|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Vincent Pride
| Temat: Re: Część główna biblioteki Sob 14 Lip 2018, 17:38 | |
| Minęło już trochę czasu odkąd umarł i zorientował się, że jego czas na tym świecie nadal nie dobiegł końca. Miał kilka ładnych miesięcy do przyzwyczajenia się do braku namacalnej powłoki jaką było ciało, szczególnie, że odkąd wrócił w tej postaci do Hogwartu korzystał z plusów takiego stanu rzeczy bez przerwy. Ściany, sufity, podłogi, choćby najgrubsze mury - nic nie było w stanie go powstrzymać. Negatywne strony? Czasem natrafisz na coś, czego nie chciałeś widzieć i musisz szukać miejsca, w którym pozbędziesz się tych traumatycznych obrazów z głowy. Pozytywy? Czasem natkniesz się na urokliwą i ponętną uczennicę, która nie zdaje sobie sprawy z twojej obecności i postanowi się przebrać. Martwy czy nie, Vincent wciąż był facetem i o ile jego popęd seksualny w tej chwili prawie nie istniał to czasem lubił mieć na czym zawiesić oko, bardziej na zasadzie obserwowania zacnego dzieła sztuki w muzeum. Raczej ludzie w muzeach nie zastanawiają się jak wyglądałyby wnętrzności eksponatu, ale różnie bywa, i on był właśnie tym typem. Wracając jednak, zdawał sobie sprawę ze swojej niematerialności - a mimo to czasem nadal potrafił się złapać na tym, że ktoś go w ten sposób zaskakuje, świadomie bądź nie. Żywi w kontakcie z istotą ducha czują przenikliwy chłód, czasem też sensacje w żołądku lub tracą na moment oddech. Z drugiej strony zaś Pride w takich momentach doświadczał czegoś zgoła innego. Był zupełnie niewrażliwy na temperaturę, jednakże w kontakcie z żywym ciałem miał wrażenie, że jego jestestwo znalazło się w wodzie. Zupełnie jakby w jego wnętrzu pojawił się skondensowany ocean, a fale rozbijały się o krawędzie jego półprzezroczystej istoty. Kiedy jakaś rudowłosa usiadła w tym samym fotelu, przez co prawie całkowicie spoiła się Vincentem wrażenie było na tyle intensywne, że ten aż poderwał głowę i uniósł brwi. Szybko jednak skorzystał z faktu, że uczennica była równie zszokowana i przyjął swoją naturalną pozę, z szerokim uśmiechem, który bardziej pasował do jakiejś dobrej duszyczki niż nieco wynaturzonego poltergeista. Nawet spojrzenie tym razem niezbyt go zdradzało, bowiem miał być może okazję do zapoznania się z kimś nowym, kto jeszcze nie ma wyrobionej opinii na jego temat. Mistrzem taktyki to on nie był, ale doskonale już wiedział, że na początku nie odkrywa się zbyt wielu kart, jeśli w ogóle jakieś. Może jedną, żeby zachęcić do gry, jednakże fakt, iż był martwy mógł za nią wystarczyć. Zarumieniona gryfonka rozbawiła go, przez co jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. Po chwili wręcz zaśmiał się cicho, gdy ta próbowała wywrzeć na nim opuszczenie tegoż miejsca, które tego dnia sobie upatrzył. - W twoim fotelu, powiadasz? - zaczął, przyjmując przyjacielski ton, nawet pozwalając sobie na nieco szelmowskiej nuty w głosie. - Obawiam się, że gdyby był twój zauważyłbym gdzieś podpis, a tym samym wiedziałbym jakie miano nosi rudzielec przyjmujący właśnie jedną z barw swego domu. Mimo to ja chętnie przedstawię się tobie, nie przepadam za bezosobowymi zwrotami do kogokolwiek, chyba, że na to zasługuje. Vincent. Wybacz, że nie podam dłoni, ale chyba oboje rozumiemy dlaczego. Machnął odzianą w cętkowaną rękawiczkę dłonią, jakby na potwierdzenie swoich słów. Nie podał nazwiska celowo, bowiem nie trudno jest się domyślić, że w świecie czarodziejskich rodów to właśnie ono najczęściej jest rozpoznawalne. Jego własne, przyjęte po matce, miało dosyć kiepską sławę dla tej praworządnej części społeczeństwa, a istniało ryzyko, że dziewczyna do niej należy. Nie rozważnym byłoby podkopywać się już na etapie przedstawienia, kiedy miał ambitny plan stworzyć w jej głowie fałszywy obraz samego siebie. - Jesteś Gryfonem, więc pomimo moich kiepskich doświadczeń z tym domem dam ci kredyt zaufania w kwestii dyplomacji. Przekonaj mnie, że powinienem odstąpić ci twoją strefę bibliotecznego komfortu, a wtedy nie dość, że odstąpię ci miejsce to jeszcze kto wie, może użyczyłbym ci swoich mocnych stron, gdybyś chciała się dostać kiedyś do ksiąg, których nie wolno tykać uczniom. Dla mnie to żaden problem, a dobry mag pewnie ma pewne dziedziny wiedzy, które chciałby zgłębić za wszelką cenę. Splótł palce na wysokości obojczyków, po czym oparł na nich podbródek. Czekał na kolejne słowa, z których zamierzał wyciągnąć jak najwięcej informacji ukrytych między wierszami na temat jego nowej zabawki, marionetki lub po prostu patentu na zabicie chwili wolnego czasu. Niczym wilk w owczej skórze sympatycznego młodzieńca, który po prostu lubi nawiązywać nowe znajomości.
|
| | | Sini Marlow
| Temat: Re: Część główna biblioteki Pon 16 Lip 2018, 20:05 | |
| Problem związany z przeoczaniem obecności duchów nigdy nie przysparzał jej większych kłopotów. Z żadnym z takowych nigdy nie wchodziła w zażyłości i nie planowała tego w ciągu najbliższego stulecia. Nigdy nie doszło jednak do momentu dotknięcia czyjejś esencji duszy. Nie brała nawet pod uwagę takiej sytuacji. Któż chciałby z własnej woli zawrzeć kontakt cielesny z echem niegdyś żywej osoby? Tak nagłe pogwałcenie jej zasad bliskości wytrąciło ją z równowagi, wywołało pewien rodzaj strachu, skrępowania, niezrozumienia. Mimo dystansu, jaki narzuciła, wciąż czuła na plecach mróz po niedawnym zmaltretowaniu przezroczystej sylwetki ducha. Chłopak nie zareagował na szczęście gniewem, jak dotychczas przypuszczała. Sini była niegdyś świadkiem jak pewna pierwszoklasistka wpadła na Sir Nicholasa. Duchzaś głośno i wyraźnie pokazał po sobie oburzenie, a następnie wyłożył jakie to wysoce niekulturalne zachowanie wobec ducha opiekuńczego. Prawie Bezgłowy Nick miewał swoje nastroje i nie musiał jakoś wybitnie się starać, by zachęcić Sini do gorliwego przestrzegania cielesnego kontaktu. Irytek był inną bajką, innym światem, inszym nawet od świata, po którym krążyły duchy opiekuńcze. Z tym też poltergeistem Sini miała parę razy styczności lecz jedynie na zasadzie ataku dystansowego bądź słownej obrazy. Nie spodziewała się tak miłych wibracji bijących od chłopaka- ducha. Nawyk ucieczki z pola obecności osoby nieżywej malał z każdą upływającą minutą. Uwierzyła w jego uśmiech oraz ton głosu, nie mając powodów, by sądzić, że mógłby chcieć ją w jakiś sposób skrzywdzić. Tymczasem serce dziewczyny powoli uspokajało się i cierpliwie próbowało wyrównać temperaturę ciała swojej właścicielki. Tak nagle zatęskniła za ciepłem kominka, gorącym i pachnącym kakao czy chociażby miękkim kocu z dormitorium. Dolna warga zadrgała, gdy jej oczom ukazała się szeroko uśmiechnięta twarz chłopaka. Sini starała się patrzeć mu prosto w oczy, a nie na szew fotela, ułożony równo za jego potylicą. Zamrugała kilkakrotnie, by wyostrzyć wzrok i nauczyć się oglądania niematerialnej sylwetki. - J-ja... - potrząsnęła głową będąc przez chwilę oczarowaną uśmiechem chłopaka. Trwało to kilka sekund - ulotny moment, podczas którego zapomniała jak się właściwie nazywa. Szybko wróciła do formy i cóż rzec - rumień na jej policzkach pogłębił swą barwę. - Powiedziałabym Vinecencie, że miło mi cię poznać ale nie jestem pewna czy są to odpowiednie słowa. Nie zwykłam zapoznawać się z duchami. - głos jej nie zadrżał, z czego była dumna. Mówiła trochę zbyt cicho, nie z taką pewnością siebie z jaką by chciała. Tak niewiele wiedziała na temat duchów, dlatego teraz nie była pewna jak ma się zachować. Machnęła ręką na stereotypowe i aroganckie zachowania rówieśników wobec duchów. - Yhm. Tak się składa, że fotel został podpisany nie tylko przeze mnie, ale również i przez mych poprzedników. Wystarczy wziąć lampę oliwną i zaświecić nią przy tylnej części fotela. - powstrzymała uśmiech, tłumiąc go do drgającego kącika ust. Podpisany tył fotela odkryła stosunkowo niedawno, bowiem z cztery miesiące temu, gdy to wyjmowała spod niego uciekający i chichoczący zwój pergaminu. Widniało tam kilka podpisów - bardziej bądź mniej zatartych, dlatego poszła za przykładem i zapisała w jego rogu Sinisiew M. 1977, aby tradycji stało się zadość. I Vincent i Sini wiedzieli jednak, że nie o to w tej sytuacji chodzi. Zwykłe doczepienie się do słowa, by zatuszować zakłopotanie jakie spadło na dziewczynę. - Wszyscy mówią do mnie Sini. - odruchowo sięgnęła do włosów i odgarnęła za ucho upierdliwy kosmyk. Nie podawała pełnego imienia, którego wymowa mogłaby przysporzyć niektórym problemy. W tej kwestii podzielała zdanie swojego brata - Viniego, aby przedstawiać się skrótem. Nie posiadali imion brytyjskich; brzmiały może i oryginalnie choć sama Sini wolałaby imię bardziej dziewczęce. Wątpiła jednak, aby Vinencta interesowały takie tematy. Skrzyżowała ramiona, by nie oddawać pomieszczeniu i tak zmniejszonego ciepła bijącego od swojego ciała. Z uwagą wysłuchała słów chłopaka-ducha, zastanawiając się kim był za życia. Ile ma lat, z jakiego domu pochodził oraz dlaczego umarł w tak młodym wieku. Jego odzienie nie wskazywało na żadną epokę, mowa nie zostawiała żadnych poszlak, nie wspominając już o urodzie, która przyciągała wzrok, choć nie zdradzała w żaden sposób objawów mody danego stulecia. Sini wiedziała doskonale, że żadne z jej ciekawości nie ujrzy światła dziennego, a żadne z pytań nie przejdzie przez gardło. Sir Nicholasa nie miała ochoty nigdy przepytywać z jego przeszłości - może miało to związek z jego gadulstwem, a może z tajemniczymi nutami w bladych oczach Vincenta? - Cóż, mogę zaproponować ci przeciwległy fotel... - tu wskazała na czystszą wersję jej mebla. - ...oraz jeśli mnie poprosisz mogę wyryć na tyłach twoje imię, o ile interesują cię tak małe i błahe tradycje. - nie umknęła jej uwaga dotycząca jego niechęci wobec uczniów Gryffindoru. Sini nie zamierzała na siłę naprawiać negatywnego wrażenia, jakie wywarło zachowanie osoby za to odpowiedzialnej. Postanowiła być po prostu sobą i przede wszystkim nie ustępować w negocjacjach dotyczących korzystania z fotela. Zmarszczyła delikatnie brwi usłyszawszy kuszącą propozycję wypożyczenia ksiąg z działów nie przeznaczonych dla pewnej kasty uczniów. Powiodła wzrokiem do Standardowych zaklęć, wciąż leżących na dywanie. Podeszła do książki, kucnęła i zebrała ją delikatnie, wygładzając pogniecioną kartkę. Przytuliła okładkę do piersi, jakby robiła z niej swoją tarczę. Wróciła następnie do stołu, aby zachować mimo wszystko stosowną odległość od chłopaka-ducha. - W tym fotelu najłatwiej jest mi się skupić. Nie znalazłam nigdzie bardziej wygodnego, dlatego nalegam na ustąpienie mi miejsca. To nie jest zwyczajny mebel. - mimo zachowywania poważnej miny, w duchu chciała pośmiać się i jak najszybciej zanurzyć w miękkości fotela. Nigdy nie sądziła, że dane będzie jej dyskutować na taki temat z kimkolwiek, a w szczególności z duchem. - Dziękuję za twoją życzliwą propozycję, ale zatrzymajmy się głównie na punkcie zwrócenia prawa do dzisiejszego przesiadywania w tym fotelu. - nie mogła pozwolić sobie na pokuszenie. Została prefektem, nie wolno jej teraz łamać regulaminu mimo, że dotychczas raz czy dwa naginała zasady na swoją korzyść, by zachowywać się zgodnie z własnym sumieniem. - Jutro będę poprawiać ocenę z Zaklęć. Tutaj najłatwiej przychodzi mi nauka. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Część główna biblioteki Sro 18 Lip 2018, 20:58 | |
| Z ogromnym zadowoleniem obserwował jak dziewczyna rozluźnia się w jego obecności, choć nie pozwolił po sobie tego poznać. Przekuł ekscytację z posiadania nowej zabawki w najsympatyczniejsze spojrzenie na jakie go było stać. Ba, gdyby nie na wpół przezroczysta postać można by powiedzieć, że jego oczy delikatnie błyszczą, gdy śledziły każdy ruch Gryfonki. Skoro poza urokliwego i miłego młodzieńca działała nie zamierzał z niej rezygnować, a wręcz przeciwnie. Zobaczy jak daleko uda mu się zajść tą drogą, szczególnie, że rudzielec kojarzył mu się trochę z taką jedną lubą Envy'ego. Zawsze to jakiś dodatkowy punkt na plus dla relacji z nieznajomą. Kiedy usłyszał, że fotel faktycznie był podpisany usiadł bokiem i przechylił się, by zobaczyć czy dziewczyna aby nie kłamie, za wszelką cenę starając się odzyskać ukochany mebel. Zdolność przenikania przez przedmioty okazała się kluczowa, by dalej tkwił w strategicznym miejscu, jednocześnie mogąc odnaleźć napis, o którym mówiła. Kolejna wesoła ciekawostka dotycząca egzystowania jako duch - lepsza zdolność widzenia w półmroku, dlatego też nie miał najmniejszych problemów z prześledzeniem większości aktów wandalizmu. Wrócił do swej poprzedniej pozycji i rozłożył ręce w geście kapitulacji. - Faktycznie, zwracam honory co do podpisu. Oczywiście, wybacz mi zwątpienie w twe słowa, nie chciałem cię urazić. - kolejny miły uśmiech, a właściwie lekki śmiech, w którym pobrzmiewało całkiem przyjemne dla ucha zakłopotanie. Uwielbiał takie gierki, zadziwiająco naturalnie przychodziło mu granie najlepszego materiału na ulubionego chłopaka z sąsiedztwa pod słońcem. Gdyby sytuacja zmusiła go do przyjęcia pozy złego i mrocznego maga na podobieństwo pewnego wynaturzonego Krukona miałby nie lada problem. Teraz jednak czuł się jak ryba w wodzie i gdyby nie skrzywiona psychika prawdopodobnie właśnie takim typem człowieka byłby naturalnie. - Sinisiew to bardzo ładna forma imienia. Dumna. Taka tez powinnaś z niej być, moim zdaniem. Pełne imię Gryfonki wymówił nieco twardo, korzystając ze swojego bułgarskiego akcentu, który z miejsca najbardziej mu pasował do czego zapisanego w ten sposób. Nie wiedział czy był chociaż blisko prawidłowego czytania, ale i tak nie skłamał, faktycznie podobał mu się wydźwięk. Propozycja wyrycia jego imienia w innym fotelu była na tyle urokliwa, że aż pozwolił sobie na cichy, choć szczery, otwarty śmiech, któremu towarzyszyło niedbałe przeczesanie włosów, by raczyły nie wpadać do oczu. Zabawne, półprzezroczyste włosy, a potrafią zmniejszyć pole widzenia. Co jakiś czas odkrywał takie błahostki, tak jak to, że jest w stanie dowolnie zdejmować i zakładać poszczególne części garderoby. Na wieku został co prawda z tym, w co był ubrany, gdy ocknął się jako nieumarły, jednakże musiał przyznać, że nie wadziło mu to. Szczególnie rękawiczki w cętki pantery, to mu wybitnie przypadło do gustu. Odnotował z tyłu głowy, że dziewczyna ma albo wysoką samokontrolę w kwestii łamania zasad, albo jest mało ambitna. Odrzucenie propozycji dostania się do działu ksiąg zakazanych stanowiło rozczarowujący punkt konwersacji, który jednak zbył uprzejmym wzruszeniem ramionami. Powstrzymał się z ostateczną oceną, licząc, że rudzielec nie okaże się jedną z tych osób, którym wystarcza minimum. Praworządność jeszcze zniesie - ba, zrobi z tego wspaniały użytek, bowiem była to jedna z cech najłatwiejszych do manipulowania nią, ale czarodziej bez ambicji, żądzy wiedzy jawił mu się jako ostatnie ogniwo łańcucha pokarmowego. - Zaklęcia powiadasz? - ożywił się, jeśli można tak to nazwać w jego przypadku. - Za życia jeszcze to był mój wiodący przedmiot, pod kątem pojedynków szczególnie - choć nie tylko. Co prawda obecnie mogę używać magii tylko, gdy ktoś wyprowadzi mnie z równowagi, ale chętnie bym ci pomógł. Powiedzmy, że oferuję swoją wiedze i doświadczenie w zamian za tak miłą konwersację. Dawno z nikim nie rozmawiało mi się tak swobodnie. W sumie ogólnie mało z kimkolwiek rozmawiam. Wiedziałaś, że czarodzieje nie chcą rozmawiać z takimi jak ja? Przykra sprawa, gdy jest się uwięzionym między światami na wieczność. Te kilka kłamstw przychodziło mu z taką łatwością, że w innej sytuacji sam by sobie uwierzył. Kiedy zamieniał się we wprawnego aktora potrafił wyłączyć swoją zgniła, ciemną stronę, by dać się ponieść tej sympatycznej części charakteru, kontrolując jednak jej poczynania. W ten sposób tylko naprawdę przenikliwe jednostki mogły przejrzeć jego zamiary, a to jednak wiązało się często z doświadczeniami życiowymi. Skoro jednak zauważył, że Sinisiew połknęła przynętę zamierzał kontynuować przedstawienie, dając jeden z lepszych popisów w swoim życiu - i po nim. Każde słowo miało na celu wywołać prawie namacalne uczucie ciepła w jego towarzyszce, budować mydlaną bańkę bezpieczeństwa i swobody, o którą będzie dbał, ale której przebicie kiedyś może się skończyć głęboką, palącą raną na psychice niewinnego stworzenia. Szczególnie pod koniec swojej wypowiedzi utrzymywał luźny, sympatyczny ton głos, lekki uśmiech zapraszający do dalszej wymiany zdań. Zadbał jednak, by w oczach odbiło się echo tęsknoty. Pomagały w tym wspomnienia z własnej śmierci, gdy czuł narastające pragnienie, by utrzymać się przy życiu za wszelką cenę, mając jednak pewność, że prędzej czy później przecieknie mu przez palce, pozbawiając go największego marzenia w życiu. - Mam pomysł, Sinisiew. Mogę ci mówić Sinisiew? Naprawdę podoba mi się ta forma, ale jeśli wolisz mogę używać tej, do której jesteś przyzwyczajona. Jakiż miły, uprzejmy i szarmancki. Jego wewnętrzny trickster właśnie turlał się ze śmiechu po podłodze biblioteki. - Widzę, że nie uparta z ciebie dziewczyna. To dobrze, upór i wytrwałość to ważne cechy czarodzieja. Mam dla ciebie drobny układ - oddam ci twój fotel, jeśli jeszcze pięć razy w tym miesiącu umilisz mi czas rozmową. Obiecuję zważać na to, by cię następnym razem nie wyziębić. Wytężył swoją siłę woli, dzięki czemu udało mu się podnieść zza fotela porzucony ołówek, którego obecność zauważył szukając podpisu dziewczyny. Wyciągnął dłoń w jej stronę, po czym mrugnął porozumiewawczo. - Umowa stoi? Zaproponowałbym ci uścisk dłoni, jednakże zobowiązałem się do dbania o twój komfort termiczny.
|
| | | Sini Marlow
| Temat: Re: Część główna biblioteki Sro 25 Lip 2018, 21:03 | |
| Gdyby spotkała Vincenta w innych okolicznościach, na przykład gdy jeszcze żył, z pewnością westchnęłaby doń raz, góra dwa. Jego zachowanie i życzliwość odeń bijąca mogło przyprawić niejedną dziewczynę o szybsze bicie serca. Powiodła wzrokiem po ostrych rysach jego twarzy, zdziwiona jak zmieniają się, gdy na ustach powołuje uśmiech. Nie miała powodu, aby mu nie wierzyć, choć trzeba przyznać, że wciąż zachowywała wobec niego dystans. Chłód ciała przeminął lecz wspomnienie nie. Udało mu się zażegnać gorzki posmak ich (nie)cielesnego kontaktu, o czym poświadczało chociażby dyskretne wypuszczenie z płuc więzionego powietrza. - W porządku. Nigdy nie wiadomo co kryje się po drugiej stronie mebla... bądź osoby. - odwzajemniła uśmiech, trochę nieśmiały. W jej oczach pojawił się błysk, bliżej niezidentyfikowany. Odwróciła na chwilę wzrok i zamrugała powiekami, aby móc wpatrywać się w bezcielesne oczy rozmówcy, a nie w fotel. Nie chciałaby być nieuprzejma, ot co. Uniosła jedną brew, zaskoczona jego następnymi słowami. Zabrzmiał nie jak dwudziestolatek, za którego go brała, a jak doświadczony przez trudy (nie)życia czterdziestolatek. - W wieku piętnastu lat mam jeszcze prawo nie lubić swojego imienia. Za parę lat mi przejdzie. - aby stłumić potencjalną szorstkość wypowiedzi, ponownie uśmiechnęła się, tym razem kącikiem ust. W dorosłym życiu będzie na pewne sprawy patrzeć z innej perspektywy, była tego całkowicie świadoma. Nie czas jednak, aby miała na siłę wkraczać w ten świat. Doceniała swobodę niepełnoletności mimo tęsknoty za zdjęciem Namiaru. Wsłuchała się w dźwięk głosu Vincenta, gdy wypowiedział jej imię. Nie brzmiało tak jak w pierwotnej wymowie, choć musiała przyznać, że przypadł jej do gustu ten twardy ton. Przechyliła głowę i chwilę zadumała się nad akcentem ducha. Dotychczas jej imię tonowane było łagodnie, delikatnie, z dużym naciskiem na "Si-ni", zaś wydanie przedstawione przez chłopaka zrobiło na niej małe wrażenie, czego nie chciała dać po sobie poznać. Wróciła wzrokiem do rozmówcy, który z rozbrajającym uśmiechem rozwijał swą wypowiedź. Siłą rzeczy zastanowiła się kim właściwie jest Vincent. Ta jej ciekawość zaczynała rosnąć do niemałych rozmiarów. Ledwie dwudziestoletni chłopak, umarły, darzący sympatią zaklęcia i pojedynki magów - czyżby stracił życie właśnie w przegranej walce? Wodząc po nim wzrokiem nie potrafiła dostrzec potencjalnych przyczyn śmierci. Sir Nicholas uwielbiał pokazywać młodszym ciekawskim uczniom swoje rany, zaś w przypadku Vincenta panna Marlow nie mogła się niczego doszukać. Przyglądała mu się badawczo. - To... dosyć miłe z twojej strony, jednakże warto ci wiedzieć, że wdaję się w miłe pogawędki dla obopólnej przyjemności, nie dla układów. Choć nie mam zbyt dobrych doświadczeń z umarłymi, ty wydajesz się... - zmarszczyła brwi szukając odpowiedniego określenia. Zdziwiła się, nie odnajdując go. - Jeśli będą ku temu okoliczności, tutaj czy gdzieś indziej, miło mi będzie umilić tobie i sobie czas swobodną pogawędką. Bez niczego w zamian. - zapamiętała jego propozycję użyczenia swej wiedzy i doświadczenia. Z pewnością skorzysta z tego nie raz i nie dwa, gdy przyjdzie jej do głowy nurtujące pytanie. Nie zawsze może zapytać nauczyciela o odpowiedź, nie wzbudzając podejrzeń. Sinisiew była pewna, że wzbudziłaby zainteresowanie pedagogów, gdyby odkryli jej zamiłowanie do coraz to silniejszych zaklęć. Tak bardzo chciałaby poznać chociażby jedno z wyższej półki. Może... może Vincent byłby ku temu rad? O tak, któregoś razu poruszy ten temat. Póki co wydawało jej się, że może rozmawiać z nim bez martwienia się o potencjalne pojawienie się niezręcznej ciszy. Czuła, że wróci do tego punktu rozmowy. Im bardziej go analizowała, tym bardziej kusiło. - Z całym szacunkiem dla ciebie, Vincencie, jednak zazwyczaj duchy, o jakich dane było mi słyszeć, należały do rodzaju upierdliwych bądź do zmor, niechętnie przebywających wśród rozkrzyczanej młodzieży. - pogładziła kciukiem grzbiet trzymanej książki. Dostrzegła błysk tęsknoty w oczach ducha. Przez chwilę jej serce skurczyło się ze współczucia, lecz prędko to przegnała mając dość rozumu w głowie, aby go jawnie nie okazywać. Mało kto lubił litość i biadolenie nad czyimś losem. Zaskakiwał ją co chwila swoim dobrym wychowaniem. Jej matka wychwaliłaby go pod niebiosa za maniery, wyczucie taktu, życzliwość bijącą z oczu i głosu. - Póki co jeszcze mi pełne imię nie przeszkadza. Nie brzmisz na szczęście jak mój brat, a to silna różnica. - z pewnością z jasnego powodu - Vini lubił czasem prawić jej kazania i rozwijać jej imię, by nadać swojej wypowiedzi odpowiedniej powagi, a sobie samemu autorytetu. Vincent mówił o tym z czystej życzliwości. - Proponuję modyfikację układu. Jestem tutaj we wtorki i czwartki, o tej samej porze. W zamian za obietnicę zwrócenia fotela oferuję swoje towarzystwo w wyżej wymienionych dniach, o tej porze co dzisiaj. Jeśli ci to odpowiada, rzecz jasna. - trochę zadrżała na myśl o stałej obecności ducha. Nie była do tego przyzwyczajona, jednak jak to mawiał jej ojciec - trzeba w życiu wszystkiego spróbować i dać szansę, jeśli się taka napatoczy. Jeśli odczuje w przyszłości dyskomfort w obecności Vinecnta... jakoś sobie z tym poradzi. Później będzie się martwić. Duch to duch, nie powinno się z nimi wchodzić w zbędne zażyłości. Skoro jednak na chwilę obecną osoba Vincenta wywoływała same miłe skojarzenia, dlaczego miałaby sobie i jemu tego odmówić? Gdzieś na tyłach głowy pojawiło się pytanie - czemu nikt do tej pory nie chciał z nim rozmawiać, skoro proponuje to właśnie jej? Musiała być jakaś przyczyna, której ona nie zna. Zapisała sobie w myślach podpytanie tu i ówdzie o jego osobę. Może ktoś powie jej cokolwiek na temat Vincenta-ducha? Zerknęła na chwilę na lewitujący ołówek. Wyglądał niewinnie. Powoli wróciła wzrokiem w szare oczy chłopaka. - Dziękuję za troskę, rada z niej jestem. Należę do osób ciepłolubnych. Jeśli modyfikacja ci nie wadzi, nie widzę przeszkód. - odgarnęła za ucho kosmyk włosów, oczekując reakcji ducha. Niechby tylko ojciec ją zobaczył. Nigdy by nie był w stanie pogodzić się z nowym znajomym swojej jedynej córki. Wyciągnęła rękę w kierunku Vincenta, jednak jej nie dotknęła. Przysunęła na odległość dwóch cali, co miało imitować dotyk. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Część główna biblioteki Pią 10 Sie 2018, 20:17 | |
| Vincent coraz bardziej był przekonany, że jego pułapka okazała się być perfekcyjna, niezawodna, najlepsza z ostatnich, które wykorzystał. W sumie zazwyczaj korzystał z tego typu zagrywek. Obraz sympatycznego jegomościa z otwartym umysłem i swobodą prowadzenia konwersacji zawsze jawiła mu się jako po stokroć lepszy manewr niż roztaczanie mrocznej aury na prawo i lewo. Pamiętał fanów tej drugiej metody i z bólem serca zawsze musiał dotrzeć do punktu, w którym przyklejał im łatkę sztywnych, pompatycznych narcyzów, cechujących się przerostem formy nad treścią. Szybko odsunął te rozważania i wspominki na najdalszy plan, powracając w pełni do osoby młodziutkiej Gryfonki, która nieświadomie postanowiła mu zrobić jeden z lepszych prezentów ostatnimi czasy. Wyraźnie widział po jej słowach czy zachowaniu, że mimo wszystko jest jeszcze podlotkiem, ledwo dorosłą panieneczką, która dopiero odkrywa własne ścieżki. Sam miał zaledwie dwadzieścia lat, jednakże od dnia przerwania jego linii życia przyswajał zasady funkcjonowania świata w tempie ekspresowym. Prawdopodobnie też miał w tym swój udział nadmiar wolnego czasu, który poświęcał na przemyślenia, obserwacje i mniej lub bardziej śmiałe knucie, ale przez to w niespełna rok jakby się postarzał o dwadzieścia lat więcej. Gdyby nie silny pierwiastek chaosu, który wypełniał jego niematerialne ciało to pewnie bardzo szybko zamieniłby się w nijakie widmo. - Fakt faktem, spora część dusz kończy jako mało przyjemne byty, aczkolwiek ciężko im się dziwić. Większość osób była tak mocno związana z życiem, że moment śmierci okazał się zbyt wielkim obciążeniem dla psychiki takiego nieszczęśnika. - nawiązał spokojnym, wręcz rzeczowym tonem do jednej z wypowiedzi dziewczyny, przesuwając wierzchem palców wzdłuż szczęki. Zaraz jednak wzruszył ramionami, rozłożył ręce, a na twarzy po raz kolejny wykwitł przyjemny dla oka, nijak nie zwiastujący katastrofy uśmiech. Jego postać uniosła się w powietrzu i płynnym, może trochę dystyngowanym ruchem przepłynęło nieopodal rudzielca. Pride usiadł tym razem na oparciu sąsiedniego fotela, zakładając nogę na nogę, by oprzeć jeden łokieć na udzie, a podbródek na dłoni tej samej ręki. - Ja jednak nie umarłem tak dawno temu i o ile za życia śmierć była moim największym lękiem, tak na moje szczęście po pewnym czasie udało mi się przystosować do nowej sytuacji. Życie było dla mnie całkiem niezłą zabawą, kto powiedział, że pozagrobowe też nie może mieć swoich plusów? W palcach drugiej dłoni obracał swobodnie ołówek, przyzwyczajając się do mrowiącego uczucia jakie towarzyszyło zawsze, gdy nawiązywał interakcję z przedmiotami materialnymi. W przypadku przenikania przez istoty żywe rzecz miała się zgoła inaczej, ale wyczuwalna była dopiero, gdy większa część jego ciała przeniknęła przez czyjeś jestestwo. Przesunął spojrzeniem po Gryfonce, po czym wybuchnął śmiechem, prawie tracąc równowagę. Na szczęście jako duch odczuwał siły grawitacji w spowolnionym tempie, przez co raczej nie miał problemu z balansowaniem swoim ciałem, by wrócić do pierwotnej pozycji. Poza tym, co sobie zrobi upadając - nabije siniaka? Co najwyżej z tej uciechy wyląduje piętro niżej, by chwilę potem powrócić wyłaniając się z dywanu. - Wybacz, Sinisiew, nie mogłem się powstrzymać. - zaczął, odruchowo przesuwając palcem przy kąciku oka. - Po prostu wydało mi się zabawnym to, że z naszej dwójki właśnie ja jestem martwy, ale to ty wydajesz się być dalej skrępowana. Można powiedzieć wręcz - sztywna. O nie, teraz naprawdę proszę o wybaczenie, to był strasznie kiepski żart. Przejaw humoru niskich lotów był zamierzony, bowiem Pride uznał, że coś tak zawstydzającego będzie tym, co potwierdzi autentyczność jego charakteru, który postanowił przedstawiać panience Marlow. W końcu żeby nie było, że jest taki idealnie sympatyczny, miły, kulturalny i wyrozumiały, musiał mieć coś, co uspokoiłoby ewentualne resztki instynktu samozachowawczego dziewczyny. Szczególnie, że zmartwiłby się, gdyby taka dobra zabawka wymknęła mu się z rąk przez tak głupi błąd. Gryfonka stanowiła naprawdę dobrze rokowała i Vincent liczył po cichu, że pozwoli mu to sprawdzić jak bardzo może wpłynąć na ten oto okaz zagubienia życiowego. Jak bardzo kwas, którym była jego w gruncie rzeczy paskudna osobowość weżre się w delikatną strukturę psychiki. Rosnąca ciekawość i podniecenie sprawiały, że prawie odczuwał dreszcze wzdłuż kręgosłupa, nawet jeśli to tylko wspomnienie umysłu, odnajdujące zapamiętane odczucie z czasu życia. - W każdym razie tak, jak najbardziej tak zmodyfikowany układ mi odpowiada. Przyjemnie się z tobą rozmawia, Sinisiew, tak pełny życia duch jak ja czasem będzie potrzebował swojego urokliwego terapeuty. Może powinienem ci mówić "pani doktor"? W każdych innych okolicznościach brzmiałoby to jak jeden z najgorszych podrywów jakie widział ten świat, zapewne autorstwa jakiegoś Grossherzoga. W wypadku byłego ucznia Durmstrangu, a mianowicie niejakiego Pride'a ciężko było to interpretować w ten sposób. Gdy jego nieskalany nieprzyzwoitymi podtekstami uśmiech łączył się w parę z dziecięcym wręcz błyskiem w oczach nikt przy zdrowych zmysłach nie przylepiłby mu karteczki z tytułem beznadziejnego podrywacza kategorii "Z". Ot, koleżeński żarciki z intencjami czystymi jak łza jednorożca.
|
| | | Sini Marlow
| Temat: Re: Część główna biblioteki Sob 11 Sie 2018, 18:24 | |
| W pewnym momencie rozmowy Sini tknęła potęga tego spotkania. Miała przed sobą ducha zmarłego młodego dorosłego, który sam z siebie poruszył temat umierania i procesu śmierci. Ileż mugoli oddałoby fortunę, aby być teraz na miejscu Sini i zadać pytania, na które ludzkość od zarania dziejów próbuje odpowiedzieć. Co się dzieje podczas umierania? O czym się myśli? Czy to boli? Czy trwa długo? Przez wątłe plecy Sini przebiegł zimny dreszcz. Nie chciała o tym myśleć ani się zastanawiać. Czuła się pełna życia i rozważania na temat śmierci nie były tym, co chciała teraz robić. Nikt z jej bliskich nie zmarł, nie była na żadnym pogrzebie i ogólnie rzecz biorąc miała niewielką styczność ze śmiercią. Gdy Vincent przyznał się co do swojej... młodości, żołądek dziewczyny skręcił się w supeł. Oczyma wyobraźni próbowała wstawić na miejsce srebrnych źrenic chłopaka jakiś inny kolor - żywy, barwny. Zadrżała z niezidentyfikowanego zimna. Czuła silne bicie swojego serca. Była pewna, że Vincent je słyszy, jak przyspieszyło i zgubiło swój rytm. - Stawiasz mnie w trudnej sytuacji, Vincencie. - powiedziała ciszej lekko zawstydzona. - Czy jeśli powiem, że mi przykro z powodu twojej śmierci to nie będzie obraza? Bądź jeśli powiem, że miło cię poznać, choć tak... późno? - wkraczali na trudne tematy, które umysł piętnastolatki miał problem z prawidłowym umiejscowieniem. Im dłużej rozmawiali tym bardziej widoczny był brak doświadczenia dziewczyny w obchodzeniu się z innymi formami życia oraz nieżycia. Trzymała język za zębami i nie zadawała pytań prywatnych, choć tak mocno cisnęły się jej na usta. Na chwilę obecną trudno było jej stwierdzić czy potrzeba Vincenta dotycząca rozmów z kimś... żywym i normalnym jest przyczyną jego chwilowej otwartości czy jednak stoi za tym coś innego. Mimo wszystko dziewczyna nie mogła do niczego się doczepić. Miała przed sobą sympatycznego ducha, który wyłamywał się stereotypom kapryśnych i dokuczliwych zmor. Z Irytkiem nigdy nie odważyłaby się tak długo rozmawiać, wszak ten nie potrafił przeprowadzić porządnej rozmowy na poziomie. - Sądząc po twoim pytaniu retorycznym odnalazłeś już co ciekawsze elementy życia pozagrobowego, mam rację? - posłała mu zaciekawione spojrzenie. O ile nie chciała drążyć tematu umierania, tak Vincent wzniecił w jej umyśle zainteresowanie. Co jest fajnego w przebywaniu na ziemi po śmierci? Co zmusiło do tego Vincenta? Spoglądała nań i wyciągała wnioski. Zmarł przedwcześnie, koszmar, którego obawiał się dopadł go w chwili, gdy życie tak naprawdę na dobre się zaczynało. Potarła oko knykciem, by zetrzeć z twarzy objaw poruszenia. Obiecała sobie nie zapędzać się z myślami tak głęboko. Nie dzisiaj, nie teraz. Jest ciekawa jak dalej potoczy się ich spotkanie. Niespodziewany wybuch śmiechu skutecznie wyrwał ją z zamyślenia. Uniosła głowę z zainteresowaniem, ponieważ nie wiedziała, że powiedziała coś śmiesznego. Po chwili wsłuchiwania się w śmiejącego się, zgiętego ducha wyczuła, że nie jest to tylko i wyłącznie rozbawienie. Coś ją dźgnęło pod sercem, gdy wpatrywała się w wyraz twarzy ducha. Zawstydził ją, co objawiło się pojawieniem prawie bordowego rumieńca na policzkach i uszach. Pomasowała swój kark i dyskretnie zaczerpnęła tchu. Tego się nie spodziewała. Obraz dżentelmena stracił na wyrazistości. - Słuszna uwaga, to był kiepski żart. Niecodziennie mam okazję rozmawiać z duchem dłużej niż pięć minut. - ogólna niechęć żywych do konwersacji ze zmarłymi była dosyć powszechna. Sini łamała tę niepisaną zasadę nie wdawania się w dłuższe relacje z duchami, więc nie dziwiła się swojemu skrępowaniu. Zmarszczyła usta. Nie chciała być uznawana za sztywną, a już przylepił jej tę łatkę. Gdyby tylko jej tak nie onieśmielał, powiedziałaby co o tym myśli. Puściłaby do głosu swoją włoską krew, która odzywała się w najmniej oczekiwanych momentach. Odsunęła się od ławki i ochoczo powędrowała do swojego fotela. Powodu ich rozmowy. Usiadła na nim podkulając pod siebie nogi. Książkę-tarczę położyła na kolanach. Uśmiechnęła się sama do siebie, sadowiąc się wygodnie w ulubionym miejscu. Nie odebrała słów Vincenta jako podryw, nawet, gdyby nie brzmiał tak...czysto i niewinnie. Sini wodziła oczami już za pewnym siedemnastolatkiem, tak więc na potencjalnych adoratorów była ślepa. Uczucia potrafią przesłaniać wiele istotnych szczegółów świata. - Zastanawiam się jak zwyczajna dziewczyna z Gryffindoru mogłaby pomóc tak miłemu duchowi jakim jesteś. Zwykła rozmowa to nie jest to, o co jestem z reguły proszona. Muszę przyznać, że jesteś intrygujący. - zagaiła pogodniejszym tonem, zupełnie jakby zmiana miejsca miała tak wielkie znaczenie; albo być może odległość jaka znów dzieliła ją od zimnego niematerialnego ciała Vincenta? |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Część główna biblioteki Czw 16 Sie 2018, 19:06 | |
| Vincent powoli zaczynał mieć pewien konflikt wewnętrzny. Konwersacja przebiegała płynnie, acz statycznie, bez żadnych zwrotów akcji, przynajmniej z jego punktu widzenia. Z jednej strony był to jak najbardziej dobry znak, bowiem niczym nie zmącony proces manipulacji zawsze był w cenie, szczególnie, jeśli było się tak cierpliwym jak on w obecnym stanie. Bo gdzie mogło się spieszyć duchowi? Kiedy ktoś interesujący opuści mury szkoły to i tak tylko wzruszy ramionami, mając świadomość, że przyjdą kolejni, a po nich następni i tak w kółko. Chaos można siać bez względu na pokolenie, miejsce czy też przynależność do jakiejkolwiek niszy społecznej. Po raz kolejny uderzyło go jakim wspaniałym wydarzeniem była jego śmierć. Stracił życie i niezaprzeczalnym faktem było to, że pewnych jego aspektów nie odżałuje, może co najwyżej przywyknąć. Mimo to, zyskał znacznie więcej. Poniekąd stał się nieśmiertelny, wieczny, na dodatek mógł przestać martwić się o jakiekolwiek mankamenty posiadania ciała jak ryzyko odniesienia zbyt wielkich ran, gdy nie wytresuje się odpowiedniej osoby. No dobrze, gadzina w podziemiach była swego rodzaju wyjątkiem, skoro nawet jako duch mógł usłyszeć wyraźny wrzask instynktu samozachowawczego ilekroć zbliżał się w tamte rejony. - Hm, sądzę, że mógłbym poczuć się nieco tym urażony, jednakże wiem, że nie masz nic złego na myśli. - zaczął, przesuwając końcówką znaleźnego ołówka wzdłuż krawędzi swojej dłoni, by chwilę później wrócić do zręcznego obracania go w palcach. Miało się swoją wprawę w dłoniach po używaniu skalpela. - Dlatego też nie martw się, dalej żywię do ciebie pozytywne odczucia. Masz jednak rację, żal, nawet jeśli okazywany w dobrej wierze, zazwyczaj działa jak płachta na byka. Przynajmniej wśród dumnych osób, a ja akurat bym siebie samego do nich zaliczył - co czasem był powodem niejednego problemu. Uśmiechnął się szerzej, acz wyraz jego twarzy przywodził na myśl bardziej ten urokliwy typ rozbawienia połączonego z ekspresją młodzieńca, przyłapanego na podprowadzeniu ojcu najlepszej miotły. - Ja też żałuję, że tak późno dane nam było się spotkać, Sinisiew - ale nic straconego. - jego uśmiech stał się jeszcze szerszy i teraz ten wynaturzony pomiot Lokiego wyglądał jak jeden z bardziej sympatycznych bywalców Hogwartu, wliczając w to najbardziej pomocnych Puchonów i czarujących Gryfonów. - Lepiej późno niż wcale, prawda? W pewnym momencie dziewczyna uderzyła w istotny punkt, co skłoniło szare komórki Vincenta do pracy na wyższych obrotach, jeśli miał poddać się rozmyślaniom, jednocześnie wykazując się podzielnością uwagi i poświęcać jej wystarczającą ilość Gryfonce. No właśnie, do czego miałby użyć tego podlotka przed sobą? Powinien obmyślić w najbliższych dniach jakiś sensowny plan, choć nadal wciąż niewiele o niej wiedział. Mocne strony? Słabe? Aspiracje? Lęki? Najbliższe otoczenie? Potrzebował prędzej czy później dostać się do każdej z tych informacji i o ile wiedział, że nie powinien się spieszyć tak z drugiej strony przypomniała mu się rozmowa z Marcusem. Jeśli zamierzali wprowadzić ich plan w życie to być może Sini stanowiła przydatne narzędzie. Jeśli się nie mylił to powinien szczególnie zadbać o bliskie i jak najbardziej pozytywne relacje z tą dziewczyną. - Owszem, po pewnym czasie można zauważyć też jasne strony takiego stanu. - odpowiedział, po czym poderwał się i przepłynął w powietrzu do najbliższego stolika,na którym położył ołówek, by następnie wrócić do swojej towarzyszki, tym razem siadając na stosie książek nieopodal. W końcu i tak ich nie zniszczy. - A z tą zwyczajną dziewczyną już nie przesadzaj. Możesz ze mną rozmawiać, a ja lubię prowadzić konwersacje. Taki naturalny ludzki odruch potrzeby poznawania innych osób. W końcu nawet jeśli jestem duchem to jednak duchem człowieka, prawda? A jeśli jakkolwiek interesują cię tajniki życia pozagrobowego to nie krępuj się, pytaj śmiało, nie mam nic do ukrycia. Nawet mogę zaproponować małą grę - pytanie za pytanie, co byś nie czuła się nieswojo zalewając mnie falą atencji. Chociaż wtedy mógłbym się poczuć jak ktoś sławny, muszę to przemyśleć czy nie skorzystać z iluzji blasku jupiterów. Ponownie się zaśmiał, po czym przyjął teatralną pozę, która najbardziej kojarzyła mu się z modelami pozującymi do zdjęć. Aż pożałował, że nie posiada ciemnych okularów, byłoby jeszcze lepiej. Pride może i pochodził z czystokrwistej rodziny, jednakże sam miał status krwi w głębokim poważaniu, wychodząc z założenia, że wszyscy krwawią tak samo. |
| | | Sini Marlow
| Temat: Re: Część główna biblioteki Sob 18 Sie 2018, 18:49 | |
| Mimowolnie jej wzrok powędrował do ołówka, który obracał między palcami. W tej czynności było coś hipnotyzującego. Przedmiot martwy w dłoniach równie martwej istoty, choć znacznie żywszej niż można przypuszczać. Patrząc z pewnej odległości można ośmielić się na stwierdzenie, iż Vincent dotyka ołówka, choć w sposób inny niż robią to żywi. - Przepraszam zatem za moje słowa. Jesteś dla mnie nową i niezwykłą sytuacją i staram wyrażać się w sposób, który cię nie obrazi. - odpowiedziała życzliwie, choć w myślach chciała zapytać go czy aby odwzajemnia jej starania. Sądząc po niedawnym wybuchu śmiechu, nie do końca. Sini postanowiła na chwilę zlekceważyć te... zakłócenie jego obrazu, aby móc skoncentrować się na prowadzonej rozmowie. Referat dotyczący przeciwzaklęć może poczekać jeszcze jakiś czas. Dziewczyna odnosiła wrażenie, że nie umiałaby skupić się na pracy domowej w towarzystwie Vincenta. Im dłużej rozmawiali, tym bardziej przyciągał wzrok. Miał coś w swojej szarej twarzy. Coś, co zachęcało do przyjrzenia się mu baczniej. Choć Sini wytężała wzrok, nie mogła doszukać się w jego mimice niczego, co by tłumaczyło jego... niezwykłą aurę. - Ja sama nie chciałabym współczucia ani litości. Nieodpowiednio dawkowane są szkodliwe. Rozumiem zatem co masz na myśli. Zdradź mi Vincencie - domyślam się, że należałeś do grona uczniów Hogwartu. Pod opiekę czyjego herbu zostałeś przydzielony? - posłała mu zaciekawione spojrzenie. Miała pewne trudności z umiejscowieniem go w odpowiednich barwach. Choć Sini starała się nie patrzeć przez pryzmat kolorów szkolnych domów, ta informacja wydawała się istotna. Otworzyła szerzej oczy, ponieważ dokładnie w tej sekundzie z jej gardła wydobył się cichy niekontrolowany chichot. Zasłoniła usta, by nie brzmieć jak naiwna trzpiotka wpatrująca się maślanymi oczami w kogoś interesującego. Udało się jej zapanować nad mimiką. Uśmiech Vincenta ją rozbawił, wywołał miłe mrowienie gdzieś w okolicach brzucha. - W rzeczy samej. Lepiej mieć coś niż nic. - przytaknęła i poklepała się po lewym policzku, wierząc, że go tym gestem chociaż trochę ostudzi. Nie mogła dać się oczarować duchowi. To niedorzeczne. Podjęła decyzję o odnalezieniu wszystkich dostępnych ksiąg traktujących o rodzajach duchów. Musi, po prostu musi odkryć kim mógłby być Vincent. Jest tak niezwykły, a więc chciała go poznać z obu stron, choć nie przyzna się do tego nigdy. Zapomniała o książce wciąż trzymanej na kolanach. Śledziła wzrokiem zachowanie ducha. Poczuła małe ukłucie żalu, gdy odłożył ołówek na biurko. Nie spięła się, gdy zmniejszył między nimi dystans i usiadł na stosie książek. Przez jego ciało, a konkretniej biodra, widziała rozmazany tytuł na ciemnozielonej okładce- "Quiddithch przez wieki". - Zauważyłam twoje zamiłowanie do konwersacji. Nie sądziłam, że będzie mi tak miło gawędzić z duchem. - Lepiej niż z niejednym człowiekiem., dopowiedziała w myślach. Nie chciała aż tak się odsłaniać, choć kusiło ją. Ludzki i naturalny egoizm szukał ujścia. Chłopak trochę przeraził ją otwartością dotyczącą rozmowy na temat życia pozagrobowego. Choć nie miała doświadczenia z duchami, słyszała ich ogólne... izolowanie się i wyodrębnianie w kwestii zdradzania tajemnic po śmierci. To byłoby zbyt łatwe poznać to, co jest ukryte przed wzrokiem zwyczajnych ludzi. Postanowiła nie kontynuować tego wątku z racji mieszanych doń uczuć. Miała dopiero piętnaście lat - za dwa miesiące szesnaście. W bezpiecznych murach Hogwartu nie myślała o śmierci i realnym zagrożeniu. Sini należała do osób nieskalanych tragediami. Jej serce było czyste. Nie utraciła nigdy nikogo bliskiego i nikt z nich nie miał przed sobą żadnego zagrożenia życia. Stąd też jej rezerwa przy grząskim gruncie rozmów dotyczących śmierci i tego co się dzieje tuż po. Nic nie mogła poradzić na swój krótki wybuch śmiechu. Wyobraziła sobie Vincenta w blasku fleszy, z ciemnymi okularami na nosie. Wygłodniali dziennikarze z samopiszącymi notesami oblegającymi go ze wszystkich stron, błagając o uwagę i wywiad. Siłą rzeczy musiała się zaśmiać, śmiechem całkiem miłym dla ucha. Tym razem w odpowiedzi usłyszała głośny szept pani Pince, dochodzący z okolic sąsiednich regałów. - Kto to? Ciszzzzej!. Sini zacisnęła usta, by ukryć rozbawienie i podkuliła nogi. Uniosła książkę i zasłoniła nią głowę, jakby to miało jakąkolwiek szansę ukryć ją przed zlokalizowaniem przez czujne ślepia starej kobiety. Ramiona Sini drżały tym razem od śmiechu wywołanego całą tą sytuacją. Nie odzywała się przez półtorej minuty, nasłuchując przez ten czas kroków bibliotekarki. Na ich, a raczej samej Sini, szczęście nie zostali odnalezieni. Bardzo powoli i trochę teatralnie odetchnęła z ulgą, opuszczając książkę z powrotem na kolana. - Podpadnięcie tej starej harpii nie byłoby mądre. Muszę być miłaa. - szepnęła przeciągając zabawnie ostatnią samogłoskę. Ośmieliła się pokazać po sobie odrobinę złośliwości, co ją zaskoczyło. Podrapała się po policzku i na powrót zawiesiła wzrok na niematerialnym obliczu Vincenta. Zagrożenie wybuchem śmiechu zostało zażegnane. Rozważała zatem usłyszaną propozycję. Tknęła ją jego ukrywana ciekawość, którą właśnie się zdradził proponując grę pt "Pytania-wymienne". Sini nie miała w swoim życiu nic tak ciekawego, o czym mogłaby z ożywieniem opowiadać. Nie chciałaby zobaczyć na twarzy Vincenta znudzenia, gdyby odkrył, że nie może pochwalić się żadną barwną historyjką. Nie wymyśliła zaklęcia, nie transmutowała nikogo w zwierzę, nie wypiła dwunastu kufli piwa ani nie pomalowała twarzy śpiącemu, pijanemu bratu. Sini chciałaby mu czymś zaimponować i pokazać, że jest fajna. Udowodnić, że poza zwykłą rozmową mogą mieć jakiś... wspólny temat. - Do-obrze, jednakże umówmy się tylko na trzy pytania. Tak na próbę. Skoro to gra, to znaczy, że można coś wygrać lub przegrać. Mam rację? - ledwo zadała to pytanie, a zastanowiła się czy było to mądrym posunięciem. Czegóż chciałby od niej duch? - Pozwolę sobie zacząć i nawiązać do twojej wypowiedzi. Co cię... że tak to nazwę, najbardziej intryguje, podoba się w... nieżyciu. Och, przepraszam. Czuję się zakłopotana. - zakryła obiema dłońmi twarz, aby ukryć zażenowanie. Vincent wyraził chęć rozmowy na temat trudny i choć Sini zadała pytanie niewinne, samo nazwanie na głos śmierci i jego "nieżycia" wpędziło ją w zawstydzenie. Nie umiała odnaleźć poprawnych słów, aby go nie urazić. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Część główna biblioteki Pon 03 Wrz 2018, 15:10 | |
| Pride zauważył, że dziewczyna zaczęła się rozluźniać, nie przypominała już napiętej struny czy rudej szynszyli gotowej do odwrotu w każdej chwili. Dobrze, bardzo dobrze. Nie trwało to wcale tak długo, miał w swojej karierze cięższe przypadki. Skoro zaś ta cna niewiasta współpracuje to tym bardziej musi wziąć pod uwagę pośrednie włączenie ją do ich planu. W efekcie końcowym chcieli pogrążyć świat w płomieniach chaosu, zniszczyć stary porządek, by zapoczątkować nowy, dużo bardziej zabawny. Najpierw jednak potrzebne będą wtyczki, dobre duszki podatne na jego urok osobisty, które zapewnią mu dojście do informacji w innych domach, konkretnych kręgach. Sinisiew wydawała się być idealną kandydatką na jedną z takich marionetek. Obiektywnie rzecz ujmując - prezentowała się całkiem urodziwie, na to konto nawet przypadkiem mogła wyłapać coś od niedoszłego amanta, który palnie coś, czego nie powinien w celu zaimponowania damie. Historia zna takie przypadki. Poza tym a nuż samo życie sercowe Gryfonki okaże się przydatne. Jej obecny lub potencjalny partner mógłby się okazać ważnym trybikiem w tej całej machinie zamętu, a wtedy taki wspaniały przyjaciel Vincent znalazłby się na idealnej pozycji trickstera tego małego kawałka wszechświata. Dodatkowo dziewczyna wygląda na typ cichej uczennicy, która trzyma się raczej z boku. Takie są zazwyczaj niedoceniane, ignorowane podczas przypadkowych wymian informacji. Na dodatek u przynajmniej niektórych nauczycieli powinna mieć dobrą opinię co daje kolejne plusy. Tyle opcji, tyle możliwości. Ach, właśnie! Jeszcze ten cały pomysł Marcusa ze stworzeniem Bractwa. Przecież Marlow może mu kiedyś na tacy odpowiednią kandydaturę, a wiadomo, że zgromadzenia będą tym ciekawsze, im więcej będzie osób z różnych domów. Gryfoni uczestniczący w takim przedsięwzięciu, to by było coś. Umysły niektórych z nich na pewno tylko czekają na iskrę, bodziec, który zmusi ich instynkt samobójców do biegu. - Slytherin, choć tylko przez rok. Wcześniej byłem uczniem Durmstrangu, jednakże stwierdziłem, że dwa semestry w innym kraju zawsze trochę poszerzą moje horyzonty. No i chciałem z czystej ciekawości odkryć różnice między tymi dwoma szkołami. Ale brytyjskie śniadanie nadal do mnie nie przemawia. - odpowiedział z uśmiechem, gdy tylko wyłapał zadawane pytanie. Przy tak intensywnie pracujących trybikach musiał być ostrożny i utrzymywać swoją podzielność uwagi na wystarczającym poziomie, by jego towarzyszka rozmowy nie poczuła się ignorowana. Przepłoszenie takiej wtyczki to scenariusz, którego wolał do siebie nie dopuszczać. Ciekawiło go tylko czy rudzielec ma uprzedzenia względem domu węża, samej należąc do Gryffindoru. Jeśli tak to Pride będzie musiał po prostu dłużej grać w swoja przesympatyczną i przyjacielską grę, by zburzyć ten niewygodny światopogląd. Widząc coraz częstsze oznaki dziewczęcego zakłopotania miał ochotę samemu sobie przybić piątkę i postawić kielich porządnego, czerwonego wina. Fantastycznie. Dobrze, że pytanie o przynależność padło tak późno, jakiejkolwiek by Marlow nie miała opinii na temat Ślizgonów teraz nie będzie w stanie po prostu skreślić swego rozmówcy. - Tak naprawdę cały czas gawędzisz z osobą, po prostu bez powłoki cielesnej. Ale zapewniam cię, że ta rozmowa wyglądałabym tak samo, gdybym wciąż żył. No, może bez uczucia chłodu czy też latania. A tego bym żałował akurat, latanie to naprawdę fajna rzecz. To, co Sinisiew brała za oznakę złośliwości Vincent skomentował tylko politowaniem w duchu, w międzyczasie posyłając dziewczynie spojrzenie z gatunku "znam ten ból, zero swobody", które pasowała do niewerbalnej wymiany zdań między wieloletnimi przyjaciółmi, a nie świeżo upieczonymi znajomymi. Im dłużej tkwił w tym teatrze jednego aktora, tym bardziej czuł się żywy. Nie było to jeszcze tak zajmujące, by wynagrodzić brak zmysłu dotyku, ale zdecydowanie było najbliżej jego komfortu psychicznego sprzed zgonu. Przytaknął przy pytaniu o nagrodę i stwierdził w myślach, że będzie musiała się zastanowić nad owymi nagrodami i karami w miarę wymiany informacji, a nuż przypadkiem zostanie mu podarowana idealna odpowiedź prosto do ręki. Póki co to zamyślił się wyraźnie, słysząc pytanie Sini. Nie mógł powiedzieć, że się go nie spodziewał, było jednym z bardziej sztampowych do zadania w tej sytuacji, ale nie miał tego dziewczynie za złe. Od ogółu do szczegółu, liczył na to, że ciekawsze pytania padną na późniejszym etapie ich zabawy. - Jak już wspominałem, możliwość uzyskania stanu nieważkości, latanie. Świetne uczucie, a jak przyspiesza przemieszczanie się. Dodatkowo podoba mi się to, że nie ma już żadnej granicy, która ogranicza mój czas, ani nie jestem związany przesadną ostrożnością o swoje zdrowie. Mogę badać nowe miejsca, zobaczyć widok z czubka wieży Ravenclaw czy pójść na spacer do Zakazanego Lasu - nic mnie nie zabije drugi raz, ani się nie zestarzeję. Wspaniałe warunki dla tak ciekawskiej osoby jak ja. Zaśmiał się, tym razem samemu manifestując zakłopotanie, podkreślone podrapaniem się po potylicy. W rzeczywistości nawet nie mógł powiedzieć, że skłamał, wręcz przeciwnie. Mówił prawdę i tylko prawdę, po prostu nieco okrojoną. Brak możliwości zabicia go przydawała się do zgoła innych praktyk i kontaktów - choć nadal nie był pewny tej bestii z podziemnych rur. Przenikanie przez ściany i latanie to najlepsze narzędzia do śledzenia, podsłuchiwania, wchodzenia tam, gdzie nie powinien się znajdować. Nie mógł przecież się do tego przyznać przed tą niewinną istotką. Zamierzał doprowadzić do tego, że będzie mu ufała, a ujawnianie najlepszych argumentów za tym, że to tragiczny pomysł nie jawiło się zbytnio taktyczne. - No dobrze, teraz moja kolej. - klasnął w dłonie, co nie wywołało żadnego dźwięku. - Co ty z kolei najbardziej lubisz w tym, że żyjesz? Nie spiesz się, zastanów się dobrze, bo to trudniejsze pytanie niż się wydaje. - dodał z ciepłym uśmiechem, który swe pozytywne wibracje przekazywał nawet na wpół przezroczystej twarzy. Dodatkowo chciał dać do zrozumienia Gryfonce, że nijak nie poczuł się skrępowany jej pytaniem. Fakt faktem jednak, poltergeist miał rację. To pytanie było trudniejsze niż mogło się wydawać, sam kiedyś musiał dłużej pomyśleć zanim sformułował zadowalającą go odpowiedź. Ciekawiło go czy rudzielec go zaskoczy już na tym etapie czy jednak osiądzie w strefie banału.
|
| | | Sini Marlow
| Temat: Re: Część główna biblioteki Sob 08 Wrz 2018, 12:14 | |
| Opuściła dłonie na kolana i przyglądała się swemu rozmówcy kiedy mówił. Blady, odziany w czerń a mimo wszystko przezroczysty. Nie przypominał innych duchów, w których powłoce dominowała biel i szarość. Po takim czasie Sini nie miała już problemów z spoglądaniem bezpośrednio w oczy Vincentra. Wzrok jej nie uciekał już przez ciało, co uznała za swój mały prywatny sukces. Jak na zmarłą osobę głos miał przyjemny dla ucha. Uśmiechał się, delikatnie gestykulował i wyglądał na naprawdę zainteresowanego rozmową. Z Sini, z dziewczyną uważaną za nudną i szarą myszkę. Przez nauczycieli jest traktowana jako "młodsza siostra Viniciusa" co osobiście sprawiało jej przykrość. Nie chciała być traktowana jako osoba drugorzędna dlatego nadrabiała narzucony status szkoleniem się w ulubionej dziedzinie magii. Dążyła do bycia lepszą niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Posiadając tak niewinne rysy twarzy musiała wysilać się, by zatrzeć to wrażenie i pokazać, że tak naprawdę nie jest dzieckiem, które należy wyręczać, a czarodziejką z wielkimi zadatkami ku wielkości. Dyskusja z Vincentem w jakiś sposób koiła jej kompleksy. Rozmawiał z nią jak równy z równym, a więc tym mocniej ją zaskoczył wyznając pochodzenie z domu Węża, a wcześniej z Dumstrangu. Uniosła brwi i zacisnęła usta w wąską linię. Nie mogła nic poradzić na pewne uprzedzenia wobec uczniów ze Slyhtherinu. Nie spotkała z tego domu nikogo, kto byłby w stanie przeprowadzić z nią cywilizowaną rozmowę na poziomie, bez obecności paskudnych obelg. Sini miała tyle oleju w głowie, że nie chwaliła się na prawo i lewo swoim pochodzeniem z rodziny mugolskiej. Nie ukrywała tego też w tak zawzięty sposób, jednak wolała uniknąć nieprzyjemności od tłumu Ślizgonów. Sam fakt, że dołączyła do Gryffindoru skazał ją na wieczną niechęć z ich strony. Odpowiadała tym samym, choć na pierwszym roku starała się dać szansę każdemu napotkanemu czarodziejowi. Vincent naruszył ten obraz, wyłamując się ze stereotypu. Nawiązał z nią dialog pomimo widocznego herbu Domu Lwa wyszytego w swetrze mundurka. Nie wiedział, że rozmawia z mugolakiem. Obawiała się, że gdyby poznał prawdę zmieniłby swoje nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni. Sini stłumiła w sercu promyk nadziei, że może jednak by się tak nie stało. Wolała uniknąć rozczarowania. - To znaczy, że pochodzisz z Bułgarii, tak? - posłała mu uśmiech. Wzrok miała trochę zamyślony. Wypieki na jej policzkach wyblakły. Mówiła znacznie ciszej i zaczęła starannie dobierać słowa. Wyglądała jakby właśnie zdała sobie sprawę z czegoś przykrego i z całych sił próbowała zatuszować swoją reakcję. - Jak wysoko udało ci się już wzlecieć? Słyszałam od Nicolasa, że nawet na Nimbusie 1000 nie da się wzlecieć na wyżej niż czterdzieści stóp. Co prawda sam tego nie próbował, to takie legendy zaczerpnięte z Izby Pamięci. - Sini była tam i to kilka razy, wiedziona ciekawością. Poza tym słuchała co się dzieje w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Mimo, że nie była duszą towarzystwa potrafiła wyłapywać co ciekawsze informacje. Nie miała żadnego powiązania z quidditchem a jednak orientowała się co nieco w temacie. Szczerze mówią nie lubiła tego sportu uważając go za zbyt brutalny. Ciekawa była czy Vincent sprawdził już swoje możliwości lotu. Ona zrobiłaby to na jego miejscu, skoro po śmierci nic mu już nie zagraża. - Założę się, że poznałeś wiele tajemnic ukrytych przed wzrokiem zwyczajnych i żywych uczniów. - w jej czystych i niebieskich oczach błysnęło zaciekawienie. Mimowolnie poczęła stukać palcami w krawędź trzymanej książki. - Możesz wejść zatem wszędzie, poznać informacje nieprzeznaczone dla innych... i nikt nie może ci tego zabronić. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym jaką wiedzę muszą posiadać duchy. - nawet tą zakazaną, dodała w myślach. Mimo takiej formy wolności nie zazdrościła mu. Coś musiało sprawić, że został na ziemi zamiast... zniknąć, iść dalej. Pamiętała słowa Prawie Bezgłowego Nicka - dusze, które zmarły śmiercią przedwczesną i nie mogą się z tym pogodzić dosyć często zakotwiczają się w świecie żywych. Nie zawsze, ale jest to częste. Kultura nie zezwalała na zadanie pytania dotyczącego śmierci Vincenta. Sini obawiała się usłyszeć prawdę. Był przecież taki młody i nie ważne jak dawno temu umarł - czy rok temu czy pięćdziesiąt - musiało zdarzyć się to grubo zbyt wcześnie. Sam przyznał, że lękał się śmierci. Spojrzała na chłopaka pod innym kątem. Z dystansu. Musiał mieć wiele tajemnic, być może takich, o których pragnął zapomnieć. - To nie jest takie trudne pytanie. - odparła. - Uwielbiam zapachy, aromaty... to wbrew pozorom nie jest banalne. Szybsze bicie serca, adrenalina płynąca w żyłach, szum w uszach. Chłód morskiej wody rozbijającej się o stopy, piasek pod stopami, miękkie posłania, ból brzucha, gdy nie można przestać się śmiać, woń świeżo wypranej pościeli, intensywny taniec w parze, rytm, soczysty smak mango w ustach... ciepło drugiego ciała... - poczerwieniała w chwili, gdy zrozumiała, że zapędziła się z odpowiedzią. Czuła, że mogłaby wymieniać w nieskończoność. Zacisnęła zęby na dolnej wardze i uciekła wzrokiem, by nie pokazać po sobie tęsknoty do bliskości drugiej osoby, ciepłej, kochanej. Sini bardzo chciała móc i umieć się w kogoś wtulić. Nosiła w sobie dużo niewytłumaczalnej rezerwy w kontakcie fizycznym a mimo wszystko w środku pragnęła mieć kogoś u boku. Potrząsnęła głową, aby wyrwać się z podniosłej atmosfery wywołanej swoją wypowiedzią. Zacisnęła palce w pięść i spięła się w oczekiwaniu na komentarz Vincenta. Wiele osób na jego miejscu właśnie teraz wybuchnęłoby śmiechem. To nie jest odpowiedź godna piętnastoletniej trzpiotki, której jedynymi zainteresowaniami powinni być chłopcy, wygląd i zakupy. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Część główna biblioteki Sro 12 Wrz 2018, 15:29 | |
| Od razu zauważył zmianę w mimice twarzy Sini, gdy tylko dowiedziała się o przynależności do Slytherinu. Spodziewał się tego, choć nie wiedział na początku jak wiele dziewczyna mu pokazuje, a ile emocji kłębi się pod powłoką cielesną. Kto wie, może była dobrą aktorką i takie informacje należały do tych diabelnie trudnych do wydobycia? Nie wyglądała na osobę z uzdolnieniami na tym polu, jednakże właśnie tym by się odznaczał dobry kłamca - nigdy nie będziesz wiedział, że właśnie pociąga za spust. Vincent nie wiedział, że w większym stopniu Gryfonka obawia się ujawnienia swego mugolskiego pochodzenia - tak samo jak ona nie miała pojęcia, że ten oto duch miał pochodzenie w głębokim poważaniu. W myśl zasady "wszyscy krwawią tak samo" nie przykładał żadnej wagi do statusu krwi, nie bronił się także przed światem niemagiczym i jego dobrodziejstwami. Książki mugoli, broń palna, a nawet wyprawa do najzwyklejszego mugolskiego sklepu nie stanowiła dla Pride'a nowości, wręcz przeciwnie. Szczególnie, że na przykład broń palna bardzo go interesowała swego czasu, imponując szybkością możliwego zabicia celu z dużej odległości. Zero w tym finezji, ale czasem niektórzy powinni umrzeć szybko, by nie zamęczać innych swoją mało rozrywkową egzystencją. - Prawdę powiedziawszy to jestem Bułgarem tylko w połowie. Drugie pół jest francuskie, tam też się urodziłem. Choć przyznam się szczerze, że moja bułgarska matka miała charakterek, więc bycie w Durmstrangu nie podlegało żadnej dyskusji. - odpowiedział z lekkim zakłopotaniem i wzruszeniem ramion, jakby chciał powiedzieć "co zrobisz, nic nie zrobisz". Fakt faktem, jego matka trzymała całą rodzinę za przysłowiowy pysk, ale Vincentowi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Charakter pani Pride bardzo mu odpowiadał, dlatego też w trakcie swego życia zmienił nazwisko, nie chcąc się przyznawać do rodziny Lacroix. Ciotka Chantal dawała radę, szczególnie z jej zdolnościami w dziedzinie eliksirów, ale pozostali wołali o pomstę do nieba. Za to bułgarska część rodu, to już była całkiem niezła zabawa. Od razu mu się przypomniał jego kuzyn i gdzieś tam w środku poczuł drobną pustkę na myśl o tym, że ich naczelny cel życiowy przestał obowiązywać. Biedny Envy. Pytanie o wysokość na jaką mógłby się wznieść go zaskoczyło. Aż uniósł brwi manifestując szczere, wręcz nieco chłopięce zaskoczenie - co nie było trudne z jego rysami twarzy. Ba, było naturalne. Sprawdzanie limitu wysokości? Taka prosta rzecz, a w sumie to nie sprawdził tego ani razu. Skupił się na penetrowaniu zamku, znajdowaniu ukrytych pomieszczeń czy podziemi. Zbadał Hogwart na wszystkie sposoby zmierzając w dół, ale nigdy nie przyszło mu do głowy, by tak po prostu przetestować wlasne limity. No, proszę,dziewczyna właśnie okazała się użyteczna tak po prostu dla niego samego. Może i w trywialny sposób, ale cieszmy się z małych rzeczy. - ...Właściwie to nie sprawdzałem moich możliwości w tej kwestii. Głupio się przyznać, ale nawet na to nie wpadłem. - odparł z zakłopotaniem, drapiąc się po potylicy i patrząc gdzieś w bok. Za chwilę się rozpromienił i nachylił w stronę Gryfonki. Gdyby ktoś był materialny to już by stracił równowagę, ale jego to nie dotyczyło. - Dzięki za pomysł! Ty to masz łeb, Sinisiew. Sprawdzę to w najbliższym czasie i dam ci znać jak sprawa wygląda. Jakbyś miała jeszcze jakieś naukowe pytania czy pomysły na eksperymenty to dawaj śmiało znać, będzie zabawnie. A ty? Sprawdzałaś kiedyś swoje limity? Ach, ten promienny uśmiech dziecka w czasie świąt Bożego Narodzenia. Gdyby był w stanie to pewnie promieniałby własnym światłem, emanując piękną, na wpół fałszywą radością. Tak, tylko na wpół, gdyż jego naturalna ciekawość była równie uradowana na plan sprawdzania limitów duchowego jestestwa. Dodatkowo potem spodobało mu się, że dojrzał w Marlow ten drobny błysk pragnienia, by odkryć to, co zakazane, schowane przed wzrokiem przypadkowym ludzi. Pomimo incydentu z ujawnianiem Ślizgońskiej przynależności dziewczyna nadal bardzo dobrze rokowała na marionetkę, być może jedną z koronnych lalek, gdy ją nieco oszlifuje i wydobędzie najdziksze ambicje i pragnienia. - Owszem, poznałem już to i owo w związku z tym miejscem. Szanuję jednak czyjąś prywatność na tyle, by nie rozpowiadać o tym na prawo i lewo. Może najbliższym przyjaciołom. Ale w sumie takich nie mam, więc można powiedzieć, że zawczasu zabrałem tajemnice do grobu. - zaśmiał się nieco nerwowo, od razu zmieniając temat. - Bardzo podoba mi się twoja odpowiedź odnośnie tego, co lubisz w życiu. Wydaje mi się, że najbardziej jesteś związana ze zmysłami węchu i dotyku. Częściowo to rozumiem, za tym drugim tęsknię najbardziej, ale cóż poradzić. Dlatego też często znajdziesz mnie obracającego coś w palcach. Ołówki, pióra, monety. Nie czuję ich, ale wspomnienia z czasu bycia żywym są wciąż nadal świeże, więc czasem udaje mi się oszukać samego siebie. No proszę, więc nasza mała Sinisiew chyba bardzo by chciała mieć kogoś bliskiego, kogoś, kogo zapewne mogłaby pokochać z wzajemnością. W tej chwili Pride trochę pożałował braku materialnego ciała, gdyż patrząc jak gładko idzie jej docierania do dziewczyny to byłby w stanie oszukać ją w ten sposób. Tak musi się trochę bardziej wysilić, ale jednocześnie ma pole do manewru, by podsunąć jej kogoś użytecznego dla ogólnej sprawy. - Prawdę powiedziawszy to rozmawiając z tobą czuję się prawie jakbym był znowu żywy. - dodał po chwili, a jego rysy złagodniały, odbijając gdzieś tam echo nostalgii. - Dlatego chciałem móc z tobą częściej rozmawiać. Większość osób nie chce rozmawiać z duchem, a jeśli już to zazwyczaj są to siódmoroczni, którzy i tak zaraz opuszczą te mury. Pewnie się przyzwyczaję do tej rotacji krótkoterminowych znajomości. - wzruszył ramionami i odetchnął, krzyżując ręce na piersi. - Wybacz mi tę oznakę słabości, co mnie napadło. Mam nadzieję, że nie sprawiłem, że poczułaś się aż tak niekomfortowo? |
| | | Sini Marlow
| Temat: Re: Część główna biblioteki Sro 12 Wrz 2018, 20:51 | |
| - Czujesz się bardziej Bułgarem czy Francuzem? Wybacz, że pytam, jednak jestem ciekawa, ponieważ moi rodzice również pochodzą z dwóch różnych krajów i nieraz byłam pytana czy czuję się bardziej Włoszką czy Angielką. - zagadnęła wciąż nie odrywając odeń wzroku. Całe życie mieszkała właśnie w Anglii, to tego języka uczyła się jako pierwszego. Dopiero gdy podrosła zaczęła interesować się Włochami, ich mową i kulturą. Mawia się, że Włosi mają gorącą krew. Musiała przyznać rację temu powiedzeniu bowiem gdy dochodziło do kłótni to ona, jak i jej matuleńka, potrafiły rzucać talerzami, u Sini nawet zaklęciami, unosiły głos i mówiły z prędkością światła. Tak jak jej bracia, żywo gestykulowała, gdy była uniesiona i pełna emocji. Na pytanie czy czuła się Włoszką odpowiadała - tak, jak najbardziej. Uśmiechnęła się troszkę zawstydzona, gdy zareagował w tak intensywny sposób. To była mała rzecz, niewielka, ot ciekawostka, a mimo wszystko widziała na jego twarzy zakłopotanie, a w następnej sekundzie wdzięczność. Po raz kolejny ją skomplementował, czym dokładał się do polepszenia jej samopoczucia. - Och nie, jeśli chodzi ci o limity miotlarskie to nie. Nie mam za grosz kondycji fizycznej. - zaśmiała się krótko delikatnie zażenowana. - Inne owszem, zdarzało się... myślę, że to też pośrednio kwestia samorealizacji. Zamiast sprawdzać granice i możliwości ciała, staram się koncentrować na wytrzymałości mentalnej czy determinacji. - dodała swobodnie. Przysunęła do brzucha zgięte kolana i poruszyła się w miejscu, szukając wygodnej pozycji. Jak długo już tak siedziała? Czas przy Vincencie płynął tak szybko, nie zwracała w ogóle na to uwagi. On zapewne również, wszak jego ciało nie upominało się o ponowne przywrócenie krążenia ani o rozprostowanie stawów. To musiało być dosyć dziwne nie czuć tego wszystkiego. - Czy zwierzęta cię widzą? Jak się wobec ciebie zachowują? Wiadomo powszechnie, że mają bardzo rozwinięty instynkt i wyczuwają cudzą obecność zanim zrobi to ludzkie oko, atmosferę lub czyjś ból lub strach uczucia...Ciekawi mnie jak w takim razie na ciebie reagują? - teraz to ona delikatnie nachyliła się w jego kierunku, wyraźnie zainteresowana odpowiedzią. To jak zwierzęta reagują na człowieka/istotę może dużo na ich temat powiedzieć. Nie spotkała się jeszcze z osobą o dobrym sercu, która byłaby skłonna bestialsko krzywdzić bezbronne zwierzę. Pomyślała o swoim wiekowym, starym miniaturowym żółwiu ochrzczonym imieniem Bruno. Trzymała go przy sobie odkąd pamięta i w sumie nie miała z nim żadnego pożytku poza zachwytem dla oka i poczuciem sentymentu do prezentu od ukochanego ojca. Szczerze wątpiła, by był w stanie aktywnie zareagować na obecność ducha. Powinna sprawić sobie zwierzę bardziej rozumne. Od takiego można dowiedzieć się o człowieku i swoim rozmówcy więcej niż można by przypuszczać. Osoba Vincenta ją ciekawiła, interesowała. To nowość, niezwykłe zjawisko, a on sam sprawiał fantastyczne wrażenie. - Skoro odkryłeś trochę informacji o Hogwarcie, to zapewne znasz lokalizację tajemniczych pomieszczeń, wyjść... jak zareagował Krwawy Baron, gdy wychowanek Slytherinu pojawił się nagle w zamkowych murach jako duch? Jeśli za bardzo się spoufalam, powiedz mi. Moja ciekawość czasami wymyka mi się spod kontroli, więc ufam, że dasz mi znać, jeśli przesadzę. - oczy dziewczyny błyszczały ożywione i autentycznie zainteresowane jego odpowiedziami. Pytania pojawiały się w trakcie, a mnożyły się w zastraszającym tempie. Zaniechała prośby o zdradzenie lokalizacji tajemnych pomieszczeń, bowiem bardziej ciekawiła ją osoba samego Vincenta niż tysiące sekretów zamku. Mugole mogą sobie tylko pomarzyć o rozmowie z duchem, a ona, jako czarodziejka, nie miała z tym większego problemu. Jak tylko wspomni o tym ojcu, z pewnością nie będzie chciał dać wiary jej słowom bądź co gorsza - uwierzy i zacznie wszczynać kłótnie z żoną, gdzie to też przez nią trafiło dwójka ich dzieci. Uśmiechnęła się delikatnie do obrazu ojca, z którym łączyły ją naprawdę bliskie relacje. - Widziałam. Przepraszam, ale znowu mam kolejne pytanie. - zasłoniła usta kiedy z jej gardła wydobył się chichot. - Po prostu gdy na ciebie tak niekulturalnie usiadłam to poczułam przeraźliwy mróz. Nawet nie zastanowiłam się co musiałeś poczuć ty. To było trochę egoistyczne z mojej strony. - wykrzywiła się i posłała mu przepraszające spojrzenie. Nie spodziewała się ponowienia tak miłych słów dotyczących czerpania przyjemności z konwersacji właśnie z nią. Oblała się rumieńcem. Nie przywykła do tak intensywnej atencji pochodzącej od jednej osoby. Wychowała się w licznej rodzinie, w szkole również była jedną z wielu, a więc wybicie się ponad to wszystko wymagało naprawdę nakładów pracy i uporu. Tymczasem Vincent zachowywał się, jakby naprawdę chciał z nią prowadzić dalsze dyskusje, a nawet śmiała podejrzewać, że nawiązać pewien poziom przyjaźni. Otworzyła usta, by zadać kolejne pytanie, lecz po chwili je zamknęła. Jeśli będzie pozwalać swojej ciekawości na tak dzikie swawole to odstraszy Vincenta od siebie. Sini odstraszy ducha - gdyby tak się stało, zasługiwałaby chyba na order osiągnięcia niemożliwego. - To... t-to miłe, naprawdę. - poruszyła ramionami, które domagały się stanowczo jakiegokolwiek ruchu. - Dziękuję, jak mówiłam wcześniej, rozmowy z tobą są i mi miłe, więc nie widzę przeszkód, by je kiedyś kontynuować. - przez moment miała problem, by spojrzeć w jego oczy. - Bardzo cię przepraszam, ale muszę wstać i się rozruszać. Cała zesztywniałam, a musiało minąć sporo czasu odkąd tu przyszłam. - odłożyła książkę na stolik i zsunęła się z fotela. Rozprostowała nogi, palce u rąk, pomasowała kark. Zdjęła gumkę z włosów, rozczesała je palcami i z powrotem związała w koński ogon. Typowe ludzkie czynności osoby posiadającej sprawne i przede wszystkim żywe ciało. Tknęła ją pewna myśl - Vinicius mógłby nie pochwalać jej konszachtów z duchami. Ogólnie rzecz biorąc jej brat często miał uwagi co do towarzystwa, jakie sobie wybierała. Zastanowiła się czy powinna mu o tym wspominać. Chciałaby, być może pomógłby jej zebrać trochę informacji na temat egzystencji duchów, jednak miała pewne obawy. Nie chciałaby po raz kolejny słuchać sprzeciwu i wykładów dotyczących zawieranych znajomości. Dość nasłuchała się już na temat Nicolasa, więc strach wyobrazić sobie co myślałby o obecności Vincenta w jej życiu. - Musisz wiedzieć, drogi Vincencie, że poprawiłeś w mych oczach wizerunek duchów. - jej wargi zadrżały, gdy zdała sobie z czegoś sprawę. Dusze miały w zwyczaju nawiedzać, straszyć, psocić, jak to jest w przypadku Irytka. Duchy są w stanie wpłynąć na świat materialny, a te wyjątkowo wściekłe mogłyby i zabrać do drugiego świata kogoś żywego. Wzdłuż jej ciała przebiegł nagle zimny dreszcz. Spięła mimowolnie ramiona. Dziwiła się samej sobie. Powinna być bardziej czujna, wszak duch to duch - nie bez przyczyny szwenda się wśród żywych. Odsunęła od siebie niepokojącą myśl, że Vincent mógłby chcieć ją skrzywdzić. Bardzo dawno nie rozmawiało się jej tak przyjemnie, ciekawie i długo. Nie chciała oceniać go po ogólnym stereotypie, więc nie wspomniała na głos o swoich myślach. Mimo wszystkiego nie umiała się z powrotem rozluźnić. Żywiła nadzieję, że nie zauważył tego, bowiem nie umiałaby wyjaśnić tego słowami. Potarła dłońmi przedramiona, próbując zetrzeć z ukrytej pod mundurkiem skóry gęsią skórkę.
Przepraszam bardzo za wątpliwą jakość :c |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Część główna biblioteki Pią 14 Wrz 2018, 15:49 | |
| Nigdy się nie zastanawiał nad własnymi preferencjami względem przynależności do jednej z dwóch nacji. Nie musiał, odkąd pamiętał czuł się tylko i wyłącznie Bułgarem i nawet znajomość języka francuskiego, w którym czasem przeklinał tego nie zmieniała. Owszem, jego ulubionym trunkiem było wino, jednakże można je dostać z tak wielu krajów, że powinno przestać być kojarzone tylko z jego gorszą połową pochodzenia czy Włochami. Szampana z kolei nie znosił, więc to już coś znaczy. Co do bagietek i innych francuskich wypieków się nie wypowie, co by zachować trochę twarzy - ale w końcu pieczywo to nie argument. Szampan tak, pieczywo nie i żaden kawałek buły, choćby nie wiadomo jak długi, nie będzie mu niczego wypominał. Ech, zatęsknił w tym momencie trochę za smakiem wina. Gdyby wiedział te parę miesięcy temu, że wyprawa z Fimmelówną będzie tak tragiczna w skutkach to dzień wcześniej spiłby się do nieprzytomności. No dobrze, nie zrobiłby tego, bo nie znosił tracić kontroli nad swoim ciałem, a przede wszystkim umysłem. Ironia. - Bułgarem, zdecydowanie. - odparł od razu, nawet nie udając, że się zastanawia. - Moja matka była Bułgarką, a jak już mówiłem, trzymała cały dom żelazną ręką. Z tego też powodu w sumie rzadko miałem okazję zaznać odrobiny francuskiego powietrza, ale nie wadzi mi to. W końcu to i tak tylko granice na mapach, szczególnie teraz, gdy stałem się obywatelem Unii Zaświatów. - zaśmiał się, rozkładając ręce. - A ty, w takim razie? Kim ty się bardziej czujesz? Spodobała mu się uwaga o sprawdzaniu limitów mentalnych i testowaniu własnej determinacji. W coraz wyraźniejszych barwach widział ich drobną współpracę, na którą Sini się nie do końca zgodzi, ale już on zadba, by po pierwsze się nie zorientowała, a po drugie, by nie miała najmniejszego powodu do narzekania. W końcu będzie Vincentem, dobrym przyjacielem duchem, który zawsze będzie obok, gdy młodziutka Gryfonka zapragnie odetchnąć od samotności. Pytanie na temat zwierząt z perspektywy Pride już wydawało się nawet nieco głupie, ale od razu sam sobie zwrócił uwagę, że nawet w magicznym świecie nie wszystko jest oczywiste, dopóki nie wyląduje się po konkretnej stronie. Szczególnie, że musiał brać pod uwagę, że dziewczyna wcale nie pochodzi z magicznej rodziny. Nie zamierzał o to pytać, ponieważ akurat w jego mniemaniu waga tej informacji była znikoma. Co najwyżej sama się pewnego dnia nawinie, w miarę jak ich znajomość będzie przemieniać się w piękną, przyjazną pułapkę. - Raczej wszystkie zwierzęta mnie wyczuwają w ten czy inny sposób, przynajmniej tak sądzę z tego, co zdołałem zaobserwować. Znaczna większość z nich co najwyżej mnie obserwuje lub ignoruje, szczególnie, że sam ich nie zaczepiam, ani nie próbowałbym zrobić żadnemu krzywdy. Fakt faktem, Vincent miał rękę do zwierząt, samemu bardzo je lubiąc. Owszem, wykorzystał parę przedstawicieli różnych gatunków do przeprowadzenia sekcji, jednakże uprzednio zadbał o ich humanitarną, w pełni bezbolesną śmierć. Cóż poradzić, potrzebować w praktyce zbadać anatomię co groźniejszych gatunków, by w razie zagrożenia z ich strony bezbłędnie znaleźć punkty witalne, zapewniające mu przeżycie. Obecnie na nic mu się zda ta wiedza, powinien był za to przeprowadzić takie badanie na pewnej Ślizgonce. Najlepiej bez znieczulenia, to by było fascynujące. - Jeśli cię to jakoś uspokoi to owszem, gdy koty patrzą w jakiś punkt na suficie to może tam się znajdować duch, gdyż sporo takich obserwowało mnie bacznie, gdy siedziałem to tu, to tam pod sklepieniem. W każdym razie, większość zwierząt nie zmienia swojego podejścia do osoby, bez względu czy jest żywa, czy martwa. Czasem wręcz są bardziej spokojne, gdy już nie wyczuwają od ciebie choćby możliwości fizycznej krzywdy. Raz latałem po korytarzach ze wstążką, pewien pers był wniebowzięty. Ponownie się zaśmiał na to wspomnienie. Musiał przyznać, że pupile uczniów Hogwartu czasem dostarczały mu przedniej rozrywki, nawet jeśli tylko na jakiś czas. Całe szczęście przez ilość osób w zamku to miejsce w połowie było zwierzyńcem, więc w wypadku porażającej nudy zawsze znajdzie się mruczek czy inny gryzoń, który zajmie trochę czasu Vincenta, a właściciela wprawi w konsternację. - Spokojnie, Sinisiew, twoja ciekawość w żadnym wypadku mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, to naprawdę pokrzepiające, że kogoś interesują takie rzeczy. - odpowiedział szybko, jednocześnie machając rękami, by dodatkowo przekazać dziewczynie, że absolutnie nie ma powodów do obaw. Jakże uroczo, ta nowa zabawka momentami go rozczulała w swej trosce o jego własne samopoczucie. - Szczególnie, że Krwawy Baron nie wydaje się być jakoś specjalnie przejęty moją obecnością tutaj i w tej formie. Byłem w Slytherinie raptem rok, na dodatek przeniesiony z innej szkoły. To chyba był zbyt krótki okres jak dla Barona. Mamy takie... neutralne stosunki, o. Duchowy patron Ślizgon faktycznie nie czuł, by Pride był faktycznym członkiem tego domu. Nawet, gdy w wyniku niefortunnych zdarzeń poltergeist został uwięziony w zamku i najbliższych okolicach na wieki to wciąż bez oznak przynależności do Domu Węża. Z tego też powodu Vincent został duchem niezrzeszonym, nie przypisanym pod nic konkretnego. Sam zainteresowany doskonale wiedział dlaczego tak to wyglądało i w tej materii z Irytkiem dogadywali się całkiem nieźle. Przede wszystkim chłopak faktycznie nie był przypisany do żadnego z domów, sam fakt, że był zakotwiczony na tym obszarze brał się z tego, że tu spędził więcej czasu przed śmiercią. Mimo to ani nie czuł się faktycznym członkiem hogwarckiej wspólnoty, ani nie zamierzał się przywiązywać do niczego, ani nikogo w tym miejscu. Dodatkowo, zamierzał wprowadzać chaos wśród żywych, dlatego też nie widział najmniejszych korzyści ze znajomości z duchami, które był tak samo nieodporne na urazy fizyczne jak on sam. Chyba, że nakłoniłby kogoś do wypuszczenia gadziny z podziemi, wtedy to możliwe, że nawet takim jak on by się oberwało, skoro jego instynkt samozachowawczy krzyczy ilekroć zbliży się za bardzo do tajemniczego lokatora kanalizacji. -Bardzo miło to słyszeć, miód na me serce. - odpowiedział z szerokim, promiennym jak letni poranek uśmiechem, nie dając po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób zauważył nagłe spięcie u Gryfonki. Zachodził w głowę, co też mogło je spowodować, szczegółowo analizując jej pytania oraz własne odpowiedzi jak i gesty. Nic mu nie przychodziło do głowy, ale wiedział, że tym bardziej musi zadbać o jej komfort psychiczny. Być może ponownie uderzyły ją jakieś wątpliwości w kwestii przynależności do Slytherinu? Jeden czart to wie. - Szczególnie, że zazwyczaj jak ktoś już zagadywał do mojej skromnej osoby to chciał mnie wykorzystać jako narzędzie do żartów na pierwszorocznych albo do zemsty na nauczycielu. - westchnął kręcąc głową. - Nie żebym jakoś chciał wybitnie chronić pierwszorocznych, przyznam się bez bicia. Po prostu nie mam ręki do dzieci, dlatego też zawsze unikałem z nimi kontaktu. Dodatkowo oczywiście rozumiem, że ktoś chce się odegrać na nauczycielu, ale na wszelkie świętości, pomysły niektórych to mnie osłabiały. Albo potrafiły oburzyć bądź urazić. Poza tym wyznaję zasadę, że jeśli nie masz odwagi zrobić czegoś samemu to nie rób tego wcale.
Jakość była bardzo okej, spokojnie~ |
| | | Sini Marlow
| Temat: Re: Część główna biblioteki Sro 19 Wrz 2018, 19:49 | |
| Mimo zimna jakie ją nagle nań spadło, roześmiała się krótko i cicho usłyszawszy nazwę "Unia Zaświatów". Jak mogłaby tego nie uczynić? Uśmiech Vincenta zarażał. Był niezwykle specyficzny, nie tylko z powodu oryginalnego typu urody czy uśmiechu, ale i przez zachowanie. Sini naprawdę nie spotkała jeszcze tak miłego ducha poza Grubym Mnichem, który kochał każdego, kto się tylko doń wyszczerzył. Gdyby poznała Vincenta za jego życia z pewnością o wiele trudniej byłoby jej zachować opanowanie i się doń przekonać. Co innego rozmawiać z żywym człowiekiem, a co innego z duchem. Mimo wszystko poczuła w sercu pewne ukłucie. Szkoda, że nie poznała go, gdy żył. Zastanawiała się czy wtedy byłaby w stanie tak łatwo się przy nim uśmiechnąć, czy nie onieśmieliłby jej, nie oczarował. Chcąc nie chcąc byli tutaj, na takich a nie innych pozycjach. Znajomość z nim była wyjątkowa mimo, że ledwie co się poznali. - Zabawne określenie, takie... swobodne. Ja osobiście fizycznie wdałam się w ojca Anglika lecz mentalnie czuję się Włoszką. Co nie znaczy, że żywię się tylko makaronem. - odpowiedziała, przysiadając pośladkami na poręczy fotela. Podświadomie objęła dłońmi ramiona, jakby wciąż próbując zetrzeć z nich gęsią skórkę. Krótka historia dotycząca pewnych doświadczeń ze zwierzętami wywołała u Sini szeroki uśmiech i przejaw ciepła w niebieskich oczach. Nie zaśmiała się, by nie wzbudzać zainteresowania pani Pince, jednak cały wyraz twarzy Sini pojaśniał w niemym uśmiechu. - To musiało być przesłodkie. - zabrzmiała jak dwunastoletnia trzpiotka. Zdawszy sobie z tego sprawę wyprostowała się i z powrotem spoważniała. - Znaczy się, musiało robić niezwykłe wrażenie. Nie spojrzałam na to z tej strony. Faktycznie, duch nie jest w stanie... ym...zrobić krzywdy zwierzęciu. To tylko czysta ciekawość, dziękuję za odpowiedź. - wzruszyła ramionami, by odeprzeć uczucie niepewności, jakie okazała w pewnym momencie wypowiedzi. Mimo dziwnego toru myśli nie umiała utożsamić Vincenta z potencjalnym zagrożeniem. Z ręką na sercu czerpała z tego spotkania samą przyjemność pomimo dosyć gwałtownego i chłodnego początku. Przytaknęła na wyjaśnienie dotyczące relacji z Krwawym Baronem. Nie miała nic do dodania w tej kwestii zważywszy na swoją ubogą wiedzę na temat życia pozagrobowego. Z pewnością przed następnym spotkaniem z Vincentem wzbogaci się i o tę dziedzinę wiedzy, choć nie była pewna jeszcze w jaki sposób mogłaby to zrobić. Nie mogła po prostu wypożyczyć sobie czegoś na temat życia po śmierci, wszak Pince mogłaby skierować ją na badania psychologiczne - żywa, ciepła i wesoła piętnastolatka zbierająca informacje na temat świata duchów? Czekało ją zatem wychwycenie sir Nicholasa, jeśli tylko rzecz jasna zbierze się na odwagę. Sini była bardziej śmiała w kwestii podjęcia ryzyka w rzuceniu zaklęcia niż w nawiązaniu dialogu z kimś tak onieśmielającym jak sir Nicholas, czy... Nicolas Sharewood. Poczerwieniała samoistnie. To musiało mieć jakiś związek z imieniem. - Naprawdę ktoś cię o coś takiego prosił?? - otworzyła szeroko oczy, bowiem nie spodziewała się aż takiej mściwości po nastolatkach. W głowie nie mieściło się jej, jak można w ogóle myśleć o odegraniu się na nauczycielu za byle Trolla. To tylko ocena, nie wyrok. Biło z niej oburzenie. - Jak im nie wstyd? Nie jestem w stanie pojąć jak można w ogóle myśleć o zemście za ocenę. Pierwszoroczni zaś zawsze mają najciężej. Muszą przejść swój chrzest bojowy, to chyba jest zapisane w murach tego zamku. Zupełnie, jakby Irytek nie wywoływał już u nas migreny a u młodych nerwicy. - westchnęła. Założyła za ucho zbłąkany rudy pukiel włosa. Skierowała wzrok w kierunku okna, widocznego jedynie połowicznie ze względu na gęsto rozsiane biblioteczne regały. - Och, Vincencie. Siedzimy tu i tak rozmawiamy... jestem pewna, że mogłoby to trwać i bez końca, jednak muszę powoli wczłapać do wieży Gryffindoru, jeśli chcę zdążyć przygotować się na jutro do sprawdzianu z transmutacji. - z jej oczu buchała szczerość. Nie kalała swych ust kłamstwem. Nie, jeśli nie było to niezbędne. Posłała duchowi uśmiech. - Może chcesz mi kawałek towarzyszyć na wypadek gdybym zaczęła wypluwać płuca? - roześmiała się i po chwili nachyliła w jego kierunku, szepcąc: - Nie mam za grosz kondycji fizycznej. - oczywiście trochę żartowała, potrafiła korzystać ze skrótów, jednak odkąd owionął ją chłód odczuwała potrzebę jak najszybszego zagłuszenia go i zastąpienia czymś pozytywniejszym. Miała dość zmartwień, by zacząć się słuchać swojego szaleńczego głosiku w głowie zwanego "A co jeśli?"
[z tematu] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Część główna biblioteki | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |