|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Pon 18 Maj 2015, 09:26 | |
| Jiro nie widział żadnego powodu, dla którego miałby powstrzymać się przed wyrzuceniem chłopaka ze Skrzydła Szpitalnego, pozbawiony możliwości usłyszenia o planach szkolnej pielęgniarki na temat nadchodzących zajęć z pierwszej pomocy. Oburzenie wylewało się z niego wbrew nieśmiałym protestom uczennicy, a kiedy usłyszał znajome słówko wypływające z jej ust z dostrzegalną niepewnością i przystanął, na wystarczająco długi ułamek sekundy, aby spojrzeć na zarumienioną dziewczynę. Czuł się dokładnie tak, jak osoby rażone piorunem. Od czterech miesięcy pozostawał poza granicami swojego ojczystego kraju i tęsknił za kimś, z kim mógłby na spokojnie porozmawiać – poza tym nędznym tłumaczem, który łamał narzecze japońskie w tak niegodny sposób, że Jiro odprawił go wcześniej niż powinien. Zaraz odzyskał rezon i chwilowe zaskoczenie spłynęło po twarzy stażysty, ustępując na nowo zmarszczonym gniewnie brwiom jak tylko zarejestrował wybuch śmiechu prefekta. Przewyższając go tylko o kilka centymetrów pozostawał zdecydowanie szerszy w barkach, co pozwalało mu na wyrzucenie rozchichotanego bezwstydnika poza drzwi skrzydła szpitalnego. Kiedy już stali w progu, Jiro w milczeniu szarpnął za drzwi otwierając je z hukiem i wskazał drugą ręką na korytarz, a w brązowych tęczówkach nie było litości. - Beziwzititinik – powiedział jedynie na pożegnanie, popychając chłopaka jednym acz skutecznym ciosem na korytarz, kończąc ewentualną dyskusję na temat pozostania w Skrzydle Szpitalnym. Zamknął mu bezpardonowo drzwi przed nosem, łapiąc pośpiesznie trzy oddechy na wyrównanie rytmu serca i mrużąc oczy zerknął przez ramię na schowaną pod kołdrą dziewczynę. Po prawej stronie drzemał trzecioklasista, który wypił eliksir na porost włosów i był niemalże cały nimi przykryty. Jiro postanowił zerknąć do niego, zanim podszedł do łóżka Wandy, ale był zbyt wzburzony i nie został tam dłużej niż pięć sekund. Ostrzegawczo spojrzał jeszcze na drzwi, jeśli Henry chciałby raz jeszcze przedostać się do skrzydła i kiedy tylko uzyskał pewność, że nie dojdzie do żadnych prób pogorszenia swojej sytuacji, podszedł pewnym krokiem do Wandy Whisper. - To jest skrzydło szpitalne, to co zrobiliście przechodzi ludzkie pojęcie! Rozumiem trzymanie za ręce, ale leżenie w jednym łóżku?! – zarzucił ją czystą japońszczyzną, nie pozbawiając złudzeń odnośnie wściekłości krążącej głęboko w żyłach młodego stażysty. Prychnął na zakończenie, ale nie odszedł ani o krok, w międzyczasie podciągając rękawy aby tylko ulżyć spoconemu ciału. – Tu śpią dzieci! Dajecie zły przykład – rzucił z mniejszą siłą, dostrzegając skruchę w niepewnym spojrzeniu Wandy i usiadł ciężko na krześle, krzyżując ręce na torsie.
|
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Pon 18 Maj 2015, 12:07 | |
| Trzeba było sobie jakoś radzić w życiu – inni posługiwali się czarną magią, a ona intelektem i sprytem. Wolała wrzucić kogoś do łazienki Marty niż babrać się w krwi, bo uważała, że na to było zdecydowanie za wcześnie. Zdecydowanie. Nie uważała się za wyjątkowo niebezpieczną jednostkę, była tylko sobą – pędziła za wiedzą jak nikt inny, robiła miliard rzeczy na sekundę a wszystko to w akompaniamencie szurania pióra po pergaminie, w otoczeniu mnóstwa słodyczy i znajomych z domu. Henry nie musiał się jej bać, jeżeli niczego nie przeskrobał to mógł spać spokojnie. Posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie, gdy znowu zahaczył o temat czekolady, którą być może dostanie panna Krukoniasta i uśmiechnęła się. Do czasu gdy nie wpadł Jiro i nie zrobił rozróby rozstawiając ich po kątach niczym małe dzieci. Wanda ukrywała się cały czas pod kołdrą, zakrywając praktycznie niemal całą twarz, pozostawiając tylko nad jej powierzchnią oczy - ciemne i błyszczące, które obserwowały czujnie Henryka i pana praktykanta. Ten drugi chyba faktycznie miał inne podejście do pewnych spraw i ta doskonale go rozumiała, był przecież w pracy, a dwie jednostki były wyjątkowo uparte i potrafiące łamać regulamin. Patrzyła tylko na latające buty, na rozgniewanego medyka i na roześmianego Puchona, który chyba tylko pogarszał swoją sytuację. Rzuciła mu jedno z poważniejszych spojrzeń, nie komentując niczego głośno – widocznie bała się odezwać, by nie zniszczyć tego co obecnie jest. Uniosła prawą dłoń i pomachała blondynowi, który został siłą wypchnięty z pomieszczenia. Trzask drzwi ostudził jej temperament skrzętnie skryty za białą pościelą. Dziewczyna ucichła, nie wydając z siebie nawet piśnięcia, które zdradziłoby jej niewygodne położenie. Skuliła się jeszcze bardziej, kiedy ten skupił się wyłącznie na jej postaci zarzucając ją najpewniej oszczerstwami w ojczystym języku, którego nie do końca rozumiała. Znała zaledwie kilka słówek, które najpewniej nie pomogą jej w komunikacji z panem Guo, który niewiele od niej starszy miał inne podejście niż ona. Odchrząknęła gdy skończył i usiadł obok niej, na miejscu, które jeszcze przed chwilą zajmował jej chłopak. Odwzajemniła po krótce spojrzenie z praktykantem i starała się uśmiechnąć – miło i przyjemnie, by chociaż trochę załagodzić zaognioną sytuację. - Przepraszam. – Powtórzyła raz jeszcze dobitnie i opuściła odrobinę kołdrę, by Jiro widział również drugą połowę jej twarzy – równie zaczerwienioną co reszta buzi. Chwilę się jeszcze nie odzywała, starając się odczekać określoną ilość czasu, by ten miał możliwość uspokojenie swoich myśli. Wanda znowu poczuła się w swoim żywiole – mogła otoczyć kogoś opieką i przestać zajmować się swoimi problemami. Uśmiechając się sięgnęła po czekoladowe ciasteczka, których wcześniej nie podał jej Henry. Chwyciła w locie jedno ze słodyczy i wsunęła do buzi podając półmisek panu Jiro. - To na osłodę. – Mruknęła niewyraźnie.
Skoro Henry się zwinął, a ona zostanie tutaj przez jakiś czas na obserwacji to po prostu postara się nawiązać nić sympatii z Jiro.
Z tematu Henry Lancaster. |
| | | Gość
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Wto 19 Maj 2015, 09:18 | |
| Jiro nie poświęcał aż takiej uwagi kulturze zakorzenionej w angielskim społeczeństwie, przyzwyczajony do realiów ojczystego kraju i zwyczajów, które tam były normalne. Napotykając barierę w postaci tak bezwstydnego zachowania siłą rzeczy poczuł przymus przemianowania priorytetów, jakie zostały mu wpojone w dzieciństwie. Podniósł wzrok na Wandę dopiero wtedy, kiedy podstawiła mu pod nos talerzyk z ciasteczkami i zachęcała nieśmiałym uśmiechem, podkreślonym przez iskierki skruchy widoczne w oczętach. Czas mijał nieustępliwie dla dziewczyny, ponieważ stażysta piorunował ją zniesmaczonym wzrokiem, zdradzając w ten sposób prawdziwe uczucia jakie do niej zaczął żywić. I chociaż milczała, aby uporządkował w spokoju myśli, on nawet nie pokręcił głową w odmowie, najzwyczajniej w świecie odwracając spojrzenie na sąsiednie łóżko. Puste i czyste, pozwalające określić poziom oburzenia krążącego w ciele pana Guo. Zanim jednak Krukonka straciła wszelką nadzieję, odezwał się łamaną angielszczyzną: - Wi nie bić pszykładi – i chociaż słowa pozostawały niezrozumiałe, głos młodego mężczyzny dawał wiele do zrozumienia. – Tu tik zawsi? – zapytał nieco łagodniej, rozluźniając mięśnie twarzy na tyle, aby pozbyć się uporczywego mrowienia w okolicach oczu. Teoretycznie nie był nawet nauczycielem, który miał prawo poczuć kogokolwiek, szczególnie że dziewczyna nie była o wiele młodsza od niego. Mógł wykazać swoje oburzenie, co już zrobił i na tym kończyła się jego rola w tej całej scence. Przekaże pani Pomfrey informacje na temat Wandy i Henia, ale wyciągnięcie dalszych konsekwencji pozostanie poza wiedzą Jiro, który łudził się że taka sytuacja nie będzie już miała miejsca.
|
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Wto 19 Maj 2015, 11:05 | |
| Wanda nie myślała wówczas, że pozwalając wejść do szpitalnego łóżka Heniowi sprawi, że ciśnienie pana Guo podniesie się niewyobrażalnie. Przecież tylko sobie leżeli, odpoczywali, nie robili nic sprośnego, nie dotykali się w sposób wykraczający o przyzwoitość. Była to tak naprawdę jedyna jak dotąd okazja na bliższy kontakt, więc dlaczego mieliby nie skorzystać? Skoro prawdopodobieństwo zastania kogoś z dorosłych była tak nikła…No ale jak to bywa, oczywiście gdy się niczego nie spodziewamy to to nadchodzi. Jak zwykle. Chciała załagodzić jakoś niewygodną sytuację pozostając sam na sam z magomedykiem podczas gdy jej wybranek nie dość, że został wyrzucony ze Skrzydła Szpitalnego, to najpewniej obcuje w towarzystwie blondwłosej piękności o czym ta nie miała pojęcia. Widząc spojrzenie, które mroziło krew w żyłach odsunęła talerz z ciastkami od razu tracąc na nie ochotę. Odłożyła je na stolik nocny po swojej prawej stronie i westchnęła niepocieszona. Splotła dłonie ze sobą kierując właśnie na nie wzrok i trwałaby tak pewnie jeszcze moment, dłuższą chwilę, gdyby nie wzburzony głos Japończyka strofujący ją, że zachowali się źle, są nieczyści, splugawieni i nie powinni w ogóle przebywać w swoim otoczeniu. Poczuła jak wstyd przenika ją na wskroś, a ta nie ma odwagi spojrzeć w oczy pana Jiro- dziwne uczucie, Japończycy mieli w sobie coś niezwykle dumnego ale i płochliwego, można było ich łatwo przestraszyć czy zszokować. I co ciekawsze, nigdy nie patrzyli w oczy swemu rozmówcy- przynajmniej takie odniosła wrażenie, gdy ten przeganiał Puchona z małej salki. - Nie zawsze. – Powiedziała wyraźnie, by ten dokładnie zapamiętał ułożenie głosek w ty prostym wyrazie. Spojrzała na młodzieńca dosyć poważnie zdając sobie sprawę z tego na czym ich przyłapał. Głowa zaczęła ją boleć w okolicach potylicy dlatego ułożyła się wygodniej na miękkich poduchach podciągając kołdrę wyżej, by nie stresować medyka swoim odkrytym ciałem. - Inni posuwali się do gorszych rzeczy. Więc proszę odrobinę przystopować i się tak nie denerwować. Bo jeszcze wiele rozczarowań przed panem. – W jej glosie dało się wyczuć nutę goryczy, która jeszcze pobrzękiwała i osadziła się nawet na grymasie Krukonki. Oj jeszcze nie wiedział do czego uczniowie są zdolni.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Sro 20 Maj 2015, 20:45 | |
| Odchrząknął speszony nagłą utratą dobrego humoru Wandy, która próbowała przecież załagodzić całą sytuację takim sposobem, jaki akurat przyszedł jej do głowy. Czuł, że nawet naprostowanie przeprosinami nie przekieruje uwagi w stronę lepszego światła jego zachowania. Gdyby tylko wiedział, w jak powierzchowny sposób generalizuje całe społeczeństwa zamieszkujące Japonię, z pewnością nie przejmowałby się dobrym wrażeniem w jej oczach i powiedział kilka dosadniejszych słów. Westchnął, nieśpiesznie porządkując myśli pokrzepione wyraźnym zapewnieniem pacjentki, która w przemiły sposób uwzględniła zauważalne problemy komunikacyjne asystenta szkolnej pielęgniarki. Kątem oka zerknął na jej poczynania, dopiero po chwili pojmując przyczynę, dla którego w ogóle się znalazła w tym wielkim pomieszczeniu. Rozluźnił pokojowo mięśnie rąk, aby rozpleść kończyny i ułożyć dłonie na udach, w bardziej dostępny sposób informując o gotowości na rozmowę. – Rozicici? – Powtórzył niewyraźnie, marszcząc przy tym brwi podkreślające dezorientację w nieznanym mu zlepku dźwięków o podobnym brzmieniu. Na moment zapomniał o atmosferze, której ostatnie podrygi wisiały jeszcze w powietrzu nad nimi. Mimika twarzy stopniowo przeistaczała się w mniej gniewną, chociaż wciąż pozostawały niedociągnięcia w postaci zaciśniętych warg oraz napiętej skóry na kościach policzkowych, jakoby podkreślających czającą się agresję. Pokręcił z niedowierzaniem głową, przyoblekając na twarz zmieszany uśmiech, kiedy cały sens zdania umknął mu między pierwszym a ostatnim wyrazem. Rozłożył bezradnie ręce i wzruszył ramionami, łapiąc w międzyczasie kontakt wzrokowy z Wandą, aby przekazać jej prosty komunikat: - ni rozumi. – Bez wyraźnych oznak wyczekiwał na najmniejszy przejaw rozbawienia w sylwetce zarumienionej dziewczyny, który mógłby podłapać i roześmiać, rozluźniając w ten sposób całe to spięcie zawisłe między nieznajomymi.
|
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Czw 21 Maj 2015, 17:48 | |
| Szkarłat utrzymywał się jeszcze przez jakiś czas na jej policzkach, dopóki ta nie utwierdziła się w przekonaniu, że Jiro miał prawo do wyrzucenia Henryka z Sali. W końcu znajdowali się w skrzydle szpitalnym i jakieś odgórne zasady tutaj panowały – miała jednak cichą nadzieję, że pani Pomfrey nie dowie się co tutaj zaszło, do czego na szczęście nie doszło. Nie chciałaby robić Lancasterowi problemów a i przy okazji skazywać siebie na nieprzyjemności. Była sobie winna i nie zamierzała uciekać przed konsekwencjami swoich czynów – nie teraz, kiedy dojrzała. Ciastka czy inne słodycze zawsze były dobrym sposobem na zgodę – na uniesienie białej flagi powiewającej na wietrze, na wyciągnięcie ręki – tym razem nie zadziałało, co zdziwiło pannę Whisper, czego jednak nie pokazała po sobie. Zdążyła zauważyć, że są kultury i nacje, które zupełnie inaczej reagują niż ona czy jej przyjaciele sobie wyobrażają. Każdy ma swój system wartości i kieruje się właśnie pod niego, dlatego najpewniej właśnie przez to Jiro może czuć się odrobinę wyobcowany. Był Japończykiem – jednym z niewielu w Hogwarcie, do tego praktycznie nikogo nie znał i niezbyt sprawnie posługiwał się językiem angielskim co było tylko dodatkową przeszkodzą czy barierą w poznawaniu nowych osób. Whisperówna szczerze współczuła chłopakowi, bo wiedziała jak się ten może czuć – często utożsamiała się ze swoimi przyjaciółmi chcąc jak najlepiej ich zrozumieć, by wiedzieć jak im pomóc. Czuła się odrobinę niezręcznie, gdy przez lico Guo przeszła jeszcze jedna i miejmy nadzieję ostatnia fala gniewu – nie miała ochoty na jakiekolwiek nieprzyjemne dyskusje na temat tego co uczniowie powinni robić, a czego nie – to przykre i dość bolesne, ale miała ważniejsze sprawy na swojej głowie, chociaż dopiero co przyznała się do błędu. Obserwowała młodzieńca nie nachalnie, z pewnego rodzaju uprzejmością i skruchą wypisaną na facjacie starając się tym nie wybuchnąć śmiechem, gdy ten niemal z dziecinną powagą odpowiedział jej, że nie wie o czym ona mówi. Tyle razy widziała już ten wyraz pyska, tyle razy słyszała takie słowa, które wiernie padały z ust każdego ucznia, któremu udzielała korepetycji, więc nie sprawiało jej to różnicy czy będzie teraz mówić o nauce języka ojczystego czy transmutacji na ten przykład. Pokiwała tylko głową odwzajemniając spojrzenie i tak jak on rozłożyła ręce w geście bezradności po czym parsknęła – uważała, że i dzięki temu atmosfera nieco się ostudzi, a przebywanie we własnym towarzystwie nie będzie męczące. Zresztą, zeszło z niej trochę napięcia, co uważała za dobry znak. - Ludzie. Są. Różni. – Powtórzyła wolno i wyraźnie – teraz wyraźnie słychać było jej brytyjski akcent, czyste głoski, samo brzmienie jej głosu. Zrobiła nieokreślony ruch ręką. - Uważaj na ślizgonów. Ci są dopiero rozwiąźli! – Powiedziała po chwili żartując sobie bezczelnie z uczniów innego domu – wolała powiedzieć wprost o co jej chodziło, by i Jiro miał pojęcie na co także może trafić w szkole. Jeszcze biedny dostałby zawału gdyby nakrył jedną z uczennic w miłosnym splocie z kochankiem. Albo co gorsza, dziewczynę z jej rocznika czy rok młodszą z nauczycielem. Na błoniach. Ci Krukoni też chyba tacy święci nie są, czyż nie, panno Whisper?
|
| | | Gość
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Pon 25 Maj 2015, 11:55 | |
| Nawet, jeśli Jiro pokonałby wewnętrzną niechęć do prowadzenia dyskusji na temat niestosownych zachowań między młodocianymi czarodziejami, z pewnością powstałaby potężniejsza bariera w postaci niewystarczającej znajomości języka angielskiego, które dyskwalifikował na samym wstępie możliwość rozmowy na jakikolwiek głębszy temat. Chłopak pozostawiony własnym myślom mógł odebrać kilka ścieżek, jednak miał nieomylne wręcz wrażenie, że każda z nich prowadziłaby wciąż do jednego tylko wyjścia: braku zrozumienia, wykluczenia, czy nawet ośmieszenia. Postanowił podać dziewczynie kubek z eliksirem nasennym, aby zregenerowała siły i mogła czym prędzej poukładać natarczywe myśli krążące nieustannie po przygnębionym prawdą umyśle. Zdecydowanie łatwiej byłoby mu usłyszeć zapewnienie, że ma przyjaciół, którzy wyjdą z pomocną dłonią ku niej, wspólnymi siłami podniosą z tymczasowej depresji i przywołają na nowo uśmiech na jej twarz. Wówczas, nie zostałby zmuszony do zaangażowania w kolejną powierzchowną znajomość, o której zapomni już w następnym tygodniu, kiedy stanie przed wyzwaniami zaopiekowania się nad młodszymi, niezdarnymi pacjentami, zmuszony przez pielęgniarkę do zapamiętywania ich imion oraz twarzy. Zdezorientowanie zostało przysłonięte parsknięciem śmiechu ze strony dziewczyny, które w naturalnie zaraźliwy sposób przeskoczyło również na Jiro i wykrzywiło jego wargi w przyjemnym uśmiechu niepowstrzymywanego rozbawienia. Zmęczenie kolejnymi tłumaczeniami tej samej frazy przestało go irytować, jak to bywało podczas pierwszych rozmów z Anglikami, ustępując miejsca w ostateczny sposób zwyczajnemu rozbawieniu. Zwyczajnemu. Niegrzecznie spojrzał na usta Wandy, kiedy akcentowała w przejaskrawiony sposób swoje wypowiedzi, chociaż powinien obserwować również inne części ciała zbiegające się w dopełniające gesty. Tymczasem „rozwiązłość” przemknęła niepostrzeżenie przez umysł Jiro, który pokręcił z niedowierzaniem głową i oparł dłonie na kolanach, szykując się ewidentnie do wstania z miejsca. - Ty odpoczywa – przekazał spontanicznie patrząc na twarz dziewczyny, głównie w oczy, aby przekazać powrót łagodności i równowagi do jego organizmu. Resztki rozbawienia wciąż gdzieś krążyły po jego ciele, kiedy nie żegnając się z dziewczyną, nieśpiesznie odszedł w stronę biurka wypełnionego czystymi szklankami przygotowanymi do nalewania odpowiednich naparów dla pacjentów. Podejrzewał, że zanim dziewczyna stąd wyjdzie minie trochę czasu i będą mieli jeszcze więcej okazji do rozmów. Po jakimś czasie przyniósł jej eliksir nasenny, informując ją o tym i z uśmiechem próbował przekonać do wypicia całej szklanki. Przeprosił jeszcze, że ma taki nieprzyjemny smak. Napój oczywiście. A potem wrócił do innych pacjentów.
|
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Pon 25 Maj 2015, 17:47 | |
| Są różni ludzi - jedni byli przyjaźnie nastawieni niemal do wszystkich otaczających ich osób – a drudzy sprawdzali tylko jak wbić komuś szpilkę między żebra albo w oko. Wanda należała raczej do tej pierwszej grupy osób, chociaż zdarzało się jej być perfidną w stosunku do innych. Wiedziała jednak jak zachować się praktycznie w każdej sytuacji dlatego większość person, z którymi miała do czynienia utrzymywały z nią przyjemne stosunki. Dziewczyna dbała o przyjaciół jak tylko mogła – starała się ich nie zaniedbywać, regularnie odbywać z nimi potrzebne wszystkim rozmowy. Nie uciekała od nich kiedy Ci mieli problemy, dlatego miała nadzieję, że i oni od niej nie uciekną. Że ją nie zostawią na przysłowiowym lodzie, kiedy ona myśli już o tym co zrobić, jak żyć dalej. Było jej niezmiernie ciężko – momentami nie wiedziała co po prostu ma zrobić, ale miała znajomych, którzy chyba jeszcze nie do końca przeczuwali co się stało. Pojmanie jej brata nastąpiło dopiero wczoraj, a znając życie plotki rozeszły się jeszcze szybciej. Nie tylko o występku Doriana, ale i o jej spięciu z Jaredem Wilsonem, na którego w gruncie rzeczy napadła. Czy było jej wstyd z tego powodu? Prawdopodobnie odrobinę – wiedziała, że atakuje osobę wyższą stopniem, samego biur szefa aurorów. Przez chwilę zastanawiała się czy też aby nie straciła kompletnie rozumu i instynktu samozachowawczego? Na pytanie gdyby ponownie Jego Gburowata Mość zjawił się przed nią i lekceważąco się do niej odnosił… najpewniej postąpiła by tak samo. Jota w jotę. Nie żałowała swoich czynów, pokazała tylko, że nie warto z nią zadzierać. Teraz trzeba tylko naprawić swoje błędy – pomyślała w duchu uśmiechając się do Jiro, który znowu pragnął napoić ją czymś co okazało się być równie paskudne co gęba Irytka. Nie protestowała jednak, przyjęła wszystko na klatę i posłusznie upiła lekarstwa, po którym zasnęła niemal od razu. Drzemka była jej bardzo potrzebna, działała kojąco na jej zszargane nerwy i pozwalała chociaż na moment zapomnieć o problemach, które istnieją i się gromadzą wokół niej. Pozwoliła odpłynąć, rozluźnić się i zmierzyć się z lękami.
Czas, który spędziła w Skrzydle uznała za dobrze wykorzystany. Ułożyła bowiem w myślach plan, który niebawem wcieli w życie. Wszystko jednak wymagało nie tylko odwagi ale i pewnego rodzaju systematyczności.
Z tematu.
|
| | | Mistrzynie Papużki
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Wto 11 Sie 2015, 16:31 | |
| /B.
Poppy Pomfrey miała wybitnie spokojny wieczór. Po kolacji wypuściła do dormitorium uroczą, drugoroczną Puchonkę, która po przypadkowej kąpieli w jeziorze musiała przejść kurację eliksirem pieprzowym i w skrzydle szpitalnym nie pozostał żaden pacjent. Sytuacja niezwykle rzadka przy tej ilości uczniów na stałe przebywających w Hogwarcie, ale kobieta nawet nie śmiała narzekać – brak pacjentów sugerował przecież, że dobrze wykonywała swoją pracę. Mając chwilę czasu dla siebie, przysiadła w otwartym gabinecie, sięgając po jedną z wytartych, mugolskich książek mających na okładce powabną, eteryczną niewiastę i przypakowanego mężczyznę trzymającego ją w ramionach. Poppy było jednak dane przeczytać jedynie trzy strony przygód Juana Carlosa i Carmelity, gdy od strony wejścia do skrzydła szpitalnego doszły ją hałasy. Już po ciszy nocnej, a ktoś wybrał się na spacer? - Kto tam? – spytała uprzejmie pielęgniarka, podnosząc się z miejsca i wygładzając dłońmi fartuch, którego zapomniała zdjąć. - Na Merlina! – sapnęła na widok pana Morgana i panny Fimmel. - Usiądźcie na łóżkach – zarządziła, szybko oceniając, że każde z nich da radę wykonać to polecenie. - Co się stało, dzieci? – spytała, w pierwszym odruchu wyciągając z jednej z szafek eliksir odkażający oraz zasklepiający rany. Twarz Arii zdecydowanie ich potrzebowała i to właśnie nią najpierw zajęła się pielęgniarka. - A pan, panie Morgan...? Złamana ręka? No pięknie – pokręciła nieznacznie głową, delikatnie oczyszczając twarz Krukonki pokrytą płatkami zaschniętej krwi. Nie wyglądało to tak jak wynik wypadku na schodach czy uderzenie się o coś, ale Poppy była bardziej skupiona na udzieleniu pomocy, niż dociekaniu. - Nie powinny zostać żadne blizny, kochanie – zapewniła łagodnie, obserwując, jak skóra z cichym sykiem zaczęła zbiegać się razem. - Za chwilę posmaruję cię maścią, na razie niczego nie dotykaj. Oboje zostaniecie na noc – zarządziła, przesiadając się do Adama. Powoli pomogła mu zdjąć szatę ze zranionego ramienia i delikatnie sprawdziła, w którym miejscu kość została złamana. Hmm, tuż nad łokciem, to wymagało dobrego usztywnienia, picia eliksiru... Póki co jednak, pielęgniarka wyciągnęła różdżkę, nastawiając złamaną kość i usztywniając całą kończynę tak, by nie doszło do dalszych uszkodzeń. Oboje uczniów zostało obdarowanych piżamami, po czym Poppy zasunęła zasłonki dookoła łóżek, by mogli się przebrać. Powinna powiadomić opiekunów domów, czy jeszcze nie? Życiu dwójki nie zagrażało w końcu żadne niebezpieczeństwo. Adam został uraczony jeszcze kubkiem eliksiru przeciwbólowego i poprawiającą zrost kości, twarz Arii posmarowana ostro pachnącą, różową maścią przyspieszającą gojenie. Pani Pomfrey przygasiła światła, póki co zostawiając uczniów. Za godzinkę lub dwie przyjdzie sprawdzić, czy wszystko w porządku. |
| | | Adam Morgan
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Pią 14 Sie 2015, 17:38 | |
| Adam był oszołomiony. W ogóle nie pamiętał drogi, jaką przebył wraz z Arią do Skrzydła Szpitalnego. Gdyby nie fakt, że wlókł za sobą zranioną dziewczynę, to może nie spieszyłby się aż tak bardzo. W końcu złamana ręka mogła poczekać, ale dziewczyna, która mogła być oszpecona na całe życie i to przez niego, już nie mogła. Jednak dotarli na miejsce. Zaczął krzyczeć, wołać o pomoc panią Pomfrey, która szybko się zjawiła i zaczęła zajmować. Adrenalina, która buzowała w jego organizmie sprawiła, że napięte mięśnie zniwelowały trochę uczucie bólu, dlatego też Adam nie zwijał się po podłodze, jakby zaraz miał umrzeć. Nie miał głowy do tego, aby rozpaczać nad złamaniem. Cieszył go jedynie fakt, że nic mu tej ręki nie urwało. Kości się zrosną, a wyhodowanie nowej ręki graniczyło z cudem lub po prostu było niewykonalne. Przyglądał się temu, co robiła pielęgniarka, mając nadzieję, że wszystko z Krukonką będzie w porządku. W końcu to on ją zaciągnął w tamto miejsce, wiedząc, a przynajmniej zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa. W końcu to był Zakazany Las! Nie od parady w nazwie znajdowało się słowo zakazany.A jednak poleźli tam oboje i z czym się spotkali? Z rozwścieczonym poltergeistem, który chciał ich zabić tylko i wyłącznie za to, że weszli na jego teren. Jednak byli żądnymi przygód uczniami, którzy chyba zapomnieli o czymś takim, jak instynkt samozachowawczy. Gdy przyszła kolej na opatrzenie jego rany, zacisnął mocno zęby, a pięść zdrowej ręki mocno wbił w materac łóżka. Zamknął oczy, a gdy kobieta rzuciła zaklęcie nastawiające kości, wydał z siebie wrzask zaskoczenia. Nie był to zdecydowanie przyjemny zabieg, ale przynajmniej uniknął obaw, że skończy z powykrzywianymi kończynami. Zabawnie by wtedy wyglądał, a przecież chciał wyrosnąć na najlepszego Aurora na świecie, którego bał się każdy, jak Wilsona. Ból, który czuł miał mu pomóc stać się silniejszym, odporniejszym na takie łaskotki. A gdy już Poppy zostawiła go w spokoju i odeszła, padł na łóżko i westchnął ciężko. Bolało cały czas, jednak to nic. Będzie już niedługo się z tego radośnie śmiał. Zerknął w stronę Arii i przez chwilę milczał, zastanawiając się co też miałby jej powiedzieć. W końcu to jego wina, a jeśli siostra Porunn dowie, to osobiście go zamorduje i to gołymi rękami. Był stanowczo za młody, aby umierać. - Hej, może to zostać tajemnicą? – zagadnął, szczerząc się do niej, jednak zaraz przybrał poważny wyraz twarzy. Przecież to nie było wcale śmieszne, a jeśli jedna Fimmelówna go nie zamorduje, to jeszcze doprowadzi do tego, że ta druga będzie chciała. Ale nie mógł się powstrzymać. W końcu przeżyli całkiem fajną przygodę! Uszli ledwo z życiem, ale przecież będą mieli później do opowiadać innym. To się cholernie ceniło. - Żyjesz? – spytał po chwili, jakby sobie przypomniał o tym, że Aria mogła być przecież w szoku. Krukoni raczej nie byli przyzwyczajeni do walki na śmierć i życie. Chyba, że książki mordowały ich we śnie i dlatego tak okropnie wyglądali przed egzaminami. Chociaż, nikt mu nie wmówi, że książki nie gryzą – kiedyś sam został pokiereszowany przez Potworną Księgę Potworów. Wystarczyło mu wrażeń z książkami na kilka miesięcy. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Sob 15 Sie 2015, 21:34 | |
| Drogę powrotną przez Zakazany Las, którą powinno się raczej nazwać ucieczką, pamiętała jak przez mgłę. Biegła przed siebie, trzymając Adama za zdrową rękę, choć ciężko było stwierdzić kto kogo ciągnął za sobą. Nogi same prowadziły do celu, lecz tym razem Hogwart również nie wydawał jej się bezpiecznym miejscem. Wciąż przed oczami majaczyła jej niewyraźna sylwetka poltergeista, która chyba jeszcze długo będzie ją nawiedziała w koszmarach. Zamyślona, nie odezwała się ani słowem, nie zdążyła nawet zaprotestować. Chciała już tylko schować się w dormitorium i nigdy więcej nie wyściubiać nosa spod koca. Dopiero głos Poppy Pomfrey ocucił Arię, która zdawała się być w jeszcze większym szoku, niż chwilę temu na polanie. Nim zdążyła się wycofać, albo przynajmniej zaprotestować, było już za późno. Miała Morganowi za złe, że ją tu zaciągnął, ale powstrzymała się od komentarzy. W zasadzie to nie była nawet pewna, czy faktycznie tak było. Prawdopodobnie po prostu kurczowo się go trzymała, idąc na ślepo. Słowa pani Pomfrey odbijały się gdzieś echem w głowie Arii, która myślami wciąż była nieobecna. Uparcie milczała, wbijając wzrok w bliżej neokreślony punkt. Zacisnęła powieki dopiero wtedy, gdy pielęgniarka zaczęła zajmować się jej twarzą. Ignorowała ból i nieprzyjemne pieczenie. Poniekąd zasłużyła sobie na to wszystko, za głupotę trzeba płacić. Mogli spotkać się w innym miejscu, albo przynajmniej zostawić huśtawkę w świętym spokoju. Aria na ułamek sekundy zerknęła w stronę Adama, po czym po prostu spuściła głowę. Jak to wszystko wytłumaczy Porunn? Albo Ingrid... Chyba by ją wyśmiała, gdyby dowiedziała się prawdy. Stchórzyła i uciekła, jak jakiś dzieciak... W dodatku dała sobie pokaleczyć twarz. Westchnęła cicho, podnosząc ponownie głowę na panią Pomfrey. Zamiast sprzeciwać się jej decyzji, tylko podziękowała za pomoc. Nie mogła w takim stanie pokazać się ludziom... Wolałaby dać sobie połamać obie ręce i przeczekać z dala od świata, aż wszystko się zagoi. Zgodnie z poleceniem pielęgniarki, Aria przebrała się, składając pośpieznie własne ubrania, które przez spotkanie z ziemią nie wyglądały najczyściej. Nie marudziła, gdy jej twarz po raz kolejny została czymś posmarowana, po wszystkim kładąc się na łóżko. Po zgaszeniu świateł na krótką chwilę zapadła całkowita cisza. Krukonka czuła na sobie wzrok Adama, choć swoje oczy uparcie wbijała w sufit. Już myślała, że będzie mogła przeczekać w tej pozycji całą wieczność, gdy nagle chłopak się odezwał. - Żyję - mruknęła w końcu, niezbyt głośno. Również nie chciała, by ktoś się dowiedział o tym, co im się wydarzyło, ale prędko zdała sobie sprawę z tego, że było to niemożliwe. Zapewne zaraz wpadnie tu opiekun i wlepi im szlaban. Będzie to dla niej już drugi, w tak krótkim czasie... Mama nie byłaby z niej dumna. Jakie szczęście, że zapomniała o istnieniu córki i nie dawała znaku życia. Fimmelówna mocno przygryzła wargę, by nie krzyknąć. - Musimy ustalić wspólną wersję wydarzeń - powiedziała, unosząc się na łokciach. Rozejrzała się, jakby się bała, że zaraz wypatrzy kogoś w ciemnościach. - Nikt nie może się dowiedzieć o czym rozmawialiśmy - dopiero teraz na niego spojrzała, powoli się podnosząc. Usiadła na łóżku, próbując palcami rozczesać poczochrane włosy. - Tylko, żeby było wiarygodnie - dodała cicho, układając w głowie przeróżne scenariusze, które jednak nie chciały się ze sobą połączyć. Wypuściła głośno powietrze z płuc, odrzucając ciemne kosmyki znów na plecy. Nie potrafiła się skupić, a najchętniej by stąd wybiegła, nie odwracając się za siebie. |
| | | Hallvard Olav Fimmel
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Sob 15 Sie 2015, 22:10 | |
| Stuk. Stuk. Stuk. Rozlegało się po korytarzu pierwszego piętra. Wbrew pozorom nie było to stukanie pirackiej nogi, a jedynie laski którą ze względu na ostatnie okoliczności, musiał podpierać swój chód stary Fimmel. Stuk. Stuk. Stuk. Towarzyszyło jego wędrówce już od momentu w którym tylko dostał wiadomość o pewnej uroczej damie, zwiedzającej aktualnie skrzydło szpitalne. W końcu... może i nie był najlepszym ojcem, może i czasem za bardzo otulał Arię płaszczem obojętności, jednakże w momencie w którym członkowie jego rodziny lądują w skrzydle szpitalnym...cóż, martwił się - zdecydowanie wolałby, żeby jego córka pozostała w jednym kawałku, a wszyscy którzy ośmielili się doprowadzić do uszczerbku na krwi z jego krwi, w jego mniemaniu powinni zawisnąć. Stuk. Stuk. Stuk. Przerywało ponure i wypełnione rządzą mordu myśli - ta cholerna noga. Pieruńsko uciążliwy kawałek jego ciała - tak aktualnie wyrażał się o jednej z podpór swej osoby. Przez tak irytujące uszkodzenia swojego ciała, czuł się jakby jeden z jego smoków go pożarł, przeżuł i na koniec wypluł. Do skrzydła wszedł bez pukania - nie zamierzał się awanturować, ale nie miał ochoty też błagać o pozwolenie na wejście. Był nie tylko...hmm...zatroskanym rodzicem, ale też nauczycielem od niedawna - to chyba dawało mu pewne prawa, prawda? Rozejrzał się wilczym wzrokiem zauważając swoją córeczkę w stanie niezbyt mu odpowiadającym i tego wyrostka którego z nią znaleziono. Niestety nie udało mu się po drodze zorientować cóż to za śmiałek uczestniczył w sytuacji...dość mglistej sytuacji, o której nic nie wiadomo...tak czy siak, w sytuacji która doprowadziła Arię do takiego stanu. Dlatego też rozpoczął swoją wypowiedź łagodnym, acz burkliwym głosem: - Gryfonie, jakkolwiek byś się nie nazywał. Za stawianie koleżanki z innego domu w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia, nakładam na Ciebie karę chłos...tygodniowego szlabanu. Dodatkowo Gryffindor traci dwadzieścia punktów. Jeśli zaczniesz dyskusje, będzie pięćdziesiąt, więc przemyśl następne słowa które wypowiesz. - pierwszy dzień...nawet nie dzień. Ledwo tu przybył, ledwo zdążył się rozpakować, a już miał pewność że wszyscy zorientują się, że pan Fimmel w tańcu się nie pierdzieli. I tak będzie lepiej dla nich, w końcu próba traktowania Hallvarda bez szacunku zwykle kończy się nieciekawie. Może i nie zamierzał odsyłać uczniów do Valhalli (na pewno nie pod czujnym okiem Dumbledore'a), jednakże zapewne żaden z nich nie byłby usatysfakcjonowany groźbą czyszczenia smoczego łajna własną szczoteczką do zębów, stąd też lepiej by było gdyby wszyscy w porę się zorientowali że w kontaktach z tym profesorem, muszą uważać. Dopiero po wlepieniu nie do końca sprawiedliwej kary, zwrócił się w stronę Arii i podkuśtykał do niej. Pomimo jego nieciekawej kondycji, jego postawa wciąż była wyprostowana i dumna - w końcu nie mógł sobie pozwolić na garbienie pleców, niezależnie od tego jak źle by się nie czuł. Trzeba twardo spać. Prawdopodobnie dobry rodzic, od razu roztrzęsionym głosem zacząłbym użalać się nad swą pociechą i biadolić nad jej ciężkim losem. Prawdopodobnie dlatego, Hallvard nigdy nie zostanie rodzicem miesiąca. Westchnął ciężko. - Zazwyczaj to Porunn pakuje się w irracjonalnie niebezpieczne sytuacje. Co się wydarzyło? - spytał cicho, jednakże wystarczająco twardym tonem by Aria miała świadomość że nie przyszedł tu pożartować i nie wyjdzie bez odpowiedzi która go zadowoli. |
| | | Adam Morgan
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Nie 16 Sie 2015, 23:57 | |
| Adam nie znał dziewczyny od tej strony. No dobrze, z żadnej strony jej nie znał, ale to co o niej słyszał, to raczej nie należała do tych jednostek, które wymyślały wszelkiego rodzaju konspiracje, mające na celu oszukanie innych. W sumie, gdyby nie był Gryfonem, który wierzył w miłość i sprawiedliwość, to może też myślałby trochę bardziej strategicznie, niż rzucać się w ogień, jak chory na umyśle samobójca. Zastanowił się więc, co mogło mieć jakieś dobre wytłumaczenie ich obecnego stanu, który oceniało się na stan bardzo zły. I on śmiał się nazywać Gryfonem z krwi i kości? Przecież jeszcze chwila to nie miałby ani kości, ani krwi, bo raz; wykrwawiłby się na śmierć, a dwa; szalone drzewo pogruchotałoby mu nie tylko rękę, ale cały szkielet. I UCIEKŁ. On uciekł z miejsca zdarzenia, zanim stanąć do walki na śmierć i życie. Hańba, wstyd. Nie wiedział, czy jeszcze kiedykolwiek będzie w stanie spojrzeć w lustro i nie przekląć samego odbicia tej zakazanej mordy. - Dobra, to będzie tak... – zaczął, mając nadzieję, że na szybko coś mu wpadnie do głowy podczas mówienia. Czyli taktyka, sprawdzająca się na zajęciach z Historii Magii i Wróżbiarstwa; mówić co ślina na język przyniesie i może przypadkiem uda mu się wyjść cało z opresji z podniesioną w dodatku głową. – Poszliśmy e… na spacer. Razem, bo czemu nie? Było po kolacji, więc tak naprawdę jeszcze przepisowo chodziliśmy po błoniach. A potem usłyszeliśmy e… jakieś wołanie o pomoc. Pobiegliśmy, jak się okazało, w stronę Wierzby Bijącej i dostaliśmy manto. A ten, kto wołał o pomoc, była wielka kałamarnica, żyjąca na dnie jeziora – powiedział, wyszczerzając do niej szeroko zęby, jakby właśnie wygrał milion galeonów. To się nazywał dryg i wyobraźnia. Powinien pisać książki, albo uzupełniać kartoteki Filcha, bo to też sam stek bzdur, w który większość wierzyła, jeśli się napisało na okładce „Opowieść bazowana na prawdziwych faktach”. Nie zdążył jednak usłyszeć zdania swojej koleżanki i towarzyszki niedoli oraz męczeństwa. Do sali bowiem wkroczył mężczyzna kulejący na jedną nogę. Stukot jego laski niemalże wżynał się w uszy chłopaka, ale nie pokazał po sobie tego nawet przez ułamek sekundy. Musiał być twardy, bo przecież był uczniem Gryffindoru. Noż cholera, ale jak to mógł robić, skoro spojrzenie tego człowieka zabijało, przygniatało, a on miał niemalże wrażenie, że znów łamią mu się wszystkie kości. Kim on był? Skąd przybył? I dlaczego wyglądał jak rodowy wiking, który dopiero co wysiadł ze swojego statku po długich harcach na morzu? Nie, nieważne. I wtedy Adam zarobił minus dwadzieścia punktów dla swojego domu. Pięknie. Chociaż no dobrze, należało mu się, ale jego kuzyn, Cu nie byłby z tego powodu nawet trochę zadowolony. Przez jego głupotę ucierpieli Gryfoni. Będzie musiał za karę sprzątać Pokój Wspólny, jeśli dobrze pójdzie, przez tydzień. - Zgadzam się na pański wyrok – powiedział, nie mając pojęcia, że o to przed nim stał mężczyzna, który zapamiętał sobie jego twarz… i przez to nie będzie mógł opuszczać jego zajęć. Miał tylko nadzieję, że był w zastępstwie za kogoś tam, a nie na stałe. Cholerny dyrektor, czy on naprawdę musiał zatrudniać ludzi, na których samo wspomnienie miało się mokro w gaciach ze strachu? |
| | | Gość
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Czw 20 Sie 2015, 22:05 | |
| Weszła do Skrzydła Szpitalnego, pod lewą pachą niosła opasłą księgę rozprawiającą na temat wszystkich magicznych trucizn oraz antidotów, a w prawej dłoni trzymała niewielką fiolkę z tajemniczym płynem o błękitnej barwie, którą unosiła w górę do światła, lekko potrząsając i obserwując mieszającą się zawartość z uwagą. Naturalnie widać było, że jest członkiem personelu medycznego, albowiem miała biały, lekarski fartuch skrywający pod spodem śliwkową, dopasowaną sukienkę. No cóż, nie była w całym umundurowaniu jak pani Pomfrey, bo i nie czuła takiej potrzeby, ale za to na nosie miała okulary w czarnej "geek'owej" oprawie, których szkła były magicznie zmodyfikowane, by mogła dostrzec najmniejsze drobinki danej substancji, coś jak magiczny mikroskop w pigułce...w okularach w tym wypadku. Nie miała bynajmniej wady wzroku, okulary służyły jedynie do celów naukowych. Zobaczywszy zgromadzenie, składające się z dwójki poszkodowanych uczniów i dorosłego mężczyzny, najwyraźniej członka kadry Hogwartu, skinęła do nich głową. Jeszcze wszystkich pracowników nie miała okazji poznać, była tu dosyć krótko i raczej z reguły obracała się jedynie w towarzystwie pani Pomfrey no i poszkodowanych uczniów. Nie musiała zajmować się obecnymi tu pacjentami, gdyż to zdążyła już zrobić jej mentorka, którą również przywitała skinieniem, a następnie udała się na zaplecze, gdzie miała swój kącik z biurkiem i mini laboratorium do badań substancji i warzenia leczniczych mikstur. - Hmmm...a gdyby tak dziurawiec...hmm ale na rozedmę płuc to...nie...może korzonki i...mogłabym spróbować z tamtym - mruczała do siebie pod nosem, patrząc w książkę i oglądając stojące na półce składniki do eliksirów leczniczych - Przydałoby się uzupełnić nieco zasoby - stwierdziła, lustrując które ze składników i mikstur są na wykończeniu. Ostatnie dni nie były może tak zabiegane jak zazwyczaj, ale i tak musiała przyznać, że "ruch" pacjentów w Hogwarcie wcale jest niewiele gorszy od tego, co miała okazję zobaczyć na krótkich wizytacjach u Św. Munga, na ostatnim roku studiów. W tym momencie, staż w szkole magii dzielił ją od uzyskania pełnego prawa do wykonywania zawodu, więc traktowała ów stanowisko bardzo poważnie, nawet, jeśli niekoniecznie przekonująco to okazywała.
//Wybaczcie mi najmocniej za niespodziewane wparowanie do tematu, chciałam tu jedynie zostawić swoją postać na tzw. "później", więc nie będę absolutnie wam kolejki/akcji zakłócać, grzecznie siedząc na zapleczu i nie wadząc, nie pisząc więcej postów w rozgrywce, jeśli jest to niepożądane. Więc możecie śmiało potraktować jej przybycie przelotnie/zignorować, według uznania!//
Ostatnio zmieniony przez Raven Moroi dnia Pią 21 Sie 2015, 22:16, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne Czw 20 Sie 2015, 23:57 | |
| Oszalał. Musiał oszaleć, w innym wypadku przecież nie wpadłby na taki kiepski pomysł. Może w trakcie ucieczki upadł na głowę, a ona tego nie zauważyła? Albo pani Pomfrey potraktowała go jakimś dziwnym eliksirem? Wspólny spacer był najgorszym scenariuszem w historii najgorszych scenariuszy. Szczególnie, że plotki w Hogwarcie rozchodzą się jak świeże bułeczki, a ona wciąż miała przed oczyma pobitego Dwayne'a. Adam wylądowałby w najlepszym wypadku w Mungu, a w najgorszym miałby okazję wąchać kwiatki, ale od tej mniej pachnącej strony. Gdy w swej opowieści dotarł do momentu pojawienia się kałamarnicy, uznała, że wszystko było jedynie głupim żartem. Nim jednak zdążyła chwycić za poduszkę, by rzucić śmiercionośnym narzędziem w Gryfona, drzwi przekroczyła wysoka postać. Aria nie spodziewała się w tak szybkim czasie zobaczyć ojca. Gdyby nie pokaleczona twarz, zapewne potarłaby oczy, chcąc się upewnić, że nie śni. Patrzyła na niego z niedowierzaniem, jakby właśnie zobaczyła ducha. Dlaczego odejmował punkty? Nic z tego nie rozumiała... Czyżby coś jej umknęło? Ojciec utykał, a więc jednak słowa Porunn co do jego stanu zdrowia były prawdziwe. Aria zacisnęła usta, przekręcając głowę lekko w bok. Nie chciała go widzieć, a tym bardziej z nim rozmawiać. Nie po tym, co stało się Porunn. Obwiniała go za ten incydent, w końcu to on był starszy i odpowiedzialny, z własnej woli naraził córkę na niebezpieczeństwo. Przecież mogła nawet zginąć! - Co... Co ty tutaj robisz? - spytała niemalże oskarżycielsko, jakby nie miał prawa znajdować się w tym miejscu. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że być może postarał się o posadę nauczyciela... Na usta cisnęło się tylko jedno - dlaczego nagle interesujesz się tym, co się ze mną dzieje? Słowa jednak nie wypłynęły. Aria zacisnęła dłonie w pięści. Tylko obecność Adama powstrzymywała ją od tego, by wybuchnąć, choć była w takim stanie, że za kilka sekund wszystko mogło się zmienić. Przestraszona, przepełniona żalem i złością. Nim doczekała się odpowiedzi, czy jakiegokolwiek wybuchu gniewu, do skrzydła szpitalnego zawitała kolejna osoba. Aria przyglądała się mijającej ich kobiecie, odwracając nawet głowę, gdy ta przechodziła obok. Pośpiesznie próbowała dopasować twarz do jakiegokolwiek nazwiska, ale jej pamięć zawiodła. A może to był ktoś nowy? Nie przebywała zbyt często w tym miejscu, więc wiele rzeczy jej umykało. Trochę zbyt szybko zerwała się na równe nogi, bo na krótką chwilę przed oczami zatańczyły czarne plamki. Zamrugała kilka razy, w ostatniej chwili zmieniając zdanie i ponownie siadając na łóżku. Niech się dzieje, co chce... Byleby ojciec przestał wypytywać o powód jej koszmarnego stanu i dał jej czas do namysłu. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Skrzydło Szpitalne | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |