|
| Posiadłość rodziny Carrow | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:48 | |
| Gdy tylko łaskawie wysłuchał jej groźby, ujrzał, że ona wcale nie żartuje i odsunął się, podniosła się i zeszła z łóżka. - Jesteś nienormalny. - skomentowała jego zachowanie, tuszując nuty rozbawienia. Stwierdziła, że nie powinna siedzieć z nim dłużej w jednym miejscu, bo kto wie co się stanie za godzinę bądź dwie, gdy będą rozmawiać bądź analizować siebie. Dziewczyna wygrzebała z pościeli łańcuszek, rozwijając go i zawieszając sobie na szyi. Przez chwilę mocowała się z zapięciem go na karku. Mogła poprosić Amycusa o pomoc i nie byłoby w tym nic zdrożnego, jednak uraczona doświadczeniem wiedziała, że to będzie tylko wodzenie go na pokuszenie. Po chwilowych kłopotach z zapięciem medalika, udało się i mogła gwiazdkę ułożyć na swoim miejscu - w zagłębieniu obojczyka. Przez podejrzliwie długą chwilę oglądała zawieszkę ze wszystkich stron, czekając aż Amycus ubierze się. - Na przyszłość, jak uderzysz się w kolano, to nie musisz wołać mamy i popłakiwać. Wystarczy przyłożyć chłodną, zwilżoną chustkę i poprosić skrzata o maść. Chociaż mawiało się, że buziak w kolano jest lekarstwem na najgorszy ból. - stwierdziła całkowicie poważnie, nie patrząc na Amycusa, aby nie prowokować przywołania jego czujnego psychoanalitycznego spojrzenia. Niby nie umieli kłamać, jednak pewność siebie w głosie Yumi opowiadał się za jej szczerością. Sięgnęła po torbę i wyjęła stamtąd krótkie spodenki i ciemnoniebieską bluzkę na ramiączka. Zrezygnowała z przesiadywania w pokoju, ufając, że rozprostowanie nóg odegna demony i niepokój, a przywróci dobry nastrój. Wzięła również kosmetyczkę i rozejrzała się po pokoju. - Zawołaj mi Gruzdka. - poprosiła wzdychając, że musi wyręczać się biednym skrzatem. Nie miała innego wyjścia, jeśli miała jednocześnie wyprowadzić Amycusa w pole i sobie z niego pożartować. Gdy już skrzat pojawił się, chyba zszokowany ubiorem Yumi, dziewczyna uprzejmie poprosiła go o parawan, który po paru chwilach został wyczarowany w pokoju. Podziękowała Gruzdkowi uprzejmie, uśmiechając się doń pogodnie. Poczekała aż uniżony sługa panicza Carrowa teleportuje się i dopiero wtedy z wysoko uniesioną brodą rozłożyła parawan i zarzuciła na niego swoje ubrania, które planowała założyć. Brońże Merlinie, nie robiła tego specjalnie! Yumi miałaby specjalnie wchodzić za parawan i specjalnie zarzucić tam górę od piżamy, gdy już ją zdjęła? Nie, była przecież tak skołowana po próbie gwałtu i masy uczuć, że nie dało się jej o to podejrzewać, prawda? Tak samo o to, że obok góry piżamy wylądowały spodenki w różowe pieski i dopiero wtedy zniknęły drugie spodenki dżinsowe. Nie mogła robić tego umyślnie wiedząc, że w tym samym pokoju znajduje się tak poruszony Carrow. Nie wypadało nawet myśleć, że ta Yumi robiłaby to z premedytacją. - I bardzo mi przykro jest. Musiałeś bardzo przeżyć utratę Kloris. - odezwała się zza parawanu nadając tym słowom pełnego smutku. - "Nie opuszczaj mnie, Kloris, tak się boję. Zostań ze mną, nie chcę być sam." - naśladowała głos Carrowa, a robiła to bardzo słabo, co nie oznacza, że nie starała się. Przedrzeźniała go i cichuteńko chichotała, że była tego świadkiem. Nagięła prawdy, miała do tego prawo. Z (nie)umyślną zwłoką sięgnęła po bluzkę i wciągnęła ją na siebie. Po paru chwilach w pokoju rozniósł się odświeżony zapach malinowo-miętowych perfum, gdy Yumi pokropiła się nimi po szyi i dekolcie. - Całkiem ładny z niej psiak. Nic dziwnego, że omal się nie rozpłakałeś. Sam rozumiesz, że musiałam cię obudzić. - to powiedziała jednocześnie wychodząc zza parawanu. Miała na myśli fotografię stojącą na kominku, na której Amycus siedział z uroczym psiaczkiem. Dojrzała bez problemu napis na obroży zwierzątka, prosząc go w zdjęciu o obrócenie się do niej przodem. A robiła to jeszcze zanim Amycus wrócił do pokoju. Teraz postanowiła to po prostu wykorzystać i nie mówić,że zwierzał się jej z przygód erotycznych, wmawiając mu coś z goła innego. Przy okazji dopracuje swoją grę aktorską i trzeba przyznać, że szło jej to całkiem dobrze. Złożyła starannie piżamy i skarpety, wrzucając to z powrotem do torby. Wciąż nie pamiętała o bandażu i lepiej, aby nikt jej nie przypominał. Posłała Amycusowi współczujący i wzruszony uśmiech. Domyślała się jego reakcji - wzruszenie ramion, obojętność, ewentualnie zaprzeczenie. Nie spuszczała zeń oka, bo musiała widzieć czy chociaż trochę zawstydził się. - Nie boisz się już spać sam bez Kloris? - zapytała, mrugając niewinnie rzęsami i wcale, ale to wcale nie kpiła sobie z Carrowa. Gdzieżby śmiała. Ona? Yumi? Nigdy w życiu. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:49 | |
| Już wystarczająco sporo obraźliwych epitetów wysnuwała w jego stronę, aby przejmował się nimi za każdym razem. Kiedy skończył doprowadzanie się do porządku, łaskawie przeniósł na nią spojrzenie, a jego ręka zamarła na wysokości brzucha. Marszcząc brwi powtarzał w myślach słowa dotyczące wołania matki i rzekomo stłuczonym kolanie. Początkowo nie połączył ze sobą faktów, zerkając w dół na nogawki spodni i powrócił wzrokiem na śmiertelnie poważną Yumi. Nie podejrzewał nawet, że dziewczyna postanowiła odwdzięczyć się za jego wcześniejsze igraszki, przekonany iż dziewczyna nie potrafi używać kłamstwa. Szczególnie przeciwko niemu. Łańcuszek przestał mieć jakiekolwiek znaczenie wobec niepewności jaką tworzyła Krukonka, rozsyłając po pokoju nie tylko swój zapach, ale przede wszystkim dezorientujące słowa. I chociaż pytania cisnęły mu się na usta, podszedł do kominka wołając w tradycyjny sposób domowego skrzata. Podczas rozmowy dziewczyny ze sługą, Amycus oparł się łokciem o wzmocniony parapet i lustrował ją spojrzeniem, jak gdyby próbował przejrzeć na wskroś myśli. Bez mrugnięcia okiem przyglądał się jak skrzat wyczarowuje parawan z pokoju gościnnego, po czym deportuje się życząc miłego dnia i kłaniając się w pas. Obserwował jak znika za grubym materiałem parawanu, rozrzucając na górę poszczególne części swojego odzienia. Brwi Amycusa w końcu uniosły się ku górze, kiedy zdał sobie sprawę o czym mówi dziewczyna. Powinien nazwać swój stan ducha oszołomieniem, jeśli tylko poczułby dech zapierający piersi i niepokój trawiący brzuch, powodujące nieznośne przewroty żołądka. Zamiast tego otrzymał nacechowaną dawkę informacji z jego dzieciństwa, a jego uwaga była rozpraszana w sposób gwałtowny i niemiłosierny. Z niespotykaną dotąd złośliwością przypatrywał się nogawkom piżamy, czując przyspieszający puls serca z chwilą, kiedy wyobraził sobie półnagą Yumi. Stała od niego zaledwie kilka kroków, a jedyną przeszkodą między nimi były nie granice przez nią stawiane, ale przedmiot utrzymujący w ryzach resztki konwenansów. Już teraz Amycus wiedział, że dzisiejszego wieczoru zrobi Krukonce niespodziankę i na samą myśl o dopracowaniu szczegółów podczas nadchodzącego dnia poczuł znajomy dreszcz na wysokości karku. Próbował przeanalizować dokładnie słowa wypowiadane przez nią, uwzględniając między innymi utratę świadomości podczas snu i możliwość wypowiadania głęboko zakorzenionych informacji podczas płytszej fazy. Za nic w świecie nie uwierzyłby w pojawienie się swoich łez oraz wzruszenia, ponieważ przez całe swoje życie nie pamiętał okresu, w którym uroniłby chociaż jedną kroplę. Oczywiście kilka tygodni temu oglądał z Alecto albumy ze zdjęciami, gdzie wyglądali jeszcze na normalne dzieci. Prawdą jednak było, że błyski w oczach Amycusa były jedynie przejawem ciekawości i fascynacji światem. Wszelka troska i czułość została przeniesiona na bliźniaczkę, przez co chłopak zablokował w sobie dostęp do poszczególnych szufladek związane z inteligencją emocjonalną. Bez słowa, a z kamienną twarzą podszedł do niej kiedy równo składała swoje ubrania, tak bardzo dbając o skarpetki. Kiedy schylała się do torby, mogła usłyszeć odgłos stawianych kroków, kiedy podeszwy przesunęły się po podłodze pozbawionej dywanu. Ośmieliła się w końcu skrzyżować z nim spojrzenia, co wykorzystał zbliżając się do niej na odległość zaledwie kroku. Nie czekając na jej reakcję położył bezwiednie dłonie na talii i przysunął dziewczynę ku sobie, pochylając nieznacznie podbródek w dół, aby mogła zatopić się w głębi jego spojrzenia. – Już niedługo mój strach zniknie, kiedy będę miał cię przy swoim boku. – Śmiertelna powaga z jaką wypowiedział te słowa sprawiały, że dziewczyna nie mogła posiadać chociaż krztyny wątpliwości. Wcale nie tak oczywistym było stwierdzić, czy nabija się z niej ciągnąć inteligentnie rozpoczętą przez nią grę, wprowadzając własne zasady i reguły czy też postanowił podzielić się z nią myślami płynącymi prosto z serca. Musiała się zdecydować na coś konkretnego, szczególnie że dodał po dwóch sekundach: - Gdy się przeprowadzisz, nie będę musiał się martwić, że śpię sam. Po czym mentalnie przeklnął, stwierdziwszy iż słowa „nigdy nie śpię sam” wywołałyby u niej zdecydowanie mocniejszą reakcję niż te, które wybrał. Nie pozwolił sobie na uchylenie maski, czekając.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:50 | |
| Z ukrywaną satysfakcją obserwowała jego reakcję. Uwierzył jej! Sukces, uwierzył, że nie ośmieliłaby się kłamać. Zabawne, bardzo miło było oglądać pewne zmieszanie i dezorientację, gdy wyjęła z jego przeszłości dwie sceny. Każde dziecko na świecie miało kiedyś stłuczone kolano - to normalne, że potem miało siniaka i w większości wołało mamę o pomoc. Mama była wtedy największym bohaterem, a jej buziaki i plastry były najlepszym antidotum. Kloris poznała ze zdjęcia, a skoro nie ma psa w rezydencji, musiała albo umrzeć ze starości albo zginąć w jakimś niefortunnym wypadku. Kilka wniosków, które mogła wykorzystać przeciwko Amycusowi, który dzisiejszego dnia wyjątkowo postanowił jej dokuczać. Nie mogła wybaczyć mu i puścić płazem paradowanie pół nago ani reakcję na agresywną i krwiożerczą poduszkę. Sam Merlin wie ile sił kosztowało Yumi utrzymać całkiem obojętno-poważny wyraz twarzy, gdy napotkała grobową minę Amycusa. Nawet nie podejrzewał jej o żarty. Dopóki nie domyśli się, że trochę oszukuje, postanowiła raz na jakiś czas odwdzięczyć się i zabawić jego kosztem. Nawet jeśli są to tylko drobne żarciki i naginanie prawdy. Uśmiechała się za parawanem. Dokładnie wiedziała co robi. Zdążyła z ciężkim sercem zauważyć, że jeśli chodzi o fizyczny kontakt nie jest mu to zupełnie obojętne. Panikowała trochę z tą świadomością, lecz uznała, że to przecież normalne na świecie, że jeden człowiek potrzebuje bliskości drugiego. Nie sądziła nigdy, że będzie kogokolwiek przyciągać, lecz skoro Amycus wydał się ze swoim żądaniem dotyku, mogła pozwolić sobie na odrobinę wyprowadzania go z równowagi. Chociaż lekceważył wszystkie zasady i etykiety dotyczące egzystencji przedmałżeńskiej, była wręcz pewna, że nie ośmieli się zabić parawanu wtedy, gdy ona z niego korzysta. Nie czuła wyrzutów sumienia z powodu swojego zachowania, nawet przewidywała małe zemsty z jego strony, lecz nie mogła sobie odmówić sprawdzenia czy aby nie pomyliła się w swoich opiniach i analizach. Nie wmawiała mu, że płakał, bo to wydawałoby się zbyt podejrzane. Nie wyobrażała sobie Amycusowych łez, a znając go i jego deficyty, wykluczyła możliwość rzewnego płakania nawet podczas snu. Z drugiej strony każde dziecko płacze, szczególnie po utracie pupila. Nawet Yumi umarłaby kilkakrotnie, gdyby jej jeżyk zestarzał się i zdechł. Porzuciła rozważanie istnienia łez w życiu Carrowa, uznając, że to niemożliwe, aby nawet jako małe dziecię płakał. Urodził się przecież dorosły i poważny, takie odnosiła wrażenie odkąd go poznała. Czyli już jakieś osiem lat mija. Gdy wychodziła zza parawanu, z satysfakcją zauważyła, że stał przy kominku, czyli daleko od parawanu i jej torby. Nie mogła wyczytać z jego kamiennej twarzy czy w ogóle zauważył jak powoli przebierała się oraz czy liczył kolejność zmiany ubrań. Do przewidzenia była jej reakcja, gdy usłyszała zbliżające się kroki. Wyprostowała się i zerknęła na Amycusa wyzywająco i ostrzegawczo. Na nic to się nie zdało. Nie zdążyła zasunąć suwaka torby, a po raz tysięczny przełamał granice przyzwoitości, manier, etykiety i pożycia przedmałżeńskiego a także jej zasady bliskości. Powinna być już do tego przyzwyczajona i z szokiem zauważyła, że nie jest już tak wściekła jak na początku, na przykład w bibliotece miesiąc temu. Nie wykluczało to jednak niezadowolonego spojrzenia jakie mu posłała, gdy tylko podniósł ręce układając je po jej bokach w pasie. Wydał się, że widział dokładnie jak bawiła się za parawanem! Inaczej nie podszedłby ot tak po tym, jak mu groziła i szantażowała go kopnięciem w krocze. Zmusił ją do postąpienia małego kroczku, przez który dotykali się niemal brzuchami. Była tego aż za bardzo świadoma, więc położyła swoje dłonie na jego rękach i powoli je zdjęła z talii. Ruch stanowczy i zdecydowany, choć na próżno było doszukiwać się w jej oczach wściekłości, której miał okazję doświadczyć miesiąc temu. Samo niezadowolenie i irytacja, a to już jest zauważalny odrobinę postęp. Zdziwiła się, że przyznał się do strachu, który wszak mu wmawiała. - Rozumiem. Gdy będę u twojego boku, adoptujemy drugiego psa. Nie będziesz musiał się bać. Obiecuję.- posłała mu uroczysty i szczery uśmieszek, unosząc kącik ust. Udawała, że nie dostrzega jego aluzji tego, co będzie działo się po ślubie. Do tego czasu wiele będzie musiało zmienić się. Widziała z jaką powagą wypowiadał słowa i przez chwilę nie była pewna czy ją przejrzał czy mówi z głębi serca. Postanowiła więc ani z tego nie kpić ani też nie traktować tego dosłownie. Pośredni wybór, aby nie zwariować przy nim. I o dziwo, jeszcze stała przy nim mimo, że pozbyła się jego rąk ze swojego ciała. To też trzeba koniecznie zarejestrować, że nie uciekła od razu. - Nie martw się Amycusie na zapas. Zadbam, żebyś po mojej przeprowadzce miał nową Kloris. Sama ją wybiorę, znajdę i przyniosę tobie. Obiecuję.- powiedziała to również śmiertelnie poważnie, całkowicie ignorując aluzje. Stojąc tak, jak stała, czyli nadzwyczaj blisko, schyliła się w bok i sięgnęła po swoją torbę. Posłała pogodny uśmiech Amycusowi i głośno zasunęła torbę, a potem odłożyła ją na łóżko. Wyminęła Amycusa lekkim krokiem i sięgnęła po swoje sandałki. Usiadła na pościeli i powoli zakładała buty informując, że postanowiła przewietrzyć się. Z jej ust nie schodził dziwny uśmiech, gdy zapinała pasek obuwia. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:50 | |
| Powoli uczył się Yumi, dostrzegając że nie uda się zrobić kilku wielkich kroków w celu dobrnięcia do sedna. Stawiał więc odpowiednio drobne posunięcia, zachęcany tymi niewielkimi gestami z jej strony. Sam fakt, że odważyła się przebrać przy nim w jednym pomieszczeniu dawał mu jasny sygnał, że trauma dzisiejszego poranka została zażegnana. Oczywiście brał pod uwagę nawroty, jednak nie widział w tym nic dziwnego. Nie spierał się z nią kiedy zepchnęła ręce i patrzyła buńczucznie w jego oczy, twardo przeciwstawiając się jego dumie i pewności siebie. Jako jedna z nielicznych przymała gardę wysoko podniesioną, dając i zabierając niczym profesjonalna kokietka. Gdzieś w głębi ducha pojawiła się myśl, że Yumi nie do końca uświadomiła sobie jak można odebrać jej dwuznaczne zachowanie. I chociaż daleko było jej do prawdziwej amantki, miała w sobie całkiem spory potencjał. Za punkt honoru postawił sobie Amycus wydobycie z niej tych przejawów seksapilu, w miarę jak będzie dojrzewać i dorastać. Tkał dalej pajęczą sieć dookoła Yumi, która wydawała się uwierzyć we wszystko co mówił. Nie zastanawiała się ewentualną niezgodnością jego słów z odczuciami, przyznając się do strachu czy uczucia pustki. Wiedział, że dziewczyna teraz starała się coś ugrać – nie był jednak pewien o co dokładniej jej chodziło, więc subtelnie odbijał piłeczkę w jej stronę. Pokiwał powoli głową gdy uśmiechała się tak uroczo i słodko, przesuwając spojrzenie na niewielkie dołeczki jakie współgrały z lekko błyszczącymi oczyma. Był pewien, że dotrzyma swojej obietnicy i za jakieś trzy lata po świeżo wybudowanej posiadłości będzie biegał zawszony czworonóg. – Druga Kloris nie jest dobrym pomysłem, nie lubiła mnie. – Oczywiście i on naginał prawdę, przedstawiając tylko te fragmenty, dzięki którym Krukonka widziała w nim bardziej ludzkiego osobnika. Pies był symbolem rodziny, lojalności i daleko posuniętej solidarności, przez co postanowił przedstawić się jako ofiara. Oczywiście ryzykował, że parsknie śmiechem i stwierdzi iż miał w sobie coś odpychającego, że nawet pies to wyczuł. Odczekał aż zasunęła torbę i usiadła na krawędzi łóżka, pozwalając sobie na podejście do zdjęcia gdzie stał czteroletni uśmiechnięty Amycus w towarzystwie merdającego psa. Podniósł prawą rękę unosząc ramkę, lewą dłoń chowając w kieszeni spodni. Wypuścił ostrożnie powietrze z lekko rozchylonych ust, dostrzegając iż czworonożny przyjaciel porusza się w zapętlonej chwili. Miała piękną sierść, która lśniła pod wpływem wiosennego słońca. Smukły pysk i trochę zbyt mały nos, który był niemal zawsze wilgotny. Amycus wiedział, że ten narząd zmysłu pozwala sprawdzić stan zdrowia psa oraz temperaturę jego ciała. Myślami jednak odbiegł do swojej tajemnej piwniczki, gdzie przyglądał się skomleniom poczciwej psiny blisko dziesięć lat temu. Bez słowa odłożył zdjęcie na półkę, zachowując informację o przyczynie śmierci psa dla siebie. - Zejdziesz na obiad? - Zagadnął, całkowicie zmieniając temat rozmowy.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:51 | |
| Nie była świadoma, że jej zachowanie mogłoby zostać dwuznacznie zinterpretowane. Była z Carrowem, który złamał dzisiaj wszystkie zasady, a więc z czystym sumieniem chciała odwdzięczyć mu się, wykorzystując do tego parawan. Przy innej osobie bądź przy świadkach nie odważyłaby się na taki krok. Amycus świadomie bądź nie dodawał jej sił i odwagi, jednocześnie jej to odbierając. Paradoksalnie wpływał na nią, więc wykorzystywała, gdy tylko czuła, że ma w sobie wystarczająco dużo sił na bycie weselszą. Póki co załamanie nerwowe zostało wyparte. Derek został całkowicie wymazany z jej myśli. Nie wiedziała jak długo uda się jej to utrzymać z dala od siebie i kiedy to wróci, lecz pozwoliła sobie chociaż na chwilę o tym zapomnieć. I o plamach na kołnierzyku również. Zachowując się tak dwuznacznie, o czym nie wiedziała, chciała dopiec Amycusowi i pokazać mu co ona czuje, gdy on próbuje zarzucać swą sieć. Problem tkwił w tym, że ukrywał swoje reakcje, przedstawiając je dopiero po paru chwilach w gestach, a nie w mimice. Motywował ją do dalszego wymyślania psot i testowania ich na nim, aby wydobyć z niego jak najwięcej reakcji, by móc później nazwać trawiące go imitacje uczuć. - Jestem pewna, że jeśli tylko pozwolisz się jej przytulić, obślinić, pobrudzić i szczekać, pokocha ciebie od pierwszego wejrzenia. - odparła, zdając sobie po chwili sprawę, że użyła słowa "pokochać". Przez chwilę sprawdzała posmak tego słowa w odniesieniu do Carrowa. Zahamowała swoje myśli w odpowiednim momencie, aby nie dojść do dziwnych konkluzji. Za dużo przy nim myślała, niebawem przejmie jego zdolność do analizowania każdego wypowiedzianego słowa. A wtedy będą zabawnie dobranym i nieznośnym małżeństwem. Nie roześmiała się, tylko uśmiechnęła, bo chociaż Amycus był trudnym człowiekiem i zwierzęta potrafiły to wyczuć, nie zakładała z góry przegranej. Jeśli postarałby się, nawet pies zdoła go zaakceptować. Zapięła oba paski butów ryzykując opalenie stóp w kratkę i wstała. Przeczesała palcami włosy kilka razy, aby potem zgarnąć je za uszy i pozbyć się ich z czoła. Podeszła do łóżka i sięgnęła po jeżyka, kładąc go sobie na ramieniu. Pogłaskała zwierzątko po kolcach i uśmiechnęła się doń czule. - Myślę, że to jest dobry pomysł. - pokiwała głową chłopakowi przypominając sobie, że nie jadła śniadania. Choć żołądek pobolewał od nadmiaru stresu wiedziała, że musi coś zjeść, aby mieć siły na resztę wieczoru. Podeszła do biurka Amycusa i poprawiła dwie różyczki, aby nie wpadały na siebie i nie blokowały swojego rozkwitu. - Nie jestem chyba w stanie rozmawiać z twoimi rodzicami i moim ojcem. Jeśli nie masz nic przeciwko, poproszę Gruzdka o podanie posiłku w altanie. - powiedziała poważnie. W jej głosie dało się wyczuć drganie pewnych nutek, gdy wymawiała te słowa. Posłała kolejny słodziutki uśmiech do Amycusa i wyminęła go, wychodząc z pokoju. Tam na chwilę zatrzymała się gwałtowniej niżby chciała, czymś skołowana. Zmusiła się do wzięcia głębszego wdechu i przeszła przez korytarz. Doszła do schodów i zanim postawiła na nich stopy, położyła dłoń na poręczy i nie odrywając jej od chłodnego drewna, zeszła do salonu. Niestety natknęła się na kogoś, mianowicie na swojego ojca zaskoczonego, że dolegliwości żołądkowe już minęły. Dosyć oschle wymieniła z nim parę słów, a potem go wyminęła i czmychnęła na świeże powietrze. Odnalazła Gruzdka, porozmawiała z nim na temat podania posiłku i zanim miało to się stać, umyślnie zgubiła się w ogrodzie. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 13:51 | |
| Przypatrywał się jej z lekkim sceptycyzmem wymalowanym na twarzy, zmieniający tylko nieznacznie ułożenie mięśni mimicznych. W jakiś nieznany mu sposób, zwierzęta wyczuwały chłód spozierający z jego osoby, uciekając czym prędzej. Wspomniany wcześniej pies nie miał tyle szczęścia, aby ukryć się przed chłopcem odkrywającym dopiero swoje okrutne zapędy. Właściwie była jego pierwszą ofiarą, dzięki czemu postanowił zachować właśnie to konkretne zdjęcie na swoim kominku. Oczywiście dla reszty domowników był to jeden z elementów, dzięki którym Amycus lepiej dostosowywał się do norm społecznych. Posiadanie psa wiązało się z emocjonalnym przywiązaniem, stąd też krótka droga do stwierdzenia, że chłopak jest jak najzupełniej w świecie.. normalny. Yumi dała się zwieść również pozorom, co zarejestrował z nieskazitelną prostotą. Odsunął się od kominka, wzruszając lekko ramionami na tą całą wyliczankę, cóż powinien uczynić, aby przekonać do siebie zwierzę. – Może w przyszłości. – Skwitował do czwartoklasistki, przypominając sobie jej wczorajszy ubiór. Sukienka jaką miała na sobie była skromna, jednak zarówno materiał, fason jak i makijaż podkreślały pojawiające się oznaki dojrzewania. Odsunął od siebie te myśli, ponieważ szybko nadeszła sylwetka Alecto. Wolał teraz nie zastanawiać się nad przyczynami podjętej przez siostrę decyzji.
Amycus wyszedł nieco później ze swojej sypialni, zabierając po drodze pobrudzoną koszulę. Oddał ją w ręce drugiego skrzata domowego, pozwalając sobie na wypełnienie reszty dnia wedle własnych kaprysów. Pod wieczór dowiedział się bez ostrzeżenia, że panienka Merberet opuściła posiadłość wykręcając się złym samopoczuciem.
Zmiana tematu oboje
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:00 | |
| Dwa dni po zaręczynach...
Nie chciała przyznawać się sama przed sobą, że jednak coś jej dotkliwie dokuczało. Efekt głupiego nieumyślnego zaklęcia ojca. Przecież mogła pozbyć się sińca i spędzić resztę dnia ucząc się grać na fortepianie, a głupio i dumnie wybrała udawanie, że nie stało się nic. Yumi nienawidziła sieci Fiuu. Wolała już teleportację, której zasmakowała dzięki Amycusowi. Zielony dym nieładnie pachniał, odrzucał ją, brudził jej ubrania i skórę, poza tym trzęsło... umacniając barwę siniaków. Gdy pojawiła się w kominku w posiadłości Carrowów, miała problem, aby wyjść z niego. Zmusiła się do postąpienia paru kroków i automatycznie oparła się o zimną ścianę tuż obok kominka. To nie był dobry pomysł, żałowała tego. Bardzo żałowała, wykrzywiona bólem i pieczeniem sińców. Nawet nie zauważyła, że obrazy podniosły alarm, jakby była nie wiadomo jak groźnym włamywaczem. Sięgnęła ręką do swoich trochę odsłoniętych pleców i dotknęła ich lekko, krzywiąc się przy tym. Skóra zapiekła przetarta po teleportacji. Przez chwilę rozważała zatrudnienie owego masażysty na parę godzin, doskonale zdając sobie sprawę kogo Amycus ma na myśli. Na pewno nie skrzata. Przylgnęła plecami do zimnej ściany, chłonąc jej zbawienny chłód. Uśmierzał trochę pieczenie. Yumi była w stanie stać tak w nieskończoność, odkrywając w sobie nagłą sympatię do akurat tego pokoju i do tej konkretnej ściany. Zabierała miejsca wiszącemu nad jej głową obrazowi, wyraźnie tym oburzonemu. Zmarszczyła brwi słysząc głośny rozkaz Amycusa nakazujący uciszenie się. Odetchnęła z pewną ulgą, gdy gwar ucichł robiąc miejsca pulsowaniu w jej plecach. I dlaczego nie poprosiła o wyleczenie tego przed teleportacją...? - Nic. Nie. Mów. - mruknęła ostrzegawczo do Amycusa, nie chcąc słyszeć jego "a nie mówiłem?". Oderwała się od ściany, żegnając ją z żalem, lecz nie odeszła za daleko, opierając się teraz ręką o płytę kominka. Zamknęła powoli oczy i próbowała nastawić się psychicznie na wycieczkę po domu z obolałymi dokuczliwymi plecami. Czuła na sobie rozbawiony wzrok chłopaka, więc na niego spojrzała. Oczywiście, że śmiał się z niej, oferując czystą złośliwość. - Bardzo podoba mi się ta ściana. Ma ładne cegiełki, jest chłodna i miła w dotyku. Chętnie tutaj zostanę i poprzytulam się do niej. - zakomunikowała Amycusowi, posyłając mu pełne obrazy dziecięce spojrzenie, gdy tak słodko uśmiechał się. Właśnie komplementowała ściany jego domu... rwanie na karku i w dole pleców było nader dokuczliwe. Może masażysta nie był takim złym pomysłem? Ze smutkiem stwierdziła, że nie jej masażysta zapewne nie zaprzestanie na masowaniu mięśni na barkach. Rozmarzyła się przez chwilę wyobrażając sobie jak ucieka z niej całe napięcie... a potem powróciła do brutalnej rzeczywistości i próbowała wyprostować się. Zamknęła oczy tuszując ból. Nie dobiegnie do drzwi, to śmieszne. Może do wieczora do nich dojdzie, jeśli skończy przytulanie ściany. - Nie sądzisz, że to bardzo ładna ściana? - zagadnęła, czule przesuwając palcami po marmurze, do którego odrobinę przesunęła się. Starała się ignorować szepty obrazów, których było dwukrotnie więcej tutaj niż w jej domu. Poza tym jej namalowani przodkowie poleciliby jej masę środków, maści, eliksirów leczniczych czy okładów z kałamarnicy ze szkolnego jeziorka. - Nie uśmiechaj się tak, to nie jest śmieszne. - mruknęła wciąż śmiesznie obrażona. Wyglądała jak mały dzieciak śmiertelnie dotknięty zabranym lizakiem. Po raz kolejny zastanowiła się, dlaczego na gacie Merlina, postanowiła ot tak uderzyć się o ścianę? Szkoda, że nie spadła wtedy na materac. Może na wszelki wypadek namówi lokaja o zamontowanie miękkiego obicia przy ścianach? Myśli Yumi były absurdalne i ironicznie. Śmiałaby się z samej siebie, gdyby nie ten duży siniak na barku. Bała poruszyć się ramieniem, a teleportacja przez sieć Fiuu tylko jej dodatkowo dopiekła. Miała za swoje, miała nauczkę za swoją dumę. Okazało się zatem, że "nic wielkiego", było bardzo duże. Nie miała bladego pojęcia w jaki sposób przetransportuje siebie gdzieś dalej, wgłąb mieszkania, na przykład do pomieszczenia posiadającego fortepian - powód, dla którego tu przybyła. Może jednak masażysta nie był takim złym pomysłem?
Ostatnio zmieniony przez Yumi Merberet dnia Sro 06 Sie 2014, 15:01, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:00 | |
| Nieśpiesznie skrzyżował ręce na klatce piersiowej, bez mrugnięcia okiem obserwując jak dziewczyna próbuje zmniejszyć swój ból przylegając do chłodnej ściany. Obrzucił marmur obojętnym spojrzeniem, nie doceniając aż tak wielkiej wagi, jaką widziała Yumi. Według niego była to zwykła ściana, której nie należało wielbić czy zachwycać się nią przez pół dnia. Krukonka zdawała się być jednak do niej niezwykle przywiązana, okazując uczucia zupełnie nie pasujące do przedmiotu martwego. Więcej dobrego zdziałałaby kierując je w inną stronę, na przykład stojącego przed nią Carrowa, chętnego do ulżenia w cierpieniu. Nawet nie drgnął, aby wesprzeć ją swoim ramieniem w próbach przemieszczenia się chociażby o dwa kroki w bok. Z tej perspektywy mógł przyjrzeć się nieco dokładniej przetartej skórze na plecach, jednak nie skorzystał z tej możliwości, podnosząc wzrok w kierunku oburzonego obrazu dalszego wuja od strony matki. Prawdą było, że to właśnie po kądzieli jego rodzina była silniejsza i czystsza, zważywszy na szlacheckie pochodzenie rodu Raven, z którą przypadkowo połączył się Alexander Carrow. Na krótki moment Amycus pobiegł swoimi myślami w kierunku niefortunnego romansu, zdawać by się mogło – jednodniowego, którego owocem były narodziny bliźniąt. Ów persona burczała pod krzaczastymi wąsiskami, próbując opanować ciężki oddech przepełniony oburzeniem postawą obu młodych ludzi. Zamknęła w końcu powieki, po raz kolejny przywołując barwne epitety na temat .. ściany. Zirytowany jej dziecinnym zachowaniem posłał jej surowe spojrzenie, odwracając się przodem. Żaden z obecnych w salonie portretów nie podszedłby do niej z czułością i troską, kiedy wtargnęła bez zapowiedzi do ich siedziby! Może z czasem, kilka osób dostrzegłoby cierpienie wymalowane na młodej twarzy i skruszone podzieliło się złotymi radami. Na razie skazana była na troskę Amycusa, który nie miał ochoty odgrywać czułego tatusia. – To jest piekielnie zabawne, Yumi. – Sprostował jej wypowiedź, a mięśnie stopniowo ukazywały kpiący uśmieszek. Przeniósł ciężar ciała na lewą stronę, po czym zerknął w stronę wyeksponowanego portretu Ahibalda Carrowa, patrzącego na wnuka ponurym i podejrzliwym wzrokiem wygłodniałego szakala. Przez krótki moment krzyżowali ze sobą spojrzenia, po czym chłopak ruszył nieśpiesznym krokiem w kierunku progu prowadzącego do schodów. Zatrzymał się po zaledwie pięciu przytłumionych na dywanie krokach, odwracając się przodem do Yumi, rozluźniając ręce. – Twoja duma kiedyś ciebie zabije, Yumi Merberet. Masochistyczne zapędy to coś innego niż głupota, przez którą pogłębiasz swoje rany i zmuszasz organizm do wysiłku, łamiąc wszelkie granice wytrzymałości. – Przesunął opuszkami palców po lewym rękawku koszuli, pozbywając się resztek zielonego pyłu, którego wcześniej nie zauważył. – Ja mam czas, aby spędzić tutaj nawet kilka godzin dopóki nie zdecydujesz się uznać słabość swojego ciała i poniżyć się po to, aby w całej swojej łaskawości poprosić mnie o pomoc. – I chociaż głos Ślizgona był poważny, dla lepszego zrozumienia wcisnął między poszczególne głoski nutki ironii oraz irytacji, która krążyła gdzieś pod powierzchnią jego ciała. Drzemiąca w słodkim śnie zwiększała przepływ krwi w żyłach, nadając jego zachowaniu większej agresywności i surowości. Wypuścił spokojnie nagromadzone powietrze z płuc, utrzymując ten stan niezmieniony. Wolał czuć tę słodycz niż … nic. Przedstawił brunetce dość niewygodny opis tego, w jaki sposób odbiera jej zachowanie i przejawy dumy. Prowokował ją do tego, aby powiedziała co naprawdę czuje i dlaczego zachowuje się jak niedorozwinięte dziecko.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:04 | |
| Amycus może i widział komizm sytuacji, lecz poczucia humoru nie miał ni krztyny. Yu starała się zarzucić wokół nich luźną atmosferę, bezpowrotnie utraconą w jej sypialni, gdy powstrzymała oczekiwany wybuch śmiechu. Mając tak sztywną publiczność, mając na myśli tutaj włącznie z obrazami, wolała komplementować ścianę niż znosić gburowatość. Śmianie się z kogoś nie jest poczuciem humoru, tylko po prostu złośliwością. Ściana przynajmniej nie miała na celu poniżenia jej przy malowidłach, oferując swój chłód. W przeciwieństwie do niego starała się utrzymać dobry nastrój, skoro bolą ją wszystkie mięśnie, poważnie nadszarpnięte przez teleportację Fiuu. On znowuż wszystko traktował śmiertelnie poważnie, po raz pierwszy wysuwając w jej kierunku prawdziwą krytykę. Nie chciała litości od zarozumiałych malowideł. Nie lubiła ich za samo aroganckie spojrzenie. Była nową twarzą, cóż z tego, że czystokrwistą, skoro i tak odczuwała niechęć, nie mogąc odwzajemnić się tym samym bez szwanku na imieniu. Posłała mu mordercze spojrzenie, gdy dalej z niej kpił. Nie wierzyła w to, co mówi po raz kolejny nazywając brutalnie rzeczy po imieniu. Yumi nawet nie miała sił pozbyć się z policzka i sukni niewielkich pyłów zielonego piachu. Zacisnęła mocno zęby wpatrując się w Carrowa nienawistnie. Na chwilę obecną nie żywiła do niego żadnych ciekawych, pozytywnych uczuć. Wyprostowała się i wściekła na swoje obolałe plecy i ramiona, całkiem sztywno wyszła z salonu na schody. Przynajmniej tutaj nie było przysłuchujących się obrazów. Wyminęła Carrowa zaciskając mocno pięści i zeszła ten jeden stopień. Oparła się o poręcz wiedząc, że chłopak przygląda się jej bardzo dokładnie. - Tak, jestem dumna i głupia, zadowolony? - zapytała lodowatym tonem, wypuszczając powietrze przez zaciśnięte zęby. Zastanawiała się czy dobrym pomysłem był przyjazd tutaj, skoro miała teraz rozbawionego Carrowa. - Będziesz tak łaskaw mi pomóc w usunięciu siniaków? - drugie pytanie bardzo chłodne. Patrzyła na niego spode łba i dawała pokaz zimnej obojętności w odwecie na jego kpiny. Dostanie to, czego chce, skoro zmusił ją do przyznania, że czuje się fatalnie po teleportacji. Ukryła palący wstyd za lodowatym spojrzeniem ciemnobrązowych źrenic. Wiedziała, że nie dotrwa do ostatniego stopnia. Akurat teraz zastanowiła się, dlaczego w każdej większej rezydencji są piętra i tyle schodów? Zacisnęła mocniej palce na poręczy i oddychała powoli przez zaciśnięte zęby. Zirytowana poszeptywaniami obrazów, stała sztywno na schodku niżej i patrzyła na Carrowa spode łba. Nie uciekała wzrokiem jak spodziewałby się z jej strony po przyznaniu się do swojej zbyt dużej dumy i przecenionej wiary we własne siły. Chciała, aby odczuł chłód jaki słała pod jego adresem. Niszczył jej zasadę, aby przetrwać wszystko, cokolwiek by to nie było. Domyślała się, że na upartego weszłaby po schodach. Nie wiedziała tylko co stałoby się, gdyby już się tam znalazła. Mdlenie w obecności Amycusa nie należało do najlepszej możliwości ucieczki od palącego wstydu. Znajome ssanie w żołądku jeszcze bardziej ją zirytowało. Nie lubiła takich sytuacji, w których nie mogła odparować, musząc przyznawać się do swoich słabości. Chyba nikt z ludzi nie lubił tego robić, jednak Yumi przeczuwała, że dalsze udawanie przy Amycusie nie miało sensu. Wiedział i tak swoje, więc najprostszym wyjściem jest to, czego chciał. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:04 | |
| Nie przesunął się nawet milimetr, aby dać dziewczynie trochę więcej bezpiecznej przestrzeni na przemieszczenie się do głównego korytarza prowadzącego na schody. Pomieszczenia sypialniane znajdowały się głównie na górze ze względów czysto praktycznych, aby podczas uroczystości nikt z niepowołanych nie zwiedzał posiadłości z intymnych sypialni gospodarzy. W przeciwieństwie do Yumi, doskonale rozumiał tę zasadę i pochwalał ją z całą żarliwością, na jaką mógł sobie pozwolić. Lodowato-oschłe spojrzenie nie zniechęciło go do przystąpienia do niej o krok, przygotowując na ostre furknięcie i sprowadzenie go do mentalnego parteru. Młody Carrow podniósł nieznacznie podbródek i zmrużył powieki, aby wyostrzyć spojrzenie i dostrzec oznaki czystej nienawiści w rysach twarzy brunetki. I mimo całej niechęci, jaką kierowała w jego stronę – podeszła do schodów po to, aby udać się do sypialni i oddać bez reszty muzyce. Przewrotność ludzkiej natury wciąż go zadziwiała, a próba przeanalizowania w mechaniczny sposób zachowania Yumi była odgórnie skazana na porażkę. Musiał nauczyć spoglądać na nią w całościowy sposób, dodając poszczególne elementy układanki z należytą precyzją i zaangażowaniem przekraczającym dotychczasowe możliwości Amycusa. Dziewczyna nie doczekała się odpowiedzi zarówno na pierwsze, jak i na drugie pytanie, które zadała pod wpływem silnych emocji. Nie znała powodów milczenia, przekonana o jego złośliwości i kpiących uśmieszkach, mających sprawić mu przyjemność podczas poniżania jej i wymuszania tak przykrych słów. Mrugnąwszy powiekami, otworzył je szerzej i podniósł prawą dłoń, aby zręcznym i szybkim ruchem zetrzeć z jej policzka pozostałości po teleportacyjnym proszku. Skupiając się na tym geście dał jej kilka sekund na ochłonięcie od jego natarczywego spojrzenia, którym wrócił już po chwili. Postawiwszy dłoń na poręczy, oparł się o nią plecami i wyprostował drugie ramię, kierując otwartą dłoń w stronę kuchni. – Lubię, gdy się złościsz. – Skwitował zupełnie nieadekwatnie do sytuacji w jakiej ją postawił, zdejmując stopę postawioną na pierwszym stopniu schodów i cofnął się w stronę wskazanego wcześniej pomieszczenia. – Nie narażę cię na podróż po kolejnych schodach, więc chodź do kuchni. – Gdzieś w międzyczasie przemknęło mu przez myśl udanie się do łazienki, które było bardziej adekwatne do zaklęć leczniczych. Szybko skreślił ten pomysł, mając na uwadze uważne spojrzenia obrazków, które nie mogąc usłyszeć dokładnie treści ich rozmowy, przetransportowały się w większości do krajobrazu rozwieszonego w holu głównym. Na korytarzu bowiem powstał raban portretów, które wyganiały nieproszonych gości. Amycus spojrzał w stronę swojej ciotki okładającej nieprzyzwoicie laską starszego pra-prawuja od strony matki. Nie czekając więc na reakcję Yumi sięgnął bezczelnie po jej rękę i mało delikatnie pociągnął ją w swoją stronę, asekurując w razie utraty chociażby chwilowej równowagi. Nauczony poprzez doświadczenia celowo dążył do krótkich chwil, w których mógł trzymać ją w swoich ramionach bądź dotykać, próbując wzbudzić w niej potrzebę przebywania tuż obok. Podczas największych emocji dochodzi do czynów, nad którymi się do końca nie panuje. I nawet jeśli miałby otrzymać uderzenie w ramię czy nawet polik, podjął już decyzję, delikatnie popychając Yumi do przodu. Stał tuż za jej plecami, więc jeśli nie chciała ocierać się co chwila o jego bark i klatkę piersiową, musiała iść w stronę kuchni. Dodatkowo popędzał ją nie werbalnie, ale dłonią która dwukrotnie musnęła jej talię informując o niebezpiecznej wręcz bliskości jaka między nimi powstanie, jeśli dziewczyna postanowi wyrwać się lub przystanąć.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:04 | |
| Carrow przechodził samego siebie. Najpierw próbował ją rozbawić, następnie doprowadził ją do szewskiej pasji, a teraz najwidoczniej obrał sobie za cel otrzymania darmowego spoliczkowania. To, że podszedł pokonując odległość między nimi, kiedy była w stanie lodowatym nie było zaskoczeniem. Carrow nie przejmował się dokładnie niczym, a już w szczególności jej chłodnym spojrzeniem. Nigdy nie szanował tego, że na przykład w obecnej chwili nie powinien zbliżać się bardziej niż to konieczne. Patrzyła nań zezłoszczona, że nawet na jej niechęć nie postanawia poprawnie zareagować. Miał popsuty system samozachowawczy, o czym dowiadywała się na każdym kroku. Musiała dobrnąć do końca. Nie wypadało, aby odwróciła się na pięcie i w jeszcze gorszym stanie weszła do kominka, wracając do domu. Nie uśmiechała się na tę myśl, co nie oznaczało, że nie bardzo chciała teraz towarzystwa Amycusa. Zachował się pięknie pomagając w zamknięciu bogina w szafie, jednak jego dalsze zachowanie przechodziło najśmielsze oczekiwania. Żywiła nadzieję, że muzyka złagodzi jej nastrój i pozwoli zaczerpnąć z tego spotkania odrobinę przyjemności. Nie wierzyła, że ośmielił się podnieść rękę w niewiadomym powodzie, aby dotknąć jej policzka. Odruchowo drgnęła wyczuwszy znajomy ciepły prąd wysłany z koniuszków jego palców. Dopiero po czasie dostrzegła, że ścierał zielone ziarna piachu z jej twarzy. Zaraz po tym jak zabrał rękę, otarła wierzchem dłoni polik upewniając się, że nie ma tam więcej zieleni. Tylko i wyłącznie ta zieleń zapewniła mu bezpieczeństwo przed fizycznym przypomnieniem jak powinien zachowywać się w stosunku do niej. - Masz zapewnioną złość do końca dnia. - odparła zjadliwie uprzejmym tonem uradowana, że zrobi coś, co tak bardzo lubi. Złość nie planowała tak szybko przejść, gdyż z każdym słowem Carrow doprowadzał do jej nasilenia. Zaiste musiał bardzo świetnie bawić się. - Dziękuję za twoją troskę. - pełne ironii podziękowanie, chociaż w głębi serca wiwatowała, że nie musi wchodzić po schodach. Odwróciła się i napotkała co się dzieje z obrazami. Zamrugała powiekami zdumiona tym widokiem i przez chwilę osłupiała. - Oni... tak zawsze? - uniosła jedną brew spoglądając na biednego staruszka okładanego laską. To było dziwne, ale na widok tej piekielnej ciekawości i przeszkadzania sobie w ramach, Yumi rozczuliła się nad nimi. Lecz tylko na chwilę, bo złość powróciła ze zdwojoną siłą, gdy ktoś bezczelnie zabrał jej rękę. - Nie potrzebuję pomocy w chodzeniu... - próbowała zaprotestować, jednak jej ręka została po prostu skradziona, odebrana, a dziewczyna nie miała tutaj nic do powiedzenia. Nie zauważyła, gdy szła pierwsza w stronę drzwi, które miały zaprowadzić ich do kuchni. Wolała fortepian, jednak nie mogła za bardzo zaprotestować, skoro Carrow deptał jej po piętach. Zezłościła się jeszcze bardziej i odwróciła na pięcie, odwracając do Amycusa i... narażając się na bliskie spotkanie z jego torsem. Wysunęła przed siebie obie ręce, aby nie przewrócić się od lekkiego zderzenia, które w jej przypadku mogłoby zakończyć się wielkim jękiem i potrzebą natychmiastowego spotkania się z podłogą. - Hola, hola. - warknęła, zmuszając go do zatrzymania się. Przez chwilę straciła dech w piersiach mając Carrowa tak blisko siebie. Zdecydowanie zbyt blisko siebie, lecz sama na to naraziła się, przerywając ten pokraczny chód. Nie mogła iść za szybko, nie narażając sińca gdzieś w dole pleców na rozciąganie się i kurczenie powodujące dosyć dokuczliwe boleści. - Idziesz. Przodem. - nakazała mu i odsunęła się, robiąc nieduży krok w bok. Uniosła brodę, zrównawszy z chłopakiem wzrok. Nie stanie się nic złego jeśli pierwszy wejdzie do kuchni i przestanie niby to przypadkiem dotykać jej obolałych pleców. Nie zniosłaby pieczenia pleców i gorąca, które jego ciało niewątpliwie spowoduje, jeśli tylko zanadto zbliży się. Zaciskała wciąż zęby i mierzyła Amycusa chłodno, zupełnie tak, jak wita go w szkole na korytarzu. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:05 | |
| Ze znudzeniem odbijającym się w zacienionych oczach przypatrywał się jak lekko ściera ze swojego policzka pozostałości zarówno jego dotyku, jak i zielonego proszku.
Kobiece wyczucie estetyki nie pozwala ci pozostawić najmniejszego śladu po uchybieniu na cerze, a mimo to odnoszę wrażenie, że nie tylko to chciałabyś zetrzeć. Gwałtowny ruch ręki świadczył o palącej potrzebie jak najszybszego pozbycia się wszelkich śladów na twarzy. Oczywiście, mógłbym spojrzeć na to w prosty sposób i odebrać jako zautomatyzowaną reakcję odruchu twojego organizmu, ale jesteś na tyle rozwścieczona i nieprzewidywalna w tym wszystkim, że równie dobrze chciałaś pozbyć się tego niewielkiego ciepła, jakie pozostawiła moja ręka. Mógłbym użyć o wiele cięższego słowa do określenia twojego nastawienia do mojej osoby, odszukać bardziej odpowiednie emocje jakie buzują w żyłach i wywlec na wierzch, obdarzając cię do cna. Ale po co miałbym to robić? Przecież fuknęłabyś, że wkładam w twoje usta słowa, o których nawet nie pomyślałaś. I nawet jeśli byłaby to prawda, nie przyznałaby się do błędu, uparcie brnąc w swoją chorą i najwyraźniej niespełnioną w jakiś sposób dumę. Twój głos przesycony jest jadem, ilekroć otwierasz usta i próbujesz mi dopiec. Masz nadzieję, że dzięki temu sprowokujesz mnie do jakiegoś ruchu, gestu, a może nawet zachowania. Nie potrafię odnaleźć przyczyny, dla której podejmujesz te wszystkie działania, łudząc się że jest w tym jakiś większy cel, że zachowam się wedle twoich przewidywań. Równie dobrze, możesz gniewać się do wieczora, a i tak będę obserwował każdy twój gest, porównując go do poprzedniego. Zachowujesz się niedorzecznie, niczym rozpieszczona panna, której śmiałem zwrócić uwagę i wskazać, gdzie wykonałaś błąd. Użyłem ostrych słów, możliwe że dla ciebie były one zbyt brutalne i bezpośrednie, jednak nie widziałem większego sensu w układaniu ich jako łagodne prośby.
Spojrzenie, jakie utrzymywał na twarzy Yumi świadczyło o zainteresowaniu słowami, którymi go obdarzała. Nie zamierzał odpuszczać, tym bardziej przepraszać za swoje ostre słowa i zachowanie niegodne człowieka starającego się wzbudzić zainteresowanie drugiej osoby. Przerzucił w końcu spojrzenie w stronę oburzonych obrazów, które dostrzegając zainteresowanie pary zaczęły znów szeptać między sobą. Ciotka zabrała laskę i pośpiesznie poprawiła przekrzywiony kapelusik, z gracją i wyższością przypatrując się rozzłoszczonej Yumi. Wujek popatrywał na nią spode łba, ale zauważając publikę dla ich nietypowego zachowania wyprostował się i czmychnął w głąb obrazu, przenosząc się do swojej ramy. Reszta portretów dyskutowała zawzięcie między sobą, a strzępki ich rozmów dotyczyły niewłaściwego zachowania tego młodego pokolenia. – Nie. – Uciął temat obecnie jedyny żywy mieszkaniec posiadłości, ściągając brunetkę siłą ze schodów i zaczął popychać w kierunku kuchni. Początkowo nie zważał na protesty, jakie wypadały z jej krtani ani też na ciche jęki kiedy nieświadomie dotknął bolesnego punktu na plecach. Przystanął tuż za warczącą dziewczyną, przypatrując się kurwikom jakie posyłała w jego stronę. Spuścił spojrzenie na jej twarz lekko zniecierpliwiony, po czym bez słowa „przepraszam” wyminął ją i ruszył w kierunku wskazywanego wcześniej pomieszczenia.
Zapewne można uznać ciebie za jedną z tych niezdrowo wręcz upartych osób, które każdy przejaw dobrej woli odbierzesz jako atak na prywatność i intymność. Dotychczas nie miałaś okazji dotknąć kogokolwiek bez strachu przed krzywdą, bo w twoich oczach wciąż dostrzegam iskierki strachu i niepokoju. Czai się, głęboko ukryty w ruchach, kiedy podnosząc babeczkę zerkasz w moją stronę. Czy zastanawiasz się wtedy co myślę? Czy czekasz na to, aż podniosę rękę i zrobię ci krzywdę? Derek zniknął z twojego życia na najbliższy miesiąc, a ty nie potrafisz się rozluźnić wciąż w mojej obecności, jak gdyby miał wyskoczyć zza rogu i potraktować nas Cruciatusem. Nie zależy mi na tym, abyś dziękowała mi za usunięcie go chociażby tymczasowo z twojego życia. Jak sama stwierdziłaś, nigdy nie rzucisz mi się na szyję i nie podziękujesz wylewnie za jakikolwiek podarunek, czymkolwiek by on nie był. Nie powiem, byłoby to cholernie przyjemne, jeśli dostrzegłbym w twoich oczach błyski szczęścia, a nie kurwiki, które właśnie rzucasz w stronę moich pleców. Dla mnie słowo „dziękuję” nie ma najmniejszego znaczenia, a „przepraszam” to kolejne puste słowo. Nie zdajesz sobie nawet z tego sprawy, mimo że poinformowałem cię o sposobie w jaki patrzę na otaczający mnie świat. Zamiast tego, wciąż kroczysz utartymi schematami społecznymi, przekonana że w ten sposób wciśniesz mnie w ramy i nauczysz się prawidłowo interpretować poszczególne zachowania. Prawda jest taka, że nawet gdy spędzimy ze sobą kilka lat, wciąż będziesz dowiadywała się o mnie czegoś nowego i na tyle nieuzasadnionego, że stanę się nawet niebezpieczny w twoich oczach.
W kuchni spotkał zgarbionego skrzata w nędznej sukience o wypłowiałym, zielonkawym kolorze. Pisnęła przestraszona niespodziewanym trzaskiem drzwi i ukłoniła się przed Amycusem, przesuwając dłońmi po posadzce. Nie pozwolił dojść jej do słowa, a rzucił szorstko: - Wyjdź. Nikt nie ma wchodzić do kuchni. – Po czym odwrócił się i powiódł niespiesznym spojrzeniem po wnętrzu kuchni. Znajdowały się tutaj dwa aneksy kuchenne po przeciwległych stronach pomieszczenia zabudowane w literkę „U”. Jedynie środkiem można przejść do tylnych drzwi prowadzących na ogród, stukając obcasami o biło-czerwone płytki wyściełające podłogę.
Kilka dni temu opowiadałaś mi o trosce i martwieniu się o moją osobę, podczas gdy ty nie dopuszczasz do siebie takiej możliwości. Przyzwyczajona do opierania się na własnych umiejętnościach i zdolnościach, zapomniałaś jakie to uczucie, kiedy ktoś rzeczywiście chce twojego.. ogólnie pojętego dobra. Nie pozwalasz sobie na dopuszczenie myśli, że to może być przyjemne i być może dlatego próbujesz pokazać za wszelką cenę, że nie potrzebujesz od nikogo pomocy. Przez blisko pięć lat stawałaś naprzeciwko podtapiającego ciebie braciszka, pozwalając mu na podjęcie coraz to poważniejszych kroków. Przyzwalałaś na to, nie informując nikogo o cierpieniu i bólu, jakie spotyka ciebie z każdym powrotem do domu. Nauczyłaś się być samowystarczalna, ponieważ polubiłaś rolę ofiary. Twoja chora duma doprowadzi do nieszczęścia, o którym ci ośmieliłem się powiedzieć i mimo, że powinnaś zdawać sobie sprawę z prawdziwego wydźwięku tych słów, pozostajesz ślepa. Nie jesteś ani silna, ani twarda. Im szybciej to zrozumiesz, tym prędzej będziesz mogła nauczyć się wykorzystywać swoją słabość i zmieniać w coś potężnego. Do końca dnia zapewne będziesz utwierdzona w słuszności swojego gniewu. Być może pod wpływem muzyki złagodniejesz i odważysz się znów poprosić mnie o otoczenie ramionami. I to właśnie, to właśnie sprawia, że jesteś inna.
Nieśpiesznie, nie wskazując na zamyślenie sięgnął po różdżkę do kieszeni i przesunął po niej opuszkami palców, pochylając się nieznacznie w bok. Podparł się lewą ręką, czekając aż Yumi doczłapie się przez próg kuchni.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:06 | |
| Pozbycie się Dereka na miesiąc wbrew pozorom zrobiło wiele. Yumi spała. W końcu spała spokojnie pominąwszy ostatnie dwa dni. Nie wierciła się, nie wlepiała w łóżko z przestrachem. Nie oglądała się przez ramię, uśmiechała się częściej i naturalniej. Wczoraj wieczorem nawet śpiewała w wannie, co samo w sobie było dziwne. Nie miała tak sztywnych ramion ani spiętych mięśni, jej głos nie łamał się, nabrał pewności siebie. Małe kroczki, które pozwalały jej z czasem wyzdrowieć. Przy Amycusie sprawa wyglądała inaczej. Zrobił dla niej wiele, najwięcej niż ktokolwiek, więcej niż jej ojciec. Powinien być jej najbliższy, powinien być najcenniejszym człowiekiem w jej piętnastoletnim życiu. Starała się być łagodniejsza w jego towarzystwie i nie drżeć ilekroć postanawia wszystko zlekceważyć. Nie panowała do końca nad swoimi wszystkimi odruchami nabytymi, czyli wycofaniem się przy kontakcie fizycznym. Chciała być normalna, lecz zmiana swojego charakteru nie była łatwym zadaniem. Duma miała chronić ją przed słabością i marnością w oczach otoczenia. Raniła tym siebie, lecz kierowała się zasadą - ważniejsze jest otoczenie niż to, co dzieje się w jej środku. Nie chciała dzielić się tym z nikim. Carrow był najlepszym materiałem, który mógłby wyciągnąć ją z jej dawnego życia. Właśnie ta potrzeba ciepła i drugiego człowieka mąciła jej zasady. Raz potrafiła poprosić o objęcie i zamknięcie jej w ramionach, a raz nawet muśnięcie policzka budziło do życia wszystkie jej bariery. Yumi nie umiała nie być sobą. Nie poświęciła już ani trochę uwagi obrazom, lekceważąc je, aby nie popsuć sobie nerwów. Tylko raz, gdy ruszała przed siebie posłała lodowate spojrzenie staruszce, która okładała laską dziadka. I wciąż dumna, opuściła hol, wkraczając do kuchni zaraz po Amycusie. Zatrzymała się parę metrów w środku napotykając marną postać skrzata. Wygonionego skrzata przerażonego rozkazem. Yumi w bezruchu obserwowała jak sługa rodu Carrow wymija ją, dotykając niemal nosem podłogi. Odczekała na dźwięk zamykanych drzwi i dopiero wtedy powróciła wzrokiem do sylwetki chłopaka. Nie lubiła, gdy ktoś musiał opiekować się nią, bo odwykła od tego. Przez tyle lat nie otrzymywała wystarczająco zainteresowania, jakiego wymagało opuszczone dziecko. Nauczyła się, że go nie dostaje. Że musi radzić sobie sama, bo nikt inny nie widzi, że potrzebuje pomocy. Nie chciała już jej, chociaż wiedziała, że jej ciało tego potrzebuje. Tylko Carrow to widział, niedelikatnie uświadamiając jej własną głupotę. Spoglądała na elegancko wyposażoną kuchnię beznamiętnie. Surowy wystrój, błysk, pedantyczna czystość... pomieszczenie wyglądało na nieużywane. Ostrożnie podeszła do blatu, kładąc na nim rękę, sprawdzając gładkość faktury i chłód. Przesunęła opuszkami palców po lśniącym meblu i podsunęła sobie taboret, siadając na nim ze sztywnym kręgosłupem. Tę ciszę zakłócił tylko dźwięk ocierania nóg taboretu o podłogę. Nie było tutaj ani jednego obrazu, co powitała z ukrytą ulgą. Nie zdejmowała ręki z blatu, ciesząc się z jego chłodu tuszującego pozostałości ciepła po dłoni Carrowa. Teraz tą samą ręką dotykał swojej różdżki gotowej czynić cierpienie jak i zarówno ulgę. Nie lubiła jego różdżki, a jego różdżka nie lubiła jej. Dwa razy trzymała ją w swojej ręce i bardzo wiele razy otrzymywała od niej ulgę. Może i ona powinna zainteresować się magią leczniczą, skoro tak bardzo jej potrzebuje? Yumi nie wiedziała czy będzie w stanie zwracać się do Carrowa za każdym razem, gdy jej ciało będzie potrzebowało odrobiny ulgi. Jej dłoń zsunęła się bezwiednie z blatu, opadając na materiał dziewczęcej sukienki, którą założyła rano z myślą o swobodnym dniu wypełnionym ciszą i spokojem. Starła z kwiecistego materiału zielony pył i ani razu nie spojrzała na Amycusa, wciąż posyłając w jego stronę lodowatą energię. Ofiarował jej szczerość i nie oczekiwała przeprosin. Zirytował ją, zmusił do przyznania się do błędu, do swoich słabości, więc milczała, mocno zaciskając zęby. Ani razu nie zdradziła, że coś ją boli. Tylko sztywne ramiona i kręgosłup świadczyły o nienaturalnej pozie, w jakiej siedzi. Chłodna atmosfera wokół i głośna cisza podobała się Yumi. Przypominała jej o złości jaką musi kierować wobec Carrowa. Traktowała go normalnie, przynajmniej starała się. "Dziękuję", "przepraszam" miało być interpretacją jej wdzięczności bądź poczucia winy. Samo słowo w sobie nie miało większego znaczenia, liczyło się głos, który to wypowiadał. Tym razem potrzebowała bardzo wiele sił, aby je z siebie wydusić. Ułożyła jedną rękę na swoim kolanie, nie zaciskając jej w pięść. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła patrzyła już na Carrowa chłodno. Przychodziło jej to z podejrzaną łatwością utrzymywanie teraz kontaktu wzrokowego, jeśli tylko nie rozpraszała się wspomnieniem ciepłej dłoni splecionej z jej palcami. - Czego nauczysz mnie grać na fortepianie? - zapytała, wybierając luźny temat związany bezpośrednio z jej wizytą. Czujnie przyglądała się Amycusowi i wiedziała już, że zlekceważy to pytanie, udając, że ono nie padło. Tym razem chciała znać odpowiedź. Po chwili ciszy, ponownie wprowadziła do płuc świeże powietrze. - Odpowiedz mi. - naciskała. Chciała gadać o czymś normalnym. Chociaż raz na jakiś czas zachowywać się jak normalna dziewczyna będąca w gościach. Doceniała już sztukę prowadzenia zwykłej, niezobowiązującej konwersacji. Po długich i trudnych dyskusjach, żądała odrobiny normalności. Może i w przyszłości stanie się jeszcze bardziej niebezpieczny niźli jest teraz, lecz nie spowoduje tym załamania głosu Yumi. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:06 | |
| Patrzę na ciebie i widzę, że siedzisz tutaj niczym skazaniec. Twój czas na obronę minął, chociaż nie wykorzystałaś go w wystarczająco odpowiedni sposób. Wolisz milczeć, zaciskając wargi tak mocno, że za moment ich czerwony kolor wyblaknie. Wpatrujesz się w swoje dłonie z kręgosłupem wyprostowanym do granic możliwości, aby ulżyć ci w cierpieniu. Ale nie potrafisz spojrzeć mi prosto w oczy, aby przyznać się do błędu, który ośmieliłem się tobie wytknąć. Udajesz, że sukienka jest ważniejsza i dbasz o etetykę swojego wyglądu, zupełnie irracjonalnie, skoro na twoich plecach znajduje się ślad po solidnym zderzeniu ze ścianą, pogłębiony przez nieodpowiedzialną teleportację. Spodziewałem się czegoś więcej po tobie, jednak nie tej głupoty i dziecinności, którą przez cały czas się kierujesz. Nie mogę jednak oczekiwać od ciebie rzeczy, do których nie jesteś przyzwyczajona. Widzisz tylko moją wyższość i pogardę w oczach, a ja nie potrafię tego wykorzystać w odpowiedni sposób. Przypatruję się twoim chudym ramionom i zamaskowanym bliznom po pazurach Fenrira. Czarny Pan z pewnością nie nasłał go na ciebie celowo, ale w jakiś sposób musiałaś go sprowokować swoją osobą. Sama nie zdecydujesz się opowiedzieć o tym zdarzeniu, a ja nie potrzebuję wyciągać tego z ciebie siłą. Jest mi to zbędne, nie musze znać wszystkich szczegółów, aby wiedzieć jaki jest twój największy lęk. Nie śmierć czy ból, ale przerażająca postać bestii, którą powstrzymać może potężny czarodziej. Znam historię twojej matki i brak miłości, jakiegokolwiek zainteresowania ze strony ojca musiał być dla ciebie bolesny. Przeszłość nie ma nic do powiedzenia, ponieważ stała się. Jakie to uczucie, kiedy krzyżujesz spojrzenia ze swym rodzicem i masz świadomość tego, że jesteś niepotrzebnym dowodem, jaki z chęcią wyrzuciłby na śmietnik? Widziałem przerażenie malujące się na jego twarzy i czystą formę bólu w jego oczach, ale najbardziej zastanowił mnie żal i rozczarowanie. Czy to wina podobieństwa? Połowa genów należy do twojej matki, więc Merberet powinien wziąć pod uwagę możliwość dorastania drugiej Natsumi u boku. Dlaczego zamiast się z tego cieszyć, kieruje w twoją stronę tak wiele negatywnych uczuć, za które nie odpowiadasz? Tłumisz w sobie je wszystkie, doprowadzając do takiej właśnie sytuacji – kiedy siedzisz przede mną z dumnie uniesionym podbródkiem i nawet, gdybym dostrzegł łzy w twoich oczach, nie poprosiłabyś o pomoc.
Nie zmieniając pozycji obserwował drobne ruchy ciała Yumi, beznamiętnie przyglądając się jej nadwyrężaniu bolesnych mięśni w przystawaniu siedziska. Żaden mięsień na jego twarzy nawet nie drgnął, a palce przesuwały się wciąż miarowo po ciemnej brązowo-czarnej fakturze spękanej różdżki. Chropowaty materiał musiał w jakiś sposób go uspokajać, ponieważ rysy twarzy Amycusa pozostawały niezmiennie poważne od dłuższego już czasu.
Stawiasz sprawę jasno, swoim pytaniem żądając ode mnie posłuszeństwa i grzeczności. Moją wcześniejszą propozycję wykorzystujesz jako kartę przetargową, zmieniając jej znaczenie na żądanie. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że mogę powiedzieć „nie” i wyrzucić cię z posiadłości, a ty nie miałabyś prawa do skargi. Nie miałby kto tego wysłuchać, więc odgrywałabyś dalej rolę mojej narzeczonej. Masz jednak tą przewagę, że posiadasz ułamek wiedzy, która pozwala ci na takie zachowanie. Bezpośrednio stawiasz mnie przed faktem dokonanym, równocześnie dając możliwość wyboru melodii. Złudne szczęście, którym chcesz wprowadzić zarówno równość między nami, jak i hierarchię. Wykorzystujesz bez skrupułów moje zainteresowanie, stawiając poszczególne zasady i granice, sprawdzając moją cierpliwość. Uważaj Yumi, abyś się nie sparzyła. Uważaj, bo gdy przesadzisz, może zaboleć.
Przesunął spojrzeniem na dłoń, którą zsunęła z blatu i umiejscowiła nieśpiesznie na udzie, popędzając go do odpowiedzi. Brwi Amycusa uniosły się nieznacznie, a twarz nabrała jaśniejszej barwy, kiedy pojawił się na niej lekki uśmiech. – Czego chciałabyś się nauczyć? – W ciepłym barytonie nie można doszukać się oschłości, która została zużyta na biednym skrzacie kuchennym. Zatrzymał dłonie na trzonku różdżki, przenosząc spojrzenie na jej końcówkę i nieśpiesznie ułożył ją w pionie. – Więc? – Zapytał wyczekująco, przenosząc sugestywne spojrzenie na wyeksponowany przedmiot.
Gniew rwący w twoich żyłach zmusza się do zmiany zachowania i wymuszenia odpowiedzi natychmiast. Nie bierzesz pod uwagę innej możliwości, przekonana że jest ona teraz najistotniejsza. Zmieniasz temat uciekając od tego, co poruszyliśmy. Chowasz się za swobodnym tematem, nie starając się wprowadzić milszej atmosfery. Przyglądasz się mojej łagodnej twarzy i co widzisz? Sądzisz, że kpię z ciebie, aby wzmocnić twoje uczucie gniewu. Prowokuję do tego, żebyś podniosła się i nakrzyczała na mnie. Czy tym właśnie się staniesz, Yumi? Czy w ten sposób właśnie o mnie myślisz? Nie bierzesz pod uwagę powierzchownego zainteresowania, nie pozwalając mi działać wedle moich zasad. Swoją podejrzliwością związujesz mi ręce, podczas gdy naiwnością mógłbym zdziałać o wiele więcej. Dostałbym to, czego pragnę od ponad pół roku, ale spokojnie. Ja mam dużo czasu, Yumi. Bardzo dużo i nigdzie mi się nie spieszy. Od 22 lipca jesteśmy skazani na swoją obecność i mimo, że masz pozorny wybór, nie masz wystarczającej odwagi tak jak Alecto, żeby zerwać pakt i iść swoją drogą. Może za dwa lata, kiedy nauczysz się przebywać w mojej obecności, nabierzesz śmiałości i postanowisz zaznać wolności. Dwa lata, przez które zdobędę to, czego pragnę. I nawet nieświadoma, sama pomożesz mi w realizacji. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:07 | |
| Przyznała się do błędu. Nie zamierzała chwalić się tym ani przypominać Carrowowi, do czego ją zmusił. Stał teraz wyżej, powinien cieszyć się z tego. Mógł doprowadzić do jej gniewu z dziecinną łatwością, bez żadnego wysiłku. Wystarczyło, aby dotknął jej inaczej, a mógł doprowadzić do wrzenia w jej wnętrzu. Wprowadzał w nią skrajności, sprawdzając najpierw jej zdrową część, a potem chorą. Dwie połówki, których nie mogła ze sobą pogodzić, nie mogąc znaleźć brakujących elementów układanki. Czuła na sobie palący wzrok, wiedziała, że przyglądał się jej siniakowi i wyprostowanym plecom. Odwzajemniała chłodem chcąc ugasić jego spojrzenie, zmusić go, aby przestał tak na nią patrzeć. Tak... żarliwie. Nie wiedziała co dzieje się w jego głowie, gdyż wyciągnięcie z niego jakichkolwiek informacji czasami wymagało wiele sił. Nie mogła wypatrzeć o czym myśli, gdy tak obserwuje jej posiniaczone ciało zasłonięte kwiecistą suknią. Nie zdradzał się niczym, wciąż pieszczotliwie głaszcząc różdżkę. Choćby przyglądała mu się godzinami, nie dostrzegłaby żadnego drgnięcia mięśnia, żadnej nawet minimalnej zmiany. Pokazywał jej twarz taką, jaką widział świat. Boleśnie obojętną, a Yumi to nie starczało. Nie chciała nie wiedzieć. Znała gniew, irytację, obojętność... pogardę, chłód i dzisiaj rano łzy, bezsilność i niemą pustkę. Jego bogin wrył się jej głęboko w pamięć. Tamten Amycus był bardziej... ludzki, zwykły. Tamten klon był bardziej naturalny niż oryginalna wersja, sztywno obojętna i nieprzystępna. Tamten sobowtór złamał Yumi serce, wydzierając z niej krzyk. Nie Greyback i nie widok własnej konającej matki, tylko łzy bogina Amycusa wywołały taką, a nie inną reakcję. Nie była przygotowana na tamten widok, spodziewając się każdego potwora czy truchła rodziny, lecz nie jego samego. Ostrożnie zaobserwowała łagodniejące rysy twarzy i imitację uśmiechu na ustach. Zmienił celowo swój ton głosu, mimikę, jego słowa stały się miękkie, a pytanie ociekające wręcz niewinną ciekawością. Odczuła pewną ulgą, że jego poprzednia wersja została tymczasowo zażegnana, niestety chłód dochodzący od Yumi wciąż był na tym samym poziomie. Nie odpowiedziała od razu wciąż przyglądając mu się z zastanowieniem. Tak, tylko on potrafił doprowadzić jej do szewskiej pasji. Uniosła więc dłonie, wplotła je w swoje półdługie włosy i jednym zgrabnym ruchem przerzuciła je na lewę ramię, odsłaniając nagi prawy bark. Dotknęła opuszkami palców ciemniejącego sińca i wykrzywiła usta. Skóra znowu stała się nadwrażliwa na dotyk, jeszcze bardziej niż dotychczas. Odwróciła głowę w prawo i próbowała przyjrzeć się jak rozległego obicia dorobiła się po spotkaniu ze ścianą. Przeniosła powoli spojrzenie na chłopaka i cicho wypuściła powietrze z płuc. - Nie najlepiej to wygląda. Mam nadzieję, że twoje zaklęcie wystarczy, aby pozbyć się tego. - skinęła niby to obojętnie na swój bark, z trudem zachowując wyprostowaną sylwetkę. Niewerbalnie poprosiła o pomoc, skoro tego oczekiwał, żywiąc się jej skrzętnie ukrywanym zażenowaniem. Nastawiła się psychicznie i emocjonalnie na sporą dawkę dotyku ciepłych rąk i chociaż spodziewała się tego, gdzieś tam w jej klatce piersiowej coś drgało niespokojnie. - Niewiele pamiętam. Mama potrafiła zagrać nawet symfonię, uwerturę... chociaż przyznam, że to działało na mnie usypiająco. - pozwoliła sobie na drgnięcie kącików ust zapowiadającego delikatny uśmiech. - Co tobie najbardziej podoba się z utworów fortepianowych? - ciągnęła wciąż zwykłą, prostą rozmowę. Zupełnie, jakby byli w otoczeniu znanych osobistości, na imprezie, balu świadomi, że są "podsłuchiwani". W tym przypadku nie była to gra, Yumi chciała o tym rozmawiać. To pomagało jej zachować chłodne opanowanie. Ramiączko jej sukni lekko zsunęło się z ramienia akurat z tej strony, gdzie był siniec, który miał zostać zaraz wyeliminowany. Ramiączko to odsłoniło więcej chudej kończyny. Yumi zdawała się tego albo nie zauważać, albo to lekceważyć. Nie spuszczała czujnego wzroku z Amycusa, chcąc wyprzedzić jego gesty i wiedzieć jak najwcześniej gdzie i za ile sekund pojawi się nowe źródło ciepła. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow | |
| |
| | | | Posiadłość rodziny Carrow | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |