|
| Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Ingrid Skarsgard
| Temat: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sob 02 Sie 2014, 22:09 | |
| Lasy brzozowe w Sikilsdalshorn sięgające do wysokości 1320 m tworzą najwyżej położoną granicę drzew w Norwegii. Zwykle granica ta przebiega tym niżej im bliżej wybrzeża, a także w niższych górach gdzie wieją silniejsze wiatry i zalega więcej śniegu.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sob 02 Sie 2014, 22:31 | |
| Wycieczka w środek lasu wydawała się wspaniałym pomysłem. Ale tylko do czasu. Do czasu, gdy nie postanowił iść własną ścieżką i przy okazji nie odłączył się od grupy, z którą kilka dni temu zaczynali zwiedzać dzikie zakamarki Norwegii. Czasami trzeba zrobić sobie przyjemne wakacje, a babcia pomogła mu z dofinansowaniem drogi w tę i z powrotem. Jednak w tym momencie próbował przypomnieć sobie, którędy szedł jeszcze chwilę temu. Gdyby tylko szedł ścieżkami… Ale nie, przecież ten wypad nastawiony był na miejsca nieprzechodzone, niezdobyte. A przynajmniej nieodstępne w łatwy sposób dla zwykłych turystów. Teraz czwórka jego współtowarzyszy znalazła się poza zasięgiem wzroku i słuchu tylko i wyłącznie z winy Jacka. Mógł grzecznie iść prosto z nimi, nie odłączać się a tak wiele przyjemności by go spotkało. Ale nie wolno się poddawać, w tej sytuacji też się nie podda i znajdzie jakieś plusy. Przeciskał się przez kolejne krzaki i przeskoczył gruby, leżący przed nim konar. Jednak o ile sam skok był udany, to lądowanie nie należało do przyjemnych. Wpadł w mieszankę różnych roślin, z których część posiadała niewielkie kolce przyczepiające się do jego ubrania. - No cholera! Jeszcze niech stracę swoje ulubione spodnie to będzie kulminacja wszystkiego, co najgorsze. A nie, brakuje mi niedźwiedzia… – dość głośno wypowiedział myśli kłębiące się w głowie i wyciągnął różdżkę z kieszeni, by móc się pozbyć nieprzyjemnych roślin. Jedno proste zaklęcie rozcinające i już mógł swobodnie poruszać się dalej, próbując po raz kolejny nie wdepnąć w podobne miejsce. Na wszelki wypadek nie chował już różdżki, tylko trzymał opuszczoną wzdłuż ciała. - Tak, jeszcze zaczynam mówić sam do siebie. Jednak samotność mi nie służy. Zdecydowanie. – uświadomienie tego faktu przypomniało chłopakowi, że powinien szukać swoich współtowarzyszy wycieczki, ale nie wiedział, jak powinien ich znaleźć. Gdyby może potrafił wyczarować cielesnego patronusa… Ba! Jakiegokolwiek patronusa. Czytał, że za jego pomocą można wysłać wiadomość do adresata. No trudno, radzenie sobie w trudnych warunkach można było zaliczyć do części przygody, dlatego też ruszył chyżo do przodu, wołając co jakiś czas jednego z czwórki chłopaków, którzy gdzieś tu powinni być. Chyba nie postanowili zostawić go samego w tym wielkim lesie i to jeszcze bez wiedzy, gdzie się znajdował? Następnym razem będzie musiał powstrzymać swoją chęć znalezienie nowych ścieżek na przekór reszcie.
|
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sob 02 Sie 2014, 23:14 | |
| Ingrid znała ten las jak własną kieszeń. Bardzo często przychodziła tutaj wraz z ojcem, aby zapolować na zwierzynę. Dobrze wiedziała, w którą stronę iść, aby upolować jakiegoś jelenia, bądź nawet większe zwierze. Cały obszar brzozowego lasu był naprawdę wielki i bez problemu można było się tutaj zgubić, ale to nie było problemem dla doświadczonej czarownicy, jaką niezaprzeczalnie była. Dzisiejszy dzień był naprawdę idealny, aby oderwać się o codziennych zajęć i oddać się temu, co kochało się najbardziej. Kobieta ubrana w skórzane spodnie i kurtkę przemieszczała się przez las niemalże bezszelestnie. Opanowanie tej sztuki zajęło jej mnóstwo czasu. Była jednak naprawdę przydatna, w szczególności wtedy, kiedy potrzeba było stać się niewidzialnym bez użycia czarów. Zatrzymała się nagle, nasłuchując. Krzyk, jakby dobył jej uszu brzmiał dosyć dziwacznie i wcale nie przypominał jakiegokolwiek gatunku zwierzęcia, jakie tutaj żyło. Bardziej stawiłaby na człowieka, ale kto to wie? Zainteresowana bliżej niezidentyfikowanym źródłem dźwięku założyła na twarz maskę, która uniemożliwiła rozpoznanie jej tożsamości. Szkoda by było, gdyby coś nie poszło po jej myśli i musiałaby się tłumaczyć. Wolała pozostać anonimowa, nawet jeśli z góry założyła, że jej przyszła ofiara nie dożyje jutra. Chwyciła w dłonie rodową kuszę, którą wcześniej miała przewieszoną na plecach i naładowała, wkładając umiejętnie bełt na prawidłowe miejsce. Rozejrzała się dookoła, starając się skoncentrować i przypomnieć skąd wydobył się głos. Nie musiała jednak długo myśleć, gdy znów usłyszała krzyk. Teraz zdecydowanie brzmiał jak ludzkie skomlenie. Ingrid poczuła nagłą euforię, która ogarnęła całe jej ciało, którym wstrząsnęły dreszcze. Nawet jej przez myśl nie przyszło, że dzisiaj upoluje coś lepszego niż zwierzę. Zafascynowana nową sytuacją puściła się biegiem, jednak mimo prędkości jaką nabrała, to poruszała się niemalże bezszelestnie. W końcu odnalazła swoją przyszłą ofiarę i skryła się za jednym z drzew, obserwując. Okazał się to młody chłopak, który najprawdopodobniej się zgubił, co gorsza – wykazywał się niesamowitą bezmyślnością mówiąc tak głośno. Był w sercu lasu, zagubiony, sam, a jednak to nie powstrzymywało go od podnoszenia głosu i to nawet nie po to, aby wołać o pomoc. Krzyczał, bo mówił sam do siebie. Czyżby był tak głuchy, że nie słyszał własnych myśli i musiał je wypowiadać na głos? Dziwny okaz jej się trafił… Zmarszczyła brwi, przyjmując postawę strzelca. Zmrużyła oczy, celując prosto w jego głowę. W milczeniu jeszcze chwilę przyglądała się chłopakowi, aż w końcu strzeliła. - Szlag – syknęła, gdy bełt przeleciał tuż przed oczami młodego chłopaka.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Nie 03 Sie 2014, 19:15 | |
| O, drzewo! I jeszcze jedno! A to już chyba mijałem… Nie. Tamto miało wyżej liście. A ten krzak jakiś znajomy? Wydaje mi się… A nie, to dalej nie to. Takie i inne myśli kłębiły się w głowie chłopaka, który próbował znaleźć grupę swoich kolegów. Ewentualnie drogę, po której już szedł. Niestety, nic nie wskazywało, by miało to szybko nastąpić. Nawet bagażu nie miał przy sobie, bo nie była jego kolej na noszenie. Zmieniali się co kilkadziesiąt minut – trzech nosiło, dwóch kierowało. Że też akurat on musiał być w tej chwili tym, co kierował. A racja. Gdyby nosił toboły, to nie szedłby teraz samotnie w wielkim lesie. Po przejściu kilkuset metrów miał już dość. Istniała opcja, że wystrzelenie zaklęcia wskazującego do góry spowoduje przybycie jakiegoś ratownika. Kogokolwiek, kto go wyciągnie. I też ku temu właśnie się skłaniał. Szedł do przodu, narzekając dość głośno na swoje położenie i uniósł różdżkę na wysokość piersi, by za chwilę wystrzelić promień w stronę nieba. Choć… Liście mogły dość skutecznie uniemożliwić przedostanie się zaklęcia do góry. Kolejny raz tego dnia zwyzywał się od debili, popaprańców czy kilku innych mniej kulturalnych określeń na ludzi i próbował rozejrzeć się dookoła. Zatrzymał się, szukając wzrokiem ruszających się krzaków lub jakiś kolorów. Oznaki jego kolegów. Ale dostrzegał tylko zarośla, drzewa, jakąś wiewiórkę, strzałę przed oczami… Z gardła wyrwał się Jackowi dość głośny, jednocześnie w wysokiej tonacji krzyk przerażenia. O mały włos, a zostałby trafiony przez kogoś. - Debilu! Tu jest człowiek, nie żadna zwierzyna, którą zjesz na obiad! – najpierw wypadałoby nawrzeszczeć na osobę atakującą, a zaraz po tym pomyśleć, że może lepiej byłoby się schować. Co też zrobił i kucnął za dość szerokim drzewem niedaleko. Różdżkę trzymał w pogotowiu. Miał gdzieś, że mogą go wyrzucić z Hogwartu i posądzić o używanie zaklęć w pobliżu mugola. Chciał żyć! A skąd wiedział, że trafił na mugola? Raczej żaden czarodziej nie bawiłby się w polowania za pomocą łuku, kuszy, czegokolwiek, co miało strzały. To uwłaczałoby ich godności. Już zdążył poznać na sobie te wszystkie podobno obraźliwe komentarze, z których większość wydawała mu się co najwyżej śmieszna. Nazywali go szlamą? No proszę was… Bardziej ruszało go chyba, gdy krzyczeli za nim pedał. - Odezwij się, jeśli usłyszałeś! – no ale koniec rozważań o naturze czystokrwistych czarodziejów, należało zadbać w tej chwili o własny tyłek. Nie chciałby jednak, żeby to strzała tam trafiła. Nasłuchiwał w ciszy odpowiedzi atakującego i starał się uspokoić oddech. Nawet nie zauważył, gdy zaczął płyciej i w krótszych odstępach czasu oddychać. No ale cóż… Prawie go zabili. To było dobrym wyjaśnieniem na zdenerwowanie.
|
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Nie 03 Sie 2014, 22:01 | |
| Ingrid śledziła spojrzeniem każdy ruch młodego chłopaka. Jeszcze większe zainteresowanie wzbudził w niej, gdy wyciągnął różdżkę z zamiarem wystrzelenia zaklęcia w górę, prawdopodobnie aby zwołać jakąś pomoc, czy cokolwiek aby tylko wydostać się z lasu. Pokręciła głową, słuchając kolejnych oszczerstw i obraźliwych słów, które kierował prosto do siebie. W dodatku posługiwał się dosyć prostym językiem, który od razu skojarzyła z mugolskim słownikiem. Jej brew drgnęła delikatnie, po czym znów naładowała kuszę bełtem. Zaskoczył ją fakt, że ten młody osobnik miał czelność obrażać osobę, która do niego celowała. Oczywiście, że się nie pomyliła, celowo obrała sobie młodzika za przyszłą ofiarę, którą zamierzała zaraz wypatroszyć. Łowiectwo ją fascynowało i nie interesowała się faktem, iż wielu śmierciożerców nie popierało jej pasji. Dla niej liczyła się skuteczność i sumienność w wykonywaniu poleceń samego Czarnego Pana. Polowanie na tego osobnika było dla niej czystą rozrywką, zabawą, do której większej uwagi nie przywierała. Kogo mogłoby obchodzić jakieś marne życie istoty, zagubionej w puszczy, w samym sercu lasu? No właśnie, odpowiedź była dla Ingrid całkowicie jasna. Znów wycelowała w chłopaka, ale ten zdążył pójść po rozum do głowy i schował się za jednym z drzew. Czyli jednak nie był taki bezwartościowy i niemyślący jak na początku założyła. Wyjęła zza paska różdżkę i machnęła nią. Drzewo niemalże eksplodowało w jednym miejscu tuż nad głową chłopaka, po czym zawaliło się na inne drzewa, które podtrzymały je przed runięciem na ziemię. Ingrid ruszyła dalej, znów trzymając przed sobą kuszę. Nie miała zamiaru się odzywać. To było głupie i lekkomyślne, łowca w żaden sposób nie powinien zdradzać swojej obecności, a dźwięk mógłby nawet nakierować na jego przybliżone położenie. Zatrzymała się niedaleko drzewa i czekała. Przygotowana kusza tylko czekała na kolejne wystrzelenie bełtu. Kobieta jednak nie zrobiła tego od razu, chociaż mogłaby pozbawić życia młodego chłopaka. Postanowiła jednak się zabawić, bo dlaczego miałaby sobie tego odmówić? Nic nie straci, najwyżej zyska. - Liczę do pięciu – powiedziała bezbarwnym, suchym tonem głosu. Spoglądała w kierunku schowanego chłopaka, czekając. – Gdy skończę liczyć ruszę znowu – dodała, chcąc wyjaśnić zasady gry, której się podjęła i bez pytania wciągając w nią także i tego chłopaka. Musiała przyznać, że był całkiem przystojny, młody… ale czy zdolny? Raczej w to wątpiła, w szczególności, że nie użył żadnego zaklęcia, jakby cała ta sytuacja go przerastała. To było smutne, ale i z drugiej strony okropnie zabawne. - Raz… - zaczęła odliczać.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Nie 03 Sie 2014, 22:37 | |
| Zastanawiał się, co powinien zrobić. Miał dwa wyjścia. Albo czekać na odpowiedź osoby strzelającej i wtedy załatwić sprawę jakoś polubownie, albo po prostu uciekać zanim cokolwiek się stanie. Las był duży, drzew też jakoś nie brakowało, więc dało się łatwo schować. Przez dość długi czas nie potrafił nic wybrać, więc napastnik zadecydował za niego, niszcząc drzewo, za którym chłopak się chował. Kolejny niekontrolowany krzyk. Cichy głosik w głowie upominał go, że powinien zachowywać się jakoś poważniej, a nie jak jakaś nastolatka. No ale cóż poradzić, gdy ktoś atakuje Ciebie i nawet nie planuje pertraktować. Każdego mogłoby coś takiego wystraszyć. No mogłoby, prawda? Za to teraz w jego głowie pojawiła się jeszcze jedna myśl. Niezbyt przyjemna ani optymistyczna. Takie zniszczenia przy pomocy broni mugolskiej wydawały mu się niemożliwe. Za mały rozrzut jak na atak z czegoś dużego. A zdecydowanie takie musiało być, jeśli ot tak zniszczyło dość sporych rozmiarów, wiekowe drzewo. Nasuwało się tylko jedno rozwiązanie – miał całkiem nieprzyjemne spotkanie z czarodziejem. Czy raczej czarownicą, jak zdołał usłyszeć po głosie. Tak swoją drogą dopiero po chwili dotarły do niego pierwsze słowa napastnika. Tylko czego ona chciała? Liczyła do pięciu, to już wiedział. Ale po co? Może lepiej nie warto było się dowiadywać… Za to inny, szalony pomysł wpadł Jackowi do głowy i pomyślał, że może mu się udać, ale musiał ustalić dokładne położenie kobiety. A do tego wymagane było usłyszenie jeszcze raz jej dziwnego głosu, jakby zasłaniała sobie usta czymś. Czyli szybka rozmowa, wykonanie planu a na końcu ucieczka za jakieś inne drzewo, które może bardziej go osłoni. Do dzieła! - Przepraszam bardzo… Chyba pani mnie z kimś pomyliła… – zaczynało się od bycia grzecznym chłopcem. Nic dziwnego, w końcu ledwo co powstrzymywał się od panicznej ucieczki. Wiedział, że póki tutaj siedział, miał choć odrobinę szans na przeżycie. Przynajmniej kilka minut dłużej. W dłoni dość mocno ściskał różdżkę i zastanawiał się, w jakiej odległości znajdowały się identyczne krzewy, w które dość niedawno się zaplątał. Dookoła było ich dużo, więc może akurat te za kobietą były wystarczająco blisko…
|
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Nie 03 Sie 2014, 22:56 | |
| Wybacz za krótki post, ale nie chcę owijać w bawełnę, bo nawet nie mam tak naprawdę co tam pisać.
Śmierciożerczyni zmarszczyła brwi niezadowolona z tego, że zlekceważył jej dobre chęci. Chciała mu dać trochę czasu na ucieczkę, schowanie się, a on tak bezczelnie marnował go na głupie gadanie. Nie przestała liczyć. - Dwa… - mruknęła krótko, nie ruszając się z miejsca. Z nikim go nie pomyliła, przecież nie wyglądał jak zwierzę tylko człowiek, który był idealnym celem, którym mogła się zabawić. Trzymała w rękach kuszę, spoglądając bez przerwy w miejsce, gdzie ukrywał się chłopak. Był czarodziejem, jednak na pewno się jeszcze uczył – każdy inny, który osiągnął pełnoletniość mógł po prostu uciec teleportując się w inne miejsce. Miała do czynienia z dzieciakiem, w dodatku okropnie głupim i naiwnym. Zacisnęła palce mocniej na broni i wycelowała, przygotowując się. - Trzy… - jej jedna brew drgnęła z zaskoczenia. Zastanawiała się czy w końcu się stamtąd ruszy. Miał coraz mniej czasu. |
| | | Gość
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Nie 03 Sie 2014, 23:12 | |
| Tak, tylko na to oczekiwał. Nareszcie miał ogólne pojęcie, gdzie znajdowała się kobieta. Stała w niebezpiecznie niewielkiej odległości od jego miejsca kucania. Czas by się ruszyć, a odliczanie chyba pozwalało mu na częściową ucieczkę. To była jego chwila. Zrobił głęboki wdech i w prawie jednym momencie uniósł się, celując za kobietę i wyobrażając sobie wspomniane wcześniej krzaki z kolcami. – Accio! – krzyknął głośno i miał szczerą nadzieję, że nareszcie udało mu się rzucić poprawnie to zaklęcie, bez wskazywania celu na głos. Jeśli wszystko poszłoby zgodnie z zamiarami, kobieta powinna zostać oplątana kilkoma pnączami, a kolce mogły wystarczająco uprzykrzyć życie. Jeszcze żeby tylko nie była jakoś grubo ubrana. Nie zdążył dobrze jej się przyjrzeć, bo już uciekał slalomem za najbliższe drzewa. Zastanawiało go, czy napastniczka miała w sobie wystarczająco mało opanowania, by przez jego nagły zryw wystrzelić w stronę Jacka strzałę lub zaklęcie. Według zasad należałoby najpierw policzyć do wspomnianej liczby na początku, a dopiero potem atakować. Tylko kto tu właściwie wymyślił jakiekolwiek reguły? Został wplątany w jakąś chorą zabawę ku uciesze nieznajomej i powoli miał tego dość. Chciał wrócić do swoich. Do przyjaciół. W piątkę możliwe, że poradziliby sobie z łatwością z kobietą, ale w pojedynkę nie miał najmniejszych szans. - Odczep się ode mnie! Znajdź sobie lepsze zajęcie! – krzyczał w biegu. Oby posłuchała się jego rad. Życzył jej, a szczególnie samemu sobie wszystkiego najlepszego, więc czemu by nie zrobić raz coś, czego on naprawdę chciał? |
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Pon 04 Sie 2014, 00:03 | |
| Ingrid chwyciła za różdżkę w ostatniej chwili, gdy zaklęcie Jacka się powiodło. Desperacka próba uratowania sobie życia sprawiła, że zaklęcie zadziałało tak, jak chciał. Krzaki z kolcami, które przywołał do siebie odbiły się o barierę, którą Ingrid wyczarowała za pomocą protego i poszybowały dalej, prosto w stronę chłopaka. Zgodnie z działaniem zaklęcia przywołującego powinny za chwilę dotrzeć do osoby rzucającej je. Protego jednak rzuciła trochę z opóźnieniem, jak się okazało kilka kolczystych gałązek zdążyło tylko rozedrzeć jej ulubione, skórzane spodnie. Syknęła z niezadowoleniem, zerkając na uszkodzenie. - Cztery… Pięć!– jej głos przeszedł w warkot, jednak zasady jej gry były jasne i nie zamierzała ich w żaden sposób zmieniać. W końcu padła ostatnia odliczana liczba i Ingrid ruszyła dalej, tym razem biegiem. Cała pogoń za młodzikiem wydawała się jej niesamowicie zabawna. W ruchu wycelowała w stronę chłopaka, którego miała na celowniku i wystrzeliła, jednak w ostatniej chwili skręcił, a bełt wbił się w sąsiednie drzewo. Przewróciła oczami, po czym rzuciła kuszę na ziemię. Później po nią wróci, albo przywoła zaklęciem, jeszcze się zastanowi. Teraz miała kogoś do upolowania i na pewno nie przepuści ku temu okazji. Nie przestając biec przyspieszyła tylko tempo i machnęła różdżką. Ostre, czerwone światło trafiło w ziemię tuż obok chłopaka, jednak nie trafiło w niego. Szybko zmieniał kierunki, jakby był urodzony do ucieczek przed niebezpieczeństwem. To mocno rozbawiło Ingrid i wydała z siebie zduszony, pełen pogardy chichot. - Impedimento – wykrzyknęła zaklęcie, celując prosto w Jacka. Jeśli jej się udało, Jack powinien nagle zwolnić swój bieg, a ona w tym czasie mogłaby go bez problemu dogonić. Co z nim później zrobi? Jeszcze się zastanowi. Chłopak i tak miał sporo problemów, biorąc pod uwagę fakt, że kolce właśnie go doganiały. |
| | | Gość
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sro 06 Sie 2014, 21:06 | |
| W biegu starał się nie skupiać na czymkolwiek, co działo się dookoła niego. Naprawdę mało rzeczy interesowało go w tej chwili poza chęcią przeżycia w tym szalonym maratonie. Trudno było określić, do jakiej grupy się nadawał. Czy zaliczało się go jeszcze jako ofiarę napaści, czy może lepiej nazwać go po prostu zwierzyną łowną. Chyba wszystko zależało od osoby patrzącej na sytuację, a żadna z opcji nie pasowała mu na tyle dobrze, by się nią zająć na dłużej. Tak czy inaczej – był poszkodowany. A to Jackowi nie podobało się zdecydowanie. On tu powinien dręczyć kogokolwiek, kogo miał w pobliżu, a nie na odwrót. Słysząc inkantację zaklęcia wyrzucił rękę do tyłu i właściwie prawie bez celowania zamachnął się różdżką, próbując wyczarować tarczę. Nawet nie sposób opisać wewnętrznej radości, jaka ogarnęła chłopaka, gdy usłyszał, jak coś się rozbijało o szybkie protego. Niestety były to tylko przywołane wcześniej rośliny, które powinny zająć się napastniczką, a nie dolecieć do niego. Gdy tylko zniknęła tarcza po zderzeniu, poczuł jak został trafiony wystrzelonym zaklęciem. Nigdy jeszcze nie próbował go na sobie i chyba chciałby żeby tak zostało do samego końca. Czuł się, jakby jego ciało było opóźnione w porównaniu z umysłem o miliony lat. Ledwo ruszał kończynami. Ba! Opóźnienie, jakiego doznał, sprawiło że na chwilę zawisł jakby w powietrzu, starając się dalej uciekać od kobiety. Ta wariatka zaraz go zabije! Powinien znajdować się teraz przy przyjaciołach. Musiał ich znaleźć, ale najpierw odpędzić się od napastniczki. Nawet nie próbował się odzywać, bo wiedział, że na nic się to teraz nie zda. Prędzej spowodowałby pewnie głośne salwy śmiechu. |
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Czw 07 Sie 2014, 20:30 | |
| Ingrid pozwoliła sobie na delikatny uśmiech satysfakcji, kiedy jej zaklęcie zadziałało. W połowie drogi do jej ofiary zwolniła i po prostu powoli podeszła do wolno poruszającego się ciała. Obeszła je dookoła i przechyliła głowę lekko w bok, stając twarzą w twarz z chłopakiem. Nie odzywała się, tylko przyglądała mu się uważnie. Nie mógł dostrzec jej twarzy, zasłaniała ją maska, jaką zazwyczaj zakładali śmierciożercy. Chwyciła za ramiona chłopaka i cisnęła nim na ziemię, unieruchamiając całkowicie. Usiadła mu okrakiem na biodrach i wyjęła zza paska sztylet, którym szybkim ruchem rozcięła mu przód ubrania, odsłaniając przy tym klatkę piersiową. Pokręciła głową i przesunęła ostrą stroną sztyletu wzdłuż torsu Jacka, nie patrząc nawet przez chwilę mu w twarz. Patrzyła na delikatną posokę krwi, która wypływała z rozcięcia. Powoli wsunęła dłoń w zadaną przez nią ranę, aby jeszcze mocniej ją rozszerzyć aż w końcu poczuła, że jest wewnątrz jego organizmu. Instynktownie ujęła w dłonie wątrobę chłopaka z zamiarem wyszarpnięcia jej pierwszej. Coś jej jednak przeszkodziło. Nagle poczuła, jak czerwone światło uderza prosto w nią, odrzucając na kilka metrów od Jacka. Oszołomiona faktem, że nie usłyszała wcześniej zbliżającej się w ich stronę odsieczy. Na jej nieszczęście koledzy Jacka byli również czarodziejami i potrafili się posługiwać zaklęciami defensywnymi. Syknęła cicho, po czym podniosła się szybko, wyciągając różdżkę. Rzuciła depulso w stronę najbliżej stojącego niej chłopaka, ciskając nim o drzewo. Spojrzała jeszcze ostatni raz na swoją niedoszłą ofiarę, aby zapamiętać twarz. Znajdzie go i wtedy dokończy swoją pracę… Łowca nigdy nie rezygnuje ze swojej zwierzyny. Deportowała się. *** Przykucnęła przy porzuconej kuszy i umieściła w niej bełt. Ruszyła przez las w poszukiwaniu jelenia, którego puściła wolno na rzecz dobrej zabawy. W głowie miała już tylko jedną myśl – za wszelką cenę znajdzie tego chłopaka i zabije w męczarniach, jakich jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył. Już ona o to zadba. z/t |
| | | Gość
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Czw 07 Sie 2014, 21:31 | |
| Musiał zgodzić się z wszystkimi ludźmi, którzy uważali, że przed śmiercią przelatuje przed oczami całe życie umierającego. Gdy dojrzał maskę kobiety, właśnie tego doświadczył. Choć było to dopiero jego pierwsze spotkanie ze śmierciożercą twarzą w twarz, mimo wszystko słyszał co nieco o nich i teraz rozpoznał kształt maski. Domyślał się, że już będzie po nim. Otrzyma zaklęcie uśmiercające i już nigdy więcej nie zobaczy tych pięknych chłopaków ze szkoły, z miasta rodzinnego… A tak bardzo chciał coś na to poradzić, móc się ruszyć, uciec. Zrobić po prostu cokolwiek, co pozwoli mu na przeżycie tego zwariowanego dnia. Jakież było zdziwienie Jacka, gdy kobieta jakby nigdy nic zaczęła się nim zajmować za pomocą jakiegoś ostrza. Czuł ból, jednak nazwałby to bólem psychicznym, przez pewność że musiał w tym momencie się pojawić. Ciało pod wpływem zaklęcia reagowało odrobinę w opóźnionym tempie. No może trochę bardziej niż odrobinę. O wiele. I temu też nie czuł dokładnie, co się działo. Nawet nie miał możliwości zaprotestować. Czuł, że umiera. Ból spowodowany zabawami z jego skórą i wnętrznościami był ogromny. Chciał krzyczeć, wyć i wić się z bólu, ale niestety nie potrafił. Ciało za to w sposób naturalny próbowało się bronić przy pomocy utraty świadomości. Jackowi świat rozmazywał się dość skutecznie z sekundy na sekundę i tylko barwami ocenił, że ktoś trafił kobietę zaklęciem a później latały dookoła nich inne promienie. Więcej nie pamiętał już niestety. Odpadł zupełnie, gdy jeden z jego przyjaciół pobiegł do niego i, znając się odrobinę na zaklęciach, postanowił nie ryzykować żadnemu z nich z leczeniem chłopaka, a spróbować przetransportować go do najbliższego szpitala. Musieli naprawić szkody zadane na ciele Jacka jak najszybciej, inaczej wykrwawiłby im się na rękach. Tak oto skończyła się prawie udana wycieczka chłopaka do Skandynawii.
/zt |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Sro 22 Paź 2014, 00:34 | |
| Zapuszczanie się na dzikie i obce tereny wbrew pozorom nie leżało w naturze Vincenta. Preferował skupianie się na już odkrytych ścieżkach, by badać je do skutku, do momentu osiągnięcie stu procentowej pewności, że zna dane miejsce jak własną kieszeń. Lubił mieć kontrolę, poczucie władzy jaką dawał określony zasób informacji i doświadczeń. Właśnie tej kontroli go pozbawiono nie tak dawno temu i wciąż trawiło to jego duszę, serce(choć wielu twierdziło, że go nie posiada), całe jestestwo. Jeżeli wybrałby znaną okolicę na spacer to najprawdopodobniej skończyłoby się to pobojowiskiem przypominającym efekt dwudniowej, zaciekłej batalii między dwoma armiami. Tak, pod wpływem emocji byłby zdolny do czegoś takiego, szczególnie, że Ministerstwo już od dłuższego czasu nie sprawowało kontroli nad rzucanymi przez niego zaklęciami. Niewybaczalne - to co innego, chociaż ostatni etap obozu pokazał, że ta banda urzędników równie dobrze mogłaby sprzątać londyńskie metro, efekt byłby taki sam. A może i lepszy, przynajmniej zapanowałby tam porządek. Zacisnął zęby na wspomnienie tych jakże interesujących szkolnych wakacji, a różdżka zatrzeszczała ostrzegawczo, jednocześnie posyłając kilka iskier. Klął się na własne życie, że gdyby tylko mógł poszedłby do najbliższego miasta i wymordował wszystkich w pień, własnoręcznie. Mężczyzna po mężczyźnie, kobieta po kobiecie. Chociaż nie, te ostatnie by oszczędził tylko po to, by na ich oczach torturować i zabijać ich własne dzieci. Miał ochotę zalać krwią cały świat - tą samą krwią, która co i rusz zalewała jego samego. Ograniczył się do posłania jednego zaklęcia Bombarda Maxima w najbliższe drzewa, usuwając się przed jednym z nich, które najwyraźniej obrało go sobie za przypadkowy cel. Warknął pod nosem patrząc na efekt swoich działań, po czym usiadł na jednym z powalonych konarów. Złamane ramię na szczęście już nie doskwierało, choć wciąż okolice urazu potrafiły odezwać się nagłym, bolesnym skurczem. Duma była w o wiele gorszym stanie i uleczanie jej zajmie znacznie więcej czasu - ale zrobi to, nie odpuści. Rosier od początku znajdował się na jego liście osób, które zostaną rozłożone na czynniki pierwsze, jeśli tylko nadarzy się okazja. Z jeszcze większą przyjemnością zacznie powoli, skrupulatnie planować zabawę jego ścięgnami, jelitami. Nie ważne co z tego wyjdzie - ma cierpieć i krwawić, kląć i wyć. Co się zaś tyczy Aristos... Hm, i pomyśleć, że chciał być dla niej dobry. Skończył się miły Vincent dla tego małego kwiatuszka. Tak, owszem, był miły, więc teraz niech się lepiej pilnuje. Klątwa czy nie, znajdzie sposób, by jeszcze pożałowała każdej jednej decyzji w swoim życiu, która była skierowana przeciwko niemu. Skoro tak kocha tego swojego Irlandczyka, czemu by nie połączyć ich na wieki? O tak, to mu się zaczynało podobać. Więcej krwi, więcej narządów do zabawy. Może ich krzyki współgrałyby ze sobą, kto wie. A potem przerobi ich na jakieś przyjemne, drobne przedmioty, które postawi nad kominkiem. Odetchnął głęboko i po raz pierwszy od tamtego feralnego dnia na twarzy Pride'a pojawił się uśmiech. Był okrutny, nieco przerażający, szczególnie w połączeniu ze spojrzeniem jasnoniebieskich oczu, które wręcz zdawały się rzucać iskry. Jak to dobrze, że wyobraźnia przychodziła z pomocą, gdy wszystko inne zawodziło. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Czw 23 Paź 2014, 00:07 | |
| Rozmowa z siostrą przyniosła więcej szkód niż pożytku. Porunn nie do końca wiedziała co też złego zrobiła, chociaż mogła się domyślać, że chodziło o te jej ostatnie, ostre słowa. Nie lubiła Wandy, więc dlaczego miała się powstrzymywać od wulgaryzmów, które w tej sytuacji najlepiej ją opisywały. Może te słowa zraniły Arię? Ślizgonka nie zastanawiała się nad tym zbyt mocno, postanawiając niemalże od razu naprawić swój błąd. Nie panowała nad słowami, które Aria odebrała dosyć osobiście. Nie tak miało być, jednak stało się i Porunn na nowo musiała wkupić się w łaski bliźniaczki. Nie potrafiła znieść faktu, że jej najlepsza przyjaciółka mogła się na nią gniewać dłużej, niż kwadrans. A minęło już trochę więcej niż te piętnaście minut. Sama już nie wiedziała jak długo siedziała pod drzwiami prowadzącymi do pokoju siostry, w pewnym momencie straciła rachubę czasu, próbując na wszystkie sposoby zdobyć jej wybaczenie. Pozostało jej jeszcze jedno wyjście z tej sytuacji. Wielki kosz owoców leśnych i kwiatów świeżo zerwanych powinny załatwić sprawę. Nie od dziś wiedziała, że Aria uwielbiała wszystko, co było związane z lasem, a Porunn potrafiła rozróżnić rośliny na tyle, żeby przypadkiem nie zerwać trochę trujących owoców, które zamiast pomóc, jeszcze by zaszkodziły. Była świadoma tego, że postąpiła źle, że słowa, które padły z jej ust były raniące i bolesne. Nie potrafiła jednak trzymać języka za zębami. W końcu wychodziła z założenia, że prawda, nawet bolesna była najważniejsza, a ona zawsze chciała być szczera z własną siostrą. Mała wojna, która między nimi wybuchła, nie do końca była na rękę młodej Fimmelównie… Nie lubiła, kiedy Aria się do niej nie odzywała. Jeszcze gorzej było, kiedy Porunn doprowadzała siostrę do łez, co ostatnio zdarzało się dosyć często. Do lasu wybrała się bez jakichś zbędnych przygotowań. Znała te tereny jak własną kieszeń, więc nie miała problemu ze swobodnym poruszaniem się między zaroślami, krzakami. Z gracją omijała wystające korzenie drzew, które tylko czekały, aby powalić na ziemię nieproszonych gości. Miała wrażenie, że las żył własnym życiem, a targnięcie do niego ludzi nie było zbyt pożądane. No cóż, musiał się na chwilę z tym pogodzić, gdyż Porunn przyszła, aby nazbierać cennych owoców, które były kluczem do przebaczenia Arii. Nic więcej się nie liczyło. No, chyba, że ktoś jej w tym przeszkodzi – a taką osobą był Vincent Pride. Nie spodziewała się, że zobaczy go w środku lasu, niedaleko jej domu. Czyżby zbłądził? To było mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę to, że zdawał się być raczej rezolutny i inteligentny. Uniosła brwi, podchodząc bliżej, jednak nie ujawniając się. Obserwowała, zastanawiając się jednocześnie, jak długo zajmie dostrzeżenie jej ukrytej w zaroślach. Gorzej, jeśli zdecyduje się wycelować w nią zaklęciem… |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] Pią 24 Paź 2014, 23:42 | |
| Bombarda maxima nie była złotym środkiem na całe zło(w oczach Vincenta) tego świata, ale na pewno na chwilę pozwalała ukoić zszargane nerwy. Pewnie dlatego też postanowił póki co zrezygnować z dalszego wysadzania okolicy w powietrze. Gdyby tylko znał zaklęcie, które pozwoliłoby mu zrealizować poprzednią krwawą wizję - tak, to zapewne uszczęśliwiłoby go w dostatecznym stopniu. No dobrze, Szatańska Pożoga rozpętana w środku małego miasteczka w taki sposób, by nikt nie zdołał uciec też stanowiła przyjemną opcję, nie mógł zaprzeczyć. Spalanie żywcem zapewne wygrałoby ten mały konkurs, gdyby nie fakt, że nawet dla czarodzieja z dużym doświadczeniem w czarnej magii takie zaklęcie stanowiło wyzwanie. Wolał nie zostać swoją własną ofiarą, a już na pewno nie w taki sposób. Może dlatego co jakiś czas znajdował sobie nowe ofiary do eksperymentów, tudzież zabawy. W przeciwnym wypadku pewnie zacząłby zabawiać się właściwościami swojej własnej krwi, a to mogło mieć niekorzystne skutki. Westchnął bezgłośnie, opierając plecy o jedną z gałęzi powalonego drzewa, jednocześnie obracając w palcach różdżkę. Robił to powoli, w skupieniu, jakby miał dzięki temu pogrążyć się w medytacji. Pozory mylą, gdyż za tą niewinnie wyglądającą twarzą kryły się myśli, które zapewne w przeciągu sekundy zmieniłyby zdanie Albusa Dumbledore'a odnośnie przyjęcia Vincenta do Hogwartu. Do momentu powrotu do szkoły musi się uspokoić, opanować, by nie wzbudzać najmniejszych podejrzeń. Ba, rozegra to tak, że nikomu do głowy nie przyjdzie powiązać go z czymkolwiek niewłaściwym lub czarnomagicznym. Kiedy do jego uszu dotarł cichy dźwięk łamanej gałązki, podniósł oczy leniwie, bez przekonania, biorąc to za odgłos lasu. W końcu to mogła być chociażby głupia, mała wiewiórka, a otoczenie drzew nigdy nie dawało gwarancję ciszy absolutnej. Jakież było jego zdziwienie, gdy pośród gałęzi dostrzegł parę błyszczących oczu, które zdecydowanie nie należały do zwierzęcia. Wytężył wzrok, starając się lepiej poznać wygląd nieproszonego gościa, a z każdą chwilą rysy twarzy stawały się coraz bardziej znajome. - Fimmelówna. - powiedział zaskoczony, pozwalając sobie na krzywy, acz na swój sposób sympatyczny uśmiech. Nie spodziewał się tutaj nikogo, a szczególnie nikogo znajomego, a tu proszę, taka...pozytywna niespodzianka. Jeśli obóz miał jakieś dobre strony to jedną z nich mogło być właśnie poznanie tej intrygującej dziewczyny, która skrywała w sobie duży potencjał. Teraz musiał go tylko wykopać i rozwijać, rozwijać i utrwalać. Zaśmiał się krótko do samego siebie i rozluźnił mięśnie, zaprzestając zabawy z różdżką. - Przyznam szczerze, że liczyłem na chwilę samotności, ale grzechem byłoby wzgardzenie tak doborowym towarzystwem. - dodał jakby na zachętę, licząc na to, że Ślizgonka podejdzie bliżej. Całe szczęście, że nie miał zwyczaju prowadzić rozważań na głos, bo mogłaby stać się niewygodnym świadkiem. Póki nie stanie się "jego" nie miał zamiaru jej ufać, nawet jeśli robiła dobre wrażenie. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] | |
| |
| | | | Las Brzozowy w Sikilsdalshorn [Norwegia] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |