|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Jasmine Vane
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Nie 17 Maj 2015, 00:28 | |
| Trzeba przyznać. Wzięła się w garść. Nieobecność pewnej osoby pozwoliła jej łatwiej przeżyć ostatnie wydarzenia. Pojawienie się dementorów na balu było tak nieoczekiwane, że wyciągnęli z jej podświadomości najgorsze wspomnienia zamierzchłych czasów. Zwłaszcza te o Wyacie. I o Franzu w tej zakrwawionej koszuli. Doświadczona złymi emocjami Jasmine dość szybko otrząsnęła się z tego niemiłego dla niej incydentu i wróciła do dormitorium odprowadzona tylko przez krzyki pielęgniarki, że powinna pozwolić się zbadać. Nie ciało musiała leczyć, lecz duszę. Patrząc na siebie w lustrze dostrzegła ten nieco zgaszony błysk w czekoladowych oczach, przyklapnięte włosy, które domagały się kosmetyków, chociaż zawsze wystarczyło je przeczesać palcami, minimalnie podkrążone oczy. Z dnia na dzień coraz mniej. Stukot butów na korytarzu poprzedzał jej przyjście. Nie mogłą sobie odpuścić lekcji transmutacji, w dodatku, gdy dojrzała na dziedzińcu sylwetkę lubego jej ukochanej pani profesor i zarazem opiekun domu. Wyraźnie widać było niektóre rany, noszone niczym odznaczenia po ważnym boju. I tłumaczyło to zachowanie Chantal, której więcej nie było jak było. Jasmine otworzyła drzwi i weszła do klasy, która do połowy była już zapełniona. Szybko rozejrzała się po wolnych krzesłach. Uśmiechnęła się promiennie do profesora. -Dzień dobry panie profesorze. -przywitała się, wcale nie będąc urażoną postawą nauczyciela. Czy to jej biurko by się martwić o brud na blacie? Kiwnęła Porunn i Vincentowi. Swoje kroki skierowała o dziwo - do kapitana drużyny. -Dzięki, że trzymałeś mi miejsce. -rzuciła ze swoim znajomym uśmieszkiem. Usiadła na krześle obok Rosiera, zakładając nogę za nogę. Wyjęła różdżkę, aby mieć ją w pogotowiu. -Myślę, że nasza współpraca zapowiada się dzisiaj bardzo, bardzo obiecująco.. tak jak na boisku, nie uważasz? -przesadna uprzejmość w jej głosie była zdradliwa. I jeśli kapitan znał ją chociaż trochę, mógł wyczuć podstęp. |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Nie 17 Maj 2015, 17:17 | |
| Ostatnie dni były dla niego ogromnym wyzwaniem i punktualność była ostatnią cechą, jakiej się trzymał, w pełni zaangażowany w opiekę nad niedawno narodzonymi kociętami. Kilka razy dostał upomnienie od prowadzącego, aby nastawiał budzik przynajmniej godzinę przed planowymi zajęciami, jednak nawet ten sposób nie pozwolił mu zapanować nad rozczuleniem na widok ciekawskich kotów wychodzących z przygotowanego wspólnie z Jolene posłania. Nawet teraz, kiedy biegł przez korytarz na zajęcia z transmutacji łudził się, że jego spóźnienie nie zostanie zauważone i może spróbuje odgonić winę informacją o nowych zwierzętach w Pucholandzie. - Przepraszam – bąknął jak tylko drzwi do sali zaskrzypiały i rozwichrzona łepetyna Dwayne’a pojawiła się w progu, a ciemne spojrzenie poszukiwało znajomych twarzy porozsiewanych na całej powierzchni. W kieszeni szaty wciśnięty miał podłużny przedmiot owinięty szarym papierem, który szeleścił z każdym krokiem niezrażonego tym chłopaka. Zatrzasnął zbyt mocno drzwi, ale kilka minut później wykonał kilka pośpiesznych susłów, aby znaleźć się na brzegu ławki i rzucić na kolana Henka szeleszczący przedmiot. Przelotnie posłał zadziorny uśmiech przyjacielowi, zmierzając do pierwszych rzędów ławek gdzie znajdowała się pewna charakterystyczna Puchonka. Pośpiesznie puścił oczko do wybranki Henia, nawet nie zdając sobie sprawy o aresztowaniu padawana Hagrida. Gdzieś w międzyczasie odnalazł zagubione spojrzenie Murphy, więc uczepiając się go na kilka sekund, posłał rozbrajająco szeroki uśmiech, który był efektem galopujących myśli na temat wędrówki przy pomniku Jednookiej Wiedźmy. Ciężar wzroku kujonów zmusiła go do zerwania kontaktu i czym prędzej przysiadł się przy Joe, przepychając ją łokciem w mało subtelny sposób prosząc o zrobienie miejsca. - Plamka Druga odmówiła jedzenia – wyjaśnił konspiracyjnym tonem swoje spóźnienie, przechylając głowę w stronę przyjaciółki, podczas gdy spojrzeniem poszukiwał spojrzeń reszty znajomych zmuszonych do przybycia na dzisiejszą lekcję. Całkowita mieszanka wyższych roczników z czterech domów zatrwożyła nieco Morisona, który szybko strząsnął z siebie niepokój i obrał plan wykorzystania ewentualnego zamieszania do zrealizowania kilku rozmów, jakie odwlekał w czasie ze względu na nowo narodzone kocięta. Spojrzeniem musnął sylwetkę barczystego Wattsa, a żółta lampka zapaliła się w jego umyśle niezwykle szybko. Dlatego pochylił się ponownie do Joe i przysłaniając dłonią swoje usta wyszeptał: - ej, czemu Ben ma mieć Pierwszego? – I chociaż po szepcie trudno odgadnąć jak wielką niechęcią darzył ten pomysł, szósty zmysł podpowiadał mu, że jeśli odmówi Joe nastanie wojna bez rychłej możliwości zawieszenia broni. Słyszał wiele plotek odbijających się po Pucholandzie, że rzekomo jego przyjaciółka coraz częściej przebywa w jego towarzystwie, dlatego mimowolnie darzył Krukona czystą niechęcią z zazdrości. Arii Fimmel jeszcze nie dostrzegł w tłumie zapełniającym salę do transmutacji, całkowicie zapominając o jej istnieniu ze względu na pamiętny pocałunek z Laurel. |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Nie 17 Maj 2015, 18:58 | |
| Wydawał się być bardziej pochłonięty słodyczami niż tym, co działo się w klasie, były to jednak tylko pozory, bowiem chłodne, niebieskie oczy aurora śledziły uważnie każdego ucznia. Wargi wyginały się w uśmiech do jednej lub drugiej osoby, a palce łowiły w kartonowym pudełeczku kolejne fasolki, podczas gdy Diarmuid w myślach spokojnie oceniał każdego z przybyłych, próbując dopasować twarze do nazwisk, których część mgliście wirowała mu w świadomości. Dopiero komentarz Jolene, zajmującej miejsce w pierwszym rzędzie tuż przed biurkiem sprawił, że mężczyzna podniósł się ze swojego miejsca, opakowanie fasolek stawiając na ławce tuż przed Puchonką. - Panno Dunbar, może będzie pani miała więcej szczęścia do tych drani, niż ja –posłał dziewczynie pełen rozbawienia uśmiech, a później założył ramiona na klatce piersiowej, przechadzając się to w jedną, to w drugą stronę przed pierwszymi rzędami. Skinął głową pannie Whisper, odpowiedział na powitanie Lancastera, a później przysiadł na biurku, czekając aż pozostali łaknący wiedzy ochotnicy zajmą wolne miejsca, jednocześnie powijając rękawy prostej, czarnej koszuli. Jak większość aurorów unikał noszenia szat czarodzieja poza biurem, ceniąc sobie wygodę i praktyczność – kto nie zgodziłby się ze stwierdzeniem, że obszerne, szerokie rękawy przeszkadzają w funkcjonowaniu? Powitanie Wattsa skwitował uśmiechem, szybko jednak wyraz zadowolenia na jego twarzy zastąpiła pewnego rodzaju konsternacja, gdy do jasnowłosego Szkota dosiadł się Vincent, którego twarz kojarzył z obozu, wywołując tym samym małe zamieszanie przy ławkach. Dziewczęcy głos przepełniony oburzeniem i jawnym zniesmaczeniem wyrwał aurora z zamyślenia, a kiedy podniósł wzrok na obie panny Fimmel w jego spojrzeniu zamigotało coś ostrzegawczego. Nie odezwał się jednak, pozwalając dziewczynie zając miejsce w ławce przed męskim duetem, z góry postanawiając jednak, że ten konkretny kwartet będzie musiał kontrolować nieco uważniej. Kolejne minuty wypełniały klasę szumem cichych rozmów, szuraniem krzeseł, stukaniem piór o blaty ławek i symfonią przedmiotów grzechoczących w przekopywanych naprędce torbach. Auror czekał. Jego wzrok prześlizgiwał się po każdym uczniu, od czasu do czasu przebiegał również po trzymanej w dłoni liście, gdy na bieżąco kontrolował kto zjawił się na lekcji, kogo nie uświadczył, a czyje nazwisko należy przypasować do persony kręcącej się niecierpliwie w ławce. Nie tylko Porunn przykuła jego uwagę. Na chwilę dokładniejszej obserwacji zasługiwał również młody Rosier. Diarmuid uniósł brwi, odpowiadając na zdawkowe powitanie jedynie krótkim, krzywym uśmiechem. Nie było dla niego tajemnicą, że spadkobierca jednego z najstarszych, najbardziej poważanych nazwisk w Anglii stanowił ciekawy przypadek. Pamiętał go z obozu, pamiętał jego bezwzględność, stalowe samoopanowanie i kompletny brak litości dla przeciwniczki, z którą przyszło mu się zmierzyć. Było w nim coś takiego, co niejednemu dorosłemu mężczyźnie nie przyszłoby z równą łatwością, z naturalnością w ruchach i rzucaniu zaklęć. Diarmuid miał nieodparte wrażenie, że gdyby przeciwnikiem Evana nie była dziewczyna, którą najwyraźniej znał, a oni nie znajdowaliby się na szkolnym obozie objętym ścisłymi regułami bezpieczeństwa, ciemnowłosy chłopak gotów byłby pokazać o wiele ciekawsze umiejętności. Gdy do klasy jako ostatni wpadł pan Morison (robiąc więcej hałasu niż wszyscy jego koledzy z klasy razem wzięci), Diarmuid zajął miejsce za biurkiem i spokojnie oparł na nim łokcie, czekając aż uczniowie zorientują się, że coś jest nie tak. Dopiero gdy zapadła względna cisza, auror podniósł się ze swojego miejsca, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. - Witam wszystkich i każdego z osobna na lekcji transmutacji. Jednocześnie pragnę uspokoić tych, których moja długa nieobecność zaniepokoiła w stopniu mniej lub bardziej znacznym i oznajmić, że magomedycy poskładali mnie dosyć wiernie i żadna z należących do mnie części ciała nie ucierpiała w najmniejszym nawet stopniu – jego rozbawione spojrzenie spoczęło na Jolene, nim znów skupił się na reszcie klasy – co za tym idzie, lekcje odbywać się będą regularnie, a przystępujący w tym roku do egzaminów końcowych nie będą w żaden sposób pokrzywdzeni…- urwał, marszcząc lekko brwi gdy szum w okolicach okupowanych przez Dwayne’a nieco wzrósł. Auror podniósł wzrok, a kreda zgromadzona w pudełeczku tuż pod wysłużoną tablicą zachrobotała głośno, nim jeden z kawałków poszybował prędko niczym strzała na spotkanie z czołem rozgadanego Puchona, bez wątpienia nie pozostając niezauważonym. Irlandczyk odetchnął głęboko. Używanie magii bezróżdżkowej w takim celu było może niezbyt poważne, ale wystarczało, by rozespani uczniowie ożywili się nieco. - O czym to ja… a, tak. O egzaminach. Zapomnijcie na moment o podręcznikach, nie będą nam dzisiaj potrzebne. Jedyne, o co was poproszę, to o zapisanie swoich nazwisk na karteczkach i wrzucenie ich do słoika, który stoi na moim biurku Sugerowałbym także wstać z ławek – powiedział, sięgając po różdżkę, a gdy zdezorientowani uczniowie wykonali jego polecenie, wszystkie stoliki i krzesła posłusznie powędrowały pod ściany, układając się jedno na drugim, by nie ograniczać przestrzeni. - Jak zapewne wiecie, a przynajmniej mam nadzieję, że wiecie, zaklęcie Tarczy może ochronić nas przed praktycznie wszystkimi urokami czy klątwami. Istnieją jedynie trzy wyjątki od tej reguły. Zapewne wiecie jakie? – pytanie przecięło ciszę niczym bicz, nim auror wrócił do mówienia. A choć nie mówił specjalnie głośno, był pewny, że wszyscy skupiają się na jego słowach. - O ile jednak to jedno zaklęcie wystarczy, by chronić podczas sportowego pojedynku, w prawdziwym życiu nie zda wam się właściwie na nic. Protego nie może zatrzymać fizycznych ciosów, nie zahamuje odłamków szkła, nie ochroni was przed czarem, którego jedynym zadaniem jest oblanie was żrącym kwasem od góry do dołu. Silniejsza forma Protego może tego dokonać, jednak zaklęcie to jest wyczerpujące i dość skomplikowane, a skupienie, którego wymaga, może kosztować was dużo więcej niż chwiejny krok czy zdrętwiałe ciało. Pomyślałem więc, że zamiast wklepywać wam do głów nudne regułki z podręcznika, których nie zapamiętacie tak, czy siak, spróbuję wpoić wam nieco praktycznej wiedzy. Kto jest w stanie powiedzieć mi w jaki sposób możemy wykorzystać zaklęcia transmutacyjne oraz użytkowe do obrony podczas ataku i dlaczego jest to w ogóle możliwe? – spytał spokojnie, obrzucając uczniów uważnym spojrzeniem.
|
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Nie 17 Maj 2015, 19:55 | |
| Odwzajemniła szeroki uśmiech Wandzi, autentycznie ciesząc się na jej widok. Joe tak dawno nie zorganizowała babskiego wieczoru i plotek. Brakowało jej tego, tej normalności i chwili beztroski. Miała nadzieję, że uda się porwać jej Wandzię któregoś wieczoru na ploty i małe spa. Dostrzegłszy Henry'ego, Joe uciekła wzrokiem, zwiedzając z nagłym zainteresowaniem wystrój klasy. - Potemjezabiorę. - wymamrotała, nie wdając się w pogawędki z panem prefektem. Nie, żeby nie lubiła Henia, jednak on dalej nie wiedział kto popsuł dwie miotły ze schowka. Wolała zminimalizować ryzyko zdemaskowania. Pomachała entuzjastycznie Benowi, odprowadzając go wzrokiem do ławkil zauważyła też wiecznie pochmurnego Arcia, próbując odszukać w pamięci obraz uśmiechniętego pana Stewarda. Nie posiadała takiego wspomnienia, niestety. Fasolki powitała szerokim uśmiechem, pełnym uwielbienia skierowanym do profesora transmutacji. Tak łatwo przyszło mu zdobyć sympatię Joe. - Dzięki, proszę pana! - wygrzebała fioletową fasolkę, wsuwając ją do ust i krzywiąc się od niecodziennego smaku surowego bakłażana. Nie popsuło jej to nastroju dopóki do klasy nie wpadł Dwayne. W znacznym stopniu zgasło światło, które Jolene wokół siebie roztaczała. Unikała spojrzenia przyjaciela, ale posunęła się na ławce, nieuprzejmie dźgnięta w bok. Zacisnęła usta w wąską linię. Nie poczęstowała go fasolkami otrzymanymi od nauczyciela, a co. Nie zasłużył. - Plamek drugi je o innej porze. - mruknęła cicho w odpowiedzi, nie spoglądając na Piotrusia Pana, a namiętnie czyszcząc różdżkę. Ludzie wchodzili tłumnie do klasy. Dostrzegła przechodzącą obok ławki Murphy, a więc posłała jej blady uśmiech zastanawiając się gdzie zgubiła Erica. Nie rozmawiała z Gryfonami od czasu balu, bo praktycznie nie miała kiedy. Musiała to koniecznie nadrobić i spróbować zaprzyjaźnić się z Murphy ze względu na Erica. Jej uwagę odwrócił Dwayne. Poczuła przy uchu jego oddech i pytanie, które zadać mógł o każdej porze dnia i nocy, a wybrał właśnie ten moment. - Plamek drugi jest dla Bena. Lubi koty, poza tym chcę dać mu prezent. - odpowiedziała jeszcze ciszej, nie chcąc podpaść jednemu z najulubieńszych nauczycieli ukochanego przedmiotu szkolnego. Do kociąt miała takie same prawa jak Dwayne i nawet nie chciała słyszeć o sprzeciwie. Plamki są wspólne, jednakże plamek numer Dwa jest wyjątkowy i musi trafić do wyjątkowej osoby i w tej kwestii Joe nie będzie dyskutowała. Na Dwayne'a była odrobinę cięta, nie pytajmy dlaczego. Powód jest żenujący i wstydliwy, zaś sama Dunbarówna nie była pewna przyczyny istnienia tego powodu. Wkładając do ust fasolkę o smaku egzotycznym acz słodziutkim, zawiesiła ciemnobłękitny wzrok na nauczycielu. Uśmiechnęła się szeroko do niego na wieść, że nie brak mu żadnej kończyny ani nosa. Kochając przedmiot, uwielbiała automatycznie profesora. Tego uczucia nie umniejszył mini atak na jej przyjaciela. W porę zobaczyła dryfującą kredę i syknęła ostrzegawczo do Dwayne'a, ciągnąc go gwałtownie za ramię w dół. Pożałowała, iż go uprzedziła. Powinien oberwać mocno za ostatnią kłótnię i całowanie się z Laurel na jej oczach. Należało mu się w dwustu procentach, a ze słabości odruchowo go ostrzegła. Na wieść o braku konieczności korzystania z podręczników, Jolene klasnęła wesoło w dłonie, chowając książkę i pergaminy do plecaka. Fasolki również, na później. Gdyby to było możliwe, wyściskałaby mocno nauczyciela za sposób prowadzenia zajęć. Dzięki temu będzie mogła pokazać się od jak najlepszej strony i ogłosić wszem i wobec o świetnej kondycji transmutacyjnej. Tęskniła za tym przedmiotem całym sercem, a powody były oczywiste. Z intensywnością wsłuchiwała się w głos profesora, wiercąc się w miejscu z żywego zainteresowania. Zabrała Dwayne'owi zwitek pergaminu, wyrywając z niego dwa mniejsze kawałki. Zapisała tam swoje i przyjaciela imię i nazwisko, odruchowo go w tym wyręczając. Omijając go wzrokiem podniosła się i pierwsza wrzuciła do słoika papierki, powracając raźnym krokiem do Morisona. Uśmiechnęła się szerzej przepuszczając kuśtykające krzesełka gnane zaklęciem. Wzięła głęboki wdech i już trzymała różdżkę, cieplutką i mrowiącą od ekscytacji właścicielki. Słuchała z uwagą, przez chwilę zastanawiając się czemu rozmawiają o zaklęciach, skoro Joe pragnęła sprostać wyzwaniu i sprawdzić się w kunszcie transmutacyjnym. Nie zająknęła się jednakże, spoglądając na profesora z powagą, a gdy choćby przez chwilę na nią spojrzał, witała go uśmiechem. Puchonka zachowywała się zbyt podejrzliwie sympatycznie wobec nauczyciela, lecz nic dziwnego. Odkąd w pełni opanowała żbikowatość, odzyskała pewność siebie i wiarę we własne możliwości. Jej ręka wystrzeliła go góry zanim mężczyzna zdążył zadać pytanie. - W obronie szkło można przetransmutować na piórka, a jak Pan wspomniał kwas... hm... w mięciutki kocyk i wyjść z tego cało. - wzruszyła ramionami. - Wystarczy szybka reakcja i myślę, że niektóre ataki da się przetransmutować w coś puchatego. - zamrugała rzęsami, nie potrafiąc się nie wygiąć ciepło ust. Nieświadomie zawiesiła wzrok na Benie, śląc mu knujny, tajemniczy uśmiech. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Nie 17 Maj 2015, 22:44 | |
| Jest taka niepisana zasada, że ten kto siedzi w ostatniej ławce jest naprawdę fajny i tajemniczy. A tak naprawdę Wanda lubiła ostatnie ławki tak po prostu – czuła się bezpieczniej i przytulniej gdy obok siebie miała zimną ścianę, o którą bez problemu mogła się oprzeć gdy rozmawiała z kimś z przodu czy z boku. Poza tym łatwiej można było coś ukryć, coś przepisać czy coś zjeść. Wiadomo. Wanda starała się uśmiechać do każdego kogo przyuważyła – cieszyła się z obecności Joe, z którą faktycznie będzie musiała umówić się na małe babskie ploty, o ile znajdzie jakikolwiek czas. Już i tak bolał ją fakt, że nie będzie uczestniczyć na urodzinach przyjaciółki z powodu głupiego szlabanu u Wilsona. Zająwszy miejsce wolała się od razu rozpakować – przerywało jej zarówno paplanie Henryka, które dla jej uszu było wyjątkowo przyjemne, ale i wchodzenie coraz to kolejnych uczniów do sali. Dziewczyna tylko raz co jakiś czas podnosiła głowę by sprawdzić kto wszedł, jednocześnie starając się skupić na słowach swojego partnera. Faktycznie, sporo osób otrzymało zaproszenie na przyjęcie u panny Dunbar, a Henry chociaż z tej samej klasy i tego samego domu o dziwo nie. Nie pytała Joe dlaczego go nie zaprosiła, kompletnie zapominając o przyziemnych rzeczach. Otrząsnęła się i spojrzała w błękitne oczy Puchona. - Może nadepnąłeś jej kiedyś na odcisk i teraz się na Ciebie o coś gniewa? Co? Jak tak chcesz to mogę wypytać co się dzieje i po kłopocie. – Odpowiedziała mu szeptem spoglądając na wchodzącą Ognistą do klasy, która wyglądała niemrawo – posłała w jej stronę sympatyczny grymas – to samo uczyniła w stronę Wattsa i innych – głównie tym, których znała i lubiła czy też ceniła. Nad spojrzeniem Pride’a się zatrzęsła chwytając przy tym Henryka za udo. - Ja i tak nie idę na imprezę przez szlaban. – Mruknęła jeszcze niezadowolona zagłębiając się w podręczniku do transmutacji dla klasy siódmej widząc jeszcze jak do Sali wpada Aeron, na którego widok schowała się niemal pod książką. Zrobiła nieokreśloną minę ciesząc się, że poły księgi są naprawdę spore – tak spore, że niemal cała pod nią zniknęła. Nie rozumiejąc o co chodzi z tymi kotami pomachała do Dłejna, kiedy ten puścił jej oczko i odprowadziła wzrokiem swojego kolejnego ucznia – Rosiera, który tak jak oni zajął jedną z ostatnich ławek. Jeszcze chwila zamieszania i lekcja mogła się już zacząć. Nareszcie. Szatynka uspokoiła się i rozluźniła odrobinę – nauka działała na nią kojąco – zwłaszcza gdy była to transmutacja bądź eliksiry. Odetchnęła z ulgą, niczym rasowa Krukonka, którą przecież była, gdy usłyszała o egzaminach i przygotowaniach do nich, które odbędą się w terminie. Wsłuchała się w tembr głosu aurora i zerknęła na Lancastera sprawdzając czy i on słucha. Zamknęła posłusznie książkę z trzaskiem i przygotowała dwa średniej wielkości skrawki pergaminu podsuwając jeden swojego wybrankowi. Chwyciła zgrabne pióro w dłoń i podpisała się na papierze, który wrzuciła do słoika zaraz po Joe nie wyręczając Henryka - ten niech sam wstanie i pójdzie, musi nabrać formy chłopaczyna. Gdy pierwsze ławki zaszurały ta usunęła się w bezpieczne miejsce ciągnąc za sobą chłopaka – unikanie stołów i krzeseł miała już opanowane ze względu na lekcje patronusa. Gdy nauczyciel zadał pytanie ta przez chwilę zastanowiła się nad odpowiedzią. - Tak jak mówi nam Prawo Gampa przetransmutować można każde ciało stałe, ciecz, plazmę i gaz oraz materię i niematerię. Wszystko jednak zależy od naszego skupienia, możliwości czy położenia. Transmutacji jednak nie poddają się różdżki, duchy ani jedzenie i picie. – Zanim cokolwiek powiedziała jej dłoń wystrzeliła w górę informując wszystkich, że i ona ma coś do powiedzenia.
|
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Nie 17 Maj 2015, 22:50 | |
| Nieco oderwana od rzeczywistości, niezupełnie ogarniała sytuację wokół siebie. Nie zauważyła prefekta krukoniastych, przekraczającego próg klasy niedługo po niej - którego czasami widywała w towarzystwie Cu. Również ten wysoki czarnowłosy chłopak uszedł jej uwadze - Steward, czy nie tak się nazywał? Choć Ruda miała z nim niezbyt przyjemne wspomnienie, intrygował ją. Dopiero Rosalie Rabe, z całą swoją aurą nieskończonego, niezasadnego, nielogicznego zadufania w swojej osobie przykuła uwagę Gryfonki. Widząc jak dumnie puszy się, krocząc przez salę dziewczyna mimowolnie prychnęła. Nawet największy na świecie smutek nie był w stanie przyćmić nienawiści buzującej w jej sercu. Rose groziła Ericowi, czego Murph nigdy w życiu nie zapomni i najpewniej nie przebaczy. A propos niego, to gdzie się podziewa? Obserwowała wszystkie znane i bliżej nieznane jej twarze przybywające w parach bądź solo, zarówno w największym roztargnieniu jak i silnym skupieniu, nie rejestrując prawie żadnej - Nie miała już ochoty na zawieranie nowych znajomości, co z trudem przyznawała sobie w skrytości ducha. Bo nie wiadomo, jak dana znajomość może się skończyć i czy przypadkiem w tej zacnej, szanowanej szkole jest jeszcze bezpiecznie. Podejrzenia snute tuż po otruciu Rogińskiego, tak dawno temu na dziedzińcu podczas rozmowy z Sir Nicolasem jedynie się sprawdzały - i dziewczyna, chcąc nie chcąc podejrzewała, że wśród nauczycieli a może nawet uczniów kryją się osoby…. niebezpieczne. Spojrzała przelotnie na Rose kryjącą teraz twarz. A może nawet niepoczytalne. Jej rozkojarzone spojrzenie podłapał Dwayne, który właśnie w tejże chwili wkroczył do klasy. Posłał jej szczerozłoty uśmiech, którego nie można było ot tak zignorować, więc Murph półgębkiem uśmiechnęła się z powrotem. Mogła jedynie podejrzewać, o czym chłopak mógł myśleć, choć oczywiście miała swój typ. Nielegalne nocne eskapady? Szkoda, że nie miała teraz do nich nastroju. Słuchając głosu nauczyciela, patrzyła się nieustannie na ciężkie, dębowe drzwi. Nie mogąc uwierzyć, że jednak go nie będzie. Apatycznie, czując jak nadzieja tląca się w szarozielonych tęczówkach dogasa z każdą chwilą, zwróciła leniwie wzrok na nauczyciela. Wielce szanowanego aurora, swoją drogą o czym nie omieszkała zapomnieć. A jednocześnie opiekuna jej ukochanego domu, choć kuriozalnie… Murphy słyszała plotki, że Irlandczyk jakoby brata się z wrogiem. On i Smoczyca? Szczerze w to wątpiła, na przekór wszystkim znakom na niebie i ziemi, oraz na przekór znanym jej ustnym relacjom. Bo na szczęście, nigdy nie widziała ich razem i w duchu modliła się, by chwila ta nigdy nie nadeszła. Słuchała nauczyciela w skupienia wypełniając na bieżąco każde polecenie, co do słowa. Jednocześnie uważnie obserwując każdy ostrzegawczy błysk w oku, więc siłą rzeczy widok kredy skierowanej w czoło Dwayne wcale jej nie zdziwił. Co więcej, sprawił że na piegowatej twarzy zdawało się zauważyć delikatny uśmiech. Wysłuchując w milczeniu odpowiedzi Jo, przegryzła mimowolnie wargę. Co mogła dodać od siebie, naiwne finito w odpowiedzi na kwas? Mimo to, podniosła nieznacznie rękę w górę. - Przeciwnika można przemienić w niegroźne zwierzę - rzuciła nieśmiało podchodząc nieznacznie do Wandy, której uśmiechu nie zauważyła - Mam na myśli unik przed przed fizycznym ciosem. Wtedy nie zrobi nam krzywdy.
Ostatnio zmieniony przez Murphy Hathaway dnia Wto 19 Maj 2015, 07:23, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : zapomniało jej się spełnić poleceń nauczyciela… :D) |
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 18 Maj 2015, 00:18 | |
| Zupełnie nieświadom upływającego czasu, Eric szedł spokojnym krokiem w stronę klasy transmutacji. Owa dziedzina Magii nie była wprawdzie jego najmocniejszą stroną – o czym zresztą przekonał się na jednym z tajnych spotkań z Wandzią, podczas którego próbował zamienić śliczny kieliszek w kamień – ,jednakże Eric od zawsze uważał ją za niezwykle ważny przedmiot szkolny, a teraz, gdy aspirował do miana Aurora, poświęcał jej dużo więcej uwagi niż w ciągu pierwszych lat nauki. W przypadku Gryfona niestety nie oznaczało to jednak spoglądania na zegarek, w obecnej chwili jego głowę zaprzątały inne myśli, mniej lub bardziej związane z rudowłosą przyjaciółką oraz jej samopoczuciem po otrzymaniu tragicznej wiadomości dotyczącej zaginięcia Cu. Pomimo, że Murph starała się ukryć co ją dręczy, Eric, jako, że doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że Chłopak był jej bliski, wiedział, że naprawdę cierpi, zwłaszcza dlatego, że przecież w obecnych czasach, zaginięcie najczęściej tak naprawdę było tylko zwiastunem najgorszego z możliwych scenariuszy. Dziewczyna ostatnio zaczęła stronić od ludzi, najwyraźniej była chyba przekonana, że takie próby mają jakikolwiek sens w przypadku Mugolaka z Leicester. Niestety była w błędzie, bo chłopak nie zamierzał zostawiać jej samotnie z problemem, nawet jeśli ona zdawała się zapominać, że może na niego liczyć i unikała towarzystwa swojego najlepszego przyjaciela. Na początku Eric podejrzewał, że jej zachowanie ma swoje podłoże w wydarzeniach podczas pamiętnej lekcji eliksirów, obawiał się, że mogła zauważyć…właściwie nie do końca wiedział co mogłaby zauważyć, bo sam miał problemy ze zdefiniowaniem tego co do niej czuje, ale wiedział, że mimo jego woli, Murph zaczęła być kimś więcej niż tylko przyjaciółką. Oczywiście, po krótkim czasie zorientował się jednak, że chodziło o Cu. Sam zresztą był zasmucony tą wiadomością, nie znał go tak dobrze jak Ruda, ale przecież nikomu nie życzył źle, nawet ślizgonom i Rosie. Zaginięcie Gryfona było wstrząsem dla całej szkoły, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę niezbyt dobre nastroje pośród mieszkańców zamku, będące następstwem ataku dementorów. Henley starał się – głównie dla Murph – nie dopuszczać do siebie najgorszej wizji. Nie był mistrzem pocieszania, ale nie jeden raz zapewniał przyjaciółkę, że z Cu wszystko w porządku, że przecież nie brakuje rodzin ukrywających swoją obecność ze strachu przed Sama-Wie- Kim i że śmierciożercy rzadko atakują czystokrwistych czarodziejów, więc zapewne jest bezpieczny. Ze wszystkich sił próbował zarazić ją optymizmem, ale jego starania nie przynosiły zamierzonego efektu, coraz rzadziej widywał uśmiech na twarzy przyjaciółki. Skręcając w świecący pustkami korytarz prowadzący do klasy Gryfon został wyrwany z zamyślenia, poczuwszy niepokój pierwszy raz od obiadu spojrzał na zegarek i ze zgrozą zdał sobie sprawę, że od 11 minut jest spóźniony. Z przekonaniem, że dostanie porządną reprymendę, rzucił się pędem do drzwi i wszedł do klasy. Przestąpiwszy próg usłyszał głos przyjaciółki, zupełnie odruchowo skierowawszy na nią swoje spojrzenie, pierwszy raz od bardzo dawna zobaczył spleciony z rudych włosów warkocz. -Eee..Dzień dobry Panie Profesorze i bardzo przepraszam za spóźnienie – odezwał się po chwili z pokorą w głosie i obdarowując wszystkich zauważonych znajomych uśmiechem, skierował kroki w stronę przyjaciółki. -Kogo chcesz zamieniać w zwierzaka? – zapytał szeptem blisko jej ucha gdy już stanął obok.
Ostatnio zmieniony przez Eric Henley dnia Pon 18 Maj 2015, 23:51, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 18 Maj 2015, 08:28 | |
| - Kotów się nie daje jako prezenty – burknął ledwo kryjąc oburzenie postawą Joe, która zdradziła się ze swoją sympatią do pana prefekta Wattsa, dając usprawiedliwienie Morisonowi do posłania morderczego spojrzenia w stronę jego pleców. Niezrażony znów planował pochylić się do przyjaciółki, ale akurat wtedy poczuł gwałtowne szarpnięcie i biała kreda musnęła skrawek skroni, wzburzając falę na włosach i zduszony dźwięk „oł” z pośpiesznym zerknięciem na prowadzącego. Uśmiech pełen niewinności wypełzł na usta Puchona, kiedy masował zobolałe miejsce i szturchnął po przyjacielsku Jolene, jakoby tym gestem dziękując za uratowanie czoła. Po sali rozniósł się echem szum chowanych podręczników, a on jedynie oparł się wygodniej o krzesło i z uśmiechem na twarzy wyczekiwał dalszej części zajęć. Teatralnie przewrócił oczyma, kiedy pobiegł za spojrzeniem Jolene dostrzegając ponownie – pana Krukona. W tym właśnie czasie, zarejestrował dokładnie ułożone włosy na plecach wyprostowanej nastolatki i mimowolnie zawiesił wzrok na ramieniu Arii, próbując telepatycznie zachęcić do odwrócenia profilu w jego stronę, aby mógł ocenić poziom samopoczucia. Nie chciał, aby przyłapała go na podglądaniu, ale mimo wszystko gdzieś podskórnie tęsknił za jej miękkim i rozczulającym spojrzeniem. Tylko czy mógł sobie na to pozwolić, skoro zaczęło go coś łączyć z Laurel? Co to w ogóle było? Sposępniał nieznacznie, krzyżując bezwiednie ręce na torsie i zakończył dalsze rozmowy, przynajmniej do momentu aż nie zacznie się pora praktycznego zastosowania wiedzy.
|
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 18 Maj 2015, 17:08 | |
| Spodziewał się, że Porunn będzie kręciła nosem na jego wybór w kwestii kompana w ławce, ale nie sądził, że przyjmie to taką formę. Nie żeby się przestraszył, nawet nie uniósł brwi z zaskoczenia. Po prostu spojrzał przenikliwie na Ślizgonkę, odpowiadając szerokim uśmiechem, który miał tyle interpretacji, ile ludzi na niego patrzyło. "Później porozmawiamy" - jego usta poruszyły się w niewerbalnym komunikacie, następnie chłopak przeniósł wzrok na osobę, której dawno nie miał okazji widzieć. Aria sprawiała wrażenie istoty tyleż niewinnej, co przestraszonej samym życiem i oddychaniem, jakby nadal była dzieckiem wrzuconym do zupełnie obcego świata. Brał poprawkę na to, że taki wizerunek może być równie dobrze tylko przykrywką, choć ciężko mu było sobie wyobrazić Krukonkę tak wojowniczą jak jej siostra. Ludzie zbierali się i zbierali, aż w końcu pokaźna grupa uczniów zasiadła w ławkach przed obliczem nauczyciela, który obserwował każdego nowo przybyłego na "dzień dobry". Nikt więcej nie wydał się Pride'owi interesujący na tyle, by poświęcić mu więcej uwagi, dlatego słysząc głos Diarmuida skupił się właśnie na nim. Nie miał jeszcze wykreowanej opinii na jego temat, dlatego liczył, że lekcje transmutacji mu pomogą w nadrobieniu zaległości i skompletowaniu chociaż garści mniej lub bardziej przydatnych informacji. Jedną z nich okazał się na pewno fakt posiadania magii bezróżdżkowej. Zanotowane. Zapisał swoje imię na kartce, jak kazano, złożył ją na pół, po czym wstał, by wrzucić ją do słoika. Zauważając przemeblowanie po prostu stanął obok, by się zbytnio nie oddalać, jednocześnie wciąż zachowując nikły dystans między nim a osobą krukońskiego prefekta. Jeśli plotki były prawdziwe to ten mały ptaszek zaprzyjaźnił się z Aristos. Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej - więc może Ben okaże się użyteczną kopalnią informacji, które Vincent miał zamiar wykorzystać do własnych celów. Pomijając fakt, że "naruszył" Porunn, a nie wolno tego robić z tymi, którzy należą do Pride'a. On nigdy nie zapomina. Wysłuchał uważnie informacji na temat zaklęcia Protega i podobało mu się praktyczne podejście do tematu. Przy opanowaniu transmutacji jedyne co ograniczało czarodzieja to podstawowe zasady, o których zdążyła już powiedzieć Wanda, oraz wyobraźnia. Tego drugiego nigdy mu nie brakowało, wręcz przeciwnie. Był przekonany, że jeśli tylko opanuje tą dziedzinę wystarczająco dobrze to stanie się jego ulubioną zabawą do wypróbowywania tej masy pomysłów, która tkwiła w jego umyśle. - Przemiana zagrożenia w coś nieszkodliwego jak motyle lub puch. Jeśli trafi się jakimś cudem "amunicja" z materiałów nie podlegających zaklęciom transmutacyjnym można wtedy wykorzystać je do zmiany czegokolwiek pod ręką w broń lub tarczę. Nie wyrwał się do odpowiedzi, nie starał się zagłuszyć nikogo, stojąc na tyle blisko Diarmuida, że był przekonany, że ten go usłyszał. Przy okazji zauważył, że pewien Gryfon postanowił się modnie spóźnić, a Irlandczyk nie wygląd na takiego, co nie zauważa nawet najdrobniejszych niesubordynacji. Grunt, żeby tylko nie skupił się na karaniu uczniów zamiast na prowadzeniu zajęć.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 18 Maj 2015, 17:57 | |
| Stłumił ziewnięcie i leniwie rozglądał się po klasie, nie kwapiąc się do powtarzania materiału. Z transmy nie był najlepszy, bo wiadomo, że Uzdrowiciel biegły z takich przedmiotów nie mógłby być. Coś kosztem czegoś. Na widok Bena, ożywił się i jeszcze zanim dosiadł się do niego Pride, szturchnął go lekko w ramię, aby ten na niego spojrzał. - Ej, Watts, słuchaj, czytałem trochę i na gojenie się paskudnych ran dobre są łuski salamandry. Są one drogie, ale może... - musiał przerwać, bo nauczyciel zaczął przemowę i jednocześnie zaroiło się od uczniów. Na migi dał Krukonowi znać, że potem wrócą do tej rozmowy i przeanalizowania ryzykownego pomysłu Lancastera, niezdrowo zainteresowanego kończyną obcego mu prawie prefekta. Heniek zignorował scenę Fimmelówny, zauważając pannę Vane. Tylko na chwilę na nią zerknął, sprawdzając czy jest okej i z daleka widział, że nie jest. Henry nie zamierzał jednak nic robić w tym kierunku. Nie jego sprawa, miał wystarczająco problemów na swojej głowie. Dwayne wcisnął mu coś do ręki, ale nie zdążył zobaczyć co to jest, bo już musieli się podnosić. Schował szeleszczący papier do kieszeni dżinsów postanawiając, że zajmie się tym po lekcji. Uśmiechnął się do Wandy i zabrał od niej kartkę, na której naskrobał niewyraźnie imię i nazwisko. Tak dbała o jego kondycję zapominając kto zmusza Puchonów do zrywania się o piątej rano na trening quidditcha. Wrzucił zwinięty papier do słoika i wrócił do Wandy, szczerząc się do niej ciepło i wesoło. Wziął ją za rękę, mając w nosie reakcje innych. Może w skrzydle szpitalnym przesadzili i zgorszyli biednego Jiro, ale tutaj nic złego nie robią. Henry'emu będzie się trudniej myślało przy rozpraszającej go pewnej pięknej Krukonce, ale poradzą sobie. Słuchał jednym uchem słów nauczyciela, ale nie wyrywał się do odpowiedzi, bo nie wiedział też co ma mówić. Gdyby go zapytał o magomedykę, to by usta mu się nie zamykały przez całą lekcję. Wanda oczywiście odpowiedziała, a więc skinął jej z uznaniem. Przypomniał sobie, że jego dziewczyna pochodzi z Ravenclawu. Poczuł się przy niej co najmniej głupio. - Nie lepiej przetransmutować przeciwnika w kamień? To podobno popularne zaklęcie. - odezwał się głośniej niż zamierzał, bo z początku miał zapytać o to Whisperównę, a wyszło na to, że nagle wszyscy ucichli, gdy Lancaster postanowił się odezwać. Uniósł brew i suszył zęby. 'Duro' wymiata, matka zawsze groziła jemu i Laurel, że pozamienia ich w kamienie, jeśli zaraz nie posprzątają pokoju. Stare dzieje! |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 18 Maj 2015, 20:54 | |
| Kto by się spodziewał, że zwykła lekcja już na samym wstępie dostarczy tylu emocji? Henry jak widać nie miał zamiaru odpuszczać rozmowy, którą rozpoczęli dzięki sowiej korespondencji, choć Ben w sprawie tego konkretnego zranienia najchętniej posłałby go na drzewo. Solidnym kopniakiem. Opanowywał jednak nieco mordercze instynkty, zdając sobie sprawę, że prefekt Puchonów zwyczajnie nie pojmował powagi sytuacji, ani jak działało na Wattsa wspominanie o niej. Bo i skąd miałby wiedzieć? Niewiedza nie dawała przyzwolenia na ciosanie mu kołków na głowie. - Jasne, zapamiętam – rzucił, siląc się na nikły uśmiech. Troska jaką wykazywał Lancaster pewnie byłaby na swój sposób urocza, gdyby nie ten błysk w oku, który do złudzenia przypominał Benowi Sama opanowanego potrzebą eksperymentów na ludziach, kiedy wpadał na jakiś genialny pomysł. Szurnięcie krzesła obok sprawiło, że Szkot odruchowo przekręcił głowę, znajdując się oko w oko z Vincentem. A temu co, pomylił ławki? Czoło chłopaka zmarszczyło się nieco, a w niebieskich oczach błysnęło coś na kształt ostrożnego zaintrygowania, które zdawało się pytać I co teraz zrobisz?. Watts nigdy nie należał do gatunku stworzeń bojaźliwych, ani nadmiernie nieśmiałych – dopóki sam Pride nie odwrócił wzroku, on również tego nie zrobił. A zdawać by się mogło, że zrobili to niemal jednocześnie, gdy w pomieszczeniu rozległ się głos Porunn. Ach, słodka symfonia dźwięku równie przyjemnego, co sunięcie paznokciami po tablicy. Nie powiedział nic na jej niezwykle subtelny i wyszukany komentarz, ograniczając się do przewrócenia oczami oraz oparcia policzka na zwiniętej pięści. Napotykając spojrzenie przyjaźniejszej z bliźniaczek Fimmel, posłał jej uśmiech w ramach powitania. Choć była tu z siostrą, która najpewniej życzyłaby sobie jego głowy na tacy, nie zamierzał ignorować Arii tylko po to, by nie denerwować Ślizgonki. Pewne opinie powinna wsadzić sobie głęboko tam, gdzie słońce nie dochodziło. Prostując się nieco na krześle, Ben skupił uwagę na profesorze, który koniec końców wreszcie zaczął lekcję i (chyba tak jak każdy) podążył spojrzeniem za wystrzelonym jak pocisk kawałkiem kredy. Zauważając, w kogo był on wycelowany, poczuł delikatne uniesienie kąta usta w złośliwym uśmieszku. Choć Jolene wybaczyła Dwayne'owi wszystko, co miało związek z felerną sytuacją z czerwoną sukienką, w tyle głowy Krukona od czasu do czasu pojawiała się myśl, by stać się ręką sprawiedliwości, która odpłaci mu pięknym za nadobne. Zwykle spokojny i ugodowy zmieniał się w zimnego drania, gdy cierpiały osoby, na których mu w jakiś sposób zależało. No i może to lepiej, że pozostawał błogo nieświadomy bycia tematem ich niedawnej rozmowy odnośnie kota. Zgodnie z poleceniem zapisał swoje nazwisko na kawałku pergaminu oddartym z większego arkusza, po czym wstał i wrzucił go do słoika po złożeniu na pół. Kątem oka zauważył, że Vincent podążył za nim jak duch, nie narzucając się swoją obecnością, ale stojąc też na tyle blisko, iż nie mógł to być przypadek sądząc po wcześniejszym zajęciu miejsca w tej samej ławce. Ben odruchowo wsunął dłonie do kieszeni szaty, muskając palcami różdżkę, którą od pewnego czasu niezmiennie trzymał pod ręką. Tak dla własnego komfortu psychicznego po pewnych niemiłych przeżyciach, choć ostatnio wiąz zdawał się pokazywać swoją kapryśną stronę sycząc i sypiąc iskry przy niektórych zaklęciach. Słuchając poszczególnych odpowiedzi nie wyrywał się ze swoim komentarzem, czekając na moment, w którym głosy pozostałych uczniów nieco ucichną. Zauważył spojrzenie Dunbarówny, pojmując jej aluzję do puchatości. Ha. - Na drogę zaklęcia możemy wyrzucić przedmiot, który zmieni kąt uderzenia, albo całkiem rozładuje jego siłę, zanim będzie mieć szansę do nas dotrzeć. Idąc tym tokiem myślenia, transmutacja pozwoli na przemianę rzeczy pozornie bezużytecznych na takie, których moglibyśmy użyć jako tarczy. Chociaż najskuteczniej byłoby transmutować rękę przeciwnika rzucającą zaklęcia, albo uroczą całość w coś, co nie skorzysta z różdżki i przy okazji nas nie zagryzie lub nie rozerwie na strzępy. |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 18 Maj 2015, 21:31 | |
| Uśmiechnęła się krzywo do Rosiera, kiedy ten wspaniałomyślnie otworzył przed nią drzwi po wcześniejszym, krótkim mocowaniu z ciężkim drewnem. Zdmuchnęła niesforny kosmyk opadający na czoło i wyszeptała ciche „cześć”, nie przystając na niepotrzebne przedlekcyjne rozmówki. Dopóki ich relacje nie staną się jasne i pewne dla Rose nie zamierzała wdawać się z nim w pogawędki – za mało o nim wiedziała, za dużo wymagała i zbyt niepewna co do całej jego osobowości była. Albo stąpać po grubym lodzie, albo nie wchodzić na taflę wcale. Oparta policzkiem o otwartą dłoń słuchała ze znudzeniem słów wypływających z ust nauczyciela transmutacji, o którym szczerze mówiąc nie miała żadnego zdania. Sam fakt czyim opiekunem Diarmuid był mógł stać się dla Rosalie oczywistym argumentem do słabej sympatii, ale nie myślała na ten temat za wiele i na pewno w najbliższym czasie nie zamierzała. Więc o czym myślała? Nawet ciężka do przeoczenia ognista czupryna znienawidzonej Gryfonki obchodziła ją tyle, co zeszłoroczny śnieg, a przecież normalnie już knułaby kolejne śmieszne plany związane z błahymi docinkami. Murphy Hathaway jeszcze swojego się w życiu doczeka, niech skika wolna po łące i rozwala kijem łby Puchonom. Samo pytanie jak i odpowiedzi większości uczniów uznała za żałosne, zrobiło jej się niedobrze patrząc na te wszystkie ucieszone twarze pragnące ulizać tyłek profesorowi, z czym nawet przed nim samym się nie kryli. Jakaś blondwłosa Puchonka, która o ile pamięć jej nie myliła trzymała się z Rudą na balu, wyjątkowo działała Rabe na nerwy. Ta tylko przewróciła oczami, z wyrazem wyższości odwróciła wzrok od całej tej reszty idiotów i skupiła się na starannym napisaniu imienia i nazwiska na skrawku pergaminu. I tak nie miała nic lepszego do roboty. Jej samopoczucia na pewno nie poprawiło nieoczekiwane spóźnienie niejakiego Erica Henleya, któremu najchętniej wyrwałaby nogi z dupy, usmażyła i podała do zjedzenia Hathaway. Ze zrezygnowaniem, przeklinając w duchu na brodę Merlina że w ogóle pojawiła się na zajęciach, chwiejnym krokiem podeszła do słoika i wrzuciła leniwie papierek. Odwracając się ze zdziwieniem dostrzegła, że Vincent – osoba dla niej niecodziennie intrygująca – siedzi w jednej ławce z potężnym, blondwłosym Krukonem. Uniosła brew w geście zaskoczenia, bo po pierwsze: nie miała zielonego pojęcia, że się znają i lubią, a po drugie: znaczyło to, że chłopak najpewniej musiał być dość interesujący, by przykuć uwagę Ślizgona. No nic, końcem końców wzruszyła tylko ramionami i przysiadła na blacie ławki, czekając na dalsze instrukcje nauczyciela. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 18 Maj 2015, 23:08 | |
| Porunn zmierzyła Vincenta zirytowanym spojrzeniem błękitnych tęczówek. Zaufać? W jakim sensie miała mu zaufać w tej chwili, kiedy Vincent siedział sobie w najlepsze obok Szkota, którego najchętniej widziałaby powieszonego za nogi nad kociołkiem z eliksirem Żywej Śmierci. Do przedawkowania. Starała się połączyć jakiekolwiek fakty, aby utworzyły jej konkretną całość, która dałaby jej obraz sytuacji. Może coś przeoczyła, a teraz ciężko było jej odnaleźć tę lukę, która dawała o sobie w dosyć irytujący sposób znać. Mogła też popaść w paranoję i w pewnym rodzaju obsesję na punkcie niesamowicie intensywnych, negatywnych uczuć do Wattsa, których chcąc nie chcąc – nie potrafiła opanować. Jakby ogólne panowanie nad słowami, reakcjami było dla niej proste. Cóż, los chciał, aby była osobą, która wolała rzucać piorunami na prawo i lewo, niż siedzieć cicho, jak mysz pod miotłą, w taki sam sposób jak jej siostra, Aria. Oparła łokcie o oparcie krzesła, natomiast na dłoniach położyła brodę, aby chociaż trochę się wygodniej ułożyć i mieć widok zarówno na Vincenta jak i Bena. Ta dwójka razem to raczej było jakieś nieporozumienie i tu nie chodziło o zazdrość, że Pride ośmielił się zająć miejsce z kimś innym niż z nią. To było akurat śmieszne, szczególnie, że żadne z nich nie podpisywało jakiegoś certyfikatu czy umowy dotyczącej pozwolenia na rozmawianie z kimś innym. Ale do stu piorunów, dlaczego akurat Watts?! Nie mógłby to już być przynajmniej Morrison? Większy kozioł ofiarny, lepszy i w dodatku nikt raczej by za nim nie płakał. Rzuciła spojrzeniem na Bena i zauważyła to. To spojrzenie i uśmiech, który posłał w kierunku jej siostry. Porunn nie była głupia. Domyślała się, że Aria, jak zwykle z resztą, zignorowała jej zakazy spotykania się i rozmawiania z Prefektem Krukonów. Nie miała zamiaru jednak nic w tej chwili robić, szczególnie, że niedługo zacznie się lekcja. Zacisnęła tylko mocniej pięść, wbijając sobie przez chwilę paznokcie w policzek. Odbiła się zaraz później od krzesła i odwróciła w stronę nauczyciela. Nie interesowało ją to, kto przyszedł jeszcze na zajęcia. Niby z jakiej racji miała zaprzątać sobie jeszcze tym głowę, skoro i tak nie miała zamiaru kooperować z nikim innym. Przeminie lekcja, może ktoś wyjdzie z tego uszkodzony, inny z oderwanym okiem lub ręką, może poleje się krew, a może zaczną padać jak muchy, jedno po drugim. Kto wie, co przygotował dla nich tym razem Auror, którego spojrzenie właśnie padło w jej stronę. Wzruszyła tylko ramionami, jakby dawała mu znać, że ręce ma przy sobie i żadnej butelki obok. Profesor Ua Duibhne rozpoczął w końcu lekcję, a Porunn słuchała każdego jego słowa z zainteresowaniem. W przeciwieństwie do innych przedmiotów, ten bardzo lubiła i posiadała w pewnym rodzaju potencjał w przyswajaniu sobie wiedzy. Transmutacja zawsze w miarę dobrze jej szła, jednak może to było wynikiem tego, że ćwiczyła na wszystkim, co możliwe, przemianę w pucharek. Praktyka czyni mistrza. Nagle do jej głowy przyszedł nawet pomysł. A gdyby tak transmutować Wattsa w pucharek? pomyślała i odwróciła się dosłownie na moment do Wattsa, aby posłać mu szeroki uśmiech, pełen pogardy, a później znów wrócić do słuchania wykładu. Podrapała się po policzku, nie mogąc przestać się szczerzyć do samej siebie. Wyciągnęła z książki jedną, czystą kartkę na której zapisała swoje imię i nazwisko, po czym podniosła się, aby wrzucić ją tam, gdzie reszta uczniów. Wracając na miejsce rozejrzała się tylko krótko po innych uczniach, aby zastanowić się nad potencjalnym przeciwnikiem, jednak nikt nie przychodził jej pierwszy na myśl. Będzie co będzie. Jej ręka wystrzeliła w górę po chwili, gdy nauczyciel zadał pytanie. Miała się nie odzywać, jednak dlaczego miałaby odpuścić sobie podzielenia się z innymi swoimi błyskotliwymi uwagami na temat transmutowania wszystkiego i wszystkich? - Rzucenie w kogoś na przykład wielkim, transmutowanym kamieniem zdecydowanie boli bardziej od takiej głupiej Rictusempry i może całkiem nieźle, trwale uszkodzić. Wstrząs mózgu? Tak to nazywają, całkiem ciekawe zjawisko– powiedziała, opierając się wygodnie o krzesło, wyciągając przed siebie nogi. Obracała w palcach pióro, czekając aż rozpocznie się losowanie. Długo jeszcze? |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 19 Maj 2015, 00:36 | |
| Pomieszczenie zapełniało się uczniami, choć Aria rejestrowała twarze tylko kątem oka. Odwróciła się przodem do nauczyciela, gdy zaczął mówić i przyciągnął uwagę przynajmniej większości. Nie zdążyła wyciągnąć książek ani pergaminu, więc nie musiała zawracać sobie głowy chowaniem czegokolwiek. Była ciekawa formy zajęć, choć jednocześnie poczuła się nieco mniej pewnie na myśl, że nie mogła przesiedzieć ich w ciszy, tak jak zazwyczaj starała się to robić z każdymi innymi. Może i uczyła się dobrze, była pilna, ale wykazywanie się na zajęciach zdecydowanie nie należało do jej mocnych stron. Często nie potrafiła wydusić z siebie słowa nawet wtedy, kiedy była pewna swojej wypowiedzi – odstraszała ją wizja wszystkich oczu skierowanych na nią. Ciężkie życie nieśmiałej dziewczyny, która bardziej nadawałaby się na bycie dzikim zwierzęciem, mogącym w każdej chwili uciec i po prostu zniknąć. Wsłuchiwała się w każde słowo, komentując tylko w myślach wypowiedzi poszczególnych osób, ale sama nie odezwała się ani razu. Nie zdążyła się jeszcze zaaklimatyzować, ale czy cisza z jej strony była jakąś nowością? Oczywiście, że nie. Jeszcze nie trzeba było walczyć o własne przetrwanie, a skoro było tylu chętnych do udzielania odpowiedzi, nie potrafiła się przemóc. Jej głowa na chwilę przekręciła się w stronę Dwayne’a, jakby wyczuła spojrzenie chłopaka. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, ale nie spoglądała zbyt długo w tamtą stronę, czując się trochę niekomfortowo. Nie wiedziała, jak powinna się zachować, a głowę zawracały jej teraz myśli o Vincencie i Porunn, więc musiała pilnować, by się zbytnio nie zamyślać i słuchać nauczyciela. Za każdym razem, gdy ta dwójka była razem, czuła się po prostu zbędna – nawet teraz, gdy pozornie siostra siedziała obok. Musiała się skupić, żeby się później nie wygłupić, bądź nie stać bez słowa jak kołek na środku klasy. Tak jak inni, podpisała się na kartce, którą po złożeniu na pół wrzuciła do słoika. Podążała tuż za siostrą, choć nie trzymała się jej już tak kurczowo. Była zdana na siebie, czy tego chciała, czy nie. W ciszy czekała na dalszy rozwój wydarzeń, starając się ukryć fakt, że nagle zapragnęła być w każdym innym miejscu, tylko nie tutaj. |
| | | Gość
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 19 Maj 2015, 00:52 | |
| Nim się spostrzegła za oknem wstało już słońce, a jego promienie zaczęły tańczyć na kartkach papieru, sprawiając że słowa stały się bardziej czytelne. „Nox” – wyszeptała gasząc tym samym sztuczne światło, które musiała stworzyć na potrzeby przebrnięcia jakoś przez tą noc z nosem w książce. Kładąc się zeszłego wieczoru do łóżka, wiedziała, że i tak nie zdoła zmrużyć oka, więc po powrocie z pokoju wspólnego, nie odłożyła nawet na chwilę swojego nowego nabytku z biblioteki, tylko po jako takim usadowieniu się na materacu, kontynuowała dokładną lekturę, przerywając wyłącznie na zmianę pozycji. Zerknęła na stronę, którą jako ostatnią przeczytała, dokładnie zapamiętując jej numer i nie chętnie zamknęła książkę z zamiarem wyszykowania się na dzisiejszy dzień. Widok w lustrze nie zdołał jej odstraszyć, a jedynie zmotywował do próby oswojenia niesfornych włosów. Niestety pozostawił też bezsilną w walce z cieniami, które dzisiaj zdawały się jeszcze bardziej niż zwykle kontrastować z jej cerą. Po porzuceniu starań doprowadzenia się do ludzkiego wyglądu, chwyciła parę tomów, z których miała zamiar czerpać wiedzę i umiejscowiła je sobie pod pachą. Musiała się wydostać z tych lochów i przebyć tą jakże długą oraz wyczerpującą drogę na piąte piętro. Nie mając zbytniej ochoty na jakikolwiek posiłek od razu ruszyła w kierunku schodów, wzbierając w sobie jak największe pokłady determinacji, aby pokonać je za jednym razem. W osiągnięciu tego celu przeszkodziło jej wertowanie pergaminów z notatkami, które zwykła robić za każdym razem, gdy czytała jakąś publikację i miała zamiar nauczyć się z niej czegoś przydatnego. Pochłonięta odtwarzaniem zapisków skręciła parę razy w nie ten korytarz co trzeba, przez co do drzwi sali od transmutacji dotarła spóźniona. Gdy była już na odpowiednim piętrze, w oddali zauważyła postać młodego mężczyzny, która widocznie zmierzała w tym samym kierunku co ona. Parę minut po nim wślizgnęła się do pomieszczenia, mając cichą nadzieję, że jedna z ostatnich ławek jest jeszcze wolna i będzie mogła spokojnie przy niej zasiąść, aby zająć się własnymi sprawami. Po cichym zatrzaśnięciu za sobą drzwi, zeskanowała klasę wzrokiem, ignorując kosmyki włosów, które opadły jej na twarz. Napotykając spojrzeniem na nauczyciela, wymamrotała formułkę, za pomocą której, zapewne jej poprzednik również przeprosił, za tak późne przybycie i lekko zgarbiona oddaliła się pod ścianę, aby umiejscowić na jednym ze znajdujących się tam stolików swoje książki. Wcale nie zdziwiło jej to skromne przemeblowanie pomieszczenia, jednak udaremniało to poniekąd jej plan, według którego czas tej lekcji chciała poświęcić na naukę czegoś znacznie ciekawszego. Problem nie leżał w samej transmutacji, ponieważ ów przedmiot wydawał się dziewczynie interesujący i bardzo zajmujący. Jej głowa ukrywała w sobie pokłady bujnej wyobraźni, która nie stroniła od podrzucania ślizgonce wielu pomysłów, w jaki sposób mogła wykorzystać ową wiedzę zdobytą z tego przedmiotu. Nie odpowiadał jej bardziej mus wysłuchiwania wykładów profesorów, na tematy, które w większości już zdążyła samodzielnie przestudiować. Było to dla niej najzwyklejsze marnotrawstwo czasu, którego bardzo sumiennie starała się unikać. Poprawiła swój mundurek, upewniając się, że idealnie leży, nie prezentując żadnych zgięć bądź plam, a następnie wyciągnęła z obszernego rękawa swoją różdżkę, widząc, że co poniektórzy już zdążyli się w nie uzbroić. Kurczowo uchwyciła się drewna palcami obu dłoni i po kolei zmierzyła każdego obecnego ucznia wzrokiem, nie zdradzając swoim wyrazem twarzy większych emocji. Słowa profesora zdawały się wpadać jej jednym uchem i równie szybko wypadać drugim, przez co nawet nie zdołała zorientować się, co było dzisiaj głównym tematem lekcji. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Klasa Transmutacji | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |