|
| Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Blake Blackwood
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Czw 11 Lut 2016, 08:42 | |
| - Jeszcze Druzgotki - powiedziała zaraz po tym, jak nowoprzybyła krukonka zakończyła wymienianie swoich stworzeń. Była zdziwiona, że nikt do tej pory nie wymienił tego zwierzęcia, a zamiast tego wszyscy szli po najmniejszej linii oporu i wyskakiwali z trytonami, czy tam syrenami. Oczywiście, że i jej to przyszło do głowy jako pierwsze, ale nawet gdyby chciała i tak nie zdążyłaby się odezwać, przy tych wszystkich podniesionych głosach Van Vuurena, oraz całej zgrai krukonów, którzy uraczyli lekcję swoją obecnością. Blake starała się nie zerkać kątem oka na Enzo, który do tej pory jeszcze się nie odezwał. Prawie jej się to udawało, jednak jeśli chodziło o Włocha to jakoś wszelkie starania przynosiły marny skutek. Posłała nieśmiały uśmiech Wernerowi, by zająć myśli czymś innym. Czuła się nieswojo jako jedyna puchonka w tym całym towarzystwie, zastanawiając się, czy Riaan ma podobnie. Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami została kompletnie zdominowana przez dom kruka i dziewczyna zaczynała powoli żałować, że postanowiła ruszyć pośladki z kanapy, by przytargać je na brzeg jeziora, w ten zimny i nieprzyjemny dzień tylko po to, by przeżywać katusze przez bliską obecność Romulusa. - I hipokampus - dodała po namyśle. |
| | | Timothy Lowther
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Czw 11 Lut 2016, 12:16 | |
| Powoli schodzący się uczniowie wymusili na Lowtherze odrobinę entuzjazmu. Jego wykrzesanie nie było wcale tak łatwe, jak mogłoby się wydawać, mimo wszystko jednak w przypadku Sophie czy Bena leniwy uśmiech, jaki odmalował się na licu Tima nie był nawet szczególnie naciąganym. Dwójka Krukonów zdołała już zapracować na faktyczną sympatię Brytyjczyka - w przypadku młodego Wattsa ocierało się to już o faktyczną, silną, wybuchową męską przyjaźń - stąd ich widok nawet teraz chłopaka po prostu cieszył. Czego nie można było powiedzieć o pannie Whisper. Z Wandą problem był jeden zasadniczy - budziła w Timothym uczucia co najmniej ambiwalentne. Jak przedtem Krukon nie zastanawiał się nawet nad tym, czy chce ją widywać - bo chciał - tak teraz zaczynał mieć wątpliwości. Z jednej strony na pannie prefekt zależało mu nie mniej niż dotychczas, z drugiej jednak chyba po prostu potrzebował chwili oddechu. To byłoby jednak nienaturalne. Plotkarskie środowisko szkolne szybko wyłapałoby, że między dwójkę papużek nierozłączek - umówmy się, właśnie kimś takim byli - wkradł się dziwny dystans, a od takiego spostrzeżenia tylko krok dzielił dalsze, mniej lub bardziej zasadne domysły. Domysły, które ani jemu, ani tym bardziej Wandzie nie były potrzebne. Gdy więc panna Whipser pojawiła się na horyzoncie, Timothy uśmiechnął się jak zwykle - niezbyt szeroko, ale też w całym swym aktorskim talencie niezbyt wymuszenie - i śledził Krukonkę aż do chwili, gdy stanęła u jego boku. To nie było zaskakujące, ani trochę. W końcu musieli trochę poudawać... No, a Wanda przy tym doskonale się chyba bawiła. - A dziękuję, całkiem nieźle - odpowiedział więc beztrosko na pytanie. Chowając dłonie w kieszeniach płaszcza zlustrował przyjaciółkę uważnym spojrzeniem i odetchnął cicho. - Jak rozumiem, u ciebie również nie najgorzej? - Na Merlina, jakie to było sztuczne. Całe szczęście, że sprawę z tego zdawali sobie tylko oni... I ewentualnie Ben, bo w końcu znał Tima nie gorzej niż Wanda. W tym miejscu być może - nie, na pewno - kontynuowałby jakoś tę kurtuazyjną rozmowę, gdyby nie początek zajęć. A wiecie, sympatia sympatią, ale Lowther do ONMSu się przykładał. Choć więc nie miał zamiaru - zresztą, nawet gdyby miał, to by nie zdążył - wyrywać się z odpowiedziami teoretycznymi, nie znaczyło to, że ma zamiar plotkować za nauczycielskimi plecami. Szczególnie, że ostatecznie do wypowiedzi innych uczniów wciąż mógł jeszcze dorzucić coś od siebie. - Timothy Lowther, Ravenclaw - przedstawił się więc, następnie przechodząc do rzeczy. - Wodne są także gumochłony i jeżanki. Można też wspomnieć błotoryja. To wprawdzie nie jest stworzenie typowo wodne, tym niemniej środowisko moczarów jest granicznym jeśli chodzi o zalewowe a stałego lądu. |
| | | Tanesha Hanyasha
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Czw 11 Lut 2016, 16:14 | |
| Może jednak nie będzie tak źle. Stojąc w gronie, które najwyraźniej znało się między sobą, zauważyła znajomą Puchonkę, która też najwyraźniej zmierzała na lekcję. Hanyasha pomachała jej, wątpiąc by przez warstwy wełnianego szalika było widać jej uśmiech. Na tym znajome twarze niemalże się skończyły. Dopóki na arenę śmiałków, nie wkroczył spóźniony Lucas Shaw, którego kojarzyła jako partnera Resy. Z balu, rzecz jasna. Uśmiechnęła się lekko, widząc jak w zadyszce recytuje przed Kenneth'em. Odczekała aż wszyscy nadgorliwcy wyrwą się do odpowiedzi, co trwało dłuższą chwilę... Ślizgonce zrobiło się trochę nieswojo, bo wyglądało na to, że w zasadzie wszyscy mają o tym przedmiocie jakieś pojęcie i nie przyszli tutaj bo grozi im nędzny stopień na egzaminie. Tanesha wyswobodziła się nieco ze swojego zielono-srebrnego szala, którego krańce dyndały aż do pół uda (ręczna robota!) i stwierdziła, że chyba może już się odezwać, nie wchodząc nikomu w paradę: - Tanesha Hanyasha ze Slytherinu - przedstawiła się, starając by głos był dostatecznie donośny z pod warstw odzienia - Nie powtarzając po kolegach, dorzucę do puli węża morskiego... i zwodnika, jeśli brzegi i bagniska też się liczą. - dodała po chwili namysłu. Z OPCM była całkiem niezła, więc chyba rozsądnie było się ratować wiedzą z innego przedmiotu. Na razie nikt nie musi wiedzieć, że nie przyszła tu powiększać grono kujonów. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Czw 11 Lut 2016, 16:45 | |
| Lekcja jak to lekcja, odbywała się w jednym z ciekawszych miejsc, bo przy jeziorze - przypomniały się jej jakby odległe lekcje prowadzone przez Wilsona i Halla, którzy rzucając czar na uczniów sprawili, że i ona czuła się jakby była w jeziorze. Jakby tonęła, a jej płuca zalewała nowa fala wody, duszącej i gryzącej. Czy dzisiaj również będą mieli sposobność złapania oddechu ponad taflą, w której odbijały się ulotne promienie? Czas pokaże, a raczej ktoś spowinowacony z Benem, na którego spojrzała badawczo, gdy tylko usłyszała nazwisko ich nowego nauczyciela. Jej mina mówiła sama za siebie znasz tego gościa? Potem jednak swoją uwagę skupiła na Riaanie, który odznaczał się nie tylko wiekiem ale i odcieniem gryfońskiego szalika, jeżeli takowy posiadał. Momentami czuła się za niego odpowiedzialna - albo inaczej, czuła się jak jego starsza siostra, dlatego zakłuła ją informacja, plotka mówiąca o zaręczynach z jedną ze ślizgońskich panien Yaxley. Lekcja ONMS to jednak nie odpowiedni czas na zadawanie niewygodnych pytań. Wylądowała więc przy swojej papużce obdarzając ją najpierw pięknym, stonowanym uśmiechem, na który ten odpowiedział jak zwykle. Niepisana umowa mówiąca o tym, że niezależnie od tego co by się działo między nimi zobowiązywała ich do odgrywania drobnych roli, takich jak ta kiedy oboje udawali, że wszystko jest w porządku. Głos w głowie Wandy przecież jasno mówił, że jest - bo co niby takiego ostatnim czasem się stało? Spędzili ze sobą wieczór balowy, to wszystko. Bez zbędnych pytań, bez rozmów tyczących ich relacji - tak przecież było wygodniej, o czym sama się przekonała. - Nie najgorzej. Otóż to. Byłoby jednak miło gdyby i Twoja mina mówiła jasno, że i u Ciebie wszystko jest w porządku. - Oczywiście nie mogła sobie odmówić drobnej złośliwości, która zatańczyła w jej ciepłych tęczówkach, kiedy na niego spoglądała pochylając się odrobinę w jego stronę. Być może tańczyła z ogniem, może robiła coś wbrew sobie, a może zwyczajnie działała mu na nerwy? Uśmiechnęła się kącikiem ust, dostrzegając również Shawa i Wernera, który jak jeden mąż wpadli na zajęcia - mawiało się wciąż, że spóźnienia były modne, a więc i oni postanowili stać się odrobinę bardziej classy. Zapewne wysłuchała odpowiedzi wszystkich uczniów, a kiedy przyszła i na nią kolej zmarszczyła dosyć zabawnie nos chowając go zaraz w połach miękkiego szala po czym uniosła spojrzenie na nauczyciela, jakby doznała olśnienia. - Wanda Whisper, Ravenclaw. - Ale tego tłumaczyć nie musiała, bo barwy na jej odzieniu jednoznacznie informowały o przynależności domowej. - Możemy wspomnieć jeszcze o ciamarnicach, kelpiach i plumpkach. - Wyrzuciła z siebie okazy, które kojarzyła, nie zwracając uwagi czy się powtarzały w wypowiedziach uczniów czy też nie. Stojąc obok Lowthera niejednokrotnie chciała go w jakiś sposób zaczepić - może przeprosić za swoje zachowanie? Zwrócić na siebie jego uwagę? Wciąż szukała jego spojrzenia, odpowiedzi na niezadane pytania w jego tęczówkach, zapewne tylko połowicznie skupiając się na lekcji.
|
| | | Michael Bonner
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Czw 11 Lut 2016, 17:01 | |
| / Przepraszam za spóźnienie. Mam nadzieję, że mogę się jeszcze wbić na lekcję.
Siedział właśnie w dormitorium, rozmyślając nad tym, że bardzo dawno nie widział się z Tanją; oczywiście poza kilkoma spotkaniami na zajęciach, podczas których nie mieli nawet okazji ze sobą porozmawiać. Albo panna Everett znikała mu szybko z zasięgu wzroku albo on przypominał sobie o tym, że musi zjawić się u kogoś na zajęciach lub po to, by odrobić szlaban... chwila, chwila... czy właśnie teraz nie miała odbywać się dodatkowa lekcja z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami? Cholera! Michael wstał z fotela, jakby rażony prądem, po czym szybko złapał swoją torbę i czmychnął z dormitorium, by udać się na miejsce spotkania. Nerwowo spoglądał nieraz na zegarek, mimo że i tak był pewien, że spóźni się na zajęcia. Biegł ile sił w nogach, by wreszcie znaleźć się nad jeziorem wśród gromadki innych uczniów. Zdążył idealnie w momencie, w którym nauczyciel przedstawiał się i wyjaśniał na czym będzie polegała pierwsza jego lekcja w Hogwarcie. - Bardzo przepraszam za spóźnienie, panie psorze! - Wydusił z siebie, skracając słowo "profesor", a przynajmniej taki skrót zdało się usłyszeć pośród jego przerywanego dyszeniem bełkotu. Chłopak nadal wyglądał jak burak, bo mimo że był wysportowany, do jego biegu na zajęcia dołączył dodatkowo stres, który w znacznym stopniu wpłynął na jego stan wyczerpania fizycznego. W każdym razie Michael miał nadzieję, że świeży członek grona pedagogicznego przymknie oko na to, że jeden z uczniów przybył parę minut później. Na razie Ślizgon nie miał o nim jeszcze wyrobionego zdania, co nie powinno dziwić. Wydawało mu się jednak, że bardzo profesjonalnie podchodzi do kwestii prowadzonych zajęć, co w jego przypadku było błogosławieństwem - nie oszukujmy się, Bonner w dziedzinie opieki nad magicznymi stworzeniami nigdy orłem nie był; wręcz przeciwnie. Dlatego zresztą, kiedy usłyszał pierwsze polecenie nauczyciela, westchnął ciężko. - Michael Bonner, Slytherin, VI klasa. - Przedstawił się krótko, starając się uniknąć wymieniania stworzeń żyjących w jeziorze, a co za tym idzie, spojrzenia pana Wattsa. Mimo wszystko, chwila milczenia w jego wykonaniu utwierdziła go w przekonaniu, że chyba tak łatwo nie wymiga się od zadania, dlatego gorączkowo próbował wyszukać w głowie, jakiekolwiek skojarzenia z wodnymi, magicznymi istotami. - Syrena? - Palnął w końcu, po dłuższej chwili zastanowienia, ale widać było, że zupełnie nie jest pewien tego, co mówi i że jego wiedza na temat tego przedmiotu jest bliska, jeśli nie równa zeru... - I tryton. Tak, na pewno tryton. - Dodał zaraz z racji tego, że stał najbliżej Lucasa Shawa, który właśnie o trytonach wspomniał. Co prawda chłopak z Domu Kruka rzucił jeszcze nazwę innego magicznego stworzenia, ale Mickey nigdy nawet o nim nie słyszał, więc wolał nie rzucać się z motyką na słońce, bo jeszcze by przekręcił jego nazwę i zrobił z siebie już kompletnego idiotę. Rzecz jasna, nie zdawał sobie przy tym sprawy z tego, że w gruncie rzeczy wymienione przez niego syrena i tryton to jedno i to samo, ale tę kwestię pomińmy, żeby nie gnębić bardziej już i tak podenerwowanego reprezentanta Slytherinu.
|
| | | Barty Crouch Jr.
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Czw 11 Lut 2016, 18:19 | |
| Nagły wysyp uczuć jaki pokazał rosły blondyn w stosunku do nauczyciela, z którym musiał być spokrewniony, czy też mieć bardziej zażyłe relacje, sprawił, że na jego twarzy wykwitnął dość złośliwy uśmieszek. Czyli takie ma się chody u nauczycieli, w prawdzie gdyby Barty był myślami bliżej rzeczywistości zorientowałby się niemal natychmiast co też oznaczają dwa takie same nazwiska. Jednak jego głowę zaprzątały myśli o świętach, które zbliżały się w zastraszająco szybkim tempie, a był to czas szczególnie niepożądany ze strony Juniora, nie chciał znów jechać do tego zimnego domu. W prawdzie myślał nad najprostszym rozwiązaniem jakim byłoby pozostanie w Hogwarcie, ale przecież będąc poza murami szkoły mógł dokształcić się w kierunkach, które były niedozwolone w regulaminie. To była idealna pora, żeby w końcu trochę się wykazać i polepszyć swój zakres z Czarnej Magii! - Bartemiusz Crauch Junior, klasa i dom ten sam co kolega przedstawiający się przede mną. - stwierdził z pewnym zadufaniem podnosząc głowę, na tyle by wystawała zza dość wysokiego kołnierza. Naturalnie w ten sposób chłopak próbował zrobić sobie jakąś osłonę zamiast szala, o którym kompletnie zapomniał. - I wydaje mi się, że reszta wymieniła wystarczająco dużo przykładów, nie chciałbym się bezsensownie powtarzać. - z lekkim uśmiechem, wybrnął z sytuacji, starając się zbytnio nie wpaść ze swoim brakiem wiedzy, choć naturalnie znał przykłady takich zwierząt, za cholerę nie potrafił ich rozróżnić. Wiadomo jakiś tam tryton, a plumpka, były proste do rozróżnienia, ale reszta wydawała się być jedynie obrazem nędzy i rozpaczy. Wzrokiem nawet nie zatrzymał się na nikim znajomym, choć przy Wernerze i Michaelu lekko skinął głową. Po chwili znów chowając usta i nos za kołnierzem, który w małym stopniu osłaniał go przed mroźnym wiatrem. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Czw 11 Lut 2016, 21:02 | |
| Nie zdążyła na zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami. Wiedziała, że o czymś zapomniała, jednak wizja, że to jej ojciec miał to prowadzić była ostatnimi czasy bardzo… nieatrakcyjna. Okazało się jednak, że nauczycielem był niejaki Watts. Czyżby to ten wuj Bena, którego kiedyś tam obraziła? Zabawnie. Miała wrażenie, że świat był naprawdę mały i każdy się z każdym znał. To było na swój sposób przerażające. Ale! W końcu znalazła się nad jeziorem, co było jednoznaczne z tym, że tematem zajęć były stworzenia wodne. W głowie szybko pomyślała o różnych gatunkach, wymieniając pod nosem syreny, trytony, kappy. Nie odezwała się jednak głośno. Rozejrzała się po zgromadzonych uczniach i pierwszy rzucił się jej w oczy Ben. Przez chwilę miała delikatny odruch wymiotny, jakby ktoś kopnął ją w brzuch, po czym ruszyła w jego kierunku. - Porunn Fimmel, klasa VI. Proszę wybaczyć spóźnienie, myślałam, że będzie prowadził zajęcia ojciec - przedstawiła się, słysząc słowa nauczyciela, po czym dźgnęła Bena w bok, na chwilę zatrzymując się przy nim. Spojrzała na niego kątem oka, chowając ręce za siebie i chwilę tkwiła tak w miejscu, aby zaraz spytać: - Jak się czujesz? - nie miała pojęcia dlaczego tak się przejmowała. Przecież zasłużył sobie na takie traktowanie z jej strony! Westchnęła cicho, rozglądając się dookoła. Gdy dostrzegła jeszcze jedną osobę, miała wrażenie, że będzie musiała zbierać szczękę z podłogi. Romulus! I to stał niedaleko. Co on tutaj robił? Uniosła brwi wysoko, po czym pokręciła głową, stukając się w głowę, aby mu zakomunikować, że był skończonym idiotą, myśląc, że znajdzie się na tej lekcji miejsce dla osoby całkowicie zielonej. Czy on w ogóle wiedział, jak wyglądał psidwak, albo przynajmniej umiał wymienić jedno wodne stworzenie? - Widzę, że są tutaj też osoby, które zabłądziły - mruknęła pod nosem i krzyżując ręce na piersiach. Spojrzała znów na Wattsa i dźgnęła go ponownie w bok. - To twój wujek? Znów się rozejrzała, coraz więcej znajomych twarzy widziała, w tym Tanesha. Podniosła rękę, aby do niej pomachaćć na powitanie i uśmiechnęła się. W sumie powinna niedługo napisać sowę do Isabelle, albo ją złapać gdzieś na korytarzu... Ostatnio straciła kontakt z dwiema dziewczynami co średnio jej odpowiadało. Do Barty'ego tylko uśmiechnęła się krzywo, po czym znów zwróciła swoją uwagę na Bena. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Pią 12 Lut 2016, 01:03 | |
| Blake. Ledwie się pojawiła, a już miał ochotę odwrócić się na pięcie i odejść. Po prostu, zwyczajnie odejść na wypadek gdyby nauczyciel miał ochotę przydzielić mu ją do pracy. Nie umiał z nią współpracować. Nie umiał z nią już normalnie rozmawiać. Na sam jej widok palce zaciskały się w pięści, a umysł dawał rozkoszną wizualizację tego jakby to było odcinać pannie Blackwood dostęp do świeżego powietrza. Na ucieczkę było jednak już odrobinę za późno. Lekcja się zaczęła, a przedwczesne, niczym sensownym nieuzasadnione wyjście nie wchodziło w grę. Na szczęście pojawił się Lucas. Uścisnął dłoń przyjaciela unosząc ze zdziwieniem brwi. Naprawdę? ONMS? A nie boisko? Może to i dobrze. Jednak niedobre było to, że nie było panny Fimmel, ani nikogo kto by w jakikolwiek sposób mu pomógł. Prawda była taka, że jego wiedza o magicznych stworzonkach była wręcz ujemna. Wiedział jedynie, że jak już się jakieś ma w posiadaniu to trzeba je karmić i sprawdzać czy nie zdechło. Dlatego nie wybrał tego jako dodatkowy przedmiot. I dlatego też, że każda sklątka jaką spotkał w swoim życiu chciała go uśmiercić. Ogółem nie miał najlepszej ręki do zwierząt. To, że jego sowa żyła, latała i nie wykazywała chęci przejścia za tęczowy most było swoistym cudem, a jak wiadomo cuda nie zdarzają się codziennie. Posiadanie kota było w przypadku Włocha najczystszym absurdem. Tak samo jak jego obecność tutaj. Jego kolejka nieuchronnie się zbliżała, a wszystkie stworzenia żyjące w wodzie które znał zostały wymienione przez innych uczniów. Wszystkie oprócz jednego. Oprócz syren, druzgotek i trytonów paniczowi Romulusowi udało się jeszcze usłyszeć o... - Enzo Romulus z Ravenclawu. Wodniki Kappa - o i to by było na tyle w kwestii błyszczenia wiedzą. Znał je jedynie z podręczników do OPCMu, a ten rodzaj lektury akurat nie był mu obcy. I tak był zachwycony sobą, że jednak coś wie, że ominął go moment w którym na zajęciach pojawiła się istota dla której tu przylazł. Posłał jej szeroki uśmiech, puścił radośnie oczko podczas gdy ona pukaniem w głowę zapewne dawała mu do zrozumienia, że to nie są jego zajęcia. No i w sumie to miała rację, ale nie zamierzał jej tak łatwo tej racji przyznawać. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Pią 12 Lut 2016, 21:27 | |
| Zapowiadało się jednak dużo... Ciekawiej niż z początku sądził Ben. Choć niespodziewana, obecność w Hogwarcie członka jego rodziny, w dodatku w roli nauczyciela sprawiła, że Krukon mimowolnie nieco się spiął, gdzieś podskórnie już uznając wybitnie przykładną postawę za obowiązek. Na szczęście potrafił też posłuchać zdrowego rozsądku podpowiadającego, że Kennetha nagle nie oszuka – znał go przecież zbyt dobrze i wiedział, jak zachowywał się na co dzień oraz jakim postawom hołdował. Zanim więc zdążyła się rozpocząć, Krukon na wstępie porzucił szaradę, podobnie jak i kwaśną minę wywołaną faktem, że nie wiedział o przyjeździe wujka – pozwolił mu się uściskać, nie opierając się, przewracając tylko lekko oczami, gdy wspomniał coś o wyciąganiu nosa z książek. No właśnie. Zanim jeszcze starszy Watts na dobre rozpoczął lekcję, Ben szepnął mu krótko: - Powodzenia – po czym odsunął się gdzieś na bok, nie czując potrzeby wyrywać się z odpowiedziami na zajęciach prowadzonych przez własnego wujka. Bo choć mógłby – wystarczyło kilka sekund, by miał na końcu języka nazwy kilku wodnych stworów – lepiej, by mężczyzna oswajał się z innymi, nieznanymi sobie uczniami. Krótko uścisnął dłoń spóźnionego Shawa, z powrotem skupiając uwagę na nauczycielu – bardziej z własnej wrodzonej ciekawości, jak poradzi sobie z tłumem, bo przecież nigdy nie widział go w takiej sytuacji. No chyba, że zaliczać do tego konfrontacje z mugolską policją, kiedy młodszy Ben w trakcie wakacji przypadkiem wysadził kilka dyń, ściągając uwagę sąsiadów – no to tak, wtedy panicz Watts by kłamał. Pojawienie się Porunn Krukon skwitował krótkim, niesłyszalnym westchnieniem gdzieś w zwoje szalika i wsunięciem dłoni do kieszeni płaszcza. Ich relacja może i przybrała dziwnego, niespodziewanego obrotu potencjalnie na lepsze, ale wciąż nie do końca wiedział, jak powinien ją teraz traktować, bo zaufanie nie mogło pojawić się ot tak mimo umowy dotyczącej szczerości. - Jestem cały – odparł krótko na pytanie Ślizgonki, ściszając głos, by nie przeszkadzać odpowiadając uczniom. - I wszystko z powrotem na swoim miejscu. Mam nadzieję, że nie musiałaś iść do skrzydła po tym, jak Sam cię zostawił. Ben mimowolnie zmarszczył nieco brwi, zaciskając w pięści dłonie ukryte w kieszeniach na samo wspomnienie tego, co działo się przecież nie tak dawno w jednej z opuszczonych klas. Na dźgnięcie w bok nie zareagował w żaden sposób, uznając, że panna Fimmel sama w końcu przestanie. - Tak. Brat mojego ojca – odparł jeszcze tylko na jej pytanie, mając cichą nadzieję, że ten wywiad wojskowy zaraz się skończy. Szczerość czy nie szczerość, normalna rozmowa z Porunn wciąż była dziwna. |
| | | Kenneth Watts
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Sob 13 Lut 2016, 01:35 | |
| Powodzenia. Gdyby Ben wiedział, jaki był zamysł lekcji, zapewne życzyłby powodzenia uczniom, a nie wujowi. Kenneth z niesamowitym skupieniem słuchał odpowiedzi uczniów. Kiwał głową i uśmiechał się lekko na każdą dobrą odpowiedź. Musiał przyznać, że uczniowie doskonale się popisywali wiedzą teoretyczną. Wraz jak padały nazwy kolejnych stworzeń, Ken wyciągał różdżkę i tworzył iluzję zwierzęcia w powietrzu. Już po chwili wokół niego wirowały stworzone z dymu stworzenia. Każde z nich podpisał, aby nikt się nie pomylił. -Świetnie, każdy dom otrzyma po pięć punktów za każde wymienione stworzenie, o ile się wcześniej nie powtórzyło. Wasza wiedza jest ogromna, pytanie tylko - ile z tych stworzeń widzieliście na żywo? Opiekowaliście się nimi? Obserwowaliście, jak się zachowują? Potraficie wymienić chociaż trochę na temat ich systemu obronnego? -rzucał pytaniami, a kiedy nie usłyszał chóralnych odpowiedzi jak przy podawaniu samych nazw, pokiwał głową. Pojawiające się pojedyncze głosy skomentował kiwnięciem głowy. -I tu tkwi problem. Nikt nie pomyślał, że stworzenia nie tylko żyją na ziemi lub w niej. Mamy garstkę stworzeń powietrznych, ale i cały szereg stworzeń wodnych. Temat dzisiejszej lekcji. -rozejrzał się po uczniach i szybko podliczył skład. Musiał ich porozdzielać. -Lekcja będzie wymagała od Was pracy w grupach i będę się starał o mieszane składy. Nie dlatego, że kobiety sobie nie poradzą, ale co niektórzy panowie mogą wpaść w panikę. -wyszczerzył się wesoło do najbliżej stojącej Sophie. Zaczął chodzić między uczniami. -Prosiłbym Was, aby każdy wyjął z worka skafander i nałożył go na swoje ubranie. Nie bójcie się, są całkowicie nieprzemakalne. Nie będziecie mokrzy poza twarzą. Poza tym każdy wypije fiolkę eliksiru rozgrzewającego. Temperatura wody nie zachęca do pływania, a to nas właśnie czeka. -wyjaśnił Kenneth, który przelotnie spojrzał na Bena. -Pomógłbyś wyczarować ludziom płetwy na stopach? Wiesz, że jestem noga z transmutacji. -poprosił chrześniaka i zajął się rozdzielaniem ubrań i eliksirów. Skafandry były uniwersalne i dopasowywały się do postury każdego. Kiedy już wszyscy pozbywszy się butów nabrali rybich cech na stopach, ubrali skafandry i wypili eliksiry - w tym sam Kenneth - nauczyciel spojrzał na nich poważnym wzrokiem. -W tym jeziorze nikt nie może pływać sam. Wolałbym, abyście mnie widzieli. Połączę Was w pary. -i to mówiąc zaczął zaklęciem łączyć nogi wewnętrzne następujących osób: Porunn i Bena, Wandy, Timothy'ego i Riaana, Taneshy, Enzo i Michaela, Blake, Barty'ego i Wernera oraz Sophie i Lucasa linami, które zapewniały im dużą swobodę ruchu (parometrowe odcinki). -Na prawdę, nie macie się czego bać. W tym jeziorze jest parę stworzeń. Gdyby jednak zaatakował Was druzgotek - pamiętajcie, że ma bardzo kruche palce, które łatwo uszkodzić, a skutecznym zaklęciem na niego jest Relashio. Miejcie mnie na oku. Gdyby coś się działo, wystrzelcie czerwone iskry. Wszystkie polecenia będę wydawał pisemnie różdżką. Są jakieś pytania? W takim razie każda grupa do mnie, dostaniecie bąblogłowy. -polecił Kenneth. Każdy uczeń utrzymał przezroczystą banieczkę wokół ust i nosa, która pozwoliła oddychać. Kiedy wszyscy uczniowie dostali się do wody, Kenneth wskoczył. Z lekkością przepłynął na sam początek grupy i zatrzymał się. Świat podwodny zachwycał swoim bogactwem fauny i flory. Ken pokazał ręką, aby płynęli za nim. Zatrzymali się dopiero w okolicach środka jeziora. Wyjął różdżkę i pojawił się napis: W szuwarach na prawo żyje kolonia druzgotków, którą za chwilę obejrzymy. Najpierw jednak popłyniemy w dół do osady trytonów. Proszę o zachowanie ostrożności, ponieważ ich włócznie są ostre. Napis zalśnił, a następnie grupa udała się w dół do rzeczonej osady. Przypominała podmorskie miasto z kamienia, gdzie Kenneth po kolei pokazywał osobniki trytonów, każdemu się kłaniając. Wyglądali jak zielonoskórzy ludzie o rybich ogonach i włosach przypominających wodorosty. I rybich oczach. Kenn pokrótce napisał w wodzie, że Ci z włóczniami to wojownicy i strażnicy, że niektórzy traktują druzgotki jako zwierzęta domowe, a ta z koroną to przywódczyni. Wymienił z nią parę słów. Rozpłyńcie się teraz grupami i pooglądajcie jak wyglądają poszczególne komnaty przywódczyni oraz jej poddanych. Kiedy usłyszycie gong, spotkamy się znowu tutaj. - głosił kolejny napis.
*** Kolejny post 14.02.2016 ok 23.00 Spóźnialscy, nie możecie już wejść, niestety.
Możecie opisywać co się Wam żywnie podoba w tych domkach, bawić się włóczniami itd, tylko nie róbcie sobie krzywdy.
Czas przedłużony o 24h na specjalną prośbę graczy!
Ostatnio zmieniony przez Kenneth Watts dnia Nie 14 Lut 2016, 20:17, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Timothy Lowther
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Sob 13 Lut 2016, 22:47 | |
| Jego mina... To coś z nią było nie w porządku? W tej chwili pewnie tak, bo Timothy nie powstrzymał cichego, pełnego rezygnacji westchnienia, które odbiło się pewnie także w nieznacznym skrzywieniu. Na bogów, Whisper. Czego oczekiwała? Promiennego uśmiechu? Jedyny, na jaki mógł się w tym momencie zdobyć, to ten, którym w tej chwili ją uraczył - znikomy, chwilowy, okraszony co najwyżej odrobiną wesołości. Szczyt szczytów, biorąc pod uwagę obecną niechęć Lowthera do udawania czegokolwiek. Timothy był po prostu zmęczony, a męskiemu ego wyraźnie doskwierał fakt, że bal jak bal - minął i nic więcej się nie stało, żadnego przełomu i deklaracji, w jedną lub drugą stronę. Tym łatwiej przyszło mu więc skoncentrować się na zajęciach i... Ignorować Wandę. To jednak nie było aroganckie zlewanie towarzystwa przyjaciółki, premedytacji było w tym tyle co nic. Były po prostu rzeczy ważne i ważniejsze, a Lowther miał w głowie na tyle dobrze poukładane, by nigdy jakichkolwiek zawirowań uczuciowych nie przedłożyć ponad ambicje związane z wykształceniem się, zdobyciem odpowiedniej wiedzy. Panna prefekt mogła więc go zaczepiać, próbować złapać jego spojrzenie - Tim jednak nie poświęcał jej większej uwagi. Rzucił na nią okiem, gdy otarła się o niego ramieniem, może z raz jeszcze się uśmiechnął, ale nie próbował nawiązać większego kontaktu. To był ONMS, drodzy państwo. A ONMS to większość jego życia. Nic więc dziwnego, że gdy mogli wreszcie przystąpić do pracy, na konsternację i niepewność dał sobie tylko chwilę. W jeziorze, nie nad jeziorem. Czy to jest... mądre? By uzyskać odpowiedź, wystarczyło mu przypomnieć sobie opowieści o własnych rodzicach, te wszystkie, które przekazała mu i przekazywać miała jeszcze przez kolejne lata Annika. Nie, to nie było mądre. Ani trochę. Ale co z tego? Lowther nieszczególnie bał się o siebie. Sporo było w nim brawury i beztroskiego podejścia do ewentualnych zagrożeń. Lubił ryzykować, jeśli tylko mógł się dzięki temu dobrze bawić. Bez wahania wystąpił przed szereg jako pierwszy, by zrzuciwszy z ramion płaszcz - byłby niewygodny i znacznie utrudniałby poruszanie się pod wodą - dość sprawnie wciągnąć na siebie jeden z przygotowanych przez nauczyciela kombinezonów. Nigdy nie miał z czymś takim do czynienia, nie przeszkodziło mu to jednak w ubraniu się prędko i bez większych problemów. Pozwalając się też połączyć liną z jego grupą - Wandą i Riaanem - prędko zgłosił się też po eliksir i zaklęcie mające umożliwić mu oddychanie pod wodą, by wreszcie bez większego zastanowienia wskoczyć do wody. Tam zaś wszystko inne przestało mieć znaczenie. Po zapoznaniu się z instrukcjami Wattsa nie oglądał się za bardzo na resztę, lecz płynął tam, gdzie pozwalała mu lina. Komnata przywódczyni? Same budynki niewątpliwie były interesujące, ciekawość Timothy'ego dotyczyła jednak bardziej samych trytonów. Starając się nie być zbyt nachalnym, z fascynacją przyglądał się pół-rybim kobietom, oceniając ich grację i nietypowe, ale jednak obecne piękno. Muskał wzrokiem zarysy mięśni strażników i oceniał dzierżoną przez nich dłoń, ani przez chwilę nie ocierając się choćby o wniosek, że wszystko to jest prymitywne. Nie, Timothy był zbyt pełen szacunku dla żywych stworzeń i ich inteligencji (dla Lowthera nie było stworzeń głupich, ani jednego gatunku, który określiłby tym mianem), by jednocześnie być chamem. To wszystko, co widział, sprawiło zaś, że w oczach Brytyjczyka pojawił się dobrze znany błysk i pewnego rodzaju głód, którego on sam nigdy nikomu nie tłumaczył, nie wyjaśniał. |
| | | Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Sob 13 Lut 2016, 23:31 | |
| Punkty na samym początku lekcji? Riaanowi już zaczynał podobać się ten nowy nauczyciel i nie tylko wizja łatwej zdobyczy punktowej tworzyła te wrażenie. Facet wydawał się być po prostu miły i sądząc po tym jak potraktował Bena, wyluzowany. Zupełna odwrotność tego zasuszonego zgreda Fimmela, który potrafił się tylko znęcać nad uczniami, przy okazji czy ktoś tutaj nie wspomniał, że jest jego córką? Chłopak rozejrzał się po zebranych, ale nie zdołał przypomnieć sobie kto i jak wprowadził go na ten trop. Nie pozostało mu nic innego jak wsłuchiwać się w dalsze wyjaśnienia prowadzącego. Kiedy ten wspomniał o skafandrach i o tym, że będą nurkować w lodowatym jeziorze, Riaan wzdrygnął się w rozpaczy. Nienawidził zimna, nie znosił zimy, lepiącego się do wszystkiego śniegu. Woda w jeziorze musiała być lodowata i nawet eliksir rozgrzewający nie mógł oddalić wizji płynnego zimna napierającego na chłopaka z każdej strony. Wziąwszy swój skafander, z nietęgą miną podszedł do Wandy i Tima. Podejrzewał, że Whisperówna umie co nieco z ONMSu, w końcu była prymuską. Nie znał za to jej kolegi, mimo że skądś kojarzył jego twarz. Powoli naciągnął na siebie skafander, poczekał aż Ben wyczaruje mu płetwy i aż nauczyciel połączy ich liną. Jako drugi ze swojej grupy wszedł do wody, o dziwo nie czując jej zimna. Po kilku ostrożnych krokach przyśpieszył i podążył w ślad za innymi grupami. Nie był wybitnym pływakiem, ale nie zostawał tyle. Od czasu do czasu spoglądał na Wandę, czy aby nie potrzebuje pomocy. Dzięki bąblogłowie pierwszy raz w życiu mógł zobaczyć podwodny krajobraz, co prawda zielona woda jeziora nie sprzyjała obserwacjom, ale nawet kilka wodorostów i przepływająca gdzieś w oddali ryba robiła na nim wielkie wrażenie. Gdy dopłynęli do osady trytonów, Riaan poczuł się prawie jak u siebie w domu w Afryce. Osada i społeczność w niej mieszkająca była łudząco podobna, ludzie żyli tu prosto, bez zbytków, ale szczęśliwie. Przynajmniej tak pozornie to wyglądało, postanowił pooglądać sobie wszystko dłużej przy najbliższej okazji i ta nadarzyła się praktycznie natychmiast. Z błogosławieństwem profesora Wattsa odpłynął od reszty uczniów i dwoma silnymi machnięciami nóg wpłynął do najbliższego domku. Na progu odwrócił się i znalazł wzrokiem Wandę, kiedy tylko dziewczyna zwróciła na niego uwagę, pomachał na nią aby mu towarzyszyła. Następnie wpłynął do głównego pomieszczenia. Nie wiedział, czy Krukonka za nim podążyła, jeśli tak, ich oczom ukazał się niecodzienny widok. Budynek, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak dom, okazał się warsztatem tkackim. Przy sześciu krosnach siedziały syreny pracując nad tkaninami z nici, których Riaan nigdy wcześniej nie widział. Pół-nagie kobiety zdawały się nie zwracać uwagi na gości, skupione na swojej pracy śpiewały cicho. Nie rozumiał ani słowa podwodnej pieśni, jednak jej melodia zdawała się hipnotyzować go swoim spokojem. Nie chcąc przeszkadzać, chłopak oparł się o tylną ścianę pomieszczenia i obserwował jak nicie naciągnięte na krosno przecinają wodę tworząc niewielkie wiry. Melodia zdawała się współgrać z pracą syren. |
| | | Michael Bonner
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Nie 14 Lut 2016, 11:31 | |
| Może i nie mógł się poszczycić zbyt dużą wiedzą z opieki nad magicznymi stworzeniami, ale na pewno nie żałował, że zjawił się na dodatkowych zajęciach. Okazało się bowiem, nie umniejszając oczywiście innym nauczycielom, że profesor Watts bardzo dobrze wszystko tłumaczy. Michaelowi spodobał się jego pomysł wyczarowywania dymnych podobizn - dzięki temu nawet Bonner zapamiętał wiele magicznych, wodnych zwierzaków, a co za tym idzie, poczuł się trochę pewniej. Oczywiście domyślał się, że za swoją jakże elokwentną wypowiedź nie zdobędzie żadnych punktów dla Slytherinu, ale w zasadzie wcale się tym nie przejął. W końcu nadrabiał niedociągnięcia z opieki nad magicznymi stworzeniami na innych zajęciach, choćby transmutacji, opcm czy eliksirach. Mimo wszystko, kiedy usłyszał kolejne pytania płynące z ust nauczyciela, starał się trzymać gdzieś na uboczu, by czasem nie zostać wywołanym do odpowiedzi. Rzucił tylko Barty'yemu wymowne spojrzenie, które można było odczytać jako "szlag, nic z tego nie wiem - jak coś, próbuj mnie ratować". Mickey zdawał sobie sprawę z tego, że nie zebrali się nad jeziorem bez konkretnego powodu, ale nie spodziewał się, że już na pierwszej lekcji faktycznie zejdą pod wodę. I chociaż nie był typem, który z tego względu wpadłby w popłoch i panikę, musiał przyznać, że w jego głowie zapaliła się jednak lampka ostrzegawcza, pytanie o to "czy to na pewno bezpieczne?". Z drugiej strony profesor Watts najwyraźniej wiedział co robi, bo dobrał uczniów w pary i trójki. Bonner miał współpracować z Taneshą i Enzo i prawdę mówiąc, wierzył, że ta dwójka okaże się znacznie lepsza w zakresie znajomości zwyczajów wodnych stworzeń. Michael nie czuł się jednak wcale taki bezużyteczny - był wysportowany i miał dużo siły (w końcu był rodzonym wilkołakiem), toteż w razie jakichkolwiek problemów pod wodą, można było liczyć na jego pomoc. Co prawda początkowo nie czuł się komfortowo z powodu złączenia linami ze swoimi towarzyszami, ale wiedział, że środków bezpieczeństwa nigdy za wiele. Poza tym szybko przystosował się do nowej sytuacji, stwierdzając zresztą, że liny nie krępowały zbytnio ich ruchów, a wręcz pozostawiały bardzo szerokie pole swobody i wolności. - To co? Miłej podróży. - Rzucił krótko z uśmiechem do Enzo i Taneshy, bo nie widział potrzeby opracowywania żadnej konkretnej strategii. Komentarze o tym, żeby starali się całą trójką utrzymywać równe tempo, by nikogo nie ciągnąć za sobą (jeśli nie będzie to, rzecz jasna, konieczne) wydawały mu się zbędne, bo przecież Ślizgonka i Krukon raczej sami doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Chwilę później Bonner znalazł się już pod wodą. Dzięki zaklęciu bąblogłowego wykorzystanym przez nauczyciela, nie musiał się martwić o brak tlenu, zaś całkiem wygodny skafander i eliksir ułatwiały mu znacząco poruszanie się pod wodą. Nie spodziewał się nawet, że hogwarckie jezioro zapewni mu tyle pięknych widoków... W dodatku widać było, że pan Watts nie pływa tutaj po raz pierwszy, bo dokładnie wiedział, gdzie ich prowadzić. Wpierw podążyli za nim do środowiska trytonów. Mickey czytał wszystkie napisy, które wyczarował profesor, starając się zapamiętać jak najwięcej informacji. W końcu nigdy nie było wiadomo, czy nie przydadzą im się czasem jeszcze podczas dzisiejszej lekcji. Kiedy zaś nauczyciel kazał im się rozdzielić, młody Ślizgon odwrócił się w kierunku swojej grupy, próbując porozumieć się z nimi migowo co do tego, w którą stronę będą płynąć, a po ustaleniu wspólnej wersji zajął się baczną obserwacją zwyczajów tych magicznych stworzeń. Trytony wydawały się niezbyt zadowolone z odwiedzin ludzkiej rasy, a przynajmniej Michael odnosił takie wrażenie, kiedy dwa przepływające stworzenia obdarzyły go groźnym spojrzeniem i wymownie uniosły swoje włócznie. Cóż, może po prostu trafił na szorstkie w obyciu osobniki. Nie zamierzał się teraz nad tym zastanawiać, a zamiast tego skoncentrował się na podziwianiu niezwykle skomplikowanych konstrukcji służących trytonom za domy. Te stworzenia zdecydowanie miały zmysł budowniczego. Ponadto Bonner zaobserwował, że porozumiewają się, podobnie jak ludzie, za pomocą mowy, jednak był to język brzmiący dla niego dość dziwnie. Chłopak nie potrafił nawet oddzielić w nim konkretnych słów od siebie - słyszał wypowiadane przez trytony zdania jako jeden połączony, długi dźwięk. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Nie 14 Lut 2016, 20:15 | |
| Na wspomnienie o zostawieniu jej samej w opuszczonej sali, najprawdopodobniej ze wstrząsem mózgu, wzruszyła tylko ramionami. Ben wspomniał też imię prefekta naczelnego, na co Porunn zmarszczyła brwi, utwierdzając się w przekonaniu, że została bezczelnie porzucona. Nic jednak jej nie zdziwiło - w końcu zostawiła Bena z krwotokiem wewnętrznym; gdyby nie pojawił się Silver, to z pewnością Krukon by już nie żył. - Spoko - mruknęła, ogólnie odpowiadając na wszystkie słowa Bena skierowane do niej. Spojrzała w kierunku nauczyciela, zamieniając się w słuch. Szybko się okazało, że współpraca Porunn i Bena nie skończy się tak szybko. Zerknęła tylko na sznur, który połączył ich nogi. Dziewczyna także prychnęła pod nosem z poirytowania, gdy profesor Watts zaczął już na wstępie adorować swojego bratanka. Ona też była dobra w transmutacji, jednak to oczywiście Watts musiał wszystko robić i chwalić się swoimi umiejętnościami. Ale niech robi wszystko sam. Ją to nie interesowało. Duma jednak nie pozwoliła jej na to, aby Ben rzucił na nią zaklęcie. Ubiegła go i sama zmieniła swoje stopy w płetwy i spojrzała w bok, nie patrząc w stronę Krukona. Skrzyżowała ręce na piersiach, zastanawiając się przy okazji czy Romulus ze swoją wiedzą poniżej zera na temat magicznych stworzeń na coś się przyda grupie, do której został przydzielony. Wypiła eliksir rozgrzewający i… weszła do wody. Cały czas podążała za wskazówkami nauczyciela, aby w końcu znaleźć się w pałacu Trytonow. Rozdzielili się grupami. Ona z Benem. Cóż za wspaniale spędzany ze sobą czas. Komnata, w której się znaleźli nie wyglądała na wybitnie bogatą ani zadbaną. Wielkie pomieszczenie, przypominające bardziej pustą salę balową, niż zbrojownię, do której mieli zaszczyt wstąpić. Ściany porośnięte były glonami, chyba coś mazistego po nich spływało. W dodatku z pewnością nie pachniało tam dobrze. Bąblogłowy jednak nie dopuścił brzydkich zapachów do nozdrzy dziewczyny. Mogła sobie to tylko wyobrażać. - Patrz - zagadnęła Wattsa, po czym nim chłopak się zorientował, Porunn wyciągnęła w jego kierunku włócznię, przerzucając ją sobie w dłoniach. Ostrze znajdowało się kilka centymetrów od piersi Krukona. Uśmiechnęła się szeroko, po czym kątem oka zerknęła w stronę kilku trytonów, które zdawały się zupełnie nie zwracać uwagi na gości, zajmując się sobą i bronią, którą albo dopiero konstruowały albo naprawiały. Fascynował ją podwodny świat. Świat niesamowitych stworzeń, które walcząc broniły się, a gdy przyszło zabijać, to nie ponosiły za to żadnych konsekwencji, ot, przecież tak mogły żyć dalej. Fakt jednak był też taki, że i Porunn zaczęła należeć do świata magicznych stworzeń. - Nie interesuje cię może przypadkiem, jak bardzo boli dźgnięcie włócznią? Mogę ci pomóc to sprawdzić - zagadnęła do Bena, odkładając ostre narzędzie na bok. |
| | | Tanesha Hanyasha
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] Nie 14 Lut 2016, 21:28 | |
| Kiedy do grona uczniów postanowiła dołączyć również ślizgońska Fimmelówna, a jakby tego było mało - zauważyć starszą koleżankę, nie miała już wątpliwości, że może być ciekawie. W odpowiedzi na powitanie uniosła tylko brew, jakby się zastanawiała czym sobie zasłużyła na tę krótką chwilę uwagi. Od dłuższego czasu ich trio nie funkcjonowało, a Hanyasha spędzała czas tylko z drugą Ślizgonką, Isabelle, obżerając się i spiskując nie mniej niż zwykle. Nie miała jednak zbyt dużo czasu na rozważanie tej - na tę chwilę już - niecodziennej sytuacji, bo lekcja toczyła się dalej i wypadałoby wyjść z niej mniej głupim niż się przyszło. Brunetka prychnęła cicho, dowiadując się o rozdanych punktach, ponieważ całkiem słusznie jej się zdawało, że była jedyną reprezentantką Slytherinu, która jakieś zdobyła. Za to Krukoni byli teraz bogatsi o całkiem pokaźną pulę. Zgromiła błękitnym spojrzeniem każdego z domu, dając im do zrozumienia co sądzi o takim zachowaniu. Bycie nieobeznanym nie tłumaczyło braku ambicji. Mgliste wizerunki wyczarowane przez prowadzącego, znacznie ułatwiły sprawę. Teraz miała choćby blade pojęcie o tym, czego może się spodziewać pod taflą jeziora. Kenneth jednak nie dawał im ani chwili na rozmyślania, atakując kolejną porcją pytań, na które dziewczyna nie znała odpowiedzi. Tak jak kilku innych uczniów, przemilczała tę część, lekko kręcąc głową. Watts miał rację. Może i wiedzieli co zrobić z gumochłonem, ale o tym, czym grozi spotkanie z trytonem już niespecjalnie. Jednak po rzetelności z jaką mężczyzna się wypowiadał, nie miała wątpliwości, że będą mieli się szansę dowiedzieć. Na własnej skórze. Przydzielenie do trójki, a konkretniej dwóch uczniów, których znała z widzenia, niespecjalnie się Taneshy podobało, ale pozostawiła to bez komentarza czy też innego gestu, wskazującego na dezaprobatę. Idąc w ślad za innymi, wypiła rozgrzewający eliksir i bez cienia większego grymasu pozbyła się obuwia. Mile zaskoczona działaniem wywaru, zdobyła się też na zdjęcie płaszcza i szalika, które jak przewidywała, nie będą szczególnie wygodne pod skafandrem. Sam strój musiał być zaczarowany, bo mimo, że wszyscy uczniowie wyciągali z worka dokładnie taki sam rozmiar, na każdego pasował on idealnie. Kiedy nauczyciel wiązał ich sznurem, Ślizgonka była już zbyt podekscytowana by przejmować się tym dość niecodziennym zabiegiem. Z zapasem tlenu, dzięki zaklęciu bąblogłowy znalazła się w wodzie, podążając za całą grupą. Już kiedy na pierwszym roku przeprawiali się łódkami, jezioro wydawało się jej niesamowicie fascynujące, jednak to co podziwiali teraz pod wodą znacząco przeszło jej oczekiwania. Hanyasha jak urzeczona, rozglądała się dookoła siebie, sycąc się widokiem podwodnej flory i fauny. Na polecenie Kennetha skierowała się w ślad za Michaelem, nie buntując się co do wyboru zwiedzanego pomieszczenia. W kolonii trytonów wszystko wyglądało niezwykle interesująco, dlatego była pewna, że niezależnie od tego gdzie popłyną, będzie to wyjątkowo ciekawym doświadczeniem. Sam fakt, że mężczyźnie udało się zorganizować taką 'wycieczkę' a obecne tu stworzenia pozwoliły na to, by ludzie kręcili im się po jakby nie patrzeć - mieszkaniach - był godny podziwu i intrygujący zarazem. Taneshy również nie umknął dość groźny wygląd strażników, którzy nie wydawali się nazbyt szczęśliwi z ich obecności. Rozglądając się po pomieszczeniu, w którym się znaleźli, brunetka wyłapywała kolejne szczegóły. Ściany wyłożone muszlami, tworząc niekiedy misterne wzory, sposób w jaki trytony wykorzystywały wodne rośliny, splatając je czy przycinając by utworzyć coś na kształt sprzętów domowych. Dziewczyna chłonęła niecodzienny widok obracając głowę to na lewo to na prawo, nie odważyła się jednak dotknąć choćby i niepozornej muszelki. Byli tutaj gośćmi, którym i tak dano wyjątkowo duży kredyt zaufania. Nie byłoby dobrze spartolić sprawy, przesunięciem jednego, małego skorupiaka. Kiedy już obejrzała lokum, powstrzymując chęć tknięcia tego czy owego, spojrzała pytająco na obu chłopców i pomachała by zwrócić na siebie uwagę. "Płyniemy gdzieś jeszcze?" próbowała spytać, robiąc dość charakterystyczne gesty. Przeczuwała, że to może być jedyna taka wycieczka w życiu, należało więc korzystać ile tylko byli w stanie, do czasu zbiórki. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] | |
| |
| | | | Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |