|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wanda Whisper
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sob 23 Maj 2015, 15:02 | |
| Ciemne oczy dziewczyny przesuwały się kolejno po twarzach zgromadzonych uczniów, pozostając na dłużej na buziach tych osób, które lubiła – które ją interesowały. Z ciekawością spoglądała na kolorowe karteczki i w myślach dopasowywała odpowiednie persony do siebie, które tworzyły malownicze i dość oryginalne pary. Krukonka zauważyła, że Henry’emu przypadł Vincent – dość ponury chłopak, którego poznała na zajęciach Patronusa – przez ten cały czas nie odezwała się do niego ani słowem, co tylko potęgowało – przynajmniej według niej dziwne wrażenie. Poczuła nagły atak troski, który spełzał po niej kierowany najpewniej w stronę dzielnego jak nikt inny Puchona, który z bojowniczą miną czekał na swojego przeciwnika. Zanim do czegokolwiek doszło, ta jeszcze posłała jedno spojrzenie w stronę blondyna – być może to było ostrzeżenie by nie lekceważył Ślizgona? Pomknęła później ku parce Puchonów i kiwnęła głową jakby do siebie. Ta lekcja na pewno będzie interesująca. Uśmiechnęła się jakby od niechcenia do Erica nie komentując nawet jego słów, które najpewniej nawet nie były skierowane do niej – przynajmniej takie odniosła wrażenie, gdy doszło do niej jak wzrok Henleya ucieka mu na Odinevę. Wzruszyła ramionami – mieli wykonać przydzielone im zadanie i właśnie to uczyni. Przypadł jej zaszczyt rozpoczęcia starcia co skwitowała błyśnięciem tęczówek i wyciągnięciem różdżki. Drzewo wiązowe szczypnęło ją w palce, kiedy poczuła przepływającą magię. Wyprostowała się i ustawiła w luźnym rozkroku, wysuwając prawą nogę na przód. Chwyciła pewniej drewnianą wić i rozluźniła mięśnie wczuwając się powoli w swoją rolę – oddychała spokojnie nie myśląc za bardzo o wyniku ich spotkania. To prawda, to było ich przeznaczenie. Uczyli się nawzajem sztuki słuchania i nie tylko, potrafili ze sobą współpracować co było ważne. Miała nadzieję, że chłopak zrobi co potrzeba, że się skupi. Tak właśnie jak robiła to ona. W ostateczności utkwiła piwne oczy na twarzy Erica – wcześniej badając jego posturę, starając się rozeznać w jakim nastroju jest, chciała go wyczuć. W końcu, trafiwszy w odpowiedni moment przecięła różdżką powietrze, układając wargi odpowiednio, spomiędzy których wyrwało się jej zaklęcie. - Incarcerous! – Głos Krukonki rozprysł się po sali, a koniec wiązu zajarzył niebezpiecznie, gdy Wanda wycelowała swoją broń wprost na Gryfona. Czekała tylko aż zdradliwe pęta wysuną się, by unieruchomić ofiarę. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sob 23 Maj 2015, 15:31 | |
| Pojedynki a nie praca w parach ku wspólnemu celowi – złośliwość albo zrządzenie losu, zależy z której strony na to patrzeć. Kąt ust Bena drgnął lekko, gdy zdusił nieduży, gorzki uśmieszek cisnący się na twarz. Powoli zamknął palce na różdżce, zerkając na nią kątem oka, czy nie próbowała zacząć sypać iskier lub wibrować. Od czasu Pokoju Życzeń zachowywała się jak krnąbrne dziecko, które odmawiało zjedzenia swojej porcji warzywek, co zwyczajnie irytowało Krukona. Jak tu polegać na różdżce i swobodnie rzucać zaklęcia, gdy nie miał pewności, czy zamiast tego z jej końca nie polecą błyszczące serpentyny albo czy nie wypali do tyłu? Dzisiaj jednak drewno wydawało się spokojne i gotowe do pracy, jakby nigdy nie było z nim żadnych problemów. I bardzo dobrze. Choć kombinacja niedawnych wydarzeń sprawiła, że Watts miał w sobie duże pokłady wściekłości, które z powoli narastającą potrzebą domagały się drogi ujścia, uciszał je, odchodząc myślami od wszystkich zaklęć, jakie mogłyby zmienić Dwayne'a w mokrą plamę. Nikomu nie wyszłoby to na dobre, choć zdecydowanie na chwilę poprawiłoby Szkotowi humor – do momentu, w którym musiałby zmierzyć się z konsekwencjami jednego nieprzemyślanego machnięcia różdżką. Nie było warto, nie w takich okolicznościach, nawet mając w pamięci krzywdę, jaką Morison zrobił Joe. Stając naprzeciw niego, Krukon skinął krótko głową – w szerokich ramionach nie sposób było dojrzeć nerwowego napięcia, tylko niebieskie oczy czujnie przyglądały się przeciwnikowi. Ruch dłonią był szybki, pewny i nie wymagał żadnego zastanowienia. - Diminuendo! |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sob 23 Maj 2015, 19:11 | |
| Poczuł na sobie wzrok Wandy i posłał jej krzepiący uśmiech, aby nie przejmowała się ani nim ani tym co dzieje w klasie, bo musi obezwładnić Henley'a. Kogo jak kogo, ale o niego nie powinna się martwić, bo miała już wystarczająco dużo kłopotów na głowie i nie miał zamiaru jej niczego dokładać. Parsknął pod nosem śmiechem na sugestię Odinevy, z czego nie skorzystał, bo jedyną osobą jaką miałby ochotę przytulić była własna dziewczyna i Henry obawiałby się, że na przytulaniu by się nie skończyło. Mieli przecież nie gorszyć klasy i nie tracić punktów przez, jak to nazwała panna Whisper, obnoszenie się ze swoim szczęściem. Wyszczerzył się typowo po puchońsku do Krukonki i skupił się na Ślizgonie, który jak to przewidywał, zaraz go znalazł. Obejrzał przeciwnika od góry do dołu, ale nie zauważył nic oprócz zimnej uprzejmości. Chociaż tyle, być może porozumienie się z nim nie będzie się równało hasaniu boso po rozżarzonych węgielkach. - Henry. - odpowiedział i tyle by było, jeśli chodzi o gadatliwość Puchona. Nauczyciel wyjaśnił krótko zasady, szczególnie na temat uszkadzania przeciwnika. Lancaster zapisał sobie w myślach, aby zachować czujność wobec Pride'a. Tak na wszelki wypadek. Z drugiej strony jeśli ktoś się połamie, to Henry będzie mógł kogoś zreperować. Na tę myśl oczy mu zaświeciły złośliwie jak dwie lampki. Dobranie się komuś do skóry poprawiło mu znacznie humor. W chłopaku powoli budził się stuknięty Uzdrowiciel, którym zostanie po ukończeniu szkoły. Tymczasem trzeba było obezwładnić Vincenta. Henry stwierdził, że to nie będzie nudne, sądząc po chłodzie bijącym od Ślizgona. Skinął mu głową, na znak, że to on zacznie, a Pride będzie próbował się ochronić. Przyłożył różdżkę na wysokość mostka i ukłonił się tak, jak nakazywały to maniery przy pojedynkach. Na pięcie odwrócił się i zatrzymał po odliczeniu pięciu metrów. - Petrificus. - odezwał się cicho, celując w magiczną rękę Pride'a, coby ją trochę unieruchomić i udaremnić mu próbę obrony i kontrataku. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sob 23 Maj 2015, 22:23 | |
| Ujęła wyciągniętą w jej stronę dłoń, ściskając ją delikatnie. Lily sprawiała wrażenie miłej osoby, dlatego też Aria nieco się rozluźniła. Wcześniej nie przeszło jej nawet przez myśl, by właściwie się przedstawić, a delikatny rumieniec wstydu zawitał na policzkach. Schyliła nieco głowę, uśmiechając się odrobinkę szerzej. – Aria Fimmel – przedstawiła się szybko, po czym skierowała uwagę ponownie na dwójkę nauczycieli. Nie chciała zrobić nikomu krzywdy, toteż postanowiła, że nie rzuci nieprzemyślanego zaklęcia, które mogłoby wyrządzić więcej szkód niż ewentualnego pożytku. O ile nie zostanie sama niczym zaskoczona, powinna dotrzymać danego sobie słowa. Miała nadzieję, że mimo wszystko zajęcia przebiegną w pokojowej atmosferze i nikt zbytnio nie ucierpi. Z tą myślą przygotowała swoją różdżkę, obracając ją między palcami. Zazwyczaj lepiej radziła sobie w obronie, nie atakowaniu, ale musiała się przystosować do wymogów. Po chwili namysłu, odsunęła się na odpowiednią odległość, stając naprzeciwko Lily. Tylko przez chwilę się zawahała, lecz w końcu przyjęła właściwą pozycję i wycelowała różdżkę w przeciwniczkę. - Tarantallegra – rzuciła zaklęcie, które jako pierwsze przyszło jej na myśl. Miała nadzieję nie wyrządzić szkód, ale ciągle kłębiła się w niej niepewność. Może miała zbyt miękkie serce, by bez większego powodu celować w kogoś różdżką, w końcu Gryfonka nigdy nie zrobiła jej nic złego. Gdyby choć przez przypadek stała jej się jakaś krzywda, czułaby się zobowiązana przysyłać jej do końca życia kwiaty, czekoladki i przeprosiny. |
| | | Luca Chant
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sob 23 Maj 2015, 22:59 | |
| Trafił na jakieś wadliwe zajęcia. Zacisnął usta w wąską kreskę, zastanawiając się, czy blokada teleportacyjna w Hogwarcie została założona na takie właśnie okazje. Zmierzył salę wzrokiem, szukając schronienia, ale w tym momencie padło złowieszcze ”Luca - Jasmine” i skończył się czas na odwrót. O swojej partnerce jak na razie wiedział tyle, że była Ślizgonką, i że nie chciał być jej partnerem. Sceptycznie zmierzył ją wzrokiem, z niechęcią odnotowując fakt, że była niewiele niższa od niego, a potem skinął jej głową. Rozejrzał się po sali, szukając znajomych twarzy, by kupić sobie trochę czasu. Ofensywa nie była jego mocną stroną, zawsze zbyt długo wahał się przed rzuceniem zaklęcia, które w założeniu miało kogoś skrzywdzić. Poza tym jego partnerka prawdopodobnie znajdowała w tym przyjemność, albo przynajmniej nie miała takich zahamowań jak on. Wolałby skupić się na obronie. Ponownie zlustrował uczniów powoli ustawiających się na przeciwko siebie. Jakiego zaklęcia powinien użyć? Miał w głowie pustkę i kilka nieprzydatnych formuł wywołujących czyraki albo tylko spowalniające… ofiarę. Potrzebował czegoś znacznie gorszego i problemem nie było już nawet znalezienie w pamięci odpowiedniego słowa, a samo postawienie się w roli oprawcy. Idąc powoli w kierunku dziewczyny szukał w wypowiedziach innych uczniów zaklęcia, które zapewni mu wygraną, a jednocześnie nie skrzywdzi przeciwnika, ale ciągle nic nie znajdował. - Chant. - Rzucił zwięźle w ramach powitania, przedstawienia się i życzenia powodzenia, czy czegokolwiek, co powinien był powiedzieć w tej sytuacji. Mechanicznie dopełnił protokołu wymaganego przy pojedynku i utkwił pozbawione wyrazu spojrzenie w twarzy Jasmine. Niezależnie od ruchu, który wykona, prawdopodobnie będzie leżał na podłodze w postaci ślimaka. Gdy przez ostatnie sekundy gorączkowo przeszukiwał umysł w poszukiwaniu zaklęcia chodziło o coś innego, o ominięcie granicy, która zabraniała mu zrobić coś, co uważałby za złe. - Contractio. - Powiedział spokojnie, patrząc jej w oczy.
|
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Nie 24 Maj 2015, 13:25 | |
| Sam widok jej wąskich warg wykrzywionych w dość paskudny grymas, mający być zapewne uśmiechem, wyprowadził Murph lekko z równowagi. Choć dziewczyna początkowo nie miała ani zamiaru ani siły walczyć dzisiaj z Rose, teraz nie potrafiła się już tak stanowczo opierać tej pokusie. Nie kiedy Ślizgonka stała przy niej, bezczelnie śmiejąc się jej w twarz a na dodatek - dotykając jej ramienia. Na ten gest Rudowłosa spojrzała na z nią z nienawiścią, z trudem powstrzymując własną rękę od bolesnego ujęcia Rose za nadgarstek. Czego nie zrobiła, na razie. - Chętnie - mruknęła z nieskrywaną przyjemnością na samą myśl o pojedynku. Nie bojąc się różnicy wieku pomiędzy nimi, nie zważając na zdolności Rose ani nawet na jej szaleńczy uśmiech. Wszystkie ostrzegawcze instynkty zostały niejako przytłumione przez złość narastającą gdzieś tam w środku. Złość, która tak rzadko ma szansę na ujście a dzisiaj wspaniałomyślnie te szansę otrzymała. Nie poświęcając jej ani pół spojrzenia za dużo, odwróciła się na pięcie do profesora. Wysłuchując polecenia, omotała wzorkiem salę, orientując się kto jest z kim. Wanda walczy z Ericem, to zauważyła niemal natychmiast i byłaby posłała im jakiś uśmiech, ale coś ją powstrzymało. W klasie panowała tak jakby… dość dziwna atmosfera, a może tylko jej się wydawało? Poza tą dwójką, zauważyła że puchoniaste Słoneczko walczy z tą dziwną Ślizgonką, która się spóźniła. Również Lancaster miał zmierzyć się z przedstawicielem domu Węża, za to Dwayne miał za przeciwnika prefekta Ravenclaw’u. Życząc im wszystkim ciche powodzenia, zmrużyła oczy wysłuchując polecenia do końca. Znalezienie właściwego uroku zajęło jej tylko parę sekund, dlatego ucieszyła się tym bardziej, gdy dowiedziała się, że pierwszy ruch należy do niej. Odgarnęła rude kłaki za ucho, posyłając Rose spojrzenie pełne pewności siebie i błyskawicznie szybkim ruchem dobyła swojej różdżki. Czując przyjemne ciepło bijące z czerwonego dębu, westchnęła głęboko uspokajając oddech. Stanęła nieco pewniej na nogach, wyprostowała się nieznacznie po czym spojrzała raz jeszcze dziewczynie w oczu. Licząc w myślach półtora, jako że cierpliwości do trzy jej zwyczajnie nie starczyło. - Furnunculus - rzuciła, wykonując ruch różdżką. Nie mogą się już doczekać widoku, jaki ją czeka. |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Nie 24 Maj 2015, 15:57 | |
| Zmiana, jaka zaszła w mieszanej rudowłosej jeszcze bardziej polepszyła samopoczucie Rose i jej chęć oraz typowe narwanie do pojedynkowania się. Poprawiła niesforne blond kosmyki, by przypadkiem swoją beztroskością nie dekoncentrowały jej podczas lekcyjnej zabawy i zakasała rękawy szaty po same łokcie. Z kieszeni dobyła swoją ukochaną, jedenastocalową różdżkę i przejechała troskliwie opuszkami po całej jej długości, zaciskając ostatecznie nań mocno palce. Nie zawiedź mnie maleństwo, pomyślała zerkając znad drobnego drewna na twarz Murphy; uśmiechnęła się nieco dzikim wyszczerzem i ostatni raz omiotła spojrzeniem klasę. Vincent, z którym również stoczyłaby pojedynek z czystej ciekawości, widocznie dostał na talerz prefekta i zarazem kapitana drużyny Puchonów – Lancastera. Czekając chwilę, aż pochwyci jej spojrzenie mrugnęła porozumiewawczo; miała nadzieję, że skopie mu tyłek i, tak jak ona, wyjdzie z wylosowanej pary zwycięsko. Trochę dalej zauważyła Rosiera, któremu przypadło walczyć z własną dziewczyną. Przez głowę Rabe przebiegła myśl czy w takim wypadku będzie się hamował i nie pokaże swoich możliwości w pełnej okazałości, ale szybko zapomniała o parze – jej uwagę przykuła Porunn, której również kibicowała, w duecie z wyglądającym na bardzo naburmuszonego i nieszczęśliwie mrocznego Krukona. Cóż, wzruszyła ramionami i odwróciła się z powrotem do swojej przeciwniczki. Czyli ze słów Diarmuida wynikało, że pierwszorzędnym zadaniem w tej kolejce jest obronienie się przed zaklęciem ofensywnym Hathaway. Przeanalizowała prędko wachlarz zaklęć użytkowych i transmutacyjnych, które może śmiało wykorzystać w obronie i jaki kontratak może wyprowadzić. Ułożyła sobie szkic planu w głowie i skoncentrowała się na poczynaniach rudowłosej, tak przejętej całą sprawą i zniecierpliwionej, że ewidentnie nie doliczyła do trzech, a już powietrze rozdarto wypowiedziane zaklęcie. Automatycznie, przygotowana machnęła różdżką i pełna radości wykrzyknęła: - Avifors! Z końca ostrokrzewu wyleciało stado nietoperzy, tworząc ciemną chmurę niewielkich rozmiarów. O ile zaklęcie się powiodło, Furnunculus trafiło jednego z nich a reszta poleciała w kierunku Murphy, trzepotem skrzydeł dekoncentrując dziewczynę. Nie czekając ani chwili dłużej, ignorując wszystko wokół poza nią i Gryfonką skupiła się maksymalnie i machnęła energicznie różdżką w sposób, jaki doskonale znała. Było to zaklęcie niewerbalne – Upiorogacek, którym miała nadzieję wywołać u Murphy dekoncentrujący strach i lęk, mający na celu ułatwić dalszy przebieg pojedynku dla Ślizgonki. |
| | | Aeron Steward
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 25 Maj 2015, 10:28 | |
| Steward nie bardzo wiedział dlaczego profesor Odineva tak w ogóle się tu znalazła. Wyglądała i zachowywała się jakby właśnie wyrwano jej z ręki coś mocniejszego. Oczywiście nie umniejszało to w jakikolwiek sposób jej umiejętności, które musiały być zaprawdę niezwykłe, jeśli piastowała posadę w Hogwardzie. Ale jak powiadają niektórzy, im większy talent, tym większe dziwactwo się za nim ciągnęło. Coś w tym jest. On sam jest niezłym dziwakiem, nie mówiąc już o innych bardziej znanych osobowościach. Cóż. Nie wiedział czy ta lekcja może go jeszcze czymś zaskoczyć. No chyba że śmiercią któregoś z jej uczestników. Oj, ile by dał by ofiarą okazał się Lancaster. Odpowiedź panny Fimmel jakoś niespecjalnie go zdziwiła. Spodziewał się jej, biorąc pod uwagę charakter jej osoby, no i przede wszystkim tego że była ślizgonem. Ludzie nie trafiają tam przypadkiem. Są tam, bo albo są wrednymi ludźmi, albo psychopatami. Albo wrednymi psychopatami. Ze skłonnościami sadystycznymi. Ciekawe jak wyglądały ich przyjęcia? Chłosta na czas? Kto dłużej utrzyma gorące żelazko w dłoni? A może Zawody w masakrowaniu puchonów? Z pewnością się nie nudzili. Mówiąc o nudzie, to profesor Duibhne wreszcie zdecydował się jakoś rozkręcić zajęcia i w końcu przeszedł do sedna sprawy, czyli pojedynków. Wyjaśnił zasady, przestrzegał przed zbyt dużą dozą zadawanych obrażeń, i tak dalej. Zgodnie z tym co powiedział, najpierw jedna osoba atakowała, a druga się broniła, potem na odwrót. Czyli również nic nowego. Miłym akcentem był za to fakt iż w parze Steward – Fimmel to Aeron był pierwszy. Nie musiał się wybitnie starać by uszkodzić przeciwnika, który nie do końca wiedział jakie faktycznie umiejętności posiada atakujący. Bardzo fajnie się składało. Uśmiechnął się ponuro. Gdy przyszła ich kolej, ustawił się w odpowiedniej odległości od ślizgonki. Zrobił to bardziej z przezorności niż poszanowania zasad. Nikt nie chciałby oberwać własnym zaklęciem. Chwilę pomyślał nad jednym, które byłoby odpowiednie na kogoś takiego jak Porunn. Skoro tak lubiła kamienie, to zapewne znajdzie się coś co polubi. Użył różdżki, celując w nią, mówiąc przy tym: -Duro- oczywiście, mógł nie wypowiedzieć ani słowa, wszak opanował magię niewerbalną, ale po co? Cóż to za zabawa, gdy jeszcze przed rozpoczęciem wróg pokazuje wszystko na co go stać. |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 25 Maj 2015, 10:39 | |
| Doprawdy, mieli się przytulać? Spojrzał zniesmaczony na kobietę wydającą to polecenie, po czym na swojego przeciwnika i gorliwie pokręcił głową, wciskając dłonie w kieszenie spodni. Zdecydowanie nie będzie przytulał się z panem Wattsem, który coraz częściej jest widywany w towarzystwie Joe. Teoretycznie nie doszło między chłopakami do zwady, ale zdecydowanie wyczuwalne napięcie między nimi podtrzymywało pozorne złudzenie wzajemnej sympatii. Przejście w bezpośredni sposób do rozpoczęcia pojedynków przyjął z całkiem sporym entuzjazmem, kątem oka dostrzegając pierwsze błyski zaklęć i wyciągając różdżkę, stanął w pozycji gotowej do uskoku w ramach uniknięcia zaklęcia. Ostre zastrzeżenie aurora na temat używania zakląć transmutacyjnych zdecydowanie usunęło uśmiech z twarzy Morisona, który był przekonany do wykorzystania sprawności fizycznej i zręczności. Po wykonaniu kilku prostych ćwiczeń rozgrzewających przygotował się do odegrania własnego show, a tymczasem zasady starcia odbiegały od przewidywań Dwayne’a. Chcąc nie chcąc, podniósł różdżkę i machnął nią na kształt – Efulgeonivosus- liczą, że to płatki śniegu zostaną zmniejszone i unieszkodliwione. Wątpiąc jednak we własne zdolności magiczne, pan Puchon upadł jak długi na podłogę, amortyzując upadek dłońmi. Tylko i wyłącznie po to, aby zaklęcie śmignęło mu nad głową, gdyby nie udało mu się wytrącić kropel wody z powietrza.
|
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 25 Maj 2015, 12:44 | |
| Gdy profesor Duibhne skończył wyjaśniać postawione przed nimi zadanie, cała sala wypełniła się szumem podnieconych głosów. A przynajmniej w opinii Erica, który aktualnie – chcąc sprawdzić kto jest jej partnerem– próbował odnaleźć wzrokiem Murph. Oczywiście zlokalizowanie rudej czupryny nie zajęło mu zbyt wiele czasu, niestety wynik poszukiwania przyniósł niezbyt pożądane skutki. Chłopak z niezadowoleniem stwierdził, że obok kręciła się Rosie, Ślizgonka która ze swoim urokiem osobistym mogłaby kandydować na miss psychopatów. Wciąż pamiętał – z perspektywy czasu mniej lub bardziej zabawne - groźby posyłane w kierunku pary Gryfońskich przyjaciół. Eric w żadnym wypadku nie wątpił w swoje umiejętności magiczne, dlatego też nie można powiedzieć, że bał się dziewczyny, jednak z nieznanej przyczyny unikanie konfrontacji z nią wydawało mu się najrozsądniejszym pomysłem. Tym bardziej poirytował go fakt, że Ruda jest z nią w parze. Chłopak podejrzewał, że - jak na Ślizgona - przystało, Blondyna była w stanie posunąć się za daleko a później zrzucić wszystko na nieszczęśliwy wypadek. Mina Murph zdawała się jednak mówić, że nie podziela jego obaw co do tego pojedynku. Mało tego, dziewczyna zdawała się być prawdopodobnie uradowana perspektywą walki z Rosie. Eric przygryzł wargę. Nie to, żeby był zdziwiony, w końcu pochodziła z domu Lwa, ale mimo wszystko czuł lekki niepokój. Chłopaka uspokajał jedynie fakt, że pieczę trzymała nad nimi sama psor Odineva. Poza tym, gdyby Ślizgonka spróbowała zranić Murph, miałaby na głowie jednego przeciwnika więcej. Eric wciąż czując delikatny uścisk w żołądku odwrócił wzrok w stronę Wandy. Miał swój własny pojedynek i własnego rywala do pokonania. Trudnego rywala. -Panie przodem – powiedział krótko z malującą się na twarzy satysfakcją i wystawił przed siebie rękę z różdżką. Nie mógł okazać niepewności, dlatego czekając na ruch dziewczyny patrzył zuchwale w jej ciemne oczy. Powietrze w pomieszczeniu zawrzało od wypowiadanych inkantacji, a z różdżki Wandy wystrzelił magiczny sznur, który miał go niejako obezwładnić. Gryfon znał to zaklęcie, ale nigdy zostało rzucone przeciw niemu. Nie miał wiele czasu na myślenie. Musiał jakoś odbić linę, pierwszym co przyszło mu do głowy było zwykłe protego, ale po pierwsze nie mógł go użyć, a po drugie nie był wcale pewien czy podziałałoby na magiczny sznur. Perspektywa transmutacji tak błyskawicznie poruszającego się przedmiotu również nie napawała go optymizmem, było niemal pewne, że nie trafi. Jak zwykle z pomocą przyszedł mu Quiddtich.Przypomniawszy sobie mecze podczas deszczu, postanowił sprawdzić jak przydatne okaże się dość proste zaklęcie odpychające. Celując w samego siebie powiedział: -Impervius -. Patrząc jak w jego stronę nieubłaganie zbliża się lina, był niemal pewien, że właśnie zrobił ogromne głupstwo, jednak jeśli głupstwo nie okazało się tak ogromne jak przewidywał, rzucił w odpowiedzi krótkie: -Rictusempra - co by troszkę połaskotać swego przeciwnika.
Ostatnio zmieniony przez Eric Henley dnia Wto 26 Maj 2015, 19:19, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Nie dopisałem "ofensywnej" odpowiedzi ;)) |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 25 Maj 2015, 13:52 | |
| Spoglądała na profesor Odinevę z lekkim poirytowaniem wymalowanym na twarzy. Jej błękitne oczy wyrażały politowanie, a ciało natomiast w ogóle nie drgnęło. Nie miała zamiaru odstawiać teatrzyku w przeciwieństwie do niektórych uczniów. Szanowała profesorkę tylko i wyłącznie za jej umiejętności i sposób w jaki przekazywała wiedzę innym. Na tym jednak wszystko się kończyło, gdyż osobiście uważała ją za niespełną rozumu. Nie każdy jednak musiał być normalny i Porunn po prostu przyjęła to do wiadomości. Czy tolerowała? To już była raczej sprawa czysto osobista. Ważne, że nie rzucała w nauczycielkę zaklęć pomidorami i innego rodzaju jedzeniem. Reszta - no cóż, pozostawała jednak wiele do życzenia. Okazało się, że mieli toczyć ze sobą pojedynek. W porządku, dlaczego by nie? Porunn już nie raz wykazała się wyobraźnią w doborze zaklęć i ich kombinacji. Nie uważała się może za jakiegoś niewiadomo jak wielkiego geniusza, ale wszak była dobra w te klocki i nikt nie powie jej, że nie. Nie wiedziała jednak jak ocenić Stewarda. Nie wiedziała o nim nic szczególnego, ot Księżę Ciemności, za którym chyba nikt nie przepadał. Może to przez te odstające jak dwie anteny uszy? Kto wie, może. Stanęła na przeciwko niego i wyciągnęła przed siebie różdżkę. Skłoniła się lekko, jak to zawsze się robiło przed pojedynkiem i odeszła kawałek, aby zając dogodną dla siebie pozycję obrony. Gdy Aeron zaatakował, Porunn pierwsze co zrobiła, to rzuciła zaklęcie w stronę stolika: - Carpe Retractum! - przyciągając do siebie przedmiot, schowała się za nim, aby uniknąć uderzenia Duro, pamiętając o tym, aby nie dotykać stołu. Jeśli to zaklęcie się powiedzie będzie miała chwilę na zaatakowanie i wymyślenie zaklęcia. Pierwsze, które przyszło jej do głowy było dosyć do niej podobne. Wycelowała różdżkę w stronę przeciwnika, wypowiadając szybko zaklęcie: - Similatus. |
| | | Gość
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 25 Maj 2015, 16:46 | |
| Słysząc kobiecy głos, rozlegający się po sali, momentalnie zwróciła swoją głowę w kierunku profesor, mierząc ją od stóp aż po sam czubek mocno pokręconej głowy. Z pomiędzy ust wydobyło jej się ciche westchnięcie, wyrażające zażenowanie słowami opiekunki, ponieważ uznała to za oczywiste, że nikt entuzjastycznie nie rozpocznie ćwiczenia, bądź rzuci się na szyję wierząc w polepszenie własnych umiejętności. Pomyliła się. Zaledwie parę sekund później jej oczom ukazał się Gryfon wyginający się na wszystkie stron. Czym prędzej zamknęła oczy i obróciła się przodem do swojej przeciwniczki, nie chcąc patrzeć na cyrk, który wyprawiał ów uczeń. Wzięła parę naprawdę głębokich oddechów za pomocą, których miała nadzieje pozbyć się negatywnych emocji ogarniających ją od samego początku w kroczenia do tej sali. Co ja tutaj robię? Ów pytanie ponownie obiło się o ściany jej głowy. Słowa partnerki wyłącznie pogorszyły sytuacje. Rzuciła jej spojrzenie pełne gniewu, za to że tak bezczelnie wyrywa się do zadania, bez wcześniejszego skonsultowania tego z jej osobą. Czemu właśnie dzisiaj, gdy już zdecydowała się przyjść na zajęcia, musiało ją wszystko doprowadzać do szału? Trudno. Nie pierwszy i nie ostatni raz znajduje się w takiej sytuacji, więc powinna działać według swojego własnego, dawno wymyślonego planu. Zignorowała wszelkie głosy, kumulujące się pod jej blond włosami i przewracając oczami, odbyła parę kroków w przeciwnym kierunku. Palce znajdujące się na różdżce jeszcze mocniej zacisnęła na drewnie, wzrokiem bacznie obserwowała każdy nawet najmniejszy ruch, a prawy kącik jej ust uniósł się lekko podekscytowany ostatecznym obrotem spraw, jakim był pojedynek. Gdy została zaatakowana, pierwsze co przyszło jej do głowy, to słowa profesora wspominające o tym, jak najłatwiejsze zaklęcia potrafią dużo zdziałać. - Accio! - wydobyło się z jej ust, równocześnie kierując różdżkę w stronę stolika, który stał z boku. Widząc jak się zbliża zrobiła parę kroków w tył, a następnie schyliła, by mieć pewność, że zaklęcie Jolene jej nie trafi. Wzięła głęboki oddech i wychyliła się zza drewnianej tarczy, wykonując krótki gest nadgarstkiem. - Reuoluite. - tym razem powiedziała to spokojniej, mając przygotowany plan - Depulso. - Nie czekała na obronę towarzyszki, zamiast tego rzuciła kolejnym zaklęciem i z zadowoleniem patrzyła, jak przedmiot, który wcześniej do siebie przywołała, teraz zmierza w odwrotnym kierunku. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 25 Maj 2015, 22:30 | |
| Puchon nie wydawał się być specjalnie towarzyski, ale to nic, Vincent jakoś powstrzyma się od płaczu. Może to i lepiej, gdyż zbyt gadatliwy kompan mógłby podsunąć Ślizgonowi pomysł użycia zaklęcia, które w efekcie końcowym pozbawiłoby go języka. Znając życie wybrałby tę bardziej krwawą opcję, a Diarmuid nie wydawał się być profesorem przymykającym oko na zgon jednego czy dwóch uczniów - nawet jeśli zamiecie się zwłoki pod bardzo duży dywan. W razie braku dywanu Pride z wielką przyjemnością pobawi się organami i nie tylko. Od jakiegoś czasu chodził mu po głowie pewien pomysł i wręcz umierał z ciekawości czy aby był on możliwy do zrealizowania. Złowił spojrzenie Rosalie, gdy przemieszczali się między pozostałymi uczniami i nie mógł się powstrzymać przed posłaniem jej zagadkowego uśmiechu wraz z bezgłośnym ruchem warg, tworzących słowa "dopadnę cię później". Najwyraźniej Ślizgonka była nim tak samo zaintrygowana jak on nią. Fantastycznie. Podobnie do swego kompana, ukłonił się i postępował według wszystkich wytycznych i starych zasad kulturalnego pojedynku czarodziejskiego. Świat jego myśli i planów może nie był specjalnie subtelny, ale nie należało nigdy zarzucać chłopakowi braku manier. Przypominał sobie w głowie wszystkie zaklęcia, które były przydatne w pojedynkach. Musiał z niechęcią przyznać przed samym sobą, że zaklęcia transmutacyjne nie były jego najmocniejszą stroną, skupił się na wszystkich pozostałych podczas tych siedmiu lat w Durmstrangu. Z tego co wiedział Porunn osiągała wysokie wyniki z transmutacji, więc powinien wykorzystać to do własnych celów - im szybciej, tym lepiej. Z tego też powodu postanowił nie używać żadnego z tego typu zaklęć i na szczęście atak Henia nie zmusił go do tego. Użytkowymi władał biegle i to w najwyższym stopniu. Po odwróceniu się zdołał tylko dostrzec, że Puchon najpewniej celował w jego rękę. Petrficus w rękę magiczną? Sprytnie, acz nic z tego. Zabawa dopiero się zaczynała. - Ascendio. - powiedział celując różdżką w prawo, gdzie zaklęcie właśnie go odciągnęło z niemałą siłą. Do wyrwania czy chociażby nadwyrężenia barku jeszcze brakowało, więc nawet sobie tym nie zaprzątała głowy. Nie spuszczając oczu z przeciwnika stanął pewnie, by odegrać się kolejną formułą. - Arowhora. Kolejne wyraźnie i szybko wypowiedziane słowo z wycelowaną różdżką w osobę Henry'ego. W pierwszym odruchu planował nie ograniczać swoich zapędów i potraktować Lancastera astrapoplectusem, jednakże rana po strzale/strzałach wydała mu się mniejszą sprawą niż porażenie błyskawicą. No niestety, grilla musiał przełożyć na inne popołudnie. Miał cała listę innych zaklęć ofensywnych, które z wielką przyjemnością wycelowałby w przeciwnika, ale tutaj liczył się czas i refleks. Wolał dynamiczne pojedynki, a nie monolog magiczny. Dał szansę Puchonowi, ale nie wyprzedzając faktów - najpierw musiał ocenić efekty swoich poczynań oraz ich skuteczność.
|
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 26 Maj 2015, 02:30 | |
| Po krótkim i, w jego mniemaniu, niepotrzebnym wystąpieniu Odinevy, która chyba wychyliła tego ranka o kilka kieliszków radzieckiej wódki za dużo i zdecydowanie pomyliła sale lekcyjne, Ua Dubihne wreszcie przerwał szum zwielokrotnionych głosów i zabrał głos, streszczając im zasady zadania, na potrzeby którego przydzielono im pary. Uśmiechnął się krótko i niemal uprzejmie, gdy wzrok aurora nieprzypadkowo spoczął na jego osobie, w czasie kiedy usta przestrzegały o powściąganiu zapędów i dbałości o zdrowie i życie partnera. Sam fakt, że mężczyzna pamiętał i przytaczał jego poczynania z czasu obozowego pojedynku, był odrobinę alarmujący, bo o ile jego uwagę mogła przyciągnąć po prostu pewna widowiskowość i zdolności obojga, to czynione przezeń napomknienia ewidentnie miały dać mu do zrozumienia, że jest obserwowany. Rzecz jednak w tym, że niczego nie można mu było do tej pory zarzucić, był nad wyraz ostrożny i przekonany, że znajdzie doskonałą odpowiedź na każde oskarżenie, a jego zuchwałość i poczucie bezkarności pęczniały z każdym dniem. Lekko, na pokaz przesunął palcami po dłoni stojącej obok di Scarno, jakby tym gestem pytając, czy ktokolwiek uwierzyłby w jego zamiar skrzywdzenia tej małej Krukoneczki, a potem, zakręciwszy z hultajskim uśmiechem różdżką, stanął naprzeciw niej. Prawda była taka, że owszem, zrobiłby to najpewniej bez mrugnięcia okiem, bowiem nie zamierzał hamować się bardziej niż wymagałyby tego od niego lekcyjne okoliczności, a to wszystko z prostej przyczyny – pojedynki od zawsze były jego konikiem, ulubioną rozrywką i naturalnym środowiskiem. Trudno się dziwić, że wieść o rywalizacji przyjął ze znacznie większym entuzjazmem niż potencjalną informację o konieczności współpracy, a jego sylwetka ożywiła się odrobinę, jakby w zakrzepłe mięśnie tchnięto elektryzujący zastrzyk rozgrzewającej, iskrzącej w żyłach mocy magicznej. Co z tego, że transmutacja nigdy nie należała do jego głównych zdolności i być może wykazywał w niej pewne braki, skoro wciąż mógł w pełni dysponować swoją wiedzą z zakresu zaklęć użytkowych i ofensywnych. Co zaś najważniejsze, miał pewną podstawową przewagę nad Chiarą, wynikającą nie tylko z umiejętności, ale z pewnego praktycznego obycia z zasadami pojedynku, przyzwyczajenia i upodobania do jego dynamiki, wypracowania szybkich reakcji i błyskawicznych decyzji, których wymagała ta forma magicznego starcia. Jej runy mogły nieść ze sobą potężną, starożytną wiedzę przodków, ale były bezskuteczne, kiedy sytuacja wymagała nieustannego ruchu, wartkości akcji i lotności myśli, nie pozwalając jej na bełkotanie formuł przy wtórze krwawego rytuału. Omiótł ciemnym spojrzeniem klasę, rejestrując całą resztę par, którym życzyłby mniej lub bardziej tragicznego w skutkach przebiegu zadania, a potem wrócił do panny di Scarno, w spokojnym oczekiwaniu podwijając rękawy koszuli. Zamierzała się, jak zwykle zresztą, zdystansować? Nie czuła konieczności wygranej? Och, a więc będzie zmuszona coś z siebie dać, jeśli chce wyjść stąd w jednym kawałku, bowiem on nie tolerował nudnych, zachowawczych pojedynków. — To się dopiero okaże — odparł krótko i chwyciwszy pewniej różdżkę, oparłszy wskazujący palec na podłużnej rysie w czarnym drewnie, wykonał nagły ruch nadgarstkiem, zniecierpliwiony przedłużającą się bezczynnością Chiary. — Everte Stati. W pojedynkach nie było miejsca na pasywność, gnuśność i przydługie dywagacje.
Chi, jakby co dostałem zgodę, by zacząć jako pierwszy, bo nie było w terminie twojego posta, a ja potem nie będę miał czasu. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sro 27 Maj 2015, 14:48 | |
| Nie bez powodu nie wzięła udziału w tej atrakcji, jaką dla niektórych były pojedynki na obozie. Nie czuła się dobrze będąc wystawioną na bezpośredni atak. Należała do tych osób, które najskuteczniej działały z ukrycia, mając pod dostatkiem czasu i środków. Potrafiłaby pewnie poradzić sobie z większością przeciwników i problemów, gdyby pozwolono jej pozostać w jej strefie komfortu. Podobnie jednak było prawdopodobnie z większością obecnych w klasie, więc jej sytuacja nie była niczym niezwykłym. Miała zwyczajnie pecha trafić na przeciwnika, który w przeciwieństwie do niej czuł się dobrze podczas tego typu rywalizacji i odnajdował się w niej, miał rzeczone doświadczenie i obeznanie, którego jej brakowało. Nie bez jej winy z resztą, bo przecież nikt jej nie kazał unikać wszystkich okazji, kiedy można było poćwiczyć. Z drugiej strony, tak jak jej dumie nie zaszkodziłaby nijak przegrana, której właściwie się spodziewała, ugodziłoby ją, gdyby Rosier faktycznie postanowił nie wykorzystywać ze względu na nią w pełni swoich umiejętności. Coś więc pokroju ducha walki odczuwała. Czując jak jego palce muskają jej dłoń, jakby w odpowiedzi na ostrzeżenie Diarmunda, nie mogła powstrzymać błysku rozbawienia w oczach, który na moment rozpogodził napięte rysy jej twarzy. Zbyt dobrze znała Rosiera, aby móc przypuszczać, że to, że nie są sobie obcy, przed czymkolwiek go powstrzyma. Widziała z resztą jego pojedynek z Aristos. Nie chciałaby jednak, aby było inaczej. Co nie oznaczało bynajmniej, że nagle stała się koneserką pojedynków. Prawdę mówiąc, ale nie powtarzajcie tego nikomu, nigdy w żadnym nie brała udziału (w żadnym sensownym przynajmniej) i nie do końca wiedziała nawet jak to wygląda, bo przecież w realnym życiu nikt na nikogo nie czeka, nikt nie odwołuje się do zasad honorowej gry, walki jeden na jednego i to w postaci mniej lub bardziej sprawiedliwej wymiany zaklęć. Zamiast więc od razu zaatakować, czekała aż pary dookoła rozpoczną swoje pojedynki, jakby licząc na jakieś cenne wskazówki. Nie zdążyła jednak wywnioskować niczego, bo nim pozostali uczniowie zabrali się do dzieła, Rosier już celował w nią różdżką. Dla odmiany nie w ten sposób, który lubiła najbardziej. Była chyba odrobinę zaskoczona, ale nie na tyle, by nie zareagować. Miała jednak mało czasu, aby wymyślić dobry sposób na obronę przed zaklęciem Evana, które byłoby zgodne z zasadami ustanowionymi przez Diarmuida. Właściwie do głowy przychodziły jej jedynie zaklęcia podobne do tego, którym posłużył się jej przeciwnik, których użycie na pierwszy rzut oka byłoby absurdalne. - Incarcorpus – zaryzykowała rzucenie na siebie jednego z nich, mając nadzieję, że w ten sposób uniknie ataku Rosiera, nawet jeśli miałaby przy tym spotkać się z sufitem. Poza tym, liczyła na to, że zapanuje nad własną formułą, a nawet jeśli nie, to nie wyrządzi jej ona tyle szkód, co zaklęcie Evana. [i]Jeśli udałoby się jej uniknąć ataku Rosiera, zyskałaby nieco więcej pewności siebie, na pewno byłoby zaś mile widzianej w tych okolicznościach. Skoro zaś znajdowała się już w niecodziennej pozycji, mogła to równie dobrze wykorzystać. - Similatus – zaklęcie, które rzuciła, mogłoby utrudnić Evanowi kolejne ataki. Trudno trafić w coś, kiedy nie wie się, gdzie to dokładnie się znajduje. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Klasa Transmutacji | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |