IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
AutorWiadomość
Harry Milton
Harry Milton

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptyWto 17 Lut 2015, 21:33

Wszyscy twierdzą, że początki bywają trudne i pierwszy kontakt – jakakolwiek byłaby jego natura – stawiał człowieka w niekomfortowej sytuacji przepełniającej duszę stresem. Nieznane doświadczenie wypełnia lukę w ciągu biografii, które za kilka miesięcy stanie się mglistą poświatą przykrytą siatką nowych doznań i dążeń. Wspomnienie wyblaknie w końcu, pozostawiając po sobie nic więcej jak nieuchwytne poczucie niewinności, zatracone z biegiem lat spoczywających na karku. Niejednokrotnie rudowłosy mężczyzna pochylający się właśnie nad zwierzęciem, budził się tuż przed zachodem słońca i zastanawiał nad tym, do kogo należały twarze ujrzane we śnie, nieudolnie rozszyfrowując zagadki własnego umysłu.
Krótkim gestem głowy przytaknął słowom dziewczyny, wskazując opuszkiem palca jeszcze jedno miejsce – zręcznymi ruchami prześlizgnął się do podbródka zwierzęcia i zastukał delikatnie pod ryjkiem. – Oraz nos, szczególne miejsce pomagające w porę wyczuć czającego się drapieżnika – dokończył lakoniczne wypowiedzi Carmen, podnosząc wzrok akurat kiedy poprawiała rudy kosmyk typowo dziewczęcym ruchem za ucho. Podążył za spojrzeniem ponownie na szpiczaka obserwującego dwoje wpatrujących się w niego twarzy, poruszając się nie mniej niż kilkumiesięczne niemowlę.
Chwilowo wycofał się z doświadczenia Carmen, pozwalając na niewielkie odebranie sobie dominującej pozycji w początkującej relacji z jeżem i obserwując uważnie ruchy mimiczne uczennicy, napawał wewnętrzną dumą z pokonywania przez nią psychicznych barier. Dzięki rozproszeniu uwagi Ślizgonki dokonała ona znaczącego kroku, co oblekła we wdzięczny uśmiech przepełniony zaskoczeniem i niesprecyzowanym błyskiem w oku, kiedy zerknęła w stronę Miltona. Nauczycielowi wydawało się, że większą część zainteresowania poświęca odpowiedniemu doborowi słów, by powstrzymać słowotok i uchronić rąbki skrywanych głęboko tajemnic.
Tuż pod wychudzonym policzkiem, wyżłobiona przy ustach zmarszczka pogłębiła się, kiedy tylko Harry rozchylił wargi i uniósł koniuszek w ekspozycji aprobaty. Mógł jedynie domyślać się, jak wiele znaczyło dla młodej dziewczyny otwarcie się na zwierzę, aby wykonać pieszczotliwie delikatny gest – w świadomy i celowy sposób. Podejrzewał, że nie do końca rozumiała co właśnie się stało i jakimi metodami osiągnęła to, czego tak skrycie pragnęła, przez lata nie natrafiając na odpowiedzią osobę mogącą pokonać fobię. Zanim zdążył przecedzić lawinę pochwał jakie cisnęły się na język, uczennica uprzedziła go pytaniem dość niefortunnym. Zerknął na nią z chłodnym profesjonalizmem, w pełni prezentując postawę człowieka przygotowanego na pytanie dotyczące profesji i szczegółów zajmowania się drobnym zwierzęciem typu szpiczaka. Drobne wgłębienie pojawiło się między brwiami Miltona, na ułamek sekundy niszcząc obraz spokojnego i dobrodusznego nauczyciela na korzyść wizji zdezorientowanego trzydziestoparolatka poszukującego sensu ukrytego w wypowiedzianym właśnie pytaniu. Potem już tylko marszczył brwi, czując spojrzenie przenikające jego duszę na wskroś i wyciągające na wierzch wszystkie popełnione grzechy – jak gdyby Carmen była wysłannikiem śmierci, dokonywała ostatecznego rozliczenia, ofiarując szybką bądź bolesną śmierć, w zależności od winy leżącej na barkach Miltona.
Nagły ciężar przytłoczył klatkę piersiową mężczyzny, a żelazna pięść zacisnęła na żołądku wraz z przebłyskiem trupiobladej twarzy nastolatka ze strączkami krwi zamiast włosów i ustami wykrzywionymi w pośmiertnym krzyku przerażenia. Odchrząknął uciekając wzrokiem w stronę ruchliwego zwierzątka, jednak bez poczucia ulgi wpatrywała się w czarne ślepka. Lazurowe oczy domagały się wyczerpującej odpowiedzi na konkretne pytanie, a Harry nie potrafił odnaleźć jednoznacznego wyjaśnienia – tak szybko, jak oczekiwała Carmen. Niebagatelnie chłodne palce zaciskały się coraz mocniej na narządach układu pokarmowego nauczyciela, którego skóra nie mogła poblednąć bardziej niż zazwyczaj. Kiedy jednak podniósł ciemnobłękitne spojrzenie na uczennicę, mogła wyczytać dyskomfort wymalowany na jego twarzy.
- Widzę w tobie potencjał, Carmen, na czarodzieja zdolnego dokonać wiele dobrych rzeczy w sprawie magicznych zwierząt – zimny dreszcz zatrzymał się na karku Miltona, kiedy wypowiedział nieco mechanicznym tonem proste wyjaśnienie, na jakie mógł sobie pozwolić jako nauczyciel. Przez chwilę, może dwie zastanawiał się, jak pięknie wyglądała kobieta, która zrodziła tę urokliwą nastolatkę i czy również posiadała tak niebagatelnie przyciągające spojrzenie. – Coś uniemożliwia tobie całkowite rozłożenie skrzydeł i śmiem podejrzewać, że jestem jedną z nielicznych osób – nie przerywając zerknął krótko ponownie na szpiczaka, a drobny skurcz przebiegł po dolnej części twarzy Harrego, kiedy zagłębił się w lazurową toń – która zna metody pokonania twoich obaw dotyczących zwierząt. – Oczywiście, że nie powie jej wszystkiego wprost. Zimny pot skraplał się na karku Miltona, reagując natychmiastowo z ciepłem wydawanym przez ciało i wilgocią pozostałą po siarczystym spotkaniu z ulewą bębniącą w szyby sali. Zamiast posyłać fałszywe uśmiechy czekał w napięciu, odpowiadając hardym spojrzeniem na ukryte oskarżenie – niewypowiedziane, milczące i czekające na stosowniejszą chwilę do ataku. Widmo zmarłego nastolatka zniknęło zastąpione błyskiem głęboko ukrytym w lazurowym jeziorze.
Carmen Luminous
Carmen Luminous

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptySro 18 Lut 2015, 17:03

Świat potrzebuje tylko silnych.
Tymi słowami kierowała się od kiedy skończyła dwanaście lat. Niefortunny wypadek pozwolił jej dojrzeć, spojrzeć na pewne rzeczy z szerszej perspektywy, zgubiwszy młodzieńczy ogień, pasję, naiwność. Utratę tych cennych rzeczy zapełniła niewytłumaczalnym chłodem i pustką, dając ponieść się radości wyłącznie wydobywając na świat piękne nuty melodii. To pozwalało jej uniknąć destrukcji, unoszącej się nad nią jak cień i grożącej nagłym i okrutnym złamaniem jej ducha. Odrzucała od siebie emocje bojąc się. Bojąc się, że w końcu wezmą nad nią górę ukazując słabość i nieokiełznany ból, ciągle tlący się w smutnym zobojętnieniu. Mimo wszystko nigdy nie użalała się nad sobą, nienawidziła robić z siebie ofiary zwłaszcza jeśli uważała swoją osobę za tak nikłą, nieistotną i niewartą łez. Duma stała się jej towarzyszką i jedynym przyjacielem. Jednak nie pomyślała, że tak zgoła nic nieznaczące spotkanie zdoła choć odrobinę odmienić jej nadwątloną osobowość. Profesor Milton nie zdawał sobie sprawy, że oferując swoją bezinteresowną pomoc stał się impulsem, który pozwolił światełku dalej trwać. Od długiego czasu nie czuła się tak oczyszczona i wolna. Wolna od lęku przed akceptacją, nie musząc zachowywać pozorów dumnej i silnej osoby oraz pozwalając sobie na beztroski uśmiech. Pokonując strach przed jeżem, postawiła pierwszy krok ku drodze pokonania samego siebie. Dlatego też zadała pytanie, próbując walczyć z myślami będącymi z lekka absurdalnymi, ale i ciągle przemykającymi między jednym czy drugim wątkiem.
Czekała więc, z ledwie dostrzegalnie podniesioną brwią do góry. Uważnie śledziła ruchy mimiczne na jego nieodgadnionej twarzy, szukając choć cienia myśli, które teraz mogły układać się w umyśle trzydziestolatka. Dostrzegła nagłą sztywność jego szczęki i fakt, że nieco zbiła go z tropu. Mimo, tego nie spuszczała z niego naglącego wzroku. Możliwe, że jej nie odpowie, albo zmieni temat bądź ostro zakończy rozmowę.
Nieme zaskoczenie pojawiło się na bladej twarzy dziewczyny. Na ułamek sekundy przestała myśleć, mając w głowie tylko odbijający się echem sens wypowiedzianych przez niego słów. Nie do końca wiedziała czego oczekiwała po odpowiedzi na jej pytania, jednak na pewno nie spodziewała tak wielu miłych zdań.
- Ja… - zaczęła, nie mogąc wydusić z siebie żadnego odpowiedniego słowa. Nieznany gorąc objął jej wnętrze jakby ktoś wypalał ją od środka. Nigdy wcześniej nie doświadczyła podobnego uczucia, które w taki sposób zaćmiłoby jej na moment trzeźwe myślenie.
- Naprawdę jestem wdzięczna profesorze – jej oczy wyrażały nic więcej po za szczerym zdziwieniem. Nie miała zamiaru nic więcej dopowiadać. Zapytała – otrzymała odpowiedź. Jednak, zauważyła nutę sztuczności lekko pobrzmiewającej w głosie mężczyzny. Oboje wiedzieli, że jego słowa skrywały prawdę, której nie chciał wypowiadać. Mimo wszystko, mimo tej dziwnej sytuacji, nie zamierzała przedzierać się przez kurtynę dzielącą ich dwie osoby. Niczego nie oczekiwała, niczego nie pragnęła.
- Kontynuujemy zajęcia, czy…? – wskazała dłonią na drzwi, nieumyślnie ukazując rozdrapaną ranę. Nie miała najmniejszej ochoty opuszczać tego miejsca, jednak jeśli profesor nie przygotował dla niej już więcej ćwiczeń nie miała zamiaru go zatrzymywać.
Wiedziała tylko, że jak opuści ściany tej sali to ten wywołany u niej uśmiech zniknie. Dalej będzie egzystować z dumnym uporem, patrząc tam, gdzie przedtem. Przed siebie. Codziennie. Zawsze. Lecz tym razem z drobną zmianą - małym światełkiem, będącym iskrą w jej lazurowych oczętach.
Harry Milton
Harry Milton

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptySro 18 Lut 2015, 21:46

Mógł odnaleźć w umyśle dziesiątki kłamstw odnoszących się do powodu, dla którego postanowił wyprowadzić Carmen z dotychczasowej egzystencji przypominającej wegetację ignorowaną przez pedagogów – w domniemaniu ludzi czułych na krzywdę dziecka. Ofiarować bagatelny kicz dla zamknięcia ust ciekawej świata uczennicy, zabijając w niej namiastkę autentycznego zainteresowania - a ta umiejętność przydaje się w życiu. Zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele osób na jego miejscu wybrałoby łatwiejszą drogę do sukcesu. Rumiana cera i iskrzące ze wstrzymywanej radości oczy rekompensowały wewnętrzny niepokój Miltona, podbudowując podjętą decyzję. Wyrozumiale przeniósł spojrzenie na drzemiącego szpiczaka, wracając dłońmi do stymulacji jego kończyn poprzez łaskotanie na brzuchu i pod pyszczkiem.
- Cieszę się, że potrafisz to docenić – pomimo ogromnej chęci zaprzeczenia, chłód ogarniający jego trzewia przestał się rozprzestrzeniać i zatrzymał na wysokości żołądka. Rozmowa z bystrą osobą była dla Miltona pożywką wśród niedojrzałych emocjonalnie i społecznie osób, przekonując się właśnie w tej chwili o własnej próżności. Zabrał głębszy wdech i zerknął w stronę drzwi, ale i to nie pomogło w odgonieniu natarczywego przeczucia porażki.
- Czy masz już iść? – dokończył za uczennicę, dopiero teraz pokonując obawę uzewnętrznienia emocji poprzez spojrzenie, które odważył się na nowo utkwić w tak bardzo hipnotyzujących oczach. Łagodny uśmiech rozjaśnił twarz Miltona, nadając jej większą dozę zmęczenia niż zadowolenia, pomimo niepisanego paktu o nieagresji między nim a Carmen. – Wciąż nie dowiedziałaś się w jaki sposób masz sprawdzić czy szpiczak jest głodny – zamiast posłużyć się lakonicznym potwierdzeniem bądź zaprzeczeniem, wybrał dłuższą drogę do zdobycia zaufania uczennicy. Wyraźnie zależało mu na przyjaznej atmosferze podczas zajęć, ponieważ ton głosu zdradził tlącą się wesołość w ciele Miltona. – Wyprostuj … – przerwał zaczynający się dopiero wykład na temat kolejnych czynności, ponieważ dostrzegł krawędzie rany obleczonej w świeżą krew. W późniejszym czasie, kiedy słońce zejdzie z nieboskłonu, Milton będzie zastanawiać się, która z myśli pojawiła się w jego umyśle jako pierwsza i nie będzie w stanie przeanalizować tego z obiektywnego punktu widzenia. Bezwiednie wysunął dłoń z ciepłych objęć zwierzątka i szorstkimi palcami ujął ostrożnie nadgarstek Ślizgonki, odwracając zranioną część skóry w swoją stronę. - Czyż to ślady od wspomnianej wcześniej sowy? – spytał ze zmarszczonymi brwiami i obliczem ujawniającym zirytowanie jako przykrywkę dla czającej się troski. Pochylając się nieznacznie w przód prześledził blizny na gładkiej skórze i chociaż trwało to tylko ułamek sekundy, zdążył obrócić delikatnie nadgarstek dziewczyny przynajmniej w dwie różne strony. – Następne zajęcia indywidualne zrobimy w sowiarni… – mówiąc to kierował słowa do Carmen, chociaż ich głośność dawała wiele do życzenia. Mężczyzna był już daleko poza bezpiecznymi murami Hogwartu, w odmętach własnych wspomnień i tragedii rozgrywających się przed jego oczyma. Odgłosy wichury powoli ustawały i chociaż deszcz wciąż uderzał o szyby, nikt w tym pomieszczeniu się tym nie przejmował.
Wtedy też padał deszcz… – krótkie zdanie wybiło nauczyciela całkowicie z rytmu, a resztki rumieńców odpłynęły w niepamięć jakby w ogóle nie tkwiły na jego twarzy. Z oporem przełknął ślinę, a spierzchnięte usta paliły dotkliwym zimnem wciąganego powietrza. Wypuścił nadgarstek Carmen chwilę po tym, jak własne ręce zaczęły zdradzać rozgrywającą się w umyśle bitwę.– Przyniosę trochę jedzenia – wytłumaczył się, chociaż nie miał zewnętrznego przymusu tego czynić. Drżące dłonie schował pod ciepły materiał koca i nienaturalnie szybkim ruchem podniósł się z krzesła, ruszając do biurka umieszczonego na niewielkim podeście. Szpiczak zaś bezpiecznie leżał w pomarańczowym kocu na ławce. Milton zamierzał przyklęknąć i sięgnąć pudełko z drobnymi smakołykami dla gryzoni, jednak ciało słuchało stęsknionego serca – nie zaś logicznego umysłu łaknącego równowagi.  
- Mów dalej do szpiczaka – rzucił przez ramię do czekającej na polecenia uczennicy, która z pewnością zdążyła dostrzec zmianę w zachowaniu Miltona. Nie była pierwszą lepszą uczennicą, więc kwestią czasu było ustalenie prawidłowego biegu myśli nauczyciela – był pewien tego, że w milczeniu przeanalizuje sytuacje i doszuka się bodźców, wiążąc je z reakcjami. Próbował po raz kolejny rozproszyć jej uwagę i przeciągnąć w czasie ocenę, jaką mu wystawi po spotkaniu. Samoistnie przesunął palcami po twarzy, rozmasowując wewnętrzne końcówki oczu i zaciskając powieki, próbował pozbyć się widoku uśmiechniętej twarzy pewnej młodej pielęgniarki. Ciepło płynące z tego miejsca, gdzie Harry trzymał rękę uczennicy, wciąż tkwiło w podświadomości nauczyciela, wywołując głęboko zakorzenione wspomnienie. Dotychczas znał tylko jedną osobę, której jedna z dłoni naznaczona była kilkoma bliznami.
Z akompaniamentem deszczu schylił się po pojemnik, przerywając kilkuminutowe trwanie w bezruchu. – Ważne jest, abyś dostrzegła regularność w karmieniu zwierząt. Młode osobniki potrzebują większej ilości pokarmu, który przerabiają na energię potrzebną do wzrostu ciała i późniejszej eksploracji otoczenia – zaczął tłumaczyć z początku słabym głosem, w miarę upływu czasu odzyskując władzę nad własnym ciałem. Wracając na poprzednie miejsce, wpatrywał się w szpiczaka – zawstydzony przeciągał główny temat spotkania z uczennicą, tchórzliwie brnąc we właściwą dla siebie uprzejmość.
Carmen Luminous
Carmen Luminous

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptyPią 20 Lut 2015, 19:18

Paradoksalnie jej wola ulotnienia się z pomieszczenia jak najszybciej została wyparta przez upartą chęć zostania jeszcze paru chwil i miała wątpliwości, czy oby na pewno spowodowane było to pragnieniem zdobycia nowej wiedzy. Nagła zmienność zachowania wytrącała z równowagi, nie pozwalała na spokojne przyswojenie faktów i sygnałów czy dostrzegania istotnych kwestii w drobiazgach. Brawura nieco ją dekoncentrowała, gdyż niejednokrotnie polegała na własnym rozumie nawet o wiele mocniej niż na magii. Czary potrafią nieraz zawieść czarodzieja podczas gdy umysł jest skarbnicą naszych prawdziwych umiejętności. Magia bez odrobiny zdrowego rozsądku jest słaba. Za to używanie jej zgodnie z wyszlifowaną inteligencją – to przejaw prawdziwego geniuszu. Dążenie do takiej perfekcji stanowiło dla Rudowłosej cel najwyższy i choć wiedziała, że osiągnięcie doskonałości w tym zakresie nie było możliwe, to zbieranie doświadczenia samo w sobie było cudowną rzeczą. Emocje stanowiły jej bezlitosny hamulec wywołujący u niej uczucie bezbronności, zaś jasność umysłu – upragniony, stabilny fundament. Nawet jeśli zmuszona była do zniechęcania do siebie ludzi, samotność na tle osiągnięcia sukcesu majaczyła się jak blady, acz nieco bolesny cień.
Enigmatyczną wiadomość o kontynuowaniu zajęć ze szpiczakiem skwitowała lekkim drgnięciem kącików ust ku górze i niedostrzegalnym błyskiem w spojrzeniu, jakim obdarowała profesora. Nie ukrywała przed sobą, że możliwość dalszej nauki wywołała u niej dziwną, specyficzną radość, jednak wolała nie emanować nią poza murami swojego wnętrza.
- Wyprostować co...? - zanim jednak zdążyła dokończyła pytanie jej dłoń znalazła się w szorstkich palcach profesora. Próbowała powstrzymać ciche syknięcie, spowodowane zimnym dotykiem blisko zranionego miejsca. Mimo małej wielkości, krwisty ślad po kolcu w dalszym ciągu bezlitośnie dawał o sobie znać.
- To nic takiego, naprawdę – celowo ominęła źródło pechowej rany, nie chcąc obwiniać swojego chwilowego wybuchu emocji. Zawstydzenie słabością i brakiem kontroli nad niechcianym impulsem nie był powodem do chwalenia się przed zachowującym stoicki spokój mężczyzną. Cierpliwie pozwoliła mu spojrzeć na dłoń, równocześnie przybierając wyraz kamiennej twarzy w walce z uszczypliwym pieczeniem. Gwałtowna reakcja profesora zaskoczyła dziewczynę. Jako człowiek obcujący na co dzień z różnymi, nierzadko niebezpiecznymi stworzeniami zmuszony był do oglądania o wiele poważniejszych urazów. Na jego naznaczonej zmarszczkami twarzy wykwitł grymas irytacji, który jeszcze bardziej uwidocznił szorstkie bruzdy. Nie dosłyszała cichych słów profesora, bo jej uwagę przykuło lekkie drżenie rąk, które wyczuła na swojej dłoni. Zmarszczyła brwi na nagłą zmianę w zachowaniu mężczyzny. Nie mogła dłużej analizować emocji tlących się na jego obliczu, gdyż pośpiesznie wstał i udał się w kierunku biurka pod błahym pretekstem.
- Profesorze, czy coś się stało? - niespokojne spojrzenie powędrowało za odchodzącym nauczycielem. Niespodziewana reakcja nauczyciela zapaliła czerwoną lampkę świecącą w odmętach jej łaknącego nietypowych sygnałów umysłu. Możliwe, że to wynik zbytniej wrażliwości na otoczenie i pragnienie analizowania wszelkich symptomów w nim zachodzących, jednak pewna pozornie nieistotna rzecz nie dawała jej spokoju. Mała, subtelna myśl, która pojawiała się tylko w chwilach takich jak ta. Profesor Milton był skarbcem tajemnic – nie miała wątpliwości, że za obliczem spokojnego mężczyzny skrywa się ktoś jeszcze. Jednak czy śmiała próbować otworzyć tą puszkę Pandory? Oczywiście, że nie. Szanowała cudze sekrety, nie zamierzała grzebać we wnętrzu osoby, która chroni się przed niepowołanym odkryciem. Lubiła pozostawać biernym obserwatorem i wyłącznie na tej czynności opierała zdobywane informacje.
Usłuchała nauczyciela zaczynając monolog ze zwierzęciem, jednak kątem oka wpatrując się w zgarbioną sylwetkę trwającego w bezruchu nauczyciela. Z większą pewnością niż wcześniej dotknęła miękkiego futerka na linii brzuszka, zachowując pożądany, monotonny ton w swojej mowie. Widoczną lekkość teraz sprawiała jej czynność oswojenia szpiczaka ze swoim dotykiem. Bogatsza o zebrane już w tej kwestii doświadczenie powodowało, że i jeż stał się bardziej jej ufny. Zwierzak uroczo machał małymi łapkami, gdy przeciągnęła smukły palec pod ryjek, niemal łaskocząc go we wrażliwym miejscu.
Jej uwaga zostało nieco się rozproszona, nie dosłyszała zdań skierowanych do niej przez profesora. Nie przerywała cichej rozmowy z jeżem i dopiero jak mężczyzna z powrotem zajął miejsce po drugiej stronie ławki, zwróciła się do niego.
- Jak sprawdzić czy on jest głodny? - to był następny krok w walce z ujarzmieniem szpiczaka. Tym pytaniem również chciała pozbyć się resztek dezorientacji wynikłej z sytuacji sprzed kilku chwil. Wolała, by profesor nie zauważył jej nienaturalnego zainteresowania jego chwilową niedyspozycją, więc skupiła uwagę przede wszystkim na szpiczaku. I na swoim zadaniu, z którego chciała jak najlepiej się wywiązać.
Harry Milton
Harry Milton

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptyPią 20 Lut 2015, 20:32

Myśli kotłujące się pod kopułą okrytą ognisto rudymi włosami rozpierzchły się w różne kierunki, kiedy przed oczyma dostrzegł delikatny uśmiech wyglądający zza zmęczonej kotary smutku. Bolesna świadomość straty nie pozwoliła powrócić Miltonowi do rzeczywistości i chociaż próbował uporać się ze słabym sercem, żelazne palce zaciskały na gardle swoje mordercze kolce. Wyrzuty sumienia spychały na dalszy plan obecność uczennicy czekającej na dalszy przebieg zajęć, kiedy tęczówki przysłonięte popiołem spadającego tynku spoglądały na niego z wdzięcznością i niewypowiedzianą nigdy radością. Stłumione mgłą wspomnienia pytanie rozleniwiło się po pustej przestrzeni lekcyjnej nie docierając ani w połowie do uszu zamyślonego Miltona, który wciąż tkwił w jednej pozycji we względnym bezruchu utrzymując tlącą się nadzieję na zapamiętanie ukochanej twarzy. Z biegiem lat tracił poczucie przeszłości jaskrawo świecącej nieznanymi osobami, szarzejącymi pomimo silnych związków zawiązanych w trakcie wojennych batalii. Monotonny głos dziewczyny przepływał między palcami nauczyciela, który w tej chwili nie wykazywał się profesjonalizmem i spokojem, o jaki posądzało go wielu wychowanków. Wyrwany fragment nadbudowywał całość zdarzenia, kiedy po raz pierwszy ujrzał tę niepozorną pielęgniarkę pochyloną nad szwadronem rannych umiejscowionych gdzie tylko znalazł się kawałek pustej przestrzeni oferującej wygodę pacjentów. Wśród zawodzeń i jęków agonii, z roztaczającą się atmosferą wszechobecnego cierpienia i nadchodzącej śmierci, ujrzał ją w mroku do połowy zabrudzoną w krwi, początkowo obierając ów maź za pył. Umorusane policzki, niczym od sadzy, prezentowały barwy wojenne spoconej i zbrukanej brutalnością świata kobiety. Delikatne muśnięcie szarego spojrzenia wielokrotnie przypominał sobie podczas nocnych potyczek z karabinem w ręku, nie podejrzewając jeszcze na jak długo zapamięta roznoszący się zapach konwalii.
- Przepraszam, mówiłaś coś? – pytał z czystej grzeczności, a w niebieskich oczach czaiło się ledwo dostrzegalne zażenowanie zapewne odnoszące się bezpośrednio do nieodpowiedniego zachowania. Dłonie Miltona przestały się trząść jakiś czas temu, jednak po odłożeniu pudełka obok szpiczaka, ponownie schował je pod płowy koca i poprawiając go na ramionach, prześlizgnął spojrzeniem – niemalże nieśmiałym – po twarzy Carmen.
- Nasz szpiczak ma dokładnie dziewięć tygodni i to od tego zależy, w jaki sposób będziesz sprawdzać poziom najedzenia. Młode osobniki są w stanie uciekać ryjkiem od pokarmu, jak również zdarzają się przypadki przejedzenia i rozdęcia żołądka. Im starszy szpiczak, tym więcej różnorodnych pokarmów potrzebuje. Do 27 dnia życia posiłek powinien być podawany co trzy, ewentualnie co cztery godziny, również w porze nocnej. Nasz maluch ma unormowany już rytm jedzenia, dlatego też zerknij na jego brzuszek. – Pochylił się nieznacznie do przodu z nieodgadnioną miną, która mogła prezentować skrywane głęboko emocje i roztrzęsienie. Milton postanowił posłużyć się własnym chwytem, rozpraszając swoją uwagę i nakierował ją na szpiczaka, który odgrywał najważniejszą rolę podczas tego spotkania. Wyciągnął obie ręce spod koca i bez wahania wsunął dłonie po bokach zwierzęcia, nie zważając na kolce oblekające cały grzbiet i boki. – Dodatkowa informacja: jeśli szpiczak nie jest zdenerwowany, przestraszony albo zdezorientowany, kładzie po sobie kolce i można bez przeszkód zabrać go na ręce bez koca. Tobie polecam stosować zabieg z kocem, być może za kilka dni odważysz się utrzymać go bez zabezpieczenia. Nie mniej – uniósł jeżyka w pozycji pionowej, przytrzymując jedną dłonią pod pachami, a drugą układając w formie podpórki dla zadka – zerknij raz jeszcze na brzuszek i boki. Jeśli jest delikatnie wypukły, szpiczak jest najedzony. W pudełku powinna być strzykawka z mlekiem i suchy pokarm, wyjmij proszę garść tego drugiego i otwórz zamknięcie strzykawki – instruował dziewczynę, obserwując kątem oka jej ruchy i gesty. Skupiał się całkowicie na zadaniu, pozbawiając serce nieznośnego ciężaru wspomnienia, które powoli odchodziło w odmęty podświadomości – aby wrócić wieczorną porą, kiedy sen Miltona stanie się niemożliwy. – Jestem na etapie rezygnacji z mleka na rzecz innych mieszanek, dlatego pokażę ci zarówno karmienie płynem. Ta wiedza może się przydać nie tylko w stosunku do szpiczaka, ale innych zwierząt. Trenujac na mniejszym okazie, masz szansę wyrobić w sobie nawyk delikatności. - Dzieląc się wiedzą teoretyczną pragnął uświadomić Carmen, dlaczego w ogóle to robią i jaki to ma sens. – Kiedy będziesz gotowa, zademonstruj mi na sucho w jaki sposób byś wprowadziła mleko do jamy gębowej szpiczaka. Możesz powiedzieć, jeśli ci łatwiej, ale chcę zobaczyć ruch nadgarstka i sprawdzić czy jesteś na tyle opanowana, aby samodzielnie go nakarmić – dopiero teraz, na twarzy nauczyciela pojawił się uśmiech odpędzający złe wrażenie, jakie wywarł rzekomo na uczennicy. Surowym spojrzeniem taksował Ślizgonkę, dając jej szanse na wykazanie się.
Carmen Luminous
Carmen Luminous

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptyNie 22 Lut 2015, 16:25

Ulewa zdążyła zelżeć na tyle, aby dało się odróżnić pojedyncze krople odbijające się od przezroczystej tafli okiennego szkła. Nawet straszące swą nieprzebitą gęstością kłęby czarnych chmur w końcu ustąpiły, pozwalając wychylić się paru promieniom październikowego słońca i nieśmiało wlać się do sali. Upragnione światło, zwiastujące rychłe wyłonienie się tęczy, uwypukliło roztargnienie tlące się na Miltonowskim obliczu, niejako zdradzając uprzednie zamyślenie. Mimo, że profesor zwracał się bezpośrednio do niej, aż nadto było widoczne, że myślami błądzi zupełnie po zupełnie innej krainie, z dala od surowej atmosfery sali lekcyjnej. Pokręciła czupryną rudych włosów, tym samym zaprzeczając jego pytaniu. Nie zamierzała wyrywać go z odmętów własnego, nieprzeniknionego umysłu nie pozwalającego na skupienie nawet w obecności uczennicy. Niczym więzień zmuszony do przebywania w klatce wspomnień, gdzie jedynymi kajdanami były więzy łączące go z okrutną przeszłością. Rozliczanie nauczyciela z paru chwil zapomnienia, uwidocznionego w nieobecnym, rażącym swym błękitem spojrzeniu czy w charakterystycznym zmarszczeniu czoła, nie leżało w jej gestii. Martwiła ją tylko ulotna, niemalże niedostrzegalna nić udręki wiążącej ruchy i gesty profesora, mogącego przybierać tylko pozór pogodnego człowieka bez krępującego zatroskania. Melancholia towarzysząca mu jak wierny przyjaciel, potrafiła i ją wprowadzić w czeluść bezcelowego przygnębienia.
Zanurzyła się z powrotem w pouczającym wykładzie profesora, odsuwając od siebie wszelkie dręczące rozterki. Równie dobrze mogła znaleźć się w kleszczach mylnego wrażenia, które usilnie chciało zrobić z Miltona człowieka z piekłem zamiast duszy. Jednakże z drugiej strony intuicja i błyskotliwość rzadko sprowadzały ją na manowce, dlatego nie była też zdziwiona wnikliwą analizą sylwetki rudowłosego mężczyzny. Chłodna kalkulacja była jej specjalnością, a dopowiadanie historii dla interesujących ją osób – smutną rozrywką dla myśli.
Głęboki lazur znów spoczął na szpiczaku, bezpiecznie leżakującym na pomarańczowym kocu. Spojrzenie na brzuch jeża nie przyniosło zadowalających efektów – w dalszym ciągu jego mowa ciała niewiele powiedziała Carmen o potrzebach maleństwa. Odsunęła się, bacznie lustrując jak profesor zgrabnym, pewnym ruchem bierze zwierzaka w obie dłonie i jak zauważyła – z małą dozą zazdrości – bez uszczerbku dla męskich rąk. Następnym razem zmuszona będzie zachować więcej cierpliwości i ostrożności, aby nie sprowadzić na siebie większej krzywdy, niż tej, która zostawiła swój krwisty ślad na ręce. Dzięki uniesieniu jeżyka na wysokość jej oczu, mogła lepiej objąć go spojrzeniem, zwracając szczególną uwagę na wszelkie uwypuklenia na jego ciele. Wychyliła dłoń po pudełko schowane pod kocykiem i zanurzając się w jego wnętrzu, sprawnie wyjęła suchą mieszankę w garść, zaś drugą dłonią chwyciła strzykawkę, odszczelniając jej otwór.
- Gotowe – poinformowała go krótko, czekając na dalsze instrukcje. Obawiała się nagłego zwątpienia w swoje opiekuńcze siły i rezygnacji z powierzonego jej zadania, jednak niechciany dyskomfort został zdominowany przez pragnienie okazania swojej osoby jako opanowanej i roztropnej – mimo że nigdy nie miała okazji wykazać się matczynym działaniem. Pozbawiona wszelkich serdecznych odruchów, na palcach jednej ręki mogła wyliczyć kiedy sama z siebie wykazała się opiekuńczą inicjatywą. Dlatego też zarzucenie ciepłego koca na ramiona mężczyzny, powodowało zdumienie nawet u niej samej.
Kiwała ze zrozumieniem rudą czupryną, wychwytując każde cenne słowo i radę wypowiedziane przez profesora. Na moment zastygła, w pierwszej chwili nie wiedząc jak zacząć wyczekiwaną przez niego dłuższą wypowiedź ale po błyskawicznym zebraniu myśli, odetchnęła cicho, próbując uspokoić lekkie drżenie dłoni, w której trzymała strzykawkę z płynnym pokarmem.
- Po pierwsze, położyłabym go najpierw z powrotem na koc, gdyż w taki sposób byłoby mi wygodniej – zaczęła, zwracając się z pewną nieśmiałością do przyglądającego się jej profesora. Za chwilę jednak przybrała czujny wyraz twarzy, wypierając wszelkie onieśmielenie i nader niepożądaną pierzchliwość, ignorując taksujące ją spojrzenie.
- Zaczęłabym wprowadzać strzykawkę do pyszczka – wykonała subtelny ruch unosząc trzymane urządzenie na wysokości linii oczu małego stworzenia - Delikatnie go przytrzymując – drugą ręką wskazała na miejsce pod uszami – Przede wszystkim podawałabym mu płyn bardzo powoli, aby się nie zakrztusił. Szybkie podawanie pokarmu powoduje kolkę – dopowiedziała, przypomniawszy sobie niezbędną wiedzę z podręcznika, którego stronice wertowała wiele razy. Była rada ze swojej skrupulatności w oddawaniu się lekturze ksiąg. Czas, gdy zdobyta wiedza zaczyna zbierać plony stanowił rzecz niemożliwą do przewidzenia.
- Również ważne jest zwracanie uwagi na jego ruchy, aby wiedzieć, w którym momencie przestać karmić. A także spoglądać, kiedy jego brzuch zostanie prawidłowo zapełniony – rzekła, wiedząc już w jakim celu profesor zalecił jej zbadanie wypukłości na ciele. Uśmiech wykiełkował na jej twarzy, gdy poczuła, że jest gotowa, by naprawdę to zrobić. Teraz jedynie czekała na przytaknięcie bądź ewentualne poprawki błędów, które wkradły się między sens jej słów. Oraz oczywiście na zielone światło, by móc rozpocząć karmienie młodego zwierzaka, który z wesołym błyskiem w ślepkach przyglądał się swojej nowej opiekunce.
Harry Milton
Harry Milton

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptyNie 22 Lut 2015, 20:39

Powolnie stawianymi krokami skupiał całą uwagę na rozgrywającej się scenie, doceniając wysiłek wkładany w gesty uczennicy pozbawionej instynktu macierzyńskiego względem słabszych i drobniejszych istot. Ufność pokładaną w ukryty talent pozostawał głębokie zadry w umyśle Miltona, który skupiał się na subtelnym ukazaniu światu, jak wiele cierpliwości można odnaleźć w delikatnych ruchach palców. Spoglądając z uwagą na skoncentrowaną do granic możliwości twarz Carmen, odnosił wrażenie sukcesu dostępnego na wyciągnięcie ręki poza sztywny schemat myślenia o niskich umiejętnościach praktycznych dziewczęcia. Szarość pustosząca umysł nauczyciela dosięgnęła swoimi obrzydliwymi łapskami również na zmysł obserwacji, dostrzegając drobne mankamenty urody nastolatki cierpiącej na pewien defekt w postaci niezliczonej liczby piegów. Słońce wyglądało nieśmiało zza chmur z przyjemnym dla czarodziejów ciepełkiem, rozwiewając czarne chmurzyska nieprzychylnych myśli. Naturalna wrogość do promieni uniemożliwiała Miltonowi czerpania jakichkolwiek korzyści ze zmieniającej się pogody, a masochistyczne pragnienie pozostania wśród żywych wspomnień uniemożliwiała radowanie z ostatnich podrygów nieugiętego lata.
Przywołując na twarz dumny uśmiech przytaknął ze zrozumieniem Carmen, dostrzegając rezolutne podejście do własnego bezpieczeństwa i zapewnienia komfortu również drobnemu zwierzęciu. Doszukiwał się pośrednich form troski, wyłapując zmiany zachodzące w zachowaniu Carmen, które działy się na jego oczach. Żelazna pięść blokująca swobodne oddychanie znikała, ustępując miejscem niezidentyfikowanemu ciepłu krążącemu za klatką piersiową z powodu nieśmiałego przebłysku satysfakcji w oczach ognistowłosej. – Końcówkę strzykawki warto oprzeć o wewnętrzną stronę policzka, aby zniwelować możliwość zachłyśnięcia się płynem podczas podawania – wciągnięty w coraz to swobodniejszą rozmowę na rozwlekający się temat opieki, przestał zwracać uwagę na panowanie nad twardym akcentem Skandynawa. Cień uśmiechu błąkający się po twarzy Harrego sięgał nawet oczu, które spowite jeszcze bolesną mgłą smutku sumiennie oceniały gesty wykonywane przez Carmen. Nie chodziło tylko i wyłącznie o zaangażowanie dziewczyny w podjęte zajęcia, ale przede wszystkim ogromną wiedzę kryjącą się w niepozornie drobnej uczennicy uważanej za aspołeczną do granic możliwości. Jej spokojna natura pozwalała Miltonowi zachować sporą dawkę bezpieczeństwa, które tracił w obecności nieprzewidywalnych osób, aroganckich w wypowiedziach i irytujących w sposób tak bezczelnie, że ciężko definiowanych.
- Bardzo dobrze, Carmen – gdzieś pomiędzy trzecią a czwartą głoską wkradł się dziwny dźwięk, interpretowany przez wiele osób jako westchnięcie ulgi. Pomimo skłonności do zaufania Carmen, niepewność i podejrzliwość czaiła się w świadomości Miltona tak długo, aby sprawdził dokładnie wiedzę dziewczyny i upewnił się. Teraz nie miał żadnych złudzeń odnoszących się do autentycznego talentu nastolatki, podbudowując egoistycznie próżną część własnego jestestwa poprzez nieomylność twierdzenia jakie wysunął względem niej. Kąciki ust zatrzymały się w górze, a mężczyzna przyglądał się z nieukrywaną dumą swojej podopiecznej.
- No dobrze, przechodzimy w takim razie do rzeczy. Przysuń się bliżej, abyś mogła widzieć go lepiej – chyba powoli wyrabiał się w wydawaniu poleceń, ponieważ nie przychodziło mu to z takim trudem o jaki się podejrzewał. Zanim skończył mówić, po raz kolejny zmienił pozycję szpiczaka i układając go śmiało (a być może wykazując się tylko głupotą zamiast odwagą) stroną grzbietową do wnętrza dłoni, na której ciężko było dostrzec blizny. Ręce nauczyciela przez lata zajmowane były ciężką pracą, jednak nie straciły swej świeżości dzięki wampirzym genom krążącym w krwi każdego z Lestoatów. – Przytrzymaj go tak jak mówiłaś i powoli nakarm go mlekiem – tym razem jego polecenie zabrzmiało niczym propozycja, spleciona z powstrzymywanego napięcia i radości tak odmiennej od tego, co prezentował Milton chwilę wcześniej. Powaga ukryta między gestami nauczyciela wciąż pozostawiała niesmak drżących rąk i pomimo zadowolenia spływającego na zmęczone barki, w oczach wciąż czaiła się nieodgadniona ciemność hamująca tlące się nieśmiało uczucia radości.
- Śmiało Carmen, wiem, że sobie z tym poradzisz – celowy dobór odpowiednich słów miał nakierować Carmen na pozytywną stronę posiadanych przez nią zalet i podbudować poczucie własnej wartości, ukryte w stanowczości wypowiedzi Miltona. Bardzo rzadko zdarzało mu się kłamać przy uczniach, ponieważ zazwyczaj wychodziło to na wierzch w najmniej odpowiednich momentach i zamiast przynieść korzyści, zbierało kolosalne wręcz szkody. Z tego co zdążył zrozumieć, istniało wielkie prawdopodobieństwo, że dziewczyna łyknie przynętę w postaci wsparcia i nie skupi na ewentualnej presji, jaką mógł nieświadomie zbudować. Dla pewności zerknął ponownie na nią i skinął głową wraz z ojcowskim przekonaniem, że to właśnie ona jest wyjątkowa.
Carmen Luminous
Carmen Luminous

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptyWto 24 Lut 2015, 20:46

Niedościgły obraz dzieciństwa rozmywający się w kruchym zwierciadle przeszłości, ukazywał rudowłosego podlotka bezustannie goniącego za infantylnymi fantazjami. Zderzając się z niewiele starszym braciszkiem, nieznacznie różniącym się od dziewczęcia ognistym temperamentem, oddziaływali na siebie dość silnie i nieprzewidywalnie. Każda waśń, nieistotnie czy słowna czy fizyczna, musiała kończyć się dla obojga dostatecznie okrutnie. Mimo, że rodzeństwo darzyło siebie wielką, wiążącą miłością i wyrządzanie sobie krzywdy nie stanowiło ich prawdziwego celu, niekiedy dochodziło do tego, że dziecinny konflikt wymykał się z karbów kontroli. Wydostając się spod ciężaru braterskich sztuczek wielokrotnie zamykała się w sobie uwalniając jedynie strużkę niewinnych łez, będących przejawem tlącego się, nie tyle co gniewu, co żalu do siebie samej i swojej niedoskonałości. Jednakże rodzący się smutek zawsze zostawał przerywany przez wyrzuty sumienia starszego brata, którego skrucha dominowała nad pragnieniem zwyciężania każdej błahej potyczki. Pomocna dłoń pełna poczucia winy jawiła się niczym światełko w tunelu rozgoryczenia. Chwytała te silne palce, z powrotem unosząc się na własne nogi i pozwalając bratu otrzeć zbyteczne łzy. Dzisiaj również miała przed sobą pogodną twarz, dobrodusznie spoglądającą z góry oraz delikatnie stawiającą na stabilny fundament. Odrzucając wszelką dumę nabytą przez młodzieńcze lata przyjęła bezinteresowną pomoc, dzisiaj zbierając jej owoce. Chwytając drobnego jeżyka zrozumiała jak wielki krok uczyniła, by zniwelować dręczące lęki, a wzbogacając się o nowe, nieznane przeżycia. Z taką delikatnością obchodziła się jedynie z gładką powierzchnią hebanowych skrzypiec, tak również odnosiła się do niej sama matka. Subtelnie gładziła córeczkę po płomiennych włosach, wzbudzając w niej kojące poczucie bezpieczeństwa, podobnie jak ona teraz dotykała sierści małego zwierzęcia, by zrodzić w nim upragnioną ufność. Odkryła w sobie pokłady ciepła dotąd skrycie uśpione w niejasnych zakamarkach jej serca. I mimo że walczyła z uczuciem dyskomfortu, wywołanym w zetknięciu z nowym obowiązkiem, wiedziała, że to bitwa, w której dysponowała już wyrównanymi siłami. Siedząc naprzeciwko profesora niemal czuła jak jej duch rośnie wraz z kolejną próbą przedarcia się przez krępujące bariery, sumiennie rozważając co już osiągnęła i jak wielu doświadczeń może się jeszcze spodziewać.
- Wiem – westchnęła z drobnym rozbawieniem słysząc jego zachęcające słowa, próbując nieco rozładować rosnące napięcie. Nie działając na zwłokę silniej chwyciła strzykawkę nie pozwalając na ewentualne ześlizgnięcie jej się z dłoni, drugą nie wypuszczając jeża z objęć smukłych palców. Nie czuła presji. Jedynie zdziwienie muskało jej myśli nie dowierzając w w swój spokój, który rozkosznie spłynął na jej nastoletnie barki. Zmrużyła oczęta, nachylając się bardziej nad ławką i za żadne skarby nie spoglądając na nauczyciela, którego spojrzenie mogło zachwiać jej pewność ruchów. Lekko i bez niepożądanego drżenia przysunęła wąski przedmiot do pyszczka i zanurzyła go, dotykając lekko wewnętrznej strony szpiczakowego policzka, tym samym stosując się do zaleceń profesora. Bez pośpiechu i dokładnie obserwując ruchy zwierzęcia nacisnęła na spust strzykawki, powoli zniżając tłok pozwalając białemu pokarmowi delikatnie wlać się do drobnego brzuszka. Wyczuwała jak maleńki organizm leniwie przełyka mleczny, życiodajny płyn i ku jej uldze, bez wykonywania niespokojnych ruchów ani krztuszenia się. Była w każdej chwili gotowa odpowiednio zareagować, lecz szpiczak spisywał się niemalże książkowo, bez przykrych niespodzianek. Dokładnie obserwowała rosnącą, białą plamę odmalowującą się na powłoce brzuszka, aby nie doprowadzić do przejedzenia malucha. W momencie gdy dostrzegła wystarczającą wypukłość na drobnym ciele przerwała, wyjąwszy pustą już strzykawkę z pyszczka.
Dopiero teraz, gdy głęboko odetchnęła, zdała sobie sprawę, że w ciągu tej niecałej minuty praktycznie nie ważyła się wziąć powietrza do płuc.
- I co teraz? - nie pytała, czy dobrze wykonała zadanie – wierzyła, że tak. Starała się odbyć cały proces precyzyjnie, z zachowaniem zimnej krwi i cierpliwości. Odsunęła przytrzymującą dłoń od jeża nieprzerwanie dopatrując się wszelkich niewskazanych symptomów. Naprawdę była z siebie dumna. Niemal z wesołą iskrą spojrzała na profesora, z miną wołającą do niego z zaskoczeniem, że naprawdę zdołała to zrobić. Pohamowała jednak zapał, siląc się z powrotem na spokój i profesjonalizm. Wiedziała, że to nie koniec, przed nią jeszcze długa i kręta ścieżka, podobnych, niekoniecznie łatwiejszych wyzwań. Jednak spoglądając na profesora i zrozumiawszy jak przez ten czas prowadził ją za rękę, dostrzegła w nim kogoś na wzór ojca. Ojca, którego tak bardzo jej brakowało.
Harry Milton
Harry Milton

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptySro 25 Lut 2015, 21:30

Głębokie rozczulenie krążyło nieśmiało pomiędzy skoncentrowanymi na zadaniu myślami, pchając Miltona do wniosku jakim było zadowolenie z dynamicznie postępującymi zmianami (które same w sobie miały bardziej statyczny charakter) uczennicy. Podobieństwo wynikające z aspołecznych upodobań biło go po oczach swoją bezpośrednią szczerością, nie dając nawet drobnej szansy na pomyłkę. Ciężar, jaki odczuwał z tytułu jednostronnej świadomości był zadziwiająco lekki; może nawet przyjemny, gdyby Harry odważył się zagłębić w tej chwili nad porozumieniem łączącym go z Carmen.
Uważnie obserwował gesty Carmen – nauczony doświadczeniem minionych lekcji, jak niewiele potrzeba jej do rozproszenia koncentracji i ataku paniki. Cudowne uczucie satysfakcji rozpłynęło się po zmarniałym poczuciu własnej wartości, nadbudowując kolejną cegiełkę w pedagogicznym sukcesie – nie pomylił się. Ani na moment nie przerwał jej w powolnej czynności, doceniając zaangażowanie i delikatność Carmen, która nie tak dawno bała się podejść choćby do psidwaka. Jak na dłoni widział napięte mięśnie, które nie brały w ogóle udziału w karmieniu zwierzaka i z pewnym rozbawieniem komentował dumę, jaka z pewnością rozjaśni za kilka minut twarz ognistowłosej. Trwając w bezruchu, ustępował pola rodzącej się profesjonalistce, czerpiąc z tego pozytywne wnioski na przyszłość.

- Teraz zanieść pudełko z powrotem na biurko i leć korzystać z ładnej pogody – od momentu ostatniego łyku szpiczaka, twarz Miltona ukazywała kiepsko skrywaną dumę z postępów dziewczyny; taką, co wypełnia pierś mężczyzny obserwującego sukcesy swego dziecka. – Dobrze się dziś spisałaś – dodał na zakończenie, przysuwając bliżej siebie szpiczaka i czym prędzej kończąc kontakt wzrokowy w uczennicą, w obawie przed uzewnętrznieniem czegoś niewygodnego. Zajęcia nie trwały zbyt długo, ale jednak dla Carmen mogły wydawać się wiecznością. Z zamiarem wykorzystania spragnionych ambicji podsyconych dzisiejszym dokonaniem, wstrzymał się przed zadaniem jej pracy domowej. Przekonany był, że bez jego obecności dziewczyna wpadłaby szybko w roztargnienie i zapomniała podstawowych działań, czy nawet nieświadomie zrobiłaby krzywdę bezbronnemu stworzeniu.
- Za dwa dni przyjdź do mnie o tej samej porze. Będziesz praktykowała inne czynności pielęgnacyjne na szpiczaku. Jeśli nauczysz się delikatności z małym stworzeniem, z większymi przyjdzie ci łatwiej – poinformował ją z dobrodusznym uśmiechem pod nosem, a zanim dziewczyna dodała coś od siebie, popędzał pobłażliwym spojrzeniem: - No już, już, zmykaj. – Sam zaś udał, że nagle zainteresował się przysypiającym jeżykiem na przedramieniu.
Jeśli Carmen go posłuchała i pożegnała się, rzucił w jej stronę, tuż przy drzwiach: - Dziękuję. – Proste, krótkie, bez żadnych wyjaśnień, a pełne wdzięczności. Akurat kiedy stała zwrócona do niego plecami, kiedy już nacisnęła klamkę i zamierzała przejść na przepełniony uczniami korytarz. I kiedy próbowała odnaleźć na twarzy nauczyciela jakieś rozwinięcie bądź wyjaśnienie, mogła dostrzec jedynie skupienie związane z podjęciem przez niego innych działań.
Carmen Luminous
Carmen Luminous

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptySro 25 Lut 2015, 23:49

Nie zdołała sobie przypomnieć kiedy ostatni raz czuła podobną satysfakcję jak w chwili, gdy odłożyła pustą strzykawkę do pudełka. Zauważając odmalowujące się uznanie na pokrytej zmarszczkami twarzy, dotknęło jej euforyczne uniesienie, niemalże obejmujące ją ramionami pełnymi rozkosznego ciepła. Iskierka aprobaty czająca się w błękitnym spojrzeniu Harrego stanowiła dla niej cudowną nagrodę podsumowującą dzisiejsze jej starania. A, mimo że pozornie mogło wydawać się, że rudowłosa niewiele zdążyła się nauczyć przez ten krótki czas, ona sama – i z pewnością mężczyzna  -  zauważyła ogromną zmianę na lepsze. Potworny dystans dzielący ją od zwierząt wraz z upływem zajęć stopniowo zmniejszał swoje macki, by pod koniec móc zauważyć diametralną różnicę.  Jednakże dziewczyna zdawała sobie sprawę, że w dalszym ciągu pozostawał on ogromny.
Parę razy zamrugała ciemnymi rzęsami zanim dotarł do niej sens profesorskich słów. Dopiero po  chwili, opanowawszy wpierw swą radość, chwyciła pudełko ze zwierzęcym pokarmem i odniosła z powrotem na miejsce przy biurku nauczyciela.
- Dziękuję profesorze – rzekła, gdy zbliżyła się ponownie do ławki okupowanej przez nakarmionego już szpiczaka. Jej wdzięczność była większa niż mogła zawrzeć w tych dwóch prostych słowach, ale nie umiała i nie chciała wprowadzać zbędnego sentymentalizmu w ich relację. Miała świadomość, że jeszcze nie raz użyje tych słów w stosunku do siedzącego przed nią człowieka.
- W takim razie do widzenia panie Milton – pogoniona przez profesora nie miała okazji, by dodać coś więcej, więc przywołując na piegowatą twarz lekki, niezobowiązujący uśmiech, odwróciła spojrzenie od przyjacielskiego oblicza i skierowała się do wyjścia. Ukłucie wyrzutów sumienia dało o sobie znać, gdy przypomniała sobie o bałaganie w postaci stosu szmat spoczywających na niedawno mokrym kawałku posadzki. Stłumiła je prędko, ufając, że profesor Milton poprosiłby ją o pomoc w doprowadzeniu sali do porządku, gdyby tylko takiej potrzebował.
Dotknęła zimnej klamki i lekkim ruchem dłoni otworzyła drzwi wiodące na oświetlony, przez jasne smugi, korytarz. Jednak zanim przekroczyła próg dotarło do jej uszu krótkie podziękowanie, które spowodowało zawahanie w ruchach dziewczyny. Zdążyła jeszcze odwrócić głowę, obsypując twarz lśniącymi w słońcu miedzianymi kosmykami i rozchylając usta z zamiarem wymówienia paru zdań. Powstrzymała jednak swój zamysł, sznurując malinowe wargi i uciekając się do ledwie słyszalnego chrząknięcia. Nie natrafiwszy na spojrzenie nauczyciela, który skierował już swą całą uwagę na szpiczaka, kiwnęła tylko w zamyśleniu głową, zostawiając go samego z drobnym towarzyszem. Miała świadomość, że jak ledwie znajdzie się w objęciach cichego dormitorium na chłodno przypomni sobie każdy, drobny szczegół tego spotkania, obdarzając je dokładnym rozważeniem. Tymczasem ogarnęło ją wyłącznie pragnienie schwytania choć kilku oddechów świeżego powietrza, zupełnie innego od suchego klimatu sali lekcyjnej. Zachęcona również ostatnim podrywem październikowego słońca, planowała choć na chwilę stracić rachubę i zwolnić w biegu po osiągnięcie wytęsknionego ideału.
Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.

[zt - oboje]
Harry Milton
Harry Milton

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptyWto 05 Maj 2015, 07:05

Jedna z babeczek przygotowanych przez skrzaty wypadła Miltonowi podczas mozolnej wędrówki na piąte piętro, gdzie znajdowało się miejsce kaźni dla Jolene. Wahanie wykrzywiło twarz nauczyciela na krótki moment, jednak ostatecznie sięgnął po przysmak, przeznaczając go na smakołyk dla sowy bądź innego zwierzęcia.
Podczas pokonywania kolejnych schodów czuł nieustępliwe poczucie zażenowania, pogłębiane z każdym krokiem milczenia. Uczennica zawiesiła głowę jak gdyby szła na skazanie i chociaż Milton pragnął ze wszystkich sił uświadomić ją, czym się kieruje w wymierzaniu szlabanu, nie próbował przerywać procesu gęstniejącej atmosfery. Podjadając nieśpiesznie kruche ciastko wielkości talerza, próbował przekierować swoje myśli w innym kierunku. Zadanie nie było aż takie ciężkie, jak mu się z początku wydawało, ponieważ odnalazł w sobie nieukrywaną ekscytację nadchodzącego wywiadu w „Lustrze”. Obawiał się serii pytań od redakcji, jednak zainteresowanie uczniów prowadzących gazetkę pozwoliła mu nakreślić poziom sympatii do niego. Informacje podżerane plotkami jedynie potęgowały nieprzystępny wygląd i pozór Harrego, który za wszelką cenę zamierzał zmienić wizerunek na korzystniejszy.
Przekraczając ostatni zakręt zatrzymał się, aby dziewczyna pociągająca noga za nogą podeszła bliżej niż pięć kroków, jak dotychczas próbowała to robić. Przełykając kolejny kęs, spojrzał na nią uważniej, aby zignorować wyraźne oznaki strachu. Niestety, chociażby chciał, chłodny skurcz chwycił go za serce wraz z myślą o tym, że być może niedługo zmuszony będzie oglądać więcej przestraszonych spojrzeń uczniów. Nie potrafił przebić się przez kotarę jasnych włosów przysłaniających twarz Puchonki, a opuszczone w depresji ramiona pogłębiały żałosny charakter tego widoku. Przemielił bezgłośne przekleństwo wraz z kolejnym kęsem ciasteczka, przyznając im gratulacje dla odpowiednich proporcji zmieszanych orzechów i miodu.
- Masz dużo nieusprawiedliwionych nieobecności – czuł na końcu języka gorycz truizmu, który musiał wybrzmieć głośno i wyraźnie dla zachowania szkolnych reguł. Odszedł jedynie kilka kroków dalej, odkładając niedojedzoną słodkość na krawędź talerzyka wypełnionego innymi cukierkami, babeczkami i wypiekami wszelakiej maści, aby wyciągnąć z kieszeni brązowych spodni odpowiedni pęk kluczy. Bez przeszkód odnalazł ten, który pasował do dębowych drzwi i przekręcił go w lekko pordzewiałym zamku, otwierając drzwi do swojego małego królestwa.
- Zamknij za sobą – w jego mniemaniu, słowa te wybrzmiały z łagodnością i spokojem, kiedy przekraczał próg sali wykładowej. Efekt dramaturgii podtrzymał stanowczy krok nauczyciela, który nie odwrócił się ani razu, aby uzyskać pewność czy polecenie zostało wykonane w prawidłowy sposób.
- Dlaczego nie było cię na ostatnich zajęciach? – Zadając to pytanie przeczuwał, że odpowiedź będzie gładko wypowiedzianym kłamstwem. Dunbar należała do grona tych uczniów, którzy nie musieli odnajdywać dobrej wymówki dla usprawiedliwienia nieobecności i poważnej przyczyny dla opuszczenia lekcji. Była małą oszustką, dla której życie było nieustanną zabawą, co Milton obserwował z mieszaniną zazdrości i smutku.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptyWto 05 Maj 2015, 07:15

Dzień miał się zakończyć inaczej. Po odrabianiu lekcji w bibliotece, przeganianiu Dwayne'a i sympatycznym, cudownym spędzeniu czasu w kuchni z Petem planowo miała udać się na gorącą, długą kąpiel, następnie do dormitorium, gdzie owinie się ciasno wokół Emanuela Kota. Nic, zaprawdę nic nie zapowiadało, że wolność zostanie jej odebrana. 
Powłóczyła za profesorem Miltonem na zaległy szlaban. Zwlekała z nim dosyć długo, wymyślała mnóstwo usprawiedliwień, byleby nie musieć stanąć twarzą w twarz z nauczycielem OPCM. Dwa razy zakręciła się wokół pana Filcha i celowo pozwoliła wlepić sobie szlaban za chęć do życia i zbyt głośne oddychanie.  Kilka razy narzuciła swoje towarzystwo nauczycielom na siłę pomagając im w najmniejszych i najgłupszych sprawunkach - wszystko, aby uniknąć Miltona. Nie bez powodu pragnęła uniknąć kontaktowania się z profesorem. Już dawno minął wyimagowany lęk opisany w dawnym numerze Lustra. Lęk zamienił się w coś o wiele poważniejszego - coś, czego Joe nie rozumiała. Raptem parę dni temu napotkała profesora wtedy, gdy prostowała kości kociego ja. Nie otrząsnęła się jeszcze z przeżytego wówczas szoku - ucieczka. Kocie instynkty wzięły nad nią górę, nie potrafiła ich powstrzymać  i nim się obejrzała - uciekała przez profesorem z mocno bijącym sercem. Siła wewnętrznego przymusu przeraziła Puchonkę, a więc gdy spotkała nauczyciela normalnie, jej niepewność wzrastała. Starała się przez jakiś czas uciszyć swe niemądre odruchy ucieczki, jednak czasem były one tak silne, iż nie była w stanie ich zignorować. Nawet teraz, gdy szła pięć metrów za nauczycielem w środku rwała się do ewakuacji. Zachowywała duży dystans, nie podchodziła doń bliżej niż musiała. Nie wybaczy mu nigdy tego, że ją zgarnął z kuchni podczas jedzenia i odjął punkty Peterowi za to, że go tam zaprosiła. Jak śmiał? Jak mógł wejść z buciorami do jej raju? Joe zmrużyła gniewnie powieki wżynając się samym spojrzeniem w plecy nauczyciela. Nie nie lubiła go, a bała się i nie wiedziała czemu. 
Pozwoliła, aby podcięte włosy przesłoniły buzię, odgradzając się w ten sposób od jego osoby. Zmuszała się do stawiania stopa za stopą, krok za krokiem, piętro za piętrem. Odprowadzały ją smutne i współczujące spojrzenia znajomych. Niektórym uniosła rękę, innych niemo błagała o pomoc i garbiła się. Odrobi jeden szlaban i będzie nań od dziś bardziej uważać.  Byłaby ślepa nie znając zabiegów profesora. Od paru dni non stop próbował ją do siebie wezwać i stworzyć sytuację, w której zmusi ją do rozmowy. Nie chciała jego towarzystwa. Wybierała Filcha, aby nie musieć przebywać z Miltonem. To samo za siebie powinno oddać wagę przerażenia nastoletniej Joe.
Zatrzymała się sześć metrów za nauczycielem. Nie odpowiedziała nic na temat nieobecności. Nie jego sprawa dlaczego nie było jej na OPCM, z którego była świetna, dobra i jeszcze lepsza. Powinien się domyślić powodów. Pokazała mu język wchodząc za nim z cichym, pełnym żalu westchnięciem. Zamknęła drzwi, lecz głośniej niż nakazywało wychowanie. Zatrzymała się za progiem ze skrzyżowanymi ramionami i butną miną. 
- Miałam chory łokieć. - burknęła chłodno, patrząc przez chwilę oczy nauczycielowi mając nadzieję, że tonem głosu zniechęci go do dalszego wypytywania. Mógłby przystąpić do sedna sprawy, kazać jej coś zrobić w ramach szlabanu i puścić na wolność. W gabinecie Miltona czuła się źle i odnajdywała w sobie chorobę klaustrofobiczną. Zacisnęła mocno zęby. To tylko jeden wieczór. Ignoruj go jak się da i będziesz mieć go z głowy.
Harry Milton
Harry Milton

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptyWto 05 Maj 2015, 07:22

Przez krótką chwilę rozmyślał nad ewentualną kontuzją, zaglądając przez ramię, aby dojrzeć pochmurną twarz Jolene. W całym zamieszaniu dotyczącym balu, pielęgniarka mogła zapomnieć o usprawiedliwieniu jednej z uczennic, jednak gdzieś w pamięci krążyła informacja, że akurat ta unika skrzydła szpitalnego niczym ognia. Sprawdzenie alibi mijało się więc z celem, a Harry wolał przeznaczyć czas na coś bardziej pożytecznego. Postawił talerzyk z całą górą ciasteczek na ławce w pierwszym rzędzie, zatrzymując się tylko na chwilę. Jego miejscem docelowym okazało się biurko, na którym leżały trzy egzemplarze podręcznika – zakres rozszerzony dla bardziej ambitnych uczniów.
- Mam nadzieję, że już nie doskwiera – odpowiedział z przekąsem, który wprawił go w zdumienie z pewnością mocniej niż rozmówczynię. Odsuwając spojrzenie na bok, sięgnął do drugiej z szuflad biura, wyciągając najzwyklejszy w świecie ołówek i notes, jakich nie używa się w Hogwarcie. Przysiągł sobie, że jeśli Jolene spróbuje wykręcić się bolącą ręką, odeśle ją do Filcha na przymusowy pobyt na jego zajęciach i poważnie rozważy możliwość wykreślenia jej z ONMSu.
Podszedł miarowym krokiem, odkładając jeden z podręczników razem z przyborami do pisania obok ciasteczek. – Jeżeli chcesz zdać dobrze OWUTEMy, musisz uczęszczać na zajęcia. W przeciwnym razie nie mogę wystawić ci pozytywnej oceny, która dopuści cię do egzaminu – postawił sprawę jasno, nie odsuwając się pomimo wyraźnego lęku dziewczyny. Przytłaczając ją surowym spojrzeniem sprawdzał, jak daleko ustawiła granice dystansu względem niego, aby w następnej kolejności zaatakować, w bezpośredni sposób pytając o przyczynę takiego zachowania. Podejrzewał, że to właśnie Jolene Dunbar była autorką pierwszego artykułu na jego temat w „Lustrze”, ponieważ rozpoczęła wyssaną z palca historię o jego ciemnej przeszłości, jakby stał na przeszkodzie dwójce zakochanych. Po rozmowie z Poppy zaakceptował wybujałą wyobraźnię uczennicy, nie dostrzegając zmiany nastawienia wynikającą z nowego źródła lęku. Bagatelizował problem, zrzucając go na barki niedoświadczonej, młodej dziewczyny, widząc jedynie odpychający stosunek. Harry był tym typem człowieka, który nie narzuca swojego towarzystwa nikomu, dlatego postawił ultimatum osobie próbującej osiągnąć w życiu coś więcej z magicznymi stworzeniami niż na przykład narzucić niewolę centaurom. Słyszał, że Jolene była w grupie uczniów próbujących przedostać się do zakazanego lasu, aby odwiedzić nowego członka stada. Posiadała więc ciekawość i żądzę przygód, bez której praca ze zwierzętami zmieniała charakter na monotonną rutynę, pozbawioną krztyny satysfakcji.
- Nie było cię na trzech zajęciach, dopuszczam nieobecność na dwóch. Dodatkowo, pamiętajmy o nielegalnym wyjściu do Hogsmeade – zaczął powoli wyliczać, w połowie rozbawiony bezmyślnością dziewczyny, która zbywała widmo niebezpieczeństwa – na wejściu do kuchni kończąc. Powinienem odjąć punkty domowi, a ciebie zarzucić pracami domowymi. Wolę dowiedzieć się, dlaczego unikasz moich zajęć, zanim podejmę ostateczną decyzję nad karą. – Dokończył swój wywód, krzyżując ręce na klatce piersiowej, zniecierpliwiony ociąganiem się Dunbar, która za nic w świecie nie zamierzała zbliżyć się do ławek. Z głośnym, teatralnym westchnięciem odstąpił cztery kroki w tył, pośpiesznym gestem popędzając dziewczynę do zajęcia miejsca. Poczucie skrępowanie powróciło, jednak nauczyciel przełknął ślinę i wydobywając pewność siebie na wierzch, postanowił dokończyć tę rozmowę dopiero po usłyszeniu satysfakcjonujących odpowiedzi.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptyWto 05 Maj 2015, 13:35

Przebywała w towarzystwie nauczyciela niecałe piętnaście minut, a musiała trzy razy uspokoić siebie, powstrzymać ciętą odpowiedź czy nieuprzejmą minę, której nikt by jej nie odpuścił. Tyle szlabanów w życiu doświadczyła, a dzisiaj pragnęła się znaleźć na nudnym WDŻ Filcha i pisać szczegółowe notatki na ocenę niźli krztusić się gęstą atmosferą w klasie. Nie potrafiła się doń przekonać, choćby chciała. Dłonie Joe drżały, chłodne i skostniałe od nerwów. Ukrywała wszystek za fasadą niechęci i gryfońskiej dumy, próbując ukryć uczucia, jakie wzbudza w niej rudowłosy nauczyciel.  Nie przejmowała się tym czy jej uwierzył czy nie. Nie skłamała ani też nie pisnęła słowem, że była w skrzydle szpitalnym. Nie spotkała się z pielęgniarką, a siedziała na pierwszym piętrze późną godziną z Francisem, Wandą i Serkiem. Skwasiła się do wspomnień, odpędzając je zaciekle sprzed oczu. Nie skłamała, to się liczy. Nie musiał jej wierzyć, był nauczycielem, a ci z natury nigdy nie wierzyli słowom. Usprawiedliwienie co prawda nie składało się w spójną całość, acz odpowiedź profesora nie zmuszała do szczegółowych wyjaśnień. 
Prychnęła pod nosem, odwracając wzrok gdzieś w bok. 
- Odjął już pan punkty i nas ukarał. - przypomniała mu z kwaśną miną, badając czy zamierza dołożyć coś jeszcze do konsekwencji spontanicznej wizyty w miasteczku. Potrzebowała tego tak samo jak i Dwayne. Nie żałowała. 
- Będę odrabiać szlaban do końca roku szkolnego za Hogsmade? - zapytała pozornie niewinnym tonem, choć nie udało się jej ukryć niechęci. Celowo pominęła wzmiankę o nieobecnościach na ONMS. Racja, nie powinna opuszczać zajęć mimo wszystko, tutaj miał trochę racji. Joe zmrużyła powieki, godząc się z chodzeniem na ONMS, które lubi i ma z tego przedmiotu dobre oceny. A przynajmniej miała i lubiła w zeszłym roku. W tym zaś można sporo polemizować. Nie musiała patrzeć na ławkę, aby wiedzieć co ją czeka. Przepisywanie? Odczekała aż nauczyciel odejdzie wystarczająco daleko i dopiero wtedy ruszyła się z miejsca. Odsunęła głośno krzesło manifestując tym samym swój bunt, usiadła na jego brzegu i wciąż z założonymi rękoma unikała kontaktu wzrokowego z Miltonem. 
- Nie wiem. - zgarbiła się i to była jedyna odpowiedź wyjaśniająca powód jej nieobecności. Brzmiało to szczerze, choć paradoksalnie niczego nie tłumaczyło.
 - Mam przepisywać? Chcę mieć to już za sobą. - bardzo szybko przeszła do sedna sprawy, mając głęboką nadzieję, że nauczyciel nie będzie drążył powodu jej niechęci. Nie chciała dochodzić do brzydkich wniosków ani rozmawiać z nauczycielem. Musiałaby mu powiedzieć, że się go boi i nie rozumie czemu. Zapytać dlaczego koty, a przynajmniej ona, Emek, Znajda/Zguba i inni koci bracia na widok Miltona uciekają gdzie pieprz rośnie niesieni silnym głosem intuicji. Domyślała się też, że nauczyciel miał jej za złe numer Lustra. Joe wydała z siebie dziwny butny dźwięk. Nie obchodzą ją jego urażone uczucia. Dziewczyna już dawno przestała przejmować się starym numerem, poza tym plotki są plotkami. Niektóre są silne, inne słabsze i jako Redaktorka Naczelna dobrze wiedziała, aby się nimi nie przejmować. Nie oznaczało to jednakże, że będzie pocieszać nauczyciela czy go nie daj Merlinie, przepraszać. Za nic w życiu. Ponownie przesłoniła buzię włosami, chwytając między palce czerwony kosmyk. Zwijała go w loczek i swoją obrażoną postawą starała się zniechęcić Miltona do prowadzenia przesłuchania
Harry Milton
Harry Milton

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 EmptyWto 05 Maj 2015, 18:48

Na ułamek sekundy, mięśnie szczęk Miltona rozegrały przedziwny taniec, wyostrzając rysy twarzy i zmieniając całą jego sylwetkę na mniej dostępną. Odpowiedź czająca się w oczach mężczyzny nosiła znamiona smutku, jednak Jolene nie była powołana do odczytania tych informacji i wyciągnięcia odpowiednich wniosków. Z pewnością łatwiej byłoby porozmawiać otwarcie o problemach trawiących duszę nastolatki, jednak nauczyciel nie potrafił zaufać niestabilnym emocjonalnie czarodziejom na tyle, ile musiał to uczynić, aby uratować dobrą reputację. Zmuszając się do trwania w tej sali naprzeciwko przestraszonej Jolene, sprawdzał własne granice wytrzymałości, a nawet wyrozumiałości dla dziewczęcych wyobrażeń na jego temat. Wiedział już, że wytłumaczenie jej błędności rozumowania na niewiele się zda. Próbował tego podczas pierwszych zajęć, kiedy dziewczyna kurczyła się w sobie i omal nie straciła przytomności.
Teoretycznie posiadał wystarczająco dużą władzę nad trzymaniem uczennicy na przymusowym odrobieniu kary, jednak nie należał do grona osób czerpiących z tego przyjemność. Coś za mostkiem ukuło go boleśnie, pchając do wypowiedzenia kolejnych słów: - jeśli to powstrzyma ciebie przed kolejnymi wyjściami to byłbym skłonny to przedłużyć. – Zamiast zmazać dramatyczny wydźwięk, podtrzymał atmosferę niepewności na tyle długo, aby dziewczyna chociaż trochę zerknęła na niego z próbą określenia czy to żart czy wyrok. Dopiero potem dokończył: - Byliście bardzo nieodpowiedzialni, miasteczko nie jest chronione jak Hogwart i naraziliście się na niebezpieczeństwo. Przyszło wam na myśl, że ktoś chciałby zrobić wam krzywdę? – Wyrzucił z siebie oskarżenia niemalże jednym tchem, przed oczyma trzymając wspomnienie martwej twarzy Victora, którego słowo ratunku zastygło na ustach. Milton zabrał głębszy wdech, aby wyrównać rytm wzburzonego serca i odwrócił spojrzenie, wykluczając zdemaskowanie strachu krążącego w drobnych błyskach na soczewkach odbijających światło.
Zachowując narzucony przez dziewczynę dystans czuł niepisane przyzwolenie na prowadzenie dalszych prób rozmowy, na które nie była aż tak zamknięta jak podejrzewał. Przynajmniej łudził się, że lakoniczne odpowiedzi z jej strony były formą wyrażenia buntu i zakończenia walk. – Wydaje mi się, że doskonale wiesz, Jolene. Dwa tygodnie unikałaś spotkania ze mną, poprosiłaś opiekunkę swojego domu o przekazanie w jej ręce szlabanu. Coś się dzieje, a ja chcę wiedzieć co, bo jest w bezpośredni sposób związane ze mną. – Naciskał na nią bardziej niż narzucił to podczas obmyślania planu zwabienia Jolene do gabinetu, próbując wywlec prawdę na wierzch poprzez prowokację. Całkiem nieświadomie podniósł głos, zmuszony bezradnością w obliczu nieustępliwej, upartej oślicy.
- Im szybciej porozmawiamy, tym prędzej zabierzesz się do pracy. Nie będzie to zwykłe przepisywanie. – Rozluźnił mięśnie ramion, ale nie opuścił rąk, chociaż naszła go nieoparta chęć machnięcia na zachowanie dziewczyny dłonią, aby tylko pozbyć się kłopotu. Zabrał dwa głębsze wdechy w celu unormowania oddechu i obniżenia ciśnienia krwi, dochodząc do wniosku, że taką postawą nie zaskarbi sobie nikogo. Pobłażanie było ostatnim wytycznym, którym Milton zamierzał się kierować względem uczniów. – Słucham. – Podkreślił z naciskiem, próbując popędzić dziewczynę do zebrania energii i wypowiedzeniu tych słów, które tak skrzętnie w sobie skrywała. Zamierzał obalić czym prędzej pogląd, w którego duchu żyła, nieświadomy innych nowinek zaprzątających umysły nastolatków dzisiaj, niepamiętających już o felernym artykule ze zdjęciem z młodości Miltona.
Sponsored content

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami   Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami - Page 4 Empty

 

Klasa Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 6Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

 Similar topics

-
» Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami [Kenneth Watts]
» Klasa eliksirów
» Klasa Mugoloznawstwa
» Klasa Numerologii
» Klasa Zaklęć

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-