|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Huncwot
| Temat: Re: Zapomniana sala Czw 12 Mar 2015, 22:42 | |
| The member ' Eric Henley' has done the following action : Dices roll'6-ścienna' : |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Zapomniana sala Pią 13 Mar 2015, 17:42 | |
| Tak. Można tak rzec. Panna Whisper miała wiele talentów, większość tych ukrytych, bo i po co miałaby się komuś nimi chwalić. Piekła, poprawiała znajomym notatki, gotowała, czasami tańczyła, a i szyła fartuszki ze śmiesznymi aplikacjami. Reszta się zgadzała, z tymi wdziankami bywało różnie, bo jako, że igła i nitka nie były jej obce, a z zaklęć była naprawdę niezła to… do tej pory jedynie łatała dziury, zszywała czy obszywała ciuchy. Nic sama z siebie nie uszyła, bo zazwyczaj wszystko miała na gotowe, a później jej kontakt z maszyną do szycia czy czymś innym w stylu czarodziei ograniczał się do naszywania plakietki z imieniem i nazwiskiem do szat, swoich i brata. Była jednak otwarta na wszelkie nowości, dlatego gdy ten wspomniał o tym, że z chęcią nosiłby jej wyrób, to cóż. Z tyłu czupryny panny Whisper zamigotała lampka, a w jej głowie narodził się niemalże cudowny plan, wizja, jakby to wszystko miało wyglądać. Musiałaby wybrać odpowiedni materiał, pobrać wymiary z chłopaka, sprawdzić w jakim kolorze byłoby mu najlepiej, porównać to, tamto i siamto. Słysząc również słowo panda odwróciła się gwałtownie w jego kierunku, jakby chciała jeszcze raz sprawdzić czy aby na pewno się nie przesłyszała. - Panda? – Powtórzyła za nim rozbawiona, nie obrażona. Nie miała nic przeciwko zabawnym piżamom – sama jednak stawiała na klasykę i wygodę. Spała w za dużych koszulkach, tych bardziej spranych, a zatem o wiele przyjemniejszych w dotyku i długich spodniach flanelowych – koniecznie w kratę! Tylko takie piżamy dziewczyna akceptowała, bo różnego typu satynowe, śliskie sukieneczki były po prostu w cholerę niepraktyczne. Poza tym dzieliła dormitorium z samymi dziewczynami, więc nie miał zbytnio kto się zachwycać jej kształtami skrytymi za materiałem odzienia, w którym kładła się spać. No, może prócz Gwen, która notorycznie podbierała jej czekoladę. Mniejsza! Każdy spał w tym co miał, a jeżeli Eric posiadał uroczą czapkę z mordą pandy, no to można mu było tylko zazdrościć. Czerń i biel tylko potwierdziła jej domysły, o tym, że cóż, faktycznie ten może kłaść się do łóżka z jakimś zwierzęcym elementem, co jej nie przeszkadzało, a tylko wywoływało kolejne lawiny śmiechu wydobywającego się z jej gardła. Kiwnęła głową, znowu uniosła kciuk do góry. - Dobra, dobra! Coś wykombinuję. – Powiedziała raptownie, już myśląc jakby taki fartuch faktycznie miałby się prezentować. Odpuści falbanki i innego typu bzdety, bo to jednak ma być dodatek dla faceta – młodszego, ale zawsze faceta, więc tutaj stawiałaby na praktyczność, jednocześnie nutkę finezji i najnowsze trendy. No, moi mili, panna Whisper będzie miała nie lada zagwozdkę – i choć nie była Coco Channel to uda się jej wykonać wdzianko takie, że wszystkie dziewczyny będą lecieć jak jeden mąż za Henleyem i będą błagać go o spotkanie, potrzymanie go za rękę czy karmienie. Miała misję. Nie byle jaką. - To następnym razem zmierzę Cię całego, bym się nie pomyliła z rozmiarem, a i żeby fartuszek leżał jak ulał. I nie martw się Filchem, nie złapie Cię. Mam z nim małą wojnę, to niech tylko Cię tknie, a znowu spędzi cały dzień w toalecie. – Powiedziała z cwaniackim uśmiechem przypominając sobie o tym jak charłak złamał daną jej obietnicę – w odwecie otrzymał piernikowe serce ze środkiem przeczyszczającym. Chyba do tej pory nie odkrył, kto był sprawcą tamtego zamieszania – lepiej dla Krukonki. Powróciwszy na ziemię wysłuchała jego historyjki o swetrze i bezwględnej Murphy. Była ciekawa jak wyglądał ów cud natury, ale wolała nie dopytywać, bo może Gryfonowi znowu coś wpadnie do głowy i przypomni sobie o czymś krzywdzącym, co się jeszcze stało – prócz wyśmiania przez koleżanki ze starszego roku. Oparła łokieć o kolano i tylko mu się przyglądała rozbawiona, z iskrzącymi oczami i lekkim uśmiechem na ustach. No tak, każdy miał prawo zrobić drugiej osobie psikusa, a jak widać Eric był bardzo na to podatny i wcale się nie dziwiła. Kto by się oparł Murph? Chociaż, musiał pewnie ciekawie wyglądać w turkusowym dzierganym wdzianku z falbanami, których nie powstydziłby się prawdziwy Cygan? - Jacie, Eric. A teraz co? Jesteś zbrukanym chłopcem z Gryffindoru? – Spytała słodko odnosząc się do jego wcześniejszych słów i ciągnęła dalej jak gdyby nigdy nic. - Musiałeś wyglądać bosko. Może i tym razem skuszę się na dodanie kilku falbanek, bo a nuż jakaś panna będzie lubiła zniewieściałych? Nigdy nie wiesz o czym myślą dziewczyny, więc warto spróbować! – Pogroziła mu jeszcze tym swoim prześmiewczym tonem, tak naprawdę nie chcąc mu za żadne skarby dokuczać, a zwyczajnie pomóc. Zanotowała raz jeszcze, że musi zmierzyć Henleya i przejść się do sklepu krawieckiego, by sprezentować koledze gustowny fartuch w ciemnej kolorystyce. Potem znowu rozpoczęli gadkę o losowaniu, które odbędzie się na kolejnym spotkaniu grupy OON – sama już wybrała nazwę, przynajmniej ona tak ich będzie nazywać w myślach – jej kolega o niczym nie musi wiedzieć, a i ona pewnie znajdzie jakiś magiczny sposób, na to by i kartka z odpowiednimi słowami wpadła w jej ręce. Teraz jednak łapała się na tym, że gapi się na niego bezczelnie i odpytuje go z pracy domowej, której nawet nie zadała. Uniosła kąciki ust raz jeszcze, by dodać mu otuchy, bo przecież dalej jest tylko Wandzią z siódmej klasy, nie profesor Odinevą. - Ale Ty się denerwujesz! – Zawołała zdziwiona, prostując plecy i przeciągając się jak kot. Ziewnęła lekko, zakrywając buzię otwartą dłonią i czekała wiernie, aż ten przestanie się jąkać, krzywić, wkurzać i wyrywać włosów, których osobiście było jej szkoda. Już i tak mężczyźni łysieli szybciej niż kobiety [bo one chyba też tracą włosy], więc po co się szpecić na własne życzenie? Włosy u facetów były tak samo ważne jak i u dziewcząt. Wanda osobiście lubiła gdy były gęste, bo na kolor tak naprawdę nie zwracała uwagi. Podobał się jej każdy i w każdym znalazłaby jakieś plusy. Bo mawiają, że trzeba się cieszyć głupstwami czy coś w tym rodzaju. W końcu tor ich rozmowy znowu wszedł na naukę – to zabawne jak z jednego miejsca nagle przesuwają się na drugie. Od dziwnych ubrań przechodzą do suszonych much i pracy aurora. Urocze. Udała, że wzmianka o Rosalce jej umknęła, bo cóż, może nie powinna dopytywać kim jest ów Rosie? Może jego byłą dziewczyną, może partnerką, może śmiertelnym wrogiem, którego również, raczej z automatu powinna nie lubić? Uniosła jedynie brwi i czekała, aż ten skończy paplać. W gruncie rzeczy faktycznie, było ciekawe co by się stało gdyby muchy suszyć tylko przez trzy tygodnie. Nigdy się nad tym nie zastanawiała więc może spyta Smoczycy, czy bardzo by się skrzywdziła starając się zaaplikować komuś taki wywar. - Spytaj i daj mi znać, bo sama jestem ciekawa. Hmm. – Potwierdziła tylko swoje myśli, już mówiąc to na głos i zaraz przystawiła dłoń do policzka, o który opierała swoją buzię. Ten chłopak z każdym słowem ją coraz bardziej zadziwiał. Otworzyła usta by powiedzieć coś jeszcze, po czym zaraz je zamknęła, bo trafiła na godnego rywala w przegadywaniu. - Na Merlina. EricEricEric. No przecież bym Cię nie upiła! A przynajmniej nie umyślnie. Jestem grzeczną dziewczynką, więc nie myśl sobie, że mam jakieś brudne myśli. – Odparowała zaraz słowny atak – nie – atak po czym potarła kciukiem podbródek nie do końca wiedząc jak się zachować. Czy naprawdę jest uznawana za kogoś niebezpiecznego? Zmarszczyła nos i stuknęła swoje kolano różdżką od niechcenia, zostawiając już temat kryształowego kielicha w spokoju. Spojrzenie jej złagodniało, kiedy wyłapała podniosły ton Henleya i całe jego zaangażowanie, które wkładał w ich spontaniczne spotkania, na których więcej rozmawiali niż praktykowali cokolwiek. Ale! Nie sposób nie było zauważyć jego zmiany postawy, tego jak się tym zachwycał i jak brał to na poważnie, co niezmiernie ją cieszyło. Widać, że nie była to chwilowa zajawka, a coś co siedziało od dawna w chłopaku, który chociaż nie miał szczęścia w quidditcu ani z dziewczętami, to miał wielkie serce i zapędy do czynienia dobra. - Widzisz, Aurorzy nie są tylko szkoleni z zaklęć, używaniu ich i tak dalej… Muszą być przygotowani na każdą ewentualność, więc powinni być również obeznani z innymi naukami, które nie wiadomo kiedy, a się przydadzą. Nigdy też nie jesteś pewien na jaką misję Cię wyślą, prawda? Więc wróćmy do naszego zaklęcia. – Powiedziała i zaraz wywróciła oczami. Czy ona musiała obracać się w towarzystwie fanatyków quidditcha? Parsknęła śmiechem, bardziej z bezsilności. - Gdybyś był w Ravenclawie pozycję ścigającego miałbyś w kieszeni. – Odparła lekko, mając tutaj na myśli oczywiście jej wszelkie zasługi. Miałaby możliwość załatwienia mu danej pozycji z prostej przyczyny – przyjaźniła się z kapitanem Krukonów i była jego osobistą asystentką. To ona załatwiała boisko do ćwiczeń i to ona zazwyczaj wykłócała się z innymi kapitanami o to, kto powinien pierwszy zacząć trening. Poklepałaby go po ramieniu, ale ten już był zbyt daleko, a jej nie chciało się aż tak wyginać, więc tylko obserwowała jak TEN Eric Henley, bożyszcze nastolatek i wcale nie amator stara się poskromić groźny i okropny kielich, który za cholerę nie chciał się zmienić w inny kruszec. Przez moment milczała, dała ochłonąć zarówno różdżce jak i samemu uczniowi. Pokiwała powoli głową jakby w zastanowieniu. Tak jak mówiła, zamiana czegokolwiek w kamień nie było proste. - Tym razem się nie udało, ale może spróbuj bardziej się skoncentrować na danym przedmiocie? – Zagadnęła po chwili zsuwając się z parapetu. Spojrzała na Gryfona i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Sama także była w takiej sytuacji, więc nie widziała powodu do śmiania się z jego niepowodzenia. - Odetchnij głęboko. O tak. – Zaprezentowała gładki wdech i wydech. Zrobiła to powoli, przymykając powieki po czym strząsnęła złą energię z rąk i to samo nakazała przyjacielowi. - Wyluzuj się. To nie egzamin ani randka. Myśl o czymś pozytywnym. Pomyśl sobie jak ratujesz grupkę pięknych niewiast przed Filchem! I dąż do celu, który masz tu. – Wskazała ręką na kieliszek stojący samotnie na podłodze. On na niego czekał. Krzyczał do niego, by zamienił go w kamień. PRAGNĄŁ tego, a całe jego kryształowe serce aż skrzypiało od natężenie emocji, które w nim buzowały. - Jeszcze raz. Skup się. – Ostatnie zdanie zabrzmiało jak polecenie. Wycofała się dyskretnie, by go dodatkowo nie stresować, wcześniej jeszcze poprawiając mu ułożenie różdżki w dłoni.
|
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Zapomniana sala Sob 14 Mar 2015, 01:52 | |
| - No tak, panda, możesz się śmiać, yyy…dostałem ją od Mamy na urodziny i noszę ją by nie robić jej przykrości, wiesz, to nie tak, że mi się jakoś specjalnie podoba czy coś - skłamał gdy okazało się, że jego słowa wypowiedziane pod nosem wcale nie były tak ciche jak się tego spodziewał, chociaż można to również chyba zwalić na nieadekwatność użytego wyrazu do sytuacji w której się znajdowali, właściwie nie powinien się dziwić, że Wandzia to wychwyciła i teraz bezdusznie się z tego wyśmiewała, gdyby on usłyszał, że krukonka śpi w czymś zwierzakopodobnym na głowie zapewne również wyśmiałby ją bez opamiętania – ówcześnie rzecz jasna próbując ukryć zachwyt z faktu, ze nie on jeden ma taki dziwny gust. Mimowolnie Henley zaczął zastanawiać się w czym też koleżanka może spać, a już po chwili zwizualizował sobie jej ciemne kłaki udekorowane swoją pandą – musiał przyznać przed samym sobą, ze był to dość uroczy widok, aczkolwiek i tak nie miał zamiaru się nią z nikim dzielić. – Heeej, wystarczy już tego nabijania się, mamy ćwiczyć, pamiętasz? – odparł próbując zwrócić na siebie uwagę gdy śmiech Wandzi wydał mu się osobliwie długi – A w ogóle, jeśli już musisz wiedzieć to właściwie nie do końca jest panda, no bo jest cała czarna, ma takie dwa białe nibyzęby z przodu, czarny nosek, oczy takie wiesz, czarnobiałe, jest podłużna i na końcu ma biały pompon i…ahhhh, czemu Ja ci to mówię? Rzuciłaś na mnie jakieś zaklęcie czy co? Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz, zepsułoby to moją - i tak już nie najlepszą - reputację - oznajmił całkiem poważnie zastanawiając się czemu jej o tym wszystkim powiedział, jak gdyby nigdy nic się zdekonspirował, a przecież był to jeden z jego najbardziej sekretnych sekretów, nawet kumple z dormitorium tego nie wiedzieli bo zakładał ją dopiero gdy zasłonił kotary łóżka. -Wierzę w dobry gust Pani Psor – odparł z uśmiechem gdy zobaczył, że krukonka najwyraźniej naprawdę zaangażowała się w rzucony pomysł, właściwie rzadko zdarzało się by ktoś obdarowywał go prezentami bez okazji – Tylko uważaj jak będziesz pobierała moje wymiary, mam straszne łaskotki, kiedyś o mało nie kopnąłem krawca na Pokątnej, tzn. Na Ciebie postaram się uważać bardziej, wiesz, w końcu jesteś dziewczyną, ale tak tylko ostrzegam na wszelki wypadek żeby później nie było – wyjaśnił spoglądając na nią w taki sposób jakby chciał z góry przeprosić za możliwe siniaki. –Phi, wcale nie boję się Filcha – bąknął wzruszając tylko ramionami, chociaż sprawny obserwator dostrzegłby, że na malutki ułamek sekundy w oczach Henleya Krukonka stała się herosem, pogromcą zła i w ogóle boginią-patronką wszystkich Huncwotów, ale tylko na taki malutki, malutki ułamek sekundy – nie mógł przecież zdradzić jak bardzo jest pod wrażeniem tego, że udało jej się pokonać Woźnego, zwłaszcza, że była dziewczyną. - Za to czasem boję się Ciebie Wandziu – odrzekł nieco złośliwie – Chociaż to chyba nawet dobrze, przyszli Aurorzy powinni wzbudzać przerażenie w swoim przeciwniku – dodał po chwili zwłoki próbując nadać wypowiadanym słowom nieco bardziej refleksyjny ton, dlatego też począł powoli drapać się po podbródku i spojrzał nieobecnym wzrokiem w stronę drugiego końca Sali – to zawsze działało, gdy na lekcjach nie był pewien odpowiedzi, zawsze tak robił, a nauczyciele którzy wdawali się z nim w rozmowę - najczęściej kierowani chęcią przedstawienia i obrony swoich poglądów – sami nakierowywali go na dobry trop. Ha! Czasem nawet dziwił się, że będąc takim spryciarzem nie wylądował w Slytherinie. Chociaż nie żeby żałował, za nic w świecie nie chciałby tam trafić, wybitnie nie przepadał za ślizgonami, a raczej to oni - jako, że był Mugolakiem – nie przepadali za nim , co zresztą raczyli mu uświadomić już w trakcie pierwszego tygodnia nauki w Hogwarcie. Jedyna osoba którą tolerował, a może nawet lubił spośród zielonych to Scar, ale i tak nie odczuwał jakiejś specjalnej potrzeby by przebywać w jej towarzystwie – zwłaszcza, że najczęściej wiązało się to również z przebywaniem w okolicy w której kręciła się Rosie. -Właściwie… – zaczął po czym urwał by teatralnie położyć palec na ustach i zmrużyć nieco oczy –Właściwie to wciąż jestem niewinnym gryfonem- wyrzucił po chwili jednym tchem, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech - Czyżbyś miała jakieś obiekcje? –zapytał przekrzywiając nieco głowę . -Tak jakbym teraz nie wyglądał bosko…- wtrącił się w pół słowa przyjaciółce, ale gdy usłyszał resztę zdania, urwał z przerażeniem - Proszę, tylko nie to... – powiedział takim tonem jakby mieli go zesłać co najmniej do Azkabanu – Wandziu, jeśli nasza znajomość cokolwiek dla Ciebie znaczy, proszę oszczędź mi tych falbanek – dodał – o dziwo jeszcze nie klęcząc błagalnie – wpatrując się w rozbawioną twarz krukonki. Dla Henleya to zupełnie nie było zabawne, perspektywa spotkania śmierciojadów nie była tak przerażająca jak ponownie założenie czegoś co udekorowane było tym strasznym czymś. Gryfon wzdrygnął się na samą myśl, a jakieś kilka sekund później zaczął się zastanawiać jakby wyglądali Śmierciożercy w takich falbaniastych szatach - to byłby chyba kres kariery Erica jako Auroa. Chociaż z drugiej strony możliwość zniszczenia za jednym zamachem zarówno czarnoksiężników jak i towarzyszących im falbanek mogłaby być w sumie całkiem motywująca. -Kto się denerwuje?- zapytał zdziwiony wciąż drapiąc się po głowie, po czym zdał sobie sprawę o co jej chodzi i zatrzymał nagle dłoń– Eee…To tak jakoś z przyzwyczajenia – powiedział jakby wyrwany z zadumy, co było dość absurdalnym porównaniem w przypadku Henleya. Gdy Wanda wyraziła aprobatę co do pomysłu zapytania nauczycielki, Eric skinął tylko głową z uśmiechem. Jednakże gdy temat zszedł na upijanie, w żadnym wypadku nie ograniczył się do gestu, czy choćby pojedynczego zdania. -Tak jakbym niby wspominał coś o upijaniu, grzeczna dziewczynko – odparł udając zdziwienie –Oj przecież żartuję - oznajmił nieco asekuracyjnie i uśmiechnął się prawie tak głupio jak kilka sekund wcześniej, bowiem gdy tematy schodziły na relacje damsko-męskie, Henley nie bardzo wiedział jak dobierać słowa, a właściwie to w ogóle rzadko się wtedy odzywał, i choć Wandzia była Wandzią to dla Gryfona ich rozmowa zmierzała w kierunku nieznanych mu rejonów kontaktów społecznych, zwyczajnie odrobinę się wystraszył. Po chwili jednak na jego twarzy – już nie po raz pierwszy tego popołudnia - zagościł kwaśny uśmiech - Chociaż w sumie gdybyś powiedziała, że chciałabyś mnie upić to nie byłoby nawet takie złe, nie żeby mi na tym jakoś specjalnie zależało, ale jak dotąd nikt jeszcze nie groził mi w ten sposób, a zwłaszcza żadna dziewczyna – powiedział patrząc jak krukonka śmiesznie marszczy nos i uniósł delikatnie kąciki ust, wcześniej tego nie zauważył. Ostatnio często łapał się na tym, że za każdym razem gdy na nią patrzył wynajdywał nowy uroczy element w jej wyglądzie albo zachowaniu. -Oj no wiem, że nie są szkoleni tylko z zaklęć – odparł przewracając oczami –Przecież po to wkuwam eliksiry, i oczywiście zgadzam się, że są przydatne, zwłaszcza w połączeniu z innymi sztukami Pani Psor – wyjaśnił pośpiesznie i uśmiechnął się z nadzieją, że Wanda puści mimo uszu jego pierwszy komentarz, przez chwilę naprawdę uznał, że był on trochę nieuprzejmy, ale gdy dziewczyna roześmiała się gdy wspomniał o Quidditchu i jego pechu co do naborów, zmienił natychmiast zdanie a mina nieco mu zrzedła. To nie tak, że sam się z tego nie śmiał, bo i owszem śmiał się z tego bardzo dużo i bardzo długo, właściwie przez wszystkie lata spędzone w Hogwarcie, bo cóż mu pozostawało oprócz podchodzenia do tego z uśmiechem na twarzy i nie poddawania się? Ostatnio jednak zaczął już powoli tracić nadzieję, że moment w którym założy strój ze swoim nazwiskiem kiedykolwiek nastąpi i chcąc nie chcąc na krótką chwilę zrobiło mu się zwyczajnie smutno. Ludzie wokół w ogóle rzadko zauważali momenty w których Henley był przygnębiony – z czego zresztą się cieszył– a wszystko przez to, że trwały one nie dłużej niż mrugniecie powieką, Gryfon bowiem całkiem skrzętnie dbał o to by nie zasmucać swoimi problemami innych. - To macie aż takich słabych graczy, że byłbym dla was wybawieniem? – zapytał rozbawiony, ale zdał sobie sprawę, że ten żart nie wyszedł mu chyba najlepiej –Tzn. Nie mówię, że mi czegoś brakuje, przecież sama wiesz, że dobrze latam – dodał w pośpiechu – I tak, tak, wiem, do czego zmierzasz, i nie moja droga, żadne takie, Eric Henley nie idzie na łatwiznę, jeśli nie chcieli mnie w drużynie to znaczyło tylko, że nie byłem dość dobry, ale cały czas nad tym pracuję, nie myśl sobie, że mam zamiar się poddać, przecież to tylko 5 lat niepowodzeń – oznajmił bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego jaką rolę w krukońskim składzie odgrywała Wanda – Ale właściwie to miłe z Twojej strony – rzekł po chwili zastanowienia, w przyjaciółka chciała dobrze, nie mogła przecież wiedzieć jak ogromnym fanatykiem jest Eric, mogła się co najwyżej domyślać po tym jak prawie cały czas gadał o treningach gdy zbliżały się dni wolne od nauki. Chociaż gdyby się jednak nad tym głębiej zastanowić, to chyba mogła być tego świadoma. -Ten kieliszek jest chyba zepsuty – odparł gdy po nieudanej próbie rzucenia czaru Krukonka zsunęła się zwinnie z parapetu i podeszła bliżej by poradą dodać mu otuchy - Mówiłem, że lepiej zamienić go w coś innego, ale Ty się uparłaś bo jest taki śliczny – powiedział, po czym pokręcił głową i dodał pod nosem - tym razem naprawdę bardzo cicho- coś co brzmiało jak „kobiety”. To miał być rzecz jasna dowcip, ale widząc spojrzenie Wandy zaczął obawiać się czy zaraz sam nie zostanie zamieniony w kamień, nawet bez użycia różdżki, i będzie stał tutaj, pośród całej tej masy niepotrzebnych gratów przez całe lata, aż w końcu ktoś jakimś cudem odkryje, że kiedyś był dzielnym uczniem którego zazdrosna o umiejętności Krukonka zamieniła w posąg. Ciekawe czy to działa tak jak z tym eliksirem o którym rozmawiali wcześniej – kto wie czy to nie byłaby jedyna szansa Gryfona na pocałowanie dziewczyny. No ale mniejsza o to, nie był jeszcze aż tak bardzo zdesperowany by uciekać się do tak drastycznych rozwiązań. Dlatego też – by już bardziej się jej nie narażać - grzecznie zastosował się do kolejnej rady przyjaciółki i spróbował odetchnąć w sposób jaki zaprezentowała. Zanim jednak zdążył przymknąć powieki, jego wzrok mimowolnie zatrzymał się na unoszącej się klatce piersiowej dziewczyny, wszystko to trwało jednak zaledwie ułamek sekundy bo Gryfon poczuł się przez to trochę głupio i natychmiast powrócił do prób wykonywania odpowiedniego oddechu. -Jeśli chcesz, żebym się wyluzował to nie wspominaj o egzaminach, no i poza tym, gdyby to miałaby być randka, zabrałbym Cię w lepsze miejsce - skomentował z uśmiechem wskazówki otrzymane od Wandy, jednak nie odwrócił wzroku od kieliszka – Chociaż ta sala też ma swój urok, nasze spotkania mają swój urok, nie muszę uciekać się do wyobrażania sobie grupki ślicznych dziewczyn – stwierdził łagodnym tonem gdy Krukonka podeszła bliżej i swoją delikatną łapką poprawiła mu ułożenie różdżki. Kiedy jednak zabierała dłoń, chłopak poczuł delikatny dreszcz i mimowolnie powiódł spojrzeniem za oddalającą się przyjaciółką. To jest całkiem pozytywne. Potrząsnął jednak tylko głową i zacisnął palce mocniej na różdżce. - Duro – powiedział krótko i machnął ręką w stronę kieliszka– tym razem jesteś mój.
Ostatnio zmieniony przez Eric Henley dnia Sob 14 Mar 2015, 02:15, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Zapomniana sala Sob 14 Mar 2015, 01:52 | |
| The member ' Eric Henley' has done the following action : Dices roll'6-ścienna' : |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Zapomniana sala Sob 14 Mar 2015, 21:46 | |
| Pamiętajmy, że Wandzia jest tylko Wandzią i nie ocenia nikogo pochopnie. Zazwyczaj najpierw rozpoczyna dialog, obserwuje daną postać, a dopiero wyrabia sobie o kimś zdanie. Poza tym każdy z nas miał swoje słabostki, tajemnice, o których tak naprawdę nie wiedział nikt i nikt nie miał się o tym czy tamtym dowiedzieć. Sama dziewczyna mogłaby pokusić się o podpytanie o co także chodzi z Pandą. Czy Eric spał z maskotką przypominającą to urocze i puchate zwierzę czy może miał jakiś gadżet w kształcie misia? Nie musiała długo czekać tak naprawdę, bo młodzieniec zaraz to prawie, że chętnie zaczął się jej tłumaczyć. I chociaż wszystko mówił zawile, pokrętnie zdążyła zauważyć, że chodziło mu o czapkę. Małe oczka, nosek, uszka i pompon! Czapka z mordką zwierzaka! Ojacie, Krukonka aż się zachłystnęła, bo z miejsca poczuła jeszcze większą sympatię do chłopaka. Nikt niedobry, zły i paskudny nie mógł spać z czymś tak słodkim na głowie! Z każdym jego słowem uśmiechała się coraz szerzej i szerzej, a jej oczy błyszczały radośnie. Cieszyła się, że Henley sam z siebie powiedział jej co jest jego małym sekretem – tym samym ona nie musiała się wysilać , by go zaginać pod każdym możliwym kątem. Na dodatek to świadczyło o tym, że Gryfon po prostu ją lubi i jej ufa, co było naprawdę miłe. Nie każdy zdradzał na lewo i prawo takie rzeczy, prawda? Więc to o czymś świadczyło. Z pewnością Gryfon zasłużył na coś słodkiego – być może dostanie małą paczuszkę pierników po tym jak w końcu uda mu się zmienić kielich w kamień? Zobaczymy. Gdy Ericowi buzia się nie zamykała ona zaczęła się właśnie zastanawiać czy też prócz tego, że ma skrzynię pełną rożnego typu słodyczy – począwszy od czekolad, batoników, wafelków i cukierków to czy ma jeszcze jakieś inne, nietypowe hobby? Ach, w gruncie rzeczy zbiera lakiery do paznokci. Kolorowe, te pachnące, z brokatem, pudrowe, metaliczne. Miała ich od groma, często zaglądała do czarodziejskiej drogerii i choć nie była typem laleczki to nie szczędziła na swojej małej wariacji. Prócz tego była całkowicie normalna. Tak jej się przynajmniej wydawało. No i jej znajomi mieli dziwną przypadłość ubierania się w śmieszne piżamy – kolejnym przykładem może być sam Henry, który spał w bokserkach w borsuki… - Obiecuję, że nikomu nie pisnę ani słówka! – Położyła prawą dłoń na lewej piersi, w okolicach serca i solennie obiecała. Nie miała powodu, by rozgadywać to o czym mówił jej Eric, bo choć była gadatliwa i czasami wychodziła z niej papla, to wiedziała kiedy powiedzieć dość i nie komentować dziwactw swoich dobrych kolegów, których mogłoby po prostu dotknąć to, że osoba spoza kręgu jego znajomych dowiedziała się o czymś co tak skrzętnie skrywał przez lata. - Ale to ciekawe, że nosisz coś takiego do spania. Zarówno ja jak i moje koleżanki z dormitorium ograniczamy się tylko do piżam i to z kręgu także tych zwykłych. Chociaż… – Tutaj zawiesiła się na moment, bo skojarzyła sobie roztańczoną Skai w koronkach i falbankach. Okej, większość z jej koleżanek. - Nie poci Ci się głowa? I czy Twoi kumple widzieli Cię w tej czapie? – Spytała najnormalniej w świecie przyglądając się przy okazji czuprynie swego przyjaciela. On w przeciwieństwie do niej miał krótkie włosy i może nie miał problemów ze spaniem w czymś takim. Z nią byłoby więcej problemów, bo i jej loki były za długie i za gęste i wszystko ooooch. Machnęła zaraz ręką, na potwierdzenie swoich myśli i tylko kiwnęła łepetyną nie zagłębiając się już więcej w ten temat. I tak tej wspaniałej czapki nie zobaczy bo są z innych domów, a jak wiadomo uczniowie Ravenclawu nie mają wstępu do wieży Gryffindoru. I vice versa. Czasami szkoła zbyt komplikuje życie uczniom. Ponownie zajęła się rozmyślaniem nad stworzeniem praktycznego fartucha – tyle razy była zamawiać szaty na Pokątnej, że wie jak się obsługiwać centymetrem, który raczej jej nie zaatakuje. Tak samo jak ona nie zaatakuje pana Henleya, więc nie ma się czego bać. Po chwili jednak wyraz jej twarzy się zmienił, a ona sama wyglądała na niego zdezorientowaną. Sama raczej na nikogo nie podniosła ręki i tego oczekiwała od innych. - Uhm, mam nadzieję, że mi się nie oberwie. Uważam, że z siniakiem na twarzy nie wyglądałabym lepiej… Więc przyjmijmy, że ręce będę trzymać przy sobie, by ryzyko załaskotania Cię na śmierć było praktycznie zerowe, dobrze? – Zamrugała i zaraz rozpogodziła się, bo w sumie zawsze starała się być delikatna wobec znajomych, nieważne czy chodziło tutaj o mierzenie [czego szczerze mówiąc jeszcze nigdy nie robiła] czy o inne czynności, których lepiej tutaj nie przytaczać. Jak to u nich bywa, z jednego tematu gładko przechodzili do drugiego, co w sumie dziwiło Wandę, że tak dobrze dogaduje się z Gryfonem. Czy teraz nie powinna przesiadywać w towarzystwie książek, ewentualnie rozchichotanych przyjaciółek? Jak widać była typową chłopaczarą – tylko nosiła sukienki, jadła nałogowo czekoladę i była słodka. Nie była pod żadnym pozorem straszna – może nie licząc tych poważnych spojrzeń, które raz za razem rzucała kiedy coś nie szło po jej myśli. Zazwyczaj jednak starała się obdarzać swoich znajomych promiennymi uśmiechami, bowiem zwyczajnie nie chciała być zapamiętana jako Jędzowata Wanda z Krukolandii. Dbała o swoje imię jak tylko umiała i wielokrotnie walczyła z niepochlebnymi plotkami na swój temat chociażby zaraz po samobójstwie jej matki w trzeciej klasie – całe szczęście, że w tamtym czasie za jej obrońcę robił starszy brat, który do tej pory ma ją na oku. - Super. Jestem jak Godzilla. Uczniowie z młodszych roczników się mnie boją. – Przyklasnęła swoim słowom i zaraz roześmiała się beztrosko, bo tak naprawdę uważała, że na świecie istnieją o wiele bardziej niebezpiecznie jednostki niż stary woźny Hogwartu, który jedyne co może Ci zrobić to wlepić szlaban. Zerknęła zaraz na swojego towarzysza, który hoho, przyznał się jej, że,dalej jest niewinny, uroczy i wcale, wcale nie zbrukany. Oczywiście Krukonka wierzyła mu na słowo więc tylko mrugnęła do niego dalej rozbawiona całą tą sytuacją. Ona również nie należała do grona tych niegrzecznych, była całkowicie zwykłą nastolatką, która sporo w życiu przeszła, a i teraz zwyczajnie chwytała swój los w swoje ręce i starała się zmienić swoje życie na lepsze. Miała do tego prawo i zamierzała czerpać z niego tyle ile wlezie. W końcu niebawem kończy szkołę, będzie musiała zadbać sama o siebie, zorganizować sobie czas, dlatego uważała, że siódma klasa jest odpowiednim czasem na doskonalenie swoich umiejętności. - Nie, oczywiście, że nie. Jakżebym śmiała twierdzić inaczej Jesteś istnym aniołkiem, Eric. Pamiętaj o tym. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą i również przekrzywiła głowę z tym, że w odwrotną stronę, by odrobinę go sparodiować. Oczywiście przy akompaniamencie jej śmiechu, który zaraz się pogłębił, kiedy ten znowu zaczął nawijać o wszędobylskich falbankach jego nowego uniformu, którym ten nie będzie przyozdobiony, o co naprawdę nie musi się martwić. Wanda nie była wredną małpą i jeżeli coś obiecała to dotrzyma obietnicy, chociażby mieli ją kroić czy ciąć. Poza tym bywała złośliwa – owszem i jeżeli mściła się na kimś [co niekiedy się zdarzało] to robiła to raczej w sposób wyrafinowany. Tak jej się przynajmniej wydawało i tej wersji dalej będzie się trzymać. Pomysł z alkoholem nie byłby może i głupi, ale jaki cel miałaby panna Whisper w tym wszystkim? Ludzie mieli różne podejście do alkoholu i owszem, nie stroniła od niego, ale bez powodu raczej nie spijałaby kolegów. Tym bardziej młodszych. - Ale się uczepiłeś tego spijania. Jak tego tak bardzo pragniesz to powiedz. Załatwię alkohol i obiecuję Ci, że będę pierwszą dziewczyną, która pomoże Ci się doprowadzić do stanu nietrzeźwości. Jeżeli tak tego chcesz. – Odparła zaraz mierząc go piwnym spojrzeniem, któremu nie brakowało czujności. Zaraz jednak zsunęła wzrok na swoje martensy i dyndające sznurówki, kiedy Henley znowu podjął temat quidditcha, w którego osobiście nie grała – prostym powodem był jej paniczny lęk wysokości… - a którego jednocześnie uwielbiała. Lubiła tą całą ekscytację, to gdy ludzie – nauczyciele i uczniowie robili zakłady, bili się i kłócili o to, która drużyna jest lepsza. Kolorowe proporce, zakłady, dziwne akcesoria i hymny śpiewane przez zapaleńców. Czy nie ma czegoś lepszego? No może dodajmy do tego ten wiatr przeczesujący włosy podczas gdy zawodnik przemierzał boisko wzdłuż i wszerz. Cudowna sprawa i Wanda doskonale o tym wiedziała. Z całego serca kibicowała Ericowi i miała nadzieję, że któregoś razu dostanie się do rezerwy, a już w ogóle skakałaby z radości, gdyby trafił di pierwszego składu. Sądziła jednak, że nie miałaby komu składać gratulacji, bo ten najpewniej zszedłby na zawał serca z tej radości. Noale! - Eric, mój drogi. Skupmy się na nauce. Jesteś wybitny w dziedzinie latania i chylę czoła, ale wiesz dokładnie jakie jest Twoje zadanie na teraz, więc nie rozpraszaj się niepotrzebnie i zacznij działać. – Ucięła na moment, bo chociaż lubiła jego paplaninę to właśnie ona przypomniała jej, że podczas najbliższego meczu, albo któregokolwiek innego sama nie wiedziałaby komu ma kibicować… Oczywiście nie drużynie Slytherinu, o tym wiemy, bo niestety nikt z jej dobrych znajomych się tam nie znajdował – wręcz przeciwnie, miała nadzieję, że ktoś po prostu zepnie Gilgamesha z miotły na najbliższych rozgrywkach tak mocno, że ten spędzi resztę roku szkolnego w Skrzydle Szpitalnym. Powracając… - On nie jest zepsuty. Jak w ogóle kieliszek może być zepsuty? – powtórzyła głośno, bo jego stwierdzenie wydało się jej być co najmniej absurdalne, dlatego zaraz pokręciła łbem i westchnęła. Klepnęła go w ramię, lekko, na szczęście nie słysząc jego komentarza względem płci pięknej i sama aż spojrzała na naczynie, które wyczarowała. Było zwykłe - owszem, całkiem ładne, wykonane starannie, aczkolwiek było tylko kielichem i tylko osoby o nieczystych myślach mogły sobie dopowiedzieć czy skojarzyć scenariusze inne niż są w zamierzeniu. No ładnie. - Lepiej? – Spytała po wykonaniu krótkiej serii wdechów i wydechów, podczas których faktycznie – jej klatka piersiowa unosiła się i opadała tak samo jak zwykle. Nie miała jednak dekoltu, a koszulę zapiętą pod samą szyję, więc chłoptaś i tak zbytnio się nie napatrzył. Całe szczęście, że i Wanda tego nie zauważyła, bo najpewniej spaliłaby się ze wstydu. - Na każdego działa co innego. Innych rozluźnia grupka napalonych nastolatek, a innych książki. Rozluźnij się raz jeszcze, myśl pozytywnie o tym co na Ciebie działa i skoncentruj się na przedmiocie. – Powtorzyła raz jeszcze powoli. Odsunęła się ponownie, by mu nie przeszkadzać i tyko spoglądała na jego zdeterminowaną postać. Oceniała jego ruchy, ich płynność, to w jaki sposób wypowiadał zaklęcie. Nie mówiła nic, nawet specjalnie wstrzymała oddech i tylko patrzyła jak koniec różdżki Gryfona jarzy się jasnym światłem, by po chwili skierować je na przedmiot, który delikatnie, pod wpływem magii najpewniej zatrząsnął się i zaczął syczeć. Obiecująco, prawda? Aczkolwiek po chwili, gdy kryształ zmienił swój kolor na szkarłat nie wydarzyło się nic spektakularnego. Rubinowy odcień pozostał jednak nic więcej się nie wydarzyło. Szatynka wypuściła powietrze z płuc i podeszła jeszcze raz, tym razem do przedmiotu i kucnęła przed nim, by sprawdzić co dokładnie się z nim stało. Zamrugała i czubkiem palca dotknęła krawędzi kieliszka – ten o dziwo był chłodny, jednak dalej był wykonany ze szkła. Uniosła głowę i zerknęła na swojego ucznia. - Jeżeli będę chciała zmienić kolor swojej rodzinnej zastawy to wiem do kogo się zgłosić. – Odparła z lekkim uśmiechem, który przeciął jej lico. Po chwili podniosła się z klęczek i wzruszyła ramionami jakby nie do końca rozumieją co się dzieje, dlaczego mu się nie udaje. Może to chodziło o nią i jej kiepskie metody nauczania? Serce ją ścisnęło, a ona pobladła. - Spróbujemy jeszcze raz. Nie martw się, że na razie Ci nie wychodzi. To naprawdę trudne zaklęcie i nie każdy miota nim od razu. Tutaj potrzeba spokoju ducha i pewności siebie. Wiem, że i tego i tego Ci nie brakuje, ale nie myśl o tym jak o czymś co MUSISZ zrobić. Podejdź do tego w sposób naturalny, dobrze? – Spojrzała na niego bystro i sama jeszcze raz machnęła zwinnie nadgarstkiem. I raz jeszcze i kolejny, tym razem o wiele wolniej by i Eric mógł z tego cokolwiek zapamiętać. Delikatny obrót w lewo i wysunięcie ku górze. - Musisz stać się jednością ze swoją różdżką. Twoje ruchy muszą być spójne ale i delikatne! Pomyśl o niej jak o kobiecie, którą chcesz uszczęśliwić albo którą prowadzisz w tańcu. – Podpowiadała jak tylko umiała, bo naprawdę zależało jej na tym, by Henleyowi czar się udał. Powoli kończyły się jej pomysły, jak mogłaby u to zobrazować więc jeszcze raz powiodła jego dłonią i cierpliwie tłumaczyła mu co ma robić. - Pamiętaj, że nic się nie stanie jak się nie uda. Mamy sporo czasu na naukę. Oddychaj głęboko i pomyśl o czymś przyjemnym. Ja zazwyczaj myślę o czekoladzie. –Mruknęła z uśmiechem, bo uważała, że słodycze to uniwersalne dobro. Momentami myślała jeszcze o Dorianie czy rodzicach, a czasami o zwyczajnych bzdetach dnia codziennie. Aby nie stresować przyjaciela ponownie wycofała się i skinęła głową, że owszem, może ponownie spróbować – oparła się tym razem ponownie o parapet i skrzyżowała ramiona na piersi. Zamieniła się w milczącego obserwatora.
|
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Zapomniana sala Nie 15 Mar 2015, 20:44 | |
| Gdy Wanda oficjalnie obiecała, że nie podzieli się z nikim wiedzą o jego pandzie, Gryfon uśmiechnął się ciepło i odparł: -Trzymam za słowo, i pamiętaj, przysięgałaś uroczyście, nie ma odstępstw, nawet jeśli zajdę Pani Psor bardzo za skórę -. Henley nie był zdziwiony, że dziewczyna się z niego śmieje, w końcu to było – no cóż - całkiem dziecinne, a ten pomysł z prezentem od Mamy? Po chwili uświadomił sobie, że chyba nie okazał się być najlepszy, wyszedł na dzieciaka i trochę maminsynka. Czymś takim nie zapunktujesz u dziewczyn Henley – zganił się w myślach, chociaż właściwie nie czuł się źle z faktem, że Wandzia się o tym dowiedziała, w ostateczności przynajmniej wydawało się, że poprawił jej tym nieco humor. Poza tym, możemy się oszukiwać i udawać, że Henley zgrywa dojrzałego, ale to przecież zaledwie szesnastoletni chłopak, ma prawo być nieco dziecinny! -Chociaż? - powtórzył marszcząc brwi, gdy wysłuchał jak krukonka opowiada o swojej podobno zwyczajnej pidżamie i kumpelach z dormitorium, jednak już po chwili zorientował się, że jego pytanie mogło być trochę nie na miejscu i zaczął się głupkowato rumienić – Yyy…No tzn. Nie żebym mnie to ciekawiło czy coś, wiesz…yyy…no po prostu, wiadomo, każdy śpi w czym chce, poza tym w czym miałyby spać Krukońskie dziewczyny, ale no to „chociaż..”- no nie musiałaś tego dodawać…ale nie żebym sobie o czymś pomyślał…nie, nie, w ogóle o niczym nie pomyślałem, tylko tak jakoś , nie chcę, żebyś myślała, że mnie to interesuje, w ogóle nie interesują mnie dziewczyny, a już zwłaszcza to w czym śpią… yyy…tzn. Interesują mnie, ale tak po prostu, a nie, że tak wiesz, nie patrz tak na mnie no… - zaczął się pokrętnie tłumaczyć, nie bardzo kontrolując słowa które raz po raz wypowiadał, i mimo tego, że to co mówił było w dużej mierze szczere - naprawdę nie pomyślał o niczym niecnym czy zbereźnym[chociaż…], zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie może sporo stracić w oczach koleżanki –Przepraszam Wandziu – rzekł krótko gdy już przestał się plątać w swym istnym potoku słów i spuścił nieco wzrok. Naprawdę było mu trochę głupio, owszem, zdarzało mu się żartować na takie tematy, nawet właściwie wcale nierzadko, ale w gruncie rzeczy naprawdę bał się, że może przekroczyć granicę dobrego smaku i zrazić do siebie dziewczynę, zwłaszcza jeśli mu na niej zależało. - YYY nie, nie poci mi się głowa, jest przytulnie ciepła ale też dość przewiewna, wiesz, taki trochę ideał rzekłbym nawet- odpowiedział z uśmiechem próbując rozładować napięcie po swych ostatnich słowach –Chłopaki nic nie wiedzą…- odrzekł potrząsając nieznacznie głową - Właściwie to chyba jesteś pierwszą osobą która o tym wie, tzn. oprócz mojej rodziny – dodał po chwili zastanowienia. Gryfon kupił swoją czapkę kilka lat temu, gdy był na wakacjach(poprzedzających 4 rok nauki) w rodzinnym domu jego matki, w niewielkiej Irlandzkiej miejscowości, której znalezienie na mapie (nie wspominając już o faktycznym jej zlokalizowaniu) może być dość problematyczne, zwłaszcza dla kogoś kto nie ma zbyt dobrej orientacji w terenie. Zakochał się w niej właściwie od pierwszego wejrzenia, dokładnie zaraz po tym jak spostrzegł ją na wystawie sklepu, obok którego – niby przypadkiem – przechodził później przynajmniej kilka razy dziennie przez parę tygodni, aż do chwili gdy kręcąc coś o młodszym bracie – w obliczu ślicznej córki(prawie jego rówieśniczki) właściciela sklepu - kupił ją pewnego pięknego popołudnia. Swoją drogą, ciekawe czy owa Lucy(bo tak miała na imię) zorientowała się, że zmyślał. Pewnie tak, sądząc po tym jakim był mistrzem w kręceniu przed dziewczynami, ale wtedy nie zwracał uwagi na jej spojrzenie mówiące mniej więcej coś w stylu ”Czy naprawdę uważasz mnie za aż taką idiotkę?”, wtedy liczyła się tylko Panda. Niedługo potem temat zszedł ponownie na fartuszek i kwestie pomiaru Gryfona. -Ale to było naprawdę niespecjalnie – wyskoczył natychmiast gdy na chwilę z twarzy dziewczyny znikł uśmiech, nie chciał by pomyślała sobie, że sprawia mu to przyjemność albo coś – Moim Hobby nie jest wymierzanie kopniaków niewinnym ludziom, wiesz, myślę, że możesz czuć się bezpieczna…chociaż no cóż, Ja wiem, że to może być trudne- wyszczerzył się na krótką chwilę - ale rzeczywiście uważaj, żeby mnie nie połaskotać, co? To wcale nie jest śmieszne, nie chcę żebyś miała później siniaki, najlepiej spetryfikuj mnie czy coś – wyjaśnił spoglądając na krukonkę przepraszającym wzrokiem, ale nie odezwał się już na temat fartuszka ani słowem, bo bał się, że w końcu dziewczyna ze strachu porzuci ten pomysł, nie była w końcu dzielnym Gryfonem z Gryffindoru. -Yyyy…Co to jest Goczila? – zapytał unosząc brwi ze zdziwienia - Chyba jeszcze tego nie przerabialiśmy na Opiece nad stworkami, no bo gdybyśmy to mieli na pewno bym pamiętał, to chyba zrozumiałe – powiedział tonem którym zwyczajowo wypowiada się największe oczywistości, takie jak np. te, że Wszyscy Ślizgoni to obślizgłe węże, a Brukselka jest najpyszniejszą rzeczą na świecie. Ericowi byłoby trochę głupio gdyby przed kochaną Panią Psor, okazało się, że ma braki. – No ale cokolwiek to by nie było czasem podobno jesteś troszkę straszna, kiedyś słyszałem jak w bibliotece jakiś chłopak narzekał, że ciągle czepiałaś się o jego pracę domową a potem, że go jeszcze niby ochrzaniłaś niemiłosiernie czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie, w sumie to było całkiem dawno, nawet nie wiem co tam właściwie robiłem oprócz podsłuchiwania rozmów młodszych uczniów – dodał uśmiechając się jakby sam do siebie – Ale chyba jednak częściej jesteś raczej urocza niż straszna, no a przynajmniej dla mnie – rzekł pogodnie gdy dziewczyna uraczyła go swym śmiechem – Nie żeby to było pochlebstwo czy coś. Eric, choć wprawdzie czasem droczył się z Wandzią na wspomniany temat, w gruncie rzeczy uważał, że Krukonka jest prawdziwym aniołkiem, w jego opinii była (tak w skrócie, no bo gdyby miał wyliczać wszystkie powody dla których lubi swoją nauczycielkę musiałby spędzić tutaj co najmniej noc) inteligentną, sympatyczną i naprawdę ładną dziewczyną, a poza tym, nie tylko on jeden przecież tak sądził, Krukonka miała w końcu całą masę – dalszych czy bliższych – znajomych z którymi dzieliła wiele wspomnień. -Staram się jak mogę, ale wiesz, gdy te wszystkie śliczne dziewczyny ciągle mnie nagabują – męcząca sprawa - nie jest to już wcale takie bardzo proste –odparł westchnąwszy teatralnie – Ciężkie jest życie bożyszcza – dorzucił i począł zastanawiać się czy dziewczyna słyszała kiedykolwiek o jego nieudanych „podbojach” miłosnych. Henley nie był nigdy typem podrywacza, ale dziwiło go, że większość prób zagadywania do ładnych uczennic kończyło się fiaskiem, chociaż nie, wcale go to nie dziwiło, bo oto w jego wyobraźni znów zmaterializował się Potter i spółka – wliczając w to większość członków reprezentacji Quiddticha. Otrząsnął się jednak z rozmyślania o swoich przystojniejszych kolegach – jeśli wziąć pod uwagę, fakt że znajdował się w Sali ze śliczną dziewczyną, było to przecież co najmniej osobliwe. -Jejku, Ja tylko żartowałem, a Ty od razu tak na mnie napadasz – odparł niewinnie –Ale zapamiętam propozycję, Wanda Whisper zobowiązała się mnie upić – brzmi nieźle – dodał po chwili i pokiwał głową z aprobatą, jakby przytakując swoim słowom– W sumie jeśli w końcu- chociaż z moim szczęściem pewnie nie nastąpi to zbyt szybko - dostanę się do drużyny, możesz czuć się zaproszona na oficjalne oblewanie tego faktu – powiedział całkiem beztroskim tonem, tym razem już bez próby przekomarzania się z dziewczyną. Gdy Krukonka wyraziła uznanie dla jego umiejętności latania, uśmiechnął się tylko dumnie, i nawet jeśli próbowała w ten sposób uciąć jedynie temat Quidditcha. -Dobrze Pani psor, już schodzę na ziemię – odparł gdyż uznał, że nie warto dłużej drążyć tego tematu, w końcu wszyscy wiedzieli, że jest świetny a Potter nie przyjmuje go do drużyny tylko dlatego, że woli zgrabne dziewczyny w składzie…chociaż w gruncie rzeczy wcale mu się nie dziwił. -No po prostu zepsuty – odpowiedział nie zważając na to, że przytoczony argument może pozostawiać wiele do życzenia – Poza tym kieliszek może być zepsuty, np. gdy urwiesz mu niechcący nóżkę albo coś – to tak w ramach odpowiedzi na drugie pytanie – dodał, a już po chwili- ze zgrozą- uświadomił sobie, że mówienie o urywaniu kończyn i jednoczesne bycie złośliwym w stosunku do dziewczyny jest chyba chybionym pomysłem. Miał wrażenie, że jego słowa coraz bardziej przybliżają go do tego, że niechybnie zaraz sam zostanie zamieniony w kamień, z tą różnicą jednak, że tym razem już raczej nie doczekałby się pocałunku od jakiejś ciekawskiej uczennicy, tym razem zazdrosna o umiejętności krukonka najpewniej urwałaby mu wszystkie kończyny i roztrzaskała w proch. -Lepiej- przytaknął grzecznie gdy pod okiem przyjaciółki wykonał serię oddechów. Taa, jasne, ciekawie jak niby grupa napalonych nastolatek miałaby mnie rozluźnić…- pomyślał z wyrzutem Gryfon, ale już nie skomentował wyrazu zupełnego niezrozumienia Wandy dla facetów w jego wieku. Gdy po ponownym rzuceniu zaklęcia kieliszek zmienił swoją barwę na czerwoną, Eric prawie podskoczył z radości, wyszczerzył się do stojącej za jego plecami przyjaciółki i naśladując jej wcześniejszy gest, uniósł kciuk do góry. -Widziałaś, widziałaś???- roześmiał się wskazując energicznie na naczynie, gdy Krukonka skierowała kroki w jego kierunku – To oznacza, że jestem Gryfonem z krwi i kości – powiedział przerywając momentami gdy już nie mógł powstrzymać się od śmiechu –Kto by pomyślał, że pójdzie mi tak świetnie. Słysząc komentarz dziewczyny ucichł nieco, ale wciąż wyglądał na rozradowanego, strach pomyśleć w jakim byłby stanie gdyby dowiedział się, że przyjęto go do drużyny. Całe szczęście dla murów Hogwartu, że w tamtej kwestii wciąż pozostawał pechowcem. -Gorąco polecam swoje usługi Panienko Whisper – odparł kłaniając się delikatnie, ciągle zapominał, że Krukonka pochodzi z rodu czarodziejów o czystej krwi. -Jasne, będę to traktował jak coś naturalnego, w końcu każdy prawdziwy Gryfon – zaakcentował rzecz jasna słowo „prawdziwy” –potrafi zamieniać kolor otaczających przedmiotów na szkarłatny, yyy…no tzn. w kamień, wiem, wiem – zareagował z uśmiechem na porady przyjaciółki która ze wszystkich sił starała się mu pomóc. Przyglądając się kolejny raz ruchom niewielkiej dłoni Krukonki , nagle – jakby wyrwany z transu - gwałtownie odwrócił wzrok i spojrzał ze zdziwieniem na jej uśmiechniętą buzię. -W tańcu? – powtórzył a na jego twarzy wciąż malowało się zdumienie(nie wspominając już o nieznacznym rumieńcu na wspomnienie o byciu delikatnym i uszczęśliwianiu kobiety) –Trzeba było tak od razu, żałuj, że nie widziałaś mnie w akcji, przyznam się, że jestem całkiem niezły – oznajmił zupełnie nieskromnie – No a przynajmniej ja tak uważam – dodał wzruszając ramionami, opinie o umiejętnościach tanecznych Gryfona były wprawdzie różne, niektóre bardziej przychylne, niektóre mniej, ale jako, że podczas wakacji spędzał sporo czasu we wspomnianej już Irlandzkiej wiosce, od swojego Wujostwa( a najczęściej od upartej –jak większość członków jego rodziny- Cioci ) dostał kilka lekcji tradycyjnego, skocznego tańca miłośników koloru zielonego i koniczynek. I chociaż Henley nie pamiętał kiedy ostatni raz wesoło pląsał, to nie potrafił ustać w miejscu na dźwięk jakiejkolwiek muzyki. -Nie martw się, chyba nie sądzisz, że nawet jeśli nie uda mi się po raz 3, to przestanę trenować, strasznie się cieszę, że pokazałaś mi to zaklęcie, jesteś naprawdę wielka, czasem mam po prostu ochotę Cię wyściskać, wiesz Wando Whisper? – powiedział rozentuzjazmowany po czym natychmiast dodał – Pani Psor, znaczy się. -A ja wolę Kakałko – odrzekł na komentarz dziewczyny o czekoladzie i przywołał w pamięci obraz pokoju swojej siostry na poddaszu daleko stąd w Leicester –I gwiazdy – stwierdził z uśmiechem na twarzy, musiał przyznać, że strasznie mu tego brakowało, uwielbiał gawędzić z Val do późnych godzin nocnych gdy otuleni kocami gapili się bez większego celu w czarne niebo nad ich głowami. Spojrzał tęsknie na bransoletkę zawiązaną na prawym nadgarstku. -Jeśli mi się uda możesz czuć się zaproszona na Kubek – obiecał odwracając wzrok w stronę kieliszka -Duro-. |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Zapomniana sala Nie 15 Mar 2015, 20:44 | |
| The member ' Eric Henley' has done the following action : Dices roll'6-ścienna' : |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Zapomniana sala Sro 18 Mar 2015, 19:48 | |
| / Tak bardzo brak weny, że oesu. Wybacz za jakoś i długość posta. #posucha
Czy musiała rozmawiać z nim na temat cudzych piżam? Tych męskich czy tych dziewczęcych? Nie mogli zacząć rozmawiać o wpływie kogoś tam na coś tam? Albo o czymś innym i bezpieczniejszym niż bielizna do spania? Mogła w ogóle nie dopytywać, nie zaczynać tego tematu bo Gryfon ze słowa na słowo coraz bardziej się zagłębiał i zakopywał w bagnie, które sam wytworzył. Jego plątanina, spuszczenie wzroku i narastające zestresowanie mówiło jej tylko o tym, żeby lepiej zakończyć tą dyskusję, bo jeszcze Eric spali się nam ze wstydu, bądź też co gorsza podnieci wizją krukońskich dziewcząt w zwiewnych halkach. Dlatego stała jak stała wcześniej, w tym swoim pomiętolonym mundurku i patrzyła na niego przez cały czas kiedy ten paplał swoje nie wiadomo co. Przez jej twarz przechodziły tysiące uczuć począwszy od lekkiego zażenowania aż do rozbawienia które jeszcze utrzymywało się przez kilka chwil. W momencie gdy Henley łapał oddech ta wywróciła ciemnymi patrzałkami, bo w gruncie rzeczy nie wiedziała jak bardzo ma się do tego odnieść, jak zareagować Nie wnikała w czym śpi, dlaczego ma czapkę w kształcie pandy, która choć słodka to docierała do granicy intymności. Nie musiał jej niczego mówić, nie prosiła o to co nie zmieniło faktu, że poczuła się wyjątkowo gdy jako jedna z nielicznych osób dowiedziała się jaki jest sekret Erica. Na tym jednak poprzestała, bo ten by się jeszcze zagalopował i poinformował ją o innych i niewygodnych faktach ze swego nastoletniego i w pełni niewinnego życia. Podniosła raptownie jedną z dłoni mówiąc tym samym stop. Jej mina nie wyrażała niczego negatywnego, wręcz przeciwnie, aczkolwiek to w jakiej sytuacji się znaleźli mówiło im jasno, że nie można wykraczać poza pewne bariery. - Hej, hej ale się zapędzasz! Ja nic przecież nie powiedziałam, a Ty mi się tłumaczysz jakbyś faktycznie stał przed jakimś nauczycielem. Spokojnie, Eric. Przede mną nie trzeba się tłumaczyć. – Powiedziała mierząc go spojrzeniem piwnych tęczówek, podczas gdy kąciki jej ust lekko drgnęły, by nie wyszło na to, że się na niego gniewa. Faktycznie, może udzielała mu korepetycji, może kierował się do niej ze słowami Pani Psorale to tylko głupia zagrywka, zwykłe powiedzonko, nic więcej. Nikt nie powinien traktować tego na serio, kiedy tak naprawdę nie ma żadnej potrzeby, tak? Pokręciła zaraz czupryną i westchnęła ciężko po czym roześmiała się głośno, kiedy ich rozmowa znowu zeszła na boczny tor, którego wcale, a wcale opuścić nie chciała, choć powinna. Przecież znaleźli się tutaj by ćwiczyć swoje umiejętności, a nie po to by rozmawiać o pierdołach. I chociaż Wanda uwielbiała pana Henleya to momentami dawał jej w kość. Miał szczęście, że wyprostował swoją poprzednią wypowiedź, bo naprawdę nie chciała i nie miała zamiaru oberwać czymkolwiek w głowę – czy to nogą czy ręką, kiedy będzie ściągała miarę na fartuch, za który najpewniej zabierze się za jakiś czas gdy uporządkuje swoje życie prywatne. Wiadomo, prace domowe same się nie odrobią, a pierniki nie upieką, więc prezent dla kolegi niestety będzie musiał swoje w kolejce odczekać i taka była prawda. - Ta lekcja przybiera dziwny ton Henley. Skończmy mówić o pandziowych czapkach, o dziewczęcych piżamach i o tym, że czasami zdarzy Ci się kogoś uderzyć. – odezwała się zaraz znowu przechodząc z jednego końca Sali na drugi. Cały czas trzymała przy sobie różdżkę, by w razie czego zdzielić swojego towarzysza lekkim zaklęciem gdyby faktycznie odleciał za daleko. - Nie mam wpływu na to co mówią o mnie inni. Ty także nie. Nikt nie ma na to wpływu, więc nie dziw się, że raz na jakiś czas ktoś sobie na mnie ponarzeka. Ty też zapewne będziesz to robił, bo na następne spotkanie napiszesz mi czym właściwie różni się zaklęcie Duro od zwykłego zaklęcia transmutacyjnego. Bo jak zapewne wiesz tego zaklęcia używamy również w walce, więc stricte możemy je nazwać zaklęciem ofensywnym. – Zerknęła na jego twarz w momencie kiedy informowała go o pracy domowej, którą mu właśnie zadała. Z pełną premedytacją, bo i na jej ustach wykwitł delikatny uśmiech, który najpewniej mówił więcej niż tysiąc słów. Teraz jasno mówił, żeby lepiej nie zignorować jej gadania, bo to może się źle dla niego skończyć. Może plotki na jej temat nie były aż tak zmyślone? W końcu wszystko zawiera w sobie ziarno prawdy. Wzmiankę czy bardziej komplement zbyła ruchem ręki – nie uważała się za wyjątkowo uroczą czy za kogoś podobnego, słodkiego. Była tylko Wandą Whisper jak lubiła podkreślać i chociaż przeżyła w swoim młodym życiu wiele to nie chciała spoczywać na laurach dopóki nie dopnie swego. A do tego jak widać została jej długa droga przez męki. Skinęła jednak głową wprawiając w ruch gęste loki, by nie wyszło na to, że jest zadufana w sobie – tak nie było i wiedział o tym każdy kto chociaż lepiej poznał Krukonkę. - Niczego takiego nie powiedziałam! – Fuknęła zaskoczona jego interpretacją słów. Uniosła brwi i nie skomentowała już ani jego nieudanych podbojów miłosnych bo tak naprawdę o nich nic nie słyszała, tak samo jak o jego rzekomym upiciu. Chodziło jej zupełnie o co innego i ten doskonale o tym wiedział a teraz udawał głupiego głupka i wcale się z tym nie krył. Przez moment dziewczyna poczuła się naprawdę jak nauczyciel, taki wiekowy i zmęczony, bo nagle informacje zewsząd nachodziły jej umysł, a jej sylwetkę otaczał nie jeden, a dziesiątki takich Gryfonów gadających jeden przez drugiego. Coś przed jej oczyma zamigotało, a ona sama odetchnęła raz jeszcze nie wiedząc po prostu jak odpowiedzieć i na co wpierw! - Na Merlina, Eric, a mówią, ze to ja jestem papla. Kieliszek nie może być zepsuty – może być wybrakowany ale ten na pewno taki nie jest więc przestań narzekać i się w końcu skup na tym co robisz. – Odparła nieco ostrzej niż zamierzała, bo naprawdę, z całym szacunkiem do jego osoby, ale jeżeli miał się czegokolwiek nauczyć, to niestety wszelkie przyjemności nie mogłyby wziąć górę nad jego osobą – musiał zwalczyć w sobie odruch dzielenia się wszystkimi nowinami z innymi, przynajmniej teraz kiedy jego umysł powinien być chłonny i otarty niczym gąbka. Dlatego głównie dziewczyna przybrała wojowniczą minę i nauczycielski ton, którym posługiwała się głównie w gronie o wiele młodszych uczniów, z którymi miała do czynienia. Przystanęła za chłopakiem z Gryffindoru i tylko obserwowała – zauważyła co prawda zmianę kielicha na kolor czerwony, ale tak jak już wspomniała wcześniej – nie było to nic nadzwyczajnego i ten powinien o tym wiedzieć doskonale. Pozwoliła mu się poekscytować zabarwieniem szkła na iście gryfoński kolor, aczkolwiek ta nie gorączkowałaby się tak szybko. Ponownie skierowała na niego swoją uwagę i odczekała aż ten się uspokoi i zaatakuje ponownie – miejmy nadzieję tym razem skutecznie. Wstrzymała oddech i z zapartym tchem oglądała popis wyczynowy pana Henleya. Machnięcie różdżką, skupiony wzrok i obietnica otrzymania pysznego kakaowego kakao było kuszące, aczkolwiek prawdopodobnie się nie ziści. Bo cóż, ponownie nie stało się nic. Zupełnie. Kielich ani drgnął, dlatego po chwili wypuściła powietrze z płuc i podeszła do zaczarowanego przez nią przedmiotu i po postu go chwyciła w dłonie. Przez chwilę ważyła go w dłoni zapewne zastanawiając się ile byłby wart gdyby został wykonany ze złota. Zacisnęła usta na krótką chwilę. - Wypad na kakao odwołany, co? Na dzisiaj wystarczy, nic już nie wyczarujesz. Na pewno nie w stanie zahaczający o ekscytację i dziwne rozbrykanie. – Skomentowała z przekąsem, po czym ruszyła ku niemu. Złapała go za rękę i wcisnęła mu szkło w ramiona, po czym poklepała go po ramieniu. - Ćwicz w wolnych chwilach i pamiętaj, nie dekoncentruj się, nie zwracaj uwagi na inne sprawy, bo to jest najważniejsze. Ten kieliszek ma być w centrum Twojego zainteresowania. Tylko to, rozumiesz? – Spytała raz jeszcze patrząc mu w oczy. Zabrała dłonie i schowała różdżkę do zewnętrznej kieszeni szaty po czym strzepnęła niewidzialny pyłek z barku. Uśmiechała się pod nosem, bo w głębi duszy wiedziała, że chłopak i tak sobie poradzi.
|
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Zapomniana sala Nie 22 Mar 2015, 16:13 | |
| Gdyby zastanowić się nad tym choćby chwilkę, to Wandzia rzeczywiście miała absolutna rację, zapomnianą salę odwiedzili po to by ćwiczyć, a nie rozmawiać na tematy związane głównie z częściami garderoby wszelakiego rodzaju. Poczynając od fartuszków w których – podczas uskuteczniania swych talentów do porządkowania - Henley miał niejako podbijać serca niewiast, na zarówno dziewczęcych jak i męskich piżamach oraz czapkach do spania skończywszy. Powoli coraz mnie przypominała lekcję, a coraz bardziej towarzyskie spotkanie przy kuflu kremowego w Hogsmeade – za które zresztą by się nie obraził, aczkolwiek zdawał sobie sprawę, że aktualnie musi się skupić na czymś innym. W końcu to Przyjaciółka poświęcała swój czas na roztrzepanego Gryfona, podczas gdy przecież mogła zajmować się dużo pożyteczniejszymi sprawami. - Tak, tak, masz rację, już się zamykam, nie widzę żadnego powodu, żeby kontynuować temat piżam, no a tym bardziej dziewczęcych, bo jak już mówiłem, w ogóle – zaakcentował ostatnie słowo- mnie to nie interesuje, czemu miałyby interesować mnie dziewczęce piżamy? Zwłaszcza piżamy Twoich koleżanek z dormitorium, nie, nie, nie…- urwał na chwilę i zmarszczył nieco brwi – A co do mojej pandy, to już wiem z czego będziemy mogli wylosować nazwę naszego klubu, to chyba nie jest taki tragiczny pomysł, prawda?- zapytał z delikatnym uśmiechem na ustach i przestał drapać się po podbródku. Henley miał delikatne wyrzuty sumienia z powodu zagadywania Wandy która miała w planach lekcję z prawdziwego zdarzenia, ale tylko delikatne, no bo górę brało nad nim uczucie tęsknoty za swoją przyjaciółką, której nie widywał tak często jak by chciał, podczas trwania tygodnia najczęściej mijali się tylko korytarzach gdy podążali w stronę sal zajęciowych. Za każdym razem gdy widział osobę którą lubił, zwyczajnie nie potrafił powstrzymać się przed próba zagadania jej na śmierć, nawet jeśli nierzadko gadał od rzeczy i zanudzał wszystko i wszystkich swoimi beznadziejnymi dowcipami i anegdotkami. Gdy usłyszał o pracy domowej westchnął ze zrezygnowaniem a mina nieco mu zrzedła. - Wypracowanie? Ale Wandziu… co ja takiego zrobiłem? Chodzi Ci o te piżamy? Chcesz żebym rzeczywiście zaczął nazywać Cię tym całym Goczilem? – odpowiedział po chwili gdy na jego twarzy zagościł kwaśny uśmiech – Ale dobrze Pani Psor, napiszę, to będzie najbardziej szczegółowe wypracowanie na temat zaklęcia Duro i tego czym różni się od tradycyjnego zaklęcia transmutacyjnego – będziesz mogła sobie poczytać wieczorem przy kominku – powiedział wywróciwszy oczami – Macie chyba kominek w waszym pokoju wspólnym? – dodał po chwili zastanawiając się czy rzeczywiście Ravenclaw owy kominek posiada, bo jak inaczej Wandzia mogłaby czytać jego pracę przy kominku. Swoją drogą, chyba rzeczywiście będę musiał znaleźć coś na temat tej Goczii w bibliotece – skoro Wandzia się do tego nie kwapiła. To będzie na pewno ciekawsze niż pisanie tego całego wypracowania. - Oczywiście, że powiedziałaś, no ale wiesz, przecież nie mówię, że jestem jakoś strasznie chętny, żebyś akurat to Ty mnie upijała – rzekł wzruszając ramionami - A właściwie to nie jestem jakoś specjalnie chętny żeby w ogóle ktokolwiek mnie upijał – odparł gdy Krukonka zareagowała dość gwałtownie na jego wcześniejszy komentarz. – Nie jestem wielkim fanem alkoholu – dodał na koniec jakby chcąc uciąć cały ten dość niebezpieczny temat. Była to zresztą prawda, bo Henley ograniczał się zazwyczaj do słabiutkiego kremowego piwa, nawet jego buty nie lubiły mocniejszych trunków o czym zdążył się przekonać podczas ostatniego weekendu w gabinecie profesora Cronstroma, wysoko na wieży astronomicznej. Zaklęcie Duro okazało się być o wiele bardziej wymagające niż mu się na początku zdawało, nie żeby ignorował uwagi Wandzi, zdawał sobie sprawę, że urok ten należy do trudniejszych, ale liczył, że za trzecim razem już mu się uda. Przyjaciółka próbowała wielu rzeczy, pokazywała mu chyba dziesiątki razy jak dziecku w jaki sposób powinien trzymać różdżkę, jaki wykonać nią ruch, powiedziała mu nawet o czym powinien myśleć – o czymś przyjemnym, prawie jak podczas rzucania patronusa-, zaprezentowała mu nawet ćwiczenia oddechu a jemu wciąż nie wychodziło. Czyżby był takim tragicznym Uczniem? Czy gdy od tego będzie zależało życie jego przyjaciół również nie będzie w stanie zamienić głupiego kieliszka w kamień? W głowie zaczęły mu się [url=#] formować[/url] sceny z Val z psutym, zimnym spojrzeniem. Otrząsnął się gwałtownie i zobaczył, że na rękach pojawiła mu się gęsia skórka. Po chwili jednak zdał sobie sprawę z własnej głupoty. To był tylko durny kieliszek. W końcu uda mu się go zamienić w kamień, pewnie nawet już niedługo, nie miał zamiaru przecież poddawać się i wyobrażać sobie Bóg wie czego o swojej przyszłej karierze Aurora, która miałaby stanąć pod znakiem zapytania z powodu kieliszka. Widać nie potrafił się dziś dostatecznie na tym skupić. Tak jakby cokolwiek wychodziło mi za pierwszym razem – zaśmiał się w duchu. Henley już dawno pogodził się z tym, że nie jest uczniem ani specjalnie wybitnym w nauce dziedzin teoretycznych ani też posiadającym niezwykłe umiejętności praktyczne, dlatego też najczęściej musiał spędzać na szlifowaniu swoich magicznych zdolności znacznie więcej czasu niż pozostali. - Wygląda na to, że rzeczywiście odwołany, teraz będę musiał się skupić na skupianiu się na kieliszku – odparł po kolejnej nieudanej próbie – Poza tym czemu od razu dziwne rozbrykanie, wolałabyś żebym stał tutaj cały czas z ponurą miną, czy co? – odparł nieco poruszony - No ale fakt, byłem trochę podekscytowany, nie przeczę, pokazałaś mi w końcu świetne zaklęcie – dodał z uśmiechem chociaż domyślał się, że tylko się pogrąża. - Rozumiem, Rozumiem, liczy się tylko mój nowy, rubinowy kieliszek. Obiecuję, że będę się w niego wpatrywał bez wytchnienia –odparł po czym włożył różdżkę do kieszeni i podniósł z podłogi torbę z resztą swoich rzeczy – Naprawdę jestem Ci wdzięczny za poświecony czas Wandziu – powiedział radośnie gdy już przechodzili przez próg opuszczonej Sali – Jesteś najlepszą nauczycielką w Hogwarcie i nie, wcale się nie podlizuję …ale…yyy…no mogłabyś mi darować to wypracowanie- dodał obdarowując przyjaciółkę –poniekąd - uroczym uśmiechem i wyszli razem z sali. [z/t]x2 |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Zapomniana sala Pon 20 Kwi 2015, 23:39 | |
| Wszechobecna cisza. Cisza przerywana jedynie spokojnym oddechem, biciem serca- równym i głębokim i tykaniem starego zegara opartego już o zachodnią ścianę, który ciągle wskazywał godzinę trzecią po południu. I chociaż było już grubo po osiemnastej to panna Whisper dalej siedziała na jednej z opuszczonych i przykurzonych ławek opierając stopy o połamane krzesło, które robiło jej za dość wygodną podpórkę. Zajrzała do sali na trzecim piętrze niemal od razu po skończeniu bloku popołudniowych zajęć – dzisiejszego dnia wyjątkowo nie zajrzała do biblioteki, a wszelkie zajęcia dodatkowe zaplanowane z uczniami z młodszych klas odwołała. Nie tylko ona nie miała ochoty na spędzanie czasu w towarzystwie osób, z którymi na co dzień by się nie spotykała. Dlatego też akurat dzisiaj wyznaczyła termin tajemnego spotkania z Henleyem, z którym po raz ostatni widziała się na balu, który odbył się kilka dni temu. Od tamtej pory nie zagadywała, nie ściągała go wzrokiem ani nie męczyła go o zaległą pracę domową. Nie miała serca, nie miała zwyczajnie siły na wiercenie komukolwiek dziury w brzuchu po tym co się stało. Sama nie mogła się otrząsnąć po napaści dementorów na szkołę, w której odbywał się coroczny bal. Do tej pory czuła lekki niepokój, który tłamsiła w sobie za każdym razem, by móc na nowo rozdawać pokrzepiające uśmiechy swoim przyjaciołom. Powinna świecić przykładem, powinna ich bronić i ochraniać własnym ciałem gdyby zaszła taka potrzeba. Dalej była na siebie wściekła, że nie zrobiła tego co do niej należało, że nie postarała się wystarczająco i nie pomogła starszym czarodziejom w zwalczeniu zagrożenia. Co by się jednak stało gdyby nie dłoń Henryka ściskająca jej nadgarstek? Wolała o tym nie myśleć- wolała zniknąć z powierzchni ziemi, zakopać się i przeczekać ten stan, którego nie potrafiła nawet określić jednym słowem. Nie ugięła się, bo musiała być silna. I widział to każdy kto chociaż trochę ją znał. Widział jak stara się by inni mieli lepiej, by nikt nie myślał o widmie nadchodzącej wojny. Dlatego z chęcią zgodziła się na spotkanie z Ericiem, któremu chciała również pomóc – niekoniecznie z nauką patronusa, bo na to było o wiele za wcześnie, ale może w innej dziedzinie? Kto mógł przewidzieć co się stanie? Na pewno nie ona. Nie jej przyjaciele, nie nauczyciele, którzy nawet teraz chyba nie zdawali sobie do końca sprawy z tego co się wokół dzieje. Jak mogli nie przewidzieć ataku istnych demonów na szkołę pełną niewinnych uczniów? Na oazę pulsującą czystą energią, słodkością i szczęściem? Jedyne czym teraz pulsowała sama panna Whisper to narastającym zmartwieniem – między brwiami pojawiła się nieznaczna zmarszczka. Jej dłoń bezwiednie powędrowała do krawędzi błękitnego swetra, którą miętoliła dłuższą chwilę nie zastanawiając się nawet nad tym co obecnie robi. Utkwiła spojrzenie czekoladowych tęczówek na wiekowej tarczy zegara i tylko czekała na swojego gościa. Ciemne loki plątały się na lekko zgarbionych plecach, a torba z książkami leżała obok ławki. Sama zaś Krukonka poczuła suchość w ustach i dziwny dreszcz, niepokój, który nie potrafił już opuścić jej ciała. Zwiesiła wzrok i zamarła nasłuchując nierównomiernego stukotu za ścianą, który z każdym krokiem, z każdą chwilą nasilał się. Czubkiem języka przesunęła po górnej wardze w oczekiwaniu.
|
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Zapomniana sala Wto 21 Kwi 2015, 01:01 | |
| Nie ma to jak złamać sobie nogę na dzień przed otrzymaniem awansu na podstawowego gracza swojej reprezentacji domu. I choć faktem było, że Henley wspinał się niezwykle szybko w hierarchii drużyny Gryffindoru, to w obliczu ostatnich wydarzeń które przetoczyły się przez szkołę podczas balu z okazji nocy duchów, z trudem przychodziło mu cieszenie się z takiego stanu rzeczy. Nie można jednak powiedzieć, że perspektywa śmigania ramię w ramię ze swoją najlepszą przyjaciółką, oglądania jej rozwianych rudych kłaków nie napawała go pewnym optymizmem. Nie, w żadnym wypadku. Chłopak nie mógł się już doczekać wspólnych treningów, a w następstwie godzin spędzonych na boisku i wylewania siódmych potów, miażdzenia (i czasem zwalania z miotły) obślizgłych ślizgonów podczas oficjalnych rozgrywek. Gdyby nie bal wszystko byłoby w najlepszym porządku. Ale nie było. Gryfona przepełniała frustracja z powodu swojej bezsilności i żenującego zachowania zaprezentowanego gdy w wielkiej Sali pojawili się wrogowie. Dementorzy prawie pozbawili duszy jego przyjaciół a jedyne co on był w stanie zrobić to przewrócić się i złamać nogę. I cóż z tego, że nikomu nic się nie stało? Cóż z tego, że byli tam aurorzy i nauczyciele? A co gdyby ich nie było? Eric był pewien, że jest w stanie obronić swoich bliskich, trenował bardziej zaciekle niż ktokolwiek inny w szkole, a mimo to wciąż zostawał w tyle. Gdy przyszło zaprezentować swoje umiejętności w obronie bliskich, okazało się, że nikt nie mógł na niego liczyć. Najbardziej jednak skrycie cierpiał z powodu Murph. Gdyby nie Wanda i jej patronus. ..Gryfon bał się nawet pomyśleć o tym co stałoby się z jego przyjaciółką. Zacisnął pięści na wspomnienie tamtego wydarzenia. Obiecał sobie, że już nikt nigdy nie będzie musiał go ratować. Dlatego napisał do krukonki i dlatego dziś spędzą czas na treningu. Korytarz na trzecim piętrze przepełniała cisza którą zakłócało tylko rytmiczne postukiwanie. Stuk.Stuk.Stuk. Nic nie denerwowało go bardziej niż odgłos kul podtrzymujących jego ciało, a to dlatego, że boleśnie przypominał mu o tym jak zawiódł wszystkie osoby które na niego wtedy liczyły. Czasem miał ochotę cisnąć tymi kawałkami drewna w najbliższą zbroję którą Filch dopiero co zdążył pieczołowicie wypolerować. Narobić tym samym hałasu w całym zamku. Nic jednak nie uczynił. Nikomu niczego nie powiedział. Nawet Murph. Mimo, że w głębi duszy cały czas dręczyło go poczucie winy i bezsilności, każdego napotkanego czarodzieja witał z szerokim uśmiechem. Gdzieś tam wciąż był tym samym Henley’em co zawsze – promiennym i pełnym optymizmu. Bo co innego pozostawało w tych czasach? Owszem przeszywała go rozpacz i ból, ale Mugolak zwyczajnie zaciskał zęby i szedł dalej. Jedynym czego teraz się obawiał to możliwość dostrzeżenia składującego się w nim smutku przez jego przyjaciół. Nie mógł pozwolić, żeby zadręczali się problemami domorosłego Aurora. I właśnie między innymi z tego powodu przekroczył próg zagraconej Sali z szerokim uśmiechem malującym się na twarzy. -Siemasz Wandziu – powitał jak zwykle piękną krukonkę ubraną w całkiem śliczny sweter, po czym jęknął lustrując wzrokiem swoją wytartą, szarą koszulę po starszym bracie – Jak samopoczucie? Gotowa roztrzaskać parę gratów? – zapytał zwyczajowo i spróbował niezdarnie usiąść obok niej na starej ławce. Wciąż nie przyzwyczaił się do utrudniających ruchy kul, co skwitował syknięciem przez zęby. Gdy już się jednak usadowił(nie prosząc przyjaciółkę o pomoc), do jego nozdrzy dotarł przyjemny zapach wanilii zmieszany z maliną. Eric złapał się na tym, że przez sekundę zapragnął powąchać jak pachnie jej dłoń, jednak w porę się powtrzymał. Nie był mistrzem taktu, ale to przekroczyłoby chyba wszelkie granice dobrego wychowania. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Zapomniana sala Wto 21 Kwi 2015, 10:37 | |
| W zakurzonej tarczy zegara najpewniej odbijałaby się sylwetka panny Whisper, kilka ławek i przewróconych krzeseł – jedyne jednak co było widoczne to ledwo przesuwające się wskazówki zegara, które wprawiały w drganie powietrze oddziałujące na atmosferę. Było cicho – niemal wybornie można by rzec- przecież to właśnie w takich warunkach najlepiej się pracuje, tak? Jest nawet ciszej niż w bibliotece – w końcu Krukonka z ostatniej klasy siedziała tutaj sama, nie wadząc nikomu. Czekała niemal w bezruchu na swojego kolegę, który chyba najbardziej z ich grupy ucierpiał fizycznie podczas balu. Każdemu z nich zdarzył się powrót do przeszłości, o której najchętniej wszyscy by zapomnieli – kilka osób nabawiło się niegroźnych otarć, oparzeń, ale nikt z nich nie złamał nogi tak jak to zrobił Henley. Głuchy stukot obudził Wandę – wiedziała, że Gryfon się zbliża dlatego wyprostowała się czym prędzej, w gruncie rzeczy nie za bardzo zmieniając nawet swoją pozycję po czym obróciła głowę, by móc zerknąć jak klamka ustępuje pod naciskiem dłoni i jak w drzwiach miga jej postać młodszego chłopaka. Delikatny i całkowicie mimowolny uśmiech wstąpił na jej buzię kiedy ta się podnosiła, by mimo wszystko pomóc mu dojść do ławki, której powierzchnię niejako zajmowała. Nie przeszkadzały jej protesty, pchnięcia czy dźgnięcia – wiedziała doskonale jak to jest, gdy praktycznie nie możesz zrobić jakiegokolwiek ruchu. Kule ją zmartwiły, to prawda, ale postanowiła nie komentować tego osobliwego dodatku. - Cześć, Eric. Jak się trzymasz? – Zadała najbardziej standardowe i bezpieczne pytanie w historii po czym wyjęła różdżkę spod swetra i stuknęła nią w klamkę tym samym zamykając drzwi na trzy spusty – przynajmniej mieli pewność, że nikt nie wparuje im do pomieszczenia, gdy Ci będą rozmawiać bądź ćwiczyć. Mawia się, że przezorny to zawsze ubezpieczony, tak? Chwilę jeszcze spoglądała na drewniane i obdrapane wrota jakby zastanawiała się czy nie powinna rzucić jeszcze jakiegoś zaklęcia gdy doszedł do niej głos przyjaciela, który spytał dokładnie o to samo. Parsknęła rozbawiona odwracając się powoli i dalej trzymając różdżkę w dłoniach przeszła do ławki i zajęła swoje zwyczajowe miejsce, po drodze jeszcze zgarniając ciężką torbę pełną książek. - Bywało lepiej szczerze mówiąc. – Odezwała się dopiero po tym jak przyciągnęła do swoich stóp wypełniony po brzegi tobołek i zaczęła w nim szperać po uprzednim wepchnięciu magicznej witki za ucho. Wyglądała jak Pracuś ze smerfów i tak samo jak on zaczęła biadolić coś pod nosem, gdy nie mogła znaleźć odpowiedniej rzeczy, którą na pewno wciskała do torby, bo jak mogła zapomnieć o… - Jest! Na Merlina, myślałam, że już o tym zapomniałam. – Niemal wykrzyknęła tryumfalnie podnosząc na wysokość twarzy starą i podniszczoną księgę zaklęć z działu ksiąg zakazanych, którą podwędziła jakiś czas temu panu Lacroix. Usadowiła się wygodniej na blacie ławki i skrzyżowała nogi w kostkach machając nimi miarowo i rytmicznie według melodii granej tylko w jej głowie. Oparła brzeg książki o swoje uda i otworzyła ją gładząc pieszczotliwie pierwsze i wyświechtane strony. - Jak Twoja noga, Eric? Nie wygląda to chyba najlepiej, co? O ile się nie mylę Henry posiada jakieś maści znieczulające czy inne cosie, które mogłyby Ci pomóc. Wiesz, jeżeli nadal Cię boli. – Zagaiła całkowicie niewinnie nie odwracając nawet na moment wzroku od liter, które ledwo dało się rozczytać. Książka ta miała mnóstwo zakładek, dodatkowych karteluszek, które zmieniały kolory za każdym razem, gdy dłoń Wandy je musnęła. Najprawdopodobniej były zaczarowane, były swoistymi nośnikami z informacjami, które interesowały młodą Krukonkę. Nie mówiła na razie nic o tajemniczym przedmiocie, który wyjęła, a postanowiła skupić się na błahostkach, które strasznie ją interesowały. Odwróciła w końcu głowę i podniosła wzrok na chłopaka poświęcając mu już w pełni swoją uwagę. - No? – Ponagliła go delikatnie nie rozpoczynając póki co lekcji, na którą generalnie nie miała jako takiego pomysłu czy planu. Nauka patronusa była skomplikowana, a i Wanda nie uważała się za osobę, która mogła uczyć innych rzeczy, o których sama niezbyt wiele wiedziała. To, że udało się jej wyczarować cielesne zaklęcie tarczy jeszcze o niczym nie świadczyło. Niech Gryfon nie oczekuje od niej nie wiadomo czego. Nie powiedziała jednak tego na głos, bo przecież nie wypada. Zwłaszcza po ostatnich zdarzeniach.
|
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Zapomniana sala Sro 22 Kwi 2015, 03:12 | |
| Gdy na widok kul Erica, Wandzia zerwała się na nogi by pomóc mu przy siadaniu, Gryfon poczuł się trochę zażenowany. W gruncie rzeczy oczywiście rozumiał postępowanie przyjaciółki, pewnie na jej miejscu zachowałby się niemal identycznie(z tą różnicą, że on byłby nieco bardziej nachalny podczas prób niesienie pomocy), ale nie chciał by się nad nim w żaden sposób rozczulano. Dlatego też walecznie- niczym prawdziwy Gryfonn – stawiał opór przy nawet najmniejszych gestach Krukonki. Niestety okazała się być Ona uparta. W końcu chłopak uległ i przewróciwszy tylko oczami na znak dezaprobaty dla jej uporu, wsparł się na ręku przyjaciółki, by móc dzięki temu bez większego wysiłku usadowić się na ławce. -Dzięki i Cześć– powiedział krótko z kwaśnym uśmiechem na twarzy – Trzymam się i nie puszczam – „zażartował” beznadziejnie Eric , tak beznadziejnie, że Wandzia pewnie zaczęła się zastanawiać czy to aby na pewno noga została uszkodzona podczas balu, a nie przypadkiem mózg Gryfona – A tak poważnie, to czuję się właściwie wybornie – dodał zamieniając nieco głupkowaty uśmiech towarzyszący „dowcipowi”, na całkiem zwyczajny, zupełnie szczery – Tylko no wkurza mnie trochę gdy wszyscy obchodzą się ze mną jakbym był z porcelany… - powiedział i uniósł wzrok ku górze jakby chciał odnaleźć na suficie odpowiedź na jakieś dręczące go pytanie – Do podziwiania mojej jestem w stanie się przyzwyczaić, zwłaszcza teraz gdy jestem w pierwszym składzie, ale reszta jest całkiem do bani, nic mi nie będzie jak się troszkę pomęczę podczas niektórych czynności, to nawet swego rodzaju wyzwania kochana…weź przykład z Murph, ona wyśmiewa mnie gdy widzi jak niezdarnie próbuję siadać – kontynuował przywołując w pamięci Rudą gdy pierwszy raz zobaczyła go o kulach. To nie była dobra mina. Przypominała tę którą uraczyła go jeszcze przed sekundą Wandzia, była niemal po brzegi wypełniona współczuciem, czego ze strony Murph zwyczajnie nie potrafił znieść. Nie po tym jak nieudolnie chciał ją ratować. Całe szczęście, że po dość dużych rozmiarów wiązance złośliwości, opamiętała się i zaczęła najzwyczajniej w świecie z niego kpić i prawie nie zwracać uwagi na jego obecną niepełnosprawność. -Całkiem zwięzła odpowiedź, nie obraziłbym się za jakieś rozwinięcie Twej myśli – rzekł z delikatnym wyrzutem w głosie słysząc zdawkową odpowiedź na zadanie Wandzi pytanie – A jak tam u Hendryka? Co z nim? Dawno nie gadaliśmy –. Wprawdzie Krukonka nie musiała przecież jakoś bardzo się rozgadywać, no ale liczył na nieco pełniejszą odpowiedź. Czasem czuł się niezbyt ważny dla pachnącej wanilią dziewczyny. Rzadko bowiem, a właściwie prawie nigdy się przed nim nie otwierała. Troszkę go to smuciło, bo aktualnie nieco się o nią martwił, w końcu po jakże zacnym balu z okazji nocy duchów, większa część ludzi wokół niego w jakimś stopniu podupadała na duchu, ale przyjaciółka najwyraźniej po raz kolejny miała zamiar skrywać wszystko głęboko w sobie. Nie mógł mieć do niej z tego powodu jednak pretensji, bowiem sam nie był lepszy. Jedyną osobą z którą mógł i chciał na ten temat porozmawiać była Valentine za którą niewyobrażalnie tęsknił. Jego dobra do szpiku kości, wyrozumiała i czuła siostra, do której przychodził zawsze ilekroć coś go dręczyło. Była również rzecz jasna Murph, ale mimo, iż wiedział, że na pewno by go wysłuchała i pragnęła ze wszystkich sił pomóc, aktualnie nie miał serca zalewać jej własnymi problemami. Wyrwany z chwilowego zamyślenia, nieświadomie chłonący zapach wanilii Gryfon, podskoczył w miejscu gdy Krukona gwałtownie podniosła głos. -Kurczę, nie strasz mnie kobieto…eee… Czo to za tomiszcze? – zapytał próbując rozszyfrować przeznaczenie książki którą przyjaciółka rozłożyła sobie na kolanach – Jejku …wygląda dość sędziwie…lubię takie…prawie zawsze znaczy to, że jest w jakiś sposób wyjątkowa… - skomentował wygląd zewnętrzny przytachanego woluminu – No ale nie żebym oceniał książkę po okładce, nic z tych rzeczy…yyy…w sumie nawet nie widziałem okładki –dodał szybko wędrując wzrokiem na przemian od podniszczonych kartek, do ciemnobrązowych oczu Wandy, aktualnie miotających się po zapisanych wersetach. -Nie, nie boli – odrzekł krótko, za krótko i bez uśmiechu na twarzy – Ale jakby coś to będę wiedział do kogo się zgłosić, jeszcze będziesz żałowała tych słów gdy porwę Ci chłopaka –dodał z rozbawieniem w głosie – Mam nadzieję, że nie masz zamiaru przez całe popołudnie ślęczeć z nosem w tej książce, co? Poćwiczymy Patronusa, tak jak Ci pisałem? Wcześniej już udawało mi się wyczarować cielesnego, ale sama widziałaś jak było na balu, nawet głupiej mgiełki…eee...no i tak w ogóle, to obiecałem sobie, że od tej pory nie tknę już tej całej wódki – powiedział napomykając o niedawnych wydarzeniach. Domyślał się, że duży udział w jego niepowodzeniu miało to, że korzystał z nieswojej różdżki(tym razem czuł kawałek cytronu na przedramieniu), ale od tamtej pory nie mógł się doczekać okazji by spróbować wyczarować Patronusa. Czasem nawet ogarniał go irracjonalny lęk, że stracił tę umiejętność, że zapomniał jak korzystać z ochrony oferowanej przez liseła. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Zapomniana sala Sro 22 Kwi 2015, 11:47 | |
| Nie było to żadną tajemnicą, że dziewczyna z domu Kruka najzwyczajniej troszczy i martwi się o swoich dobrych znajomych, z którymi łączyło ją coś więcej niż tylko zdawkowe witanie się na korytarzach. Eric był jej młodszym kompanem i tak go właśnie traktowała. Jak kogoś, kto potrzebował protekcji, ochrony i dobrego słowa. Nie mówiła mu o tym, ale dla niej zawsze będzie tym samym Gryfonem, którego poznała kilka lat temu – otwarty i szczery. Bez słowa mu pomogła, nie musiał o to prosić, a nawet chciał się od niej odganiać. Nie dała się i nie zwracając uwagi na jakiekolwiek pyskówki po prostu wspólnymi siłami zaciągnęła go na ławkę, gdzie było dosyć wygodnie i bezpiecznie. Kule najpewniej spoczywały gdzieś teraz z boku, a noga swobodnie opadała na ziemię. Wanda natomiast siedziała na swoim wygrzanym miejscu i kartkowała stare tomiszcze z namaszczeniem przyglądając się co poszczególnym stronom, zerkając na nie bardziej z ciekawości niż z konieczności. - Wiesz, jesteś teraz mocno ograniczony przez nogę, więc nie dziw się, że znajomi chcą Ci po prostu pomóc, ulżyć w obowiązkach. -Skomentowała krótko jego rozpoczynającą się litanię składającą się niemal z narzekań i powarkiwań względem innych, którzy wcale nie życzyli mu źle. Dalej przesuwała palcami po grzbiecie księgi raczej bezwiednie zatrzymując się na jednym z bardziej skomplikowanych słów. Gdy paplanina Henleya unosiła się gdzieś nad ich głowami, ona odwróciła wzrok na jego ożywioną twarz i zadumała się nad informacją, która przemknęła między innymi głupotami. Uniosła jedną brew, potem drugą. - Ostatnim razem mówiłeś, że zostałeś skierowany na rezerwę, a teraz powiadasz, że jesteś w pierwszym składzie? – Spytała prosto z mostu nie mogąc uwierzyć w jak krótkim czasie ten uzyskał awans, z którego oczywiście niezmiernie się cieszyła. Bolał ją jednak fakt – zazwyczaj tak było, że za szczęście jednej osoby kryje się nieszczęście drugiej. O tym jednak nie zamierzała nadmieniać przyjacielowi, bo najpewniej tym stwierdzeniem podcięłaby mu skrzydła, zanim ten by je wyprostował przygotowując się do lotu. Zamiast tego swobodnie objęła jego szyję jednym ramieniem i na moment przyciągnęła go do siebie w lekkim uścisku, który imał oznaczać Brawo chłopie, jestem dumna. - Ale suuuuuper! Nonono, z kim ja się zadaję! Gratulacje! - Odparła z zadowoleniem wypisanym na mordce zaraz odsuwając się od chłopaka – uśmiechała się niezwykle szeroko. Widać było, że naprawdę cieszy się z sukcesu kumpla, przed którym kariera stoi otworem. - Kuuuurcze, Eric. Nie wiem, chyba powinnam niedługo zacząć prosić Cię o autograf, nie sądzisz? Obawiam się, że potem dziewczęta z młodszych klas nie wypuszczą Cię z objęć. – Posłodziła mu jeszcze bezczelnie, by ten poczuł się lepiej. To o czym mówiła Wandzia wcale nie mijało się z prawdą. Przecież zawodnicy szkolnych drużyn quidditcha mieli ogromne powodzenie u kobiet i wiedział o tym każdy. Wystarczyło się tylko odpowiednio zakręcić, zagadać i uśmiechnąć. Zero wysiłku. Pytanie tylko czy Gryfon skorzysta z takiej okazji? Czy będzie wykorzystywał swoją nową pozycję, by zdobyć miano lowelasa szkolnego? Na samą myśl o wianuszku uczennic otaczających Gryfona szatynka parsknęła. - Ojej, co to się dzieje. Przynajmniej tyle dobrego z tego wyszło, co? A nogą się nie przejmuj, przynajmniej Ci jej nie amputowali. – Powiedziała jeszcze na nowo obdarzając go grymasem. W chwili obecnej wolała rozmawiać na tematy błahe, ulotne, które dawały pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Wydawało się nawet, że Whisper nie chce wracać do zdarzenia, do którego doszło podczas balu z okazji Nocy Duchów. Strach, przemijanie, odór śmierci i chęć przetrwania tkwiły w niej zbyt silnie, by ta jednak mogła o nich zapomnieć całkowicie. Dlatego dziewczyna zapominała się na moment ukazując swoje prawdziwe oblicze – pełne powagi. Trwało to jednak chwilę, bo przecież nie chciała nikogo zamartwiać swoim stanem. Dlatego co i rusz przywoływała swój uśmieszek na usta – przecież wszystko jest w porządku, prawda? Słysząc lekki wyrzut w głosie chłopaka zaśmiała się dźwięcznie i pokręciła głową tak naprawdę nie wiedząc co powinna odpowiedzieć. Że się martwi tym co będzie jutro? Że obawia się wojny i chociaż była pewna, za którą ze stron się wstawi to miała pewien problem – najpewniej ze sobą, o którym nie chciała mówić. Dlatego znowu uciszyła podstępne demony w swoim sercu i westchnęła. - Bardzo przepraszam. Po prostu jakoś staram się dojść do siebie po balu – nic złego na szczęście mi się nie stało. Henry’emu raczej także nie. Przynajmniej nie fizycznie. Od czasu imprezy nie miałam jeszcze okazji z nim porozmawiać twarzą w twarz. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą dziewczyna przypominając sobie mgliste wspomnienia sprzed kilku dni – kiedy to Puchon odprowadził ją do wieży, widziała jak na dłoni, że było mu strasznie ciężko, ale zamiast wypytywać go o to na korytarzu czy w Wielkiej Sali, w której się widywali wolała życzyć mu miłego dnia. Po co miałaby go dodatkowo stresować. - Nie porywaj mi chłopaka, bo się obrażę. – Na nowo ułożyła księgę na udach i ponownie przerzuciła kilka karteluszek jakby szukała czegoś istotnego, czegoś, co ją naprowadzi na tor rozmowy. Jak widać odkładała ten moment rozmowy, w której musiała informować go o Patronusie. Nie była pewna czy powinna to robić – tutaj zmarszczyła brwi niezadowolona z takiego stanu rzeczy. - Słuchaj Eric. Nie wiem czy jestem odpowiednią osobą do nauki tak poważnego zaklęcia. – Zaczęła niepewnie zaciskając jedną dłoń na okładce książki. Podniosła piwne oczy na twarz Henleya i mówiła spokojnie, chociaż z pewnym i wyczuwalnym napięciem w głosie. - Doskonale rozumiem Twoje obawy i lęki spowodowane ostatnimi wydarzeniami, ale po prostu nie jestem pewna czy nadaję się na nauczyciela. Może to zabrzmi głupio, bo od kilku lat robię to co robię, ale teraz mam pewne wątpliwości co do tego. – Wydusiła z siebie wszystko, swoje zmartwienia – przecież nie była wykwalifikowanym nauczycielem. Dopiero trzy razy uczestniczyła w zajęciach dodatkowych organizowanych przez Wilsona, więc czy teraz mogła uczyć zaklęcia Tarczy wszystkich? Wzruszyła ramionami odwracając wzrok.
|
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Zapomniana sala Wto 28 Kwi 2015, 12:03 | |
| Wandzia oczywiście miała rację, nie było w tym nic nadzwyczajnego, że bliscy mu ludzie(których wprawdzie nie było zbyt wielu) widząc jego ograniczenia, próbowali mu pomóc. Eric doskonale to rozumiał bo gdyby Wandzia była w analogicznej sytuacji co On, zapewne zamęczyłby ją na śmierć swoimi staraniami ulżenia jej w obowiązkach – jak to sama przed chwileczką powiedziała. -Jasne, jasne, wiem, wszyscy się o mnie troszczą - rzekł po chwili kiwając przy tym miarowo głową jakby potakując każdemu słowu Wandy – I jestem im za to bardzo wdzięczny – dodał uśmiechając się właściwie chyba bardziej do siebie niż koleżanki – Chociaż nie myśl sobie, że sam też nie dałbym sobie rady – bąknął wzruszywszy ramionami. Gdy wspomniał o awansie w hierarchii drużyny, bez ostrzeżenia dopadły go ręce Krukonki, którym towarzyszyło dziwne ukłucie w żołądku. -Oj już daj spokój, nie ma się czym zachwycać, przecież to była tylko kwestia czasu – odparł radosnym tonem próbując uwolnić się z pachnącego wanilią uścisku dziewczyny – Chociaż no…w tym przypadku wypadałoby podkreślić, że rzeczywiście nadzwyczaj krótkiego czasu – dodał niezbyt skromnie Eric poruszając brwiami porozumiewawczo. Gdy krukoniasta w końcu się od niego odsunęła, odwzajemnił jej uśmiech a na wzmiankę o młodszych dziewczętach przewrócił tylko oczami. -Ahh, wiem, chociaż no nie żeby mi jakoś strasznie na tym zależało…yyy…no wiadomo, że gracze drużyn Quidditcha mają troszkę większe szanse u dziewczyn, ale chyba nie myślisz, że no wiesz…. – zaczął nie bardzo wiedząc co właściwie chce powiedzieć, z jednej strony bowiem cieszył się z możliwości zaprezentowania swojej osoby w –jakkolwiek to brzmiało - niezwykle pomyślnym świetle, jednak z drugiej nie pragnął towarzystwa uczennic które zwróciły uwagę na niego dopiero gdy zaczął odnosić sukcesy. -Poza tym gdyby którakolwiek zbliżyła się na odległość mniejszą niż 5 kroków miałaby do czynienia z Murph…widziałaś zresztą jak Ruda zareagowała na to, że zaprosiłem Joe na bal, przez chwilę myślałem, że już po mnie, nie wspominając już nawet o wystraszonej puchoniastej…ale no chyba teraz jest wszystko w normie, chociaż…yyy… to może dlatego, że dawno nie spędzaliśmy wspólnie czasu – powiedział Eric przywołując w pamięci twarz Gryfonki gdy pierwszy raz usłyszała o jego partnerce. Nie wyglądała wtedy na pocieszoną, co nie było zresztą niczym nadzwyczajnym zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Cu którego ostatnio rzadko widywał, zdawał się zupełnie o niej zapomnieć. Eric w ostatniej chwili namówił Sergia, tego śmiesznego francuza, żeby zaprosił jego przyjaciółkę, w innym wypadku zwyczajnie, z ogromnymi wyrzutami sumienia przeprosiłby Joe i został z Murph w wieży Gryffindoru. -Ale no autograf to mógłbym Ci dać w sumie, kawałek pergaminu i masz pamiątkę która będzie kiedyś warta góry galeonów – odparł uśmiechając się nieco głupkowato –Pierwszy autograf Henley’a…to by było coś - dodał nieco karykaturalnie rozmarzonym tonem. -No dobra, nie gadamy o balu, temat zamknięty – rzekł krótko gdy dostregł nieobecne spojrzenie Wandy, które krążyło zapewne pomiędzy wspomnieniami z tamtego nieprzyjemnego zdarzenia – A Hendryka zabierał nie będę, jeśli przestaniesz się tak nade mną użalać, moja noga już niedługo będzie w super kondycji – dodał z uśmiechem, składając dziewczynie swego rodzaju propozycję, której nie mogła odmówić, jeśli chciała zostawić noc duchów za sobą. Usłyszawszy po chwili niemrawą deklarację Krukonki, Eric- delikatnie mówiąc - nieco się nachmurzył i złamał ostatnie postanowienie. -Wątpliwości? Jesteś przecież świetna. Wydawało mi się, że radziłaś sobie całkiem nieźle gdy zaatakowali dementorzy, Twój patronus uratował wielu uczniów, nie potrzebuję większych rekomendacji – odparł starając się ukryć delikatne rozgoryczenie – Nie znam nikogo lepszego niż Ty – rzekł obdarowując dziewczynę szerokim uśmiechem – Poza tym, Ja wiem na czym polega zaklęcia Patronusa, domyślam się, że trudno Ci w to uwierzyć, ale kilka razy wyczarowałem już srebrnego Lisa, teraz chciałbym jedynie poćwiczyć jego praktyczne zastosowanie, przecież nie wymagam żebyś uczyła mnie wszystkiego od podstaw…wtedy nie pomogłyby nawet prywatne lekcje u samego Dumbledora – kontynuował w nadziei, że uda mu się w końcu przekonać przyjaciółkę – Sama wiesz, że nie jestem zbyt pojętnym uczniem, ale praktyka to co innego, następnym razem nie mam zamiaru siedzieć z założonymi rękami i czekać aż ktoś uratuje moich przyjaciół – powiedział wypowiadając na głos myśli, których wypowiadać prawdopodobnie nie powinien - I weź mi w końcu powiedz co to za tomiszcze – dodał z uśmiechem na zakończenie słowotoku, jakby próbując odciągnąć uwagę od ostatniego zdania. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Zapomniana sala | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |