|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 18:14 | |
| W Hogwarcie rozpętała się prawdziwa burza – wywołana przez Bal Zimowy, oczywiście. Nie obeszło się bez latających wszędzie sów, biegających kotów, nieszczęśliwie zakochanych dziewcząt. Uczniowie pragnęli wydostać się z objęć nadchodzącego niebezpieczeństwa, zatańczyć z swoim wymarzonym partnerem, zatańczyć i poczuć się jak księżniczka. Bądź książę, zależnie od upodobań. Sama Allison nie spodziewała się, że pójdzie na bal. Traktowała to jako odskocznie od współczesnych czasów. Nie zamierzała tańczyć, zresztą, nawet nie miała partnera – na bal postanowiła pójść godzinę przed rozpoczęciem. Nie szykowała się na tą okazje zbyt długo… Założyła miętową sukienkę, pasującą do zimowych kolorów, oraz nałożyła lekki makijaż. Nie czekając długo ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Po drodze zauważyła wiele osób, w tym sześć płaczących w rogu Gryfonek. Jedna pocieszała drugą. Cóż, uroki balów. Jedni znajdują miłość na całe życie, serca innych łamią się na pół. Na szczęście jej to nie groziło. Nigdy nie chciała trzymać u swojego boku niepotrzebnego mężczyzny. Zamierzała poświęcić całe swoje życie wybranej pracy – oczywiście, najpierw trzeba było zdać OWUTEMy i dostać się do biura aurorów. Dobrze, stop. Miała przestać martwić się o przyszłość i zająć się teraźniejszością. W końcu dotarła do Sali, gdzie zaczęli zbierać się ludzie. Wystrojone do granic możliwości panienki, oraz ubrani w eleganckie garnitury, chłopcy. Odgarnęła kosmyk ciemnych włosów oglądając Wielką Salę. Jak zwykle na tak ważne okazje, zmieniono jej wygląd. Świątecznie. Niegdyś zwisające nad głowami uczniów świece zostały zastąpione ostro zakończonymi soplami. Podłoże pokrył lód, obsypany szronem. Cóż, widok wprawił ją w niemały zachwyt – nawet się uśmiechnęła.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 18:18 | |
| Bal zimowy to doskonała okazja do obejrzenia ludzi, pół ludzi i innych stworów potocznie zwanych mężczyznami. Ich młodsza i mniej atrakcyjna wersja nazywana chłopcami nie była w guście panny Lind. Wybierała się na bal tak, jak każdy, choć nie podzielała ogólnego entuzjazmu. Bale oznaczały dużo tłustych, spoconych ciał wzajemnie do siebie przylepionych, domowy smród woźnego i regularny dźwięk tłuczonej porcelany. Nie można jednak zaprzeczać, że tańce i huczna muzyka to miła odskocznia od szarej codzienności. Thalia nie stroiła się tak jak rówieśnice. Przyodziała na siebie prostą, czarną sukienkę z broszką w kształcie skręconego węża. Do tego rajstopy i czarne buty na niskim obcasie. Włosy podkręcała różdżką przez bitą godzinę; podkreśliła swą specyficzną urodę makijażem i tracąc łącznie na przygotowania dwie godziny, wyruszyła na parter. Tam czekał na nią własny, prywatny i wychowany młokos, średnio inteligentny, choć przydatny Podnóżek. Nie pamiętała jego imienia. Nie był jakoś szczególnie przystojny, nie przykuwał uwagi i sprawiał wrażenie całkowicie pozbawionego fantazji i werwy. Naiwnie wpatrywał się w Thalię jak w posąg bogini i robił to, czego zapragnęła. W szarej codzienności raz go ignorowała, a raz wykorzystywała jego nieudolne chęci zwrócenia na siebie uwagi. Był jej doczepką, upierdliwym Podnóżkiem, którego o dziwo tolerowała. Zgodziła się wziąć go jako swojego towarzysza, wszak przyda się ktoś chętnie wykonujący jej polecenia pokroju przynieś-podaj-odnieś-pozamiataj. Poświęciła mu całe dziesięć minut pilnując, aby godnie się prezentował i choć na jeden wieczór zmył z twarzy trądzik. Nie pokaże się publicznie z Podnóżkiem w wydaniu zwyczajnym. Udawała, że nie widzi jego błyszczących mdłych oczu taksujących ją od góry do dołu. Wychodząc z lochów, zacisnęła palce na jego nadgarstku i bez powitania pociągnęła go w stronę Wielkiej Sali. Nie rozmawiała z nim, jeśli nie musiała. - Udawaj inteligentnego i do nikogo się nie odzywaj. - powiedziała doń przez zaciśnięte zęby i wkroczyli na bal. Sala prezentowała się pięknie. Thalia poświęciła dwie minutki na cichą komplementację dekoracji, a zaraz potem ruszyła do stolika, ciągnąc za sobą swego 'towarzysza'. Na szczęścia ani jedno ani drugie nie wywróciło się na lodzie, choć przez chwilę Thalia miała nieodpartą chęć wyczarowania przy podeszwach łyżew. Podnóżek zaś szczerzył się do każdego i dopiero po trzech mocnych kuksańcach przestał robić maślane oczy do profesor Lacroix. Skrzaty przyniosły im kieliszki musującego szampana, zaś pan Podnóżek rozpoczął zewnętrzny monolog na temat łajnobomb i innych huncowkich wynalazków. Thalia wpuszczała słowa jednym uchem, wypuszczała drugim. Nie spuszczała błękitnych ocząt z wejścia do Wielkiej Sali, mając nadzieję, że wyhaczy kogoś bardziej interesującego niż Podnóżek. Sączyła bez pośpiechu szampana i wodziła wzrokiem po sali. |
| | | Lorcan A. Gillis
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 18:21 | |
| Dobrą godzinę zajęło mu wybranie odpowiedniego stroju. Praca pracą, ale musi wyglądać odpowiednio do okazji. Choć trzeba przyznać, że zdziwił się treścią listu przyniesionego przez jedną z jego sów. Najwidoczniej brakowało personelu. Dość duża część aurorów rozsiana była po kątach. Nasilone działania Śmierciożerców wymuszały podjęcie poważnych kroków. To jedna z przyczyn. Drugą był wymóg obecności kogoś doświadczonego na tegorocznym Balu Zimowym w Hogwarcie. Po ostatnim ataku Dementorów na inny bal, w Biurze Aurorów odbyła się narada. W podłych czasach przyszło im żyć. Lorcan westchnął, po czym zdecydował się na elegancki czarny garnitur. No, nie do końca czarny, bowiem, jeśli spojrzeć się pod odpowiednim kątem, dało się zauważyć delikatny zielony refleks. Jeszcze raz przypomniał sobie w myślach, że nie idzie się tam bawić, a dbać o bezpieczeństwo wszystkich obecnych. Zamknął mieszkanie i wyszedł. Zjawił się przed wszystkimi. Było to konieczne, by na spokojnie wszystko posprawdzać. Za godzinę zaczną się schodzić dzieciaki, nauczyciele, i cały spokój szlag trafi. Upewniwszy się że wszystko gra, stanął pod ścianą, tak by jak najmniej rzucać się w oczy. Potarł dłonią brodę, i westchnął przeciągle. By nie wyglądać na bezdomnego, musiał pozbyć się swojego zarostu. A tak fajnie wyglądał. Westchnął jeszcze raz, by następnie skupić wzrok na Sali. Pierwsze głosy zaczęły rozbrzmiewać, pierwsi uczniowie i nauczyciele zaczęli gromadzić się w środku. Między kolejnymi falami ludzi Lorcan dojrzał znajomą twarz. Zmarszczył brwi, bowiem nie spodziewał się spotkać tu Aleca. Fakt że pracowali przez jakiś czas razem, było to jednak parę lat temu. Potem on skupił się na szkoleniu młodych aurorów, a Lorcan skupił się na tym, na czym znał się najlepiej. Tak więc widząc Haldane’a tutaj, nieco się ucieszył. Chciał od razu podejść i się przywitać, ktoś go jednak uprzedził. Młoda osoba, dziewczyna jeszcze. W końcu skojarzył i rozpoznał w niej nauczycielkę Astronomii, Alice Guardi. Czyżby Alec przyszedł się tu pobawić? Lorcan uśmiechnął się, po czym odepchnął od ściany i ruszył w kierunku starego znajomego. Po kilku chwilach znalazł się obok niego, i korzystając z jego nieuwagi klepnął go w plecy, jednocześnie się uśmiechając. -Witaj, Alecu. Cóż Cię tutaj sprowadza, w ten piękny wieczór?- przywitał się, po czym skierował swoją uwagę na towarzyszkę Haldane’a. Nie chcąc ograbić przyjaciela ze wszystkich kwestii, dał mu więc okazję do wykazania się dobrym wychowaniem. -Cóż to za urocza istota która Ci towarzyszy? Mam nadzieję że mnie przedstawisz?- zapytał, uśmiechając się w jej stronę. Najwidoczniej przerwał im konwersację, ale cóż to był za problem, prawda? |
| | | Alec Haldane
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 19:17 | |
| Całe te nauki o tym, że krawat pana powinien pasować do sukni pani, a z kolei kiecka damy powinna być stosowna do okazji sam Alec lekką ręką wyrzuciłby do śmietnika. Hołdując zasadzie, że najważniejsze to czuć się dobrze, zawsze miał problemy z podporządkowaniem się powyższym regułom - no, przynajmniej do czasu, gdy dostrzegł pewną magię w stosowaniu zasad ubioru i zaczął zwyczajnie to lubić. Już od kilku - kilkunastu? - lat noszenie smokingu czy fraka nie było dla niego problemem, podobnie jak uzgadnianie ze swą potencjalną partnerką - jeśli już takową miał - co powinni założyć. Nijak nie zmieniło to jednak jego zdania, że każdy powinien przede wszystkim pozostać sobą, a dopiero potem bawić się w cały ten pokaz próżności. Alec bawił się bo lubił, jeśli jednak ktoś tego nie tolerował - to po co go zmuszać? Obecnie więc był daleki, naprawdę bardzo daleki od uznania, że Alice z jakiegokolwiek powodu do niego nie pasuje. Jej sukienka była urocza, ubrana w nią panna Guardi cudowna - a więc nie było najmniejszego problemu. - Nonsens - rzucił więc lekko na jej stwierdzenie o tym, że mogli zgrać się lepiej. - Pasuje doskonale, a jeśli ktokolwiek stwierdzi inaczej, będzie to ewidentny znak, że po prostu się nie zna - oświadczył poważnie, by w kolejnej chwili roześmiać się cicho i tym samym pokazać, jak niewiele uwagi zwraca na zdanie innych tu obecnych. Opinie innych ludzi z pewnością interesowały go teraz znacznie mniej niż nieoczekiwana lekcja, jakiej postanowiła udzielić mu Guardi. Zaskoczony był tylko do chwili, w której przypomniał sobie, czego Alice uczy i czym się pasjonuje. Od tego momentu nie tylko zdziwiony już nie był, ale wykazał faktyczne zainteresowanie - sam na nieboskłonie w zasadzie się nie znał, spoglądał nań tylko w takich okolicznościach, w jakich czynili to inni ludzie. Romantyczny wieczór pod gwiazdami czy zachód słońca, sami rozumiecie. Gdy więc rudowłosa ni z tego, ni z owego zaczęła wskazywać mu kolejne punkciki, bez wahania zadarł głowę i śledził wędrówkę jej palca, słuchając z wyraźnym zaciekawieniem. - Daj spokój, nie mam ci czego wybaczać. To jest ciekawe i nie mam nic przeciw, żebyś... - Chciał właśnie zachęcić towarzyszkę, by kontynuowała ich wspólny spacer po konstelacjach, gdy nagle na ziemię sprowadził go dobrze znany głos. Świat jest mały, co? - Lorcan - rzucił z lekkim zaskoczeniem jednocześnie wyciągając do mężczyzny prawicę w geście powitania. - Jak mniemam to samo, co ciebie - bal - odpowiedział z rozbawieniem, jednocześnie intensywnie pracując nad dedukcją, w jakiej roli mógł pojawić się tu Gillis. Z drugiej strony, czy naprawdę było po co tracić czas? Wystarczyło przecież zapytać gdy już powitanie będą mieli za sobą. - Dotrzymuję towarzystwa tej uroczej damie - odpowiedział więc tymczasem, jednocześnie przejmując na siebie obowiązek przedstawienia ich sobie wzajemnie. - Alice, poznaj Lorcana. Swego czasu pracowaliśmy razem i muszę przyznać, że wspominam te czasy z nostalgią. - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Ze starszym o pięć lat kolegą rzeczywiście pracowało mu się nad podziw dobrze i gdyby nie nieco odmienne ścieżki rozwoju zawodowego, może wciąż zasiadaliby przy jednym biurku. - Alice Guardi. Jest tutejszą stażystką astronomii - przedstawił następnie dziewczynę Lorcanowi i dopiero wtedy mógł dać wreszcie upust swojej ciekawości. - A ty? Masz dzisiaj dyżur? - Alec dedukował szybko, gdy więc u boku Gillisa nie zobaczył żadnej urodziwej damy, a i zorientował się, że starszy auror najwyraźniej był tu już wcześniej, wtedy - cóż, wniosek nasunął się sam. W międzyczasie zerknął kątem oka ku swej towarzyszce i uśmiechnął się ciepło. Obawiał się, że nieoczekiwany towarzysz może zawstydzić trochę młodziutką Szkotkę, gotów był więc zrobić wszystko, żeby Ala nie czuła się jeszcze bardziej niekomfortowo. Nie wypadało mu tak po prostu odprawić Lorcana z kwitkiem, bo w końcu znali się od lat, tym niemniej nie zamierzał też wynosić go ponad wygodę własnej partnerki. |
| | | Aeron Steward
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 20:57 | |
| Cóż za dzień. Albo wieczór, jak kto woli. Kto bo pomyślał, że Aeron przyjdzie na bal w czyimś towarzystwie? Znaczy, jeśli miał być dokładny, to jeszcze siedział sam. Jeszcze. Zjawił się jak najwcześniej mógł. Sala, nieco już zapełniona, nie kusiła nikim interesującym. Aeron westchnął i wyszedł przed wejście. Lepiej będzie jeśli poczeka na panienkę Avery tutaj. Z godnie z jej radami (zaleceniami? Jezu, że też w ogóle miała czelność mu coś takiego mówić) starał się wyglądać tak jak zawsze. Jak gbur który nie wie co to znaczy uprzejmość. Nie było to trudne. Wystarczyło że zachowywał się tak jak zawsze. Ludzie mijali go, jakby nie dostrzegając jego obecności. Wygładził piękny garnitur, który specjalnie wyciągnął z prawie nigdy nie otwieranego kufra. Ubrał go w życiu dokładnie trzy razy, i za każdym razem był to czyjś pogrzeb. Uśmiechnął się ponuro. Cóż, istniała szansa że Noelle w jakiś sposób i z jakiegoś powodu go dziś uśmierci, ale co to za życie bez igrania z ogniem? On coś na ten temat wiedział. Na pierwszy rzut oka nie było tego widać, ale jego ciało pokrywały dziwne blizny od poparzeń, które w jakiś czas od wypadku ułożyły się we wzór który sam przypominał płomienie. Dobrze że w Szkocji nie jest wystarczająco ciepło by chodzić bez koszulki. Mało kto lubił takie widoki. Czekając na swoją partnerkę, Aeron dostrzegł parę twarzy których w ogóle nie kojarzył. Byli to głównie osobnicy raczej po trzydziestce, i nie wydawało mu się by przyszli tu na zabawę. Aurorzy, jak się domyślał. Nic dziwnego że Ministerstwo chce kontrolować wydarzenia w szkole. Po ostatnim razie zrobił się niezły dym, szczególnie że na imprezę wprosili się dementorzy. Z jednej strony była to dobra wiadomość, bowiem zawsze oznaczało to jakieś bezpieczeństwo. Z drugiej, dla osoby pokroju Arcia, który cierpi na wrodzoną awersję do wszystkie co tyczy się Ministerstwa Magii, oznaczało to rozszerzanie się jego wpływów. Westchnął. Rozejrzał się po Sali, w nadziei że może jakimś cudem umknął mu ktoś godny uwagi. Niestety, rzeczywistość była smutna i dobijająca, i Aeron wrócił do podpierania ściany tuż za wielkimi drzwiami. Ciekawe co przyniesie ten bal, oprócz tłumów rozwrzeszczanych puchonów, kilku tłukących ich ślizgonów i całej reszty gryfonów którzy w jakiś durny sposób będą chcieli udowodnić swoją odwagę. Nagle coś mu przyszło na myśl. Ciastka. Może znowu dorwie te ciastka, orzechowe. No i oczywiście poncz, do którego nie zbliży się na mniej niż dziesięć metrów. Ale może, przy takiej obstawie, nikt go nie „ulepszy”. Westchnął, zastanawiając się gdzież u licha pojawia się Noelle. Jeszcze trochę a zapuści tu korzenie. |
| | | Feliks Zolnerowich
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 21:20 | |
| Feliks miał plan. Plan złowieszczy, idealny i proszący się o komentarz w postaci złowieszczego śmiechu czarnego charakteru rodem z mugolskiego filmu klasy C. Wszystko szło po jego myśli, od spotkania z Chantal po jej wiadomość oraz informację o zimowym balu w Hogwarcie. Szczerząc się wesoło do kawałka pergaminu, Rosjanin obracał w palcach spinkę ze sporym kawałkiem pięknie oprawionego lapis lazuli, lakonicznie i konkretnie odpisując na sowę mistrzyni eliksirów z zapewnieniem, że ową ozdobę odzyska przed wyznaczonym czasem. A że pan Zolnerowich był stworzeniem z natury bezczelnym i wyganiany drzwiami wracał oknem, przygotował sobie zawczasu elegancki garnitur ze spinkami, wypastował buty oraz odnalazł w czeluściach pudeł jeden z jedwabnych krawatów. W wyznaczonym dniu wyszedł nieco wcześniej z pracy, ogolił się, opanowując coraz bardziej rozbestwiony busz na szczęce podobnie jak i ten na głowie, zmieniając swoją zwykłą aparycję „na żula” w coś bardziej eleganckiego. Kobiety i mężczyźni mieli padać na jego widok, a nie podsuwać kubły, by mógł sobie zebrać puszki na skup. Szczególnie taka jedna czarownica, która uparcie nie chciała opuścić myśli Feliksa, pojawiając się w nich w najmniej oczekiwanych momentach, sprawiając, że na moment się zawieszał, wpatrując w przypadkowy punkt. - Connor, rusz zada, bo wyjdę bez ciebie! – wrzasnął znad umywalki, poprawiając włosy po raz ostatni i wychylił głowę z łazienki, szukając wzrokiem milczącego podopiecznego. Irlandczyk zdecydował, że chce wrócić do szkoły, nawet jeśli jeszcze nie opanował magii niewerbalnej, a kim był Feliks by mu tego odmawiać? Chłopak był dorosły, mógł decydować o sobie. Zduszając drobne, dziwne ukłucie niepokoju o jego dalszy los, Rosjanin chwycił płaszcz i wraz z przygotowanym do wyjścia Cu, wyszedł na ulicę, po czym złapał jego ramię, by teleportować ich obu do Hogsmeade. Droga do zamku nie była zbyt daleka, Feliks zaczął nawet w pewnym momencie pogwizdywać z zadowoleniem i nucić pod nosem piosenki w ojczystym, nieco szeleszczącym języku. Spinka ze szlachetnym kamieniem czekała spokojnie w jego kieszeni na odpowiedni moment. - Jakby cię ktoś zaczepiał, wal go w jaja. Nie w mordę, bo zaraz wstanie i odda mocniej. Splot słoneczny, skronie albo cojones. No spadaj, ja mam coś do załatwienia – rzucił już za progiem zamku do chłopaka, który choć przez ostatni miesiąc doprowadzał go momentami do szału, zyskał sobie odrobinę rosyjskiej sympatii. Feliks klepnął go nawet w ramię, kiwając krótko głową, po czym wyprostowany, jak gdyby nigdy nic, powędrował dziarskim krokiem ku Wielkiej Sali. Zegar miał zaraz wybić siódmą, a obietnica dana w liście czekała na spełnienie. Nie obdarzając dłuższym spojrzeniem wystrojonych uczniów i uczennic, odnalazł wzrokiem Chantal, przy której właśnie ktoś przystanął, najwyraźniej zagajając rozmowę – i choć Zolnerowich osobiście nic do faceta nie miał, ba! Nie miał pojęcia, jak się nazywał, tego konkretnego wieczora nie pozwoli przerwać sobie zaplanowanych łowów. Wyginając więc usta w uśmiechu, któremu przypisać można było sto i jeszcze jedno znaczenie, zaszedł mistrzynię eliksirów od prawej flanki, bezczelnie obejmując jej talię silnym ramieniem. Zapach bzu i agrestu przyjemnie załaskotał w nos. - Odbijany – rzucił krótko w stronę Victora i nie mając najmniejszego zamiaru oglądać jego reakcji, pociągnął ze sobą pannę Lacroix do środka Wielkiej Sali. - Widzisz, mówiłem, że dostaniesz ją przed czasem – pociągnął z uśmieszkiem tak pełnym samozadowolenia, że aż prosił się, by dać mu w gębę. Z kieszeni wyciągnął podprowadzoną w Dziurawym Kotle spinkę, obrócił ją w palcach, by światło zagrało na nakrapianym złotem kamieniu i podał ją Chantal. Cały czas utrzymując dłoń na jej biodrze. - Wyglądasz zachwycająco. |
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 21:57 | |
| Nie było nic gorszego niż kobieta wystawiona na niepewność losu, która musiała czekać. A już tym bardziej skrajnością było, jeśli owa kobieta miała na imię Chantal. Zwłaszcza Chantal Lacroix. Stojąc niedaleko progu Wielkiej Sali miała wgląd na zegar, który pokazywał za dwie osiemnastą. I gdzie ten pieprzony Rosjanin?! Oczywiście spinka nie była rzeczą niezbędną, ale Chantal nie lubiła niedotrzymywania obietnic. A na to się zapowiadało. Nauczycielka kiwała automatycznie głową kolejnym uczniom czy członkom grona pedagogicznego, wyczekując znajomego zarostu Feliksa. Jej niepokój się pogłębiał, przez co włosy nadal przybierały niezdrowych, czerwonych refleksów. Zagłębiona w myślach Chantal nie zauważyła Victora, który czekał tutaj na inną nauczycielkę. Wyrwana z zamyślenia odwróciła głowę, z nadzieją w chmurnych oczach wyszukując Zolnerowicha. Przełknęła rozczarowanie i posłała nauczycielowi słaby uśmiech. -Victor, miło Cię widzieć na stałym gruncie. -zauważyła, zahaczając o profesję nauczyciela. -Czekasz na kogoś? Która to wybranka? -zapytała, aby jakoś rozładować nerwowość stworzoną przez oczekiwanie. Kiedy oczekiwała na odpowiedź poczuła silny dotyk na swoim biodrze. Ten sam niski głos, zapach piżma i nikotyny dotarł do jej nozdrzy i przez tę krótką chwilę nie czuła złości. Dziwne, przyjemne ciepło rozlało się po jej ramionach aż do podołka. Przymknęła rozchylone wargi, kiedy znalazła się wraz z Feliksem w ustrojonej Wielkiej Sali, zapominając już o Victorze. Postarała się ukryć pierwotną radość spowodowaną nadejściem Rosjanina maską lekkiego poirytowania. -Ty bezczelny... specjalnie to zrobiłeś, prawda? Aby wbić się na bal ze mną? -zapytała nieco podburzona, co oczywiście teraz było już grą aktorską, bo gdzieś w smoczym serduszku cieszyła się na jego widok. Odebrała od niego spinkę i jednym zgrabnym ruchem wsunęła ją we włosy nad prawym uchem. Otrzepała ciemne kosmyki. -Teraz wyglądam jak powinnam. -stwierdziła, wydymając lekko swoje nieumalowane usta. -A Ty nadal jesteś bezczelny. Możesz zacząć odkupywać swoje winy i przynieść mi coś znośnego do picia. W wolnej chwili. -rzuciła, nie omieszkując jednak spojrzeć na twarz Felixa. Przyłożył się do swojego wyglądu. Doceniała jego równy zarost, ułożone włosy i jedwabny krawat. Wciągnęła powietrze nosem niezbyt głęboko, by tego nie zauważył, mając nadzieje, że skupi się na wypiętym biuście, który w tej sukni był wystarczająco wyeksponowany. -Przystojnie wyglądasz. Odwaliłeś się jak szczur na otwarcie kanału. -ostatnie zdanie wypowiedziała prawie bezgłośnie, ale posłała Felixowi tajemniczy uśmiech.
|
| | | Syriusz Black
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 21:59 | |
| Bal Bożonarodzeniowy, tradycja szkoły a zarazem ostatnia rozrywka przed przerwą świąteczną zawsze stanowił punkt honorowy na liście starszego Blacka. Jak na jednego z huncwotów przystało, czuł się w obowiązku czuwać nad jakością imprezy i w razie wiania nudą, przekonać swoim urokiem osobistym orkiestrę, by zagrała coś żwawszego niż pochodna marszu pogrzebowego. Od biedy - sypnąć im groszem. Któż inny niż Syriusz miałby dbać o to, by żadna ładna dziewczyna nie udawała filaru, tylko w należyty sposób wirowała po parkiecie? Obtańczenie wszystkich samotnych panien zajmowało mu zwykle połowę imprezy jak nie dalej. Z pominięciem Ślizgonek, te albowiem pozostawiał na pastwę swojego brata... który o tytuł króla parkietu mógł najwyżej konkurować ze zmiotką Filcha. Ot ci peszek. Poza obecnością na balu, tak popularnemu chłopakowi w szkole nie wypadało przychodzić samemu. Po tym jak Dorcas odesłała go z kwitkiem na rzecz wieczornego randez-vous z jakimś opasłym, grzybiastym tomiszczem z zakresu historii, Syriusz niemal się załamał. Ale trwało to zaledwie chwilę, ponieważ kiedy przesiadując w Pokoju Wspólnym myślał, że najlepiej byłoby zabrać kogoś, kogo znał i lubił... przez pokój przemknęła niejaka Tanja Everett. Gryfon niemal sam przyklasnął swojemu pomysłowi. Ale zaraz napotkał schody. A raczej ich brak, ponieważ brunetka zdążyła zniknąć na klatce schodowej do dormitoriów dziewcząt. Wczołgiwanie się po równi mocno pochyłej było poniżej godności Syriusza Blacka... to też postanowił się przyczaić. W czasie kiedy podpierał barierkę, Łapa zdążył podpytać inne Gryfonki o to, czy Everett w ogóle się wybiera na bal. I czy ewentualnie powinien się nastrajać na bójkę. Ciężko było zakładać, że taka ładna i dość popularna dziewczyna - w końcu gra w Quidditcha! - pójdzie tam sama... Zanim jego niczego nieświadoma towarzyszka zjawiła się ponownie w Pokoju Wspólnym, Syriusz zdążył dziesięć razy poprawić szkarłatną muchę i tyle samo razy otrzepać z niewidocznego pyłu swoją czarną szatę wyjściową. Nieco dłużej zajęło mu zbieranie szczęki z podłogi kiedy jego wzrok napotkał Tanję. Przyjrzał się jej od góry do dołu i z powrotem, mrugając raz po raz jakby zwątpił w prawdziwość tego zjawiska. Po koleżance z drużyny spodziewał się się raczej mniej... wykrojonej? sukienki w kolorze wina i znacznie niższych butów, niż te w których teraz stała. Tuż obok. Najwyraźniej nie on jeden uznał, że to co widzi nie jest tym czego się spodziewał... więc jednym susem znalazł się tuż obok Gryfonki oferując jej swoje ramię. - Everett, wyglądasz olśniewająco. - rzucił z szelmowskim uśmiechem - Czekałem na Ciebie. Idziemy? - spytał wystarczająco głośno by zgasić ewentualnych śmiałków, którzy planowali zrobić dokładnie to samo. Poza tym kolejnej odmowy dnia dzisiejszego - i to do tego przy świadkach - po prostu by nie zniósł. A Tanja, wyraźnie zaskoczona dała się poprowadzić przez dziurę za obrazem a stamtąd wprost na sam parter. - Nie spodziewałem się po Tobie takiej kreacji - uśmiechnął się do towarzyszki, kiedy w zagęszczającym się tłumie skierowali swoje kroki do Wielkiej Sali - Nie żeby była zła, wręcz przeciwnie... wyglądasz pięknie. Mam tylko nadzieję, że padalce ze Slytherinu nie skuszą się na Twoją srebrną sukienkę... - Black rzucił kolejne ukradkowe spojrzenie na kreację brunetki - Trochę przykro będzie, kiedy wrócą do domu na Święta bez kilku przednich zębów... |
| | | Gość
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 22:07 | |
| Na tak prestiżowej imprezie nie mogło zabraknąć jego i jego niezawodnego wózka. Z lochów wyłonił się nie kto inny, jak właśnie Artie McCallister. Ostatnio nie obracał się w towarzystwie, ponieważ bardziej skupił się na nauce (haha). Niestety, eliksirów nadal uczyła Smoczyca, a on ze swoim kalectwem nie mógł liczyć na taryfę ulgową, co najwyżej był bardziej gnębiony niż wszyscy. No cóż… Raz się żyje, a upodobań nie można było zmienić. Przejdźmy jednak do samego Artiego oraz Balu. Drifter nie przyjechał z żadną panną, ponieważ tak naprawdę to całkowicie zapomniał o tym, że taka impreza odbędzie się w Hogwarcie. Jakim cudem? Czyżby stał się takim ignorantem? Przecież był z Hufflepuffu, najbardziej imprezowego domu! No cóż… Artek to Artek. Jemu trzeba było wybaczyć takie rzeczy. Był odstrojony jak stróż w Boże Ciało. Buty miał mocno wypolerowane, jakby nie robił nic innego przez cały tydzień. Tak naprawdę użył kilka prostych zaklęć, o których przypomniało mu się na niedawnych zajęciach. Spodnie miał również nienagannie wyprasowane, tak samo jak koszulę (również czarną), której kołnierzyk wystawał ponad czarną szatę wyjściową. Do kieszeni na piersi włożył małą, białą różyczkę. Na nosie miał jak zwykle prostokątne okulary. Nie dość, że poruszał się na wózku, to jego wzrok był po prostu okropny. Cóż, niektórzy mają w życiu zwyczajnie przechlapane. Grunt to jednak nie przejmować się. Po uśmiechu Artiego nikt nie mógł mieć wątpliwości, żeby Puchon na coś się uskarżał. Przejechał przez Salę Wyjściową prosto do Wielkiej Sali. Nie chcąc zastawiać wejścia, podjechał do jednego z wolnych stolików. Zapatrzył się na lodowe rzeźby. Słysząc jednak podniecone głosy czteroklasistek, zwrócił uwagę na zorzę polarną. No tego to jeszcze nie grali!
|
| | | Jon Morensen
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 22:40 | |
| - JOOOOOOOOOOOOOOOOOOOON!Cisza. - JOOOOOOOOOOOOOOOOON! Weź coś powiedz, cholera, noooo! – piszczała i jęczała w krukońskiej głowie Angie. - Idziemy na bal! Zawsze marzyłam o ubraniu jakiejś pięknej, balowej sukni! Czemu nie mogę? Czemuuuuuu? - Zamknij się, Ang. – warknął w myślach Jon. - Wyjesz gorzej niż wilkołak ze srebrnym bełtem w dupie. I nie, nie ubiorę żadnej, cholernej sukienki, lepiej mi w marynarkach, wiesz? W ogóle… masz szczęście, że Bruce śpi.Młody albinos szedł w kierunku Wielkiej Sali, ubrany tak, aby było elegancko dla tłumów, a dla niego samego wygodnie. Zresztą, nie bardzo przejmował się zdaniem ludzi – bardziej ciekawiło go, czy przez trzy lata nieobecności w Hogwarcie zauważy jakiekolwiek zmiany w organizacji dorocznego Balu Zimowego. Żywione nadzieje prysły zaraz po przekroczeniu progu, wypełnionej już uczniami i innymi personami, Sali. Impreza została zorganizowana w bardzo podobny sposób, jak ta, na której ostatnio zawitał Jon jakieś cztery lata temu. No cóż, nie można spodziewać się zbyt wiele, prawda? Nie zmienia to faktu, że nadal istnieje możliwość zabawienia się w ten, czy inny osób, ponieważ nie miejsce czyni wydarzenie interesującym. Po krótkim przystanku w drzwiach wejściowych, Morensen zanurzył się w, powstały podczas jego opóźnionej wędrówki do Sali, tłumek. Starając się nikogo nie potrącić, co mogło łatwo się zdarzyć, ponieważ Jon cały czas używał swoich czerwonych patrzałek, aby z poszczególnych grupek wystrojonych person wyłuskać jakieś ewentualnie znajome mu twarze. - Nu tak, Blackriversa pewnie jeszcze nie ma, zawsze spóźnia się bardziej niż ja– mruknął niezadowolony, przeczesując przy tym swą prawicą (o dziwo!) ułożone na tę okazję włosy. Traf chciał, że znalazł się przy stoliku, na którym było mnóstwo ciasteczek i innych łakoci. O Merlinie, witamy w raju. Kilka ciasteczek zniknęło bezpowrotnie w czeluściach układu pokarmowego młodego Norwega. Oj, jak niepoprawnie… Jesteśmy przecież na balu! Panicz powinien rozglądać się za płcią przeciwną, której kręci się dookoła cała masa, a nie objadać jakimiś ciasteczkami, czyż nie? Cóż, tak się składa, że Jon zauważył pewną Puchonkę, której rude włosy wyraźnie się odznaczały. - Moore, co? – pomyślał Jon z uśmiechem doprawionym nutą dziecięcego wręcz jadu. Dlaczego się tak uśmiechał? Cóż… ten niedojrzały siódmoklasista miał nieodpartą chęć rzucenia ciastkiem cytrynowym udekorowanym jakimiś błękitnymi koralikami, które to układały się we wzór płatku śniegu, w łepetynę wyżej wymienionej uczennicy. Szczęśliwie jednak, powstrzymał się, przynajmniej na razie. Nie wypada robić takich głupich rzeczy na samym początku imprezy. - Czemu tego nie zrobiłeś, coooo? Nudzę się. – smuciła mu w głowie Angie, chłopak się jednak tym nie przejmował. Zamiast skupiać się na jęczeniu jednej ze swoich pokręconych osobowości ruszył w poszukiwaniu jakiegoś wolnego stolika i krzesełek – tych na szczęście było pod dostatkiem. Morensen wygodnie rozłożył się na jednym z siedzisk i postanowił czekać. Bale na samym początku zawsze są trochę sztywne, a podczas samego czekania też można kogoś ciekawego spotkać, czyż nie?
Ostatnio zmieniony przez Jon Morensen dnia Nie 27 Gru 2015, 22:51, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Feliks Zolnerowich
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 22:43 | |
| Rosjanin uważnie przyglądał się reakcji Chantal, wychwytując chwilowe wstrzymanie oddechu i lekkie rozchylenie ust, gdy objął jej talię. Potwierdzenie, że była tak samo wrażliwa na jego obecność i dotyk, jak działo się to i w jego przypadku, stanowiło niemałe pocieszenie – przynajmniej nie siedział w tym bagnie sam, jak psiak skopany przez przypadkowego zwyrola. Nie musiał stosować siły i wołami ciągnąć za sobą czarownicy. Wystarczyła sugestia, pewny nacisk, a ruszyła przy jego boku z własnej woli, całkowicie ignorując mężczyznę, który podszedł do niej zaledwie chwileczkę wcześniej – Zolnerowich by skłamał, gdyby stwierdził, że jego męskie ego ani odrobinę nie zostało tym połechtane. Na szczęście dla siebie, niekoniecznie dla otoczenia, Feliks zawsze walił prawdą między oczy. Zarzut o bezczelność sprawił, że usta czarodzieja rozciągnęły się w jego ulubionym rodzaju uśmiechu – tym, który upodabniał go do rozbawionego rekina. - Mówiłem, że jestem arogancki i bezczelny. Nie mogłem przepuścić takiej okazji – stwierdził swobodnie. - A ty nie wyglądasz na zbyt zawiedzioną. Powiedziałbym nawet, że promieniejesz – dodał, niekoniecznie dyskretnie zerkając ku odsłoniętemu dekoltowi czarownicy, by zaraz przesunąć spojrzeniem czekoladowych oczu wzdłuż jej szyi, musnąć szczękę i kącik ust, a potem zatrzymać się na chmurnych tęczówkach. Czas na poskramianie złośnicy. - I to nie tylko wina tego kamienia – uniósł wolną dłoń, niemal pieszczotliwie odgarniając do tyłu pojedynczy kosmyk włosów, który postanowił umknąć spince. - Chociaż jako ekspert od skarbów, muszę przyznać, że to piękny okaz. Mógłby pociągnąć komplement dalej, wspomnieć matkę Chantal oraz pochwalić jej gust, ale czuł, że byłoby to zbyt lekkomyślne nawet jak dla niego – chciał zjednać sobie tę kobietę, a nie wywoływać jej zły nastrój. Feliks złożył usta w lekki dzióbek, teatralnie mrużąc oczy, gdy panna Lacroix uprzejmie przyrównała go do szczura cieszącego się z otwarcia nowej nitki kanalizacyjnej – ostry język tylko dodawał do pieca i zamiast odpychać Rosjanina, wzbudzał większe zainteresowanie. - I wspólnie zwiedzamy tę studzienkę – odparł, wypowiadając słowa tuż przy uchu czarownicy. Jego dłoń przesunęła się z biodra opiekunki Slytherinu nieco wyżej, pieszcząc pod palcami przyjemny w dotyku materiał. Nim jednak Chantal mogła dać znak, że chciałaby pociągnąć tę grę nieco dalej, Zolnerowich zaczepił jednego z domowych skrzatów, załatwiając im dwa wysokie, pokryte szronem kieliszki szampana. - To nie królowa trunków, ale chyba musi wystarczyć do następnego razu. |
| | | Gość
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 23:07 | |
| Do balu przygotowywała się całe popołudnie. Oczywiście, wcześniej musiała sprawdzić jak wyglądał jej najmłodszy syn. Gdy usłyszała, że starszy, Sebastian nie miał zamiaru nigdzie iść, tylko zrobiła mu awanturę, wyzywając go od wiecznych kawalerów. No cóż, miała tylko nadzieję, że szybko sobie kogoś znajdzie, bo ona, w tej chwili, tego wieczoru miała się wyśmienicie bawić w towarzystwie jej ulubionego drania, Van Vuurena. Był przystojny, z grubym portfelem, a to Xandrii odpowiadało jak najbardziej. Na sam koniec swoich przygotowań pociągnęła krwistoczerwoną szminką usta i zacmokała, obdarowując siebie samą najpiękniejszym z możliwych uśmiechów, po czym poprawiła czerwoną, uwydatniającą jej kobiece wdzięki suknię, którą dostała od Victora i ruszyła na tańce. Oczywiście nie mogło także zabraknąć milionów błyskotek, jednak oczywiście w umiarze, dzięki czemu wyglądała dostojnie, bogato, ale nie przypominała kuli dyskotekowej, jak swojego czasu Ben Watts, jej ulubiony uczeń. Wchodząc do Sali Balowej, obdarowała wszystkich wdzięcznym uśmiechem, po czym ujęła dłoń Victora, prezentując się przy tym jak królowa i król balu. Wiedziała, że nie miała się czego wstydzić, a pewność siebie wiadomo po kim odziedziczyli jej synowie. Obaj. - Victorze, prezenty bardzo mi się podobały, wiedziałam, że jeśli chodzi o gust, to nie mam tobie niczego do zarzucenia - powiedziała, wyszczerzając do niego rząd śnieżnobiałych zębów. Ciemne spojrzenie świdrowało go przez chwilę na wylot, jakby chciała tym samym przejrzeć jego duszę. - Mam nadzieję, że przyniosłeś ze sobą inne ważne dodatki, uświetniające tym samym nasz wieczór? - spytała, jednak można było to odebrać także jako stwierdzenie. O alkohol miał zadbać tym razem mężczyzna. Ona miała tylko „przyprawy”, które sprawią, że ten czas spędzony we dwójkę będzie niezapomniany. Następnie rozejrzała się dookoła, aby rozpoznać inne znajome jej twarze. Zapowiadał się przyjemny wieczór.
Ostatnio zmieniony przez Xandria Romulus dnia Nie 27 Gru 2015, 23:08, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Noelle Avery
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 23:08 | |
| Suknia balowa leżała już od jakiegoś czasu schowana w wielkim pudle opakowanym w szary papier pod łóżkiem Ślizgonki. Nie ulegało najmniejszym wątpliwościom, że jej matka wiedziała o balu wcześniej od niej i od razu wysłała do Madame Malkin wymiary swojej jedynej córeczki wraz z tysiącem dodatkowych instrukcji. Kiedy więc przyszło ogromnych rozmiarów pudło niesione przez trzy sowy i potem kiedy upadło w miski innych Wężyków przy śniadaniu wiedziała co w nim jest. I właśnie dlatego do niego nie zajrzała. Nie znosiła sukni balowych, a tym bardziej stresowało ją noszenie tysiąca warstw materiału, a nie wątpiła, że w środku znajdzie co najmniej dwa tysiące warstw. Dopiero kiedy dwie godziny przed balem zdecydowała się na tak radykalny krok jak otwarcie pudła zobaczyła jak bardzo w tym roku będzie na świeczniku. Karminowa czerwień ściągnęłaby na siebie wzrok ślepego! Tłumiąc w sobie chęć zostania w dormitorium zdecydowała się na wyciągnięcie swojego tegorocznego "koszmaru". Długa do ziemi, intensywnie czerwona i... bez ramiączek. Może dobrze, że nie otwierała tego wcześniej. Wymiana nie wchodziła w grę, a jakiekolwiek narzekania sprowokowałyby matkę do wysłania jej czegoś o wiele gorszego na następną imprezę. Nie pozostawało nic innego jak związać włosy w gładki, ciasny kok, wytuszować rzęsy, a wargi podkreślić szminką w nieco jaśniejszym odcieniu czerwieni. Na szyję założyła prosty naszyjnik, a potem dzięki pomocy koleżanki z dormitorium wcisnęła się w tegoroczną kreację. Obróciła się dwukrotnie w miejscu i kiedy upewniła się, że wszystko jest na swoim miejscu wsunęła na stopy dołączone do zestawu buty na płaskim obcasie. Sama w sobie była wystarczająco wysoka, żeby nie szukać dodatkowych centymetrów w obuwiu. Przyglądała się sobie w lustrze odrobinę za długo zastanawiając się czy nie wygląda źle. Kiedy w końcu zdecydowała się opuścić lochy była już niemalże spóźniona. Na szczęście uniknęła tysiąca ciekawskich spojrzeń już na wejściu, jednak była prawie pewna, że przez kolor materiału, nie ominą ją mało wybredne komentarze. Szła w kierunku swojego partnera uśmiechając się lekko i skupiając się na tym, żeby nie zaplątać przydługawych kończyn w warstwy materiału. Nie chciałaby stracić uzębienia na marmurowej posadce przed Wielką Salą. - Cześć. Idziemy? - zapytała jak gdyby nigdy nic unosząc nieco wyżej odsłonięte ramiona. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 23:12 | |
| Bal zimowy. Idealny moment na to, by pooglądać wszystkich skupionych w jednym miejscu. Do tej pory Blackwood nie była zwolenniczką imprez zorganizowanych, które nazbyt chętnie wymieniała na towarzystwo jakiegoś opasłego tomiszcza, ale co tam. Ludzie się zmieniają, a Blake była tego najlepszym przykładem. Ubrała się skromnie, bo w końcu nie należała do najbogatszych przedstawicieli rodu czarodziejów, ale i z wyczuciem. Sama skombinowała sobie materiał, który za pomocą magicznej maszyny do szycia połączyła zgrabnie w jedną całość, tworząc kreację może i nie najwyższych lotów, ale nie miała się na pewno panna Blackwood czego powstydzić. Karmazynowa spódnica kończyła się nad kolanem, wykończona śnieżnobiałą koronką, brak rękawów i niezbyt okazały dekolt dopełniały efektu, z którego puchonka była na tyle dumna, by móc tak pokazać się wśród ludzi. Włosy upięła, bo należało. I tak rozjaśniła je przed wyjściem, żeby podkreślić kolor oczu. W swoim mniemaniu wyglądała jak należy. Jedyne, co mogło zachwiać jej opinię, było spojrzenie Ravena. Ravena, którego na balu nie było. Blake wchodząc do sali rozglądała się intensywnie za swoim partnerem, ale nie mogła go nigdzie dostrzec. Dostrzegła za to Melanie, dostrzegła tego dziwnego puchona z książką w dłoni (na balu? serio Richard?), dostrzegła kilku ślizgonów i krukonów, których kojarzyła z widzenia i jęknęła w duchu. Przeklęty Thornton. Miała nadzieję, że jej nie wystawił, bo jeśli tak, po prostu już nie żył. Blackwood wiedziała także, kogo nie dostrzegła w Sali. Nie było w niej Enzo. Nie miała pojęcia jak odebrać ten fakt. Spóźni się? Wcale nie przyjdzie? Puchonka poczuła delikatne uczucie żalu, bo sądziła, że może gdy Romulus trochę się już wstawi, wykaże chociaż minimum chęci do porozmawiania z nią, ale cóż. Najwidoczniej tak się nie stanie. Podeszła do Melanie, która rozmawiała już z jakimś chłopakiem, a raczej on próbował zagadać do niej. Uśmiechnęła się do niej czując, że to chyba wcale nie był dobry pomysł, by się na tym balu pojawiać. |
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Bal Zimowy Nie 27 Gru 2015, 23:51 | |
| Ciało kobiety o wiele bardziej świadomie sobie poczyniało aniżeli umysł, który wzbraniał się przed jakąkolwiek bliskością, która mogłaby COŚ znaczyć. Tak było i teraz. Mimo, że Chantal chciała pokazać się z zupełnie innej strony niż wtedy w barze, nie mogła się oprzeć urokowi jaki roztaczał wokół siebie Rosjanin. Wyglądał o wiele lepiej niż zdawało jej się, że zapamiętała. Był silny, nieco władczy, uparty i bezczelny. I jak na złość, Chantal podobało się to najbardziej. Miała w nim rywala w ciętych dogaduszkach, a od słowa do słowa zainteresowanie Chantal rosło owym panem. Jej źrenice rozszerzały się niebezpiecznie, zdradzając fizyczne zainteresowanie mężczyzną. Z jednej strony dawała się temu ponieść, a z drugiej złościła się na samą siebie, że tak niszczy swój staranie przygotowany wizerunek zimnej, złej i niedostępnej kobiety, która dopiero co pozbierała się psychicznie po stracie kogoś, kogo myślała, że kocha. Pozwoliła się omamić złudnym wrażeniem lat szczenięcych, a teraz... miała w swym pobliżu niezwykle seksownego przedstawiciela płci męskiej. -Bezczelny i arogancki... czyli idealny. -okrasiła te słowa dość przyjemnym w odbiorze uśmiechem. Pierwszy komplement z jej ust tego wieczora? Coś poszło nie tak. Obejmowana przez Feliksa pozwoliła się prowadzić po Wielkiej Sali i jak większość, rozglądała się po dekoracjach i szukała wzrokiem wolnego stolika dla nauczycieli. Dojrzała jego spojrzenie omiatające biust i wszystkie słodkie załomy kobiecego ciała, co zamiast ją razić jedynie połechtało. Wyprostowała się nieznacznie. -Cóż, w tym szczególnym dniu wypadałoby podzielić się z partnerem blaskiem swojej zajebistości, niech też coś ma z życia. -znowu komentarz okraszony ironią, ale każde wypowiedziane do Feliksa zdanie wywoływało u kobiety swoisty rodzaj podniecenia. Odgarnięcie niesfornych fal za ucho spowodowało, że wręcz trzasnęły iskry między palcami Rosjanina, a skórą głowy nauczycielki. Siłą woli nie zmrużyła oczu, kiedy elektryczny błysk przebył cały kręgosłup kumulując się w lędźwiach. Znowu wróciła magia tamtego wieczora mimo, że byli trzeźwi. Potrzebowała ochłodzić swoje ciało, które rozgrzało się od tego dotyku i ciepłych słów na temat skarbów. Wyczuwała, że skarb nie odnosił się tylko do spinki, a do niej samej... chociaż była kobietą i mogło jej się tylko tak wydawać. Mina Feliksa na komentarz o szczurze wywołał śmiech na ustach mistrzyni, ale zgrabna dogryzka mężczyzny urwała wesołość, zastępując ją grymasem zaskoczenia i urażonego ego. Jeden z kącików jednak uniósł się do góry. -Samej byłoby mi nudno. Przynajmniej prezentujemy się razem doskonale. -rzuciła, co nie było ani przykre ani urocze. Zbalansowane. Jadowite uwagi kobiety ponownie zostały zduszone w zarodku przez bardzo intensywny dotyk i kiedy Feliks obrócił się po kieliszki, Chantal pozwoliła powiekom przymknąć się na ułamek sekundy. Doznanie było intensywniejsze niż poprzednio i powodowało, że Chantal paliły uszy. Potrząsnęła lekko głowy, aby je zakryć. Odebrała szampana z rąk Zolnerowicha. Skinęła lekko głową, przypominając sobie, że nadal ma lekko rozchylone usta więc od razu wzięła łyk. -Z procentami w górę Feliksie. A raczej... милая. -to powiedziała już o wiele ciszej. Patrzyła się głęboko w oczy Rosjanina, nie mogąc przerwać tej więzi, która znowu ich złączyła. Wzięła kolejny łyk nie odrywając wzroku. Obejrzała się na jedną z lodowych rzeźb w postaci grupy bałwanów. -To fascynująca rzeźba, jestem ciekawa jej szczegółów. -rzuciła nagle zmieniając temat. Była na tyle duża, że mogła spokojnie zasłonić ich sylwetki, więc kiedy powolnym krokiem poprowadziła mężczyznę za rzeźbę, wolną dłonią chwyciła go za jedwabny krawat. Zgrabny obrót i pociągnięcie za część garderoby spowodowały, że Feliks był już o wiele bliżej, a serce Smoczycy tak lodowate zabiło boleśnie mocno. I miała wrażenie, że gdyby oparła się o rzeźbę, ta by stopiła się z sykiem. -Ciekawa... prawda? -rzuciła prawie, że do ust Feliksa. Rozchyliła lekko wargi, ale czekając na odpowiedź wzięła kolejny łyk alkoholu, co na pewno poirytowało pana Zolnerowicha. W chmurnych oczach pojawił się ognisty błysk. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Bal Zimowy | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |