IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Część główna biblioteki

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Benjamin Auster
Benjamin Auster

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptyWto 24 Mar 2015, 23:50

Choć nie spodziewał się czułości, należało zaznaczyć, że tak oschłe powitanie go niemile zaskoczyło. Zrozpaczony, niejako, mężczyzna uparcie wierzył w jakiś niezwykle sprzyjający zbieg okoliczności a mianowicie to, że pani Pince go zapamiętała. Pozytywnie, w dodatku. Co było prawdopodobne, zważywszy na fakt, że często zdarzały się takie dni, gdy od rana do wieczora siedział tu pośród kurzu, wysokich regałów oraz niezliczonych woluminów. Niekoniecznie zawsze szukał wtedy wiedzy, ale jednak jego zachowanie mieściło się w narzuconych tu normach. A to wszystko działo się zaledwie trzy lata temu. Więc chyba niemożliwym jest, by tak łatwo to wszystko zapomniał.
Jednak w jego wspomnieniach również pani Pince była trochę inna. Nie tyle co bardziej łaskawa, ale może - w jakimkolwiek stopniu humanitarna? Bo sądząc po spojrzeniu, jakim go obdarowała chyba był już spisany na straty.
W sumie - od razu mógł się tego spodziewać. Niespełniony pisarzyna żyjący wśród mugoli, syn cenionego literaty, nieudolnie próbujący podążać za ojcem. Kto wie jakie plotki mogą o nim krążyć? W gruncie rzeczy sytuacja rodzinna Paula Austera mogła by być uznana za skandal, a pozycja Bena - o wiele bardziej żałosne niż przypuszczał.
Nie dał jednak po sobie okazać ani jednej z miliona tych myśli, które przemknęły w sekundzie przez głowę i usiadł posłusznie na wskazanym miejscu. Krzesła w bibliotece zawsze wydawały się wygodne, lecz to  z pewnością takie nie było. Bo jak wszystko w tym pomieszczeniu, zadawło się być nieprzyjazne, przynajmniej teraz i tu, ale to się nie liczyło. Bo powiedźmy sobie szczerze - miał problemy, z których musi wyjść za wszelką cenę a wiadomo, że tonący brzytwy się chwyta. Dzisiaj Auster musi unieść się ponad swoją dumę, ambicję oraz strach by choć raz w życiu osiągnąć wytyczony cel.
Splótł ręce i położywszy je na kolanach zastanowił się chwilę nad jak najkorzystniejszą odpowiedzią.
- Nie będę pani oszukiwał, dlatego przyznam szczerze. Zależy mi na stałej pracy, zapewniającej pewne dochody. Pomyślałem o tej bibliotece, bo mam z nią wiele dobrych wspomnień a poza tym - dobrze ją znam, jeszcze z niedawnych, szkolnych lat. Oraz co najważniejsze -  książki to moja pasja. Od zawsze - spojrzenie piwnych oczu nieustannie utkwione było w bibliotekarkę. Ben odczekał sekundę, po czym kontynuował - Po ukończeniu szkoły, pracowałem na zlecenie wielu wydawnictw oraz redakcji. Były to jednak pojedyncze zadania - korekta stylistyczna, sporządzanie listy prenumeratorów, rozsyłanie poczty. Potem przyjęli moją aplikację do "Kuriera Magicznego". Podczas stażu katalogowałem codzienne wydania oraz porządkowałem archiwum, dopiero potem zacząłem otrzymałem staż i propozycję prowadzenia co tygodniowej rubryki felietonów. W tej redakcji przepracowałem dwa lata, począwszy od września 1975 roku aż do teraz.
Gdy skończył, rozluźnił nieco napięte mięśnie. Paradoksalnie, bo przecież teraz oczekiwał na cios.
Mistrzyni Proxy
Mistrzyni Proxy

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptySro 25 Mar 2015, 08:44

Wbrew temu, co mężczyzna zdawał się uważać, zachowanie Pani Pince nie powinno być przed niego odbierana osobiście. Nie chodziło tutaj bowiem konkretnie o jego osobę, zwłaszcza, że bibliotekarka nie pamiętała go zbyt dokładnie i nic dziwnego, bo dziennie dziesiątki uczniów przetaczały się jej przez bibliotekę, a ją i tak bardziej interesowały książki, a raczej o kogokolwiek, kto próbowałby wkraść się do jej świata, zaburzyć harmonię i rytuał, jaki utworzyła sobie przez te wiele lat pracy w Hogwarcie. To miejsce było dziełem jej życia, ba, całym jej życiem i na myśl, że ktoś niepowołany, ktoś obcy wejdzie do niego i zacznie w nim mieszać, bardzo jej się nie podobała. I nie miało tutaj znaczenia to, kto się chce tego podjąć. Nawet gdyby sam Dumbledore wykazał się chęcią przekwalifikowania, nie podeszłaby do tego pomysłu z entuzjazmem, a przecież ufała dyrektorowi i dobrze znała jego szacunek do wiedzy i książek. Ben nie mógł jednak tego wiedzieć, typowym więc dla ludzi tokiem rozumowania doszedł do wniosku, że Pani Pince z jakichś powodów jest do niego negatywnie nastawiona, choć przecież właściwie go nie zna. Żadna z informacji, którą mężczyzna jej przedstawiał, nie była dla niej nowością, bo jak wspominałam wcześniej literacki półświatek był dla bibliotekarki naturalnym środowiskiem, a każda sprawiała, że jej mina stawała się coraz mniej sympatyczna, a usta zaciskały się w wąską, niemalże niewidoczną kreskę. Bo Auster okazywał się być odpowiednią osobą na to stanowisko, co wiedziała już wcześniej do pewnego stopnia, inaczej w ogóle nie zgodziłaby się na rozmowę kwalifikacyjną, nalegał na nią jednak Dumbledore, upierając się, że niedługo pozabiblioteczne, a przynajmniej nowe obowiązki sprawią, że nie będzie mogła poświęcać całego swojego czasu na te czynności, którym oddawała go dotychczas. Może gdyby wiedziała o co Albusowi chodzi, może gdyby wtajemniczył ją w swoje plany, w tej chwili dostrzegałaby potrzebę znalezienia sobie pomocnika, którą najwyraźniej dostrzegał dyrektor, ale pozbawiona tego przywileju, opierała się tylko na zapewnieniach Dumbledora i nie potrafiła jedynie dla nich pogodzić się z faktem utracenia władzy i panowania absolutnego nad swoim królestwem.
Zanotowała kilka słów na rozłożonym na biurku pergaminie i usłyszawszy kroki, skrzywiła się i podniosła wzrok, posyłając grymas jedynie z dużą dozą optymizmu przypominający uśmiech ponad ramieniem Bena. Dyrektor z dobrotliwym uśmiechem na twarzy i w dość ekscentrycznej szacie w kolorze lila-róż, ozdobionej złotymi esami-floresami, zbliżał się z charakterystycznym tupotem, jaki wydawały jego buty. Chciałoby się zaryzykować stwierdzenie, że musiały posiadać one obcasy, ale poły jego obszernego odzienia zasłaniały całkowicie obuwie i byłyby to czcze przypuszczenia, okryte tajemnicą na równi tej, jak to właściwie się stało, że tylko Artur mógł wyciągnąć miecz z kamienia.
- Dzień dobry, Pani Pince, Benie. – odezwał się mężczyzna ciepłym głosem, obdarzając wszystkich dobrotliwym uśmiechem i nie przejmując się najzupełniej napiętą atmosferą, jakby w ogóle jej nie zauważając – Pomyślałem, że miło by było powitać naszego nowego pracownika. – dodał po chwili, jakby decyzja już zapadła i całe to spotkanie było lub miało być wprowadzeniem go do realiów biblioteki i wtajemniczeniem w tajemnice zarządzania nią.
- Właśnie mieliśmy przejść do sprawdzenia znajomości planu biblioteki. – odważyła się odezwać, choć nieco bezradnym tonem Pani Pince, choć na jej twarzy powoli pojawiała się rezygnacja. Najwyraźniej rzeczywiście dyrektor miał powody nalegać na zatrudnienie nowego pracownika albo konkretnie tego pracownika, skoro pofatygował się tutaj porzuciwszy przypuszczalnie istotniejsze zajęcia.
- Oh, jeśli mnie pamięć nie myli dopiero trzy lata minęły odkąd ten osobnik spędzał tutaj większą część swojego wolnego czasu, raczej nie zapomniał od tego czasu wszystkiego, choć oczywiście nikt nie zna tutejszych zakamarków lepiej niż Pani, Pani Pince. – odezwał się dyrektor kurtuazyjnie, mrugając przy tym porozumiewawczo do Austera i przysiadając w końcu na drugim z niewygodnych krzeseł, które wcześniej za pomocą jednego ruchu różdżką obił amarantowym pluszem.
Benjamin Auster
Benjamin Auster

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptyCzw 26 Mar 2015, 22:00

Od chwili, gdy skończył mówić, Auster uważnie obserwował każdy ruch pani Pince. Każde zmrużenie powiek, każde w drgnięcie ust - nie mówiąc już o każdym poruszeniu pióra. Niezwykle trudno było odczytać jej intencje, tak rzetelnie ukryte pod maską obojętności oraz profesjonalizmu. I pomimo tego, jak bardzo się starał - nie miał z nią szans. Bibliotekarka była nie do zdarcia, tym bardziej, że choć nawet nie ukrywała wyraźniej niechęci (Auster przyjął, że musiała być z jakiegoś powodu czysto osobista) nadal tu siedział. To było po prostu nielogiczne.
Ben w całym zdenerwowaniu oraz stresie wyraźnie zapomniał, że to ona była i będzie królową tego miejsca. Tak samo jak on broniłby do upadłego małego gabineciku w mieszkaniu przy Tooting Bec, tak samo Irma Pince będzie bronić wstępu do swojego fortelu. I choć Auster wcale nie chciał obalać jej "władzy" - szukał jedynie azylu -  ona wyraźnie nie brała tego pod uwagę. W pewnym sensie, zrozumiałby to. Nawet wobec swojej rozpaczliwej sytuacji uszanowałby każdą jej decyzję jednak mężczyzna nie próbował się nawet postawić w sytuacji czarownicy. Dzisiaj liczyło się jego "ja", które nie rozumiało dlaczego wywiad przebiega tak źle. Przecież przygotował się skrupulatnie, ubrał najlepszy garnitur i wstało nad ranem by być w Hogwarcie na czas. Dlatego, w miarę gdy mijał czas, niespieszne skrobanie stalówki o pergamin doprowadzało go powoli do szału. To i niepewność, która tak często szargała jego wysłużone nerwy, szczególnie dzisiaj. Czy nie mogłaby już po prostu powiedzieć "dziękujemy, w wolnej chwili odeślę panu sowę"?
Nie od razu usłyszał miarowe kroki. Z samego początku wspomniana już trema i stres, stępiła jego zmysły. Skrobanie stalówki zdawało się być głośniejsze niż huk Salto del Angel, jednak dźwięku obcasów stukających zaledwie dwa metry od ciebie, nie usłyszałby jedynie głuchy.  Zanim odwrócił się  w stronę nowoprzybyłego dyrektora zdążył zarejestrować dosyć nietypowy wyraz na twarzy kobiety. Uśmiech w stronę tego ekscentrycznego, lecz jakże potężnego czarodzieja - bo sam Albus Dumbledore stał tu i teraz, w swojej różowej szacie. Co więcej - zwracał się do niego po imieniu. Oniemały, jeszcze bardziej niż dotąd Ben, odpowiedział słabym głosem.
- Dzień dobry, panie dyrektorze - nie do końca pewny, czy odpowiednio się do niego zwrócił. Nie mówiąc już o tym, że Auster był nie do końca pewny, czy w ogóle wszystko jest z nim w porządku.
Nowego pracownika?
Spojrzał z niedowierzaniem na bibliotekarkę, która pomimo wcześniej wysyłanych sygnałów zdawała się potwierdzać te słowa. Dość niechętnie, jakby z rezygnacją oraz bezradnością. Chyba już powoli rozumiał. Dla kogo, a raczej przez kogo, w ogóle tu dzisiaj przybył. W odpowiedzi na uwagę dyrektora, potwierdził cicho, nadal nie dowierzając w niespodziewany obrót wydarzeń.
- Tak, trzy lata - uwadze Austera nie uszła ta swobodnie wypowiedziana przed chwilą uwaga, jednak postanowił jej nie komentować. Nie odzywał się niepytany i jedyne na co go było stać to nerwowy uśmiech na twarzy oraz "spokojna" obserwacja dwóch rozmówców.
Mistrzyni Proxy
Mistrzyni Proxy

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptyWto 31 Mar 2015, 22:40

Kończę już, bo teraz sporo roboty przy balu będzie i nie ma chyba co przedłużać.

To był świat opanowany przez mężczyzn, jeszcze trochę czasu miało minąć, zanim kobiety uzyskają mniej-więcej równy status i chociaż w świecie czarodziejów od zawsze te różnice były mniej drastyczne, to jednak w naturalny sposób do niego przechodziły, bo taka była kultura, bo takie było wychowanie, bo nie dało się całkowicie rozgraniczyć tych dwóch uniwersów, które nieustannie na siebie wpływały, kształtując się wzajemnie. Pani Pince nie mogła czuć się całkowicie bezpiecznie, skoro jeden mężczyzna, jej przełożony, którego słów nie mogła podważać i kwestionować, zwłaszcza, że szanowała go jako człowieka i uważała za osobę o wielkiej mądrości, nakazywał jej zatrudnienie innego mężczyzny, w dodatku młodszego od niej, sprawniejszego być może w pewnym sensie. Swego czasu musiała wiele zrobić, aby zapracować sobie na swoją aktualną pozycję i nie uśmiechało się jej w tej chwili ustępować miejsca komukolwiek. Nie ważne, czy miałby to być Harrison Ford, Freddie Mercury czy Ben Auster.
Ale my tu gadu gadu, a dyrektor nie miał tyle czasu, żeby móc sobie go marnować na czcze pogaduszki. Właściwie miał go niepokojąco mało, bo czasy były trudne i należało się tak organizować, żeby każdą chwilę móc wykorzystać jak najefektywniej. Ostatecznie Voldemort prawdopodobnie także nie próżnował! Po chwili uprzejmej rozmowy dyrektor poderwał się więc z krzesła, które teraz było znacznie wygodniejsze niż jeszcze chwilę temu i zmiótł podłogę połami swojej oryginalnego dość koloru szaty.
- W takim razie wszystko ustalone, jak mniemam! – orzekł radośnie, klaszcząc przy tym energicznie w dłonie i uśmiechając się dobrotliwie do wszystkich obecnych, w tym do jakiegoś biednego pierwszoroczniaka, który przebiegł obok, ścigany nieprzychylnym, karcącym spojrzeniem Pani Pince.
- Pomponik! – rzucił nagle w próżnię Dumbledore, jakby coś mu się przypomniało, choć słowo to było dość dziwne do wypowiadania go tak sobie, nie stąd ni z owąd. Sprawa wyjaśniła się jednak dość szybko, bo wktórce w powietrzu rozległ się trzask i pojawił się dość mlody skrzat domowy ubrany w serwetkę z herbem Hogwartu.
- Pomponik pokaże Ci Twóg gabinet, drogi Benie. A teraz wybaczcie mi, ale za pięć minut jestem umówiony na konferencję z obrazami w swoim gabinecie. Ach, Ci dyrektorzy, jak oni bardzo nie lubią czekać! – to rzekłszy szybkim krokiem, nie pasującym do końca do zmarszczek i siwych włosów. Skrzat chwycił w drobną dłoń palec Austera i wyciągnął go z biblioteki, zupełnie nie przejmując się kwaśnym grymasem na twarzy bibliotekarki, która została teraz sama ze swoimi książkami. I myślami.

z/t x2
Benjamin Auster
Benjamin Auster

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptySro 15 Kwi 2015, 19:51

Benjamin strzepnął dym z papierosa i odsłonił ciężkie kotary, otworzył na oścież okno. Słoneczny blask, widywany coraz to rzadziej, oświetlił zadymione pomieszczenie - pozostawione w nieładzie łóżko, stare biurko, szklaną popielnicę. Oraz Benka, palącego wiśniowego chesterfielda, nieruchomego niczym posąg, stojącego niczym woda, nie dającego poznać po sobie wszystkich targających doń emocji. A tych było całkiem sporo.
Choć od feralnego balu minęło trochę czasu, on nadal nie potrafił wyprzeć z pamięci wszystkich tych wspomnień. Żelazny uścisk na jego koszulki, iskry sypiące się z niebieskich tęczówek. Potem - zimna, chłodu, beznadziei równoznacznej z wizytą dementorów. A na sam koniec, na samo zwieńczenie wspaniałego wieczoru - intensywnego zapachu czekolady. Zmieszanego z jej własną, osobistą, niepowtarzalną wonią.
Rosalie Rabe, to imię chodziło za nim jak cień.
Mężczyzna zgasił w zamyśleniu papierosa, patrząc nieustannie w przestrzeń. Zimne powietrze było kojące, orzeźwiające i choć dawno powinien się ubrać - poczekał z tym dłuższą chwilę.
Kolejny, nowy dzień jego wspaniałej pracy. Co przyniesie? Czas sprawdzić.
Gdy przekroczył próg biblioteki, jak zwykle powitał go chłodny uśmiech pani Pince, razem z listą rzeczy "tudu", jak to mówią. Co dzisiaj? Ach tak, poukładać książki na półki, skompletować katalogi, zapisać nowe tytuły, pościerać kurze, uzupełnić kałamarze atramentem, pościerać kurze, uzupełnić zapas pergaminów, pościerać kurze. W sumie, całkiem często ścierał kurze i choć miał już serdecznie dość widoku ścierki, była jego nową koleżanką. Jak wspaniale, że chociaż istniała magia.
Auster więc robił to, co do niego należało - ścierał kurze sterując nieustannie różdżką, bo akurat tak uparła się jego szefowa. I pomimo całej niegdysiejszej sympatii do Irmy Pince - dzisiaj miał jej szczerze dość. Bo owszem, rozumiał w pewnym stopniu jej obawy, to, że mogła czuć się niechciana bądź… coś w tym stylu. Ale nawet Ben traktowany nadzwyczaj niedelikatnie przez cudną matulę - Samo Życie - musiał zgłosić stanowcze, wewnętrzne liberum veto! Bywały czasy i miejsca, gdzie ludzie uważali go za powietrze, za pachołka, kolejnego nieudacznika chcącego jakimś cudem połączyć koniec z końcem. A to było gdzieś indziej, daleko stąd, za górami i lasami - w Londynie, mieście bezdusznym, mieście korporacji, biurokracji, wysokich wieżowców. Miejscu idealnym dla ludzi bezwzględnych, nieuczuciowych, zatwardziałych - jak to w redakcjach  (nawet magicznych…) bywa. Ale tu, było inaczej - kiedyś, nie tak dawno temu Hogwart był jego domem, a biblioteka - pomieszczeniem cenniejszym niż własna sypialnia. Kochał ją, a ona kochała jego i chociaż ścieranie kurzów nigdy nie będzie ciekawą pracą, bibliotekarka mogłaby mu ją trochę umilić. Na przykład pokazując, że Benjamin nie jest znowu wcale aż tak nieproszony, niechciany, niepotrzebny.
Niepotrzebny?
Gość
avatar

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptyCzw 16 Kwi 2015, 14:05

Wędrowała po korytarzach Hogwartu, oglądając wszystko wokół, bardzo często patrząc przez okna, aby zobaczyć, ile osób jest na błoniach, czy coś w tym stylu.  Mimo, że chodziło do Szkoły Magii i Czarodziejstwa od wielu lat, momentami nadal zadziwiały ją niektóre rzeczy, które się tam znajdowały. Uwielbiała oglądać wszystkie zbroje, które się tam znajdowały. W myślach porównywała zamek Ker-Paravel, który znała z książek, oraz Hogwart.  Nie potrafiła jednak zdecydować. Teraz też tak było. Można było też porównywać Albusa Dumbbledore'a do Aslana. W sumie, byli bardzo podobni. No, oczywiście nie licząc faktu, że Aslan był lwem. Wątpiła, aby dyrektor w tajemnicy zamieniał się w takie zwierze. Mógł być animagiem, ale raczej wybrałby jakieś inne stworzenie. Po chwili wpadła na jakże genialny pomysł i pobiegła w stronę biblioteki.
Przekroczyła lekko próg,  okręcając się wokół własnej osi. Wątpiła, żeby znalazła tu jakąkolwiek mugolską książkę, ale warto spróbować. Tylko też pytanie, na jakiej półce zacząć? Wątpiła, aby pani Pince gdzieś tam była, ale też raczej by się nie ucieszyła, gdyby Rachel zasypała ją mnóstwem pytań. Co jak co, ale bibliotekarka była momentami straszna. Nawet wtedy, kiedy nie romansowała z woźnym, Argusem Filchem (swoją drogą, jego nazwisko jest bardzo podobne do słowa filc. Może to ma jakieś znaczenie? Może woźny szyje pokryjomu rzeczy z filcu?),
Weszła między półki, nie zwracając nawet uwagi, o czym są owe książki tutaj pokazane. Starała się mimo wszystko unikać pani Pince, choć pewnie jej tutaj nie było. Ale zawsze trzeba być zapobiegliwym, nie? Nie widziała żadnych innych uczniów, co także jej się podobało. Nikt nie musiał wiedzieć, że panna Elliott szuka mugolskich książek w czarodziejskiej bibliotece. No cóż, ale zamówienie książki z księgarni niezbyt było możliwe. Trzeba sobie jakoś radzić.
Zatrzymała się nagle, wpatrując w mężczyznę ścierającego kurze. Co jak co, ale w bibliotece była dawno temu, ale coś słyszala, że pani Pince ma pomocnika, czy kogoś w tym stylu. Była mocno niedoinformowaną osobą. Następnym razem musi być na bierząco z faktami, bo wyjdą z tego glupie sytuacje. Teraz taka była. Nie wiedziała co robić, nie wiedziała jak owy czlowiek się nazywa. Była wręcz pewna, że jego nazwisko przewinęło się kilka razy w rozmowach jej koleżanek, jednak nie słuchała tego, co one gadają. Mało ją to wtedy obchodziło, a teraz ta informacja z pewnością by jej pomogła. Stwierdziła w myślach, że mimo wszystko nie będzie stała jak kołek i spojrzała owemu mężczyźnie w twarz (co wcale nie było łatwe, przy jej wzroście. Ciągłe patzrenie w górę nie jest wygodne).
- Dzień dobry. Pan zapewne jest pomocnikiem Pani Pince? Jeśli tak, nie chciałabym oczywiście przeszkadzać w pracy, czy coś, ale czy w naszej bibliotece jest chociażby szansa na dostanie mugolskiej książki, czy nie? Bo niestety, ale jest nieco słaby dostęp do tego typu powieści, a bardzo by mi zależało. - w jej głowie ta wypowiedź brzmiała zdecydowanie lepiej. Gdy powiedziała ją na głos, wydała jej się nieco chaotyczna, niezrozumiała. Ale dała sobie spokój z dalszymi słowami, tylko dalej przyglądała się pobliskim księgom, może sama wypatrzy coś interesującego?
Benjamin Auster
Benjamin Auster

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptyCzw 16 Kwi 2015, 21:33

Zaabsorbowany swą arcyciekawą pracą, nie od razu zwrócił na nią uwagę.
Co prawda, gdzieś tam hen daleko z dołu dobiegł ją przyjemny, damski głosik, (przynajmniej w jego odczuciu) który z początku zignorował. Stwierdziwszy, że to w końcu biblioteka - i ta zbłąkana między wysokimi regałami niewiasta najpewniej zwraca się do jej, również zbłąkanej, towarzyszki tudzież towarzysza. Tylko szkoda, że kluczą w pilnie strzeżonym królestwie pani Pince ktokolwiek ośmiela się mówić co było, surowo karane. No cóż więcej rzec, biedni Ci uczniowie.
Po paru sekundach, uświadomił sobie, że to nie było kierowane do nikogo innego, tylko do niego. Zdziwił się, niemało zdziwił bo to chyba pierwszy raz od czasu gdy dostał nową pracę, gdy ktoś zwrócił na niego uwagę, oprócz balu bo ten się nie liczył. Sęk w tym, że to pierwszy raz gdy ktoś zauważył w tej cichej, niepozornej sylwetce snującej się bezgłośnie po bibliotece człowieka z krwi i kości, kogoś kto mógłby pomóc. Całkiem miłe uczucie.
Zaciekawiony, odłożył powoli różdżkę a wysłuchując iście chaotycznej, nieskładnej wypowiedzi, lustrował dziewczynę wzrokiem. Takiej tu jeszcze nie widział -  krótko ścięta, na szyi - gołąb, tonąca w przydługim swetrem z finezyjnym napisem motywacyjnym. Niecodzienna osóbka, widział tu ją wcześniej?
Benjamin uśmiechnął się nieznacznie, chcąc zachować wszelkie należyte wzorce uprzejmości czy jak to tam zwą. Słuchał jej z pilną uwagą i choć niewiele z tego zrozumiał, pokiwał mądrze głową.
- Tak, jestem… pomagam pani Pince uporządkować te -  odpowiedział po chwili, ogarniając gestem ręki całe pomieszczenie. Jak to żałośnie brzmiało, pomocnik bibliotekarki, nie ma na to lepszego określenia? Spojrzał raz jeszcze w czekoladowe oczy gryfoniastej i widząc, że sili się na dobre wrażenie całkiem na daremno (każdy ma swoje priorytety, widać naprawdę potrzebowała pomocy) nieco się rozluźnił. Ile ona może mieć lat, 16. 17? Cholera, nie był taki stary - No w każdym razie tu pracuję, Benjamin Auster - przestawił się grzecznie. W końcu dziewczyna wyglądała całkiem sympatycznie, a zresztą - i tak pewnie wie, jak ma na imię. Po teatrum wystawionym przez Rose… dobra, nieważne.
Mugolskie książki tutaj - przemknęło mu przez myśl. Niektóre z nich to jego ukochane, Thoreau, Conan-Doyle, Llosa - o tak, było oczytany i w takich. Ale czy są tutaj? Cholera, nie miał pojęcia.
Auster podrapał się z zakłopotaniem po głowie, rozglądając się wkoło - zupełnie jak gdyby stare regały miały odpowiedzieć. A przecież biblioteka to jego sacrum, no bez przesady, da sobie radę bez Pinceowej. Pomyślał intensywnie o każdym zakamarku tego pomieszczenia, każdej z wysokich półek i każdym z tytułów, tak intensywnie odkurzanych ostatnimi czasy. I z tego jak dobrze orientował się w mugolskich autorach…
- Niestety nie, niczego takiego tutaj nie ma. A już na pewno nie powieści, to na pewno nie… A czego w sumie szukasz? - spytał wkładając nonszalancko ręce do kieszeni. Zapomniał o sztucznym sileniu się na jakiekolwiek panny lub innych paniczów, teraz chciał jej tylko pomóc.
Może ma coś w swoich zbiorach?
Gość
avatar

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptyPią 17 Kwi 2015, 14:16

Oglądała bibliotekę, jednak nie dostrzegła nic, co  byłoby choć w najmniejszym stopniu mugolskie. Same magiczne księgi, niestety. Rachel uważała, że mugole mają zdecydowanie lepszy styl pisania, niżeli czarodzieje. Tworzyli zdecydowanie ciekawsze historie, choć  niektórych naprawdę nie dało się czytać i były banalnie głupie (wampir świecący tysiącem niewyjaśnionych kryształków, jak tylko wyjdzie na słońce?).
Czekała, aż mężczyzna zauważy ją. Nie była cierpliwą osobą, więc niezbyt cieszyło ją to, że musiała czekać na odpowiedź. Gdy jednak ten wreszcie zwrócił na nią uwagę, uśmiechnęła się promiennie. Poprawiła swój sweter, jednocześnie spoglądając na napis na nim. W końcu fane motto, od Disneya.
- Miło mi pana poznać. Chociaż mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli zrezygnuję z używania słowa 'pan', prawda? - znowu zaczęła mówić chaotycznie.  Ale cóż zrobić, gdy jest się osobą równie niecierpliwą jak panna Elliott, która lubi robić wszystko jak najszybciej? - Rachel Elliott, lat szesnaście, Gryfonka. Urodzona w Lianfaiph... nie chwileczkę. W Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch -  uśmiechnęła się jeszcze mocniej, gdy wymówiła trudne słowo. Znała je na pamięć, ale nadal ciężko było je wymówić. Walia miała dziwne nazwy. - Aktualne zamieszkanie w Bristolu. Szczęśliwa właścicielka królika, wabiącego się Maruda. To chyba wszystko.
Nie trzeba było być geniuszem, aby zrozumieć, że Rachel robiła sobie żarty. Jej umysł byl nastawiony na taki sposób życia. Więc praktycznie nigdy nie należało traktować z sensem jej wypowiedzi.
Jęknęła zawiedziona, gdy usłyszała, że mugolskich książek w tej bibliotece nie ma. Owszem, spodziewała się tego, jednak zawsze dużo lepiej uzyskać odpowiedź pozytywną.
- W zasadzie, to czegokolwiek. Z miłą chęcią bym po raz tysięczny przeczytała 'Opowieści z Narnii', ale chętnie też sięgnęłabym po jakąś inną historię. Tolkien, Szekspir czy nawet Brontë. Sir Arthur Conan Doyle też byłby z chęcią przyjęty. Byle coś napisanego przez mugola. Mugolskie książki są najlepsze. Nie ważne, jaki gatunek.
Zaczęła się nieco kiwać na palcach, nie mając nic do roboty. Miło było spotkać kogoś, kto w jakimś stopniu orientował się w mugolskich klasykach. Niestety, ale chyba takich osób też nie było w Hogwarcie zbyt wiele. Nie wiedzieli, co tracą. Mugole byli bardzo ciekawi i kreatywni.
Benjamin Auster
Benjamin Auster

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptyNie 19 Kwi 2015, 11:33

Ściągnął lekko brwi, słysząc panową uwagę. I choć ostrzegawczy głos w jego głowie podpowiadał, że mimo iż zapomina o tej całej błazenadzie, to dzieciaki nie powinny zwracać się do niego na „Ty”. No może oprócz Rifflesiona, ale on był ponad kategorią, na samym szczycie czarnej listy Benka, więc najlepiej dla niego aby w ogóle się do niego nie zwracał.
Rachel Elliot, lat szesnaście wyglądała natomiast całkiem przyjaźnie. Benjamin uśmiechnął się z niedowierzaniem, w miarę jak kolejne słowa płynęły potokiem z ust dziewczyny - może to przez długą nazwę miejscowości, ale wywód tenże wydawał mu się niezwykle długi. Znali się parę sekund a tamta mówiła nieznajomemu wszystko, co ślina przyniosła na język i chociaż  było to uroczo-chaotyczne, to chyba niezbyt odpowiedzialne albo… całkiem inteligentne. Bo iskry rozbawienia dostrzegalne w czekoladowych tęczówkach, sugerować mogłyby, że to żart. Co nie zmienia faktu, że w tejże całej autoprezentacji brakowało jedynie numeru buta i dziada z babą, przysłowiowego, choć Benek nie potrafił się oprzeć wrażeniu, że w tym szaleństwie może i jest metoda?
Co nie oznacza, że sam zrobiłby coś podobnego.
Dlatego z zastygłym uśmiechem na twarzy, zlustrował raz jeszcze gadatliwą Gryfonkę, całkiem rozbawiony jej postawą, w pozytywnym sensie. Ta szczerość go ujęła, można by rzec, bo jak inaczej wytłumaczyć życzliwą sympatię, którą do niej poczuł? Nieokazywaną oczywiście, rzecz jasna, jak zwykle schowaną za prześmiewczym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy, za protekcjonalnym spojrzeniem. No ale - liczyły się jego chęci i to, że chciał jej pomóc. Powiedzmy, że bezinteresownie.
- Możesz - odparł bo sekundowej przerwie, potrzebnej aby mózg przyswoił chociaż część słów przez nią wypowiedzianych - Ale lepiej się tym nie chwal, w sumie - dorzucił niemalże natychmiast. Coby jej Rabe nie dorwała, biedaczki, bo rozerwie na strzępy - No więc… Rachel - Elliot lat szesnaście! - miło poznać - odparł lakonicznie, dotykając bezwiednie metalowej papierośnicy, spoczywającej w kieszeni spodni. W sumie dawno nie palił.
Mugolskie książki najlepsze? Halo halo.
- Bronte nie mam, Lewisa chyba też nie - odpowiedział po chwili namysłu. Tak wiele zostało w Londynie - Natomiast jeśli chcesz, mam opowiadania Doyle’a. Parę książek też, z dwie chyba, przynajmniej jego… Chyba - silnie zaakcentował ostatnie słowo, nie chcąc robić dziewoi złudnej nadziei. No ale w każdym razie chyba - Mam Władcę Pierścieni, nie pamiętam czy wziąłem. Szekspira nie lubię - odpowiedział z wyzywającym uśmiechem, chcąc niejako sprowokować jakąś reakcję.
Tym bardziej, że nie zapomniał o uwadze, jakoby mugolskie książki były najlepsze. W sensie - owszem, lubił je i zasługiwały na szacunek, uwielbienie, miłość i tym podobne ale czarodziejscy pisarze też nie byli niczego sobie. Tym bardziej, że zaliczał się do nich niejaki Benjamin Auster, jego nieskromna, własna osoba, o czym dziewczyna być może nie słyszała.
Albo zwyczajnie nie była świadoma, że on to on, co postanowił wyczuć.
- Nie lubisz czarodziejskich pisarzy? - spytał niby to mimochodem, wyjmując ręce z kieszeni. Bardzo był ciekawy, bardzo czy może i on do tych nielubianych się zaliczał a jeśli tak w istocie było, chciał wiedzieć dlaczego.
Wiedziony złudnym, bezzasadnym poczuciem, że dziewczyna na pewno go zna. Kojarzy. Czyta. Ktoś w końcu musi!
Gość
avatar

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptyNie 19 Kwi 2015, 19:25

Rachel nie była osobą, która zbytnio zwracała uwagę na to, co ludzie o niej myślą. Nie chciała się zmieniać, tylko dlatego, że jakiś głąb jej nie lubi. Tak więc, gdyby nawet pan Benjamin Auster uznał ją za osobę głupią, szaloną, czy jeszcze inną, nic by sobie z tego nie zrobiła. Może mieć sobie własne zdanie, nic jej do tego. Niestety, ale większość ludzi oceniała po pozorach. Jeśli któryś z tych mniej tolerancyjnych uczniów wiedziałby, jak panna Elliott lubi mugoli, z pewnością nie miała by spokoju. Ale nie przejmowała się tym.
Nie chciała go obrazić pytaniem o sposób zwracania się. A on chyba tak to odebrał, albo Rachel źle to odczytała. Co prawda, nic nie powiedziała. Po prostu dziwnie byłoby jej się zwracać per 'pan' do kogoś, kto nie był wcale tak dużo starszy od niej. Nie wiedziała, ile Auster ma lat, ale domyślała się, że nie był dużo starszy. A przynajmniej nie wyglądał. Oczywiście znała kilka przypadków, kiedy ludzie wyglądali na młodszych  (taki Dumbledore. Z pewnością wyglądał dużo młodziej niż na swój wiek. Nie, żeby Rachel wiedziała, ile dyrektor ma lat).
A jej wywód był pomysłem natychmiastowym. Nie przemyślała zbytnio, co chce zrobić, tylko to zrobiła. Ale w sumie wyszło jej to na dobre, skoro Benjamin się uśmiechał. Zresztą, ona zwykle się tak zachowywała, trzeba się przyzwyczaić. Nie, że przypadkowo napotkanym ludziom zwierzała się ze swojego życia, czy coś. Robiła to tylko przy ludziach, których polubiła. A pomocnika bibliotekarki, mimo, że zna go od kilka minut, polubiła. Taka głupota natury ludzkiej.
- Mi również miło. Ej, lubisz wyzwania? Bo skoro pracujesz w bibliotece masz chyba spory zasób słownictwa? Wypowiesz nazwę owej walijskiej miejscowości? Nawet ją powtórzę. Znaczy, chyba - uśmiechnęła się jeszcze szerzej ciekawa, co jej odpowie. Czy spróbuje wypowiedzieć to dziwne słowo, czy jednak się podda? - Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch, ha. Udało mi się znowu!
Była z siebie dumna. Nie zrobiła co prawda żadnego wielkiego wyczynu, ale sami spróbujcie wymówić to słowo. A co jeszcze ciekawsze, najdłuższe słowo świata miało około 190 tysięcy liter, więc wyzwanie jeszcze wększe. To chyba nazwa jakiegoś pierwsiatka, czy czegoś tam.
Zawiodła się nieco, że nie będzie mogła znowu przeczytać 'Opowieści z Narnii'. Ale mimo wszystko była szczęśliwa, że Benjamin 'chyba' posiada Sir Arthura Conan Doyla, a może i nawet Władcę Pierścieni. Zdziwiła się też trochę, że mężczyzna nie lubi Szekspira.
- No, Szekspira nie lubić? Klasyka takiego? Wstyd - odegrała lekkie przedstawienie, wycierając niewidzialną łzę z policzka. Oczywiście nie miała nic do tego, że on nie lubi tego autora. Każdy ma swój gust. - Ale może odkupisz swoje winy za Tolkiena czy Doyle'a. Zobaczymy, czy ci wybaczę. Gdybyś był królem niczym Edmund Pevensie, czy nawet Piotr Pevensie, byłbyś uniewinniony z wszelakich zarzutów - ostatnie zdanie mruknęła cicho, nie wiedziała nawet, czy je dosłyszał. Wszystko jej jedno.
Słysząc pytanie na temat czaordziejskich pisarzy i tego, czy są przez nią lubiani, założyła włosy za ucho. Niezbyt wiedziała, co mu odpowiedzieć. Bo mimo wszystko żyli w czarodziejskim świecie, więc czytała ich książki. Niektóre jej się nawet bardzo podobały. Jednak nie byli według niej tak bardzo wyśmienici, jak niektórzy mugole.
-Nie to, że nie lubię. Po prostu nie czytam ich zbyt często. Nie zapamiętuję praktycznie nigdy nazwisk, ale niektórych lubię czytać. Powiem tyle, że jestem czarownicą półkrwi, mój ojciec jest mugolem. Przez kilka lat mojego dzieciństwa pisał krótkie opowiadania, które czytał mi i mojemu bratu. A miał on styl pisania typowo mugolski. Nie znał świata czarodziei, więc większość szczegółów wymyślał sam. Może to dlatego najbardziej lubię właśnie mugolskie książki? - pod koniec wypowiedzi wzruszyła ramionami. Była to chyba najbardziej przemyślana odpowiedź z wszystkich, które do tej pory wypowiedziała.
- A jaka jest twoja ulubiona książka? Mugolska, czy może czarodziejska? - zmieniła temat na jakiś chyba bardziej przystępny. Ona raczej nie musiała odpowiadać na to pytanie, skoro już wcześniej powiedziała, że książki Lewisa czytała wiele razy. Zresztą, ta miłość do fantastyki wręcz z niej kipiała. Ale gdyby miała wybrać konkretny tom 'Opowieści', chyba wybrałaby książkę numer cztery. Chyba najbardziej jej przypasowała z tych wszystkich.
Benjamin Auster
Benjamin Auster

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptyPon 20 Kwi 2015, 23:47

Czy lubił wyznania?
Tylko jeśli coś było mu na rękę.
Zaintrygowany, uniósł brwi wysoko w dosyć czytelnym geście. No cóż, ciężko jest pisać się na coś, czego nie do końca jesteś świadomy - to znaczy… ciężko zobowiązywać się do zrobienia czegoś, co może być ponad twoje siły. A jako, że dla Benjamina na stan faktyczny było wszystko „ponad siły”, nie powinien podejmować się podobnych wyzwań. W końcu sromotna porażka dla nikogo nie jest przyjemna.
Szkoda tylko, że jego stan faktyczny nie był akceptowany przez wybujałe, ostatnimi czasy, ego. Bo choć kurze z biblioteki nieco przygnębiały cną, dobrą duszyczkę chłopaka, to artystycznie… można powiedzieć, że się spełniał. Wieczorami przesiadywał przy maszynie, pisząc, pisząc, pisząc i czerpiąc pełnymi garściami z łaskawej weny, będącej wynikiem… no właśnie czego? Co takiego spotkał, kogo spotkał?
Swój geniusz, a jak! Po prostu tutaj, pośród szkockich gór mu się objawił. Dlatego palnął niemal natychmiast, czego potem musiał potem jeszcze długo żałować.
- Ej, nie lubię. To znaczy, czasami. Ale z tym słownictwem, masz rację - bystra z Ciebie istota… Rachel - odpowiedział, uśmiechając się protekcjonalnie półgębkiem. Tylko przez chwilę, bo potem uśmiech zczezł.
Lanfar… co?
Patrząc na nią z niedowierzaniem, a może i nawet z lekkim strachem, włożył ręce do kieszeni. Bezmyślnym ruchem dobył papierosa z metalowego pudełka, machinalnie wkładając go sobie do ust, sięgnął również po zapalniczkę. I byłby popełnił błąd, gdyby nie opamiętał się w ostatniej chwili.
Stop, przecież Pincowa wywaliła by go z hukiem.
Wyjął papierosa z ust, chesterfielda pozwalającego przekroczyć ciężkie okowy własnej popieprzonej emocjonalności i obdarzył Rach paskudnym uśmiechem. Odłożył fajkę na swoje miejsce, po czym rzucił, niby to beztrosko.
- Nie powtórzę tego. Dziecinne wyzwanie - stwierdził, co zabrzmiało niestety tonem obrażonego przedszkolaka. Którym teraz mentalnie był. Kim była ta smarkata i dlaczego od razu utarła mu nosa?
Akcja, reakcja jak to mówią, co Ben postawił wykorzystać. Obdarzając pannę Elliot wzrokiem „lubiłem coś zanim było modne”, odpowiedział
- Nie, nie lubię Szekspira. Odbiór jego twórczości… jak dla mnie przerost formy nad treścią - zaintonował ostatnie słowa, dając wyraźny znak jak bardzo jest ponadto dziełami jednego z największych dramaturgów w historii literatury. On przeczytał „Ulyssesa”, halo - nie będzie zaprzątał sobie myśli jakimś pospolitym „Makbetem”. Nie jego klasa, poza tym strasznie to było nierealne - I zobaczymy czy ja Ci wybaczę, bo widzę, że masz niemałe braki moja droga - dodał po chwili, nieco tajemniczo, mając na myśli bardziej siebie niźli zignorowanego przez dziewczę Llosę. A ostatnie, wymruczane zdanie dosłyszał, na jej nieszczęście. Edmund Pevensie? A to nie Aslan był najlepszy?
Benjamin skrzyżował ręce na piersi, gotowy na wymianę literackich poglądów. Jego ulubione dyskusje, och tak. Naprawdę… nie znała magicznych pisarzy?
- No wiesz… - zaczął łagodnie - Magiczni pisarze to nie tylko osoby… oszołomione. Potrafiące pisać o tym, jak uciekały przez las przed wampirami. Literatura czarodziejów, nieco uboga, ale skrywa swoje perełki. Wiesz jak potrafią być ciekawe kryminały, gdzie bazyliszki petryfkują ducha? - zagaił towarzysko, mając na myśli jedno ze swoich opowiadań. Ciekawe, czy historia zna takie przypadki - A jak się nazywa twój ojciec?
Spytał zdawkowo, nie powstrzymując uśmiechu wpełzającego ponownie na twarz. No proszę, ile wspólnego. Jego tatuś też pisał, swego czasu. Książki nawet.
- Nie mam takiej. Za dużo. Ale z autorów… mugolskich - Hemingway i Thoreau - odpowiedział śmiało, sugerując między wierszami, by dziewczyna zapoznała się z twórczością obu panów. Zerknął raz jeszcze w ciemne tęczówki, po czym stwierdziwszy, że nie ma co stracić, spytał zdawkowo - Naprawdę mnie nie kojarzysz?
Gość
avatar

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptyNie 26 Kwi 2015, 19:22

Prychnęła i uśmiechnęła się z pobłażaniem. Mimo, że Benjamin był od niej nieco starszy i dosyć mocno wyższy (co nie jest wcale takim wielkim wyczynem. Rachel jest karłem) oraz poznała go przed chwilą, miło jej się z nim rozmawiało. Zdążyło już go polubić. W sumie, to ona bardzo szybko przywiązywała się do ludzi, co było sporym problemem. Znaczy, czasami. Czasami to było dosyć fajne.
Ale czasy czasami, a ona uznała, że człowiek z którym gadała jest tchórzem. No, może nie konkretnie uznała, co tak jej to przemknęło w myślach. Przechyliła głowę, gdy nie chciał podjąć wyzwania. Nie ma tak! Wyzwanie to wyzwanie, nie ma poddawania się, zanim się jeszcze zaczęło. No i jakby miał jakieś wątpliwości, co do rozumu Rachel.
- Jestem bystra. Nie poznałeś? I czemu istota? Jestem centaurem? Swoją drogą, czemu akurat centaur pierwszy wpadł mi do głowy? Hipogryfy są fajniejsze. A jednorożce są straszne, fuj - jej odpowiedzi znowu stały się chaotyczne. Uciekała od tematu, wklecając jakieś głupoty tylko po to, aby podtrzymać rozmowę. Nieważne, jakby głupia ona była.
Zmarszczyła nieco czoło widząc, jak Benjamin wyjmuje z kieszeni papierosy. Serio? Palenie zabija i inne te niby mądre zdania, które są umieszczane na paczkach. Palenie jest fe, i te sprawy. Nie powiedziała jednak nic o tym na głos, z jej spojrzenia dało się wyczytać, co o tym myśli.
-Co z tego, że dziecinne wyzwanie? Jesteś aż tak stary, czy aż tak słaby? Skoro dziecinne, powinieneś je z łatwością wykonać - czepiła się tej lepszej myśli, ignorując uśmiech Austera. Trochę w jej oczach stracił. Nie lubiła papierosów, cygar, czy czego tam innego. Tak jak kapeluszy, czy jednorożców. To jest po prostu paskudne, straszne i w ogóle be, fuj, i tak dalej - Szczególnie, że to jedno z tych dłuższych słów, typu Konstantynopolitańczykowianeczka, tylko trochę dłuższe. Znaczy, chyba, Nie liczyłam liter. Długie wyrazy są fajne.
Odpowiedziała na jego spojrzenie, przy czym jej wzrok mówił 'doprawdy?'. Pojedynek na spojrzenia i te sprawy. Na jej twarzy pojawił się wesoły uśmieszek, mimo, że musiała zadzierać głowę, żeby w jakikolwiek sposób spojrzeć mu w twarz.
Nie odpowiedziała na jego wypowiedź na temat Szekspira, każdy ma własne zdanie i gust. Niezbyt ją interesowało, kto co lubi. Jeśli nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Ale odpowiedziała na wypowiedź numer dwa.
- Może i braki, ale jakoś tego wybitnie nie żałuję. - nie wiedziała, czy chce po prostu zdenerwować pana Austera, czy po prostu tak uważała. Może nawet obie odpowiedzi są poprawne, a to jest podchwytliwe pytanie? Pewne było za to, że na jej twarzy nadal był uśmieszek, więc też ciężko było odczytać jej intencje.
Znała mugolskich pisarzy. Niektórych. Newta Skamandera znała, o. I Barda Beedle'a. Ale to chyba nie jest jakiś wybitny wyczyn.
- Petryfikowanie ducha może być i ciekawe. Ale i tak nadal wolę pisarzy mugolskich. Takie wrodzone uczucia, można powiedzieć. Odziedziczyłam to po tacie. I skoro chcesz wiedzieć, nazywa się Jordan Elliott. I nie jest pisarzem, jeśli chciałbyś wiedzieć. Znaczy, można uznać, że jest, ale nie pisze książek. Artykuły do gazety. Ale to szczegół. Zresztą, chyba nadal mam gdzieś zachowane jego opowiadania.
Zdmuchnęła z czoła włosy, które mimo, że nie były długie, postanowiły jej wpaść do oczu. Paskudne włosy. Bez włosów najpewniej wyglądałaby jeszcze gorzej, ale jednak momentami ją wkurzały. No bo jak to tak, włosy do oczu wpadające.
- Hemingway'a znam. Henry'ego Thoreau kojarzę, ale chyba nie przeczytałam żadnej jego książki - na dalszą część wypowiedzi zdziwiła się. Czyżby stojący przed nią człowiek pisał książki? No w sumie, też nie powinna być jakoś wybitnie zaskoczona. W końcu rozmawiała z nim o książkach, więc powinien mieć coś z nimi wspólnego. - Mówiłam, że nie zapamiętuję nazwisk czarodziejskich pisarzy. Możliwe, że coś twojego nawet czytałam, ale nie pamiętam, że to była twoja książka. Przepraszam. Ale no... Na temat czarodziejskich pisarzy prędzej byś się dogadał z moją matką, nie ze mną. Moja matka jest ta od czarodziejskiego świata. Ja taka wybrakowana. - uśmiechnęła się lekko, nie wiedząc, jak on zareaguje, ani nic takiego. Będzie zawiedziony, czy coś takiego? Po prostu stała i czekała, choć nienawidziła czekać.


Ostatnio zmieniony przez Rachel Elliott dnia Nie 26 Kwi 2015, 22:14, w całości zmieniany 1 raz
Benjamin Auster
Benjamin Auster

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptyNie 26 Kwi 2015, 21:46

Zacisnął bezwiednie usta, widząc pochylająca się w bok paziowatą główkę Rachel. Pewnie miała go za tchórza, huh? Jak pewnie pół świata, pomyślał mając tych wszystkich tak-mądrych-ludzi w pogardzie. Oni wiedzieli swoje, on swoje - nie zamierzał dostosowywać się do ich zadań, systemów wartości, moralności - często się w nimi nie zgadzał, ba! Nigdy się z nimi nie zgadzał, w końcu taka była jego misja i ofiara składana na ołtarzu ludzkości. Był pisarzem łamanym na poetą łamanym na wieszczem, czyli tak jakby przywódcą narodu. Jeśli on nie przeciwstawi się wszystkim systemom, no i w sumie… wszystkiemu co zastał to kto to zrobi? Co z tego, że pisywał kryminały żeby mieć na fajki, to był stan przejściowy. Wszystko minie, wierz mi, doprawdy uwierz. Jego zła passa również i jeszcze odegra się na tym świecie, co nie chciał czytać jego dzieł.
Oraz arcydzieła, które tworzy obecnie.
- Poznałem, że jesteś bystra bo i ja jestem bystry - odpowiedział nieskromnie, prostując się nieznacznie - A i istota, bo człowiek jest istotą, również. Dlaczego dyskryminujesz jednorożce? - odpowiedział po chwili zastanowienia. Postanowił ciągnąć nadany przez Rachel żartobliwy ton rozmowy, przynajmniej do stopnia dla niego wygodnego. To znaczy - momentu, gdy dziewczyna zacznie drwić i z niego, czego jego ego nie zamierzało tolerować. Nie dzisiaj, gdy tak prężnie się puszyło.
Widząc jej spojrzenie, uśmiechnął się w odpowiedzi. Czyli palenie jest be i fe, złe i niedobre, podobnie jak jednorożce i pani z eliksirów. Choć na ogół ludzi, którzy potępiali ten zły nawyk z jego uroczą matką, która najpewniej zbeształaby go za to (o ile w ogóle się dowie), na czele traktował z dystansem… tu chyba nie miałby serca. Rachel lat szesnaście miała tylko lat szesnaście - co więc mogła wiedzieć o życiu? Jeszcze zobaczymy co powie na widok tytoniu, gdy jej urocze niewinne serduszko zostanie złamane - raz pierwszy, drugi i trzeci. Co się niewątpliwie stanie, choć nawet wtedy częstować jej nie zamierzał.
Kobiety nie powinny palić, a już szczególnie nie takie młode.
- Jestem aż tak ponadto - rzucił jej spojrzenie nie odzwierciedlające nawet w połowie narcyzem, który czasem czuł do swojej osoby. Czasem - A zresztą… Jakie to ma znaczenie, czy się słowa wyuczę czy nie? Czy je powiem, skoro i tak tego miasteczka pewnie nigdy nie zobaczę? Słowo… to czasem słowo, nic więcej nad czym ubolewam. Historia pokazuje, jakie jest potężne a dzisiaj? W zależności od odbiorcy, bywa całkowicie pozbawione należnego znaczenia - dodał po chwili, nieco bardziej refleksyjnym tonem. Nie żeby próbował odwrócić, przysłowiowego, kota ogonem. Po prostu często zastanawiał się nad istotą słów i wszystkimi co słowa cechuje. Bądź co bądź, był pisarzem - kto miałby zastanawiać się nad takimi rzeczami, jeśli nie on? - Ale za to Konstantynopolitańczykowianeczka wypowiedzieć umiem. Wiem co to, wiem kto to. Mieszka w Konstantynopolu, kobieta.
Było to jakby jego potwierdzeniem niepisanej, niezwykle chaotycznej teorii słów, której panienka Elliot znać jeszcze nie mogła.
- Braki, moja droga panno należy nadrabiać - odpowiedź swą zaczął dopiero po chwili - Nawet na przekór wrodzonym uczuciom, do których nic w gruncie rzeczy nie mam. Twoja mama się zna, co zamierzam Ci udowodnić niebawem. Dam Ci… do przeczytania moją jakąś książkę, co Ty na to? Nie chcę słyszeć nie - uwagę o ojcu zamierzał zignorować, a raczej potraktował życzliwym skinieniem głowy. Bo o swoim taktu mówić nie zamierzał, już nigdy.
- A Thoreau, to koniecznie Ci podrzucę. Najlepsze cytaty, coby można w towarzystwie błysnąć - dodał po chwili, z filtuernym uśmiechem na twarzy.
Chyba znalazł towarzysza rozmów? Kto wie, czas pokaże.
Gość
avatar

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptySro 29 Kwi 2015, 18:02

W czasie, gdy Benjamin tak rozmyślał, ona też pogrążyła się w myślach (no kto by pomyślał! Tyle tutaj myślenia, jeszcze komuś mózg się przepali) Konkretniej rozmyślała o jednorożcach. Tych przerażających stworzeniach, które większość dzieci i dziewcząt (niektórzy mężczyźni też je lubili. Nie mnie to oceniać) uwielbiała. Rachel bała się jednorożców. Szczególnie takich w kapeluszach. Oczywiście, nigdy takiego nie spotkała, ale sobie wyobrażała, że są straszne i paskudne. Widziała zresztą wiele orazków z nimi. To już coś. Widząc jakikolwiek wizerunek jednorożca miała ochotę uciec z krzykiem, takie to ochydne. Więc gdy Benjamin zadał pytanie na temat tych stworzeń, odpowiedziała mu.
- Dyskryminuję jednorożce, ponieważ są odrażająco straszne, odrażające, paskudne i zbyt... kolorowe. A przynajmniej tak są zazwyczaj przedstawiane. Nie widziałam żadnego. Ale wiem, że są złe. Na pewno coś knują, o. Kapelusze też są straszne. Szczególnie takie wielkie, wielgaśne. Nie wiem, jak można to nosić. Z pewnością jest niewygodne i przy pierwszej lepszej okazji walniesz w słup.  Tak sądzę. Kapeluszy nigdy nie nosiłam. Ale są straszne. A tęcza jest brzydka i zbyt... kolorowa? -  w czasie swojej przemowy zaczęła nieco machać rękami, chcąc nieco zobrazować, o co jej chodzi. Gdy jednak doszła do wniosku, że niezbyt to pomaga, zaprzestała to robić. Przez swoje przekonania kilka razy została uznana za głupią i dziwną, nie musi dawać ludziom kolejnych dowodów. Bo przecież jednorożce są takie śliczne! Powtórz to, jak przejmą władzę nad światem, czy coś w tym stylu.
A palenie było złe i nic nie przekona jej do zmiany decyzji. Jednorożce były złe, a jeśli chodzi o nauczycieli... To pewnie gdyby pogrzebać jej w mózgu to do każdego znalazłaby się jakaś nutka sympatii. Tak, dla woźnego też. I dla złej pani od eliksirów najpewniej także. Ale fajki nadal były złe. Choć w sumie nie fajki, a palenie ich (to nie broń zabija, lecz ludzie - to chyba tak leciało).
- Jesteś aż ponadto słaby czy stary? Bo nie stwierdziłeś tego faktu. Bo oczywiście twierdzę, że to fakt. Jesteś albo starym zgredem, który nie umie się bawić, albo jesteś po prostu tchórzem. Wypieraj się do woli, ja tam swoje wiem - mówiła swoim chaotycznym tonem głosu, jednocześnie zachowując wesołość. Uśmiechała się promiennie, co wcale a wcale nie pasowało do słów, które mówiła. To pokazywało, jak dziewczyna świetnie się bawi tą rozmową, jednocześnie robiąc sobie niezbyt poważne żarty z pana Austera. Rzecz jasna, nie chciała go obrazić, czy coś. Taka była po prostu jej natura, że nie potrafiła zachowywać się poważnie, szczególnie w takich sytuacjach. Patrzyła z wyzwaniem w oczy mężczyzny, nadal się uśmiechając - Konstantynopolitańczykowianeczka to za łatwe słowo. Nie liczy się. I skąd wiesz, że nigdy nie pojedziesz do tego miasteczka? A może kiedyś twojej żonie, oczywiście kiedy będziesz ją miał, bo zgaduję, że jej nie masz, będzie miała ochotę tam pojechać? A ty nie będziesz umiał wymówić nazwy, to co? A twierdzę, że nie masz żony, bo nie widzę obrończki, ani nic w tym stylu. Chyba, że jesteś z tych osób, które małżeństwem nie lubią się chwalić. Więc jak to jest? Tak, wiem, jestem irytująca - podniosła ręce w obronnym geście, chcąc w jakiś sposób ochronić swoją osobę przed zabójczymi spojrzeniami, czy czymś w tym stylu, jeśli miałoby się to pojawić. Ale miała też nadzieję, że nie wkurzyła jeszcze Benjamina. No ej, zanim ją wykurzy z biblioteki niech jej chociaż pożyczy książkę!
- O, to teraz się posłużę twoim argumentem. Skoro należy nadrabiać braki, to nadrób swoje i powiedz owe słowo. A przestanę cię irytować, obiecuję. A przynajmniej irytować na ten temat. To jak? - na uwagę o tym, że zamierza dać jej swoją książkę, jej uśmiech poszerzył się jeszcze mocniej, co zresztą było częstym widokiem u Rachel. Lubiła się uśmiechać - A mogę liczyć też na autograf z dedykacją. jeśli mi się spodoba?
Sam fakt, że nie praktycznie nie pytała go o nic, był ciekawy. Często zadawała pytania i lubiła je zadawać. Była ciekawska, ale umiała też zachować umiar. W pewnym sensie.
- Chętnie zapoznam się z literaturą pana Thoreau. Nie znam chyba jego książek, chyba nigdy go nie czytałam. Ale moja pamięć jest głupia. Niczym mój starszy brat. On też jest głupi. - praktycznie zawsze mówiła o swoim ukochanym braciszku w ten sposób. Irytował ją bardziej, niż ona ludzi. Głupota.
Benjamin Auster
Benjamin Auster

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 EmptyPią 01 Maj 2015, 13:19

Słuchając całej tej jej uroczo-pokrętnej wypowiedzi, założył rękę na rękę, przy czym jedną gładził w zamyśleniu zarośnięty podbródek. Szacując w głowie na ile dziewczyna jest nieposkromioną marzycielką, na ile wizjonerką a na ile osobą niezrównoważoną. Choć to ostatnie wolałby odrzuć, ze względu na to jak uroczo wyglądała paziowata główka. No i w sumie ciekawe, dlaczego w niej zrodziło się tyle nienawiści do pozornie trzech niezwiązanych ze sobą rzeczy - jednorożców, kapeluszy oraz tęczy. Stop, kiedy w tą rozmowę wkradła się tęcza? Jeszcze jednorożce można zrozumieć - niektórzy mogliby uznać wyobrażenie tych stworzeń za przesadzone, zważywszy głównie na to, że pochodzą jedynie do odzianych w białe halki dziewic. To było w gruncie rzeczy bardzo szowinistyczna legenda, narzucająca, że kobieta musi być bezbronna, delikatna i krucha i taka łagodna - gdzie tu nowoczesne spojrzenie na sprawę, o co walczyły te… sufrażystki? Dzisiaj mit jednorożca nie był aktualny, można ich było nie lubić. Co do kapeluszy - sam miał do nich pewną awersję, choć pewnie nie tak wielką. Po prostu kiedyś, w dzieciństwie miał bardzo niemiłą nianię a ona cały czas chodziła w podejrzanych, dziwnie pachnących nakryciach głowy. Natomiast niechęci do tęczy zrozumieć nie umiał.
- No dobrze, o ile jednorożce mogą coś knuć - rozpoczął odpowiedź, uważnie dobierając każde słowo - Kapelusze rzeczywiście powodują urazy głowy, to nie rozumiem jednego. Co ty masz do zarzucenia tęczy, przecież jest… no ładna. I pojawia się po burzy - dodał, wspominając tęczę, którą widział ostatnio. To było tak dawno temu, chyba jeszcze latem, gdzieś pod Londynem. Gdy miał normalną pracę i nawet nie spodziewał, że za parę miesięcy będzie znowu siedział wśród dzieciaków, w szkole. Ach, życie bywa niezwykle zabawne.
Zabawnym było również to, jak uparcie chciała się bawić w tą swoją grę. Chyba nie da mu spokoju.
- Jestem aż tak ponadto. Kropka koniec i nie starym i nie zgredem i już na pewno nie tchórzem - odpowiedział nieco bardziej oschle, czując jak dziewczynie umiejętnie balansuje na granicy żartu oraz obrazy. A przecież nie miał jej nic do zarzucenia, w sumie o ile wyciągał złe wnioski miała prawdo tak pomyśleć. Tym razem jej wybaczy, w końcu  jest młoda i… no, młoda - może się jeszcze wiele od niego nauczyć. Dobrego. Bo ta iskra butności, odwagi, rozbawienia którą widział w jej oczach było niezwykle obiecująca - po tym zazwyczaj poznaje się osoby inteligentne, myślące a Ben cenił wyłącznie takie. Ma jeszcze dziewczyna czas, pomyślał czując jak na twarz wstępuję ironiczny uśmiech, po czym wysłuchiwał cierpliwie co tam ma jeszcze do powiedzenia - Nie, nie mam żony. Pewnie nigdy mieć jej nie będę, bo ja się do takich rzeczy nie nadaję. Więc - problem rozwiązany - no proszę, jak ładnie wybrnął. Nawet specjalnie nie kłamał, bo prawdę mówiąc naprawdę ciężko było z nim wytrzymać. I choć pewnie chciałby mieć kiedyś wybrankę serca, tak na stałe to pewnie tego nie dożyje - za dużo w nim było tępego uporu - Ale tak czy inaczej, wypraszam sobie - nie jestem taki znowu stary. Trzy lata starszy od Ciebie, droga panno - odpowiedział bez cienia wyrzutu w głosie. Chociaż bardzo zachciało mu się zapalić, właśnie teraz - Nie jesteś wkurzająca Rach, nie trafiłaś w mój czuły punkt
No ale próbuj dalej, śmiało. Wszystkie chwyty dozwolone, nawet to… Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch, czy jak to tam było.
Widząc, że dziewczyna chyba jednak nie da za wygraną rozłożył bezsilnie ręce. Spojrzał na nią, poważnie rozbawiony po czym odpowiedział.
- No dobrze, powtórz to słowo tylko skończ już mnie męczyć. Zawsze jesteś taka uparta? - zapytał, po czym widząc reakcję na wzmiankę o książce wyprostował się, jakby trochę bardziej z siebie dumny. Czuł, co prawda żartobliwą nutę w jej głosie (była kiedykolwiek poważna?) ale nie obrał jej za coś wrednego, a wręcz przeciwnie. Dobry znak - Będziesz.
Natomiast słysząc tak zgrabnie wplecioną uwagę, dodał po chwili -A brat, to co Cie zrobił? -  Taki brat, to chyba powinna być całkiem przyjemna sprawa?

I tak rozmowa toczyłaby się pewnie w najlepsze, gdyby nie przeciągły syk. Ben poruszył się gwałtownie, w zakłopotaniu przeczesując ręką brązowe włosy. Słyszał kroki swojego własnego, osobistego, nielubianego szefa, a raczej szefowej, zmierzającej w stronę jego i Rachel. Mężczyzna dał znak dziewczynie by szła za nim, by jakimś cudem wyprowadzić ich z labiryntu półek. Nie spotykając po drodze centaura.
Nie powiedział ani słowa więcej. Na pożegnanie całkiem miłej Gryfonce kiwnął ręką i stuknął w dość małą pozłacaną plakietkę na niedużym biurku niedaleko stanowiska pani Pince. Jego personalia zna, jego sowa znajdzie a Henry David Thoreau nie zając, nie ucieknie.
Pewnie wrócą do tej romowy

/ztx2, prawdopodobnie.


Ostatnio zmieniony przez Benjamin Auster dnia Wto 09 Cze 2015, 00:30, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : rozkradli temat :D)
Sponsored content

Część główna biblioteki - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Część główna biblioteki   Część główna biblioteki - Page 4 Empty

 

Część główna biblioteki

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

 Similar topics

-
» cześć. mogę cię zjeść?
» Główna ulica
» Główna ulica
» Główna alejka
» Kwatera Główna Aurorów

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
IV piętro
 :: Szkolna biblioteka
-