|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Enzo Romulus
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 23:58 | |
| Bale to wprost idealna okazja do tego, żeby się pokazać. Z tej okazji należy wyciągnąć z szafy (w większości wypadków jednak z kufra) najlepszą kreację, wypastować należy buciki i koniecznie trzeba się wyczesać. I Enzo, o dziwo, zrobił to wszystko jak najbardziej należycie. Wyciągnął z szafy w gabinecie Sebastiana swój najlepszy garnitur który wisiał tam tylko dlatego, że w jego własnym kufrze pomiąłby się i jak nic zostałby zaplamiony jakąś ciężką jednoznacznie do określenia na pierwszy rzut oka substancją. Buciki do tego garnituru był w prawidłach w pudełeczku, ale na wszelki wypadek i tak je wypastował. Nie był w tym całkiem sam, bo jak się okazało tego wieczoru wszyscy jego koledzy z dormitorium zdecydowali się wybrać starą, dobrą elegancję jako swoją partnerkę. Stara dobra elegancja obejmowała więc też buciki tak czyściutkie, że można się w nich przejrzeć. Tak samo jak obejmowała świeżo wykrochmaloną koszulę i równie świeżą, choć nie wykrochmaloną, parę skarpet i świeżutkie bokserki. Elegancja obejmowała też dokładne wymycie swojego ciała i dwukrotne wyszorowanie jamy ustnej. A Lorenzo zrobił wszystko by tej elegancji sprostać. Dlatego przy Wielkiej Sali pojawił się nie kwadrans, ale zaledwie pięć minut przed umówionym spotkaniem wyglądając dokładnie tak. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 00:27 | |
| Dwie sowy, które przebyły dzisiaj do Tanji nie dość, że zaburzyły jej posiłek, tak spowodowały zawał serca. Oczywiście najpierw przeczytała list i to ją uratowało. Gdyby to otworzyła przy stole, padłaby drugi raz. Przeczytała uważnie tekst dwa razy. Najpierw uznała to za żart, później za kompletnie durny pomysł, a na końcu podekscytowała się zamianą ról! Pospiesznie skończyła śniadanie i pobiegła do wieży z paczkami, kompletnie nie spoglądając na boki. Akurat mijała Syriusza, który chciał ją zaczepić, ale nie zdążył. I dobrze. Tanja była w transie. Rozpakowała najpierw paczkę z sukienką. Z jej ust rozległ się jęk. Miała założyć tak krótką i tak obcisłą sukienkę?! Buty nie poprawiły jej humoru. Musiała być szalona, że się na to zgodziła... Na pytania dziewczyn odpowiedziała, że idzie na bal i to jej samobójstwo. Godzinę przed balem ubrała sukienkę, próbując ją odpowiednio wysoko podnieść i zarówno zakryć nogi. Nieudolnie. Westchnęła z obolałą miną. Pożyczyła od koleżanki kredkę i upodobniła swój makijaż do tego u Taneshy. Na czoło wsunęła ów ozdobę doczepioną do sukienki. Pełna najgorszych obaw zeszła do pokoju wspólnego i natknęła się na Syriusza. Jego mina wywołała u niej śmiech, ale efekt zaskoczenia spowodował, że sama nic nie powiedziała. Skinęła tylko głową na to, że chce iść z nią. A niech idzie. Ale najpierw musiała złapać Taneshę! - Okej. Ale... ale muszę jeszcze coś załatwić. -rzuciła, a gdy przyspieszyła kroku, starając się nie zabić, odwróciła na chwilę do tyłu z uśmiechem. -Dzięki.Cudem nie skręciła kostki, wyprzedzając Syriusza i dostając się za filar, gdzie czekała Tanesha.. - Coś Ty wymyśliła, ledwo to na siebie włożyłam! -syknęła cicho. -A le dawaj, poświecę się. -westchnęła. - I Black mnie zgarnął po drodze, zaraz oczopląsu dostanie. |
| | | Aeron Steward
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 00:39 | |
| Mało brakowało, a Aeron faktycznie zapuściłby korzenie przy tych cholernych drzwiach. Stał tam, jak jakiś idiota, podczas gdy cała reszta albo wchodziła od razu do środka, albo przychodziła już razem. A on co? Stoi jak kołek. Przegryzł przekleństwa, które cisnęły mu się na usta już od dobrych paru minut. Jeszcze pięć, góra dziesięć minut i się stąd ewakuuje. Potem tylko dorwie Noelle, udusi ją, albo zrobi coś innego, równie mało humanitarnego. Co mu do diabła wpadło do głowy, żeby zapraszać ją na ten bożonarodzeniowy bal. Źle mu było ostatnim razem? Siedział sobie, kurde blade sam, nikt go nie zaczepiał, pił jakiś tam alkohol, wszystko grało. A potem pojawiła się ona. Czy raczej wpadła na niego. Nie dość że go wywaliła, to jeszcze namieszała mu w życiu. Ktoś, kto znałby Arcia bardziej niż znają go obce osoby, od razu doszedłby do wniosku że coś jest nie tak. I to bardzo. Ostatnim razem, gdy tak bardzo przejmował się dziewczyną, skończyło się to totalną katastrofą. Miał zresztą nadzieję, że owa katastrofa nie pojawi się dziś na balu. Choć, znając ją, było to raczej dość mocno niemożliwe. Oby przynajmniej jej nie spotkał. Albo tego durnego krukona. Lowthera. Choć może... tym razem faktycznie przywali mu w twarz? Albo coś mocniejszego. To doprawdy byłby udane zakończenie balu. Stał odwrócony do schodów plecami, więc w pierwszej chwili nawet jej nie zauważył. Dopiero po paru sekundach, ciągnięty dziwnymi szeptami, odwrócił głowę w tamtą stronę. Gdyby miał w ustach jakiś napój, to z pewnością by się nim zakrztusił. Szła. I rzucała się w oczy jak wielki znak STOP, w tej krwiście czerwonej sukience. I najgorsze. Cholernie mu się podobała. Widział jej uśmiech, i skupienie by nie wyrżnąć twarzą o zdecydowanie twardą podłogę. W tym momencie odezwała się wredna część jego natury, i podsunęła mu obraz lecącej panienki Avery. Nie mógł nie uśmiechnąć się. Może warto było czekać? Gdy w końcu dotarła do niego, ukłonił się delikatnie, jak został zresztą nauczony przez ojca. Zawsze trzeba umieć się zachować odpowiednio do sytuacji. -Witaj, panienko Noelle.- przywitał się, odwzajemniając uśmiech. Nie ważne czy ten był prawdziwy czy nie. Zdecydowanie ładniej było jej w takim stanie. Podał jej swoje ramię, po czym odpowiedział na drugą cześć jej wypowiedzi: -Oczywiście.- by następnie poprowadzić ją w głąb sali. Cholera, nie było opcji by ludzie ich nie zauważyli. Nie teraz, szczególnie z tą pochodnią u jego boku. Aż nie mógł się doczekać tych plotek które wyrosną jak pierwiosnki nazajutrz. Odchrząknął cicho, i zwrócił się do idącej obok Noelle. -Możesz mi nie uwierzyć w to co teraz powiem, ale wyglądasz przepięknie, Noelle.- No i dupa. Gdyby mógł, to w tej chwili wyczarowałby nagrobek z napisem „tu spoczywa plan na przeżycie następnych paru miesięcy w spokoju przez Arcia”. Zatrzymał się dopiero przy stole, gdzieś w głębi sali. Najwyraźniej Aeron myślał jeszcze w miarę trzeźwo, bo wybrał stolik stojący z boku, przy którym nikogo nie było. No dobra, i co teraz? |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 01:25 | |
| Bal. Krótkie słowo, trzy litery, a tyle emocji. Jasmine nie raz i nie dwa była na takich imprezach, wspominając je lepiej lub gorzej. W pierwszej chwili uznała, że woli chyba odpocząć niż znowu męczyć się w szpilkach i odmawiać tańców z jakimiś bucami. Jednakże widząc zaproszenie od Enzo, decyzja została podjęta nim się dobrze zastanowiła. Wysłała mu zaczarowany pergamin w postaci kwiatu jaśminu. Z uśmiechem na ustach sięgnęła do szafy, wyciągając sukienkę, idealną na tę okazję, sprawdzoną i bardzo wygodną. Włosy lekko tylko spięła wsuwką z jednej strony i nałożyła na stopy wygodne buty. Wysokie, ale wypróbowane. Chciała się dobrze bawić, czyż nie? Okraszona delikatnym, jaśminowo-cytrusowym pefumem wspięła się po schodach, odnajdując drogę do Wielkiej Sali. Szła powoli, dystyngowanym krokiem. W końcu dojrzała Enzo w sali wejściowej. Uśmiechnęła się do niego. Przywitała się z nim, całując go w policzek, ale tak po prawdzie trafiła w kącik ust. Uwiesiła się ramienia Krukona i pozwoliła wprowadzić się do sali. - Elegancko wyglądasz. A czy to nie Twoja mama z Vuurenem? -zapytała, wskazując Xandrię w oddali. Postanowiła jednak nie drążyć tematu. -To co, szukamy miejsca czy masz inne plany? -zagadnęła Enzo. |
| | | Jenny Cordiel
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 01:42 | |
| Idąc korytarzem, z niezadowoleniem zauważyła, że wszystkie pary idą razem już spod dormitoriów lub spotykają się w umówionym miejscu, by razem wejść do Wielkiej Sali. Z nimi było jednak inaczej - Dante był raczej niecierpliwy, a ona długo się szykowała, zresztą u nich nigdy nic nie było idealne. Swoją drogą Jenn cieszyła się nawet, że słodyczy nie stało się zadość. Jeszcze zdążą się nachodzić, natańczyć, nacałować i pewnie nawet pokłócić. Z uwagą spięła blond loki ozdobnymi spinkami, by nie wpadały jak zwykle do jej oczu i ust oraz nie łaskotały czubka nosa, doprowadzając do łez. Zrobiła nawet delikatny makijaż, co nie zdarzało jej się często. Założyła sukienkę, którą wcześniej ozdobiła srebrnymi naszyciami za pomocą zaklęć, a następnie dość wysokie, ale wciąż nie na tyle, by przy Dantem nie wyglądać głupio buty. Pewnym krokiem ruszyła na parter i weszła do pięknie ozdobionej sali. W środku zebrało się już sporo uczniów, a także, ku zdziwieniu Jenny, dorosłych czarodziejów, którzy bynajmniej nie byli pracownikami szkoły. Skinęła głową paru znajomym i wypatrzyła Sheparda. Nie było to trudne, zazwyczaj wystawał ponad tłum. Stanęła za nim, zastanawiając się co też zwariowany Krukon próbuje zrobić i nie odezwala się ani słówkiem, ciekawa czy ją zauważy. |
| | | Gość
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 01:51 | |
| Bardzo łatwo było zaczarować Sheparda. Wystarczyło tylko magiczne sklepienie oraz zorza polarna. Krukon wpatrywał się w nią, jakby właśnie zauważył bazyliszka i został spetryfikowany. Jego klatka piersiowa nadal podnosiła się i opadała, co zdradzało go, że jednak żyje. Tylko co to za życie, skoro po raz pierwszy zobaczył coś tak idealnie pięknego? Może z astronomii był dupa, ale jednak potrafił odróżnić prawdziwe piękno matki natury (czy też czarów) od klapy. Zapewne długo by tak jeszcze stał, gdyby nie to, że poczuł ciepły oddech na swoich plecach. Ktoś za nim stał i to stanowczo za blisko. Na raz, dwa, trzy, odwrócił się na pięcie. Zrobiłby to o wiele bardziej widowiskowo, gdyby miał na sobie trampki. Zazwyczaj się z nimi nie rozstawał, ale na bal nie wypadało przyjść w butach, które mają gumową podeszwę. Uniósł jedną brew do góry. Coś mu się nie zgadzało w tym obrazku. Lewą dłoń położył na swojej brodzie i kciukiem przejechał po zaroście. W tej jednej chwili wyglądał niczym Sherlock Holmes, próbując rozwiązać zagadkę. Wreszcie zrozumiał. Uśmiechnął się szeroko. - No proszę, Yenn. Urosłaś. Czyżbyś zażyła eliksir wzrostu, który podarowałem Ci w zeszłym tygodniu? Znaczy się zjadłaś te czekoladki, które Ci dałem? – poprawił się od razu. Shepard faktycznie dziewczynie wsunął pudełko czekoladek pod książkę, z której się uczyła. Nie były one jednak z niespodzianką. Droczył się, jak zwykle. Kłamstwem śmierdział na odległość.
|
| | | Jenny Cordiel
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 03:16 | |
| Oczy jej się roześmiały, a kąciki ust uniosły nieco w górę. Oparła ręce na biodrach. Potrafiła urosnąć bez jego pomocy. Naprawdę potrafiła! Gdyby tylko chciała, mogłaby w tym momencie wyrosnąć na 175 cm w kapeluszu. Wszystko zależało tylko od jej woli, po prostu teraz nie miała na to ochoty. Zadarła głowę do góry. - Shepard, znowu się nie ogoliłeś. - zacmokała z udawaną dezaprobatą, bo tak naprawdę coraz bardziej podobał jej się kilkudniowy zarost Dantego. Nie chciała się do tego przyznać głośno, pełna obaw, że ten postanowi zapuścić dłuższą brodę, ale szczerze jej się podobało. W zasadzie odkąd przebaczyła mu tę całą nieobecność podobało jej się w nim wszystko. To całkiem niezłe odświeżenie związku - koleś znika, a dziewczyna patrzy na niego jakby zakochała się od nowa. Oczywiście do tego też nie zamierzała mu się przyznać. - Shepard... czy ty się uczesałeś? Masz w ogóle grzebień, czy znowu podwędziłeś mój? - miała ochotę zmierzwić mu czuprynę, po pierwsze na złość Krukonowi, a po drugie żeby przywrócić mu bardziej shepardowy charakter. Gdyby jednak chciała dotknąć jego włosów, musiałaby przyjść na bal na szczudłach, nie obcasikach. Objęła go rękoma i przytuliła się do niego. O proszę, nawet się umył. Do niczego nie można się dziś było przyczepić. |
| | | Gość
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 03:32 | |
| Kto by się tam przejmował zwykłymi powitaniami? Zresztą, przecież dzisiaj się widzieli. Rano, popołudniu… Co prawda większość tego czasu spędzili siedząc z nosami w książkach, ale taki związek Shepardowi odpowiadał. Chciał nadrobić czas stracony na chorowanie. Miał tyle do nauczenia się, a przytulanie się i czytanie kolejnych tomów o samoobronie było najlepszym pomysłem na spędzenie dnia. Przyjemne z pożytecznym. Dante nie ugiął swoich kolan, aby być nieco niższy. Jak na razie nie czuł potrzeby, aby to zrobić. To jeszcze nie był ten moment. Zaśmiał się, słysząc komentarz o zaroście. - Jeszcze do tego się nie przyzwyczaiłaś? – Tak naprawdę golił się, ale polegało to jedynie na przystrzyżeniu za długich włosków. Potrzebował tej bródki, chociażby do tego, aby drażnić nią ramię Krukonki. Śmiesznie na to reagowała. Shepard zrobił minę niewiniątka. Niestety, musiał przyznać się do tego, że podkradł grzebień Jen. Sam nie posiadał własnego, ponieważ jego włosy były tak niesforne, że nie chciało mu się przy nich „grzebać”. Wolał przeczesać je ręką i ruszyć dalej. Często przez to wyglądał bardzo niepoważnie, a jego matkę doprowadzało to do szewskich pasji (jak tylko przebywał w domu oczywiście). - Muszę się przyznać, że jednak podwędziłem Twój. Skoro jednak nie zauważyłaś tego wcześniej, jestem prawdziwym Królem Złodziei Grzebieni. – Skinął jej głową i jeszcze się ukłonił. Szybko się wyprostował, tak jakby czytał w myślach dziewczynie. O nie! Nie dotknie jego włosów! Przytulańca całkowicie się nie spodziewał. Przez chwilę stał jak słup. Musiało upłynąć kilka sekund, zanim ugiął swoje kolana, objął dziewczynę w pasie i podniósł do góry, tak jakby ważyła tyle, co piórko. Zakręcił się z nią parę razy dookoła. - Muszę za to panienkę docenić. Pięknie dzisiaj panienka wygląda. – Czy on widział zalążek makijażu? No proszę! Czyli jednak Yen posiada kosmetyki do malowania. Nie podejrzewał ją o takie rzeczy, szczególnie, że często widział ją bez upiększaczy. Czy z makijażem czy bez, i tak mu się podobała. Szkoda tylko, że miała na sobie tę sukienkę. Meh. Żołądek Sheparda wykonał salto. - Chcesz zjeść banana w czekoladzie? – zapytał, kiedy odstawił dziewczynę na miejsce. Nie widział, skąd mu się wzięły te banany, ale cóż…
|
| | | Audrey Faulkner
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 11:45 | |
| Gdy w Wielkiej Sali zaczęło się zagęszczać, kwestią czasu było kiedy będzie musiała znaleźć sobie jakiś wolny, nieprzesadnie oddalony od innych stolik oraz kiedy zobaczy kogoś znajomego. To pierwsze zresztą miało w jakiś sposób wynikać z drugiego - napotykając kogoś, o kim wiedziałaby więcej niż tylko to, jak ma na imię, zawsze miała dwie możliwości. Albo się dosiąść, albo kulturalnie uśmiechnąć i mimo wszystko postawić na samotność, tak? Cóż, wariant drugi był zdecydowanie bardziej prawdopodobnym. Gdy bal stawał się zdominowany przez mniej lub bardziej szczęśliwe pary, panna Faulkner całkiem świadomie zdecydowała się, że bycie czyjąkolwiek przyzwoitką jej nie bawi. Każdy duet miał prawo świętować w swoim własnym towarzystwie, Audrey zaś wybrała przecież zabawę solo - i niech tak pozostanie. Dostrzegając więc Reginę uśmiechnęła się do niej krzywo - dokładnie tak, jak oczekiwali mylnie przekonani o ich wzajemnej niechęci uczniowie - a gdy jej wzrok padł na pana van Vuurena, grymas przeistoczył się w uśmiech znacznie bardziej szczery i sympatyczny. Nie zamierzała do mężczyzny podchodzić, szczególnie że ten miał już towarzystwo, ale nie wypadało udawać, że w ogóle go nie zauważyła. Tak samo zresztą miała się rzecz z Enzo, prawda? W tym przypadku jednak decyzja była trudna, bo... Wiecie. Jasmine. Mimo tego Faulkner wiedziała, że czy jej się to podoba, czy nie, godność należy zachować. To, że nie zamierzała o Romulusa jakoś tam szczególnie walczyć nie znaczyło jeszcze, że tak po prostu z niego zrezygnuje. Był jej przyjacielem czy nie? Był. A to do czegoś zobowiązywało. Bez wahania więc uniosła dłoń i pomachała mu z szerokim uśmiechem, w kolejnej chwili jednak cofając się do najbliższego stolika. Nie spodziewała się, by Włoch wpadł na pomysł zaproszenia jej do własnego i jaśminowego towarzystwa, ale wolała się zabezpieczyć i osobiście dość jasno zasygnalizować, że wszystko ma swoje granice. Nie mogła go nie przywitać, skoro już go zauważyła, ale spoufalanie się z panną Vane zajmującą miejsce u boku Enzo to coś, czego robić nie zamierzała, przynajmniej nie w obecnych okolicznościach. Ostatecznie skończyła więc przy jednym z wolnych stolików. Siadając na niespodziewanie wygodnym krzesełku założyła nogę na nogę i odruchowo sięgając po najbliższe ciastko, zajęła się tym, co zawsze wychodziło jej najlepiej - obserwacją. Nie zamierzała tak smętnie spędzić całego balu, teraz jednak impreza dopiero się rozkręcała - i była to doskonała okazja, by uaktualnić swój stan wiedzy. Kto, z kim, od kiedy, dlaczego - sami wiecie. |
| | | Feliks Zolnerowich
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 12:00 | |
| Z chwili na chwilę Feliks tylko utwierdzał się w przekonaniu, że cała ta szarada była jednym z jego najlepszych pomysłów. Stan upojenia alkoholowego najwyraźniej pomagał zwiększyć częstotliwość przebłysków geniuszu – bo jak inaczej nazwać pomysł zwinięcia kobiecej ozdoby, by później mieć pretekst do spotkania? Idealne. Szczeniackie bo szczeniackie, mało finezyjne czy górnolotne, ale skuteczne. Nawet nie musiał osaczać swojej ofiary, sama pchała mu się w gardziel, kiedy zaczął odpowiednio ją podchodzić. Słowne przepychanki, choć dla postronnego obserwatora mogłyby świadczyć o braku sympatii, sami zainteresowani coraz chętniej grali w grę, która używając samych słów wspieranych subtelniejszym dotykiem, miała sprawdzić, kto pierwszy pęknie i nie wytrzyma napięcia. Biada śmiałkowi chcącemu przeszkodzić tej wymianie iskier, bo zostałby spopielony zbłąkaną błyskawicą. Nazwanie ideałem ze względu na swoje wyraźne, zwykle doprowadzające do szału przywary, Rosjanin skomentował jedynie małym, choć wyraźnie zadowolonym uśmieszkiem. - Intryguje mnie to nasze rozumienie się w lot. Nie jesteś czasem legilimentą? – spytał w odpowiedzi na komentarz o dzieleniu się blaskiem zajebistości. Brzmiało to ni mniej ni więcej a dokładnie jak coś, co sam mógłby powiedzieć – jakby Chantal wyczytała to w jakiś sposób z wewnętrznej strony jego czaszki. Bo Feliks jeszcze do końca nie dopuszczał do siebie myśli, że może właśnie spotkał kobietę, której połamane krawędzie pasowałyby idealnie do jego własnych jak dwa kawałki puzzli. Bawili się. I tak na razie miało pozostać. - Tylko doskonale? Jesteśmy najbardziej zajebistą parą na tym balu, zdziwię się, jeśli ktoś nie padnie oślepiony naszym skumulowanym blaskiem. Schłodzona nóżka kieliszka od szampana zdawała się przez chwilkę gryźć w rozgrzane palce, nim dwójka czarodziei wychyliła nieco syczącego bąbelkami napoju. Słowo wypowiedziane miękko po rosyjsku posłało w dół kręgosłupa Feliksa przyjemny, łaskoczący dreszcz. Jeśli wtedy w Dziurawym Kotle nie przebierali za mocno w słowach, ich spotkanie na balu zaczynało zakrawać o czyste perwersje. A nawet jeszcze niczego nie zrobili! Panna Lacroix najwyraźniej postanowiła naprawić to karygodne zaniedbanie, ciągnąc niezbyt delikatnie za krawat Rosjanina i prowadząc go za lodową rzeźbę bałwanów. Samica alfa pokazywała pazurki i niech piorun rąbnie czarodzieja na środku tej sali, jeśli nie uważał tego za nic ponad seksowne. Jeśli wcześniej to pan Zolnerowich podjudzał czarownicę, odpłacała mu się teraz pięknym za nadobne – coś co miało do ostatniej chwili udawać okazję do pocałunku, pozostawiło mężczyznę z gorzkim posmakiem rozczarowania w tyle języka. Grała nieczysto? On też potrafił. Mrużąc nieco ciepłe, czekoladowe oczy, w których z krystaliczną jasnością zawsze odbijały się emocje i nastroje Feliksa, nie przejmując się konwenansami, formami i normami, pewnie położył dłonie na tyłku Chantal. Jakby właśnie tam zawsze było ich miejsce. - Więc ciekawią cię wzgórza i doliny. Jak miło, że nasze zainteresowania się pokrywają – powiedział nieco zgryźliwie, z wyrazem zaciekawionego podniecenia na twarzy oczekując reakcji. Da mu w mordę? Nawet by się nie obraził. Co zmacał, to jego. |
| | | Melanie Moore
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 13:00 | |
| Już wystarczająco podziwiała wystrój Sali, ni po to tu przyszło by zachwycać się poruszającymi się rzeźbami czy zorzą polarną, którą wolałaby zobaczyć prawdziwą. Daleko na północy, w środku zimy. Jak tak dalej pójdzie jej obsesja tej pory roku to jeszcze zamieszka za kołem podbiegunowym i będzie miała niedźwiedzie za sąsiadów. Na pewno lepsze niż co niektórzy ludzie, nie wkurzają, nie wiele mówią i trzymają się z daleka, chyba że trafi się jakiś dziwny przypadek i zechce zajrzeć do okna. Na herbatkę i ciastko zawsze Mel chętnie zaprosi o ile to ona nie będzie tym ciastkiem. Skoro już tak o ciastkach mowa, to przecież nie może stać jak kołek i tylko udawać, że się rozgląda w poszukiwaniu znajomych twarzy. Wypadałoby wykonać jakiś ruch, jak typowy łakomczuch i wielbicielka taki okazji, a przede wszystkim jedzenia, które temu towarzyszy musiała zobaczyć co dobrego skrzaty przygotowały tym razem. W końcu nie jest to typowe śniadanie, kolacja czy wieczerza na rozpoczęcie roku. Podeszła do jednego ze stolików, ciasteczka, ciasta. Raj na niebie. Mogłaby przysiąc, że widziała chyba właśnie swojego rywala jeśli chodzi i zajadanie się słodkościami. Jednak stolika to nie opróżnił, czyżby dieta? Dziwne dość. Wzięła mały talerzyk i nałożyła na niego kilka ciasteczek, które udekorowane były jak dzieła sztuki. Szkoda było jeść, ale każda ich część była jadalna. Z jednym w ręce skierowała się do Jon’a chcąc się przyłączyć, pierwsza osoba, do której nie miała obaw się dosiąść. O ile nie wpadnie im do głowy bitwa na jedzenie. -Na co tak czekasz Jon? - spytała w ramach powitania, większość z nich wyglądała w ten sposób. Nie pytając nawet o zdanie po prostu się dosiadała i położyła talerzyk na stoliku. Próbował by tylko jej kazać się wynieść – Poczęstujesz się? – skoro już w ten sposób zaznaczyła to miejsce to chyba do końca balu to miejsce będzie jej. Jakby. Nie chciała też być nie miła, to przynajmniej zaproponowała, że się podzieli. Mel i dzielenie się słodyczami, coś tu jest nie tak albo ten klimat jej się udziela i tyle. Gdy delektowała się mała słodyczą podeszła do nich Blake. Nic nie mówiła, jakaś niemrawa chyba była. Przełknęła szybko ciastko by móc coś powiedzieć. -Cześć Blake, siadaj. Humor Ci nie dopisuje? – spytała przyglądając się jej dokładnie. Chciała się jeszcze rozejrzeć, a jej wyraz twarzy wyrażał zdziwienie. Dlaczego była sama, on to na pewno powinna mieć jakieś towarzysza. Powstanie kółko wzajemnej adoracji osób, które przyszły same czy jak? Ewentualnie po prostu czekają, o tyle Melanie ma taką nadzieję, że jako jedyna nie przyszła sama.
Ostatnio zmieniony przez Melanie Moore dnia Pon 28 Gru 2015, 14:03, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 13:46 | |
| Przesiadywanie w mieszkaniu Feliksa przez tak długi czas miało swoje plusy i minusy. Był bezpieczny i miał czas na uspokojenie się, otrzeźwienie umysłu, choć przeżyty koszmar pozostawił na nim wyraźne piętno zarówno fizycznie jak i psychicznie. Wciąż budził się w nocy po kilka razy, a zmęczenie osłabiało koncentrację, przez co magia niewerbalna naprawdę opornie mu szła. Wiadomo, gdy się wkurzył to coś tam wystrzeliło, ale takie incydenty miały miejsce naprawdę rzadko. Nie polepszało to samopoczucia Irlandczyka. Obce miejsce, trauma, brak możliwości używania magii praktycznie w ogóle i nawet jeśli Feliks okazał się być sojusznikiem to brakowało mu Hogwartu. Przyjaciele, znajomi, szkolni wrogowie a nawet nauczyciele. To wszystko mogło przywrócić nieco chęci do życia, dlatego też postanowił tam wrócić przed "uzbrojeniem" się w potrzebne umiejętności. Może i był to błąd, ale co poradzi? Grono pedagogiczne też może mu pomóc w nauce magii niewerbalnej, zaryzykuje. I zaryzykował. Dowiedział się o balu zimowym stosunkowo późno, przynajmniej pod kątem doboru garderoby. Nie mógł wrócić zza grobu wyglądając dalej jak trup. Co prawda i tak wizualnie postarzał się o kilka lat, ale chociaż odzieniem nadrobi. Chociaż trochę by wypadało. Nie zamierzał jednak wbijać się w surduty, fraki czy jakieś wytworne szaty rodem z dziewiętnastego wieku. Ograniczył się do prostej, białej koszuli, spodni i kamizelki z czarnej skóry i długiego płaszcza w tym samym kolorze, acz z czerwoną podszewką. Feliks jeszcze długo będzie mu wypominał ile wynosi obecnie dług O'Connora. Przed wyjściem spiął długie pasma z tyłu głowy swoją starą, srebrną spinką z celtyckimi ornamentami i wyruszył truchtem za Feliksem. Denerwował się i to jak diabli, ale szedł, trzymając głowę wysoko, nie dając po sobie poznać niczego. Na uśmiech na "dzień dobry" już się nie zdobył, ale nie zamierzał płakać z tego powodu. W końcu Rosjanin go wygonił i cóż... musiał sobie radzić. Przemykając się wzdłuż ścian, licząc na jak najmniejsze zwrócenie na siebie uwagi(a nuż już o nim zapomnieli) wszedł do sali balowej, z pewną nostalgią oglądając mury zamku, w którym dorastał, dekoracje i oczywiście już zgromadzony tłum. Syriusz, Melanie, Tanja, Jasmine... Tak jak sądził, widok każdej znajomej twarzy napędzał krew w żyłach, by krążyła żwawiej niż jeszcze dzień wcześniej. Wziął głęboki oddech i nagle zdał sobie sprawę, że jest w kropce. Do kogo miałby podejść? Przywitać się? Jak? Nie dał rady wypowiedzieć ani jednego słowa. ...Chyba jednak tego nie przemyślałem. Brawo, O'Connor. |
| | | Haruto Amane
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 14:54 | |
| On tam nie pasował. Zdecydowanie. Czuł się głupio, ale nie to było najgorsze. W życiu nie był na balu, a co dopiero mówić o balu bożonarodzeniowym. Przecież on nawet nie obchodził tego święta! Co on miał tam robić? O bogowie. I co u licha miał na siebie włożyć? Jakim cudem dał się na to namówić… Magnus miał z niego niezły ubaw. Na szczęście po tygodniu mu minęło, i jak na cywilizowanego opiekuna przystało, postanowił mu pomóc. Wyciągnął z szafy starą, ale zachowaną w doskonałym stanie szatę wyjściową bliżej nieokreślonej osoby. Haru nie był co do niej taki pewien, ale musiał zdać się na pomoc Hescka. Jeszcze tego brakował, żeby musiał zostać z tym wszystkim sam. Szata pasowała idealnie. Osoba która musiała ją nosić w przeszłości, była prawie identycznej budowy co Haruto. Wysoka i szczupła, może nawet nieco za szczupła. Chłopak musiał nieźle zacisnąć pas, by spodnie trzymały mu się na tyłku. Jej kolorystyka jakimś dziwnym trafem całkiem fajnie komponowała się z barwami Hufflepuffu. Żółto beżowy płaszcz, ciemno granatowe spodnie, kamizelka w kolorze płaszczu, a pod spodem biała koszula. Całość dość ładnie wyglądała na Haru, mimo to chłopak miał przedziwne wrażenie że ludzie będą o nim gadać. Przyszedł. A raczej przywlókł się, bowiem chodzenie z pewnością to to nie było. Trup na pogrzebie miewa więcej życia niż ten biedny puchon. Dotarł pod salę gdy impreza powolutku się rozkręcała. Coraz więcej osób napływało przez wejście, a i w środku panował już spory tłok. Na jego widok Haru stracił wszelką odwagę która mu pozostała. Chciał zawrócić. Chciał odwrócić się i oddalić się z tego miejsca jak najszybciej mógł. Cofnął się jeden krok do tyłu. Potem drugi i trzeci, no ale niestety cofanie się bez patrzenia do tyłu to głupi pomysł, toteż już po chwili wpadł na jakąś parę. Szczęściem byli to jacyś starsi uczniowie domu Pucha. Wybąkał jakieś mało zrozumiałe przeprosiny, po czym uciekł za róg z niepewną miną. Tam się zatrzymał i oparł o chłodny kamień. To był zdecydowanie zły pomysł, przychodzić tu tak wcześnie. Wolał poczekać na Estelle tutaj, na zewnątrz, niż pchać się do środka i być zdanym na ten tłum. Przerażał go ten ogrom nieznanych mu osób. Odetchnął głęboko chłodnym powietrzem z korytarza, by uspokoić swoje nerwy. W końcu był facetem. Da sobie radę. Chyba. Jakoś. Oby. Przywołał na twarz krzywy uśmiech. Niech chociaż się uśmiecha. Co mu tam. Będzie co będzie. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 15:20 | |
| Powoli zbliżała się godzina rozpoczęcia balu zimowego, toteż młody Krueger zdecydował się wreszcie zabrać za przygotowania. Mimo że ostatnimi czasy raczej nie towarzyszył mu zbyt dobry nastrój, chłopak miał nadzieję, że przynajmniej tego wieczora zapomni o swoich sercowych rozterkach i po prostu skorzysta z okazji do przedniej zabawy. Nie powinno jednak dziwić, że niemiecki czarodziej, chcąc nie chcąc, cały czas myślał o pannie Vane. Niestety miał przy tym świadomość, że tym razem nie może zabrać ze sobą ukochanej. W końcu nawet gdyby ją zaprosił, na pewno wzięłaby go za idiotę i wywaliła za drzwi. Już wiele razy próbował ją przecież przekonywać, że pragnął dla niej jak najlepiej, że przez przesadną dbałość o jej bezpieczeństwo, popełnił błąd, którego żałuje chyba najbardziej w całym swoim życiu. Jasmine jednak unikała kontaktu z nim, a kiedy wreszcie przyparł ją do muru, tak czy siak powiedziała mu, że potrzebuje więcej czasu. Franz nie zaprosił więc Victorii bez powodu. Racja - teoretycznie był w tej chwili wolny i mógłby zabrać ze sobą każdą dziewczynę z Hogwartu, która kiedykolwiek wpadła mu w oko. Problem tkwił w tym, że Niemiec wcale nie chciał zapraszać innej, skoro to panna Vane skradła jego serce. Z drugiej strony jednak wolał nie pojawiać się także na balu samotnie, bo wiedział, że brak towarzystwa i widok Jasmine, zapewne z jakimś innym partnerem, doprowadzi go na skraj przepaści, co z kolei mogłoby się źle skończyć dla wszystkich, którzy znaleźliby się na jego drodze. Panna Craven wydawała mu się wręcz idealną towarzyszką. Jakby nie patrzeć, znali się od dziecka, przyjaźnili się i dogadywali jak nikt inny, a co się z tym łączyło, żadne z nich nigdy nie myślało o tym, że mogłoby się związać z drugim. Krueger zaś potrzebował kogoś z kim będzie się dobrze bawił, ale przy okazji nie będzie to nic zobowiązującego. Zresztą... nawet, jeżeli Niemcowi przeszło jeszcze kilka dni temu przez myśl, by zaprosić kogoś o kogo jego druga połówka mogłaby być zazdrosna, nie byłby w stanie wcielić w życie takiego planu jedynie po to, by zrobić czarnowłosej Ślizgonce na złość, czy na siłę próbować jej coś udowodnić. Twierdził, że byłoby to cholernie dziecinne, i to niezależnie od tego, co zaplanuje sobie panna Vane. Zjawił się w pokoju wspólnym Slytherinu kwadrans przed balem, tak jak umówił się z Victorią. Dziewczyna była punktualna, toteż nie musiał wcale długo na nią czekać. Kiedy tylko wyrosła w zasięgu jego wzroku, uśmiechnął się szeroko. - Hej. Wyglądasz zjawiskowo. - Powiedział z niekrytym podziwem, bo szczerze dawno nie widział swojej przyjaciółki tak odstrojonej. I chociaż wiedział mniej więcej wcześniej, co sobie panna Craven zaplanowała na bal, i tak był zaskoczony, bo na żywo wyglądało to jeszcze lepiej niżeli dziewczyna raczyła mu przedstawić. Trzeba było przyznać, że pasowali do siebie jak ulał, a dzisiaj nie tylko pod względem charakterów, ale i kolorystycznie, jako że Krueger specjalnie dla swojej partnerki do czarnego, perfekcyjnie skrojonego garnituru i białej koszuli dobrał zieloną poszetkę i szeroki krawat w tym samym odcieniu, którego koniuszek póki co skrywał się pod materiałem kamizelki. - To co? Idziemy? - Zaproponował zaraz i wziął Victorię pod rękę, po czym razem udali się na salę, gdzie mogli zachwycać się imponującym wystrojem. Grono pedagogiczne jak zawsze zadbało o dekorację, która zadziwiała wręcz swym przepychem, ale i elegancją. Siedemnastolatek rozglądał się dookoła, kiedy niestety jego spojrzenie trafiło na dwoje uczniów... Jasmine właśnie całowała zapewne swojego imprezowego partnera. Franz, co prawda, nie widział z tej odległości, czy w policzek, czy w usta, ale szczerze powiedziawszy było mu wszystko jedno. Czuł jak krew się w nim gotuje i mimo że obiecał sobie tego wieczora nie zwracać uwagi na pannę Vane, postarać się chociaż na parę godzin o niej zapomnieć, nie potrafił powstrzymać narastającej fali wściekłości. Niemiecki czarodziej odruchowo zacisnął dłoń na różdżce schowanej za paskiem spodni, ale nie wyciągnął jej. Próbował odwrócić wzrok i ochłonąć. Nie odezwał się przy tym do panny Craven ani słowem - nie zamierzał obarczać jej ciężarem swoich problemów. No i nie oszukujmy się, czara goryczy nie została jeszcze przelana - zapewne dlatego, że Franz nadal nie miał pojęcia o tym, że jego ukochana romansuje właśnie z tym Krukonem, który dzisiaj pojawił się z nią na balu. Gdyby tylko był tego świadomy, raczej nie próbowałby się nawet hamować, skoro już teraz, bez tej wiedzy, miał ochotę zamordować delikwenta.
|
| | | Tanesha Hanyasha
| Temat: Re: Bal Zimowy Pon 28 Gru 2015, 16:07 | |
| Bal Bożonarodzeniowy nigdy jakoś specjalnie Ślizgonki nie interesował. Może po części z powodu, że była to impreza dość tradycyjna - znaczna większość przychodziła odświętnie ubrana, w parach, a następnie cały wieczór wirowała w tańcach towarzyskich. Nie żeby Tanesha nie miała pojęcia jak to się robi - pannie z arystokrackiego rodu wypadało przynajmniej posiadać umiejętności nie przynoszące wstydu całej rodzinie, objawiającego się udeptywaniem śródstopia partnera do tańca. Brunetka jak na tak bardzo niepopularną - a raczej negatywnie popularną - dziewczynę, tańczyła lepiej niż ktokolwiek by zakładał. Ale o tym mało kto wiedział. Z wyjątkiem nielicznej męskiej części jej rodziny, albowiem jej samcofobia nie dotyczyła kuzynostwa ani wujostwa. Niemniej jednak ze względu na to, że był to ostatni taki bal w życiu, stwierdziła, że wypadałoby się zjawić i pokazać do czego taka Żmijka jak ona jest zdolna. Tak, kiedy pociągała ognistą z pozostałymi Ślizgonkami tuż przed wyjściem, obiecała sobie przynajmniej raz pokazać na parkiecie jak bardzo tytuł " Żmijki" do niej pasuje. Strzeżcie się kobry, oto nadchodzę! Jedyny problem polegał na tym by za towarzysza parkietu nie trafić na kogoś, komu bliżej do kłody niż tancerza. Liczyła jednak, że w razie problemów zaczerpnie wiedzy na temat obecnego towarzystwa od kogoś lepiej obeznanego. Chociażby panny Vane. Wyszykowanie się na bal zajęło Hanyashy mniej czasu niż zakładała. Mimo, że na codzień robiła raczej lekki makijaż, uwinęła się bez zbędnych poprawek i wyklinania na nierówne kreski. Wsunęła na czoło ozdobę, którą ekspedientki dobrały do sukienek dla niej i Tanji, oraz niebotyczne obcasy, czym wywołała zdziwienie części koleżanek z domu. Zwykle odziana w kilkucentymetrowe trzewiki, przemierzała korytarze i schody wręcz z podejrzaną gracją. Halo, czym są takie obcasy przy latach ćwiczeń na równoważni? Poza praktyką polegającą na dreptaniu w takich butach często i gęsto, należało mieć też ' mocne' stopy. Tak jak obiecała przyszywanej siostrze, zabrała też ze sobą rodową parasolkę, jako zastępczą gaśnicę na natrętów. Wystukując tylko sobie znany rytm na kamiennych posadzkach Tanesha dotarła aż pod Wielką Salę. Jednak zamiast skierować się do oszołamiającego dekoracjami wnętrza, skręciła i stanęła za jednym z filarów. Przyszła nieco za wcześnie więc trochę się naczekała na przybycie bliźniaczki. Widząc ją na horyzoncie, uczepioną ramienia starszego z Blacków nieco zmarszczyła brwi, ale pomachała jej dyskretnie zza kolumny. Musiała przyznać, że Tanja też całkiem nieźle radziła sobie na połyskujących szczudłach. Po kroku też ich raczej nie rozpoznają. - Oh, daj spokój. Wyglądasz powalająco. Obie wyglądamy powalająco. - machnęła ręką z rozbawieniem - Przeze mnie ktoś o mało nie spadł ze schodów w lochach a ty widzę znalazłaś sobie podpórkę. Mamy remis. - brunetka zajrzała do małej torebeczki i pogrzebała w niej energicznie. - Zapamiętaj młoda. Najlepsze laski zawsze psikają się na 'krucyfiks'. - oświadczyła młodszej bliźniaczce i sięgnęła po buteleczkę perfum. Sprawnymi ruchami psiknęła Tanję na szyi, w dekolt oraz w zgięcia łokci - najpierw w lewy, później w prawy. - A teraz 'amen'. - rozpyliła odrobinę perfum w powietrzu i chwyciła Gryfonkę za rękę przeciągając ją przez pachnący obłoczek. Tym oto sposobem mroźny zapach osiadł także na włosach Everett. Obie bliźniaczki roztaczały teraz zapach zielonej herbaty z dodatkiem magnolii i bergamotki. Rześki i lodowaty zarazem. Flakonik zniknął w małej torebeczce Ślizgonki, która już wcześniej się ' przeżegnała' a na jego miejscu w szczupłej dłoni pojawiła się piersiówka. - No, to zdrówko! - odkręciła korek i podała towarzyszce. - Solidnie Everett, solidnie. Trochę wątpię, żeby tam mieli ogrzewanie. - Tan ponagliła niesiostrę i sama też upiła whiskey. Wzdrygnęła się lekko, kiedy alkohol rozpalił jej przełyk aż do żołądka. Wzięła jeszcze jeden pokaźny łyk, czując przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. - No, komu w drogę, temu kopa. Gdzie ten twój gryfoński Black? - spytała Hanyasha chowając ich mini ekwipunek do torebki. Tanja swojej nie miała, to też Ślizgonka postanowiła zostawić swoją w towarzystwie parasolki. Jeśli ktokolwiek, kto wie do kogo należy owo narzędzie zniszczenia, przypadkiem na nie trafi, raczej nie odważy się tknąć jej rzeczy. A jeśli z jakichś powodów nie wie - już ona się z nim później policzy. Brunetka pociągnęła lekko bliźniaczkę, wychodząc zza filaru i rozglądając się po wchodzącym towarzystwie. Let the madness begin. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Bal Zimowy | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |