|
| Dom Fimmelów [Północna Norwegia] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Porunn Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Sro 03 Cze 2015, 09:35 | |
| Kochała ojca i zawsze się o niego troszczyła i martwiła, kiedy coś mu zagrażało. Nawet, jeśli mówiono tutaj o chociażby delikatnym bólu nogi. Może teraz wcale taki delikatny nie był, jednak liczyły się w tej chwili przede wszystkim chęci, prawda? Spojrzała na niego błękitnymi oczami, które zawsze, nieważne od sytuacji, wpatrywały się w niego jak w najpiękniejszy obrazek na świecie. W końcu był jej ojcem, który wychował ją tak, żeby była w stanie poradzić sobie w najgorszych przypadkach, wychodząc z ewentualnych porażek z wysoko podniesioną głową. Może miała problem z panowaniem nad emocjami i agresją, to mimo tych drobnych szkopułów to całkiem nieźle funkcjonowała. Kiwnęła głową, zauważając na pełną szklankę napoju. Nie zamierzała się pytać, czy ten bursztynowy kolor pochodził od herbaty czy też może jakiegoś mocniejszego trunku, który pomógłby chociaż w małym stopniu uśnieżyć ból wywołany zranioną nogą. Był już w końcu dorosły, a ona nawet nie planowała przyjmować nawet połowy roli, jaką zawsze miała jej matka, która w pewnym momencie ich życia, po prostu się spakowała i odeszła. Nigdy jej tego nie wybaczy i to nie ze względu na to, że zostawiła Porunn – bo przecież nie była jej do niczego tak naprawdę potrzebna. Bardziej chodziło jej o Arię, która w przeciwieństwie do Ślizgonki była bardzo zżyta z tą kobietą. Ojciec nie potrafił zapewnić tyle ciepła i dobroci, jakiej potrzebowała Krukonka, którą zawsze, niezależnie od sytuacji dostawała od matki, której teraz nie było i nikt nie wiedział gdzie przebywa. Spojrzała na skrzaty, które pojawiły się przy jej bagażu zaraz później, gdy stary Fimmel pstryknął palcami. Były one już na tyle wyszkolone, że czasami pojawiały się dosłownie przed wypowiedzenie jakiegokolwiek polecenia przez gospodarza. Dalej w pamięci miała moment, kiedy mężczyzna ze złości wrzucił skrzata do piecyka, podczas wizyty ciotki Skarsgard. Rozmawiali o dziwnych rzeczach, a ona no cóż – podsłuchała coś nie coś. Póki nikt o tym nie wiedział, to była święcie przekonana, że wszystko było w jak najlepszym porządku, tak przynajmniej jej się wydawało. Usiadła, gdy jeden ze skrzatów z zawrotną prędkością teleportował się do kuchni, aby zaraz później pojawić się z krzesłem. Założyła nogę na nogę i skrzyżowała ręce na piersiach, nie mogąc się doczekać tego, co ojciec miał jej do powiedzenia. Mogła się tylko domyślać, gdyż nie byłoby to wcale takie dziwne, a nawet inaczej – dziwnym by było to, jeśli faktycznie tak nie było. (…?) - Nie było żadnych problemów. Wiesz przecież, że ludzie w tej szkole się z Tobą liczą. Gorzej zniosłam fakt, że Aria nie mogła pojechać ze mną. Nie sądzisz, że to nie było w porządku wobec niej? – powiedziała, przechylając głowę w bok, lustrując ojca spojrzeniem błękitnych oczu. Westchnęła cicho, wzruszając lekko ramionami, w geście poddania. Nie musiał odpowiadać na to pytanie, jeśli nie chciał. Wyraziła tylko swoje niezadowolenie z tego konkretnego powodu. - Możesz mi powiedzieć dlaczego mnie ściągnąłeś do domu w połowie roku szkolnego? Raczej wątpię, żeby to była tylko Twoja noga – zniecierpliwiła się tym długim przeciąganiem. Nigdy nie lubiła czekać, chcąc wszystko na już, teraz. Najlepiej podane na tacy z wyjaśnieniami i ewentualnymi ostrzeżeniami. Chciała, żeby coś się zaczęło dziać, bo mimo iż kochała spędzać czas z ojcem, to w tej chwili zdecydowanie wolałaby siedzieć w Hogwarcie z siostrą lub swoim chłopakiem. |
| | | Hallvard Olav Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Sro 10 Cze 2015, 08:34 | |
| Nawet, jeżeli próbowałby przekonać silnymi argumentami o dobrym stanie zdrowia własnego ciała, w oczach ukochanej Porunn pojawiały się przebłyski czystej troski skierowanej tylko i wyłącznie na niego, co mile łechtało poczucie ojcostwa. Oczywiście była rozsądną dziewczynką, wiedziała więc w których momentach nie należy zadawać zbyt wiele pytań i pozostawić go pogrążonego w gniewie lub zadumie – teraz jednak taka sytuacja nie miała miejsca. Działało to jednak również w drugą stronę, ponieważ wyczuwała, chyba instynktownie, którą stronę w duszy ojca poruszyć, aby uzyskać jakąś reakcję bądź wywołać upragniony przez siebie cel. Tym razem mogła dostrzec skurcz na dolnej części twarzy, kiedy wypomniała mu o nieobecności Arii, a cień gniewu na moment przysłonił rysy ojcowskiej dumy. Kiedy odezwał się, po zaciśniętych szczękach nie było śladu, jedynie w głosie brzmiała stalowa nuta nieugiętości: - ona jest zbyt podobna do waszej matki, aby mogła przyjąć ciężar zadania, które chcę ofiarować tobie. Dla niej będę miał inny prezent, jak już nadejdzie czas. – Nie ustępując twardemu spojrzeniu błękitnych oczu w odpowiedni sposób dobierał słowa, już po chwili odzyskując swobodę zachowania, z sukcesem ignorując lekką arogancję Porunn, która – jakby nie patrząc – podważyła w subtelny sposób podjętą przez niego decyzję. Liczył się z niechęcią związaną z drugą bliźniaczką, ale podobieństwo do Helgi deklasowało tę wrażliwszą do jakiegokolwiek zbliżenia do spraw jakimi się zajmował ojciec. Może gdyby nie narzucał jej aż tak bardzo swojej woli byłoby łatwiej dojść do porozumienia, jednak Hallvard nie zaprzątał tym sobie głowy dopóki nie pojawi się obowiązek zajęcia dorastającą córką – zdecydował już kto zostanie jej mężem, więc teraz pan Gilgamesh winien interesować narzeczoną w należyty sposób. Rolą ojca jest dbanie, aby włos z głowy Arii nie spadł, lecz to co dzieje się w jej sercu, to już nie jego interes. Okręcił szklankę z whiskey w dłoni, przeciągając nieznośną chwilę wyczekiwania między nimi, sącząc pewnego rodzaju satysfakcję z niecierpliwego zainteresowania Porunn, widząc w niej odbicie siebie z młodości (pomijając oczywiście względy płci). Z dumną wdzięcznością uśmiech przemknął po pochmurnej twarzy mężczyzny, na moment rozjaśniając ją płomykiem szykującej się intrygi. – Jak pisałem w liście, już czas, abyś zdecydowała, którą drogą zamierzasz kroczyć przez życie. Za murami Hogwartu rozpoczyna się zupełnie inne życie, gdzie obrońcy brudnych i niegodnych ugną kolana, pochylą karki przed potężniejszymi. – Przerwał na krótką chwilę, oceniając błyski w oczach Porunn jako korzystne dla sprawy. – Jutro przed świtem dostarczysz list na obrzeża Londynu, a później wstąpisz na Nocturn i kupisz maści u Borgina, czekają na odbiór. – W zasnutych delikatną mgłą oczy roziskrzyły się, jak gdyby Hallvard nie wypił dzisiaj kilku szklanek Ognistej, a ciepły dreszcz pomknął wzdłuż jego ręki, kiedy pojawiła się ostra myśl: jego córka przejmie jego dziedzictwo. Przez myśl mu nie przeszło nawet, że oczekiwała czegoś innego, wiążąc to spotkanie z opieką nad smokami.
|
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Pią 19 Cze 2015, 21:37 | |
| Porunn zawsze marzyła, aby ojciec był z niej dumny. Aby mógł opowiadać o niej swoim znajomym bez żadnego wstydu. Starała się być dobrą córką, wykonującą każde polecenie bez mrugnięcia okiem, czy też zawahania. W końcu co było ważniejsze od rodziny? Fakt faktem, matka zdecydowała się całą trójkę opuścić ku lepszemu życiu, jednak zawsze musiała się nadarzyć jakaś czarna owca. Los chciał aby to była właśnie Starsza. Nie mogła więc zmienić tego, co się stało, jednak mogła dopilnować tego, że więcej nic podobnego się nie stanie – przynajmniej z jej strony, ona nie miała zamiaru zostawiać ojca. Uważała, że był jednym z najznakomitszych osobistości, które znała. Był jej wzorem do naśladowania w każdej sytuacji. Nauczył ją jak sobie poradzić w życiu, kogo trzeba się wystrzegać i komu zaufać, aby móc później dla własnych celów i wygody wykorzystać. Przebiegłość w tych czasach liczyła się niesamowicie i chociaż Porunn miała mały problem z kontrolowaniem swojej impulsywności, to wyobraźni jej nie brakowało – a to w większości była zasługa właśnie tego wspaniałego człowieka. Wzorca nad wzorcami, jej ojca. Mimo wszystko, mimo miłości do Hallvarda Fimmela, nie spodobał jej się sposób, w jaki mówił o Arii. W porządku, Aria faktycznie miała kilka cech matki, które nie do końca były mile widziane w rodzinie, jednak każdy to akceptował, gdyż właśnie rodzina była najważniejsza, była wręcz priorytetem. - Nie traktuj jej tak, jakby nie była wystarczająco silna, tato – powiedziała tonem, który nie do końca powinien spodobać się jej ojcu. Jednak nie lubiła, kiedy mówiło się źle o Arii. W żadnym wypadku nie uważała jej za słabą. Była silną osobą, która bardzo często potrafiła zaskoczyć w ten pozytywny sposób. W końcu była jej siostrą, a to do czegoś zobowiązywało. Ojciec czasami zapominał, że miał dwie córki, które miały w sobie mnóstwo temperamentu Fimmelów. Wystarczyło tylko się nieco lepiej przyjrzeć. Nie powiedziała jednak już nic na ten temat, wiedząc, że nie potrzebna była im kłótnia, szczególnie, że ojciec nie był w najlepszym humorze, nawet przy największym staraniu się zachować chociażby pozory dobrego nastroju. Znała go wystarczająco dobrze. Irytacja na twarzy, która pojawiła się dosłownie na chwilę, zniknęła jak za machnięciem różdżką, w zamian pojawił się zadowolony uśmiech, gdy starszy Fimmel przeszedł do rzeczy. Zacisnęła pięści z wyraźną satysfakcją. Oczywiście, że wiedziała, że za murami szkoły toczyła się wojna. Ona sama rwała się w bój niczym wilk, w pogoni za ofiarą. Zdawała sobie też sprawę, domyślała się po której stronie stał jej ojciec, co niezwykle ją cieszyło. Nie było innej możliwości, żeby było inaczej. - Czyli mam iść do Nokturnu, aby przynieść Ci maść? Miałam nadzieję, że będzie to jakoś bardziej wymagające zadanie – powiedziała, nie kryjąc na twarzy małego rozczarowania, którego nie chciała nawet ukrywać. Trochę się zawiodła, jednak możliwe, że ojciec przyszykował jej coś znacznie bardziej interesującego niż zakupy. Miała taką nadzieję. Była już na tyle dorosła i nie ukrywając – utalentowana w dziedzinie zaklęć, że powinna sobie poradzić już w nieco niebezpieczniejszych zadaniach. No cóż, nie mogła jednak podważać decyzji ojca, być może było to dla niego niezwykle ważne i istotne. - Co do listu… Dobrze. Z kim mam się tam zobaczyć? – spytała, momentalnie się reflektując. W pierwszej chwili pierwszej części zadania zupełnie nie przyjęła do wiadomości, zaaferowana czymś innym. Odetchnęła i kiwnęła głową, podchodząc do ojca. Pochyliła się nad nim i złożyła pocałunek na jego czole, a później pogłaskała go po włosach. - Zrobię jak zechcesz. W końcu chcę, żebyś był ze mnie dumny – dodała, chcąc załagodzić trochę swój wcześniejszy wybuch, który z pewnością nie mógł przypaść do gustu jej ojcu. Chciała się jednak wykazać, a nadzieja, że będzie mogła to zrobić w walce była zbyt piękna. No cóż, nie każdy dostawał od razu to, czego chciał, prawda? |
| | | Hallvard Olav Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Pią 03 Lip 2015, 20:26 | |
| Uważał Porunn za doskonałą w wielu względach, jednak czasami brakowało mu cierpliwości do wprowadzenia odpowiedniej dyscypliny, dzięki której powstrzymywałaby kąśliwy język w jego towarzystwie. Potrafiła odgryźć się nawet najbardziej wysublimowanym obelgom, chociaż nie posiadał zbyt wielu okazji do sprawdzenia skuteczności tejże umiejętności swej córki. Podniósł podbródek w prostym geście prowokacji, próbując wyciągnąć od Porunn coś więcej poza jedynie słabe zapewnienie, mające przyćmić prawdziwy sens oskarżenia wyciekającego niczym jad z spomiędzy jej warg. Ilekroć przebywał w towarzystwie obu córek, doszukiwał we własnym sercu cierpliwości i wytrwałości, jakie pozwoliłby mu na równorzędne traktowanie Arii i Porunn. Od momentu tajemniczego zniknięcia ich matki, energia spożytkowane na utrzymywanie iluzji wyciekła z ciała Hallvarda i najwyraźniej nie zamierzała powrócić, dopóty nie dotrze do niego informacja o rzeczywistej tragedii, która dotknęła Arię w bezpośredni sposób. Podobieństwo do Helgi denerwowała go niemiłosiernie ilekroć ta druga spuszczała głowę z przestrachem lub nieśmiało wypatrywała na odpowiednią okazję do ucieczki, aby zniknąć w ciemnym kącie własnego pokoju, kiedy oczekiwano od niej dumnie uniesionej głowy podczas hucznych spotkań ze znajomymi Fimmelów. Nie, wcale nie chodziło o to, że Krukonka nie spełniała oczekiwań ojca na temat doskonałej gry pozorów, z której wynikać miało godne prezentowanie rodu – bardziej o sztuczność dostrzegalną przez oczy wprawnych obserwatorów. - Nie posłałem po ciebie, abyśmy nad tym dywagowali – skarcił ją oschłym tonem, przez wielu zinterpretowanych jako ostry i nieprzyjemny. W udolny sposób powstrzymał dalszy ciąg rozmyślań na temat rzekomej siły i słabości drugiej z córek, które w skuteczny sposób zaczęły przyćmiewać jego umysł. Zakończył temat, podkreślając go łykiem upijanej whiskey, nie ściągając z Porunn czujnego spojrzenia, jak gdyby czekał na oznakę buntu z jej strony. Wyraz rozczarowania emanował z jej twarzy, zniekształcając ją w sposób, jakiego sobie nie życzył. Odstawił szklanicę poza oparcie fotela i wypuścił ją z dłoni, czekając na szary dym oznaczający pojawienie się domowego skrzata z kolejną porcją przygotowanego trunku. – Smoczku, czy naprawdę muszę ci tłumaczyć dlaczego masz iść po tę cholerną maść? – w głosie Hallvarda przebijało znużenie, które dotychczas maskował grymasami irytacji lub wymuszonej cierpliwości. Pochwycił nieśpiesznie przygotowaną szklankę, obdarzając trunek spojrzeniem o wiele uważniejszym niż na to zasługiwało i okrężnym ruchem rozkołysał go. Bursztynowa ciecz obijała się płynnie o ścianki kwadratowej szklanki z grubego kryształu z misternie wyrzeźbionymi ornamentami do złudzenia przypominającymi języki ognia, poruszające się wraz z ruchem nadgarstka Hallvarda. Zanim zdążył usłyszeć odpowiedź na postawione pytanie, dziewczyna odzyskała jasność umysłu i uczepiła się istotnej części wcześniejszej wypowiedzi, zamazując tym samym ujmę, na jaką sobie nieopatrznie pozwoliła. Kiedy wracał spojrzeniem na ukochaną córkę, ona już zmniejszyła dystans i pocałunkiem posłała w niepamięć tę nieopatrzną pomyłkę. Ujął ostrożnie podbródek córki, w ojcowski sposób przekazując tym drobnym gestem ogrom miłości, jaką do niej czuł. Trwało to przez chwilę, a kiedy odsunął dłoń można było odnieść wrażenie, że to był szczyt możliwości Hallvarda. – Z Williamem O’Grayem, na twoim biurku leży jego zdjęcie. Nie podejrzewam, aby ciebie przepytywał, ale miej się na baczności. Aurorzy wsadzają swoje nosy nie tam gdzie ich miejsce – ostrzegł ją bardziej z poczucia odpowiedzialności za Porunn niż przekory, ponieważ od wczorajszego poranka czuł nieprzyjemne poczucie zagrożenia, które nie komponowało się z dreszczykiem adrenaliny kiedy witał w hodowli nowego ogiera i musiał go oswoić. - Wiem, że stać cię na więcej, a kiedy nadejdzie moment twojej chwały chcę widzieć jak rozszarpujesz swoich wrogów. Zapewnisz mi miejsce w pierwszym rzędzie? – Z bardziej przyjazną miną spojrzał na córkę, niestosownie okazując życzliwość i jawne oczekiwania żywione względem niej. Jeszcze nigdy nie przydarzyło mu się coś takiego, aby musiał udawać przez Porunn.
|
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Sro 08 Lip 2015, 16:56 | |
| Porunn lubiła mieć wypisane wszystko czarne na białym. Niestety, ojciec postanowił mówić szyframi, wymagając tym samym od niej całkowitego skupienia i trochę ruszenia głową. Była inteligentna i zdolna, jednak jej lenistwo i buntownicza natura w takich sytuacjach brała zdecydowanie górę. Nie, żeby jej to w czymkolwiek przeszkadzało, wręcz przeciwnie – uważała, że to wszystko zalety charakteru. Wolała działać, walczyć, pokazać się z jak najlepszej strony pod względem brutalności i umiejętności władania magią. A jednak ojciec postanowił najprawdopodobniej iść po najmniejszej linii oporu. No dobrze, skoro tak sobie pomyślał, to tak będzie. Nie obieca mu jednak, że zrobi wszystko, tak jak chciał. Może i marzyła o tym, aby był z niej dumny, ale wybuchowy temperament całkowicie przyćmił jej możliwość racjonalnego ocenienia sytuacji. Wolała po prostu działać, najlepiej bezwzględnie i szybko. Przewróciła oczami, spoglądając na ojca. Jej twarz wciąż wyrażała niezadowolenie i irytację, której nie chciała nawet ukryć, bądź po prostu nie potrafiła. Nigdy nie była dobra w ukrywaniu tego, co tak naprawdę czuje. Więc nawet nie próbowała tego zmieniać, chociaż była świadoma tego, że trochę pracy nad sobą czyniło cuda. Na wszystko powinien przyjść czas. - Nic mi nie tłumacz na ten temat. Po prostu nie lubię, jak tak mówisz na temat Arii i tyle – powiedziała w końcu z irytacją w głosie, po czym odetchnęła i pokręciła głową. Spojrzała w bok, zakładając przy okazji ręce na piersiach. Miała ochotę już w tej chwili udać się do swojego pokoju i przygotować się na tę arcyważną misję, którą jej powierzono. Postanowiła jednak poczekać, aż ojciec skończy swoją przemowę i wyjaśnić jej jeszcze kilka szczegółów odnośnie misji. Czekała więc w milczeniu aż Starszy znów zabierze głos. Miała nadzieję, że ta misja tylko tak banalnie brzmi. Kiedy wspomniał o Aurorach, Porunn uniosła brwi wysoko, nie będąc pewną czy się przesłyszała. - Mam współpracować z Aurorami? Czy jak? – zapytała w pierwszym odruchu, po czym uniosła dłonie w geście poddania się i pokręciła głową. – Dobra, nie tłumacz mi nic. Nie mój interes jak i po o sobie to tak wymyśliłeś – powiedziała, nie chcąc jednak wiedzieć zbyt dużo. I tak miała nieco burzliwe relacje z szefem aurorów, a to, że jeszcze nie trafiła do Azkabanu miało swoje bardzo duże plusy – jakieś dojście do Wilsona w pewnym sensie miała, ale o tym jej ojciec na daną chwilę wiedzieć nie musiał. Na ostatnie słowa Hallvarda uśmiechnęła się tylko lekko, prostując się dumnie. Kiwnęła tylko głową i odsunęła się od ojca, który chwilę temu chwycił ją pieszczotliwie za podbródek. Odwróciła się w stronę schodów prowadzących do jej sypialni i ruszyła przed siebie, żegnając się z ojcem krótkim „Dobranoc”. Musiała się wyspać. Miała trochę pracy w dniu jutrzejszym.
[z/t] |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Czw 31 Mar 2016, 14:14 | |
| Ten rok zdecydowanie nie rozpieszczał Arii, więc Norweżka aż zanadto cieszyła się z jego rychłego końca. Nie, żeby przekręcenie się cyferek w kalendarzu miało magiczną moc polepszania spraw, ale zawsze warto było mieć nadzieję, prawda? Choć Norweżka bardzo starała się o wymalowaniu na twarzy szczerego uśmiechy, niezbyt podołała temu zadaniu. Zaraz po powrocie do domu przywitała się ze skrzatami, wypytując dokładnie o jakiekolwiek zmiany, oraz osobiście zajęła się każdym swoim zwierzęciem z osobna. Z ojcem oraz Porunn nie zamieniła ani słowa, lecz oboje chyba unikali jej jak ognia – a może tak Krukonce się tylko wydawało? Zaszyła się więc w swoim pokoju, tolerując jedynie towarzystwo swoich podopiecznych. Nocami wymykała się do ducha babci, która jednak nie miała dla niej ani jednego słowa pocieszenia, tylko bujała się na swoim fotelu. Dopiero dzień przed Wigilią Fimmelówna postanowiła coś zmienić, wziąć się w garść. Mamy nie było, ktoś musiał więc przejąć jej obowiązki. Na szczęście skrzaty jeszcze przed powrotem obu dziewcząt wysprzątały i wystroiły cały dom, nawet porozwieszały ozdoby na choince! Arii pozostało więc dyrygowanie w kuchni, pomoc z wypiekami oraz świątecznymi potrawami. W dzień Wigilii wszystko było gotowe, a w całym domu roznosiły się rozkoszne zapachy, jakie niosły ze sobą te święta. Pod choinką znajdowała się garstka prezentów, o których mimo ciężkiej atmosfery nikt nie zapomniał. Widok zastawionego jedynie dla trzech osób stołu bardzo przygnębił Arię. Była zła na Ingrid, że musiała wyjechać akurat teraz – chętnie uciekłaby z domu i spędziła ten czas z dwoma kobietami, niż tutaj. Miejsce ciotki zajął dog niemiecki, którego dziewczyna przytaszczyła ze sobą do domu, żeby spędził to jakże wyjątkowe spotkanie w rodzinnym gronie. O dziwo, Alexander był niezwykle grzeczny, nie ganiał nawet za resztą futrzanych domowników, które na jego widok czym prędzej uciekały. - Czarna, czy niebieska? A może tylko spodnie i ciepła bluza, jak myślisz? – pytała siedzącego na łóżku Odynka, któremu przypadł przykry obowiązek pomocy przy wybieraniu stroju. Aria najchętniej przesiedziałaby wieczór w piżamie, zgarniając jedzenie do swojego pokoju, ale nikt by jej na to nie pozwolił. Skrzat powoli dostawał oczopląsu od wszystkich opcji, wskazał więc pierwszą lepszą sukienkę, po czym szybko czmychnął do kuchni, wymigując się od odpowiedzialności. Aria ponownie została zupełnie sama, więc tylko zamknęła za nim drzwi. Zwierzęta zajmowały się sobą, zapewne gromadką siejąc spustoszenie w innej części domu. Dziewczyna usiadła przy toaletce, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Musiała doprowadzić się do porządku, wpierw zajmując się włosami. Przeczesała długie pukle, zwinnie zaplatając je w warkocz, który opadał z przodu na lewe ramię. Mimo braku odpowiedniej ilości snu, twarz wyglądała całkiem przyzwoicie, a cienie pod oczami wcale mocno się nie przebijały. Zrezygnowana, poklepała się po policzkach, by przywrócić im różowawy kolor, po czym założyła chabrową sukienkę, zwężaną w talii. Materiał był gładki i przyjemny w dotyku, nie krępował ruchów. Mimo to Aria nigdy za nią nie przepadała, ale dostała ją od Desiree, więc wypadałoby chociaż raz się w niej gdzieś pokazać. Wcisnęła nogi w wygodne buty na płaskim obcasie, nie zawracając sobie głowy zbędnymi dodatkami. Dzięki skrzatom w całym domu było przyjemnie ciepło, zrezygnowała więc z zarzucenia sobie czegoś na ramiona. Gotowa, zeszła po schodach i stanęła przy kominku w jadalni, wyciągając dłonie w stronę gorących płomieni. Pozostało jej czekać na resztę. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Czw 31 Mar 2016, 22:24 | |
| Powrót do domu łączył się z nowymi obowiązkami, które ojciec przygotował tym samym nie tylko dla Porunn, ale i też dla Arii. Tego się też Fimmelówna najbardziej obawiała, dlatego niechętnie chciała wracać na święta do domu. Jeszcze nigdy nie obawiała się spotkania z ojcem, który najpewniej nie miał dla nich miłych wiadomości, mogła to wywnioskować po sowie, jaką dostały obie bliźniaczki. Jednak trzeba było się słuchać i robić to, co było im nakazane, nawet jeśli nie do końca się do podobało. Porunn odkąd została zaatakowana przez wilkołaka podczas wykonywania jednej z misji dla ojca… niechętnie spędzała z nim czas, wiedząc doskonale, że nie była już tym, kim jeszcze niedawno stary Fimmel tak bardzo się szczycił. Wiedziała, że był wielkim rasistą, a ona stała się tym, czego on nienawidził ze wszystkich sił - mieszańcem. Sama musiała się pogodzić z tym, kim była. Coraz bardziej widziała w swoich nowych umiejętnościach profity, które zdecydowanie pomagały jej podczas codziennego życia. Tylko niekontrolowana agresja była jej największą zmorą - to dzięki straceniu kontroli nad swoim zachowaniem Porunn prawie zamordowała Romulusa, w dodatku Aria widziała wszystko i od tamtej pory siostry się do siebie nie odzywały. Nawet powrót do Norwegii przebiegł w milczeniu. Ślizgonka jednak nie należała do osób cierpliwych, dlatego taki stan rzeczy szybko doprowadzał ją do szału, a ona chciała jak najszybciej naprawić to, co się stało. Najgorsze jednak było to, że wszystko łatwo było powiedzieć gorzej jednak było wtedy, kiedy trzeba było to zrobić. Nie było już tak łatwo, jak się na początku wydawało. Samo otwarcie ust do siostry graniczyło z niesamowitym wysiłkiem psychicznym. Głupia ślizgońska ambicja przysłaniała Porunn poprawny osąd sytuacji. Ona uważała, że nic takiego się nie stało, ponieważ Enzo żył i miał się nawet dobrze - sprawdzała. Nienawidził jej z całych sił, a więc nie stracił zmysłów, natomiast fakt, że funkcjonował jak normalny uczeń, świadczył o tym, że oddychał, nie tracąc tej zdolności po działaniu zaklęcia necrosis. O co więc chodziło? O sam fakt, że bawiła się w dziedzinie czarnej magii i się nie przyznała? Może. Zeszła na dół, ubrana w zwykłe długie, granatowe dżinsy i czarny, szeroki sweter z nadrukowanym na piersi hipogryfem. Trzymając dłonie schowane do kieszeni spodni podeszła do Arii, stojącej przy kominku. Pachniało jedzeniem, co tylko przypominało dziewczynie, że była niesamowicie głodna od przyjazdu do domu. Ojciec jeszcze nie przyszedł, więc mogła tylko się domyślać gdzie się podziewał. Nie miała jednak zamiaru milczeć tak, jak to robiły przez całą drogę powrotną. Zmarszczyła brwi i oparła się ramieniem o ścianę, spoglądając na siostrę uważnie. - Dalej jesteś zła za to, co się stało w Zakazanym Lesie? - spytała, chociaż doskonale wiedziała jaka byłaby odpowiedź. Nie czekała więc na nią, postanawiając, że powie wszystko, co chce, żeby później po prostu móc z czystym sumieniem podać rękę na zgodę z Arią. Fakt, że były skłócone zupełnie nie podobał się Porunn. Zawsze były nierozłączne i nigdy się nie kłóciły. Krukonka broniła ją nawet wtedy, kiedy robiła naprawdę okropne rzeczy. A teraz? Teraz była obrażona, a Ślizgonka nie do końca wiedziała jak miała to wszystko poukładać w swojej głowie. Przyznać się do winy? Przecież trwała w złudnym przekonaniu, że nie zrobiła nic złego. - Tak, od zawsze się interesowałam czarna magią. Powinnaś przecież o tym wiedzieć, że nie będę grzecznie rzucać alohomory czy petrificusa, chcąc wyrównać z kimś rachunki - powiedziała, przeczesując nerwowo włosy palcami i spoglądając prosto na Arię. Naprawdę chciała, żeby siostra się już na nią nie gniewała. Chciała podać jej rękę na zgodę i po prostu znów trzymać się razem, jak kiedyś. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Pią 01 Kwi 2016, 21:24 | |
| Aria usłyszała siostrę długo przed tym, nim ta stanęła obok niej przy kominku. Nawet nie musiała się odwracać, by wiedzieć kogo zobaczy – ojciec stawiał stopy o wiele głośniej oraz poruszał się w zupełnie innym rytmie, niż Porunn. Z resztą siostra była o wiele lżejsza od dorosłego mężczyzny, więc nie można się było temu dziwić. Krukonka wstrzymała oddech, odwlekając chwilę ponownego spojrzenia sobie w oczy. Wiedziała, że wszystko ciągnie za sobą konsekwencje, a nawet nie mogła być pewna, czy rozmowa potoczyłaby się pomyślnie. Początkowo nie wiedziała, jak powinna zareagować. Chyba powinna coś poczuć, tylko co? Skóra na dłoniach zaczęła ją parzyć, więc złączyła palce na wysokości brzucha, stojąc w bezruchu. Miała wrażenie, że jeszcze trochę, a usłyszy prócz swojego oddechu również bicie serca. W końcu spojrzała na Porunn, marszcząc tylko nieco brwi, gdy zlustrowała jej ubiór. Powinno jej być wszystko jedno, czy wygląda elegancko, czy nie – w końcu chwilę temu jeszcze sama chciała założyć ciepły sweter, ale teraz się cieszyła, że wybrała sukienkę. Coś dziwnego rozgrzewało dziewczynę od środka, utrzymując na policzkach delikatne rumieńce. Gdy bliźniaczka zadała pytanie, Aria zdążyła tylko otworzyć usta i je znów zamknąć. Najwyraźniej chwila zawahania wystarczyła, by bliźniaczka kontynuowała swoją wypowiedź. Jeśli wcześniej nie była w stu procentach pewna tego, co zaszło między nią a Romulusem, teraz właśnie potwierdziły się jej najgorsze obawy. - Zła? – zapytała nagle, pozwalając słowu zawisnąć w powietrzu. Opuściła wzrok na swoje dłonie, zastanawiając się przez chwilę. Tak, była zła. O wiele, wiele więcej niż tylko wydarzenia w Zakazanym Lesie, które były zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. Zaśmiała się cicho, kręcąc głową. Musiała mocno zacisnąć powieki, ale wszystko trwało zaledwie kilka sekund. – Nadal uważasz, że to ty jesteś poszkodowana? I miałaś rację? Zrobiłaś coś z czego jesteś dumna? – spojrzenie Arii było przeszywające i ciężkie, jakby mogło przeszyć na wylot. Nie przejmowała się tym, co Porunn mogłaby poczuć. Za każdym razem brała pod uwagę emocje bliźniaczki, lecz ta nie kwapiła się, by odwzajemnić się tym samym. - Powinnam wiedzieć o tylu rzeczach, prawda? Ale nie wiem i nie jestem pewna, czy jeszcze chcę. Miałyśmy nie mieć przed sobą tajemnic, a tymczasem ty ciągle mnie okłamujesz. Nie ufasz mi, czy o co chodzi? Dopiero Enzo musiał prawie przypłacić życiem, żebyś się zdobyła na coś innego niż mydlenie oczu? – rzuciła, bez chwili wytchnienia, dopiero na końcu zaczerpując ze świstem powietrze. Nie krzyczała, ale też nie mówiła spokojnie. Dzisiaj wszystko zdawało się być mieszanką wybuchową. W oczach Arii mogła dostrzec o wiele więcej, niż zwyczajny gniew. Jej siostra nie była obrażona, lecz zraniona – a to ogromna różnica. - Zawsze starałam się stanąć w twojej obronie, gdy zrobiłaś coś złego. Próbowałam udobruchać innych, złościłam się na wszystkich, tylko nie na ciebie. Chciałam wierzyć, że masz w głowie coś więcej, niż tylko bezsensowne bijatyki, przelew krwi i ranienie innych – dodała drżącym głosem, zaczerpując kolejny głęboki oddech przez nos, z zamkniętymi oczami. – Wiesz… – zaczęła ze spuszczonym wzrokiem, przełykając ślinę. – Nie jestem dodatkiem. Mam własne zdanie, ale do ciebie to chyba nie dociera. Myślisz, że rzucisz tekstem „od zawsze interesowałam się czarną magią” i wszystko znów będzie jak dawniej? |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Pią 08 Kwi 2016, 18:44 | |
| Porunn zawsze pojmowała większość rzeczy zupełnie inaczej niż jej siostra. Pomimo tego, iż były bliźniaczkami, to tylko wygląd, a i nie do końca, był podobny. Tak naprawdę różniły się od siebie we wszystkim. Nic więc dziwnego, że w chwili dorastania coraz mniej zaczęły się rozumieć. Fimmel, kierując się dobrem siostry zaczęła kłamać, paradoksalnie nie chcąc utracić jej zaufania. Ukrywała mnóstwo rzeczy, szczególnie te, które były złe i których niestety się nie wstydziła, a powinna. Sytuacja z Enzo i dowiedzenie się prawdy przez Arię ani trochę nie było na rękę Ślizgonce, jednak jakieś konsekwencje swoich czynów musiała ponieść, nawet jeśli sama nie widziała w swoim zachowaniu nic złego. Słuchając więc wypowiedzi siostry ważyła każde jej słowo, starając się je chociaż w małym stopniu zrozumieć. Nie miała pojęcia dlaczego Aria była taka zła, przecież nikomu nic się nie stało, a Enzo wrócił do zamku o własnych siłach. W dodatku przejmowała się osobami, które nawet nie były jej bliskie, a przecież liczyło się tylko dobro tych, których się lubiło, przynajmniej w mniemaniu Porunn, a jeśli chodziło o zadanie Arii, to najwidoczniej było zupełnie inaczej. W dodatku jeszcze bardziej skomplikowanie być nie mogło. Ojciec coś od nich chciał i może ona domyślała się czego, to nie wiedziała, że i bliźniaczka będzie w to wszystko wplątana. Sprawy miały się zdecydowanie nie najlepiej, a jeszcze w dodatku to była ich pierwsza kłótnia w życiu, taka na poważnie, która mogła wszystko zmienić. Miała ochotę kląć pod nosem, aby wyrzucić z siebie te wszystkie negatywne emocje, jednak przyszło jej słuchać tego, co miała do powiedzenia Krukonka. I nie były to przyjemne rzeczy. Dla żadnej z dziewcząt. - Dlaczego miałabym być niby poszkodowana? Zrobiłam to, co uważałam za odpowiednie - warknęła w końcu, nie mogąc zrozumieć o co tak naprawdę chodziło Arii w tej właśnie kwestii. Zacisnęła mocno pięści i wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia usilnie walcząc z chęcią rzucenia czymś gdzieś daleko. - To nie tak, że ci nie ufam. Co miałam ci powiedzieć, skoro widzisz jak reagujesz? Jestem jaka jestem, załatwiam sprawy tak, jak uważam za stosowne i najodpowiedniejsze. Może i stwarzam sobie tym wrogów, ale jeszcze nikogo to nie zabiło. To nie moja wina, że jestem kim jestem. Że teraz jeszcze ciężej mi zapanować nad agresją, nad chęcią niszczenia wszystkiego, co stanie mi na drodze! - nie powstrzymywała się już nawet od krzyku, wylewając z siebie całą frustrację, która od incydentu przy huśtawce w Zakazanym Lesie stale rosła. Sprawiła, że Porunn miała ochotę po prostu wybuchnąć i z trudem powstrzymywała się przez ten cały czas. Aż do teraz. - Wierz mi lub nie, ale robię to DLA CIEBIE. Niestety, ale nikt nie może mnie zmusić do tego, abym przestała być sobą i odrzuciła wszystkie idee, którymi się kierowałam przez całe swoje krótkie życie. Jesteś dla mnie wszystkim, co mi zostało i chcę, abyś była bezpieczna od całego zła, które jakbyś nie zauważyła, ale szaleje poza murami Hogwartu. W dodatku ojciec pewnie chce jeszcze dzisiaj coś powiedzieć, a musisz być przygotowana na to, że nie będzie to przyjemne. Matka odeszła, myślisz, że dlaczego zostawiła nas z ojcem? Bo była tchórzem, bo wiedziała, co się szykuje - nawet nie próbowała opanować swojego tonu głosu. Cała drżała, tracąc powoli nad sobą kontrolę. Odsunęła się na wszelki wypadek od siostry, chcąc zająć się czymś innym. Na nieszczęście, niedaleko stał skrzat, którego chwyciła za ramię mocno zacisnęła na nim pięść. Stworzenie nawet nie pisnęło, chociaż widać było, że nie do końca czuło się komfortowo. - Nic nie będzie jak dawniej - udało jej się w końcu wyrzucić, spoglądając na siostrę z nieco obłąkanym wyrazem twarzy. - Nic nie będzie jak dawniej, odkąd stałam się paskudnym mieszańcem, chcącym nic innego, jak rozlewu krwi! Jak taka dobra osoba jak ty, może w ogóle coś takiego nawet starać się zrozumieć? - nie panowała nad słowami, po prostu mówiła to, co jej przychodziło na myśl, nie patrząc na to, czy zrani znów siostrę czy nie. Czuła w tej chwili złość i rozczarowanie. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Czw 14 Kwi 2016, 23:33 | |
| Tak to już było z tymi Fimmelami, że choć pozornie każdy chciał dla drugiego najlepiej, po drodze zawsze ktoś obrywał rykoszetem. Czy to ojciec, co do którego Aria nawet nie miała pewności, czy odczuwał względem niej coś innego prócz rozczarowania, czy matka, która wpajając córce idealistyczne wartości, z dnia na dzień spakowała walizki i wyjechała. A przynajmniej dziewczyna miała taką nadzieję… Łatwiej było skupiać się na złości, niż dopuścić do siebie chociaż najdrobniejszą cząstkę wątpliwości i wziąć pod uwagę inne scenariusze. Nie rozumiała, jak rodzicom udało się poróżnić tak bliskie sobie bliźniaczki, przeciągając obie niczym zabawki w dwa przeciwne kierunki. Okazało się jednak, że to ojciec postawił na swoim, a Aria została porzucona na pastwę wilków, przy których zdawała się być jedynie naiwnym królikiem czekającym na pożarcie. Półprawdy oraz kłamstwa mogły spoić każde więzi, jednak były one niezwykle kruche, a czasem wystarczył delikatny powiew wiatru, by rozetrzeć je na proch. Czy obrana droga była w ogóle warta podążania, jeśli miało się tak wiele do stracenia? O ile jeszcze zostało coś, co można było uratować. Szczególnie, że gdyby nie nieszczęśliwy zbieg okoliczności, prawda nigdy nie wyszłaby na jaw – a zapewne tak w tej chwili myślała Porunn. Czy wyjawiona wcześniej, okazałaby się mniej destrukcyjna? Dziwnym trafem wszystkim wokół zależało na tym, by uchronić jakże kruchą Arię od całego zła świata, podczas gdy ona od dawna toczyła swoje własne bitwy. Ciężko nie dać się wplątać w coś, co zdawało się być sprawą rodzinną, prawda? Tylko dlaczego Aria dopiero teraz zaczynała należeć do tego grona, zamiast po raz kolejny zostać wykluczoną i „oszczędzoną”? Czy warto było otaczać dziewczynę siecią kłamstw, by nagle tak po prostu przecinać nitkę za nitką i ujawnić pieczołowicie skrywane tajemnice? Jak w ogóle ktoś mógł od niej oczekiwać, że przyjmie wszystko bez mrugnięcia okiem? - Uważałaś, że odpowiednią rzeczą byłoby pozbawienie kogoś życia? Myślisz, że Enzo tak po prostu zapomni o tym co się wydarzyło? Co się stanie, jeśli komuś o tym powie? – rzuciła zaraz po wypowiedzi bliźniaczki. Powoli emocje zaczęły przyćmiewać rozsądek, ale jak inaczej walczyć z bezsilnością? Złość i agresja wydawały się nagle kuszącą odmianą, gdy całe życie skrywało się za maską opanowania. Jaki sens miało bycie dobrym w świecie, który popychał innych do nienawiści i destrukcji? Jeśli nawet nie można było liczyć na szczerość ze strony rodziny… Krukonka przez moment nawet nie wiedziała kim była dziewczyna, która stała naprzeciwko niej. Widziała Porunn, a choć wydawało jej się, że ją zna, wydała się nagle bardzo odległa i obca. - Czy ty się w ogóle słyszysz? Jak mam zareagować? Uśmiechnąć się, przytaknąć? Powiedzieć, że masz rację? Porunn, nie ufasz mi. Jakby tak było to nie byłybyśmy teraz w tej sytuacji, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Jesteśmy siostrami, przestań traktować mnie jak dziecko! Nie jestem z porcelany, nie rozbiję się. Jestem jaka jestem… - powtórzyła. - Sama decydujesz o tym, jaka jesteś i co robisz. Podejmujesz decyzje, na Merlina, masz swój rozum – powiedziała podniesionym głosem, choć próby przekrzykiwania siostry były bezsensowne. Nie wbije do jej głowy niczego, bo bliźniaczka zdecydowała się patrzeć na świat jedynie swoimi oczami, czyli tak, jak było dla niej najkorzystniej i najwygodniej. - Tak, masz rację – JESZCZE nikogo nie zabiło! Jesteś taka pewna siebie, że nawet nie widzisz ilu wrogów już sobie narobiłaś. Nie zrzucaj wszystkiego na karb tego, co cię spotkało – zmarszczyła brwi, wykonując w powietrzu zamaszysty ruch dłonią. Nie wiedziała już, jakim cudem dać upust tym wszystkim emocjom, które zaczęły się kłębić. Na przemian robiło jej się gorąco i zimno, a dłonie świerzbiły. Miała ochotę po prostu krzyczeć, a najlepiej wybiec. Nogi aż same rwały się do ucieczki, lecz Aria doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nigdy nie zdoła zostawić tego wszystkiego za sobą. A może powinna spróbować? - Dla mnie?! Oh, daruj sobie! A ja, głupia… wierzyłam, że się zmienisz. Tłumacz sobie to jak chcesz, ale robiłaś wszystko jedynie pod siebie. Tak, żeby tobie było wygodnie. Czy chociaż przez chwilę pomyślałaś co ja czułam, gdy się ode mnie odsunęłaś? Nie chciałaś mojego towarzystwa, nie chciałaś rozmów. I przestań, nie mów nawet, że to było dla mojego dobra. Wiem co się dzieje. Straciłam przyjaciół, niektórych odzyskałam… Nikogo nie było, zostałam z wszystkim sama i nawet odebrałaś mi możliwość, żebym była przy tobie. Miałyśmy się trzymać razem, a ty mnie od siebie odpychasz i liczysz na co? Na to, że będę grzecznie czekała i akceptowała każdy twój ruch? – Podążyła za siostrą, nie dając jej się odsunąć. - Od kiedy cokolwiek, co ojciec miał mi do powiedzenia, było przyjemne? – prychnęła. – I nie mieszaj w to matki – wtrąciła tonem nie znoszącym sprzeciwu. - O czym ty w ogóle mówisz? Znów wiesz o wiele więcej ode mnie, prawda? – opuściła ramiona, czując, jak wewnętrznie cała się łamie. – Ciągle powtarzasz, że jestem dla ciebie wszystkim. Ale za każdym razem kończy się jedynie na słowach, pustych zapewnieniach. Jeśli słowa nie idą w parze z czynami to są nic nie warte! – krzyknęła, odwracając się na krótką chwilę bokiem do siostry. Gdy Porunn złapała skrzata, Aria natychmiast mocno zacisnęła palce na jej nadgarstku. – W tej chwili go puść, bo naprawdę zrobię ci krzywdę – w jej oczach zatańczyły gniewne ogniki, nie żartowała. Zacisnęła powieki, lecz z trudem kontrolowała oddech i coraz mocniejsze bicie serca. Po cichu policzyła do dziecięciu, rozluźniając uścisk dopiero w momencie, w którym Porunn w końcu dała spokój biednemu stworzeniu. Spojrzała na bliźniaczkę, zaciskając szczękę, gdy ta ponownie się odezwała. - Nic nie będzie jak dawniej, bo przeszłość zostaje tam, gdzie jej miejsce. Przyszłość jest niepewna, ale od nas zależy, po jakiej stronie staniemy. Nie chcę znajdować się po przeciwnej, ale nie mogę dłużej milczeć. Zmieniłaś się, świetnie. Ja też. A zamiast rozczulać się nad sobą i nad tym co się stało, może czas to zaakceptować i przestać walczyć – powiedziała, robiąc krótką przerwę. - Kocham cię. Nie ma znaczenia, czy jesteś czarownicą czystej krwi, mugolem, wampirem, czy wilkołakiem. To nie czyni z ciebie potwora. Ważne jest to, jakie decyzje podejmujesz, jak postanawiasz żyć – wyrzuciła z siebie jednym tchem, zapominając o oddychaniu. Rozedrgany głos szedł w parze z drżącym ciałem, które coraz bardziej odmawiało posłuszeństwa i zaczynało żyć własnym życiem. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Wto 03 Maj 2016, 23:36 | |
| Jeszcze nigdy w życiu nie widziała swojej siostry w takim stanie. Miała wrażenie, że w jednej chwili Aria powiedziała więcej gorzkich słów niż w całym swoim życiu. Porunn nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, jak wiele negatywnych emocji przepełniało jej siostrę, które w tej chwili znalazły swój upust i zdecydowały się wybuchnąć. Norweżka po raz pierwszy w życiu nie wiedziała co powiedzieć w tej chwili i to nie dlatego, że zabrakło jej argumentów, tylko po prostu była w szoku. O Enzo się nie martwiła. Wiedziała, że nie był na tyle głupi, aby lecieć od razu z takimi wiadomościami do dyrektora. Raczej sam będzie chciał załatwić miedzy nimi porachunki, aby nie wyjść na tchórza. To były czasy, w których większość uczniów nie skarżyło się starszyźnie. Po prostu uważała, że była na tyle dorosła, aby samemu dokonać zemsty. Tak to już z nimi wszystkimi było. Co do jej siostry, to Ślizgonka zawsze wiedziała, że były różne. Obie inaczej postrzegały świat, inaczej znajdowały rozwiązania problemów. Jednak do pewnego momentu Porunn wierzyła w to, że były w stanie swoje różnice pogodzić, siłą siostrzanej miłości. Jednak ze zbiegiem czasu nawet ta wiara zaczynała gasnąć, coraz bardziej utwierdzając je w przekonaniu, że czasy błogiego dzieciństwa i nieświadomości bezpowrotnie odleciały w niebyt. Aria była tą jasną stroną szerzącą dobro i ulgę, Porunn zaś niosła za sobą tylko ból i zniszczenie. Co gorsza, weszła w niezbyt ciekawe towarzystwo, które tym bardziej pociągnęło ją ścieżkami, którymi ciężko było wrócić do tego, co było. - Myślałaś, że się zmienię? - warknęła Norweżka, spoglądając na siostrę intensywnie. Zacisnęła mocniej pięść na ramieniu skrzata, nie zwracając uwagi na to, że siostra zbliżała się do niej niebezpiecznie szybko. Za nim się zorientowała, ta chwyciła ją za nadgarstek. Porunn zmarszczyła brwi, a następnie wyszarpnęła rękę, robiąc kilka kroków do tyłu. Wypuściła tym samym skrzata, nie zawracając sobie nim ponownie głowy. Podniosła głowę dumnie do góry, piorunując Arię spojrzeniem. Krukonka zawsze miała słabość do niesienia pomocy słabszym stworzeniom. Plus zaczęła grozić własnej siostrze zrobieniem krzywdy z powodu nic nie wartego skrzata. Porunn prychnęła tylko rozzłoszczona całą tą głupią sytuacja. - Muszę cię wiec bardzo rozczarować. Ciężko jest być dobrym, kiedy nigdy się nim nie było - rozłożyła ręce w geście bezradności, informując tym samym siostrę, że nie było o czym rozmawiać, przynajmniej w tej sprawie. Porunn była nieugięta, kurczowo trzymała się tego, z czym dorastała. Nauki ojca o tym, że nienawiść i siła były tym, co dawało moc, co wzmacniało czarodzieja. Jeśli dzięki temu mogła stać się silniejsza to nie miała zamiaru niczego zmieniać, nie miała zamiaru zbaczać ze ścieżki, którą dorastała. Siła szła w parze z potęgą, możliwością chronienia osób, na których jej najbardziej zależało. Jedyną osobą, którą chciała chronić, była jej siostra. Jeśli odsuniecie się od niej było krokiem aby zapewnić jej bezpieczeństwo, to nie mogła tego żałować. Pech jednak chciał, żeby Aria postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Wszak nie była posłusznym pieskiem, któremu jak się powie, żeby siedział na miejscu, to tak pozostanie. Ślizgonka, chcąc zapewnić jej ochronę zapomniała, że jej siostra miała swój własny rozum, który potrafiła używać. - Matka ma w tym wszystkim też swoją rolę. Zostawiła cię, kiedy najbardziej jej potrzebowałaś. A teraz zostałaś z ojcem, który nawet nie potrafi otoczyć swojej córki ojcowską miłością - wycedziła przez zęby, dając Arii do zrozumienia, że temat matki był jak najbardziej pożądany, skoro już zaczęły wywlekać wszystkie brudy rodzinne. Porunn domyślała się co ojciec chciał im powiedzieć. Nie była głupia i wierzyła, że Aria też się domyślała. Nic nie było jednak w stu procentach pewne, dlatego nie robiła pierwszego kroku na przód. - Kocham cię, jednak musisz przestać dostrzegać w ludziach za wszelką cenę dobro. Przyznaj się przed samą sobą, że jestem potworem i nie dlatego, że jestem wilkołakiem, ale dlatego, że niemiałabym nawet wyrzutów sumienia, gdybym zabiła wtedy Enzo. To samo dotyczy matki, która uciekła, jak tchórz. Ojciec? Myślisz, że jest lepszy? Sama powinnaś wiedzieć, jaki jest. Staram się ciebie chronić właśnie przed takim zepsuciem - spojrzała siostrze ostatni raz w oczy, a następnie ruszyła do stołu i zajęła miejsce. Miała dość tego dnia. Chciała tylko wysłuchać tego, co miał ojciec do powiedzenia, a następnie wrócić do pokoju. Nie zapowiadało się jednak na to, aby ten wieczór przebiegł spokojnie i bez kolejnych wybuchów złości. Było źle i mogło być jeszcze gorzej. |
| | | Hallvard Olav Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Pon 16 Maj 2016, 20:24 | |
| Dzisiaj był ten dzień, kiedy jego córki będą musiały podjąć decyzję co robić dalej ze swoim życiem. Oczywiście „podejmowanie decyzji” było w tej kwestii terminem bardzo umownym, ponieważ nie miał zamiaru dawać im żadnego wyboru, oprócz jednego; tego najsłuszniejszego. A wszystko było to związane z potrzebą chronienia jego rodu przed niepotrzebnymi kłopotami. Wszak gdyby miał syna sprawy najprawdopodobniej potoczyłyby się o wiele łatwiej niż teraz. Co z tego, że próbował z jednej z córek zrobić chłopca, skoro napotkawszy wypadek przy pracy w postaci jej likantropii straciła swoją wcześniejszą wartość. A Aria? Zapatrzona w nie te ideały, co trzeba, jednak wierzył, że jeśli chociaż odrobinę wskaże jej prawidłową drogę, to osiągnie wiele, albo nic. Pech jednak chciał, że Czarny Pan postanowił przygarnąć do swoich szeregów dwie jego córki. Hallvard nie do końca był z tego faktu zadowolony, ponieważ ostatnie szesnaście lat skupiał się na wychowywaniu w tym kierunku tylko jednej z córek, nie mając wpływu na to, co robiła matka z drugą. Nigdy w życiu nie czuł się tak potwornie, kiedy pomyślał przez chwilę o błędzie, który popełnił. Nie dało się ukryć, że słyszał rozmowę dziewcząt. Kłóciły się o swoje racje, a to i tak był początek góry lodowej, której jeszcze nie zauważyły. Wszystko wskazywało na to, że Hallvard będzie tym pierwszym bolesnym zderzeniem z rzeczywistością, które nie pozostawi po ich dziecięcej niewinności już zupełnie niczego. Czy się tym przejmował? Nie. Każdy musiał kiedyś dorosnąć, a czy to będzie dziś, czy za kilka miesięcy, nie robiło mu żadnej różnicy. Po prostu nadszedł. - Siadać na miejsca. Co to za kłótnie między rodziną? - warknął, wchodząc do salonu. Ubrany był w elegancki sposób. Biała koszula wepchana do brązowych spodni, wypastowane buty. Włosy miał zaczesane do tyłu, a w ustach jak zwykle trzymał papierosa. Zmierzył krytycznym spojrzeniem Porunn, a Arii kiwnął głową - przynajmniej jedna ubrała się dobrze. Nie miał jednak zamiaru pozostawić tego płazem. - Porunn, marsz do pokoju ubrać się tak, jak nakazuje temu tradycja. Nie będę jadł przy stole z flejtuchem, który nie ma za grosz poszanowania rodziny. Czyżbyś zaczęła zachowywać się tak jak zwierzę, czy jeszcze masz trochę godności w sobie? - nie obniżył głosu. Jego ton był wciąż ostry, nieznoszący sprzeciwu, a jasne oczy były w stanie zabijać. I to by uczyniły, gdyby faktycznie mogły. Odprowadził spojrzeniem córkę, a następnie usiadł przy stole i oparł się wygodnie na krześle. - Słyszałem, że nauczyłaś się razem z siostrą zaklęcia Patronusa - zagadnął, nie spoglądając nawet w stronę Arii. Po prostu czekał, aż jego druga córka wróci i będą mogli zacząć wieczerzę, przy której będzie mógł wyjawić im wszystkie plany na ich przyszłe życie. A gdy to się stało, machnął ręką w stronę skrzata, chwilę później na stole pojawiły się najznakomitsze znakomitości. Tym razem jego zimne błękitne spojrzenie spoczęło na swojej córce Arii, zastanawiając się dlaczego nie przyjęła chociażby jednej z cech należących do Fimmelów. Była bardzo podobna do swojej matki, co napawało go obrzydzeniem. Jednak chciał, aby wszystko poszło zgodnie z planem, mając nadzieję, że jeszcze uda mu się wpoić Krukonce wartości, którymi kierowano się w tym domu od pokoleń. - Jedzcie - zarządził, a następnie sam zaczął nabierać sobie żywność. Wszystko odbywało się w ciszy, żadne z nich nic nie powiedziało, a jego samego nie interesowało, czy córki chociażby ruszyły to, co leżało na stole. Gdy skończył, podniósł twarde spojrzenie na dziewczęta. - Słyszałem waszą kłótnię. Nie odpowiada mi to, że rodzina nie trzyma się razem. Macie to natychmiast zmienić, bo będzie wam to najbardziej potrzebne. Nie będę też owijał w bawełnę. Jesteście moją spuścizną, a co za tym idzie, Czarny Pan chce was w swoich szeregach. Obie. I co najlepsze - nie macie prawa mu odmówić, w innym przypadku zamorduje całą rodzinę na waszych oczach, a następnie was podda torturom. Sprawa jest więc prosta, a strona i tak najlepsza z możliwych - powiedział, wypalając kolejnego papierosa do końca. Nawet nie liczył ile dziennie palił, jednak gęsty dym tytoniu drapał gardło najmłodszych. Spoglądał na swoje córki uważnie, nie przejmując się skrajnymi emocjami na ich twarzach. Chciały, czy nie - nie miały żadnego innego wyboru. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] Pią 17 Cze 2016, 20:55 | |
| Upartość bliźniaczki doprowadzała Arię momentami do szału, szczególnie, że sama zazwyczaj nie potrafiła odpuścić. Brnęła przed siebie, próbując iść właściwą ścieżką – a przynajmniej miała nadzieję, że takową podążała. Wciąż dygotała na całym ciele, lecz powoli przebłyski zdrowego rozsądku próbowały brać górę i zwyciężyć. Grymas bólu na twarzy drobnego skrzata rozpalił w oczach Krukonki istne gromy, którymi ciskała w Porunn, stanowczo spoglądając w jej niebieskie tęczówki. Dopiero gdy stworzenie zostało uwolnione z żelaznego uchwytu, Aria kiwnęła głową w stronę drzwi, by czym prędzej znalazło sobie schronienie na czas intensywnej wymiany zdań. Co jak co, nigdy więcej nie chciała pozwolić innym krzywdzić słabszych, przynajmniej póki miała w tej kwestii jeszcze coś do powiedzenia. - Bycie złym jest o wiele łatwiejsze, prawda? – pokiwała z zażenowaniem głową, darując sobie kolejne wywody. Jakaś cząstka niej oklapła, chcąc po prostu się poddać. Najchętniej opadłaby na krzesło i schowała twarz w dłoniach, by dać sobie odpocząć. Dlaczego wszystkie kłótnie musiały być tak okropnie wyczerpujące? Aria prychnęła na kolejne wspomnienie o matce. - Może w takim razie to ty masz więcej wspólnego z matką, niż ja? Musi być naprawdę paskudnie, skoro został mi tylko ojciec – rzuciła kąśliwie, czując, jak ponownie zaczynają jej drżeć dłonie, które zacisnęła w pięści. Być może Porunn miała na myśli jedynie część rodzicielską, a Aria tylko dopowiedziała sobie całą resztę. Nie mogła jednak zaprzeczyć swoim myślom, że również siostra oddaliła się od niej, choć pozornie znajdowała się na wyciągnięcie ręki. Kolejnych słów bliźniaczki nie skomentowała. Stała naprzeciwko swojego nie-tak-lustrzanego-odbicia z kamienną twarzą, wyzutą z jakichkolwiek emocji. Co miałaby odpowiedzieć na te wszystkie puste słowa? Gdy Porunn ruszyła w stronę stołu, Aria mocno zacisnęła powieki chcąc się wybudzić z tego koszmaru. Mijały jednak kolejne sekundy, a nic nie zapowiadało jego zakończenia. Stała więc w bezruchu, ciężko oddychając, nie mogąc złapać się niczego wokół. Nagle poczuła na ręce wilgotny nos i najchętniej wycałowałaby Alexandra, gdyby tylko odzyskała wiarę we własne kończyny. Dopiero po chwili przykucnęła, obejmując palcami obu rąk ogromny pysk psa i spoglądając w jego poczciwe oczy. Aż dziwne, że tylko on został zwabiony podniesionymi głosami – cała reszta zapewne pochowała się po kątach, a dziewczyna skrycie zazdrościła im tej możliwości. Chwilową „sielankę” zakończyło jak zwykle przyjazne warknięcie pana domu, który wtoczył się do salonu niczym kat czyhający na swoje ofiary. Czy można było wyobrazić sobie coś jeszcze piękniejszego? Może matkę z siekierą, która powróciłaby porąbać kogoś na kawałki? Krukonka energicznie pokiwała głową, by odgonić od siebie okropne myśli. Była wściekła, rozczarowana i smutna, lecz jej cholerne instynkty kazałyby stanąć w obronie nawet wyrodnego ojca, choć sam Merlin wie, że mężczyzna nie zasłużył sobie na niczyją litość. Aria bez słowa podniosła się, wygładzając materiał sukienki. Poklepała dłonią w udo, zapraszając tym samym psa do towarzystwa – chociaż jeden normalny partner w tym wariatkowie. Zajęła miejsce przy stole, Alexander ulokował się zaraz przy jej nogach, posępnym wzrokiem taksując otoczenie. Krukonka ze zdziwieniem przyjęła naganę, skierowaną w stronę Porunn. Tak, jakby zmiana stroju mogła jeszcze cokolwiek zmienić… Pozory musiały być zachowane do samego końca, prawda? Aria instynktownie otworzyła usta, by stanąć w obronie siostry – w końcu wzmianka o zwierzęciu i godności wydawała jej się nie na miejscu – ale w ostatniej chwili zdążyła zacisnąć wargi. Może łamała tym samym wewnętrzny kodeks o wzajemnym wspieraniu się, lecz wolała uniknąć kolejnej fali gniewu skierowanej w jej stronę. Minuty, w których Ślizgonka wtoczyła się do swojego pokoju i się przebierała, mijały w zastraszająco wolnym tempie. Aria wlepiła ciemne ślepia w zegar nad kominkiem, próbując siłą umysłu namówić wskazówki do przyśpieszenia biegu, lecz na nic się to nie zdało. Być może to wciąż buzująca w krwi adrenalina sprawiła, że ojciec wydawał jej się jakby trochę mniej przerażający, niż zazwyczaj, więc odpowiedziała z zadziwiającą lekkością w głosie. – Tak, moim patronusem jest ryś – odparła lakonicznie wiedząc, że starego Fimmela interesuje to tak bardzo, jak zeszłoroczny śnieg. Tak jak pomyślała, konwersacja niezbyt się udała, a może to ponowne pojawienie się Porunn przerwało początek pasjonującej dyskusji na temat zaklęcia. Aria z niewzruszoną miną spoglądała na pojawiające się na stole potrawy, lecz apetyt na jedzenie wcale nie miał zamiaru nadejść. Mechanicznie nabrała sobie niewielkie porcje, myśląc, co mogłaby rzucić Alexandrowi, który z uporem maniaka wbijał w nią wyczekujące spojrzenie. Dzióbiąc widelcem kawałek ryby zmusiła się, by przełknąć chociaż kilka kęsów. Wieczerza minęła w sztywnej atmosferze, a powietrze wokół nich coraz bardziej gęstniało. W końcu każdy odłożył sztućce, ojciec natomiast przygotowywał się do przemówienia. Z zaciśniętymi zębami i mocno bijącym sercem odwróciła delikatnie głowę w stronę mówcy, siłą powstrzymując się od wywrócenia oczami. Rodzina nie trzyma się razem, a to ci nowość! Ciekawe, kiedy to zauważył? Nagle Krukonka przestała oddychać. Co to wszystko miało oznaczać? Opowieść o Czarnym Panu, wymordowaniu rodziny i torturach brzmiała jak jakiś kiepski żart, jednak nikt się nie zaśmiał. Dopiero, gdy płuca zaczęły palić i domagać się powietrza, wzięła głęboki oddech, czego momentalnie pożałowała, gdy ostry dym wdarł się do gardła. Zakaszlała, a łzy napłynęły jej do oczu. Już miała na końcu języka słowa „możecie wszyscy iść do diabła”, lecz koniec końców zdecydowała się zachować bardziej rozważnie i póki co zachować dyplomatyczne milczenie. Co, jeśli jej matka odmówiła i to dlatego słuch o niej zaginął? |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Dom Fimmelów [Północna Norwegia] | |
| |
| | | | Dom Fimmelów [Północna Norwegia] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |