|
| Posiadłość rodziny Carrow | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:08 | |
| Czujność w twoim spojrzeniu na krótki moment zaszła mgłą, dając mi nadzieję na poprawę twojego humoru. Nie kłamałem, informując cię o moim uwielbieniu kiedy mrużysz powieki i spinasz mięśnie, kierując we mnie całą nagromadzoną wściekłość. Równie mocno chciałem obserwować rozpacz krążącą po twojej twarzy i mimowolnie drżącą wargę, tak słodko niewinną i pociągającą. Łaknąłem każdego uczucia z twojej strony, z czasem nakierowując je w stronę bardziej przystępną i pożądaną. Celowo nie zamierzałem pogłębiać przykrych wspomnień, chociaż już teraz miałbym prostą drogę do zniszczenia twojej psychiki, depcząc serce i kalecząc ciało. Nie pozwoliłaś sobie na opuszczenie całkowicie kurtyny, rzucając mi śmieszne ochłapy swobody. Wiem, że walczysz we własnym wnętrzu i nawet drobne gesty stanowią dla ciebie przeszkodę.
Amycus przesunął spojrzenie ponownie na odsłonięty już bark, nie mogąc dostrzec póki co dokładniejszych śladów widniejących na skórze. Musiał odejść od aneksu kuchennego, pełniącego przyjemną rolę stabilizatora dla ciała. Uśmiech na jego twarzy nie zmienił się, kiedy zacisnął nieznacznie wargi i skinął głową, z błyskiem smutku w spojrzeniu. – Ano postaram się. – Skwitował prostując plecy i ruszył za Yumi, boleśnie przeciągając moment pierwszego źródła ciepła na jej skórze. Stanął za nią póki co, przyglądając się niespiesznie odsłoniętym plecom i zsuniętemu ramiączku sukienki. Trzymając różdżkę w prawej ręce na wysokości biodra, odgarnął bezwiednie kilka zbłąkanych kosmyków z pleców dziewczyny, zaczesując je niezgrabnie na prawą stronę. – Może trochę zapiec. – Poinformował ją przyciszonym głosem, mającym na celu uspokojenie jej spiętych mięśni.
Przyznałaś się do słabości w taki sposób, jakby dotyczyło to obcej osoby i krążącego bólu, o którym zapewne chcesz zapomnieć. Mam problem ze skupieniem myśli, ilekroć przyglądam się twojemu chudemu ciału, doszukując się wystających żeber. Próbuję myśleć o ostrym zaczerwienieniu naskórka, ale muszę powstrzymywać chęć pochylenia się i posmakowania smaku twojego ciała. Tylko raz udało mi się siłą dotrzeć do ust, spękanych i niezbyt apetycznych. Prezentujesz się przede mną z nadzieją, że zajmę się tylko ranami i nie będę oczekiwał niczego w zamian. Nie jestem w stanie wyczuć czy łudzisz się, że nie wykorzystam okazji czy prosisz abym jak najszybciej się od ciebie odsunął. Nie bierzesz pod uwagę tego, że podświadomie pragniesz mojego dotyku, jakikolwiek charakter by przybrał. Widzę jak próbujesz spiąć mięśnie, ale ból uniemożliwia ci większość ruchów. Wpatruję się ciągle w wycięcie na plecach, przeciągając moment w którym przesunę palcami po twojej skórze. Wiemy oboje, że nie muszę tego robić i gest ten sprawia mi zbyt oczywistą przyjemność, abym go porzucił. Jeśli mógłbym nazwać coś uwielbieniem, z pewnością nazwałbym ten moment wyczekiwania. Przeciągająca się chwila hipnotyzującego dotyku, odpowiednio pokierowana budząca hormony przyspieszające oddech. Nie jestem byle jakim napalonym nastolatkiem, chociaż podejrzewam że takie właśnie masz o mnie mniemanie. Za parę miesięcy zmienisz zdanie, kiedy po raz pierwszy doprowadzę cię do niemej prośby o więcej.
- Obiłaś się porządnie, ale raczej niczego sobie nie wystawiłaś czy połamałaś. – Skwitował niepewnym głosem, pomimo podskórnej świadomości że ma rację. Prawdopodobieństwo wystawienia barku ze stawu było duże, szczególnie biorąc pod uwagę rozpęd z jakim wleciała na ścianę po rzuceniu zaklęcia. Dopiero po chwili ośmielił się musnąć opuszkami lewej ręki odkryte ramię, przesuwając nimi po granicach obtłuczenia. I mimo, że mógł usunąć siniaki już przynajmniej piętnaście razy – przedłużał chwile cierpień Yumi. Jego ręka zatrzymała się na wysokości łopatki, kiedy spytała go dobrodusznie o ulubioną melodię wygrywaną przez klawisze. Od razu otworzył usta, aby rzucić wyuczonym tytułem i podzielić się z nią wiedzą, którą znała reszta świata. Pchnięty świadomością, że to nie może wystarczyć Krukonce, przymknął usta i wrócił do pobieżnego, pseudo-medycznego badania otarcia. – Trudne pytanie. – Skwitował lekko, wrzucając między słowa niewielką ilość niechcianego rozbawienia i zażenowania.
Nie rozumiem dlaczego opowiadasz mi o swojej matce oraz opowiadasz wspomnienia, które są intymne i na wskroś prywatne. Odsłaniasz się przede mną mówiąc, że zamiast słuchać pieśni po prostu spałaś. To normalne, że dziecko nie jest zainteresowane grą i zmęczone monotonią uśnie. Wkładasz w swój głos tyle ciepła, że trudno mi skupić się nad odpowiedzi. Potrzebuję czasu, aby nacieszyć się ofiarowaną mi bliskością, ciepłem twojego ramienia i zapachem lekko spieczonych malin. Nie widzę czy twoja klatka piersiowa zaczęła podnosić się szybciej, nie jestem w stanie stwierdzić czy na twarzy dostrzegę oznaki niepokoju. Stojąc za twoimi plecami muszę wykonywać kilka czynności na raz, nie pozwalając sobie na chwilę rozkojarzenia. Chcę nacieszyć się ofiarowanymi mi chwilami, ponieważ za dwie minuty możesz nagle się obrazić i wrócić do swojej pustej posiadłości.
Spomiędzy ust Amycusa wyleciało krótkie zaklęcie, które pomarańczowym strumieniem zderzyło się z ramieniem Yumi i rozlało się po całej ranie. Nawet wtedy jednak nie zdejmował dłoni z odsłoniętego barku, mimowolnie przyczyniając się do utrzymania zsuniętego ramiączka w miejscu. Sycąc się tym widokiem, odezwał się zamyślony: - Prawdę powiedziawszy nie wiem. Lubię siadać po prostu przed fortepianem bez spoglądania w nuty i pędzenie po klawiszach bez głębszego zastanowienia. Mogę rzucić tytułem, ale jest on zbyt trudny jak na pierwszą lekcję. – Dopiero ostatnie zdanie zakończył lekkim parsknięciem śmiechu. Widok połamanych palców Yumi najwidoczniej go tak rozbawił.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:08 | |
| Ciepły wiatr przedostający się przez uchylone okno owionął jej odsłoniętą skórę nie czyniąc szkód. Siniak wciąż pulsował nieprzerwanie, a naskórek czekał na dotyk. Wyczekiwał, aby mieć to już za sobą i rozpocząć proces przyzwyczajania się do kontaktu z obcą dłonią. Nie potrafiła powiedzieć dlaczego wyczuwała intuicyjnie umyślność Carrowa w opóźnianiu obdarowania jej swoim ciepłem. Uznała to za bzdurną konkluzję, wszak nie mógł przewidzieć, że na to czeka. Zachowywała się nader obojętnie, udając, że nie stanie się nic wielkiego, co powinno ją zaniepokoić. Poruszyła niechcący barkami, chcąc je unieść w ramach rezygnacji czy będzie piekło czy nie. Cokolwiek by to nie było, nie zrobi jej różnicy dodatkowy taki sam stopień pieczenia i rwania jak siniak. Naraziła się na zimny prąd obejmujący już całe ramię. Skupiła zatem wszystkie zmysły na tym, aby utrzymać swoje ciało w bezruchu. Próbowała poluzować pospinane ciasno mięśnie, począwszy od swoich rąk. Mozolna praca przynosiła efekty, gdyż po paru dłużących się minutach jej sylwetka cicho odetchnęła od rozluźnienia. Wymagało to wiele uwagi i pilnowania, aby na powrót nie zesztywnieć mając za sobą tak silny bodziec. Nie tknął jej ani trochę, a odbierała już ciepło, podbierała je cicho, oswajając je ze wszystkimi komórkami w ciele. Tylko lekko drgnęła, gdy odsunął nieposłuszne kosmyki z sińca. Tylko jeden raz zdradziła się, że reaguje na jego dotyk. Gdzieś w dnie jej podświadomości świtała myśl, że obecna sytuacja jest trochę niebezpieczna. Nie wiedziała czy Amycus nie postanowi trochę jej dokuczyć, zbyt pieszczotliwie zajmując się usuwaniem siniaka. Czy będzie chciał coś w zamian? Oczywiście, że tak. I weźmie to sobie, jeśli będzie chciał. Yumi postara się tylko traktować to jako coś normalnego, co nie wykracza poza wątłe określenie gestu "przyjacielskiego". Będzie wmawiać sobie, że to nic takiego próbując opanować żar w sercu i paradoksalną potrzebę - ucieczki i przedłużeniu dotyku. Wbiła palce trochę mocniej w swoje udo, zirytowana zwłoką. Przedłużanie i testowanie cierpliwości nie przemawiało na korzyść zachowania opanowania. Nie odwracała się do niego, siedząc prosto na taborecie przy blacie. Nie musiał schylać się, aby wyczuwała namiastkę jego ciepłego oddechu na skórze. Dokuczał jej stojąc za jej plecami, gdzie nie mogła oglądać jego oczu i sprawdzać czy wciąż są tak obojętne jak były parę chwil temu. - Wiedziałabym o wybitej kości. To był tylko niefortunny wypadek. - zbagatelizowała automatycznie własny stan. Zdjęła winę z barków własnego ojca, który odpowiadał za rzucone pod wpływem emocji zaklęcie. Brała winę na siebie, wszak to ona zaciekawiona otworzyła szafę i sprowadziła na strych trzech mężczyzn, z których tylko jeden zachował zimną krew. Ten, którego ma za dwa lata poślubić. Udowodnił jej jak słabym ojcem jest Joseph. Mimo wszystko był jej rodzicem. Nie będzie miała nikogo innego. Yumi przestawiła się na tryb oddychania bardzo płytkiego. Pomocne, zważywszy, że dotyk wpędzał ją w rozstrojenie i dezorientację. Mimo wszystko ani drgnęła, pilnując wszystkie mięśnie i zakazując im spięcia się, zbliżenia i zaciśnięcia wokół kości. Cicho westchnęła, gdy zaklęcie w końcu spotkało się z jej sińcem. Kątem oka dostrzegała pomarańczowy, łagodny błysk, lecz pieczenie nie zarejestrowała. Było tak błahe w porównaniu z boleściami po obiciu, iż niezauważalne. Co innego aż zanadto wyczuwalny ciężar ręki na barku. Jej zmysły zamiast skupiać się nad usztywnianiem kręgosłupa, popędziły zgodnie skoncentrować się na cieple dłoni zakrywającej niewielki skrawek posiniaczonej skóry. Znała jego każdy ruch ręką. Wiedziała, kiedy nieznacznie przesunął palcem zapewne nieświadomie, wiedziała w jakim kierunku, potrafiła rozróżnić czy ciężar jego dłoni zmniejszył się minimalnie, czy zwiększył. Zmarszczyła brwi słysząc śmiech za plecami. Nie podzieliła go, wciąż będąc urażoną jego wcześniejszym zachowaniem. Trzeba było jednak jej przyznać, że zachowywała się całkiem normalnie, likwidując wszystkie nawet najdrobniejsze oznaki głęboko zakorzenionego lęku przed obcym dotykiem. Nie było po niej nic widać, co mogłoby zachęcić Carrowa do sprawdzenia jak długo potrafi nad tym panować. Nie zachęcała go do niczego, aby później nie żądać większej bliskości. Próbowała trzymać go na dystans i nie pozwalać na łamanie granic właśnie po to, aby do tego nie przywyknąć i nie uzależnić się od ciepła jego rąk. Dopiero po dłuższym czasie przypomniała sobie, że miała odpowiedzieć. Przez chwilę nie wiedziała o czym rozmawiają, potrzebowała kilkunastu sekund, aby powrócić na tor rozmowy. - Symfonia Carrowa... - nie zauważyła, że wypowiedziała to nieco rozmarzonym tonem. - To zapisz nuty na pergaminie. - rzuciła luźno, rozbawiona myślą o istnieniu symfonii Amycusa stworzonej przez własne myśli i głęboko ukryte uczucie, choćby te najgorsze. Z przyjemnością i czystą ciekawością wysłuchałaby zlepku nut spisanych przez jego palce. Parzące palce ciążące teraz na jej barku. Nie zauważyła, że wciąż była rozluźniona, gdy ból powoli znikał, ustępując miejscu bodźcom przekazywanym z jego strony. Chciała odwrócić się i zobaczyć wyraz jego twarzy. Musiała wiedzieć jak wygląda, a mimo wszystko siedziała prosto, nawet nie drgnąwszy. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:09 | |
| Po raz kolejny udowodniłaś swoimi słowami, że bagatelizujesz wszystko, co jest z tobą bezpośrednio związane. Oczywiście, jeśli twoja rana została zadana przez inną osobę niż przeze mnie. Bo jak inaczej mógłbym wyjaśnić fakt, że wypadek z boginem i rzucenie protego w twoją stronę było „wypadkiem”? Nie miałem ochoty po raz kolejny przypominać sobie, jak głupia jest twoja duma i ty sama, ślepo patrząca w inną stronę niż trzeba. Nie byłem odpowiednim człowiekiem, aby uświadamiać cię o tym błędzie. Od tego był ojciec, który porzucił twoje wychowanie na korzyść samowolki, zniżając się do podstawowych obowiązków – takich jak wydanie ciebie rychło za mąż. To, że nie spełniał swojej roli w należyty sposób mnie nie obchodziło, to była sprawa tylko i wyłącznie między wami. Moim zadaniem było wypracowanie odpowiedniej relacji miedzy nami, jednak nie ułatwiałaś mi tego zadania ani trochę.
Amycus nie zsuwał dłoni z ramienia dziewczyny, milczeniem komentując całą sytuację związaną z siniakiem. Pozostawił wolnemu biegowi tę kwestię, nie zamykając jej ciętą ripostą czy chociażby ciężkim westchnięciem. Skupił swoją uwagę na utrzymaniu średniej trudności zaklęcia leczniczego, usuwającego resztki otarcia i regenerując obite mięśnie tak, jakby w ogóle Yumi nie zderzyła się ze ścianą. Jego uwadze nie umknęło jednak pojedyncze westchnięcie, kiedy pierwszy błysk światła pojawił się za jej plecami.
Dlaczego nie potrafisz westchnąć w ten sposób na mój widok, Yumi? Czy nie zrobiłem wystarczająco wiele dla ciebie, abyś mogła mnie uraczyć swoim łaskawszym spojrzeniem? Niewielu chłopaków w moim wieku powstrzymałoby odruch wymiotny obserwując stróżkę krwi wyciekającą z oka, a co dopiero doprowadzić do stanu nieużywalności rówieśnika. Ani razu nie zadałaś pytania co zrobiłem z Derekiem, nie pozwalając mi nawet domyślić się za jak wielkiego potwora mnie masz. Musisz mieć jakieś podejrzewania, skoro przestraszyłaś się mojego wyrazu twarzy tamtego dnia i posłuchałaś bez szemrania rozkazu. Doprawdy, Yumi, nie potrafię rozszyfrować co jest twoim najskrytszym pragnieniem i myśl o tym przyspiesza mi oddech. Wiem, że nie jesteś pociągająca tak jak Jasmine, przepaść między wami jest ogromna, a mimo to.. Jest w tobie coś tak przeciętnie szarego, że twój zapach zmusił mnie do niezapowiedzianych odwiedzin. To pożądanie, które czuję na twój widok nie jest niczym porównywalne do słodkich, zmysłowych gierek. Muszę nauczyć się jak funkcjonujesz i co na ciebie działa metodą prób i błędów. Nie uwierzę, że jako nastolatka nie obchodzi cię widok nagiego torsu i zapachu wody kolońskiej.
W całym swoim perfekcyjnym podejściu do świata nie brał nawet pod uwagę możliwości wykonania błędu, pospolitego i częstego. Rzeczą ludzką jest błądzić i dążyć do poprawy. Odkąd usłyszał z ust Alecto „zdrajca”, nie był w stanie dostrzec nieprawidłowości w swoim zachowaniu. Przedłużające się milczenie zastanawiało go, jednak nie wychylił się aby spojrzeć na jej twarz, wykorzystując tę chwilę na własne przemyślenia. - Może… – Wyrzucił z siebie słabym głosem, kontemplując rozmarzone dźwięki w tej krótkiej wypowiedzi. Zamiast odnieść się do tego w jakikolwiek sensowny sposób, zakończył działanie zaklęcia i opuścił rękę wzdłuż ciała. Ta, która dotychczas znajdowała się na ramieniu Yumi przesunęła się w stronę luźno zwisającego materiału po to tylko, aby chwycić go i ułożyć w stosownym miejscu. Szelest materiału powinien uświadomić dziewczynie, że zabieg dobiegł końca i Amycus tym razem nie pokonał dzielącej ich bliskości. Zachował ustawione przez nią granicę, chowając nieśpiesznie różdżkę do kieszeni. Wyminął ją z pokrzepiającym uśmiechem na twarzy i rzucił przez ramię luźne: - Coś do picia? – Po czym nie wysługując się skrzatami zaszedł do zwisającej szafki i wyciągnął dwie bezbarwne, wysokie naczynia ze szkła. Czekając na odpowiedź, odwrócił się w stronę całkiem sporej, wbudowanej w ścianę lodówki i wyciągnął zwyczajną wodę mineralną. Zerkając raz na jakiś czas na brunetkę, nalał płynu do obu szklanek. Chwycił je w końcu w obie dłonie, zachęcając towarzyszkę: - Chodź na górę w takim razie. – Zagadnął, a delikatne błyski na twarzy świadczyły wyraźnie jak swobodnie czuł się w jej towarzystwie
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:09 | |
| Mało który z jej znajomych i jego rówieśników był świadomy tego, co Yumi przeżywa(ła) przez ostatnie pięć lat. W przeciwieństwie do Amycusa, przed innymi udawało się ukrywać jej tajemnice. Nie pisnęłaby nikomu słowem o tym, co się dzieje w jej życiu. Jedynie Ana od czasu do czasu widywała przypadkiem defekty na jej ciele, jednakże nie zadawała pytać ufając, że Yumi wie co robi. Merberet cierpiała bardzo nad utratą przyjaciółki. Utratą mentalną, skoro od czasu zaręczyn nie potrafiły ze sobą rozmawiać. Dusiła to w sobie, płacząc tylko wtedy, gdy nikt jej nie widział ani nie słyszał. Bała się wysłać nawet sowę Krukonce, z którą związała się przez ostatnie cztery i pół lata w Hogwarcie. Wbrew jej nadszarpniętej opinii, Yumi wciąż chciała odzyskać przyjaciółkę. Nie musiała jej wtajemniczać w swoje sekrety, aby rozumiały się bez słów. Yu potrzebowała kogoś... nie nasiąkniętego tak obojętnością jak Amycus, aby usłyszeć bezstronną opinię kogoś stojącego obok. Może skoro ona nie potrafi zinterpretować pewnych zachowań Carrowa, to zrobi to ktoś z nią zaprzyjaźniony? Czasami z bliska nie widać nic. Trzeba cofnąć się, aby rzucić okiem z dystansu na sprawę i zauważyć to, co dotychczas było niewidoczne. Nie pytała nigdy Carrowa o Dereka uznając to za temat tabu. Nie ukrywała lęku przed poznaniem prawdy, chociaż zaakceptowała już myśl, że jej brat został wystarczająco uszkodzony, aby nie niepokoić ich przez miesiąc. Często śnił się jej Amycus. Jego wersja stojąca w pokoju, w sypialni na pierwszym piętrze. Z różdżką opuszczoną wzdłuż ciała i... morderczym, piekielnie niebezpiecznym wzrokiem. Obezwładniony, wiszący w powietrzu Derek, dźwięk wyrywanej różdżki i obietnica najgorszych tortur. Yumi zdawała sobie sprawę, że jej narzeczony jest zdolny do wszystkiego, włącznie do morderstwa. Po tamtym wydarzeniu była pewna, że byłby w stanie unicestwić jej brata. Uparcie unikała rozważań na ten temat, nie rozumiejąc czy ma cieszyć się z tak brutalnej i okrutnej obrony czy lękać się tej nieprzewidywalności. Była zwykłą nastolatką cieszącą się przykładem z przystojnego nauczyciela, piosenkarza czy aktora. Lubiąca oglądać piękno wiedząc, że nie ma w tym ani krztyny głębszego uczucia. Miała za sobą osobę perfekcyjną w każdym calu, lecz wzdychanie przy nim wydawało się takie... nieodpowiednie. Nie pasowało do niego podziwianie jego torsu, zgrabnych dłoni i długich palców, ostrych rysów twarzy, bladych ust, zmarszczek wokół nich od uśmiechów i brązowych oczu pełnych bezdennej obojętności. Lgnęła do tych wszystkich detali chcąc mieć je najbliżej siebie, zbadać, sprawdzić z każdej strony i cieszyć się z nich. A blokowała to bariera psychiczna, piekielnie irytująca nie tylko Carrowa, ale i samą Yumi. Została wyrwana ze swoich myśli, gdy zaklęcie przestało otaczać jej ramię. Zerknęła kątem oka na rękę poprawiającą jej ramiączko, umieszczając je na swoim miejscu. Uniosła dłoń i dotknęła barku, sprawdzając czy powita ją znajomy dokuczliwy ból... odetchnęła z niewyobrażalną ulgą, gdy zastała cieplejszą skórę po dotyku Carrowa bądź pomarańczowym zaklęciu. Odchyliła na chwilę głowę i przeczesała palcami włosy, umieszczając je z powrotem na plecach. Robiły się coraz dłuższe, rosły łaskocząc obojczyk i ramiona. Uniosła brodę, gdy Carrow wyminął ją oferując ugaszenie pragnienia. Skinęła głową, gdy jeszcze przez chwilę stał do niej bokiem, zdziwiona z zaciśniętego gardła. Dziewczyna odsunęła taboret i wstała, prostując kolana. Poprawiła delikatne kwieciste fałdy sukienki na udach i podeszła do Carrowa, gdy ten nalewał wody. Poczekała aż zakręci butelkę i odwróci się do niej. Jej spojrzenie mogło zastanawiać... bardzo zastanawiać, bo było nieodgadnione i zamyślone. Amycus zachowywał się podejrzanie prawidłowo, zbyt grzecznie mimo, że niedawno omal nie zmieszał jej z błotem wytykając jej przerośniętą dumę. Po chwili wzruszyła ramionami sama do siebie, wyraźnie z czegoś rezygnując. Przystąpiła do niego o pół kroku, bo więcej nie potrzebowała, wspięła się na palce, aby sięgnąć twarzy Amycusa i ledwie wyczuwalnie musnęła skrawek skóry tuż obok blizny zadanej przed Dereka. Wybrała perfekcyjne dwa milimetry obok szramy, ważąc się na tak niewinny gest pocałowania policzka. Stanęła płasko stopami i wzięła z ręki Carrowa szklankę wody. - Dziękuję. Okej, chodźmy. - uśmiechnęła się delikatnie i trochę nieśmiało. I zanim cokolwiek mógł powiedzieć bądź zrobić, odwróciła się i ruszyła swobodnie ku drzwiom. Otworzyła je sobie sama i przeszła do schodów, wspinając się po nich bez ani jednego grymasu. Rozkoszne ciepło utrzymujące się na jej wargach doprowadzało do zaciekawionego uśmiechu. Dobrze wiedziała, że zdezorientowała swojego narzeczonego, lecz nie miała z tego żadnych, absolutnie żadnych wyrzutów sumienia. Musiała jedynie skupić się, aby nie obejrzeć się na niego przez ramię i nie wylać na siebie wody ze szklanki |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:10 | |
| Trudno było posądzić mnie o niegrzeczne myśli, kiedy przestrzegałem sztywno planu kiełkującego w mojej głowie. Krztyna obojętności o wiele bardziej namacalnej niż zazwyczaj, abyś mogła odczuć różnicę kiedy robię to w sposób naturalny, a kiedy nakładam specjalną maskę. Jak nikt inny, byłaś w stanie odseparować we mnie odpowiednie zachowania, chociaż do choćby ułamka perfekcji w tym względzie, brakowało ci niezwykle wiele. Alecto potrafiła prowadzić mnie po omacku, ukazując prawdziwy sens wypowiadanych słów i tłumaczyła wyrozumiale przyczyny takiej, a nie innej reakcji. Nigdy jednak nie zeszliśmy na tematy czysto seksualne, których musiałem nauczyć się z .. autopsji. Właściwie ostatnimi czasy smak tego słowa brzmi dziwnie ponętnie i kusząco, jak gdyby była obietnicą przyjemności podczas babrania się w narządach wewnętrznych martwego zwierzaka czy człowieka. Tak jak potrafiłem zrozumieć czyjąś fascynację rozpruwania jelit utrzymując delikwenta w pełnym stanie świadomości, tak tego nowego pojęcia – nie. Tymczasem nalewając wodę dałem się podejść jak dziecko.
Chłopak drgnął wyraźnie zaskoczony, kiedy odwracając się przodem do siedzącej Yumi, dostrzegł jej obecność tuż przy sobie. Przytrzymał w ostatniej chwili szklanki, unosząc je nieznacznie wyżej, aby nie wylać ich ani na siebie, ani na nią. W pierwszym momencie jego twarz ujawniła irytację, która zmniejszała się wraz z kolejnymi ruchami ciała dziewczyny. Mimika Amycusa topniała pod wpływem odpowiednich myśli, podczas gdy oczy badawczo przyglądały się poszczególnym reakcjom. Zamrugał kilka razy powiekami, a zamarcie ciała kiedy wyciągała szklankę z jego dłoni świadczył o zdumieniu, w jakie go wprowadziła. Nie był w stanie odpowiedzieć w żaden sposób na ten prosty gest narzeczonej, zamykając lekko rozchylone wargi i wpatrując się w jej oddalające się plecy, upił kilka łyków chłodnego napoju. Trwał oparty o blat aneksu kuchennego przez kilka sekund, domyślając się że dziewczyna nie zamierzała zatrzymywać się i sprawdzać jego reakcję. Wiadomym było, że otrzymała o wiele lepszy efekt pozostawiając go w osłupieniu i samotności, do przetrawienia całusa.
Po mojej głowie wciąż odbija się jedno słowo: „dlaczego” i ilekroć próbuję złożyć coś sensownego, nie mogę skupić się na tym skromnym muśnięciu na policzku. Nawet gdybym podniósł dłoń i sprawdził czy pozostał ślad, starłbym to delikatne mrowienie po twoim ciepłym oddechu. Trudno było mi ocenić ile to trwało, ale wystarczająco długo, żeby drzwi zamknęły się i przepływ powietrza w kuchni ustabilizował. Wciąż nie znałem odpowiedzi dlaczego podeszłaś do mnie, skradając się jak myszka i wspinając na palce, uraczyłaś najdelikatniejszym pocałunkiem. Przez moment miałem ochotę stwierdzić, ze było mi wygodniej kiedy mnie odpychałaś. I to kolejny przykład tego, jak próbuję sam okłamywać siebie. Doskonale widzę, że moje zabiegi zaczynają przynosić odpowiednie rezultaty. Kwestią jest tylko dobranie odpowiednich szczegółów oraz odrzucenie tych, które nie sprawdziły się wcześniej. Wiedziałaś dobrze do czego jestem zdolny i mając doskonałą okazję pocałowania twojego obojczyka czy łopatki, zrezygnowałem z tego na korzyść celowo utrzymanego dystansu. Co jednak pchnęło cię do tego, aby podejść do mnie i pocałować? Dlaczego odważyłaś się na tak śmiały gest, podczas gdy drgnęłaś pod wpływem mojego dotyku? Dlaczego potrafisz zebrać w sobie tę śmiałość i rzucić się do przodu bez głębszego zastanowienia, jakie to niesie ze sobą konsekwencje? Stojąc tu bezczynnie nie poznam odpowiedzi na żadne z tych pytań, więc..
Odsunął w końcu szklankę z przezroczystym napojem od ust, zwilżając jeszcze usta językiem i ruszył w stronę drzwi. Kiedy wyszedł na korytarz, Yumi znajdowała się spokojnie w połowie schodów. Obserwacja jej pleców nie usatysfakcjonowała Amycusa, który nie zważając na dziwną ciszę obrazów, upił jeszcze dwa łyki wody mineralnej, zmniejszając pojemność płynu do połowy. Potem chwycił lewą ręką poręcz i przyspieszył, pokonując dwójkę schodów za jednym razem. Szybko dobrnął do szczytu, podążając o krok z tył za Krukonką. - Jesteś niemożliwa, Yumi Merberet. – Skomentował jej zachowanie pochylając się, aby powiedzieć to gdzieś w okolicy jej ucha. Zadanie było utrudnione, jako że cały czas szli i żadne z nich nie zamierzało się zatrzymywać. Amyus zdążył się jednak pochylić i jedynie musnąwszy nieco włosów, wypowiedział wyraźnie. Nie dając jej czasu na reakcję, wyminął ją i jako pierwszy przystanął przed drzwiami do swojej sypialni. W przeciwieństwie do niej, obserwował ją bacznie z błądzącym uśmiechem zadowolenia.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:10 | |
| Nie wiedziała dlaczego pozwoliła sobie na tan spontaniczny gest, ale twierdziła zgodnie z rozumiem, że podobała się jej reakcja oniemiałego Amycusa. Dotychczas starał się przewidzieć każdy jej krok, szykując w zanadrzu stosowną odpowiedź, a tym razem nie spodziewał się niczego. Była to miła odmiana, skoro to on wciąż zaskakiwał ją i mieszał w myślach, robiąc to, co żywnie mu podoba się. Yumi nie mogła pozbyć się zadowolonego uśmieszku i nawet nie starała się. Obrazy patrzyły na nią podejrzliwie, zdziwione, że ta młoda Japonka wchodzi do kuchni z lodowatym spojrzeniem, a wychodzi dumna jak paw. Pewnie żałowały, że nie mogły być świadkiem, co tam w środku miało miejsce. Oszczędziły jej komentarzy, zajmując się szeptami i wskazywaniem jej sobie wzajemnie palcami. Yu stwierdziła, że nie polubi tych malowideł dopóty dopóki nie nauczy się ich ignorować. Były nader upierdliwe, lubujące się w plotkowaniu. Przynajmniej wiedziała po kim ową upierdliwość odziedziczył Amycus. Pokonując kolejne schody lekkim korkiem stwierdziła, że zdobyła się na ten gest nie tylko w przypływie wdzięczności i spontaniczności, lecz również dlatego, że go zaskoczy. Zrobiła coś od siebie, przewidziała co stanie się w parę chwil po tym, była pewna co zrobi, gdy już będzie miała za sobą pierwszy dotyk jego twarzy. Utrzymanie szklanki w pozycji nie narażającej na wylanie zawartości stało się nie lada wyzwaniem, skoro wciąż uśmiechała się do siebie zadowolona. Nadal gdzieś tam w głębi była urażona jego poprzednim zachowaniem i przypomnienie tego z pewnością spowoduje powrót lodowatego spojrzenia, lecz na chwilę obecną Yumi była rozbawiona. Była prawie już na piętrze, gdy usłyszała za sobą stłumiony przez wykładzinę dźwięk kroków. Nie zdążyła odwrócić się, a już wyprzedzał ją zostawiając ją trochę zaskoczoną błyskawicznością tej odpowiedzi. Przez jej ciało przebiegł lekki dreszcz, który tym razem nie popsuł jej nastroju poprzez włączenie wszystkich ostrzegawczych lampeczek w głowie. Chwilę po nim stanęła przed drzwiami i przyłożyła szklankę do ust. Chłodna woda orzeźwiła i zbiła pół stopnia temperatury jej ciała. Yu zmarszczyła brwi i przekrzywiła głowę, zerkając na równie rozbawionego Carrowa. Pomyśleć, że kilkanaście minut temu miała ochotę spoliczkować go i wrócić ekspresem do domu... - Vice versa, Amycus Carrow. - uniosła wysoko brodę przy wymawianiu tych słów i z rozbawionym błyskiem w oku, weszła do jego sypialni. I nie po to, aby zachwycać się wielkim łóżkiem, do którego zapałała sympatią od pierwszego wejrzenia. Podeszła do fortepianu i usiadła na środku ławeczki, stawiając szklankę z wodą na szafeczce obok. Siedziała tak, że nijak Carrow nie zmieściłby się ani z jednego, ani z drugiego boku. - Pierwsza. - rzuciła rozbawiona, poruszając palcami zwarta i gotowa, aby pograć sobie na tym cudzie, przez który naraziła swoją rodzinę na zawał serca. Otwarła klapę na klawisze i uśmiechała się wciąż i wciąż. Dobrze wiedziała jak siedzi, robiła to celowo, aby sprawdzić co zrobi Amycus. Wszak uprowadzała mu fortepian... Nacisnęła jednym palcem klawisz, potem drugi i trzeci niczym nic nie rozumiejący laik. Od razu poczuła się lepiej słysząc miłe dźwięki, które w połączeniu mogły utworzyć niesamowitą melodię. Znała tylko japońską kołysankę, japońską muzykę ludową... nie sądziła, aby to było ciekawe, lecz nie powstrzymywało to Yumi w naciskaniu przypadkowych klawiszy. Sięgnęła po najniższy dźwiękowo klawisz i począwszy od niego przesunęła ręką po każdym, prezentując dźwięki od najniższego do najwyższego.Ach, cudowna pasja... |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:10 | |
| Stoję przed tobą przy drzwiach i obserwuję budzące się do życia iskierki w twoich oczach. Mięśnie twojej twarzy zdają się drżeć, kiedy uśmiech wymyka się spod kontroli i nie daje nad sobą zapanować. Poddajesz się temu uczuciu, a twoje myśli wciąż pozostają dla mnie poza zasięgiem. Chłonę wszystko to, co mi prezentujesz, najbardziej skupiając się na ciepłym brązie twoich oczu. Podnosisz szklankę do ust i zerkając znad jej krawędzi przyglądasz mi się, niby to bacznie, niby to figlarnie. Trudno mi pojąć jak niewiele gestów wystarczy, aby z rozwścieczonej kotki przebudziła się tak śmiała dziewczyna. Kim jesteś i co zrobiłaś z Yumi Merberet?
Przepuścił ją jako pierwszą do sypialni, skinieniem głowy żegnając się z oburzonym obrazem przysadzistego wuja. Zdążył usłyszeć jeszcze ciężkie sapanie, zanim zatrzasnął drzwi i ruszył w głąb pokoju. Zatrzymał spojrzenie na sylwetce Yumi, która ochoczo dorwała się do instrumentu muzycznego i poinformowała go o hierarchii. Parsknął śmiechem przypominając sobie sytuację sprzed kominka, kiedy kpiąco rzucił propozycję wyścigów do fortepianu. Podszedł do niej bliżej, odkładając swoją szklankę obok jej. W jego znajdowało się o wiele mniej napoju, dzięki czemu nie liczył na podmienienie.
Nie masz za grosz praktycznego doświadczenia w grze na fortepianie, ale nawet nie obawiasz się wyśmiania. Siedzisz rozanielona przede mną i stukasz w klawisze z taką miną, jakbyś po raz pierwszy dotykała klawiszy. Nie widzę z tej perspektywy twojej twarzy, ale potrafię wyobrazić sobie ten szeroki uśmiech, ujawniający kilka przednich zębów. Nie muszę widzieć dokładnie zmarszczek przy twoich oczach, aby je dostrzec w swojej wyobraźni. Póki co, wystarczyła mi nowa dawka malinowego zapachu, jaki będzie roznosić się po tym pokoju przez kilka najbliższych godzin.
Ślizgon zatrzymał się za plecami dziewczyny w taki sposób, aby widziała zarys jego sylwetki po swojej lewicy. – Przesuniesz się czy mam cię wziąć na kolana? – Zapytał przez cały czas utrzymując rozbawioną tonację głosu. Tym razem pochylił się i oparł dłonią o uchyloną klapę fortepianu, aby przyjąć łatwiejszą pozycję do obserwacji jej twarzy. Jak mogła się domyślić, w jego słowach kryło się ostrzeżenie i jeśli znała go wystarczająco dobrze, wiedziała iż zrealizuje swój plan jeśli nie uczyni tego o co ją poprosił.
Ostatnio zmieniony przez Amycus Carrow dnia Sro 06 Sie 2014, 15:11, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:11 | |
| Nie wiedziała co się stało z Yumi Mebreret, zbyt zajęta głaskaniem klawiszy. Instrument sprawiał jej wielką radość, budził dziecięcą beztroskę, tak wcześnie stłumioną przez śmierć rodzica. Rozbawił ją swoim wcześniejszym zaskoczeniem, który sama wywołała. Nie musiała nawet na niego patrzeć, aby wiedzieć jaką miał wtedy minę. Wolała jednak być poza zasięgiem jego rąk, na wypadek, gdyby ocknął się i postanowił zrewanżować, a tego nie chciała póki co przewidywać w swoim scenariuszu. Stukała w klawisze, całkowicie pochłonięta wysłuchiwaniem wywoływanych dźwięków. Tęskniła za nimi, odkąd opuściła jego dom kilka dni temu. Wróciła tu, a więc zamierzała wykorzystać możliwość nacieszenia się ulubionym instrumentem. Nie musiała umieć na nim grać tak, jak umie z pewnością Carrow, aby doceniać obecność i zalety tego przedmiotu. Zerknęła kątem oka co robi. Uśmiechała się wciąż, umyślnie "nie zauważając", że też planuje usiąść. Prychnęła, nie dając wiary jego słowom. - Nie zrobisz tego. - posłała mu pewny siebie uśmiech i powróciła do naciskania klawiszy. Po paru błędnych próbach i fałszywych nut, udało się jej ułożyć melodię przypominającą jedną z japońskich pieśni ludowych. Słyszała je co drugi wieczór, bo to tata do nich tańczył oczywiście po szklaneczce ognistego whisky. Przez pewien czas Yumi była pewna, że to specjalny eliksir, dzięki któremu umie się tańczyć. Pamiętała, dobrze, że dostała szlaban, gdy w wieku dziesięciu lat zamoczyła usta w niedobrym napoju. Była czerwona na twarzy przez resztę wieczoru. Uśmiechała się do tego wspomnienia rozbawiona, naciskając klawisze. Zbagatelizowała jego "groźbę", nie wierząc, że to zrobi. Nie mógł być aż tak niepoważny. Znała go, ale były granice rozsądku. Siedziała więc rozluźniona, nie spodziewając się spełnienia ostrzeżenia i bawiła się fortepianem, próbując przypomnieć sobie poszczególne nuty na fortepianie. Starała się ignorować jego spojrzenie ani też nie zachichotać. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:11 | |
| Twoje prychnięcie nie robi na mnie żadnego wrażenia, ale i tak w naturalny dla siebie sposób poddajesz się instynktownym ruchom swojego ciała. Reakcje są tak niewielkie i piękne, że nie jesteś w stanie nawet tego dostrzec. Posiadając umiejętność wyrażania swoich emocji, zapomniałaś o tym, aby zatrzymać się i spojrzeć na to z boku. Zarzucasz mi, że nie potrafię postawić się w czyjejś sytuacji i współodczuwać. Nie chcę tego, abyś przestała czuć, ponieważ to czyni cię naprawdę piękną. Z krzywymi nogami i chudymi ramionami, które obawiałbym się przeciąć skalpelem, żebyś nie połamała kości. Mam jedną dłuższą chwilę na to, aby przyjrzeć ci się uważniej i dostrzec beztroskę, której nie widziałem co najmniej od tygodnia na twojej twarzy. Potrafiłaś przywdziewać kolejne uśmiechy, sącząc w nich jad lub radość, w zależności od … sytuacji.
Amycus westchnął cicho, obdarzając dziewczynę ciepłem swojego oddechu chwilę przed tym jak odepchnął się od fortepianu i stanął pewniej za jej plecami. Nie zdążyła dokończyć fałszywych nut, ponieważ bezceremonialnie postawił kolano przy prawym udzie dziewczyny, wspierając ciężar swojego ciała na tej właśnie części. Pozwalając jej wydać tyle pisków ile zapragnie, ograniczył jej możliwości ruchowe – kładąc kolejno dłonie na poszczególnych częściach. Jedna z rąk wślizgnęła się zadziwiająco gładko między materiał sukienki a koniec pośladków dziewczęcia, podczas gdy na twarzy Amycusa nie pojawił się nawet delikatny przejaw skruchy czy zażenowania. Trudno było ocenić czy planował zaatakować miejsce pod kolanami czy od razu upatrzył sobie to miejsce, sprawdzając od razu jego miękkość. Warto jednak zaznaczyć, że nie zatrzymał się ani przez ułamek sekundy, wbijając rozszerzone palce dopiero na drugim udzie dziewczyny. Druga ręka? Chwyciła ją mocno za ramiona, ocierając się o plecy, na których nie było najmniejszego śladu po bolesnym upadku na strychu. Z lekkim westchnięciem spiął wszystkie mięśnie do granic możliwości, podnosząc dziewczynę przy wtórze ostatnich, chaotycznych dźwięków fortepianu.
Nie liczyłaś na to, że mnie sprowokujesz, przekonana iż nie złamię dzisiejszego popołudnia kolejnych zasad. Tym razem opierałaś się na czymś, co bardzo łatwo odrzucam. Czy chociaż przez chwilę brałaś pod uwagę możliwość, że wykonam groźbę? Przecież wiesz, że nie możesz sobie ze mnie żartować w tak bezczelny sposób. Musiałaś prowokować świadomie, czy więc chciałaś spróbować silniejszych form dotyku? Czy w ogóle można mówić tutaj o twojej potrzebie, skoro uciekłaś od razu po tym krótkim pocałunku? Wiem, że jeszcze długo czasu minie, zanim pozwolisz mi dobrnąć do swoich ciepłych warg i odpowiesz z taką samą siłą zainteresowania.
Wykonał połowę obrotu w miejscu, moszcząc swoje szlachetne cztery literki bezpośrednio na bordowym obiciu siedziska. Jego nogi zgięły się pod prawidłowym, trochę nierównym kątem 90 stopni i Yumi otrzymała zaskakujące oparcie dla swoich pośladków. Jeszcze chwilę musiała pomęczyć się twardym torsem, o który opierał jej bok i ramię, ponieważ zamiast wypuścić ją ze swoich ramion, odwrócił się przodem do fortepianu. Przez cały czas obdarzał ją spokojnym uśmiechem, niosącym ze sobą grymas zadziorności i satysfakcji osiągnięcia celu. – Ostrzegałem. – Oznajmił subtelnie słodkim głosem, wpatrując się w jej twarzyczkę |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:12 | |
| Czy to widok fortepianu czy wyrwanie się z pustego domu czy obecność Carrowa, nie wiadomo, ale spowodowało to trochę więcej radości ze strony Yumi. Pewna huśtawka nastroju mogła zastanowić, skoro wszak parę chwil temu była wściekła, zezłoszczona obiecując Amycusowi brak poprawy humoru aż do końca jej wizyty. Pochłonięta zabawą z fortepianem, nie dostrzegła zamiarów swego narzeczonego. Jej palce zastygły na chwilę nad klawiszami, przerywając przypominanie sobie melodii. Spojrzała zdziwiona na Carrowa nie rozumiejąc dlaczego tak nagle podszedł... chyba nie zamierzał... Oczywiście, że pisnęła, krzyknęła cicho i protestowała. - Carrow! - krzyknęła na niego, gdy bezczelnie układał sobie ręce na jej ciele, by móc później dopiąć swego. Trzepnęła go ręką w ramię i próbowała odsunąć się albo chociaż wstać i utrudnić mu w realizacji swojego absurdalnego celu. Krzyknęła znowu, gdy położył rękę na jej plecach i podźwignął ją, wślizgując się na jej miejsce. Znowu pisnęła, krzyknęła obrażona nie wierząc, że to robi! Machnęła nawet nogami, tracąc całkowicie grunt, wisząc przez chwilę na jego rękach. Życzyła mu nawet, aby przewrócił się pod jej ciężarem. Co z tego, że była chuda, ważyła swoje pięćdziesiąt parę kilogramów. Niestety wcale nie upadł, moszcząc się wygodnie na jej brutalnie odebranym miejscu. Poczuła się nader dziwnie, siedząc mu na kolanach. Wydawało się to tak... intymne, do czego nie była w żadnym przypadku przyzwyczajona. - Carrow! Nie wierzę, że to zrobiłeś! - nieomal zachłysnęła się powietrzem wybałuszając na niego oczy, pełna zdumienia, szoku i niedowierzania. Nie zamierzała jednak siedzieć sobie na jego kolanach jak gdyby nigdy nic, czując już rozlewające się po jej wnętrzu gorąco oraz obserwując szaleńcze szybkie bicie serca, jej własnego. - Idę sobie! Przegiąłeś! Puuuuść mnie teraz, Carroooow... jesteś nieznośny, suuń się! - starała się nadać swojemu głosu śmiertelnej powagi. Wierciła się i próbowała usiąść też przodem do fortepianu, a było to zadaniem trudnym zważywszy, że między drewnianym siedziskiem a instrumentem znajdowało się mniej więcej pół metra wolnej przestrzeni. Yumi kręciła się i próbowała natychmiast pozbyć się spod siebie (!) Carrowa i sam Merlin nie wiedział jak to się stało, że dziewczyna zaplątała się nogami o nogę siedziska. Uderzyła kolanem o instrument - powoli nabywała wprawę w nabijaniu sobie siniaków. Pełne żalu "Au" było tylko tłem upadku, do jakiego doprowadziła. Przechyliła się do tyłu, aby wyjąć nogę spomiędzy tej ciasnej szpary. Odepchnęła się nieumyślnie od fortepianu, stanowczo zbyt mocno napierając na tors chłopaka. Przerzuciła na niego cały swój ciężar i to nagle. Kolejne "au" i oboje polecieli do tyłu... Carrow na podłogę a Yumi na Carrowa. Dziewczyna ucichła nagle nie wiedząc, w którym momencie świat zawirował jej przed oczami, a w którym leżała brzuchem na Amycusie... włosy opadły na jej twarz, znalazła się jeszcze bliżej niego, zdecydowanie za blisko. Opierała się o jego tułowie łokciami wyraźnie zszokowana. Nie miała pojęcia co się stało i dlaczego leżą teraz na podłodze. - Okej, nie to miałam na myśli... - i wybuchnęła śmiechem. Zsunęła się na bok, jednak nie była w stanie podnieść się do pionu. Yumi śmiała się w głos, tak dziecięco i beztrosko. Nawet dla niej samej ten dźwięk był czymś bardzo nowym. Objęła swój brzuch i chichotała, mocno zaciskając powieki. Mimo wszystko zerknęła na równie zaskoczonego, może i zirytowanego Carrowa, jednak nawet on nie zgasił jej ataku śmiechu. Zakryła usta i odwróciła głowę, aby próbować opanować się i przeprosić, wszak musiał porządnie uderzyć się i znieść jej ciężar. Nie miała mu za złe, że ją asekurował, lecz własny wybuch śmiechu... to było nie do pomyślenia. Jej ramiona trzęsły się od chichotania, włosy znowu zakryły jej twarz i zaskoczone, rozbawione skośne oczy. Może jest chora i stąd jej nagła zmiana nastroju? Albo była podatna na humor Carrowa, podświadomie go przejmując. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:12 | |
| Kiedy tylko zobaczył dłoń lądującą na przedramieniu, jaka miała zmusić go do zaprzestania dotyku, na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech mówiący jasno: „nie odpuszczę”. Dlatego też nie zwracając większej uwagi na protesty i wierzganie kończynami, trzymał ją wystarczająco mocno, aby nie spadła z niego. Oczywiście przy odpowiednich ruchach mogła się wydostać z jego kolan, jednak zamiast tego postanowiła zrobić to w iście spektakularny sposób.
Twoje wyzwiska mogę uznać śmiało za urocze, szczególnie że przez słowa przebrzmiewa jednak rozbawienie. Śmiejesz się z tego, że odważyłem się nastać na twoją godność, mimo ostrzeżenia. Nie widzisz w tym nic zdrożnego, czerpiąc z tego radość i rozluźnienie. Trudno mi jest skupić się na poszczególnych gestach twojego ciała, ponieważ jesteś zbyt oszołomiona i zaskoczona tym wszystkim. Nie mogę przestać myśleć o twojej ciepłej skórze, którą zagarnąłem jak swoją własność. Dotykam jej, nie będąc w stanie przesunąć palcami po udzie, aby nie naruszyć jeszcze bardziej twoich granic. Dlaczego śmiejesz się, zamiast trzepnąć mnie w łeb i naskoczyć, z czerwoną twarzą i wyzwiskami, którymi nie powstydziłby się żaden charłak? Próbuję skupić się na utrzymaniu cię na kolanach, ale zamiast tego skupiam się na tym niewielkim mrowieniu przy palcach, które trzymają ciebie mocno. Wiercisz się, jeszcze bardziej potęgując moje doznania i nie jesteś nawet świadoma tego, że zastanawiam się jak wyglądasz bez tej sukienki. Już raz widziałem ciebie w bieliźnie i chociaż stanik zakrywał co ważniejsze elementy twojego ciała, zdążyłem sobie wyobrazić to, co się pod nim kryło. Zamiast pozwolić mi się skupiać na takich wizjach, stwierdziłaś sobie że o wiele lepszym rozwiązaniem będzie po prostu upadek – a nie zwyczajną próbę ucieczki. Masz pazur, to trzeba ci przyznać.
Gdzieś z gardła Amycusa wydobył się jęk zawodu w chwili, kiedy zdał sobie sprawę że nie wyratuje sytuacji. Dotychczas spięte mięśnie nie były w stanie przeciwstawiać się niewygodnej pozycji, dlatego też siłą rzeczy oboje przechylili się w tył. Głośny huk upadku był niczym w porównaniu do fali bólu, jaka nadeszła z niespodziewanego przebiegu zdarzenia. Chłopak zacisnął powieki na krótki moment, puszczając leżącą na nim dziewczynę i zamiast wydrzeć się na nią… Rozłożył ręce po obu stronach swojego ciała, nie wykorzystując okazji do wymacania Yumi, ale.. Wysunął język i rozluźnił mięśnie twarzy, do złudzenia udając trupa. I tylko na chwilę uchylił lewą powiekę, aby sprawdzić reakcję brunetki, która zaczęła drżeć od tłumionego śmiechu. Korzystając ze zmiany pozycji dziewczyny, przesunął dłonią po swoim biednym brzuchu, który zmuszony został znieść cały ciężar dodatkowego ciała. Nie spodziewał się utraty oddechu, jaka nastąpiła w momencie zetknięcia się pleców z podłogą. Pokręcił przecząco głową i z niedowierzaniem poprawił koszulę. – Będziesz musiała wymasować. – Zastrzegł sobie, wskazując spojrzeniem w stronę swojego brzucha. I chociaż oboje wiedzieli w jakim celu próbuje wzbudzić w Yumi wyrzuty sumienia, nie powstrzymało go to od szerszego uśmiechu jaki pojawił się na twarzy.
Śmiejesz się. Masz zamknięte powieki, ale widzę jak mocno próbujesz powstrzymać radość. Krąży ona po twoich żyłach, zmieniając twarz na łagodniejszą i słodszą. Próbujesz powstrzymać się, ale ramiona drżą, a włosy zasłaniają ci widok. Chowasz się, abym nie dostrzegł ogromu rozbawienia w jaki wpadłaś. Ukrywasz się z prawdziwymi i szczerymi emocjami, które chcę oglądać jak najdłużej.
Amycus odwzajemniał uśmiech Krukonki, nie czekając aż się podbiera z podłogi i zamiast podnieść się, oferując ramię.. przekręcił się na lewy bok. Na moment, aby wyciągnąć swoje ręce i zagarnąć trzęsącą się dziewczynę w swoją stronę. Uniemożliwiał jej ucieczkę tylko przez dwie sekundy, ponieważ jego dłonie szybko zaczęły badać miejsca, w jakich dziewczyna mogła posiadać łaskotki. – Tak ci wesoło? Tak? – Zagadnął podejrzliwym tonem, będącym zapowiedzią nieuchronnego. Dłonie Amycusa bezceremonialnie zakradły się na brzuch Yumi, sprawdzając czy posiada tam wrażliwszą skórę i wybuchnie kolejną salwą czystego śmiechu. Odczekał tylko chwilę, przytrzymując ją lewą ręką pod biustem, aby mu nie uciekła i zaraz prawa dłoń zaczęła mknąć pod pachę. Gdzieś po drodze, Yumi mogła usłyszeć słabe parsknięcia śmiechem Amycusa, które zwiększały się wraz z mijającym czasem.
Nie chcesz widzieć mnie obojętnego, kiedy przepełniona jesteś tak radosnymi emocjami. Cała drżysz od ulotnego szczęścia, prezentując mi dobrze znane reakcje. To nic nowego, a jednak pokój przesiąka twoim głosem, salwami kolejnego śmiechu. Nie mogę powiedzieć, że mnie to rusza. To tylko śmiech, nie widzę w tym nic zabawnego. W ogóle nie wiem czym tak naprawdę jest śmiech, mimo że słyszysz struny głosowe i dostrzegasz ruch mojej przepony. Wtóruję ci, podsycając te miłe dźwięki poprzez łaskotki i próbuję udawać normalnego. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że to wszystko to jedynie odpowiednia kolejność małych gestów i wyćwiczonych ruchów. Wykorzystuję sytuację do tego, abyś czuła się bardziej swobodnie w moim towarzystwie i poczuła bezpiecznie swobodna. Nie chcę, abyś przejrzała mnie, dlatego staram się znów myśleć o bliskości twojego ciała i cieple jakim mnie obdarzasz. Dzięki temu dostrzegasz naturalne błyski w moich oczach, nie zastanawiając się nad ich prawdziwym źródłem. Poddajesz się temu, co wkładam w twoje ręce, ponieważ nie zniosłabyś mojej autentyczności. Powoli i boleśnie zabijałbym w tobie radość życia, jaka się dopiero przed tobą zaczęła otwierać. Nie będziesz więc moim królikiem doświadczalnym, chociaż będziesz musiała przyzwyczaić się do dni, w których nie mam potrzeby udawania. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:13 | |
| Skoro nie chciał odpuścić, Yumi zabrała się za to, aby ją wypuścił. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że siedzenie komuś na kolanach jest czymś bardzo intymnym i trochę krępującym. Starali się być przyjaciółmi, a za każdym razem, gdy dziewczyna próbowała przypisać konkretne zachowanie pod przymiotnik "przyjacielskiego gestu", tym bardziej upewniała się, że tak nie jest. Carrow ani trochę nie ułatwiał "bycia przyjacielem", cokolwiek to w ich znaczeniu oznacza. Wręcz przeciwnie, utrudniał, świadomie bądź nie, biorąc z tego garściami i wykorzystując do własnych celów. Gdyby wiedziała o czym rozmyśla teraz Carrow, jeszcze szybciej doprowadziłaby ich do upadku w tył. Może zderzenie się z agresywną, krwiożerczą podłogą ocuciłoby jego zapędy w myślach i skupiłby się na tym, aby nie doprowadzać Yumi do bólu brzucha ani utraty tchu przez niespodziewany atak chichotu. Nie mogła nie parsknąć śmiechem, bo wszystko wydawało się jej absurdalne. Naprawdę nie spodziewała się, że spełni swoją groźbę po tym, jak jeden raz go spoliczkowała za prawie pocałunek, którym ją obdarzył podczas pamiętnego spotkania w bibliotece. Sadzanie na kolanach należało niewątpliwie do kategorii "przestępstw", a jego bezczelność i ignorowanie wszystkiego "co wypada" przechodziło najśmielsze oczekiwania. Na jedną sekundę jej śmiech zamarł na ustach, gdy Amycus ani nie podnosił się ani nie krzyczał ani nie słał pod jej adresem gromów. Ta cisza była niepokojąca i pełna grozy, ale tylko przez krótką chwilę. Salwa chichotu wróciła po stwierdzeniu, że Carrow mógłby być bardzo przystojnym trupem, gdyby tylko nie zerkał na nią ani nie planował "złych" rzeczy. Prychnęła między jednym chichotem, a drugim, bo masować nie zamierzała. Nie była aż tak rozweselona, aby zgadzać się na coś tak absurdalnego. - Gruzdek zrobi to lepiej. - zamrugała rzęsami próbując nadać swojemu głosu całkowitej powagi. Nie udało się, jak to było do przewidzenia, szczególnie, gdy i Carrow wyszczerzył się dumny jak paw. Była mu wdzięczna za asekurację, trochę tam miała wyrzuty sumienia, że tak na niego spadła, ale były to tylko nikłe, maleńkie wyrzuty, którym nie poświęciła za wiele uwagi. Uśmiechał się, a więc nie oberwał na tyle, aby na nią wrzeszczeć, irytować się i wychodzić trzaskając drzwiami. Poza tym jego mina, gdy w pewnej sekundzie zdał sobie sprawę, że zaraz upadną... jak tylko dziewczyna przywołała sobie ten obraz, znowu parsknęła śmiechem i teraz dwiema dłońmi zakrywała usta, aby nie śmiać się w głos. Była zszokowana swoim zachowaniem i napadem śmiechu. Domyślała się, że to reakcja na długotrwały stres. Cały czerwiec, Greyback, tajemnica zaręczyn, poszukiwanie Any, same zaręczyny, potem Derek, teraz bogin... non stop działo się coś, co wpływało na Yumi i odbierało jej zdolność do radości. Nie miała jak dać ujścia swoim emocjom, dlatego teraz wybuchnęła śmiechem. Masa emocji wypływała z jej wnętrza, miniony czas płaczu, załamania i strachu. Wszystko zamienione w chichot. Było to dobre wyjście, skoro alternatywą mogłoby być wrzeszczenie, rzucanie talerzami, krzyczenie, kłótnia i trzaskanie drzwiami. Udało się jej wybrać zdrowsze dla ciała, atmosfery i ich relacji wyjście. Zamrugała nie rozumiejąc dlaczego Carrow wyciąga do niej ręce. Z jej gardła wydobył się roześmiany pisk coś na kształt "yeey", gdy dotknęła plecami podłogi. Powinni wstać, a nie leżeć dalej jak dzieciaki na kafelkach pozbawionych dywanu. Mogą przeziębić się, lecz Carrow chyba nie przejmował się niczym, poza doprowadzeniem jej do łez ze śmiechu. - Nie, nie, nie, Carrow nie rób tego! - pisnęła, zdając sobie sprawę do czego zmierza. Tylko nie łaskotki! Nienawidziła ich, była na nie bardzo wrażliwa. W przeszłości, gdy miała te cztery, pięć lat niejednokrotnie była atakowana łaskotkami przez ojca, który jeszcze wtedy cieszył się z córki. Od tamtej pory Yumi dobrze wiedziała, że jest bardzo wyczulona na czyiś dotyk, a co za tym idzie na łaskotanie. Gdy tylko poczuła dłonie na brzuchu, zamiast wkurzyć się i trzepnąć Carrowa, roześmiała sie i zaczęła wierzgać, wiercić się i zsunąć z wrażliwego brzucha ręce chłopaka. Objęła się ramionami i próbowała odwrócić, lecz mocny ścisk przeklętego narzeczonego uniemożliwiał jej ucieczkę. Wybuchnęła śmiechem, nie mając już jak zakryć ust przed radosnym hałasem. - Carr...oww! - ledwie zrozumiały wyrzut zagłuszony przez chichot. Próbowała złapać jego ręce i odsunąć od siebie, czując, że zaraz rozpłacze się ze śmiechu. Nie cierpiała łaskotek...! - Litości, już, juuuuż, brzuch mnie przez ciebie booli! - z trudem łapała oddech, gdy jej przepona kurczyła się od nadmiaru wrażeń i bodźców pochodzących od przewrażliwionej skóry. Gdyby przejrzała te błyski w jego delikatnie rozjaśnionych oczach, posmutniałaby, ale i podziękowałaby Amycusowi, że chociaż udaje, przez chwilę pozwalając cieszyć się jej z bólu przepony, swojego i jego śmiechu, przyjemnej lekkiej atmosfery w pokoju. Nie było Dereka! Nikt nie mógł jej teraz odebrać tych paru chwil dziwnego, wesołego zachowania oprócz samego Amycusa, który wszak jednocześnie do tego doprowadził. Mogła w końcu rozluźnić wszystkie mięśnie i spinać je tylko w obawie przed kolejnymi łaskotkami. Złapała jego nadgarstki, śmiejąc się z rezygnacją, gdy z kącików jej skośnych oczu popłynęły po dwie łzy. Ból w przeponie był przyjemny, chociaż niekomfortowy. Niewygodna podłoga zdawała się nie mieć większego znaczenia, skoro Yu została uwięziona i łaskotana na śmierć. Już czuła ból policzków od rozciągania ich w szerokim uśmiechu. Nie była przyzwyczajona do takiej histerii chichotania tak samo jak jej ciało. -Już koniec! - zakomunikowała naiwnie, wciąż trzymając jego nadgarstki, byleby nie powróciło łaskotanie. - Rozpłaczę się zaraz przez ciebie. Jesteś nie do wytrzymania! - oskarżyła go i zacisnęła mocno usta, aby powstrzymać kolejny chichot chcący wydostać się z jej strun głosowych. Podjęła nawet próbę wygramolenia się gdzieś na bok, trochę dalej, poza zasięg jego rąk. Yumi była odurzona śmiechem, czuła go w całym swoim ciele, a wtórowanie Carrowa nie ułatwiało jej w zachowaniu powagi. Nie mogła nie zerkać na niego zaciekawiona, a to zainteresowanie ukrywała za ostrożnym podglądaniem, czy aby nie planuje doprowadzić jej do utraty tchu. Gdy znalazła się mniej więcej metr od Amycusa, uniosła ręce i pomasowała obolałe od śmiechu policzki. Dopiero po chwili podniosła się do siadu i wzniosła oczy ku niebu. - Trzymaj już ręce przy sobie! Nie cierpię łaskotek, a ty jesteś bezlitosny. - oburzyła się, ukrywając chichot. Nie potrafiła nawet unormować swojego oddechu ani bicia serca. Raz na jakiś czas jej ramiona zadrżały od śmiechu, ale "najgorsze" minęło dopóty dopóki Carrow leży tam, gdzie leży i grzecznie nie rusza się. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:13 | |
| Nie potrafił podarować jej miłości, która zapierała dech w piersiach i uskrzydlała. Był jednym z ludzi, który swoim toksycznym charakterem niszczą tych, co próbują się do nich zbliżyć. Gotowy podarować jej spokój i bezpieczeństwo na resztę dni, układał w głowie misterny plan zabrania tego wszystkiego, jeśli coś pójdzie nie po jego myśli. Dając złudną nadzieję na wolny wybór umożliwiał sobie większe pole manewru, zaś uśmiech obdarzający uciekające spojrzenie Yumi pogłębiało pewność siebie jaką był przesiąknięty. Zadufany w sobie chłoptaś, który nie potrafił dostosować się do otaczającego go świata, kryjąc w sobie zarówno potrzebę autodestrukcji jak i zrozumienia ludzkich zachowań. Obserwator, który z zadziwiającą szybkością potrafił wyrobić w kimś odpowiednią opinię na swój temat, niekoniecznie wedle odgórnie ustalonych zasad.
Czy tym właśnie jestem?
Krótkie pytanie zostało zagłuszone przez przenikliwy pisk nastolatki próbującej wywalczyć chwilę głębszego oddechu i uspokojenia szalejącej przepony. Przytrzymując ją ramieniem nie umożliwiał ucieczki, przytrzymując również jej nadgarstek na kilka krótkich chwil. Dziewczyna wierzgała nogami, przypadkowo kopiąc go w piszczel i nawet nie zwróciwszy na to uwagi, próbowała opanować pędzące po jej ciele dłonie. Amycus najwyraźniej nie chciał słyszeć wypowiadanych próśb, ponieważ mknął palcami po cienkim materiale sukienki, z wyczuciem zatrzymując się na tych wrażliwszych fragmentach jej ciała.
Udało mi się wydobyć z ciebie dziecięcą beztroskę, chociaż nie do tego dążyłem. Sama postanowiłaś zburzyć mur między nami i zamiast pielęgnować w sobie uczucie gniewu, wolałaś przyjemniejszą wersję dzisiejszego spotkania. Obserwuję twoje dłonie, widzę jak spinasz się i walczysz z własnymi mięśniami, aby cię posłuchały. Własne ciało cię zdradza, kiedy wkładasz połowę siły i próbujesz odepchnąć moją rękę. Nie mogę wysłuchać twojej prośby, jeszcze nie. Dajesz nasycić się swoim szczerym głosem, a ja zastanawiam się jak powinienem nazwać jego barwę. Piskliwy, wwiercający się prosto w czaszkę, kiedy dzieli nas zaledwie kilka centymetrów. Muszę się podnieść, aby chwycić ciebie nieznacznie mocniej, ale wykorzystujesz ten moment i dłońmi starasz się odepchnąć mój nadgarstek. Wiem, że mam nad tobą przewagę, ale nie wykorzystam jej. Skoro sprawia to tobie przyjemność, chłonę to z szeroko otwartymi ramionami. Czekam na kolejną dawkę śmiechu, ale zamiast tego otrzymuję parsknięcie i liche przedłużenie nazwiska. Zapominasz jak mam na imię? Przez krótki moment zastanawiam się czy warto spróbować tego typu tortury, wprowadzając nieco więcej śmiechu do mojego świata. Krzyki bólu mogłyby przeplatać się takimi czystymi dźwiękami, a ja zacząłbym prezentować się jako psychopata. To chyba nie jest do końca dobre rozwiązanie, skoro miałbym połączyć cierpienie ze śmiechem. Z drugiej strony, kto mi zabroni? Nie, skup się teraz na Yumi. Na gładkiej skórze jej przedramienia, o który się ocierasz. Patrz na smukłe palce i paznokcie, które wbija w moją skórę próbując dostać się na wolność. Skup się na tym..
Dreszcz, jaki zagościł wygodnie na karku Amycusa nie rozkojarzył go zbyt mocno. Wystarczył jednak na tyle, aby dziewczyna zdążyła się oswobodzić i przeturlać się aż na dywan. Dopiero wtedy Ślizgon opadł ponownie na przyjemnie chłodną posadzkę, przyglądając się krytycznym wzrokiem swojej pogniecionej koszuli. Wciąż śmiejąc się pod nosem przeniósł spojrzenie na siadającą właśnie Yumi, kładąc dłonie na wysokości paska od spodni. Poprawił nieznacznie spodnie bez podnoszenia się, wzruszając w międzyczasie ramionami. – Nie lubisz? – Zagadnął odwracając głowę i ręce w jej stronę, poruszając zaczepnie palcami. Zaśmiał się i cofnął niewerbalną groźbę kolejnych męczarni, kładąc dłonie na nierówno unoszącej się klatce piersiowej. – Czuję się tak, jakby przebiegło przeze mnie stado słoni. – Jęknął, przesuwając dłonią po twarzy i przecząc słowom, spiął mięśnie zmieniając pozycję. Opierając łokcie o uda stwierdził, że jeśli ktokolwiek zechciałby wejść do pokoju, ujrzałby dwójkę rozczochranych nastolatków. Sam fakt, że znajdowali się w sypialni Amycusa było złamaniem społecznych zasad, nawet pomimo pierścionka zaręczynowego należącego już do Yumi. Westchnął w końcu i podpierając się prawą dłonią o nieszczęsną ławeczkę, podniósł się niespiesznie. Drugą ręką zaczął rozmasowywać sobie kark, spoglądając wciąż roziskrzonym spojrzeniem na chichrającą się brunetkę. Mięsień na jego twarzy drgnął, kiedy uchylił usta gotowe do wypowiedzenia kilku słów odnoszących się do myśli. Przypatrywał się dziewczynie, a mięśnie złagodniały kiedy zrezygnował ze swoich zamiarów. Zamiast tego, odwrócił się do otwartej klapy fortepianiu i po uważnym przejrzeniu się klawiszom, zaczął .. po prostu grać.
(https://www.youtube.com/watch?v=XMDxgPfbH7o) |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Sro 06 Sie 2014, 15:13 | |
| Wiedziała, że nie podaruje jej miłości. Była tego świadoma, bo znała go, w szczególności po jego wyznaniu, że nie potrafi po prostu czuć tyle, ile przeciętny człowiek. Jego defekty uniemożliwiały szczerość i głębię uczuć i Yumi o tym wiedziała. Widziała, czytała o małżeństwach partnerskich, opartych tylko i wyłącznie na życzliwości, uprzejmości i delikatnej przyjaźni. Wbrew pozorom były to trwałe związki, chociaż nie tak silne i ciepłe. To był cel ich spędzania wspólnie czasu, rozmów, prób zrozumienia. Jeśli dotrwają do tej wątłej przyjaźni, łatwiej będzie przetrwać przyszłość. Dziewczyna obawiała się przywiązać, przyzwyczaić do bezpieczeństwa i widocznie ten lęk nie był bezpodstawny. Ostatnie dni pełne stresu pozwoliły im na wprowadzenie trochę swobody, luzu w ich relacje. Dobry krok, mały, drobny, ale dobry. Łaskotanie było skuteczną torturą. Podobno zdrową, ale też i bardzo trudną do przetrzymania. Śmiech odmładzał, wygładzał rysy twarzy, żłobił te dobre zmarszczki mimiczne i pozwalał odetchnąć ściśniętemu sercu. Krzyczała na niego po nazwisku już z przyzwyczajenia. "Carrow, jesteś bezczelny. Carrow, nie da się z tobą wytrzymać. Carrow, odczep się. Carrow, przesadzasz. Carrow, testujesz moją cierpliwość. Carrow, jesteś nieznośny. Carrow to, Carrow tamto". Znowuż gdy zwracała się do niego po imieniu, skupiała tym samym uwagę na powagę jej słów. Imię wymawiała zupełnie innym tonem, mniej zirytowana, łagodniej. Był bezczelnym Carrowem, dokuczającym jej przy nadarzającej się okazji. Gdy minęła pierwszy najsilniejszy atak śmiechu, odetchnęła z ulgą. Poprawiła nawet włosy, rozgarniając je równo na boki, chowając kosmyki za uszy i odgarniając resztę na plecy. - Pilnuj swoich rąk. - pogroziła mu palcem stanowczo widząc, że próbuje ją zastraszyć kolejną dawką łaskotek. Nie lubiła ich i już. Prychnęła urażona, skoro została nazwana "stadem słoni". Nie wspominała jak sama się czuje. Zmęczona od śmiechu, trochę obolała, lecz w pozytywnym tego słowa znaczeniu i zaskoczona śmiechem, jaki sprowokował Amycus. - Ej! Ja miałam być na ciebie zła do końca dnia! - spojrzała na chłopaka, przypominając sobie swoje postanowienie sprzed jakichś dwudziestu minut. Wykrzywiła usta, zdziwiona, że zapomniała o czymś tak ważnym i istotnym. Westchnęła kręcąc głową z niedowierzaniem i podźwignęła się do pionu. Poprawiła sukienkę, łańcuszek... znowu. Przyszła tutaj do fortepianu, zaciekawiona instrumentem chcąc posłuchać bądź zagrać parę nut, a wyglądali teraz oboje jakby przeżyli bombardowanie zaklęć. Śmieszyło ją to. Obserwowała jego świecące oczy, mrużąc swoje powieki i przyglądając się chłopakowi podejrzliwie. Nie miał ani za grosz poczucia taktu, skoro ośmielił się zaatakować ją łaskotkami. Może kiedyś podrzuci mu eliksir rozśmieszający w ramach zemsty? Wzięła głębszy wdech, aby usunąć z siebie ostatnie drżenie ramion od śmiechu. Podeszła ostrożnie do fortepianu, lecz już nie siadała. Sięgnęła po swoją szklankę wody i oparła się o klapę fortepianu, w tak bezpiecznej odległości od jego rąk. Wypiła trzy czwarte orzeźwiającego płynu nawilżając spierzchnięte wargi, pozbywając się suchości w gardle. Ucichła raptownie przy pierwszych dźwiękach zaskoczona spokojną tonią nut. Oparła brodę o rękę i wbiła wzrok w dłonie naciskające delikatnie po kolei klawisze, z widoczną czułością i gracją. Zamknęła powoli usta, bo chciała skomentować piękno melodii, jednak zabrakło jej słów. Ułożyła wargi w ładnym, łagodnym uśmiechu i przeniosła wzrok na twarz Amycusa przyglądającego się fortepianowi. Wyglądał... normalniej, swobodniej i bardziej ludzko. Uznała cicho w duszy, że takie chwile są potrzebne. Kiedy nie kłócą się, nie krzyczą, nie krzywią. Może kiedyś, w końcu, w odległej przyszłości Amycus odczuje coś szczerego i prawdziwego poza lekkim rozbawieniem.
Carrow nie przestawał grać, a Yumi już mu nie przeszkadzała. Nie zbliżała się też doń na więcej niż dwa metry. Po dłuższym ociąganiu zgodziła się drugi raz zaryzykować i usiąść obok niego. Nauczył ją połowy melodii, którą grał dotychczas w pokoju. Plątała się w dalszej kolejności, myliła wystawiając cierpliwość Carrowa na próbę. Mimo tego od czasu do czasu jedno z nich powstrzymywało uśmiech, nawet jeśli nie był on do końca szczery, wziąwszy pod uwagę Amycusa. Siedzieli tak około dwóch godzin, może więcej, gdy do szyby zapukała sowa jej ojca. Prośba o natychmiastowy powrót do domu. Czyżby Joseph jednak chciał porozmawiać z córką na temat jego największego lęku - zmarłej żony? Yumi pozwoliła odprowadzić się do kominka, gdzie zniknęła w obłokach zielonego dymu. Nie powiedziała kiedy spotkają się ponownie i ile czasu upłynie nim będzie to możliwe. Nie chciała planować.
z tematu oboje |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow Wto 11 Lis 2014, 20:32 | |
| Dotychczas nie podejrzewał siebie o tak ogromne pokłady wściekłości wyladowywanej na otoczeniu nie tylko za tępy ból towarzyszący mu nieustannie od feralnego wypadku w lochach, gdzie nie był jedyną poszkodowaną osobą, ale również z powodu bezsilności ograniczającej jego działalność do przyjmowania leków i lezeniu w szpitalnej sali w towarzystwie nieznanego chłopaka. Wdzięczność jaką powinien odczuwać wzgledem ojca została zaspokojona sztywnym podziękowaniem bez uscisniecia ręki a klepnieciem w ramię Alexandra, skracając rozmowe w ekspresowym niemalze tempie. Przekraczając próg szpitala nie odczuł żadnej ulgi o jakiej zapewniała go matka, sceptycznie lustrujac sloneczy krajobraz, kończąc go na spojrzeniu uszykowanej taksówki, mającej zawieźć chorego z rodzicielką pod dom. Rejestrując podróż nie potrafił jej przypomnieć sobie z wszelkimi szczegółami zainteresowany zmianą, jaką nastąpiła w ogrodzie pod jego nieobecność. Przyglądał się błękitnemu niebu z leniwym przeświadczeniem o zatrzymaniu się czasu właśnie w tej chwili, nie zdając sobie sprawy z mijającej drugiej godziny spędzonej na świeżym powietrzu, przesuwając dłonią po oswojonym kughaurze (jak to sie pisze?!) przymykajacemu oczy i mruczacemu z nieczestej pieszczoty. Myśli Amycusa płynęły równie wolno co chmury i nawet gwałtowny wiatr nie byłby w stanie zmienić tego stanu rzeczy. Ubrany był w spodnie sięgające zaledwie do kolan, wykonane z przewiewnej bawełny w zielono-biale kraty oraz kwiecistą, rozpietą koszulę z krótkim rękawem. Temblak leżał pod lewym udem zgietej nogi chłopaka, podczas gdy zabandazowana od ramienia aż po palce kończyna leżała bezwladnie wzdłuż tułowia. W ustach zaś Amycus trzymał zdzblo zielonkawej trawy, a obok magicznego stworzenia leżała książka pt. Jak rozpoznać wilkołaka, czyli 17 faktów o zwyczajach wilkołaków autorstwa Billa Steinera przez dwa lata żyjącemu z partnerką zarazona likanotropia. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Posiadłość rodziny Carrow | |
| |
| | | | Posiadłość rodziny Carrow | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |