|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Connor Campbell
| Temat: Re: Część główna biblioteki Pon 20 Lip 2015, 20:15 | |
| Tego dnia Ślizgon wyjątkowo wstał z łóżka prawą nogą. Wszystko wskazywało na to, że nie może stać się nic złego. Nawet ciężkie chmury, które dobre kilka tygodni temu zadomowiły się nad zamkiem, postanowiły dopuścić trochę słabych promieni słonecznych do powierzchni ziemi. Poza tym był poniedziałek, a właśnie w ten dzień tygodnia Kanadyjczyk miał tylko zajęcia, które uwielbiał, czyli Eliksiry, Transmutację i Zielarstwo. Jednakże jeszcze zanim rozpoczął lekcje wszystko zaczęło się sypać. Podczas podróży z dormitorium wprost na zajęcia z Eliksirów (nie przepadał za jadaniem śniadań) natrafił na potężne bagno, zajmujące pół korytarza, będącego najkrótszą drogą do sali eliksirów. W związku z tym był zmuszony dotrzeć na swoje ulubione zajęcia okrężną drogą. Niestety spóźnienie kosztowało go dodatkowy esej na temat Wywaru Żywej Śmierci. Przez resztę dnia chodził po korytarzach z posępną miną pod nosem siarczyście wyklinając tego pomysłowego żartownisia, który to rano wpadł na wspaniały pomysł utworzenia bagna w samym środku lochów. Tak więc po beznadziejnie spędzonym, lecz pięknie się zapowiadającym dniu Campbell musiał kiblować w bibliotece, aby sklecić chociaż kilka sensownych zdań w swoim dodatkowym eseju. W odpowiedniej alejce znalazł książkę, do której ostatnimi czasy zaglądał bardzo często, gdyż posiadała wszystkie potrzebne mu informacje na temat historii, wynalazcach oraz udokumentowanych i dokładnie opisanych działaniach każdego eliksiru. Oczywiście jak większość książek w hogwarckiej bibliotece nie było to cholernie ciężkie tomiszcze, dlatego też musiał ją nieść w ramionach jak niemowlaka, co zapewne wyglądało naprawdę przekomicznie! Zwłaszcza w połączeniu z jego niezadowoleniem, które przez cały dzień miało czas na wymalowanie się na twarzy bruneta. - Co tak jęczysz, Vedran? - odparł kiedy, przechodząc obok ukrytego biurka z jedną świeczką, usłyszał ciche prychnięcie i nieco głośniejszy jęk zawodu. Przystanął na chwilę, wpatrując się w Puchonkę z ukosa i oczekując na jej odpowiedź. |
| | | Antonija Vedran
| Temat: Re: Część główna biblioteki Pon 20 Lip 2015, 22:19 | |
| Kiedy kolejna księga nie przyniosła odpowiedzi na niespodziewane pytanie z malinowych warg Puchonki wyrwał się głośny jęk zawodu, a ona sama zamknęła tomisko z głośnym trzaskiem. Z miną tak kwaśną jakby przed sekundą trafiła na fasolkę o smaku wymiocin oparła głowę o skórzaną okładkę starając się zebrać myśli. Co jeśli to nie jest roślina magiczna? Co jeśli to zwykły kwiatek jakich rośnie setki tysięcy na całym świecie? Co jeśli nic nie można z tego zrobić? Może czas odłożyć "Magiczne rośliny" na półkę i sięgnąć po zwykły poradnik ogrodniczy? Znajomy głos przerwał jej rozważania, a ona wyprostowała się jak struna odwracając głowę tak szybko, że długi kucyk z jej własnego włosia uderzył ją w policzek. Nie przejęła się jednak tym ani trochę. Całą swoją uwagę skupiła na Ślizgonie który zwrócił się do niej po nazwisku. Mało kto to robił. Connor jednak robił to dostatecznie często. W zasadzie zawsze. - Jęczenie zawsze daje mi masę satysfakcji- wyszeptała podnosząc się i zabierając książkę razem ze sobą po czym skierowała się w stronę półki z której wzięła książkę, żeby wziąć dla odmiany poradnik ogrodniczy. - A ty co tutaj robisz, Campbell? - zapytała cicho wracając na swoje miejsce. Pytanie zadane nieprzypadkowo. Znała go wystarczająco długo żeby wiedzieć iż dobrowolnie nie zapuszcza się w te rejony Hogwartu. Ona w sumie też nie była stałą bywalczynią biblioteki. Odłożyła książkę i pewna myśl która zaprzątała jej głowę jeszcze tuż po przebudzeniu powróciła. - Powiedz, że masz w swoich zapasach troszeczkę skórki z pomarańczy i zarodnik paproci i że mi pożyczysz dopóki nie przyjdzie moje zamówienie? - uśmiechnęła się słodko przechylając nieco głowę. Dopiero po kilku sekundach przypomniała sobie, że zarodnik paproci jest stosowany chyba tylko przy amortencji i na chwilę przestała się uśmiechać. Nie potrzebuje tego rodzaju złośliwości. Mogła wymieniać ironiczne uwagi na każdy temat, ale nie znosiła kiedy ktoś zauważał, że co chwila waży w swoim kociołku eliksir miłosny z którego słynęły desperatki. Nie była desperatką. Była... Po prostu lubiła ten zapach. Uspokajał ją. Wprawiał w błogi nastrój. Nie ma nic w tym złego, prawda? |
| | | Connor Campbell
| Temat: Re: Część główna biblioteki Wto 21 Lip 2015, 22:19 | |
| Co jak co, ale Campbell nie był w stanie zwracać się do Puchonki po imieniu. Po prostu jego zdaniem nie pasowało do niej, natomiast nazwisko miała wręcz obłędne i jak tylko miał okazję to je wypowiadał. W sumie do nikogo innego nie zwracał się po nazwisku, a Vedran nie pozostawała mu dłużna. To była ich taka mała tradycja. - Satysfakcję z jęczenia to powinnaś mieć w łóżku, a nie nad książkami -odparł przyciszonym głosem, okraszonym nutą zgryźliwości. Jak zawsze wyraz jego twarzy był nieprzenikniony. Z powagą wpatrywał się w Antoniję swoimi ciemnymi tęczówkami, jakby chciał samym spojrzeniem przewiercić się przez jej czaszkę. Campbell często nie zdawał sobie sprawy, że z taką miną niekiedy wyglądał naprawdę przerażająco. - A miałem zamiar zabrać się za dodatkowy esej na elki za spóźnienie, ale chyba jednak wolę pojęczeć nad książkami. - W tym momencie na wąskie usta Kanadyjczyka zagościł iście diabelski uśmiech, a w oku można było dostrzec błysk rozbawienia. - Chcesz mi pomóc? - wyszczerzył się w szerokim uśmiechu ukazując Puchonce swoje nienaganne uzębienie. Wbrew pozorom Ślizgon traktował Chorwatkę jak prawdziwą przyjaciółkę. Ich sympatia do siebie nigdy nie opierała się na wzajemnym pożądaniu, co nie wykluczało tego, że byli ludźmi i wszystko co ludzkie nie było im obce. - A ty znowu warzysz amortencję na tego Trolla? - Kanadyjczyk pokręcił głową z dezaprobatą. Już tyle razy próbował wybić Puchonce z głowy pomysł usidlenia nauczyciela Transmutacji. Kto by pomyślał, że tak beztroska i miła istotka jest w stanie upijać eliksirem nauczyciela przed każdymi zajęciami, aby tylko zdobyć kilka punktów dla domu i mieć taryfę ulgową podczas zajęć. Kanadyjczyk nie raz proponował Tośce pomoc w nauce Transmutacji, ale za każdym razem otrzymywał odmowę. - Pożyczę, tylko powiedz co ja z tego będę miał? - Skrzyżował ręce na piersi (oczywiście wcześniej odkładając książkę, którą dzierżył na blat biurka) i posłał Puchonce wyzywające spojrzenie. |
| | | Antonija Vedran
| Temat: Re: Część główna biblioteki Sro 22 Lip 2015, 00:23 | |
| Słysząc jego uwagę uniosła nieco brew, aby zaraz wybuchnąć perlistym śmiechem. Szybko jednak się zreflektowała i przycisnęła drobną dłoń do ust starając się zagłuszyć ten dźwięk jak najskuteczniej. Podśmiechujki w bibliotece? Toż to niedopuszczalne barbarzyństwo które może być ukarane tylko w jeden sposób: wygnanie poza mury świątyni mądrości. Nie była jednak gotowa na banicję. Zagadka dnia dzisiejszego nie została jeszcze rozwiązana, a bez rozwiązania nie uśnie, bo ciekawość nie da jej spokoju. Dlatego też ucichła nasłuchując szurania papuci pani B. ale takowego odgłosu nie usłyszała. Odetchnęła cicho z ulgą i z szerokim uśmiechem na ustach otworzyła książkę na pierwszej stronie. Agawa, akacja, aksamitka... Nie, nie i jeszcze raz nie. - Jesteś już dużym chłopcem, Campbell. Na pewno sobie poradzisz bez mojej pomocy! Przynajmniej dotychczas doskonale Ci szło... - odpowiedziała szeptem posyłając mu wymowne spojrzenie spod wachlarza ciemnych rzęs zanim znów czekoladowe tęczówki zaczęły przyglądać się kolejnym ilustracjom zamieszczonym w "Poradniku Troskliwego Ogrodnika, czyli co każdy czarodziej powinien mieć w swym przydomowym królestwie". Wiedziała, że żartował. Ich znajomość była długa i dość bliska. Tak naprawdę mogła go nazwać swoim przyjacielem, choć nie używała tego określenia zbyt często. To przecież takie nienaturalne. On jest w Slytherinie. Jest czystokrwistym Ślizgonem, a co za tym idzie- powinien pogardzać Puchońską mieszanką genów czarownicy i mugola. Jemu jednak wydawało się to nie przeszkadzać. Może dlatego ta znajomość ma szansę istnienia. Dwuznaczność jego wypowiedzi nie robiła na niej żadnego wrażenia. Odkąd mózg przeniósł mu się do tej mniejszej główki schowanej w jego gaciach ten klimat rozmowy był niemalże nie do uniknięcia. Tosi to jednak nie przeszkadzało. Można by rzec, że trafił swój na swego, choć przy innych nie pozwalała sobie na takie mało wyrafinowane poczucie humoru, bo to przecież młodej damie nie wypada. I wiedziała, że pomimo tych żartów nigdy nic z tego nie będzie, bo przecież jak mogłoby być? - Co będziesz miał, co będziesz miał... Moja wdzięczność i uśmiech nie wystarczą? - odparła na chwilę podnosząc głowę, po czym przewróciła kartkę i... jest! Zagadka rozwiązana. To dalia. Żółta dalia. Teraz czas na znalezienie słownika mowy kwiatów. Nie byłaby Puchońską nastolatką gdyby nie sprawdziła czy to cokolwiek znaczy. Cokolwiek więcej. Cokolwiek w tym sensie. Dlatego bez słowa ruszyła szybko między póki żeby zaraz wrócić z kolejną, tym razem bardzo cieniutką książką szybko znajdując odpowiednią stronicę. - Dlaczego mnie odrzucasz? - wyszeptała unosząc obie brwi wysoko do góry. To pomyłka, to już na pewno pomyłka. Zamknęła książkę z trzaskiem, aż kurz uniósł się do góry i na chwilę ukryła twarz w dłoniach w międzyczasie zmuszając szare komórki do wysiłku. Kto? - teraz to pytanie było najważniejsze. - Ślizgon nie wysłałby dziewczynie kwiatka. Krukon też nie, prawda? - wyraziła nieco głośniej swoją wątpliwość oczekując potwierdzenia swoich domysłów ze strony Kanadyjczyka. |
| | | Connor Campbell
| Temat: Re: Część główna biblioteki Czw 23 Lip 2015, 19:12 | |
| Z racji tego, że Campbell wychowywał się tak naprawdę poza swoją ojczyzną, wśród naprawdę różnorodnych ludzi, którzy niekoniecznie byli czarodziejami, czystość krwi nie miała dla niego specjalnego znaczenia. Dla Connora o wartości człowieka mówiły jego czyny i to co miał w głowie, a nie z jakiej krwi się zrodził. Przecież można być czarodziejem czystej krwi, bądź arystokratą, ale jednocześnie można być totalnym pacanem, czym wielu wcześniej wymienionych się aż nad to wykazywała. To aż dziwne, że z takim jego podejściem do tego tematu Tiara przydzieliła go do Slytherinu, ale najwyraźniej inne cechy osobowości Kanadyjczyka przeważyły szalę. W sumie chłopak nigdy nad tym nie ubolewał, ani tym bardziej nie był strofowany przez innych przynależących do domu Węża, co sprawiało, że naprawdę się dobrze czuł w Hogwarcie, będąc tu zaledwie rok. - Psujesz wszystko! - parsknął z oburzeniem, spojrzeniem ciskając w Antoniję piorunami. Brunet czasem żałował, że nie ma aż takiej mocy, aby jego groźne spojrzenia były urzeczywistnione, ale jak to zostało wspomniane wcześniej - nie w przypadku Chorwatki. Freinds zone forever! - Gdyby wystarczyły to bym nie pytał... - posłał Puchonce spojrzenie spode łba, zastanawiając się czy zaoferowanie czegoś w zamian innemu człowiekowi było naprawdę takie trudne. On na przykład zawsze starał się odwdzięczyć swoim wierzycielom albo przysługą, albo czymś materialnym i zazwyczaj oczekiwał tego samego od swoich dłużników. Jakoś niespecjalnie odnajdywał w sobie dobrego Samarytanina, który bezinteresownie pomaga ludziom i uważał takie zabiegi za nudne. Targowanie się zawsze dodawało trochę smaczku do danej sprawy, a widząc przed sobą perspektywę tego co może dostać w zamian był bardziej skory do wspomagania tych w potrzebie. - Zależy jaki Ślizgon i jaki Krukon, ale jeżeli mówimy o nich w stereotypowym spojrzeniu to nie. Chociaż skoro warzysz amortencję i rozsyłasz ją na prawo i lewo to ciężko stwierdzić kto mógłby Ci wysłać tę dalię. - Odparł rzeczowo, ponownie przybierając swój nieprzenikniony wyraz twarzy. - Jeżeli tak bardzo zależy Ci na odkryciu kto Ci go wysłał może spróbuj pokombinować z jakimiś zaklęciami lub eliksirami ujawniającymi. Jakbym to ja miał wysłać dziewczynie, którą bym lubił a ona nie widziałaby o moim istnieniu... - w tym momencie parsknął cichym śmiechem. - Dobra, to byłby zły przykład. Która mogłaby nie wiedzieć o moim istnieniu? No, ale do sedna. Starałbym się jakoś zaszyfrować wiadomość do niej... powiedzmy na płatkach, albo na łodydze oczywiście nie ujmując kwiatkowi wdzięku. - Dokończył myśl, delikatnie przeciągając opuszkami palców po jednym z pomarańczowych płatków. |
| | | Antonija Vedran
| Temat: Re: Część główna biblioteki Czw 23 Lip 2015, 20:23 | |
| Jego spojrzenia nie robiły na niej większego wrażenia, choć gdyby go nie znała tak dobrze z pewnością szukałaby najbliższej drogi ucieczki. Zamiast tego posłała mu w powietrzu buziaczka uśmiechając się jeszcze szerzej. Wiedziała, że sobie żartuje. Nie należała do tych osób które czerpią satysfakcję z wyprowadzania innych jednostek z równowagi. Wróć. Jednostek które lubi. Wyprowadzanie z równowagi Ślizgonów jednak przynosiło jej odrobinę radości. Ale taką malutką malutką odrobinę, bo przecież Tosia jest dobrym dzieckiem. Bardzo dobrym dzieckiem. Trochę niekochanym przez mamusię, ale mimo wszystko dobrym. Westchnęła przeciągle posyłając mu nieco urażone spojrzenie. - Dzięki za pomoc, Campbell. Jak zwykle twoja bezinteresowność powaliła mnie na kolana - powiedziała cicho zakładając nieco nonszalancko nogę na nogę. Westchnęła ciężko i przymknęła na chwilę powieki. Amortencja może zaczekać. Są ważniejsze sprawy. Jak na przykład to kogo odrzuca. Na dobrą sprawę nie przychodził jej do głowy nikt inny oprócz Anthony'ego. Byli ze sobą przez całe wakacje, potem grzecznie się rozeszli i dla dobra wszystkich, a przede wszystkim dla swojego własnego dobra zrobiła wszystko, żeby się z nim nie spotykać. Nie było to aż takie trudne. Kiedy jednak się na niego natykała to mówiła mu miło "cześć" żeby zaraz zniknąć. On jednak nie wysłałby jej kwiatka. Więc to z pewnością nie on. To z pewnością nie mowa kwiatów. To najzwyklejsza w świecie pomyłka. Sowa która przyniosła pakuneczek była na bani po przedawkowaniu pokarmu dla sów. A może jakiś inteligent zamiast wody poił ją kremowym piwem? Tak czy siak to pomyłka którą nie należy sobie zaprzątać głowy. Przynajmniej do takich wniosków doszła tuż przed tym jak usłyszała teorię Kanadyjczyka. - Nie rozsyłam jej na prawo i lewo, Connor. I nie mam tajemniczych wielbicieli. Nie mam nawet zwykłych wielbicieli nie wspominając już w ogóle o tych tajemniczych. Najwidoczniej sowa musiała się pomylić. Tyle, nic więcej... Zapomnijmy o sprawie - jej szept był nerwowy, tak samo jak i ruchy. Teraz paznokciem kciuka lewej ręki skrobała stolik tuż obok okładki, a dolna warga zaczynała jej nieco drżeć. Co jeśli to jednak Anthony? Powinna z nim porozmawiać. Szkoda, że to takie... trudne. Niby udawała, że nic się nie stało i wszystko jest cudownie, ale tak naprawdę czuła pustkę, bo przez chwilę jej pragnienia wyprzedziły rzeczywistość. - Wiesz już czy wracasz na święta do domu? - zapytała cicho starając się zmienić temat na bardziej neutralny. - I z czego masz ten esej? Mogę napisać za Ciebie. |
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Część główna biblioteki Pią 24 Lip 2015, 01:17 | |
| Tajemniczy kwiat wcale nie był pomyłką, ale czy Antonija mogła o tym wiedzieć? Może kiedyś się przekona. Jak na złość podczas jej rozmowy z Ślizgonem jakiś trzecioklasista czający się po drugiej stronie regału zrzucił książkę, która z łoskotem spadła pod nogi Puchonki i otworzyła się. Gdyby to było na tyle... ale stronice zaczęły wrzeszczeć. Tak, krzyczeć jak opętane. W dodatku głosem dziecka. Rumor zrobił się na całą bibliotekę. Lecz nie to było problemem, oj nie... Zaraz przy parze pojawiła się pani Pince, która dyszała i charczała złowieszczo. Na widok książki aż poczerwieniała. -Co to ma znaczyć?! Żadnego poszanowania dla słowa pisanego! Żadnej kultury! Natychmiast proszę ją podnieść, pogłaskać wzdłuż grzbietu i odłożyć na miejsce! -warknęła. Nie było wyjścia. Albo wysłuchać bibliotekarki, albo uciekać. Najlepiej w podskokach. |
| | | Connor Campbell
| Temat: Re: Część główna biblioteki Pią 24 Lip 2015, 19:46 | |
| - Cóż, powinnaś wiedzieć, że bezinteresowność nie jest moją mocną stroną - odparł rozkładając ramiona w geście bezradności. Jednakże na ustach Campbell czaił się delikatny uśmiech. Jak zwykle co innego mówił, co innego myślał i co innego robił. - Jak zwykle wypierasz to co oczywiste. - mruknął kręcąc głową, gdyż często nie potrafił zrozumieć niektórych jej wyborów. Connor rozpatrywał każdą sytuację tylko w dwóch kolorach - czarnym i białym. Vedran natomiast wolała rozłożyć wszystko na części pierwsze, poprzekładać i złożyć z powrotem w zupełnie innej kombinacji. Takie rozumowanie było dla Kanadyjczyka zbyt zawiłe, natomiast dla Antoniji podejście Connora było zapewne zbyt proste. I może właśnie to sprawiało, że do tej pory nie znudzili się swoim towarzystwem, gdyż każde z nich mogło podczas rozmowy przedstawić swój punkt widzenia, często pomagając sobie na wzajem. Nim Kanadyjczyk postanowił ponownie się odezwać do Puchonki obok nich rozległ się przeraźliwy wrzask, który bezlitośnie wwiercał się w ich bębenki. Cholerne dzieciaki! - pomyślał, obiema dłońmi zatykając sobie uszy. Oczywiście w mgnieniu oka pojawiła się obok nich słynna Pani Pince, która nigdy, przenigdy nie była widywana w zamku poza biblioteką. Po zamku krążyło o niej naprawdę wiele plotek, od przypuszczeń o jej wampiryzmie po to, że się żywi jedynie czytanymi słowami. Mimo tego, że Campbell niespecjalnie wierzył w plotki wolał się trzymać z daleka od tej niezmiernie tajemniczej kobiety. W końcu nigdy nie wiadomo, w której plotce tkwi ziarenko prawdy. - Spokojnie, zajmę się tym. - rzekł zarówno do bibliotkarki, jak i do przyjaciółki. Sprawności mu nie brakowało, dlatego szybko się schylił, aby sięgnąć po rozwrzeszczaną książkę, wyprostował się i pogładził książkę po grzbiecie (tak aby strażniczka tego miejsca widziała), która w skutku tego sama się zamknęła. Kanadyjczyk wsunął tomisko na półkę i posłał kobiecie wymowne spojrzenie, po czym przeniósł swe czekoladowe ślepia na Chorwatkę z zamiarem odpowiedzenia na jej wcześniejsze pytania. - To zależy czy Connie będzie wracać. Jeszcze sama się nie zdecydowała, a bez niej w sumie nie mam co tam robić. Wiesz jak jest. - Na zakończenie jedynie wzruszył ramionami. Jednakże kiedy dziewczyna w końcu zaproponowała mu coś konkretnego w zamian za składniki do amortencji jego twarz pojaśniała. - Historia Wywaru Żywej Śmierci od pierwszej wzmianki o nim do dziś. Masz zaliczkę. - odpowiedział szczerząc się do Tośki, po czym wcisnął jej w dłoń sakiewkę, w której znajdowały się skórki pomarańczy. - Paproć dostaniesz później. - dodał czysto informacyjnie po czym pochylił się w stronę dziewczyny i sprzedał jej buziaka w policzek, który był jednocześnie podziękowaniem i pożegnaniem, gdyż chwilę później Ślizgon zmierzał do wyjścia z hogwarckiej świątyni książek. Chwilę później Puchonka odłożyła książki na miejsce i również wyszla z biblioteki. |
| | | Gość
| Temat: Re: Część główna biblioteki Czw 24 Wrz 2015, 16:31 | |
| Poprawiam okulary chyba po raz pięćsetny - cały czas spadają mi z nosa, kiedy pochylam się nad kolejną książką. Mój wzrok przebiega po czarnych literach i pochłania z zapałem każde napisane zdanie. Odcinam się od świata, znikam w zawirowaniu własnych rozmyślań. Nie zwracam uwagi na to, co dzieje się dookoła mnie - zresztą i tak panuje tutaj cisza, a wszyscy są zajęci, jedynie wymieniając spostrzeżenia w formie ledwo słyszalnych szeptów. Nie wsłuchuję się w nie, nigdy nie byłem specjalnie wścibski, poza tym jestem zainteresowany czymś zupełnie innym. Muszę ją odnaleźć, powtarzam z uporem w myślach, wytężam wzrok i staram się maksymalnie skupić. Gdzieś w końcu jest ta właściwa!, czuję się zobowiązany dodać, w celu podbudowania własnej motywacji. Nie siadam; czuję nieprzyjemne napięcie mięśni, ale nie rezygnuję z aktualnej pozycji. Znowu nic. Wzdycham sam do siebie ciężko, przewracam rzędy kartek, przejeżdżam opuszkami palców po ich chropowatej powierzchni. Nic! Czytałem już podobne informacje, nie dowiem się dzięki tej lekturze żadnych nowych rzeczy. Poprawiam okulary – będę tak robić w nieskończoność i ze zrezygnowaniem badam własną sytuację. Decyduję się wreszcie usiąść, książki nie zamykam; łudzę się, że jeszcze może mi się do czegoś przydać. Że jeszcze coś zauważę, bo w końcu przejrzałem ją tylko pobieżnie. Musisz wiedzieć, że biblioteka jest jednym z moich ulubionych miejsc. Jeśli nie wiesz, gdzie jestem – udaj się tam, a na pewno mnie spotkasz. Najczęściej chodzę samotnie, choć nie stronię od towarzystwa innych. Lubię tę ciszę, lubię zapach starych książek, lubię nad nimi siadać i poznawać każdą powoli – strona po stronie, kartka po kartce. Aż chciałoby się powiedzieć, że prawdziwy ze mnie Krukon. Owszem, uwielbiam naukę i nie mam zamiaru się tego wstydzić. Prędzej można się bać niewiedzy, bycia kompletnym ignorantem – wychodzę z tego założenia i moje sumienie muszę uznać za całkowicie czyste. Poświęcam tę chwilę na krótkie rozważania. Wbrew pozorom nie jestem takim poukładanym człowiekiem i zdarza mi się ulegać różnym impulsom. Na przykład teraz – udałem się tutaj w celu odrobienia lekcji, a jak zwykle nie mogłem się powstrzymać od przejrzenia tytułów z transmutacją! Słaba moja wola, boleję nad tym. Mam ochotę pokręcić z politowaniem głową, nad własnym losem, ale ostatecznie powstrzymuję się od tego drobnego gestu. Muszę odłożyć książkę i wziąć się wreszcie do roboty, ale… Zanim to zrobię, przejrzę jeszcze choćby kawałek, może później do niej wrócę, kto wie? Zerkam już bez większego zastanowienia na spis treści, patrzę z góry na dół na tytuły. Mogę sobie pozwolić na odrobinę czasu dla siebie, najwyżej jeśli nie będę do końca przygotowany… Trudno. Oceny nie są najważniejsze. Dziwny ze mnie uczeń Ravenclawu, ale to nie tak, że uważam je za zbędne, dla mnie liczy się o wiele bardziej sama nauka. Wolę poświęcać się temu, co mnie naprawdę interesuje. Czytam w spokoju książkę, nie przejmuję się nawet zsuwającymi się z nosa okularami. Całe szczęście, że moja wada nie jest dosyć duża – nie muszę nosić ich cały czas, przynajmniej mam trochę skróconą mękę. Dociera do mnie poruszenie w bibliotece, odnoszę takie wrażenie, choć nie wiem, czy to nie mój własny wybryk wyobraźni. Jestem skupiony do tego stopnia, że nawet nie rozglądam się po uczniach. Bo w końcu co może się wydarzyć w starej, spokojnej bibliotece? Wszyscy zajmują się swoimi sprawami i nauką. Nie wytrzymuję jednak ogarniającego mnie przeczucia i odrywam wzrok w połowie czytanego zdania. Następnie już tylko zastygam w bezruchu, a w moje spojrzenie przybiera pytający wyraz – sam nie wiem czemu, w końcu wątpię, by cokolwiek było ze mną związane. |
| | | Gość
| Temat: Re: Część główna biblioteki Czw 24 Wrz 2015, 17:07 | |
| Księgi, książki i książeczki. Wszystkiego od groma można znaleźć w niekończącej się bibliotece Hogwartu. Teoretycznie, bo w praktyce słomkowa dziewczyna tka mówi, gdyż nigdy nie miała na tyle odwagi by wstąpić do Działu ksiąg zakazanych. Zaprawdę kuszące, ale nie miałaby jakichkolwiek szans na wyjście stamtąd samotnie. Natychmiast by wpadła w złe sidła Filcha i jego ohydny oddech, który zapewne dorównuje ogniem wyzioniętym z potężnych płuc Rogogona. Jednak to określenie "zapewne" jest odpowiedni, gdyż nic nie jest gorsze o gorących płomieni i nie pomijając faktu, że ten charłak prędzej by został zjedzony niż zdążyłby cokolwiek powiedzieć czy pokazać te swoje... śliczne zęby. Zawitała do tego pachnącego pergaminem, drewnem oraz podżółkniętymi kartkami miejscem już jakiś czas temu. Zaszyła się w kącie przy oknie i pochłaniała jedną z lektur, które sobie obrała za cel. Nie obyło się bez małego przedstawienia podczas, którego doszło do zderzenia między nią, a jakimś młodszym Krukonem. Tylko nie wiedziała czy to z jej winy czy po prostu znowu stała się niewidoczna jak duch pod swoimi blond włosami i lekko podkrążonymi oczami. Nie spała całą noc, napoiła się jakimś tajemniczym naparem od skrzatów w kuchni. Teraz nie mogła zasnąć i szukała sobie zajęcia gdyż nie jest to jej pora na życie. Budzi się dopiero w okolicach wieczornych, funkcjonuje całą noc, a potem cały dzień zajęć. Newton Scamander. Osobistość, którą powinna się zainteresować już dawno. W końcu to on jest autorem jej ulubionej księgi i właściwie podstawowej z jakiej musi korzystać na ukochanych zajęciach Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Ubóstwia, uwielbia i wszystko co najlepsze. Z braku laku postanowiła zapoznać się właśnie z nim. W pewnym momencie czytania zamknęła gwałtownie książkę wyraźnie czymś zirytowana. Wydęła dolną wargę co w jej wypadku oznaczało jedynie przykry smutek. Złapała za książkę i wstała głośno przesuwając krzesło co zwróciło na nią uwagę spojrzenia innych. Zignorowała je, jak to duszek i ruszyła w stronę regału skąd ją zdobyła. Wtem przechodząc za plecami jej znajomymi! Tak, jest wstanie rozpoznać osobę nawet oglądając ją od tyłu. Minęła ją, zatrzymała się i obróciła na pięcie. -Looogan! - wypowiedziała jego imię przedłużając jedną z literek, na tyle cicho i melodyjnie by zabrzmiało to równie dobrze jak jęk szyszymory. Nie obchodziło ją co robił, po prostu dosiadła się obok i przycisnęła książkę do stolika - Scamander był Puchonem - wyjęczała mu do ucha, a w jej oczach pojawiły się łezki, które starała się powstrzymywać. Takiego smutku zaprawdę dawno nie przeżyła i wzięło ją na żale. A tak się złożyło, ze to Krukon tu był to i padł ofiarą zagubionej duszyczki. Zaprawdę fakt ten wywoływał w jej główce wiele smutku, chyba jednak pożałuje, że odnalazła ten tom. Puchon. Naprawdę? Tego się nie spodziewała, marzyła o Krukonie bądź Gryfonie. Zaprawdę była rozczarowana tym faktem, do którego żywiła tak wielkie nadzieje i w jednej chwili prysły jak bańka mydlana, którymi bawiła się będąc jeszcze bardziej denerwującym szkrabem. Gdzieś tam w środku, w tym momencie pragnęła małego pocieszenia i czegoś na poprawę humoru. Chyba była dość samolubna myśląc o sobie i bezczelnie przerywając pochłoniętemu w treść podręcznika Loganowi. Zaprawdę zły z niej człowieczek. Wytarła paluszkiem nieistniejącą łezkę z policzka i podciągnęła noskiem -Co czytasz? - rzuciła luźnym pytaniem z myślą, że zmiana tematu jednak ją oderwie od przykrych myśli, co naprawdę trudnym było zadaniem. Takich rzeczy tak łatwo nie wybacza, a słynie podobno z tego, że wszelkich urazów nie kryje. |
| | | Gość
| Temat: Re: Część główna biblioteki Czw 24 Wrz 2015, 18:38 | |
| Mój wzrok nie dostrzega niczego podejrzanego. Wszyscy jak siedzieli, tak siedzą, pogrążeni w ciszy przerywanej co jakiś czas odgłosem przewracanych kartek. Ty też masz coś do roboty, odzywa się we mnie wewnętrzny głos, przypominając nieustannie, że w końcu powinienem zrobić coś konkretnego. Biorę głębszy wdech i już chcę znów pochylić głowę, otworzyć swój umysł na kolejną porcję informacji ale - ale! nagle moja równowaga zostaje zupełnie zachwiana, a dotychczasowy spokój jakby rozsypuje się na tysiące drobnych kawałeczków. Odwracam głowę w kierunku znajomego głosu, a po moim ciele przebiega dreszcz, gdy tylko słyszę dźwięk własnego imienia. Możesz się zastanawiać - czemu taki tchórzliwy ze mnie człowiek?, ale naprawdę, to brzmiało strasznie, choć sam nie umiem wyjaśnić, czemu. Stanowczo o jedno o za wiele, na litość Merlina, jestem Logan, nie Looogan, Loooogan czy inne loganopochodne. Nie myślę jednak nad tym dłużej, bo czym prędzej skupiam całą uwagę na mojej znajomej. Banshee Quinn, wiem już z samego początku, to znaczy - odkąd usłyszałem to mrożące krew w żyłach powitanie. Pewnie sądzicie, że będę na nią zły? Skądże znowu! Należę do najbardziej przychylnych ludzi w tych starych zamkowych murach - a nawet jeśli puszczą mi nerwy, to na pewno nie przy niej. Tak, możesz zacząć rechotać, bo słabość do dziewczyn mam niesłychaną. Ale czy da się odmówić tym pięknym, lustrującym twoją osobę oczom? Odpowiem od razu, nie da się. I dodam jeszcze, że za nimi bym poszedł nawet na szlaban! Taki już mój los, może niestabilny, ale przynajmniej interesujący. Na mojej twarzy maluje się zdziwienie, które próbuję bezskutecznie ukryć. Nie wiem, co sądzić o całej sytuacji, mam mętlik w głowie i nim się zorientowałem, już wcale nie siedziałem samotnie. Ściągam odruchowo okulary, które po raz kolejny się przekrzywiły - podświadomie czuję, że powinienem tę lekturę przerwać. To znak, bym wreszcie zaczął robić zadanie, bo w przeciwnym wypadku najpierw wyleci ze szkoły moja skromna osoba, a potem szereg kartek obarczonych literą T. - Słucham? - Mrugam przy okazji szybko, jakby z niedowierzaniem. Nie wiem zbytnio, co miała na myśli, ale przywykłem do tego, że jeśli chodziło o dziewczyny i zrozumienie ich, moja wiedza i inteligencja automatycznie sięgały poziomu podłogi. - To coś złego? - wolę dopytać, licząc cicho, że nie będzie to dużym grzechem. Nagle jednak dopada mnie kompletny paraliż. Co się dzieje?, Dlaczego?, pytania błąkają się po mojej głowie, a ja nie umiem znaleźć na nie odpowiedzi. - Heej, ale nie smuć mi się tutaj - mówię nerwowym szeptem - naprawdę... Czy zrobiłem coś nie tak? To nie było celowe - moja wypowiedź nie należy do najbardziej poukładanych, ale jest desperacką próbą ratowania sytuacji. Wdech i wydech, Logan, spokojnie, będzie dobrze. Mój wewnętrzny głos odzywa się ponownie, tym razem błagalnym tonem, domagając się jak najszybszej zmiany tematu. - Ech, przeglądałem coś z transmutacji - wyjaśniam. - Ale właściwie miałem już odłożyć tę książkę i wziąć się za robienie pracy domowej. Mamy w końcu jej tak dużo... A ty? Napisałaś już wszystko? Jeśli tak, to niebywale zazdroszczę - przyznaję, co w gruncie rzeczy jest najprawdziwszą prawdą. |
| | | Gość
| Temat: Re: Część główna biblioteki Czw 24 Wrz 2015, 20:13 | |
| Waliłoby się czy paliło Logan zawsze byłby wstanie odpowiedzieć na zaczepkę dziewczyny? Gdyby to tak zależało od żyć czy umierać, zapewne wybrałby to pierwsze. Dodatkowo biorąc pod uwagę fakt, że nurtujące dziewczynę zagadnienie byłoby na tyle głupie i bezsensowne, że równie dobrze mogłaby sama spłonąć. Zdecydowanie, kiedyś spłonie za swoją lekkomyślność oraz zbytnie zbliżenie się Rogogona. Zbyt piękne stworzenie by się mu nie oprzeć, gdyby tylko sama mogła stać się jednym z nich. Powstałaby całkiem nowa rasa o kolorach łusek jak jej włosy. Mały, chudy, ale szybki i zwinny, który zamiast zionąć ogniem pluł by jadem na prawo i lewo. Smoczyca idealna bo czasem ma siebie za taką. Piękna, ale niebezpieczna bo nieprzewidywalna w swoim zachowaniu. Dosłownie odbicie lustrzane, ale w innej postaci. O tyle dobrze, że smoki nie mówią, byłaby lepsza jako ta istota. Nie marnowałaby cennego czasu innych ludzi i nie denerwowała, siedziałaby w swojej jaskini i czasem wyszła z niej gdy księżyc rozpromieni srebrnym blaskiem na nocnym niebie. -Bardzo złego! To niemalże mój autorytet! Autor mojej ulubionej książki i fantastycznych stworzeniach, a był w Hufflepuff'ie. Naprawdę, to nie do pomyślenia - westchnęła świdrując go swoimi błękitnymi tęczówkami, a z każdym kolejnym słowem jej twarz zbliżała się do jego oblicza. Gwałtownie się cofnęła i oparła plecami, popchnęła książkę na bok ruchem dłoni i na zwolnionym miejscu zaczęła wystukiwać bezsensowny rytm paznokciami. -Nie smucić się? Jestem...rozczarowana, to wszystko - odparła uderzając otwartą dłonią. Uderz, a nożyce się odezwą. Szybko usłyszała ciche szepty i zauważyła jak jedna z uczennic patrzy na nią i kręci głową niezadowolona. Niech spłonie, nie wie w jakiej sytuacji psychicznej teraz jest! Posłała jej jedynie rażące spojrzenie z wygiętymi ustami w bok, ale szybko wróciła do Logana. -Ty?! Coś Ty w życiu - chyba znowu za bardzo podniosła głos, ale już sama zasłoniła usta dłonią i po prostu wiedziała jak wszyscy dookoła ją w głowach przeklinają. Nie za długo powinna siedzieć w takich miejscach i na pewno nie pod wpływem takich emocji. -Napisałam w nocy. Nie mam z kim gadać to wtedy robię zadania i trochę ćwiczę. Raczej nie ma czego zazdrościć. - tym razem już znacznie ciszej odpowiedziała na pytanie. Czy jest czego zazdrościć? Braku snu, no nie bardzo, ale to już jest jej taki tryb życia. Już przywykła do niego i ciężko o jakąkolwiek zmianę. Dlatego chyba otrzymała nieoficjalnie tytuł ducha. Ożywa wtedy kiedy inni smacznie śpią, a pozostałą część dnia snuje się lub ma nieprzyzwoity zapas energii i go rozsiewa dookoła z myślą, że zarazi innych dobrym nastrojem. Co prawda nie wszyscy potrafią być równie uradowani co ona, ale po prostu Ban jest dość specyficzna i nie trzeba jej tego w żaden sposób uświadamiać. Przecież żyje wśród wielu innych nastolatków i obserwuje, nijak się wpasowuje w panujące kanony zachowań. Za to w sumie siebie polubiła, chociaż niekoniecznie inni. Jedynie jednostki, które są jej sprzyjające lub w pewnym stopniu podobne do niej oraz nie obawiają się rozmawiać z kim kto jest niemal ja szyszymora. Jest Ban jest i zbliżający się kataklizm, który sprowadza nieświadomie. |
| | | Gość
| Temat: Re: Część główna biblioteki Czw 24 Wrz 2015, 22:46 | |
| Muszę przyznać jedno - Banshee Quinn była osobistością niesamowitą i nietuzinkową. Odnoszę wrażenie, że rozpoznałbym ją wszędzie, nawet pośród ogromnego tłumu, którego twarze wręcz napływałyby do oczu, powodując kompletny nieład. Nawet z dalekiej odległości, ech, co ja mówię - przecież w ogóle jej teraz nie zauważyłem! Zareagowałem dopiero na głos i to jeszcze z niemałym przestrachem. Karcę siebie w myślach, coś jest nie tak z moją uwagą. - Och. - W moich ustach brzmi to niczym nieokreślony dźwięk, który przypadkowo wydobył się z gardła. - Nie wiedziałem. Ale... Puchoni też są w porządku, mówiąc ogólnie. Co nie? Znam stamtąd trochę ciekawych osób. Kiepska ze mnie osoba, jeśli chodzi o pocieszenie kogoś w niedoli. Ale z drugiej strony, nie rozumiem, co ma dom do tego wszystkiego! Zdaję sobie sprawę, że uczniowie Hufflepuffu zwykli uchodzić za niezdecydowanych i zagubionych, ale był to jeden z wielu stereotypów, podobnie jak według których każdy Ślizgon miał być zły i miotać klątwami na prawo i lewo. Z tego powodu zawsze staram się być bezstronny i oceniać kogoś po tym, jaki naprawdę jest, a nie przez pryzmat domu. Rozumiem jednak, że Scamander jest dla Banshee idolem. Wiem nie od dziś o jej pasji do Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Nawiasem mówiąc, też uczęszczam na ów przedmiot. Jest bardzo ciekawy, o ile... Coś nie chce ci odgryźć ręki. Albo nie napluje na ciebie jakąś ohydną mazią. Albo... Całe szczęście, że nie poznawaliśmy naprawdę groźnych zwierząt. Na przykład taki smok - aż zimny pot mnie oblewa na myśl, gdybym miał takiego spotkać! Pewnie nie zdążyłbym się porządnie przerazić, bo szybko skończyłbym jako pieczeń na ogniu. Ledwo bym pojął, co się dzieje, a już leżałbym zwęglony, z duszą unoszącą się prosto w kierunku zaświatów. Moje spojrzenie jest nieobecne - czasem wyobraźnia zwodzi mnie na manowce. Szybko jednak odzyskuję przytomność i mało co nie spadam z krzesła, kiedy moja towarzyszka podnosi głos. W bibliotece, na brodę Merlina, świętym miejscu, gdzie musi panować cisza i spokój. W bibliotece! Zasmuciłem się wielce, targają mną mieszane uczucia - wewnątrz niemal płaczę i naprzemian płonę ze wstydu. Oby całe zdarzenie uszło z płazem, oby! - Cii. - Przykładam palec do ust, wyglądam pewnie na bardzo zestresowanego, bo poniekąd tak się też czuję. - Mimo wszystko jesteśmy w bibliotece. Za niedługo reszta będzie nas błogosławić, mam na myśli w tym negatywnym sensie, o ile już tego nie robi. Lepiej nie szukać sobie kłopotów. Nie umiem powstrzymać się od westchnięcia. - Wybacz, już się bałem, że... No wiesz. Ale skoro jest w porządku, bardzo mnie to cieszy. - Na mojej twarzy gości delikatny uśmiech, a sam mogę odetchnąć gdzieś we wnętrzu z ulgą. Jestem trochę przewrażliwiony, ale zdążyłem odkryć, że przy rozmowach z dziewczynami trzeba być gotowym na wszystko. Ich nastroje zmieniały się jak pogoda na przestrzeni tygodnia - raz słońce, raz chmury, a potem nagle burza z piorunami. Czasem wystarczyło lekkie nieporozumienie, by zniszczyć budowaną latami znajomość. A ja naprawdę jestem pokojowo nastawioną osobą i nie lubię szukać zwady, no bo po co? Dodatkowo, zależy mi na utrzymywanych kontaktach. - Chciałbym tak pracować, ale w nocy niestety sen mnie bierze. - Przyznaję z lekkim żalem. Gdybym umiał jakoś skrócić ten czas, miałbym go więcej dla siebie. I dla nauki. Naprawdę, czasem sam fakt konieczności pójścia spać wydawał mi się niedorzeczny. Dlaczego człowiek musi tracić te kilka godzin? - Też bym chętnie zrobił zadanie. Daj spokój, na pewno tak nie jest. - Uważam Gryffindor za bardzo otwarty i tolerancyjny dom. Prędzej u mnie ciężko się czasem dogadać, gdy wszyscy siedzą w książkach. Ale sam uwielbiam poznawać nowe rzeczy, dlatego nie mogę narzekać. Odnalazłem się w Ravenclawie, naprawdę, Tiara wiedziała, dokąd mnie posłać. Skupiam się jednak na rzeczywistości. Kiepska ze mnie osoba do pocieszania innych, przyznaję sam przed sobą znowu. A co jeśli jest coś nie tak? Jeśli moja uwaga powinna się teraz pojawić? Jak mogę być aż takim ignorantem? Porzucam plany na odrabianie zadania, przecież nie mogę się zachować jak ten ostatni głupek. - Ale mam nadzieję, że wszystko gra. - Dodaję z poważną miną, która po chwili łagodnieje. - Bo wiesz, jeśli coś by się działo, zawsze możesz na mnie liczyć, spróbuję w miarę możliwości pomóc. |
| | | Gość
| Temat: Re: Część główna biblioteki Pią 25 Wrz 2015, 14:13 | |
| Oj tak. Zdecydowanie Logan zasługuje na karę i to porządną, nie zauważyć tego obłąkanego stworzenia? No dobra, da się na to przymrużyć oczko gdyż był pochłonięty swoimi książkami, naprawdę stanowi on kwintesencję krukoństwa. Uczyć się, czytać, godziny spędzone w bibliotece i do tego specjalista od transmutacji! Już w momencie gdy się poznali dobrze wiedziała z jakiego domu się wywodzi, a nie miał na sobie szat o niebieskich barwach. Takie rzeczy się wie i już. Do tego jego pozytywne nastawienie do niej, jeden z niewielu, który potrafi się ładnie uśmiechnąć do Shee. Zaprawdę to docenia i odwdzięcza się tym samym, bądź ukochanymi ciasteczkami cynamonowymi. Jakby reagował gdyby tak poznał sekret cynamonu?! Chyba będzie lepiej zachować to w tajemnicy. -Em... znaczy się ten. No, nie lubię ich - odpowiedziała z lekkim zachwianiem. Myślała jakby to wytłumaczyć, może bardziej... mądrze, tak po krukońsku. Jednak nie, musiała to oczywiście rzucić prosto z mostu i się do tego przyznać, że nie pała zbytnia sympatią do puchoniątek. Nie wie czemu, nie wie jak. Tak jest, było i zapewne będzie. Ewentualnie mógłby nastąpić niewielki przełom gdy się okazało, że tak ważny dla niej wizerunek był jednym z borsukowych uczniów. Szanse są niewielkie, ale zawsze! Jedna na dziesięć tysięcy, zmniejszyło się to już ze stu. Czyli jest na dobrej drodze. -Przeepraszam, nie chciałam - szepnęła cichutko jak myszka odsłaniając usta. Skąd wiedziała, że i Logon ją będzie chciał sprowadzić na ziemię, uświadamiając gdzie się teraz znajdują - Już przywykłam. Jeszcze trochę i jakiś Ślizgon zrobi na mnie egzorcyzmy.. w sumie to było by nawet ciekawe doświadczenie. Gorzej by wyszło na jaw, że wcale nie jestem opętana - jedno z niewypowiedzianych życzeń. Ona i Ślizgon sam na sam! Zła dziewczynka, be! Powinna ich nie lubić, ale ze wszystkich innych domów najbardziej do nich by jeszcze pasowała. Nie lubi się uczyć no to wszystko jasne, a Puchoni... em. Bez komentarza. -Ja się tak przestawiłam już dawno temu. Po zajęciach odwiedziłam kuchnię i napiłam się czegoś co sprawiło, że mnie sen nie bierze. Nie wiem ile to będzie trwać, nie chciałabym zmieniać z dnia na dzień swojego trybu - gdyby nie to w ogóle by nie doszło do tego spotkania, odkrycia tajemnicy Scamandra i tego smutku. Na szczęście towarzystwo od razu odgoniło wszystko co złe i ponownie może się uśmiechnąć - Co jak nie jest? - troszkę się zmieszała nie wiedząc co Logan miał na myśli. Chwyciła za kosmyk włosów i zaczęła nim kręcić przyglądając mu się przechylając głowę na jeden bok. W ten sposób prosiła o wyjaśnienie tego, przypominała teraz trochę małe dziecko, któremu trzeba coś na spokojnie wytłumaczyć. -Jasne, że wszystko gra. Jak zawsze, kochany jesteś wiesz? - uśmiechnęła się i świadomie powiedziała mu ten uroczy komplement. Naprawdę miło jest móc na kogo liczyć. Dobrze, że to jest jedno z tych słów, które znajduje się w jej typowym słownictwie. Kiedy tylko usłyszy coś miłego dla jej uszu nie ma obaw by użyć tego. Uważa to określenie za sympatyczne. Gdyby nie on to teraz by siedziała po kołdrą i zajadała fasolkami wszystkich smaków, nawet nie wypluwałaby tych wszystkich najgorszych. Sięgnęła jedną ręką do twarzy Logana i chapsnęła mu okulary. Założyła je na swój nosek - Łooo, świat taki niewyraźny - mruknęła oglądając wszystko dookoła z tej nowej perspektywy. Świadczyło to jedynie i nagłym zmianie nastroju dziewczyny. Nabrała ochoty na coś innego niż przykre rozmowy. To jest jej sposób na oderwanie się od tego o czym była mowa jeszcze minutę temu. Nawet i skuteczne bo potem z trudem jej wrócić do tego co było. Nic więc dziwnego, że co chwilę na zajęciach profesor uderza wskaźnikiem o jej ławkę jak tak szybko potrafi się rozkojarzyć. O tyle dobrze, że nie idzie jej najgorzej dlatego nie jest szykanowana z tego powodu. Wydawałoby się, że nie ma za grosz podzielności uwagi, ale tutaj można się bardzo pomylić. Po prostu nie wykorzystuje swoich głęboko ukrytych zdolności, o których sama nie ma bladego pojęcia i wszystko staje się dla niej automatyczne. |
| | | Gość
| Temat: Re: Część główna biblioteki Pią 25 Wrz 2015, 19:31 | |
| Naprawdę, nie rozumiem dziewczyn. One są jak zagadka, jak labirynt, po którym się błądzi zupełnie bez żadnej wiedzy i pewności. Każdy następny zakręt może zawierać kolejne niebezpieczeństwa, może zgubić na wieczność i pozbawić drogi ucieczki. Kryć tam się może wszystko, przyznaję przed sobą i wciąż nie pojmuję tej tendencji na świecie - w końcu wszyscy jesteśmy ludźmi, mam rację? W takim razie dlaczego... No właśnie, nie mam bladego pojęcia, ale gdyby ze znajomości dziewczyn pytał mnie jakiś nauczyciel, od razu z góry bym powiedział, że nie zdam i prawdopodobnie nie uda mi się zdać nigdy. Ile rzeczy mogło się kryć w tych głowach, pod tymi uroczymi twarzami, na których często malował się miły uśmiech. Co naprawdę zawierało w sobie spojrzenie dużych uroczych oczu? Czasem zwykłem się zastanawiać, niestety jednak bezskutecznie. Porównując do tego choćby transmutację, wydaje mi się ona momentami mniej zawiła. Bo widzisz, naukę można pojąć i zrozumieć, a gdy sprawa zahacza o drugą osobę i to jeszcze taką drugą osobę... Mam często niebywały kłopot. Spoglądam na Banshee pytająco, a moje spojrzenie zdradza, że niewiele z tego wszystkiego pojmuję. - Nie lubisz? -powtarzam za nią. - Tak po prostu? Ale wiesz, nie warto się uprzedzać, naprawdę. - Próbuję nieco poszerzyć uśmiech, by wyglądać bardziej przekonująco. Czuję jednak, że idzie mi kiepsko - zawsze, kiedy się staram w kontaktach z ludźmi, moje działania przynoszą odwrotny skutek. - Rozumiem, rozumiem - kiwam głową - to tak na przyszłość. Wychodzę z założenia, że najlepiej omijać różne nieprzyjemne sytuacje. Może to dziwne, ale lubię jej słuchać. Jestem dobrym słuchaczem, mów cokolwiek, a ja będę spoglądał na ciebie, utrzymywał kontakt wzrokowy i wcale nie okazywał znudzenia. Powierz mi sekret, a zachowam go dla siebie. Nie żebym jakoś szczególnie tego pragnął, ale jeśli potrzebujesz się wygadać, możesz liczyć na moje zainteresowanie. Bo ja nie potrafię po prostu zostawić osoby, odejść bez najmniejszego spojrzenia w jej kierunku. Nie potrafię być obojętny. Może nie jestem specjalnie wrażliwy i mam na swoim koncie mnóstwo nieciekawych doświadczeń, ale nie zwykłem odwracać się od drugiego człowieka. Tak po prostu mam i na tym poprzestańmy. - Egzorcyzmy!? - Ledwo ukrywam zdziwienie. Tym razem ja omal nie krzyknąłem na całą bibliotekę, spuszczam wzrok na dół i nawet się nie rozglądam. Czuję na sobie spojrzenia innych, wypuszczam powietrze z ust ze świstem. Liczę do trzech i dopowiadam szeptem: - O czym ty mówisz? Kto miałby niby odprawiać? Wcale nie jesteś opętana. - Wydymam wargę, wydaję się przy tym zamyślony. Po mojej głowie krąży mnóstwo myśli. Wcale nie mam Banshee za wariatkę. Ona jest... jedyna w swoim rodzaju, tego nie da się opisać. Ale żeby zaraz uważać ją za opętaną lub wysyłać na magopsychiatrię w Mungu? Nic z tych rzeczy! Nie wiem, skąd wzięły się w jej głowie takie sugestie, ale na pewno nie mają nic wspólnego z moimi poglądami. I nie wiem, kto jej to mówił, ale aż chciałoby się mu dać nauczkę. Wzruszam ramionami, czuję lekkie zrezygnowanie. - Gdyby nie konieczność snu, mielibyśmy o wiele więcej czasu. Przydałby mi się on. - Nagle urywam własne wywody, przytłoczony całym zdziwieniem. - W kuchni? Napiłaś się? W sensie... kawy? Ale ona nie działa tak długo. Ale nie piłaś niczego spoza kuchni, prawda? - Niepokoję się. A jeśli ktoś podrzucił jej jakiś eliksir, ot taka uczniowska złośliwość? Nie wybaczyłbym sobie, gdybym się nie upewnił. - Mimo wszystko sen jest potrzebny. Bez niego... No, właściwie, to nic nie ma - dodaję najpoważniejszym tonem, na jaki jestem w stanie się zdobyć. Gdy słyszę komplement, ledwo powstrzymuję się, by nie zrobić się cały czerwony. Modlę się w duchu, aby wyglądać wciąż tak jak dawniej. Albo nie zemdleć - o, wtedy to bym wyszedł na kompletną ofiarę losu. Chociaż zrobiło mi się ciepło na sercu, od razu miło - we wnętrzu się raduję. Rzadko kiedy słyszę miłe słowa od dziewczyn. Nie należę do osób, za którymi szaleją, bo ani ze mnie przystojny człowiek, ani nic. Nawet nie mam odpowiedniego wzrostu, a która by chciała mieć chłopaka niższego od siebie? Zdaję sobie sprawę, że żadna. - Dzięki... - mamroczę, próbując odrzucić nadmiar kotłujących się w mojej głowie myśli. - Tyle, że właściwie nic nie zrobiłem. Przerażam się na nowo, kiedy Gryfonka zabiera mi okulary. Nie, żebym był do nich specjalnie przywiązany, byłem bardziej zszokowany tym gestem. Wyczekuję odpowiedniej chwili, by je zabrać, ale czuję, że w najbliższym czasie mój pomysł będzie musiał poczekać. - One są do czytania -wyjaśniam. - Nie noś ich, nie są tobie potrzebne i całe szczęście - kontynuuję. - No i rozumiesz, są dość... delikatne. W okularach nie ma nic ciekawego. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Część główna biblioteki | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |