|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Aeron Steward
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 19 Maj 2015, 01:51 | |
| Sam nie wiedział czy profesor Duibhne go zauważył. Mimo tego że usiadł w pierwsze ławce, co nie zdarza się zbyt często, Aeron miał wrażenie iż nauczyciel bardziej skupiał się na tyłach klasy. Co zresztą nie było wcale takie złe; ba, było nawet bardzo dobrą wiadomością. Przede wszystkim dlatego, że Aeron nie lubił zbytnio udzielać się na lekcji. Po pierwsze, tracił wtedy skupienie niezbędne do zapamiętywania rzeczy głoszonych przez profesora. Po drugie dlatego że wolał nie ujawniać wszystkich szczegółów własnych umiejętności. Czasy są niepewne, i chwilowy przyjaciel może się okazać przyszłym wrogiem. Zresztą, ludzie zawsze bywają fałszywi. Trzeba się do tego przyzwyczaić. No i po trzecie, nie był nie omylny; coś co jemu mogło umknąć, powie ktoś inny. Tyle korzyści. W klasie robiło się powoli tłoczno. Po Aeronie do środka weszło jeszcze paru totalnie nie wartych jego uwagi uczniów. Oczywiście większość przysiadła się do swoich znajomych, przez co momentalnie w klasie zrobiło się gwarno od szeptów i chichów tego całego tałatajstwa. Rozbawiła go nieco reakcja panny Whisper na jego widok. Tuż po tym schowała się pod książką, jak gdyby chowając tylko głowę stawała się niewidzialna. Niestety to tak nie działało, i większa część jej ciała pozostawała wolna, tworząc komiczną całość. Pokręcił głową. Zachowuje się co najmniej dziwnie. No ale to już nie jego sprawa. Dystans który ich dzielił stał się już zbyt duży. Zostały tylko pojedyncze wspomnienia. Porzucił obserwowanie innych w momencie gdy profesor Duibhne się odezwał. Najpierw standardowo przydługawy wstęp, potem specjalne pozdrowienia dla żeńskiej części Sali, na które Aeronowi zrobiło się mdło. Mógł to sobie darować. Potem oczywiście krótkie wspomnienie o egzaminach, jakby groźba wojny i totalnej zagłady świata ludzi nie była wystarczającym zmartwieniem. Zgodnie z następnym poleceniem Aeron wstał, przeszedł parę kroków dalej i wrzucił do słoika swoje zapisane na kartce imię i nazwisko. W międzyczasie klasa przeszła małe przemeblowanie, dzięki czemu wszystkie stoły i krzesła wyemigrowały pod ścianę, dając więcej miejsca na powietrze, które z pewnością się przyda przy tak dużej ilości myślących stworzeń. A może i nie? W końcu połowa wyglądała jakby nie wiedziała co tu robi. Po tym, przydługaśnym nieco wstępie nauczyciel przeszedł do sedna dzisiejszej lekcji. Aeron przezornie wyciągnął różdżkę, widząc zresztą że inni robią to samo. Szczerze mówiąc, temat który zaproponował Duibhne był zaiste ciekawy. No ale można się było tego spodziewać, w końcu to Auror, a nie jakiś zwykły nauczyciel. Aeron zastanawiał się nad jego pytaniem. To co wymyślił, nie odbiegało zbytnio od przykładów które podali inni uczestnicy lekcji. Po krótkiej, dodatkowej analizie zdecydował się dopowiedzieć jedno zdanie: -Tak naprawdę ogranicza nas, oprócz paru niewielkich zasad, jedynie czas naszej reakcji, szybkość myślenia a także nasza wyobraźnia. Magia, będąc praktycznie bezdennym pudełkiem z klockami, daje nam możliwość budowania praktycznie wszystkiego.- zakończył, sam do końca nie wiedząc czemu się odezwał. |
| | | Lily Evans
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 19 Maj 2015, 10:10 | |
| Była spóźniona, i to mocno. Wiedziała o tym aż nazbyt dobrze, ale pochłonęło ją planowanie wykonania zleconego jej przez Dumbledore’a zadania. Nie chciała jednak tracić zajęć, oj bardzo nie chciała. Nie było to w jej stylu, a ostatnimi czasy do pewnego stopnia zmniejszyła nacisk jaki od zawsze kładła na naukę, aby mieć go więcej na rzeczy związane z jej, jak myślała, przyszłością już po ukończeniu szkoły. Brała te sprawy bardzo poważnie, ale przecież nie mogła po prostu od tak stwierdzić, że w związku z tym dalsza edukacja nie jest jej już potrzebna. Bo nie była to prawda, prawdę powiedziawszy uczenie się nowych rzeczy nigdy jeszcze nie było tak istotne jak teraz, kiedy miała jasno określone, precyzyjne cele w swoim życiu. Stowarzyszenie i Uniwersytet Magolecznictwa. Nie powinna się spóźnić, tak jej się przynajmniej zdawało kiedy zbiegając po schodach pospiesznie zapinała guziki szkolnej szaty i poprawiała rozczochrane włosy. Do perfekcji doprowadziła sztukę poruszania się do Zamku bez patrzenia pod nogi podczas swoich przechadzek z książkami, ale to było co innego, teraz biegła, a to znacznie bardziej niebezpieczne niż spokojny spacer. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie potknęła się o coś i poleciała do przodu, ciągnięta w dół ciężką, pełną książek torbą. Wyciągnęła dłonie do przodu usiłując złapać się czegokolwiek, bez większej jednak na to nadziei. Ku jej zdumieniu, coś jednak podtrzymało ją i ocaliło od bolesnego spotkania z podłożem. Ba, ktoś. Lily już miała podziękować płomiennie za ocalenie, kiedy skonstatowała, że jej wybawcą jest nie kto inny, jak nauczycielka zaklęć, w tej chwili przyglądająca jej się z nieopisanym zdumieniem, jakby jej oczom ukazało się jakieś nieboskie stworzenie. - P-przepraszam, Pani profesor. - wydusiła z siebie w końcu, pospiesznie stając na własnych nogach i przyciskając dłonie do siebie. – Strasznie spieszę się na zajęcia z transmutacji. – dodała skruszonym tonem w ramach wyjaśnienia, poczerwieniała, spuszczając oczy na kamienną posadzę, spotkania z którą uniknęła kosztem siniaków na ramionach Rosjanki. Słysząc pytanie nauczycielki, uśmiechnęła się wesoło. Nie wyglądało na to, aby miała ją czekać jakaś kara za niezbyt stosowne zachowanie, ba, być może kobieta wybawi ją jeszcze od nieprzyjemności ze strony profesora Diarmuida, których jednak nie zamierzała unikać za wszelką cenę, bo były jak najbardziej zasłużone. - Oczywiście, że wiem, gdzie prowadzone są zajęcia. Mogę Panią zaprowadzić. – zaoferowała się ochoczo i ruszyła przodem, słysząc za sobą kroki Odinevy. Zastanawiała się dlaczego kobieta chce pojawić się na ich zajęciach z transmutacji, ale nie wnikała. Pamiętała jeszcze jej wybryki z ostatniego balu i wtedy nabrała pewności, że nigdy nie zrozumie tej nauczycielki. Przestała więc nawet próbować. W końcu dotarła do drzwi, nacisnęła klamkę i czując jak zdradliwy rumieniec wpełza na jej policzki, przekroczyła próg krasy. Wydusiła z siebie nawet jakieś przeprosiny i usprawiedliwienie, ale została zagłuszona przez Katję. Wobec takich okoliczności stanęła tuż przy wejściu i rozejrzała się niepewnie dookoła.
Ostatnio zmieniony przez Lily Evans dnia Wto 19 Maj 2015, 11:11, w całości zmieniany 3 razy |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 19 Maj 2015, 10:12 | |
| Zgubiła się i niezmiernie ją to bawiło. Nie była szczerze mówiąc zbyt zdziwiona. Durmstrangu nie zdołała poznać nawet pobieżnie przez siedem lat swojego pobytu tam, więc ten niecały rok w Hogwarcie był niczym, błahostką, ulotną chwilą zaledwie. Z jakiegoś powodu jej doskonała orientacja na otwartym terenie zawodziła okropnie kiedy wymagano od niej poruszania się po budynkach. Gdyby była Tezeuszem, zapewne nie odnalazłaby się pomimo nici i nawet gdyby pokonała Minotaura, ostatecznie umarłaby z głodu błądząc niezliczonymi korytarzami. Prawdopodobnie wynikało to z tego, że nie poświęcała najmniejszej uwagi otoczeniu, kiedy przechadzała się po Hogwarcie i wciąż jeszcze nie posiadała żadnych punktów odniesienia. Zazwyczaj posilała się pomocą zbroi lub jednego z uprzejmych panów na obrazach, dzisiaj jednak nie widziała żadnego w pobliżu, a spieszyło jej się. Ostatecznie obiecała Diarmuidowi, że wpadnie mu pomóc z lekcją. Biedak dość długo był w Św. Mungu i chociaż nie chodziło o to, że był niezdolny do prowadzenia zajęć, a raczej o ich temat, to w odczuciu Katji niewiele to zmieniało, bo choć należała do istot współczujących, nad nikim się nie użalała. Z tych niezbyt składnych myśli wytrącił ją ostatecznie jakiś hałas za jej placami. Zanim jednak zdążyła się odwrócić, ktoś wpadł na nią z całym impetem, prawie się przewrócił i nadwyrężył w dodatku mięśnie jej ramion. Rozmasowując bolące miejsca zmierzyła spojrzeniem winowajczynię. Znała tę pannę, kto by jej nie kojarzył! Ostatecznie była prefektem, jedną z najlepszych uczennic w Hogwarcie i często mówiono o niej w Pokoju Nauczycielskim. Nie miała jednak pojęcia jak to rude stworzonko się nazywa, bo nie absorbowała informacji, do których nie przykładała najmniejszej wagi. W tej chwili zaś wystarczała jej świadomość, że dziewczyna może znać drogę do Diarmuida, zawłaszcza, że wspomniała coś o transmutacji. - Właściwie zmierzam w tym samym kierunku, a konkretniej zmierzałabym, gdybym wiedziała co to za kierunek. – stwierdziła rzeczowym tonem – Skoro zaś użyłaś mnie jako obijacza, możesz odwdzięczyć się zaprowadzając mnie do tej klasy, jeśli wiesz, gdzie się znajduje. – dodała zaraz potem, zadowolona z siebie. Reakcja dziewczyny nie była żadnym zaskoczeniem i już po kilku minutach szybkiego marszu znalazły się pod klasą. Panna Evans ruszyła przodem, ale ponad jej ramieniem Katja dostrzegła już wysoką sylwetkę dawnego przyjaciela. Kiedy poprzednim razem był w Hogwarcie, jakoś nie mieli specjalnej okazji odświeżyć znajomości. - Oto jestem. – oświadczyła radosnym tonem, w ślad za rudą przewodniczką wkraczając do klasy i pokonując te kilka metrów dzielących ją Diarmuida. - Nie przeszkadzajcie sobie. – dodała, zauważając, że większość spojrzeń skoncentrowała się na niej.
|
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 19 Maj 2015, 10:13 | |
| Zdecydowała się pojawić na zajęciach bardziej dla zachowania pozorów niż z powodu rzeczywistej chęci nauczenia się czegokolwiek. Ostatnie dwa miesiące spędziła w większej części w bibliotece lub dormitorium, przeglądając, ba, pochłaniając namiętnie księgi, których nikt nie dotykał od dziesiątek, czasem setek lat. Były takie dni, kiedy więcej czasu spędzała porozumiewając się (choć przecież z jej ust nie wydobywały się słowa kierowane do drugiej istotny ludzkiej) w językach na poły zapomnianych, zapisywanych znakami, które zatarły się przez te wszystkie lata i wymagały od niej wytężonej pracy umysłu i dużej zdolności odgadywania brakujących słów czy całych zdań. Radziła sobie jednak coraz lepiej, poświęcając na to większą część swojego wolnego czasu. Sypiała niewiele, rzadko też pojawiała się na posiłkach, jakby całym jej pokarmem, jej powietrzem, jej jedyną potrzebą było to, co znajdowało się w starych, nadszarpniętych zębem czasu tomiszczach. Badała, porównywała, prowadziła dochodzenia. Czuła, że z każdym dniem wie coraz więcej na temat run i coraz mniej w jakichkolwiek innych kwestiach. Z jej głowy ulatywały zaklęcia, receptury eliksirów, układy gwiazd, jakby te małe, niepozorne znaczki zastrzegały sobie prawo do tego miejsca, w którym niegdyś przechowywała podobne informacje. Nie czuła się jednak słaba, czuła się potężniejsza niż kiedykolwiek. I choć wciąż nie znalazła odpowiedzi na pytania, które najbardziej ją dręczyły, ani nie natknęła się na rozwiązania swoich najbardziej męczących problemów, wierzyła, że jest to tylko kwestią czasu. Znała przecież potęgę starodawnych magów i ich sposobów działania. Ona i tak niewielu innych. Pod drzwiami klasy transmutacji pojawiła się po czasie, a jednak w odpowiednim momencie, bo tuż przed nią przekroczyła jej próg profesor Katja, która miała skłonność skupiania na sobie uwagi otoczenia, co budziło w Chiarze pewien niesmak, ale w tej chwili mogło okazać się przydatne. Choć z drugiej strony nie obawiała się możliwych konsekwencji ze strony Diarmuida. Mało co interesowało ją w ostatnim czasie, zwłaszcza z rzeczy tak przyziemnych. Skinęła głową nauczycielowi ponad ramieniem Rosjanki i wyrzuciła z siebie jakieś lakoniczne przeprosiny, kiedy udało się jej podchwycić jego spojrzenie i rozejrzała się po klasie. Dostrzegłszy Jasmine i Rosiera, ruszyła w ich stronę zajmując wolne miejsce po drugiej stronie przyjaciółki. Bez szczególnego zainteresowania przyglądała się zabawnej parze prowadzących, w myślach powracając już do ostatnio przeczytanych stronic jednej z bardziej interesujących ksiąg. Dopiero po chwili wróciła na ziemię i odezwała się cichym tonem. - Jak mniemam nie ominęło mnie nic szczególnie istotnego? – zapytała stojącą obok parę ślizgonów, nie kierując swoich słów do żadnego z nich konkretnie i nie siląc się na rozpoczęcie od powitania. Oczekując na odpowiedź obdarzyła jeszcze delikatnym uśmiechem Aerona, który wyrywał się do odpowiedzi, w przeciwieństwie do niej uznając najwyraźniej temat dzisiejszych zajęć za interesujący. Dopiero potem pozwoliła sobie na obdarzenie dłuższym spojrzeniem Rosiera. Pamiętała, że na balu wyraził chęć rozmowy, spotkania. Nie wiedziała o co mogło mu chodzić, w tym całym zamieszaniu, które zapanowało po pojawieniu się dementorów, kiedy on zajął się ratowaniem Aristos, ona powróciła do dormitorium, żegnając się zaledwie kilkoma słowami i niczego nie wyjaśniając. Od tego czasu nie mieli jakoś okazji się widzieć, jako że Ślizgoni najczęściej mieli lekcje z Gryfonami. Cóż za ironia losu. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 19 Maj 2015, 14:16 | |
| Sala zapełniała się kolejnymi osobami, bardziej czy mniej znanymi. Przez moment Jas dojrzała sylwetkę Lancastera, ale nie obdarzyła go dłuższym spojrzeniem jak sekundowym. Nie mogła zapomnieć, że uratował jej życie. Nie była ckliwa i sentymentalna, ale to wydarzenie raczej na długo zapadnie jej w pamięć. Ślizgonka odgarnęła włosy do tyłu, a prawą nogę założyła na lewą. Wygładziła fałdy spódnicy, zanim postanowiła spojrzeć ponownie na Evana, koło którego usiadła. Gdyby dzieliła ich przykładowo di Scarno, to lepiej by było dla Rosiera. No niestety wyglądało na to, że Krukonka miała zamiar się spóźnić. Scusa. To lekcja zaczęła się za wcześnie. Taka była poprawność. Uniosła kącik ust ku górze, gdy dojrzała spojrzenie kapitana drużyny. Chyba nie spodziewał się, że tak bezpardonowo się do niego dosiądzie. -Oczywiście masz jakiś plan, jak zdeklasować drużynę Krukonów? Ciekawa jest czy nasz nowy, oh, pardones, NASZA NOWA SZUKAJĄCA poradzi sobie na meczu. Chociaż Shaw nie lepszy wybrał smarkulę Wilsona. Czy to nie ona wodzi maślanymi oczkami za naszym Averym? -rzuciła obojętnym tonem, nie szczędząc jednak nieco jadu na temat nowego wyboru kapitana. Oczywiście nie była to główna sprawa, którą chciała dręczyć Evana. Jednak wypadało zacząć od jakiejś delikatnej gry wstępnej. Odwróciła spojrzenie by wysłuchać słowa profesora. Z reguły nie zabierała głosu, nie czując satysfakcji z chwalenia się swą wiedzą. -Zapewne chodzi o zaklęcia niewybaczalne. -słowa same wyszły z jej ust, lecz na tyle cicho, że nie miała pewności, czy nauczyciel je usłyszał. Może profesor nie domagał się odpowiedzi. Nie było to ważne. Po jej cichym komentarzu pojawiła się wyczekiwana przez Ślizgonkę panna di Scarno. Na kolejne pytanie nie odpowiedziała, słysząc chór kujonów. -Piccolo fiore. -powitała ją jak zwykle wyuczonym określeniem. Malinowe usta Vane musnęły policzek Krukonki. Jej pytanie skomentowała znajomym uśmiechem. -Oczywiście, że nie. Tyle co trochę dręczę swoją osobą Evana. -odparła pół szeptem. Mimo wszystko lekcja transmutacji ją interesowała. A nagłe pojawienie się Odinevy tylko zaciekawiło Vane. Na co ona tutaj? Mało mieli z nią lekcji? |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 19 Maj 2015, 15:19 | |
| Uważne spojrzenie, którym błądził spokojnie po sali, wyłapując przybycie mniej lub bardziej interesujących go jednostek, spoczęło wreszcie na bladej i wygasłej twarzyczce Jasmine, z której uszedł ostatnimi czasy cały blask, jaki niegdyś stanowił o jej atrakcyjności, teraz czyniąc piękne oblicze markotnie przygaszonym, ginącym smętnie pośród tłumu innych. Przesunął palcami po porośniętej zarostem szczęce i wyłapał jej spojrzenie, kiedy zajmowała miejsce obok niego, jednak nie skomentował jej słów inaczej jak krótkim wykrzywieniem warg. Przez moment zastanawiał się, jak wiele mogła wiedzieć o zniknięciu Kruegera i jak wiele mogła mieć z tym wspólnego, zważywszy na ich niespodziewanie przerwane relacje, ostatecznie porzucił jednak tę myśl, nieco wygodniej rozpierając się w swoim krześle i staranniej podwijając rękawy białej koszuli, których nie lubił nosić opuszczonych, jeśli akurat nie musiał. Uniósł nieznacznie brwi, wyczuwając w tonie Vane jakieś zdradliwe nuty. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się przybycia Chiary. Szczelnie zamknięta w swoim świecie, nierozsądnie opuszczała ostatnimi czasy nawet lekcje starożytnych run, trudno było więc spodziewać się po niej, że skusi się zamiast tego na transmutację. — Zdeklasować drużynę Krukonów? Masz na myśli tę bandę nastoletnich dziewczynek? — zapytał powoli, szybko orientując się, w jakim kierunku zmierzały ewidentnie jej myśli. Ach, kobiety. Zazdrosne jedna o drugą, zawistnie broniące swej pozycji u boku mężczyzn, potrafiły wbijać sobie nawzajem szpile z jakąś krwawą satysfakcją. — Czyżby nie odpowiadała ci nasza nowa szukająca? Brak jej jakichś… kwalifikacji? — Uśmiechnął się nieco ironicznie. — Czy może chodzi o to, że poczułaś się zagrożona na pozycji drużynowej księżniczki? Zwrócił wzrok w kierunku Ua Dubihne, wyłapując jego wyraźnie badawcze spojrzenie i podtrzymując je przez kilka chwil. Cholerni aurorzy, zupełnie jakby mało mieli roboty w Ministerstwie z mnożącymi się zaginięciami, morderstwami i atakami na mugoli. Odkąd rozdano im gratyfikacje i awanse, paradoksalnie spędzali w szkole jeszcze więcej czasu. Błysk ponurej satysfakcji wywoływała świadomość, jakaż to akcja wymagała od Diarmuida długiej i bolesnej rehabilitacji w Mungu i kto dokładnie tego dokonał. Wysłuchał jego wypowiedzi cierpliwie z umiarkowanym zainteresowaniem, ożywiając się odrobinę w momencie wykorzystania przezeń magii bezróżdżkowej i krótkiego napomknienia o możliwości schowania podręczników do toreb. Praktyka bez wątpienia była tym, co cenił sobie stokroć bardziej od czystej i niewykorzystanej teorii, która niejednokrotnie zawodziła, kiedy bez przygotowania przychodziło do chwycenia różdżki w dłoń. Wrzucił książkę z powrotem do torby, wydobywając jedynie niewielki fragment pergaminu do zapisania personaliów, by w tym samym czasie kątem oka dostrzec kilku spóźnionych, wśród których była, o dziwo, di Scarno. Nie oderwał się od kreślenia swojego imienia i nazwiska, kiedy stanęła obok, wręcz przeciwnie, odezwał się dopiero, gdy skończył i wstał. — Nic prócz dwóch miesięcy roku szkolnego, di Scarno — mruknął nieco chłodno, kierując się ze zwitkiem pergaminu do słoika, w czasie gdy ławki w sali przesunęły się pod ściany. Powrócił do dziewcząt, jedną dłoń wsunąwszy do kieszeni, a drugą zacisnąwszy na różdżce. — Użycie niestandardowych zaklęć w standardowym pojedynku może zapewnić sporą przewagę nad przeciwnikiem poprzez wykorzystanie elementu zaskoczenia. Nie każdy wie jak reagować na tego typu taktykę, zwłaszcza że transmutacja zdoła osłonić nas przed wszystkimi zaklęciami, z którymi nie poradzi sobie protego, niewybaczalnymi na przykład.
|
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 19 Maj 2015, 17:21 | |
| Spojrzenie aurora błądziło leniwie po twarzach uczniów, zapamiętując je i powiązując z nazwiskami, których brzmienie mgliście kołatało mu się po głowie. Dobrze było wiedzieć kogo ma pod opieką, zwłaszcza, że w Hogwarcie od dawna nie działo się zbyt dobrze; prosta, staromodna obserwacja kontaktów międzyludzkich jakie nawiązywali, reakcji na osoby w swoim otoczeniu i zachowania podczas z pozoru zwyczajnej lekcji mówiły mu dużo więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Diarmuid był tropicielem czarnoksiężników z powołania i zamiłowania, co jedynie dodawało jego pracy przyjemnego poczucia satysfakcji. A chociaż nie podejrzewał żadnego (lub prawie żadnego) ze swoich uczniów o nieodpowiednie zachowanie lub myśli, instynkt i nabyta przezorność odruchowo gnały go ku analizowaniu, rozkładaniu na czynniki pierwsze i szufladkowaniu każdej osoby znajdującej się w jego bezpośrednim otoczeniu. Nie było bowiem tajemnicą, że w czasach, w jakich przyszło im żyć, zboczenie z dobrej ścieżki wcale nie stanowiło wyczynu przekraczającego możliwości tych, którymi najłatwiej manipulować. Odpowiedzi uczniów nie zaskakiwały: skupieni na sztywnych ramach wpajanych przez system nauczania nie potrafili odnaleźć prostego rozwiązania, nie umieli wyciągnąć samej esencji z posiadanej wiedzy, klucząc, błądząc, strzelając na oślep i bezmyślnie. Uniósł brwi, kwitując pierwsze głosy pobłażliwym uśmiechem, jednocześnie zakładając ramiona na klatce piersiowej. - Panna Dunbar zamieniłaby cały świat w coś puchatego. Strzeżcie się. Pewnego dnia wszyscy obudzimy się jako puszki pigmejskie – zakpił łagodnie, jednak pokiwał z aprobatą głową, zwracając się ku kolejnej osobie, którą zdarzyła się być panienka Whisper. Jej głos brzmiał pewnie, jednak auror niemal natychmiast zacmokał z niezadowoleniem. - Whisper, nie takie było pytanie. Nie cytuj mi Gampa, jestem pewny, że znam go na pamięć, a reszta i tak nawet nie będzie wiedziała o czym mówisz. Transmutacja to praktyka, nie teoria. Nie jesteśmy na lekcji historii. Postaraj się lepiej – niebieskie spojrzenie zmierzyło dziewczynę uważnie, przez moment badając jej drobną twarz. Nie było dla niego tajemnicą, że starszy brat uczennicy został niedawno oddelegowany w przytulne ramiona Azkabanu, oskarżony o zamordowanie własnego ojca. A chociaż Diarmuid szczerze wątpił, by Dorian, którego miał okazję poznać, faktycznie dopuścił się takiego czynu, nie zamierzał wkraczać na terytorium Wilsona. Jego cyrk, jego małpy. Odpowiedzi padały ze wszystkich stron, ale Irlandczyk nie był zadowolony. Uparte krążenie wokół jednej części pytania podczas ignorowania drugiej sprawiało, że nikomu jakoś nie udawało się wpaść na rozwiązanie. - Murphy, transmutacja człowieka wcale nie jest taka prosta. Wymaga niebywałego skupienia, umiejętności i obawiam się, że spokojnej chwili do namysłu. Struktura ludzkiego ciała jest zmienna, płynna, każdy jest unikatowy, ułamki sekundy nie wystarczą niedoświadczonemu czarodziejowi na taki wyczyn i… - urwał, odwracając się w stronę drzwi, przez które właśnie wślizgnął się kolejny uczeń. Pobłażliwie pokiwał mu głową, wzdychając jednak z cokolwiek wyczuwalnym poirytowaniem, kiedy jednak Gryfon niepomny własnego nietaktu wynikającego ze spóźnienia popełnił kolejne faux pas, odzywając się do Hathway, którą Diarmuid akurat poprawiał, auror spojrzał na niego krótko. - Panie Henley, pański brak szacunku dla wypowiedzi kolegów właśnie kosztował Gryffindor pięć punktów – rzucił, by jak gdyby nigdy nic przenieść spojrzenie na kolejnego ochotnika. Nie lubił być przesadnie sztywny i surowy, jednak jeśli było coś, czego nauczył go wieloletni trening i ściśle podlegająca hierarchii aurorska kasta, był to właśnie szacunek dla czasu swojego i innych. - Pride, dobrze kombinujesz, ale to jeszcze nie to. Skupcie się dzieciaki. Odpowiedź jest banalnie prosta i jestem przekonany, że każde z was doskonale ją zna, choć nie zdaje sobie z tego sprawy – obracając różdżkę w palcach wskazał nią Henry’ego, a jego wargi wykrzywiły się w uśmiechu – Panie Lancaster, Duro, o którym zapewne pan pomyślał, jest urokiem. Mówimy o zaklęciach transmutacyjnych i użytkowych, chociaż prostota pańskiego myślenia ma w sobie coś miłego. Pięć punktów dla Hufflepuffu. Kto kolejny? Watts? – Nim jednak świat zdążył dowiedzieć się co właściwie ma do powiedzenia prefekt Krukonów, drzwi otworzyły się po raz kolejny, tym razem popchnięte przez jasnowłosą Ślizgonkę. Diarmuid unosząc oczy ku powale odetchnął głęboko, a Slytherin pożegnał się z pięcioma punktami. Przysięgając sobie w duchu, że kolejna osoba nie potrafiąca korzystać z zegarka wyleci przez okno by reszta na jej przykładzie mogła nauczyć się transmutowania szat w skrzydła podczas swobodnego spadu. - Watts, oddaję ci głos – po chwili zamieszania znów skupił uwagę uczniów na wysokim Szkocie, a na jego twarzy odbiło się coś na kształt podziwu – Brawo. Czy wszyscy słyszeli odpowiedź Bena? Zarobiłeś właśnie pięć punktów, jak na razie jesteś najbliżej właściwej odpowiedzi. Fimmel zaś przedstawiła nam właśnie klasyczny przykład całkowitego braku polotu magicznego. Panno Porunn, gdyby pojedynki czarodziejów toczono na kamienie i pałki, zdecydowanie nie nazywałyby się one „magicznymi”. Skup się na temacie zajęć, jeśli możesz, chyba, że wolisz bym odesłał cię na mugoloznawstwo. Tam na pewno odnajdziesz spełnienie - pokręcił głową, spojrzenie posłane Ślizgonce nie nosiło jednak śladu drwiny czy złości. Odpowiedź Aerona zaś wywołała szczery śmiech mężczyzny. - Panie Steward, jak na kogoś tak młodego, jest pan niewątpliwie dość rezolutny. Oby tak dalej, a klarowne myślenie zaprowadzi pana na sam szczyt. Co się zaś tyczy…- po raz trzeci (i miejmy nadzieję ostatni, u diabła) drzwi do klasy otworzyły się z rozmachem, a do pomieszczenia wpadła dość ekscentrycznie złożona kompania, w skład której wchodziła rudowłosa prefekt naczelna i malownicza jak papuga (równie głośna co one) nauczycielka zaklęć, za którymi niczym cień, kilka sekund później, przemknęła panna di Scarno. Ua Duibhne zasalutował Katji, pozwalając kącikom ust unieść się na krótki moment w przebłysku uśmiechu, a później gestem zaprosił kobietę bliżej, jednocześnie rozglądając się za Krukonką. - Zarobione przez Wattsa punkty właśnie pognały w niebyt za sprawą panny.. Di Scarno? Właśnie tak. Toleruję dużo, ale nie znoszę spóźnialskich, którzy spóźnienie popędzają gadulstwem. Panno Evans, proszę do nas, jestem pewny, że wskazywanie profesor Odinevie właściwej drogi nie było łatwym zadaniem, ale cieszę się, że jednak panienka podołała. Bo jak mniemam taki jest powód pani spóźnienia – zadrwił łobuzersko, choć sympatycznym tonem i przebiegł wzrokiem po twarzach uczniów. - Ktoś jeszcze ma jakiś pomysł? Rosier, słuszna uwaga. Byliście wyjątkowo kreatywni w swoich odpowiedziach, żadne z was nie zdobyło się jednak na tą najprostszą, która nie wymagałaby kolejnych wyjaśnień: magia nie przenika przez ciała stałe – rozłożył ramiona, uśmiechając się z wyraźnym rozbawieniem na widok konsternacji ogarniającej uczniów, a później zrozumienia graniczącego z irytacją na własną bezmyślność – Nie można cisnąć zaklęcia przez ścianę, drzwi, czy choćby tomik poezji. Ci, którzy byli na obozie i mieli okazję obserwować pojedynki, mogli zobaczyć przepiękne zastosowanie tej prostej zasady podczas walki panny Lacroix i pana Rosiera. Przed ciosem uratowało go nie zaklęcie defensywne, a zwykła Leviosa, użyta w odpowiedni sposób. To, moi drodzy, jest najprostsza z prawd. Magia jest potężna, ale nie wszechmogąca. Ma naturalne ograniczenia – zakończył, by odwróciwszy się w stronę biurka machnąć różdżką w słoik. - Wylosujemy pary do ćwiczenia, w którym będzie pomagała mi profesor Odineva, choćby ze względu na fakt, że jest was nieparzysta liczba, a ja nie mogę brać w nim udziału. Gotowi? – spytał, unosząc lekko brwi, gdy karteczki w słoiku zawirowały niczym karuzela, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy. Kolejne machnięcie różdżką sprawiło, że świstki wystrzeliły z pojemnika niczym pociski, wracając do swoich właścicieli. - Jak widzicie, każda kartka ma inny kolor. Proszę odnaleźć swojego partnera, którego imię i nazwisko odpowiada waszemu kolorowi i przejdziemy do części praktycznej – polecił, przysiadając na skraju biurka. Gestem przywołał do siebie Katję i obdarzył ją rozbawionym spojrzeniem. - Spóźnić się na lekcję, jak mogłaś. Od czasu Moskwy nie zmieniłaś się nic, a nic, Odineva – mruknął cicho, poklepując ją po ramieniu, a w jego głosie wybrzmiewała ulotna czułość, coś pobłażliwego i wyjątkowo przyjemnego – Mam nadzieję, że nikogo nie trzeba będzie wynosić – dodał po chwili zastanowienia, patrząc jak w spokojnej dotąd klasie powoli zaczyna wrzeć. Najwyraźniej nie wszystkim odpowiadał dobór kompana. - Jakieś pytania, zanim wyjaśnię wam na czym polegać będzie zadanie…?
Jolene Dunbar - Lilith Worrel Eric Henley - Wanda Whisper Dwayne Morison - Ben Watts Henry Lancaster - Vincent Pride Murphy Hathway - Rosalie Rabe Lily Evans - Aria Fimmel Porunn Fimmel - Aeron Steward Evan Rosier - Chiara di Scarno Jasmine Vane - Katja Odineva
Ok, a teraz żeby było jasne: przypominam o LIMICIE słów, w liczbie 500. To nie jest moja fanaberia ani chęć podcięcia wam skrzydeł, ale ten post ma ponad 1200 słów i polecam przeczytać go w całości, bo będę odpytywać z wypowiedzi Diara, które padły. Jak Kuba Bogu tak Fidel Castro Kubie, wyraźnie zaznaczyłam w pierwszym MG gdzie można przeczytać zasady, by nimi nie śmiecić, ale najwyraźniej nie wszyscy zadali sobie ten trud. Pary nie podlegają negocjacji.
Czas na odpis do czwartku, 21 maja, do godziny 17:30. |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 19 Maj 2015, 18:57 | |
| Krzywiła się i odwracała od Dwayne'a, co chwila mrucząc coś pod nosem, aby dał jej spokój. Nie miała najmniejszej ochoty teraz z nim dyskutować i gawędzić, gdy rozpoczynają się zajęcia praktyczne transmutacji, czyli ulubiona część lekcji. Jolene musiała się skoncentrować na zadaniu, a nie na paplaninie przyjaciela. Ignorowała go, tak było łatwiej. Po tym, co widziała... modliła się świętych kotów, aby pomogły jej przetrwać do końca lekcji bez fuknięcia na Dwayne'a i jego roztargnienie. Na jej buzi namalował się szeroki uśmiech posłany, zaskoczę, w stronę pana Diarmunda. - To jest bardzo dobra forma obrony. - udała obrażoną, krzyżując jak on ramiona. Nie powstrzymywała jednakże uśmieszku, roztaczając wokół siebie miłe światło sięgające nawet ku posępnemu Arciowi. Puchonka słuchała odpowiedzi innych i zgadzała się z każdym słowem. Wykrzywiła się, gdy nauczyciel skrytykował Wandzię, lecz nic nie dodała. Wpadł Eric, tracąc punkty, Ben dostał kilka i stracił przez Chi, Henry też coś zyskał dla Hufflepuffu i przez chwilę była go skłonna zaprosić jednak na urodziny. Ogólnie rzecz biorąc, lekcja trwała w najlepsze i Jolene nie była w stanie zarejestrować każdego słowa i zachowania reszty uczniów. Drzwi co chwila się otwierały i oczom Joe ukazała się opiekunka jej domu. Czmychnęła wzrokiem w bok, aby nie zainteresować sobą nauczycielki. Zmarszczyła brwi dziwiąc się jakie rozwiązanie było proste. Zapamiętała to, choć wciąż optowała za transmutowaniem świata w puszki pigmejskie. Złapała w locie swój papierek barwy morelowo-kremowej. Chwilę zajęło jej zanim znalazła swą parę. Na szczęście nie był to Dwayne, bo mogłaby mu dzisiaj zrobić krzywdę. Odszukała w klasie jakąś nieznaną jej ślizgonkę, Lilith. Dostrzegłszy jej obojętną minę, Joe dyskretnie westchnęła. Przemieściła się w jej stronę, obdarzając ją uśmiechem pełnym uprzejmej rezerwy. Odwróciła po chwili głowę, sprawdzając kto jest z kim. Jolene pobladła. - Och nie. Tylko nie oni razem. - jęknęła sama do siebie. Ben i Dwayne... nie teraz, nie dziś! Przecież oni się zabiją, czy nikt tego nie rozumiał?! Wyłowiła wzrok Bena i przecząco pokręciła głową prosząc go, aby zrzucanie ze schodów odłożył na później. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 19 Maj 2015, 20:25 | |
| Wchodzili, szumieli, szurali, przerywali profesorowi. Jak to jest, że ludzie nie potrafią zwrócić uwagi na zegarki, ani przypilnować pewnych terminów? Prosta kwestia elementarnej kultury. Ben odruchowo przenosił spojrzenie na każdą osobę, która zabierała głos, po cichu oceniając we własnej głowie tok myślenia, jaki wybrała w kategoriach przydatne/nieprzydatne. Nie negował i nie krzywił się, choć kąt ust czasem mu niebezpiecznie drgnął, formując się w krótki, zadowolony uśmiech, gdy jego odpowiedź okazała się być najbliżej prawdy. Lubił pochwały, jak każdy. Jeśli ktoś twierdził inaczej, był zwyczajnie paskudnym kłamczuchem. Odetchnął cicho, unosząc dłoń i pocierając skroń, jakby zawczasu chciał odpędzić ból głowy, który jeszcze nie zdążył dać o sobie znać. Tylko nie Porunn, przeszło mu przez myśl, gdy świstki zebrane w słoiku zawirowały dziko, nabierając różnych odcieni. Nieważne, co przyjdzie im zrobić, Ben nie chciał spędzać ze ślizgońską Fimmelówną więcej czasu niż absolutnie niezbędne choćby ze względu na samopoczucie i komfort psychiczny. Nie bał się dziewczyny, jak mogliby podszeptywać w tym momencie złośliwi – podchodził do niej tak samo jak do rozwścieczonego zwierzęcia. Nie okazując nawet cienia strachu, ale nie zapominając o ostrożności. Nie chciał w końcu dostać pazurami po twarzy, wyglądałby cokolwiek nieelegancko. Schwycił w palce chabrowy kawałek pergaminu, który słoik wypluł w jego stronę, po czym rozejrzał się szybko, szukając drugiej plamy odpowiedniego koloru. Pech czy też zrządzenie losu? Jakkolwiek by tego nie nazwać, faktem pozostawało, że Wattsową parą do zadania został prawie dorównujący mu wzrostem Puchon o wybitnie nierozgarniętej fryzurze. No dobrze, skoro tak miało być... Gdyby nie spojrzenie Jolene, prefekt Krukonów prawdopodobnie nie wiedziałby, z kim przyszło mu pracować przed przedstawieniem się – znał Dwayne'a z opowieści, jego wygląd gdzieś umykał. Dopiero wyraźna panika i pokręcenie głową skierowane w jego stronę sprawiło, że poszczególne punkty połączyły się, tworząc zgrabną całość. Och. Co prawda w klasie transmutacji nie było żadnych schodów, z których mógłby przypadkiem zrzucić Morisona, ale istniało wiele innych sposób na uprzykrzenie życia. Obracając w palcach swój kawałek pergaminu, Szkot tylko uniósł brew w odpowiedzi na nieme prośby Joe i przeszedł dystans dzielący go od Dwayne'a. Uśmiechnął się nieco oszczędnie choć sympatycznie w ramach powitania, ścierając z twarzy wszystkie drobne tiki i zmarszczki mogące świadczyć o tym, co właśnie kołatało się po jasnej głowie. Miał czas, poczeka na odpowiednią okazję. |
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 19 Maj 2015, 23:05 | |
| Murph wysłuchiwała zarówno pytań jak i wypowiedzi ze stoickim spokojem, na co dzień zupełnie do niej niepodobnym. Ogółem ciężko było jej skupić się na lekcjach, które nie nazywały się: runy, zaklęcia, numerologia lub OPCM. Reszta przedmiotów nie wydawała dotąd choć w połowie atrakcyjna jak wymienione wyżej, czego pewnie żałować będzie przy najbliższym pojedynku. Gdy nie zdąży zmienić odłamków szkła w gumowe piłeczki, czy cokolwiek. Słuchając odpowiedzi profesora, starała się utrzymać ten niecodzienny, najwyższy stan skupienia i pewnie udałoby się jej to bez trudu, gdyby nie on. Eric wparował do klasy, spóźniony już ponad 10 minut, powodując o wiele więcej hałasu oraz szumu niż pewnie zamierzał. Widząc wzrastające poirytowanie nauczyciela, Murph przegryzła tylko wargę licząc na to, że nie zwróci większej uwagi na przyjaciela. Lecz nie, tamten musiał do niej podejść i z całkiem błahej przyczyny pozbawić Gryfonów punktów domu, a przede wszystkim - już na początku lekcji podpaść psorowi. Brawo, Henley - pomyślała z przekąsem. Spojrzała się wymownie w zielone tęczówki, nadając niewerbalnie dość jasny i czytelny sygnał później, nie chcąc narażać domu na kolejne straty. Oraz aby możliwie jak najdłużej odciągnąć od siebie konieczność rozmowy z przyjacielem, któremu ostatnio miała coraz mniej do powiedzenia. Bo pomimo wszystkich tych wspaniałych uczuć, jakie doń żywiła, coraz częściej bała się przed nim otworzyć. Dlaczego? Coś nieuchwytnego uległo zmianie. W milczeniu wysłuchała pozostałych odpowiedzi, rejestrując przy okazji niemałe zamieszanie związane z brakiem punktualności. Widać nie wszyscy zdążyli przyzwyczaić się do tego, że na niektóre zajęcia nie wypada spóźniać się bardziej niż na inne, pomyślała z przekąsem patrząc na kolor uniformu Worellówny. Wspominając mimowolnie ostatnią lekcję eliksirów, gdzie spóźniła się chyba połowa Ślizgonów, z czego wszyscy uszli bezkarnie. Jak widać na przykładzie Erica, oni nie mają tak łatwo. Gdy w końcu w klasie zapanował względny spokój, zmącony głównie pojawieniem się (uwielbianej przez uczniów, w tym Murph) psor Odinevy, lekcja zaczęła się na poważnie. Nadchodziła część praktyczna, poprzedzona przydzielaniem par z tym, że dzisiaj sugestie narzucone były im z góry. Rudowłosa spojrzała raz jeszcze na przyjaciela, licząc po cichu na to, że będzie jej towarzyszył. Tę chwilę gapiostwa przypłaciła tym, że karteczka pacnęła w jej czoło, po czym niezłapana wylądowała na ziemi. Pełna złych przeczuć schyliła się po nią by po chwili zarejestrować, że jej nazwisko przybrało brązowy kolor. Spojrzała na kartkę Henleya, znajdując na niej jedynie przypuszczenie poprzednich obaw. Posłała mu nikły uśmiech, mający mniej więcej wydźwięk „do zobaczenia” by wyruszyć na poszukiwania partnera lub partnerki, którym najpewniej miała okazać się Jo. A jednak nie, pomyślała ze zdziwieniem widząc jak pochodzi do Lilith. No więc kto? Po chwili dotarło do niej, że stojąca nieopodal osoba trzyma karteczkę ze swoim nazwiskiem w kolorze brązu. Jej brązu. Rosalie Rabe. Westchnęła z irytacją, której nie miała zamiaru ukrywać, klnąc w myślach na wszelkie bóstwa nieba i ziemi. Podeszła dwa kroki bliżej niej, bez słowa ukazując kawałek pergaminu. Z cichą nadzieją, że obie przeżyją tę lekcję bez skakania sobie do gardeł w obecności nauczycieli, a szczególnie wyraźnie wyprowadzonego z równowagi Duibhne'a. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sro 20 Maj 2015, 09:36 | |
| Lekcja trwała już w najlepsze – mimo tego, że zaczęła się już jakiś czas temu to drzwi ciągle się otwierały i zamykały, co tylko wzmagało natężenie jawiące się w klasie. Tutaj szuranie, tam podśmiechujki, jeszcze jakieś uwagi i teoretycznie chwila sprawia, że człowiek już bez pardonu może przestać się orientować w sytuacji jaka nastała. Przez pomieszczenie przewinęła się nie tylko garstka nowych uczniów, których Wanda kojarzyła, ale i jedna z nauczycielek – konkretniej od zaklęć, profesor Odineva. Do tej pory Krukonka pamiętała drobny incydent podczas spotkania w gabinecie profesora od astronomii. Przechodząc do meritum – głos zabierał praktycznie każdy z uczniów, który w przeciwieństwie do niej miał coś ciekawego do powiedzenia – ona natomiast wyskoczyła jak Filip z konopi z tym głupim prawem Gampa. Natłok myśli i problemów sprawił, że szatynka nie dość, że nie wsłuchała się we wcześniejsze pytania profesora to jeszcze ośmieliła się palnąć byle jaką informację na łonie klasy, co zaowocowało nie tylko otrzymaniem niejakiej bury, ale kompletnym wycofaniem się z dyskusji. Ciemne oczy zaszkliły się niebezpiecznie kiedy dziewczyna uświadomiła sobie jak bardzo jest beznadziejna, ale niechciane łzy zniknęły za pierwszy mrugnięciem oka – przecież każdy miał prawo się pomylić, nawet ona. Mimo wszystko, mimo tego nawet, że starała się zmienić swoje nastawienie zaraz po tym jak podcięto, choć słusznie jej skrzydła to nie mogła odrzucić od siebie myśli, że niepotrzebnie wpadła na te zajęcia. Uścisk jej dłoni gwałtownie zelżał, a sama panna Whisper wydawała się jakby nieobecna. Wcześniej, chociaż dumnie odwzajemniła spojrzenie Diarowi, teraz miała ochotę wtopić się w tło i pozostać niezauważoną do końca lekcji. Emocje, które do tej pory w sobie skrywała znowu chciały przejąć nad nią władzę, co jej się do końca nie spodobało. Z otępienia wyrwało ją polecenie nauczyciela, który sparował całą gromadkę uczniów. Wandzia podniosła głowę nieprzytomnie i zanim cokolwiek zrobiła spojrzała poważnie na Henryka nie mówiąc jednak nic – wystarczyło na nią zerknąć, by wiedzieć doskonale co miała na myśli – niezależnie na kogo trafi ma uważać. Wyswobodziła się czym prędzej i zauważając dziwny odcień kartki w obecności Erica – taki sam jak ten, który zdążyła porwać niezauważenie. Westchnęła i podeszła do młodszego Gryfona uśmiechając się uprzejmie. - Nono, miejmy nadzieję, że nie będziesz musiał zamienić mnie w kamień. - Powiedziała zgryźliwie mając na myśli ich poprzednie tajne lekcjo – korepetycje. Przyjemny grymas dalej tkwił na jej twarzy, aczkolwiek o dziwo nie dochodził do oczu.
|
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sro 20 Maj 2015, 13:49 | |
| Oskarżanie Chiary o gadulstwo było niczym narzekanie, że ryba spędza zbyt wiele czasu na gałęzi jakiegoś drzewa. Chociaż ryba miałaby na to właściwie szanse, gdyby była martwa, a w przypadku panny Di Scarno nawet taka okoliczność nie zmieniłaby faktu, że jest osobą oszczędną w słowach. Tym niemniej prawdopodobnie zasługiwała na upomnienie, może nawet karę. Oczywiście nie przyjęła się zbytnio, utrata punktów nie robiła na niej najmniejszego wrażenia, Puchar Domów nigdy nie należał do jej priorytetów, nie czuła się poza tym domową patriotką. Przywitawszy się przelotnym pocałunkiem z Jasmine i wysłuchawszy jej odpowiedzi, zamilkła jednak. Jedynie na moment oderwała zamyślone spojrzenie od pary nauczycieli, aby zerknąć na Rosiera i uśmiechnąć się pobłażliwie. Cóż, wyglądało na to, że jej ostanie zachowanie nie podobało mu się. Wyczuwała w tych słowach zarówno chłód jak i przytyk, ale nie wydawała się ani mocno tym dotknięta, ani poruszona. Nie tylko jej zadaniem było dbać o ich… Właściwie co ich? Związek? Relację? Trudno powiedzieć, bo chociaż ostatnimi czasy pojawiali się w różnych miejscach razem, to, co ich łączyło było niezwykle trudne do nazwania i opisania. Nie odpowiedziała mu więc, po prostu czekając na ciąg dalszy lekcji i w myślach odliczając czas, który dzielił ją od powrotu do jej kącika w bibliotece i pozostawionych tam książek. Rosier miał rację, że postępuje nieodpowiedzialnie nie pojawiając się na zajęciach i zwraca tym samym na siebie uwagę. Jednak jej absencja na Runach nie była niczym tak niepokojącym. Przekraczała znacznie zakres materiału, który był prezentowany w klasie i męczyła się, świadoma jak bardzo traci ten czas, który mogłaby poświęcić na badania w tym samym temacie acz nieopisanie bardziej zaawansowane. Te zajęcia z transmutacji mogły zaś i prawdopodobnie miały nauczyć czegoś nowego albo przynajmniej odświeżyć informacje, które tak długo nieużywane, zatarły się już w jej głowie. Wyrwała się z zamyślenia, słuchając z niewielkim zainteresowaniem nauczyciela, chcąc jednak mimo wszystko orientować się w temacie lekcji i zadaniach do wykonania. Skoro już się tutaj pojawiła, byłoby czymś słusznym nie ograniczać się do tępego spoglądania w przestrzeń. Pełna złych przeczuć czekała, aż zostaną wylosowane pary. Pochwyciła zielony kartonik, który wcześniej wrzuciła za nią Jasmine i rozejrzała się dookoła, poszukując właściciela bliźniaczej kartki. Nie lubiła pracy w grupach, nie lubiła współpracy w żadnym wymierzę, a jeśli chodziło o rywalizację, nie miała najmniejszych szans i nie bała się tego przyznać. Gdyby pozwolono jej wyciągnąć rytualny nożyk i zrobić to, na czym znała się najlepiej, sytuacja miałaby się inaczej. Ale to były zajęcia z transmutacji (obecność Katji sugerowała możliwość pojawienia się także innych zaklęć) i pojawiając się na nich, akceptowała swój niski poziom jeśli chodzi o ten przedmiot. Zauważywszy zieloną karteczkę w dłoni Rosiera, przewróciła oczami. Była na niego najwyraźniej skazana, co miało zarówno dobre, jak i złe strony. Skoro jednak par nie dało się zamieniać, a nie zrobiłaby tego, nawet gdyby nauczyciel umożliwił im taką opcję, pozostawało jej jedynie zaakceptować wyroki ‘losu’. Odgarnęła niespiesznym ruchem włosy z twarzy i stanęła o krok bliżej niego, aby prowadzący nie mieli wątpliwości, że to on jest jej parą. |
| | | Luca Chant
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sro 20 Maj 2015, 19:42 | |
| Ostatnio wszystko było rutyną spania, jedzenia i wpatrywania się w sufit. Na początku czytał książki, całe mnóstwo książek, prozę, poezję, twory znajdujące się pomiędzy, tomiszcza pełne przepisów zielarskich i wiersze Safony i jeszcze instrukcje obsługi mugolskiego telewizora i coś o Wielkim Przedwiecznym, co napełniło go dziwnym niepokojem. Potem tylko przewracał strony, szukając szkiców i schematów, oglądał albumy pełne dzieł sztuki z Luwru i twórczości van Gogha. Aż w końcu przestał robić i to, a dni stały się wąską wstążką pręgowaną nocami. Luca Hercules Chant rozkoszował się nudą. Nie musiał nic robić, ani rozmawiać z kimś, jeśli nie miał na to ochoty. Taki układ zasadniczo mu odpowiadał. Któregoś dnia, jednego z tych, podczas których leżał na wznak na łóżku i wyobrażał sobie, że dryfuje po oceanie, ktoś wcisnął mu w ręce sweter i podręcznik do transmutacji. Nasz młodzieniec odnotował ten fakt z lekką niechęcią, ale posłusznie wciągnął brunatny sweter na wystające prążki żeber i poprawił jasny kołnierzyk. Potem pozwolił własnym nogom zbiegać po schodach i wbiegać na nie znowu i przemierzać korytarze mijając niezliczoną ilość drzwi, powoli prowadzić się ku celowi. Miał wrażenie, że zajęcia już się zaczęły, więc próbował wsunąć się cicho do sali i przemknąć na tył. Niestety nie było to możliwe z powodu zjawiska zwanego złośliwością przedmiotów martwych. Drzwi zaskrzypiały dziwnie głośno, chociaż przysiągłby, ze ten akurat obiekt nigdy wcześniej nie wydawał z siebie takich dźwięków. Cóż. Stanął oko w oko z salą pełną ludzi i nauczyciela, odczuwał w związku z tym pewien niepokój, podobny do tego, który wywoływały książki Lovecrafta. - Oh. - Powiedział tylko, kiedy wszystkie oczy w pomieszczeniu spoczęły na nim. W zasadzie nawet tak nie było, mało kto interesował się spóźnionymi Krukonami. - Przepraszam za spóźnienie. - Dodał po chwili i wykonał pozostałą część planu, jaką było ciche przemknięcie na tyły, ściskając nerwowo podręcznik. |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sro 20 Maj 2015, 21:26 | |
| Brązowa karteczka frunąca w stronę Rabe została zgrabnie przechwycona szybkim ruchem dłoni. Ostatni raz omiotła spojrzeniem znajdujących się w klasie uczniów, wśród których znajdowała się druga połówka jej pary do nieznanego jeszcze zadania i zgrabnie palcem wskazującym odchyliła kawałek papieru w średnio ładnie prezentującym się kolorze. Westchnęła przeciągle, tak coby najgłuchszy Puchon w odległości co najmniej dziesięciu metrów ją usłyszał i rozejrzała się po kartkach gniecionych między palcami reszty. Dostrzegła swój odcień brązu w zbliżających się już do niej bladych, kobiecych dłoniach więc uniosła nieco wzrok, by dojrzeć tej biednej niewiasty kroczącej ku niej, wyraźnie zirytowanej. Murphy Hathaway, jak miło. Jak idealnie, jak wspaniale, jak wspaniałomyślnie. Tyle tylko, że Rosalie wcale nie czuła się pewnie jeżeli chodzi o transmutację, a zdolności znienawidzonej Gryfonki na tym polu nie znała. Czego się więc spodziewać? Wygięła usta w krzywym uśmiechu dzikiej satysfakcji widząc jej naburmuszoną minę i rezygnację. Karmiła się tymi negatywnymi emocjami, które łyk po łyku coraz głębiej i dosadniej poprawiały zepsuty humor blondynki i sprawiały, że chciała krzyczeć i śmiać się z radości. Więc tak i uczyniła. Spomiędzy jej suchych i spękanych warg wydarł się odrobinę stłumiony, ale wystarczająco dosadny osobliwy chichot, niewinny i szalony zarazem, najbardziej przypominający sześcioletnią dziewczynkę torturującą ślimaki bez skorupy w babcinym ogrodzie i czerpiącą z tego swoją dziecięcą, naiwną satysfakcję. Wyszczerzyła raz jeszcze zęby w stronę rudej Gryfonki i poklepała ją po plecach. -To jak, zabawimy się trochę? – w geście niby sympatii pstryknęła ją palcem w ramię; dobrze wiedziała, że tamta odbierze to jak powinna. W końcu najlżejsze w znaczeniu słowa brała jako groźbę. Czy mogło spotkać ją coś lepszego od możliwości wyżycia się na tej istocie bez prawie żadnych konsekwencji? Serce waliło jej jak młotem, miała ochotę wyrwać się do zadania i omijając reguły wyszarpać te czerwone loki ze skóry głowy. Bóg jeden wie, jak bardzo tych włosów nienawidziła. Tylko jakie jest to zadanie? |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sro 20 Maj 2015, 23:04 | |
| Dopóki nauczyciel stanowił główną oś, wokół której koncentrowała się dyskusja i uwaga wszystkich, w sali panował względny porządek, od czasu do czasu przerywany tylko skrzypnięciem drzwi, szuraniem i bezgłośnymi przeprosinami spóźnionych. Kiedy jednak Diarmuid krótko skomentował każdą wypowiedź, wskazując ostatecznie na tę, której cały czas od nich oczekiwał, wyrażając słowa pochwały bądź dezaprobaty do tego czy owego ucznia, kiedy wyłożył im najprostszą z prawd, a potem przystanął nad słoikiem z mieniącymi się różnobarwnie kartkami, chwiejny porządek został zburzony, zewsząd ozwały się głosy i nawoływania, wyrazy zadowolenia bądź też zawodu, a studenci zaczęli krążyć od osoby do osoby, zaglądając innym przez ramię i przyglądając się barwie trzymanych przez nich kartek. Wyciągniętą dłonią schwycił w locie własną w kolorze zieleni, licząc w duchu na przeciwnika stanowiącego dlań jakiekolwiek wyzwanie, w końcu cóż to za przyjemność, położyć zaklęciem kogoś, kto wykazuje braki w poprawnej obsłudze różdżki. Choć może pospieszył się, myśląc, że przyjdzie im stanąć naprzeciw siebie w pojedynku? Być może zadanie praktyczne ma przybrać zupełnie inny wymiar i oprzeć się, niestety, na współpracy, nie preferowanej przezeń rywalizacji. Obrzucił krótkim spojrzeniem Odinevę, o której słyszał, że gdzie się zjawia, tam zwykle wprowadza chaos i galon wódki, a potem pospiesznie przebiegł wzrokiem po klasie. Część zebranych odnalazła już swoje pary i zmierzała w ich kierunku z niemrawymi minami, on sam potrzebował jednak chwili, aby zlokalizować swojego partnera, być może dlatego, że nie przyszło mu nawet na myśl, by szukać go tuż obok siebie. Odwrócił wzrok w kierunku di Scarno idealnie w momencie, by dostrzec, jak ostentacyjnie przewraca oczami, a jego brwi uniosły się nieznacznie w odpowiedzi na ten gest. Cóż, skoro już raczyła zjawić się na jakichś zajęciach, zamiast barykadować się w dormitorium w gęstych oparach podejrzeń, jakie mogła na siebie rzucić, nie miała szczególnego wyboru, zmuszona do spędzenia u jego boku tych kilku chwil, czy jej się to podobało, czy nie. Co najważniejsze, nie zamierzał pozwolić jej pociągnąć się za sobą na dno, jeśli służba dla Czarnego Pana okazała się dla niej zbyt przytłaczającym ciężarem. Nie zamierzał pozwolić na to nikomu. Obrócił w palcach różdżkę i podszedł do niej nieco bliżej, unosząc lekko kartkę w kolorze soczystej zieleni, w razie gdyby pozostawał jeszcze jakikolwiek cień wątpliwości co do partnera, którego jej przydzielono. Następnie zmiął ją w palcach i wsunął do kieszeni spodni, wlepiając parę ciemnych ślepi w obojętną twarz. Nie zamierzał oszczędzać jej, tak jak nie oszczędzał na obozie Aristos, choć prawdopodobnie wolałby stanąć do pojedynku z mężczyzną. Czy nie wypadałoby zorientować się jednak, do czego zdolna jest Chiara? — Coś ci nie pasuje, di Scarno? Przygotuj różdżkę, bo obawiam się, że reklamacje partnera nie wchodzą w grę — mruknął, dostrzegając bez trudu jej wątpliwe zadowolenie.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Klasa Transmutacji | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |