Gabinet ma owalny kształt. Na ścianach wiszą portrety wszystkich dyrektorów Hogwartu. Pokój zastawiony jest stolikami o pajęczych nóżkach, na których terkoczą cicho delikatne, srebrne instrumenty, wydmuchując z siebie obłoczki dymu i trudno jest znaleźć osobę, która wiedziałaby do czego służy każdy z nich. Na złotym pręcie, tuż obok drzwi spoczywa Faweks - feniks należący do Albusa Dumbledore'a, obecnego dyrektora. Na samym środku gabinetu stoi sporych rozmiarów biurko z wygodnym fotelem, różnymi uporządkowanymi papierami i tacką, na której spala się feniks, kiedy kolejne z jego żyć dobiega końca. Za biurkiem stoi regał z Tiarą Przydziału, czasami zerkającą kątem oka na gości dyrektora.
Albus Dumbledore
Temat: Re: Gabinet dyrektora Pon 03 Mar 2014, 20:25
Albus Dumbledore pojawił się w obłoku dymu i płomieni na środku pomieszczenia, które od dobrych kilku lat było jego gabinetem. Z pewnym rozrzewnieniem przyjrzał się pykającym cicho delikatnym instrumentom i pogładził purpurowe pióra Fewksa, który oczywiście był jego niezastąpionym środkiem transportu. Podłużna zmarszczka na jego czole pogłębiła się znacznie przez ostatnie kilka miesięcy, które obfitowały w problemy. Zniknięcie i ponownie pojawienie się Nette Montez oraz tortury innego puchona były widocznym znakiem znacznie poważniejszych problemów, z którymi borykał się Hogwart. Szkoła nie uchroniła się przed pojawieniem się popleczników Voldemorta w jej szeregach, co było właściwie zrozumiałe, skoro Dumbledore obiecał kształcić ludzi bez względu na to kim są i w co wierzą. Tak długo jednak, jak nie zagrażało to zdrowiu i życiu innych wychowanków, a ten warunek został przez kogoś złamany. Jeśli zaś nie był to ktoś z wewnątrz Hogwartu pozostawało mieć nadzieję, że Ministerstwo Magii pochwyci sprawcę i zgodnie ze swoim wewnętrznym tokiem postępowania wymierzy mu sprawiedliwość. Nie zmieniało to faktu, że systemy zabezpieczeń Hogwartu musiały zostać wzmocnione. Po korytarzach przechadzali się aurorzy, a kolejnych kilku pilnowało bramy i błoni. Wypady do Hogsmeade zostały odwołane, surowiej przestrzegano godziny policyjnej, a portrety uważniej obserwowały każdego ze swoich ram, gotowe podzielić się każdym spostrzeżeniem. Albus z cichym westchnieniem skierował się do swojego fotela stojącego za potężnym biurkiem, wciąż w zamyśleniu gładząc łepek feniksa. Ciszę gabinetu przerywały od czasu do czasu szepty wymalowanych na obrazach byłych dyrektorów szkoły i dziwne odgłosy wydawane przez oryginalne urządzenia niewiadomego przeznaczenia zgromadzone przez dyrektora.
Henry Lancaster
Temat: Re: Gabinet dyrektora Wto 04 Mar 2014, 15:30
Pojawienie się Katherine jak i również jej słowa o przesłuchaniu wprawiło Henry'ego w poważne zakłopotanie. Nie był na to absolutnie przygotowany na tak szybki rozwój sytuacji. Szedł spokojnie na zajęcia ONMS, gdy zjawiła się Laurel, wrzuciła go do wody, a następnie zjawiła się aurorka. Lancaster miał w głowie sam chaos, myśli przeplatały się z paniką, zestresowaniem i lękiem przed przesłuchaniem. Zgubił Potworka, kota dla Soleil. Nie miał bladego pojęcia jak go potem znajdzie, miał iść na zajęcia, aby dowiedzieć się płci zwierzaka, potem do sowiarni, aby napisać ojcu wiadomość o zabraniu Laruel z zamku. Potem znalezienie Matta, obiecał Dorcas spotkanie, a wszystko to przestało mieć znaczenie. Zdał sobie z tego brutalną prawdę, gdy wspinał się po schodach nawet nie zerkając na idącą za nim aurorkę. Przynajmniej zdążył jako tako wysuszyć ubranie i tylko mokre końcówki włosów świadczyły o niezapowiedzianej kąpieli w jeziorku. Dla Henry'ego działo się wszystko za szybko. Obiecał opowiedzieć co się wtedy wydarzyło, zadeklarował, iż tuż po przyjeździe pozwoli się przesłuchać, a gdy przychodzi co do czego jego największym pragnieniem jest jak najszybsze wycofanie się i zniknięcie. Nic dziwnego, że ani razu nie odezwał się do aurorki, nie potrafiąc wydobyć z siebie głosu. Nie zauważał, że uczniowie już się nie kryją z wpatrywaniem się w nich. Zatrzymywali się, wskazywali palcem i szeptali, że Lancaster idzie z aurorką w stronę wież. Teraz był na to ślepy, wszystko zlało się w jedno, a on próbował opanować myśli i emocje. Nie przygotował się do przesłuchania pominąwszy rozmowę z Sol. Serce zabiło mu mocniej, gdy stanęli przed wielką chimerą, czujnie przypatrującą się gościom. Henry nigdy w życiu nie był jeszcze w gabinecie Dyrektora. Był zdziwiony, że idą wprost do niego; myślał, że ograniczy się to do zwykłej pogawędki w gabinecie któregoś z nauczycieli. Wywnioskował, że będzie miał do czynienia z Dumbledore'm. Pierwszy raz w życiu stanie naprzeciwko dyrektora i będzie odpowiadał grzecznie na pytania. Zestresował się, to naturalne. Dumbledore to bardzo ważna osobistość, niezwykły czarodziej, którego Henry podziwiał odkąd przekroczył próg szkoły. Gdy aurorka (chyba Wilson, jeśli dobrze pamiętał co mu mówił prefekt naczelny) wypowiedziała hasło, Puchon wahał się przez chwilę czy ma wejść na schody. Patrzył na nie tępo i musiał się przemóc, zmusić kończyny do posłuszeństwa. Po chwili bezruchu pokonał te dwa metry i stanął na najniższym schodku, a robił to z widocznym oporem. W jego głowie toczyła się zaciekła walka. Podczas gdy jechali ku górze, zdążył zbladnąć. Czuł się, jakby szedł na skazanie. Będzie on sam, nieważny Puchon kontra auror i Dumbledore! Wszedł do gabinetu dyrektora i znowu przystanął porażony wielkością miejsca. Naraz zarejestrował Faweksa (nie mógł przez chwilę oderwać od niego wzroku, cóż za wspaniałe stworzenie!), mnóstwo obrazów, które skupiły się na przybyłych i przede wszystkim dostrzegł Tiarę Przydziału. - Dzień dobry, panie profesorze. - wydusił z siebie stłumionym głosem niepewnie zerkając na dyrektora. Zacisnął palce na swoim plecaku i nie ruszył się z miejsca, jakby nogi wrosły mu w ziemię. Żałował, że będzie rozmawiał z tak wybitnym czarodziejem w takich przykrych okolicznościach. Trzeba przyznać, że obecność dyrektora bardzo wpływała na spokój Henry'ego. Wiedział, że teraz jest już bezpiecznie i nadchodzi jego ostatni etap w tych wydarzeniach. Powiedzieć, jak było. Przed oczami pojawiła mu się Soleil unosząca wymownie brwi na jego myśl "ostatni". Ona by wiedziała, że to jeden z innych, które nadejdą. W głowie mu huczało. Nie wiedział jak ma się zachować, nie nastawił się na to psychicznie. Nie rozmawiał przedtem z Mattem! Z nikim... tylko Bill i Laurel o tematach teraz bardzo błahych. Chłopak wstrzymywał oddech, a jego wzrok błądził od profesora, przez feniksa i w końcu na aurorce.
Gość
Temat: Re: Gabinet dyrektora Wto 04 Mar 2014, 21:00
Katherine nie popędzała Puchona, dostosowała swoje tempo do jego kroków nawet, jeśli te były niewyobrażalnie ślamazarne. Może na pierwszy rzut oka nie wyglądała na kogoś, kto zdolny jest do empatii, nie mniej potrafiła sobie wyobrazić narastające w nim uczucie paniki, skoro każdy pokonany odcinek dziedzińca bądź korytarzy zbliżał go do momentu przesłuchania. Już i tak była wdzięczna, że nie musiała go na siłę wlec do wieży zajmowanej przez dyrektora, gdyż miała w swojej całej dotychczasowej pracy zawodowej do czynienia z takimi, którzy zapierali się wszelkimi, nie tylko swoimi, rękami i nogami, byleby tylko nie musieć. Bezszelestne kroki towarzyszyły Katherine, kiedy wspinała się po krętych schodach do gabinetu po ówczesnym podaniu hasła. Oczywiście, że Lancastera puściła pierwszego, a widok odsłaniającego się w całym swoim uroku pomieszczenia budziło wspomnienia z jej lat młodzieńczych, do których musiała się uśmiechnąć chociaż kącikiem ust. Drzwi zamknięty się po wejściu za aurorką, która zwrócona do dyrektora, skinęła mu z szacunkiem głową. - Profesorze Dumbledore... Naturalnym wydało się jej użycie tego tytułu zważywszy na miejsce, w którym się znaleźli jak i na fakt, że sama była niegdyś uczennicą Hogwartu a osobę Albusa utożsamiała z tą szkołą, jak zresztą wielu innych czarodziejów. Katherine przeszła jeszcze kilka kroków w głąb gabinetu, nie chciała jednak przedłużać ciszy pełnej napięcia dla tego młodzieńca. - Jestem Katherine Wilson i jednocześnie jestem aurorem z Kwatery Głównej Aurorów działającej w brytyjskim Ministerstwie Magii. Nie dane nam się będzie poznać w przyjemnych okolicznościach, gdyż zapewne wie Pan, Panie Lancaster, po co zostałam tutaj wezwana i Pan również. Chociaż kobieta obserwowała uważnie Puchona, nie było w jej spojrzeniu żadnej nachalności czy upierdliwego zawzięcia. Bardziej przemawiała w nich łagodność. - Moja praca polega na tym, aby wyłapywać tych uważających się za persony ponad prawem i czynnie zwalczać ich działania wymierzone w społeczność czarodziejów. Nie będę jednak karmić Pana, Panie Lancaster, wzniosłymi słowami. Nie one są istotne, a czyny. Chciałam, aby zgodził się Pan ze mną współpracować. Czy mogę Pana o to prosić, Panie Lancaster? Oczywiście nie będzie to nic ponad to, co może Pan powiedzieć. Jednocześnie, już na wstępie, zapewniam o pełnej anonimowości. Cokolwiek nie zostanie tutaj dzisiaj powiedziane, wiedzieć o tym będzie tylko nasza trójka obecna w tym gabinecie. Nie musi się Pan bać, że dowiedzą się o tym osoby trzecie i będą one świadome, że to Pan jest wszystkiemu winny.
Albus Dumbledore
Temat: Re: Gabinet dyrektora Czw 06 Mar 2014, 12:00
I gdy usiadł na fotelu z wysokim oparciem, drzwi się uchyliły. Co za wyczucie czasu! I zero poszanowania, dla jego starych kości. Z uśmiechem zaprosił swoich gości do środka, a sam wstał z wygodnego siedziska i okrążył biurko, by móc stanąć przed Henrym i Katherine, bez niepotrzebnego mebla, który stanowił niesamowicie psychologiczną barierę. Zupełnie tak jakby krzyczał „ja tu jestem najważniejszy i najwyższy rangą.”, a przecież dokładnie teraz, w tej sytuacji, zupełnie nie o to chodziło. Wręcz przeciwnie. To młody Lancaster był teraz najważniejszy i w gestii Albusa, było o tym przypominać oraz, ewentualnie, zapewnić swojemu uczniowi oparcie, gdyby pytania były zbyt natarczywe. Na dodatek mebel ten, tworzył straszliwy dystans, a Albus nie chciał, nawet w najmniejszym stopniu, by jego uczeń poczuł się tak, jakby dyrektora wcale nie interesowało jego życie. Oczywiście nie posądzałby aurorki, o brak wyczucia. Doskonale i ona, i on, wiedzieli, że zaklęcie Oblivate, nawet jeżeli dosyć nieudolnie rzucone, mimo wszystko zmazało część wspomnień o tamtym dniu i nie wiedzieli, czy będą w stanie kiedykolwiek je odzyskać. Liczył więc na to, że w sytuacji, gdy Puchon powie „nie pamiętam”, kobieta wykaże się wrażliwością i nie będzie naciskała. -Może zanim przejdziemy do konkretów, Katherine, najpierw usiądziemy i napijemy się trochę herbatki? – spojrzał na aurorkę przenikliwie, gdy ta skończyła, swoją dosyć długą i bardzo oficjalną przemowę. Jedno i drugie machnięcie różdżką, a fotele ułożyły się w gustowny trójkącik, a stolik z herbatką i biszkoptami pojawił się pomiędzy nimi. Albus ruchem ręki zaprosił wszystkich by usiedli. –Niczym na mugolskim spotkaniu uzależnień, nie sądzicie? – zapytał ze śmiechem, gdy herbata lała się do filiżanek, które potem podleciały do każdego z nich. Oparł się wygodnie, poprawił brodę i sączył ciepły napój, bez zbytniego pośpiechu. Oczywiście, ta sytuacja, zupełnie mu nie leżała, jak by to powiedział ktoś młodszy od niego. Przesłuchiwanie jego ucznia przez aurorów, dodawanie mu stresów, prawie że zmuszanie go, by stał się dorosłym, który bierze odpowiedzialność za swoje słowa i czyny, było dla niego czymś strasznym. Jednakże ostatnie wydarzenia, wojna wkraczająca do Hogwartu, nie dawała mu innego wyjścia. Musiał więc zgodzić się na naciski Ministerstwa i Alastora, by wprowadzić aurorów do zamku. I by to właśnie ci wykwalifikowani czarodzieje, przejęli pieczę nad śledztwem. -Henry, jeżeli będziesz gotowy, możesz oczywiście zacząć opowiadać. – spojrzał z uśmiechem, na chłopaka, a w jego błękitnych tęczówkach, można było wyczytać ten znany już spokój, bijący od jego osoby. –Sam widzisz, pani Wilson jest tak ciekawa, że aż wierci się na krześle. – powiedział żartobliwie, mrugając znacząco do Puchona.
Henry Lancaster
Temat: Re: Gabinet dyrektora Czw 06 Mar 2014, 17:08
Stał jak ten kołek w bezruchu, nie wiedząc co ma zrobić. Znał cel tej wizyty i choćby nie wiadomo jak pragnął uciec i odwlec przesłuchanie, był świadomy, że musi to zrobić. Uniósł wyżej brodę i wyprostował się, gdy Albus wstał i przeszedł poza biurko. Wydawał się wtedy taki... ludzki, bliższy tym "przyziemnym" czarodziejom. Henry skupił na chwilę wzrok na aurorce, ledwie rejestrując jej imię, nazwisko oraz miejsce pracy. Wydawała się przyjazną osobą, nie miała takiego surowego i nieczułego wyrazu twarzy jak inni aurorzy. Przełknął tę oficjalność i uśmiechnął się słabo. - Tak, proszę pani. Będę współpracował. - wydobył z siebie nieco ochrypły głos. Odchrząknął. Wiedział, że to będą informacje poufne, żałował tylko, że nie będzie mógł zbyt wiele pomóc w tej sprawie. Dla niego to strata czasu, lecz rozumiał procedury. Musiał powiedzieć cokolwiek, bo coś, co powie może wydawać mu się nieważne, dla kogoś będzie istotną informacją. Poczuł się przygnębiony, gdy pani Wilson wspomniała o "czuciu się winnym". Dopiero, gdy wypowiedziała to na głos, Henry'ego zaatakowało sumienie. Gdyby nie on, nic by się nie stało. Gdyby nie dał się ponieść emocjom, nie widziałby zmartwienia w oczach tak wielkiego czarodzieja jak Dumbledore. Puchon bardzo powoli wypuścił powietrze z płuc odsuwając rozważania na temat swej winy gdzieś w daleki kąt. Później się tym zajmie, teraz musi jak najdłużej zachować odwagę nim ta uleci i nie będzie mógł nic więcej mówić. Nie umiał się nie uśmiechnąć, gdy dyrektor zaprosił ich na herbatkę. Czysta, standardowa uprzejmość, a jaką przyjemność mu sprawiła. Zmusił swoje kończyny do ruchu i usiadł po chwili w jednym z foteli, rzuciwszy przedtem plecak obok swojej nogi. Nie do końca zrozumiał pojęcie "mugolskie spotkanie uzależnień", ale uznał, że to bardzo zabawne wyrażenie. Mugole spotykają się przy uzależnieniach? Nie wiedział po co, jednak nie poświęcił temu zbyt wiele uwagi. Filiżanka herbaty była niezwykle ciepła w porównaniu z jego zimnymi dłońmi. Objął ją i wtopił się w wygodny fotel. Spojrzał ponownie na feniksa, jakby szukał u niego odpowiedzi czy da radę zeznać wcześniej nie zdenerwowawszy się i czy zachowa do końca spokój ducha. Spuścił spojrzenie na herbatę i upił jej mały łyczek, gdy Dumbledore poprosił o rozpoczęcie opowiadania. Zachowywał się tak przyjaźnie i lekko, jakby rozmawiał o pogodzie. Gdyby mógł powziąć od niego ten sam ton głosu i dystans! Podejście i siłę... nawet teraz go podziwiał i udało mu się dzięki temu zapomnieć o stresie. Poczuł w mięśniach zmęczenie, a westchnięcie, które się z niego wydobyło świadczyło o sporym napięciu. - Siedziałem wtedy z Sol w bibliotece. - ponownie odchrząknął i pozornie spokojnym głosem kontynuował, samodzielnie i odważnie wkraczając między cienie w najdalszym kącie mózgu. Może dlatego właśnie nie patrzył ani na aurorkę ani na dyrektora, choć wyraźnie czuł ich obecność oraz uważne spojrzenia. - Przyleciała szkolna sowa z liścikiem. Byłem wtedy... naiwny i tylko przez swoją głupotę poleciałem w okolice lasu, szukając pewnej dziewczyny. - z trudem przyznał się do złamania regulaminu. Odznaka prefekta ciążyła mu na piersi i coś czuł, że się będzie musiał z nią pożegnać. - To była pułapka, ktoś tam na mnie już czekał. Rozmawiałem jakiś czas temu z Soleil i oboje wywnioskowaliśmy, że ten śmierciożerca musiał być mężczyzną. Nie jesteśmy tego pewni, ale wszystko na to wskazywało. Sylwetka, wysokość i mi się tak przynajmniej wydaje. - jeszcze opowiadał luźno, kręcił się w rejonach rozmowy z przyjaciółką. Jeszcze nie wkroczył w sam środek swoich cieni, choć widział je tuż tuż. Czyhały gotowe go łakomie zaatakować. Mimo tego, dalej w to brnął, choć już z wyraźniejszą niechęcią. - Rozbroił mnie. To było przy jakiejś chatce. - spojrzał teraz na Dumbledore'a. - To nie była zwykła budowla. Nie wiem jak to nazwać... ale ona od siebie odrzucała. Straszyła, zniechęcała, powietrze było zimne, ciężkie, robiło się duszno... taka zła aura. Ja nie wiem, ale to chyba zaklęte miejsce. Nie chciałem tam wchodzić. - wzrok zsunął się za jakiś punkt za czarodziejem, a potem opadł z powrotem na filiżankę. - Ale on mi kazał. Nie umiałem się obronić i musiałem słuchać. Wtedy... - wstrzymał oddech. - Wtedy go jakoś zraniłem. To był chyba kawałek drzwi albo framugi, leżała gdzieś obok, skoro ją wziąłem. Uderzyłem go, a potem... chyba rzucił mną o ścianę. Wkurzył się. - ostatnie zdanie powiedział cicho, bardzo cicho, jakby się tego wstydził. Tak naprawdę właśnie wpakował się w kłopoty, wywlekając to na wierzch. Zaczęły nawiedzać go straszne obrazy, dały o sobie też znać okropne uczucia i przerażający strach, który mu wówczas towarzyszył. Henry zatrząsł się, gdy przebiegł przez niego zimny dreszcz i chcąc ukryć przed czarodziejami swój obecny lęk, zamoczył usta w ciepłej herbacie z trudem ją przełykając. Nie czuł nawet smaku. Puchon zamilkł spodziewając się reprymendy za swoje bezmyślne zachowanie, a nawet o prośbę oddania odznaki prefekta.
Gość
Temat: Re: Gabinet dyrektora Pią 07 Mar 2014, 15:13
Gdyby pewne decyzje zależały od Katherine, zmieniłaby zarówno miejsce, jak i formę przesłuchania, ponieważ ta cała otoczka w jej ocenie skutecznie mogła odstraszać. A nie zjawiła się tutaj przecież po to, aby zaszkodzić. Wręcz przeciwnie. Jej praca polegała na tym, aby nieść pomoc. Przeciwdziałać samowolnemu i nieuzasadnionemu występkowi przeciwko pewnych, odgórnie ustalonym oraz przyjętym norom w społeczeństwie. Nie mniej nie mogła nie poinformować Puchona o tym, dlaczego zostali tutaj wezwani oraz co go czeka. Były to dość sztywno określone ramy, wymóg czysto formalny, ale także prawny, który został ustalony przez służby Ministerstwa Magii. W innym wypadku mogliby uznać te wszystkie obowiązki za niedopełniony, unieważnić zeznania. Jedyne, co mogła dla niego zrobić, to nie naciskać oraz dać czas, aby to on, a nie ona, wyszedł z inicjatywą rozmowy. - Bardzo chętnie. Odparła szczerze, bez wymuszonej uprzejmości, a następnie dosiadła się do pozostałej dwójki. Ujęła w dłonie filiżankę, smakując w aromatycznej herbacie. Katherine nie odmówiła sobie także skosztowania jednego z biszkoptów, mając w pamięci, że przecież tutejsze skrzaty są nie tylko mistrzami kuchni, lecz także cukiernictwa. - Nie będę niczego wymuszać. Zacznij, kiedy będziesz gotowy. Możesz w każdej chwili przerwać. Zapewniła jeszcze co do swoich intencji, odkładając filiżankę na spodek. Nie potrzebowała żadnego notesu, ani też samopiszącego pióra. To, co zostało powiedziane w ciągu kolejnych minut, skrzętnie notowała w swojej pamięci, od razu zaznaczając istotne fakty. List. Chatka. Mężczyzna. Nie wtrąciła się w potok słów Henry'ego, odezwała się dopiero, kiedy ten wyraźnie potrzebował przerwy, choć i tak nie od razu. - Potrafiłbyś opisać miejsce, tę chatkę? Widziałeś ją już wcześniej? Mówisz, że była dziwna. Myślisz, że mogła zostać zaklęta jakimiś urokami? Katherine wyprostowała się w miejscu, układając dłonie na swoich kolanach, tak że mogła swobodnym ruchem wygładzić materiał na nich. Łagodne spojrzenie nie odrywało się od Puchona. - Czy w tym mężczyźnie było coś charakterystycznego? Coś w wyglądzie, albo w jego zachowaniu? Odniosłeś wrażenie, że jest dla Ciebie znajomy? Że już go gdzieś, kiedyś widziałeś? [/b]
Albus Dumbledore
Temat: Re: Gabinet dyrektora Sob 08 Mar 2014, 21:59
W czasie, gdy chłopak opowiadał, a dyrektor wraz z aurorką pili herbatkę uważnie słuchając i każdy z nich skupiając się na zupełnie innych elementach tej układanki, na oparciu fotela młodego Puchona, przysiadł Fawkes. Długie czerwono-złote skrzydła, złożył, przy okazji muskając niektórymi piórami głowę chłopaka. Starał się swoją obecnością dawać otuchy młodemu adeptowi sztuk magicznych, w szczególności wtedy, gdy nadchodził czas zmierzenia się z ciemnością tamtego dnia. A gdy Henry skończył swą opowieść, feniks, otarł swój łepek o policzek ucznia i zaskrzeczał pocieszająco. Dyrektor Hogwartu wyprostował się w fotelu i zamyślił. Historia nie była zbyt emocjonująca, co wydawało się dosyć oczywiste i przewidujące. Skupił swoje myśli na ewentualnym sprawcy całych tych wydarzeń, nie poświęcając zbyt wiele myśli na to, gdzie to się odbyło. List był tu kluczem, zapewne, ale do tego bardziej potrzebna by była panna Larsen niż Henry. Albus jednakże nie mógł nie kryć chociaż odrobiny podziwu nie tylko, dlatego, że chłopak zapamiętał tyle szczegółów pomimo zaklęcia oraz przeżyć. Imponowało mu to, że nie starał się koloryzować, czy omijać pewne fakty. Otwarcie przyznał się do błędu. A dyrektor Hogwartu nie miał zamiaru karać ucznia, za to, że popełnił mały błąd. Nie ma ludzi nieomylnych. A w szczególności wśród piętnastolatków. Słysząc pytania aurorki, nie mógł się nie roześmiać, tak serdecznym śmiechem, że nie można by go nawet było tutaj posądzać o złośliwość, albo coś w tym stylu. Zresztą umówmy się…kto posądzałby o coś takiego Albusa Dumbledore’a? -Katherine, jeżeli chodzi o chatkę, zostaw ją w spokoju. Była tutaj zanim ja się urodziłem, a zapewniam cię, że to było bardzo dawno temu. – nalał sobie kolejnej porcji herbatki i pochwycił biszkopcika, który przy pierwszym kęsie, ukruszył mu się na brodę, jednakże nie zwrócił na to zbytniej uwagi. – Historia tej chatki jest dosyć pospolita…była kiedyś chatką myśliwską, jednakże została porzucona, dlatego, że pojawiły się centaury, a wiadomo, jak to centaury…bronią terytorium, wszelkimi sposobami. Co się zaś tyczyło tego, czy Henry pamiętał sprawcę, sam był ciekawy. Jednakże podejrzewał, że nie. W końcu Oblivate raczej zostało rzucone po to właśnie, żeby zatrzeć ślady, tożsamość sprawcy.
Henry Lancaster
Temat: Re: Gabinet dyrektora Nie 09 Mar 2014, 10:47
Pytania Katherine był jak nagły grad w słoneczny dzień. Henry nie miał się gdzie przed nimi schować, czując żujące go sumienie, iż nie potrafi na nie odpowiedzieć. Jeśli to możliwe, zapadł się jeszcze bardziej w miękki fotel mając ochotę zniknąć i nigdy więcej do tego nie wracać. Henry nie był wybitnym czarodziejem, nie posiadał ukrytych zdolności, nie mógł pochwalić się wielką odwagą ani siłą. Należał do czarodziejów przeciętnych i bardziej raziły jego braki niźli zalety. Naturalne jest więc to, że w chwili obecnej czuł się źle i nie potrafił podzielić rozluźnienia dyrektora. Istotną pociechą był Fawkes. Puchon znieruchomiał widząc jak przepiękny ptak zbliża się i siada tuż na wyciągnięcie ręki. Wspomniałem, że Henry go bezgranicznie podziwiał? Z początku sądził, iż pióra feniksa będą parzyć, płonąć w kontakcie ze skórą, lecz szybko odgonił tę myśl. Przymknął oczy, gdy legendarne zwierzątko otarło się o jego policzek, a skrzeczenie podziałało na chłopaka terapeutycznie. Posłał feniksowi pełne wdzięczności spojrzenie, dziękując mu w duchu, że w tej nieprzyjemnej sytuacji ptak stworzył coś pięknego. Więc gdy za parę lat Henry będzie wspominał to przesłuchanie, w pamięci pozostanie mu Fawkes. Matt nie uwierzy, gdy Henry mu o nim opowie. Na pewno nie uwierzy albo zzielenieje z zazdrości, chłopak to wiedział. Henry z ulgą wysłuchał pochodzenia chatki i cieszył się, że nie musi jej opisywać. Gdyby miałby tam wracać, aby wskazać miejsce wypadku, raczej stchórzyłby po drodze odmawiając aż takiej pomocy. Uśmiechnął się lekko słysząc serdeczny śmiech dyrektora. Aby go nie urazić, również wziął biszkopcik i go połknął, nieszczególnie czując jego smak. Popił herbaty i czując dobiegające ciepło od feniksa, uniósł zmęczone spojrzenie na aurorkę. - Proszę pani, on użył na mnie zaklęcia. - nieśmiało przypomniał. Jak mógł pamiętać jego wygląd, skoro co zapuszczał się w rejony cieni napotykał czarną dziurę? - Nie mam pojęcia jak wyglądał ani czy był wysoki czy niski. Nie wiem nawet czy wiedziałem to przed użyciem zaklęcia. - ponownie poczuł narastające przygnębienie, iż nie potrafi odpowiedzieć na te pytania. Spuścił wzrok wbijając go w filiżankę. Aurorka wydawała się bardzo łagodna i uprzejma, tak różna od innych, jednak nic nie mogła na to poradzić, iż będzie teraz Henry'emu kojarzyła się źle. Milczenie, które zapadło jasno mu mówiło, że powinien kontynuować. Problem w tym, że Lancaster nie wiedział od czego zacząć. Widocznie wiadomość, że oprawca był w pewien sposób ranny nie była ta istotna. Zresztą, już dawno by z tego wyzdrowiał. - Pamiętam dym papierosowy. - wydusił niegłośno i zacisnął palce na uchu filiżanki. - Nie umiem przywołać dokładnych słów, ale mówił, że pierwszym celem była moja siostra, jednak mnie łatwiej było tam zwabić. - te słowa sprawiły mu ból, ale dzielnie go zniósł i znowu uniósł spojrzenie na profesora i aurorkę.- On dobrze znał skład mojej rodziny. - tutaj pośrednio zasugerował powód tych tortur. Coś w Ministerstwie Magii, jego ojciec. - Nie wiem czy rozmawialiśmy, ale ja chyba się powoływałem na pana, profesorze Dumbledore. - poczuł jak jego usta chcą się wygiąć we wdzięcznym uśmiechu, lecz je jakoś powstrzymał. - Przypomniało mi się co pan mówił na początku roku. Że w nawet w sytuacjach beznadziejnych znajdzie się coś dobrego. On to wyśmiał i to niejako dało mi podstawy, aby sądzić, że to śmierciożerca. Potem mam w głowie jedną wielką dziurę. - zacisnął mocniej szczękę, bo wiadomo co potem nastąpiło. Fala bólu, czerwonego światła zaklęcia niszczącego umysł, ból rozdzierający gardło od krzyków, walka wewnątrz głowy, nieludzkie katusze ciała. Tego Henry bał się najbardziej, gdy znowu oglądał obrazy tamtego dnia. To złośliwość, iż nie pamięta oprawcy, a wie jaki to był ból. Dałby wszystko, aby o tym zapomnieć mimo, iż pustka po Obliviate też była w pewien sposób dokuczliwa. Henry'emu zrobiło się duszno i rozpoznawał już objawy wzrastającej złości, bezradności i buntu w obliczu tych wspomnień. Nie pierwszy raz przeżywał ten brak oddechu. W szpitalu co najmniej pięć razy i gdyby nie Sol, nawrzeszczałby na Uzdrowicieli, w domu ze dwa razy i uratował go dziadek, co noc w dormitorium, gdzie potem Matt siedzi blady jak ściana walcząc z własnym demonem i pytaniem czy ma wzywać Jacka Stone'a i teraz, gdy jest tu praktycznie sam, nie mając bliskiej osoby, która by go przywołała do porządku. Chcąc ukryć własny nieciekawy stan, odwrócił głowę w stronę feniksa i uniósł trzęsącą się rękę chcąc pogłaskać wspaniałego ptaka po główce. Miał szczerą nadzieję, iż dyrektor i aurorka dadzą mu te trzy minuty na opanowanie nerwów.
Gość
Temat: Re: Gabinet dyrektora Wto 11 Mar 2014, 12:39
Katherine pokręciła głową z uśmiechem, słysząc tę uwagę na temat chatki. Dość trafny komentarz, zważywszy na fakt, że atmosfera nie była najwygodniejsza dla Lancastera. - Zapewne nie bezcelowo wybrał takie miejsce, gdzie mało który z uczniów czy nawet pracowników szkoły się zapuszcza. Często wybierasz się w okolice Zakazanego Lasu, Henry? Idąc w ślad za dyrektorem Hogwartu, darowała sobie resztki oficjalności, pozwalając sobie tym samym na bezpośrednie zwracanie się do Puchona. Zależało jej na tym, aby nie miał większych oporów bądź obaw przed tym, aby cokolwiek powiedzieć. Bo przecież jeśli jej osoba nie wzbudziła zaufania, jakakolwiek prośba czy rozmowa nie zawsze przynosi zamierzony efekt. Skinięciem głowy zachęciła, aby ten kontynuował. Wiedziała o zaklęciu, które zostało rzucone, nie mniej często w pamięci pozostają chociaż urywki, skrawki, jakiekolwiek poszlaki. Nie oczekiwała, że Henry będzie potrafił precyzyjnie wypowiedzieć się o sprawcy. - Bardzo dobrze. Te kilka luźnych szczegółów, które zapamiętałeś, dając jakiś obraz. Nie jest to wiele, ale zawsze coś, co mówi o tym czarodzieju. Pozwoliła na kilka minut ciszy, które mógł i zapewne chciał wykorzystać na poradzenie sobie z nerwami. Bezradność nie była łatwa do zaakceptowania, zwłaszcza kiedy ma się świadomość, że to, czego się nie pamięta, wyjaśniłoby wszystko. Potrafiła to zaakceptować, toteż nie naciskała od razu, choć obserwowała chłopaka dyskretnie nadal. - Rozumiem, że wiadomość dostałeś od pewnej dziewczyny? Albo byłeś z nią umówiony na spotkanie? Opowiedz mi o niej. A konkretnie chodzi mi o to, w jakim środowisku się obraza. Może masz pewne podejrzenia, że kręci się wokół niej ktoś podejrzany? Albo czy nie popadła w pewne kłopoty?
Henry Lancaster
Temat: Re: Gabinet dyrektora Sob 15 Mar 2014, 14:43
Henry wtopił się w fotel jeszcze bardziej. Obawiał się właśnie takiego obrotu spraw. Zostanie wciśnięty w ogień krzyżowy pytań i nie będzie mógł wyjść z tego cało. Nie wyszedł jeszcze z tych cieni, które teraz go dopadły odbierając mu wszystek spokój i niedawno nagromadzony dobry humor przez Potworka. Wyglądał tak, jak przed wyjazdem do domu - nie najlepiej, a pani auror choć wykonywała swoją pracę wcale mu tego nie ułatwiała. Henry zaczął żałować, że przyszedł na to przesłuchanie. Co prawda nie miałby wyjścia, lecz sam fakt, że sam postanowił tu przyjść nie poprawiał mu samopoczucia. Nie spojrzał teraz na czarodziejów ani razu. Nawet na pięknego Faweksa, który dotychczas przykuwał do siebie jego spojrzenie. - Nie proszę pani, nie chodzę na tereny Zakazanego Lasu. - powiedział cicho, rozważając pomysł natychmiastowego ewakuowania się z gabinetu dyrektora. Byłoby to nieuprzejme, ale Henry już panikował. Panikował, bo wiedział jakie będzie następne pytanie. Nie mylił się, padło i cisza, która teraz zapanowała była ciężka. Niedługo będzie można kroić nożem atmosferę między nimi. Lancaster zwlekał z odpowiedzią. Nie chciał odpowiadać, ale wiedział, że i tak się dowiedzą prędzej czy później. - Jasmine Vane. - wydusił z siebie czując narastającą w gardle gulę. To było zakończenie tego tematu. Nic więcej z siebie nie wydusi, w szczególności na temat Jasmine i tego, jak się znalazł w Lesie. Nie chodziło tu o strach czy efekty zaklęcia niewybaczalnego, tylko o wstyd. Herbata dawno wystygła, a on jej nie ruszył. Włosy przykleiły mu się do czoła, a nad górną wargą perlił się pot. Oddychał płycej i z trudem zmuszał siebie do siedzenia w fotelu i nie posłuchania pokusy natychmiastowego opuszczenia gabinetu. Nie mógł zachować się tak niekulturalnie mając przed sobą największą szychę w magicznym świecie. - Nie znam jej. - nie zauważył, że to powiedział na głos. Mówił nawet prawdę, niewiele wiedział o Jasmine. Był w niej zauroczony, wpatrywał się w jej piękną urodę i zdołał dowiedzieć się niewiele na temat jej przeszłości. Widział, że przyjaźni się Krukoną di Scarno, która nie miała najlepszej opinii w hogwardzkiej społeczności. Nie zdołał jednak tego powiedzieć, bo głos odmówił mu posłuszeństwa. Coś związało mu struny głosowe, uniemożliwiając wydobycie głosu. Zamrugał oczami chcąc wrócić do rzeczywistości i nie siedzieć w zakazanej części umysłu, gdzie atakowały go cienie. - Przepraszam. - głos miał nieco ochrypły, gdy zmusił się do publicznego przeproszenia dyrektora za własne zachowanie. I nie chodziło tu o to, że nie potrafił więcej powiedzieć teraz, tutaj, dzisiaj. Henry miał na myśli własną nieodpowiedzialność i naiwność. Gdyby był ostrożny, gdyby jednak zasługiwał na odznakę prefekta, nie poszedłby wtedy do Zakazanego Lasu i nie siedziałby teraz tutaj czerwony jak burak, męcząc się ze swoimi myślami. Był tylko przeciętnym Puchonem, to jasne, że ta sytuacja go przerastała. Starał sobie z nią radzić, widać jednak tego skutki. Wtopił się bardziej w fotel marząc o zapadnięciu się pod ziemię.
Albus Dumbledore
Temat: Re: Gabinet dyrektora Sob 15 Mar 2014, 19:45
Przenikliwe niebieskie oczy, wpatrywały się w młodego Puchona. I zauważały naglą zmianę zachowania chłopaka. Nie ciężko było zaobserwować, że chociaż zapewne bardzo Henry chciał, nie był w stanie już pomóc. A każde kolejne pytanie, tylko niepotrzebnie wyciągało na wierzch nieprzyjemne wspomnienia. A każde nieprzyjemne wspomnienia, budziły skrajne emocje. A na ból, jaki Henry odczuwał, nie wynaleziono leku i zapewne nie wynajdą w najbliższej przyszłości. Albus odłożył filiżankę z resztą niedopitej i zimnej herbaty na stoliczek. Kolejny ruch, zapewne był niespodziewanym gestem, jednakże, został wykonany tylko po to, by jego podopieczny, poczuł, że jego dyrektor jest z nim i nie ma powodu do wstydu czy zmartwień. Wstał z fotela i położył młodemu Lancasterowi dłonie na ramionach. Feniks zaskrzeczał cichutko i odleciał na żerdź specjalnie dla niego przeznaczoną. -Dziękuję, Henry, za to co dzisiaj zrobiłeś. Wiem, że było to dla ciebie ciężkie. Poklepał chłopaka po ramionach i odwrócił się w stronę własnego biurka. Pojawiło się na nim parę papierów, które dyrektor Hogwartu zaczął powoli rozwijać i czytać. Nagle jakby sobie przypomniał o obecności kogoś innego w jego gabinecie, uśmiechnął się i poprawił okulary połówki, spoglądając na swoich gości. -Myślę, że na dzisiaj koniec. – spojrzał wymownie na aurorkę. – Wracaj do dormitorium, Henry i pamiętaj, że ludzie nie byli by ludźmi, gdyby nie popełniali błędów. – mrugnął do Puchona porozumiewawczo.
Gość
Temat: Re: Gabinet dyrektora Pon 17 Mar 2014, 18:17
Katherine westchnęła w duchu. Spodziewała się bardziej... owocnej rozmowy, choć nie miała za złe Henry'emu, że ciężko było mu wrócić do wspomnień, które potrafiły wyłącznie budzić nieprzyjemne i niechciane uczucie bólu. Informacje, które zanotowała w pamięci, będą musiały jej wystarczyć. Nie przerywała narastającej ciszy pomiędzy kolejnymi, lakonicznymi odpowiedziami. Jasmine Vane. Nazwisko brzmiało znajomo. Spojrzała to na Puchona, to na dyrektora. Ale ten zareagował szybciej, niż Katherine zdążyła cokolwiek powiedzieć. Tylko przytaknęła głową, wstając. - Dziękuje Ci, Henry. Naprawdę sporo dla mnie znaczy, że zechciałeś porozmawiać o tym koszmarnym incydencie. Z ciepłym, wyraźnie matczynym uśmiechem na ustach uścisnęła dłoń Puchona i odprowadziła go do schodów. Katherine jednakże zostawała w gabinecie dyrektora, toteż tylko dodała po krótkim pożegnaniu. - Jeżeli działoby się cokolwiek podejrzanego, informuj mnie od razu. Chodzi tutaj przede wszystkim o Twoje bezpieczeństwo. Stała jeszcze chwilę, odprowadzając chłopaka wzrokiem, po czym wróciła do Albusa. - Zapamiętał zaskakująco dużo szczegółów. Ta dziewczyna, Jasmine Vane. Istnieje możliwość rozmowy z nią? Ponadto powinniśmy poprosić jeszcze tę Gryfonkę.
Soleil Larsen
Temat: Re: Gabinet dyrektora Sro 19 Mar 2014, 11:45
Soleil wspinała się po krętych schodach prowadzących do Gabinetu Dyrektora w bardzo dziwnym nastroju. Wiedziała, że przed nią przesłuchano Hanry’ego i zastanawiała się jak sobie poradził, a przy tym była ciekawa o co ją zapytają. Nigdy nie brała udziału w żadnym śledztwie, tym bardziej profesjonalnym i bardzo interesowało ją jak to się wszystko odbywa i wygląda od wewnątrz. Nie zauważyła nawet, że Tytan pojawił się przy jej boku i z zaintrygowaną miną rozgląda się po wnętrzach, które nie każdemu przychodziło zobaczyć. Z resztą najlepsze i tak czekało za drzwiami majaczącymi gdzieś ponad głową Sol, a ona oczywiście była spóźniona. Już jakiś czas temu jeden z uczniów wręczył jej mały zwitek pergaminu zapieczętowanego woskiem, na którym wytłoczono podobiznę feniksa. Pajączkowate, pochyłe, eleganckie i wcale nie tak czytelne pismo zaprosiło ją do Wieży Dyrektora i przekazywało jakie jest hasło. Tyle, że jednego wiedzieć nie mogło – kiedy ma się do czynienia z tą Gryfonką, pewne informacje należało podkreślać i pisać drukowanymi literami. I tak oto, kiedy znalazła się przed chimerą, nie mogła przypomnieć sobie za nic, jakie słowa umożliwiały przejście. Zaprzyjaźniła się natomiast z wiszącym obok obrazem młodego mężczyzny w rycerskiej zbroi (raz sprawił nawet, że się zarumieniła!) i wraz z nim usiłowała przekonać kawał rzeźbionego kamienia, aby w końcu się ruszył. Ostatecznie to Tytan odezwał się z pobłażaniem w jej głowie. Jak widać jego pamięć funkcjonowała znacznie lepiej niż ta należąca do Sol i choć raz nie miało się to obrócić przeciwko dziewczynie, ale jej pomóc. Zapukała krótko i pchnęła masywne drzwi, które uchyliły się lekko skrzypiąc. Przecisnęła się przez nie i oto stanęła oko w oko z Puchonem, który najwyraźniej zamierzał właściwie wycofać się z wieży. Wyglądał niezbyt dobrze, kiedy tak taksowała go uważnym spojrzeniem. W końcu jednak uśmiechnęła się szeroko i pokrzepiająco, jakby chciała powiedzieć, że już teraz wszystko będzie dobrze i żeby przynajmniej o nią się nie martwił, jeśli w ogóle chodziło mu to po głowie. Dopiero w tym momencie zauważyła Tytana i przez moment było na jej twarzy widać pewne zamyślenie, które jednak szybko ustąpiło zwykłemu, pogodnemu wyrazowi. Wiedziała, że te mężczyzna, kimkolwiek był, wie znacznie więcej niż jej mówi, ale nie przypuszczała, że będzie chciał w tak namacalny sposób wziąć udział w przesłuchaniu. A jednak stał teraz przy oknie i zerkał na zalane słońcem błonia, kątem oka obserwując jednoczenie Dumbledore’a, aurorkę i nagromadzone w gabinecie cuda. -Dzień dobry! – rzuciła w końcu wesoło i chwyciła za filiżankę Henry’ego, który najwyraźniej stracił chęć na herbatę zaraz po tym, jak mu ją nalano. Uśmiechnęła się lekko do kobiety siedzącej naprzeciwko, pociągnęła kilka łyków i zaczęła bawić się tęczowymi frędzlami kolejnego włóczkowego szala, który w przeciwieństwie do tego, którym owinęła ciało zmarłej Luny, wcale nie był ponadpruwany.
Henry Lancaster
Temat: Re: Gabinet dyrektora Sro 19 Mar 2014, 13:25
//Miałaś mi napisać Kath zt! :P
Kilka minut o które niemo poprosił było zdecydowanie za małą ilością czasu, aby do siebie dojść. Skoro nie potrafił pozbierać się po kilku tygodniach, co tu mówić o minutach? Na szczęście z odsieczą przyszedł Dumbledore. Henry był pod wrażeniem jego empatii i spostrzeżeń. Puchon wpatrywał się zaskoczony, zmieszany i wdzięczny w dyrektora, gdy ten podszedł i położył mu na ramionach pocieszająco ręce. Próbował uśmiechnąć się, wyszedł mu jednak zwykły grymas. Jeszcze bardziej się zmieszał i zmusił się, aby wziąć głęboki wdech i dotlenić mózg. Spojrzał na panią Wilson, która nie wyglądała już tak groźnie i oficjalnie. Choć dostrzegał te detale, wciąż się w nim kotłowało od nadmiaru wspomnień. Odstawił filiżankę nietkniętej herbaty i wstał. Nogi miał jak z waty i nie czuł się tu najlepiej. Zirytowały go podszeptywania obrazów, byłych dyrektorów, którzy się w niego wpatrywali. Czuł się jakby był okazem w zoo. Wziął do ręki leżący obok fotela plecak. Spojrzał odruchowo na Dumbledore'a, gdy ten po raz kolejny chciał go pocieszyć. Henry nie rozumiał dlaczego ten wybitny czarodziej nie jest na niego wściekły za tak poważne naruszenie regulaminu. Zrobiło mu się cieplej na sercu. - Dziękuję panie profesorze. - wlał w te trzy słowa mnóstwo wdzięczności. Teraz przeniósł zmęczone oczy na aurorkę i skinął jej głową uprzejmie. Pozwolił się odprowadzić do drzwi i wysłuchał z uwagą jej słów. - Na pewno panią poinformuję, jeśli tylko coś mi się przypomni. - obiecał, choć wyraz jego twarzy mówił jasno, że nie bardzo chce wracać w te zakazane rejony w mózgu. Wspomnienia nie zawsze są dobre, chłopak przekonał się o tym na własnej skórze. Same obrazy powodowały spadek jego samopoczucia i wprowadzały zamęt w ledwo co wprowadzony spokój. Już naciskał klamkę od drzwi, gdy one się same otworzyły i ujrzał w nich głowę dobrze znanej mu osoby. Serce mu podeszło do gardła i mocniej zabiło. Nie potrafił wyjaśnić zachowania tego organu. Przypisał to lękowi. Sol ponownie widziała go w tak okropnym stanie, gdy był wytrącony z równowagi. Uśmiechnął się do niej pocieszająco, mając złudną nadzieję, że ta się na to nabierze. Uśmiechali się do siebie w tym samym momencie, jednocześnie, co rozluźniło chłopaka. Nie powiedział do niej ani słowa, tylko przepuścił w drzwiach, aby weszła. Wyszedł na schody i cierpliwie poczekał, aż chimera obróci się wokół własnej osi i wysadzi go przy wyjściu. Dopiero, gdy był na korytarzu wypuścił powietrze z płuc. Nie wiedział, że je wstrzymuje, dopóki nie znalazł się poza zasięgiem czujnych oczu Dumbledore'a, pani Wilson i Sol. No i licznych obrazów. Zerknął na chimerę, która zdawać się mogło też mu się przyglądała z zaciekawieniem. Przypisał to omamom. Stał tak kilka minut na środku i próbował do siebie dojść. Dopiero, gdy rycerz na obrazie odchrząknął i zapytał Czy ci w czymś pomóc, chłopcze?, ocknął się i potrząsnął głową. Nie wiedział która jest godzina. Ruszył po schodach do lochów. Była to długa droga, a szedł ze wzrokiem wbitym w jakiś punkt przed sobą. Nie zamierzał lekceważyć polecenia dyrektora, aby wrócił do dormitorium. Uznał, że to bardzo dobry pomysł. Musi odpocząć, zasnąć i przespać się z tym wszystkim. Po drodze dostał list od Matta, że ten znalazł Potworka i razem z Elsą się nim teraz opiekują. Był im wdzięczny, odbierze kocisko jak tylko ich spotka. Do tego czasu musi postarać się o wytrzeźwienie. [zt]