|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Alex Hall
| Temat: Gabinet Halla Czw 18 Gru 2014, 22:15 | |
| Nieduży gabinet, w którym lwią część przestrzeni zaanektowała sobie szafa pełna najróżniejszych rupieci i karafek. Tuż pod oknem stoi biurko i dostawiony do niego fotel. Kawałek ściany obok zajmuje oprawiony dyplom ukończenia szkolenia aurora, chaotycznie poprzyczepiane zdjęcia z różnych lat oraz sztandar Gryffindoru, który do złudzenia przypomina pomniejszoną wersję tych wieszanych na ucztach nad stołem domu Lwa. Zasłania on przejście do niewielkiej sypialni. W kącie niedaleko wygaszonego kominka stoi kociołek, czasem pusty, czasem z bulgoczącym wywarem. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Pią 19 Gru 2014, 21:29 | |
| Wnętrze gabinetu wypełniał cichy dźwięk bulgotania i strużki białego dymu tworzącego w powietrzu krzywe spirale. Kociołek, który zwykle stał grzecznie w kącie niedużego pomieszczenia, został przeciągnięty prawie na sam środek, gdzie wesoło buchały magiczne ognie. Alex pracował w skupieniu, koncentrując się na wykonaniu zadania, które zlecił Wilson, wysyłając mu sową notatkę, czego potrzebował na następne zajęcia patronusa. Choć eliksiry odurzające czy halucynogenne nie należały do pola ekspertyzy młodego aurora, bo zwyczajnie nie używał ich podczas pracy, ani nie miał potrzeby spędzać wieczorów na oglądaniu latających po pokoju krów, nie odmówił. Ufał swoim umiejętnościom i wiedzy. Z jednego z zakurzonych tomiszczy w osobistej biblioteczce wybrał przepis, którego opis objawów po zażyciu wyglądał obiecująco i zabrał się do warzenia. Odmierzając potrzebne składniki, odepchnął falę wyrzutów sumienia, próbujących odwieść go od pomocy Wilsonowi – nie chciał powtórki z sytuacji podobnej do fiaska z ugryzieniem bahanki, a jeśli przyrządzał coś sam, mógł od razu stworzyć też antidotum. Faszerowanie uczniów halucynogennym wywarem nie było praktyką wysoce etyczną, ale lepiej by dostali coś, co wyszło spod ręki Alexa niż stanowiło losowy zakup Jareda. - Zostaw to, pierunie jeden – syknął krótko na rudą kocicę, która postanowiła towarzyszyć mu w trakcie całego procesu, zamiast szwędać się po zamku, ale póki co tylko rozpraszała uwagę aurora. Urwał fragment skórki z obieranego owocu i rzucił go pupilce do zabawy, mając nadzieję, że odpuści trącanie łapką końców obierek. - Sprzedam cię w końcu, jak się nie będziesz zachowywać – pogroził jeszcze, krojąc składnik w równe, drobne kostki. - Albo wyrzucę do Zakazanego Lasu, dopiero zobaczysz jak ci ze mną było dobrze. Marudził, ale tak naprawdę nigdy nie zrobiłby nic, co mogłoby zaszkodzić zwierzętom, które zaadoptował. Nadaktywna sówka notorycznie dziobiąca go w uszy oraz norweska kocica, mistrzyni futrzastej manipulacji i domowego zniszczenia zajmowały specjalne miejsce w otoczonym drutem kolczastym sercu aurora. Wywar zabulgotał i zasyczał po dodaniu jednego z ostatnich składników, w mgnieniu oka zmieniając barwę z jasnozielonej na elektryzujący, wściekły róż – wszystko zgodnie z instrukcjami w księdze. Alex podwinął rękawy szarego henley'a, dłuższą chwilę obserwując wzburzoną powierzchnię eliksiru. Dopiero gdy rozchodzące się koliście fale zmieniły się w drobne pękające bąbelki, zmniejszył ogień do pojedynczego płomienia. Całość musiała się jeszcze chwilę pogotować, na koniec wystarczyło tylko dodać trochę sproszkowanego kamienia księżycowego, kroplę krwi traszki i voila. Wypuszczając powietrze przez usta, blondyn siadł na fotelu, krzyżując nogi i oparł na kolanie księgę, z której korzystał. Litery były nieco wytarte i choć do tej pory nie miał problemu z odczytaniem składników oraz instrukcji, pojawił się problem przy dozowaniu. Wciąż nie wiedział, czy dla optymalnych efektów należało podać kroplę czy kolbę wywaru. Pojedyncze „k” nie dawało mu spokoju. |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gabinet Halla Sob 20 Gru 2014, 13:45 | |
| Po pierwszych lekcjach Wilson zapowiedział Hallowi plany wobec następnych zajęć oraz swoją wizytę. Z miną nietęgą odstraszał od siebie dzieciarnię, zatem nikt nie próbował go zagadywać. Póki co szkoła jeszcze nie drżała od plotek i opowieści dotyczących metod wychowawczych jakimi się posługiwał na Gumochłonach. Jerry miał to głęboko w poważaniu. To jego działka, jego metody nauczania i jeśli komuś się to nie podobało, mógł swobodnie opuścić jego towarzystwo. Tylko wtedy nie on gorzej na tym wychodził. Nie był zadowolony z zajęć. Stąd też ekscentryczny i nie do końca legalny pomysł na lekcję następną. Gumochłony tym razem pomdleją i bez trupów się być może nie obejdzie. Była mu obojętna propozycja Halla,aby to uwarzył specjalny specyfik. Jerry na dobrą sprawę mógł odwiedzić Nokturn i załatwić coś z lewej ręki. Niekoniecznie dbał o zdrowie podopiecznych. Mógł jeszcze zagadać do Chantal, ale jakoś go ostatnio drażniła tymi swymi krwistymi włosami. Nie zapukał do drzwi, a wszedł od razu, naciskając klamkę. Przelotnie rozejrzał się po gabinecie Halla. Już znalazł sobie kąt, a Wilson dalej koczował u Odinevy albo przesypiał noce w Ministerstwie bądź Grimmauld Place. Jared wyglądał jakby siedzenie w Hogwarcie było największą karą. Po części tak było, skoro alternatywą jawiło się obdzieranie ze skóry Śmierciojadów. Stąd jego zachowanie, gdy bez mrugnięcia okiem zamordował upierdliwą bahankę. - I co wykombinowałeś? - bez powitania wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą szczelnie drzwi. Rzucił fajki na biurko i butelkę whisky, jak to obiecał. Hall jeszcze nie wiedział w co się wpakował. Zaoferował zrobienie eliksiru na lekcje jednocześnie deklarując nieświadomie chęć przetestowania tego na sobie. Jerry później go w tym uświadomi. Rozważał podanie tego jakiemuś naiwnemu maluchowi, ale niechybnie Odineva i Drops dorwaliby mu się do skóry za taki wyskok. Auror zajrzał do gotującego się kociołka,ale nie rozpoznał cieczy. To Chantal przygotowywała z reguły potrzebne fiolki jak Katherine ją o to poprosiła. Mężczyzna usiadł na krześle obok biurka i opierając łokcie o kolana, zapalił cygaro. Bez pytania o zgodę. - Musi dać niezłego kopa. Teraz to dopiero będą trupy. - gdyby chciał,to zarechotałby złośliwie. Ograniczył się do obnażeniu zębów i wrednym spojrzeniu. Wyglądał jakby gnębienie uczniów sprawiało mu przyjemność i tak też było. Nie myślał o Skai. Rozważał czy jej nie wypisać i nie dawać nauczania indywidualnego - w końcu kto mu zabroni faworyzować córkę? - bo była zbyt słaba,aby znieśc gorzką prawdę, że Jerry był ojcem marnym. Robił to co chciał i nawet na jej oczach nie powstrzymywał swojego zachowania. Odetchnął z ulgą gdy tytoń dotarł w końcu do płuc. Na korytarzach nie wolno mu palić i gdyby nie ostre spojrzenie Odinevy, nie szanowalby tej zasady. Nie wspominała jednak nic o klasach i czyichś gabinetach. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Czw 25 Gru 2014, 16:12 | |
| Blondyn ani drgnął, gdy Wilson bez pukania wparował do jego gabinetu – znając dowódcę brygady uderzeniowej, można się było tego spodziewać. Ba! Należało tego oczekiwać, wiedząc, że miał się pojawić. Alex dopiero po chwili podniósł wzrok znad strony, którą tak uparcie studiował, zerkając na mężczyznę, wciąż z delikatną zmarszczką zamyślenia widoczną między brwiami. - Halucynogen – odparł krótko, po czym podniósł dłoń, rozmasowując skroń. Czuł powoli, acz systematycznie zbliżający się ból głowy. Prace nad eliksirami zawsze skutecznie wyciszały Halla, skupiały maksimum jego uwagi oraz skupienia, ale teraz zauważając kątem oka, jak Wilson zaglądał do kociołka, poczuł drobne ukłucie irytacji. Żaden z uczniów tworzących pierwszą grupę uczęszczającą na zajęcia z patronusów nie odpisał na jego sowę, żaden nie przyszedł do gabinetu. Albo czuli się tak bardzo pewni swojej wiedzy i umiejętności (co należałoby skwitować wybuchem śmiechu i spojrzeniem pełnym politowania), albo skutecznie zniechęcili się do nauki zaklęcia. A może zastraszył ich tak samo jak Jared? Byłoby to podejrzenie cokolwiek śmieszne, ale wciąż całkiem prawdopodobne, choć wykonując polecenia prowadzącego, Alex starał się przede wszystkim zwracać uwagę na dobro uczniów. Ktoś musiał. Brak odzewu nieco zgasił jego entuzjazm, ułatwił odepchnięcie wyrzutów sumienia związanych z przygotowywaniem wywaru na następne zajęcia. Krótko machnął różdżką w stronę okna, by je otworzyć, gdy Wilson odpalił cygaro (co skutecznie rozzłościło kotkę Halla, która zaraz się nastroszyła i fuknęła, wpełzając pod fotel właściciela), po czym zerknął na kociołek. Tak dla upewnienia, że jeszcze nie eksplodował. Komentarz odnośnie trupów przywołał na jego twarz delikatny, choć wyraźnie złośliwy uśmieszek, w zielonych oczach zabłysnęły chochlicze płomyki. - Jeszcze mi się nie spieszy sprawdzać, jak wygląda wściekłość Dropsa, gdybyśmy faktycznie położyli jakiegoś ucznia – rzucił lekko. - Ale przy odpowiedniej dawce eliksiru będą widzieli wszystko, co może wytrącić z równowagi. I to niekoniecznie latające krowy pod sufitem, opis jest całkiem niezły – podsunął księgę Wilsonowi, by zerknął na drobny tekst, po czym wstał z fotela, by dodać do wywaru dwa ostatnie składniki. - Zaczyna się niewinnie, kolory, tęcze, jakieś smoki zaglądające przez okna, co tam komu w głowie siedzi. Potem sięga do niepokoi i strachu, wywleka wszystko i płynnie miesza delikwentowi rzeczywistość z halucynacjami dopóki eliksir nie przestanie działać, albo nie poda się antidotum. Oczywiście jeśli wierzyć temu, co tam napisali, nie miałem nigdy okazji tego używać – wzruszył lekko ramionami, sypiąc srebrzysty proszek na powierzchnię wywaru.
/mea culpa, następne posty będą szybciej |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gabinet Halla Czw 25 Gru 2014, 20:38 | |
| Metody nauczania Jareda nie były pochwalane przez większość kadry nauczycielskiej. Oczywiście tej świadomej co siedzi w głowie aurora. Pracował w tym zawodzie prawie dwadzieścia lat i przestał bawić się w delikatne obchodzenie z ofiarami, pokrzywdzonymi a tym bardziej z winowajcami. Tyczyło się to samo uczniów. Dzieciaków, którzy go drażnili. Ten wrzask, bieganina, nieudane zaklęcia świszczące obok ucha, ryk pierwszorocznych, biadolenie obrazów itp. Skoro miał tutaj ślęczeć, zrobi tak, aby zaczerpnąć z tego jak najwięcej chorej satysfakcji. Eliksir halucogenny to nic w porównaniu z finałem. Finałem po zakończeniu nauczania. Z opóźnionym zapłonem spostrzegł kota. Kotów tez nie lubił. Powstaje pytanie, co on lubi? Wilson ma jednego wielkiego psa, który swoją śliną może utopić połowę Hogwartu. A skoro wybrał psowatego, automatycznie koty przerabiał na rękawiczki i czapki. Kot Halla powinien to wyczuć chyba, że chciałby zostać w przyszłym wcieleniu garderobą, to Wilson oferuje swoje usługi krawieckie. Obedrzeć ze skóry, wypatroszyć i zszyć futerko. Nie obchodziło go czy Hall chce bawić się w spowiednika i zadbać o psychikę dzieciarni. Mógł otworzyć specjalnie dla nich kółko różańcowe, byleby nie sugerował jego tam obecności. Oni mają wbić coś do ich tępych głów, a nie niańczyć. Wilson powziął sobie za cel boleśnie ich zahartować. Na ostatnich zajęciach będą rzygać, wrzeszczeć ze strachu i czarować cielesnego patronusa. Tak, to jest możliwe. Wstał mozolnie, zabierając ze sobą pergamin z opisem działania eliksiru i podszedł do uchylonego okna, opierając sie o parapet tyłem. Nie pytać czy to odruch człowieczeństwa. Przeczytał raz skutki i był z nich zadowolony. Hall trafił w dziesiątkę z wyborem. Czyżby szkoła słodkiej Tachal? - Dumbledore mnie zna i byłby głupcem, gdyby łudził się, że będę traktował ich łagodnie. - skwitował i wzruszył ramionami, obracając cygaro w palcach. Gniew Dropsa... to on oglądał wybuch wściekłości Wilsona pod koniec roku szkolnego. Tylko jego autorytet powstrzymał emocje Jerry'ego. Inaczej w Hogwarcie byłby trup - Heisbenberg czy jak mu tam. Wysłuchał z ciekawością właściwości eliksiru. Tak, Wilson się uśmiechnął, ale nie był to uśmiech wesoły. Jeszcze bardziej złośliwy od Halla. Wredny i wychodziło to poza wredotą własną. Patrzył tak na Halla, jakby na coś czekał. - Interesujące. Ode mnie nie wezmą żadnego napoju, chyba, że się mylę i są takimi tępakami na jakich wyglądają. Ty im to zmieszaj z piwem czy sokiem dyniowym, skoro robisz za ich niańkę. - smoki pukające do okna były niezłe. Dzieciarnia powinna ufać Hallowi i w głowie aurora zaświtała myśl, że łatwo byłoby to wykorzystać. Jeszcze większy ubaw i czas na ślęczenie w tej szkole nie będzie taki do końca stracony. Wilson przeczuwał, że będzie świetnie się bawił. - Antidotum nie bierz, chcę się trochę z nich ponabijać. Gotowy ten eliksir? - skinął na kociołek i spojrzał znacząco na Halla. Młody ma przechlapane. Albo spróbuje dobrowolnie eliksiru, albo Wilson wleje mu to do gardła i będzie obserwował jego zachowanie. Nie musiał wiele mówić, było jasne czego oczekuje Dowódca Brygady Uderzeniowej. Szef nakazuje przetestowanie eliksiru przed podaniem go uczniom. Co za troska, Jerry! |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Pią 26 Gru 2014, 01:37 | |
| Alex nie miał żadnych złudzeń, gdy przychodziło do metod Jareda – zbyt długo miał okazje obserwować tego człowieka, by jakieś mu jeszcze pozostały. O ile jego brutalność i żelazne zdecydowanie sprawdzały się w zawodzie aurora, przynosząc czasem naprawdę świetne rezultaty, o tyle skromnym zdaniem Halla, nie powinien być pozostawiany sam z uczniami. Stąd też natychmiastowe zgłoszenie się na pomocnika, gdy tylko usłyszał, kto miał prowadzić w Hogwarcie zajęcia z patronusa. Niańka była z niego mierna, ale przy Wilsonie i tak musiał wyglądać jak święty, brakowało tylko tej pieprzonej błyszczącej aureolki nad głową. - Złudzenia czy nie, odsiadka w Azkabanie za jednego dzieciaka nie jest szczytem moich marzeń – rzucił, nie rozwijając dalej tego tematu. Nie miałoby to żadnego sensu. Zgodnie z życzeniem starszego aurora dzieciaki dostaną coś, co utrudni im lekcję, a Alex będzie trzymał rękę na pulsie. Wszyscy zadowoleni, może poza tymi, którzy będą musieli wypić miksturę, bo skutki jej zażycia nie mogły być przyjemne. Byłby całkiem szczęśliwy, gdyby nigdy nie musiał próbować własnego wywaru. Mężczyzna prawie roześmiał się na sugestię, że ktokolwiek z grupy mógłby mieć taki słaby instynkt samozachowawczy, by przyjąć cokolwiek od Jareda. - Żaden problem, ale nie ma co potem liczyć, że mi znowu zaufają – powiedział, obserwując jak dosypany proszek powoli zanurzył się pod powierzchnią eliksiru. Kropla krwi traszki od razu dołączyła do całości, a zawartość kociołka buchnęła w powietrze fontanną srebrnych iskier. - Ale się popisujesz, tylko ciągle zmieniasz kolor, buchasz i błyskasz. Cholerna diva – mruknął bardziej do siebie niż do gościa, gasząc płomień. - Teraz już gotowy - odpowiedział na rzucone chwilę wcześniej pytanie. - Zgodnie z opisem można go pić od razu, ale litery przy dawkowaniu tak się zatarły, że nie jestem pewien, czy powinno się dawać kroplę czy kolbę. Będę musiał zrobić kilka prób przed zajęciami. Polecenie czy nie polecenie, Alex zamierzał uważyć antidotum – w razie potrzeby wolał wlać je komuś prosto w gardło, niż użerać się z histerią. Nie był do tego wyposażony, nie miał tyle empatii ani zrozumienia, ledwie udawało mu się czasem pocieszać jedną osobę, a co gdyby cała grupa zwariowała? |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gabinet Halla Pią 26 Gru 2014, 11:21 | |
| Od razu Azkaban. Hall za bardzo martwił się o konsekwencje, podczas gdy Wilson nie poświęcał temu myśli. Skoro ich nauczanie jest akceptowane, to potencjalne ofiary nie powinny wzbudzać zdziwienia. Tak trudne zaklęcie nie opanuje byle dzieciak. Trzeba się wysilić i przejść zwycięsko szkołę Jerry'ego. A on nie przebierał w środkach. Realizował swoje chore pomysły bez mrugnięcia okiem. Obecność Halla pozwalała mu na całkowite skupienie się na gnębieniu dzieciarni. Gdyby był sam... prawdopodobnie już dawno Dumbledore podziękowałby mu za nauczanie i wysłał z kwitkiem do Ministerstwa. Oj tam, bo bahanki są jadowite. Żona sobie z nimi z łatwością radzi, jeśli jakieś ścierwo zalęgnie się w zasłonie. Dzieciaki tez powinny, ale najwyraźniej przecenił ich możliwości. Wypuścił z płuc smugę duszącego dławiącego dymu. - Możemy im zafundować test na logiczne myślenie. Poczęstuję ich whisky z eliksirem, a ty będziesz stał z kremowym czy tam herbatką niby od Pomfrey. Jeśli wezmą ode mnie, nie dostaną antidotum. - wzruszył ramionami, bo jeśli się nie mylił, żadne dziecko (miał nadzieję, że w tym własna córka, ona mu ufa i tutaj jest problem nie na wagę omawiania publicznego) nic od niego nie weźmie. Z drugiej strony, kto by się nie pokusił na nielegalne whisky? A propos niego... Jak tylko buchnęła srebrna para, Wilson machnął kilka razy różdżką w powietrzu. Butelka whisky otworzyła się i rozlała do dwóch kieliszków. Podryfowała do Wilsona, który nawet się nie ukrywając podszedł do kociołka. Z chochli wlał płynu do jednej szklanki. Whisky w efekcie było niemal czarne. - Zdrówko, Hall. Do dna. - podsunął mu pod nos zatruty napój, sięgając po swój czyściutki. Kolba czy kropla, zaraz się przekonają. Jeśli Hall przeżyje, podadzą to dzieciakom w odpowiedniej ilości. Jeśli nie przeżyje... ukryje się jego zwłoki gdzieś w Zakazanym Lesie czy coś. A jeśli będzie dogorywał... zaniesie jego ciało do Lewisa i sumienie czyściutkie. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Pią 26 Gru 2014, 22:21 | |
| Zabawne jak czasem toczyły się kostki trzymane w kościstych łapskach losu – ktoś kto za czasów szkolnych miał głęboko w poważaniu wszystkie regulaminy i zasady, teraz piał, by przestrzegać prawa, którego przedstawicielem niejako się stał. Śmieszne, mało wiarygodne, ale na szczęście niewiele osób znało Alexa na tyle, by wiedzieć, jak wiele hipokryzji było w jego słowach. Młody auror parsknął krótkim, odrobinę gorzkim śmiechem, wysłuchując propozycji Wilsona. O dziwo wydawała się całkiem rozsądna w porównaniu do jego wcześniejszych pomysłów. - Jestem za. Jeśli ktoś jest na tyle tępy, by nie mieć w sobie samozachowawczych odruchów, nie zasługuje na fory. No chyba, że zacznie nam toczyć pianę na podłodze – rzucił, otrzepując dłonie z resztek pyłu, którego chwilę wcześniej dodawał do eliksiru. Czepiał się skóry zostawiając na niej opalizujący poblask przez długi czas, jeśli od razu się go nie pozbyło, a Hall nie miał ambicji, by jego ręce wyglądały jak jakieś pokręcone ozdoby choinkowe. Od razu przypominało mu się, jak kiedyś skonfiskował na Nokturnie pudło pełne zasuszonych dłoni i stóp oblepionych brokatem. Może gdyby się uparł, znalazłby też równie ozdobne łańcuchy ze spreparowanych jelit? Bombki z serduszek, płatów wątróbek? Co niektórzy mieli w głowach, naprawdę... Na przykład taki on. Zajrzenie do pudełka najpierw wywołało salwę śmiechu, a dopiero po chwili odchrząknął i uznał zawartość za nielegalną oraz wartą konfiskaty. W biurze aurorów jakoś nie podłapano żartu, gdy przyniósł przesyłkę pod pachą. Twarz Alexa wyrażała wiele różnych emocji, gdy Wilson podetknął mu pod nos szklankę whisky wymieszanej z eliksirem, który sam uważył. Widział, ile wywaru zostało tam wlane i jak na pierwszą próbę z pewnością nie była to stuprocentowo bezpieczna ilość. Jaką zawartość mogła mieć jego chochla? Jakieś pół porządnej kolby? Usta mężczyzny wyraźnie się wykrzywiły formując grymas, a pełne wyrzutu spojrzenie zielonych oczu zdawało się mówić „Raczysz sobie ze mnie robić jaja?”. Jared niestety nie był znany z gadania po próżnicy i robienia żartów. Hall wziął szklankę do ręki, przyglądając się jej krytycznie – wyglądała, jakby napełniono ją jakimś mułem z dna bajora. - I tak będziesz próbował wlać mi to siłą do gardła, jak nie wypiję, prawda? - spytał gorzko, choć było to raczej pytanie z natury tych retorycznych, na które odpowiedź była aż nadto oczywista. No nie mógł poczekać, aż antidotum będzie zrobione? Może był to nagły przebłysk szaleństwa, a może Alex po prostu tak bardzo nie miał ochoty na przepychankę we własnym gabinecie, że uniósł szklankę do ust. Nie pachniało źle, jak czyste whisky. W efektach przedawkowania nie było też nic o ewentualnym zgonie... - Jeśli coś mi się stanie, Will obedrze cię ze skóry – rzucił krótko, po czym przełknął łyk mieszanki, nie będąc aż tak wielkim kretynem, by wypijać całość na jeden raz. Eliksir dodawał alkoholowi trochę goryczy, ale mimo obrzydliwego koloru nie smakowało to tak źle, jak możnaby się spodziewać. W pierwszej chwili zupełnie nic się nie stało – blondyn zerknął na szklankę z lekko zmarszczonymi brwiami, chcąc dopić resztę, gdy nagle uderzyła go fala gorąca. Nie przyjemnego ciepła i uczucia miękkości, jak widniało w opisie, a prawdziwego, odurzającego żaru. Tak na pewno nie powinno się dziać, pot gwałtownie zraszający mu skronie i czoło był tego dobrym wyznacznikiem. - Kropla. To miała być kropla – zdążył jeszcze powiedzieć, zanim gabinet zalały fale przenikających się kolorów, podłoga postanowiła wziąć lekcję salsy, a światło za oknem zgasło, jakby ktoś rzucił na słońce nox. Potrząsając głową, co niestety dodatkowo potęgowało efekt paskudnego vertigo, auror zrobił krok w tył, natrafiając dłonią na ścianę. Potrzebował jakiegoś oparcia i nie poczuł nawet, że szklanka wyślizguje mu się spomiędzy palców. Nie była w tej chwili ważna, na pewno nie tak bardzo jak szum krwi w uszach, świszczący dźwięk przyspieszonego oddechu, ani śmiechy tuż pod drzwiami gabinetu. Mniej rzeczywista niż podniesiony głos staruchy nawołującej imię, którego już dawno nie używał, którego nienawidził. Zaciskając powieki i jęcząc głucho z niezadowoleniem, blondyn osunął się po ścianie na podłogę, zasłaniając dłońmi uszy. Gdyby mógł spojrzeć na siebie z boku, wiedziałby, że zaczął się trząść. |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gabinet Halla Sob 27 Gru 2014, 10:48 | |
| Zasady są po to, by je łamać. I mówił to auror ze sporym stażem. Respektował je, ale umiał też je omijać, gdy w żaden sposób nie dało się rozwiązać problemu. Do tej pory Jerry'ego nosi za każdym razem jak Szef aurorów przypomina mu, że nie wolno zabijać Śmierciożerców. Od kilku lat próbował skłonić wyżej położnych i z pomocą Kate członków Wizengamotu do wydania dekretu pozwalającego na mord w czasie pracy. Tego Wilson nie mógł ominąć, aczkolwiek w dniu codziennym nie obce było mu łamanie zasad, jeśli miało się to okazać pomocne. Kierował się zasadą, że cel uświęca środki. - Wątpię w ich inteligencję i odruchy samozachowawcze. - burknął pod nosem zwijając w powietrzu pergamin z przepisem na eliksir. Będzie trzeba go dopracować i dorzucić do niego eliksir, dzięki któremu ich specyfik halucynogenny stanie się bezwonny i bezsmakowy. Póki co Jerry uniósł wysoko brwi przy "groźbie" obdarcia ze skóry. Nie zrobiło to na nim wrażenia, a ba, rozbawiło go, choć nie było tego po nim widać. - Napijmy się jak kulturalni ludzie, Hall. - niby to poprosił i rzeczywiście wlałby mu to do gardła, ale byłoby to zbędna szamotanina. Ktoś musi to przetestować. Mogą na dobrą sprawę złapać naiwnego siedemnastolatka do testów, ale jak już obaj zauważyli, Drops mógłby nie być zadowolony z trupa w szkole czy tam skrajnie nietrzeźwego nastolatka. - A czy ktoś mówi, że coś ci się stanie? - zatrząsł się od tłumionego śmiechu, który szybko minął ustępując miejsca żywemu zainteresowaniu. W dwóch łykach opróżnił swoją szklankę,a cygaro odłożył na popielniczkę na stole. Momentalnie z Alexa zaczął ściekać pot, a gałki oczne tak zabawnie mu śmigały we wszystkie strony świata. Jerry nawet nie drgnął gdy kumpel po fachu osunął się na podłogę. - Kropla? Przecież nie wyglądasz tak tragicznie. - mruknął sceptycznie, podchodząc do niego i stojąc nad nim. Sięgnął po jego różdżkę, wyczuwając po korze ostrokrzew i wcisnął mu ją w prawą rękę. Aurorowi zaświtała myśl, że może jednak powinni uzbroić się w antidotum, ale tylko w ostateczności. - Wyczaruj patronusa, to świetny trening. - chrząknął, wciąż nie uważając, że Hallowi dzieje się coś złego. Pół chochli... no dobra, trzy czwarte chochli i tylko pot i trzęsące się ciało. Małe utrudnienie. Tak się zachowuje każdy z podstawową grypą, nic wielkiego. Jakby zaczął toczyć pianę z ust,jakoś go zaniesie do Chantal albo Williama. Jerry nawet nie wiedział czego Will uczy, jakoś nigdy go to nie interesowało. Sięgnął po cygaro i przyglądał się z ciekawością Hallowi. Czekał na puentę, finał i wspomniane latające krowy, bo póki co publiczność trochę sie nudziła. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Sob 03 Sty 2015, 22:37 | |
| A miał takie piękne plany na ten dzień – uważyć eliksir, potem przebić się przez wypracowania wrzucone mu na głowę przez Chantal, może pójść na herbatę do Willa w ramach ograniczania spożycia alkoholu... I co? Utknął we własnym gabinecie z czarnoskórym sadystą, którego zapomniano wyposażyć w skrupuły. Alex wiedział od bardzo, bardzo dawna, że panienka Los go z jakiegoś powodu nie lubiła, ale przypominała o tym w najmniej oczekiwanych momentach. Mimo ostrego przedawkowania eliksiru, auror nagle nie stracił kontaktu z rzeczywistością, nie zaczął tańczyć makareny, ani nie padł trupem. Dla obserwatora stojącego z boku mógł co najwyżej wyglądać na chorego siedząc pod ścianą, oblewając się potem i lekko trzęsąc – ostrzejsze przeziębienie miało identyczne objawy i nikt z tego powodu nie krzyczał. Gorzej z tym, co działo się w jego głowie. Wrzaski zza drzwi gabinetu, tupot dziecięcych stóp. Osłonięcie uszu nie dało blondynowi wiele, bo zaledwie chwilę później Wilson stwierdził, że wciśnięcie mu różdżki w rękę stanowi świetny pomysł. Czyżby ten człowiek nie miał tak wiele oleju w głowie, jak sądził Alex? Czy naprawdę był tak bardzo naiwny, by sądzić, że nie dostanie drętwotą między oczy, jeśli uzbroi kogoś, kto nie żywił do niego w tej chwili najcieplejszych uczuć? Z grobową miną i oczami ciskającymi iskry Hall najpierw pokazał Jaredowi środkowy palec, a potem uniósł różdżkę... By zaraz ją opuścić, gdy starszemu mężczyźnie ni z tego ni z owego nagle wyrosły jelenie rogi, wbijając się w sufit i pełznąc dalej, jak żywe pnącza. - Galopujące hipogryfy – mruknął, nie będąc pewnym czy się roześmiać, czy może z powrotem zacisnąć powieki. Wybór został dokonany za niego, gdy twarz starszego aurora zaczęła się wydłużać, oczy powiększać do rozmiarów iście komicznych, nochal stał się czarnym, wilgotnym noskiem sarny, a dłonie Jareda zrosły się w dwa zgrabne kopytka. - O nie mogę – rzucił Alex, nieudolnie dusząc śmiech i zginając się w pół, aż jego czoło dotknęło kolan. Podłoga gabinetu nagle porosła wysoką, bujną trawą, której zapach przyjemnie łaskotał w nos, a którymś kącie coś pogryzało marchewkę. Albo czyjeś kości, ciężko było stwierdzić po samym dźwięku. - Gdybyś mógł się zobaczyć! - wydusił po dłuższej chwili histerycznego rzężenia, ocierając wilgoć z oczu na nogawce spodni. Konsumujące „coś” sprzed kilku chwil drgnęło, gdy były Gryfon lekko uniósł głowę, nerwowo machając długim, łuskowatym ogonem. Szybko i bez ostrzeżenia rzucone zaklęcie rąbnęło w kąt gabinetu, po drodze o włos mijając kociołek z eliksirem. |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gabinet Halla Pon 05 Sty 2015, 11:33 | |
| Wilson przyglądał sie bacznie skulonej sylwetce młodzika. Chociaż nie widział co się dzieje w głowie Halla, wyglądał on jakby... zjadł właśnie macki kałamarnicy. Auror odsunął się na pół metra na wypadek, gdyby Alex zechciał puścić pawia. Wciąż się nudził. Ten tutaj był w miarę odporny na krzyczenie, jęczenie, błaganie o litość i działanie eliksiru. - Mogłem sprowadzić dzieciaka do testów. Przecież tobie nic nie jest. Za słaby ten eliksir. - burknął prostując plecy. Nie robiło na nim wrażenia, że przewidywana maksymalna dawka cieczy z kociołka to kropla, a nie chochla. Według czarnoskórego nie działo się tutaj nic, co miałoby rozproszyć skutecznie uwagę dzieciaków. Niczym błyskawica w jego głowie pojawiła się myśl, że może powinien sam sprawdzić co to jest za eliksir. Odrzucił ten pomysł, skoro Hall tak chętnie zgłaszał się do zostania królikiem doświadczalnym. Zgasił cygaro, chowając je do metalowego pudełka,z którym się nigdy nie rozstawał. Znał masę zaklęć, mógł je również zastosować na lekcjach patronusa. Jak dotąd ślepota podziałała całkiem skutecznie, chociaż to bodźce zewnętrze wprawiły większość uczniów w stan podgorączkowy. Rozchylił usta w niemym śmiechu. Może jednak eliksir nie jest klapą, skoro Alex zaczął się dusić i machać środkowym palcem na prawo i lewo. Dając mu różdżkę w rękę nie przewidywał żadnych ataków, jak zwykle pewien swego. Zresztą, jakiekolwiek zaklęcie posłane od Alexa w chwili obecnej co najwyżej by go połaskotało niż odniosło zamierzony skutek. Uniósł krzaczaste brwi trochę zniecierpliwiony. Złapał Halla za ramię i podniósł do pionu, odskakując w bok przed zaklęciem. Czyli jednak był w stanie coś wyczarować... - Nie zdradzaj szczegółów tylko rzuć patronusa, bo muszę wiedzieć czy dzieciarnia będzie w stanie podnieść różdżkę. - mruknął trzymając ciągłe łapsko/kopyto na jego ramieniu na wypadek gdyby Alex postanowił znowu osunąć się na podłogę i chichotać jak opętaniec. - I ty mówisz, że dałem tobie za dużą dawkę. - sceptycznie oglądał jego odruchy trochę rozczarowany. A gdzie majaczenie, bredzenie, chwiejne obijanie się o meble czy kłócenie się z latającą krową? |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Wto 06 Sty 2015, 23:30 | |
| Niestety, jeśli Jared pragnął widowiskowego pokazu skutków uwarzonego wywaru, miotania się i bełkotu, powinien był podać go komuś wrażliwszemu na stresory, nieprzyzwyczajonemu do testowania dziwnych substancji. Bądź co bądź, eliksiry należały do pasji Halla i choć było to bardzo głupie zachowanie, czasem z własnej woli zażywał nawet te potencjalnie niebezpieczne mieszanki (w tym trucizny), by dokładniej poznać ich działanie. Całkiem możliwe, że nabrał przez to pewnej odporności, ale nigdy nie próbował sprawdzać, czy teoria faktycznie zbliżała się do prawdy, czy oscylowała gdzieś przy granicy pobożnych życzeń. Zostawał też fakt przyzwyczajeń, które zwykle kazały Alexowi milknąć i uciekać w głąb siebie, by lepiej znieść sytuację, gdy w grę wchodził ból lub majaki. Nigdy nie był osobą łatwo przyznającą się i okazującą dyskomfort, niezależnie od jego formy. Dźwignięcie na nogi tylko zakołysało gabinetem, różdżka trzymana w dłoni smagnęła ją falą ciepła i zapulsowała jak żywe, bijące serce. Biorąc głębszy wdech, mężczyzna zacisnął na chwilę powieki, zmuszając się, by nie spojrzeć z powrotem na tymczasowo rogaty majestat Wilsona. - Uczeń byłby... - zaczął, wodząc wzrokiem po kątach pomieszczenia, które w sposób całkiem interesujący rozciągało się, formowało w fantastyczne kształty i powoli zmieniało w coś zupełnie innego niż przytulny gabinet – ciekawszy do oglądania – dokończył, po czym podniósł różdżkę na tyle, by wykonać nią odpowiedni gest i wypowiedział zaklęcie. Przywołanie szczęśliwego wspomnienia przyszło naturalnie, znajomo, choć obrazy i uczucia mające stanowić siłę cielesnego patronusa były w jego głowie nieco przytępione. Srebrzyste zwierzę nie miało takiej ostrości, jak mógł sobie tego życzyć, ale nie rozpływało się w powietrzu, kręcąc koło nóg czarodzieja dopóki nie uznał, że Jared zdążył się napatrzeć. - Spróbuj – zachęcił jednym słowem, ucinając marudzenie starszego aurora. Może gdyby sam się napił, w końcu by się zamknął, jego głos zaczynał doprowadzać blondyna do szału. Choć prawdę mówiąc, sam Alex też spodziewał się czegoś bardziej widowiskowego. Zabawne, że ledwo mu ta myśl przemknęła przez głowę, a jeden z cieni oderwał się od ściany i wyskoczył do przodu, długim półprzezroczystym cielskiem oplatając tors aurora, zaciskając się na nim jak wąż. Hall zdawał sobie sprawę, że to iluzja, ale uczucie niemożności złapania oddechu połączone z naciskiem było prawdziwe. Rzeczywiste tak samo jak krew, która bez żadnego ostrzeżenia popłynęła mu z nosa, kilkoma drobnymi koralikami tocząc się na podłogowe deski i ubranie. Kolejne wydarzenia nastąpiły po sobie bardzo szybko - jakby ktoś przełączył niewidzialny włącznik i uruchomił lawinę. Tylko ręka Jareda zaciśnięta na ramieniu Alexa nie pozwoliła mu zgiąć się w pół, gdy nagle zwiotczał, dłońmi próbując uchwycić coś niewidocznego. Świszczący oddech cichł, aż głowa aurora zakołysała się do przodu, a ręce opadły wzdłuż ciała. Najzwyczajniej w świecie, bez żadnych fajerwerków stracił przytomność. A przynajmniej taki nasuwał się wniosek, dopóki nie usłyszało się cichego, niezrozumiałego mamrotania. |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gabinet Halla Czw 08 Sty 2015, 17:50 | |
| Po raz enty stwierdził, że powinien przytaszczyć ze sobą dziecko, które byłoby lepszym obiektem do testowania. Nie pomyślał, że to byłoby nielegalne. Wchodząc na teren Hogwartu absolutnie nie brał pod uwagi regulaminu szkolnego i zasad. Miał uczyć, a skoro jego metody były okrutne i skuteczne, nikt nie powinien się go czepiać. Hall był nieźle odporny. Nie umierał, tylko majaczył, coś próbował powiedzieć i żył. Zero zabawy, zero przechwałek i docinek w przyszłości na ten temat. Zgodził się, że uczeń jest ciekawszym obiektem obserwacji. Żałował, że od razu na to nie wpadł. Skoro po chochli nie działo się tak wiele złego, to oznacza, że kropelka eliksiru nie zrobi żadnej krzywdy Gumochłonom. Odwrócił głowę obserwując srebrzysto niebieskie stworzenie, niewyraźne, zamazane. - To mi przypomina hipogryfowe łajno. Jak wytrzeźwiejesz, to mi wytłumaczysz co to zwierzę miało przedstawiać. - nie zamierzał próbować eliksiru, bo szkoda mu było dnia na leczenie siebie i nazajutrz kaca. Jeden umarlak wystarczy. Wilson musiał być w pełni sił i władz umysłowych w szkole, bo łatwo tracił cierpliwość i z reguły wyżywał się wtedy na niewiniątkach. Jeśli miał nie zostać stąd wywalony, a jakoś by z tego powodu nie ucierpiał, powinien stwarzać pozory normalnego nauczyciela. Odsunął głowę, nie zmniejszając nacisku na ramię Halla, zaskoczony krwią. A to heca, jednak stwarza to jakieś zagrożenie dla zdrowia. Auror zwiotczał, zrobiła się z niego szmaciana lalka. Wilson nie był pewien czy ma go teraz zawlec do Pomrey i udawać, że to zwykłe zatrucie czy zostawić i przeczekać. Zacisnął rękę na jego ramieniu w żelaznym uścisku i powlókł jego truchło na krzesło. Posadził go i podrapał się w tył głowy. - No dobra, zaniosę twoje zwłoki do pielę... - nie dokończył, bo do gabinetu wpadł nietoperz. Nie przejąłby się tym zbytnio, gdyby nie był to patronus. Okazał się należeć do Sebastiana, jak go poinformował znikąd jego głos. Nietoperz przez chwilę zawisł w powietrzu tuż przed oczami Jerry'ego, a potem prysnął jak bańka mydlana. - Zmiana planów. Siedzisz tutaj, czekasz i starasz się przeżyć. - mruknął do Halla, nie do końca będąc pewnym, czy on go rozumie i wie, gdzie jest. Oj tam, tylko naćpany, minie mu to. Trzeci patronus w ciągu dziesięciu minut pojawił się w pokoju. Wiadomość do Lewisa, wedle życzenia pół przytomnego Alexa. Surykatka śmignęła w powietrzu, wylatując ścianą ku celowi. - Nie ruszaj się stąd. Lewis do ciebie zaraz przyjdzie, ja muszę coś sprawdzić. - zupełnie jakby Hall był w stanie wstać i wyjść na spacer. Żarty się go trzymały... Rzucił okiem na jego sylwetkę i poprawił mu dyndające ramię, opierając je o jego kolano. Coś tam mruknął i ruszył szukać gabinetu Machiavelliego. Zastanawiał się co się stało. Czyżby zabrakło mu ognistego whiseky?
Wrócił po niecałej godzinie z miną zadowoloną. Wyglądał jak kot, który zjadł wyjątkowo soczystą mysz. Miał tylko zerknąć czy Hall jest żywy i czy Lewis do niego zerknął. Niestety jak widać coś go opóźniało. - No dobra, wstawaj. Zawlokę cię do Lewisa. Jak mi obrzygasz buty to cię powieszę za nogi do sufitu. Mówię serio. - pogroził mu chwytając go pod ramię. Dzięki swojej posturze udało mu się zawlec jęczącego Halla do Williama. I obaj to przeżyli. dalej Wilson wyglądal na zbyt zadowolonego.
[z tematu obaj] |
| | | Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Gabinet Halla Czw 02 Kwi 2015, 17:27 | |
| Wybiła godzina dziewiętnasta osiemnaście, październikowy czwartek roku pańskiego. Stukot obcasów pielęgniarki słychać było już na schodach. Energicznym oraz stanowczym krokiem przemierzała korytarz w poszukiwaniu odpowiednich drzwiczek stażysty drogiej Chantal. Pozostawiwszy śpiących pacjentów w wygodnych szpitalnych łóżkach (tylko dwójkę była zmuszona uwięzić niewidzialnymi rękoma materaców) opuściła pierwsze piętro trzymając w dyskretnej kieszeni notes z plikiem starych, rodzinnych fotografii. Odziana w tradycyjny strój pielęgniarki stanęła przed drzwiami i zapukała kilkakrotnie w drewniane drzwi. Pewnego poranka sortowała dokumenty z szuflad w swoim lokum. Zdumiona odnalazła zakurzoną nieruchomą fotografię swych przyjaciół sprzed lat. Pamiętała ich, jakby to było wczoraj a nie dziesięć... dwadzieścia lat temu podczas regularnych wizyt składanych państwu Hall. Poppy mieszkała wówczas w Plymouth i tam poznała swego świętej pamięci małżonka Paula. Wyszła za niego za mąż i kilka lat później przeprowadziła się do Glasgow, aby być bliżej Hogwartu, w którym rozpoczynała karierę pielęgniarki. Nie to jednak tknęło kobietę, aby porozumieć się z Alexem i nakłonić go do spotkania. Nazwisko, przypuszczała, było całkowicie przypadkowe, wszak Hallów na świecie istniało wielu. Spotkawszy go na początku roku w gabinecie Chantal nie wierzyła własnym oczom. Przez chwilę wydawało jej się, że widzi przed sobą Jamesa, lecz szybko to wykluczyła, wszak drogi przyjaciel zginął w tragicznym pożarze wraz z Amandą i małym Thomasem. Nie zdążyła nawet na ich pogrzeb, całkowicie pochłonięta niesieniem pomocy w świętym Mungu. Żałowała tego, wszak znała Jamesa i Amandę około dziesięciu lat. Nawet jeden jedyny raz trzymała na rękach ich synka, chwilę po narodzinach. W tym samym roku i Poppy urodziła córeczkę i gdyby poszukała bardziej, odnalazłaby małego Thomasa i Phoebe na jednym kocyku - chwilę przed ich wyprowadzką.To właśnie Jamesa odnalazła w dokumentach. Zdziwienie było ogromne, gdy spotkała Alexa, tak łudząco podobnego do jej przyjaciół. Zakładała, że być może Alex jest krewnym Jamesa, stąd zgadzające się nazwisko i podobne oczy. Poppy nie przypuszczała, nawet na myśl jej nie przyszło, że może być inaczej. Po usłyszeniu pozwolenia na wejście, nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi. Gabinet przypominał mini dormitorium Gryffindoru, zdradzając dawniejszą przynależność mężczyzny w Hogwarcie. - Witaj Alexie. Jak się czujesz, chłopcze? - zapytała go ciepło, rada z ich spotkania. Dzisiaj rano podczas posiłku w Wielkiej Sali zagaiła go na temat miejsca spotkania. Do skrzydła szpitalnego trafiło kilkoro uczniów chorujących na grypę. W obawie, że nadeszła jesienna epidemia poprosiła Alexa o inne miejsce do rozmowy, aby nie narazić go na chorobę, a pacjentów na niepotrzebne hałasy. Spojrzawszy mu w oczy, po raz kolejny odniosła wrażenie, że go zna. Te same rysy, te same oczy i usta. Poppy była prawie pewna, że Alex jest dalekim krewnym Jamesa. Wyjęła z kieszeni swego stroju wspomnianą nieporuszającą się fotografię przedstawiającą mężczyznę w średnim wieku opartym o ogrodzenie w tle ładnego budynku. Zdjęcie było czarno-białe, odrobinę pogięte, wyblakłe i bardzo delikatne. - Cieszę się, że znalazłeś chwilkę. Powiedz mi, złotko, czy znałeś tego mężczyznę? Jesteście tak podobni i nosisz to samo nazwisko. To bardzo ciekawy splot przypadku. - wyciągnęła doń dłoń z cennym zdjęciem i uśmiechała się niemal matczynie do młodego aurora. Nie miała bladego pojęcia z jakiej rodziny pochodzi Alex, czy jego krew jest, jak to się dzisiaj mówi, czysta czy może mieszana albo mugolska? W głowie pielęgniarki miotało się wiele pytań i wątpliwości, a za wszelką cenę pragnęła poznać zdanie Alexa dotyczące Jamesa. W jasnych oczach Poppy kryła się niewyczerpywana dobroć i łagodność, zaś zmarszczki na jej twarzy świadczyły o surowości i konsekwencji w zawodzie. Tym razem w czwartek o dziewiętnastej osiemnaście przybrała bardzo ciepły wyraz twarzy, aby przekonać do siebie młodego aurora. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Czw 02 Kwi 2015, 20:27 | |
| Niektórzy twierdzą, że przypadki nie istnieją – że ludzkie kroki i pozornie wyrwane z kontekstu zdarzenia łączy olbrzymia sieć zależności nadzorowanych przez niewidzialne ręce losu. Alex uważał to za bełkot wariatów nie posiadających wystarczająco stabilnego kręgosłupa, by stanąć o własnych siłach, zbyt tchórzliwych do przejęcia sterów swojego życia. Czasem jednak, w momentach gdy świat zdawał się zwalniać, a cienie stawały się miękkie, ostrożnie spoglądał w kierunku idei, jakie pozornie już dawno temu rozgryzł i zaszufladkował. Nakreślając przed sobą mapę własnego życia, zaznaczając niespodziewane punkty zwrotne, wiara w płynność i logikę całego procesu jawiła się jako nęcący koncept. Kusił, ale zbyt mocno przypominał wiarę, którą siłą próbował mu wtłoczyć do głowy personel sierocińca – a wszystko, co z nim związane, automatycznie i bez udziału logiki wzbudzało w młodym Hallu bunt. Spotkania ze szkolną pielęgniarką nie uznał później za niebiańską interwencję. Poppy Pomfrey została kolejnym z niezwykłych, absolutnie niespodziewanych przypadków znaczących jasnym punktem krętą, widzianą tylko oczyma wyobraźni mapę. Koniuszek pióra gładko sunącego po kolejnej stronie notesu łaskotał nieco policzek Halla, gdy pochylony nad kociołkiem (niżej niż było to bezpieczne) obserwował zmiany na powierzchni ważonego eliksiru. Cholerna receptura nie dawała mu spokoju od bardzo dawna, czasem spędzała sen z powiek, posyłała do bibliotek, w których szukał książek mogących rozszerzyć i tak pokaźną jak na jego wiek wiedzę. Żywot wynalazcy chcącego uchwycić coś dotąd nieznanego. Kropla czegoś ciemnego i gęstego upuszczona z pipety do reszty zawartości zakręciła się w wywarze o kolorze dojrzałego granatu, przez moment, krótki moment dając Alexowi nadzieję, że tym razem się uda, a składniki się połączą. Nic z tego. Eksperyment numer dwadzieścia dziewięć buchnął kwaśnym odorem przetrawionego alkoholu, po czym w mgnieniu oka z cieczy zastygł w coś równie twardego jak kamień. Młody auror na moment opuścił pióro, z rozczarowaniem przyglądając się temu, co jeszcze moment temu wyglądało tak obiecująco. Jak spełnienie marzenia, za którym gonił od ponad dwóch lat. Odetchnął, ruchem różdżki opróżniając zawartość kotła, po czym pod aktualnie robioną notatką dopisał wielkimi literami „PORAŻKA”. Kolejna. Cud, że jeszcze nie rzucił tego wszystkiego w diabły. Niestety (lub stety) do eliksirów posiadał cierpliwość godną najwyżej cenionych mugolskich świętych. Wiedział, iż w końcu mu się uda, miał w to zadziwiającą, niezachwianą wiarę. - Proszę – rzucił głośno, gdy w gabinecie przebrzmiał dźwięk pukania do drzwi. Uśmiechnął się na widok szkolnej pielęgniarki, zamykając notes i pukając w jego okładkę końcem różdżki. Coś krótko zachrzęściło, zaklekotało, choć nie było na nim żadnego zamykającego mechanizmu. - W pani towarzystwie o niebo lepiej – odparł na uprzejme pytanie, nie potrafiąc powstrzymać tego samego, miłego skojarzenia z pełnym ciepła obrazem dobrej babci, co w gabinecie Chantal, gdzie pierwszy raz się spotkali. - Proszę sobie siąść - dodał jeszcze, zerkając w stronę wygodnego, dosyć szerokiego fotela obitego przyjemnym w dotyku materiałem, który zwykle sam zajmował. Sam wsunął różdżkę z powrotem do kieszeni spodni, a gruby notes nieco niedbale postawił na jednej z regałowych półek, z której straszyły wytarte okładki pokaźnych tomów. Alex nie miał pojęcia, dlaczego kobieta tak bardzo upierała się, że musiał zobaczyć zdjęcie, o którym wspominała w liście – był przekonany, iż gdy tylko rzuci na nie okiem, będzie musiał pokręcić głową i uśmiechnąć się przepraszająco. - Nie mam herbaty, ale mogę zaproponować soku z dyni. Albo Ognistej – rzucił, z pewnym zakłopotaniem pocierając brzeg szczęki, na której jawił się cień zarostu. Jedną wypowiedzią idealnie wpasował się w stereotyp kawalera – alkohol zawsze się znajdzie, nawet gdy innych, bardziej oczywistych rzeczy będzie brakować. Kiedy pielęgniarka wyciągnęła dłoń ze zdjęciem, odebrał je bez zawahania, na krótki moment zawieszając na jej twarzy spojrzenie zielonych oczu. W jakiś sposób żałował, że nie istniał sposób, by to ciepło i uśmiech, którymi go obdarzała z taką łatwością, zamknąć w butelkę i zachować przy sobie. Na niedużą, czarno-białą fotografię spojrzał dopiero, gdy oparł się ramieniem o ścianę, przyjmując nieco wygodniejszą pozycję. Twarz nieznajomego mężczyzny istotnie była podobna do jego własnej, podobna do tego stopnia, że zmarszczył brwi, dokładniej przyglądając się szczegółom. Postawie, ustom wygiętym w znajomy łuk. Przez dłuższą chwilą milczał, wyraźnie zaabsorbowany zdjęciem. - Nie wiem, kto to jest - kiedy się wreszcie odezwał, w jego głosie było coś wycofanego, ostrożnego, ale błysk w oku zdradzał ukrywane zainteresowanie. - Ale podobieństwo jest porażające. Dziwnie, trochę jakbym patrzył w krzywe zwierciadło. Posłał kobiecie uśmiech będący cichymi przeprosinami za niewiedzę, ale zanim zdążył ugryźć się w język, zapytał jeszcze: - To był pani znajomy? Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, panie Hall... A choć pańskim patronusem jest wielki kot, nie daje to panu dziewięciu żyć do zmarnowania. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet Halla | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |