|
| Posiadłość rodziny Carrow | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:45 | |
| Podobieństwo między dwoma skrajnie różnymi personami stanowiło zagadkę dla niejednego człowieka i chociaż Amycus starał się rozwiązać ją na wszelkie sposoby, wciąż dochodził do tego samego punktu wyjścia z jakiego wchodził w labirynt. Pochłaniając gniew wybuchający z czułością w oczach Yumi starał się doszukać drugiego dna jej oddania, słysząc własne zapewnienie o miłości, jaką niechybnie go zaczęła obdarzać, burząc tym samym doszczętnie spokój swego serca. Czyż nie podarował jej więcej niż mogłaby żądać? Czyż nie ofiarował jej równowagi, jaką stopniowo zacznie odzyskiwać u jego boku, pozbawiając jej życia Dereka? Obserwując ją zdążył dostrzec niedowartościowanie Yumi mieszające się z postawą roszczeniową, jak gdyby zabranie stręczyciela było zaledwie wierzchołkiem góry lodowej jaką powinien stopić. I chociaż na głos nie musiała niczego mówić, to jednak gdzieś pomiędzy jej ruchami a słowami wyczytywał odpowiednie gesty, prowadzące go do rozwiązania jak po sznurku. Chciała więcej. Żądała więcej. I w tej właśnie chwili pragnął podarować cały świat pod jej stopy, ażeby tylko zaspokoić potrzeby drzemiące w najskrytszej głębi serca. Przelewał na nią wszystkie zmieszane i splątane w jedno uczucia, podążając drogą jaką ona sama chciała odnaleźć. Wiedział jednak, że cierpienie na jakie właśnie teraz ją skazywał będzie odbijać się na niej latami z powodu charakteru i osobowości, jakiej nie zamierzała nawet zmieniać, kierując się zdobytym już doświadczeniem i prawdami przekazywanymi przez jej matkę kiedy jeszcze była w stanie. Spoglądając w jej przepełnione smutkiem oczęta nie doszukiwał się już niczego, zdając sobie sprawę z nadchodzącego końca ich wzajemnej bezwstydności, próbując zwalczyć własne pożądanie i chuć spokojnie drażniącą jego trzewia. Pytanie nie zdążyło ostygnąć w powietrzu, kiedy dziewczyna próbowała odszukać ostatniej deski ratunku z obietnicą należytej opieki, skazując się na samotność tuż przy boku oddanego mężczyzny, nie potrafiąc odnaleźć w tej sytuacji wystarczająco dobrych pozytywów, aby poczuć szczęście. Niechciane zaręczyny zostały zwieńczone w należyty sposób i Amycus wiedział, że dalsze manipulowanie Yumi wymyka mu się spod kontroli, oddając powoli kolejną cząstkę jego duszy, odsłaniając się nie tylko na niebezpieczeństwo, ale przede wszystkim zależność. Nieobecność Alecto przedłużała się w nieprawidłowy sposób, a głęboko zakorzenione słowa o zdradzie utkwiły zbyt głęboko, aby mógł poprosić o kolejne spotkanie i przelać na nowo swoją chorą ekscytację. Stając się istotą przejściową, Yumi otrzymywała niedostrzegalne dla niej przywileje, pozwalające na otwarcie zdecydowanie zbyt wielu drzwi niż by mogła to sobie wyobrazić. Przeniósł ostatecznie dłoń na policzek dziewczyny zamykając usta w łagodny, acz wystarczająco stanowczy sposób, aby miała pewność, że nie uzyska odpowiedzi na to pytanie – nawet jeśli próbowałaby wymusić na nim stwierdzenie braku wiedzy. Przez moment przyglądał się jej z pewną dozą rozczulenia ojca spoglądającego na niesforną, acz słodką córeczkę, gładząc delikatną skórę półjaponki. - Chodźmy do domu, robi się ciemno. – Skwitował, sięgając chłodnymi opuszkami palców po dłoń dziewczyny, zatrzaskując ją w ciepłym, wciąż rozgrzanym wnętrzu. Nie obchodził go czas spędzony na dworze w jej towarzystwie wraz z wypowiedzianymi na głos prośbami, których żadne z nich nie było w stanie spełnić przed osiągnięciem pełnoletniości Merberetówny. Odrywając się od drzewa i ciepłodajnego ciała nastolatki pociągnął ją nieznacznie ze sobą, z zamiarem zaprowadzenia jej do kuchni na ciepły posiłek przygotowany przez kucharskie skrzaty, skutecznie ignorując pustkę pozostawioną przez nią. Kontemplując zakradający się chłód tylko i wyłącznie po to, aby opanować swoje pożądanie i gniew. Kubeł zimnej wody. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:46 | |
| Potrzebowała podchodzić do tej sprawy rozsądnie. Starała się chłodno oceniać sytuację, zachowywać z rezerwą i narzuconym przez siebie dystansem, w szczególności wobec Amycusa. Nie tylko wszystko ghule wzięły, ale też i obrane przez Yu cele nie wyszły. Nie tak dawno nie mogła zdzierżyć jego obecności w tym samym pomieszczeniu dobrze wiedząc, że przy nim nie ukryje tego, co ją trawi od środka. Dziś sama się temu poddawała i zawieszała broń. Wzbudzał w niej irytację i jednocześnie gniew, czego sam jej uczył. A mimo tego stała tak blisko i jakaś część w jej duszy cieszyła się z tego, tańczyła dziki taniec staroceltyckich bogów japońskich. Odważyła się pierwszy raz nazwać po imieniu co czuje i o co siebie nigdy nie podejrzewała. Jej pierwszą miłością był Allan z Hufflepuffu, a opierało się to na wspólnym zjadaniu malin, zaś dziś miała przed sobą skrajnie odmienną formę tego uczucia. To nawet nie była miłość. To działa w jedną stronę, a jest więc tylko pogodzeniem się z własnym losem i uczuciem żywionym do drugiej osoby. Amycus powinien kiedyś poczuć się kochanym, a nuż zdejmie tę codzienną maskę i zacznie zachowywać się tak, jak miesiąc temu podczas nauki gry na fortepianie. Perła pośród łez. To było silne uczucie związujące ją w znacznym stopniu w chłopaku stojącym przed nią. Właśnie mu o tym powiedziała, pogrążając się coraz bardziej. Żałowała, że nic nie może być między nimi normalne. Chciała znać jego wszystkie odczucia a nawet powątpiewania, myśli, aby upewnić się, że nie jest obojętny i nie kieruje się zwykłą życzliwością. Wciąż w jej umyśle pojawiały się pytania trudne, na które nie ma wystarczająco uspokajającej odpowiedzi. Nie patrzyła już w oczy, zniżając wzrok na jego klatkę piersiową. W złości wypędziła z głowy obietnice rychłego nadejścia bólu, jak tylko Amycus zniknie z jej pola widzenia. Co wracała po spotkaniu z nim, męczyła się w nocy i płakała bezgłośnie, przeklinając go jak tylko umiała. Znowuż nazajutrz była gotowa do niego wrócić i sprawdzić czy czuje się dobrze oraz czy czegoś nie potrzebuje. Dzisiaj również czeka ją taka sama noc, czego zwiastun czuła właśnie teraz w duszących skurczach serca oraz zmęczonych płucach. Yu drgnęła, gdy ni stąd ni zowąd spłynął na nią dziwny, nienaturalny spokój. Nerwy odpłynęły, co ją trochę zaniepokoiło. Zachwiana wiara we własne możliwości przesłaniała oczy Yu. Nie wiedziała, że ma jakikolwiek wpływ na Amycusa non stop tkwiąc w przekonaniu, że to działa tylko w jedną stronę. Że to ona traci swój dawny świat na rzecz nowego, wykreowanego jego rękoma zgodnie bądź wbrew jej woli. Jeszcze o niczym nie wiedziała, bo Amycus po prostu jej tego nie powiedział. Abigail starała się wydobyć z tej drobnej dziewczyny piękno i udało się jej to, lecz nadal pozostawały nastoletnie kompleksy uniemożliwiające przejrzenie na oczy. Muśnięcie policzka czuła w całym ciele. Nogi jej miękły. Tylko dzięki drzewu i ciele przed sobą trzymała się w pozycji pionowej. Nie uśmiechnęła się ani nie pojaśniała od słodyczy miękkiego, ciepłego pocałunku. Po nim zapomniała o co pytała, a więc Amycus mógł być spokojny, jeśli nie wiedział co będzie dalej. Może lepiej, aby nie wiedzieli co ich czeka. Spoglądała przed siebie pustym wzrokiem, nie zapamiętując przebytej drogi od drzewa ogrodowego do wielkiego domu stojącego nieopodal. Bezwiednie odpowiedziała "dobry wieczór" ogrodnikom, powstrzymując drżenie ramion od chłodu wieczoru. Gęsia skórka wpełzła na jej skórę, obejmując nagie ręce, kark, dekolt. Yu nie patrzyła Amycusowi w oczy, idąc obok niego, a nie z nim. Mrowienie prawej dłoni poświadczało, że tylko i wyłącznie interwencja ślizgona prowadzi ją w sensownym kierunku - ku kuchni. Zdawało się jej, albo widziała w oknie sylwetkę kobiety. Kąciki ust Yu drgnęły w komentarzu. Swobodnie odpowiedziała na powitanie obrazu jakiegoś staruszka z laską i znaleźli się w kuchni. Przez chwilę przed oczami zobaczyła powód ostatniej wizyty w tym pomieszczeniu. Bogin. Wzdrygnęła się, usiadła we wskazanym miejscu i wysunęła rozgrzaną rękę spomiędzy palców Amycusa. Nie, jeszcze nie może na niego patrzeć, dopóki powietrze wokół nich nie odzyska dawnej konsystencji. Gdyby tylko tak palce przestały ją palić, jakby włożyła je do płonącego kominka, to byłoby łatwiej. Powoli wypuściła powietrze z płuc, oglądając krzątanie się Gruzdka mającego za zadanie nakarmić ich czymś ciepłym. Milczała długo. Zawiesiła wzrok na obandażowanej ręce narzeczonego, wcale się nie ukrywając z obiektem oglądanym. Niech się przyzwyczaja. - Usiądź proszę, Amycusie. Muszę parę rzeczy tobie opowiedzieć, jeśli czujesz się tylko na siłach. - posłała mu znaczące spojrzenie spod wachlarza podkreślonych, atramentowych rzęs. Yui zaczęła nagle przeskzadać ta cisza między nimi, a więc zakłóci ją i wykorzysta zmęczenie emocjonalne Amycusa, aby poinformować go o paru rzeczach. Między innymi o Chantach. O Alecto. - Dwie zabawne wiadomości. - użyła do tego z pozoru pogodnego tonu, tuszując zmęczenie i znużenie tymi "sprawami". Oparła brodę o dłoń, a łokieć o kant stołu, łapiąc wodze emocji. Teraz już nie da się poruszyć w żaden sposób, co było wyczuwalne w jej zachowaniu. Siedziała naprzeciwko, wyprostowana i spoglądała nań życzliwie, lecz nie takim rozognionym wzrokiem jak parę chwil temu. Uśmiechnęła się do skrzata, przelotnie rejestrując ciepłą kolację i kompot - malinowy. - Od której zacząć? Niewygodna czy bardziej niewygodna? - zapytała, posyłając mu dziwny uśmiech, dając do wyboru czy chce teraz się zirytować bardziej czy mniej. Miała również wspomnieć, że wbrew jego "zakazowi" (ha-ha) spotkała się z panią Abigail i spędziła z nią dosyć długie popołudnie. O pewnych rzeczach nie musiał wiedzieć, lecz skoro Alecto wygrażała się listownie zamiast podejść do sprawy rozsądnie i dojrzale jak na osobę pełnoletnią przystało, Yu ubiegnie jej tak zwane "oskarżenie", niby to mimochodem napominając Amycusowi o własnych delikatnych zabiegach. Dziewczyna zachowywała się nader spokojnie, dziwnie spokojnie i obojętnie wobec tego, co ma mu przedstawić. Zauważyła, że poprzez własne zachowanie może wpłynąć w jakimś stopniu na spokój drugiej osoby. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:46 | |
| Z każdym kolejnym stawianym przez niego krokiem rozsądek rozlewał się przyjemnie chłodnym ciepłem po wnętrzu czaszki, odsuwając na bok wszelkie irracjonalne pomysły dotyczące kontynuacji niestosownego zachowania, łamiącego wszelkie normy społecznego smaku. Amycus przebywał w rodzinnej posiadłości z przekonaniem o śledzeniu każdego jego kroku przez czujne oczy małych szpiegów własnego ojca, który wyczekiwał na moment potknięcia się syna i sprezentowania mu ultimatum równego zablokowania dostępu do majątku rodu. Ze względu na poszanowanie rodu swej matki postanowił nie powielać historii własnych rodziców, wysłuchując niejednokrotnie barwną opowieść z ust zmarłego w Azkabanie dziadka o zhańbieniu obu rodów jakim było słodzenie bliźniąt podczas kilkudniowego spotkania mającego połączyć dwa odrębne rodziny. Plan Ravenów nie uwzględniał koligacji z dalszym kuzynostwem jakim była rodzina Carrow, jednak wybryk niesubordynowanych nastolatków zniweczył wspaniałe plany potężnego rodu. Amycus nie zamierzał w najmniejszym stopniu popełniać błędów rodziców, przygotowując się na ojcostwo z należytą uwagą i ostrożnością, kiedy już przebrnie przez wszechogarniające go poczucie bezsilności oraz zdruzgoce pozostałości muru obronnego Yumi – póki co stanowiące namacalną przeszkodę, związaną z niedojrzałością dziewczyny do inicjacji seksualnej. Przyjemne ciepło pomieszczenia ogrzewanego z samopalnym węglem w kominku roznosiło się po kończynach chłopaka łagodnie, wciąż informując jego umysł o tkwiącej zadrze ciepła pozostawionego śmiałością partnerki ofiarującej mu niewystarczającą ilość zrozumienia i wyrozumiałości. Brak wyczucia w słowach Yui miał zostać już niedługo obdarty z wszelkich prób ukrycia własnej delikatności – kiedy spojrzał na nią, wciąż posiadała w oczach pozostałości po wewnętrznej równowadze smutku i opanowania. Czy rzeczywiście potrafiła wydobyć z siebie tak ogromne pokłady rozsądku i zamiast pozwolić sobie na eksponowanie emocji, skupiła się na przekazaniu istotnych informacji z pogranicza takich, o jakich jeszcze nie wiedział. Odwrócił się do niej przodem, opierając lewym nadgarstkiem o blat aneksu kuchennego z pojedynczą zmarszczką na czole w oczekiwaniu na dalszą część wypowiedzi, bez zbędnego popędzania jej, a w międzyczasie wracając myślami do krótkiej relacji Lloyda odnośnie wydarzeń innej grupy podczas etapu przetrwaj-albo-giń oraz wściekłości opiekunów prawnych uczniów. Czy był z tym jakiś związek? Bez niewygodnego komentarza na temat pokładów sił w jego ciele, przysiadł na wolnym z krzeseł wyciągając przed siebie nogi, ażeby nałożyć lewą kostkę na drugą; z niewielką pomocą przełożył prawą rękę na wysokość uda, obserwując zbyt łagodną mimikę twarzy dziewczęcia. - Mów. – Rzucił jedynie bez strzępienia własnego języka zupełnie tak, jakby sprawiało mu to niejaką trudność, podczas gdy umysł doszukiwał się jakichś powiązań Yumi ze wspomianymi przez Averego uczniach, pędząc nieznanymi dotychczas drogami dziwnej życzliwości kierowanej w jego stronę. Nie zamierzając podjąć proponowanej przez nią zabawy wyczuwał niejakie napięcie, którego sedna nie był w stanie ani pojąć ani zrozumieć. Mimo wszystko wyczuwał, że coś jest nie tak. Nie tak, jak powinno być. Zupełnie tak, jakby cokolwiek było na swoim miejscu. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:47 | |
| Ciepło pomieszczenia wywołało w niej przyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż pleców. Choć temperatura kuchni była odpowiednia, Yui w środku marzła. Zamyśliła się na chwilę. Przekazywanie niedobrych wiadomości Amycusowi równało się z walką z Greybackiem. Yu była wręcz pewna, że znowu go rozgniewa i nie miała zamiaru tego niwelować. Powinien się porządnie wściec, a dodawszy do tego wyczerpanie emocjonalne, powinno być później dobrze. Lepiej niż w szpitalu, gdy spoglądał na nią blady jak ściana, rozjuszony i niemal niebezpieczny. Tamten obraz wrył się w jej pamięć tak samo jak wyraz twarzy, gdy obiecywał jej niemo zniszczenie siły Dereka. - Niedawno spotkałam w księgarni szkolnego bibliotekarza, Hectora. – zaczęła powoli, łagodnie, mocząc usta w kompocie. Ciepło płynu było błahe w porównaniu z żarem ust Amycusa. Nie warte porównania. Nie smakowało jej tak, jak powinno. Smak malin wydawał się tu mdły. Zniknął zanim zdążyła się nim nacieszyć. – Dziwnie się złożyło, znał moją matkę. Soren potwierdził i mało tego. Okazało się, że jest moim ojcem chrzestnym. Zabawne, prawda Amycusie? – odstawiła powoli pucharek kompotu, szukając oznak irytacji na jego twarzy. Odsunęła bezgłośnie krzesło i wstała, prostując fałdy sukienki. Nie potrafiła przełknąć kolacji podczas, gdy żołądek robił co chwila salta w tył. - Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, bo dopiero teraz o nim mi powiedziano. Mają przyjechać do Shieffeld jeszcze w wakacje i wtedy porozmawiamy. Chcę, żebyś też tam był. – przeszła powoli za siedzącego Amycusa i umyślnie, w imię słów pani Abigail, położyła dłoń na karku chłopaka. Gorący, palący. Czy to jego tętnica tak głośno pulsuje, czy to jej własna zagłusza myśli? Nachyliła się powoli do przodu, mając usta na wysokości jego ucha. Zapach jego skóry na chwilę ją zdezorientował, ale tylko na chwilę. Wciąż trzymała swoje emocje na wodzy, musiała. - Hector Christoper Chant. Brat Lucy. – szepnęła w jej mniemaniu najgorszy element „wiadomości”. Na kilka sekund zastygła w bezruchu badając reakcję Amycusa. Nie od dziś wiadomo, że za sobą nie przepadają. On i Luca. Yu nie rozumiała czemu, ale też nie wchodziła między nich. Yui musiała mieć pewność, że Amycus dobitnie zrozumiał jej przekaz. Luca będzie częstym gościem w Yorkshire zważywszy, że jego brat jest jej „ojcem chrzestnym którego nie widziała dziesięć lat”. Tak źle zareagował na wieść o potencjalnym biwaku, tak więc Yu ułożyła dłonie na jego ramionach, łaskocząc końcówkami włosów kości skroniowe Amycusa. Sięgnęła obok niego po jego puchar kompotu i upiła jeden mały łyk. Ten napój był lepszy, z tego naczynia smakował lepiej. Smak zdawał się intensywniejszy. Odstawiła puchar na stół i spoglądała niewinnie na Carrowa. Werbalnie nie dawała znaku, że jest tym zdenerwowana oraz tym, że zrobiła awanturę ojcu za „zapomnienie” poinformowania ją o tym. Ten tylko ją skwitował słowami „To przyjaciel twojej matki, nie było kontaktu, nie wiedziałem nawet czy żyje. Daj już spokój, lepiej się ciesz i zachowuj jak na damę przystało, ugość ich…”. Jeśli to Amycus przetrawi, są nikłe szanse, że przeboleje jej odważne zachowanie – korespondencja z Alecto. Nie miała pojęcia jak mu to przekaże, ale jakoś sobie poradzi. Tyle razy widziała go wściekłego, niemal niebezpiecznego i żyje. Ostatecznie wyjawi mu, iż to za poradą Abigail skontaktowała się z Alecto, ale wówczas musiałaby opracować plan ewakuacji zanim Amycus rozniesie otoczenie. Wisielczy humor zawitał w umyśle Yui. Tak sobie pomyślała, że gdy już oswoi obie wiadomości, później będzie o wiele łagodniejszy i znośniejszy. Jeśli nie, rzeczywiście rzuci go w szpony Alecto, aby ta go stawiała na nogi i przemawiała mu do rozumu. Nie przeszkadzał jej nawet bunt i jawna niechęć bliźniaczki narzeczonego. Yu miała poważniejsze problemy niż siostrzana zazdrość i zaborczość. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:48 | |
| Musiał przyznać, że Yumi nie należała do osób potrafiących stworzyć ze słów labirynt ciężki do przebrnięcia mniej bystrej osobie, kierując się schematem otoczenia istotnej informacji za pomocą odpowiednio dobranych zdań o delikatnych, niemalże pieszczotliwie spokojnych dźwiękach. Przez moment pozwolił się poprowadzić niczym zaczarowany wonią afrodyzjaku, podążając za pozorną beztroską dziewczęcia w zabawnej wiadomości, jaką postanowiła mu przekazać. Popatrywał ze skupieniem na twarzy i słabnącym błyskiem ostrożności w oczach w oczekiwaniu na iluzję prawdy jaka spłynęłaby po nim niczym poranna woda podczas orzeźwiającego prysznicu i tylko zaczerwieniona skóra na wysokości kości policzkowych opowiadała krótką, acz intensywną opowieść o ich chwilowym zapomnieniu sprzed kilku minut. Łudząc się, że nie uzyska dalszego wywodu dziewczęcia posiadł egoistyczną postawę przyszpilającą umysł do braku podjęcia jakiegokolwiek działania i rzeczywistego machnięcia ręką tylko i wyłącznie po to, aby zasięgnąć po zasłużony odpoczynek – który przerwała swoim wtargnięciem do gniewnego świata Carrowa. Brak odpowiedzi nie wynikał z pojawienia się irytacji, która ustępowała wraz z kolejną oznaką znużenia Yumi i wypowiadanym przez nią słowem, odsłaniającym ogromne połacie żalu trzymającego serce dziewczynki w żelaznym uścisku. Nie pozwalając sobie na zabranie spokojnego oddechu postanowiła podzielić się z nim własnymi rozterkami, urzeczywistniając tym samym żarliwie wypowiedziane słowa oddanej mu bez reszty niemalże partnerki, zamiast łapać okruszki własnego serca i ratować dokładnie to, co jej pozostało. W końcu skinął głową, a jego twarz nabrała łagodniejszego wyrazu spowodowanego niechęcią udzielenia werbalnej odpowiedzi na wymuszenie na nim utrzymania wysoko podniesionej głowy w chwilach, w której nie miał najmniejszej ochoty. A jednak – schowała swoją dumę do kieszeni z niewiadomego dla niego powodu, wskazując nie rozkazem, nie prośbą, ale dzieląc się własnymi potrzebami – na chęci trwania przy nim podczas trudnego dla niej spotkania, ewidentnie stanowiącego niewygodną konsekwencję podjętą decyzją zmarłej Natsumi. Spięte mięśnie nie rozluźniły się kiedy zaszła go od tyłu, a coraz to silniej zobojętniałe spojrzenie odprowadzało ją nawet wtedy, kiedy odwrócił profil w jej stronę, dopóki pozycja pozostawała mu wygodna. Poruszając głową do przodu i w bok zmusił do przesunięcia palców po własnej skórze smukłymi opuszkami, ostatecznie umiejscawiając je tuż nad linią jasnych, nieco skręconych włosów. Wstrzymując oddech uwięziony w płucach nie pozwolił mu wydostać się na zewnątrz, aby zdradzić wciąż krążącą pod jego skórą rozkosz i usilną chęć odebrania tego co mu się prawnie należało. „Brat Lucy” na kilka ułamków sekund zniknął pod płachtą rozbudzonego zapomnienia, a przyćmiony umysł nie reagował dokładnie tak jak chciałby tego Amycus. W nieco zwolnionym tempie odwrócił się z lewej strony w stronę Yumi, prezentując jej twarz zamyślonego chłopaka odbiegającego od wizerunku rozwścieczonego Carrowa, którego widoku tak się obawiała. – Boisz się, że zrobię mu krzywdę. – Skwitował zamiast zadać pytanie, układając bezwstydnie zdrową dłoń na kościstym pośladku Krukonki, w następnej kolejności przyciągając ją do siebie z palcami mnącymi fragment drogiej sukienki z dziwnym zapałem. W jego oczach iskrzyło coś, czego nie należałoby definiować, co dziewczyna już raz widziała w jego oczach i nie powinna się nad tym zastanawiać. To, kiedy podpatrzyła go zasypiającego, ze spokojem i ukojeniem myśli. – Dopóki wiesz, z kim jesteś związana i jakie są granice, jest bezpieczny. – Dopowiedział unosząc obie końcówki warg do góry w zbyt szaleńczym uśmiechu, aby można uznać go za życzliwy i sympatyczny, szczególnie w odniesieniu do chłopaka zdecydowanie zbyt blisko kręcącego się przy jego.. no właśnie. Czy miał jeszcze prawo mówić o nie jak o swej własności? |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:53 | |
| Wydęła usta zirytowana wyciągniętym przez niego wnioskiem. Nie bała się, że zrobi Lucowi krzywdę, bo nie będzie miał ku temu powodu. Ich wzajemna niechęć jej nie dotyczy. Yu chciała zadbać o to, aby przyszłe spotkanie wyszło należycie. W przyjaznej atmosferze, gdy Amycus nie będzie zabijał wzrokiem Lucy, a Luca Amycusa. Profilaktyczna prośba o zachowanie spokoju i oswojenie się z myślą o obecności jej dobrego kolegi, z którym spędzała i być może będzie spędzać beztrosko czas. Niewiele wymagała prosząc, aby spotkanie z Chantami przetrwało jako spokojne zdarzenie. To nie było dla niej łatwe mimo, że zapierała się i wmawiała sobie, iż to nic takiego. Szorstka skóra pod palcami zachęcała do zbadania tego właśnie skrawka ustami. Odpędziła od siebie bezwstydne myśli, zginając palce i spuszczając ręce wzdłuż swojego ciała. Napotkała wtem wzrok, już jej znany, który wlał w nią na wstępie gorąco. Przełyk zaczął ją palić, zaś żołądek porwał do tańca- salta wątrobę. Nie ustoi za długo, jeśli będzie tak na nią patrzył. Zgromiła go za to niemo, planując udać się na poprzednie miejsce stwierdzając, że nie może jeszcze raz tego samego wieczoru kusić los. Zmuszona oprzeć ręce o barki Amycusa, niemal na niego wpadła przyciągnięta tak chamskim i nieprzystojnym gestem. Zacisnęła usta w wąską linię i wbijając palce w bok jego dłoni, zabrała ją z pośladka, odkładając na stół. - Zachowuj się. - skarciła go, ukrywając za tymi słowami palące zawstydzenie. Ten uśmiech również się jej nie spodobał, a więc będzie musiała go skutecznie zetrzeć z tych ironicznie ułożonych warg. Wyprostowała się i odsunęła od niego na bezpieczną odległość - póki co na metr. Bezpieczna odległość w ich przypadku wynosiłaby inne miasto, a na to nie miała teraz czasu. Czy Yu zdawała sobie w ogóle sprawy na co się porywała? Amycus zaciekle bronił swoich własnych spraw, ledwie pozwalając jej zerknąć do własnego świata. Nie odsłaniał się tak bardzo jak powinien przed osobą, z którą spędzi resztę życia. Yu nie żądała od niego niemożliwego. Znała go i już czuła napięcie w powietrzu, gdy tylko dowie się, że korespondowała z jego siostrą. Alecto uciekła, porzuciła go, a teraz wróci i zacznie robić wszystko, aby ich rozdzielić. Krukonka nie bardzo rozumiała jak można być tak zaborczym i zazdrosnym aczkolwiek ufała, że Amycus doceni szczerość. Długo na niego patrzyła. Próbowała oszacować prawdopodobieństwo przyjęcia tej wiadomości w spokoju. Wszystkie obliczenia migały: to będzie trudne. Opuściła ręce wzdłuż ciała i powróciła na poprzednie miejsce, do stolika. Założyła nogę na nogę i odsunęła od siebie talerz z pysznościami. - Korespondowałam z twoją siostrą. – powiedziała wprost, bez zbędnego owijania w bawełnę, wylewając na niego drugi kubeł zimnej wody. Yu ucieszyła się, bo jej głos ani trochę nie zadrżał. Pewność siebie, stoicki spokój, dobrze poszło. Dała Amycusowi dosłownie dwie sekundy na przetrawienie tej wiadomości. Uniosła rękę powstrzymując otwierające się usta i domyślnie przekleństwa. - Zanim zaczniesz się wściekać, miej na uwadze, że to zwykła korespondencja. – mówiła głosem swojej matki, zdecydowanym i nie cierpiącym przerywania. – Z Alecto nie da się rozmawiać w języku angielskim Amycusie, więc nie miej takiej miny. - zmarszczyła brwi, wciąż siedząc spokojnie, jakby opowiadała mu o zajęciach z wróżbiarstwa. Gdzieś na dnie torebki w holu leżał zmięty zwitek pergaminu, ostatni list od Alecto. Niesiona zaborczością zapomniała zaczarować przesyłki, aby ta spłonęła po przeczytaniu. W ostateczności Yu użyje go jako argumentu poświadczającego, kto tutaj kogo atakował. Zachowanie dziewczyny uległo zmianie. Niedawno jeszcze spoglądała ciepło na chłopaka przed sobą, gotowa odgrywać roli najczulszej i najdelikatniejszej narzeczonej, gotowej zadbać o ciszę i spokój otoczenia w imię zdrowia i ciszy. Teraz mroziła Amycusa w miejscu, próbując zmusić go do stania w tej odległości która teraz ich dzieli. Nie miała najmniejszej ochoty wysłuchiwać wyrzutów ani dać się ograniczyć. Przeczuwała, że Alecto ziemię poruszy, aby ich poróżnić. Może i znała na wylot swojego brata, ale nie znała ani trochę Yui. Może biadolić, przeklinać ile dusza zapragnie, lecz Merberet nie zmieni swego stanowiska. Dała się „wrobić” w przywiązanie do niego i nie zamierzała pozwolić, aby stało się to jej słabością. Splotła swoje palce na stole i po raz kolejny obserwowała zmieniającą się mimikę twarzy Amycusa. Z obojętnego spokoju w palący gniew. Jakże dobrze to znała. - Martwię się o ciebie. – dolała oliwy do ognia. Nikt nie mówił, że szczerość jest miła. Mierzyła go spokojnie wzrokiem dziwiąc się, że kilkanaście minut temu miała tę twarz tak blisko siebie, ciemną od buzujących emocji i dziwnej tęsknoty. Martwiła się naprawdę, nie kłamała. Minęło tyle dni, a on dalej nie potrafił spojrzeć na swoją rękę, a przecież to była kończyna magiczna. Poprosił ją o czas, aby sam mógł się z tym oswoić, lecz tego czasu za wiele nie było. Już teraz powinien rozpocząć rehabilitację i zrobić wszystko, aby znowu była w pełni sprawna. Mawiał, że dumę Yu nie pomieści całe dormitorium, jednocześnie serwując jej swoją, potężną, niezłomną. – Okej, teraz możesz się już wściekać. – machnęła ręką, gotowa przeczekać najgorsze i dopiero gdy się uspokoi, dopowiedzieć resztę. Cieszyła się, że nie słyszał jej zestresowanego, mocno bijącego serca. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:54 | |
| Zamiast odpowiedzi na postawione przez niego pytania, dziewczyna postanowiła odepchnąć od siebie natarczywą dłoń w mało subtelny sposób zaznaczając kolejną granicę posunięć tylko i wyłącznie dla własnej wygody, nie biorąc pod uwagę skutków zaniedbania pierwotnych instynktów przymusowego narzeczonego. Odprowadził ją spojrzeniem na ustawione zdecydowanie zbyt daleko krzesło, pozwalając twarzy na rozluźnienie i powrót spokojnej obojętności, będącej jedyną bezpieczną przystanią dla wewnętrznego mętliku umysłu chłopaka. Korespondowałam. To bardzo dziwne słowo, nie uważacie? Amycus miał nieoparte wręcz wrażenie oderwania od rzeczywistości, jak gdyby cały świat postanowił spłatać mu mało śmiesznego figla, podkładając pod nogi cienkie kłody na jakich zdążył przenieść ciężar ciała i wtedy – bach, deska została wyrwana i tracił nie tylko równowagę, ale przede wszystkim pewność siebie. Skurcz na twarzy chłopaka był jasnym przekazem, aby nie drążyła dalej tematu i pozostawiła go na lepsze dni, na inną porę i skupiła się na tym co ich przed chwilą połączyło, tłumacząc sobie irracjonalne zachowanie nastoletnim zadurzeniem. Oczekiwał od niej zachowania niedojrzałej dziewczynki, a w zamian oczekiwał niestosowność gestów do sytuacji, burząc swój obraz i niszcząc przewidywania kolejnych reakcji za cenę szeroko pojętej wolności. Nie zamierzał przerywać jej aż do momentu wypowiedzenia ostatniego zdania, za cenę powiększającej się zmarszczki między jego brwiami – nie oferując dosłownie niczego w zamian za szczerość. Zwykła korespondencja. Czy korespondencja może być zwykła? Miał wrażenie, że ktoś właśnie postanowił rozbić na jego głowie szybę grubości jego przegubu dłoni, a ostre końce wbijają się w jego ciało – dziękując w myślach Merlinowi za stabilne podłoże w postaci twardego krzesła. Spojrzeniem śledził najmniejszy ruch Yumi nie zdradzając się z pogorszeniem samopoczucia aż do chwili wyciągnięcia przez nią argumentu niezrozumienia języka wypowiadanego ustami jego bliźniaczki. Właśnie wtedy, kiedy poinformowała go o trosce krążącej po tym drobnym ciele zamknął powieki z zamiarem ukrycia błysku tęsknoty jaka wstrząsnęła sercem brata domyślającego się jakie konsekwencje działania Yumi spadną na nią w najbliższych dniach. To tylko korespondencja. Czy musiała pisać o bezsilności w jaką wpadłem, próbując dobrnąć do kryjówki Alecto? Nie potrafił zrozumieć zaangażowania Krukonki w potrzebę przywrócenia go do pionu, jednak był w stanie tolerować to w ramach paktu zawiązanego między ich rodami dopóki nie staną na ślubnym kobiercu i ich wzajemnie wypracowane zasady nabiorą kształtu. Blokada emocjonalna uniemożliwiała mu zrozumienie również kolejnego faktu – złamania wyraźnego zakazu, jaki nałożył na nią nie wczoraj, nie przed godziną, ale kilka dni temu dla bezpieczeństwa ich obojga. Zwolnienie blokad pozwalających Amycusowi na wybuch gniewu prześlizgnął się po jego umyśle, zaledwie jedną nutą dotykając struny słuchu skupionego na tępym odgłosie miarowego uderzania młotem o bezwładne ramię. Tkwił pół minuty w oderwaniu od rzeczywistości bez najmniejszych zmian zewnętrznych, a pulsowanie krwi w skroniach nawet nie zmieniło swojego rytmu, ustępując pola wszechogarniającemu bólowi jakiego żaden z eliksirów nie był w stanie zmienić. To co się stało po chwili ciężko opowiedzieć dokładnie, ponieważ wiele rzeczy stało się na raz. Gruzdek podchodził do nich z nową porcją świeżo upieczonej kaczki i był w odległości zaledwie czterech kroków od Yumi, kiedy szklanka przy Amycusie zaczęła trzeszczeć. Lewe ramię w mgnieniu oka zmieniło swoją pozycję, a dłoń pochwyciła naczynie. Skrzat pośliznął się na wytworzonej w magiczny sposób kałuży, unikając zderzenia ze szklanką świszczącą tuż nad głową magicznego stworzenia. Upadek służącego został okolony dźwiękiem rozpryskującego się mięsiwa oraz ostremu hukowi zetknięcia się srebrnej tacy z mokrymi płytkami, a zaledwie ułamek sekundy później dźwięk rozbijanego lodu przeciął świdrujący hałas. Kryształki malinowego kompotu upadały na posadzkę kiedy Ślizgon zaczął ciężej dyszeć i pojawił się przed Yumi z szeroko otwartymi powiekami. Furia krążąca w jego żyłach wyciszyła wszelkie hamulce i racjonalne myślenie do tego stopnia, że lewa dłoń zacisnęła się na kusząco delikatnej szyi dziewczyny. Milczenie nie miało zapachu malin, ale goryczy, strachu i gniewu przepełniającego pomieszczenie w wielu różnych kombinacjach. Rozjarzone oczy świdrowały uporczywie brązowe tęczówki Yumi jak gdyby samą swoją mocą starały się przebrnąć przez cienką warstwę i dobrnąć do niebezpiecznej granicy obłędu, kiedy w uszach Amycusa rozchodził się błagalny krzyk litości wyrwany z ust ukochanej. - Że. Co. Zrobiłaś. – Wydusił z siebie zachrypniętym i drżącym tonem prezentując również dziewczynie kolejną informację, którą powinna wykorzystać w tempie ekspresowym: Amycusa utrzymywały hamulce i powstrzymywał się przed wybuchem ostatecznego gniewu. Czy powinna się jednak cieszyć, skoro nie zatrzymał się przed jawnym pogwałceniem niepisanych przez nich zasad? |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:55 | |
| Przedłużająca się cisza wżynała się w ciało Yui, ćwicząc jej wytrzymałość w utrzymaniu nerwów na wodzy. Z góry skazywała, aby ten wieczór zakończył się w sposób bardzo nieprzyjemny. Nie miała jednak innego wyjścia jak tylko za jednym zamachem odkleić plaster. Zaboli raz, a mocno, zaś potem pozostanie pieczenie, które ustanie w najbliższym czasie. Związała palce obu rąk, przybierając pozę rzeczową, pełną stoicyzmu, poważną i niezłomną. Zupełnie jakby była publicznością, oglądającą ten sam spektakl po raz kolejny. Za pierwszym razem, pięć lat temu wybuch gniewu Amycusa sparaliżował ją od nasady głowy aż do stóp. Następne wywiercały w niej ślad mimo, iż była ich naocznym świadkiem. Kolejne były z jej własnej winy, zachowań, interpretacji jego życia. Chociaż nie żałowała swoich poczynań, zaniemówiła dostrzegając tamę, jaką właśnie zburzyła.
Nie widziała już jego spojrzenia. Rzęsy okoliły brązowe, rozszerzone źrenice nadając im wrażenia wielkich, zakrywających gałki oczne. Mogła z łatwością zanurzyć się w tej bezdennej czerni, wybierając w dłonie jego najgorsze grzechy, zmuszając do pokazania najprawdziwszego, najgorszego oblicza. Dawała siebie jako obiekt gniewu. Osoby, którym los zabrał najbliższych nie mają już nic do stracenia. Czy Amycus zdawał sobie z tego sprawę? Iż Yui żyje, bo żyje, bo tak trzeba? Wystawiała samą siebie na jawne niebezpieczeństwo z jego strony, uporczywie i boleśnie dając mu do zrozumienia, że nie jest potulną wybranką. Nigdy nie była potulna, nigdy nie zgadzała się z krzywdą. Walczyła i jego zachowanie utwierdziło ją w przekonaniu, że Derek przy Amycusie jest bez znaczenia. Mógł być jej największym koszmarem, który może znosić dalej, umierając w środku, lecz prawdziwym niebezpieczeństwem nie jest Derek. Nie Greyback, a ten siedemnastoletni chłopak wpatrujący się w nią drapieżnie. Stracił nad sobą kontrolę.
W ciągu tych paru sekund Yu otrzymała wiele bodźców naraz. Wyciągnęła ręce ku skrzatowi, gotowa go wspomóc przed upadkiem. Nie zdążyła nawet ruszyć się o cal, oszołomiona hałasem obezwładniającym bardziej niż Expelliarmus. Yu zapomniała na chwilę jak się oddycha na widok pojawiającego się szronu na tafli kompotu. Nie potrafiła nic zrobić, sparaliżowana spektaklem, w którym nagle zaczęła brać udział. Wstała błyskawicznie, aby znaleźć się poza… nie, nie śmiała nawet o tym pomyśleć. Krzesło na którym siedziała, przewróciło się w tył. Szklanka pękła, rozpryskując swe elementy w promieniu kilku metrów, cudem omijając nagie kończyny Yu. Lód rozsypał się na kaflach podłogi jako żywy dowód, że Amycus stracił jasność umysły i panowanie nad sobą.
Tej twarzy jeszcze nie widziała.
Krew w żyłach zagłuszyła hałas w tle. Obraz bałaganu przesłoniły powieki. Przekrwione, szeroko otwarte oczy, w których czaiła się czysta postać obłędu. Zanim Yu zastanowiła się nad powodem tego wybuchu, Amycus sięgnął ku jej szyi w najgorszej pieszczocie jaką mógł ją obdarować. Czy to niedowierzanie czy rozczarowanie wiło się niczym wąż w jej skośnych źrenicach? Nie pozwoliła na to. Wbiła paznokcie w przegub jego ręki, odpychając ją od siebie, jakby się oparzyła. Cofnęła się gwałtownie aż pod samo okno, chcąc być teraz od Amycusa jak najdalej. Tak, aby jej nie dotykał. Tak, aby nie śmiał unieść ręki i nie zniszczył wszystkiego, co udało się im wybudować.
Klatka piersiowa Yu unosiła się i opadała szybko. Wyraz twarzy ślizgona wrył się głęboko jej w pamięć, nakładając się na obraz innego człowieka.
- Jak Derek. – wyrwało się z jej ust. Zmarszczyła brwi, zapominając gdzie jest i dlaczego. Nie widziała poplamionej drogiej sukienki, którą założyła z myślą, że będzie inną osobą niż zawsze. Nic nie przebijało się przez mgłę wspomnienia oprócz lodowatej skóry przegubu, który od siebie odepchnęła. Yumi zamrugała, ocknęła się. Nie mogła uwierzyć, że teraz pragnęła uciec i zniknąć z tego domu, z jego życia.
- Rozmawiałam z Alecto. Nie podchodź do mnie. – wycedziła przez zaciśnięte mocno zęby. Musnęła opuszkiem palców swą szyję, ale nic tam nie było. Nie zrobił nic, nie miał na to czasu. Nie krzywdziła go w żaden sposób, który usprawiedliwiałby jego utratę kontroli. Yu była między młotem a kowadłem. Nie wiedziała co ma teraz zrobić. Jak go uspokoić, aby przejrzał na oczy. Wiedziała jedno, nie chciała, aby teraz do niej podszedł. Wmusiła w siebie głęboki wdech i podeszła pewnym krokiem do skrzata. Pomogła mu wstać, zdjęła z jego głowy liść sałaty, wspomogła utrzymanie pozycji pionowej. Odwróciła się do chłopaka.
- Nie podchodź do mnie dopóki się nie uspokoisz. – powtórzyła cierpliwie, głosem naładowanym od emocji i przymusu ucieczki. Przypominał jej teraz Dereka, a to zabiło w niej całe zgromadzone ciepło dzisiejszego wieczoru. Zabiło, wypleniło skutecznie. Rozmowa z Alecto nie miała prawa wywołać u niego takiego szoku. To tylko rozmowa, zaś Amycus miał najwyraźniej problem z poprawnym definiowaniem słów. Yu potrząsnęła głową odpędzając od siebie huk myśli. Nie zaprzeczała swoim słowom, nie próbowała się nawet bronić ani osłaniać argumentami. Patrzyła mu prosto w oczy wskazując mu granicę, jakiej nie może przekroczyć nawet w swej niepoczytalności. Musi się opamiętać, musi. Nienawidziła go takim, odpychał ją. Nie stanowił bezpiecznej ostoi, wręcz przeciwnie. Dostała kolejny dowód na jego okrucieństwo, brak pohamowania morderczych zapędów. Yu przejrzała na oczy.
Za dwa lata poślubi psychopatę.
Psychopatę, w którym się zakochała. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:56 | |
| Przez ułamek sekundy walczyli za pomocą niewypowiedzianych słów: szaleństwo przeciwko strachowi, gniew przeciwko rozczarowaniu, niezrozumienie przeciwko tolerancji, gubiąc się w ciasnym splocie myśli, która zalała ogromną falą całą sylwetkę dziewczyny. Krótka szamotanina między nimi z pewnością nasiliłaby się jeśli resztki rozsądku nie doszły do głosu Amycusa, przepełnionego wściekłością niesubordynacji nastolatki nie potrafiącej siedzieć przy jednym stole z dorosłymi – jak to ładnie w swym liście ujęła Alecto. Właśnie teraz, w tym momencie pragnął zadać jej niewyobrażalnie dotkliwe cierpienie, mające stłumić wszelkie pozytywne uczucia kierowane właśnie w jej stronę, zaprzeczyć własnym zachowaniem tęsknocie za czułością jakiej nie potrafiła mu zaoferować w formie takiej, jaka pulsowała pod jego czaszką.
- Pha! Nie waż się porównywać tego ścierwojada do mnie. – Wycelował ostrzegawczy palec w stronę Yumi, z pochylonym karkiem przypatrując się jej mściwym wzrokiem mordercy gotowego rzucić się na swoją wybrankę tylko i wyłącznie dlatego, aby upewnić się o własnej władzy nad jej osobą. To właśnie takich momentów pragnął uniknąć kiedy subtelnie odbierał jej coraz więcej broni obronnej, docierając do wrażliwego serca, w które świadomie acz niecelowo wbijał ostrze zakrwawionego noża. W ciemnych oczach skrzyła się obietnica cierpienia, jeśli Krukonka zrobi coś więcej poza obroną własnej czci i postanowi dalej lżyć na niego, porównując jego kunszt do marnego śmiecia zwanego jej przyrodnim bratem. – Ty nawet nie masz bladego pojęcia co właśnie zrobiłaś. - Prychnął z wyczuwalnym obrzydzeniem prostując się tylko i wyłącznie po to, aby odwrócić się w stronę przestraszonego Gruzdka próbującego w marny sposób zebrać resztki przygotowanej pieczołowicie kolacji. Jakby wyczytując dalsze poczynania dziewczyny przyglądał się z uniesionym dumnie podbródkiem na scenę dobroduszności, która powinna chwycić za serce niejednego człowieka nastawionego na niwelowanie bezpodstawnie wyrządzanej krzywdy.
Podskoczył do dziewczyny i sługi w kilku krokach wbrew wyraźnie ostrym zakazom w wypowiadanych przez nią słowach, doszukując się w nich zalążka strachu jaki powinien kiełkować w niej od pierwszego zrywu wściekłości – kiedy Derek śmiał obrazić Alecto w jego obecności. Z pewnością Yumi próbowała się cofnąć, jednak nie ją pragnął teraz pochwycić. Pochylając się szarpnął Gruzdka za wypłowiałą koszulę nad karkiem i unosząc go w gwałtownym ruchu, odrzucił go niczym szmacianą lalkę tuż nad posadzką w kierunku drzwi. – Wynoś się. – Warknął do skrzata w najmniej przyjemny sposób ukazując nie tylko własne okrucieństwo kończące się hukiem zderzenia stworzenia z krzesłem i ścianą, ale przede wszystkim naturalnością takich zachowań przy Yumi. Do niej odwrócił się zagradzając własną sylwetką drogę do poobijanego skrzata, aby nie przyszło jej do głowy pobiec w stronę stworzenia i przelać na niego całą swoją uwagę. Palącym z gniewu wzrokiem przyszpilał ją do miejsca w jakim się znajdowała oczekując posłuszeństwa bądź ostrego sprzeciwu jaki tylko i wyłącznie podbudowywał jego wściekłość, sunąca dokładnie tak samo jak moc przepływająca w boleśnie odrętwiałych rękach, przyćmiewając tępy ból bezwładnego ramienia na tyle, aby kątem oka dostrzegł szron i krople potu zmienione w kryształki lodu na tej zdrowej. Kontrolowanie emocji zawsze było jego mocną stroną, ale teraz nic nie było takie same.
- I czego mądrego się od niej dowiedziałaś? – Rzucił kpiąco w pozycji przygotowanej do ataku, z lekko rozchylonymi nogami i postawą pochyloną w przód, jak gdyby szykował się do skoku; w rzeczywistości przygotowany był na zabarykadowanie jej drogi ucieczki swoją osobą, przekonany o wyższości nad jej umiejętnościami – nawet jeśli zdecydowała się grać w drużynie quddicha. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:57 | |
| Wyczytywała z niego wszystko co najgorsze, z przerażeniem przypasowując rzeczownik psychopata do jego imienia. Tak to nią wstrząsnęło, iż przez dłuższą chwilę nie słyszała wirującego na podłodze talerza, pojękiwania skrzata ani własnego oddechu, szumu krwi w uszach i łomotania serca. To co jej serwował przechodziło jej najśmielsze oczekiwania. Z kim przyszło jej wiązać się w przyszłości? Jak śmiała się na to godzić? Wyobraziła sobie ich przyszłość. Amycus wraca z pracy wściekły, Yu dalej jest sobą. Wyciska z niego największy gniew, a on wrzeszczy i niszczy wszystko wokół. Dobija ją psychicznie i emocjonalnie własną huśtawką dwóch naprzemiennych emocji. Właśnie przed tym uciekała. Od Dereka, piorącego ją z wytrzymałości, znęcającym się nad niewinnym dzieckiem, którym była. Różnili się, lecz byli okrutni tak samo. Bała się stwierdzić, że to Amycus jest "lepszy" w tej dziedzinie. Yu zdawała sobie sprawę, że niewiele osób traktuje ją poważnie przez swój wiek. Piętnaście lat to dalej dziecko, choć wewnątrz była o wiele starsza, zbyt poważna i zbyt spięta. Adrenalina wiązała jej gardło, namawiając do ewakuacji. - Ty nie masz pojęcia co właśnie robisz. - odpowiedziała wciąż opanowanym tonem głosu, przełykając gulę i cofając się jak tylko poruszył się z miejsca. Zrobiła to automatycznie. Jakby to było normalne. Szklany, stabilny mur wracał powoli do serca z każdą mijającą sekundą. Oddalała się, pozwalając swej nienawiści wylać się po wszystkich żyłach, po zmęczonym ciele. - Zostaw go! - wyciągnęła rękę chcąc go powstrzymać, lecz Gruzdek leżał już pod ścianą, pojękując. Zakryła usta na widok obrazu okrucieństwa. Jakkolwiek potrafiła zaakceptować jego zapędy mordercze, jeśli były one bezpodstawne, nie mogła na to patrzeć. Skrzat, choć stworzony do służenia czarodziejom, również powinien być traktowany dobrze. Ostatecznie ignorowany dla własnego dobra, lecz to, co robił Amycus było niedopuszczalne. Ruszyła do skrzata, aby razem z nim wyjść z tego domu i dać Amycusowi bardzo dużo, aż zbyt dużo czasu na przemyślenie swej niepoczytalności. Za bardzo przypomniał jej o Dereku, aby mogła stać spokojnie i oglądać żar wściekłości wyczuwalny w każdym calu powietrza. - On tobie nic nie zrobił, więc go zostaw w świętym spokoju. - warknęła i dzielnie zniosła mordercze, mrożące spojrzenie czarnych jak noc oczu. Yu czuła się osaczona, zagradzał jej drogę sylwetką. Podjęła próbę odsunięcia go na bok, lecz nie tylko odskoczyła zaskoczona chłodem jego ramienia, jak i również było to bezcelowe. Mogła przesuwać ścianę, a i tak poszłoby to na marne. Wypełniał swoją sylwetką całą kuchnię. Yu zastanawiała się nawet ile czasu zajmie nim ktoś przyjdzie tutaj zwabiony hałasem. Naprawdę nie chciała być teraz przy Amycusie. Trzask powiadomił ją o teleporcie skrzata, a więc odpuściła. Tak sobie pościeliła, a więc musi się teraz w tym wyspać. Sam Merlin wie ile sił ją to kosztuje. Długo nie pociągnie utrzymując sylwetkę wyprostowaną i głos niezłamany. Nie chciała tutaj być, nie chciała go takim oglądać. Nienawidziła go, bo wybuchł, choć nie miał podstaw, aby aż tak się zachowywać. On siebie całkowicie nie kontrolował, skoro po raz drugi była świadkiem pojawienia się magii przekraczającej umiejętności przeciętnego czarodzieja. Mogłaby dostrzec w tym piękno, gdyby nie fakt, iż motywem tych czarów była utrata kontroli nad własnymi odruchami. - Że jesteście tacy sami. - wycedziła przez zaciśnięte zęby i odwróciła się do niego plecami, odchodząc wgłąb kuchni. Teraz to Yu oparła się o aneks kuchenny, zakładając ręce na ramiona i krzyżując nogi. Nie przyznawała się sama przed sobą, że spojrzenie jakim ją obdarzał odbierał jej odwagę na dalszą walkę z jego niekontrolowanymi odruchami. Pozostawał jedynie teraz upór, jedyna broń oraz duma. Yumi naprawdę nie rozumiała w którym słowie go tak rozjuszyła. Gdyby to on napisał do Dereka, nie zapytałaby go ani słowem o treść listu, choć to marne porównanie. Włosy dziewczyny przesłoniły większość jej twarzy, gdy spuściła głowę, oglądając samą siebie. Cieniutki strumyczek krwi łaskotał, spływał wokół owalu kostki u nogi. Jednak odłamek połamanej szklanki sięgnął jej skóry. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:57 | |
| Świadome podjęcie roli męczennicy nie zostało dostrzeżone póki co przez baczne spojrzenie zaślepionego Amycusa, podążającego ścieżkami daleko posuniętej furii nie podlegającej zrozumieniu czy wyrozumiałości kogokolwiek, kto nie nosił tego samego nazwiska co on, zamykając go w ciasnych ramach daleko posuniętych konsekwencji wysłania choćby jednego listu dłońmi Yumi. Znał wystarczająco długo i intensywnie własną siostrę, od pierwszych lat życia obserwując jej reakcje, wsłuchując w przyspieszający rytm serca podczas przerażenia wyciskającego swe piętno na ślicznej buźce, aby przejrzeć kształtującą się przyszłość – tak bardzo negatywnie nastawioną dla narzeczonej. Czyż nie byłoby łatwiej porzucić wszelkie zabiegi dobrnięcia w głąb serca zranionej do cna nastolatki, traktując ją dokładnie w taki sposób, w jaki zakładał kilka miesięcy temu jego plan: czerpiąc korzyści z promocji związanej z posiadaniem konkretnej dziewczyny u boku, zmieniając jej świat jedynie w niektórych sferach, angażując się dokładnie tak jak powinien? Właśnie teraz pojął ogrom swojego błędu zbliżania się do Krukonki i przekładania na jej barki własnych emocji, których istoty nie potrafiła pojąć wszelkimi sposobami, uznając go za przypadek do odratowania i oferowała mu… no właśnie – co ona potrafiła mu zaoferować? Uporczywe milczenie z jego strony odbijało stosowanych przez nią słów, agresywnie skierowanych w stronę rzekomo niewłaściwego zachowania w wyżywaniu własnych popędów na niewinnym stworzeniu, wzbudzając w dziewczynie lawinę czystej niechęci, jaką dotychczas starał się ograniczać. Odsunęła się niezbyt trwożnie w stronę aneksu kuchennego w pozycji ewidentnie obronnej i obojętnej, próbując udawać jak wybuch Carrowa spływa po niej niczym deszcz pozostawiając tylko zewnętrzną, niezwykle słabą powierzchnię mokrego odzienia. Piekielnie silna potrzeba uniesienia rąk napotkała barierę w postaci bezwładnego ramienia, a przypływ irytacji schował za kurtyną wyprostowania się i uniesienia podbródka we władczym geście, mrużąc przy tym jedynie do połowy powieki, prezentując postawę dumnego i nieugiętego chłopaka. - Doprawdy? – Jedno słowo nasączone było sarkastycznym niedowierzaniem, a uniesione brwi podkreśliły komizm sytuacji jaki pragnął wysnuć na pierwszy plan Amycus, doszukując się we własnym wnętrzu zadziwiającej łatwości w wyciąganiu poszczególnych ruchów, mikroskopijnych skurczów twarzy, aby w końcu parsknąć śmiechem z całkowitą ignorancją przymrożonego ramienia. – Czego oczekiwałaś, Merberet? Rzewnego listu z podziękowaniami Alecto za poinformowanie o moim wypadku, wskazując słabości, jakich się dopuściłem w twoim towarzystwie? Czy może … czekaj, jak się to nazywa… - pomimo wysokiej temperatury krwi w żyłach, teatralne przedstawienie szło mu zgrabnie, a maski nakładane w przeciągu ułamków sekund tworzyły idealnie skomponowaną opowieść rozbawionego komedianta. Krótkie zderzenie dwóch palców rozniosło się krótkim „pstryk” kiedy odnalazł odpowiednie słowo, celowo przedłużając milczenie. – Ah tak, wdzięczność. Powiedz mi, jaki efekt chciałaś uzyskać, hm? Nie jesteś wystarczająco przebiegła, aby mieć w tym inny cel niż przekserowanie mojej uwagi na Alecto. Twoje ciało niszczeje przebywając ze mną, ale i ono zdradza cię przebywając przy mnie, kiedy próbujesz zaspokoić dziury w czułości, trosce i miłości jaką ci odebrano w dzieciństwie. Jesteś niekompletna i szamoczesz się w tej klatce, obierając skrajnie odmienne stanowiska w poszczególnych sytuacjach: stając się panią losu, później zaś niewolnicą. Powiedz, o czym marzysz tak naprawdę, Yumi Merberet? O szczęściu? Romantycznej miłości? Spokoju? Równowagi wewnętrznej? – Rozłożył jedynie lewą rękę w bok, nie przerywając monologu: - Zły adres. – Wycedził ze złowieszczym rozbawieniem, nie odwracając się plecami póki mógł obserwować marne próby utrzymania gardy. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:57 | |
| Nie miała do zaoferowania wiele. Połamane serce, mętne, czarne wspomnienia, świadomość, że ktoś kiedyś będzie na niego czekał… Yui nie potrafiłaby nic wymienić, zamknięta w swoim zmniejszonym poczuciu wartości. Amycus znał ją na tyle dobrze, że wiedział jaka jest, co może dać a czego u niej nie znajdzie. Byli skrajnie różni, a to co ich łączy jest kruche. Bardzo kruche, łatwe do zniszczenia. Trudne do odbudowania.
Milczenie przed burzą. Yu wolała wysłuchać długiej tyrady na temat tego i tamtego i po prostu wyjść zamiast czekać na puentę jego wybuchu. Coraz bardziej ją zniechęcał do udawania, że wszystko jest w miarę w porządku. Robiła to, co chciał. Skazał ją na przywiązanie do siebie, a więc martwiła się tak, jak człowiek martwi się o drugiego człowieka, w jakiś sposób mu bliskiego. Dla Yu Amycus wciąż zachowywał się jak obrażony dzieciak, tylko w wersji krwawo realistycznej. Miała przed sobą maszynę. Siedemnastolatka pozbawionego wszelakich dobrych uczuć. Yu kłamałaby, gdyby zaprzeczyła, że nie miała nadziei, że Carrowa da się jakoś hm… „odratować”, choć bardziej pasuje tu słowo – naprawić. Sam ją o to poprosił. A teraz nie potrafi znieść naturalnych etapów i zachowań, które w przyszłości powtórzą się wielokrotnie, jeśli jedno z nich nie wytrzyma i zerwie dane słowo narzeczeństwa.
Wykrzywiła usta w komentarzu na parsknięcie śmiechem. Perfekcyjny aktor. Szkoda tylko, że nie potrafiący zaakceptować nieuchronnego. Ma niedowładną rękę i udaje, że jej nie widzi. Że ona nie istnieje, że nie jest mu potrzebna. Łudził się, że to samo minie i w końcu odzyska władzę nad nią. Że nie potrzeba jego interwencji do naprawy defektu. Opuściła ramiona wzdłuż ciała w ramach rezygnacji. Czasami rozwiązanie problemu jawiło się w najprostszej odpowiedzi, znowuż Amycus doszukiwał się w jej zachowaniu czegoś, czego nie było. Szukał haczyka, którego nie było. Chciał jej przypisać cechę, jaka nie imała się jej charakteru. Dopiekł jej, uderzył poniżej pasa przez co gwałtownie drgnęła. Tak będą wyglądać ich rozmowy?
- Niczego nie chcę od twojej siostry. Nie chcę niczego od ciebie. – wycedziła nieswoim głosem, prostując się i odsuwając od aneksu. Powoli zaczynała żałować swej wcześniejszej wylewności. Nie powinna, gdy tak łatwo jest wszystko zniszczyć, a co za tym idzie, ją.
– Dla twojej wiadomości, martwienie się to nie jest przestępstwo. Będę to robić na okrągło i zawsze, jeśli mam dzielić z tobą resztę życia, więc się przyzwyczajaj. I ty nie masz tutaj nic do powiedzenia. – z trudem oddychała. Ruszyła wprost na Amycusa i wyminęła go w ostatniej chwili, jeśli rzecz jasna nie zagrodził jej drogi. Widziała kuchnię jak przez mgłę, kontury były rozmazane, a jej źrenice rozszerzone mimo pozornego spokoju.
- Sam sobie zawiniłeś, Amycusie. Siebie obwiniaj albo zaakceptuj, że nie będę żadną potulną, słodką żonką. Zły adres. – przedrzeźniła go, wykrzywiając usta. Obejrzała się na niego przez ramię. Musiała wyjść na świeże powietrze, znaleźć się od niego jak najdalej, aby doprowadzić siebie do porządku. Lada chwila nie wytrzyma i pęknie. Zaś w załamaniu człowiek robi rzeczy, których później żałuje i mówi rzeczy, których nie powiedziałby nigdy. Nie tylko wbił zakrwawiony nóż w jej serce, a teraz go dodatkowo przekręcał.
- Oczekiwałam, że zachowasz się dojrzalej niż twoja siostra. Jaka byłam naiwna. – wypowiedź opleciona ironią była ratunkiem dla jej nerwów, poważnie nadszarpniętych. Yui posłała zimne spojrzenie Amycusowi, zdając sobie sprawę jak teraz byli od siebie daleko. Ile lat świetlnych dzieliło ich od słabości sprzed trzydziestu minut. Yui przeszła kawałek przez kuchnię sięgając po swoją torebkę. To było błędne koło. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:58 | |
| Kłamstwa wypowiadane przez jej usta jedynie potwierdzały podejrzenia na temat słabości dziewczęcia, która sięgając po pergamin i kreśląc powitanie dla Alecto kierowała się jakimś celem – jaki właśnie w tej chwili próbowała przekreślić i zmazać, wypierając się jakichkolwiek przejawów egoizmu. Wypowiadali się w tym samym języku, ale pochodzili z dwóch różnych światów poruszając kwestie w kłótni jedynie takie, które były wygodne dla jednego z nich, nie siląc się na spojrzenie na teraźniejszość oczyma drugiego. Dwa światy zderzyły się ze sobą w jednej konfrontacji ocierając się o siebie, ale nie przeplatając wzajemnie, skutkiem czego było wymijanie się racji i brak kompromisu mogącego zbudować przyszłość. Zachował dla siebie komentarz dla postawy Merberet, dostrzegając szczelne zamknięcie wszystkich okien i spoglądanie na jego sylwetkę z pomocą jednej tylko szparki, przez którą przełożony był pryzmat doświadczeń dziewczyny, zamykającej się na nowe doznania spoza kręgu własnej świadomości. Przez myśl nie przyszło jej zmienić nastawienia wobec Amycusa i chociaż on sam zdawał sobie sprawę z takiej możliwości, nie posiadał wystarczająco dużej empatii, aby wcielić się w rolę odgrywaną przez Yumi, czego ceną było oddalenie się na przeciwległe bieguny. Odwrócił się bokiem kiedy przemykała tuż obok niego, niezwykle obca i nieznana w swojej niewinnej postawie dziecka oczekującego decyzji dorosłego człowieka, zapominając o potrzebie wyrozumiałości jaką od niej wymagał przez kilka ostatnich dni. - Jesteś na dobrej drodze do zostanie świętą męczennicą. Altruizm nie istnieje w świecie, do którego zostałaś wepchnięta. Lepiej, abyś się tego nauczyła teraz. – Rozkazujący ton przecinał gęstniejącą atmosferę między nimi, kiedy Amycus wyczekiwał boleśnie szczerego spojrzenia bólu w oczach dziewczyny, aby usprawiedliwić nadchodzącą samotność dokonanymi dzisiaj wyborami. Mógł zadać wiele pogrążąjących ich pytań, niszcząc dokładnie całą wcześniejszą pracę podjętą w okresie miesiąca. Milczał jednak, czekając na jej decyzję. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 21:01 | |
| Kto mówił, że jej słowa są kłamstwem? Tylko on, nieświadom, że mówiła prawdę. Nie pozwalała sobie na odczucie jego bólu ani swojego własnego, próbując w ten sposób siebie oszczędzić. Chociaż odrobinę. Życie z Amycusem nie jest łatwe. Yu była na granicy wytrzymałości. Nie nadążała za nim, za jego nastrojami i słowami. Po raz kolejny chciał mówić za nią, w jej imieniu i tym się kierować nie biorąc pod uwagę, że racji nie ma. Nie potrafiła go teraz zrozumieć. Mówili teraz inaczej, tak jak obcy sobie ludzie.
Wbiła paznokcie w torebkę, zamykając oczy w stłamszeniu kolejnego przekręcenia noża wbitego w serce. To się nie uda. Porwała się z motyką na słońce, łudząc się, że poprzez „naprawianie go”, uzyska odrobinę inszości w przyszłym życiu. Tak, była naiwna i teraz to widziała. Nie miała sił z nim walczyć, skoro nie potrafił jej po ludzku wyjaśnić dlaczego wściekł się za kontakt z jego siostrą, która notabene była słodka tak samo jak on teraz.
- Nie chcę cię więcej widzieć. – odparowała ostrym, martwym tonem otwierając na szerz drzwi na korytarz. Nie potrafiła być wyrozumiała w obliczu jego milczenia. Cierpliwie czekała na zmianę, na jego decyzję wobec własnego defektu i gdy nie zauważyła żadnej minimalnej zmiany, posłuchała rady Abigail. Napisała do Alecto, aby ta pojęła, że to nie są przelewki i czas zakończyć dziecięce obrażanie się na świat. Bliźnięta są niereformowalni.
Jak w transie przeszła do salonu, znając już tę drogę na pamięć. Sięgnęła po garść zielonego piachu zamkniętego w porcelanowym naczyniu i weszła do starego jak świat kominka.
- Zapomnij o tym dniu. – nie wiedziała, że to powiedziała, gdy rzuciła piach pod nogi. Cichuteńkie wyraźne hasło „Dolina Godryka” zabrało jej sylwetkę do mamy. Nie do domu, do mamy, która nie żyje. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś stracili z chwilą zniknięcia z posiadłości Carrow’ów. Czy była świętą męczennicą? Chciała być tylko dla niego dobra, a została oskarżona o wtrącanie się w nie swoje sprawy. Gdy wylądowała w obcym kominku, łzy po policzkach płynęły strumieniami.
[z tematu] |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 21:04 | |
| Ostatnie słowa przecięły ostatecznie ciężkie powietrze jakie zgęstniało między nimi wystarczająco mocno, ażeby skrzypienie drzwi obeszło go zupełnie jak zeszłoroczny śnieg. Odprowadzając ją spojrzeniem do drzwi nie ruszył się przez dobrą minutę, nie starając się opanować własnej wściekłości, ale odwrócił się gwałtownie tyłem i ruszył w stronę drzwi prowadzących do ogrodu. Nie wahał się przed tym, aby ponownie wyładować swoją złość do Gruzdku, jednak ten nauczony uciekaniem przed spojrzeniem młodego panicza – schował się gdzieś wystarczająco głęboko, aby nie pokazywać się żadnemu z domowników dopóki nie zostanie wezwany personalnie. Ostatecznie Carrow trzasnął drzwiami i wyszedł w ciemność, pozwalając aby chłód zbliżającej się nocy zaatakował jego rozgrzane ciało i ugasił pragnienia. Nawet nie dosłyszał ostatnich słów Yumi.
[zmiana tematu]
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow | |
| |
| | | | Posiadłość rodziny Carrow | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |