|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Katja Odineva
| Temat: Gabinet Katji Nie 16 Lut 2014, 20:07 | |
| Dziwne to jest pomieszczenie. Zupełnie nie profesorskie.
Zazwyczaj po wejściu do gabinetu jakiegoś znamienitego pedagoga, zwłaszcza szczycącego się nauczaniem w Hogwarcie, natknąć się można na masywne biurko, okazały fotel i niezliczoną ilość regałów szczelnie zapełnionych książkami. To jednak pomieszczenie zaskakuje poprzez złamanie wszelkich schematów. Już od progu wita odwiedzających gruby, perski dywan zakrywający swoim barwnym motywem wytarte deski parkietu. Okna są większe niż w innych pomieszczeniach, a ich szerokie parapety przykryte niezliczoną ilością poduszek wszelkich rozmiarów i maści, mogą uchodzić za całkiem wygodne siedziska. Po prawej stronie od wejścia, przed niewielkim, kamiennym kominkiem stai dwuosobowa kanapa w obiciu z ciemnobrązowego materiału i takiż rozkładany fotel. Od przyjemnie trzaskającego ognia dzieli je jeszcze niski kawowy stolik, z mieniącego się czerwienią nietypowego drewna, zwykle zarzucony stosem dyrdymałów, papierami, książkami, kawałkami materiałów i wszystkim tym, co przez ostatni okres czasu przewinęło się przez ręce Katji. Z kąta swoim nietypowym wyglądem przyciąga wzrok sporych rozmiarów biurko, z niezliczoną ilością szufladek, półeczek i ukrytych schowków, zdobyte gdzieś, dawno w podróży i od tego czasu wędrujące z Katją przez świat. Oprócz tego faktycznie większość ścian zajmują półki, jednak książki nie są na nich aż tak częstymi gośćmi. W większości bowiem mienią się, straszą i śmieszą z nich dziwne przedmioty o niesprecyzowanym przeznaczeniu oraz pamiątki z niezliczonych podróży.
Wąskie schodki ginące gdzieś w tym bogactwie kolorów, wzorów i kształtów, prowadzą do skromnej sypialni. Gruby materac zaścielony ciepłym prześcieradłem zdobytym w Tybecie, wzorzysta pościel rodem z Indii, dwa nocne stoliki o powykręcanych nóżkach i wieeeelgachna, pięknie rzeźbiona szafa, to jest wszystko. Tylko tyle, albo aż tyle.
***Kiedy Henry zniknął za zakrętem korytarza, cofnęła się w głąb pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę rozglądała się bezradnie dookoła, jakby całkowicie zagubiona, aż w końcu jej wzrok przyciągnęła jedna z wymoszczonych poduszkami wnęk okiennych. Opadła na szeroki parapet z cichym westchnieniem i wlepiła nieprzytomne spojrzenie w widok za oknem. Normalny, wiosenny dzień... Uczniowie kręcili się po błoniach parami, bądź w małych grupkach, wiatr powiewał, kwiaty kwitły, słońce świeciło, a na horyzoncie złowieszczą, ciemną linią odznaczał się Zakazany Las. |
| | | Vincent Roginsky
| Temat: Re: Gabinet Katji Nie 16 Lut 2014, 20:10 | |
| W życiu Vincenta ostatnimi czasy działo się zdecydowanie zbyt wiele. Niektórych sytuacji mężczyzna nawet by się nie spodziewał. Nie dość, że jego mroczny znak na ręce palił go nawet wtedy, kiedy w rzeczywistości Lord Voldemort wcale go nie wzywał, tak nauczyciel nawet w szkole, nawet mimo braku jego listów, nie mógł odpocząć, nie mógł zapomnieć o istnieniu śmierciożerców i o ich bestialstwie. Roginsky od początku miał podejrzenia co do Rosiera. Nie przypuszczał jednak, że ten chłopak będzie rozwijał się w tak zaskakującym tempie. Może samo istnienie Podziemia nie przedstawiało go jeszcze jako potencjalnego poplecznika Czarnego Pana, jednakże gdyby dodać do tego jego zachowanie, a także umiejętności i przynależność do Slytherinu, stanowił idealnego kandydata. Poza tym, profesor historii magii w jego nielegalnym, hogwarckim przedsięwzięciu dostrzegał jednak drugie dno. W jego opinii to nie miały być wcale zwykłe pojedynki. To była arena jedynie z pozoru. Tak naprawdę mogła ona posłużyć Evanowi, jako przywódcy, do wychwytywania szkolnych talentów i pozyskiwania swych pobratymców. Kto wie, czy ten młody, choć niezwykle zdolny chłopak, już w tym momencie nie tworzył sobie armii posłusznych mu rottweilerów. Miał w sobie tę cząstkę, która sprawiała, iż w znacznym stopniu przypominał on Voldemorta. W dodatku był w stanie w pełni mu się poświęcić – to właśnie ta cecha odróżniała go w zasadzie od Vincenta, który pewnie wedle wielu osób równie dobrze pasował na śmierciożercę. Zresztą, czy gdyby tak nie było, trafiłby do Azkabanu? To prawda, że za aresztowanie powinien głównie podziękować ojcu, jednak on sam także zawsze należał do tych osób, które można było włączyć w krąg podejrzanych. Niewyobrażalnie przesadnie interesowała go czarna magia oraz eliksiry. Gdyby jeszcze tylko był wężousty, spełniałby wszystkie przesłanki, by stać się dziedzicem. Na szczęście, natura nie obdarzyła go jednak umiejętnością mowy z wężami. Oszczędzono mu chociaż tego jednego jedynego elementu, który stawiałby go w najgorszym świetle. Trzydziestoczterolatek miał już dosyć tych wszystkich nieprzyjemnych zdarzeń, z którymi zresztą powoli przestawał sobie już dawać radę. Nie miał chociażby pojęcia, co powinien uczynić w sprawie Rosiera. Mógł powiadomić o jego działaniach samego Albusa, ale czy to było odpowiednie rozwiązanie? Nie zależało mu na tym, by dyrektor zawiesił Evana w jego prawach, czy co gorsza wydalił z Hogwartu, wręcz przeciwnie. Trzeba było mieć go na oku. A już najlepiej byłoby przekonać go do tego, iż tkwi w ogromnym błędzie. Niewybaczalnym. To jednak chyba było niemożliwe. Vincent stawiał kolejne pewne kroki po korytarzu na II piętrze, zastanawiając się nad przyszłością. Nie wiedział dokąd idzie. Może podświadomość prowadziła go do tej jedynej iskierki w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Do kobiety, która choć na chwilę pozwoliłaby mu zapomnieć o tym, co pokrywało jego życie ciemną płachtą. Katja – jego przyjaciółka jeszcze z czasów Durmstrangu, o której nie wiedział, iż podkochiwała się w nim w czasach szkolnych. Zabawny zbieg okoliczności, że mogli spotkać się po tylu latach. Odineva jednak chyba nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego, w co się wpakowała, przyjeżdżając do Hogwartu. To właśnie tutaj rozgrywały się przecież ostatnio dantejskie sceny, a Voldemort robił to, na co miał tylko ochotę. Roginsky postanowił, iż Katję będzie starał się trzymać od tego wszystkiego z daleka, ale zapewne i to były płonne nadzieje. Stanął przed drzwiami jej gabinetu, zastanawiając się czy zapukać. Sam już nie był pewien czy lepiej będzie zastanowić się nad wszystkim na spokojnie, w zacisku swych czterech ścian, czy może jednak przydałoby mu się jakieś towarzystwo. Wreszcie postanowił zapukać, a gdy usłyszał przyzwolenie, przekroczył próg pomieszczenia, zamykając za sobą toporne drzwi od gabinetu Odinevy. -Witaj, moja piękna. – przywitał się z delikatnym uśmiechem, siadając sobie wygodnie na jednym z foteli. Pozwolił sobie na to, by się rozgościć, bo wiedział, że dziewczyna go nie wyprosi. Poza tym, gdyby nie chciała go widzieć, nie przyznawałby się wcale do tego, że siedzi w swoim gabinecie, a biedny, skruszony profesor historii magii musiałby odejść po braku odpowiedzi na kilka stuknięć palcami o drewniane drzwi. -Uraczysz mnie herbatą? Miałem ciężki tydzień. Na szczęście, chociaż w tej wolnej chwili mogę nacieszyć oczy Twoim widokiem i trochę odpocząć. – rzucił komplementem, jakby od tego zależało czy kobieta przyrządzi mu gorący napój. Musiał przyznać, że trochę się za nią stęsknił. Był nieco zabiegany, ona zresztą też pewnie była zajęta prowadzeniem zajęć z zaklęć. Cieszył się, że Katja zagrzeje miejsce w Hogwarcie na dłużej, choć z drugiej strony, jak już wcześniej o tym myślał, martwił się o nią i o jej pobyt w pobliżu miejsca, gdzie grasował aktualnie Czarny Pan. |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Nie 16 Lut 2014, 20:19 | |
| Nie tylko w jego życiu! Katja także mogła się pochwalić dość napiętym rozkładem zajęć, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż nie nawykła do odpowiedzialności, dorosłości i stabilności. Nie dość, że musiała spojrzeć na znienawidzony przez siebie proces edukacji z nowej perspektywy, nie dość, że musiała oceniać uczniów w ten idiotyczny sposób zwany "obiektywnym" i czasem nawet sprawiedliwym, to w dodatku dała się w robić w to całe matkowanie puszkom i teraz na jej głowie znajdowały się wszystkie problemy domu borsuka, który jak na złość postanowił okazać się najbardziej kłopotliwym ze wszystkich czterech. Wziąwszy to wszystko pod uwagę należałoby się właściwie zastanowić co też trzymało ją w Hogwarcie, pomimo że najwyraźniej nie czuła się tutaj najlepiej, co sugerowałaby delikatna utrata wagi, utrata charakterystycznej opalenizny, włosy upięte w dość schludny kok i przytłaczająco pesymistyczna i nieekscentryczna szata czarodzieja... Ale odpowiedź właściwie nie była taka skomplikowana, Katja musiała udowodnić rodzicom, że potrafi sama o siebie zadbać, a przynajmniej odczekać aż przywrócą jej płynność finansową. No i zawsze jeszcze wirowała gdzieś w czasoprzestrzeni kwestia ponownego zostawienia za sobą Vincenta, choć ten zniknął gdzieś przed kilkoma tygodniami i choć śledztwo kobiety wykazało iż zamierzał wrócić (jego gabinetu nie zlikwidowano, a aktualny nauczyciel był oficjalnie tylko na zastępstwo), to musiała przyznać, że oczekiwała spędzić z nim nieco więcej czasu niż jedną tylko rozmowę powitalną w środku nocy kiedy jej ciało odmawiało posłuszeństwa po wyczerpującej, długiej podróży. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi nie mogła więc nawet podejrzewać, że stoi za nimi Vincent. Spodziewała się raczej któregoś z aurorów, może jakiegoś nauczyciela chcącego omówić problemy uczniów z jej domu, lub nawet Puchona we własnej osobie potrzebującego wstawiennictwa w ważnej sprawie, która najprawdopodobniej okaże się błahostką jedynie nadwyrężająca dodatkowo jej nerwy. Za jej czasów trzeba było sobie radzić samodzielnie... A może była to kwestia nieco innych zasad panujących w Durmstrangu? Nie istotne, roztrząsanie tej kwestii było ostatnią rzeczą na jaką miałaby w tej chwili ochotę. Słysząc ponowne stukanie, usiadła nieco bardziej "odpowiednio", opuszczając nogi na ziemię i przybierając neutralną minę. Wydusiła z siebie "proszę" i oczekiwała jakiegoś mniej lub bardziej niemiłego osobnika, który już za chwilę miał wylać potok żądań, z którym przynajmniej część okaże się absurdalna. Tym bardziej zszokowała ją osoba, która przekroczyła próg. Jej oczy rozszerzyły się lekko, a ona sama zaniemówiła z zaskoczenia, co zdarzało jej się nader rzadko, jako że należała do tej grupy ludzi, którzy zawsze mieli coś do powiedzenia i odnajdywali ripostę na każdą okazję. Wobec jej milczenia Vincent zajął miejsce na fotelu i obdarzył ją uśmiechem, który kiedyś zapewne by ją oszołomił, a w tej chwili zirytował i w końcu przywrócił zdolność mowy. Zanim jednak w jej głowie ułożyła się wypowiedź pełna jadowitych słów i dość niewybrednych określeń, ze strony mężczyzny dobiegły ją kolejne zdania, a ona stwierdziła, że właściwie jej złość była dość abstrakcyjna z punktu siedzenia Roginsky'ego. Ostatecznie nie był jej nic winien i to tajemnicze zniknięcie zapewne było rzeczą zwyczajną, skoro teraz pojawiał się jakby nigdy nic i prosił o herbatę. -Następnym razem jak będziesz szedł do gabinetu Dumbledore'a musisz mnie zabrać ze sobą i pokazać to tajemnicze przejście przez lustro, czy tam tylną ścianę od szafy. - stwierdziła zamiast tego, lekko ironicznie, zadowolona z siebie, że zwalczyła falę (jak już do tego doszła) irracjonalnego poirytowania. -A przynajmniej przypomnij mi żebym dała ci swoje zdjęcie, tak na wszelki wypadek, jakbyś następnym razem postanowił przepaść na jeszcze dłużej. - dodała po chwili, przewiercając go wzrokiem i jednocześnie zastanawiając się, czy może nie przysnęła na tym cholernym parapecie, albo nie zjadła czegoś co powodowało omamy wzrokowe i słuchowe. I węchowe też, jak stwierdziła podchodząc do mężczyzny odrobinę bliżej. W dodatku nieufnie, co musiało wyglądać nader komicznie. Dźgnęła go znienacka palcem i stwierdziwszy, że ma do czynienia z żywą tkanką w postaci Vincenta, zmarszczyła czoło i obróciła się w kierunku stojącego pod ścianą barku. -Skoro już ustaliliśmy, że mi się nie przewidziałeś, chyba mogę zrobić tę herbatę. - odsunęła na bok stos pergaminów i jakieś dziwaczne, wypchane zwierzę, sięgnęła po czerwony, poobijany czajnik, który zjechał z nią pół świata, napełniła go wodą i wycelowała w niego różdżkę, nie siląc się nawet na mugolskie sposoby przygotowywania wrzątku. |
| | | Vincent Roginsky
| Temat: Re: Gabinet Katji Nie 16 Lut 2014, 20:22 | |
| Vincent nie wiedział nawet, co dzieje się u jego kochanej przyjaciółki. To prawda, że ostatnio nie miał w ogóle czasu i jej nie odwiedził. W natłoku spraw zapomniał nawet o tym, że tak naprawdę to zostawił ją na pastwę losu w swoim gabinecie. Stąd też w ogóle nie przewidział tego, iż dziewczyna może być na niego wściekła. A powinien, czyż nie? W końcu przedstawicielki płci pięknej rozpamiętywały takie drobiazgi, o których mężczyźni zwykli dość szybko zapominać. Wróćmy jednak do rzeczywistości, Katja została opiekunem Hufflepuffu? To zabawne. Teraz oboje pełnili rolę mentorów dla swoich podopiecznych, jednak Odineva zdecydowanie bardziej się do tego nadawała. Chociaż, biorąc pod uwagę charakter Rogińskiego, chyba nie na darmo obrali go opiekunem Slytherinu. Każdy inny dom jego metody zapewne uznałby za sprzeczne ze szkolnym regulaminem, jak i ogólnymi zasadami współżycia. Natomiast Rosjanka była o wiele spokojniejsza i przyjemniejsza w obyciu, w dodatku wydawało się, że jest wystarczająco cierpliwa, by zająć się Puszkami, którzy słynęli z życiowego nieogarnięci mimo swej pracowitości i zamiłowania do budowania rodzinnych i przyjacielskich relacji. Problem polegał na tym, iż stosunku pomiędzy Hufflepuffem i Slytherinem często bywały napięte. Miejmy jednak nadzieję, iż nie przełoży się to zupełnie na przyjaźń pomiędzy Rogogonem a Katją. Chociaż ci chyba potrafili oddzielić sprawy zawodowe od życia prywatnego. Oczywiście w takim zakresie, na ile było to możliwe, bo jednak sfery te w pewnym stopniu się przenikały. Wiadomo było, że niemożliwe było postawienie jednoznacznej granicy. Zamiast miłego powitania, na które profesor historii magii z utęsknieniem czekał, napotkały go słowa pełne jadu i ironii, a mężczyzna nie wyszedł niestety na bystrzaka, bo przez dłuższą chwilę patrzył na swoją przyjaciółkę nieco zdziwionym wzrokiem. Jakie lustro? Jaka ściana od szafy? Dopiero po paru minutach zrozumiał, co Katja może mieć na myśli. Próbował sobie bowiem przypomnieć ich ostatnie spotkanie. No tak, na pożegnanie powiedział jej, że idzie do gabinetu profesora Dumbledore’a, a później zniknął. Bez słowa. Cholera, i jak miał teraz wyjść ze swojego zachowania obronną ręką? Uśmiechnął się jednak szeroko na jej kolejny komentarz, mając wrażenie, że jej złość jednak powoli przechodzi. Może też się stęskniła i nie chciała przez całe ich spotkanie wylewać swoich żalów? -Przypomnę, chociaż aktualnie nigdzie się nie wybieram. I wiesz co, to zdjęcie mogłabyś mi i tak podarować. Tylko wiesz, jakieś takie… sprośne. Na pewno będę nosił je wtedy przy sobie. Obiecuję. – pozwolił sobie zażartować, aby jakoś rozładować tę pełną napięcia atmosferę. Nienawidził, kiedy kobieta wyrzucała mu jakąś sytuację z przeszłości, a już szczególnie taką, o której specjalnie trzeba było mu przypominać. Odineva jednak miała do tego moralne prawo. Po pierwsze, zdawał sobie sprawę z tego, że wina faktycznie leżała po jego stronie. Po drugie, lubił ją na tyle, że potrafiłby tolerować jej wyrzuty nawet wtedy, gdyby były one całkiem zbędne. Obserwował uważnie jej twarz i zachowanie, starając się wyczytać z niego, czy nadal się na niego złości. Nie był pewien, ale chyba to uczucie w pełni już z niej uleciało. Podeszła zaś do niego, jakby z pewną podejrzliwością, co znowu napełniło go poczuciem niepewności. Nadal coś nie tak? Ta jednak dźgnęła go tylko i na tym jej komiczne podchody się zakończyły. -Myślałaś, że jestem jakąś Twoją marą senną? Aż tak niewyraźnie wyglądam? – zapytał wyraźnie zaskoczony jej słowami. Patrzył jak ta przerzuca stos swoich rzeczy, których najprawdopodobniej nie zdążyła uporządkować przed jego przyjściem. Cóż, bardzo możliwe, że nie spodziewała się dzisiejszego wieczora już żadnych gości. -Przepraszam, że wtedy Cię zostawiłem i nie odezwałem się później ani słowem. Byłem zabiegany, poza tym dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, z którymi właściwie nadal nie wiem, co zrobić. Ale to nieważne, lepiej odłożyć szkolne sprawy na bok. Ominąłem coś ciekawego przez tę moją nieobecność? – po tych słowach uśmiechnął się i wstał na chwilę, żeby objął Odinevę od tyłu, kiedy ta zdążyła już zaczarować czajnik. Leniwa, teraz to czarodzieje we wszystkim wysługiwali się magią. Zamiast, po prostu, wstawić wodę. No dobra, może to on był nazbyt „mugolski”, jak na czystokrwistego. -Ale wiesz, stęskniłem się trochę za Tobą. – dodał jeszcze dosyć cicho, prawie szepcząc jej na ucho. Nie, wcale nie próbował jej udobruchać po tym, jak ostatnio zachował się jak na faceta z klasą nie przystało. Przecież mówił prawdę. |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Nie 16 Lut 2014, 20:29 | |
| Prawdę powiedziawszy byłaby bardziej zła, gdyby jej obecność w Hogwarcie (jak to miało początkowo wyglądać) faktycznie koncentrowała się na osobie Vincenta, ale skoro działo się tak dużo i to w tak krótkim czasie, przyjaciel zszedł na dalszy plan, zwłaszcza że nie było go nigdzie w pobliżu, aby mógł nieustannie o sobie przypominać. Właściwie nie należała poza tym do tego rodzaju kobiet, które po latach potrafią wyciągnąć jakieś zamierzchłe niedociągnięcie swojego mężczyzny i szantażować go nim, w dodatku z powodzeniem. Ona miała w zwyczaju takie rzeczy puszczać w niepamięć już po kilku minutach, lub kiedy uznała, że lekcja płynąca z całego wydarzenia do wszystkich dotarła, a więc nie ma co dalej się katować. W tej sytuacji zachodziły jeszcze szczególne okoliczności, bo Vincent nie był dla niej nikim bliskim, w pełnym tego słowa znaczeniu. Był przyjacielem sprzed lat, którego naszła w jego pracy i do którego nie miała żadnych praw, nawet jeśli takie zniknięcie bez słowa nie było zbyt szarmanckie z jego strony. Nie przejmowała się specjalnie, albo w ogóle na to nie wpadła, możliwością jakichkolwiek nieporozumień między nimi, związanych z opiekowania się domami pozostającymi wobec siebie w pewnej opozycji. Właściwie lepiej byłoby zacząć od tego, że Katja zielonego pojęcia nie miała jak wyglądają te wszystkie stosunki tutaj w Hogwarcie i zapewne gdyby zaoferowano jej pieczę nad Gryffindorem, jej tok myślenia byłby dokładnie taki sam jak w przypadku Huffa. Może więc nawet mieli jakieś szczęście w nieszczęściu. Poza tym byli ostatecznie dorośli, nawet jeśli Katja często przeczyła temu swoim zachowaniem i powinni umieć oddzielić te dwie rzeczy i nie zaprzepaścić tego, czego nie zniszczyła długa rozłąka, z powodu jakichś niesnasek pomiędzy dzieciakami wyobrażającymi sobie nie wiadomo co, tylko dlatego, że noszą inny kolor lamówek i chlubią się innym zwierzakiem w herbie. To by było dopiero niedojrzałe. Słysząc odpowiedź Vincenta nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, ale zaraz potem przygryzła wargę, jakby się nad czymś zastanawiała i ostatecznie wyrzuciła z siebie przekornym tonem. -Oczywiście, najpierw tylko znajdę jakiegoś dobrego fotografa. Na pewno będzie zadowolony z propozycji, może nawet obniży mi cenę! - nie posiadała żadnych sprośnych zdjęć, choć takich przedstawiających ją w najróżniejszych życiowych sytuacjach wykluczających tę ulubioną przez Vincenta miała mnóstwo. A jeszcze więcej fotografii upamiętniało miejsca i ludzi, które poznała w swoim wcale nie tak długim, ale bardzo bogatym życiu. Przynajmniej odkąd pożegnała się raz na zawsze z Durmstrangiem. W tej chwili cała jej złość na Vinca gdzieś wyparowała, co mężczyzna zdaje się wyłapał z jej pełnej ekspresji twarzy, która nigdy niczego nie ukrywała (poza tym jednym, małym, szkolnym sercowym incydentem). Cieszyła się natomiast z tej oświadczonej mimochodem obietnicy, że nigdzie się nie wybiera, która obiecywała nieco częstsze kontakty. Ostatecznie był wciąż jej przyjacielem i właściwie najważniejszym powodem jej obecności w Hogwarcie! Musiała jednak potwierdzić rzeczywistość całej tej sytuacji, stąd jej nieco dziwne zachowanie, którego pewnie pożałowałaby natychmiast, gdyby tylko nie była Katją, królową ekscentryczności, w tej kwestii pozostającą zadziwiająco bezwstydną. -Oczywiście, że tak. - odparła więc, jakby nie zauważając jego zdumienia, albo po prostu je ignorując. Nie zdążyła posprzątać zanim Vince się zjawił? Cóż, mężczyzna nie miał dotąd okazji poznać jej prywatnej przestrzeni, więc to wytłumaczenie mogło się w jego głowie pojawić, prawda natomiast była nieco bardziej... Katjowata. Kobieta ta zwyczajnie nie potrafiła utrzymać w okół siebie porządku, a jeśli już z jakiegoś ważnego powodu posprzątała, nigdy potem nic nie mogła odnaleźć. Wolała więc przyjazny nieład, niż obcą sterylność. Choć zdawała sobie sprawę, że większość ludzi musi uważać ją za niechluja, wciąż pamiętała ten poukładany gabinet Roginsky'ego. Ona jednak najlepiej czuła się wśród tych wszystkich dziwnych pamiątek z niezliczonych podróży: wypchanych ptaków, niezidentyfikowanych rzeźb, kiczowatych przedmiotów kupionych gdzieś na straganach, wśród porozrzucanych papierów i książek, i dziwacznych mebli, w które wliczała się także masa wszelkiej maści i rozmiarów poduszek. Ot, cała ona. Słysząc przeprosiny, wzruszyła jedynie ramionami, bo właściwie nie miała czego mu przebaczać i skoncentrowała się na drugiej części jego wypowiedzi, a mianowicie na pytaniu, które zadał. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć tak jak by chciała, a właściwie wcale nie zdążyła, bo poczuła ramiona Vincenta na swojej talii i zwyczajnie zaniemówiła. To nie było coś, do czego przywykła w czasach szkolnych. Oczywiście pojawiały się pomiędzy nimi jakieś strzępy flirtu, dlatego poradziła sobie sprawnie z prośbą o sprośne zdjęcie, ale dotyk, cała ta sfera fizyczności pozostawała wyłączona z ich relacji, a przynajmniej w sensie poza sportowym, lub stricte przyjacielskim. Kiedy jeszcze w dodatku usłyszała jego cichy głos tuż przy swoim uchu, zaczęła się zastanawiać czy nie byłoby lepiej znajdować się gdzieś teraz w Afryce wśród plemion, które wciąż jeszcze żyją tak prosto i łatwo, że nikt nie musi się zastanawiać o co właściwie chodzi drugiej osobie. A ona właśnie w tej chwili czegoś takiego doświadczała, będąc równocześnie świadomą, że na poły uśpione uczucia budzą się w niej powoli, co zwiastuje katastrofę, jeżeli czegoś z tym nie zrobi. Postąpiła więc dokładnie tak jak kiedyś, w Durmstrangu, kiedy nie wiedziała jak powinna się zachować, a więc zignorowała podszepty serca oraz rozumu, traktując całą sytuację jako coś naturalnego i całkowicie pozbawionego jakiegokolwiek drugiego dna. Ot, stęsknił się. Ona też. Wielka mi sprawa... -Najlepsze na to jest spotkanie. - odparła więc swobodnym tonem, zastanawiając się jednocześnie jakim cudem tak marna aktorka jak ona, umie być jednak przekonująca kiedy nie ma innego wyboru. W tym momencie czajnik zaczął przeraźliwie gwizdać, co pozwoliło jej na wyzwolenie się z objęć Vincenta i zajęcie herbatą. Podczas gdy szukała filiżanek, wsypywała herbatę i wygrzebywała z szuflady łyżeczki, postanowiła zapełnić ciszę odpowiedzią na wcześniejsze pytanie mężczyzny. -A kiedy cię nie było, w gruncie rzeczy działo się całkiem sporo... Zostałam opiekunką Hufflepuffu, nadal nie wiem co we mnie wstąpiło, potem jedna z moich podopiecznych zaginęła i jakby tego było mało, ostatnio jej zakonserwowane ciało pojawiło się na stole w Wielkiej Sali, a nieco wcześniej inny Puchon był torturowany do utraty przytomności. - wyrzuciła z siebie jednym strumieniem wszystkie te wydarzenia, w ten sposób uciekając od konieczności rozwodzenia się nad każdym po kolei. W końcu stanęła przed Vincem z filiżanka goracej herbaty w dłoni i z konieczności unosząc nieco głowę, zapytała: -A u ciebie? |
| | | Vincent Roginsky
| Temat: Re: Gabinet Katji Nie 16 Lut 2014, 20:31 | |
| Akurat Vincent nawet by nie pomyślał zapewne o tym, że Odineva mogła zostać w Hogwarcie tylko ze względu na niego. Po pierwsze dlatego, iż nie był w siebie zapatrzony, ani nie urodził się w imieniny Narcyza. Po drugie, minęło już wiele lat, więc nie sądził, by mógł być wystarczającym powodem do tego, by kobieta zmieniła swoje życiowe plany. Wiedział tylko, że znalazła się w jego gabinecie po to, aby wypełnić ostatnią wolę jego matki, która najwyraźniej pamiętała Katję jeszcze z Durmstrangu i dlatego też zwróciła się do niej o pomoc. Inna kwestia, że zrobiła to na marne, bo Rogogon nie zamierzał przebaczyć jej tego, że zostawiła go w najcięższym okresie jego życia, kiedy był jeszcze młody, niewinny, a niesłusznie trafi do Azkabanu, w którym zmagał się z najciemniejszą stroną swojej duszy, jak i z dementorami. Nie chciał o tym pamiętać, ale wspomnienia niekiedy wracały. Ten, który tego nie doświadczył nie potrafił zrozumieć. Człowiek w Azkabanie dotykał dna, mało który potrafił się później od niego odbić. A jego matka, która jako jedyna powinna wierzyć w jego niewinność, nawet gdyby nie miała ona nic wspólnego z rzeczywistością, postanowiła zerwać z nim kontakt. Ślepo pogodziła się z wyrokiem, a później jeszcze, na chwilę przed śmiercią, bezczelnie chciała dojść z nim do porozumienia. Na szczęście, był w tej próbie i jeden pozytywny aspekt. W końcu gdyby nie prośba matki Vincenta, najprawdopodobniej Roginsky i Odineva w ogóle by się nie spotkali. A czy nie było niczego piękniejszego w tej mrocznej, hogwarckiej rzeczywistości, niżeli spotkanie znajomej twarzyczki? I to jeszcze jakiej pięknej twarzyczki, na której wiecznie gościł uśmiech. Właściwie Katja nadawała się na opiekunkę Hufflepuffu, tak samo jak Vincent nie mógłby być opiekunem innego domu jak Slytherinu. Ten promienisty uśmiech kobiety, jej cierpliwość i empatia, a także i pewnie nieogarnięcie przejawiające się pod postacią tego bałaganu w gabinecie, oddawało niejako charakter uczniów, którzy trafili pod sztandar Borsuka. Nic dziwnego, że Dumbledore zaproponował jej tę rolę. Puchowi pewnie do niej lgnęli i znakomicie się z nią dogadywali. I Rogogon wcale nie ujmował jej tym, iż jej osobowość pasowała mu do Puszków, wręcz przeciwnie, to on chyba powinien się martwić. Po prostu uważał, że Odineva jest niezwykle pozytywnym i sympatycznym osobnikiem, takim, do którego można się zwrócić z każdym problemem. Taką iskierką nadziei, źródłem ciepła. Przecież jemu też zawsze poprawiała humor, nawet jeżeli w jego życiu nie do końca się układało. -Nie chcę się chwalić, ale robię całkiem niezłe kadry, więc jeżeli miałabyś ochotę na jakąś sesję, to bardzo chętnie zrobię Ci kilka aktów. – odpowiedział na jej słowa o poszukiwaniu fotografa. Prawdę mówiąc, ładnie mu się odgryzła, ale on nie zamierzał dać jej za wygraną. Przypomniały mu się od razu ich utarczki słowne jeszcze z czasów Durmstrangu, Nie, nie kłócili się, raczej się ze sobą droczyli. Tylko, że Rogiński w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że w przypadku Katji ich rozmowy miały drugie dno. Nigdy by się nie domyślił, że ta gdzieś w głębi serca się w nim podkochiwała. Nigdy nie dała mu bowiem tego jasno do zrozumienia, a przecież Vincent był facetem i na takie rzeczy nie zwracał uwagi – trzeba było do niego trafić z jasnym i prostym przekazem. Poza tym, każdy wiedział, że chłopak w Durmstrangu miał swoją wielką miłość. Po ukończeniu szkoły i po jej śmierci zresztą pogrążył się w rozpaczy i długo nie mógł się pozbierać. Może i flirtował z innym dziewczętami, ale zawsze był to tylko niewinny flirt. Niepotrzebna mu była żadna inna, kiedy miał przy sobie swoją ukochaną. Może to właśnie od czasu jej śmierci Rogogon zrobił się taki oschły, w jego życiu pojawiły się typowo mugolskie narkotyki, które miały poprawić mu nastrój. Zmienił się, i to wcale nie na lepsze. A Katja potrafiła chyba wyciągnąć z niego tego starego, lepszego Vincenta. Natomiast, odnosząc się do jej bałaganu w pokoju, profesorowi historii magii wcale on nie przeszkadzał. To prawda, że w jego gabinecie było zwykle wręcz sterylnie, ale to było z kolei jego dziwactwo. Zawsze był perfekcjonistą, zawsze musiał mieć wszystko poukładane. Podobno to, jak wyglądał pokój człowieka, niejako świadczyło o jego charakterze. Katja była typem podróżniczki, a u takich raczej trudno było o ład taki jak w przypadku Vincenta. Dlatego też mężczyzna nie dziwił się tym, iż w pokoju kobiety znajdują się wręcz tysiące pamiątek. Właściwie to było na swój sposób urocze. Widać było bowiem, że Odineva znalazła ogromna przyjemność w swoich przeróżnych wycieczkach, a jej szpargały w gabinecie przypominały jej o chwilach spędzonych w innych krajach. W miejscach szczególnie dla niej ważnych. Miały zatem więc dla niej jakąś sentymentalną wartość, której Rogogon zapewne nie byłby w stanie w pełni zrozumieć, ale za to nie miał problemu z tym, aby ją uszanować. On był zupełnie inny od Katji, on wolał o większości swojego życia zapomnieć, dlatego w jego gabinecie daremne było szukanie pamiątek, nawet tych z Durmstrangu, nawet tych, które tyczyły się jego ukochanej. Nie lubił wracać do przeszłości, bo jego zdaniem było to jedynie niepotrzebne rozdrapywanie ran. -Nie mogę zaprzeczyć. – odparł krótko i spokojnie, nie wiedząc, iż swym objęciem zdołał tę kruchą kobietkę onieśmielić. Dobrze się ukrywała i zachowywała się na tyle swobodnie, że nie zwietrzył u niej tego uczucia. Za to on sam też nie zrobił tego w jakimś konkretnym celu, to było właściwie odruchowe. Sam nie byłby w stanie odpowiedzieć czy to na skutek jakiegoś głębszego uczucia, sentymentu z czasów szkolnych czy po prostu, najzwyczajniej w świecie, przez te kilka tygodni zdążył się za nią stęsknić. Kiedy jednak Odineva uwolniła się z jego uścisku, usiadł ponownie w fotelu, który obrał sobie na początku, po wejściu do jej gabinetu i czekał, aż ta poda mu gorącą herbatę. Nie, nie to, że myślał sobie, że mu się należy. Po prostu był w gościnie. On sam przecież tak samo ugościłby ją w swoich skromnych progach. -Gratuluję. I współczuję jednocześnie. Chociaż obawiam się, że to nie jedyne problemy, które w najbliższym czasie nas dopadną. – mruknął nieco zamyślony, kiedy kobieta wspomniała o tym, iż została opiekunką Hufflepuffu. Ta wiedza zupełnie go nie zaskoczyła, ani nie zakłopotała. Prawdę mówiąc, tym bardziej cieszył się, że Katji powierzono kolejną odpowiedzialną funkcję. Dzięki temu mógł wierzyć w to, że pozostanie w Hogwarcie na dłużej, niż pewnie oboje spodziewali się, gdy tutaj przybyła. -Słyszałem coś o tej dziewczynie, ale już o torturowaniu Puchona nie bardzo. Przybliżysz mi sytuację? Za to u mnie też nieciekawie. Podejrzewam jednego ze swoich uczniów o bliskie relacje z Voldemortem. Może nawet i miał on swój udział w tych wydarzeniach, o których mówisz. Jesteś w Hogwarcie od niedawna, ale zdążyć przyzwyczaić się do tego, że Ty swoim uczniom będziesz musiała pomagać jako ofiarom, ja z kolei będę musiał sprowadzać swoich na dobrą drogę. Niestety, niektórzy Ślizgoni wyrastają do roli oprawców… - dodał po chwili nadal spokojnym głosem. Aż nadto spokojnym, biorąc pod uwagę to, iż właśnie wypowiedział imię tego, którego zwykle ludzie bali się wymówić. On się tym nie przejmował. Nie mógł powiedzieć, że nie odczuwał obawy, kiedy spotykał się z nim twarzą w twarz. Nie rozumiał jednak strachu przed samym wymówieniem jego imienia. Dla niego było to zbyt abstrakcyjne. Jeżeli zaś chodziło o jego porównanie Puchonów do ofiar, a Ślizgonów do oprawców, nie zamierzał znów obrażać Domu Borsuka. Wiedział, że i z tego domu wywodzi się wielu potężnych czarodziejów. Każdy jednak wiedział, że byli oni wrażliwi i delikatni w przeciwieństwie do Zielonych, którzy nie szczędzili w środkach, byleby tylko dopiąć swego celu. |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Nie 16 Lut 2014, 20:41 | |
| Nie przesadzajmy, było też kilka innych czynników sprzyjających podjęciu podobnej decyzji, jak choćby konieczność utrzymania płynności finansowej. Nie oszukujmy się jednak, istniało wiele rodzajów pracy, podobnie płatnych, a jednak lepiej pasujących do charakteru Katji. Zwłaszcza jeśli zna się drobny fakt z jej przeszłości, a mianowicie niechęć do zajęć szkolnych pod większością z ich postaci. Vincent zdecydowanie był tutaj czynnikiem determinującym jej decyzję, nawet bardziej niż chęć zwiedzenia Zamku i osoba dyrektora, którego od pierwszych chwil obdarzyła ogromną sympatią. Zapewne to spontaniczne uczucie także przyczyniło się do brzemiennej w skutki decyzji przyjęcia posady opiekuna Hufflepuffu. Czy Odineva pasowała na to stanowisko? To zależy pewnie, od której strony spojrzy się na całą sytuację. Zapewne gdyby w młodości uczęszczała do Hogwartu, to własnie ten dom byłby jej własnym. Miała podobny do wielu Puchonów charakter, nieco chaotyczny, ale dość ciepły, przyjazny i otwarty. Inną kwestią było natomiast powierzanie w jej ręce podobnej odpowiedzialności, pamiętając że jest osobą, która zawsze uciekała od wszelkich zobowiązań, bo głęboko przeświadczoną, że jedyne co z nich wypływa to problemy. Nie powiem aby obecna sytuacja miała przekonać do zmiany zdania... O dziwo odnajdowała jednak w sobie pewne cechy, o które wcześniej by siebie nie posądziła. Okazało się, że całkiem sprawnie działa pod presją i potrafi nawet rozmawiać na delikatne tematy, nie zachowując się przy tym jak słoń w składzie porcelany. Swoim zwyczajem koncentrowała się zatem na tym co dobrego wypływało z jej nowej sytuacji, a nie na jej wadach. Może dlatego całkiem nieźle radziła sobie z pocieszaniem i rozweselaniem innych ludzi, przywykła do nieustannego ćwiczenia tych umiejętności na własnej osobie. -Nie kwestionuję twoich umiejętności, jednak dopóki nie pokażesz mi jakiegoś certyfikatu będę musiała odmówić. Nie chciałabym aby to ciało - to mówiąc przybrała zabawną minę i gestem objęła swoją sylwetkę - zostało w jakikolwiek sposób zbezczeszczone. - spojrzała na niego zawadiacko i tylko odrobinę złośliwie. Jeżeli istniał jakiś jeden, konkretny mechanizm, dzięki któremu przetrwała to szkolne zauroczenie, to na pewno była to zdolność prowadzenia podobnych przekomarzań bez uszczerbku dla własnego zdrowia psychicznego. Przeszła długą drogę zanim jej riposty zaczęły przedstawiać jakąkolwiek wartość, ale lata praktyki robiły swoje. Dzisiaj niewiele osób potrafiło zbić ją z pantałyku. Prawdopodobnie Vincent miałby z nią problemy od samego początku, gdyby nie to, że ich przekomarzania niemalże zawsze miały to drugie dno, zaś zakochana w nim i niedoświadczona jeszcze Katja, potrzebowała w tamtych latach czasu aby przywyknąć do podtekstów i aluzji, które jednak nie miały do czynienia nic z rzeczywistymi chęciami, czy planami chłopaka. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że nieświadomie dał jej twardą szkolę życia. Teraz więc zachowując stabilność emocjonalną i nie dając po sobie nic poznać, umiała nawet przygotować herbatę zaraz po tym jak Roginsky postanowił ją poobejmować. Była z siebie dumna, to udowadniało jej samej, jak wiele osiągnęła i jak bardzo umiała się kontrolować jak na osobę, która rzadko kiedy miała potrzebę ukrywania prawdziwych emocji. Swoją drogą przez myśl przeszedł jej nawet pomysł oświadczenia wszystkiego prosto z mostu mężczyźnie tylko po to aby zobaczyć jego minę, ale zrezygnowała z tego pomysłu dość szybko, świadoma dziwnej atmosfery, którą wytworzyłoby podobne wyzwanie. Nie chciałaby czuć się skrępowana w jego obecności do końca jej bytności w Hogwarcie, zwłaszcza że na razie nie planowała jeszcze wyjazdu. Nalała wrzątku do dwóch filiżanek i za pomocą kolejnego zaklęcia umieściła je bezpiecznie na stole, uprzednio oczyszczając jego fragment z wszędobylskich papierzysk. -Hanry Lancaster był torturowany kilka tygodni temu w Zakazanym Lesie. Na razie nic nie powiedział, a śledztwo wykazało bardzo niewiele, więc sytuacja pozostaje niewyjaśniona. - odparła na jego pytanie, równocześnie jakoś przyswajając sobie wiadomość, że opiekowała się domem ofiar, z braku lepszego określenia. Ale właściwie wolała chyba to, niż użeranie się z osobami o złych intencjach i nieprzyjemnych pomysłach. Miała zwyczaj widzenia w ludziach tego, co najlepsze i czasem naiwnie nie dopuszczała do siebie myśli, że ktoś mógłby mieć coś na sumieniu, co z pewnością utrudniłoby jej pracę. Nie zwróciła nawet uwagi, na pojawienie się w rozmowie nazwiska Voldemorta. Przez te wszystkie lata, kiedy podróżowała, przebywała w krajach, w których to nazwisko było odległe i do pewnego stopnia nierzeczywiste. Oczywiście wiedziała, kim był, znała wiadomości i zdawała sobie sprawę z jego potęgi, nigdy natomiast nie miała okazji żyć wśród ludzi, dla których nawet jego miano było słowem tabu i nie należało go wypowiadać. Dlatego właśnie nie zauważyła niczego dziwnego w zachowaniu Vincenta. -W takim razie dobrze, że mają ciebie. - odparła, wciąż jeszcze myślami tkwiąc przy temacie domów i ich charakterystyk. -Częstuj się. - dodała po chwili, wracając na ziemię i wskazując na herbatę oraz jakieś osobliwe ciasteczka. Zapewne wyrób własny (piekła dobrze wszystko za wyjątkiem szarlotki!), bądź pamiątka po którejś z podróży. |
| | | Vincent Roginsky
| Temat: Re: Gabinet Katji Nie 16 Lut 2014, 20:43 | |
| W powody, dla których Katja została w Szkole Magii i Czarodziejstwa Vincent w zasadzie nie wnikał, bo i nie miał w tym żadnej potrzeby. Wystarczyło mu przecież, że kobieta tu jest i że zawsze może właśnie wpaść do niej na herbatę, porozmawiać z kimś na poziomie, w dodatku kimś tak ciepłym. Naprawdę, to jej ciepło często sprawiało, że zapominał o swoich problemach, a jeżeli on, który raczej uchodził za chłodnego, tak zachowywał się w jej obecności, to tylko dobrze wróżyło dla Odinevy w roli szkolnego opiekuna domu. Tym bardziej Puchonów, także wrażliwych i ciepłych osób. Rosjanka mogła nawet nie spodziewać się, że to stanowisko do niej pasuje, skoro sama twierdziła, że woli raczej unikać zobowiązań. Czasem jednak można wiele dowiedzieć się o samym sobie, podejmując działania, które z pozoru wcale nie odpowiadają charakterowi. Dlatego Rogińskiego nie dziwiło to, że kobieta odkryła w sobie wiele cech, o których pojęcia nie miała. On sam też przecież nie do końca poczuwał się z początku do roli opiekuna Slytherinu, chociaż z innych pobudek. On po prostu uważał, że nie nadaje się do matkowania dzieciakom. Okazało się jednak, że jego podopieczni w większości są bardziej dojrzali, niżeli myślał na początku. Chociażby Arthur, z którym Vince, wbrew szkolnemu regulaminowi, często popijał Ognistą i mógł z nim porozmawiać o wszystkim, nie odczuwając różnicy wieku pomiędzy nimi. Innym przykładem był Rosier, który akurat sprawiał Rogogonowi więcej problemów. W pewnym stopniu był jednak do wychowanka Durmstrangu podobny i z tego względu być może nauczyciel historii magii wolał nie informować od razu Albusa o swoich podejrzeniach, a próbować na własną rękę załatwić sprawę młodego Ślizgona. Nie był jednak do końca pewien czy poradzi sobie z tak silnym charakterem. Tym bardziej, iż nie wiedział do czego tak naprawdę zdolny jest Evan, który różnił się znacznie od swoich pobratymców ze Slytherinu. -Wątpisz w moje umiejętności? Poczułem się dotknięty. Chyba muszę Ci jednak kiedyś udowodnić, że nadaję się do tej roli. – westchnął tylko ciężko na komentarz Odinevy, który raczej nie należał do zbyt pochlebnych. Wiedział, że kobieta tylko się z nim droczy, ale zdecydowanie wolał, kiedy któraś z przedstawicielek płci pięknej postanowiła połaskotać jego ego, a nie przeciwnie. To chyba normalne. Mężczyźni lubili komplementy, nie mniej od kobiet, tylko o tym nie mówili. -Ah, i jeżeli mowa o zbezczeszczeniu Twojego ciała, to uwierz, jestem ostatnią osobą, która śmiałaby tego dokonać. – dodał jeszcze po chwil najwidoczniej rozbawiony wymianą słów, która się pomiędzy nimi wywiązała. Lubił się z nią droczyć. Była bowiem inteligentna i zawsze miała przygotowaną ripostę. A przecież właśnie z takimi ludźmi najlepiej się rozmawiało. Przynajmniej nie było nudno. Być może dlatego tak często flirtował z nią jeszcze w czasach szkolnych, mimo iż był w szczęśliwym związku i nie miał co do niej żadnych głębszych planów. W każdym razie, ich rozmowa nie mogła dotyczyć jedynie przyjemnych i przyziemnych tematów. Pracowali w Hogwarcie, w którym ostatnio rozgrywały się, niestety, niezbyt przyjazne wydarzenia, a to właśnie w ich obowiązku było zapobiegać temu, by pojawiały się kolejne ofiary. Dlatego też Vincent szybko zapomniał, choć z bólem serca, o pięknym ciele Katji, koncentrując się na jej wyjaśnieniach dotyczących rzekomego torturowania Puchona. -Nie brzmi zbyt dobrze. Gdybyśmy chociaż wiedzieli z kim mamy do czynienia, byłoby prościej. Ale kto wie, może jeszcze trafimy na jakieś poszlaki. Jeżeli będziesz potrzebowała wsparcia, służę pomocą. – powiedział znów tym samym spokojnym głosem, który mógł denerwować niektórych rozmówców. Roginsky nigdy bowiem nie pokazywał swych obaw na zewnątrz, chyba że naprawdę zostałby do tego zmuszony. Starał się wszystko chłodno kalkulować, mimo że wiedział, iż niedługo sprawy mogą przybrać niebezpieczny obrót, a oni zostaną wciągnięci w krwawą walkę. -Nie wiem czy jestem w stanie ich wszystkich okiełznać. – mruknął jeszcze w odpowiedzi na pozytywną ocenę jego pracy na stanowisku opiekuna Slytherinu. No, przynajmniej tak można było słowa Odinevy odebrać. On miał jednak pewne wątpliwości może nie tyle co do swoich kompetencji, co do skali, na którą działał Voldemort, najwyraźniej pozyskując swoich wielbicieli już nawet wśród młodych adeptów szkoły. Może powinien jednak połączyć siły z Katją? Razem z pewnością zdziałaliby więcej, choćby w sprawie śledztwa, które tylko z pozoru dotyczyło jedynie Puchonów. Cóż, jeszcze będzie okazja, by przyjrzeć się tym wydarzeniom bliżej. Na razie mężczyzna wziął kubek z gorącą herbatą, rezygnując z ciasteczek, jako że słodyczy raczej nie jadał. Kiedy już chciał go postawić na blacie przed sobą, sam nie wiedział dlaczego, wylał trochę wrzątku na swoje przedramię, co spowodowało, że wydał z siebie niezidentyfikowany odgłos świadczący o nieprzyjemnym uczuciu towarzyszącym zetknięciu gorącej herbaty ze skórą. A właściwie z rękawem jego koszuli, który w momencie zwilgotniał, przysparzając cierpień. Vincent przeklnął tylko pod nosem, odstawiając kubek na stół. Chyba był po prostu zmęczony. |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Nie 16 Lut 2014, 21:46 | |
| Kwestią sporną pozostawało stwierdzenie, że zawsze będzie mógł do niej wpaść na herbatę, zwłaszcza że dobrze wiedziała o jego słabości do nieco mocniejszych trunków. Ale właściwie nie o to chodziło, ponieważ Katja swoim zwyczajem rzadko pozostawała przez dłuższą chwile w jednym miejscu i częściej kręciła się po Hogwarcie i okolicach, niżeli siedziała w swoim gabinecie. Poza tym choć sama nie wiedziała jeszcze ile zostanie w szkole, miała świadomość, że nie jest to zajęcie, którego mogłaby podjąć się na stałe. To był jedynie kolejny etap jej życiowej przygody, być może nieco dłuższy niż inne, ale jednak przejściowy. Tym niemniej nie zamierzała podobnym oświadczeniem pogarszać humoru sobie i Vincentowi, więc zgodnie ze swoim charakterem cieszyła się chwilą obecną i nie za wiele troszczyła się o niepewną przyszłość. Zapewne bardziej niż Roginsky nadawała się do kontaktów z dzieciakami, sama w końcu jeszcze nie dorosła, ale nie była do tej roli idealna. Zapewne nikt nie był, w tej chwili mogła starać się jedynie jak najlepiej sobie radzić z nowymi obowiązkami i mieć nadzieję, że uda się jej nikomu nie uczynić trwałej krzywdy. Jak na razie udało jej się porozmawiac w cztery oczy jedynie z kilkoma uczniami, więc na pewno nie mogła pochwalić się znajomością ich charakterów oraz aspiracji na podobieństwo Vinca, jednak taki stan był zapewne kwestią czasu. -Tak, śmiem w nie wątpić. - odparła lakonicznie na jego stwierdzenie, właściwie chcąc zakończyć już dyskusję na temat tej sesji fotograficznej, która nie miała prawa nigdy dojść do skutku, choćby dlatego, że Katja nie miała w planach podobnych ekscesów, a już na pewno nie z tym mężczyzną za obiektywem. Prawdę powiedziawszy wolała robić zdjęcia niżeli do nich pozować, tak więc nadzieje jej przyjaciela były jak najbardziej płonne. Być może dotknęło to jego ego, ale ona nie należała do kobiet, które przejmowałyby się zawiłościami męskiej psychiki. A już na pewno nie podczas podobnych przekomarzań. Pominęła bez komentarza jego solenną obietnicę, słysząc jak gdzieś na skraju jej świadomości rozlegają się dzwonki alarmowe, sugerujące aby jak najszybciej uciekła od niebezpiecznych tematów i flirtu, nawet niewinnego. Być może szkolne przejścia nieco ją uodporniły na uroki tego faceta, lepiej jednak było nie kusić losu i utrzymywać wobec niego postawę stricte przyjacielską. Całe więc szczęście, że były bardziej naglące tematy, niż omawianie niewątpliwego piękna jej ciała. Choć przypuszczam, że ciężko określić mianem "szczęścia" okoliczności rozmowy o tym, że uczniowie, którzy powinni być całkowicie bezpieczni giną i są torturowani. -Aurorzy zajmują się tą sprawą. Dzisiaj rozmawiałam też z Henrym, sporo przeszedł ale jeśli nie zechce sobie przypomnieć okoliczności tamtych wydarzeń, będzie ciężko ruszyć ze śledztwem do przodu. - odparła, zamyślając się nagle. Miała nadzieję, że chłopak rozważy dzisiejszą rozmowę i następnym razem okaże większą skłonność do współpracy. Podobnie jak ta mała Larsen. -I wzajemnie - stwierdziła rzeczowo, chcąc dać do zrozumienia mężczyźnie, że ona także może służyć mu pomocą i radą, choć zdawała sobie sprawę, że Vincent niechętnie będzie odnosił się do podobnego pomysłu. Rzadko można było spotkać kogoś, kto równie zazdrośnie strzegł swoich emocji, potrzeb i myśli. Czasem ją to irytowało, ale miała tę przewagę, że znając go tak dobrze, potrafiła wyczytać z jego twarzy i tak więcej niż inni. Chciała go nawet upewnić w tej chwili, że nie rzucała słów na wiatr twierdząc, że bez dwóch zdań nadaje się na opiekuna Ślizgonów, bo jest dobrą osobą i równocześnie twardą, więc na pewno da sobie z nimi radę, kiedy nastąpił mały kataklizm w postaci rozlanej herbaty. Kobieta nie zastanawiając się nawet specjalnie nad tym co zamierza zrobić, szybko przyklękła przy przyjacielu i chłodnymi palcami rozpięła mankiet jego koszuli, szybko podwijając nieprzyjemnie mokrą część materiału. Miała w planach wyczarowanie odrobiny lodu i ulżenie Vincentowi w cierpieniach, ale coś jej w tym przeszkodziło. Nie, nie coś, jak można bowiem takim niewinnym określeniem nazwać Czarny Znak na przedramieniu kogoś, w kogo dobro niezmiennie i uparcie wierzyło się nawet wtedy, kiedy inni zwątpili? Przez kilkanaście sekund po protu wpatrywała się w tatuaż ze zszokowanym wyrazem twarzy, aż w końcu udało jej się rozewrzeć drżące palce zaciśnięte na koszuli mężczyzny i wycofać się w kierunku własnego fotela. Zapomniała już o oparzeniu i lodzie, w tym momencie nie mogła się już na niczym skupić, w jej głowie zaś rozgrywała się paniczna gonitwa myśli. Czy to mogła być prawda, czy może to jedynie jakiś dziwny żart i zaraz będą się ze wszystkiego śmiać? Kiedy znajomi donieśli jej o uwięzieniu Vincenta, ona wciąż upierała się, że jest niewinny, że niczego złego nigdy by nie zrobił, choć przecież wiedziała o jego zainteresowaniu czarną magią w czasach szkolnych. Wierzyła w niego niezachwianie (i czyżby naiwnie?), a wieści o tym, że miała rację zastały ją w Nowej Zelandii. Na Merlina, ona nawet kupiła tego ptaka, który przyniósł jej tak radosną wiadomość! Cacao towarzyszył jej od tamtego czasu i przypominał o przyjacielu. Przyjacielu, który miał okazać się teraz śmierciożercą? Nie mogła, nie chciała w to uwierzyć. |
| | | Vincent Roginsky
| Temat: Re: Gabinet Katji Pon 17 Lut 2014, 22:40 | |
| Vincent nie zastanawiał się nad tym, jak długo Katja pozostanie w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Prawdę powiedziawszy, nie sądził nawet, że upodoba sobie to miejsce tak szybko po pierwszych odwiedzinach jego gabinetu. Cieszył się, że może ją widzieć, i właściwie to miał na myśli w związku z tą herbatą. Wiadomo, że nie musiała to być ani herbata, a na przykład Ognista Whiskey, ani jej gabinet, a może zamiast tego błonia lub jego cztery ściany. W każdym razie, mężczyzna z pewnością zdawał sobie sprawę z tego, że Odineva nie zamierza spędzić w Hogwarcie reszty swojego życia. Mimo że nie widział jej od czasów szkolny, pamiętał, jaką naturę od zawsze miała ta dziewczyna. Nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu zbyt długo, ponieważ miała wrażenie popadania w rutynę i najzwyczajniej w świecie się nudziła. A przynajmniej tyle wynikało z jego obserwacji. Wolał zatem nie myśleć o tym czy w ogóle, a już tym bardziej kiedy, Katja postanowi opuścić mury zamku i pożegnać się zarówno z nim, jak i z Albusem. Dlatego chociaż raz stwierdził, że lepiej będzie się dostosować do znanej dywizji, która polecała cieszyć się chwilą. Odinevie jakoś zawsze przychodziło to łatwiej, podczas gdy on potrafił czasem się zgubić, rozpamiętując przykre wydarzenia z przeszłości. Być może to właśnie takie podejście sprawiało, że był człowiekiem, do którego trudno było trafić. Często koncentrował się na tym, co było, zamykał się w świecie swoich własnych przeżyć i emocji, nie dopuszczając do niego obcych. Był nieufny, nie chciał widzieć nikogo innego w swoim kącie. Jeżeli już przed kimś się otworzył, musiał być to ktoś ważny, ktoś, w kim Vincent w pełni mógł pokładać swą wiarę. Nie mógł w tym momencie jeszcze powiedzieć czy Rosjanka, z którą rozmawiał, należała do takich osób, choć z pewnością uwielbiał spędzać czas w jej towarzystwie, a jej niezwykle przyjazna osobowość wprowadzała do jego życia nieco światła, a także przynosiła jego duszy ukojenie. Duszy, która coraz bardziej zostawała opanowywana przez mrok, przez tajemną siłę Voldemorta, która jakby przechodziła na niego wraz z pojawieniem się mrocznego znaku. Od kiedy go spotkał, nie czuł się już tak pewnie i bezpiecznie, pomimo tego, iż był przekonany o tym, że nie ma żadnej siły, która zmusiłaby go do zachowania zgodnie z wolą kogoś, kogo nazywano Czarnym Panem. Miał swój rozum i nigdy nie poparłby bezmyślnego rozlewu krwi, który nie był proporcjonalny do samej idei. Wracając jednak do rzeczywistości, czyli do gabinetu świeżej pani profesor. Naprawdę flirtowali? Rogogon nawet nie pomyślał o tym, by ich rozmowę oceniać w kategorii flirtu, a jeżeli już to zdecydowanie niewinnego. Być może dlatego, że przyzwyczaił się już do takiej wymiany zdań. Słynął przecież z tego, że wykorzystywał swą urodę, a co za tym idzie, również i popularność wśród przedstawicielek płci pięknej. Inna sprawa, że raczej nie miał zbyt dobrej sławy w kwestii wierności i traktowania związku z kobietą „na poważnie”. Większość takich przygód traktował bowiem jako przelotną znajomość, nic nieznaczący romans. W rzeczywistości kochał bowiem tylko swoją miłostkę z czasów Durmstrangu. Być może i Raiję, chociaż to był także zamknięty rozdział w jego życiu. Poza tym, nawet, jeśli faktycznie czułby do niej coś więcej, nie przyznałby się do tego. Odineva z pewnością trafiała w jego gust, w zasadzie już w Durmstrangu. Nic dziwnego, skoro była zarówno urodziwa, jak i inteligentna. Bieg wydarzeń jednak nie pozwolił im nigdy stworzyć szczęśliwego i trwałego związku. A może szkoda? -Może należy mu nieco pomóc w przypomnieniu sobie tych wydarzeń? Myślę, że znalazłoby się parę eliksirów, które… odświeżyłyby mu pamięć. – zaproponował po słowach Katji, choć jego sposoby rozwiązania tego typu spraw chyba jednak nie należały do powszechnie stosowanych. Zresztą, zapewne wielu innych nauczycieli, w tym być może i Minerwa, zaoponowałoby, iż jego metody odbiegają od standardów etycznych i że zmuszenie uczniów do konsumpcji jakiegokolwiek z eliksirów byłoby sprzeczne ze szkolnym regulaminem i zasadą współżycia społecznego. No cóż, on uważał, że niekiedy cel uświęcał środki, a w tym przypadku przecież nie zagrażałby życiu tego Henry’ego, a kto wie, może dowiedzieliby się czegoś ciekawego. Na razie jednak miał inne powody do zmartwień. Jego niefortunne przechylenie filiżanki przyprawiło mu więcej kłopotów, niżeli mógłby z początku przypuszczać. Ból nie był nie do zniesienia, przyzwyczaił się do gorszego. Pech jednak chciał, by Odineva zbyt mocno się przejęła i postanowiła mu pomóc. Kiedy podciągnęła jego rękaw, złapał ją dość mocno za nadgarstek. Może nawet zbyt mocno. Poza tym, sam nie wiedział dlaczego, może był zmęczony, ale nie popisał się refleksem, a jego mroczny znak ujrzał światło dzienne. Roginsky puścił rękę Rosjanki, która zszokowana wróciła na swój fotel. Natomiast profesor historii magii zastanawiał się właśnie nad tym dlaczego nie użył dzisiejszego dnia zaklęcia maskującego na swoim przedramieniu. Chyba naprawdę miał zbyt wiele na głowie i zapomniał zadbać o taki szczegół. Zresztą, nie mógł się przecież spodziewać takiej sytuacji. Nawet, gdyby doprowadził do takiej sytuacji w innym miejscu, nikt inny nie odważyłby się zapewne na próbę ulżenia mu w cierpieniu. Katja miała zdecydowanie za dobry charakter. A Vincent nie wiedział nawet, co powinien jej teraz powiedzieć. Jak przekonać ją do tego, by mu uwierzyła? By miała tę świadomość, że naprawdę jest niewinny i że decyzja o uwolnieniu go z Akzbanu była odpowiednią. -Przepraszam. – mruknął tylko krótko, nawiązując wpierw do tego, że w ogóle narobił takiego zamieszania, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że jego przyjaciółki z pewnością nie obchodzi aktualnie to, że rozlał gorącą herbatę, a raczej to, co przez przypadek odkryła na jego ręce. Znak, którego wolałaby niewątpliwie nie zobaczyć. -To nie tak jak myślisz. Wiem, że to najgorsza wymówka, jaką mogłabyś usłyszeć, ale chyba nie myślisz, że stanąłbym po przeciwnej stronie barykady? Znasz mnie od dawna. Przecież wiesz, że może i wyglądam na takiego, ale nigdy nie poparłbym kogoś, kto dopuszcza się rozlewu krwi niewinnych. – mruknął dopiero po chwili, starając się jakoś wyjaśnić całą sytuację. Ale od czego miał w ogóle zacząć? Powiedzieć, że został zmuszony? Że szantaż Voldemorta okazał się skuteczny? Nie sądził, aby kobieta w to uwierzyła. Westchnął tylko ciężko, wyciągając różdżkę zza marynarki, jednak tylko po to, aby zrobić to, o czym powinien był pamiętać wcześniej. Zamaskował mroczny znak, aby nikt inny nie dostąpił tej wątpliwej przyjemności jego ujrzenia.
|
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Wto 18 Lut 2014, 00:26 | |
| Naprawdę, naprawdę flirtowali. A przynajmniej w ekcyklopedycznym znaczeniu tego słowa, które głosi jak następuje: «prowadzenie zalotnych rozmów i czynienie kokieteryjnych gestów;». A czy słowo zalotne jak najbardziej nie pasowało przypadkiem do tematu sprośnych zdjęć, rozbieranych sesji i uroków kobiecego ciała Odinevy? Jeśli nie dla Vinca, to Katja musiała mieć odrobinę zdrowsze podejście do tej sprawy. Albo była wyczulona jak każda kobieta, a w szczególności taka, dla której rozmówca nie jest bynajmniej obojętny. Tym niemniej znała go dość dobrze by wiedzieć, że te słowne gierki nie mają żadnego ciągu dalszego. Zawsze istniały jakieś przeszkody nie do pokonania na ich drodze, w szkole Katya i różnica wieku, potem odległość, a teraz dystans wytworzony przez długą rozłąkę. Nie wspomniawszy o ukrytym jeszcze pod koszulą Roginskiego mrocznym znaku i jego przejściach z uczennicą. Co do możliwości stworzenia przez nich szczęśliwego i trwałego związku, to mam szczere wątpliwości czy w ogóle byłoby to możliwe. Katja potrzebowała czasu aby się wyszumieć, a dążenia Vincenta były zgoła odmienne. Nie wspominając o fakcie, że na jakiś czas wylądował w Azkabanie, co zapewne szkodzi nawet najlepiej zgranej parze. Nie mówiąc już o tym, że emocjonalna z natury kobieta raczej by nerwowo nie wytrzymała z kimś, kto każde słowo waży tak, jakby miało moc zabijania. Przypuszczam, że (o ironio!) tajemniczość i stateczność mężczyzny była poniekąd czymś, co ją w nim pociągało, ale żadne sytuacje skrajne nie są zdrowie, a w tym przypadku chyba mamy z taką do czynienia. Słysząc sugestię Vincenta spojrzała na niego zaniepokojona. Owszem, ona także rozważała tę możliwość, jednak przeważyło wrodzone poczucie empatii i przyzwoitości. Nie wiadomo co kryło się w zakamarkach pamięci Henry'ego. A co jeśli było to coś, co mogłoby go dobić? Chłopak nie trzymał się psychicznie najlepiej i nie potrzebował kolejnych wstrząsów. Nie wspominając o tym, że takie postępowanie było wbrew zasadom i etyce. Nie można było grzebać w niczyjej głowie, bez jego zgody. A nawet gdyby postanowili o nią zabiegać, ktoś musiałby mu wyjaśnić wszelkie zagrożenia płynące z takiego rozwiązania. Z tego co Kat wiedziała było ich zaś całkiem sporo, zwłaszcza że nie wiedzieli z jakim zaklęciem mają do czynienia i przez jak potężnego czarodzieja było ono rzucone. -On nie trzyma się najlepiej, wolałabym nie ryzykować, a inni podzielają w tej kwestii moją opinię. - odparła więc ostrożnie, świadoma że w wielu kwestiach środki których gotów był użyć Roginsky, były znacznie bardziej ryzykowne niż te, na które pozwoliłaby sobie ona. Nie świadczyło to o nim specjalnie źle, oznaczało jedynie, że jest bardziej zdecydowany, zdeterminowany i aż tak nie przebiera w środkach. Nie podejrzewała go o niecne zamiary, albo podstęp. A przynajmniej tak było zanim jej oczom ukazał się mroczny znak na jego przedramieniu. Może była nieco zbyt pomocna i czasem nawet nachalna, ale przez myśl jej nie przeszło, że tym razem swoim zachowaniem może aż tak narozrabiać! Nagły uścisk dłoni Vincenta na jej drobnym nadgarstku był prawdopodobnie dość mocny, aby pozostawić pozostawić po sobie siniaki, ale w tej chwili nie miała nawet chwili aby się nad tym zastanowić. Właściwie wcale nie czuła bólu, zbyt bowiem zajęta była analizowaniem tego, co właśnie zobaczyła i konstruowaniem jakiejś reakcji, którą mogłaby zacząć wprowadzać w życie jak tylko wyjdzie z głębokiego szoku. Słysząc jakieś idiotyczne przepraszam potrząsnęła jedynie głową, wciąż nie potrafiąc wydusić z siebie słowa, które nie zabrzmiałoby równocześnie jak jakiś pisk. Może przesadzała z reakcją, ale ostatnią rzeczą, której spodziewała się dowiedzieć była przynależność Vincenta do śmierciożerców. -Chyba żartujesz... - mruknęła pod nosem słysząc, że to "nie tak jak myśli". W takiej sytuacji oczekiwałaby albo śmiercionośnego zaklęcia, albo konstruktywnych wyjaśnień. Okazuje się jednak, że musiała się obejść bez jednego i drugiego. -Skoro tak twierdzisz, to może mi wyjaśnisz, co było tak ważne aby zmusić cię do akceptacji tego... - nie mogła się zmusić do wypowiedzenia "mrocznego znaku", więc zamiast tego zrobiła minę jakby postawiono przed nią coś cuchnącego. Widząc różdżkę zrobiła się czujna, bo choć wizja rzucającego się na nią Vincenta nawet w tych okolicznościach zdawała się dość abstrakcyjna, miała na dzisiaj dość niespodzianek i postanowiła kontrolować przebieg wydarzeń. Oberwanie zaklęciem nie wchodziło zaś w skład jej planów na najbliższe minuty. Nie do końca uspokoiła się widząc, że ukrył jawny dowód swojej służby u Lorda Voldemorta. |
| | | Vincent Roginsky
| Temat: Re: Gabinet Katji Wto 18 Lut 2014, 19:32 | |
| Vincent miał zgoła inne zdanie o tym, jak mogłyby wyglądać jego relacje z tą kobietą. Co prawda, sam z siebie może jeszcze nie wpadł na ten genialny plan, skoro zarówno on, jak i Katja byli samotni, chociaż gdyby ktokolwiek zapytał go o ewentualne zamiary względem Odinevy, zapewne dłużej by się nad tym zastanowił. Jemu bowiem wdzięki jego przyjaciółki z czasów szkolnych przysłaniały te różnice charakterów, które mogłyby okazać się przeszkodzą w tworzeniu przez nich szczęśliwego związku. No, może jedynie fakt, iż młoda czarownica zbyt wiele czasu spędzała w podróżach i zapewnie nie chciałaby zostać w Szkole Magii i Czarodziejstwa na stałe, podczas gdy Roginsky nie zamierzał się stąd ruszać, niezależnie od okoliczności. A szkoda, może powinien czasem odciąć się od szkolnego zamętu, a także oddalić się od miejsca, gdzie rozgrywały się wydarzenia mające związek z Voldemortem. Chociaż… ten z pewnością, gdyby go potrzebował, to znalazłby go i na drugim końcu globu. Poza tym, wcześniej Rogogon nie pomyślał nawet o tym mrocznym znaku, który teraz rozdzielał go od Katji. Gdyby tylko zdążył zareagować wcześniej, a cała sprawa nie wyszłaby na jaw… W każdym razie nie mógł już cofnąć czasu i musiał jakoś przekonać Rosjankę do tego, aby mu zaufała. Chyba jednak nie najlepiej rozpoczął swoje wyjaśnienia, bo czymże mogło być zwykłe „przepraszam” lub „to nie tak jak myślisz” w obliczu widoku czegoś, co napawało grozą i przepełnione było czarną magią? Jego mroczny znak mówił za niego w tej chwili zdecydowanie więcej, niż jakiekolwiek słowa Westchnął tylko ciężko, starając się o to, by opanować swoje nerwy i spokojnie zastanowić się nad swoją sytuacją. Dokładnie tak, rzeczywiście ważył każde słowo, jakby miało ono spowodować śmierć, ale już taki był. Zresztą, ostatnimi czasy zbyt często znajdował się w podobnie skomplikowanych i trudnych sytuacjach, które wymagały od niego nawet większej ostrożności. -Nie żartuję. To on zostawił znak na moim przedramieniu, nie będę oszukiwał. Nie pozbędę się go już nigdy, więc musimy to chociaż jakoś wykorzystać. – mruknął chłodno, spoglądając na swoje ramię, które zakrywał już opuszczony rękaw koszuli. Odineva zapewne nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele dałby za to, by ktoś usunął mroczny znak z jego ręki. Niestety, taki proceder był niemożliwy, a profesor historii magii został skazany na marny los szpicla, który ostatecznie z ginie rąk tych, co parają się czarną magią. Wiedział bowiem, że nie będzie w stanie zbyt długo węszyć w ich szeregach, utrzymując przy tym wystarczające ich zaufanie względem własnej osoby. -Wiem, że wszystko, co teraz mówię może być dla Ciebie pustym słowem. Szczególnie, że zdaję sobie sprawę, iż po tym, co zobaczyłaś, jesteś w niemałym szoku. Pewnie mi nie wierzysz. – po tych słowach przypomniał sobie tę starszą postać o białej brodzie, która mogła go uratować z opresji. Przecież Dumbledore miał świadomość tego, że nauczyciel historii magii należy do grona śmierciożerców. Rzecz jasna, tylko formalnie, bo oczywiste było to, że całym swoim sercem stał po przeciwnej stronie muru. -Jeżeli po tym, co się stało, nie jesteś w stanie zaufać mi, to jest osoba, która cieszy się wielkim zaufaniem, a która wie o mnie. Albus Dumbledore. Jak nikt potrafi wyczuć tych, którzy mają niecne zamiary, a ja do takich nie należę. Czuję się tylko tragicznie z tym, że zupełnie przypadkowo wciągnąłem Cię w to wszystko. Katja, nie znamy się od dziś. Zaufaj mi. Nie jestem złoczyńcą. – tym razem posilił się nawet o dłuższą wypowiedź, powołując się na człowieka, który cieszył się chyba największym zachowaniem nie tylko w Hogwarcie, ale i całym czarodziejskim świecie. Vincent wolałby zapewne nie wypowiadać jego nazwiska nadaremnie, ale naprawdę nie chciał, aby jego znajomość z Katją legła w gruzach. Poza tym, miał również nadzieję, iż Odineva wiedzy o jego mrocznym znaku nie wyniesie poza próg swojego gabinetu, bo to przekreśliłoby już jakiekolwiek szanse na to, aby przynależność go grona popleczników Voldemorta wykorzystać w jakiś szlachetny sposób.
|
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Wto 18 Lut 2014, 20:52 | |
| Tak to przeważnie bywa, że któraś ze stron (czasem na zmianę) ma coś przeciwko poważniejszemu zaangażowaniu w związek z tą a nie inną osobą, czasem także wyczucie czasu było po prostu beznadziejne i zanim ktoś się zorientował co czuje, ktoś inny nagle znajdował sobie lepszy obiekt westchnień. Katja nie zamierzała bynajmniej przyspieszać w żaden sposób procesów myślowych Vincenta, prawdę powiedziawszy nie wiedziała nawet czy mężczyzna nie ma przypadkiem żadnej partnerki. Cały ten flirt byłby może nawet sugestią, lecz przecież w szkolnych czasach posiadanie dziewczyny nie przeszkadzało m w takim zachowaniu. Nie miała powodów wierzyć, że się zmienił. A jeśli nawet to tylko mu się pogorszyło, skoro ostatnimi czasy jedną uczennicę zdradził z inną... Tego oczywiście Odineva wiedzieć nie mogła i bardzo dobrze, bo zapewne nieco mniej przychylnie spoglądałaby na mężczyznę i to jeszcze zanim przyszło jej odkryć obecność mrocznego znaku na jego przedramieniu. Różnice charakterów, w ich przypadku dość poważne, oraz koczowniczy tryb życia kobiety zapewne nie byłyby przeszkodami nie do pokonania, ale na pewno uczyniłyby ich potencjalny związek czymś odległym od sielanki. Może lepiej więc aby trzymali się sprawdzonej, przyjacielskiej relacji, która wytrzymała tak długo, a więc przedstawiała sobą jakąś wartość. Szkoda byłoby to psuć, prawda? Nawet jeśli Katja obawiała się odświeżenia tamtego szkolnego zauroczenia, była teraz dojrzalsza i znacznie bardziej doświadczona. Skoro poradziła sobie wtedy, teraz mogło jedynie powieść się jej lepiej. Chwilowo jednak objawienie się tego niepozornego problemu jakim była przynależność Vincenta do śmierciożerców odsunęła powyższe rozmyślania na bok. Odineva nie wyobrażała sobie bowiem, aby mogła związać się z kimś, kto od czasu do czasu znika na rande vouz z Voldemortem nie wiadomo gdzie i po co. Nie wspominając już o tym, że wolała trzymać się jak najdalej od samozwańczego lorda i zapobiec powstaniu w jego głowie śmiesznego wręcz pomysłu aby i ją spróbować zwerbować w swoje szeregi. Nawet jeśli Roginsky, jak twierdził, nie robił niczego dobrowolnie, wciąż pozostawał kimś kim ona wolałaby go nie widzieć. Nigdy. Za nic. -Wierzyłam w twoją niewinność wszystkie te lata, nikt nie zdołał mnie przekonać, że mógłbyś być oskarżony sprawiedliwie! Nawet twoja matką uważała mnie za naiwną, zakochaną idiotkę... - stwierdziła z wyrzutem i pewnym rozżaleniem. Ten znak, te kilkanaście sekund jej życia zdawały się przekreślać całą przeszłość i rzucać na nią cień nieprawdy. Miała więc chyba prawo być w szoku? Z tego wszystkiego nie zauważyła nawet, że wymsknęło się jej słowo "zakochana", ale właściwie nie miało to większego znaczenia. Przynajmniej w ferworze tej rozmowy. Przywołanie osoby Dumbledore'a przyjęła z pewną obojętnością. Z pewnym zaskoczeniem nawet stwierdziła, że właściwie odruchowo nie rozważała innej opcji, jak tylko taką, w której Vincent został zmuszony do przyjęcia na siebie mrocznego znaku. Nie potrafiła jednak zrozumieć czego innego, co było tak istotne i ważne, że nie zaprotestował, nie walczył, nie sprzeciwił się. Cóż, Katja najwyraźniej była z tych, którzy uważają sobie za gotowych zginąć w obronie tych najważniejszych idei i wartości wyznawanych przez całe życie. Co zaś do zaufania jakim Roginsky miałby się cieszyć w szeregach swoich zamaskowanych koleżków, to raczej nie było ono specjalnie wysokie. A już na pewno nie po tym jak zniszczył kwasem (choćby chwilowo) część twarzy Czarnego Pana. W tej chwili wzruszyła jedynie ramionami, wciąż uparcie nie patrząc mężczyźnie w oczy, skupiając się natomiast na swoich splecionych na udach dłoniach. Jakoś nie miała ochoty widzieć wyrazu jego twarzy. -Ze wszystkich ludzi na tym świecie, mnie akurat nie musisz tego mówić. - stwierdziła z goryczą, wiedziała że Vincent nie jest złoczyńcą. Ale przecież śmierciożercami nie zostawali jedynie ludzie źli, nikczemni, podli i karmiący się bólem innych. To nie była jedyna droga, która wiodła w tamtym kierunku. Część popleczników Czarnego Pana w gruncie rzeczy była za pewne przynajmniej częściowo przyzwoita, jednak nie zmniejszało to nienawiści jaką darzyła ich Katja. Od czasów szkolnych tym uczuciem obdarzała wszystko, co związane było z czarną magią, a pogorszyło się jej nawet kiedy Vincent trafił niesprawiedliwie do Azkabanu. Wszystko zrzucała na karb jego zainteresowania tym rodzajem sztuk magicznych, a więc wolałaby aby nigdy nie istniały. Nie wspominając już o setkach osób, które ginęły i cierpiały z ich powodu. -A skoro mówimy już o wciąganiu kogoś w bagno, to związali Cię albo odurzyli żeby wypalić ci ten...? - znowu jedynie skinęła głową w stronę zakrytego teraz rękawem przedramienia, po czym po raz pierwszy odkąd prawda się wydała spojrzała Vincowi prosto w oczy. Czy zamierzała wyjść i zacząć głosić wszem i wobec, że Roginsky jest śmierciożercą? Nie, nie była głupia, ani mściwa, ani wredna. A poza tym właśnie sobie chyba uświadomiła, że wciąż jest tą samą naiwną, zakochaną idiotką. |
| | | Vincent Roginsky
| Temat: Re: Gabinet Katji Wto 18 Lut 2014, 21:34 | |
| Gdyby tylko Vincent wiedział, że w czasach ich edukacji w Durmstrangu ta dziewczyna była w nim zakochana po uszy… Chociaż nie, wtedy sytuacja byłaby zdecydowanie bardziej skomplikowana, a chłopak zapewne czułby się jak rozdarta sosna, bo nie wiedziałby, którą z przedstawicielek płci pięknej powinien wybrać. Dwie Katją. Z jedną z nich, z Odinevą, rozmawiało mu się zawsze wspaniale, choć nie sądził, że jej doskonałe riposty na jego zaczepki w pewnym stopniu były jednak reakcją obronną przed jej nieodwzajemnionym zauroczeniem. Druga, z kolei, Volodin, wydawała mu się miłością jego życia, choć kto wie, jakby się to wszystko potoczyło, gdyby jednak jako nastolatek lawirował pomiędzy jedną i drugą. Może rzeczywiście wybrałby tę pierwszą? Albo, jak często bywa, oberwałby w twarz od obu i został zupełnie sam. W końcu niezdecydowanie czasami przynosiło nieubłagalne i tragiczne konsekwencje. W każdym razie, nie byli już młodymi uczniami Durmstrangu. Teraz byli dorosłymi ludźmi, którzy musieli wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, tak samo jak i Roginsky, który aktualnie zmagał się ze swoją niewolą ujawniającą się pod postacią mrocznego znaku na jego przedramieniu. Sam nie wiedział, co będzie dalej. Po jego ostatnim starciu z Voldemortem, nie miał pojęcia czy dostąpi jeszcze „zaszczytu” odebrania od niego jakiejkolwiek wiadomości. Wolałby zapewne nigdy takiej nie odczytać, ale jak zdążył już poznać jego osobowość, był niemalże w stu procentach przekonany, że ten jeszcze nieraz będzie chciał uprzykrzyć mu życie, a także pozyskać go do swoich planów. Zresztą, czy to nie Rogogon w jego mniemaniu miał zabić Dumbledore’a? Tylko czy Czarny Pan znajdzie kolejną kartę przetargową, którą nie będzie już Raija Flosadottir? -Moja matka… zakochaną? – szybko przerwał to zdanie, które miał wypowiedzieć, kiedy usłyszał z ust Katji ten przymiotnik, który w ogóle nie pasował mu do tego, o czym mówiła. On nigdy by nie przypuszczał, że jeszcze w czasach Durmstrangu albo niedługo po zakończeniu nauki dziewczyna mogła być zauroczona nim na tyle, aby również wierzyć w jego niewinność, czego nie potrafiła nawet właśnie jego matka. Prawie wszyscy widzieli go wtedy w Azkabanie. Nie wiedział, co powinien powiedzieć, dlatego przez dłuższą chwilę patrzył na nią tylko wyraźnie zaskoczony. -Nie wiedziałem o tym, ale muszę Ci powiedzieć, że nie masz chyba zbyt dobrego gustu, biorąc pod uwagę to, kim się stałem. Choć do Akzbanu trafiłem niesłusznie, chyba nigdy nie byłem niewinny. – westchnął tylko ciężko, bo właściwie wiedza o tym, jakoby Odineva pałała kiedyś do niego głębszym uczuciem tylko pogarszała jego położenie. Czuł się bowiem jeszcze bardziej winny wobec niej, chociaż może i nie powinien. Nie był przecież w żaden sposób zobowiązany. A mimo to, wydawało mu się, że ta kobieta jest dla niego kimś więcej, niż tylko… no właśnie kim? Nie chciał jednak jej rozczarować, a miał świadomość tego, że mroczny znak na jego przedramieniu to jedna z tych rzeczy, których Katja w żadnych wypadku się nie spodziewała i nie chciałaby się spodziewać. -Nie jestem śmierciożercą z wyboru, chociaż jestem w stanie wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Sam jeszcze nie wiem, jaką cenę przyjdzie mi za to wszystko zapłacić, ale obawiam się, że… - przerwał, bo czy ta rozmowa nie toczyła się już zbyt długo wokół jego osoby? Nienawidził tego, a już szczególnie, kiedy konwersacja w związku z nim dotyczyła tak ciężkich tematów. Z drugiej strony, nie mógł jej uniknąć. Gdyby teraz uciekał przed wyjaśnieniami, tym bardziej rzuciłby na siebie cień podejrzeń. -Wybierałem pomiędzy życiem pewnej siedemnastolatki ze Slytherinu, do której chyba zbyt mocno się przywiązałem, a moją wolność. Wybór był prosty. Śmierć niewinnej dziewczyny, a moja niewola. Żeby wypalić mi ten znak, Voldemort musiał posłużyć się Imperiusem. – odpowiedział krótko, kiedy kobieta po raz pierwszy raz od dawna spojrzała w jego oczy. Jedyne, co mogła w nich teraz zobaczyć to ich przygnębiony wyraz. Zupełnie tak, jakby mężczyzna chciał ponownie powiedzieć „przepraszam”, jednak zdając sobie sprawę z tego, że to bez sensu, zrezygnował. -Później ożywił Katję i namieszał w jej głowie. Jak okrutnym trzeba być, aby mącić spokój zmarłych? Chociaż, jej widok chyba uświadomił mi, że nie mogę wiecznie pogrążać się w przeszłości. – dodał po chwili namysłu, przypominają sobie zdarzenia, które jeszcze nie tak dawno temu rozgrywały się w Zakazanym Lesie. Czy widok jego dawnej ukochanej pod postacią rozkładającego ciała żądnego jego krwi w pełni wyleczył go z miłości sprzed tylu lat? Tego nie mógł powiedzieć. Dalej pamiętał przecież o tym, co działo się w Durmstrangu. Nie rozpamiętywał już jednak wszystkiego, nie marzył o tym, aby wrócić do tego, co było. Chciał zacząć na nowo. -Zawsze podobała mi się Twoja osobowość. Nawet wtedy, kiedy byliśmy jeszcze smarkaczami i odbijaliśmy w siebie tłuczkami. A teraz... nawet nie wiesz, jak cieszę się, że zostałaś w Hogwarcie. Jesteś tą iskierką, która rozświetla mrok w moim życiu. Chciałbym, żebyś została tu jak najdłużej… - pozwolił sobie na zgrabną zmianę tematu, a także i na to, co rzadko można było z niego wyciągnąć. Uzewnętrznił przecież właśnie te uczucia, które zwykle ukrywał gdzieś w głębi swego serca, a które na skutek zachowania Odinevy wyrwały się, domagając ujawnienia.
|
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Gabinet Katji Wto 18 Lut 2014, 23:34 | |
| Gdyby wiedział nic by to nie zmieniło! Katja była od niego 3 lata młodsza i kiedy ona dopiero odkrywała swoje zauroczenie, on już miał dziewczynę, stałą, taką na poważnie, taką której nie rzuca się nawet dla najbardziej sympatycznej koleżanki z drużyny Quiddticha. W swojej naiwności Odineva wolała zaś nie rozważać sytuacji, w której postanowiłby nie wybierać żadnej z nich i równocześnie "umawiać się" z obiema, co byłoby w ogóle wyjątkowo skomplikowane, jako że dziewczyny całkiem nieźle się dogadywały i raczej za sobą przepadały. bardziej prawdopodobny był więc scenariusz rodem z "Och, Karol", w którym rolę główniej ofiary grałby Vincent. Może więc lepiej, że sprawy miały się tak, a nie inaczej. Kilku osobom oszczędziło to bowiem zachodu i złamanego serca. Jedno było pewne, ich droga nie była najłatwiejsza, bez względu na to co czekało na jej końcu. Nawet przyjaźń mogła źle przyjąć takie rewelacje w postaci mrocznego znaku, a co dopiero związek! W tej chwili Katja czuła się zszokowana, niemile zaskoczona i zła na Vincenta za to w co się wplątał, ale w to wszystko nie wliczało się poczucie zdrady. Gdyby mieniła się tytułem jego partnerki sprawa miałaby się jednak inaczej i zapewne w tej chwili wcale nie siedziałaby tak spokojnie na swoim fotelu. Nie mówiąc już o tym, że wszystko znacznie gorzej przyjmowałaby do wiadomości i najprawdopodobniej wyrzuciłaby mężczyznę z gabinetu, a potem ze swoich myśli i serca. No cóż, była dość porywcza od dziecka. Nie raz zdarzało jej się najpierw robić, a później dopiero myśleć. Może z resztą to Vince powinien jak najszybciej zerwać tę znajomość, bo wtedy ryzyko wykorzystania jej przeciwko niemu znacznie by zmalało. Zgromiła go wzrokiem kiedy wyłapał z jej odpowiedzi to, co było najmniej w tej chwili istotne, choć zapewne patrząc z jego perspektywy podobne odkrycie miało większą wagę, niżeli jej oświadczenie o kredycie zaufania jaki u niej zaciągnął. Wolałaby jednak aby tamto nieszczęśliwe sformułowanie nigdy jej się nie wymsknęło. Całe szczęście, że nie dociekał skąd ona wiedziała, co myśli jego matka, bo zapewne nie spodobałaby mu się wiadomość, że Katja miała stały kontakt z kobietą (chcąc mieć jakieś wieści o Vincencie skoro z niego nie dało się nic wyciągnąć) i swego czasu próbowała ją nawet przekonać aby uwierzyła w niewinność syna. Znała jednak także tamte czasy od jej strony, wiedziała ile bólu i goryczy miała w sobie ta nieszczęśliwa osoba. Zignorowała tylko jego kolejne słowa. Była boleśnie świadoma, że nic o tym nie wiedział. Przecież przez tyle długich miesięcy prosiła Merlina aby się nad nią ulitował i sprawił, że Vince przejrzy na oczy. Dzisiaj nie wydawało się to już tak proste, ale tamta zakochana dziewczyna chciała tylko aby od czuł to samo co ona. Nawet jeśli nigdy do niczego nie chciała go zmuszać z szacunku do Katyi. Zdecydowanie nie miała dobrego gustu, większość facetów z którymi się spotykała była... bardzo nieodpowiednia. Zdarzały się nawet przykre incydenty i jeśli niespokojna natura nie była wystarczającym uzasadnieniem nietrwałości jej związków, to na pewno natura mężczyzn, którzy najczęściej zostawali jej parterami wyjaśniała to nader obrazowo. Słuchała słów które wylewały się z jego ust i miała wrażenie, że w kółko powtarza jej to samo. Ciągle od nowa te same frazesy i bzdury. Został zmuszony, nie chciał, żałował - wszystko to już wiedziała. Prawdę powiedziawszy zdawała by sobie z tego sprawę nawet gdyby nie wypowiedział tego na głos. Przyczyna jednak dla której zgodził się na coś tak okropnego była dla niej nowością. Za mocną się przywiązał? Niezły mi eufemizm. Nie musiał tego dodawać, prawdę powiedziawszy nawet nie powinien... Katji wystarczyłaby sama informacja, że od jego decyzji zależało życie uczennicy, jakiejkolwiek, aby uznać to uzasadnienie za wystarczające. Natomiast ten niewinny z pozoru komentarz widziała na swój własny sposób, a może po prostu znała mężczyznę zbyt dobrze i miała świadomość, że w jego ustach "przywiązać się" do dziewczyny może oznaczać właściwie tylko jedno... Ona była przykrym wyjątkiem od zasady. -Vincencie Riginsky, czy ty sypiałeś z uczennicą? - zapytała więc głosem, w którym dzwoniły nutki zgrozy. I nawet gdyby mężczyzna miał najlepszą ripostę, to coś w jego twarzy, którą znała tak dobrze jak własną albo nawet i lepiej, dało jej jedyną możliwą odpowiedź - tak, robiłem to. -No nie. - jęknęła, przysłaniając dłonią oczy. Czy te wszystkie rewelacje na dzisiaj się nie skończą? W jej głowie obraz Vincenta jaki przechowywała przez te wszystkie lata zaczął się sypać. -Czy nie ma jakiegoś kodeksu etycznego, który tego zabrania, albo coś? - zapytała zniesmaczona, bo osobiście nie wyobrażała sobie sytuacji, w której mogłaby poważnie zainteresować się kimś tak młodym. Merlinie, przecież ona musiała mieć połowę wielu Vincenta! Nie była zazdrosna, ostatecznie sama także nie żyła w celibacie ani w Durmstrangu, ani potem, ale... no bez przesady! -To przynajmniej uzasadnia twoją decyzję. - wymamrotała w końcu zduszonym tonem, mając właściwie ochotę zakończyć rozmowę i dać sobie trochę czasu na przetrawienie wszystkiego, co dzisiaj się wydarzyło. Historia o ożywieniu ciała Katyi wywołała w niej głębokie zniesmaczenie i obudziła współczucie dla mężczyzny, które jednak zdusiła w zarodku. W tej chwili nie mogła go żałować! Nie mogła się nad nim rozczulać, na pewno nie dziś! -Komplementy w niczym ci nie pomogą. - stwierdziła na jego ostatnie słowa siląc się na zimny ton, choć w środku coś nagle zatrzepotało i wybuchło falą przyjemnego ciepła. Chciałby żeby została, była dla niego ważna! Ile by dała aby to usłyszeć zanim dowiedziała się o znaku i romansie z uczennicą. Albo tę drugą część można by w ogóle wykreślić z jego życiorysu. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet Katji | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |