|
| Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Przedział VII Wto 18 Lis 2014, 18:43 | |
| *** Gdy tylko dotarła na peron i wsiadła do pociągu zaczęła się rozglądać za pustym przedziałem. Jest. Usiadła przy oknie i od razu poczuła się źle. A nawet jeszcze gorzej niż zazwyczaj. Brakowało jej uśmiechniętej twarzy brata naprzeciwko. Ale już nigdy jej nie zobaczy... Nie, nie będę płakać... Nie będę...! Na nic to oczywiście się nie zdało. Zaczęła nerwowo przetrzepywać kieszenie w poszukiwaniu chusteczki. W końcu ją znalazła. Można zamaskować ślady. Jednak, trzeba przyznać, chusteczka na niewiele się zdała, bo im bardziej gorliwie Puchonka pragnęła przestać płakać, tym gwałtowniej to robiła. W końcu poddała się i odwróciła głowę do okna. Lidia nie wiedziała co będzie po powrocie do szkoły. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, większość czasu spędzi na płakaniu i zaszywaniu się w jakichś cienistych miejscach. Bez sensu. Równie dobrze mogłaby tam nie jechać. Równie dobrze, albo nawet lepiej. Nikt by się na nią dziwnie na gapił. Bo przypuszczała, że skoro wcześniej uchodziła za dziwadło, to teraz uchodzić będzie za dziwadło w wersji full, a to jej się nie uśmiechało. Najpiękniejsze jest to, że całą podróż spędzi pierwszy raz w życiu sama. Sama sama. Nie trochę sama, ale jednak szczęśliwa, jak zazwyczaj, tylko taka maksymalnie sama i ani trochę szczęśliwa. |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Przedział VII Wto 18 Lis 2014, 19:32 | |
| W jaki sposób można zgubić kumpla w tłumie uczniów, mierząc prawie dwa metry wzrostu – lekcji prywatnych udziela Dwayne Morison. Z taką właśnie plakietką powinien chodzić, tworząc ją na prędko w umyśle i rozglądając się w rozrzedzającym się tłumie uczniów za Jolene. Nie zdążył nawet wciągnąć swojego kufra do pociągu, a ta już popędziła przed siebie trajkocząc o spotkaniu z innymi Puchonami, nie odwracając się ani razu czy on w ogóle za nią nadąża. Niechybnie – musiał znaleźć jakiś przedział. Dlatego też postanowił wprosić się do jakiegoś licząc na swój urok osobisty i stając plecami próbował wymanewrować łokciem bądź biodrem otwarcie drzwi, szarpiąc się z nimi przez cztery sekundy. W końcu zmęczony miauczeniem Znajdy (która okazała się kotką rasy brytyjskiej) we wnętrzu uchylonego kartonu (pomalowanego w zielone paski), wziął ją pod pachę i wszedł zamaszystym krokiem do środka (przedziału, nie kartonu). - Cześć! – Przywitał się ze znajomą twarzą zwróconą ku oknie, nie dostrzegając zapłakanej twarzy, zaaferowany do krzty możliwości wrzucaniem swoich pakunków na samą górę. Nie było to wcale łatwe, zważywszy na wiercącego się w klatce Piórodawcę (któremu brakowało dość wiele piór z prawej strony grzbietu) i miauczącą w kartonie Znajdę (a może Zgubę?). W końcu zatrzasnął z hukiem drzwi i podpierając się rękoma nad biodrami zakomunikował: - No, teraz możemy Roz… - Niestety nie dokończył, ponieważ chusteczka w dłoniach dziewczyny oznaczała jedno : płacz. W mgnieniu oka Dwayne pobladł, niczym kameleon równając się ze swoją kremową koszulką z tomahawkiem na przedzie, a mimika twarzy wyjawiała od razu dezorientację w temacie. Opuszczając ręce wzdłuż ciała przyglądał się tylko ułamek sekundy samotnej łezce pędzącej na spotkanie z chusteczką i cichym chlipaniem Lidii, aby w następnej zerwać się ze swojego miejsca. Podłoga w pociągu z pewnością nie była perfekcyjnie czysta (chociaż jeśli Filch zaprzągł uczniów do pracy to owszem – była), jednak nie zraziło to chłopaka do uklęknięcia po prawicy Lidii. - Ni-nin-n-n-ni-e-e-e pa-a-pł-pła-a-a-cz. – Wydukał z wyraźnym trudem szperając pośpiesznie w kieszeniach w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby rozweselić dziewczynę i zmienić jej nastawienie do rzeczywistości, cokolwiek się wydarzyło. Pióra i koraliki przyczepione do jego włosów postękiwały cicho zwiększając hałas wydawany przez zwierzęta Dwayne’a, jednak on sam zdawał się tego nawet nie dostrzegać, zaaferowany bez reszty stanem psychicznym koleżanki. – E-ej noooo… - Wydukał żałośnie niskim głosem, kończąc domniemane plotki o dalszym przechodzeniu mutacji.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Przedział VII Sro 19 Lis 2014, 20:23 | |
| Na początku Lidia nie zauważyła nawet, że ktoś wszedł do przedziału. Tak bardzo pogrążyła się we własnych myślach, którym można by nadać idealnie wyrażający je tytuł: czy to ma sens?, że na Dwayne'a zwróciła uwagę dopiero gdy – niezbyt cicho i dyskretnie – wpychał swoje rzeczy na górę. Przez chwilę przyglądała mu się lekko zaskoczona, by chwilę potem jednak znowu zwrócić oblicze do okna. Może zaraz sobie pójdzie...? Chyba nawet tak byłoby lepiej. Bądź co bądź nie miała teraz jakiegoś wyśmienitego humoru i nie nie chciała żeby ten nastrój udzielił się wszystkim. A już na pewno nie komuś takiemu jak Dwayne – aż szkoda chłopaka. Choć z drugiej strony, Lidia tak naprawdę nie wiedziała czy istnieje cokolwiek, co byłoby zdolne wymazać z jego twarzy uśmiech... A może właśnie byłoby na odwrót? Może to jej nastrój by się polepszył gdyby spędziła trochę czasu z kimś bardziej optymistycznie nastawionym do życia? Nie usłyszała nawet jego słów. Zbyt była pochłonięta obserwowaniem mijanych przez pociąg drzew i krzewów. To nieprawda, że rośliny nie mają uczuć. Też je mają, tak jak ludzie i zwierzęta. Jedne są wrażliwsze na różne czynniki i szybciej więdną, inne są bardziej wytrzymałe, na przykład wiekowe dęby. Są też rośliny, którym przeznaczone było istnieć dłużej, ale coś czy ktoś zadecydował o ich niezwłocznej... hmm... śmierci. Dziwne. Ludzie funkcjonują tak samo. Tacy jak ja więdną szybciej, tacy jak na przykład Dwayne później, to oczywiste, a tacy jak Gale... Jej filozoficzne rozmyślania przerwało pojawienie się obok niej zupełnie nagle i niespodziewanie kogóż innego jak Dwayne'a! Nie można ukrywać, że najpierw się przestraszyła. Jeszcze chwilę temu studiowała psychologię roślin, a tu nagle takie bum! Jakaś kula ugrzęzła jej w gardle, przestała nawet płakać. Gapiła się na niego kompletnie oniemiała, przyglądała się jak grzebie w kieszeniach, w poszukiwaniu nieznanego dla niej obiektu. Nie wiedziała co ma powiedzieć. - Ja... Ja... Ja... - próbowała ułożyć jakieś sensowne zdanie, ale niby co mogła zrobić? Jej problemy z aspołecznością jeszcze się nie rozwiązały, można nawet powiedzieć, że jeszcze bardziej zagłębiła się w czarną otchłań rozpaczy i samotności. Do tego doszła jeszcze dezorientacja, a to już może już niemal całkowicie wykluczyć udaną rozmowę. Jednak Lidia - jak to Lidia – starała się zabrzmieć pewnie i w miarę normalnie... - Wcale n-n-nie p-płakałam... - ...i jak zwykle wyszło jej to tragicznie. Dorzucić można jeszcze fakt, że czerwone oczy i mokra twarz były całkowitym zaprzeczeniem jej wcześniejszych słów. Tak... Lidia i kłamstwa – a raczej zdolność ukrycia prawdy – to dwie rzeczy, których nie da się połączyć w parę. Choćbyś ze wszystkich stron próbował dopasować te dwa puzelki, nigdy się ze sobą nie połączą. Chociaż, może kiedyś, za kilka (kilkanaście, kilkadziesiąt) lat, kto to wie? |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Przedział VII Pią 21 Lis 2014, 10:30 | |
| Brak jakiegokolwiek pojęcia w sytuacji, w jakiej znalazła się panna Lidia stanowiły dla Dwayne’a nie lada wyzwanie, jeśli ostatecznym celem było usunięcie jakichkolwiek śladów po łzach na twarzy dziewczyny. Niestety, nie potrafił zdziałać czegokolwiek w stosunku do własnego zachowania, wyciągając w końcu z kieszeni zęby zakupione jeszcze u Zonka w pierwszym tygodniu wakacji, aby straszyć nimi Collina. Nie mniej, wyciągnął szczękę na swoją otwartą dłoń i z krzywym uśmiechem oczekiwał cudownego ozdrowienia płaczącej dziewczyny, z łomocącym głośno sercem przyglądając na czerwone gałki oczne. - U-u-uśmiechnij się. – Wyjąkał niewyraźnie, całkiem świadomy swojego zawstydzenia i bezsilności uniemożliwiającej podjęcie konkretnych działań, dzięki którym Lidia przestałaby płakać. Bo o to właśnie mu chodziło – aby starła resztę łez ze swojej twarzy i przykleiła na twarzy uśmiech beztroski, tak jak on robił to przez całe życie, obojętnie jak mocno życie dawało w kość. Ilekroć widział zapłakaną twarz dziewczyny, przypominał sobie to konkretne wspomnienie kłującego go z niezwykłą wręcz intensywnością prosto w serce i z większą gorliwością poprzysięgał usunąć wszelki płacz z tego świata. Zrobi wszystko, aby Lidia przestała płakać! Dlatego też rażony nagłym przebłyskiem inteligencji, odłożył sztuczną szczękę z wyciągającymi się wampirzymi kłami na kanapę tuż obok niej i odwrócił się w poszukiwaniu kolorowego kartonu z maleńkim kotem w środku. Wiele dziewczyn rozpływało się nad Znajdą (albo Zgubą), rozczulając się nad instynktem ojcowskim Dwayne’a kiedy nie pozwalał zbyt mocno męczyć zwierzęcia i kazał stopniowo podchodzić do zabawy z nim (nią). Dlatego też ostrożnie rozchylił płowy otwarcia kartonu i wyciągnął niewielką, zwiniętą w kulkę zwierzynę, bez problemów mieszczącą się w jego nieco zbyt szybko przerośniętych dłoniach. Bez słowa wyjaśnienia wrócił na poprzednie miejsce, siadając na piętach i wyprostował ręce na wysokość twarzy Lidii. – Ko-o-o-ot. – Wyjąkał z wyraźnym problemem, całą swoją osobą prezentując ogrom zdenerwowania krążącego po jego ciele. Niezdolny wytłumaczyć swojego postępowania wskazał podbródkiem na kota brytyjskiego, rękoma próbując przekazać stworzenie na kolana dziewczyny. Jak dziś pamiętał ten felerny dzień, kiedy idąc po cukierki schowane w słoiku nad lodówką, zakradł się i usłyszał kłótnię rodziców, pieczętującą ostateczne ich rozstanie. Bojąc się wykrycia czekał w ukryciu w szafce, ale mama usiadła i zaczęła płakać tak głośno i tak żałośnie, że serce syna pokruszyło się wówczas na kawałki. I teraz widział w Lidii tamten moment, kiedy nawet słowa „kocham cię” nie są w stanie zetrzeć najbardziej powierzchownych łez, obojętnie jak szczerze byłby powiedziane. Wciąż z wymuszonym uśmiechem patrzył prosto w zaczerwienione oczy koleżanki, a zwisający z jego dłoni kot zamachał ogonem, miałcząc na przywitanie z nową osobą.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Przedział VII | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |