|
| Posiadłość rodziny Carrow | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:35 | |
| Długi dzień spędzony z matką Amycusa długo zapadł jej w pamięć. Wszystkie zabiegi jakie musiała znieść w cichym cierpieniu przechodziły jej najśmielsze pojęcie. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że czuła się niesamowicie lekka i ... ładna, gdy wyszły od kosmetyczki. Każdy detal na twarzy Yui został poprawiony, dopieszczony, a uroda wydobyta na światło dzienne. W efekcie skośne oczy dziewczyny wydawały się bardziej skośne niż zazwyczaj, gdy rano wstaje zaspana, pocierając je i biegnąc od razu na lekcje. Dostała bardzo wyczerpujące nauki jak podkreślać urodę stosując kosmetyki jednocześnie dobierając odcienie, aby nie przedobrzyć. Z niemałym zażenowaniem znosiła krytykę wobec nijakiej bielizny, która według pani Abigail powinna mienić się kolorami i koronkami. Yumi jeszcze nigdy w życiu nie miała tak prześwitującego biustonosza. Na szczęście nie musiała go nikomu pokazywać, inaczej spaliłaby się ze wstydu. Na następny dzień udała się do państwa Carrow. Yumi nie miała odwagi sprzeciwić się przyszłej teściowej, która pokazała charakterek. Nawet śniła się biednej dziewczynie, machając przed nią pensetą, eyelinerem, błyszczykiem i tuszem do rzęs. Przed wyjazdem odtworzyła w pamięci instruktaż kobiety. Kolczyki w kształcie księżyca przypadły jej najbardziej do gustu. Ozdabiały płatki uszu dziewczyny, mieniąc się i odbijając światło słoneczne. Wcisnęła się w letnią sukienkę, nie potrafiąc zaufać eleganckiej drugiej sukni, zbyt odważnej i zbyt podkreślającej walory urody Yumi. Nigdy tego nie założy! Z tym dekoltem?! Nie, schowała to bardzo drogie cudo do szafy, skupiając się na pierwszej, bardziej stonowanej i pasującej do nastroju Yu. Dzięki spotkaniu z Arią i długą rozmową, też poczuła się zdrowsza. Lepsza i... silniejsza. Aby stanąć twarzą w twarz z Amycusem i jego zmiennymi nastrojami. Jakże niewiele potrzeba, aby nabrać sił. Wystarczyło, aby wydusiła z siebie coś osobistego, a odczuła niesamowitą ulgę. Teraz czas na Amycusa. Już długo miał od niej spokój, lecz wrócił i czas spojrzeć mu w oczy. Stanęła przed lustrem. Zielono - niebieska cienka i przewiewna sukienka muskała odkryte kolana. Planowała naciągnąć na nogi rajstopy, ale zrezygnowała widząc za oknem oślepiające słońce. Przez pas przewiązany pod dekoltem chcąc czy nie, musiała zachować bardzo wyprostowaną sylwetkę. Odkryte ramiona przeszkadzały dziewczynie przyzwyczajonej do t-shirtów i bluzek sięgających nawet i do łokci. Zarzuciła na ramiona chustę (której nie zamierzała tak łatwo oddać, a szkoda) w pokrewnej barwie, aby chronić się przed delikatnym wiatrem. Włosy próbowała spiąć, lecz bezskutecznie. Nie lubiła mieć związanych ich w kucyka ani koka, lubując się w rozpuszczaniu ich i pozostawieniu samych sobie. Czy to możliwe, aby w jej głowie rozbrzmiał głos przyszłej teściowej, że musi jej słuchać, aby móc oczarować jej syna? Ze zniecierpliwieniem spięła włosy w pół - kok spinką z pięcioma zębami. A gdy spojrzała w lustro ponownie, nieelegancko otworzyła usta ze zdumienia. - Och najświętszy Merlinie, Natsumi! - podskoczyła w momencie przyjścia lokaja z mrożoną herbatą. Wybałuszał oczy i zamarł, nie mogąc oderwać wzroku od dziewczęcia tak bardzo podobnego do Świętej Pamięci pani Merberet. - Yumi, kochanie, wyglądasz... - odstawił tacę z filiżanką i imbirem na szafkę, nie dokończywszy komplementu. Nie powiedział już nic. Godzinę później podał jej kubełek z zielonym piaskiem, gdy transportowała się do Carrowów. Yumi nie mogła zapomnieć wyrazu oczu Sorena. Oboje wiedzieli, że jeśli zobaczy ją jej ojciec, jeszcze bardziej ją znienawidzi, bowiem nigdy jeszcze tak bardzo nie przypominała swej matki. Kughuar (:P) powitał dziewczynę warknięciem i zignorowaniem. Przeszedł obok niej, łaskocząc kolana swym futrem i wyszedł do ogrodu. Tam, gdzie był Amycus. Widziała jego sylwetkę z daleka. Westchnęła, a spojrzenie dziewczyny ocieplało nieświadomie. Wrócił i teraz już będzie lepiej. Skoro Uzdrowiciele wypuścili go ze szpitala, toksyna nie zaatakowała reszty ciała, powstrzymana tylko w osłabionej ręce. Przystanęła przed szklanymi drzwiami na ganku, oglądając go z daleka. Widziała co prawda tylko jego plecy, ale nie narzekała. Oswojony kociak łasił się do chłopaka z oddaniem, co Yumi skomentowała uniesieniem kącików ust. Niecodzienny widok Amycusa oddającego się pieszczocie dla złaknionego uwagi zwierzątka. Pani Abigail puściła oczko do dziewczyny i udała się gdzieś w jakiejś sprawie, wlokąc za sobą męża (jeśli mogę sobie tym pokierować odrobinkę :P). Na wdechu wyszła z domu, ruszając w stronę Amycusa. W mig zapomniała o porannym stresie, ubieraniu się i skupianiu na detalu wyglądu. Przestało to ją interesować i mieć znaczenie, a zajęło to miejsce czyste zmartwienie. Czy wyjdzie z tego? Wyszła z cienia, stanęła w świetle i swobodnie, acz trochę pośpiesznie podeszła do chłopaka, nie spuszczając zeń zmartwionego spojrzenia. Nabrał odrobinę koloru, lecz nadal sprawiał wrażenie jakby schudł. Nie miał tak przekrwionych oczu, czyli chcąc nie chcąc porządnie wypoczął. Nerwowo odgarnęła kilka kosmyków włosów na skronie. Grzywka stała się trochę bardziej upierdliwa skoro zdecydowała się spiąć włosy z tyłu. - Cześć. - szepnęła ochrypniętym głosem, zatrzymując się około dwa metry przed nim. Jeszcze nie kucnęła ani nie usiadła, próbując sprawdzić czy jest w stanie teraz znieść jej obecność czy może powinna ekspresem wracać do domu i dać mu spokój, aby miał czas wylizać swoje rany. Tylko przelotnie musnęła wzrokiem chore ramię, nie zatrzymując się na nim dłużej niż było to konieczne. Nie drażniła go więcej zaciekawieniem czy coś się poprawiło. Jeszcze nie oswoił się z tym defektem, byłaby ślepcem, jeśli by tego nie zauważyła. Cicho westchnęła, a jej spojrzenie nabrało jeszcze więcej ciepła i czułości. Nie powinno tak być. Za długo wpatrywała się w niego z uczuciem, za długo! Nie umiała tego zmienić. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:37 | |
| Panicz Carrow nie był przyzwyczajony do lenistwa, a przymuszony z dobrych rad uzdrowicieli jego stan zdrowia uległ tylko niewielkiej poprawie zatrzymując toksynę w osłabionej ręce, ograniczając się do przyjmowania pokarmów i ich wydalania, robiąc sobie przerwę podczas snu i pustej egzystencji przepełnionej czytaniem różnego rodzaju książek. Dzisiejszego poranka wysłał dwa listy zmuszając Lorę do nadrobienia wielu kilometrów z powodu dzielącego go dystansu od adresatów, wraz z informacją od prowadzącego jego przypadek uzdrowiciela iż jest w wystarczająco dobrym stanie, aby został wypisany na własne życzenie. Podejrzewał, że jego gniew spotęguje się po przekroczeniu korytarza przepełnionego zainteresowanymi wypadkiem podczas obozu letniego portretami, ze wszystkich sił powstrzymując się od nieprzyjemnych komentarzy na temat wścibskich przodków, do których powinien zawsze, nie zważając na okoliczności, odnosić się z należytym im szacunkiem. Szczególną uwagę poświęcił swemu zmarłemu przed wieloma laty dziadkowi wiszącemu w głównym salonie nad kominkiem podłączonym do sieci Fiuu, kiedy mijał opustoszały korytarz brnąc niestrudzenie w stronę sypialni umieszczonej na pierwszym piętrze ogromnej posiadłości. Przesunął źdźbło trawy między wargami zagryzając jego końcówkę siekaczami, nie próbując nawet odsunąć od swoich myśli obraz rozczarowanego przodka znającego życie zbyt dobrze, aby powierzyć magicznym uzdrowicielom zdrowie pierworodnego syna zrodzonego ze związku nigdy nie zaakceptowanego przez starszyznę rodów. Rodzina Carrow była stanowczo surowsza od Ravenów o czym Amycus przekonał się jeszcze w dzieciństwie podczas odpowiednich uroczystości rodzinnych, zwiedzając tym samym nie tylko cały kraj, ale również niektóre miasta europejskie. Zachmurzone tęczówki Abrihalda były dokładnym odzwierciedleniem podejrzeń Amycusa i nawet nie musieli spędzać ze sobą zbyt wiele czasu na rozmowie, aby chłopak dowiedział się o utracie bezpowrotnej siły magicznej, mogącej w niezwykle prosty sposób zaszkodzić dobremu imieniu rodziny. Oczekiwania wobec jedynego dziedzica posiadłości – jak zwykło się mówić od momentu zaręczyn i feralnej ucieczki Alecto – nie zostały wcale zmniejszone, ale póki co zawieszone aż do momentu przynajmniej połowicznej poprawy zdrowia chłopaka. Dlaczego jednak tylko Abrihald i Amycus przeczuwali, że droga jaką będzie musiał pokonać naznaczona będzie do końca życia bólem wyciągającym na wierzch dzikie, niemalże zwierzęce zapędy dotychczas dostrzegalne jedynie nielicznym wybrańcom stanowiących kategorię ofiar. Wyjątkiem była Yumi Merberet oraz Alecto Carrow, obie dziewczyny zmuszone przebywać zdecydowanie zbyt często z rozgniewanym Ślizgonem przyzwyczajając się do jego agresywnych wybuchów zazwyczaj skierowanych w stronę zagrażających (według niego) person. Ileż to razy Amycus stanął po stronie swojej siostry przedzwaniając jakiemuś zbyt rozbawionemu koledze w zęby, roznosząc plotki po całej szkole o rycerzu dobrego imienia ciemnowłosej Alecto. Oczywiście nikt dotychczas nie odważył się powiedzieć mu tego w twarz, ponieważ każda próba kończyła się krwią i szamotaniną, zaś siła z jaką walczył pchana była poczuciem słuszności zachowania, motywowany wyczyszczeniem kłamstwa z ust szyderców. Ostatecznie zamknął powieki przesuwając dłonią po miękkim futrze czworonożnego stworzenia ułożonego obok, otwierając je już po chwili z całkiem nowym marzeniem – zmazaniem rozczarowanego spojrzenia dziadka odwracającego się pod wpływem niewypowiedzianego dotąd żalu. Urwany pomruk kughuara zatrzymał również jego rękę od dalszej pieszczoty, wyczuwając spięcie mięśni stworzenia i krótkie zerknięcie wystarczyło, aby dostrzec czujny wzrok utkwiony gdzieś po lewej stronie Amycusa. Czyżby Gruzdek ostatnimi czasy podpadł zwierzęciu nieodpowiednią ilością pożywienia, którego normowaniem zajmowała się Abigaile? Całkiem możliwe, że stworzenie nie potrafiąc dosięgnąć prawdziwego złoczyńcę postanowiło wylewać swój gniew na niewinnej istocie dbającej de facto o zdrowym trybie, zaś Ślizgom z dziwnym wburzeniem zaobserwował własne podobieństwo zachowania do swoich domysłów. Dopiero szelest ubrania zmusił go do przesunięcia twarzy w stronę nadchodzącej istoty, z przekonaniem ujrzenia zlęknionego sługi a nie dziewczyny odzianej w całkiem śliczną sukienkę. Przemielając między zębami przekleństwa wypowiadane w myślach podparł się na wysokości klatki piersiowej i próbując podnieść się, zapomniał o nieprzychylnym mu ciężarze w postaci bezwładnej kończyny górnej. Powstrzymując się więc od zmiany pozycji, aby nie ukazać zbyt wiele defektów dla podchodzącej nieznajomej, z zamiarem wyłożenia odpowiedniej kary dla Gruzdka mającego obowiązek poinformowania go o zbliżającym się gościu, a lęk nie miał prawa powstrzymywać go przed taką niesubordynacją. Gniew krążący w ciele chłopaka wzmógł się w gorącym przypływie rozjaśniającej się świadomości z kim już za kilka minut będzie miał do czynienia, tak niepozornie odmienionej, że suchość w jamie ustnej potęgowała się wraz z mijającym mozolnie czasem. Rysy Amycusa wyostrzyły się kiedy przesuwał spojrzeniem po miarowo poruszających się kosmykach włosów Japonki, a promienie letniego słońca zderzały się z mile rozjaśnionymi policzkami uwydatniającymi jej naturalne rysy twarzy, potęgując wrażenie nieadekwatności widoku z osobowością. Podpierając się lewym łokciem nie potrafił oderwać od niej swojego spojrzenia kiedy w końcu zatrzymała się w zdecydowanie zbyt wielkiej odległości niż by sobie tego życzył, prezentując mu zmartwione, acz nieco speszone spojrzenie krzyżując się z jego – ciemnym i z zastygłym gniewem w źrenicach. Czas przestał mieć jakiekolwiek znacznie, a dotychczasowe uczucia kierowane w jego stronę przez najbliższe osoby przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, kiedy nie potrafiąc oderwać od niej wzroku pozwalał zawładnąć się czułością rozchylonych oczu bez krzty rozsądku. Nawet nie liczył się z ciężarem ręki przechylając się na prawą stronę i najmniejszym kosztem podsunął kolana, aby w następnej kolejności wesprzeć się na nich i wyprostować, podczas gdy uszkodzona kończyna chwiała się bez żadnej ingerencji jej właściciela. Zasłonił ją połową swojej sylwetki, aby Yumi nie dostrzegała tego defektu i zamiast przywitać ją w naturalny sposób – z dystanem, w jednej chwili pokonał dzielący ich dystans wsuwając dłoń na delikatny policzek. Bez krztyny wyrzutów sumienia pochylił twarz w jej stronę i nie pozwalając sobie na przepływ czasu między jego działaniami, zaatakował malinowe usta żarliwym pocałunkiem człowieka czekającego na to przez kilka miesięcy. Nawet nie zwrócił uwagi na swój niecodzienny strój ani rozpiętą koszulę prezentującą kilka mniejszych blizn na perfekcyjnym dotychczas ciele Amycusa. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:37 | |
| Od samego rana kręciła się z kąta w kąt. Jeszcze zanim poznała reakcję Sorena, widziała w sobie swą matkę. Pula genów pokazała swą moc, czyniąc z Yumi miks skrajnie różnych osobowości. Dziewczyna nigdy nie umiała zrozumieć jak to stało się, że jej łagodna, ciepła matka pokochała Josepha mającego na sobie tyle wad. Ich małżeństwo było chciane, oczekiwane. Mieli to szczęście, że ich krew nie przeszkodziła im w uczuciu jakie między nimi się wykluło. Po tylu latach Yumi zrozumiała, że przeciwieństwa przyciągają się jak magnes. Nikt nie musiał akceptować ich charakterów, bo patrzyli na siebie z ciepłotą. Ojciec był innym człowiekiem, a utrata małżonki uwypukliła jego wady, zmieniając go we wrak człowieka, zgorzkniałego mężczyznę w średnim wieku nie potrafiącym oglądać swego dziecka. Yumi zawsze była jego cieniem, ciężarem. Widząc swoje odbicie potrafiła przewidzieć reakcję rodziciela. Nigdy już go nie odzyska. Mimo goryczy na myśl o swej wiecznej samotności, oczy dziewczyny błyszczały rozjaśniając jej twarz, dodając całej sylwetce blasku i lekkości. Wraz ze zmianą ubioru, zmieniła się wewnętrznie, a nigdy nie przypuszczała, że przedmioty martwe potrafią wpłynąć tak na człowieka. Przywoływała do siebie słowa pani Abigail dotyczące wyprostowanej sylwetki i wysoko uniesionej brody świadczących o pewności siebie i dumie. Dumę miała prezentować, chwalić się nią, wszak jest ona w połowie zaletą, niźli samą wadą. Niezrażona pomrukiem kughuara, uśmiechnęła się doń łagodnie. Dzikie kociątko tuliło się do swego właściciela z oddaniem i wiernością, zaś miękka sierść prosiła się o obdarowanie jej pieszczotą. Znając charakter kotowatych, Yumi nie naciskała na zawarcie przyjaźni ze zwierzątkiem. To one muszą chcieć poznać/łaskawie zainteresować się nowy obiekt na swoim terenie i go z wielkim sercem, zaakceptować. Czuła się obserwowana. Amycus patrzył na nią hardo przez co miała trudności z odgadnięciem jego nastroju. Przesuwający się promień słońca oświetlił kawałek jego sylwetki, dzięki czemu mogła z odległości dwóch metrów dostrzec ciemne błyski oznaczające resztki gniewu. Nie umknęła jej uwadze irytacja tuszująca zaskoczenie. Zawahała się przed bliższym podejściem. Jego matka mogła go jednak uprzedzić o wizycie, a tak to Yui została rzucona mu na pożarcie. Choć powinien raz na jakiś czas dać ujście swym emocjom, niechętnie myślała o bolesnym wybuchu gniewu jakiego była świadkiem nie dalej jak kilkadziesiąt godzin temu. Rozluźniła pięści, a jej widoczny obojczyk pogłębił się przy wydechu niosącym za sobą ulgę. Gniew chłopaka stopniał, a wniosek potwierdził się jak tylko powstał, w jednym momencie zapominając o zwierzątku. Zacisnęła mocniej zęby nie komentując odruchowego zakrywania przed nią odzianego w bandaż ramienia. Znał ją tyle lat i nie zrozumiał jeszcze, że to ją nie odrzuca. Wręcz przeciwnie, w jego przypadku, to ją przyciągało. Yumi potrzebowała się kimś zaopiekować, obdarzyć te ramię troską i ukochać je ponad wszystko. Czy kiedykolwiek za pomocą słów uda się mu przetłumaczyć to ciepło skierowane do jego wad? Wyciągnęła rękę, aby dotknąć jego twarzy, gdy już podejdzie, lecz ubiegł ją nim zdążyła cokolwiek uczynić. Zakryty policzek przejął gorąco płynące z wnętrza dłoni chłopaka; tworzył się na nim rumieniec, pojawiający się ostatnimi czasy zbyt często na jej twarzy. Przymknęła powieki zdając sobie sprawę jak zatęskniła za tak czułym i małym gestem przez ostatnie kilkadziesiąt godzin. Zakryła dłonią jego rękę, zatrzymując na policzku na dłużej. Przesunęła palcami po knykciach, wgłębieniach między nimi i po samej szorstkiej dłoni, chłonąc z tego spokój. Spokój potrzebny jej teraz najbardziej, wszak nim musi dzielić się z Amycusem, aby utrzymać go w ryzach. Nawet nie otworzyła oczu, mimo zaskoczenia intensywnością powitania. Minęły już czasy, gdy broniła się przed jego pocałunkami. Już się im poddawała, samą siebie zaskakując swoją śmiałością. Postąpiła krok bliżej, stanęła na palcach, by pocałunki były bliższe i dłuższe. Zwilżyła koniuszkiem języka jego dolną wargę, smakując popękanej faktury suchych ust, niedawno przez nią czule głaskanych. Nie mogła o tym zapomnieć mimo nieudolnego starania się rozpoczęcia rozsądnego myślenia. Objęła rozpaloną szyję chłopaka, by móc asekurować się przed potencjalnym zwiotczeniem mięśni kończyn dolnych. Nie słyszała niezadowolonego miauknięcia kughuara, oddając się bez reszty scałowywaniu bladych głodnych ust, wprawiających ją w stan podgorączkowy. Przesunęła dłońmi po jego policzkach, wyczuwając pod palcami odrobinę drapiącego ją w policzki zarostu. Niestety chaos w głowie i w żyłach zawinił zachwiania równowagi Yui. Wraz z zimnym dreszczem biegnącym od stóp, mięśnie w łydkach gwałtownie rozkurczyły się, potwierdzając prawdziwość słów "nogi jak z waty". Złapała się koszuli Amycusa, stawiając grzecznie stopy na trawniku. Policzki dziewczyny uniosły się w uśmiechu, co musiał zauważyć. Yu uśmiechała się, bowiem wyczuła rozpięte guziki koszuli, zbyt kuszące, aby je zlekceważyć. Mimo wszystko panna Merberet była rozsądną dziewczyną i z delikatnym rozbawieniem powolutku zapięła odpięte guziczki, zostawiając jeden pod szyją. Miała z tym odrobinę problemów z powodu trzęsących się dłoni, ale poradziła sobie dzielnie. Oderwała się cudem od rozpalonych ust, łapiąc oddech i dotleniając niedotleniony organizm. Nie odsunęła się nawet o milimetr. Nie mogła, gdyż mięśnie odsłoniętych łydek przypominały od wewnątrz watę. Nie zdziwiłaby się, gdyby teraz upadła, nie mogąc od razu odzyskać równowagi. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:38 | |
| Oboje przepełnieni byli pewnością oceny względem drugiego, nie domyślając się nawet o błędnych przekonaniach jakimi wzajemnie się karmili, pozwalając jednak na niezbyt spokojne reakcje organizmów prowadzące w pośredni sposób do kłótni uwłaszczającej relacji jaką mieli w przyszłości zbudować. Nawet teraz, kiedy zlizywał z jej ciepłych warg kleistą maź błyszczyka niewiele obchodziła go niestosowność własnego zachowania i możliwość doprowadzenia jej do białej gorączki, trzymając wciąż gorące wnętrze dłoni na nabierającym czerwonej barwy policzku. Bliskość powstała między nimi działała na niego w zadziwiająco gwałtowny sposób, nie pozwalając na przymknięcie powiek i całkowitym skupieniu uwagi na tym właśnie stęsknionym pocałunku, w zamian otrzymując spojrzenie głębokiego brązu ciepłych oczu okolonych gęstymi, dokładnie wyprofilowanymi brwiami. Czarny kontur podkreślał migdałkowy kształt powiek, a drobny pieprzyk po lewej stronie nadawał dziewczynie zdecydowanie mniejszej niewinności, którą przesiąknięta była przecież na wskroś, nienawykła do tak intensywnego zainteresowania ze strony jakiegokolwiek chłopaka. Już nawet nie chodziło o odważnie odsłonięty dekolt ukazujący nie tylko skrywaną dotychczas łapczywie skórę, z widocznymi obojczykami przywołującymi jego spojrzenie w tamtą właśnie stronę; jego umysł przepełniony był realnymi i namacalnymi obrazami Yumi, jednak nawet malinowy zapach otaczający jego sylwetkę nie był w stanie zawrócić mu w głowie; ani też nie brał pod uwagę ciepłego ruchu kości policzkowych w imitacji uśmiechu kiedy pochwyciła płowy koszuli, budząc w nim nadzieję otrzymania jednego z pierwszych dotyków na spragnionym od wielu dni ciele. Odmiana zachodząca w dziewczynie nie została w żaden sposób zdradzona nastawieniem matki, która zachowała w tajemnicy nie tylko spotkanie z przyszłą synową, ale również zakazała Gruzdkowi informowanie o przybyciu dziewczyny zanim ta sama nie zdecyduje się podejść do panicza. Piętnastoletnia Yumi powoli pozostawiała za sobą dziecinne zachowania daleko w tyle, pozwalając rozwijać się fizycznym zmianom z pełną świadomością i akceptacją, z jaką właśnie dzisiaj postanowiła się podzielić z Amycusem, powstrzymującym jęk zawodu kiedy zaczął odbierać zbyt mało pieszczot na jakie miał teraz ochotę. Złakniony nie pozwalał się jej odsunąć nawet kiedy sprawdziła długość rosnącego na jego twarzy zarostu (który de facto osiągnął już próg trzech dni), zatrzymując dłonie gdzieś na wysokości klatki piersiowej, czepiając się cienkiemu materiałowi koszuli nie czując nawet, że bezwładna ręka uległa grawitacji i pchnęła rozkloszowany materiał sukienki bliżej jej biodra. Drąży oddech wydostał się spomiędzy jego warg kiedy z wyraźnym ociąganiem odprowadzał jej usta nieco niżej, póki nie stanęła płasko stopami na soczyście zielonej trawie, skupiając swoje pochmurne spojrzenie na tych niewielkich iskierkach czystej radości tak trudnych do ukrycia. Autentyczność zachowania Merberetówny uświadomiła mu jak wiele szczerej przyjemności czerpie z tego niewielkiego gestu pocałunku, zachowując wszelkie wymogi etykiety prawiące o stosownym zachowaniu między przyszłymi małżonkami. Nawet kątem oka zerknął w stronę dłoni dziewczyny by nabrać podejrzeń co zmieniło tak diametralnie jej nastwienie, jednak nie pozwolił sobie na bezczelne spojrzenie, bez zaskoczenia stwierdzając brak pierścionka zaręczynowego. Zsunąwszy z jej policzka dłoń nie zabrał jej całkowicie dla siebie, ograniczony do skupienia całego zainteresowania właśnie w lewej kończynie, przesuwając z trudną do utrzymania delikatnością po odsłoniętym przedramieniu, walcząc z próbą uformowania na twarzy ciepłego uśmiechu przełamującego tępy ból we wnętrzu zmiażdżonego fragmentu ciała. Milczenie mile łechtało drżące powietrze między nimi, a kiedy w końcu chłopak sięgnął po drążącą dłoń narzeczonej, odsunął się i pochylił w szarmanckim geście składając pocałunek na wierzchu pachnącej, zaskakująco gładkiej fakturze skóry. Z pewnością dostałby order za zgrabne zachowanie zgodne z etykietą, gdyby nie prawa ręka, o której usilnie próbował zapomnieć. - Wybacz za tak niestosowne powitanie, ale przez chwilę wydawało mi się że śnię. Jednak ty wciąż tu jesteś, niczym anioł przybierający ziemską postać. – O tak. Yumi nie znała od tej strony Amycusa, który przy odpowiedniej dawce wysiłku potrafił przyprawić niejedną dziewczynę o solidne rumieńce na twarzy. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:39 | |
| Błyszczyk malinowy, którym okryła dziś z radością usta, zniknął tak samo jak niedawno apaszka, której nie dostrzegła na jego nadgarstku. Nigdy nie przywyknie do takiego zainteresowania z jego strony. Traktował ją całkowicie poważnie, udowadniał, że w pewnym sensie nie jest mu obojętna, a to samo w sobie rozczulało Yumi. Czuła się odrobinę komuś potrzebna, a warto zauważyć, że nie czuła tego nigdy, wcześnie osierocona. Jej doświadczenie z chłopcami chowało się za fasadą wstydu i udawało, że nie ma znaczenia. Przypominała niewinne dziecię, nie znające złego świata i złych ludzi, a tym bardziej zmysłowej strony drugiego człowieka. Choć pierwsze słowa stały się czystym kłamstwem, tak nowe emocje poznawała już od paru miesięcy, okalając je mianem pięknych, bezcennych wspomnień, które nigdy nie mogą wygasnąć. Dzięki Abigail poczuła się w swoim ciele pewnie. Jak u siebie, tak, jak powinna czuć się zawsze, o każdej porze dnia i nocy. Dotychczasowe kompleksy ucichły porażone spojrzeniami Amycusa, nie ukrywającego swojego zainteresowania. Zachowywali się nader niestosownie, a gdyby mieli szansę cofnięcia się w czasie o te kilka minut, powtórzyłaby to bez zastanowienia. Ich jedyną publicznością był dziki kot, a więc mogli skraść krótką chwilę dla siebie. Cieszyła się, że go widzi, cieszyła się, że gniew nie był wygrawerowany na jego twarzy tak, jak widziała to w szpitalu. Wiedziała, że w domu poczuje się lepiej, a ona przybyła tutaj po to, żeby jakoś mu ulżyć. Dawno temu obiecała dać mu szansę, a więc dotrzymywała słowa, zachwycając się nowymi dawkami lekkiej adrenaliny przepływającej gwałtownie przez żyły. Palce dziewczyny jeszcze mocniej zadrżały, odbierając ociągnie z jego strony. Sprawił jej tym przyjemność, przypomniał, że w jakiś sposób jest podatny na jej wyraziste dziś wdzięki. Yumi nie dojrzała jeszcze do noszenia pierścionka zaręczynowego. Przywykła do myśli, że są narzeczonymi (wbrew temu nie umiała nazwać ich parą, jak próbowała wyjaśnić to Skai), lecz ciężar biżuterii wciąż kojarzył się jej z szokiem i załamaniem, jaki przeżyła na ich zaręczynach. Nie wymazała tego wspomnienia, było za świeże. Chusta, którą okryła ramiona, zsunęła się odrobinę, odsłaniając bladą, ciepłą skórę. Odzyskawszy niewiele miejsca, uniosła swą rękę i poprawiła ją, nakładając na swoje miejsce. Wciąż nazywała siebie tym rozsądniejszym rozsądkiem, nie pozwalając na zapędzenie się, o którym nie jeden raz myślała. Zamrugała gęstymi rzęsami, powiększającymi skośne oczy. Zagryzła lewy kącik dolnej wargi, gdy jej rękę owionął ciepły oddech chłopaka. Niczym na zawołanie, rumieniec na jej policzkach nabrał widoczniejszej barwy. - Nie wybaczę, że nie witasz mnie tak na co dzień. - powiedziała, zanim pomyślała, automatycznie pesząc się i uciekając wzrokiem, jak tylko zdała sobie sprawę z własnych słów. Zawstydziła się, skupiając spojrzenie na przyglądającym się im bezczelnie kughuarze. On też ją speszył, bo patrzył i patrzył na nich, nie wiadomo co sobie myśląc. Jeśli Amycus przyprawiał wiele dziewcząt o rumieńce, z dziecinną łatwością działało to na Yumi, nie przywykłą do komplementów i tak dżentelmeńskiego, szczerego zachowania wobec siebie. - Jak się czujesz? - zapytała, spoglądając niepewnie na niego, dyskretnie zerkając na prawą rękę opuszczoną wzdłuż ciała. Powstrzymywała się przed sięgnięciem po nią, osamotnioną i zapomnianą. Miała zostać zapomniana, a Yui tego nie chciała. Grała póki co na zasadach jakie on ustalał. Pamiętała słowa jego matki. Miała być silna, a wtedy Amycus pozbiera się sam i w końcu pozwoli, aby mogła obdarzyć chorą ręką całym swoim zainteresowaniem. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:40 | |
| Słońce świeciło wystarczająco wysoko, aby rozświetlić nienaturalnie bladą twarz Amycusa, naznaczoną przede wszystkim chorobą i pozostałościami po toksynie odbierając mu zdrowego wyglądu. I nawet jego spojrzenie nabrało jaśniejszej barwy kiedy podniósł spojrzenie ze zgiętej pozycji na twarz okoloną solidnymi rumieńcami oraz speszeniem wchodzącym niemalże na nos dziewczyny ze swoją intensywnością. Kącik ust w końcu drgnął i twarz chłopaka okolił lekki uśmiech zdradzający domniemane rozbawienie zachowaniem Yumi, utwierdzającym się kiedy wyprostował się i nie wypuścił jej ręki ze swego trzymania. Posiadała zadziwiająco ciepłą skórę, która zazwyczaj obniżona była o kilka znaczących stopni informując ją o złym krążeniu krwi w żyłach, jakie bagatelizowała uważając się za zdrową, młodą osobę bez żadnych fizycznych defektów jedynie pozornie, nie pozwalając osobom pobocznym obserwować własne kompleksy. Zerknął przez ramię w stronę wciąż czającego się kota poruszającego właśnie miarowo ogonem, niezbyt zadowolony przerwaniem tak rzadkiej pieszczoty wychodzącej od młodego panicza, że gotowy był okazywać swą niechęć w stosunku do gościa. Amycus powrócił po chwili spojrzeniem do dziewczyny unosząc jej dłoń i puszczając, podsuwając tym samym zgięty łokieć z … tak, mogła bez przeszkód dostrzec fioletową bliznę przypominającą do złudzenia oparzenie, którego przecież nie mogła wcześniej spostrzec ze względu na wypijane co dzień eliksiry maskujące. Nie odpowiadał na zadane przez nią pytanie ograniczając się do wypuszczenia tej małej iskry w lekko zamglonych oczach, stanowiących dla niej ostrzeżenie aby nie poruszała jeszcze tego tematu w tak bezpośredni sposób, mimo iż zdawał sobie sprawę z kierującej nią troski. – Nie narzekam, dziękuję że pytasz. – Odpowiedział z wyczuwalnym dystansem, nie zastanawiając się nawet że taka oschłość może diametralnie pozbawić jej spojrzenie ciepłej aury i widocznie wstrzymywanej czułości, jaką jego zdaniem tłumiła w sobie. Zaproponował jej w niewerbalny sposób spacer, ruszając w stronę pozostawionego temblaka i książki, przypominając sobie o trawie jaka z pewnością wypadła mu z ust podczas rozpoznania Yumi w sylwetce nadchodzącej ślicznotki. Zerkając na nią niezbyt nachalnie zastanawiał się jaki miała powód w tak diametralnej dla siebie zmianie, nie niszcząc otaczającej ich atmosfery zbędnymi pytaniami, jakie stanowiłyby zdeptanie tak spokojnego dla obojga czasu, którego za każdym razem nadużywali. - Zastanawiam się w jaki sposób mógłbym powiedzieć ci, jak pięknie wyglądasz i nie znajduję odpowiednich słów. Ufam, że uwierzysz w moją szczerość i sama spostrzeżesz uwielbienie, jakim ciebie darzę. – Odezwał się ponownie z wyczuciem pociągniętą zdecydowanie dalej niż powinien, wyczuwając obserwację ze strony rodziców maczających z pewnością swoje palce w tym niecodziennym spotkaniu, dlatego też czuł się zobowiązany do zaprezentowania się przed Yumi z tej lepszej strony w duchu wychowania arystokratycznego, skoro w jego żyłach płynęła szlachecka krew dziadka Ravena. Podeszli w końcu do wgniecenia w trawie i na krótki moment przykucnął po chustę stanowiącą prosty temblak, jednak zamiast męczyć się z jego przywiązywaniem – wsunął go za pasek od strony pleców, po czym wyciągnął dłoń w stronę nastolatki, nie siląc się na ponowny uśmiech, odczekując aż ujmie jego palce i zaczną oddalać się od posiadłości w głąb ogrodu, omijając tę część w jakiej organizowana była uroczystość zaręczyn. - Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, aczkolwiek twoja twarz.. przestałaś być zagubiona. Mylę się? – Spytał wcale nie słabszym od poprzedniego głosem, interesując się zmianami w psychice dziewczyny i powodów, dla którego ośmieliła się ubrać w tak.. wyzywający jak na nią strój. Gdzieś myślami pobiegł do wspomnień sprzed ponad 10 miesięcy kiedy jego doświadczenia skrzyżowały się z zaskakującym umiejętności piętnastoletniej koleżanki, zmieniając wyraz jego twarzy na … nadzieję? Sam do końca nie potrafił zdefiniować własnego uczucia, przekonany o delikatnym cieple krążącym po karku i podbrzuszu Amycusa, zmieniając jego spojrzenie na głębsze, utrudniające zinterpretowanie. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:41 | |
| Wzięła głębszy wdech do złudzenia mówiący "spokój, tylko spokój" na widok uśmiechu Amycusa. Nie powinien śmiać się z jej zawstydzenia, bo wprawiał ją w jeszcze większy stres. Abigail nakazała jej skupić się na własnym wyglądzie i opinii innych, co dotychczas dla Yumi było nie do pomyślenia. Dopóki ubierała się schludnie, wygodnie i skromnie, nie przejmowała się niczym. Założyła tę bardziej skromną sukienkę, odkrywającą tak wiele ciała, a kosztowało ją to wiele odwagi. W szczególności, gdy wyszła z domu świadoma, że nie ma szans już się przebrać na coś skromniejszego. Spojrzenie Amycusa utwierdziło ją w przekonaniu o prawidłowości swojego zachowania. Gdyby tylko nie uśmiechał się z rumieńca, wszystko byłoby piękne. Yu uniosła jedną, wolną rękę do policzków, ocierając je, jakby chciała tym gestem zetrzeć ich barwę. Niestety, pozostały. Posłała przepraszający uśmiech kociakowi za podkradanie właściciela. Nie miała wyrzutów sumienia aczkolwiek jeśli kughuar postanowiłby dać jej szansę, wylałaby na niego nadmiar miłości aż na jej widok uciekałby przerażony ilością przytuleń, które by mu zaoferowała. Letni wiatr oziębił dłoń dziewczyny. Zatrzęsła się i bynajmniej nie z zimna, a z powodu obecności fioletowego sińca, wcześniej niezauważonego. Nie ukrywała, że to zauważyła. Powstrzymała cisnący się na usta komentarz, pytanie, nakaz opatrzenia tego. Wzbierała się w niej irytacja, że musi obchodzić się z nim tak delikatnie. Chciała, żeby był zdrowy, dawnym sobą. Chciała to wszystko opatrzyć tak, jak on opatrywał jej pamiątki po... potrząsnęła głową odsuwając od siebie nieprzyjemne myśli. Zacisnęła mocno usta, prostując się na wyczuwalny dystans. Osiwieje z nim. Osiwieje przed trzydziestką, a następnie oszaleje z naprzemienności jego nastrojów. Dopiero co obdarzył ją najczulszym powitaniem odkąd się znają, a teraz serwuje jej chłód z powodu naturalnej troski płynącej z serca. Uraził ją tym, i również powstrzymała się od komentarza. Posłała mu czujne spojrzenie, a potem odwróciła głowę w stronę kota, bo choć zwierzę nie było jej przychylne, ofiarowywało jej jednostajne podejście, od którego nie zwariuje. Ruszyła powoli pół metra za nim w stronę pozostawionego temblaka i książki. Zerknęła na tytuł i zatrzęsła się, wzdrygnęła i skrzywiła. Nie powiedziała absolutnie nic, gdyż komentarzem było nagłe spięcie mięśni i zesztywnienie dopiero co rozluźnionych ramion. Słodka lekkość uciekła... Odwiódł ją od interpretowanego ssania w żołądku, wypowiadając słowa wpędzające ją w jeszcze głębszy wstyd. Rumieniec powrócił ze zdwojoną siłą, sięgając również szyi i dekoltu. Wmusiła w siebie wdech świeżego powietrza, zerkając jednocześnie na jego sylwetkę. Nie wierzyła w komplementy, przez swoją niską samoocenę. Nie umiała ich przyjąć, nie wiedząc jak ma się zachować. Sięgnęła do jego ręki, splatając ich palce ze sobą. Drugą ręką zakryła ich złączone dłonie i tak na wpół przytulona do ramienia powoli zrównała z nim krok pozwalając mu poprowadzić w miejsce, które sobie obrał. - Amycusie. - upomniała go, zwracając mu uwagę co wyprawia swoimi słowami. Czy spostrzegła to uwielbienie? Możliwe aczkolwiek nigdy nie nazwała tego po imieniu, nie wierząc, że ktoś mógłby ją uwielbiać. Ją, Yumi Merberet, jedną z wielu? Zrobiło się jej cieplej, goręcej, zaś rumieniec nie chciał zejść z jej policzków. Miała wciąż problemy, aby spojrzeć mu prosto w oczy, zawstydzona z niewiadomego powodu. Zastanowiła się, dlaczego ludzie odczuwają wstyd przy wysłuchiwaniu komplementów. Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie. - Jest... lepiej. Wydaje mi się, że... bardziej do ciebie pasuję. - szepnęła, stawiając lekko kroki oraz starając się w miarę ignorować silne ciepło łaskoczące całą długość jej ręki. Obejmowała jego dłoń, zaciskała na niej palce zdradzając pewną formę stresu tym spotkaniem, bowiem uświadamiała sobie z każdą chwilą dlaczego tak łatwo jest jej podejść i go pocałować. Odpowiedzieć, skąd w niej ta naturalność w głaskaniu go, przyglądaniu się mu z ciepłem. Doprowadzał ją do szewskiej pasji, a mimo to umiała wylać na niego czułość, którą faktycznie wciąż utrzymywała na stosownym poziomie. Pewnym było, że radowała się ze słów Amycusa. Miała ochotę pobiec do Skai i Arii, zapiszczeć z radości i zatańczyć z nimi kawałek baletu, aby potem wylądować na tyłku i dalej śmiać się, że jest dla kogoś tak ładna, że powiedziano o tym głośno. Tak trudno było jej w to uwierzyć, a mimo tego cieszyła się po kryjomu. Pasowała teraz do Amycusa bardziej, przynajmniej z wyglądu. Dzięki Abigail zdała sobie sprawę, że dotychczas wyglądała przy nim jak szkarada. Mała dziewczynka, nie znająca świata stojąca przy oszałamiająco przystojnym i sławnym ślizgonie. Skrajność obok skrajności. Ubrana w elegancki strój, wypolerowana na błysk, poprawiona w każdym detalu wydawała się fizycznie doroślejsza. Zupełnie, jakby ciało nadrabiało przestarzałość umysłu. Yumi spuściła głowę zaraz po tym jak napotkała głębsze, ciemniejsze oczy Amycusa. Nie wiedziała co to miało znaczyć i chyba nie bardzo chciała się dowiadywać. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:41 | |
| Czujne spojrzenie znalazło się na tym samym fragmencie ciała, które spostrzegła chwilę po tym jak zaprezentował jej niezagojoną bliznę ani przez moment nie dążąc do wyjawienia kolejnego sekretu ciała, jakiego ona usilnie nie chciała oglądać, wprawiając go w większe niezadowolenie niż mogłaby podejrzewać. Krótki błysk w jej jasnych oczach upewnił go o obawie trawiącej duszę, ale zaciskające się mięśnie na tych delikatnych rysach zaprzeczył o ich istnieniu, kiedy nakładała pozornie nieporuszoną niczym maskę. W tym momencie dopiero zmarszczył brwi, nie stworzył jednak zmarszczki miedzy nimi i zsunął spojrzenie w stronę centrum tego całego spaceru, ze świadomością nieprzychylnych zmian zachodzących w Yumi, nad jakimi nie miał żadnej kontroli. To zaś zamiast utrzymać go we względnym spokoju podburzało go, co okazywał ukierunkowaniem zainteresowania na odsłonięte fragmenty ciała, wyszukując odpowiednio oddalonego od posiadłości drzewa. Nie potrafiąc wytłumaczyć dziewczynie w tak prosty sposób własnego dystansu skupił się na tej delikatnej twarzy po raz kolejny, zanim jeszcze dobrnęli do wyznaczonego przez niego celu. Czuł silnie zaciśnięte palce na swojej dłoni i odwzajemniał to z nieco mniejszym natężeniem z obawy przed połamaniem kości Yumi, więc w końcu.. wypuścił niezbyt lekkie powietrze z płuc, próbując dociec dlaczego empatia dziewczyny jest na tak wysokim poziomie, że zmienia jej samopoczucie w zależności od humoru rozmówcy. Czyżby nie potrafiła odciąć się od emocji? Amycus chciał więc, aby tak pozostało już do końca życia. Aby mógł czerpać od niej siłę tego, co zostało u zabrane i sycić się tym, obserwować ją w codzienności i kierować wedle własnych pomysłów, wybiegając naprzeciw skrywanym przez nią potrzebom. Podniósł dłoń z błyskiem w oczach i pocałował wierzch dłoni dziewczyny nie zatrzymując się, a jedynie podkreślając tym tajemniczym gestem swoje słowa, ucinając jej upomnienie z wyczuciem powiększającego się rumieńca. - Bardziej do mnie pasuje? – Powtórzył za nią z delikatną modyfikacją, nie do końca rozumiejąc wypowiadane przez nią słowa, doszukując się w tym logicznego sensu i nic nie przychodziło mu do głowy wystarczająco długo, aby zdążyli wyminąć uciekającego w krzaki kughuara i dobrnęli do ścieżki prowadzącej nad staw. Nie spodobała mu się ta ucieczka spojrzenia dziewczyny, jakby zaczęła obawiać się czegoś pozostającego poza zasięgiem jego poznania, a wystającego tuż pod nosem. Czyżby był ślepcem? Zatrzymał się zmuszając również do tego dziewczynę i przyjrzał się jej uważniej, dopiero po chwili rozplatając ich dłonie i chwytając ją za podbródek, uniósł twarz w swoją stronę, zmuszając do głębokiego spojrzenia w oczy. To co się w nich czaiło nie należało do łatwej interpretacji i chociaż dostrzegał te jasne przebłyski ciepła, uciekały one pod wpływem zażenowania, ustępując również ledwo pojawiającym się zawirowaniom głowy, co trudno mu było znieść. Zamiast zadać jedno z ponaglających go pytań pozwolił sobie na kolejną chwilę zapomnienia od bólu, wmawiając sobie, że jest on częścią rozkoszy jaką odczuje po aktywnym ze strony Yumi pocałunku. - Oh Yui.. – Wyszeptał z niebywałą wręcz czułością domagając się ujrzenia ogników stopniowo zapalających się w jej oczach, będąca jedną z pierwszych kroków odzierającej z niej ostrożności. Czy rzeczywiście potrafiła sprzeciwić się jego ruchom? Czy wciąż trzymał nad nią władzę i pozostawała w sferze własności? Czyż nie uzyskała kolejnego stopnia wtajemniczenia w jego życie? Czyż nie widziała go w najsłabszych momentach życia, a mimo to trwała przy jego boku przekonana o własnym bezpieczeństwie? Co nakazywało zmianę nastawienia i czy kierowała nią litość? Dlaczego odpychała go od siebie, nie potrafiąc dotrzymać mu tempa? Dlaczego mętlik w głowie nie pozwalał mu uporządkowania ich i zaszufladkowania w odpowiednie kategorie w umyśle, zmuszając go do obijania się wewnątrz zamkniętej klatki, którego klucz trzymała w swoich dłoniach Yumi? Zamiast utrzymać dotychczasowy obraz obejrzał się przez ramię dostrzegając jedynie strzygących ogrodzenie mężczyzn, wracając dopiero po krótkiej chwili aby chwycić ją za nadgarstek dłoni obleczonej w kilka bransoletek i ciągnąć ją za sobą zmusił do krótkotrwałego biegu. Skręcił gwałtownie w prawo, a następnie przyciągnął ją do siebie mocno. Bardzo mocno, ponieważ zderzyli się ze sobą tracąc chwilową równowagę kiedy przylgnął plecami do grubego pnia drzewa, przypominającego to, o jakie uderzył na obozie. Wracając jednak trzymał ją mocno za przedramię i nie zamierzał puścić, wpatrując się skrzącym wzrokiem prosto w jej oczy. - Szaleję kiedy cię nie ma i kiedy jesteś obok. Szaleję ze świadomości, że mogę trzymać cię w ramionach i chcę więcej. Miałaś być tylko pionkiem do osiągnięcia celu, a stałaś się jedynym celem mego życia. Coś ty ze mną zrobiła, Yumi? – Wycedził z zaciśniętych ust gniewne słowa wstrzymywane wcześniejszym dystansem i kiedy tylko dostrzegł oburzenie na jej twarzy wraz z próbą wyrwania się, wychylił głowę w stronę jej słodkich ust. – Zamieszkaj ze mną. Tutaj, czy gdziekolwiek indziej. – Wyrzucił ponownie między powierzchownymi pocałunkami mocniej zaciskając palce na ręce dziewczyny, nieświadomie zadając jej ból. – Oszaleję bez ciebie. Oszaleję bez twojego dotyku. – Gniew przeplatający się z pożądaniem tworzył po raz kolejny niebezpieczną mieszankę, której wybuch z pewnością spowodowałby szkody trudne do odbudowania. Najstraszniejsze w zachowaniu Amycusa było to, że każde słowo nasączone było powagą i śmiałością, jakiej spory czas nie widziała. – Czy taki miałaś plan? Czy o to ci chodziło? – Zapytał w końcu zaprzestając pocałunków na korzyść niezrozumiałego spojrzenia, które nie niosło w sobie niczego sztucznego. Puszczając rękę Yumi przeniósł ją na jej talię i przyciągnął ją do siebie, aby pochyliła się i oparła o jego tors. Gorączki nie miał, ale z jego umysłem chyba nie wszystko było w porządku, w przeciwnym razie nie myślałby tak często o smutnym spojrzeniu dużych oczu roniących łzy. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:42 | |
| Odwzajemniony ścisk dłoni trzymał ją na ziemi, a jednocześnie czuła, że zaraz odleci ku górze, ku chmurom. Lekkość powróciła na chwilę, aby przypomnieć jej o brakach, które musi wypełnić. Tak strasznie bała się, że ich porozumienie w końcu zniknie, trwając zbyt długo, aby było wieczne. Znali się niemalże od kołyski, narzucono im znajomość. Siedzieli w tej samej piaskownicy, obok siebie, nie ze sobą. On, Alecto i Yu. Nie robili babek z piasku wspólnie, tylko osobno. Nie bawili się razem, tkwili oddzielnie, tak blisko i daleko jednocześnie, mając zaledwie pięć-sześć lat. Kontakt nagle urwał się, wraz z tragedią jaka spadła na jej rodzinę. Straciła rodziców, straciła całą swą radość i beztroskę, pożegnawszy piaskownicę raz na zawsze. Mając lat dziesięć próbowała zdusić, zabić w sobie empatię, aby nie czuć dojmującego, destrukcyjnego bólu ojca. Nie zabiła jej, ona nadal w niej tkwiła i choć nie karmiona pozytywnymi uczuciami, odzywała się po latach złakniona nowości. Broniła się przed ludźmi, lecz bronić się przed Amycusem nie umiała. Szukała w pamięci dnia, w którym przestali być normalnymi dziećmi dzielącymi jedną piaskownicę i jeden plac zabaw. Podświadomie przejmowała jego nastrój, chłonęła złość i gniew, dzieląc to z nim. Nie chciała tego na siebie brać, czując, że oszaleje nie otrzymawszy w zamian ciepła, którego potrzebowała. Yumi była tylko człowiekiem, dojrzewającą dziewczyną, nastolatką, a więc tym bardziej odczuwała brak swojego miejsca w świecie. Hormony zmuszały ją do przemyśleń, po co żyje, dla kogo i czy to ma sens. Nabierało, zaś tlący się w niej promyk uduszonej beztroski dawał o sobie znać. Rozlewające się w klatce piersiowej mrowienie wywołane ucałowaniem dłoni, zdezorientowało ją. Mogła przysiąc, że skóra na ręce jeszcze długo będzie palić i nosić na sobie niewidzialne znamiono dotyku spękanych, miękkich ust. Nie pasowali do siebie, skrajnie różni. Choć pochodzili z jednego świata, na próżno było doszukiwać się w nich cech wspólnych. Nie tak dawno Yumi zarzekała się, że nawet się nie lubią, a więc "bycie przyjaciółmi" nie wyjdzie im, nie uda się przez różnicę charakteru. Czyż naprawdę tego nie widział? Swoim wyglądem nie poświadczała, że pochodzi z rodziny, choć maleńkiej, ale za to czystokrwistej bez żadnego zmieszania. Pozwalając Abigail zrobić z niej młodziutką kobietę, a nie dziewczynę prezentowała się przy Amycusie lepiej, była bardziej godna, żeby stać u jego boku. Sama zadowalała się jedynie porozumieniem na sferze emocjonalnej, zaś przyszła teściowa nakazywała jej patrzenie ze wszystkich stron, aby uzyskać harmonię i pewność siebie. Odprowadziła wzrokiem uciekającego kughuara, wciąż zawstydzona usłyszanymi słowami. Powiodła spojrzeniem po uroczym, małym stawie, którego wcześniej nie miała okazji zobaczyć. Tutaj musi być pięknie nocą, zaś niebo odbijałoby się w tafli wody. Zapach trawy, kwiatów i świergot pasikoników oraz gwiazdy... nagle zapragnęła zostać tutaj całą noc, by ujrzeć nieboskłon z miejsca zamieszkania Amycusa. Może tutaj są inne gwiazdy, może tutaj mówią co innego? Oderwana od myśli spuściła wzrok na dłoń chłopaka zmuszającego do spojrzenia mu prosto w oczy. Z wahaniem spełniła jego niemą prośbę o kontakt wzrokowy, mając nadzieję, że zażenowanie nie jest tak widoczne jak to właśnie czuje. Widziała jak na dłoni objawy zamyślenia. Analizował, szukał logicznego wyjaśnienia jej słów, a przecież to wszystko było jasne jak słońce. Starczyło nie spoglądać tak głęboko, bo widać to powierzchownie. Z boku. Z drugiej strony. Brąz skośnych oczu dziewczyny zakryła delikatna mgła. Wypuściła powoli gorące powietrze z ust napawając się dźwiękiem jego głosu wymawiającego skrót imienia z obezwładniającą czułością. Powrócił do niej ból serca, skurcz utrudniający spokojne oddychanie. Poznała go lepiej niż kiedykolwiek, dwukrotnie widziała wyraz jego oczu, gdy chciał obedrzeć ze skóry pewne osoby. Przez chwilę jakiś czas temu widziała mord wymalowany na tej twarzy, którą mimo wszystko chciała przytulać do swojej. Nie potrafiła... przestać czuć się przy nim dobrze. Broniła się przed tym, sam wiedział jak zaciekle i jak długo, a stało się zupełnie inaczej, odwrotnie. Jej wysiłek poszedł na marne, stał się bezsensem. Spadła brutalnie na ziemię, rzecz jasna w przenośni, zaskoczona nagłym biegiem. Obejrzała się przez ramię szukając zagrożenia... czegokolwiek, co wyjaśniłoby dlaczego tak nagle się spieszą. Przecież tutaj jest im dobrze... Nie spodziewała się nagłego zatrzymania, a więc wpadła mało delikatnie na Amycusa, odbijając się leciutko od jego torsu. Przygarnął ją do siebie, jakby nie mieli już miejsca. Przylgnęła tak do niego, a jego ręce narzucały siłę objęcia, grawerując wokół jej bioder bladoróżowy ślad siły... gniewu? Uczucia wylewającego się z Amycusa ze wszystkich stron. Oparta swym niewielkim biustem o wąski tors, nie drgnęła nawet porażona widokiem jego oczu. Kilka kosmyków wydostało się ze spinki utrzymującej włosy w koku. Przecięły jej powieki, zahaczając o długie rzęsy. Nawet ich nie zgarnęła, ani też nie zauważyła opadającej z ramion chusty z delikatnego materiału. Gardło Yu ścisnęło się boleśnie, odbierając jej dech w piersiach. Oczy pociemniały, zwilgotniały, a serce karmiło się zagniewanymi słowami. Oddychała z wielkim trudem, płytko i szybko, jakby była podenerwowana nadchodzącym egzaminem. Działo się coś istotnego, coś bardzo ważnego, co musiała zdać, aby mieć zapewnioną stabilną przyszłość. Aby była kimś. Nie odpowiedziała na jego pytanie, nie potrafiąc sformułować żadnego sensownego słowa tłumaczącego jej zachowanie. Nie zrobiła mu absolutnie nic, to on zrobił coś jej... psując wszystko, niszcząc jej życie, aby potem odbudować ją na nowo. To on był wszystkiemu winny... sam sobie zawdzięczał empatię Yu. Poruszyła się wsparta o niego całym ciałem, zatrzęsła się z nadmiaru emocji i otrzymywanych intensywnych bodźców. Zamieszkać? Zamieszkać z nim? Mieć go codziennie rano, codziennie wieczorem, w nocy? Tuż obok, gdzie mogłaby ku niemu sięgnąć ręką, gdy poczuje, że spada i tonie? Odpowiedzią było jej spojrzenie, niedowierzające, że tego chce. Rozchyliła usta, a dech wstrzymała, chłonąc krótkie, płytkie pocałunki, które mimo tego czuła w całym ciele, aż po koniuszki palców. Z zaciśniętego gardła wydobył się bolesny jęk. Dotknęła obiema dłońmi jego szyi, pulsującej tętnicy. Pogłaskała ją, pogłaskała każdy centymetr policzków, szczególną delikatnością obdarzając bliznę na policzku. Dotykała jego twarzy, łaskocząc ją i chłonąc jej ciepło. Mówił to tak szybko, z taką powagą i siłą, iż Yumi poczuła, że zaraz zemdleje, zniknie i przestanie istnieć. Ciśnienie w płucach osiągnęło wysoki poziom, nie potrafiła nawet odczuć bólu miażdżonej ręki, przejęta narastającym napieraniem na serce. Tak długo nic nie mówiła, nie potrafiąc odpowiedzieć na żadne z jego pytań. Jęknęła znowu, a w kącikach jej oczu błysnęły maleńkie łzy. Potrząsnęła głową, poruszyła bezgłośnie ustami, a palce związała w pięści tak mocno, aż pobielały jej knykcie. - Przecież... p-przecież tego chciałeś. - szepnęła cicho, łapiąc oddech z niebywałą trudnością. Coś w niej tykało obiecując rychły wybuch... - Przecież chciałeś, żebym się w tobie zakochała. - słowa wylały się z jej ust, z wyrzutem, wypowiedziane z dławiącym bólem mającym swe źródło na samym dnie serca. Spojrzała mu w oczy, a jej ciałem wstrząsnął silny dreszcz, gdy skuliła ramiona obnażona jak nigdy. Ból w sercu wylał się z niej objawiając się kolejnym silnym wstrząsem. Postronny obserwator mógłby przysiąc, że dziewczynie coś dolega, że to ona jest chora, zwinięta w kłębek w ramionach Amycusa. - Przecież tego chciałeś. - wydusiła na ostatnim tchu, słabszym głosem. Nie umiała wziąć głębszego wdechu, przerażona zbyt silnym uniesieniem w płucach. Jeśli ją puści, jeśli odsunie się na chociażby pół metra, a jego uścisk zelży, Yumi upadnie na kolana targana dziwnymi dreszczami. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:43 | |
| Milczenie jakie zapanowało między nimi przecinane było cichymi, niezwykle łapczywymi oddechami uciekajacymi mimowolnie, wbrew woli właścicieli płuc. Rozgrzane palce obsypywaly całą twarz chlopaka wpatrujacego sie w coraz mocnia drzaca istotke, niezwykle krucha i wystarczająco delikatna, aby opiekować sie nią aż do kresu życia. Nie potrafił odsunąć ani na moment swej dłoni z sylwetki odzianej w niezwykle cienki materiał, wyczuwajac gesia skorke utworzona na powierzchownej warstwie skóry. Odpowiedź przepelniona była rozpaczą i strachem, a odczytanie jej z czulego spojrzenia Yumi nie bylo aż tak trudnym zadaniem jak podejrzewał to wczesniej, kiedy mial z tym trudności. Urwane słowa uciszyly wszelkie pytania w glowie Amycusa tylko po to, aby mogły zaatakować go ze zdwojoną siłą, nie pozwalając mu utrzymać w ryzach własnego języka. Przyglądając się niepokornemu kosmykowi z grzywki próbował przedrzeć się temu niewinnemu stworzeniu, jakie trzymał w swych ramionach. - Pragnąłem tego i wciąż pragnę drżąc na myśl jak wiele cierpienia może cię spotkać. Czy ta miłość ci wystarczy? - Odpowiedział nie zwlekając aż w końcu zacisnął palce na sukience pozostawiając na niej ślad na dlugo przed jej ponownym wlozeniem, będąc źródłem namacalnych wspomnień dzisiejszego spotkania, przyciskajac ja jeszcze mocniej do siebie. - nie wiesz jak mocno chciałbym okazać ci swoje zainteresowanie, pokazać ci... - słowa najwyraźniej zaczęły sprawiać mu trudność, bo zamiast dokończyć i odpowiedziec na konkretne zagadnienie - znów podchylil się, nadając jej ustom bardziej krwistego odcieniu z powodu coraz zarliwszych pocalunkow nakrapianych niecierpliwością w formie podgryzania dolnej wargi. - Mówiłem prawdę prosząc cię, abyś została przy mnie. - Dopowiedzial gdzieś pomiędzy urwanymi slowami w połowie. Wburzenie mieszajace w jego umyśle wyczuwalne było już w innymi miejscu, czego nie zamierzał wcale ukrywać, przesuwając usta na policzki dziewczyny docierając na wilgotne kaciki oczu. - proszę, powtórz to - dodał łagodniej z niebagatelną łagodnością. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:43 | |
| Nie potrafiła znieść tego, co się z nią dzieje. Nie zachowa w ten sposób spokoju o jaki miała walczyć dla dobra Amycusa i jego chorej ręki. Wszystkie plany diabli brali im bardziej ją do siebie przygarniał, im mocniej obejmował jej talię, wyciskając na niej ślady bytności swoich rąk. Wymuszał na nie odpowiedzi, których nie chciała mu udzielać przez długi czas, przyspieszając zmiany w ich relacji w sposób mało delikatny. Bardzo dobrze wiedziała jak bardzo będzie cierpieć przez brak odwzajemnionego uczucia. Uświadamiał ją o tym parę razy, przyjęła to świadomości i starała się znaleźć pośrednie rozwiązanie, dzięki którym oboje będą mogli poczuć się spełnieni i kochani. Nie znalazła nic, nie zmieniało się nic poza wzrastaniem jej przywiązania i zasiania w niej niepożądanego uczucia, które mogło w przyszłości ją zabić. Uszczęśliwić albo zabić. Biało albo czarno. Potrząsnęła przecząco gwałtownie głową. To jej nie wystarczy, zawsze będzie jej tego brakowało. Nie poradzi sobie w nieskończoność z tym brakiem, ale czy miała już coś do powiedzenia? Spomiędzy zaciśniętych zębów wydobył się jęk. Amycus miażdżył jej ramiona i choć próbowała coś powiedzieć, nie dawała rady, bo była pewna, że wtedy osunie się na ziemię niczym szmaciana lalka. Yumi nawet teraz cierpiała, trzęsąc się i powstrzymując głuchy szloch. Wbiła paznokcie w jego rozpalony kark, stając na palcach i przyciągając go do siebie mimo, że bardziej się nie dało. Nienasycony i niedelikatny pocałunek odpowiedział jej jak wiele Amycus chciałby jej dać, gdyby umiał to w sobie odszukać. Sięgnęła językiem wgłąb jego ust, pogłębiając pocałunek z własnej inicjatywy. Wyżywała na nim swoje uczucie, którego nie mogła pozbyć się samodzielnie. Potrzebowała go, żeby przyjmował tę... miłość, jeśli tak się to zowie, by nie wybuchnąć, nie załamać się i nie dołączyć do swego ojca - do nazywania się wrakiem człowieka. - Ja zostanę, a ty? - szepnęła, jakby to było coś oczywistego, że będzie przy nim. Nie miała innego wyjścia, została zablokowana i odparowana ze wszystkich stron. Choćby oddała mu pierścionek zaręczynowy, rezygnując ze swej przyszłości, jej serce by tak łatwo się nie poddało, dopóki istnieje ta najmniejsza szansa, że poczuje się kochana. Z całowanych kącików oczu popłynęły słone ciepłe łzy świadczące jak wiele to Yumi kosztuje. Jęknęła na prośbę, nie umiejąc na głos przyznać się jaką teraz będzie miał nad nią władzę. Z jaką łatwością będzie mógł ją zniszczyć i zabić. Wystarczyłyby same słowa. Gdyby została sama... na jedno wychodzi. To, co odważyło się czuć jej serce było nożem przyłożonym do gardła. Oboje o tym wiedzieli, a mimo to stali przy sobie ocierając się o swe rozpalone ciała. - To trudne. Trudne. - szepnęła zamykając oczy przy pojawieniu się silniejszego dreszczu mrożącego krew w żyłach. Wtuliła nos w zagłębienie jego obojczyka, pragnąc zlać się z nim w jedno. Gorąca skóra i pulsująca przy uchu tętnica odbierała jej wszystkie mury, fasady, fosy którymi otaczała się od pięciu, prawie sześciu lat. Tego szumu chciała słuchać i ten oddech słyszeć ilekroć się budzi. Jakże go za to nienawidziła... nie potrafiła wysłowić swej nienawiści, bo brakowało na nią głosu. - Zakochałam się w tobie tak jak chciałeś. Co teraz zrobisz, Amycusie? Co teraz będzie? - zapytała jego szyję łamiącym się od łez tonem. Już nie patrzyła mu w oczy, robiąc nieświadomie to, co tłumaczyła jej Abigail. Pokazać, że nie daje już rady, przedstawić łzy, a potem wtulić się i poczekać na cud. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:44 | |
| Niewinność Yumi przyciągała go stanowczo mocniej niż magnez, hipnotyzując pojawiającymi się łzami stającymi się równocześnie ostatnią batalią o własne serce, które kilka dni temu ofiarowała w dłonie Amycusa, dzisiejszego popołudnia ponawiając swoją prośbę z namacalnym wręcz oddaniem. Nie potrafił odpowiedzieć na tak wielkie poświęcenie z jej strony dostrzegając w tym coś więcej niż zwyczajne dziewczęce zauroczenie, doceniając własną wytrwałość w przebijaniu się przez mur ustawiony niezwykle pieczołowicie rękoma przestraszonego dziecka, zmuszonego cierpień za swoje istnienie bez żadnego solidnego argumentu. Pierwszym prezentem zaręczynowym podarowanym ukochanej było oddalenie z jej życia jedynego napastnika mrożącego krew w żyłach, znęcającego się nad nią nie tylko w sposób fizyczny przez wiele miesięcy, ale odbierający przynależność ojcowskiej miłości bezprawnie, traktując ją jako chwast jaki należy wyplenić. Doskonale oszacował zazdrość i gniew Dereka, któremu odebrano normalne dzieciństwo i ojca kosztem jednostronnej miłości ze strony matki, oddającej swe tchnienie za cenę polepszenia bytu chłopca. Amycusowi bliżej było zrozumienie właśnie tego potwora niźli uczuć wstrząsanych właśnie drobnym ciałem Yumi, jednak zamierzał odsunąć swoje popędy na korzyść czegoś kusząco nowego i tak nieznanego, tak niebezpiecznego, że pozwalał się przyciągać tym smutnym oczom, roztaczając całą swoją opiekę nad niewielką istotą. Jeszcze nigdy nie wydawała mu się tak krucha jak teraz burząc w nim resztki spokoju, które zostały zerwane podczas przenoszenia dłoni z pasa na plecy, ogarniając również ramię Krukonki tak mocno, tak pieczołowicie, że mogłaby usłyszeć ciche sprzeciwy własnych mięśni. A potem zrobił coś, czego nie pozwalał ujrzeć nikomu spoza ofiar, którym usuwał pamięć w niezwykłą wręcz precyzją dopóki miał władzę nad własnym ciałem, odzyskując ją właśnie teraz – trzymając w ryzach życie Yumi na szali z dwoma rozwiązaniami. Wysunąwszy koniuszek języka zlizał spadające łzy w odruchu bezgranicznego szaleństwa zanim jeszcze dziewczyna zamknęła mu usta swoimi, odpowiadając żarliwie na każde zaproszenie z jego strony z taką mocą, o jakiej jej jeszcze nie podejrzewał. Niewinność została rzucona na bruk po raz kolejny przez osobę, którą obdarzyła uczuciem i zamiast w pełni cieszyć się miłością – płakała z żalu nad własną przyszłością nie zdając sobie nawet sprawy ze zmian zachodzących w Amycusie pozostawionym od ponad dwóch miesięcy przez jedyną szczerą przewodniczkę akurat w momencie, w jakim potrzebował jej najbardziej, gotów błagać o wybaczenie i dalsze rady dotyczące nowych sfer, dopiero poznawanych przez niego. Dotychczas zaręczyny miały stanowić drogę do sukcesu i realizacji obowiązków spłodzenia potomków, stanowiących przykrywkę dla prawdziwego celu jaki realizował sukcesywnie pogłębiając znajomości z odpowiednimi dla siebie rówieśnikami. Utrudnienia jakie napotkał na swojej drodze przerosły nastolatka pozbawionego dzieciństwa w beztroskiej i najbardziej wrażliwej formie, zarzucony niepełnosprawnością wiszącą nad nim niczym chmura gradowa, niszcząc dotychczasowy perfekcjonizm. Czyż mogło być coś piękniejszego od widoku zdezorientowanego Carrowa, coraz namiętniej odpowiadając na pocałunki młodej dziewczyny ze śmiałością wsuwając twarz w jej miękkie włosy splecione w coraz bardziej bezwładny kok, kiedy doskonałość została obdarta ze swojej idei wraz z pierwszym krokiem pokonującym próg posiadłości. Zaskoczony odpowiedzią dziewczyny nie podejrzewał wplecenia w to tak wielkiego przerażenia związanego z niepewnością jutra, bezpośrednio odnoszącego się do wiary i zaufania, jakim mimo wszystko Yumi nie potrafiłą go obdarzyć – czego nie miał jej za złe, próbując znaleźć racjonalne argumenty, na wierzch wysuwając odrzucenie przez rodzinę na korzyść powiększenia majątku. Zwyczaj aranżowania małżeństw zaczął odchodzić w zapomnienie odkąd tylko spotkał się z bezpośrednim buntem Alecto, dowiadując się o zdrowszych relacjach zawieranych między pokoleniami z ofiarowaniem wolności wyboru, jakiego pozbawiono większości rodziców. - Po kres mych dni zostanę z tobą. – Delikatne słowa przysięgi spłynęło po coraz cieplejszych wargach Amycusa oddającego swoje ciało we władanie tej drobnej istotki tylko i wyłącznie po to, aby mogła odczuć burzę ograniczających go emocji i dostrzec w nich chociaż niewielkie ziarenko prawdy, budujące ich przyszłość w jaśniejszych barwach podkreślonych niejasnym uśmiechem obleczonym pochmurnym spojrzeniem pełnym pasji. Nigdy nie twierdził, że życie jest łatwe i zmuszał ją do stawienia mu czoła w takiej formie, jakiej dotychczas nie dostrzegała, zaślepiona własną dumą i dziecięcą naiwnością, dlatego nie popędzając jej spędził tych kilka chwil na spijaniu zapachu z puszystych włosów dziewczęcia, przesuwając po nich ustami z niegasnącą fascynacją. Zamiast przyciągnąć ją do siebie jeszcze bliżej i pozwolić na sączenie ciepła ze zgięcia w szyi, pozostawił bez żadnej odpowiedzi w zamian obdarowując ją kolejnym uderzeniem gorąca przemieszanym zamarciem serca, kiedy zsunął ramię stanowczo niżej aż pod jej pośladek i kucając na kilka centymetrów wsparł się o pień drzewa za plecami. Prostując się zmusił ją do chwycenia się za szyję w niezwykle mocnym uścisku, podczas gdy sam uniósł ją w taki sposób, ażeby linia bioder Yumi znajdowała się nieco poniżej mostka, podnosząc nieznacznie sukienkę w niestosowny wręcz sposób. - Ofiaruję ci moje pojęcie miłości. – Odpowiedział z roziskrzonym wzrokiem, zadzierając głowę w górę aby z niemałym wysiłkiem podnieść poziom swojej wytrzymałości na korzyść odwrócenia ich pozycji w wygodniejszy dla niego sposób. Taki bowiem, ażeby oprzeć ją o pień drzewa przyciskając własnymi biodrami w ułamku sekundy zbierając dłoń spod pośladka na udo z krótkim poleceniem: - Obejmij mnie nogami. – Jako polecenie wypowiedziane w tak delikatny sposób, że pierwotna forma rozkazu stopiła się pod wpływem mglistego i przestraszonego spojrzenia, w następnej kolejności bezczelnie przytrzymując ją na całej długości uda z dłonią umiejscowioną pod swobodnie przyciąganym przez grawitację materiałem sukienki, czyli na pośladku przykrytym tylko i wyłącznie bielizną. Zamiast jednak pogodzić się z odmową i niepewnością Merberetówny, żar rozlewający się po jego ciele zdążył wydusić z niego ostatnią blokadę w postaci neonowego napisu o zachowaniu czystości narzeczonej aż do czasu zaślubin. Nikt jednak nie wspomniał o stopniowym oswajaniu ją z ciałem przypisanego mu mężczyzny, którym Amycus stawał się z każdym mijającym dniem, w niecierpliwym oczekiwaniu spoglądając na unoszącą się w nierównym oddechu klatkę piersiową, wstrząsana cyklicznymi dreszczami. – Chcę, abyś miała szansę dowiedzieć się co czuję. Proszę cię o pozwolenie, na które nie musisz mi teraz odpowiadać. Podaruj mi chwilę ukojenia od szaleństwa i rozepnij moją koszulę, potrzebuję ujrzeć to w twoich oczach. – Odezwał się znowu z śmiertelną powagą stawiając ją przed dokonaniem decyzji nieograniczonej czasowo, nie nazywając przy tym pożądania w jego pierwotnej formie upewniając się jedynie, że Yumi dojrzewa jako kobieta nie tylko zewnętrznie i psychicznie, a również seksualnie. Z drżącym oddechem wyczekiwał gestów z jej strony drażniąc ją gorącymi mięśniami, napiętymi pod wpływem słodkiego ciężaru ciała kruszynki trzymanej w nieprzyzwoitej pozycji do jakiej żadne z nich nie powinno nigdy dopuścić. Doszukując się jednak niemego uwielbienia w oczach narzeczonej powstrzymywał się przed śmiałymi gestami ostatkami sił, nie będąc w stanie pokonać tak wielkiego nasilenia emocjonalnego bólu. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:44 | |
| Nie miała szans, wielokrotnie w swym życiu atakowana i osłabiana na każdej sferze rozwojowej. Amycus był niezwykle utalentowanym manipulatorem, znał od podszewki ludzkie potrzeby, zachowania i ukryte mroczne sekrety. Potrafił to przewidzieć, przeanalizować i przeistoczyć na własną korzyść jednocześnie zachowując dobre imię i honor. To, co robił Yumi mogło zdawać się, że było brutalne. Z pozoru niszczył jej pokaleczone krukońskie serce, miażdżąc je w dłoni, żonglując nim, wyciskając z niego krew i życie. To pozory, konkluzja, jeśli znało się mroczną stronę chłopaka. To jej groziło, tak właśnie by skończyła, gdyby nie stało się coś dziwnego, nie pozwalającego mu na zniszczenie jej i wypranie z emocji. Cokolwiek to nie było, uratowało Yu pogrążającą się z każdą nadchodzącą sekundą. Warto zauważyć, że choć młoda i niedoświadczona, nie dawała się zranić otoczeniu. Nie dopuszczała do siebie nikogo chroniąc to, co zostało z jej serca. Gdyby Amycus nie dawał jej powodów do podarowania mu więcej czasu, szansy i rozmów, gdyby nie spoglądał na nią ciemnym wzrokiem, nie doszłoby między nimi do niczego. Nie chciała jego opieki, a obecności, która budowała ją, dodawała sił i pewności siebie. Wiedząc, że stoi za nią potrafiła sprzeciwić się i zbuntować przeciwko trwającej wiele lat niesprawiedliwości. Dzięki niemu jej życie nabrało tempa, płaty rutyny opadały niosąc za sobą zmiany przechodzące jej najśmielsze oczekiwania. Czy tak właśnie wygląda prawdziwe życie? Wciśnięta w jego tors, wyczuwała każde drgnięcie rozgrzanego mięśnia rozpalające ogień w jej sercu. Nie zająknęła się na ten temat ani razu, samej łaknąc mocnego przytulenia. Tylko wtedy świat zatrzymywał się w miejscu, tylko wtedy czuła się spokojna. Targana teraz wieloma chaotycznymi emocjami, wciąż pobierała od niego ciepło i energię. Wystraszył ją, przeraził pochłaniając językiem łzy moczące policzki. Zatrzęsła się i zamarła z chwilą, gdy coś w niej pękło. Namiastka mroku zmieszana ze zmysłowością wywołała nasilenie zimnych dreszczy przebiegających systematycznie wzdłuż kręgosłupa. Choć nagły lęk przed (nie)znaną twarzą Amycusa wzburzył ciepło mieszając je z całą intensywną resztą, nawet przez myśl jej nie przeszło, by uciec i ratować siebie. Nie, została. Poznawała go dalej, burząc obraz Carrowa- perfekcjonisty. Im bliżej jego była, tym widziała więcej uchybień, które zamiast ją razić, przyciągały. Chciała kochać te wady, włącznie z okaleczoną okrutnie ręką. Pytała go czy będzie z nią, bo wszak miał tak bogate doświadczenie z dziewczętami. Trzymał się kurczowo honoru i lojalnie zaprzestał flirtu z wieloma starszymi od niej młodymi kobietami. Yu to drażniło, niepokoiło, że jednak kiedyś ulegnie pokusie i nie tylko zniszczy jej imię, ale zabije zaufanie, jakim go obdarzała. Pytała, aby móc przypominać sobie te słowa w każdej chwili zwątpienia. Żywiła nadzieję, że ich pokolenie jest ostatnim, które zmusi się do zawarcia małżeństwa. To nie jest zdrowe, aby wiązać się na siłę z obcym człowiekiem. Powstaje pytanie, czy Yumi miała szczęście czy pecha? Wciągnęła gwałtownie powietrze do płuc, porażona obietnicą. Nie, przysięgą. Wymuszone "tak" stawało się dobrowolnym "tak", bo tylko z nim umiałaby sobie ułożyć życie i tylko jego mogłaby do siebie dopuścić ryzykując całą siebie. Swoje życie, bowiem był śmiertelnie niebezpieczny. Poświęcała wiele dla niepewnej przyszłości. Z każdym dniem utwierdzała się w przekonaniu, że więcej już nie dostanie. Powinna więc czerpać jak najwięcej z tego, co dostaje. Właśnie dlatego tkwiła przy nim lojalnie, nie uciekając i nie wymawiając się jego szaleństwem i okrucieństwem. Źrenice dziewczyny rozszerzyły się gwałtownie i tak zastygły. Straciła niemalże równowagę, w ostatniej chwili obejmując mocno jego szyję, za mocno. Uda owionął chłodniejszy wiatr zwiastujący nadejście wieczoru, a następnie długiej nocy. Podwinięta sukienka wytrąciła ją całkowicie z równowagi, zaś do głowy przebijała się głośna myśl, aby trzymała się go blisko, inaczej spadnie. Nie tylko na trawę, ale i w bezdenną pustkę. Uniosła ramiona, trzymając się barków Amycusa, który postanowił ni stąd ni zowąd zmienić ich pozycję zamiast prostego poinformowania o na przykład, usadzeniu się na trawie. Zawsze wybierał niekonwencjonalne metody i Yu ledwie za nim nadążała. Słowo "miłość" brzmiało w jego ustach inaczej niż ludzie je wypowiadają. Miało inne brzmienie, inne znaczenie, które chciała poznać, by wiedzieć na czym opierać się w przyszłości. Chropowata kora wcisnęła się w jej plecy, zaś sama Yu była trzymana tylko i wyłącznie przez biodra chłopaka, będące tak blisko. Po raz drugi wzburzył jej spokój, wzbudzając lęk przed nieznanym. Spoglądała na jego twarz i nie potrafiła rozczytać co się z nim dzieje. Szaleństwo, mówił, że oszaleje czy jest z nim czy jej nie ma. Zaufaj mu. On tego potrzebuje. Nie wiedziała skąd ta myśl pojawiła się w jej głowie i kto ją wypowiedział. Trzęsła się od gorąca i palącej ręki Amycusa dotykającej jej w okolicach najbardziej wyczulonych na dotyk, o wielkiej wrażliwości. To było wiele jak na jedno popołudnie, to było tak dużo i nie powinno się wydarzyć. Nie teraz. A mimo wszystko mu zaufała, że wie, co robi. Przytrzymała się jego szyi i z pomocą jego ciała, objęła biodra swoimi nogami, zawieszając się teraz na nim całą sobą. W każdej chwili mogła spaść, jeśli tylko pozwoli sobie na wątpliwości, a i tak powtarzała sobie, że mu ufa. Palący wzrok jakim się w nią wpatrywał obezwładniał ją i nie pozwalał od razu odmówić. Z drugiej strony, czy tak bardzo chciała teraz go odtrącić? Potrzebowała jego bliskości jako dowodu, że nie zdepcze jej połamanego serca. Rozchyliła usta i oniemiała. Nieświadomie opierała obie dłonie o jego barki chłonąc tonację słów, a potem na końcu analizując treść wypowiedzi. Rozpięcie koszuli, którą niedawno zapięła, aby nie kusić nieznanych sobie, swoich własnych demonów? Nie patrzyła nań z uwielbieniem. Emocje przeplatały się na zmianę ze sobą i nie dało się wybrać trafnie tej dominującej. Z gardła Yu wydostał się jęk, który miał być w swojej pierwotnej formie protestem przeciwko temu, co się dzieje i co mogłoby się wydarzyć, jeśli jedno z nich nie przejrzy na oczy. Niestety Yumi przegrała sama ze sobą. Z szokiem zaobserwowała swoje dłonie wędrujące ku pierwszemu zapiętemu guzikowi. Wpatrywała się w niego zdziwiona, zaciekawiona, a po chwili ulokowała spojrzenie w toni czerni oczu Amycusa. Nie odpowiedziała mu na to, gdyż czas jakiego potrzebuje, aby to zrobić jest bardzo długi. Miała tylko piętnaście lat. Patrząc mu prosto w oczy rozpinała powoli guziki, jeden za drugim, robiąc sobie co chwila dwu sekundowe przerwy na wdech. Palce trzęsły się, miały problem z trzecim guzikiem, zaś oczy Yu zasnuła łzawa mgła. Zamrugała, nie patrząc już na guziki, tylko na twarz chłopaka. Dzięki temu rozpięła wszystkie, odsuwając na bok koszulę i odsłaniając przed sobą tors, którego widoku tak unikała. Przez trzydzieści sekund wpatrywała się ciepło w jego oczy, uspokajając samą siebie, że on wie co robi i można mu w tym stanie jeszcze zaufać. Położyła obie dłonie na rozpalonych piersiach chłopaka, dygocząc przy tym i oddychając bardzo powoli. - Amycus. - szepnęła, a za tym miękko wypowiedzianym imieniem kryło się przesłanie "Nie spieprz tego". Przeniosła wzrok na obnażony tors i pokazała chłopakowi, że ją zachwycił i zachęcił do obdarzenia drobną, nieśmiałą pieszczotą. Przesunęła delikatnie palcem po linii począwszy od mostka skończywszy na dolnej partii brzucha, tuż pod pępkiem. Niżej nie ośmieliła się zerkać, a co dopiero myśleć. Powróciła palcem wskazującym tą samą drogą do góry i ułożyła ręce wygodnie na ramionach, na nagiej skórze. Wsunęła dłonie pod koszulę, sięgając ku łopatkom i tam już je pozostawiając. Przyciągnęła go do siebie, aby móc wtulić się w odsłonięte tułowie i poczuć gorąco na własnej skórze. Objęła jego biodra ciaśniej nogami, niemal się w niego wlepiając. Nie zdawała sobie sprawy co może wywołać, nie znała bowiem mocy mowy ciała. Wiedziała tylko, że on jej teraz potrzebuje, a więc da z siebie tyle ile tylko zdoła. Na chwilę obecną niewiele, ale to jest i tak postęp zaważywszy jak bardzo go nienawidziła. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:44 | |
| Są takie chwile, w których zdrowy rozsądek przestaje mieć jakiekolwiek prawo głosu, a utrzymywana przez lata przyzwoitość zostaje zachwiana w posadach pod wpływem szerokiej gamy bodźców stanowiących podwaliny nowych, często niezwykle kuszących doświadczeń. Amycus nieczęsto pozwalał sobie na taki rozwój sytuacji zgadzając się na kontrolę zmieszanego gniewu buchającego z każdym oddechem coraz mocniej, coraz dotkliwiej zagłębiając się w pamięć i zamiast poddawać się doznaniom fizycznym, większą satysfakcję czerpał z zadawania cierpienia (nie)winnym personom, uprzednio obserwowalnych z niewyobrażalną wręcz dokładnością. Nawet teraz, trzymając w objęciach jedyną właściwą dziewczynę nie potrafił skupić całkowicie swoich rozbieganych myśli na jej przeszywającym, niemalże parzącym dotyku i gdzieniegdzie zastanawiał się nad zabrudzeniem wypielęgnowanych dłoni w szkarłatnej cieczy o metalicznym posmaku, doszukując się w przepełnionych emocjami oczach czegoś niebezpiecznego i nowego, rozkazującego nie bagatelizować jej możliwości. To nie tak, że Amycus należał do mistrzów sztuki miłosnej zaledwie 10 miesięcy temu wchodząc w niecodzienną relację umożliwiającą mu napicie się z tego słodkiego jeziorka w wystarczająco zaskakujący sposób, aby nie pozwalał sobie na całkowitą swobodę i kontrolując reakcje własnego organizmu, przypominał kuszące gierki z Jasmine w roli głównej, dostosowując opanowanie wedle aktualnych potrzeb. Tym razem wszystko szlag jasny trafiał, a próby zaprzeczenia własnemu organizmowi zdawały się nie do zniesienia w trakcie spoglądania na jej nagromadzonych emocji, nie potrafiąc rozszyfrować ich i nazwać, doszukując się w reakcjach jej organizmu jedynie słabych przejawów do zdefiniowania poszczególnych, ujmując je jako całokształt wypełniający jej ciało. Nawet kiedy drżała oplatając chudymi nogami biodra nie przebiegło mu przez myśl zerwanie resztek oddzielającego ich materiału prezentując swoje zachowanie z intensywnie widocznym wnętrzem, dostrzegając przy własnych ruchach wzmożoną siłę jaka dotychczas nie miała prawa bytu. To właśnie ta krucha istota zależna od niego właśnie teraz w stu procentach nie pozwalała na zachowanie wewnętrznej równowagi w duszy Ślizgona, o czym coraz mocniej przekonywał się podczas samotnych spacerów pozbawiając się namiastki właśnie tych niezbędnych elementów dla równowagi emocjonalno-hormonalnej, która przez całe życie przepełniona było miarodajnym, jednostajnym wzrostem bez efektów ubocznych w postaci niechcianych uczuć. Jeszcze nie tak dawno przekonany był do utrzymania monotonnego scenariusza przekazując jej jedynie ochłapy pozornego uczucia stanowiącego dla niego puste gesty, na przemiennie z brutalną oschłością doprowadzając do jeszcze większego mętliku w umyśle Yumi, napawając go swoistego rodzaju niepokojem o ich przyszłość ze słabą psychicznie żoną. Jeszcze jakiś czas temu potrafił stanowczo stwierdzić, że zwyciężył nad nią i nie pozwalając powiedzieć jej zbyt wiele, pozwolił zajść się od tyłu pomimo jakiejkolwiek świadomości z jej strony, aby spostrzec pętle na swojej szyi zacieśniającą za każdym razem kiedy sam nią manipulował. Jakim cudem nie zauważył tego w porę? Szelest materiału zdradzał jak wiele musi poświęcić, aby utrzymać władzę nad trzęsącymi się dłońmi i zamiast dopomóc jej w tym, przytrzymywał walcząc z własną słabością organizmu nafaszerowanego wzmacniającymi eliksirami, obserwując nieustannie niezdrowe wręcz wypieki dziewczęcia odsłaniającego zakazany dotychczas teren, aby oznajmić mu że jej niechęć nie związana jest z jego uchybieniami, a niedostosowaniem Yumi tłumiącej nastoletnie potrzeby. Czas dłużył się niemiłosiernie od momentu pierwszego dotyku na rozgrzanej skórze i chociaż istniała możliwość uspokojenia własnego oddechu, Amycus nie był w stanie z tego skorzystać z wyraźnym wyczekiwaniem tęskniąc do czegoś nowego w ich relacji, rozumiejąc że musi chwytać dokładnie to co jest mu dawane, naginając przy tym zasady z niebywałą wręcz ostrożnością. Zamiast dążyć uparcie do celu jak to robił dotychczas stawiał kroki na całkiem nowym gruncie, nieprzygotowany do wydarzeń kolejnych minut pomimo własnej prośby wysnutej w stronę przestraszonej, drżącej z euforii i rozpaczy dziewczyny, zwracając uwagę nawet na sposób wypowiadanego przez nią imienia, obleczonego ostrzeżeniem i czułością kłócących się ze sobą w sposób niewyobrażalny, łącząc równocześnie w nowych doznaniach. Byli zaledwie dziećmi wyrzuconymi na bezkresne morze poznania, nie zdając sobie sprawy z własnej inteligencji oraz doświadczeń stanowiących dla wielu osób czymś niepojętym, przemykającym pod nosem pomimo podeszłego już wieku i zamiast skupić się na tym co ważne, na tym co prowadzi do wyższego celu, zachwycali się półśrodkami. Amycus miał nieodparte wrażenie, że to co się dzieje stanowi pożegnanie dla ich niewinności towarząc miedzy nimi coś stanowczo niebezpiecznego oraz potężnego, na co żadne z nich nie było jeszcze przygotowane, twierdząc iż miłość to tylko puste słowo obleczone powierzchownym poczuciem ogólno pojętego szczęścia, ograniczające ferię barw wszelkich doznawanych doświadczeń. Nikt, z kim pragnęliby się podzielić tymi doznaniami nie potrafiłby zrozumieć ich tak, jak druga osoba spoglądająca im właśnie w oczy. Należeli do siebie czy tego chcieli czy nie, spleceni ze sobą o wiele mocniejszym węzłem niż można było się spodziewać, aby w następnych tygodniach postawić ich przed kolejną próbą zaufania, podkreślając jak niewiele dojrzałości jest w ich młodych umysłach. I nawet patrząc na cienie tańczące po twarzy Yumi nie podejrzewał jak wiele znaczy dla niego ten drobny gest przełamujący w gwałtownym wręcz tempie dystans, uprzytomniając mu fakt osiągnięcia obranego przez siebie wcześniej celu, nie niosąc ze sobą żadnego BUM rozlewając się z satysfakcją po ciele. Jedynie zimny, nieprzyjemny dreszcz przebiegł znów po jego plecach pomimo rozgrzanych palców zsuwających koszulę i dojmującego ciepła obejmujących go kończyn dziewczęcia, wraz ze słabym krzykiem pożegnania. I nawet ta zdrowa gorączka utrzymująca się w jego ciele nie była w stanie osłabić zlewającego się niepokoju straty, nad którym starał się zapanować i odepchnąć poza krąg świadomości dopóki trzymał ją w swoich ramionach, dopóki czuł ciepły oddech na skórze i widział jak wiele oddania mu ofiaruje. Mając pewność, że utrzyma się o własnych siłach na jego biodrach wysunął dłoń spod kanarkowego koloru sukienki i przypominając sobie o chuście gdzieś pod stopami sięgnął ręką na jej boku nie wsuwając się jednak pomiędzy pień a plecy, zapewniając stabilność niestosownej wręcz pozycji. Zamiast zatrzymać się na dłużej, na chociaż dwadzieścia sekund, objął kark Yumi przytulając ją do swojej szyi z szorstkością przeplataną ostrożnością, aby nie zrobić krzywdy tak kruchej istotce jaką przecież była. Gorzkie milczenie miało smak malin. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:45 | |
| Pamiętna czerwona plama na kołnierzyku tkwiła głęboko wyryta w głowie Yumi. Nie potrafiła pozbyć się tego widoku sprzed oczu, niepodważalnego dowodu jak bardzo potrafi być niebezpieczny. Kierowana niepożądaną czułością nie pomyślała, że mógłby swe mordercze popędy kierować również w jej stronę. Sięgała ręką ku temu mrokowi przejawiającemu się ulotnymi, krótkimi błyskami w ciemnych oczach zdolnymi do wszystkiego. Skrycie bała się tej części osobowości chłopaka, nie mając pewności czy to się nie obróci przeciwko niej. Mimo zaufania jakim go darzyła, zawsze pozostawała ta niepewność. Ten mord nie powinien wypełniać żadnego człowieka. W szczególności siedemnastolatka. Mętlik w swym wnętrzu zawdzięczał tylko i wyłącznie sobie. Okrutnie pozbawił ją ochronnego muru pozwalającego egzystować w niezmiennym życiu. Wlazł z buciorami w jej świat, nie przejmując się absolutnie niczym. Zniszczył wszystko, przyznając się, że chce zostać przez kogoś szczerze pokochany. Choć miał do wyboru wiele pięknych dziewcząt w Hogwarcie, doczepił się do niej widząc w niej zagadkę i szansę na brak nudy. Czy za tym wyborem kryło się coś więcej? Opierała się tak długo, a na dnie jej serca paliła się nienawiść skierowana pod jego adresem przeplatająca się z niezrozumiałą czułością. Yumi nie rozumiała jak mogła zakochać się w kimś tak... trudnym i niebezpiecznym, w człowieku, którego klasyfikować można jako psychopatę (czego oczywiście nie była do końca pewna, aczkolwiek wyczuwając, że nie jest święty). Zamiast ją odtrącić, pogłębiał ciepłotę w sercu, wysysając z niej wszystko, co się dało. Sama Yui przystawała na to bez sprzeciwów, w ciszy cierpiąc i trzęsąc się ze strachu. Sprzeczne emocje nie pozwalały jej rozsądnie ocenić sytuacji i znaleźć odpowiedniego rozwiązania. Nie powinna lgnąć do niego, do jego ramion. Sam sobie był winien. Musiał to teraz okolić odpowiednio wybranym uczuciem, aby jej nie zabić. Dotyk twardych, ciepłych mięśni na klatce piersiowej chłopaka wstrząsnął nią od nasady. Niewiele zastanawiając się nad swoim niestosownym zachowaniem, przytuliła bok twarzy do palącej skóry, obdarzając maleńki kawałek mięśnia przy sercu, muśnięciem warg. Mimo podwyższonej temperatury ciała, Yui nie czuła się nasycona dawką ciepła. Potrzebowała jej więcej, do czego nie przyznawała się nawet przed sobą, płonąc ze wstydu. Nie tak dawno uściśnięcie dłoni czy dotyk policzka wydawał się jej szczytem gorąca, a dziś szukała odpowiedzi na swoje uczucie w każdym uderzeniu jego serca. Słuchała tego rytmu zakłócanego szumem własnej krwi w uszach. Przymknęła oczy, a trawiące ją od środka zimne dreszcze straciły na swej sile. Wypuściła powietrze z płuc, zupełnie jakby była tam, gdzie powinna być. Nie używała słowa "miłości" w głowie. To słowo oznacza uczucie płynące z obu stron, a nie z jednej. A więc to nie było to. TO miało inną nazwę, obecnie Yumi nieznaną. Nie mogli być szczęśliwi mając na barkach bagaż niekoniecznie przyjemnych i godnych pochwały doświadczeń. Yui zdawała sobie sprawę, że przyszłość jaka ich czeka, jeśli wciąż tam jest, nie będzie kolorowa, nie będzie stanowić sielanki. Próbowała wyjaśnić sobie powód, dla którego nie umie odejść. Wnioski były zbyt przerażające, aby wypowiedzieć je na głos. Zostawała przy nim, aby choć jedna osoba na tym świecie tęskniła za nim, czekała na jego powrót do domu i zawieszała się mu na szyi ciesząc się z kolejnego dnia. Udowadniała mu, że nie jest z nim tak źle jak myśli. Alecto mogła mu pomóc zrozumieć co się z nim dzieje, a werdyktu chętnie posłucha sama Yumi. Między nimi nigdy nie będzie już jak dawniej. Nigdy więcej nie będą na siebie tylko spoglądać, bo z chwilą obecną coś się zmieniało, kształtowało pozostając bez swej indywidualnej nazwy. Nie rzuciła nawet okiem na chustę. Mógł sobie ją wziąć, jeśli tylko tego chciał. Gorący oddech wydychany z płuc dziewczyny drażnił szyję chłopaka, zaś wytwarzane przez niego ciepło przechodziło chętnie na ciało Yumi, wsiąkając i przeszywając ją na wskroś. Zimne dreszcze ustały, uspokoiła się, rysując kciukami coś na jego łopatkach. I choć pewna odmiana spokoju powróciła, ledwie zauważalnie drżała od skrywanego strachu przed dniem następnym, miesiącem, rokiem, latami, półwieczem. Ocknęła się jak ze snu wraz z niespodziewanym śpiewem przelatującego nad nimi kruka. Korzystając z napierania na pień drzewa, wyprostowała się, stając na własnych nogach. Uniosła głowę, opierając brodę o jego obojczyk ponownie dostrzegając jak mała się wydaje przy nim. Z jaką łatwością mogłaby zniknąć w ramionach niewidoczna dla reszty świata. Spojrzała mu w oczy z wszędobylskim smutkiem wymalowanym na swej rozpalonej twarzy. Otarła kciukiem jego usta, zmazując z nich świecące drobinki błyszczyka, którego smak zniknął, zagłuszany o wiele gorętszą słodyczą. Przyznała w cichu rację pani Abigail, zapamiętując, aby jej podziękować. Zewnętrzna odmiana niewątpliwie wpłynęła na zachowanie Amycusa, co się jej bardzo spodobało. Chciała by ją witał tak zawsze, jeśli tylko nie narazi ją na tak intensywne wypieki w miejscu publicznym. - Co teraz będzie? - zapytała ochrypłym szeptem, poruszając powoli przekrwionymi ustami niosących na sobie ślad obecności Amycusa. Nie zauważyła, że słońce zaszło, zaś temperatura powietrza nagle spadła. Zamrugała odpędzając niepotrzebne łzy, drżąc w duchu na wspomnienie drapieżnego języka wchłaniającego jej smutek. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow | |
| |
| | | | Posiadłość rodziny Carrow | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |