|
| Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Vincent Roginsky
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Czw 14 Sie 2014, 12:40 | |
| Rozglądał się z nieskrywaną ciekawością po przybyłych uczniach, stwierdzając, że w ruinach zebrała się już spora grupka uczniów. Prócz nich pojawiła się również profesor Lacroix, którą Vincent darzył pewną dozą sympatii. Co prawda, jej wybuchowy charakter niekiedy doprowadzał do spięć pomiędzy nimi. Szybko jednak zawsze dochodzili do porozumienia, a ich relacje można było rozpatrywać w kategoriach pozytywnych. Mężczyzna odprowadził ją wzrokiem, dopóki nie podeszła do niego i Diarmuida. Nie wiedział nawet o relacjach łączących dwoje nauczycieli, choć pewnie nawet, gdyby miał tego świadomość, ta wiedza nie przeszkodziłaby mu w tym, by uraczyć swe oczy urodą Chantal. Rogiński wcale nie dziwił się, że męska część wychowanków Hogwartu wodziła za nią swymi głodnymi spojrzeniami. Kobieta należała bowiem do niezwykle zgrabnych i pociągających przedstawicielek płci pięknej. - Witaj, Chantal. – odpowiedział jej również z uśmiechem, z wielką trudnością powstrzymując się od obadania jej biustu. Odwrócił wzrok na jej twarz, ubolewając nad tym, że nie spojrzał niżej, nawet dyskretnie. Cóż, miał jeszcze ku temu wiele okazji, a jednak w tej chwili musiał wykazać się pewnym zainteresowaniem, skoro Lacroix zagaiła krótką pogawędkę, oczywiście uciekając się przy tym do podważenia ich autorytetu. Przywykł już do tego, że brunetka na każdym kroku próbowała pokazać swoją wyższość, więc prychnął tylko rozbawiony całym zajściem. - O frekwencję martwić się nie musimy, a pielęgniarki też chyba muszę mieć jakąś robotę na tym obozie. – mruknął, odnosząc się do jej komentarza i spoglądając znów na zgraję uczniów. Część z nich pewnie nie wiedziała, w co się pakuje. Parę duszyczek z kolei Roginsky kojarzył aż nadto i nie miał żadnych wątpliwości, co do tego, że poradzą sobie znakomicie. Nauczyciel historii magii nie wdawał się już w dalsze dyskusje pomiędzy Diarmuidem i Chantal, choć jego zdaniem z włosami tej drugiej wszystko było w jak najlepszym porządku. Zamiast tego, Rosjanin zwrócił się w kierunku zebranych. - Wy, którzy tu wchodzicie, żegnajcie się z nadzieją. – pozwolił sobie rzucić żartem rodem z „Boskiej Komedii” Dantego, a na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech, który nigdy nie zwiastował niczego dobrego. Vincent obserwował uważnie reakcje uczniów z różnych domów, z satysfakcją stwierdzając, że Ślizgoni pomimo jego słów, pozostali niewzruszeni. Należało jednak przejść do konkretów. - Nie będziemy rozwodzić się na temat teorii. Jesteśmy tutaj, żeby nauczyć Was refleksu i zdolności orientacji nawet w najtrudniejszym położeniu. Dobierzemy Was w pary, żebyście mogli sprawdzić swoje umiejętności w czarodziejskich pojedynkach. – zaczął swój wywód, po czym przystanął obok jakiejś większej skały, która kształtem przypominała prostokąt i która spłaszczona była na wierzchu. Rozsypał na jej grzbiecie kartki, na których pojawiły się nazwiska przybyłych uczniów, po czym uderzył różdżką w kamień, a skrawki papieru dobrały się w pary. - Pani Lacroix z panem Rosierem, pan Pride z panem Averym, pan Krueger z panem Carrowem, pani Fimmel z panem Pride'em, pan Vilorainen z panem Blackiem oraz pani Vane z panią Mallory. – ogłosił pary, które były niczym innym, jak wynikiem ślepego losu. Zarówno Roginsky, jak i Ua Duibhne zgodnie stwierdzili, że taki dobór przeciwników będzie najbardziej sprawiedliwy. - Proszę teraz wszystkich o wysłuchanie zasad, które przedstawi Wam profesor Diarmuid. – dodał jeszcze zaraz nauczyciel historii magii, po czym oparł się o jedną z większych skał, czekając na to, aż jego kompan dopełni wszystkich formalności.
Uwaga! Zasady pojedynkowania: 1. Wszystkie pojedynki, zarówno w czasie rzeczywistym odbywają się równolegle w tym temacie. Fabularnie zaś następują po sobie zgodnie z kolejnością wymienioną przez Rogińskiego. 2. Pojedynek rozpoczyna jedna osoba z pary, opisując atak na przeciwnika. 3. Kolejne posty będą składały się już z dwóch elementów: próby obrony i wyprowadzenia ataku na wroga. 4. Po każdych dwóch postach pojedynkujących się, musi pojawić się post sędziego. Przykład: atak Evana, obrona i atak Aristos, post sędziego, itd. 5. Pojedynkujący się piszą w czasie niedokonanym i nie mają prawa decydować o ruchach swojego przeciwnika. 6. W sądzeniu pojedynku bierzemy pod uwagę punkty w zaklęciach ofensywnych i defensywnych w sumie z punktami na oczkach jednej, sześciościennej kości. 7. Aby skutecznie zablokować atak wroga, należy łącznie z oczkami kości osiągnąć wynik przynajmniej równy punktom odpowiadającym za ofensywę wroga. 8. W uzasadnionych przypadkach, uczniowie mogą również stosować jako atak lub obronę zaklęcia użytkowe. Wówczas punkty liczymy odpowiednio. 9. Kośćmi rzucamy my, sędziowie, czyli – Diarmuid i Vincent – w zależności od tego, kto sędziuje dany pojedynek. 10. Pojedynek kończy się z chwilą, gdy osoba zostanie pozbawiona różdżki lub będzie niezdolna do dalszej walki.
Ze względu na to, że pojedynki będą rozgrywały się w jednym temacie, każda para ma swój kolor, który my, sędziowie, będziemy stosować na początku rozstrzygającego posta: 1. Franz Krueger vs Amycus Carrow Sędzia: Diarmuid Ua Duibhne 2 Evan Rosier vs Aristos Lacroix Sędzia: Vincent Roginsky 3. Vincent Pride vs Lloyd Avery Sędzia: Vincent Roginsky 4. Porunn Fimmel vs Cu Chulainn O'Connor Sędzia: Vincent Roginsky 5. Lasarus Virolainen vs Regulus Black Sędzia: Diarmuid Ua Duibhne 6. Jasmine Vane vs Echo Mallory Sędzia: Diarmuid Ua Duibhne
Ostatnio zmieniony przez Vincent Roginsky dnia Sro 20 Sie 2014, 02:24, w całości zmieniany 3 razy |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Czw 14 Sie 2014, 13:22 | |
| Obrzucił Chantal szybkim spojrzeniem, a po chwili nieco dłuższym, uśmiechając się pod nosem; najwyraźniej Złośnica próbowała podważać ich autorytet, zapewne w odwecie za poprzedni dzień, ale mężczyzna nie miał zamiaru dać się złapać na jej podstęp. Wzruszył jedynie ramionami, a potem uniósł dłoń, wyciągając kobiecie skrawki pajęczyny, a wraz z nią tłustego pająka z błękitnego kosmyka. - Wyglądasz pięknie, jak zwykle. – stwierdził spokojnie, unosząc lekko brew; strzepnął dłonią, pozbywając się nowego znajomego, a potem odpowiedział jednemu z uczniów na pozdrowienie, przez moment nie zwracając na Chantal uwagi, zupełnie celowo. Dopiero gdy Vincent zajął się rozdzielaniem uczniów na pary, zwrócił się do kobiety z łobuzerskim błyskiem w oczach. - Chcesz zostać naszą pielęgniarką? Jeśli tak, obawiam się, że będziesz musiała zmienić garderobę. W takiej sukience szkoda byłoby opatrywać krwawiące rany. – mruknął, przez chwilę dotykając dłonią jej talii, pieszcząc ciało przez delikatny materiał sukienki, odsunął się jednak prędko i zwrócił do uczniów, przyglądając im się z lekko zmarszczonymi brwiami. - Żeby wszystko było jasne: brak zasad nie oznacza braku zahamowań. Dążymy do rozbrojenia przeciwnika, lub spowodowania, że nie będzie on zdolny do walki, ale jednocześnie uprasza się o zaniechanie prób dążenia do zamordowania swojego rywala. – powiódł wzrokiem po twarzach zebranych osób, powoli wiercących się w tłumie, by odnaleźć swoich partnerów. Niebieskie oczy zamigotały z rozbawieniem. - Wszystkie chwyty dozwolone, moi państwo. Miejcie jednak baczenie na jedną, ważną rzecz: pojedynek to nie tylko bezmyślne ciskanie zaklęć i chronienie się przed nimi. Musicie wykazać się sprytem, przenikliwością, szybkim myśleniem i pomysłowością. Najbardziej kreatywni w tym względzie mogą liczyć na atrakcyjne nagrody. – dodał, czym zdecydowanie skupił na sobie uwagę tej bardziej rozgadanej części; na moment przeniósł wzrok na Vincenta i skinął lekko głową. - Wydaje mi się, że to wszystko. Nie zabijamy, nie dążymy do trwałego upośledzenia lub uszczerbku na zdrowiu i w miarę możliwości trzymamy się zachowania ogólnie uznanego jako sportowe. Bez oszustw. Zapraszam pierwszą parę. Panno Lacroix, panie Rosier... Z szeregu wystąp. – rzucił na odchodne, odsuwając się i stając tuż obok Vincenta. Pierwsza walka zapowiadała się interesująco. Diarmuid przyjrzał się wysokiemu chłopakowi, jego pochmurnej twarzy i ciemnym ślepiom, a potem przeniósł spojrzenie na efemeryczną wróżkę, siostrzenicę Chantal. Ci dwoje nie pasowali do siebie pod tyloma względami... Ale dziewczyna uśmiechała się z satysfakcją, a chłopak nie wyglądał na zbyt rozczarowanego. Musieli się znać.
|
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Czw 14 Sie 2014, 14:22 | |
| Uśmiechnęła się do ciotki Chantal i Amycusa, żywo wspominając ich spacer i rozmowę, która na moment pozwoliła dziewczynie odwrócić myśli od tematów, które nie robiły nic po za sprawianiem bezcelowego bólu; mrugnęła do niego nawet, chociaż na widok Vincenta mina jej zrzedła. Nie była pewna, czy kuzyn pojawi się na obozie, a po usłyszeniu swojego nazwiska na liście z przydziałem do namiotów zwyczajnie wyszła, miała więc okazję natknąć się na chłopaka dopiero teraz. Fakt, że stał w towarzystwie Lasarusa i Avery’ego, którego kojarzyła ze Ślizgońskich imprez również nieco ją zaniepokoił, zwłaszcza, że szatyn rozmawiał z bękartem jak dobry przyjaciel. Zmarszczyła brwi, ale przybycie Evana skutecznie rozproszyło nieprzyjemne myśli, zamieniając je w pogodną radość. Pozwoliła pocałować się w policzek, ujmując dłoń starszego we własne palce, przez moment gładząc ją w przelotnej, powitalnej pieszczocie. - Evan. Oczywiście, jak mogłam pomyśleć, że się tu nie zjawisz. – obdarzyła Ślizgona spojrzeniem odważnie zaglądając w jego chmurne, czarne ślepia; bławatkowe oczy zalśniły lekko, wargi wygięły się w miękkim uśmiechu, tak różnym od uśmiechów, którymi obdarzała innych ludzi. Rosier zajmował specjalnie miejsce w życiu Aristos, nie ulegało to żadnej wątpliwości. Oderwała od niego wzrok gdy uwaga chłopaka przeniosła się na Amycusa i skupiła się na przemówieniu Rogińskiego; grymas rozbawienia wykrzywił jej usta, gdy w jednym ze zdań wyłapała słynne zdanie z Boskiej Komedii. No tak. Vincent znany był z zamiłowania do specyficznej literatury i równie oryginalnego poczucia humoru, jednak jego dalsze słowa wzbudziły jej zainteresowanie na tyle, by powstrzymać dziewczynę od skomentowania ich w stronę O’Connora. Słuchała, jednocześnie przyglądając się otoczeniu, szacując je, oceniając szanse na wykorzystanie kolumn, podziurawionej podłogi, pod którą zapewne skrywała się piwnica, a także balustrad i resztek pięter, niewątpliwie stanowiących kiedyś część wyższego piętra. Na wpół zawalone schody zatrzymały jej wzrok na dłużej, jednak słysząc swoje nazwisko szybko wróciła wzrokiem do nauczyciela historii magii; zaskoczenie na jej twarzy juz po kilku sekundach zamieniło się w wyraz satysfakcji i zadowolenia. Rosier. Nie mogło być lepiej. Od dawna chciała zmierzyć się z przyjacielem, nigdy jednak nie mieli ku temu stosownej okazji, a gdy takowa się nadarzała – brakowało czasu. Nic więc dziwnego, że Aristos pojaśniała nagle, chociaż całe jej ciało spięło się w oczekiwaniu na rozpoczęcie walki. Różdżka, pulsująca gorącem w kieszeni spodni, teraz właściwie zaczynała już parzyć, zniecierpliwiona, spragniona uwagi, dotyku, impulsu wyzwalającego magię. Kiedy Diarmuid skończył przytaczać regulamin, Gryfonka spojrzała na O’Connora, puszczając do niego oko, a potem jak gdyby nigdy nic ściągnęła koszulkę przez głowę; krótki sportowy top z głębokim wycięciem na dekolcie kończył się tuż pod linią piersi, odkrywając płaski brzuch i ukrywając stanik, a jego szerokie ramiączka krzyżowały się na łopatkach dziewczyny; podała Cu t-shirt z logiem Beauxbatons, nie chcąc, by cokolwiek złego spotkało jedyną rzecz, jaka w tej chwili przypominała jej o słonecznej, ukochanej Francji i wydobyła różdżkę z kieszeni obcisłych, skórzanych spodni, pewnie ujmując ją w dłoń. Podeszła do Rosiera, unosząc się na palcach i musnęła kącik jego ust w krótkiej pieszczocie. - Bonne chance, bien-aimé. I postaraj się, proszę, nie uszkodzić mi twarzy. – mruknęła z ironicznym uśmieszkiem, a potem jak gdyby nigdy nic wyszła na środek pola, by zająć swoje miejsce; balansowała lekko i zwinnie wśród dziur i wyrw w podłożu, poświęcając mu kilka ostatnich chwil uwagi. Wiedziała, że może nie mieć szans w bezpośrednim starciu ze Ślizgonem, wolała więc zapewnić sobie dogodny fortel. Element zaskoczenia. Gdy Rosier zajął pozycję, a Rogiński dał znak do rozpoczęcia walki, Aristos posłała przeciwnikowi tak uroczy jak złowróżbny uśmiech; w bławatkowych oczach zamigotało coś psotnego, ujawniającego chochliczą, przewrotną naturę dziewczyny. Sekundę później machnęła różdżką, celując nie w niego, a w poszarpane resztki mozaiki, na której stał. - Bombarda Maxima! – syknęła, czując jak przez palce przebiega jej prąd, jak rozgrzana, chętna do działania różdżka drży w uścisku dłoni, wyrywając się do działania agresywnie. Błysnęło, a siła zaklęcia sprawiła, że Gryfonka zmuszona była zrobić pół kroku w tył, zaskoczona mocą jaka wydobyła się z widocznie łaknącego krwi magicznego przedmiotu. Zmrużyła oczy, mając nadzieję, że zaklęcie podziałało, a Rosier stracił grunt pod nogami. Dosłownie i w przenośni.
|
| | | Regulus Black
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Pią 15 Sie 2014, 06:20 | |
| Regulus zmierzył wzrokiem swojego przeciwnika. Wydawało mu się, że dobrze ocenił, iż tamten chłopak o nieco skandynawskich rysach jest jego przeciwnikiem, a parę osób utwierdziło go w tym przekonaniu. Z wolna podszedł do Lasarusa. Swoją drogą to imię było dość nietypowe. Nazwisko jeszcze bardziej. Czemu nie słyszał o nim wczesniej? Przecież jego uwaga nie była jakaś szalenie roztrzepana, by nie rozpoznawać uczniów ze szkoły. Nie chcąc o tym wiecej rozmyślać stanął naprzeciwko chłopaka. Skinął mu głową, aby zachować jakiekolwiek pozory kultury wpojonej mu przez matkę. Wyjął różdzkę i skierował go na Lasarusa. Kiedy tylko ogłoszono, ze można zaczynać, różdzka poszła w ruch. -Drętwota! -rzucił pierwsze zaklęcie, które przyszło mu do głowy. Trzymał się nisko na nogach, aby odskoczyć, jakby LAs chciał kontraatakować. Nie spodziewał się szalonego biegu w jedna i drugą stronę by uniknąć czaru, ale kto wie? Może "nowy" go zaskoczy? Regulus był w gotowości na każdy namniejszy ruch. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Pią 15 Sie 2014, 11:52 | |
| Uścisnął dłoń zarówno Evanowi, jak i Regulusowi kiedy stanęli obok niego w oczekiwaniu na rozpoczęcie zajęć związanych bezpośrednio z rzucaniem zaklęć. Zacisnął niespiesznie prawą dłoń w pieść, aby już po chwili rozluźnić palce i wprowadzić nadgarstek do szeroko pojętej sprawności o poziomie wyższym niż obecnie. Prawidłowa rozgrzewka była najważniejsza, nawet jeśli chodziło tylko (lub aż) o używanie różdżki. Przesunął spojrzeniem po twarzach znajomych osób, łącząc je ze sobą w pary i ostatecznie zatrzymał je na Kruegerze. Uśmiech rozbawienia przemknął przez twarz ucznia, który po raz kolejny miał szansę sprawdzić umiejętności, krzyżując swoje ramiona w sparingu z Niemcem. Amycus skinął mu głowa na powitanie i wraz z innymi uczniami przeszedł na przygotowane wcześniej miejsce, wyciągając w międzyczasie czarną różdżkę z przemiłymi pęknięciami jakie przyjemnie drażniły opuszki palców. - Conjunctivitis! – krzyknął donośnym głosem celując w sylwetkę Franza, nie czekając aż pierwszy zaatakuje i umożliwi jedynie obronę. Kątem oka dostrzegając czy zaklęcie trafiło, wykonał obrót w lewą stronę uważnie śledząc ewentualny lot czaru rzuconego przez przeciwnika. Przygotował się do użycia standardowego protego w celu odbicia kolorowej smugi przecinającej powietrze. Brał pod uwagę wykorzystanie naturalnego otoczenia ruin, w szczególności kolumn za którymi mógłby się skryć jeśli zaklęcie obronnie okazałoby się zbyt słabe. |
| | | Lloyd Avery
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Pią 15 Sie 2014, 12:00 | |
| Rozglądał się po twarzach innych uczestników, szukając w nich Merlin wie czego właściwie, jak gdyby się nad tym zastanowić. Żadne z nich nie interesowało go w większym stopniu, a przynajmniej nie teraz. Lloyd usunął się do tyłu, przystając w cieniu drzewa i odpalając papierosa. Jego spojrzenie krążyło w okolicy szczupłych nóg Echo i jej twarzy, leniwie skupionej na słowach Rogińskiego. Oderwał od niej wzrok dopiero po chwili, gasząc niedopałek gdy usłyszał własne nazwisko. Tuż po nazwisku Vincenta. Przystojna, choć jeszcze chłopięca twarz wykrzywiła się w szerokim uśmiechu, a brązowych oczach błysnęło coś okrutnego. Przynajmniej trafił mu się przeciwnik, który będzie potrafił zadać godny cios, a nie dźgnąć go różdżką w żebra, niczym szczeniak z pierwszej klasy. Przeciągnął się aż zatrzeszczało, a potem wyminął Lasarusa, klepiąc go w ramię na odchodne, by zająć swoje miejsce na pobojowisku, nieźle już sponiewieranym przez poprzednie pary. Skłonił się Vincentowi szyderczo, unosząc brwi, a potem kąciki ust. Padło hasło do startu i... - Relashio- strumień ognia pomknął w stronę jego przeciwnika jak błyskawica, a Avery zacisnął palce mocniej na różdżce licząc, że dosięgnie celu.
|
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Pią 15 Sie 2014, 12:25 | |
| Ha! Porunn, no ładnie. Słysząc swoje nazwisko tuż obok tego dobrze mu znanego imienia uśmiechnął się szeroko. Nie zależało mu na nie wiadomo jakiej batalii czy popisach w kwestii własnych umiejętności. To zostawił całej reszcie, wśród których znajdowali się Evan, Carrow i tego typu indywidua. Bardzo chciałby zrównać tego pierwszego z ziemią, szczególnie po tym powitaniu z Aristos, ale cóż, nie dane mu było. Pomijając fakt, że najprawdopodobniej nie miałby najmniejszych szans w starciu z kimś takim, ale nad tym się nie rozwodził w chwilach drobnych fantazji na temat obrażeń pewnych ślizgonów. Nie spodziewał się tego małego "striptizu" w wykonaniu Ari, więc w ułamku sekundy przeniósł na nią wzrok. Cóż mógł powiedzieć, bardzo podobało mu się ciało Gryfonki, ale widział je już w całej okazałości, więc teraz nikt mu nie zarzuci szczeniackiego obserwowania, wręcz nachalnego. Wziął od niej koszulkę i odprowadził ją wzrokiem. Gdy zaś nadeszła jego kolej odłożył t-shirt na boku, jeszcze rzucając drobne zaklęcie ochronne, żeby nic się temu małemu skarbowi Ari nie stało. Następnie odnalazł wzrokiem Pierun i w wyśmienitym humorze skierował kroki, by stanąć naprzeciwko niej. - Jak za starych, dobrych czasów, co? - rzucił z szerokim uśmiechem łobuza, który tylko czeka na dobrą zabawę. Nie był zestresowany brakami w swoich umiejętnościach. Nie był wybitny w zaklęciach, raczej przeciętny. Ot, jak większość jego roku. Można wręcz powiedzieć, że O'Connor stanowił w pewien sposób średnią wyników całej klasy. - Ostatnim razem jak rzucaliśmy w siebie zaklęciami prawie przypaliłem ci włosy, a ty pozbawiłaś mnie jednego oka. - zaśmiał się w reakcji na obrazy przywołane w pamięci. Ich związek swego czasu był dobry, ale chyba zbyt niebezpieczny w kłótniach. Różdżki były stałym elementem, więc po którejś, gdy oboje prawie wylądowali w skrzydle szpitalnym stwierdzili, że przyjaźń chyba będzie zdrowsza. Szczególnie fizycznie. Ale co tu się rozwodzić o przeszłości, mamy pojedynek! Koniec tego dobrego, pomyślał O'Connor z błyskiem w jasnych oczach, po czym machnął różdżką w stronę Fimmel: - Incarcerous! - wypowiedział wyraźnie czekając aż pędy wystrzelą z różdżki i spętają ślizgonkę, by tą unieruchomić. Wynalazł kiedyś to zaklęcie zupełnie przypadkiem i stwierdził, że w sumie może się przydać. Bacznie obserwując czy urok zadziała przyjął najlepszą pozycję, by w razie ewentualnego kontrataku móc uskoczyć lub się obronić. Miał w głowie już przygotowane Protego i miał nadzieję, że zdoła się nim uchronić. |
| | | Lasarus Virolainen
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Pią 15 Sie 2014, 12:25 | |
| Na widok znajomego błysku w oczach i uśmiechu, sam nie mógł się powstrzymać przed delikatnym wykrzywieniem warg. Vincent był tym typem człowieka, który potrafił obudzić różne typy instynktów, kiedy tylko po prostu był w pobliżu. Lasarus nie był wyjątkiem. Nie dość, że adrenalina buzowała mu w żyłach na samą myśl pojedynkowania się z jakimś maminsynkiem z Hogwartu, to jeszcze dochodził czynnik samego Pride’a. Było to coś niepokojącego, a jednocześnie wyzwalającego. - Doskonale wiesz, że nie przepuszczę okazji połamania paru kości. – jego jasnoniebieskie tęczówki rozbłysły delikatnie, głos natomiast miał spokojny, zupełnie tak, jakby rozmawiali o pogodzie. Czy poczuł groźbę? Może delikatną, jednakże gdzieś w środku czuł błogi spokój. Podświadomie przeczuwał, że Vincent pomimo całego swojego jestestwa, nie zrobi mu krzywdy. Chyba. Przywitał się z Averym, nie komentując jednak jego zaznaczenia, że go nie obudzili. No bo co on? Jego niańka? No już bez przesady. Gdy jeden z nauczycieli oświadczył kto jest z kim, bardzo szybko zlokalizował swojego rywala. Black. Więc teoretycznie powinno być ciekawie i nie będzie wiać nudą. Teoretycznie. Lasarus stanął przez Regulusem, rozluźnił ramiona paroma okrężnymi ruchami i przekręcił głową to w prawo, to w lewo, aż mu coś strzyknęło. Uśmiechał się szeroko i ukłonił się trochę szyderczo. Czas zacząć zabawę. Słysząc pierwszą sylabę zaklęcia westchnął zawiedziony. Naprawdę? Drętwota? Jakby od niechcenia uniósł różdżkę mrucząc pod nosem Protego, a potem przetoczył się w kierunku zwalonej już kolumny, która leżała sobie obok. Wycelował różdżką, nie, nie w Blacka, tylko w kolumnę stojącą obok niego i pomyślał Confringo, z całych sił skupiając się na tym, by zaklęcie trafiło w podstawę konstrukcji, która rozkosznie mogłaby runąć u stóp Blacka. Albo na niego. Opcja numer dwa byłaby nawet ciekawsza. Ona sam skrył się na gruzowiskiem, w kierunku którego się przetoczył, chcąc ochronić oczy od pyłu i odłamków skał.
Ostatnio zmieniony przez Lasarus Virolainen dnia Pią 15 Sie 2014, 19:37, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Pią 15 Sie 2014, 12:44 | |
| Avery. Chłopak zrobił na nim póki co pozytywne wrażenie, jednakże dopiero co zaczęli tę swego rodzaju znajomość, więc nie podchodził do niego z takim samym dystansem jak do każdego nieznajomego. Żałował, że nie miał okazji trafić na Evana, bo z przyjemnością... Ach, faktycznie. Mamy nie doprowadzić do trwałych uszkodzeń, przypomniał sobie w duchu pełen zawodu. Nic to, może następnym razem. Co prawda najchętniej zabrałby się za Rosiera w sposób dla siebie najlepszy, czyli inny niż zaklęcia lub tylko się nimi posiłkując, ale na to potrzebował czasu i większych możliwości. Jakby tego nie miał... Avada i po sprawie, choć szkoda takiej dobrej zabawki. Najwyżej potem umieści gdzieś jego głowę, byle w widocznym miejscu. To by było zabawne, jeszcze by zrobili z niego tajemniczego i makabrycznego obrońcę uciśnionych przez ślizgona. Zaśmiał się w duchu w reakcji na niedorzeczność tej potencjalnej sytuacji, po czym wrócił myślami do pojedynków. Aristos i Rosier zajmowali się sobą, dziewczyna z sowiarni Irlandczykiem i z tego, co wyłapał znają się dość dobrze i to od dłuższego czasu. Interesujące, może mógłby to wykorzystać w takim razie. Dalej lubił się bawić strachem Aristos, a póki co najwyraźniej był to najlepszy patent, by osiągnąć cel. Ale to w wolnym czasie, póki co miał ważniejsze plany na głowie. Stanął naprzeciw Avery'ego i również odpowiedział mu ukłonem. Jak kulturalnie. Chociaż widział ten błysk w jego oczach, a uśmiech dobrze znał. To nie był grymas odpowiadający za przekazanie światu informacji o dobrym humorze. Sam często gościł podobny na swojej twarzy, więc odpowiedział mu na niego pół uśmiechem - uniósł bowiem tylko kącik ust, za to w oczach wręcz zalśniły iskry, niczym mocne impulsy elektryczne, które prawie promieniowały. Relashio, no proszę. Ktoś tu ma skłonności do pirotechniki czy po prostu rzucił pierwsze lepsze zaklęcie? Vincenta to nie przerażało, zareagował więc w pierwszej sekundzie gdy tylko usłyszał czym Lloyd chce go potraktować. Przyszedł czas na obronę, więc wypowiedział pewnie: - Glacius. - chcąc zatrzymać pędzące na niego płomienie. Potem liczył się refleks, gdyż kontratak miał już w głowie, a ten lód był mu właśnie bardzo potrzebny. Nie czekając więc by spadł na ziemię (o ile mu się udało, a na to liczył) dodał do tego jeszcze "Depulso" wypowiedziane tym samym tonem, chcąc by odłamki lodu powędrowały w stronę jego przeciwnika. Liczył przynajmniej, że to będą odłamki. Tuż przed zaklęciem rzucił niewielkim kamykiem w skierowany w jego stronę lód, więc oby wszystko poszło zgodnie z planem. Najwyżej Avery oberwie kawałem lodu, no cóż. |
| | | Vincent Roginsky
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Pią 15 Sie 2014, 13:28 | |
| Vincent Pride vs Lloyd Avery Przynależność kostek: 1 kostka - atak Lloyda, 2 kostka - obrona Vincenta, 3 kostka - atak Vincenta. Post sędziego: Lloyd i Vincent prędko przystąpili do pojedynku, oddając się w pełni zewowi walki. Obaj jednak, póki co, stosowali się do słów Diarmuida, nie celując w siebie zaklęciami, które mogły przynieść opłakane skutki, choć mogły oczywiście okazać się bolesne. Pojedynek rozpoczął Avery, koncentrując się na zaklęciu użytkowym. Skierował różdżkę w stronę pana Pride'a, z jej końca wyrzucił sporawy ognisty pocisk (siła ataku, 3 + 4 = 7). Przeciwnik jednak nie zapomniał o obronie. Zareagował szybko, zamrażając ogień za pomocą zaklęcia Glacius (siła obrony, 10 +6) i decydując się na kontratak. Zaklęcie Depulso odepchnęło lód, w ostrych odłamkach, ponownie w kierunku Lloyda (siła ataku, 10 +3 = 13). Czy młody Avery zdąży uchylić się przed skutkami ofensywy swojego oponenta? Kolejka: Lloyd Avery Vincent Pride
Ostatnio zmieniony przez Vincent Roginsky dnia Pią 15 Sie 2014, 13:39, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Pią 15 Sie 2014, 13:28 | |
| The member ' Vincent Roginsky' has done the following action : Dices roll'Pojedynki' : |
| | | Echo Mallory
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Pią 15 Sie 2014, 13:49 | |
| Węźlasta kora drzewa, o które Echo opierała się placami, wbijała się lekko w jej skórę, przykrytą ciemnym materiałem obcisłej koszulki. Jeśli nawet bolało ją to, to nie okazywała tego, skoncentrowana najwidoczniej na własnych myślach, w jej oczach trudno się było bowiem doszukać zainteresowania słowami prowadzących. Zgodnie z jej przewidywaniami, na zajęciach pojawili się głównie Ślizgoni. Ci to chyba zawsze byli skorzy do jakiejś jatki, nawet jeśli wszystko działo się pod okiem dorosłych i istniało wiele ograniczeń. Większość przybyłych była od niej starsza, ale nie martwiła się tym specjalnie. Oczywiście, należało z góry zakładać, że wiedzieli więcej od niej, że więcej potrafią, co jednak niekoniecznie oznaczało przy tym, że są sprytniejsi. Zauważyła przybycie Lloyda, oczy na moment rozbłysły jej nawet delikatnie na myśl, że to on mógłby zostać jej przeciwnikiem. Szybko okazało się jednak, że będzie to jego koleżanka z klasy. Znała Jasmine, jak mogłoby być inaczej, skoro od pięciu lat dzieliły jeden Pokój Wspólny i wiedziała, że nie może spodziewać się łatwej wygranej. Odepchnęła się od drzewa i ze zdecydowanym, ale pogodnym wyrazem twarzy podeszła do Vane, obdarzając ją przy tym zawadiackim spojrzeniem. - Tylko mnie nie oszczędzaj! – rzuciła do niej i zajęła swoją pozycję, zawczasu badając grunt dookoła i kodując w pamięci niepewne miejsca, na których lepiej było nie stawać. Zdjęła z nadgarstka gumkę i związała jeszcze włosy, które wcześniej opadały łagodnymi falami na jej ramiona. Wolała nie ryzykować, że z ich powodu przegra. Potem skoncentrowała się już całkowicie na Jasmine i na tym, co dziewczyna miała pod nogami. Uśmiechnęła się do siebie, uniosła dłoń i mruknęła pod nosem, tak aby stojąca kilka metrów od niej Ślizgonka nic nie usłyszała. - Obscuro. – jeśli dobrze jej pójdzie, jej przeciwniczka straci najbardziej potrzebny w takich sytuacjach zmysł – wzrok i przy odrobinie szczęścia potknie się o wystające kawałki kamieni albo utnie w jednej ze szczelin. Nie mówiąc już o tym, że nie będzie wiedziała, gdzie właściwie znajduje się Echo, bo dziewczyna (zakładając, że zaklęcie sięgnęło celu i było skuteczne), zmieniła miejsce, w którym stała. Jeśli jej plan nie wypalił i Jasmine udało się obronić, na jej twarzy pojawił się wyraz uznania, ale reszta ciała pozostała gotowa do uniku albo odparowania ataku Vane. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Pią 15 Sie 2014, 13:57 | |
| Franz oczekiwał na odczytanie par przez Rogińskiego. Szczerze liczył na to, że nie trafi mu się jako przeciwniczka kobieta. Chłopak miał bowiem słabość do przedstawicielek płci pięknej, nie byłby w stanie ich skrzywdzić, a przynajmniej nie postąpiłby z nimi tak brutalnie, jak z innym mężczyzną. Był więc niezwykle rad z tego, że trafił na młodego Carrowa. Podszedł bliżej i nawet uśmiechnął się do niego lekko, okazując swój entuzjazm. - Znowu się spotykamy. – zagadnął tylko radośnie, odnosząc wrażenie, że dzięki obozowym zajęciom Amycus stanie się jego stałym rywalem. Obaj w końcu dążyli do doskonałości w obranych przez siebie dziedzinach, czy to magii, czy sportu. A nic nie potrafiło tak mocno zmotywować do dalszych treningów, jak świadomość konkurowania z równym sobie przeciwnikiem. Dokładnie tak, Niemiec właśnie w ten sposób traktował swojego ślizgońskiego kompana. Zdawał sobie bowiem sprawę z tego, że i on nie próżnuje, a jego zdolności wykraczają poza przeciętne. Był idealnym partnerem do sparingów, a poza tym, mimo że Krueger wcześniej nie znał go zbyt dobrze, ten chłopak okazał się naprawdę w porządku towarzyszem. Na uprzejmości jednak nie było teraz czasu. Carrow prędko bowiem rozpoczął pojedynek, ciskając we Franza może i nie śmiertelnie niebezpiecznym zaklęciem, ale na pewno takim, które znacznie utrudniłoby mu walkę, a być może nawet wyeliminowałoby go z pojedynku, gdyby okazało się skuteczne. Siedemnastolatek, choć nie znał konkretnie planów wroga, nie mógł jednak pozwolić na to, by skończyć przedwcześnie. W momencie więc wyciągnął różdżkę, uciekając się do silnego, defensywnego czaru pod postacią Protego Horribilis. Miał nadzieję, że zdąży na czas. Zaraz po tym zdecydował się na szybki kontratak. Nie sądził nawet, że pomyśli bardzo podobnie do Amycusa. Przecież nie mógł wiedzieć, że ten próbuje go oślepić, a sam Niemiec planował zrobić dokładnie to samo. - Obscuro. – mruknął, starając się wyczarować czarną opaskę na oczach swojego oponenta, której ten nie będzie mógł zdjąć z oczu.
/Amycus, dopiero teraz piszesz obronę, w poprzednim poście, jako rozpoczynający miałeś napisać tylko atak. Ale dobra, to nie ma większego znaczenia ^^ |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Pią 15 Sie 2014, 14:08 | |
| Przydział par był Jasmine poniekąd obojętny, bo każdy z potencjalnych przeciwników dziewczyny miał swoje słabe i mocne strony. Nie miała uczarowane, z kim by chciała walczyć, ale nie dało się ukryć, że dobrym przeciwnikiem był by dla niej chłopak. Może nawet i Franz, bo chociaż miał nad nią przewagę fizyczną, mógł nie wykazywać się taką siłą w zaklęciach podczas pojedynku. Jas widziała niezadowolenie na twarzy Kruegera, gdy tylko ją tutaj zobaczył, ale nie inicjowała niepotrzebnej dyskusji z nim, bo wiedział doskonale, że by nie wygrał. Zaczynały się mroczne czasy i nie było przebacz. Nikt nie użalał by się nad Jas ze względu na jej nazwisko czy śliczną buzię, czego już raz doświadczyła. Niewątpliwa uroda była nawet jej wadą - potencjalny napastnik mógłby ją wykorzystać w innych celach, niekoniecznie dla niej miłych. Skinęła lekko głową słysząc swój przydział i stanęła naprzeciwko Echo. Pozwoliła sobie na ukłon... nie, to nie był ukłon. To nie było nawet pół ukłonu. Ledwie głowa nieco jej opadła, ale ciągle patrzyła na przeciwniczkę. Uśmiechnęła się do niej, trudno by się nie znały. Można nawet powiedzieć, że lubiły. -Nie mam zamiaru. Śmiało. -zachęciła ją. Odczekała na jej ruch. Zrobiła mały unik i szybko wzięła się za kontratak. -Protego Horribilis! -rzuciła chcąc odbić czar. -Immovium! Nie ma nic lepszego niż na chwilę się zatrzymać, nie Echo? |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent Pią 15 Sie 2014, 17:17 | |
| Porunn uniosła brwi, gdy Cu został jej przeciwnikiem w pojedynku. Mimowolnie jej usta rozciągnięty się w parodii uśmiechu, który za nic nie chciał zejść z twarzy. Wychodząc na przeciw swojemu najlepszemu przyjacielowi wciąż na niego spoglądała, mierząc rozbawionym spojrzeniem. Nie raz rzucali w siebie zaklęciami, kiedy dochodziło do kłótni miedzy nimi. Normalna kolej rzeczy, biorąc pod uwagę ich całkowicie różne charaktery. Stojąc przed nim, wyjęła różdżkę i ukłoniła mu się. - Gotów odczuć porażkę na swojej skórze? – spytała, świdrując O'Connora szalonym spojrzeniem. Miało to być odpowiedzią na wszystkie słowa Cu, który tuż przed pojedynkiem zaczął wspominać stare czasy. Czy były dobre? Możliwe, jednak na pewno nie miała zamiaru przez to być chociaż trochę delikatniejszą względem niego. Kiedy tylko odeszli od siebie i przygotowali swoje różdżki, Porunn przewróciła oczami, uśmiechając się do przyjaciela. Zaczął pierwszy. Zaklęcie jakie rzucił nie było dla Porunn zaskoczeniem, było dosyć trudne, jednak skuteczne, jeśli kogoś atakowało się z zaskoczenia. Przyjęła obronę i krzyknęła: - Protego horribilis! – jeśli udało jej się obronić, to następnym jej ruchem było zaklęcie ofensywne, które już wcześniej sobie dokładnie obmyśliła. - Duro! - krzyknęła, jej głos brzmiał ostro, agresywnie. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent | |
| |
| | | | Klub Pojedynków - Diarmuid & Vincent | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |