IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Obrzeża błoni [Patronus]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość
Alex Hall
Alex Hall

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptyCzw 18 Cze 2015, 13:17

Nauka patronusa Grupa II "Błotoryje".

Krótki regulamin zajęć, radzę przeczytać i wziąć do serca (by Żared Łilsą, z drobnymi wtrąceniami by yours truly):

Cytat :
1) Obecność obowiązkowa. Jeśli ktoś się zapisał, nie ma zmiłuj. Musi pisać na lekcjach, inaczej zostanie wywalony. A jeśli zostanie wypisany z 1 tury (nawet na lekcji 4- ostatniej lub 8-ostatniej), nie ukończy szkolenia i musi zapisać się od nowa na zajęcia. Wilson jest wredny (Alex też, ale nie aż tak, więc dobrze go traktujcie, bo to dobry sposób na przeżycie tych zajęć). Nie toleruje spóźnialskich i jeśli ktoś spóźni się, wywali z zajęć.

2) Każdy uczeń na jednej lekcji musi napisać minimum 3 posty. Nie mam nic przeciwko większej ilości.

3) Nie obowiązuje kolejka.

4) Czas na odpisanie na post Jareda/Alexa: 2 dni/48h (będzie podawana godzina) Na pojawienie się w temacie czekamy do dnia 20.06. do godziny 19:00. (sobota) Jeśli będą wszyscy, zaczniemy wcześniej. Jeśli ktoś spóźni się/nie zjawi się, zostaje wykreślony z listy (z możliwością przepisania się na 3cią turę patronusa).

5) Nikt nie ma 100% gwarancji nauki patronusa. Tutaj może ingerować MG. Jeśli MG ma kaprys, 15 latek nauczy się patronusa, a 17 latek nie. To rzadka umiejętność. Nad nauką patronusa czuwa Mistrz Lemur i nikt inny.

6) Jared Wilson to gbur. Wielki gbur. Uczulę, że jeśli ktoś mu mocno podpadnie, wyrzuci go z zajęć (i tu prawdopodobnie nawet dobre słowo od Halla nie pomoże, bierzcie to na serio).

7) To jest lekcja pierwsza. Cudów oczekujcie na lekcjach ostatnich :)

8) Obowiązuje bilokacja.

9) W razie jakichkolwiek pytań, niejasności pisać na PW (w związku ze zgłoszoną obecnością Łaja w kratkę, polecam pisać na konto Halla). To samo tyczy się z usprawiedliwieniem/poinformowaniem o odpisaniu z opóźnieniem (ja nie gryzę, piszcie śmiało).

Lista osób, które winny się stawić:
1) Ben Watts, Ravenclaw VII klasa
2) Samuel Silver, Ravenclaw VII klasa
3) Murphy Hathaway, Gryffindor VI klasa
4) Rosalie Rabe, Slytherin VII klasa
5) Aeron Steward, Ravenclaw VII klasa
6) Aria Fimmel,  Ravenclaw VI klasa
7) Franz Krueger, Slytherin VII klasa
8) Jolene Dunbar, Hufflepuff VI klasa
9) Skai Wilson, Ravenclaw V klasa (część 2)


+dwójka, która pisała do mnie na PW, wiecie kim jesteście.

*obowiązuje limit słów do 600 (w przyszłości może zostać zniesiony/zmienić się, na razie jest i pilnujcie się go),
* aktualny czas fabularny: drugi tydzień listopada,
* godzina 19:05



***

Teren niedaleko lasu otacza cienka, srebrna linia wytyczająca okrąg wielkości przeciętnej klasy. Tuż obok przerwy w wyrysowanej granicy stoi tabliczka z przybitym kawałkiem pergaminu, na której widnieje lista obecności - najwyraźniej należy się podpisać. Obok lewituje zakorkowany słoik z ciastkami, który po każdym złożonym podpisie, w dłonie ucznia wciska jednego łakocia. Kto by się oparł słodko pachnącym wanilią ciastkom z kawałkami czekolady? W pobliżu nikogo nie widać, jest nieprzyjemnie, od lasu bije chłodem, a słońce powoli zaczyna się chować.
Murphy Hathaway
Murphy Hathaway

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptyCzw 18 Cze 2015, 15:51

Zmierzała na zajęcia krokiem miarowym, pewnym i stosunkowo szybkim.
Bo podnosząc się z porażek, które zdawały się spadać na nią jedna po drugiej, nie miała innego wyjścia. Nie zamierzała poddawać się melancholii (przynajmniej za dnia, przynajmniej podczas lekcji) i pomimo unikania towarzystwa ludzi, starała się zachować spokój ducha. Pozytywne nastawienie. Uśmiech, bądź cokolwiek.
Co wcale nie oznaczało, że z dnia na dzień nie zapomni o Irlandczyku, ani swoim problemach z Ericem ale przecież na patronusie na pewno nie spotka żadnego z nich. Tak więc problem z głowy i chociaż na parę tych chwil będzie w stanie zapomnieć o tej dwójce na dobre. Albowiem są rzeczy ważne i ważniejsze, a ostatnie zajęcia z transmutacji dobitnie oraz dotkliwie zwróciły Murph uwagę, że dotychczas nie poświęcała czasu tym drugim. Co będzie konsekwentnie odbijać się na niej samej, czy to w postaci siniaków czy też w formie kompromitujących wspomnień i szczerze powiedziawszy… sama nie potrafiła określić, co było gorsze.
Czasy były niewesołe, z czego doskonale zdawała sobie sprawę. Tak więc realizowała uparcie założony przez siebie plan, który wcale nie był skomplikowany, przynajmniej w założeniu. Praca, praca i jeszcze raz praca – i choć szło jej to dość opornie, nie odpuści sobie nigdy w życiu. Starała się teraz skupiać na przedmiotach praktycznych, takich jak zaklęcia czy OPCM, niźli teoretycznych jak dotychczas. Chociaż całym sercem kochała zarówno numerologię jak i runy, bo właśnie te przedmioty uważała za najciekawsze i pomocne w karierze, którą obrała kiedyś za cel, dzisiaj zdawały się one wielce nieużyteczne. Na pewno nie pomogły jej w oparciu zaklęcia Rose, w odnalezieniu Cu, obronie przed dementorami. Dlatego musiała stwierdzić, z wielkim bólem serca, że przedmioty te odstawia na bok na rzecz ćwiczeń, prób, być może pojedynków. O ile będzie w stanie przekonać Henleya, że to dobry pomysł, oczywiście po tym, jak się pogodzą.
Bądź – gdy sprawy znowu staną się normalne, bo na dobrą sprawę wcale nie byli pokłóceni.
Wdychając ostre, listopadowe powietrze stanęła wreszcie w wytyczonym miejscu na błoniach. Srebrną linię widać było z daleka, pomimo zapadającego zmroku, jednak dopiero teraz dziewczyna dostrzegła coś jeszcze. Tabliczkę z listą nazwisk, najwyraźniej listą obecności oraz słoik ze… słodyczami? Zdziwiona tym stanem rzeczy, nie mniej zdziwiona niż brakiem obecności kata numer jeden i kata numer dwa, wzięła pióro do ręki i złożyła podpis przy swoich personaliach. Po czym z zaciekawieniem spojrzała na innych śmiałków, mających razem z nią starać się o wyczarowanie patronusa.
Widząc pod swoim nazwisko Rosalie Rabe, zmarszczyła gniewnie czoło w momencie, gdy ciastko pacnęło w prawą dłoń. Wpakowała je sobie bezwiednie do buzi, czując przyjemne połączenie wanilii z czekoladą, z czego jednak nie mogła się w pełni cieszyć.
No tak, mogła się tego spodziewać.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptyCzw 18 Cze 2015, 18:11

Jesień nabrała złota i czerwieni. Zimne powietrze mile schładzało rozpalone policzki na pół schowane pod ciemnymi puklami Puchonki. Przeczytawszy dzisiejszą prognozę pogody na wszelki wypadek przywdziała na uszy białą czapkę z pomponem, zaś szyję owinęła puchońskim szalem zawiązanym osobiście przez dłonie Dwayne'a. Jolene uśmiechnęła się do siebie, do wspomnień i chichotów, do pospiesznego dotyku żegnającego i do kuksańców. Wcisnęła ręce do kieszeni brązowego płaszcza i żwawo szła na błonia. Joe do lekcji nastawiła się pozytywnie. Przełknęła ostrzeżenia Wandy wobec Jareda Wilsona, skupiając się na obecności Alexa, którego darzyła nieskończoną sympatią. Przed wyjściem zerknęła w swe odbicie. Widziała tam rozjaśnioną buzię i ciemnoczerwone usta, różowe policzki i cienie pod oczami. Miała przed sobą kwintesencję szczęścia i smutku sączącego się z poranionego serca, napęczniałego endorfinami. Mimo paradoksalnej mieszanki płynącej w żyłach, Jolene była spokojna. Jej buzia wyrażała ulgę. Z ulgą kierowała się na błonia, gotowa stawić czoła Szefowi aurorów i jego zastępcy. Uparła się, że dzisiaj poradzi sobie. Cokolwiek panowie zaserwują, przełknie to. Jolene spodziewała się nawet przywiązania linami do drzewa czy halucynacji - ostrzeżenia Wandzi ukryła głęboko w pamięci. Należy spodziewać się dosłownie wszystkiego, a więc Jolene otworzyła szeroko furtkę umysłu gotowa przyjąć każde dziwactwo.
Nie była pewna gdzie konkretnie ma się stawić, otrzymała niejasną informację: błonia. Szczegóły, jak się okazało, nie były potrzebne, gdyż już z daleka zauważyła tabliczkę proszącą się o zwrócenie na nią uwagi. Joe dostrzegła najpierw słoik z ciastkami, a dopiero następnie listę obecności, a na końcu dopiero Murphy. Rozchyliła usta w uśmiechu i nachyliła się nad tabliczką. Czytała nazwisko po nazwisku. Przy Benie mruknęła mile zaskoczona, Sammy też się zabrał za lekcję, żałowała, że nie było Ercia ani Dwayne'a. Przy nazwisku Arii, zacisnęła usta. Aria Fimmel była niegdyś obiektem westchnień jej chłopaka. Joe złagodniała na sam dźwięk tych słów w głowie. Jej chłopaka. Roztopiła się w środku jak masełko, marząc już o powrocie do dormitorium. Nawet siedzenie opartą o Dwayne'a z książką na kolanach kusiło. Jolene musiała opanować galopujące myśli i całkowicie skoncentrować się na lekcji. Wiedziała, że się jej to uda, wszak miała praktykę przy animagii. Skupianie się miała opanowane do perfekcji. Starym piórem nagryzmoliła niewyraźnie swój autograf przy przedostatnim miejscu. Z bananem na buzi objęła cieplutkie ciasteczko i wpakowała je do ust, rozpływając się tam, gdzie stała. To oczywiste, że nie ufała łakociom na patronusie. Nie ufała niczemu, co miało związek z panem Wilsonem, jednakże zjadła ciastko, bo po pierwsze: nie mogła się oprzeć, po drugie: tak ładnie pachnie!!, po trzecie: była głodna, po czwarte: słyszała od Wandzi również, że lepiej się nie sprzeciwiać zbytnio... a skoro ciastko było elementem lekcji, z rozkoszą je zjadła. Samo weszło do ręki, jak można się oprzeć?
Wesoło nucąc podbiegła do Murphy, obdarzając ją szerokim uśmiechem.
- Cześć. Gdzie zgubiłaś Ercia z brukselkami? - zapytała Gryfonkę. Dzisiaj łatwiej było się do niej uśmiechać. - To fajnie, że Alex częstuje ciastkami. Jest odjazdowy, bo już raz z nim rozmawiałam. Wiesz, że on ścigał się z kawałami z Irytkiem jak chodził do szkoły? Jest teraz aurorem i to taa-akim. - wcisnęła z powrotem ręce do kieszeni i usiadła na pobliskim kamieniu, zapraszając obok siebie Murphy. Joe miała nadmiar energii, chciała już coś robić, chciała poczuć upływ czasu i ciepłą, pracującą różdżkę. Zaczerpnęła chłodnego powietrza i wystawiła buzię do ostatnich promieni słońca. Non stop czuła ulgę. Sekunda po sekundzie, ona była milutkim ciężarem.
James Potter
James Potter

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptyCzw 18 Cze 2015, 18:46

Rogacz czuł się wyjątkowo nieswojo. Przyszedł na zajęciach punktualnie, gorzej… jako jeden z pierwszych, niczym najpilniejszy uczeń Hogwartu. Na dodatek - nie były to lekcje, na których zjawić się w ogóle powinien. Sprawa musiała być tym bardziej poważna, skoro w jego otoczeniu nie znajdował się żaden Huncwot.
Kiedy dziewczyna przed nim mordowała listę wzrokiem, miał przez chwilę nadzieję, że znajdzie na niej Severusa-Chce-Być-Chłopakiem-Twojej-Niedoszłej-Dziewczyny. To przynajmniej uzasadniałoby jego obecność tutaj i nie niszczyło starannie kreowanego wizerunku lekkoducha, podrywacza oraz zawadiaki. Pilny Pan Potter podszedł do listy lekkim krokiem i złożył na niej zamaszysty, niechlujny podpis. Siłą woli powstrzymał się, by nie napisać „Albus Dumbledore”. Lilka powinna być z niego dumna.
Podane mu przez słoik ciasteczko zabrał, ale nie zamierzał go jeść. Nie ufał darmowym słodyczom, a profesorów w Hogwarcie podejrzewał o równie spaczone poczucie humoru jak jego własne. Stawiał własną miotłę, że smakołyk ma jakieś skutki uboczne.
Skierował spojrzenie w stronę dziewczyn, które zaczynały szczebiotać, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech rasowego awanturnika-uwodziciela. Opowie Łapie, jakie niezwykłe uroki traci ten, nie przychodząc na zajęcia, by zgłębiać tajniki magii. Zmierzwił czuprynę krótkich włosów, podkreślając niesforny wygląd i lekkim, niemal tanecznym krokiem podszedł do dziewcząt.
- Część. Skoro razem mam przejść przez to… wyzwanie może warto poznać swoje imiona? – zachowywał się swobodnie, widać nie czuł się skrępowany sytuacją, w której narzuca swoją obecność komukolwiek. Cóż, gdy inni stali w kolejce po nieśmiałość i zdrowy rozsądek, on wykradł całą masę uroku osobistego oraz niczym nieuzasadnionej pewności siebie – James Potter, do usług – złączył nogi i wykonał przesadny, żartobliwy ukłon w ich stronę – gdybyście potrzebowały pomocy, możecie się zawsze do mnie zwrócić – dodał podnosząc na panny, iskrzące się błazeńskim humorem oczy.
W jego zachowaniu było coś bezczelnego, ale jednocześnie prześmiewczego, otwartego i w sumie… serdecznego. Rzeczywiście pewnie byłby gotów im pomóc, gdyby w ogóle wiedział, co tu będzą robić i miał, choć blade pojęcie o wyczarowaniu patronusa. Traktował dziewczyny wciąż tym nieodpartym uśmiechem, mając cichą nadzieję, że za jego plecami nie pojawi się Jared. Potter oczywiście niczego się nie bał, wolał jednak nie prowokować gbura. Czuł się przy nim zawsze jak podejrzany o serdeczną przyjaźń z Voldemortem. A pozorne związki rodzinne i sympatie jego córki uważał raczej za słabą zasłonę przed irytacją groźnego aurora, który na pewno pożera małe kotki na śniadanie.
Skai Wilson
Skai Wilson

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptyCzw 18 Cze 2015, 20:11

Skai miała mieszane uczucia względem kolejnych zajęć prowadzonych przez ojca. Czuła prawdziwą dumę za przebrnięcie tak trudnych etapów z „Gumochłonami” (za każdym razem przewracała oczyma, słysząc te prześmiewcze określenia dla uczniów), ale w jej sercu gościł pewien niepokój. Od momentu balu czuła na sobie czyjeś spojrzenie i nie mogła ocenić do kogo należało. Przyprawiało ją o nieprzyjemne dreszcze, ale ilekroć próbowała przyłapać rabusia na podglądaniu, coś innego rozpraszało jej uwagę. Przygotowana na śmiercionośne próby stawiane przez aurora ubrała się przede wszystkim wygodnie, w spódnicę sięgającą kolan i bluzę pozwalającą uchronić ciało przed nadmierną utratą ciepła. Wcisnęła na nogi jeszcze czarne leginsy i wygodne adidasy, a całość zwieńczyła delikatnym makijażem i skromnym upięciem włosów w koński ogon.
Z początku zamierzała przyjść na obrzeża lasu razem z Arią, ale musiała jeszcze wysłać długo wyczekiwaną sowę do matki i przeprosić za tydzień milczenia. Pomimo propozycji, aby poszły tam razem, Skai odmówiła. Była zbyt zawstydzona swoją niechęcią do meldunku, aby mogła okazać te uczucia przed przyjaciółką. Efekt końcowy był taki, że przyszła na błonia jako jedna z nielicznych jeszcze osób, z daleka dostrzegając charakterystyczny chód pana Pottera. Zatrzymując nogi w połowie kroku czmychnęła za najbliższe drzewo, oparta plecami próbując uspokoić oddech. Zdążyła tylko spostrzec przedmioty lewitujące gdzieś nad jego ramieniem, a potem przycisnęła ręce do klatki piersiowej. Próbowała wmówić sobie, że już nic do niego nie czuje, w końcu Lloyd skutecznie wypełnia jej myśli i uniemożłiwia przekserowanie westchnięć uwielbienia w inną stronę. Jednak zażenowanie okryło w pewien sposób mulatkę, która chcąc czy nie – musiała wyjsć z tymczasowej kryjówki i pokazać się światu.
Poprawiając pośpiesznie grubszą spódnicę i rękawy bluzy, naciągnęła na głowę również kaptur, po czym ruszyła raźno naprzeciw wyzwaniu. – Cześć. – Neutralne powitanie było najodpowiedniejszym co krążyło jej po głowie. Na szczęśćie w porę ugryzła się w język i spojrzała sarnimi oczyma na przystojnego Gryfona, nie zerkając na towarzyszące mu dziewczyny. Nawet nie kojarzyła ich twarzy, a co dopiero mówić o przywitaniu z nimi! Splotła pośpiesznie palce na brzuchu i przyspieszyła kroku, wymijając tę małą grupkę i podskoczyła, aby chwycić lawirujące pióro. O mały włos nie potknęła się przy lądowaniu! Z namaszczeniem zrobiła zawijany podpis pod swoim nazwiskiem, obowiązkowo dodając serduszko nad każdą literką „i”. Potem niepewnie zerknęła na ciasteczko i trzymała je przez kilka sekund w dłoni, bijąc się z myślami. Okropnie smakowało piwo podawane przez Alexa, ale najgorszy były skutki eliksiru, którym było nasączone ciasteczko. Opuściła bezradnie ramiona, trzymając w obu dłoniach ciasteczko i odeszła na bok, wwiercając się w nie natarczywym, niemalże modlitewnym spojrzeniem.
Zerknęła raz jeszcze na trójkę starszych uczniów, z bijącym sercem odganiając satysfakcję, że wie coś więcej od nich! Może dlatego przystąpiła dwa kroki i nieśmiało wskazała na ciasteczko? – Pan Hall nasączył to na pewno eliksirem. Ale jak jeszcze nie zjedliście, radzę to zrobić. Będzie gorzej, jeśli odmówicie zjedzenia… – Mówiła szczerze, nie rozglądając się nawet na boki. Nawet by się nie zdziwiła, gdyby zza jej pleców wyrósł nagle Jared albo Alex. Z pewnym ociąganiem podniosła ciasteczko do ust i zaczęła je chrupać z marnie ukrytym niesmakiem. Chociaż smakowało dobrze! Tylko inaczej jesz, jeśli wiesz, że stanie się potem coś strasznego.
Gdzie ta Aria?
Rosalie Rabe
Rosalie Rabe

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptyCzw 18 Cze 2015, 20:30

Starannie owinięta dumnie noszonym szalikiem w barwach Slytherinu Rosalie Rabe wkroczyła na błonia, wciąż nieziemsko z siebie zadowolona i nosząca podbródek jeszcze wyżej, niż zwykle. Szła na zajęcia z przeświadczeniem, że los wreszcie się odwraca i choćby nie wiem co – uda jej się wyczarować patronusa. Spędziła długie godziny na zagłębianiu wiedzy teoretycznej na ten temat, by jak najlepiej przygotować się na wypełnienie zadania. Kto wie kiedy zaklęcie się przyda? Skoro dążyła w stronę taką, a nie inną, możliwość wyczarowania cielesnego, silnego patronusa wydawała się być mocno rozsądna. Dopóki ma czas i możliwości musi korzystać ze wszystkich darów losu, nawet jeśli oskubują ją z nieco przyjemniejszych czynności. Na przykład układania planów wymordowania irytujących bardziej od Irytka Gryfonów.
W oddali, na miejscu zbiórki zauważyła trzy stojące w grupce osoby – Jolene Dunbar, puchońską uczennicę liżącą chyba wszystkim nauczycielom tyłki, Jamesa Pottera, szukającego Gryffindoru, którego twarz chętnie zaznajomiłaby z drewnianą pałką i na końcu Murphy Hathaway, we własnej osobie, skompromitowana i zrównana z błotem na lekcji transmutacji, kiedy to odniosła ogromną porażkę w pojedynku. I to z nią, swoim arcywrogiem. Nie poświęcała im zbytecznej uwagi, nie miało to najmniejszego sensu. Nie byli warci spojrzenia dłuższego, niż sekunda, co Ognistowłosa dosadnie udowodniła nie potrafiąc porządnie się obronić przed ani jednym zaklęciem.
Podeszła do tablicy i zgrabnym ruchem nadgarstka pospisała się na pergaminie, czytając wcześniej listę uczniów. Poza jednym, może dwoma nazwiskami nie znalazła nikogo ciekawego, co odrobinę ją zirytowało; nie od dzisiaj wiadomo, że najdrobniejszy kontakt przynosił ze sobą ogrom możliwości na przyszłość. Oby tylko Franz Krueger pokazał się na zajęciach, bo jeśli nie, to naprawdę nie wiedziała co pocznie między tą bandą idiotów i błaznów. Kilku Krukonów, których nie znała i oceniać nie zamierzała, w tym jeden interesujący blondyn z transmutacji. Może, OBY, nie będzie tak źle.
Złapała ciastko, ale na pewno go nie skonsumuje. Nigdzie nie pisało, że należy je zjeść, a wydało się to blondynce wyjątkowo podejrzane. Nie ufała takim rzeczom. Powstrzymała się przed zgnieceniem ciastka w dłoni, na wypadek, gdyby miał przydać się jej w jakiś sposób na lekcji i wsunęła kruchy słodycz w kieszeń swojego czarnego płaszcza, przystając z dala od tej całej grupki wzajemnej adoracji.
Jared Wilson
Jared Wilson

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptyCzw 18 Cze 2015, 20:44

/ na tych zajęciach czekacie na posty Halla - są decydujące. Moje w drugiej kolejności. Hall, looknij pw./

- Słuszna uwaga, moja droga. - wywołała gbura z lasu. Wyrósł spod ziemi, pojawił się wprawdzie znikąd. Chód miał cichy i wyćwiczony przez dwadzieścia lat zawodu dlatego zyskiwał spory element zaskoczenia. Jared stał za plecami swej córki i patrzył na nią z góry bez emocji. Ubrany był jak zwykle na czarno, co nikogo nie powinno dziwić. Jedyne, co się zmieniło w nim od ostatniego spotkania z córką, były krócej obcięte włosy, dłuższy zarost na brodzie i brak dławiącego zapachu chemikaliów.
Stał przy Skai dłużej niż było to konieczne i dzięki temu towarzystwo mogło zobaczyć podobieństwo między ojcem a córką, tak samo jak różnice. Rzucił okiem na uczniów którzy postanowili zjawić się wcześniej, jeszcze przed Hallem. Wilson zaskoczył wszystkich i też przyszedł wcześniej niż mogli się spodziewać. Na dziewczyny nie zwracał uwagi, bo to na Pottera tylko spojrzał. Przez jakieś dwadzieścia dwie sekundy przeszywał go wzrokiem i oceniał w myślach sens jego obecności na zajęciach. Odpuścił mu, bo dzisiaj nadeszły zmiany i Jerry nie zamierzał się przemęczać i użerać do tego stopnia jak to było z Gumochłonami.
Odwrócił wzrok z Pottera na Skai.
- Znajdź piętnaście jakichkolwiek elementów i transmutuj je w coś na kształt obręczy. Tak, aby zmieściło się na nadgarstku. Masz wolną rękę. - pokładał zaufanie w Skai. Oczekiwał, że spełni znakomicie zadanie i naprawdę było mu obojętne czy skorzysta z pomocy zebranego towarzystwa czy zajmie się tym osobiście.
- Jak skończysz, zawołaj mnie. - posłał jej znaczące spojrzenie, które podkreślało ich więzy krwi. Nie poprosił o to ani Pottera ani dziewczyn, którzy byli od niej starsi i bardziej uzdolnieni. Nie wyjaśniając przyczyny tej nietypowej prośby odwrócił się na pięcie, wyciągając zza pazuchy różdżkę. Jerry poszedł na tyle daleko, aby towarzystwo mogło rozmawiać bez przeszkód i strachu o podsłuchanie i na tyle blisko, aby dobrze go widzieli.
Po drodze zatrzymał się przy Ślizgonce zauważając jej drobny ruch. Spojrzał na nią chłodno.
- Zjedz to dobrowolnie. - polecił uprzejmie i zanim ta mogła się odezwać, już szedł dalej. Unosił różdżkę i rysował coś w powietrzu. Po gestach, co bystrzejszy mózg mógł się domyślić, że Wilson oznaczał teren drugi raz. To Hall tutaj będzie wiódł prym, ale to nie oznaczało, że Jerry nie przygotował małego repertuaru dla Błotoryjów w ramach niespodzianki. Niezbadane są ścieżki myślenia Jareda... Najważniejsze było to, że przynajmniej nie przyszedł tutaj wściekły i nie burczał tak jak miał to w zwyczaju, szczególnie na powitanie.
Aeron Steward
Aeron Steward

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptyPią 19 Cze 2015, 09:04

Chłodno. To była pierwsza myśl która nawiedziła Aerona, gdy ten obudził się po dzisiejszej drzemce. Listopad w pełni, jesień powoli zmierzała ku końcowi, a gdzieś tam za nią czekała już jeszcze gorsza zima. Idąc na lekcję nauki patronusów, jego głowę zapełniały rozważania dotyczące najbliższej przyszłości. Tego co mogło się wydarzyć. Nadal nie miał pojęcia czym będzie się zajmował, gdy już ukończy szkołę. I nie bardzo sądził by w tej kwestii miało zmienić się cokolwiek w ciągu kilku dni, czy nawet tygodni. Lekcję nauki patronusy miał zamiar potraktować wyjątkowo poważnie. Nie często bowiem nadarza się okazja nauki czegoś bardziej skomplikowanego, no chyba że robi się to na własną rękę. Tym bardziej mając na uwadze ostatnie wydarzenia podczas balu, na który niespodziewanie wpadli dementorzy, bynajmniej w celach tanecznych. Dodać oczywiście należało fakt, iż Aeron miał wyjątkowy pociąg do zgłębiania przydatnych umiejętności magicznych, przez co, gdy nadawała się okazja, ten zawsze starał się ją wykorzystywać. Początkowo miał zamiar pojawić się jak najwcześniej to było możliwe, jednak przyjemna miękkość łóżka szybko zweryfikowała te plany, przez co jego drzemka zajęła nieco więcej czasu, niż początkowo planował. To zaś pozostawiło ślady w postaci mało przyjaznej miny, podłego nastroju i cyklicznego ziewania, które usilnie starał się stłumić. Ubrany cały na czarno, niemalże idealnie stapiał się z wieczorną ciemnością, która o tej porze roku zapadała już o wiele szybciej niż jeszcze miesiąc temu. Przybył na miejsce spotkania w momencie gdy już parę innych osób się tam znajdowało. Należało wspomnieć jeszcze o obecności ponurego Aurora, Jareda Wilsona, o którym Aeron sporo słyszał. Nie żeby się go bał. Bardzo często sposób w jaki dana osoba się zachowuje ma swoje wyraźne podstawy. Tak po prawdzie, to można byłoby powiedzieć że ich zachowanie było do siebie podobne. Oczywiście nie miał zamiaru z miejsca zawiązywać jakichś relacji. Wolał stać z boku i przyglądać się wszystkiemu, odzywając się tylko wtedy gdy było to konieczne. Oprócz wspomnianego Aurora znajdowało się tam dwóch uczniów z Gryffindoru (kojarzył tylko Pottera), jedna ślizgonka, którą pamiętał z lekcji transmutacji, krukonka, młodsza od niego, i osobą którą niekoniecznie miał zamiar tu spotkać. Jolene. Westchnął, i podszedł bez słowa do pióra, by następnie udokumentować swoją obecność na zajęciach. Przejrzał wzrokiem listę uczestników. Szczerze mówiąc, nie licząc jednej czy dwóch osób, nie było tu nikogo kto przyciągnąłby uwagę Aerona na dłużej niż półtorej sekundy. Serio. Że też trafiła mu się taka grupa. Cóż, i tak zależało mu na nauce zaklęcia, a nie zawieraniu nowych znajomości. W gratisie do podpisu otrzymał dziwne ciastko. Widział że inni je zjedli, toteż sam również to uczynił. Kto powiedział że Książę Ciemności nie lubi słodkich rzeczy?
Ben Watts
Ben Watts

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptyPią 19 Cze 2015, 16:23

Czekał na te zajęcia od czasu niefortunnego szkolnego balu. Kto w pełni władz umysłowych, kto widział, co działo się w trakcie szalonego, zupełnie nieprzewidzianego ataku dementorów, myślałby inaczej? Ignorancja wobec niebezpieczeństw, z którymi nigdy nie miało się faktycznej styczności, jeszcze mogła być jakoś usprawiedliwiona, ale postawienie w roli naocznego świadka? Musiało poruszyć wyobraźnię, zasiać ziarno niepewności, podburzyć poczucie bezpieczeństwa, jakie zwykle dawały mury Hogwartu. Jeśli po tym wszystkim, większość wciąż czuła się w jakiś sposób poza światem, poza gęstniejącą coraz gwałtowniej w powietrzu wojną, byli bandą żałosnych kretynów. Żałosnych kretynów, których mimo wszystko należało chronić tam, gdzie sami nie zauważali niebezpieczeństwa, bo wciąż byli ludźmi. A przy odpowiednim nakładzie sił oraz środków wciąż mogli zostać doedukowani i wyprowadzeni na prostą.
Idąc przez błonia, Ben mimowolnie pochylił głowę, zatapiając nos w srebrno-niebieskim szaliku Ravenclawu i wsunął dłonie do kieszeni, by ochronić je przed chłodem. A przynajmniej tę, na której nie znajdował się opatrunek, który chcąc, nie chcąc, działał nieco jak rękawiczka. Czyim wspaniałym pomysłem było urządzanie lekcji na zewnątrz w porze wieczornej? W zamku znajdowało się tyle różnych klas, które przy odrobinie pomyślunku i magii dałoby się dostosować do szerokiego wachlarza nawet najdziwniejszych planów, a dwójka aurorów prowadzących zajęcia mimo to postanowiła ściągnąć grupę w pobliże lasu.
Aurorzy, stróżowie magicznego prawa i okolic. Watts nie do końca potrafił się zdecydować, co czuł względem przedstawicieli tego zawodu, bo choć strzegli innych, wciąż pamiętał ich oceniające spojrzenia, gdy był obecny przy aresztowaniu Petera. Trudno się dziwić, w końcu nastolatek stanowiący powód ”upadku” praktykującego czarnoksiężnika to raczej niecodzienny widok, ale tak czy siak... Miał do nich ambiwalentny stosunek. Dobrze, że byli, ale jeśli tylko istniała taka możliwość, lepiej by trzymali się z dala.
Nie spóźnił się, ale wyglądało na to, że reszta grupy też niecierpliwiła się, by zacząć zajęcia – i bardzo dobrze, dawali nadzieję przyszłości magicznego narodu. Podpisał się na liście, na dłuższy moment zawieszając wzrok na nazwisku Samuela. Miał nadzieję, że się pojawi, zawsze to raźniej z przyjacielem. Nie opierał się ciastku, choć przegryzienie go na pół posypało masę okruchów na szalik obwiązany dookoła szyi prefekta. Krótki ruch ręką i wszystko zostało strzepane, a prawo, miłość i porządek powróciły do jego małego świata. Pomachał krótko Jolene i Skai, po czym stanął gdzieś z boku.
Skai Wilson
Skai Wilson

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptyPią 19 Cze 2015, 21:08

Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, zanim ktokolwiek zdążył przemyśleć odpowiedź na nieśmiałe ostrzeżenie Skai, za jej plecami rozległ się grobowy głos należący do Jareda. Przestraszona podskoczyła w miejscu i zgrabnym susem wykonała obrót na palcach, wykorzystując w ten sposób kocią płynność ruchów. Nabawiła się tego poprzez regularne treningi z Solei, chociaż nie podejrzewała że taniec może ją uratować. Zadzierając głowę patrzyła na gniewną twarz ojca spowitą w półmroku i przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, którego nie rozumiała. Odkąd tylko sięgała pamięcią, Jared był dla niej oazą bezpieczeństwa i szorstkiej miłości, ale coraz częściej zdejmowała różowe okulary przysłaniające świat. Przełknęła z wyraźnym problemem ślinę, która kleiła się do podniebienia i stawała w gardle niczym korek. Dostrzegła od razu bujniejszy zarost u ojca, ale ta zmiana nie spodobała się jej tak bardzo jak ścięte równiutko włosy. Szybko skupiła uwagę na elementach jego ubrania, a nie na bolesnych wspomnieniach. Chyba tylko ona dostrzegła kurz na kołnierzyku ciemnej bluzy, dlatego powstrzymała odruch starcia prószka.
Zanim odsunął od niej spojrzenie, jej buzię rozświetlił szczery uśmiech, w oczkach pojawił się błysk radości. Bądź co bądź, stęskniła się za jego osobą, a ostatnio miała bardzo dużo problemów na głowie. Nie wyjaśnił dokładnie sprawy z mamą, aresztował w dodatku brata jej nowej koleżanki, chodził coraz bardziej zaniedbany (przynajmniej w ocenie Skai). – Cześć tato. – Szepnęła roześmiane powitanie, przechylając się na piętach do przodu. Zakryła też policzek dłonią, aby te słowa nie dotarły do nikogo niepowołanego. Skoro Jared buszował w Hogwarcie i robił sobie złą renomę, siłą rzeczy Skai próbowała odseparować się od niego i negować jakiekolwiek pokrewieństwo. Tak jak w przypadku Setha to działało, tak z ojcem nie, bo miał większą władzę.
Nietypowe polecenie wybiło z równowagi Krukonkę, która odzyskała względną równowagę. Uniosła brwi, ponieważ niewiele rozumiała czemu miałoby służyć ćwiczenie zaklęć transmutacyjnych. Słyszała pogłoski starszych roczników odnośnie ostatnich zajęć z panem Diarmuidem, ale nie widziała w tym żadnego powiązania. – W sensie bransoletki? – Zagadnęła z powątpiewaniem, patrząc na ojca z rosnącą podejrzliwością. Przecież on nie lubił takiego typu błyskotek, czuła na kilometr jakieś świństwo. Nie widząc szans na rozwikłanie zagadki skinęła głową i wepchnęła do buzi resztę ciasteczka, otrzepując pośpiesznie okruszki. Podczas rzucania zaklęć wolała mieć wolne ręce. Przejęta nowym zadaniem zapomniała o smaku smakołyku i rozglądała ze zdeterminowaną miną przedmiotów, które nadawały by się na transmutację w bransoletki.
Dopiero kiedy odwróciła się od ojca dostrzegła trójkę nowych uczniów, rozpoznając jedynie starszych Krukonów. Do nieznajomego Aerona uśmiechnęła się nieśmiało, ale dla Bena zarezerwowała energiczne machanie dłonią. Zamierzała ambitnie podejść do indywidualnego zadania, bo duma i satysfakcja rozpierały ją na wszystkie strony. Pochylając się nad trawą wysoko zadzierała brodę, a figlarny uśmiech przyozdabiał jej buzię. Zadziwiające, jak szybko zapomniała o obecności Jamesa na zajęciach!
Trzymając pierwszy kamyk w dłoni zerknęła przez ramię i kucnęła, szukając wzrokiem ojca, aby zadać mu pytanie czy może wykorzystać przedmioty, jakie ma w kieszeni. Szybko jednak zdusiła tę chęć, domyślając się jak wiele nadziei pokłada właśnie w niej Jared. Wyraźnie wykonała ruch nadgarstka nad kamykiem umieszczonym w dłoni i dotknęła końcówką różdżki, która promieniała różowym błyskiem. Magia przepłynęła przez dereń i już po chwili ukazała się owalna bransoletka w kształcie obręczy – jak prosił tatuś, ale miała jeszcze jeden dodatek. Po srebrze przesuwał się cienki łańcuszek, z którego zwisało serduszko. Skai zachichotała pod nosem i schowała w kieszeni bluzy swoją zdobycz, rozglądając się za kolejnymi. Jeżeli nikt jej nie przeszkodził, chwyciła za kolejny kamyk i chowając zaklęcie przed ciekawskimi, transmutowała je na bransoletki. W międzyczasie policzyła liczbę uczestników i doszła do wniosku, że każdy z nich najprawdopodobniej otrzyma od niej podarunek! Pokrzepiona tą wizją jeszcze mocniej zaangażowała się do pracy i po chwili miała już 5 obręczy różnej wielkości. Byłoby wspaniale, gdyby inni docenili jej umiejętności transmutacyjne. Miała w końcu okazję wykazać się przed starszymi kolegami i koleżankami, zaistnieć jako Skai, a nie córka aurorów.
Aria Fimmel
Aria Fimmel

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptyPią 19 Cze 2015, 23:53

Czas płynie zdecydowanie zbyt szybko, a Aria nie lubiła się spóźniać. Nie lubiła również nigdzie chodzić sama, choć wiadomym było, że nie zawsze ktoś mógł jej towarzyszyć. Wolałaby iść na zajęcia razem ze Skai. Miała wrażenie, że dopiero co siadała z książką w ręce, by choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości, a teraz już szła szybkim krokiem na zajęcia. W głębi serca nawet cieszyła się, że tym razem nauka odbędzie się na świeżym powietrzu. Zapach niedaleko znajdującego się lasu uspokajał, przypominając dom. Luźno związany szalik nieco zsunął się z ramion, a dziewczyna przez chwilę żałowała, że w ogóle wzięła go ze sobą. Ubrała się wygodnie, nawet założyła spodnie jak na każde spotkanie z Ingrid, choć zazwyczaj nie przepadała za wciskaniem się w nie. Wolała swobodniejsze suknie, lecz zdecydowanie rozsądniejszym wydawało jej się ubrać po prostu wygodnie, by nic ją nie ograniczało. Nawet włosy związała w gruby warkocz, by nie przeszkadzały. Zamyślona, z oczami wbitymi w podłoże, nagle wpadła na przeszkodę. Czy staranowanie kogoś znacznie większego od nas samych jest możliwe? Okazuje się, że tak. Można nawet nie zauważyć dwumetrowego człowieka, od którego się właśnie odbiło. Arii udało się utrzymać równowagę, choć dopiero po kilku chwilach dotarło do niej, co właściwie się stało.
- Oh… Przepraszam! – wyrzuciła z siebie, zakrywając dłonią usta, a na policzki wkradły się zdradzieckie rumieńce. Ciotka nie byłaby z niej dumna…
- Nie zauważyłam cię… – dodała pospiesznie, błądząc wzrokiem, by tylko nie spojrzeć na twarz Samuela. Ruszyła zaraz znów do przodu, zauważając, że w wyznaczonym miejscu stawiło się już kilkoro uczniów, bardziej i mniej znajomych. Uśmiechnęła się na widok Skai, która była zajęta… czym? Nie była pewna co robiła, ale zapewne niedługo się tego dowie. Pospiesznie, drżącą dłonią, podpisała się na liście i podejrzliwie spojrzała na wciśnięte w dłoń ciastko. Nasłuchała się zbyt wiele na temat zajęć od Skai i Porunn, by go nie zjeść, więc po chwili wylądował w jej ustach. Odsunęła się, by starszy kolega mógł złożyć swój podpis, przy okazji wykorzystując go jako ogromną, ludzką tarczę. Podreptała za nim w stronę Bena, chowając się za dwójką Krukonów i czekając, aż Skai skończy wykonywać wyznaczone jej zadanie.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptySob 20 Cze 2015, 13:48

/pozwolenie za Franza od Halla

Przedłużająca się nieobecność Ślizgona miała czasem i swoje dobre strony. Całkiem niedawno praktykant eliksirów wysłał jej wiadomość, że może uczestniczyć w drugim, a nie trzecim kursie nauki patronusa. W obecnych czasach umiejętność ta była jak na wagę złota. Uśmiechnęła się słabo do skrawka pergaminu. Schowała go do kieszeni spodni. Było jasno zaznaczone, aby przybyła z tym kawałkiem listu, gdzie Hall daje jej pozwolenie. Lepiej nie dyskutować z Wilsonem. Chyba on i Chantal stanowili mieszankę wybuchową. Z tym, że Jared nie lubił nikogo. Poza swoimi dziećmi.
Ciemne jeansy dające o dziwo swobodę ruchów i bluzka zakrywająca to co miała - wolała podczas ćwiczeń nie odsłaniać zbytnio swego ciała - także w ciemnym kolorze z racji możliwych zabrudzeń były idealnym połączeniem. Jas spięła włosy w wysoki, luźny kucyk wychodząc z zamku. Dochodząc do obrzeży dojrzała parę znajomych twarzy. Nie było tak źle. Gdzieś w oddali mignął jej Wilson, o zgrozo. Wywróciła oczami. Podeszła jednak do niego z kartką od stażysty.
-To od pana Halla. Zamiana za jednego z nieobecnych. -pokazała mu świstek, nie dbając o jakieś szczególne powitania z prostego powodu - i tak by nie odpowiedział. To powiedziawszy podeszła do listy obecności. Nazwisko Franza w jakiś sposób ukuło jej duszę nieco mocniej niż powinno. Stuknęła różdżką w literki za pozwoleniem prowadzącego i teraz widniało jej imię i nazwisko. Podpisała się zamaszyście, a w efekcie otrzymała słodkie ciastko.
-Po co się odchudzać. -wzruszyła ramionami i ugryzła kawałek ciastka. Najpierw podeszła do znajomego z domu Kruka,aby się przywitać.
-Cześć Aeron. Di Scarno nie pojawiła się? -zapytała, opierając się ręką o ramię chłopaka. Nie miała problemów z czymś takim jak sfera osobista. Nie, kiedy ona wyznaczała granice.
-Zapowiada się całkiem niezła pokazówka, zwłaszcza gdy jest tutaj ten ogolony goryl. -mruknęła dość cicho. Rozejrzała się po zgromadzonych. Pomachała do Rosalie, miała nadzieje, że do niej podejdzie.
-Rosie! -zawołała ją dla pewności. Może nie będzie tak źle. Oby.
Samuel Silver
Samuel Silver

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptySob 20 Cze 2015, 17:28

Nie do końca się orientował. Zazwyczaj śledził Bena, aby dotrzeć tam, gdzie chciał, jednak tego dnia miał tyle na głowie Prefekta Naczelnego, że zgubił swojego przewodnika. Po kilkunastu minutach poszukiwań odpowiedniego miejsca, gdzie odbywały się zajęcia z Patronusa, odnalazł prowizoryczną „salę” i rozejrzał się dookoła. Jego uwagę przykuły na moment talerz z ciastkami, który leżał nieopodal listy, na którą zgadywał – mieli się wpisać. Rozejrzał się jeszcze raz, aby zidentyfikować osoby, które były w grupie. Niektóre kojarzył z dobrego zachowania, a inne z częstego łamania regulaminu, a jeszcze innych… Uśmiechnął się na widok swojego przyjaciela i już miał zamiar podnieść rękę do góry, aby przywołać go do siebie, albo przynajmniej zwrócić jego uwagę. Przeszkodziła mu w tym dziewczyna, która zapatrzona w ziemię, wpadła na niego. Co prawda, nigdy jeszcze go nie „nie zauważył” , ale zawsze musiał być ten pierwszy raz. Liczący sobie ponad dwa metry chłopak naprawdę przewyższał część swoich rówieśników i ciężko było go przegapić. A jednak – był ktoś kto to zrobił. Rozbawiony całą tą sytuacją, odruchowo chwycił Arię za ramię, aby ta nie upadła na ziemię i nie obiła sobie czegoś. Jego instynkt opiekuńczy zadziałał niemalże natychmiast. W dodatku kojarzył dziewczynę na tyle, aby wiedzieć, że trzeba było nieco inaczej do niej podchodzić. Nie chciał jej przypadkiem spłoszyć, przez co miałaby nieco utrudnioną pracę nad zaklęciem. Nie mógł jednak oszczędzić sobie komentarza na temat niezauważalności.
- Powinnaś trochę uważać i patrzeć przed siebie. Głowa do góry i plecy prosto, bo będziesz miała skrzywiony kręgosłup i na starość nie będziesz mogła się schylić po gazetę– powiedział, po czym puścił jej ramię i dał odejść. Odwrócił się w kierunku ciastek i listy. Podszedł tam i wpisał się, a później zerknął na  ciastka. Zauważył kątem oka Aurora, Jareda Wilsona, któremu skinął głową na powitanie, a następnie zjadł ciastko, zdając sobie sprawę z tego, że było to oczywiście bardzo potrzebne. Dopiero wtedy podszedł do Bena i poklepał go na powitanie po plecach, a później mocno uścisnął, jakby dawno się nie widzieli, przynajmniej miesiąc.
Sam spojrzał na chwilę na dół i zauważył niesamowitą rzecz…
- Zgubiłem jednego buta – powiedział ze zdziwieniem, drapiąc się po głowie. Istotnie, prefekt naczelny znów podczas chodzenia w tę i we w tę nie zauważył nawet, kiedy ze stopy jeden trampek po prostu się ześlizgnął, zostając za nim daleko w tyle. Typowe.
Alex Hall
Alex Hall

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptySob 20 Cze 2015, 19:52

Zabawnie jest obserwować ludzi, którzy nawet nie przeczuwają twojej obecności.
Wbrew temu, co mogła myśleć cała, świeżutka grupa osób zapisanych na lekcje patronusa, Alex był na miejscu pierwszy i przed czasem – tylko sprytnie ukryty zaklęciem tuż poza linią wyznaczającą granicę srebrnego okręgu. Siedział na wysokim stołku łudząco podobnym do barowego, przysłuchując się wstępnym rozmowom, zwracając uwagę na to, kto zjadł swoje ciastko oraz jak odnosił się do reszty. Takie wstępne rozeznanie grupy przeprowadzane bardziej, by nasycić osobistą  ciekawość – każde z nich i tak musiało pracować na własny rachunek, nikt nie przewidywał pracy zespołowej. Auror powoli wziął głębszy oddech, bezgłośnie wypuszczając go spomiędzy ust. Nigdy nie planował nauczycielskiej kariery, ale skoro to on miał wieść prym na tych zajęciach przejmując pałeczkę od Wilsona, tak właśnie będzie. I do jasnej cholery, włoży w to dokładnie tyle zaangażowania, co w każdy inny obowiązek. Przeliczając w myślach, że brakowało tylko jednej osoby, a czas na przybycie minął, wyciągnął różdżkę, przytykając ją do swojego gardła. Po błoniach przetoczył się zwielokrotniony, potępieńczy wrzask, który nawet najbardziej stoicko usposobioną osobę musiał poderwać na równe nogi i doprowadzić na skraj stanu przedzawałowego. Krótkie machnięcie magicznego kijka, a Hall z łobuzerskim uśmiechem przyklejonym do przystojnej twarzy, siedzący na swoim stołeczku jak na grzędzie stał się widoczny dla wszystkich zebranych przy lesie.
- Skoro już zwróciłem waszą uwagę, witam na zajęciach – oznajmił sympatycznym, wyraźnie swobodnym tonem, ignorując wszystkie nietęgie miny, jakie mogły wykrzywiać twarze uczniów. - Gdyby ktoś miał chwilowe zaćmienie umysłu: Alex Hall, auror z ramienia Ministerstwa, wasz stażysta eliksirów, zastępca pana Wilsona – tu krótkim ruchem dłoni wskazał czarnoskórego mężczyznę - Jared Wilson, dyrektor biura aurorów. Być może już słyszeliście co nieco od poprzedniej grupy – przesunął spojrzeniem po obecnych uczniach, szukając w ich reakcjach odpowiedzi na to, co mogli myśleć. - Strzelam, że jakieś 50% to prawda, 30% plotki powstałe w wyniku traumy, 20% komentarze jacy to jesteśmy be i w ogóle potwory – przerwał na moment, wyciągając przed siebie nogi i zakładając jedną na drugą. - Tak czy siak, jesteśmy tu po to, by nauczyć was czegoś pożytecznego. Jak bardzo, mogliście mieć próbkę na balu z okazji nocy duchów. Możecie mieć pewność, że urobimy was po łokcie, niektórych doprowadzimy do łez, a nikomu nie odpuścimy, bo w gruncie rzeczy w sytuacji kryzysowej, gdy patronus jest wam faktycznie potrzebny, chodzi o śmierć lub życie i musicie potrafić go wyczarować w najgorszych możliwych warunkach. Dementor nie poczeka, aż odnajdziecie z powrotem swoje zen.
Zeskoczył ze stołka, gestem przywołując grupę, by podeszli bliżej, a w międzyczasie przywołał do siebie listę wiszącą jak dotąd na tabliczce przy wejściu do okręgu. Szybkie spojrzenie na podpisy potwierdziło, że istotnie nie pojawiła się tylko jedna uczennica, a podmiana pana Kruegera na pannę Vane przebiegła bez problemu.  
- Obrodziło Krukonami – skomentował krótko bardziej sam do siebie, po czym zwinął pergamin w rulon i schował go za połę wytartej skórzanej kurtki. - Zanim w ogóle zaczniecie machać różdżkami, musicie spełnić najważniejszy warunek udanego zaklęcia patronusa, a mianowicie odnaleźć wasze najszczęśliwsze wspomnienie i dać się nim wypełnić. Brzmi banalnie prosto, co? – spytał, rozkładając ręce na boki i wykrzywiając usta w niewielką podkówkę. - To teraz wyobraźcie sobie, że najdroższa wam osoba właśnie się wykrwawia, a wasza noga czy inna ważna kończyna wisi sobie na kilku marnych strzępach tkanek.
Umilkł na dłuższą chwilę, dając chwilę każdemu z obecnych, by znaczenie tych słów zostało dobrze zrozumiane, wsiąkło w odpowiednie części umysłu. Musieli zrozumieć, że to nie zabawa, ani sympatyczne kółko edukacyjne.
- Kto jeszcze nie zjadł swojego ciastka – nieco niedbałym ruchem dłoni wskazał na Jamesa oraz Rosalie. - Zróbcie to teraz, bo są potrzebne do dalszej części zajęć. Smakują jak powinny, obiecuję – puścił krótko oko do panny Rabe, po czym wsunął ręce do kieszeni. Chłód nie sprzyjał nikomu. - Siądźcie czy stójcie, wasz wybór. Macie odnaleźć szczęśliwe wspomnienie i skupić się tylko i wyłącznie na nim, nieważne co będzie się działo. Naturalnie ja i pan Wilson będziemy wam przeszkadzać. Pytania są wskazane, a nawet mile widziane. Do roboty.

Hall wycofał się kilka kroków w tył z powrotem do swojego stołka, odpowiednim zaklęciem wykonując jego idealną kopię dla Wilsona, gdyby zechciał posadzić swoją szanowną, czarną rzyć. Niezależnie od tego, jakie miejsce i jaką pozycję wybrał dla siebie każdy z uczniów, w nieregularnych odstępach czasu mogli odnosić wrażenie, że ziemia się pod nimi niespokojnie poruszała.


Czas na odpis: 22.06 (poniedziałek), do godziny 21. Pamiętajcie o limicie słów i dokładnie czytajcie posty Jareda, jeśli się pojawią, bo na pewno zapewni wam dodatkową rozrywkę.
Skai Wilson
Skai Wilson

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] EmptySob 20 Cze 2015, 20:16

W końcu Skai ukończyła swoją pracę i z hałasującymi bransoletkami podskoczyła do ojca w zaledwie kilku susach, ignorując zebrane w kręgu towarzystwo. - Ładne są? - Zapytała ze źle skrywaną dumą, mamrocząc w myślach na zły dobór słów. Powinna przecież spytać o ich użyteczność i czy spełniając wymogi ojca, a nie "śliczności". Każda z 15 bransoletek miała przywieszony łańcuszek z serduszkiem, większym lub mniejszym w zależności od obręczy.
To co się wydarzyło podczas opętańczego krzyku zostało wyparte z umysłu Skai, która przeżyła zbyt dużą traumę. Teraz, najzwyczajniej w świecie podskoczyła w miejscu wypuszczając przetransmutowane przedmioty (jeżeli Jared ich nie zabrał) prosto pod nogi i podskoczyła do ojca, chwytając go chudymi rękoma dookoła talii. Twarz schowała trochę powyżej brzucha, a różdżka mulatki potoczyła się gdzieś niewyraźnie pod jej stopami. Dopiero dłoń ojca lub jego głos wybudził ją z paraliżu w jaki wpadła, z trudem odzyskując kontrolę nad mięśniami.
Zerknęła przez ramię, widząc sylwetkę pana Halla, ale nie potrafiła z początku zrozumieć żadnego słowa. Jęknęła głośno i położyła dłonie do ust, nie próbując nawet uspokoić nerwowo bijącego serca. W kącikach ust od dłuższego czasu krążyły łzy, jednak dziewczyna wyraźnie próbowała powstrzymać strumienie. Przełknęła ślinę, spojrzała na twarz ojca i próbowała wymusić na nim sarnimi oczyma jakiś łagodniejszy przebieg. Milczenie z jego strony pomogło jej pokonać chęć rezygnacji, więc odwróciła się na pięcie i pobiegła do Arii. Po kilku krokach zatrzymała się i cofnęła, gorliwie szukając upuszczonej różdżki. Unikała za wszelką cenę wzroku ojca, bo wiedziała że dojrzy w nich niezadowolenie.
Zadrżała, kiedy chwyciła dereń i czmyhnęła do przyjaciółki, niemalże od razu wkładając dłoń pod jej ramię. - Uważaj, proszę cię, będzie ciężko, ale to tylko tymczasowe! Oni mają na wszystko antidotum, ale może być strasznie i ohydnie! Usiądźmy obok siebie, dobrze? - Trajkotała podwyższonym głosem, nie wypuszczając ramienia Krukonki z ciasnego splotu i pociągnęła ją w dół, aby usiadły dokładnie tam gdzie wcześniej stały.
Przestraszona teatralnym popisem Alexa, nawet nie zauważyła przybyłego Samuela. A przynajmniej zarejestrowała jego przybycie, ale nie przywitała się z nim w należyty sposób. Za dużo stresów, za dużo! Kiedy Aria zgodziła się usiąść (jeśli się zgodziła), Skai wysunęła rękę i chwyciła ją za dłoń, czując że obie będą potrzebowały wzajemnego wsparcia na tych zajęciach. Oby tylko pan Hall nie miał nic przeciwko temu. Pod wpływem ojca, zrobił się taki... niemiły. Miała problem z koncentracją i nie mogła znaleźć wystarczająco silnego wspomnienia. Na myśl wciąż przychodził jej pusty dom i informacja o rozwodzie rodziców. Z czego niby miała się cieszyć?!
Sponsored content

Obrzeża błoni [Patronus] Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża błoni [Patronus]   Obrzeża błoni [Patronus] Empty

 

Obrzeża błoni [Patronus]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 4Idź do strony : 1, 2, 3, 4  Next

 Similar topics

-
» Stara, przestronna sala [Patronus]
» Bagna [patronus]
» Zielone drzwi [Patronus]
» Labirynt drzew [Patronus]
» Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Eventy
-