruszać tą nogą, jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek chodzić. – Po czym nie czekając na reakcję, wbił ostrze aż po trzonek między rzepkę a łękotkę chłopaka, przy wtórze rozdzierającego wrzasku. Kolejna fala krwi rozbryznęła na białą koszulę Amycusa, nie mówiąc już o ubraniu Dereka. Dość szybko szkarłatna ciecz zaczęła pulsacyjnie brudzić materiał dookoła, wsiąkając również w sam stół.
Ostatnio zmieniony przez Amycus Carrow dnia Sro 06 Sie 2014, 15:30, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Mistrzyni Alpacalipsa
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:19 | |
| Milczenie, jakie w końcu zapadło między nimi, niosło ze sobą obietnicę zmiany. Pulsowanie w rozszarpanym mięśniu na ręce zmniejszyło się, kiedy tylko Derek skupił się na wymienianiu tych wszystkich obrażeń, jakich był kreatorem. Za każdym razem Yumi krzyczała i błagała go o litość, nieświadomie podsycając pożądanie bólu w przyrodnim bracie. Wymyślność psikusów, jakie jej sprawiał zaskakiwała jego samego i był z nich cholernie dumny. Gdzieś w głębi ducha liczył na zrozumienie Amycusa, szczególnie iż mieli ze sobą całkiem sporo wspólnego. Strach jaki rozrywał jego maleńkie serce, było nieadekwatne do tego co miało się zdarzyć. Łudził się, że za moment ten gówniarz wypuści go i wyśle do Munga, gdzie zasklepią mu te wszystkie rany. A potem powoli będzie w sobie zbierał siły na zemszczenie się, zabierając się przede wszystkim za podwijanie sukienki Yumi i Alecto, aby jak najmocniej dopiec temu zasrańcowi. Zimny pot jaki pojawił się na czole Dereka był pierwszą z licznych reakcji na radosny głos Amycusa, nie wierzącego w wypowiadane słowa. Przełknął z trudem resztki śliny zastygłej w jamie ustnej, obserwując jak chłopak odwraca się i obiecuje mu nadejście kolejnych cierpień. Milczenie stało się nieznośne, świdrujące czaszkę od zewnątrz do środka i na wskroś, a groźne spojrzenie czarnych oczu niszczyło wszelką nadzieję na zmianę sytuacji. Dopiero teraz uświadomił sobie, że Amycusowi nie wystarczy zabawa taka jak dotychczas, z mnóstwem wrzasków ofiary i wylewającej się krwi. Właściwie to zaczął się zastanawiać, dlaczego został obdarowany wyborem. Wiadomo, że przy pierwszej opcji zostałby z niego wrak człowieka i każdy normalny człowiek wolałby mówić niż cierpieć. W jednej chwili Derek zamarł na stole, uświadamiając sobie jak łatwo dał się podejść Amycusowi. Patrząc w jego błyszczące gniewnie oczy i ściągniętą, ostrą twarz miał pewność, że nie chodziło wcale o zwykłą rozmowę i potrzebę wypełnienia luki w informacjach. Za tym musiało kryć się coś więcej, skoro młody Carrow chwycił ponownie za to niewielkie narzędzie i w milczeniu podszedł do niego. Derek zacisnął lewą rękę w pięść, próbując oddychać płytko i wolno, aby nie naruszać rany na klatce piersiowej. Szum w uszach nie pozwalał mu na opanowanie wirujących myśli, a zdrowe oko przesuwało się z metalowego narzędzia na beznamiętną twarz oprawcy. – Ej, stary, przecież powiedziałem ci to co chciałeś! – Krzyknął piskliwym, nienaturalnym głosem w chwili, gdy Amycus zbliżył ostrze do nogawki jego spodni i rozciął materiał na wysokości kolana. Derek szarpnął się, tylko na krótki moment oswobadzając się i chroniąc ciało przed kolejnymi ranami. Potem nadszedł wszechogarniający ból, którego źródło znajdowało się w kolanie. Derek szarpnął się tylko raz, przypominając sobie ostrzeżenie Amycusa przed naturalnymi odruchami. Nie miał żadnych powodów, aby nie wierzyć temu szaleńcowi, więc zmusił nogę do bezruchu, równocześnie szarpiąc się rękoma i potylicą bijąc w stolik. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:20 | |
| UWAGA! POST ZAWIERA BRUTALNY OPIS TORTUR!
- Sprawa wygląda tak. – Brunet oparł się łokciem o stół, na którym leżał Derek, drugą ręką chwytając go za podbródek. Szarpnął mało delikatnie, wbijając palce w skórę twarzy i przyciągnął twarz ofiary do siebie. – Uspokój się. – Warknął spomiędzy zaciśniętych warg, dostrzegając jak mięśnie Merbereta spinają się i zaczynają drżeć z wymuszonego wysiłku powstrzymującego naturalne przecież reakcje ucieczki od bólu. – No, widzę że zmądrzałeś, aby w końcu mnie słuchać. To dobrze. Jesteś gówno wartym psem, więc muszę cię wyszkolić w odpowiedni sposób. To co teraz czujesz to tylko niewielka kropla w morzu, ponieważ mogę zafundować ci wycieczkę do krainy cierpienia w obie strony. Usuwać rany, regenerując twoje ciało i potem.. raz jeszcze… powoli i subtelnie sprawdzać, jak wiele bólu jesteś w stanie znieść. – Odsunął dłoń i poklepał go pocieszycielskim gestem po policzku, odchylając się do tyłu, aby w końcu podciągnąć rękawy aż do łokci. Bandaże, którymi były owinięte jego dłonie przesiąknięte były zapachem oraz kolorem krwi, jednak Amycus strzepnął niewidzialny paproch na koszuli, rozmazując tym samym czerwoną posokę. Nowa plama nie sprawiła mu najwyraźniej problemu, ponieważ zerknął bez większego entuzjazmu na ostrze wbite w kolano ofiary. - Sprawa jest prosta. Mam ochotę ciebie zabić, a zapewne zdążyłeś zauważyć, że jestem do tego zdolny. Wystarczy mi tylko jedno ostrze, aby odebrać ci radość z życia. Tak, że będziesz mnie błagał o ukrócenie cierpienia. No, ale. Gdybym cię wykończył, Yumi nie miałaby żadnej zabawy z zemsty. – Powrócił spojrzeniem do Dereka, sięgając dłonią po ostrze w kolanie i wyszarpnął je gwałtownie. Niestety, nóż zaklinował się między chrząstkami i Amycus musiał pomarudzić trochę, grzebiąc w ranie chłopaka przy wtórze wrzasków. W końcu udało mu się wyszarpnąć narzędzie, jednak z niechęcią dostrzegając bezwładność mięśni Dereka. Ślizgon przyjrzał się nieruchomej twarzy ofiary, sprawdzając puls oraz oddech. Nie chciałby naprawdę, aby chłopak mu zszedł na stole teraz, skoro to Yumi miała większe prawo do zemsty na nim niż Amycus. Wypuścił powietrze z ust, odchodząc na kilka minut, aby wyczyścić ostrze i przygotować resztę niespodzianek, jakimi zamierzał obdarować Dereka.
Tortury trwały jeszcze dobre dwie godziny, podczas których Derek poznał nowe wymiary cierpienia i nie potrafił ocenić jak wiele czasu minęło. Dla niego trwała wieczność, przedłużająca się bólem i ostrzeżeniami Amycusa, którym z czasem zaczął ulegać. Posłusznie przytakiwał i obiecywał zostawienie Yumi w spokoju, kierując się strachem i oczywistością kary, jeśli postanowi złamać to dziwne przyrzeczenie. Nie dał wiary tylko w jedno, a mianowicie iż młodsza siostra będzie zdolna zrobić mu coś .. złego. Była bowiem zbyt słaba na to, aby samemu sięgnąć po skalpel, który był jednym z ulubionych narzędzi Amycusa. Sala piwniczna wypełniona była po brzegi wrzaskami Dereka, który dusił się podczas picia soli z wodą i podtapiania czy też czuł swąd palenia własnego ciała. Kilkakrotnie musiał być cucony przez oprawcę, uciekając za każdym razem w błogie ramiona nieświadomości. Obietnica cierpienia była jednak tak namacalna, że nawet po skończeniu tortur, kiedy Derek odzyskał przytomność w szpitalu – nie był w stanie przestać wrzeszczeć. Wiara w powrót Amycusa była zbyt mocno zakorzeniona w nim, aby ktokolwiek mógł z nim dojsć do porozumienia. Gdzieś z tyłu umysłu słyszał chłodne ostrzeżenie młodego Carrowa: „idziesz przynajmniej na miesiąc do mugolskiego szpitala poza Londynem, nawet nie próbuj się z nikim kontaktować”. W głowie mu jednak nie było powiadamianie aurorów czy chociażby ojca, ponieważ dość szybko otrzymał końską dawkę znieczulenia. Przez najbliższy miesiąc rodzina Merberet miała zapomnieć o Dereku, a on miał dużo czasu na przemyślenie. Nie wiedział, że podczas tego czasu będzie odwiedzany regularnie przez Amycusa, przypominającego mu co się stanie, jeśli postanowi zerwać warunki paktu.
Młody Carrow deportował się ponownie w ogrodzie przy starej huśtawce, poprawiając czystą koszulę. Było już dawno po śniadaniu, przywitał się z ojcem i wymienił z nim całkiem sporo grzecznościowych słów, omijając zręcznie temat Alecto. Uprzejmy uścisk ręki i każdy poszedł w swoją stronę. Chłopak zaszedł jeszcze do sypialni, upewniając się czy wszystko zostało uporządkowane i wyczyszczone tak, jak rozkazał Gruzdkowi. Wszystko błyszczało, dzięki czemu Amycus mógł zabrać bukiet kupionych kilka godzin temu róż, kierując swoje kroki do sypialni. Przystanął przed mahoniowymi, potężnymi drzwiami i zastukał cicho z grzeczności, aby poinformować Yumi o swoim powrocie. Zdążył wziąć orzeźwiający prysznic i przebrać się po mile spędzonym poranku, nie nosząc na ciele śladów krwi i wrzasków Dereka. W duszy jednak trzymał obrazy, którymi mógłby się podzielić z dziewczyną – jeśli tylko wyraziłaby taką chęć. Pchnął lewe skrzydło bez pozwolenia, wchodząc do środka i zamykając je za sobą, przesuwając spojrzeniem po sypialni. Dostrzegł resztki ubrania w kominku, szczególnie iż smród palonego materiału jeszcze się unosił w pomieszczeniu. Yumi leżała na klawiszach czarnego fortepianu, zmożona ogromnymi emocjami. Zanim zbliżył się do niej, odłożył bukiet róż na łóżku. Przystanął za jej plecami, poprawiając ostrożnie koc, który zsunął się z lewego ramienia dziewczyny. Łudził się, że ten gest nie przebudzi jej.
Ostatnio zmieniony przez Amycus Carrow dnia Sro 06 Sie 2014, 15:30, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:22 | |
| Grała kilka nut na zmianę, co chwila, bez przerwy, bez wytchnienia. Jedną ręką dopóki nie przestała czuć palców. Ile czasu minęło? Godzina? Cała wieczność? W efekcie zmorzył ją sen, pojawił się Morfeusz oferując swoje ramiona i spokój. Opierała policzek o klawisze, zastygła w jednej niewygodnej pozycji. Teraz było jej obojętne czy śpi czy dalej gra. Jakaś jej część umierała, czekając na powrót Amycusa. Dobrze, że Yumi zasnęła. Przespała dwie godziny, oszczędziła sobie bolesnych skurczów serca. Starała się za wszelką cenę nie myśleć za dużo i nie analizować. Nie żałowała podjętej decyzji. Wiedziała, że jej prośba zostanie wysłuchana i zrealizowana. W tamtej chwili, gdy stała przed śmiertelnie niebezpiecznym Amycusem zrozumiała, że jeśli czegoś oboje nie zrobią, to się nie skończy. Gdyby Derek skończył to, co zaczął, zniszczyłby Yumi doszczętnie. Miała tylko piętnaście lat, była drobna i niezbyt silna fizycznie. Nie miała wiele sposobów na obronę, w dodatku, jeśli napastnik przez wiele lat używał swojej władzy, aby ją osłabiać psychicznie. Czuła się słaba. Dotychczas była pewna, że zniesie wszystko, że poradzi sobie jeszcze przez te dwa ostatnie lata, a potem samodzielnie odejdzie. Trochę czasu zajęło jej, aby zrozumieć, że przeceniła swoje możliwości. Nie śniło się jej nic, Morfeusz miłosiernie oszczędził jej koszmarów sennych, pozwalając sponiewieranemu ciało trochę odpocząć. Nie słyszała nawet trzasku teleportacji skrzata, gdy ten przyniósł panience Merberet znalezioną różdżkę, jeżyka (którego notabene ułożył w o wiele za dużym koszyku z niebieską podściółką) i kubek kakao, już ostygły, zimny. Nienaruszony. Spała dalej, oddychając bardzo płytko i powoli. Mimo trwającego głębokiego odpoczynku, była czujna. Obudziła się jak tylko ktoś jej dotknął. Zesztywniała w odruchu naturalnym bezwarunkowym i dopiero dostrzegłszy do kogo należy ciężar dłoni, wypuściła powietrze z płuc rozluźniając się. Odgarnęła włosy z twarzy, potarła zaróżowiony policzek i starła z powiek resztki snu. Jej twarz była usłana ledwie widocznymi ścieżkami po łzach, usta były spierzchnięte, popękane i blade. Najgorszy był jednak widok oczu, które straciły już swój blask. Nie iskrzyło w nich już nic, były tragicznie przygaszone i takie... obce. Yumi odwróciła głowę w bok, aby zobaczyć Amycusa w pełnej krasie. Nieodgadniony wyraz twarzy tym razem jej nie przeszkadzał. Nie chciałaby widzieć na jego twarzy cudownego zadowolenia z obrotu spraw. Podświadomie szukała na jego twarzy, ubraniu oznak tego, co działo się pod jej nieprzytomność. Nie doszukała się niczego, otrzymując kolejny dowód na jego obsesyjną perfekcyjność. Nie spojrzała mu jednak w oczy. Zgarnęła koc bardziej na siebie, czując przyjemną szorstkość tworzywa i łagodny zapach Carrowa. Yumi nie była w stanie nic powiedzieć. Gardło miała ściśnięte, nie miała sił nawet płakać. Wydawała się nienaturalnie spokojna, jakby nafaszerowana środkami uspokajającymi. To mechanizm obronny przed załamaniem się. Niezbędny, aby przetrwać najgorszy czas. Nie chciała wiedzieć co Amycus zrobił z Derekiem. Nie musiał nic mówić, bo Yumi podświadomie rozumiała, że nie należało to do przyjemności, a jego skłonność do okrucieństwa została spuszczona ze smyczy. Nie pytała, nie chciała o tym mówić. Za wcześnie, rana nie zdążyła się jeszcze zagoić. Wyciągnęła rękę do klawiszy, przesuwając po nich palcami. Wysoki, cichutki dźwięk zakłócił panującą ciszę w sypialni. Potem następny i kolejny. Powtarzała krótką melodię, która ją uśpiła, pozwalając na chwilę oderwać się od szarej i trudnej rzeczywistości. Sześć nut, każda po kolei, spokojna i niegroźna. Na zmianę, od nowa, bez końca. Brak jakichkolwiek słów, które w tym przypadku nie miały sensu bycia. Wrócił Carrow i chociaż obiecał, że Derek jej nie tknie, a tknął, wciąż wbrew bądź w zgodzie ze sobą, wiedziała, że jest bezpieczniejsza, gdy jest w tym samym pomieszczeniu. Yumi siedziała wyprostowana. Cokolwiek złego działo się w jej życiu, rzadko pozwalała sobie na zgarbienie ramion. Wrodzona duma nie pozwalała jej na słabość. Amycus widział ją w stanie najtragiczniejszym niż dotychczas, nie chciała wydawać się jeszcze słabsza i gorsza. Wystukiwała po kolei każdą nutę, już z pamięci, automatycznie. Desperacko zakłócała czymś ciszę, aby nie dać się złamać myślom.
|
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:23 | |
| Zapach malin nie był aż tak rozkoszny jak kilka dni wcześniej, stawiając go w innej niż dotychczas sytuacji. Zazwyczaj nie pozwalał sobie na jawne zaciąganie się tym afrodyzjakiem, tylko jeden raz pozwalając sobie na spuszczenie z tonu – podczas długiej, niemalże nie kończącej się rozmowy, w tle grających Upiornych Wyjców. Wypuścił krawędzie materiału ze swoich dłoni, które tym razem okazały się wręcz subtelnie dotykać delikatnego ciała. Nic nie wskazywało na to, że jeszcze jakiś czas temu, te same dłonie wbijały w czyjąś skórę ostrze narzędzia. Te same dłonie, które doprowadzały do wrzasków bólu, teraz wydawały się niemalże pieszczotliwie chronić nagą skórę Yumi przed przemarznięciem. Jedyną różnicą, jaką mogła dostrzec w jego ubiorze to brak marynarki, która została wyczyszczona jeszcze w piwnicy. Zostawił ją tam, przygotowany na letnią temperaturę nadchodzącego dnia, aby dać ulgę rozgrzanemu ciału. Wystarczył grubszy materiał koszuli, której rękawy sięgały do nadgarstków chłopaka. Czekał cierpliwie aż dziewczyna połączy ze sobą fakty, dostrzegając rzeczywistą sylwetkę oraz beznamiętne rysy twarzy, które nie zdradzały okrucieństwa. Pozbawione przejawów współczucia nie były ani trochę obce, ponieważ dziewczyna znała je i z każdym nadchodzącym dniem miała się do nich coraz bardziej przyzwyczajać. Przesunął wzrok na bordowe obicie ławki znajdującej się przed fortepianem i przy wtórze odgrywanych monotonnie dźwięków, przysunął się bliżej Yumi. Bez słowa wyjaśnienia, skargi czy wyjaśnienia przysiadł się obok niej, zachowując bezpieczną odległość od jej ramienia otoczonego kocem. Nie znał się aż tak dobrze na psychologicznych skutkach poszczególnych okrucieństw, a już na pewno nigdy wcześniej nie interesował się niedoszłymi gwałtami oraz sposobami zmniejszenia traumy ofiary. Jedynymi sposobami jakie znał to uciszenie sprawcy, dając przy tym możliwość wyżycia się z szeroko pojętą zemstą. Yumi jednak nie była jeszcze na to gotowa, dlatego oszczędził życie Dereka i obiecał mu kontynuację tortur, jeśli tylko złamie jakiś pakt. Amycus był bowiem przekonany, że kwestią czasu było dorwanie się do chłopaka, który z pewnością zrobi jakiś błąd. Obsesja i fascynacja cierpieniem wyzierała niemalże z oczu bękarta, sącząc poszczególne słowa odpowiednio toksycznym i ostrym jadem. Przez najbliższy miesiąc zamierzał mu przypomnieć o konsekwencjach, jednak to tylko psychiczne znęcanie się. Yumi Merberet musiała wykazać się siłą, aby wygrać czas i utrzeć nosa Derekowi, informując go o poniżeniu, jakie zamierza mu zaserwować. W słowniku Amycusa nie było miejsca na słowo „błąd” czy „niedopatrzenie”, dlatego też wyrozumiale pozwalał jej tłumić w sobie te wszystkie emocje. Był jedyną osobą, której mogła się zwierzyć z całego okrucieństwa jakie na nią spadłoby, jeśli nie wszedłby w porę do sypialni. Przesunął opuszkami palców lewej dłoni po niższych tonach klawiszy, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Pozwalał Yumi prowadzić w tej uspokajającej grze, zastanawiając się czy uchyli przed nim cierpienie. Wyżłobione ślady łez były wciąż namacalne, jednak obraz jaki stał we wspomnieniach Amycusa powoli zacierał się, zaspokojony żądzą krwi. Nie musiał na nią patrzeć zbyt długo, aby widzieć jak dotychczasowa iskierka życia przygasła nawet w oczach Yumi. Wiedział, że kwestią czasu było ujrzenie ich na nowo, radości i troski, które ją charakteryzowały. Niski dźwięk zaburzył ustaloną przez nią harmonię, wprowadzając uporządkowany chaos do symfonii. Samotność przestała otaczać Yumi, kiedy kolejne spokojne i ciepłe dźwięki zaczęły współgrać z tymi, które wymykały się spod jej opuszków palców. Amycus pobrzękiwał lewą dłonią, prawą umiejscawiając wygodnie na swoim udzie. Świeży bandaż nienagannie wyrównany kończył się tuż przy początku paliczków, nie ograniczając ich zręczności. Milczenie nie paliło, ponieważ miało otoczyć przyjemnie ciepłym kokonem sylwetkę Yumi. Zamierzał ofiarować jej bezpieczeństwo, namacalne i upragnione – wiedział bowiem teraz, jak wiele musiała sama znosić. Od wczorajszego wieczora nie było słowa „ja”, ponieważ połączyło się na „my”, obojętnie czy tego Yumi chciała czy nie. Była skazana na osobę Amycusa, który wpychał w jej ręce poczucie bezpieczeństwa – nawet jeśli go nie chciała, odgórnie musiała je przyjąć. Przyjmując diamentowo-szafirowy pierścionek musiała się z tym pogodzić. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:24 | |
| Merlin jej świadkiem z jakim trudem przyjęła pierścionek. Nie była nawet zachwycona diamentem odbijającym blaski promieni słonecznym. Obrączka ciążyła jej wówczas na palcu, paliła i uświadamiała, że nie ma już odwrotu. Pierścionek zdjęła po zaręczynach. Schowała go tłumacząc sobie, że "nie chce go zgubić". Była świadoma na co się godzi. Godziła się, aby Amycus stał się trwałym elementem w jej życiu. Na jego zasady życia, na całe jego bogactwo posilone jej sporym posagiem, na więcej czasu spędzanego razem. Zaakceptowała to, mając mieszane uczucia. Nie wiedziała co przyniesie przyszłość. Uwolni się od Dereka, zyskała w końcu odrobinę dobrotliwego spojrzenia od ojca, który dotychczas nie mógł na nią patrzeć. Nie było już jednak odwrotu, musiała tkwić w tym dalej i pogodzić się z nową sytuacją. Musiała poczuć się w tym zamku jak w domu. Sytuacja była teraz dwakroć utrudnia poprzez przeżycie, którego tu doświadczyła. Wątpliwym będzie zastąpienie go czymś nowym i przyjemniejszym. Nigdy już nie wspomniała o jego poparzonych i zabandażowanych dłoniach. Postanowiła poruszyć ten temat przy innej okazji, gdy ponownie ta anomalia da o sobie znać. Z drugiej strony odpłacała się tak samo. On nigdy nie zapytał ponownie o ranę zadaną przez Greybacka, doceniała to, że dał jej czas na oswojenie się z nową blizną na ciele. Inną historią był brak tej akceptacji. Brak marynarki był czymś normalnym. Pogoda była bardzo ładna, świeciło słońce, wiał cieplutki wiaterek, więc dodatkowa odzież była zbędna. To wystarczające usprawiedliwienie tej drobnej zmiany. Powód musiał być zgoła inny, jednak Yumi trzymała się swojej wersji. Nie była jeszcze w stanie spojrzeć prawdziwe w oczy. Odsunęła się odrobinkę, aby Amycus usiadł obok. Nie musiał jej dotykać, bo i tak wyraźnie poczuła zmianę powietrza po swojej prawej stronie. Póki co zachowywał się tak, jak powinien robić to przyjaciel. Przyszedł do niej, poświęcał swój czas i po prostu był, nie naciskając ani na łzy ani na zwierzenia. Już sam doszedł do wniosku, że ta dziewczyna nie umie zwierzać się komukolwiek. Nie rozwinęła w sobie tej umiejętności, tak bardzo wcześnie zamykając się w sobie. Nie myślała o zemście, to słowo było jej wciąż obce. Znała jego definicję, jednak nie zasmakowała znaczenia. Carrow mścił się za nią, robiąc to z radością i przerażającą dokładnością. Może, gdy dojrzy i wyzdrowieje po tej próbie gwałtu, ponownie zaatakuje ją olśnienie, że ma święte prawo do zemsty. Naturalnym było zachowanie tego w sekrecie. Nie chciała o tym mówić i bez słów, wiedziała, że Carrow nie piśnie słowem bez jej zgody. Tylko on jeden mógłby jej wysłuchać, ale czy zrozumiałby przez co przechodzi? Co innego jest czytać o uczuciach, a co innego współodczuwać. Yumi nie chciała spadać mu na kark pokazując jak bardzo jest słaba i jak sobie nie radzi. Potrzebowała chwili czasu, aby przetrawić to wydarzenie i nie panikować na wieść o zaginięciu brata - jeszcze nic nie wiedziała, jednak gdy dowie się, z pewnością ponownie odczuje spory ból. Prosząc o pomoc, zgadzała się obciążyć swoje barki sporą odpowiedzialnością. Musiała zachować prostą postawę ciała, a wszystko ułoży się własnym torem i tempem. Przymknęła lekko powieki, gdy Carrow również wywołał istnienie kilku dźwięków. To było lepsze niż jej własne nuty. Tak dawno nie grała na tym instrumencie i stęskniła się za nim. Kiedy jej matka żyła, co wieczór siadały przed fortepianem i grały. Kołysanki, skoczne piosenki, śmiały się do łez, a po szklaneczce whisky ojciec pokazywał kilka tanecznych kroków. Sielanka trwała tylko dziesięć lat. Wydawała się tak odległa, iż prawie nieprawdziwa. Poczuła spadające na nią zmęczenie. Skurcze w klatce piersiowej wciąż trwały, pojawiały się systematycznie w równych odstępach czasu. Utrudniały normalne oddychanie i powrót do rutyny. Potrzebowała teraz drugiego człowieka wbrew samej sobie. Nie zniesie tego samodzielnie, a bardziej przerażał ją fakt, co musiało stać się z Derekiem niż to, że prawie dopiął swego i ją zniszczył. Skoro jej granice zostały już i tak poważnie nadszarpnięte, pozwoliła sobie na odrobinę spontaniczności i swobody. Kilka centymetrów między nimi zniknęło, kiedy Yu przybliżyła się do Carrowa, aby położyć mu głowę na ramieniu. Mały gest, a już samo to zmniejszyło odczuwanie skurczów w klatce piersiowej. Wcisnęła zły klawisz zakłócając idealną melodię wzbogaconą nutami Amycusa. Schowała rękę pod koc i cicho westchnęła. Przez chwilę pozwoliła sobie na słabość i zaakceptowanie bezpieczeństwa jakim otaczał ją Carrow. Uczucie błogie, niesamowicie piękne. - Dziękuję. - szepnęła, zmuszając swoje gardło do współpracy. - Nie chcę już tam wracać. - dodała wiedząc, że nic jej nie zmusi do powrotu do tamtej sypialni. Zadowoliłaby się choćby kanapą na korytarzu, byleby nie musieć oglądać tamtych czterech ścian. Poradzi sobie, jeśli tylko zlikwiduje wszystkie bodźce przypominające co się tam wydarzyło. Yumi zamknęła oczy, korzystając z ciepła płynącego od ramienia i uda, którego ledwie dotykała swoim. To pozwalało jej na trochę spokoju, więc kradła obecność Amycusa wiedząc, że to się skończy, jak tylko będzie trzeba zejść na rodzinny obiad, jak tylko zostanie zauważona nieobecność Dereka. Zaciskała mocno pięści pod kocem, odczuwając narastającą wściekłość na swojego przyrodniego brata. To, co chciał zrobić było wręcz obrzydliwe. Gdyby nie jej bariery, wyściskałaby Carrowa za ratunek. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:24 | |
| Niewiedza, jaka przepełniała umysł Amycusa nie była aż tak dotkliwa jak w innych przypadkach. Człowiek pozbawiony empatii nie potrafił wstawić się w czyjąś rolę, nawet jeśli przeżywał dokładnie to samo. Wiele razy podczas zabaw z Evanem bądź Regulusem rzucał takie same zaklęcia, po chwili odwdzięczając się tym samym. I mimo, że odczuwał dokładnie to samo co przeciwnik – nie był w stanie przypomnieć sobie i współczuć, albo chociaż powiedzieć głośno „tak, też to czułem”. Blokada uczyniona jeszcze w czasach dzieciństwa zwiększała się w miarę upływających lat, uświadamiając chłopakowi w jaki sposób ma się dostosować do wymogów społeczeństwa. Przesuwał palcami jednej dłoni po klawiszach, wydobywając z fortepianu kilka kolejnych ciepłych dźwięków. I mimo, że siedział po prawej stronie Yumi, wyższe tonacje wcale nie burzyły reszty piosenki. Kątem oka dostrzegł rozluźnienie się barków dziewczyny, która przez cały czas niemalże starała się robić dobrą minę do całkiem złej gry. Znosiła jego obecność stosunkowo dzielnie, nie pozwalając sobie na opuszczenie barier, jakie utrzymywały ją we względnej chociaż równowadze. Ciche skrzypnięcie skórzanego obicia zarejestrował w tej samej chwili, w której poczuł niewielki ciężar na swoim ramieniu. Palce zatrzymały się na klawiszach, akurat w momencie gdy kiepski dźwięk zakłócił tworzącą się między nimi harmonię. Szept, jakim go obdarzyła wpasował się w miękką atmosferę jaka nastała, pozostawiony bez komentarza werbalnego. Przyglądał się przez jakiś czas spiętemu obliczu, nie mając możliwości przypatrywania się całemu profilowi. Podniósł drugą rękę na klawisze, muskając krawędzie opuszkami palców. Przysunął płynnie podbródek w stronę głowy Yumi, aby złożyć drobny pocałunek na czubku jej włosów. Gdzieś w środku przeczuwał, że dziewczyna zaraz zerwie się i nawrzeszczy na niego, tak jak czyniła za każdym razem, kiedy przekraczał dozwolone granice. Nie potrafił wyczuć momentów, w których mógł pozwolić sobie na takie drobne gesty, odbierając jej swobodę jako zachętę. W nieprawidłowy sposób kierował się utartymi schematami, raz na jakiś czas przypominając sobie o złożonej niemalże przed dwoma tygodniami obietnicy. Powoli, spod jego palców zaczęły wydobywać się spokojne, smutno-monotonne dźwięki. (https://www.youtube.com/watch?v=-ZJDNSp1QJA) Minęło kilka sekund, zanim odpowiedział na jej wyznanie. Nie podnosił głosu, używając szeptu, który nie burzył harmonii ciepłych dźwięków fortepianu. – Nie wrócisz tam. – trudno było mu zdecydować się czy pytała o swój dom rodzinny w jakim się wychowała czy o sypialnię, w której miało ostatecznie dojść do przypieczętowania dramatu, jaki toczył się ponad 5 lat w domu Merberetów. – Nie musisz tam wracać. – Powtórzył łagodniej, używając do tego spokojniejszego tonu. Wiedział, że musi ją oswoić ze sobą i teraz miał okazję udowodnić jej, że potrafi ofiarować jej coś więcej niż irytację oraz narzucanie się. Nie musiał zbytnio manewrować lewą ręką, o którą była oparta. Ciężar jej głowy nie był ani trochę przeszkadzający, chociaż ciepło oddechu przebijało się przez warstwę materiału i uświadamiało Amycusowi o zdjęciu chociaż jednej bariery okalającej ciało Yumi. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:25 | |
| Nie musiał być pozbawiony empatii. Nie rozwinął jej w sobie, gdy dorastał. Gdyby postarał się i zyskał odpowiednie bodźce, mógłby się tego nauczyć. Nie byłoby to łatwe, zniszczyć poprzednie wyuczone zasady. Yumi nie wymagała od niego, aby jej współczuł. Wystarczyło, że już tu siedział i wysłuchał jej prośby. Znała jego deficyty, wiedziała jaki jest i to było wszystko. Mieli być przyjaciółmi i właśnie to ćwiczyli. Być obok wtedy, gdy potrzebuje tego druga osoba. Udając, że wszystko jest całkiem w porządku wmawiała sobie, że nie stało się nic tragicznego. Amycus pojawił się w odpowiednim momencie, nie zawiódł jej i uratował prawdopodobnie przez całkowitym załamaniem nerwowym. Nie powinna więc płakać z tego, co się nie stało. Dźwięki fortepianu przypomniały jej jak kiedyś było, jaka była szczęśliwa i pełna beztroski. Chciała uśmiechnąć się, bo czuła się w końcu lepiej. Nie musiała już czekać i bić się sama z myślami. Teraz wszystko wróci do nowej normy i nareszcie uda się jej i Amycusowi naprawdę zaprzyjaźnić. Zauważyła jego reakcję na jej śmiały gest. Zaprzestał na chwilę gry. Nie spodziewałaby się, że miałby odsunąć się, bo nigdy tego nie robił. Zaakceptował taki nowy stan rzeczy, zyskując u Yumi plusy, że zrozumiał z jak wielu rzeczy zrezygnowała, aby zyskać spokój. Amycus mógł jej go dać, jeśli tylko zachowa szacunek wobec reszty jej pokrętnych zasad. Wypuściła powietrze z płuc, kiedy na czubku głowy poczuła palące, dobrze jej znane ciepłe. W pierwszej chwili chciała wyprostować się, wstać i odejść. Powstrzymała ten odruch, zdając sobie sprawę, że za tym nie kryło się nic złego. Musiała przestawić się na inne myślenie. Jakiekolwiek zachowanie Amycusa skierowane w jej stronę traktowała jak coś nieprawidłowego, nagięcie niepisanych zasad, a on przecież teraz nie chciał nic łamać, tylko pokazać, że umie być normalny. Dlatego nie uciekła, tylko została, obserwując po cichu jak strumień ciepła rozchodzi się po głowie, atakując nawet kark. Nie byłaby w stanie teraz na niego wrzeszczeć. Uratował ją, więc nie zasługiwał na takie traktowanie. Powinna chociaż trochę okazać mu wdzięczności przez brak odruchów ucieczki. Cicho westchnęła, gdy kontynuował grę. Pozwoliła, aby nuty całkowicie wypełniły jej uszy i ukoiły nerwy. Połączenie perfekcyjne tak samo jak autor melodii. Uchyliła powieki, gdy odezwał się zapewniając, że nie będzie musiała wracać. - To dobrze. Nie mam nic przeciwko kanapie. - jej usta drgnęły, bo mówiła wszak poważnie. Nie trzymała się tak mocno konwenansów i nie wymagała wielkich sypialni i łóżek z baldachimem. Zadowoliłaby się spaniem na materacu na podłodze z jeżykiem przy policzku. Wierzyła na słowo Amycusowi, że nie będzie musiała ani do tego wracać ani już o tym myśleć. Zaczęła patrzeć na ręce Carrowa jak gra i z jaką naturalnością naciska klawisze. Nie dziwiła się, że posiada i ten talent. Wydawał się bez wad, jeśli przymknie się oko na pewne deficyty emocjonalne. Nie mówiła gdzie ta kanapa powinna stać. Czy w innej sypialni, nieużywanej czy na parterze w salonie. Później rozważy wcześniejszy powrót do domu, do swojej posiadłości.
Ostatnio zmieniony przez Yumi Merberet dnia Sro 06 Sie 2014, 12:46, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:25 | |
| Dłonie Amycusa z wyuczoną, ale autentyczną cierpliwością przesuwały się po odpowiednich klawiszach, roznosząc melancholijną melodię dookoła nich, przede wszystkim otulając duszę Yumi. – Zostań tutaj. – Zaproponował, przez krótką chwilę zastanawiając się nad wydaniem rozkazu dziewczynie i zadecydowanie zamiast niej. Wczorajszego wieczoru nauczył się jednak, jak bardzo wrażliwa była za wypowiadanie się w jej imieniu oraz podejmowanie działań bez jej zgody, ot jedynie w celach informacyjnych. – To najbardziej bezpieczne pomieszczenie w tej posiadłości. – Dokończył swoją wypowiedź, próbując przemówić do jej rozsądku i poczucia bezpieczeństwa, które zostało zachwiane poprzez ostre zachowanie Dereka. Amycus poruszał się na ślepo, niezwykle ostrożnie skradając się i przyglądając odpowiednim reakcjom Yumi. Niestety, dziewczyna nie obdarowała go praktycznie … niczym, więc niejako błądzić po omacku. - Wyjechał przynajmniej na miesiąc. – Rzucił spokojnie, mącąc tymi czterema słowami ledwo utrzymywaną harmonię w tym pokoju. Wyciszył powoli dźwięki, zmieniając melodię nieco bardziej melancholijną od poprzedniej. Jemu samemu wygodniej było poruszać się po klawiszach w takich tonacjach, nie zaś przy skocznej muzyce i radosnych pląsach. Nie obdarzył jej nawet spojrzeniem, sycąc się bliskością, którą sama przecież zainicjowała. Zastanawiał się co skłoniło ją do pokonania tej bariery, jednak nie chcąc niszczyć tej ulotnej przyjemności, tkwił w niedopowiedzeniu. Poruszanie się na ślepo nie było wcale takie straszne, jeśli można było natknąć się na tak miłe w dotyku elementy otoczenia. (https://www.youtube.com/watch?v=K9hNZaiGIzc) Milczenie było zdecydowanie bardziej przyjemne od rozmowy, która mogła przeciążyć zdrowie psychiczne dziewczyny. Nie chodziło wcale o to, że Amycus martwił się jej stanem. Dawał jej czas na odpoczynek i wyrównanie rytmu serca, aby odnalazła w sobie tę siłę, którą widział głęboko w jej oczach. Była słaba i skruszona, widział jak niewiele brakuje do pęknięcia cienkiej struny utrzymującej w ryzach kolejny potok łez. Nie miałby nic przeciwko temu, aby wypłakała mu się w ramię. Gdzieś za mostkiem poczuł delikatne ukucie, kiedy wyobraził sobie scenę, w jakiej mógłby po raz pierwszy otoczyć ją po raz pierwszy ramionami. Ukrywając przed całym światem, nasycić kuszącym ciepłem oraz zapachem malin, jakim przesiąkłaby jego koszula. Na krótki moment zaczął zastanawiać się nad tym, w jaki sposób mógłby dokonać pokonania kolejnych barier. I doszedł do ostatecznego wniosku, że minie jeszcze całkiem sporo czasu, zanim Yumi się ocknie z bolesnej wizji dotyku, na jakie zmusił ją Derek. – Jeśli ciebie coś boli, powiedz. Usunę ślady. – Dopowiedział po jakimś czasie, przypominając sobie wiązankę ofiary o popełnionych krzywdach na Yumi oraz świeżym siniaku gdzieś na wysokości łopatki. Dziewczyna wiedziała, że potrafi rzucać zaklęcia regenerujące, dzięki którym mógłby usunąć wszelkie ślady po napastniku. Wystarczyła tylko jej zgoda. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:27 | |
| Zostać tutaj? Ta prośba czy propozycja poruszyła jakąś strunę w jej sercu. Miałaby zostać w sypialni Amycusa, gdzie niewątpliwie doszłaby do siebie jeszcze szybciej niż gdziekolwiek indziej. Nie przywiązywała tak wielkiej uwagi do konwenansów, mimo tego właśnie one protestowały przed wyrażeniem zgody na takie rozwiązanie. Chociaż nie odwróciła się, pamiętała jak wielkie łóżko wypełnia to pomieszczenie. Wyobrażała sobie jak przeciąga się w nim, zatapia wśród pościeli, chowa pod poduszkami, imitowała w myślach uczucie miękkiego, chłodnego prześcieradła, gładkości kołdry i błogości po ułożeniu ciała w królewskim łóżku, w którym sypiał Amycus. Dosyć szybko doszłaby do siebie, gdyby mogła zdobyć się na wyrażenie zgody. Rozumiała, że tutaj jest bezpiecznie i najlepiej. Pytanie... - ... a gdzie ty byś sypiał? Nie zabiorę tobie sypialni. Zaprzyjaźnię się z kanapą, nie ma problemu. - nie wygoni go z jego własnego lokum. Podniosła głowę z jego ramienia, aby móc w końcu nań spojrzeć. Na prawym policzku i skroni mrowiło przyjemne ciepło, a spokój, którego tak pragnęła powoli rakiem do niej wracał. Yumi coraz bardziej topniała, szczególnie przy innej melodii idealnie odzwierciedlającej co się z nią dzieje. - Właśnie tak się czuję. - powiedziała cicho, dotykając wolnego klawisza, jednak go nie naciskając. Skoro Amycus nie potrafił odczuć jej pustki i bolesnego smutku, mógł usłyszeć co się dzieje w jej wnętrzu. Zawsze jakaś alternatywa. Muzyka wszak potrafi przemawiać, tłumaczyć wiele zachowań. Chłonęła nuty jak gąbka, nie odrywając spojrzenia od jego rąk. Owionąłby ją całkowity spokój, został jednak nieumyślnie zakłócony wspomnieniem Dereka. Yu wstrzymała gwałtownie oddech i nieumyślnie oparła łokieć o trzy klawisze, burząc całą melodię, zakłócając ją i niszcząc jej dźwięk. Nie będzie go miesiąc? Będzie miała resztę wakacji na powrót do siebie. Pojawiało się mnóstwo pytań. Gdzie jest? Co zrobi jej ojciec? Czy zainteresuje się ktoś jego nagłą nieobecnością? Derekowi zdarzało się znikać na tydzień bez zapowiedzi, jednak zawsze wracał. Co innego trzydzieści dni. Żył, już to wiedziała po spojrzeniu Carrowa. Przez chwilę było widać jej wewnętrzną walkę, lecz zaraz opanowanie powróciło. Ufała Amycusowi, wie, co robi. Nie skomentowała więc jego wypowiedzi, akceptując fakt, że przez trzydzieści dni nie będzie Dereka. Mogłaby ostatecznie podrobić jego charakter pisma i wysłać ojcu list o nieobecności. Czuła jednak, że jeśli umoczy palce w tej sprawie, nigdy nie oderwie się raz na zawsze od jego osoby. Wzięła parę głębszych wdechów i zdjęła łokieć z klawiszy, w myślach przepraszając za przeszkodzenie w pieśni. Przez parę minut słuchała kontynuacji, będąc świadkiem jak powoli topnieje jej chroniący mur. Szum w uszach informował ją o niedoborze bliskości drugiego człowieka. Przez tyle lat unikała bliższego kontaktu z rówieśnikiem i choć wyuczyła ciało automatycznej obrony przed nimi, przez jej pancerz zaczęły przebijać się prześwity. Nie pociągnie długo w samotności. Człowiek jest stworzeniem stadnym, musi mieć kogoś obok. Yumi brakowało Anastasii, Billa, Lavinii... Kogoś, kto odegrałby przyjaciela. Zdawała sobie jednak sprawę, że oni nie zrozumieliby co się z nią dzieje. Nikt nie zrozumiałby oprócz Carrowa, który w dodatku nie wymagał zwierzeń. Zmarszczyła czoło, myśląc o śladach na jej ciele i umyśle. Głęboko wyrytych, zakorzenionych, które trzeba wyrwać jak najszybciej, aby nie wyrządziły spustoszeń i większych szkód niż do tej pory. Powiodła ręką do przewrażliwionego policzka, na brzuchu i obojczyku wyczuła nagle piekące ślady po paznokciach, różowe linie i zdarty naskórek. Siniak na łopatce, na który upadła dwukrotnie. Przypomniała sobie nieumyślnie zaklęcie wycelowane wprost w jej plecy. Przełknęła głośno ślinę. - Są niegroźne. Sam rozumiesz... - urwała, patrząc na niego smutno. Nie wiedziała czy byłaby zdolna na jeszcze większy krok milowy w ich relacjach. - Wciąż czuję na sobie... jego łapska. - słowa wypowiedziała bardzo powoli i z wyraźnym trudem. Co innego położyć głowę na ramieniu, a co innego odsłonić nagie tułowie ozdobione śladami po Dereku. Wstydziła się i nieśmiało bała. Za każdym razem gesty Amycusa wkładała do szufladki "przyjacielskie". Yumi przymknęła oczy, aby nie zobaczył łzawej zasłony informującą dziewczynę, że jednak ma jeszcze sporo łez do wylania. Zwinęła palce w pięści na swoich kolanach. Nie odmawiała ani też nie zgadzała się. Od początku leczył jej rany, lecz nigdy jeszcze Yumi nie potrzebowała tak drugiej osoby. Wściekłość na swojego brata rosła z każdą chwilą. Nie wierzyła w to, co on chciał jej zrobić. Jeszcze mocniej zacisnęła pięści, po raz pierwszy odczuwając satysfakcję, że został ukarany. Należało mu się i cokolwiek Amycus zrobił, jakkolwiek byłoby to obrzydliwe, Derek został ukarany.
Ostatnio zmieniony przez Yumi Merberet dnia Sro 06 Sie 2014, 12:49, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:28 | |
| Dopiero po jakimś czasie Amycus zrozumiał, że jego ostatnia wypowiedź mogła zostać odebrana dwuznacznie. Zazwyczaj nie miał problemów z porozumiewaniem się, a już na pewno przekazywaniem swoich intencji. Wciągnął cicho powietrze, uświadamiając sobie sprawę, że nie do końca zachowuje spokój przy Yumi. Niewzruszenie przesuwał palcami po kolejnych klawiszach, przyspieszając dźwięki w odpowiednich momentach, pozwalając sobie na chwilę zamyślenia. Podejrzewał, że za reakcją jego organizmu nie stoi nic innego poza rozkojarzeniem i dzieleniem uwagi między Yumi a grą na fortepianie, którą porzucił na korzyść minionego roku szkolnego. Na co dzień nie miał w Hogwarcie możliwości korzystania z odpowiednich klawiszy, oddając się swojej pomniejszej pasji jedynie w zaciszu rodzinnego domu. Doskonale przypominał sobie nauki spędzane w towarzystwie Alecto oraz nauczycielki, która przekazywała im nie tylko teoretyczną wiedzę, ale przede wszystkim praktyczną. Osateczna myśl o bliźniaczce spowodowała niewielką zmarszczkę między brwiami chłopaka, równocześnie ściągając rysy jego twarzy. Zupełnie tak, jakby nie były one już wystarczająco ostre. Pytanie wiszące w powietrzu w końcu zostało wypowiedziane ustami dziewczyny, odbierając mu przyjemność noszenia prawego profilu z ramienia. Nie przerywając gry na klawiszach, przeniósł spojrzenie na nią, właściwie jednym okiem. – W tej posiadłości jest sporo pokoi, które mogę zająć. – Odpowiedział spokojnie, zastanawiając się nad złamanymi zasadami dotyczącymi odpowiednich zachowań. Jego głowę zaprzątały myśli dotyczące nie tego wypada, ale o Yumi i tego, co mogło być dla niej dobre. Skrzyżował z nią spojrzenia na krótki moment, dostrzegając w jaki sposób próbuje przekazać mu swoje uczucia, ułatwiając w ten sposób jego uchybienia w formie emocjonalnej. Odsunął spojrzenie ponownie na klawisze, skupiając się przede wszystkim na granej piosence, chcąc utrzymać tę atmosferę jaka się unosiła dookoła nich. Nie potrafił pojąć jakimi uczuciami się kierowała dziewczyna, tłumiąc je w sobie wszystkie. Usłyszał fałszywy, ostry dźwięk kłócący się z całą wypracowaną harmonią. Zerknął na nią kątem oka na tyle, aby dostrzec nowe spięcie mięśni oraz jakieś dziwne spojrzenie, którego nie był w stanie przeanalizować. Mimo wszystko nie przerywał gry, nawet mimo propozycji dotyczącej usunięcia wszelkich śladów, przede wszystkim tych na ciele. Usłyszał szelest materiału osuwającego się z ramienia dziewczyny i dopiero po chwili zrozumiał, że dziewczyna sprawdza trzygodzinny ślad uderzenia na policzku. Odczekał aż dokończy swoją wypowiedź, ani przez moment nie popędzając jej. – Uważam, że jest inaczej, Yumi. Im dłużej trzymasz te ślady, zatruwają one twoje myśli i nie pozwalają odejść temu, co przeszłaś. Dzisiaj zaczynasz nowe życie, bezpieczniejsze. – Ostatnie zdanie powiedział nieco łagodniej niż zamierzał początkowo, zastanawiając się jak wiele czasu minęło odkąd tutaj do niej przyszedł. Koszmar, jaki musiała przejść w samotności był dla niego czymś odległym i niezrozumiałym, ale jednak prezentował Yumi możliwości odetchnięcia. Grał dalej, przesuwając palcami po klawiszach w odpowiednich momentach zwalniając, aby czule muskać krawędzie i wydobywać dźwięki niezwykle bliskie sercu Krukonki. Mimo, że patrzył na fortepian, to wciąż widział drżące ramiona i załzawione oblicze, które ostatecznie pchnęło do zniszczenia psychicznego Dereka. Fizyczny ból tyko i wyłącznie krokiem, aby przedostać się do głębszych warstw tej bestii. Póki co, nie dostrzegł zaciśniętych pięści, schowanych pod kocem. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:52 | |
| Zachowanie spokoju w tym towarzystwie było nie lada wyzwaniem. Wiele emocji kłóciło się ze sobą, potrzeby z zakazami, nakazy z odczuciami, pragnienia z barierami. Aby wszystko to opanować potrzeba było trochę wysiłku. Nie zauważyła niepokoju Amycusa, który tuszował w sobie wszystko, nie pozostawiając nic na zewnątrz maski. Zazdrościła mu tego, bo po niej było widać wszystko. Miła dla ucha muzyka koiła nadszarpane nerwy tak samo jak przyglądanie się do połowy zabandażowanym dłoniom naciskającym pieszczotliwie klawisze. Robił to z taką delikatnością i czułością o jaką go nie podejrzewała. Nie umiała tak grać. Uczyła się od matki, jednak rodzicielka nie zdążyła jej nauczyć tego kunsztu, bo zmarła w tak tragiczny sposób. Yumi czuła się, jakby cofnęła się w czasie. Znowu siedziała w salonie w ich małym domku, obok niej siedziała bliska jej osoba, gdzieś w tle ktoś tańczył i śmiał się, a muzyka powodowała tylko radość, a nie smutek. Zamrugała oczyma, aby pozbyć się tęsknoty i powrócić do rzeczywistości. Spokój Carrowa powoli przechodził na nią, w ślimaczym tempie pokazując, że można zachować zimną krew w obliczu takiego wydarzenia. Odczuła niesamowitą ulgę, są inne pomieszecznia w tym domu. Skoro było wiele sypialni, mogła zgodzić się, jednak... - Mogę zająć inny pokój. Nie chcę ci odbierać prywatnych czterech ścian... - zasugerowała inne wyjście. Tak naprawdę bała się spać sama w takim wielkim pomieszczeniu. Było tu ciepło i ładnie, wszędzie widziałaby Carrowa, ale i tak w nocy zostanie sama ze swoimi myślami i wwierconym w mózg śmiechem Dereka. Odsunęła gwałtownie te myśli, aby nie psuć dopiero co odzyskanego spokoju. Przez chwilę dała zahipnotyzować się kolejnym nutom, tym razem szybszym i bardziej zdecydowanym. Chciała wierzyć Amycusowi, że od dzisiaj będzie lepiej i Derek nie będzie nad nimi wisiał. Cokolwiek mu zrobił, jakkolwiek go dobitnie zranił, dopóki żył nie było stu procentowej pewności, że zostawi ją w spokoju. Pesymizm był owocem głębokiego smutku. Mieli teraz wiele czasu wolnego, mogli w spokoju odetchnąć z ulgą, że nie będą musieli oglądać twarzy jej brata przez tyle dni. Nie wiedziała co mu zrobił i w jaki sposób utrzyma go z daleka od nich. Nie pytała, wierzyła, że nie będzie go oglądać, lecz bała się co się stanie jak wróci. Podniosła spojrzenie na Amycusa i przez chwilę patrzyła mu prosto w oczy, podejmując jakąś decyzję gdzieś w środku. Poruszyła nogami i wstała od fortepianu. Wyszła poza ławeczkę i ruszyła na środek pokoju, a potem do szafy. W każdym prawie domu we wnętrzu tego mebla jest lustro. Gdziekolwiek nie była, ten zwyczaj był przestrzegany. Nic więc dziwnego, że i tutaj znalazła swoje zmarnowane odbicie. Odchyliła drzwiczki tak, aż dotykały ściany. Nawet nie skrzypnęły, cicho posłusznie odsunęły się. Patrzyła przez chwilę na siebie samą, wciąż trzymając końcówki koca w dłoniach. Zauważyła, że łzy wyczyściły magiczną maść, odsłaniając maleńką bliznę na jej lewym policzku okolonym wrażliwym różem po uderzeniu otwartą dłonią. Stała tak minutę bądź dwie, a potem odchyliła rąbek koca, wydobywając na światło dzienne kawałek lewego ramienia - i podwójnych czerwonych linii po łapskach Dereka. Ciągnęły się od szyi, obojczyk aż na dekolt. Już samo to wystarczyło, aby Yumi oddychała szybciej, a jej dłonie zaczęły się trząść. Odsunęła niżej koc odsłaniając teraz brzuch i potrójne blado czerwone linie sięgające aż pod pępek. Teraz już nie powstrzymała kilku łez, spływających po obu policzkach. Nie patrzyła na lewą łopatkę i na fioletowo-zielonego siniaka. W czarnym, zwykłym staniku wyglądała jeszcze chudziej i marniej. Yumi bardzo mocno ścisnęła rąbki koca w dłoniach, trzymając go dalej na wysokości bioder. Nie wiedziała czy Amycus ją widzi. - Czy usuniesz to tak, aby tego już nigdy tu nie było? - zapytała cicho, nie odrywając spojrzenia od swojego odbicia w lustrze. Dziewczyna, którą tam widziała wydawała się jej zupełnie obca. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:54 | |
| Żywe wspomnienia nie rozstawały się z Yumi za każdym razem, kiedy rozbrzmiewał kolejny dźwięk znanej sprzed kilku lat piosenki. Nie sądził, że dziewczyna porzuciła niegdyś naukę gry na tym instrumencie, podejrzewając jedynie iż miała jakieś zadatki. Kiedy powtarzała mechanicznie melodię, robiła to mało subtelnie, ale z wyuczoną i zastygłą wręcz perfekcją. Słysząc jej propozycję nie męczył się na to, aby unieść końcówki warg w uśmiechu i obdarzyć ją kojącym spojrzeniem. Obojętność, która kierowała jego twarzą nie pozwalała na udawanie emocji, które i tak dziewczyna by przejrzała w ciągu kilku sekund. Wystarczyła tylko chwila wcielania maski, żeby rozszyfrowała jego fałsz – a przecież nie tak dawno, nie potrafiła powiedzieć co jest prawdą. - Chociaż przez chwilę pomyśl o sobie, Yumi. O tym, co będzie dla ciebie lepsze i wygodniejsze. – Odpowiedział nie głośniej niż szeptem, przez cały czas utrzymując tę harmonię, jaką sam przecież wprowadził, otwierając drzwi do sypialni. Nie analizował jej zachowania, ale podejrzewał iż za słowami „odbierania prywatności” kryje się przede wszystkim uniknięcie sytuacji, w jakiej miała go urazić. Trudno było mu zrozumieć, dlaczego po tak traumatycznym zdarzeniu próbowała zachować twarz i robić wszystko, co „wypada”. Nie brał pod uwagę najprostszej możliwości, która umykała przed jego spojrzeniem. – Nie wymuszę na tobie zostania tutaj, dlatego proszę byś przemyślała moją propozycję. – Dokończył swoją wypowiedź po niewielkiej przerwie, podnosząc spojrzenie na lekko przestraszoną dziewczynę. Nie śmiał proponować jej zostania na noc i czuwania, ponieważ już wiele razy przekonał się o nieefektywnych próbach przebicia się przez jej mur podczas łamania barier kontaktem fizycznym i przymusem. Wolał poczekać aż ich rozmowa zmięknie jeszcze bardziej, aby zaufała mu bardziej. Tylko czy Yumi potrafiła bez reszty ofiarować się praktycznie nieznanej osobie? Amycus dotknął ostatnie klawisze, kończąc pieśń równocześnie ze skrzypieniem ławeczki. Yumi podniosła się, a chłopak przysłonił klawisze z cichym trzaskiem. Cisza przerywana była jedynie szuraniem materiału oraz wstrzymywanym oddechem dziewczyny. Poprosiła go o pomoc, w jednej chwili burząc kilka cegieł w swoim murze. Teraz miał pewność, że będzie łatwiej mu przebić się do jej wnętrza i odkryć to, co pragnął. Wtedy miałby możliwość, aby zaprezentować to wszystko, co zaplanował. Obserwował uważnie jej ruchy, szczególnie kiedy zaczęła odsuwać ze swojego ciała fragment bezpiecznego, brązowego koca z ramion. Siniak pod łopatką nie zrobił na nim wielkiego wrażenia, ponieważ przesuwał spokojnie spojrzeniem po odkrytej skórze i rejestrował wszystkie te niedoskonałości i uchybienia w jej wyglądzie. Była zaledwie dojrzewającą nastolatką, której daleko było do kobiecych kształtów i zmysłowości siedemnastolatki. Była dwa lata młodsza, podlotkiem, który zbyt wcześnie i zbyt brutalnie zostałby wprowadzony w seksualne życie, jeśli Amycus nie wszedłby w porę do posiadłości. Nie musiała czekać długo, a gdy podniosła wzrok na odbicie w lustrze, mogła dostrzec jego miękkie rysy twarzy i spojrzenie, w którym nie kryła się „analiza”. Powstrzymał potrzebę przesunięcia opuszkami palców po odkrytej skórze i widocznych zaczerwienieniach, jak również podejściu bliżej i zaciągnięciu się po raz kolejny cudownym zapachem malin. Trwał we względnym bezruchu zaledwie trzy kroki za jej plecami, ani przez moment nie zsuwając spojrzenia na odbicie dziewczyny w lustrze. Póki co pieścił wzrokiem jej obtłuczone ciało oraz świeże zadrapania, które już po chwili znikną. - Tak. – Powiedział jak zwykle, pewnym siebie głosem. Nie chciał mówić jej o lekkich obrażeniach jakie nosiło jej ciało, ponieważ mogłaby go uznać za nieczułego drania. Owszem, był nim przez cały czas, jednak ujawniłby w ten sposób wszystko to, jak mocno zranił Dereka. Powoli wyciągnął różdżkę ze swojej kieszeni, aby wypowiedzieć cichutkie zaklęcie regenerujące uszkodzenia ciała. Zanim jednak otworzył ponownie usta, podszedł do niej o dwa kroki, kładąc ostrożnie opuszki palców na odkrytej skórze ramienia. – Może trochę poszczypać. – Uprzedził ją, powstrzymując się po raz kolejny przed przesunięciem ręki wzdłuż jej przedramienia. Ciepło, jakie wytwarzała swoją osobą otaczało czule jego zmysły. W końcu wypowiedział odpowiednie zaklęcie, a delikatna poświata w kolorze pomarańczowym otoczyła siniak i obtuczenia na plecach. W trakcie dopiero Amycus zerknął na Yumi, a jeśli dziewczyna patrzyła w jego oblicze – powrócił spojrzeniem i uśmiechnął się. Delikatnie, pokrzepiająco, czule. Nie chciał jej wystraszyć, ponieważ była jego w różnych kategoriach. Silna potrzeba oswojenia jej było indywidualnym celem, jaki zamierzał osiągnąć w najbliższej przyszłości. Hamował w sobie popęd, ponieważ z tych akurat uczuć, Yumi nie byłaby zadowolona – tego był pewien.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:55 | |
| W rodach czystokrwistych dzieci musiałby zostać nauczone podstaw. Nie chodziło tylko o maniery, odpowiednia kolejność używania sztućców, etykieta, ale i nauka języków obcych, gry na fortepianie i innych podobnych prestiżowych umiejętności przydatnych w przyszłości. Yumi kochała ten instrument, odziedziczając tę miłość po matce. Ojciec nigdy nie grał, zawsze siedział gdzieś niedaleko i słuchał, nie odrywając spojrzenia od jej matki. Nie wyobrażała sobie jednak nigdy, aby Amycus umiał grać. - Egoistycznie przyznam, że tutaj będzie mi najwygodniej. - odparła zgodnie z życzeniem marząc, aby móc rzucić się na to wielkie łóżko, zakopać głęboko pod pościelą i skulić w kłębek. Starała zachować się odpowiednio i tak, jak wymaga tego sytuacja. Już wystarczająco pokazała się ze strony osłabionej i zniszczonej. Wydawało się jej, że swoimi zabiegami odzyska trochę honoru w oczach Carrowa. On sam był perfekcjonistą, ciasno trzymającym się zasad moralnych, respektujący oczekiwania społeczeństwa. Yumi nigdy nie przywiązywała do tego tak wielkiej uwagi, stawiając na bycie sobą w całym tym sztywnym świecie. Może gdyby bardziej dopasowała się do jego rodziny, i on i Alecto w końcu zaakceptowaliby ją jako stały element tego domu? To nowość nie tylko dla nich. Widziała na zaręczynach jak bardzo jest od nich odmienna. Odpowiednio wychowana, kształcąca się i młoda. Poza tym o zupełnie odmiennych poglądach, nie pasujących do ich rodziny. Na uroczystości zaręczyn byli w większości potomkowie Salazara Slytherina. Już sama ta świadomość mówiła jej, że do nich nie pasuje. Stojąc przed lustrem cicho w myślach poprosiła Amycusa, aby niczego nie popsuł. Szło im całkiem dobrze, to był dobry tor rozmowy i większe szanse na zaprzyjaźnienie się. Od wewnątrz wyłupała z muru sporą dziurę, wciskając w nią białą flagę. Zaufanie jest bardzo trudno uzyskać i chociaż Amycus je posiadał, wciąż Yumi odczuwała niepokój. Zachowywał się bez zarzutu i nie mogła się do niczego przyczepić. Trzymał się złożonej obietnicy i wszystko szło dobrze. Nie sądziła jednak, że to ona będzie mieć problem z dostosowaniem się do nowej sytuacji. Nie chciała myśleć co by się stało, gdyby nie przyszedł konkretnie w tamtym momencie. To nie byłoby wprowadzanie w życie seksualne, tylko mordowanie jej jeszcze dziecięcej niewinności. Czuła się staro w tym piętnastoletnim ciele. Nie podobało się jej naznaczone licznymi z pozoru niewidzialnymi śladami po spotkaniach z bratem. Na zaręczynach wyglądała podobno ładnie, inaczej, jak to powiedział jej Michael. Na co dzień wyglądała starzej niż w rzeczywistości jest. Zauważyła nawet głębokie zmarszczki mimiczne wokół oczu, wyrzeźbione i widoczne nawet, gdy jej oczy nie uśmiechają się ani nie kurczą od płaczu. W odbiciu zatrzymała wzrok na bandażu, który jej coraz bardziej dokuczał. Nie powinna go nosić już od dawna, powinna odsłonić kolejną bliznę i przyzwyczaić się do niej. Nigdy nie umiała podnieść ręki i odwiązać opatrunek zaciskający się na jej ramieniu. Wprawne oko mogło zauważyć, że lewa część ciała Yumi jest bardziej poszkodowana. Lewy policzek, lewe ramię, lewa łopatka, lewa strona brzucha... Nie wiedziała nigdy czemu Derek wybrał sobie akurat te miejsca i nie rozmyślała nad tym. Szpecił ją, przez co prawdopodobnie nigdy nie będzie dla nikogo atrakcyjna. Szczególnie dla swojego narzeczonego. Czuła na plecach jak przypatruje się jej oznakowaniom. Panicznie pytała czy na pewno da się to usunąć. Odkąd dowiedziała się, że blizna na policzku pozostanie z nią do końca życia, panikowała ilekroć Amycus musiał ją opatrywać. Łzy wyschły na jej policzkach, a czujne ciemne i zmęczone oczy nie spuszczały wzroku z końca różdżki. Rzeczywiście szczypało, ale to było nic w porównaniu z tym, co już przeszła. - Jakoś to zniosę. - odparła trochę ochrypłym od płaczu głosem. Nawet nie skrzywiła się, stojąc w bezruchu. Nie potrafiła skupić się na smudze zaklęcia, boleśnie świadoma, że wystarczy tylko jeden krok w tył, a poczuje na karku ciepły oddech Carrowa. Drgnęła zauważalnie, gdy nagle na nią spojrzał w odbiciu przyłapując na gorącym uczynku, że wpatrywała się w niego. Uśmiech miał ją pocieszyć, jednak wyraz jego oczu wyrządził w niej bliżej niezidentyfikowaną szkodę. - Nie patrz tak. - poprosiła cicho. Wolała jego bezpieczną obojętność. Patrząc na nią z taką łagodnością jeszcze bardziej doprowadzał do jej poddania się wszystkiemu - oddania broni i machnięciem ręki na wszystko, co do tej pory tworzyło jej życie. Odezwały się w niej dawne demony utrudniające zniesienie bliskości. Pierwszeństwo miała panika, a zaraz za nią pojawiła się wściekłość kierowana pod adresem swojego brata. - Najlepiej nie patrz na mnie w ogóle. Czy ty widzisz co on chciał mi zrobić? Co mi zrobił? - odwróciła się plecami do lustra i przodem do Carrowa, przerywając prawdopodobnie zaklęcie lecznicze. - On przecież wróci. On zawsze dotrzymywał obietnic. - jęknęła zdając sobie sprawę z prawdziwości swoich słów. - Nie mogę ciągle ciebie wykorzystywać i bronić się tobą. W końcu ci się to znudzi... - już pięć lat ją chronił i nawet po uzyskaniu oczekiwanej prośby o pomoc, wciąż Derek istniał, przeszkadzał, utrudniał życie nawet, gdy go tu nie było. Objęła ciasno swoje ramiona, wbijając palce w obandażowane ramię. Czy kiedykolwiek przez chociaż miesiąc była bez jakiegokolwiek opatrunku? Zawsze coś się jej działo, aż w końcu w Ravenclawie otrzymała przylepkę "niezdara". Nie sądziła, aby zmieniło się to nawet teraz w wakacje. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 12:56 | |
| Stosowanie zaklęć regenerujących na otwarte rany takie jak zdzieranie skóry, niosły ze sobą wysokie prawdopodobieństwo pozostawienia blizny. Niekoniecznie dobrze widocznej, ale jednak. Jeśli chodził o siniaki oraz inne lekkie stłuczenia, specjalne zaklęcia niwelowały nie tylko źródło dyskomfortu, ale również dbało o szybszy powrót fragmentu ciała do pierwotnego stanu. Amycus miał całkiem sporo czasu na wysłuchanie wrzasków Dereka, który zarzekał się iż nie podniesie ręki na siostrę – swoją oraz młodego Carrowa. Teoretycznie, nie było żadnych podstaw, aby uznać te wyrzeczenia (bądź obietnice) za fałszywe. Praktycznie, rzecz miała się zupełnie inaczej, ponieważ Ślizgon wolał kierować się daleko posuniętą ostrożnością, niż pozwolić sobie na tak diametralny błąd. Początkowo zamierzał usunąć ze wspomnień swoją twarz, pozostawiając Derekowi jedynie uczucie straty i ogromnego bólu, jak to miało miejsce u Henry’ego Lancastera. Amycus obserwował Puchona przez dłuższy czas, zachęcając go do zdjęcia wszystkich masek w jego obecności, bez możliwości ciągnięcia krępującej i niewygodnej rozmowy. W odniesieniu do przyrodniego brata Yumi, sprawa nie była delikatną zagrywką i niewinną zabawą, w celach podreperowania umiejętności. Za tym szło coś o wiele poważniejszego i ważniejszego, przygłuszając nawet cały strach i ból Krukonki. Duma Amycusa nie mogła ucierpieć, a ci którzy podnieśli rękę na kogoś bliskiemu jego sercu – musieli ponieść karę. Delikatny strumień ciepła otoczyła nie tak maleńki siniec pod łopatką zapłakanej dziewczyny. Swoim dotykiem chciał ją uspokoić, nie wywołując kolejnych fal strachu i niepokoju o własną godność. Poniekąd zmuszał do opuszczenia tamy, za którą wciąż się ukrywała i wypierała potrzeby bliskości. Amycus brał pod uwagę możliwość, że to jedynie jego podejrzenia i może się mylić. Dość często w jej towarzystwie zachodziły pomyłki, kiedy nieprawidłowo odbierał gesty i przypisywał im błędne znaczenia. W pomieszczeniu panował przyjemny, poranny chłód, dzięki czemu żadne z nich nie powinno odczuwać budzącego się słońca. Widział trzęsące się dłonie Yumi, mimo iż były schowane pod krawędziami koca. Nie był do końca pewien czy dostrzegł gęsią skórkę na jej ciele, więc skupił się na sile zaklęcia, które uwalniało moc i przyspieszało proces gojenia się krwiaka pod łopatką. Cały zabieg nie trwał długo, jednak Amycusowi nigdzie się nie spieszyło i chciał podarować Krukonce chwilę na przyjrzenie się swojemu ciału tak zmaltretowanemu po raz ostatni. Przeniósł spojrzenie z jej twarzy na odbicie, w którym widniały ślady na brzuchu i reszcie skóry, tak bardzo niedostępnej dla niego. Przełknął lekko ślinę, maskując w sobie kolejną potrzebę dotknięcia Yumi i ofiarowania jej gestu, za który podziękowałaby mu niejedna dziewczyna. Byli na siebie skazani, dlatego nie naruszał ustawionych przez nią granic – chociaż teraz wydawały się one płynne, przeciekały między palcami i ściekały na podłogę. Powstrzymał się przed zrealizowaniem wizji klęknięcia przed nią, aby ucałować szramy nad jej pępkiem i posmakować malinowego ciała. Dla wielu była jeszcze dzieckiem, jednak Amycusowi najwyraźniej nie przeszkadzało to w patrzeniu na nią, jak na dojrzewającą kobietę. Zaklęcie zakończyło swoją pracę dość niespodziewanie, przerywane zastanawiająco ostrym sprzeciwem z jej strony. Dostrzegł w jej oczach pojawiającą się panikę oraz strach, którą musiała z siebie wyrzucić w końcu. Po raz kolejny okazywała wściekłość, jednak tym razem potrafił odnaleźć tego przyczynę. Zbliżył się do niej kiedy zrezygnowała wyrzuciła z siebie słowa o znudzeniu i porzuceniu jej na pastwę pożarcia przez Dereka. Sięgnął dłonią do lewego policzka dziewczyny, przykrywając czerwony ślad po uderzeniu swoimi palcami. – Za dwa dni twój ojciec otrzyma od niego sowę, w której wyjaśni swój nagły wyjazd do kolegi ze szkoły. Nie wróci przez najbliższy miesiąc, Yumi. – Jego głos był twardy i stanowczy, nie dopuszczający gniewnego głosu Yumi do wybuchu. Przesunął opuszkami palców po skórze dziewczyny, tak delikatnie zaróżowionej i młodej, że aż dziwnej, w porównaniu do jej spojrzenia. To właśnie w oczach Yumi utkwił swój wzrok, powstrzymując się przed pokonaniem jeszcze kilku centymetrów między ich ciałami. Gniew drzemiący w jej żyłach również i jego rozpalał, zarażając żyły palącym ogniem. Dostrzegając jak łapczywie próbuje uchronić te resztki ciepła, okalając się mocno ramionami, nie pozwolił jej zatopić się w nich samej. Zdjął rękę z jej twarzy, przekładając je na przedramiona dziewczyny, trochę powyżej bandaża: – Nie oceniaj mnie aż tak nisko, Yumi. – Powiedział łagodniej, nieco spokojniej, ale nie wyjaśniał o co dokładniej mu chodzi.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow | |
| |
| | | | Posiadłość rodziny Carrow | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |