|
| Stara, przestronna sala [Patronus] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Alex Hall
| Temat: Stara, przestronna sala [Patronus] Nie 09 Sie 2015, 20:35 | |
| Sala, która kiedyś była magazynem na bliżej niezidentyfikowane przedmioty. Aktualnie wszystko zostało uprzątnięte, podłoga zamieciona, a wysokie okna starannie umyte. Sala powierzchnią dorównuje dwóm przeciętnym klasom. Pod jedną ze ścian stoi długa ławka. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Sro 19 Sie 2015, 13:53 | |
| Termin kolejnych zajęć nadszedł nieco za szybko jak na gust młodego aurora – tutaj Hogwart, tam Ministerstwo, jeszcze gdzie indziej interwencje i w efekcie czas zdawał się pędzić w iście szaleńczym tempie. Nagłe chorobowe Wilsona tylko dokładało zmartwień na hallową głowę, bo chcąc, nie chcąc, dopóki nie będzie wiadomo co z Jaredem, to on przejął jego obowiązki. Porażka. Był na to zbyt młody, za mało doświadczony, nie wspominając już o fakcie, że wcale nie widział się w fotelu kierowniczego stanowiska. Wielu marzyło o wspinaniu się po szczeblach kariery, by sięgnąć jak najwyżej, dostać jak najszersze przywileje, a Alex poniekąd gardził wyróżnieniem, jakie przypadło mu w udziale. Ot, złośliwość losu. Wielka skrzynia ustawiona pod jedną ze ścian zatrzęsła się ostrzegawczo, kiedy Hall odmierzał od niej dystans dziesięciu długich kroków. - Weź się uspokój, fochy nic ci nie dadzą – rzucił z lekkim znudzeniem w głosie, wyznaczając różdżką srebrną linię na podłodze. Niedaleko ławki, na której domyślnie usiądą uczniowie, warzył eliksir na uspokojenie – miał brzydkie przeczucie, że przyda się na dzisiejszych zajęciach. Po chwili namysłu powinien się chyba zaopatrzyć też w chusteczki, koce i gorącą czekoladę, ale jakoś nie miał do tego głowy. Z mnogością przepływających przez nią informacji i tak zdawała się być przynajmniej trzykrotnie zbyt ciężka. Alex odetchnął krótko, wracając do szarpiącej się coraz gwałtowniej skrzyni – poklepał wieko, po czym jak gdyby nigdy nic, usiadł na nim, irytując tym zachowaniem cokolwiek zostało ukryte w środku.
--- *na drzwiach znajduje się lista, na której należy się podpisać. Po każdym złożonym podpisie, do piersi ucznia przyczepia się plakietka z idealną kopią podpisu złożonego na pergaminie, *czas na pojawienie się w temacie: 22.08 (sobota), godzina 21, *Steward, jesteś jedynym, od którego nie dostałam informacji zwrotnej a propos grupowego PW, odnieś się do niego, bo bez tego nie zaplanuję ci części zajęć. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Sro 19 Sie 2015, 23:36 | |
| Miał ostatnio problemy zebrać się na jakiekolwiek zajęcia – czy to planowe, czy też dodatkowe. W natłoku wszystkiego urabiał się tak, że po powrocie do dormitorium jedyne, o czym marzył to sen, a gdy padał na materac i przekręcał głowę, zaścielone łóżko Sama straszyło pustką. Nie było jego, nie było Jolene, której rodzice kazali wyjechać ze szkoły i nagle Ben czuł się, jakby nie pozostał mu nikt, z kim mógł naprawdę swobodnie porozmawiać. Choć umysł podsuwał mu pewne osoby, na każdą z nich znajdował kontrargument, w efekcie przesiadując większość czasu samemu. Paradoksalnie urwane, dziwne momenty spędzane przypadkiem z Hristiną, którą ledwie miał okazję poznać, jakoś ułatwiały utrzymywanie głowy nad powierzchnią. Podobnie jak ulubiona Puchonka prefekta, zdała się połknąć słońce i promieniować nim bez oporów, ale na tym zbieżności się kończyły. Może to i dobrze? Patrząc na Jej Piracką Mość nie przypominał sobie drobnej twarzy kogoś, kogo nie zobaczy przez bardzo długi czas. Wystarczyły wyrzuty sumienia nawiedzające od czasu do czasu, kiedy przypominał sobie, jak wysłał pozostawionego mu w opiece Miauka do wujostwa, nie mogąc na niego patrzeć, nie słysząc w uszach śmiechu Dunbarówny. Musiało chyba minąć trochę czasu. Za bardzo się przywiązywał i potem miał za swoje. Na zajęcia patronusa szedł z wyjątkowo bezemocjonalną miną, bezwiednie poprawiając brzeg golfu, który zasłaniał siniaki na szyi autorstwa niejakiej Porunn Fimmel, wschodzącego talentu w dziedzinie amatorskich tortur. Z powodów jasnych tylko dla siebie nie usunął ich odpowiednim leczącym zaklęciem, pozwalając, by proces przebiegał naturalnie. Z pewnym zaskoczeniem zauważył, że był pierwszy – podpisał się na liście, nie opierając się przed plakietką, która z impetem przykleiła się tuż obok odznaki prefekta, po czym wszedł do sali. Pozostanie w murach zamku należało zaliczyć na chociaż maleńki plus. Watts dzięki uprzejmości pani Skarsgard był już podziębiony i zwyczajnie ciągnęło go do ciepła. - Dzień dobry – przywitał się krótko z młodym aurorem siedzącym zawadiacko na trzęsącej się nieco skrzyni. - Czy to... Nie, chyba nie chcę wiedzieć. Proszę zapomnieć, że cokolwiek mówiłem – rzucił, przepraszająco uśmiechając się kątem ust, po czym zajął miejsce na ławce ustawionej koło bulgoczącego kociołka. Jego zawartość pachniała całkiem przyjemnie. |
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Czw 20 Sie 2015, 01:13 | |
| Rudowłosa przemierzała korytarze zmierzając ochoczo na zajęcia, a w rytm każdego z jej miarowych, stanowczych kroków coraz to nowsze pasmo niesfornych kłaków uwalniało się spod niechcianego jarzma wysokiego koka spiętego na czubku głowy. Starając się wyglądać dobrze w każdym calu, posyłała światu nieco blady oraz wielce niepewny uśmiech, nie dając po sobie poznać pustki, którą czuła w środku. Wydarzenia ostatniej nocy nie wpłynęły dobrze na jej samopoczucie - to na pewno, co nie oznacza, że da to po sobie poznać. Zarówno cały ogrom bezsilnej wściekłości, której osłabione ciało nie było już w stanie okazać jak i brzemię smutku spędzające sen z oczu od paru dobrych nocy. I choć szczerze nie wiedziała co ma teraz robić, nie mogła poddać się złym uczuciom. Nie, teraz musiała być silna. Szczególnie dzisiaj. Choć było to wielce masochistyczne, właśnie tych zajęć wypatrywała z utęsknieniem. Bo po tym, jak eliksir pieprzowy wygnał z ciała wyjątkowo paskudne przeziębienie, wspomnienie o okrucieństwie dwóch katów tak jakby zblakło. Pozostawiając w Murph jeszcze większą motywację, niż dotychczas. Ze względu na to, że na tamtych zajęciach po raz pierwszy w życiu poczuła, że może o wiele więcej. Tylko w jaki sposób? No cóż, metodą prób i błędów. A jako, że tych drugich popełniała ostatnio znacznie więcej niż pierwszych, dziś po prostu musiała się tu znaleźć. O czym pomyślała przelotnie, otwierając drzwi do przestronnej klasy. Tak, dobrze że tu jest. Te zajęcia niezwykle jej pomagały. - Dzień dobry - rzuciła zarówno w stronę Halla, jak i Bena, którego na dobrą sprawę nie znała zbyt dobrze. Bądź w sumie - w ogóle nie znała, bo znajomością nie można nazwać kojarzenie twarzy ze szkolnych korytarzy. Co nie oznacza, że Murph nic o nim nie wiedziała. Z tego co kojarzyła był prefektem oraz… przyjacielem Cu, co budziło zalążki zaufania. Oraz sympatii, przez co jej piegowata twarzyczka nie powstrzymawszy się w porę, posłała obu panom lekki uśmiech. Po czym raz ostatni spojrzała w stronę niedomkniętych drzwi, w porę zauważając listę obecności. Płynnym ruchem nadgarstka złożyła swój podpis, przyjmując w zamian plakietkę z jego idealną kopią. Jej obecność Murph skomentowała jedynie wzruszeniem ramion, po którym zebrała swoje manatki i zajęła miejsce na drewnianej ławce. Spoglądając od czasu do czasu na kociołek bulgoczący tuż obok. Albowiem jej uwaga zajęta była czymś innym - mianowicie dosyć hałaśliwym siedziskiem Halla. Szczerze nim zaciekawiona, co bez trudu można było wyczytać ze spojrzenia szarozielonych tęczówek. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Pią 21 Sie 2015, 20:58 | |
| Dzień za dniem mijał nieubłaganie, przynosząc ze sobą pozorny spokój i ciszę. Życie zaczęło znów przybierać dotychczasowe biegi, a jej siostra wydawała się coraz bardziej przypominać dziewczynę, którą była przed tym całym zamieszaniem. W końcu Porunn nawet przestała jej unikać, więc Aria również mogła odetchnąć, przynajmniej jeżeli chodzi o relacje z bliźniaczką. Obie wyglądały coraz lepiej, cienie pod oczami zaczęły znikać, a po siniakach pozostawały tylko blade ślady. Zadrapania na twarzy, które zdobyła po spotkaniu z rozwścieczonym poltergeistem, dzięki opiece pani Pomfrey były niemalże całkowicie niewidoczne. Na całe szczęście... Rany na ciele goiły się zdecydowanie szybciej, niż te powstałe na umyśle dziewczyny. Nie potrafiła wyrzucić z głowy wszystkich obrazów, które wciąż ją nawiedzały, utrudniając zasypianie. Wszystko było więc nadal tylko pozorne, zupełnie nic nie zdawało się być w porządku. Jedno zmartwienie goniło następne, a co chwilę ważne osoby w jej życiu po prostu z niego znikały - najpierw matka, później Dorian, a teraz jeszcze Yumi. Nie popełniła kolejny raz tego samego błędu, ubierając się tym razem znacznie cieplej, niż na zajęcia organizowane przez Ingrid. Mimo ciepłego swetra odczuła przeraźliwe zimno, gdy w uszach zadźwięczał jej głos Gilgamesha. Czyżby faktycznie nie była wystarczająco silna, by kogokolwiek ochronić? Może Grossherzog miał rację mówiąc, że wcale nie chciała być silna. Łatwiej było się bać, chować po kątach z nadzieją, że nikt nas nie znajdzie. Przetrwamy uciekając. W głębokim zamyśleniu szła korytarzami w stronę starej sali, w której miały odbyć się zajęcia. Nawet, jeśli spotkała kogoś na swojej drodze, zapewne by tej osoby nie zauważyła. Do Arii nie docierały żadne dźwięki, prócz odbijającego się w myślach echa rozmów z przeszłości. Nim się obejrzała, zatrzymała się przed drzwiami. Wahała się, nie mogąc się zdecydować, w którą stronę chciała pójść. Iść na zajęcia, próbować, czy lepiej się wycofać i wrócić do dormitorium? Spoglądała na listę, jakby chciała z niej wyczytać rozwiązanie gnębiącego ją pytania. Miała wrażenie, że jej niezdecydowanie trwa całe wieki, choć w rzeczywistości nie stała w bezruchu dłużej niż pięć minut. W końcu uniosła dłoń, składając swój podpis. Plakietkę zauważyła w ostatniej chwili, pośpiesznie wchodząc do sali, by się nie rozmyślić. - Dzień dobry - powiedziała, delikatnie uśmiechając się do aurora. Skrzynia, na której siedział, wyglądała na niezbyt zadowoloną - a raczej coś, co się w niej znajdowało. Aria była niemalże pewna, że wcale nie chciałaby poznawać jej mieszkańca... Po raz kolejny się zawahała, może nieco zbyt wolnym krokiem ruszając w stronę ławki. Benowi i Murphy również posłała uśmiech, witając się z nimi cichym "cześć", nim w końcu usiadła. Mogła na krótką chwilę odetchnąć. Niemalże odruchowo sięgnęła dłońmi do swoich włosów, które jeszcze w dormitorium zaplotła w warkocz. - Jak myślicie, co za niespodzianka czeka na nas w tej skrzyni? - spytała cicho, chcąc po prostu usłyszeć czyjś głos. |
| | | James Potter
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Sob 22 Sie 2015, 14:11 | |
| Wpadł do klasy w świetnym nastroju, choć już prawie spóźniony. Nie udało mu się utrzymać dobrej passy z ostatnich zajęć i pojawić przed czasem. Złe nawyki tworzą się zdecydowanie szybciej od tych dobrych. Zastanawiał się ilu po ostatnich zajęciach będzie dezerterów. Aurorzy popisali się dość niekonwencjonalnymi metodami nauki. Potter nie podejrzewał ich o takie mroczne poczucie humoru, tym bardziej niecierpliwie czekał na zajęcia. Niezdrowa ekscytacja dotyczyła nie tylko możliwości nauki zaklęcia patronusa, ale też podpatrzenia pomysłów na kilka niewybrednych żartów. Niepokoiła go tylko nieobecność Jareda. Uczniowie mogli odetchnąć z ulgą, ale jemu nie podobało się zniknięcie człowieka, który udzielił mu pomocy po śmierci ojca. Jeśli jednak coś mu się stało (w co wątpił, czarnego diabli nie biorą) albo miał dużo pracy z tłumieniem szalonych idei śmierciożerców, to tym silniejsza stawała się motywacja do nauki. Złożył podpis. Na jego plakietce pojawiło się dumne Albus Dumbledore. Tym razem nie zdołał się powstrzymać przed tym niskich lotów dowcipem. Miał się wpisać jako Łapa, ale w to już na pewno nikt by nie uwierzył. Syriusz z własnej woli na zajęciach, na których nie ma Dorcas. - Dzień dobry – przywitał się, choć słowa te wypowiadane przez uczniów brzmiały jak zaklęcie lub prośba, by auror im dnia dziś nie zepsuł. Do Murphy puścił nawet oczko, a ta mogła poczuć się wyróżniona, ponieważ Potter zapamiętał ją z ostatniej lekcji. Teraz zajął miejsce w pobliżu zastraszonej gromadki nieufnie zerkającej na skrzynię. - Myślę, że są tam ciasteczka, które nie mogą się doczekać aż je spałaszujemy albo Lily, chcąca rzucić się w moje ramiona – zażartował, uśmiechając się szeroko do dziewczyny, która zadała pytanie. Autoironiczny żart w wykonaniu Potter był doprawdy zjawiskiem nietypowym. Tak naprawdę młodzieniec wolałby nigdy się nie dowiedzieć, co tam siedzi.
|
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Sob 22 Sie 2015, 19:31 | |
| Nie mogła zapomnieć o kolejnej lekcji patronus, mimo, że ostatnia należała do koszmarów. Tym razem mogło być podobnie. Jasmine ubrala wygodne spodnie i bluzkę oraz klasycznie uczesala włosy w kucyk. Weszła do sali, w której dojrzałą mało znajomych twarzy. Podpisała się na liście obecności i oparła się o ścianę.
/rozwinę ten post tylko chciałam wejść przed końcem czasu. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Sob 22 Sie 2015, 21:15 | |
| Gonitwę nieprzyjemnych myśli przerwali przybywający do sali uczniowie – jeden po drugim, z zaczarowanymi plakietkami przypiętymi do piersi. Na każde „dzień dobry” Alex odpowiadał albo skinieniem głowy, albo krótkim „dobry”, w głowie odliczając, ilu nastolatków powinno się jeszcze pojawić. Skrzynia, na której siedział, podskakiwała od czasu do czasu, jakby próbowała zrzucić siedzącego na wieku aurora – ten jakby na złość jej mieszkańcowi, poklepywał okucia z zawadiackim uśmiechem, czasem mamrocząc coś o wrednych złośnikach. W końcu zegar wybił godzinę zero, a krótki rzut oka uświadomił Hallowi, że coś jest bardzo, ale to bardzo nie tak. Spóźnienia nauczyciela asystującego się spodziewał, ale uczniowskich? Krótkim ruchem różdżki przywołał do siebie listę zawieszoną na drzwiach i marszcząc brwi, przejrzał nazwiska – na widok niejakiego Albusa Dumbledore'a uśmiechnął się nieco kątem ust. - Spodziewałem się dezerterów, ale nie aż w takiej ilości – rzucił, zwijając pergamin w rulon i bezwiednie postukując jego końcem w udo. W pierwszej grupie odpadły dwie osoby, tutaj połowa już po pierwszych zajęciach i choć nie miał najmniejszego zamiaru mówić tego na głos, Alex był zwyczajnie zaniepokojony. Przesadził? Czy były jakieś inne powody? Szczególnie brak pewnej uroczej, puchońskiej twarzy bił go po oczach. - W każdym razie, oficjalnie witam was na drugiej lekcji – rozłożył lekko ręce, a skrzynia jak na zawołanie zatrzęsła się, przesuwając o kilka cali w przód. Niewzruszony tym auror kopnął w jej bok, uśmiechając się promiennie. Nawet jeśli jego nastrój odbiegał od ideału, udawanie dobrego humoru zwykle poprawiało sprawę. - W związku z tym, że pan Wilson jest na urlopie, na razie musicie przeżyć ze mną. I asystentami, którzy będą się zmieniać z lekcji na lekcję. Pierwszy już jest spóźniony, więc całkiem nieźle się zaczyna – odetchnął krótko, obracając różdżkę w wolnej dłoni. Dotyk rozgrzanego drewna zawsze miał na niego zbawienny wpływ. - Doszedłem ostatnio do wniosku, że umknęło nam trochę teorii. Normalnie jestem zdania, że ćwiczenia przede wszystkim, ale w tym przypadku zrobimy wyjątek – zarzucił nogę na nogę, opierając przedramiona na udzie i pochylając się nieco do przodu. - Na pewno jest dla was oczywiste, że patronus służy do ochrony przed dementorami, w końcu to jego podstawowe i najważniejsze zadanie. Ale! To sprytne, małe zaklęcie ma jeszcze inne profity. Krótki quiz: jakie są zastosowania patronusa poza tym najważniejszym? Co dodatkowego wiecie o tym zaklęciu? Bonusowe punkty dla domu, jeśli ktoś wie, jak rozmnażają się dementorzy i dlaczego preferują kiecki. Czas start. Może zanim skończymy, nasz spóźnialski zdąży dotrzeć.
--- *w związku z tym, że spadła liczebność grupy, znoszę limit słów. Piszcie ile chcecie :) *czas na odpis do 24.08 (poniedziałek) do godziny 21 |
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Nie 23 Sie 2015, 12:46 | |
| Murph czekała potulnie na dalszą część zajęć. Z dłońmi na kolanach, z zaciekawieniem w oczach, z delikatnym rumieńcem ekscytacji oczekiwała dalszego biegu wydarzeń, odsłonięcia tajemnicy skrywanej przez deko skrzyni. Co chyba nie było jej jednak dane jeszcze przez parę chwil potrzebnych na skompletowanie grupy Gumochłonów, czy jak ich tam przyjemnie nazwał Wilson. Również to zjawisko Murph obserwowała skrycie, sznurując jednocześnie usta - dlaczego tak wielu z nich było nieobecnych? Młodą szukającą Ravenclaw w pewnym stopniu rozumiała - być może jeszcze nie doszła do siebie po obrażeniach odniesionych przez wszędobylską pałę tego idioty, Grossherzoga. Choć nie było jej na trybunach, Hathaway mecz widziała z o wiele spokojniejszych błoni. Co do Rabe - jej absencja nie zmartwiła naszej Rudowłosej, która spijała chciwie satysfakcje z powietrza wolnego od woni słodko-mdlącej czekolady. Niczego nie żałować, w takich chwilach czuje się życie. Natomiast brak puchoniastego słoneczka nieco bardziej ją strapił. Pomimo faktu jawnie okazywanej niechęci, wzrastającej sukcesywnie od czasu Jesiennego Balu chciała ją tu zobaczyć. Jednocześnie bała się tego, tak samo jak bała się fali odczuwanych w gryfońskim serduszku fal gniewu przeplatanej z miłością względem tego idioty, Henley’a. O czym zresztą nie chciała myśleć, nie - to Jolene byłą winna zarówno przeprosiny jak i wytłumaczenie pewnych niejasnych spraw. Czego już chyba nigdy nie będzie w stanie uczyć, o ile Dunbarówna nie wróci z rodzinnego, bezpiecznego gniazda. Co już niestety, prawdopodobnie się nie stanie. Reszty imion nie zdołała spamiętać, choć jej podświadomość mgliście zaobserwowała brak tego koleżki bez buta no i rzecz jasna, aurora Gbura. Och i jeszcze tego marudnego Krukona, mającego czelność zadać pytanie, dosyć głupie zresztą, co nie oznacza jego bezsensowności. Kto pyta nie błądzi, tak ponoć mówią. W każdym razie - szarozielone oczęta rejestrowały zarówno ruchy skrzyni jak i przybycie co poniektórych uczniów. Ta ślicznotka w niebieskich barwach, jak zawsze niezaprzeczalnie uroczy urokliwy pan Kapitan, kolejna przypadkowa Ślizgonka. Przydałoby się w sumie nauczyć ich imion, skoro tylko oni się ostali - pomyślała Murph, posyłając każdemu z osoba długie, badawcze spojrzenie. Oceniając w głowie zarówno swoje jak i ich możliwości. Wcale nie rumieniąc się przez oczko Pottera. Z bladym półuśmiechem na twarzy, z ulgą wsłuchiwała się w końcu w głos Halla, oznajmiający długo oczekiwany początek drugich zajęć drugiej tury patronusa, Hogwart, 1977. Z liczną frekwencją czy bez - show must go on. A ona, jako jedna z marionetek tej misternej sceny zwanej potocznie placówką edukacyjną popłynęła razem z nurtem zwyczajowego przebiegu lekcji. Podnosząc swą piegowatą rączkę do góry, co stanowiło widok równie rzadki co świeżo umyte włosy Severusa Snape’a. Odczekawszy aż udzielą jej głos, Murph chętnie podzieliła się swoją wiedzą na temat sławetnego patronusa, o którym kupiła sobie nawet osobną księgę… no dobra, książkę. I wcale jej nie kupiła a podprowadziła bratu przed końcem wakacji, gdy dowiedziała się o ewentualnym starcie owego kursu. No dobrze - pomijając te inne fakty świadczące o niezbyt czystym sumieniu - liczą się chęci? - Śmierciotule. To tropikalne stworzenia, bardzo rzadko spotykane. Atakuje czarodziejów nocą, zazwyczaj gdy Ci są pogrążeni w śnie. Zaklęcie patronusa jako jedyne jest w stanie je pokonać. Przegonić, w sensie - rzuciła na bezdechu, z niemałą satysfakcją dzieląc się wiedzą zaczerpniętą z zarówno z „Defensywa dla zaawansowanych” jak i „Fantastycznych Stworzeń…”. Kleptomania i biblioteka - przepis na sukces autorstwa Hathaway. |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Nie 23 Sie 2015, 14:44 | |
| Pomimo łamania właśnie jednej ze swoich najtwardszych i najbardziej przestrzeganych reguł, jakoby nigdy przenigdy człowiek nie powinien się spóźniać, choćby wszystko się waliło a świat oszalał, Rabe idąc spokojnym, powłóczystym krokiem w stronę wybranej przez Halla Sali nawet o tym nie pomyślała. Nawet przez ułamek sekundy nie przeszło jej przez głowę nic innego, jak tylko piekące wspomnienie nauki, które odcisnęło na niej piętno na tyle silne, by przez pierwszych kilka tygodni nie być w stanie normalnie funkcjonować, chociaż może to złe określenie – normalnie być sobą. Z włosami potarganymi, nie widzącymi szczotki od przynajmniej dwóch dni, z popękanymi ustami i pozostałościami, niewielkimi bo niewielkimi, makijażu pod oczami wkroczyła na trwającą już od kilku minut lekcję. Niechlujnie podpisała się na pergaminie, który zapewne by przeoczyła gdyby nie plakietki na szatach reszty uczniów; gdy jedna podskoczyła, by przyczepić się do jej własnej wzdrygnęła się mimowolnie, ściskając mocniej różdżkę w lewej dłoni. - Przepraszam za spóźnienie. – wybąkała tylko nie patrząc Hallowi w oczy, a własne, nieco obłąkane tęczówki wbiła w podłogę. Zagryzając wargę przystanęła gdzieś na końcu Sali, ignorując resztę młodych ludzi i oparła się o ścianę, co jakiś czas z niepokojem zerkając na trzęsące się pudło. Mogła się tylko bardzo trafnie domyślać, co jest w środku, i pod żadnym pozorem jej się to nie podobało. Nie był to czas dobry na naukę patronusa w żadnym wypadku. A możliwości, które mogła ujrzeć wyłaniające się ze skrzyni napawały ją jeszcze większym lękiem. Wstrząsnęło jej ciałem kilkakrotnie, ale głębszych pięć oddechów zdawkowo załatwiło sprawę.
|
| | | James Potter
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Pon 24 Sie 2015, 08:55 | |
| Zerknął z dumą na przedstawicielkę swojego domu, która to zarobi punkty dla Gryfindoru, by Potter mógł je roztrwonić na głupoty. Siedząc w tej niedbałej pozie, nagle ku swojemu zaskoczeniu, odkrył, że jego ręka również powędrowała w górę i to wcale nie po to, aby podrapać się po głowie. Coraz gorzej. Niedługo nie zostanie ojcem Harrego, tylko Hermiony. Swoją pilność w nauce przypisywał oczywiście zawodowi miłosnemu i uznawał ją za akt rozpaczy. - Patronus może służyć przekazaniu wiadomości lub wskazaniu drogi – jego głos pewnie rozległ się w klasie, a na usta wstąpił zawadiacki, zaczepny uśmiech – A dementorzy rozwijając się zapewne przez pączkowanie – albo pocieranie nadgarstków, jak mogą podejrzewać, niektórzy romantycy. Oczywiście druga część wypowiedzi była zupełnie niewinnym żartem. Byłoby jednak coś uroczego w takim małym dementorku, wystającym swojemu tatusiowi znad ramienia. A skoro już powiedział, co wiedział, to znów leniwie rozłożył się na krześle. Wyciągnął nogi i skrzyżował je w okolicy kostek, machając w rytm popularnego przeboju stopą. Nie zachowywał się jak na lekcji, tylko przy piwie kremowy. Widać w ten sposób próbował zwalczyć stres albo też zwyczajnie się popisywał. W każdym razie nie spoglądał już w stronę skrzyni, okazując jej zimną obojętność, jakby miał sopelek zamiast serduszka. Podobnie potraktował wredną Wężowatą, która na ostatnich zajęciach udowodniła, że kobiety wcale nie wymiotują tęczą. Obecnie nie wyglądała na zadowoloną z tego małego eksperymentu naukowego. Posłał jej przesadnie karcącą spojrzenie i zacmokał, dając wyraz dezaprobaty dla spóźnialski. W wykonaniu wiecznie spóźnionego chłopaka, te teatralne gesty były po prostu komiczne, a on zdawał sobie z tego sprawę. Postanowił znów skupić się na lekcji i udzielić kolejnych błyskotliwych odpowiedzi, w końcu napis na jego tabliczce zobowiązywał. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Pon 24 Sie 2015, 17:10 | |
| Wolniejszy, dużo spokojniejszy początek zajęć w porównaniu z tymi ostatnimi, w pewien sposób rozlał ciepłą ulgę gdzieś w brzuchu prefekta Krukonów – ostatnio wszyscy zdawali się być ciągle nabuzowani, zestresowani, jakby w oczekiwaniu na nagły cios. Dodatkowe zajęcia, na których ktoś już na wstępie nie lał ich po głowach, a pozwolił spokojnie zebrać myśli, zostało po cichu docenione. Choć średnio ją kojarzył, chłopak uśmiechnął się lekko w odpowiedzi na powitanie Murphy, a wraz z nadejściem Arii, przesunął się nieco na ławce, robiąc jej miejsce. To, że przypadł mu w udziale gabaryt wykraczający ponad normę, nie oznaczało, iż może z automatu wysiodływać innych ze wspólnej przestrzeni. Komentarze o bezczelnych olbrzymach wbrew pozorom wcale nie były miłe. Chyba niczyjej uwadze nie umknęło, że w sali pojawiło się zdecydowanie mniej osób, niż powinno, co Ben skwitował tylko lekkim zmarszczeniem brwi i głębszym oddechem. Wraz z zabraniem głosu przez Halla, przeniósł na niego spojrzenie, starając się nie zwracać uwagi na podskakującą okazjonalnie skrzynię. Auror nie przytaszczyłby jej tutaj ot tak, prędzej czy później z pewnością zaprosi ich bliżej i podniesie wieko. Wraz z nagłą, absolutnie szaloną myślą, Krukon bezwiednie się wyprostował, spinając ramiona – nie, przyprowadzenie im dementora w pudełku było po prostu niemożliwym pomysłem. Prawda? Czując mięsień drgający lekko na szczęce, Ben pochylił się do przodu, opierając przedramiona na udach w kopii pozycji Alexa. Odruchowo kiwnął lekko głową, słuchając siedzącej niedaleko rudej, zerkając uważniej na plakietkę z jej imieniem i nazwiskiem. Murphy Hathaway, czy ona się przypadkiem często nie kręciła przy O'Connorze? Gryfoni póki co zdecydowanie wiedli prym, wymieniając te informacje, które mogły się okazać najbardziej przydatne w praktyce – nawet kojarzony przez całą szkołę jako rozrabiaka Potter miał coś mądrego do dodania. - Kształt patronusa jest odzwierciedleniem osobowości czarodzieja, chociaż może się zmienić w ciągu życia. Przez tą unikatowość dobrze się sprawdzają jako posłańcy, łatwo zidentyfikować, kto je wysłał – dodał, uzupełniając niejako wypowiedź Jamesa. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Pon 24 Sie 2015, 21:16 | |
| Rozejrzała się po sali, widząc znajomą twarz Rosalie. Kiwnęła do niej, aby móc chociaż chwilę z nią porozmawiać. Przysunęła się do blondynki, wyczuwając już zapach jej perfum. -Ciekawe, czym uraczą nas dzisiaj. -mruknęła do niej, wstępnie już uprzedzona. Z radością przyjęła fakt, że Goryl wziął sobie wolne. O wiele lepiej się czuła wiedząc, że nie będzie ich traktował jak popychadła. Jakoś to pomogło psychicznie odnaleźć się Jasmine na tej lekcji. Zaczęła przysłuchiwać się innym wieściom od Halla. Bardzo zależało jej na zdobyciu tej umiejętności. Jakoś metaforycznie wierzyła, że rozświetli to mroki jej życia. Miała nadzieję. Słysząc odpowiedź Gryfonki, powstrzymała się od śmiechu. Uśmiechnęła się jedynie lekko. -Niech się nie udusi, bo byłoby szkoda. -szepnęła do Rosalie. Oczywiście myślała zupełnie co innego. Nie darzyła zbyt wielu Gryfonów sympatią. -Można przekazać jakąś wiadomość. Sama byłam świadkiem jak patronus przemówił głosem stworzyciela. Poza tym... -zrobiła małą przerwę w swej wypowiedzi i uśmiechnęła się. -...całkiem niezła z niego latarnia i na pewno dodaje otuchy w ciemnym lesie. -skończyła wypowiedź. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Pon 24 Sie 2015, 22:13 | |
| Choć był ostatnio zmęczony wszystkim, co przypadało mu w udziale, Alex z pewnym zaskoczeniem zauważył, że lekcja go nie denerwowała – jakby ktoś wyciągnął mu dzisiaj wtyczkę odpowiedzialną za dostarczanie energii do tych obszarów mózgu, które niezbyt subtelnie szeptały ty przecież nie lubisz dzieciaków, sam tak mówisz. Nie poświęcając temu odkryciu w tej chwili uwagi, auror oblizał odruchowo dolną wargę, czekając na odpowiedzi na pytania, które właśnie zadał. - Proszę – rzucił, widząc rękę uniesioną do góry przez rudą Gryfonkę. Hathaway, jeśli go wzrok nie mylił. Uśmiechnął się nieco kątem ust, uderzony dziwną falą nostalgii – przecież jeszcze nie tak dawno to on biegał po korytarzach Hogwartu z emblematem Domu Lwa na szacie. - Świetnie. Dokładnie tak, patronus to jedyne zaklęcie przepędzające śmierciotulę, która pożera swoje ofiary we śnie. Nic z nich nie zostaje, dlatego trudno stwierdzić, czy ktoś zniknął, czy właśnie taka urocza pelerynka postanowiła go odwiedzić. Nam to na szczęście nie grozi, bo jak słusznie powiedziała panna Hathaway, śmierciotule występują w klimacie tropikalnym. No chyba, że ktoś specjalnie przetransportuje jakąś do naszego kraju. Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Mężczyzna przeniósł spojrzenie na drzwi, które właśnie trzasnęły, obwieszczając przybycie spóźnialskiej – Rosalie Rabe, akurat jej nazwisko dobrze sobie zapamiętał. Nawet nie dlatego, iż na poprzednich zajęciach zasłabła i zaniósł ją do zamku, a dlatego, że wysłała mu strzelające cukierki. - Proszę, panno Rabe – rzucił krótko, dostrzegając wyraźne spłoszenie Ślizgonki. Miała szczęście z powodu braku Wilsona na tych zajęciach, pewnie by ją wyrzucił za przyjście po czasie. Na szczęście swoje i innych, Alex nie był jak Jared. Wypowiedź gryfońskiego dowcipnisia, który postanowił podpisać się imieniem i nazwiskiem dyrektora, nagrodził potwierdzającym skinieniem głową. - Gryffindor zarobił kolejne dziesięć punktów. Ktoś dopełni informacji o przenoszeniu wiadomości? Niezłe wytłumaczenie rozmnażania dementorów, panie Dumbledore – skończył z iskrą czegoś rozbawionego błyszczącą w zielonych oczach. Cisza nie zaległa na długo, gdy zaraz odezwał się jeden z dwójki Krukonów, dodając trochę od siebie. - I jeszcze pięć punktów dla Ravenclawu. Zmiana postaci patronusa zwykle wiąże się z wyjątkowo silną więzią emocjonalną z osobą, którą kochamy, ale istnieją wyjątki od reguły. Na przykład szok, czy trauma. W podobny sposób można utracić zdolność wyczarowywania patronusa – przeniósł wzrok na Jasmine, a wysłuchując jej wypowiedzi, zaśmiał się serdecznie, odsłaniając w uśmiechu zęby. - Tak, wyczarowany poprawnie na pewno będzie świetną latarnią. Pięć punktów dla Slytherinu za kreatywność. Wstańcie i podejdźcie bliżej. Sam podniósł się ze skrzyni służącej mu za siedzisko, zachęcającym ruchem dłoni przywołując bliżej uczniów. Nie wpuścił ich jednak dalej niż za srebrną linię, którą wytyczył na podłodze, samemu stając na tej prowizorycznej granicy. - Obecność dementora, nawet jednego, sprawia, że czujemy zimno, narastającą rozpacz, a w głowie zaczynają przewijać się najgorsze momenty z życia, kiedy wywlekają na wierzch nasze największe lęki. To, co siedzi w tej skrzyni, to nie dementor, ale idealnie posłuży nam do dzisiejszych ćwiczeń. Stojąc oko w oko ze strachem będziecie musieli skupić się na tyle, by nie dać złamać swojej koncentracji. Ale to za chwilę. Mam nadzieję, że ćwiczyliście przywoływanie dobrych wspomnień. Wyciągnijcie różdżki – podwinął rękawy szarego henley'a, czekając, aż każdy z uczestników zajęć dobędzie swojego magicznego badylka. Specjalnie zasiał w nich ziarno niepewności i podsunął, co będą robić dalej, by dodatkowo ich zdekoncentrować – nie należało lekceważyć potęgi strachu przed baniem się. Uniósł dłoń z różdżką, upewniając się, że każdy dobrze go widział. - Ruch wygląda tak – rzucił, wykonując znajomy ruch nadgarstka. - Inkantację znacie. Skupcie się i czarujcie. Nim ktokolwiek zdążył choć mrugnąć, rzucone przez Alexa zaklęcie wyssało całe ciepło z pomieszczenia, zmieniając oddechy uczniów w obłoczki białej pary. Na tym był jednak nie koniec...
*Murphy – w twoich uszach zaczęło coś brzęczeć, jakby w czaszce zalęgł się rój pracowitych pszczół, *Rosalie – krawat pod twoją szyją zaczął się zwijać i rozwijać, okazjonalnie i bez ostrzeżenia smagając cię po twarzy, jakby chciał odpędzić wyjątkowo natrętną muchę, *Jasmine – Hall rzucił ci na nogi Tarrantallegrę. Dokąd to tak pląsasz, rącza łanio?
*James, Aria, Ben – dodatkowe utrudnienia będą w poście Sebastiana
Niech każde z was przed pisaniem posta kulnie sobie kością k6 na stopień powodzenia zaklęcia: 1-2 – nic się nie zadziało 3-4 – różdżka wypuściła kilka srebrno-niebieskich nitek, które na chwilę zawisły w powietrzu 5-6 – udało się wyczarować błyszczący obłoczek, który zamigotał, zadrgał i zniknął mimo najlepszych chęci (maksymalna ilość prób/kulnięć naraz to 2)
--- *Aria usprawiedliwiła brak posta, *czas na odpis do 27.08 (czwartek), godzina 21 |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] Wto 25 Sie 2015, 00:34 | |
| Sebastian spojrzał na zegarek i ze zdziwieniem stwierdził, że piętnaście minut temu zaczęły się zajęcia z patronusa. Problem był jednak w tym, że był pomocnikiem swojego kolegi, Halla. Spojrzał smętnie na swój lunch w postaci makaronu z serem białym, po czym westchnął i wstał, nie dokańczając jedzenia. Ubrał czarną szatę i ruszył w kierunku sali, w której odbywały się zajęcia. A gdy odnalazł odpowiednie drzwi, popchnął je i wszedł do środka, jak zwykle modnie spóźniony. Rozejrzał się dookoła, po czym rzucił okiem na listę, starając sobie przypomnieć komu miał „robić źle”. Pomachał do Alexa na powitanie, po czym podszedł do swojej grupki uczniów i oparł ręce na biodrach. Dwójka krukonów i jeden gryfon. Cudownie. Wyciągnął więc różdżkę i wycelował:
Potter – Fera Lingua rzucone prosto w ciebie, sprawiło, że nie byłeś w stanie wypowiedzieć porządnie zaklęcia. Musi być frustrujące, prawda?
Aria – Pręty, które otoczyły twoje ciało, sprawiły, że z trudnością jesteś w stanie się poruszać i poprawnie machnąć rózdżką. Dasz sobie radę z prętami, które wyraźnie potrzebują ciepła i miłości, skoro tak się do ciebie lepią?
Ben – Dimiduendo spowodowało skurczenie Twojego ciała i tym samym unieszkodliwienie. Czy jesteś w stanie rzucić poprawnie zaklęcie, mając wrażenie, że jeden niewłaściwy ruch stopy Sebastiana, która nagle znalazła się niebezpiecznie blisko ciebie, zgniecie cię jak robaka?
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Stara, przestronna sala [Patronus] | |
| |
| | | | Stara, przestronna sala [Patronus] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |