Terytorium profesora Flitwicka. To miejsce pełne światła, różnych dziwacznych przedmiotów, pod ścianą ujrzysz nawet kanapę! Tylna ściana jest zasłonięta regałem z pomocnymi książkami, szafa z boku zaś jest pełna tajemniczych rzeczy, które zazwyczaj się tłucze ćwicząc zaklęcia. Nie brakuje tu też poduch, na które można bezpiecznie upaść, gdy oberwie się (nie)poprawnie wykonanym zaklęciem. Miłe miejsce, zazwyczaj słychać stąd śmiech.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Klasa Zaklęć Wto 06 Sty 2015, 15:41
Bardzo się cieszyła na pierwsze zajęcia z magii niewerbalnej. Nie oczekiwała, że będzie łatwo aczkolwiek Yu wiedziała czego chciała. Z góry uzbroiła się w cierpliwość. Przeczytała przez wakacje dosyć grube tomiszcze dotyczące wymawiania inkantacji w myślach i skutkach długich ćwiczeń. Na początku Yui zadawała sobie pytanie po co jej to byłoby potrzebne. Przez długi czas nie umiała sobie na to odpowiedzieć. Stwierdziła w końcu, że wiedza nigdy nie zaszkodziła i przyda się nawet w najmniej oczekiwanym momencie. Weszła po schodach energicznym krokiem, wymijając tłumy uczniów zmierzających do Wielkiej Sali, dormitoriów czy na błonia. Cieszyła się bardzo z powrotu do Hogwartu, a jeszcze bardziej z otrzymanego listu od Francisa. Dowiedziała się o dacie i miejscu pierwszych zajęć. Nie tylko otrzymała świetnego nauczyciela, to nikt nie musiał wiedzieć, że Yu pobiera nauki. Francisa lubiła i darzyła go sympatią. Pamiętała jak prawie przegrał partię szachów (może kiedyś zagrają w szachy za pomocą niewerbalki?) oraz jak opiekował się jej jeżem, który notabene siedział w jej plecaku, w przedniej kieszeni. Dziewczyna odnalazła odpowiednie drzwi i otworzyła je, wchodząc do środka. Dzięki machnięciom różdżki otworzyła kilka okien, aby pomieszczenie się wywietrzyło. Podeszła do parapetu, kładąc na nim jednocześnie plecak. Wyjęła stamtąd jeża i położyła go obok, aby rozprostował łapki po leniuchowaniu w kieszeni swego taxi. Yumi ubrana była w tradycyjny mundurek Ravenclawu. Założyła spodnie zamiast spódniczki jak ją namawiała dzisiaj rano Skai. Niby coś jej szepnęła o dodatkowej nauce zaklęć, lecz nie zagłębiała się w szczegóły. Chwalić się należy dopiero po opanowaniu pewnej umiejętności, a nie przed. Mogłaby niechcący zapeszyć. Krukonka była bardzo zdecydowana i wręcz nie mogła się doczekać aż przyjdzie Francis i wprowadzi ją w tajniki tejże dziedziny magii. Właśnie w piątek klasie będzie uczyła się programowo niewerbalki, a dzięki dodatkowym zajęciom opanuje je w stopniu jak najlepszym. W szkole czuła się świetnie. Yui wyglądała na spokojniejszą niż podczas wakacji. Zupełnie, jakby wróciła do domu, na swoje miejsce. Po dziesięciu minutach dziewczyna zastanowiła się czy Francis trafi do tej klasy. Niby sam ją wybrał, ale wszystko jest możliwe. Przyniosła mu na dzisiaj mapę, którą otrzymała od profesor McGonagall kilka dni temu. Rozdawała takie mapy wszystkim pierwszoroczniakom, a skoro Francis był w Hogwarcie pierwszy rok i jemu da po kryjomu tajemniczy rulonik pomagający odnaleźć się w długich, licznych korytarzach. Usiadła na parapecie, schowała różdżkę, bo nie będzie jej teraz potrzebna. Machając nogami zaczęła bawić się z Cziką i ją rozpieszczać. Stęskniła się za nim.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Klasa Zaklęć Wto 06 Sty 2015, 15:42
Francis przedzierał się przez tłumy uczniów nieco niezdarnie, odzwyczajony od zgiełku panującego w szkole, zwłaszcza po zajęciach. No i maszerował zdecydowanie pod prąd. Przecisnął się jakoś, żółwim co prawda tempem, ale skutecznie i stanął pod drzwiami opuszczonej sali, z pewną dumą, bo udało mu się nie zgubić po drodze, mimo krótkiej znajomości z budynkiem. Spojrzał na zegarek i skrzywił się nieco. Francis Lacroix, punktualny, jak zawsze. Yumi powinna już dawno być w środku. Otworzył ciężkie drzwi, które odpowiedziały leniwym i przeciągniętym skrzypnięciem. Podobnie jak Yumi był świeżo po zajęciach, pełen jeszcze ekscytacji i rozluźniony, po pierwszym spotkaniu z uczniami. -Dzień dobry, Yumi. Wybacz mi spóźnienie. - powiedział, posyłając Kurkonce uśmiech. -Korki. - dodał wyjaśniająco, podchodząc radosnym krokiem do parapetu. Wychylił się, nieco niebezpiecznie, przez okno przymykając oczy i czując, jak wiatr mierzwi mu włosy. Idealna pogoda! Zapowiadał się piękny wieczór. -Jak ci mija dzień, Yumi? Silna. Zwarta. Gotowa? - rzucił luźno, siadając na parapecie i machając nogami. Przeciągnął się leniwie i ziewnął. -Dobrze. Czas zaczynać. Francis zeskoczył energicznie z parapetu stukając butami o kamienną posadzkę i wzbudzając tym niewielki tuman kurzu. -Jak wiesz, zaklęcia niewerbalne gwarantują przewagę w sytuacjach kryzysowych. Oprócz braku zdartego gardła tym sposobem można uzyskać jakieś… - zamyślił się na moment i podrapał po brodzie. -Pół sekundy. Niby niewiele, ale to dość wyraźna granica między powodzeniem, a niepowodzeniem ataku bądź obrony. Zwłaszcza w przypadku tego drugiego jest to istotne. Zbyt wolny Expelliarmus boli długo. Protego - tak samo. Niby tak mało, a można uniknąć bolesnego spotkania z ziemią. - ciągnął leniwie, spacerując po sali. -Są oczywiście poza tym inne rozliczne korzyści, które sprawiają, że nieco skomplikowana i mozolna nauka ma sens, jednak przejdźmy do praktyki. - zaklaskał w dłonie i zdjął marynarkę, rzucając ją na parapet. Nawet trafił. Podwinął rękawy jasnoszarej koszuli i wyciągnął z kieszeni spodni różdżkę, którą obrócił parę razy w dłoniach. Przystanął na środku pustego pomieszczenia i rozłożył ręce, jakby prezentując wnętrze. -Rozgość się! Wybrałem to miejsce nieprzypadkowo. - powiedział Francis donośnie krążąc nieco po pustej przestrzeni na środku klasy, rzucając -Kluczem do rzucenia niewerbalnego zaklęcia jest stuprocentowe skupienie. W przypadku zaklęć werbalnych w skoncentrowaniu się pomaga wypowiedzenie formuły, jednak w tym przypadku wszystko dzieje się tutaj. - powiedział, dotykając palcem swojego czoła i delikatnie stukając w nie dwa razy. Potarł ręce o siebie. - Toooo… jakieś pytania, czy możemy zaczynać? - zapytał, odwracając się do Yumi i zapraszając ją ruchem dłoni na środek sali lekcyjnej.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Klasa Zaklęć Wto 06 Sty 2015, 15:42
Oglądała uczniów wylewających się na błonia i nagle ktoś wszedł do sali. Spokojnie odwróciła głowę od krajobrazu i uśmiechnęła się do Francisa. Szkoda, że był nauczycielem i musieli pilnować przepaści między stanowiskami uczeń:profesor. W innym przypadku na pewno by się zaprzyjaźnili, czego dowodem był obóz, szachy, jeż, kanapka z pasztetem. - Dzień dobry, panie profesor Lacroix. - uśmiechnęła się doń szeroko zaznaczając, że pamięta o poprawnym zwracaniu się w szkole. Musiała przestawić się z imienia na nazwisko poprzedzone tytułem. Cieszyła się, że cały i zdrów przyszedł do celu. Yumi gubiła się przez pierwszy miesiąc w pierwszej klasie, a więc rozumiała Francisa świetnie. Musiała pamiętać, aby dać mu mapę. - Zapewne szedł pan pod prąd, a wtedy polecam iść przy ścianie albo na skróty przez obrazy. Niektóre mają ukryte przejścia. - poradziła i również zakasała rękawy szarego mundurka. - Gotowa, pełna energii, którą trzeba pozytywnie zużyć. - odpowiedziała pewnym siebie tonem i zeskoczyła z parapetu zaraz za nim. Przez chwilę ją onieśmielił, wszak należał już do kadry pedagogicznej i musiała pamiętać, że nie wolno jej zbyt mocno okazywać mu sympatii. Nauczyciel. Dorosły, jest bliżej Ich świata. Pół sekundy decydującego o powodzeniu zaklęcia. Dla Yui te pół sekundy jest bardzo cenne. Od ataku Greybacka jeszcze mocniej umocniła się w przekonaniu, że musi umieć się bronić nawet bez różdżki. Nie tylko przed nim. Przed jej oczami pojawiła się również inna twarz, przez którą wzdłuż kręgosłupa przebiegł zimny dreszcz. Mrugnęła, odpędzając od siebie widmo przyrodniego brata. Wyszła na środek sali i stanęła kilka metrów dalej, naprzeciwko stażysty. Pusta sala, dużo miejsca... bardzo dużo miejsca. Yu otworzyła szerzej oczy i cofnęła się o jeden krok. - Nie, nie, nie. Nie będę na to... na panu ćwiczyć zaklęć. Ja byłam pewna, że będę ćwiczyć na manekinie albo czymś. Ale nie na panu. - potrząsnęła głową, stanowczo odmawiając, jeśli taki miał plan. Tak Yumi wywnioskowała i trochę się tego obawiała. Nie zakładała, że od razu pójdzie jej dobrze, zakładała ba, że nie jej wysiłki jeszcze nie przyniosą oczekiwanych skutków. Mimo wszystko nie chciała ryzykować. Zmarszczyła brwi i próbowała wyrzucić z głowy niepotrzebne myśli. Skupienie oznacza wyparcie z siebie wszystkich kłopotów i odsunięcie ich na później. Chwilowe zapomnienie. - Mam jeszcze jedno pytanie. Do jakiego stopnia zwykły, szary człowiek potrafi opanować niewerbalkę? Mam na myśli... defensywę i ofensywę. - przy ostatnich słowa zniżyła ton głosu, zupełnie jakby się wstydziła tego, co powiedziała. Miałaby wyjaśnienie, gdyby Francis o to zapytał. Greyback.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Klasa Zaklęć Wto 06 Sty 2015, 15:43
Francis wychodził z radosnego założenia, które mówiło 'nie' wszystkim barierom. Co z tego, że był nauczycielem? Czy to coś zmieniało? Właściwie nic. Oprócz tego, że publicznie, podczas zajeć, musi zachować pewien konkretny, ustalony odgórnie ton. Ale poza nimi absolutnie nie miał nic przeciwko jakimkolwiek pozytywnym relacjom z uczniami. Koniec końców, nie był maszyną. I może spędzał solidne dziewięćdziesiąt dziewięć procent czasu czytając księgi, albo przesiadując w bibliotece, ewentualnie – w samotności knując coś, czy popalając fajkę, jednak nigdy nie gardził towarzystwem. Zwłaszcza tak sympatycznym i przyjaznym. Przecież nie będzie udawał, że się nie znają. To technicznie niemożliwe. I niekulturalne, także. - Ah! Ukryte przejścia! Panna Guardi wspominała mi o paru. Muszę udać się pewnego wieczora na mały rekonesans. Mam nadzieje, że nie jest to zbyt niebezpieczne. Zbyt. – powiedział klaskając w dłonie nieco podekscytowany. Ten zamek krył tyle tajemnic! Tyle sekretów. Dobre stare Beauxbatons to jedno, ale TO to coś innego. Nowe, nieodkryte. Cudownie, Panie Lacroix! Ile do poznania. Zaśmiał się, stojąc na środku sali, zacierając łapki, a potem bardzo poważnie zerknął na Yumi, słysząc jej wątpliwości. -Spokojnie, Yumi. Złego licho nie bierze. – powiedział spokojnie, podwijając rękawy jeszcze odrobinę. - Z resztą. Nie będę cię rzucał od razu na taką głęboką wodę. Chcę, żebyś się nauczyła magii niewerbalnej, a nie zeszła mi na serce po godzinie zajęć. – dodał uspokajającym tonem. Usłyszał jej pytanie i lekko zmarszczył brwi. Dość nietypowe zagadnienie. Z łatwością wyczuł, że coś ją trapi, a potrzeba wyprzedzenia programu w kwestii nauki magii niewerbalnej nie wynika z samej chęci osiągnięcia lepszych wyników w nauce, a rzeczywistego wykorzystania tego typu czarów, w rzeczywistej walce. Zmierzwił włosy dłonią i mrkunął coś niezrozumiałego pod nosem, w zastanowieniu. Chociaż, to były tylko czcze domysły, tak naprawdę. Odrzucił swoje gdybania i postanowił po prostu odpowiedzieć szczerze na pytanie. -Pojęcie 'zwykły, szary człowiek' w kwestii magii jest dość... nieprecyzyjne. Przeczytałem trochę ksiąg, powiem nieskromnie, ale konkretna odpowiedź na to pytanie jest po prostu niemożliwa. Najlepsi są w stanie toczyć pojedynki tylko przy użyciu magii niewerbalnej. I jest to widowiskowe, niewątpliwie. Trochę jak taki taniec w milczeniu i absolutnej ciszy. Ale też bardzo niebezpieczne, jeśli zdarzy się niedoświadczonemu czarodziejowi spotkać z kimś tak utalentowanym w tej dziedzinie. – ciągnął, przywołując w myślach księgę 'Zakazanej Magii Niewerbalnej Antoniusa Rottynbera'. -To trudna sztuka. Bardzo. Jeśli ktoś zna takie techniki to z pewnością jest nie tylko potężnym czarodziejem, ale człowiekiem o silnym charakterze. Upartym. I bardzo, ale to bardzo groźnym. Więc, odpowiadając na twoje pytanie... – zamilkł na moment, nieco przytłoczony trudną prawdą. Z błoń dobiegały do niego głosy innych uczniów korzystających z ostatnich ciepłych dni tego roku, a cisza w pustej sali nieco mu zaciążyła. -Do perfekcji. Do stopnia, w którym można kogoś zabić, a ofiara nawet nie zauważy. Ani nikt obok. Morderstwo idealne. – stwierdził, wzruszając ramionami. Odkaszlnął, czując, że ani trochę nie uspokoił młodej Krukonki. -Także, wracając. – obrócił różdżkę w dłoniach i odwrócił się nagle, machając nią energicznie. Zrzucił prześcieradło ze starej tablicy oświetlanej przez popołudniowe słońce padające przez okno.stojącej z boku, między nimi. -Magia niewerbalna to magia abstrakcyjna. Czym jest protego? Ty to wiesz, ja to wiem. Ale jak się na tym skupić? To dość 'nieokreślone' słowo. Trudno skoncentrować na tym całą uwagę jeśli to tylko słowo, więc podstawą są obrazy. Skojarzenia. Proste wiązania, które nie pozwolą ci się rozproszyć. – Wziął w dłoń kredę i napisał zamaszyście protego na tablicy oraz strzałkę, idącą w dół oraz tarczę. -Użyj wyobraźni! Kiedy zaczynałem się uczyć magii niewerbalnej prowadziłem zeszyt, z takimi ciągami. Długimi, niekiedy. Pomagało i to bardzo. Teraz go nie potrzebuję, ale to miła pamiątka. Pomyśl, Yumi, z czym kojarzy ci się to słowo, zaklęcie, cokolwiek? – stwierdził, oddzielając jeden wykres grubą kreską i podając Krukonce kredę. -Do dzieła.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Klasa Zaklęć Wto 06 Sty 2015, 15:44
Yui znowuż podchodziła do każdego z wyczuwalną rezerwą, a ci którzy trafili wprost do jej serca na zawsze już tam pozostali. Musiała pamiętać, że jest nauczycielem i nie powinna zachowywać się zbyt swobodnie w jego towarzystwie. Nie chodziło tutaj o jego samego, a o to, co mówi otoczenie. Przez związanie słowem z Carrowem, Yumi została zmuszona do pilnowania jak jest odbierane jej zachowanie przez społeczeństwo. To trapiące i deprawujące, ale na pewne rzeczy nie miała już wpływu. Odpowiedziała Francisowi uśmiechem na temat ukrytych przejść. Wystarczy wiedzieć gdzie patrzeć, a odnajdzie się je bez problemu. Nie sądziła, aby był zły i licho miało go nie tykać. Yu mówiła prosto z mostu, że na początek wolała ćwiczyć na przedmiotach martwych, aby rozeznać się w zasadach obowiązujących w tej dziedzinie magii. Speszyła się, że tak bardzo było widać, że coś ją trapi. Nie wiedziała dlaczego zadała takie pytanie. Może podświadomość chciała pozyskać informacje do jakiego stopnia ciało się obroni przed silnymi zaklęciami płynącymi wprost z różdżki. Na całe szczęście nie zapytał o powód tej prośby o nauczanie indywidualne. Ton głosu Francisa przyprawiał o zimne dreszcze. Mówił to jak nauczyciel wykładający coś bardzo istotnego, co zaważy na ludzkiej przyszłości. Posiadając największe umiejętności w tej dziedzinie można uzyskać potęgę, siłę trudną do pokonania. Wzdrygnęła się. Morderstwo doskonałe. Nigdy nie używała tego słowa, to źle brzmiało nawet w myślach. Nie potrafiła skomentować odpowiedzi na zadane pytanie. Dotknęło ją i wryło się w pamięć, mocno zakorzeniło w mózgu. Aby pamiętała skąd czerpać siłę w ostateczności. Skrzyżowała ręce na plecach i próbowała wyobrazić sobie "Protego". To oznaczało ochronę, kokon bezpieczeństwa, mur. Mur zapewniał spokój, ciszę, bezpieczną przystań, a to z kolei sprowadzało się do pewnej odmiany szczęścia. Ten wytworzony w głowie ciąg zaskoczył Japonkę, bo właśnie to potwierdziło słowa Francisa. Długie ciągi, które dzięki wyobrażeniom mają pomóc wykreować zaklęcie i je utrzymać na tyle długo, ile będzie tego wymagała sytuacja. Podeszła bez słowa do tablicy i przyjęła kredę. Napisała tak jak on 'Protego' na tablicy, swoim charakterem pisma. Długa strzałka i zatrzymała się. Protego to tarcza, ale nie tylko. To fosa, duży wzniosły mur za którym można się schować. Mur, przez który nie przedostanie się nikt. Fizyczna ochrona. Przypomniało się jej, gdy Amycus niszczył jej wszystkie bariery, te mentalne, emocjonalne. Jak wszedł z buciorami do jej życia bez zgody, prąc do celu bez zająknięcia. Do tej pory czuła resztki tych barier, były jak szpilki i zadry tkwiące w ciele. Zamrugała i spojrzała na tablicę. Narysowała podświadomie wizualizację zaklęcia. Mur. Kamienny mur składający się z wielu prostokącików-cegieł ułożonych jedno na drugim. Dziesięć rzędów, stabilny w posadach, szeroki, lekko zaokrąglający się przy brzegach. Yui umiała rysować, a więc twór na tablicy idealnie oddał to, co widziała w głowie. - To jest Protego. - odezwała się w końcu i cofnęła o pół kroku, odwracając się do Francisa. Musiała poznać werdykt, czy dobrym torem szły jej myśli. Policzki dalej miała zaróżowione bez przyczyny. Dla ludzi to jest zwykła tarcza, a dla niej potężny mur. Świadczyło to, że bardzo potrzebuje bezpieczeństwa, nie zaznawszy go ani odrobinę w ciągu ostatnich sześciu lat. Nie miała pojęcia czy Francis aż tak przejrzy jej rysunek, ale bała się. Yumi bała się, że wyda siebie i namacalny problem prześladujący ją, nękający od czasu śmierci matki.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Klasa Zaklęć Wto 06 Sty 2015, 15:45
Obserwował dokładnie co Yumi pisze na tablicy i mruknął z aprobatą, zakładając ręce na siebie. Całość wydawała mu się ciut… intrygująca, ale był bardzo zadowolony. Sporo osób ma nawet problem z opanowaniem ‘opracowywania’ ciągów, a Krukonce poszło to zaskakująco szybko. Zastanawiał się przez moment, co miało na to wpływ. Wybór zaklęcia? Co takiego było w protego? Wnioski były proste. Ale pokiwał jedynie głową nie chcąc się wtrącać zbyt wcześnie, a raczej pozwalając sobie ucieszyć, że możliwe, że ma bardzo zdolną uczennicę. Widząc niepewne spojrzenie Krukonki uśmiechnął się pokrzepiająco. -Dobrze! - zaklaskał w dłonie z entuzjazmem. -Bardzo dobrze. - potwierdził, z nieukrywanym przekonaniem. Przeszedł do swojej torby leżącej na parapecie nucąc cicho pod nosem. Przykucnął i zaczął w niej grzebać. Zajęło mu to moment jednak w końcu znalazł trzy kolorowe piłeczki wypełnione czymś w rodzaju groszku. Odwrócił się do Yumi i zaszeleścił nimi z przekonaniem. -Mięciutkie. Bezpieczne. Widać je z daleka. - stwierdził wyjaśniająco, rzucając jeden Krukonce, żeby poczuła ich mięciutkośc i bezpieczność. Towar zatwierdzony przez przedszkolanki całego świata. Francis nie czuł się przedszkolanką ale zdecydowanie mięciutkie przedmioty wypełnione groszkiem do niego przemawiały. - Myślę, że możemy już przejść do części praktycznej. Trening czyni mistrza! Na początku może nie wychodzić i to całkowicie normalne. Po prostu nie poddawaj się i skupiaj na zaklęciu, nie na tym, czy ci się uda, czy nie. - Francis przystanął na środku klasy i zaprosił Krukonkę gestem dłoni. -Protego jest względnie prostym zaklęciem, pozornie, w postaci czaru niewerbalnego to się zmienia. Dlatego nie zrażaj się, będziemy próbować. Poza tym, właściwie, jest bardzo skuteczne mimo swojej potencjalnej ‘banalności’ [/b] - ciągnął, żonglując niezdarnie pozostałymi dwoma piłeczkami. Czerwoną, szybsza i wyścigową, oraz błękitną. Złapał je obie i spojrzał na Yumi bardzo poważnie, ważąc w głowie jeszcze odpowiedź na nie tak dawno zadane, bardzo istotne mimo pozorów, pytanie. -Uczę cię tego, ale nie rób z tą wiedzą nic złego. W porządku? Obrona. Atak w ostateczności. - powiedział rzeczowo, a wyraz francisowej twarzy spiął się na moment. Miał już dość dzieciaków wplątanych w nierówne interesy. Wystarczyło mu, że jego siostra wpadła w to, jak w bagno i nie był w stanie jej wyciągnąć. Pewnym punktem honoru, obowiązkiem, wydawało mu się nauczyć Yumi dobrej obrony i ostrzec, żeby korzystała z tego, co umie w sposób mądry. Chociaż, czasy były niepewne. Każda przewaga była ważna. Westchnął cicho i przystanął na środku klasy, w odległości trzech metrów od Krukonki. -A teraz, skup się. Nie ma mnie, nie ma sali. Protego. Tylko i wyłącznie. I skojarzenia. Skup się, Yumi. Jak będziesz gotowa, rzucę piłką. - wyjaśnił i przymierzył się do delikatnego rzutu szmacianą piłeczką. Cóż za metody wychowawcze, Panie Lacroix.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Klasa Zaklęć Wto 06 Sty 2015, 15:45
Uśmiechnęła się z ulgą otrzymując aprobatę Francisa. To ją motywowało, aby dać z siebie jak najwięcej. Z trudem udało się jej powrócić do kondycji psychicznej i fizycznej, a więc starałą się za wszelką cenę zachować spokój i opanowanie. Bez tego nie zrobi postępów. Odłożyła kredę na miejsce i cofnęła się, rzucając przelotne spojrzenie na swój rysunek. Powiodła wzrokiem za Francisem zainteresowana czego szuka w torbie. Uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając rząd małych zębów na widok mięciutkich piłeczek. To jest zawsze jakieś wyjście aczkolwiek nie mogła powstrzymać wątpliwości. Bez problemu złapała rzuconą piłeczkę jedną ręką. Nacisnęła ją, zgniotła w dłoni i podrzuciła. Lekko, bezszelestnie opadła na wnętrze dłoni. Niegroźne, małe. - Rozumiem. - odpowiedziała jednym słowem, nie potrafiąc zmusić siebie do większej gadatliwości i entuzjazmu. Przez list od starszego brata, na jakiś czas umarła w niej ta szczera radość i to wróci, ale później. Kiwnęła powoli głową przyjmując do świadomości, że zaklęcia łatwe werbalnie, stają się trudniejsze niewerbalnie. Nie używa się wtedy różdżki, a swojej woli. Zaklaskała pięć razy Francisowi, bo żonglował uroczo. Śledziła ich lot i ruch w powietrzu przez kilka chwil dopóki Lacroix ich nie złapał i nie wybudził jej swoim poważnym głosem z zamyślenia. Uciekła wzrokiem i nie wiadomo czy ze wstydu, że ktoś mógłby pomyśleć, że wykorzysta to źle czy z odczytaniu niemych zamiarów... ochrony siebie i unieszkodliwienia przeciwnika. Wróć, wroga i to śmiertelnego. - Chcę się bronić, Francis. - szepnęła cicho zmienionym głosem. Przełknęła gulę w gardle i zabroniła sobie powrotu do przeszłości akurat w tym momencie. Nie powinna, musi skupić się i nauczyć niewerbalki jak najszybciej. Nie dodała zatem nic więcej czując jak gardło zaciska się w bliżej niezidentyfikowanym uczuciu. Cofnęła się pół kroku i wbiła spojrzenie w sylwetkę Francisa, jednocześnie powtarzając cicho w myślach płynne 'Protego'. Jak tylko kątem oka dostrzegła drgnięcie jego ramienia, w myślach rozległo się głośne Protego włącznie z wizualizacją. Yumi stawiała mur przed sobą, tak jak robiła to tysiąc razy, aby nie dopuścić do siebie ludzi, którzy mogliby odkryć jak bardzo ich potrzebuje. Niestety, zamiast muru, Yumi po prostu złapała piłeczkę w dłoń. - Ups. - spojrzała na piłkę jak na winowajcę, że nie wygląda groźniej. - Mam odruch łapania kafla, proszę pana. Może Rictusempra albo Obscuro? Nie umiem potraktować piłeczki jako czegoś co muszę uniknąć. - wyjaśniła spokojnym tonem, tłumacząc, że jako Ścigająca Ravenclawu piłeczka nie jest żadną przeszkodą. Spuściła wzrok na obie piłeczki trzymane w dłoniach. To miękkie cudo byłoby rajem dla jeża, zaś Yumi musiałaby się bardzo przestawić i dwakroć mocniej skupić, aby wyobrazić sobie piłeczki jako przeszkodę zmuszającą do wyczarowania ochrony.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Klasa Zaklęć Wto 06 Sty 2015, 15:46
-Jeśli bronić, to jestem spokojny. Oczywiście, nie podejrzewałbym cię o nic innego, Yumi. - potwierdził z pewną ulgą mierzwiąc swoje włosy zgodnie ze zwyczajem. Obrócił parę razy piłeczkę w dłoniach, mięciutka, zauważył z nieukrywaną radością. Taka mała rzecz, a jak bardzo go cieszyła. Przypatrywał się, jak na twarzy krukonki pojawia się skupienie, wyczekując właściwego momentu do rzutu. Zamachnął się w końcu i z pewną wprawą wyrzucił czerwony obiekt. Kiedy tylko Yumi go złapała westchnął, lekko zbity z tropu. Stał moment w milczeniu, próbując rozeznać się w tym, co właśnie się wydarzyło. W końcu pacnął się delikatnie w czoło, próbując otrzeźwić siebie samego. -Oh. To też jest jakieś rozwiązanie, ale nie próbuj łapać zaklęć w dłoń. To może boleć, nieco. - zaśmiał się cicho, odrzucając pozostałą piłeczkę na bok. O tym nie pomyślał, jednak zmysł zawodnika wziął górę, a Francis nie mógł winić Kurkonki za taki układ sprawy, właściwie, mówiło to bardzo dobrze o niej jako o zawodniczce, skoro brało to górę nawet nad chęcią pełnego skupienia, wywołując nawet w młodym stażyście pewne poczucie dumy, że tak się stało. -Piłeczki odpadają? Cholera, będę musiał następnym razem przynieść… bumerang? - jęknął teatralnie. -Ale nie ma przeszkody z którą sobie nie poradzimy, Yumi Merebet! - klasnął w dłonie i zakasał rękawy. Jeszcze bardziej.Tutaj potrzebny był plan, plan, którego Francis stanowczo jeszcze nie miał. Ale nie miało to trwać długo, opracowanie jakiegoś racjonalnego rozwiązania nie powinno zająć zbyt długo, chociaż był na siebie nieco zły bo nie wziął pod uwagę takiej możliwości. -Myślę, że na start Protego to najistotniejsze zaklęcie na początek, zwłaszcza, jeśli chcesz się bronić. Chociaż, jeszcze to przemyślę potem. - westchnął cicho, drapiąc się po brodzie. Zerknął na zegarek, zbliżała się szósta, więc powinni już kończyć. Magia niewierbalna nie była zbyt prosta, a przepracowywanie się jednorazowo nie miało najmniejszego sensu, zwłaszcza, że Francis musiał opracować nieco inną taktykę. Podszedł do swojej torby, stukając dość donośnie butami w prawie pustej sali, którą oprócz paru gratów i ich samych wypełniało echo. Wrzucił piłeczki do bocznej kieszeni i wygrzebał mały, poręczny notes w granatowej oprawie i z białą gumką, który z powodzeniem zmieściłby się w kieszeni mundurka. Odłożył go na parapet na krótką chwilę i przerzucił marynarkę przez torbę, a nią samą zarzucił na ramię. Odwrócił się do Yumi obracając notatnik w dłoniach. -Wygląda na to, że na dzisiaj skończymy. Przemyśl sobie to na spokojnie, a ja opracuję jakąś inną, skuteczniejszą metodę. - stwierdził z uśmiechem, zatrzymując się obok Krukonki.- I w przypadku magii niewerbalnej, cierpliwość jest istotą! - wyrecytował, przykładając dłoń z notesem do piersi oraz przymykając oczy. Po chwili otworzył jedno i spojrzał na Yumi. Wyciągnął w jej kierunku rękę z notatnikiem. -A to dla ciebie. Wspominałem o zapisywaniu, więc może spróbujesz? Rób to regularnie, dbaj o notatki, a one zadbają o ciebie. - stwierdził, uśmiechając się delikatnie, po czym wyminął spacerowym tempem Yumi i zatrzymał się przy ciężkich, drewnianych drzwiach. -Krok bliżej do sukcesu. Pojutrze następna lekcja, napiszę ci sowę z informacją o tym, gdzie się spotkamy. Jeśli masz jakieś pytania, jestem do usług, nie tak ciężko mnie znaleźć. Jeśli cokolwiek, to także jestem do usług. - powiedział, kładąc powoli rękę na chłodnej klamce. Zasalutował Yumi delikatnie wolną dłonią i otworzył ze skrzypnięciem drzwi. -Pamiętaj, Yumi. Pij dużo mleka. - dodał jeszcze rozbawionym tonem na odchodne i zniknął w korytarzu.
z/t
Yumi Mizuno
Temat: Re: Klasa Zaklęć Wto 06 Sty 2015, 15:55
Zacisnęła usta w wąską linię. Może nie powinna o tym mówić i wysilić się dwakroć bardziej? Wybrała ułatwienie, szczerość. Zmarszczyła delikatnie brwi słuchając Francisa i przyglądając mu się ze stoickim spokojem. Cierpliwość była potrzebna w tej dziedzinie nauki i wiedziała o tym. W tym roku rozpocznie edukację niewerbalną programowo, jednakże to było dla Yumi za mało. To krukońska ambicja nakazywała jej złapanie pełną garścią wiedzy, aby móc jej używać w sytuacjach dla niej trudnych. Spojrzała przez okno na ciemniejące niebo. Dni robiły się króciutkie, a tutaj już za chwilę wypadnie moment jej patrolu, obchodu po korytarzach. Myślała o tym z roztargnieniem. Wolałaby się pouczyć, ale skoro odznaka wzywała, mężnie odpracuje obowiązek. - Uważaj na pierwsze piętro. Irytek. Woda. - zapomniała na chwilę o tytule, mając w sobie odruch mówienia do niego po imieniu. Otworzyła usta, aby zaproponować mu grę w szachy za pomocą magii niewerbalnej, gdy poczyni już jakieś postępy, choćby minimalne. Nie powiedziała nic, uśmiechając się do salutu. Przyjęła notes z wdzięcznością, obiecując sobie co wieczorne ćwiczenia rysunkowe i umysłowe. Potrzebowała jak najszybciej opanować choćby minimalny poziom umiejętności mimo świadomości, że niełatwo jest się tego wybitnie nauczyć. - Dzięki. Będę pić mleko i się nie martw. Pozory mylą. - zamrugała, zgarniając z parapetu jeża oraz plecak. Podbiegła do niego zanim wyszedł, wręczając mu do ręki mapę od profesor McGonagall. Żwawym krokiem pobiegła ku schodom, ucieszona, że ma zadanie domowe z niewerbalki.
[zt]
Soleil Larsen
Temat: Re: Klasa Zaklęć Pią 13 Lut 2015, 11:55
Było już po zajęciach. Może nie dawno po, ale chwilę i wszyscy uczniowie spędzali wolny czas w tych częściach zamku, które nie kojarzyły się bezpośrednio z nauką, no, chyba, że mowa o bibliotece. Częściowo wylali się na zalane jesiennym słońcem błonia, częściowo rozrabiali na korytarzach lub spotykali się ze znajomymi, a częściowo zajadali się pysznościami w Wielkiej Sali, bo była właśnie pora wczesnej kolacji i w sporej części Zamku można było sycić się kuszącymi zapachami jedzenia, przygotowanego sumiennie przez skrzaty domowe. Ale Sol nie znajdowała się w żadnym z wyżej wymienionych miejsc. Siedziała na szerokim, kamiennym parapecie w Sali Zaklęć i odmrażała sobie pupę, bo choć wciąż panowały przyzwoite temperatury, mury zamku pozostawały równie zimne, jak zazwyczaj. Charakterystyczny dla niej tęczowy, włóczkowy szal leżał na jej podwiniętych kolanach, a drobne, zdawałoby się dziecięce palce gładziły niewielkie zgrubienie materiału. Na twarzy Sol malował się wyraz smutku i zatroskania. Widać było wyraźnie, że czymś się martwi, bo promieniowało to z całej jej osoby. Słoneczko taka właśnie była, przeżywała każdą emocję mocniej i wyraźniej niż większość osób i wcale się z tym nie ukrywała. Teraz zaś miała chyba poważny problem, który kazał jej się schować w tej opustoszałej części zamku i od czasu tęsknie zerkać na błonia, gdzie ludzie śmiali się i dobrze bawili. Z ust Sol wydobyło się dość markotne westchnienie, ale dłoń nie ustawała w wysiłkach i nadal gładziła delikatnie i z wyczuciem niewielki wzgórek, który tajemniczo przemieścił się z lewego, na prawe kolano dziewczyny.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Klasa Zaklęć Pią 13 Lut 2015, 13:53
Są rzeczy, których Francis nigdy przenigdy w swoim życiu nie opuściłby z własnej woli. Jedną z takich rzeczy była wczesna kolacja. Podobnie jak podwieczorku, śniadania, drugiego śniadania, obiadu i wyjątkowo później kolacji albo wyjątkowo wczesnego śniadania - Francis nie opuściłby tej okazji bez przyczyny. Tym razem był powód dla którego Francis truchtał po kamiennych schodach przeklinając w duchu pyszne zapachy które dobiegały do jego nosa. Nieco zdyszany już zbiegał po kolejnych stopniach wyliczając sobie po cichu, w głowie, w rytm własnych kroków przecinających milczenie panujące na tym korytarzu. Tuptuptuptup. Klopsy, cholera. Zjadłbym klopsy. Tuptuptuptuptup. I jakiś nowy kompot, czuję. Tuptuptuptup. Tup. Tup. Francis przystanął na moment, zatrzymując się w pół kroku, poprawił koszulę, która lekko zmarszczyła się u dołu po całym dniu prowadzenia zajęć i mruknął w skupieniu. Zaraz ruszył znowu, jakby czujniejszy. Zapiekanka szparagowa. Z serem na wierzchu. Francis wciągnął głęboko powietrze. Chrupiący ser. W końcu jednak młody stażysta zrezygnował zupełnie i zwolnił kroku. Nie paliło się, a że akurat w ostatnim momencie przypomniał sobie o zaległych pracach do sprawdzenia na jutro nie miało żadnego znaczenia. Zwolnił i uspokoił się zaraz jakoś wewnętrznie i już nie tuptał rączo po stopniach, ale schodził spokojnie, napawając się przyjemnym zapachem. Dotarł w końcu do sali zaklęć, nacisnął leniwie chłodną klamkę i zaraz poczuł jak mocarny przeciąg przejeżdża po francisowych plecach i z trzaśnięciem domyka drzwi. Stażysta w pierwszym odruchu nie zauważył osóbki siedzącej na parapecie i gładzącej spokojnymi, leniwymi nieco ruchami swój tęczowy szalik. Francis podszedł do biurka i wygrzebał z szuflady plik dokumentów, schylony podniósł wzrok leniwie do okna i zauważył Sol, we własnej osobie. Nie poznał w pierwszym odruchu z kim ma do czynienia. Skupił się na moment, bo zachodnie światło wpadające przez ogromne okna oślepiało lekko i uniósł dłoń, by zasłonić wpadające mu prosto w oczy promienie. -Co za niespodzianka. Zajęcia się skończyły, Panno Larsen. - powiedział łagodnie, wstając i zdmuchując solidnym podmuchem kurz, jaki nagromadził się na zaległych pracach domowych. Tuman wzbił się w górę, a Francis przez moment pożałował, że nie zajął się tym jednak wcześniej. Jego uwaga jednak szybko wróciła do młodej Gryfonki siedzącej samotnie na tak zimnym parapecie. Wziął plik dokumentów pod pachę i podszedł parę kroków w stronę dziewczyny, zauważając czułe ruchy jakimi obdarzyła szalik. -Głaskasz szalik? Słusznie. Szaliki trzeba głaskać i traktować je z miłością, potem odwdzięczają się. - zaczął swobodnie. Francis nie był detektywem, płaszcz prochowy wisiał w szafie, w gabinecie czekając na nieco bardziej pochmurne czasy, a na razie dawał się podjadać upartym molom, które nic robiły sobie z przeterminowanej naftaliny, czapek nie nosił, zwłaszcza tych ciepłych, bo czuł się w nich zwyczajnie źle, a nawyk popalania fajki odłożył do szuflady, bo więcej było z tego zamieszania niż pożytku, jednak chociaż wszystkie znaki na niebie, na ziemi, no i we francisowej szafie wskazywały, że żaden z niego detektyw, to młody Stażysta sporo zauważał. Zauważał na przykład, w tym konkretnym momencie, że młodą personą rozsadowioną przed nim wygodnie na irracjonalnie chłodnym parapecie coś dręczy. Ciężko było nie zauważyć mętnego spojrzenia skierowanego na błonia. Oh, jakże Francis znał te przeciągnięte nieco w czasie, tęskne uniesienia. Mruknął coś pod nosem i rzucił z lekkim hukiem plik pergaminów na parapet, po czym bezceremonialnie usiadł na nim, machając delikatnie nogami. O nie, Francis może nie był człowiekiem idealnym, ba, nawet wskazane, żeby nie być człowiekiem idealnym i on się z tego idealnie wywiązywał. Jednak jeśli mógłby coś zrobić, to pomóc młodzieży w potrzebie, przecież od tego tutaj był? No i nawet nie robił tego z konieczności, ale czasami czuł, że sama obecność jakiegoś ktosia obok dużo zmienia. Usadowił się wygodniej, oparł plecami o ciepłą, nagrzaną słońcem szybę i ciągnął, bawiąc się frędzlami swojego szalika bezwiednie, mechanicznie i plotąc z nich warkoczyki po to, by zaraz je rozplątać. - Wiesz dlaczego szaliki są takie ciepłe i dlaczego nie wszyscy je noszą? Trzeba traktować je z ciepłem to będą to ciepło oddawały, zupełnie jak ludzie. Twój szalik na pewno dobrze cię ogrzewa, Panno Larson. Dbasz o niego, on zadba o ciebie. - powiedział spokojnie, przymykając oczy, jednak kątem zauważył, dziwne poruszenie na kolanach Soleil. -A twój dodatkowo się porusza. Niesamowite. - dodał półgłosem, lekko zbity z tropu.
Soleil Larsen
Temat: Re: Klasa Zaklęć Pią 13 Lut 2015, 14:15
Sol rzadko bywała głodna albo precyzyjniej – rzadko to odczuwała, bo jej głowe wypełniały najwyraźniej myśli zupełnie innego typu. Należała do tej kategorii ludzi, którym miło było, jeśli ktoś napełnił ich brzuszek, ale jeśli tak się nie działo, cóż, nie czuły się z tego powodu specjalnie źle. A już na pewno w tej chwili ani klopsy, ani nawet zapiekanka szparagowa posypana serem nie oderwałyby myśli Słoneczka od tego, co ją tak bardzo martwiło. Być może było to nie do końca słuszne z jej strony, bo pełny żołądek nie zaszkodzi przecież nigdy, ale Sol miała ostatnimi czasy zbyt wiele spraw, które musiała załatwić w sposób słuszny i przez to dla niej dość bolesny i chyba powoli zaczynało ją to męczyć. Mimo, że tej chwili także dumała nad kwestią tego rodzaju. I dumałaby pewnie tak długo i dłużej nie znajdując dobrego rozwiązania, gdyby nie przybycie Francisa. Wyczuwała w profesor Odinevie pokrewną duszę, dlatego pojawienie się stażysty przyjęła z pewnym zawodem, ale młody Lacroix szybko ją do siebie przekonał i teraz zawsze już witała go ciepłym uśmiechem. Słonecznym. Coś ukrytego w kłębach szalika zawibrowało cichutko. Przez moment przyglądała się w milczeniu mężczyźnie, który walczył z kurzem i stosem prac domowych, ale nie liczyła specjalnie na to, że pozostanie niezauważona. Właściwie wręcz przeciwnie, bo w jej głowie zaczynała świtać myśl, że może Francis jej pomoże, jeśli tylko wytłumaczy mu dobrze o co chodzi. Słuchała z przyjemnością przyjemnego tonu jego głosu, właściwie nie przywiązując większej uwagi do treści, ale kiwając od czasu do czasu głową, zgadzając się na wszystko i na nic, myślami wciąż trwając przy tym małym wzgórku, który krył niespodziankę zawiniętą w poły tęczowego szala. - Czy umie się Pan dobrze śmiać, Panie Lacroix? – zapytała znienacka, w którymś momencie przerywając wywód stażysty i być może wybijając go nieco z tropu, ale taka właśnie była. Potrafiła ni z tego ni z owego wystrzelić z pytaniem , które na oko wydawało się absurdalne, ale dla niej jak najbardziej jakoś łączyło się z daną sytuacją. Dopiero po chwili zorientowała się, właściwie wywnioskowała po wzroku, jakim Francis patrzył na spacerujące po jej kolanach coś, że chyba wzbudziło to zainteresowanie mężczyzny. Uśmiechnęła się odrobinkę szerzej. - Bardzo ładny, prawda? Sama zrobiłam. To już drugi, w poprzednim pochowałam moją starą kocicę, Lunę. – chodziło jej o szal, rzecz jasna, nie to, co się w nim kryło, ale w dość nieporadnej kolejności wtrącała te swoje wypowiedzi. - To Łaskocz się rusza, nie szal. – stwierdziła, jakby to była największa na świecie oczywistość, z resztą przeświadczenie to biło także z jej spojrzenia, które wlepiła w twarz Francisa.
Francis T. Lacroix
Temat: Re: Klasa Zaklęć Pią 13 Lut 2015, 14:49
Francis zmrużył lekko brwi w zastanowieniu. Zaśmiał się raz, nieco sucho. Odkaszlnął, odchrząknął i rozmasował dłonią delikatnie gardło. Zaśmiał po raz drugi, nieco donośniej i nadstawił ucho, słuchając, jak fale roznoszą się po pustej klasie. Z nieukrywaną satysfakcją pokiwał głową dwukrotnie. Uderzył się parę razy w klatkę piersiowa jak rzymianin i zaśmiał ponownie, nieco łagodniej i cieplej. Mruknął raz, potem kolejny. Potem jeszcze raz, drapiąc się przy tym po brodzie. -Nie chcę być nieskromny, ale myślę, ze umiem. - oświadczył, poskramiając jakoś kiełkujące w nim stopniowo zbicie z tropu, które było widoczne jeszcze parę sekund temu na jego twarzy. Nie do końca wiedział skąd wzięło się to nagłe pytanie, jednak z pokorą przyjął je do siebie. Nie do końca zrozumiałe zachowanie Sol i podobnie niezrozumiała kolejność wypowiedzi nie zrażała Francisa, raczej z pewnym zainteresowaniem próbował połączyć odpowiednie skrawki wypowiedzi do siebie i ułożyć jakoś z nich racjonalną całość, pełny komunikat, do którego powinien się odnieść. Przyjrzał się dokładniej szalikowi gryfonki i delikatnie złapał koniuszek szalika przecierając go delikatnie między palcami. Tak. To był zdecydowanie przyjemny szalik. Nie maksymalnie miękki, ale z odpowiednią dawką szorstkości. Zaczepiający przyjemnie o skórę, gruby, z dużymi oczkami, które pozwalały poznać, że jest zrobiony ręcznie. Ten jeden dotyk wystarczył aby Francis mógł ocenić, że to na pewno bardzo ciepły i miękki szalik. Jeżeli było coś sympatycznego na tym świecie, co nie było dostatecznie doceniane to były to miękkie szaliki. Właściwie, nie wiadomo, kto wpadł na pomysł plątania włóczki w jakiś pokrętny sposób którego Francis w żaden sposób nie był w stanie pojąć aby te supełki tworzyły końcu coś długiego i bardzo przyjemnego, ale bez wątpienia ten ktoś był niezaprzeczalnym geniuszem. -Bardzo przyjemny szalik. - skomplementował rzeczowo Francis z uznaniem kiwając głową. O tak, Francis nie komplementował szalików na prawo i lewo. Łaskocz brzmiało dla niego nieco obco, z resztą, nie było czemu się dziwić. Nigdy nie był specjalnie dobry z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Sama księga do tego przedmiotu napawała go pewnym niepokojem, co Francisowi nie często zdarzało się odczuwać w stosunku do słowa pisanego. -Łaskocz? - zapytał jakże inteligencie stażysta zaklęć z pewnym wyczekiwaniem. Łaskocz brzmiało bardzo przyjemnie. Łaszkocz brzmialo jak coś futrzastego i przyjaznego, co bezpośrednio sprawiło, że Francis poczuł się jeszcze bardziej zainteresowany tematem niż przed sekundą.
Soleil Larsen
Temat: Re: Klasa Zaklęć Pon 16 Lut 2015, 13:10
Maleństwo skrywające się w połach tęczowego szala poruszyło się raz i drugi, wibrując delikatnie i wydając z siebie dźwięk przypominający pocieszne „prr prr”, kiedy Francis prezentował swoje znakomite umiejętności z zakresu śmiania się. Nawet ten nieprzytomny uśmiech nie znikający z ust Sol stał się nieco bardziej świadomy i głębszy. I trudno się temu dziwić, skoro być może właśnie znalazła rozwiązanie najbardziej trapiącego ją problemu. I to dobre rozwiązanie, takie, które sprawi, że najmniej osób, najmniej istot będzie cierpiało. - Ja też tak myślę! – potwierdziła z powagą, jakby była to sprawa najwyższej wagi. Uważnym spojrzeniem wciąż lustrowała twarz stażysty, ale w jej oczach zaczynało być widoczne coś w rodzaju nadziei i ulgi. Czasem los sam najlepiej wie, jak pokierować naszymi krokami i krokami ludzi dookoła. Czasem przez zupełny przypadek można było spotkać kogoś, kto zmieniał tak wiele, czasem nawet kogoś, kto zmieniał wszystko. Kiedy Francis zmacał pobieżnie jej szalik, ona odwdzięczyła się tym samym, bez większego skrępowania sięgając dłonią ku czerwonym splotom na szyi mężczyzny. Nie wydawało jej się to niestosowne ani nawet dziwne. Sol zachowała wiele z tego dziecięcego nieskrępowania i czasem dziwiło to ludzi, ale jej wiele ułatwiało. Nawet jeśli częściej bywało kłopotliwe. - Pański również jest niczego sobie. – odwdzięczyła się za komplement i to najzupełniej szczerze, ciepłym, przyjaznym, nawet odrobinę radośniejszym tonem, bo Słoneczko czuła się nieco lżej niż jeszcze parę minut temu. Choć pewnie przedwcześnie, zdecydowanie przedwcześnie, bo Francis wciąż nie wiedział, co tej śmiesznej dziewczynie roi się w głowie. Pytanie o Łaskocza przywitała ze sporym zdziwieniem, choć pewnie nie powinna. Mało kto wiedział o ich istnieniu, mało kto potrafił je rozpoznawać. Niestety ludzie rzadko zastanawiali się, skąd biorą się puchate kłębki kurzu, zalegające po kątach. Sol to wiedziała i za każdym razem ściskało jej się serce. - Łaskocz. – powtórzyła jak echo za Francisem i delikatnymi ruchami odwinęła szal, odkrywając niewielkie, puchate stworzonko. Było rozmiarów nieco większego żuczka i zdawało się właściwie całkowicie składać z czarnych włosów, które gdzieniegdzie przecinały żółte i czerwone pasemka. Przypominające nieco grubsze nitki łapki wyciągnęły się w kierunku dłoni Sol i objęły ciasno jeden z palców, szybko i sprawnie przemieszczając się w kierunku ciepłego zagłębienia dłoni. Sol zaśmiała się cicho, a Łaskocz jakby w odpowiedzi zawibrował i na kilka sekund ukazał nieproporcjonalnie duże, całkiem mądre, stalowe ślepka, którymi obadał nieznaną sobie osobę. Mężczyzna najwyraźniej mu się spodobał, bo stworzonko zawibrowało ponownie, wydając z siebie owo tajemnicze „prr prr”. - To jest Sweter, Sweter jest najprawdziwszym Łaskoczem. – Sol wyciągnęła ufnie dłoń w kierunku Francisa, uśmiechając się zachęcająco - Chce go pan potrzymać?