IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Zapomniana sala

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość
Tanja Everett
Tanja Everett

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptySob 20 Gru 2014, 00:46

Panna Everett nie straciła zbyt wiele ze swojej skrytości. Niby już nieco odważniej mówiła o tym, co się wydarzyło przez wakacje, przyznawała, że te wszystkie siniaki wcale nie były wynikiem upadków z miotły, nawet wysłuchała kazania pani Pomfrey za jej rzekomą lekkomyślność. Potrafiła to znieść. Gazeta i tak ujawniła zbyt wiele, by nadal cokolwiek kryć. Jednak czasami Gryfonka wolała nic nie mówić i mieć swoje tajemnice. Może nieco przyjemniejsze. Właśnie takim sekretem była jej nowa pasja. Tylko Rubin miał szansę obserwować jej występy. Przed nim się nie wstydziła. Nie każdy mógł rozumieć, dlaczego to robi. Jakby nie było, to było dość... intymne doświadczenie. I jak na złość musiał ją podglądać Michael. Z drugiej zaś strony, gdyby kiedykolwiek chciała pokazać swój taniec, wybrałaby właśnie jego. Nie było tego złego jak to mówią. Chłopak nie wyśmiewał się z niej, wręcz przeciwnie, wyglądał na zachwyconego lub rozmarzonego. Tanja mogłaby oponować dalej, wyciągać z Michaela powód jego wizyty, lecz zamiast tego oddała buziaka, który przyprawił ją tylko o szerszy uśmiech. Brakowało jej tego, a sama przed sobą musiała przyznać, że coraz częściej jej wyobraźnia wykraczała poza pocałunki i przytulanki. Ganiła się za te myśli, ale cóż... naturę ciężko oszukać.
-Oh... uduszę Cię, mogłeś jakoś dać znać, że mnie podglądasz. -mruknęła, pieszczotliwie, niezbyt mocno uderzając Michaela w ramię. Westchnęła pod nosem i nadal trzymała się za skraj spódnicy. To był dość nietypowy dla niej strój.
Odsunęła się w końcu od Ślizgona, gdy pochwalił jej taniec, a chwilę później rozesmiał się błogo. Nawet miała wrażenie, że śmieje się z niej, ale jedno spojrzenie na jego twarz i już wiedziała, że to nie był śmiech z niej tylko do niej. Przymrużyła swoje błękitne oczy w nieco gniewnym geście.
-Z czego tak rechoczesz? Uważaj, bo przemienię Cię w kijankę! -zagroziła udawaną powagą. Odgarnęła włosy z czoła, przypominając sobie komplement, za wszelką jednak cenę nie chcąc się zarumienić.
-Jak taki jesteś spryciarz, to sam pokaż, co potrafisz. No śmiało! -zachęciła go. -Nooo, Miki.... nie daj się prosić, bo uznam Cię za tchórza. -dodała nieco pewniejszym głosem. Na sam koniec pochyliła się nad Ślizgonem i musnęła wargami jego ucho.
-Jak zatańczysz, dostaniesz fajną nagrodę. -zachęciła go.
Michael Bonner
Michael Bonner

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptySob 20 Gru 2014, 01:14


Michael wiedział o problemach Tanji jeszcze przed tym, nim gazety postanowiły ją rozebrać z ostatnich skrawków prywatności. Pragnął jej pomóc, ale dziewczyna starała się trzymać go od tego wszystkiego z daleka. Nawet wtedy, kiedy wracała do domu, kiedy zginęła jej matka. Ona sama mogła zginąć, gdyby nie pomoc wykwalifikowanego aurora! Nic dziwnego, że Bonner był wówczas wściekły, że dziewczyna nie pozwoliła mu, by pojechał tam razem z nią. Teraz jednak poprzysiągł sobie, że nie będzie nigdy słuchał jej rad, przynajmniej w tej kwestii. Gotów był nawet stanąć między nią, a jej przeklętym ojcem, jeżeli tylko zaszłaby taka konieczność. Ba, pewnie próbowałby zamordować drania, chociaż z pewnością był od niego o wiele słabszym czarodziejem. Czasami jednak, kiedy uczucia przejmują władzę nad człowiekiem, zyskuje on ogromną siłę, więc pewnie i Mickey wierzyłby, że spuści łomot komuś potężniejszemu. Póki co, mimo wszystko, wolał o takich sytuacjach nie myśleć. Chciał bowiem, aby Gryfonka zapomniała o przykrych wydarzeniach, żeby uśmiechała się częściej. Chciał przede wszystkim być przy niej i dzielić z nią wszelkie emocje, zarówno radość, jak i smutek - być dla niej oparciem. W końcu, wbrew pozorom, miał całkiem silne ramiona!
- Nie chciałem Ci przeszkadzać. Wtedy na pewno byś przerwała, a to by było bez sensu... - mruknął, próbując wytłumaczyć się ze swojego zachowania. Udawał biednego pieska, który coś zbroił, mimo tego że tak naprawdę miał to w głębokim poważaniu. Przecież i tak zawsze robił to, co chciał. Dlatego też, nie mogąc dłużej odgrywać swojej roli, roześmiał się głośno. Nagle jednak panna Everett spojrzała na niego spod byka i zaczęła mu grozić. Po chwili więc jego wesoły nastrój uległ zmianie, a chłopak wolał zamilknąć. Wiedział, że Tanja uczy się znacznie lepiej od niego. Poza tym przypomniał sobie, jaką książkę czytała na boisku quidditcha, a którą on właśnie wtedy zniszczył. Coś o urokach. Wolał nie ryzykować zamiany w kijankę albo w coś jeszcze gorszego, gdyby dziewczęciu pomyliły się zaklęcia. Kolejne wypowiedzi uczennicy utwierdziły go jednak w przekonaniu, że Gryfonka stroi sobie z niego żarty. Uśmiechnął się radośnie, chociaż jej propozycje wcale nie były mu w smak.
- Nie, wiesz. Lepiej nie. Jakoś nie czuję się dobrze w balecie. - westchnął ciężko, starając się jakoś odwieść swoją towarzyszkę od niecnych planów. W sumie... nawet nie wiedział, czy ten taniec, który przedstawiła był baletem i teraz czuł, że popisał się wręcz wzorcową ignorancją. Poniekąd miał jednak nadzieję, że to go uratuje przed popisem swoich umiejętności. Niestety. Wydawało się, że panna Everett nie zamierza odpuścić. Ponadto próbowała mu wmówić, że jest tchórzem, a z drugiej strony zachęcała go jakąś kuszącą nagrodą! Przeklęta dziewczyna! Ślizgon przewrócił oczami, przy okazji sprawdzając stan sufitu w zapomnianej sali. Widać było, że rozważa podjęcie wyzwania.
- Sama tego chciałaś. - popatrzył na nią, mrużąc oczy, a jego wyraz twarzy świadczył o tym, że był obrażony. Rzecz jasna, tylko na żarty. W zasadzie nie mógłby się chyba obrazić na Tanję. A przynajmniej trudno było mu teraz znaleźć wystarczający powód do tego, by rzeczywiście poczuł się urażony.
Wyciągnął zza paska różdżkę i wycelował nią w niewielkie urządzenie, które pozwalało na odtworzenie muzyki. Magia stwarzała zaś nieograniczone możliwości, jeżeli chodziło o dobór repertuaru. Nie trzeba było chyba mówić, że ten obrany przez Michaela znacznie różnił się od tego, który towarzyszył występowi przedstawicielki Domu Lwa. Po chwili w pomieszczeniu dało się słyszeć głośne bębny, a następnie o wiele bardziej skoczne utwory. Chłopak odłożył różdżkę na podłogę i potarł ręce tak, jak przy obmywaniu je wodą. Najwyraźniej się rozgrzewał. Wreszcie jednak potraktował kamienną podłogę jako parkiet, prezentując pannie Everett elementy tańca obecnie zwanego bboyingiem oraz breakdancem. W mniemaniu Tanji jednak najpewniej występ Bonnera nie miał zbyt wiele wspólnego z tańcem, a raczej doszukać można było się w nim wizualizacji sportowych i gimnastycznych zdolności Ślizgona. Ba, szesnastolatek pozwolił sobie nawet na końcu stanąć na rękach, a później na jednej ręce, drugą łapiąc swojego buta. Wszystko wyglądało, o dziwo, na niezwykle dopracowane, mimo że tak odbiegało od wcześniejszych zgrabnych ruchów panny Everett. Cóż, Mickey dużo ćwiczył, więc nie miał raczej problemów nawet z najtrudniejszymi kombinacjami. Już po tym, jak ucichła muzyka, młody wilkołak zrobił salto w powietrzu i wylądował na prostych nogach tuż przed swoją towarzyszką.
- To jak z tą nagrodą? - szepnął jej do ucha i tym razem to on przygryzł delikatnie jego płatek. Uśmiechał się przy tym jak głupi, ale co poradzić. Wreszcie był szczęśliwy i odnosił wrażenie, że odnalazł kogoś, kto potrafi go w pełni zrozumieć.
Tanja Everett
Tanja Everett

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptySob 20 Gru 2014, 02:05

Pojawienie się Michaela w życiu Tanji było nie dość, że nieoczekiwane, to dodatkowo… niezbyt miłe i pożądane. Przynajmniej na początku. Everett długo nie potrafiła wybaczyć mu tego szczeniackiego zachowania przy zgrai kumpli i zniszczenia książki, którą sobie kupiła za ciężko zarobione pieniądze. Teraz mogłaby zrezygnować z zarobku, gdyż Ministerstwo jako sierocie przyznało stypendium motywacyjne, na które nie mogła narzekać. Nie o to jednak chodziło. Polubiła te weekendowe, nielegalne wypady do wioski, tylko po to, aby poplotkować z Madame Rosmertą czy innymi kelnerami. Nie chciała tego tracić. A dodatkowe pieniądze zawsze się mogą przydać. W październiku kończyła siedemnaście lat i będzie zmuszona znaleźć sobie swoje własne lokum. Nie chciała mieszkać u Wilsonów, mimo, że Katherine i najmłodszy ich syn obdarzali ją troską i uwagą. Potrzebowała swojego własnego kąta. I ten kąt należało utrzymać z własnych środków.
Tanja uśmiechnęła się bez zbędnego komentarza, gdy Miki przyznał, czemu jej nie przeszkadzała. Głupia też nie była, wiedziała, że ten taniec miał dla niego jakiś tam wydźwięk erotyczny. Nie myślała o tym w ten sposób… do tej pory. Gryfonka zebrała z podłogi Rubina i pogłaskała go za uszami. Zamachał puszystym ogonem, wpatrując się w Bonnera dość długą chwilę. Następnie zaskoczył na pobliską ławkę i zaczął ganiać za jakimś wirującym w powietrzu kłaczkiem kurzu. Groźby w wykonaniu Tanji były efektem żartu i teraz to o mało ona się nie roześmiała, widząc powagę w minie Michaela. Ugryzła się w język i mrugnęła do Ślizgona. Zabawne, że Gryfonka miała takie kontakty z Domem Węża.
-Oj, byłbyś doprawdy słodką kijaneczką. –zachichotała, poprawiając włosy, które nachodziły jej na oczy. Skrzyżowała ręce pod biustem w oczekiwaniu na taneczną ripostę.
-To nie był balet! Chociaz… sama się nie znam. Tańczę to, co czuję. Co czuje moje serce. Ono ostatnio szaleje. –przyznała, przysiadając na skraju pobliskiej ławki. Skinieniem głowy pokazała Ślizgonowi gramofon. Chciała go zachęcić do pokazu. To byłoby sprawiedliwe. Oddała spojrzenie, jakie jej posłał, gdy w końcu uległ. Tanja spodziewała się jakiś chaotycznych, nieco dziecinnych ruchów, ale musiała oddać honor. To, co zaczął wyprawić Michael przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Otworzyła ze zdziwienia oczy, ale w porę powstrzymała się, aby nie zrobić tego samego z wargami. Jak zaczarowana oglądała występ, a gdy pod koniec Michael uraczył ją staniem na rękach, a koszulka osunęła się ukazując brzuch i klatkę piersiową, Tanja cicho westchnęła, a w jej drobnym ciele pojawiła się dziwna, gorąca fala… fala, której do tej pory nie znała. Gdy skończył, Tanja otrzepała głowę, aby pozbyć się delikatnych rumieńców na policzkach i zaklaskała cicho, będąc pod wielkim wrażeniem. Mimo, że więcej było w tym gimnastyki aniżeli artyzmu.
-Wow, jestem pod wrażeniem, nie chwaliłeś się nigdy! –zauważyła z lekkim oburzeniem. Nie miała okazji dłużej się na niego boczyć, gdyż poczuła jego usta na swoim uchu. Przymknęła oczy i westchnęła. Dlaczego zaczęło jej się to tak podobać. Rozwarła powieki i błękitne tęczówki spoczęły na twarzy Bonnera.
-Wybitnie zasłużyłeś. –zażartowała, ale w kolejnej chwili już przytknęła swoje usta do warg Michaela, zaczynając go całować. Pogłębiała stopniowo czułość, dołączając do tego taniec języków, bardzo gorący i namiętny. Dłoń Gryfonki zaczęła wędrować po plecach Ślizgona, po jakimś czasie koncentrując się na klatce piersiowej. Po paru minutach zapalczywego całowania się Tanja chwyciła dłoń Michaela zlokalizowaną na jej pasie i przesunęła ją wprost na swój biust. Nagroda musiała być adekwatna do czynu. Czarnowłosa przylgnęła do Bonnera, oplatając wolną lewą ręką jego szyję. Przerwała po dobrym kwadransie… a może to była raptem minuta? Kto to wiedział… spojrzała wprost w oczy Michaela.
-Satysfakcjonująca nagroda? –zapytała z nutką filuterności w głosie.
Michael Bonner
Michael Bonner

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptyNie 21 Gru 2014, 01:50

Pewnie żadne z nich nie spodziewało się takiego rozwoju znajomości. Michael przecież do tej sytuacji, która rozegrała się na boisku quidditcha nie zwracał nawet na Tanję uwagi. Dokładnie tak, musiał to przyznać z bólem serca, ale taka była prawda. Dopiero, kiedy zniszczył jej książkę, odczuł wyrzuty sumienia i wydawało mu się, że dojrzał coś niezwykle zachęcającego w spojrzeniu dziewczęcia z Domu Lwa. Z pewnością brzmiałoby to dziwnie dla kogoś z zewnątrz. Może i nie była to od razu miłość od pierwszego wejrzenia, ale Bonner odnosił wrażenie, że zupełnie nagle coś zaiskrzyło, a przynajmniej on uroił sobie coś w swojej pustej łepetynie i postanowił zrobić wszystko, byleby przekonać do siebie skrzywdzoną pannę Everett.
Nie zatracał się jednak przy niej tak, by w ogóle zapominać o sobie, czy nie pozwalać sobie na typowe dla siebie zagrywki. Często się z nią nie zgadzał. Tak jak na przykład teraz. Wcale nie uważał, że byłby słodką kijanką. Wręcz przeciwnie, to zwierzę w ogóle do niego nie pasowało. Za to był uroczym wilkołaczkiem! No dobra, to nie było wcale zabawne. W rzeczywistości bowiem jego geny były przekleństwem, a nie darem. Chłopak może z czasem zyskiwał coraz większą świadomość podczas pełni, jako że był urodzonym, a nie ugryzionym wilkołakiem, jednak nadal obawiał się tego, że powtórzy się sytuacja z przeszłości. Że znowu szarpnie pazurami kogoś, na kim cholernie mu zależy. Ta myśl nieco go przygnębiła. Wiedział bowiem, że powinien powiedzieć Gryfonce o swojej naturze. Z drugiej zaś nie miał pojęcia w jaki sposób tego dokonać.
- Bo nie ma czym się chwalić. Tańczysz o wiele lepiej. - przyznał szczerze, bo choć sam czasem lubił sobie włączyć muzykę do ćwiczeń i wychodziły z tego nawet całkiem niezłe występy, tak nie mogły się one w żadnym stopniu równać z tym, co przed chwilą zaprezentowała panna Everett.
Wreszcie przyszedł jednak czas na nagrodę. Ślizgon domyślał się, że będzie nią pocałunek, ale nie sądził, że tak wspaniały. Języki dwojga młodych uczniów splątały się w tańcu, tym razem wspólnym, i o wiele bardziej erotycznym. W dodatku Tanja przesunęła dłoń Michaela na swój biust, dzięki czemu chłopak mógł pomacać te "najfajniejsze cycki", które kiedyś niezbyt fortunnie komplementował. Ten ruch ze strony panny z Domu Lwa nie był jednak odpowiednim. W końcu kusił Mike'a do jeszcze odważniejszych gestów! A właśnie w chwili, kiedy szesnastolatek o nich pomyślał, dziewczyna odsunęła się nieco, pytając o to, czy nagroda była satysfakcjonująca.
- Wiesz, nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być lepiej. - zażartował, dając swojej towarzyszce do zrozumienia, że cały czas liczy na więcej. Rozbawiony ton wskazywał jednak na to, że nie ma zamiaru naciskać. Uśmiechnął się za to zawadiacko, zupełnie tak, jakby wpadł na jakiś łobuzerski plan. I w sumie nie było w tym żadnego kłamstwa.
- Pokażę Ci jeszcze jedną sztuczkę. Zawsze działa. - rzucił, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. Zaszedł szybko Gryfonkę od tyłu i jednym, nad wyraz zręcznym ruchem, którego dziewczyna najpewniej w ogóle nie poczuła (przecież ćwiczył go dniami i nocami) rozpiął jej, przez materiał bluzki, biustonosz.
- A nie mówiłem? - dodał zaraz wyraźnie usatysfakcjonowany, że wyszło mu jak zawsze idealnie. Niegdyś dokuczał w ten sposób dziewczynom w pokoju wspólnym, ale to było dawno. Tak dziecinada, o której chłopak nagle sobie przypomniał i którą niepotrzebnie postanowił się podzielić z Tanją.
Tanja Everett
Tanja Everett

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptyWto 30 Gru 2014, 01:39

Dokładnie, kto by pomyślał, że tę dwójkę powiąże jakieś poważniejsze uczucie. W dodatku jeśli byli z przeciwnych domów. Kto to widział, aby Lew bratał się z Wężem, jeszcze jak było to pozytywne? Nie do pomyslenia. Dziwnym trafem Tanja miała sporo znajomych wśród uczniów domu Salazara i nawet miała z nimi dobre relacje… nie licząc Grossa, który za bardzo zaingerował w jej intymność, przez co jeszcze mocniej zamknęła się na doznania erotyczne. Przy Michaelu otwierała się powoli, ale nadal wolała czekać. Nie chciała działać pochopnie, chociaż nie wyobrażała sobie życia bez tego krnąbrnego Ślizgona. Istotnie, jego pokaz był zachwycający i Tanja nawet nie marzyła o tym, by wyczyniać takie figury. Nie miała do tego predyspozycji, a Michael wręcz przeciwnie. Gdy pokaz się zakończył Tanja entuzjastycznie westchnęła, pokazując swój zachwyt. Pokręciła głową na słowa Ślizgona.
-Nie tańczę lepiej. Tańczę zupełnie co innego. Może.. może kiedyś będzie okazja zatańczyć coś kompromisowego razem. –wysnuła delikatnie, uśmiechając się przy tym uroczo. Zapominała o troskach przy tym chłopaku, chociaż on nadal pozostawał skryty. Gryfonka dała Michaelowi obiecaną nagrodę, nawet okraszając ją czymś specjalnym jak macanie „najlepszych cycków”, jak to sam kiedyś powiedział. Pogłębiała pocałunek i odbierała pieszczotę, jaką dawał jej Miki. Podobało jej się to. Czuła narastające podniecenie. Jednak każda przyjemność miała swój koniec. Zamrugała i zarumieniła się, gdy Miki wspomniał, że może być lepiej. Przeczesała włosy palcami, uśmiechając się nerwowo.
-Wkrótce. –bąknęła, chcąc cokolwiek odpowiedzieć. Chciała złączyć się z chłopakiem w namiętnym tańcu dwojga ciał, ale jednak.. coś ją nadal blokowało. Zaciekawiona spojrzała na Ślizgona, gdy stwierdził, że pokaże jej sztuczkę. Błękitne tęczówki zalśniły.
-Jaka? –zapytała, ale nie uzyskała odpowiedzi. Obserwowała uważnie ruchy bruneta, ale i tak jego zagranie zostało przez nią zauważone już… po fakcie. Wciągnęła głośno powietrze.
-Bonner! –obruszyła się, czując zwolniony ucisk stanika. Sięgnęła do niego, chcąc go zapiąć… ale w połowie zmieniła zdanie. Uśmiechnęła się tajemniczo do chłopaka. Na jego oczach zsunęła oba ramiączka, a następnie sięgnęła do dekoltu bluzki, by zgrabnym ruchem wyjąć biustonosz. Jej piersi uwolnione spod jarzma stanika prezentowały się równie pięknie jak w nim.
-Teraz prezentują się o niebo lepiej, nie uważasz? –zapytała z filuternym uśmieszkiem.
Tanja rzuciła stanik do torby na podłodze. Przy okazji spojrzała za okno.
-Oh, za niedługo będzie pełnia księżyca. Chociaż z reguły nie mogę wtedy spać, dziwna zależność. –zauważyła. Nawet nie wiedziała, jakie emocje wywołała tym w młodym chłopaku.
Michael Bonner
Michael Bonner

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptySro 14 Sty 2015, 00:27

To prawda, że po Hogwarcie krążył stereotyp, jakoby Ślizgoni nie dogadywali się z Gryfonami, jednak czy cokolwiek stało na przeszkodzie, by stereotyp ten przełamać? Michael nie oszukiwał samego siebie. Był oczarowany Tanją od chwili, kiedy zniszczył jej książkę. I chociaż ich znajomość nie rozpoczęła się zbyt fortunnie, robił wszystko, by dziewczyna zapomniała o jego błędzie i zobaczyła w nim lepszego człowieka. Wydawało się, że mimo pewnych komplikacji, teraz wszystko szło w jak najlepszym kierunku. Panna Everett dzieliła się z młodym Bonnerem niemal każdym swym smutkiem, jak i radością, zaś chłopak po raz pierwszy otworzył się przed kimś i powiedział, co przytrafiło się jego rodzicom. Czuł, że dziewczyna z Domu Lwa jest jego bratnią duszą, że rozumie go nawet wtedy, kiedy z jego ust nie wypływają żadne słowa. Przy niej stawał się lepszy, spokojniejszy i zaczynał wierzyć, że jego życie może wyglądać znacznie bardziej optymistycznie.
- Obawiam się, że mógłbym Cię podeptać, a uwierz, nie chciałbym tego zrobić. - odpowiedział rozbawiony na komentarz Tanji. Prawda była taka, że Mickey nie potrafił tańczyć i choć czasami zazdrościł, widząc inne pary na parkiecie, wolał nie próbować, by nie skrzywdzić przypadkiem swojej partnerki. Można powiedzieć, że odczuwał pewien lęk przed nauką tańca. Dlatego na imprezach raczej siedział przy stole, popijając alkoholowe trunki. A na parkiet wyciągnąć dało się go dopiero wtedy, kiedy był mocno pijany i zapominał o tym, że nie tańczy. Kto wie, może dla panny Everett zrobiłby akurat wyjątek, gdyby ta go namawiała.
Trzeba było przyznać, że zawróciła mu w głowie. Ten pocałunek, niewinna sztuczka ze zręcznym rozpinaniem biustonosza, wszystko poprawiało mu humor i zachęcało do śmielszych zachowań. Ślizgon dostrzegał jednak, że jego towarzyszka jest dość nieśmiała i nie ma chyba zbyt dużego doświadczenia w relacjach z płcią przeciwną. Dlatego wolał nie naciskać, a powoli przekonywać ją do siebie. Zdawał sobie sprawę z tego, że jeden głupi błąd, bycie nachalnym, może jedynie pogorszyć sytuację. A czego by nie powiedzieć, teraz nie wyobrażał już sobie wieczorów bez dziewczęcia z Gryffindoru. Nie spodziewał się jednak, że ta grzeczna duszyczka sama zacznie go kusić. Zdjęła biustonosz i schowała go do torebki, uwalniając swój okazały i niezwykle zgrabny biust. Aż korciło, żeby go dotknąć. Mike zbliżył się nawet do obiektu, który ostatnimi czasy spędzał mu sen z powiek... nie zdążył jednak zrobić nic, bowiem w jego uszach rozbrzmiała niezbyt dogodna uwaga. Niedługo pełnia. Miał świadomość tego, co oznacza dla niego to piękne zjawisko.
- Nie jest dziwna... wiesz, ja też nie mogę spać podczas pełni, ale.. - rzucił dopiero po dłuższej chwili milczenia. Nie był pewien, czy powinien przyznawać się do zawiłości swojej natury. Z drugiej strony jednak, doświadczenie nauczyło go, że ukrywanie bolesnej prawdy może przynieść opłakane rezultaty. Westchnął więc ciężko, starając się przełknąć ten trudny dla niego moment. Żadne konkretne słowa nie przechodziły mu jednak przez gardło.
-... z nieco innego powodu. - mruknął, kończąc swoją poprzednią wypowiedź, a jego twarz stałą się teraz niemalże otwartą księgą. Łatwo było zauważyć, że chłopak posmutniał, posępniał. Wyglądał trochę jak piesek, który coś zbroił i chce udobruchać właściciela. Problem tkwił w tym, że wilkołacze geny nie były jego winą, jak i nie dało się ich w żaden sposób usunąć, czy naprawić.
Eric Henley
Eric Henley

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptyWto 10 Mar 2015, 16:33

Ten dzień aspirował do miana jednego z najlepszych poniedziałków w Historii sześcioletniego pobytu Gryfona w Magicznej szkole, kto wie, może zostanie to nawet odnotowane w nowym wydaniu „Krótkiej historii Hogwartu”, a nawet jeśli nie, to Henley - choćby miał  na tym zbankrutować- zapewne wyda własną wersje. A co takiego właściwie się wydarzyło w ten całkiem słoneczny(jak na październik) dzień? Otóż całkiem sporo, a wszystko zaczęło się od pysznego śniadania w postaci grzanek, jajek sadzonych i… hmm, właściwie to było całkiem zwyczajne śniadanie, ale jako, że śniadania w Hogwarcie zawsze są smaczne nazywanie go zwyczajnym nie jest w żadnym przypadku próbą umniejszenia jego jakości.  Ale do rzeczy, kolejną składową tego cudownego poniedziałku była lekcja Zaklęć z profesor Odinevą - niby nic wielkiego, ale po wydarzeniach z piątku Eric obawiał się, że może być w pewnym sensie niedysponowana. Co więcej, zdawała się nie pamiętać dość niezręcznego zachowania chłopaka i w ogóle całej tej afery, a przynajmniej takie stwarzała pozory. A skoro już mowa o piątku, na zajęciach spotkał Joe, która na szczęście wyglądała już na całkiem zdrową, Eric obawiał się, że będzie miała do niego żal o to, że miała wypadek na miotle i w ogóle –w końcu to on był bardziej doświadczony i powinien zadbać o jej bezpieczeństwo-, ale Joe jak to Joe, emanowała radością którą raczyła podzielić się również z Gryfonem. Przed obiadem zaliczył jeszcze dość przyjemną lekcję eliksirów, dostał całkiem dobrą- jeśli wziąć pod uwagę włożony wysiłek- ocenę z ostatniej pracy domowej. Gdy pobiegł na obiad, niestety znów nie zastał na nim brukselki, ale był równie smaczny co śniadanie. Wprawdzie, za uśmiechnięcie się do Scarlett, otrzymał od Murph cios w głowę jakimś (na szczęście dość cienkim) woluminem, a od Rosie zabójcze spojrzenie, ale nie przejął się tym jakoś przesadnie. A jako, że po obiedzie miał tylko godzinę zielarstwa, aktualnie unosił się delikatnie nad podłogą na jakiejś podstarzałej miotle i w oczekiwaniu na Wandę bawił się truchłem złotego znicza. Nigdy nie chciał zostać szukającym –  straszne nudy – ale to jedyna piłka którą udało mu się znaleźć podczas sprzątania całej tej graciarni. Ha! Nawet porządkowanie bałaganu w opuszczonej klasie gdzie najczęściej ćwiczyli było całkiem przyjemne. Gdyby się nad tym dłużej zastanowić, to właściwie nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, ale w gruncie rzeczy, to właśnie takie dni były najpiękniejsze, ich zwyczajność i rutyna nadawały im uroku, bo co może być lepszego niż pogawędka z uśmiechniętymi przyjaciółmi, przyjemna lekcja podczas której dostaniesz pochwałę od Psora i odrobina słońca za oknem. Spokój, cisza, żadnej walki ze smokami, żadnego widma śmierci, żadnej rywalizacji. Eric westchnął i uśmiechnął się do siebie, a w następnej chwili poczuł jak traci równowagę i przechyla się do tyłu, by w kolejnym ułamku sekundy wylądować na podłodze. I choć upadek nie był bolesny, ani też jakoś specjalnie głośny, to okazał się wyjątkowo niezgrabny jak na kogoś aspirującego do miana ściągającego w drużynie Qudditcha. Całe szczęście, że Potter tego nie widział. Pomyśleć, że ostatnio Gryfon przestrzegał Joe by nie siedziała na miotle jak na ławce w parku – a sam praktykował to jeszcze przed chwilą, w dodatku machał beztrosko nogami zupełnie jak Ona. Uśmiechnął się jedynie kwaśno na wspomnienie Puchonki i ich karykatury wyścigu, po czym zaczął adekwatnie do upadku, zgrabnie podnosić się z podłogi.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptyWto 10 Mar 2015, 19:20

Poniedziałek.
Nie ma chyba osoby na tym świecie, która przepadałaby za tym dniem tygodnia. Poniedziałek oznaczał najczęściej koniec weekendu, a to znaczy koniec laby, koniec marudzenia, koniec leżakowania w wyrku do godzin popołudniowych. Poniedziałek był jak wyrok, jak powiedzenie komuś Przykro mi kto właśnie wyznał Ci miłość, a Ty tego nie odwzajemniasz. To jak cios w serce, to jak to uczucie, gdy ktoś zwędził Ci sprzed nosa czekoladową babeczkę, na którą miałeś ochotę.
Poniedziałek był po prostu poniedziałkiem.
Teoretycznie nie zaczął się źle – prawdopodobnie nie wstała lewą nogą, ogarnęła się całkiem sprawnie – zjadła co miała zjeść i spędziła resztę dnia na zajęciach, na których nie działo się kompletnie nic wartego uwagi. Wszyscy byli dzisiaj dziwnie spięci albo rozmemłani – nikomu nic się nie chciało i nawet nauczyciele spoglądali tęsknie za okno jakby chcieli wyjść na świeże powietrze, zamiast kotłasić się w dusznych salach przepełnionych dzieciarnią. Wanda mimo wszystko starała się za wszelką cenę skupić na lekcjach, chociaż jej myśli ciągle umykały do pewnej Puchonki, której stażysta złamał młodzieńcze serducho. Pomiędzy eliksirami a transmutacją dziewczynie udało się odpisać na króciutki liścik do Joe, w której zawarła kilka porad, które mogłyby pomóc w uratowaniu całej tej pogmatwanej sytuacji. Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi notowała skrupulatnie każde słowo padające z ust poszczególnych nauczycieli przerywając akurat w momencie kiedy Gwen miała jej jak zwykle coś ważnego do powiedzenia.
W gruncie rzeczy panna Whisper powinna mieć naprawdę wyśmienity humor w końcu robiła co chciała, a ostatnim czasem wszystko jej wychodziło. Wszystko. Zarówno zajęcia z Patronusa szły jej dobrze – przed nią jawiło się widmo ostatniej lekcji, która odbędzie się w Zakazanym Lesie – była niezmiernie ciekawa co też Wilson tym razem wymyślił, w jaki sposób chciał zniszczyć ich psychikę i zmusić do wykonania zaklęcia, które! O dziwo wyszło jej znakomicie. Jako pierwszej uczennicy udało się jej wyczarować cielesnego patronusa – jej, zwykłej Krukonce, która w ciągu ostatnich kilku miesięcy przeżyła piekło, a teraz, powoli zaczynało się jej wszystko klarować. Była na najlepszej drodze do sukcesu, który goniła jak świątecznego zajączka. Nie dawała mu uciec, odskoczyć w bok, tylko chwytała go pewnie. Najpierw patronus, zajęcia zaklęć niewerbalnych z Francisem, o których nikt nie wiedział, a teraz potajemne spotkania z pewnym Gryfonem, który tak jak i ona miał marzenia. Marzenia do spełnienia jak się okazało. Chodziło o krótką powtórkę, o wymianę uwag co do materiału, ruchów i innych rzeczy i elementów potrzebnych do ogarnięcia. Niby nic wielkiego aczkolwiek zawsze warto przypomnieć sobie co jest ważne i ważniejsze.
Umówiła się z Eric’iem po południu, po jej ostatnich zajęciach w jednej z opuszczonych sal znajdujących się na trzecim piętrze. Ostatnią w jej grafiku lekcją była numerologia, więc przejście na piętro trzecie nie wiązało się ze zbytnim wysiłkiem skoro dzieliło ją tylko kilkadziesiąt schodów i dziwnych przejść. Rozłączyła się z przyjaciółkami i niosąc dzielnie skórzaną torbę na ramieniu przemierzała raźno korytarze. Cieszyła się, że tak naprawdę poniedziałek chylił się ku końcowi, a i ona ma odrobinę czasu by odsapnąć. Wyciągnęła z kieszeni jeden z czekoladowych batoników, odpakowała go i wsunęła go połowicznie do buzi, by zaraz odgryźć spory kawałek i zacząć się nim delektować. Czekolada była czymś w rodzaju partnera Wandy. Kochała ją miłością bezgraniczną, ufała jej, oddałaby wszystko za to cudo. Nie musiała, jej zapas leżał bezpiecznie pod łóżkiem w jednej z czarodziejskich skrzyń opatrzonych czarem. Nikt prócz niej nie miał do niej dostępu, bo gdy któraś z łapek jej współlokatorek trafiła na wieko pudła została niemal natychmiast potraktowana magią, która sprawiała, że dłonie delikwentki zostały barwione na błękitno. Tym oto sposobem dowiedziała się, że to właśnie jej najlepsza przyjaciółka często w chwilach słabości wyciąga ręce po nieswoje. Cóż, jesteśmy tylko ludźmi.
Gdy znalazła się pod wyznaczonym miejscem spotkania rozejrzała się bacznie wokół sprawdzając czy aby na pewno nikt na nią nie zwraca uwagi. Dalej trzymała batonik w łapie i wyglądała bardzo niepozornie w tym swoim mundurku i rozpuszczonymi włosami opadającymi na ramiona. Kiedy stwierdziła, że faktycznie nikt jakoś się nie kręci to weszła do jednej z sal, akurat w momencie kiedy pan Henley wywijał cudownego orła. Chcąc nie chcąc, bardziej niewymuszenie parsknęła śmiechem tym samym dosyć oryginalnie się witając.
- Dziesięć punktów dla Gryffindoru za wyjątkowo udany upadek, panie Henley! – Ogłosiła wszem i wobec swoją wspaniałomyślność i uśmiechnęła się szeroko do młodszego Gryfona, który akurat gramolił się z ziemi. Zaraz też wyciągnęła wolną dłonią różdżkę zza pazuchy i stuknęła nią o klamkę – mruknęła zaklęcie uniemożliwiające wejście komukolwiek do pomieszczenia – trzeba było się jakikolwiek sposób zabezpieczyć przed kłopotami, prawda? Odwróciła się potem i jak gdyby nigdy nic dokończyła batonika pochłaniając resztki w zastraszającym tempie. Zwinęła papierek po słodyczy i rzuciła nim do pełnego kosza na śmieci. Nie trafiła co skomentowała tylko wzruszeniem ramion i kolejnym promiennym grymasem.
- Ojej, powinnam to podnieść, ale… hehe, nie chce mi się. Siema. – Machnęła dłonią tym razem witając się należycie i zaraz poczłapała do jednej z wolnych i zakurzonych ławek, na której wpierw wylądowała jej ciężka torba wypełniona po brzegi książkami, a zaraz potem ona – z cichym westchnięciem. Przez chwilę nic nie mówiła jakby zastanawiała się czy chce się jej cokolwiek dzisiaj robić, ale ! Klasnęła w dłonie zwracając tym samym uwagę chłopaka na swoją osobę i spojrzała na niego.
- Jak tam, Eric? Co dzisiaj ciekawego robiłeś? Gotowy na małą rozpierduchę? – Spytała lekkim tonem po czym wygładziła zaraz materiał spódnicy.

Eric Henley
Eric Henley

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptyWto 10 Mar 2015, 22:20

-Bardzo zabawne Whisper – odparł jeszcze z podłogi Eric – Poza tym, tylko dziesięć punktów? Gdzie niby widziałaś lepszy upadek? – dodał gdy stanął już na nogi i zaczął otrzepywać się dłonią z kurzu.
Spojrzał tęsknie za papierkiem po batoniku Wandy który cisnęła do kosza. Jak zwykle była dobrze zaopatrzona, Gryfon wiele razy próbował zachować przy sobie jakieś zapasy jedzenie, choćby kanapki, ale za każdym razem kończyło się na tym, że zjadał wszystko po jakichś 5 minutach. Dlatego też podziwiał dziewczynę za jej wytrwałość.
-Phi…Za ten rzut też nie dałbym więcej niż 10 punktów – odgryzł się widząc jak zmiażdżone ówcześnie w dłoni opakowanie minęło swój cel. –A za śmiecenie odjąłbym jeszcze kilka – skwitował komentarz dziewczyny – Chociaż w sumie….-dodał po czym ostentacyjnie rozejrzał się po upchniętych pod ścianami niewielkich pagórkach gratów wszelakiej maści, a na koniec uśmiechnął się szeroko i przywitał – Hej.
I choć Wanda- siadając na jednej z podniszczonych ławek- wyglądała na nieco zrezygnowaną i zmęczoną całym dniem zajęć, Eric liczył, że kilka zaklęć ciśniętych przez zakurzony pokój, pozwoli jej nieco odreagować i przywróci zapał do pracy. Mimo, że Gryfon kipiał  ekscytacją, cierpliwie czekał na swoją nauczycielkę , która to już po chwili klasnęła w dłonie i cała rozpromieniona zagadnęła go wesoło.
-Zwarty i gotowy pani Psor! Roztrzaskajmy kilka gratów!- odrzekł równie pogodnie i zasalutował.-Dzień był całkiem miły Wandziu,  dostałem „P” z wypracowania o  Eliksirze Giscopo i z samego procesu przygotowania- pochwalił się z delikatną nutą dumy w głosie, chociaż wiedział, że dla krukonki to żaden wyczyn - A co nowego wśród przyszłych absolwentów? – zapytał wyjmując różdżkę z kieszeni– Co dziś robimy? Mamy jakieś konkretne plany?- dodał stojąc w gotowości bojowej do pojedynku i wypiął dumnie pierś. Ostatnim razem po zadaniu takiego pytania stracił różdżkę gdy Wanda bez uprzedzenia grzmotnęła go Ekspeliarmusem, po czym zacmokała z dezaprobatą komentując jego brak czujności. Nawet jeśli nie wyglądała jakby znów miała wywinąć mu ten sam numer, tym razem Henley się przygotował, tym razem nie da się tak łatwo rozbroić.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptySro 11 Mar 2015, 11:08

Jeżeli chodziło o słodycze to błędnym stwierdzenie było połączenie imienia Wandy ze słowem wytrwałość. Nie była wytrwała, miała słabą wolę gdy w grę wchodziło coś słodkiego. Mogła się zarzekać całe popołudnie, że nie zje ani grama czekolady, kiedy tak naprawdę w myślach już ją obierała ze sreberka. Zawsze mówiła, że od jutra koniec z tym, że weźmie się za siebie, że coś z tym zrobi, ale nadchodził kolejny stresujący dzień, więc trzeba było sobie jakoś radzić. Pod ręką zawsze miała coś do jedzenia, nie było dnia, że w jej torbie nie znalazł się choćby cukierek. Jeżeli się nim z Tobą podzieliła to znaczy, że naprawdę Cię lubi. Ewentualnie, że dodała tam trutki i chce Cię zgładzić w wyrafinowany sposób.
Gdyby zatem dowiedziała się co też pomyślał pan Henley pewnie znowu by się roześmiała w głos, wprawiając powietrze wokół niej w ruch jednocześnie zastanawiając się nad najkrótszą drogą do Wielkiej Sali.
- Lepszy upadek? Zaserwowałam taki Artiemu kilka lat temu, kiedy przypadkiem zepchnęłam go ze schodów. – Uśmiechnęła się szerzej na samo wspomnienie tamtego feralnego popołudnia, kiedy wracała ze swoim przyjacielem z biblioteki i zagapiła się na kogoś lub na coś. Spektakularne fikołki w powietrzu, lecący wózek i dziki krzyk dziewczyny myślącej, o tym, że właśnie stała się mordercą. Skończyło się jednak na kilku siniakach i wielkim strachu. Potem wróciło wszystko do normy.
Gdy usiadła odetchnęła i z zadowoleniem zauważyła, że nie tylko ona pokusiła się o zaśmiecenie tego pomieszczenia, dlatego przytyk ze strony Erica miał w sumie prawo być na miejscu. Uśmiechała się do niego już bardziej zaaferowana, bo widmo nadchodzącej lekcji działało na nią uspokajająco.
-Och, jej. Jak to dobrze, że nie masz odznaki Prefekta. Musiałabym przed Tobą uciekać w obawie, że zabierzesz mi kilka punktów.- Objęła dłońmi swoją okrągłą twarz i otworzyła szeroko usta, by pokazać jak bardzo by ją to obeszło…Zaraz jednak zamknęła japę, bo zauważyła, że szczęka jej dziko pstryknęła – nie chciała mieć żadnych problemów z jamą gębową więc tylko pisnęła i powróciła do poprzedniej pozy. Potarła dłońmi uda i zamachała nogami w powietrzu niczym mała dziewczynka bujająca się na huśtawce. Chyba myślała co y tutaj ogarnąć, do momentu gdy ten nie zaczął wesoło gawędzić na temat tego co akurat dzisiaj robił.
- O proszę! Mamy tutaj prawdziwego bożyszcza eliksirów. – Odezwała się zaraz z uprzejmym grymasem, który zaraz to odmalował się na jej jasnym licu. Pokiwała głową zadowolona, że i jemu minął dzień spokojnie.
- Mam nadzieję, że z innych przedmiotów idzie Ci równie dobrze, co? Pamiętaj, że egzaminy musisz zdać śpiewająco, by potem mieć realną szansę na dostanie się na kurs aurorów. – Pozrzędziła jeszcze trochę mimo, że chłopak miał o wiele więcej czasu niż ona na przygotowanie się do końcowych testów dla siódmoklasistów. To był w sumie taki zapalnik, który teoretycznie powinien dać jej kopa do dalszych działań. I w sumie się sprawdziło, bo zaraz piwne oczęta Krukonki zabłysły a i ona wydawała się bardziej podekscytowana niż na początku. Na pytanie co u niej wywróciła oczami i zrobiła jakąś zabawną minę by za moment po prostu wzruszyć ramionami.
- U mnie dzisiaj nic szałowego się nie wydarzyło szczerze mówiąc. Kompletnie nic. Wyjątkowo nudny poniedziałek, ale takie są najlepsze kiedy weekend był, hm, oryginalny. – odpowiedziała lekko nawiązując do sytuacji z piątku, o której owszem, mogłaby porozmawiać, aczkolwiek nie musiała. Jak było wszyscy obecni widzieli, po co się nad tym roztrząsać?
Spojrzała raptownie na to jak wyjmuje swoją różdżkę i tylko uniosła kąciki ust nijak tego nie komentując. Jak widać Gryfon dalej miał w pamięci jak ostatnim razem rozbroiła go kilkukrotnie wcześniej go nawet o tym nie informując. Działała wówczas z zaskoczenia, co zadziałało. Dzisiaj chyba również obierze taką taktykę.
- Dzisiejszy dzień… – Zaczęła, po czym zaraz się wykrzywiła i machnęła ręką rezygnując z zamiaru dokończenia zdania.
- Nie mamy planu, aczkolwiek na pewno coś wymyślę. – Mówiąc to zsunęła się z blatu stolika i wyminęła chłopaka sprawnie po czym zaczęła się przechadzać wzdłuż Sali zerkając to za okna, to w kąty, przesuwając palcem niczym perfekcyjna pani domu przy teście białej rękawiczki. Uśmiechała się cały czas w głowie szykując już pewien plan, o którym nie wspomniała ani słowem.
- Eric, Eric, Eric. Powiedz mi przez ile dni należy suszyć muchy w eliksirze rumbin? – Spytała jak gdyby nigdy nic, jakby po prostu chciała sprawdzić jego wiedzę na temat danego przedmiotu. Jednocześnie chciała po prostu w jakiś sposób odwrócić jego uwagę. Dalej przechadzała się leniwie i spoglądała na młodszego chłopaka z tym swoim uśmieszkiem.
Była gotowa by w każdej chwili dobyć różdżki, jednak na razie nie uważała to za konieczne.
Eric Henley
Eric Henley

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptySro 11 Mar 2015, 14:43

No tak, Artie i jego słynny wypadek na schodach. Gryfon wprawdzie nie był świadkiem całego tego wydarzenia, ale słyszał to i owo na temat wspomnianego spektakularnego lotu. Nic zresztą dziwnego, w końcu Artie w przeciwieństwie do Henleya był w szkole całkiem popularny, i pomimo przeciwności zaserwowanych przez los, dążył wytrwale do realizowania swoich marzeń. Został nawet szukającym drużyny Puchonów – za co Eric skrycie go podziwiał. Czasem nawet dziwił się, że tak odważny i niezłomny chłopak jak On nie wylądował w Gryffindorze. Ale nie czas teraz na myślenie o Artim czy Quidditchu.
-Coś często faceci upadają przy Tobie – odparł wcześniej mruknąwszy ze śmiechem. – Za nic w świecie nie chciałbym zostać Prefektem, ale gdyby ktoś –najpewniej po kilku kuflach kremowego-  już miałby mnie wybrać, to nie przeczę, ścigałbym bałaganiarzy odpowiedzialnych za ten cały nieporządek – zażartował kiwając głową z dezaprobatą. Chociaż właściwie Gryfon nie był do końca pewien czy te żarty kogokolwiek bawiły, czy tego chciał czy nie,  jego poczucie humoru było…ekhem…niezbyt humorystyczne – w dodatku znany był z tego, że wybuchał śmiechem przy sytuacjach które rozbawiłyby góra 10 latka. Mimo wszystko, dość rzadko zdarzało się by Eric nie próbował zarzucić swoim „wyrafinowanym” żartem, tak też było i tym razem, bo nieład był głównie efektem kooperacyjnych działań konkretnej dwójki uczniów, którzy to zresztą stali aktualnie w pomieszczeniu. I jak zwykle zresztą, w oczekiwaniu na czyjś śmiech zaczął drapać się nerwowo po głowie. Po chwili jednak dał za wygraną, bo dostał pochwałę od kochanej Pani Psor.
-Nie tylko Eliksirów Moja Droga – odpowiedział i uśmiechnął się z dumą, w końcu czemu by nie? Eliksiry były niezwykle istotne na egzaminach, a jako że Gryfon nigdy nie był mistrzem warzenia tych wszystkich bulgoczących specyfików, na co dzień przykładał się do nich bardziej niż choćby do Astronomii, mimo, że bardzo lubił przedmiot prowadzony przez Profesora Cronstroma  – Transmutacja i OPCM też idą mi całkiem dobrze, nic nie zmieniło się od ostatniego spotkania „Klubu dzielnych uczniów wkładających niezwykle duży wysiłek w ćwiczenia które mają pomóc im w przyszłości zostać Aurorami” – swoja drogą nigdy nie rozumiałem czemu nie podoba Ci się ta nazwa, tzn. nie mówię co prawda, że skrót jest porywający, ale wiesz, zawsze mogło być gorzej, np. Wataha Sympatyków Zawodu Aurora, i jak by to niby brzmiało? No ale wracając,  sytuacja jest w normie, a biorąc pod uwagę moją niezwykłą skromność o Zaklęciach nawet nie będę wspominał – dodał wypowiadając słowa w dość zawrotnym tempie, każdy wiedział, że zajęcia z Psor Odinevą są bezapelacyjnie na pierwszym miejscu w hierarchii lubienia przedmiotów szkolnych, i że Henley był w nich nadzwyczaj dobry.- A co do reszty przedmiotów, to cóż, mogło być gorzej.
Gdy Wanda w kilku zdaniach skwitowała cały swój dzień, myśli Gryfona znów powędrowały w kierunku szalonego piątku. Mimowolnie zaczął przywoływać obrazy zatopionej w alkoholu podłogi, tańcząc Pani Psor, i co najgorsze Joe z grymasem cierpienia na twarzy. Potrząsnął delikatnie głową by odgonić te wszystkie wizje,  po czym słysząc kolejne pytanie uniósł nieco brwi ze zdziwienia. I gdy  Krukonka beztroskim krokiem zaczęła przechadzać się po Sali powędrował za nią wzrokiem.
-Muchy? Nie mam pojęcia – odparł szukając w pamięci prawidłowej odpowiedzi – A w ogóle skąd takie pytanie? Czemu miałbym zamieniać kogoś w żabę?- zapytał zmieszany -  Takie metody wykorzystywały średniowieczne czarownice a nie wyspecjalizowane jednostki Aurorów – odparł z wyczuwalną w głosie nutką zawodu, ale spodziewał się, że dziewczyna zaraz zarzuci mu niekompetencje i trwanie w błędnym przekonaniu, a później wyjaśni wszystko jak dziecku - często tak robiła. Mimowolnie podrapał się dłonią po głowie i targając przy tym niemiłosiernie włosy, rozpoczął beznadziejne próby przypomnienia sobie jak długo suszy się te wredne owady.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptySro 11 Mar 2015, 16:04

- To był tylko wypadek! – Powiedziała jeszcze donośnym głosem, jakby bała się, że ktoś mógł pomyśleć, że ona robi to wszystko specjalnie. Nie robiła! Nie jej wina, ze akurat wtedy, prawie trzy lata temu zagapiła się gdzieś czy odbiegła myślami daleko, daleko stąd. Nie skrzywdziłaby nikogo umyślnie, a już na pewno nie swojego przyjaciela, którego kochała miłością mocną i nierozerwalną. Odetchnęła zaraz bo zauważyła, że ten się tylko z niej podśmiewa dobrodusznie, co przyjęła z uśmiechem i lekkim rumieńcem. Panowie przy niej padają? Nie sądzę.
- Przestań… – Obruszyła się i odwróciła swoją sylwetkę by parsknąć śmiechem. Dla niej praca prefekta wyglądała nieco inaczej. Owszem, ganianie uczniów i sapanie im nad uchem mogło okazać się naprawdę zabawne, aczkolwiek nie o to dokładnie jej chodziło. Prędzej mogłaby się pokusić o stwierdzenie i zazdrość o dostęp – stały, nie okrojony do łazienki prefektów, w której do tej pory była tylko raz. I na samą myśl o niej uśmiechnęła się jeszcze szerzej przy tym zerkając na postać kolegi ze szkoły.
- Zamiast ścigać niewinnych sam byś się wziął za ogarnianie tego bajzlu, co? Znasz zaklęcia sprzątające? – Spytała lekkim tonem. Jej oczy błyskały iskierkami rozbawienia, a Eric mógł bez problemu stwierdzić, że trafił chyba na jedną z lepszych nauczycielem w szkole. I wcale nie chodziło jej tutaj o poziom wiedzy czy umiejętności, jakie reprezentowała, a raczej osobliwe poczucie humoru. Mimo, że była Krukonką, przez wielu mogła być postrzegana jako kujon to cóż, jej żarty czy komentarze, często dość trafne i przesycone ironią, a momentami głupie jak but. Cóż, panna Whisper była jedną wielką niespodzianką. Nigdy nie wiesz jak się do końca zachowa, bo ogólnie sprawiała wrażenie dziewczyny porządnej i uprzejmej, wiadomym jednak było to, że czasami pozwalała sobie na małe odstępstwa.
- Ojej, a czego jeszcze? – Spytała krzyżując ramiona na piersi obciągniętej białą koszulą czekając na odpowiedź, która pojawiła się lada chwila. Pokiwała głową, bo i dla niej ów przedmioty były bardzo ważne. Zwracała na nie szczególną uwagę – to samo działo się z zaklęciami i innymi zajęciami dodatkowymi, które pomagały zapamiętać Wandzie niż chciała. To było dobre, wykonywanie powtórek danego materiału z różnych klas. Odświeżające doprawdy.
- Ej, co Ci się nie podoba w nazwie KDUWNDWWĆKMPIWPZA? Jest… oryginalna i na pewno nie do podrobienia przez nikogo innego. Poza tym nikt się nie domyśli, co my właściwie knujemy, nie? – Miała ochotę się zaśmiać w głos, kiedy tylko recytowała skomplikowany skrót ich małego duetu, który więcej się obijał niż działał tak naprawdę. Dobrze się czuła w towarzystwie Erica i na razie nie chciała zmieniać składu ich zgrupowania. Tak miało pozostać do końca jej dni panoszenia się po szkole. Przeszła jeszcze kilka kroków w te i we wtę dumając nad nową, lepszą nazwą. I łatwiejszą do zapamiętania przede wszystkim.
- Wataha kompletnie mi się nie podoba. Kojarzy mi się z wilkami, a my ich w żaden sposób nie przypominamy, czyż nie? – Przystanęła gwałtownie prawie przed samym Gryfonem oceniając jego postawę i zawieszając wzrok na jego gładkiej buzi. Popukała się palcem wskazującym po ustach i westchnęła.
- Nie, kompletnie nie przypominamy zwierząt. – Potwierdziła swoje przypuszczenia co do beznadziejności słowawataha po czym ponownie obdarzyła przyjaciela szczerym uśmiechem. Cieszyła się z jego małych sukcesów i tego jak się przykładał do ich wspólnej nauki. Dalej kminiła nad odpowiednią nazwą.
- Kurcze, nic mi nie przychodzi do głowy szczerze mówiąc. Może nazwiemy się ‘Najwspanialszymi rozwalaczami śmierciojadów wszechczasów’? Albo … albo… nie wiem. – Pokręciła łepetyną wprawiając w ruch ciemne loki spięte czarną wstęgą i wznowiła swój chód wysłuchując słów Henleya. Spojrzała na niego raz jeszcze kiedy ten nie znał odpowiedzi na jej proste rzecz jasna pytanie.
- To, że uczymy się opanowywania poszczególnych zaklęć, nie znaczy, że nie mam prawa Cię maltretować o inne kwestie i inne przedmioty. Sam mówiłeś, że dostałeś dzisiaj ‘P’ z eliksirów, więc i ja sprawdzam Twoją czujność i faktyczne zaangażowanie w ten przedmiot. – Wytłumaczyła po chwili milczenia i oparła się biodrem o jeden z wysokich parapetów i przekrzywiła głowę.
- Nigdy nie wiesz co może Cię spotkać na misji, prawda? Poza tym muchy nie tylko przydają się do tego typu eliksiru, a i do innych. – Ciągnęła dalej niezrażona niczym i wyciągnąwszy długie nogi przed siebie zamrugała gwałtownie.
- Poprawna odpowiedź brzmi dwadzieścia trzy dni. Poza tym przyda Ci się to potem na lekcji, więc radzę zapamiętać taką głupotę. – W międzyczasie wyciągnęła swoją różdżkę, której zapach drewna doszedł do jej nozdrzy, a ta zaciągnęła się nim z lubością. Przesunęła palcami po chropowatej powierzchni i machnęła nią raz. Przed nimi zmaterializował się zwykły kielich. Szklany. Dosyć spory, ale to nie miało wielkiego znaczenia.
- Twoim zadaniem wpierw będzie przetransmutowanie kieliszka w kamień. Chyba wiesz jakim zaklęciem się wtedy posługujemy? – Spytała uprzejmie podciągając się na kawałku marmuru.
Zaczną od rzeczy nudnych, a skończą na rozwalaniu siebie nawzajem, o.
Eric Henley
Eric Henley

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptyCzw 12 Mar 2015, 16:10

Wanda jak zwykle wytknęła mu nowe słabości i braki  w wiedzy – wywiązywała się ze swojej roli perfekcyjnie, Eric czuł się na spotkaniach ich klubu jak na prawdziwej lekcji, choć nieco przyjemniejszej lekcji, bo Krukonka było milion razy bardziej sympatyczna niż połowa nauczycieli Hogwartu. Poza tym, Gryfon zwyczajnie naprawdę bardzo ją lubił za bycie Wandzią Whisper samą w sobie. Kto by pomyślał, że swego czasu miał ją za nadętą krukońską kujonkę która całe dnie siedzi nad książkami.
-Jasne Pani Psor, mogę raz dwa wychłoszczyć te wszystkie graty, ale znając nasze zapędy do spokojnych ćwiczeń, coś czuję, że już niedługo znów będziemy się o nie potykać –oznajmił gdy dziewczyna zapytała go o zaklęcia sprzątające. –Poza tym, nie żeby mnie jakoś bawiło uganianie się za młodszymi rocznikami, czułbym się po prostu zobowiązany do ochrony porządku – dodał obruszony i wykorzystał okazję by pochwalić się znajomością zaklęć codziennych, niby nic wielkiego, w końcu kto nie zna formułki chłoszczyć, ale dla Erica było to o tyle istotne, bo -zupełnie irracjonalnie- zawsze w tego typu sytuacjach wydawało mu się, że czujnym i krytycznym okiem spogląda na niego Psor Odineva i uśmiecha się gdy udaje mu się zastosować zaklęcia które wpoiła mu do głowy. Oczywiście nie był to jedyny powód, Henley po prostu – chyba jak każdy uczeń Hogwartu- uwielbiał wykorzystywać swoją różdżkę w praktyce, nawet jeśli było to zwyczajne sprzątanie, a całą tę satysfakcję potęgował również rodowód młodego Gryfona. Jako, że pochodził z rodziny Mugolskiej, przez 11 lat nie miał pojęcia, że istnieje coś takiego jak magia, a już na pewno za żadne skarby nie wyobrażał sobie, że sam jest czarodziejem i gdzieś tam czeka na niego całe grono ludzi chcących dzielić się z nim wiedzą i umiejętnościami. Eric Doskonale pamiętał pobłażliwy uśmiech pana Olivandera, pamiętał dzień w którym pierwszy raz chwycił swój niepozorny, podłużny kawałek drewna wykonany z Cytronu.
-Chłoszczyć-rzekł celując w porozrzucane graty, które natychmiast –jeden po drugim - zaczęły w osobliwy sposób wyszukiwać dla siebie najbardziej optymalne miejsca w całym bałaganie, by już po chwili zaszczycić swoją obecnością półki, stojaki na miotły czy poprostu kosz na śmieci – w którym wylądował również ciśnięty przez Krukonkę papierek po batoniku. Po zakończeniu działania czaru nie można było powiedzieć, że pokój wyglądał jak nowy  - wciąż był starą, zapomnianą salą z mnóstwem zbędnych gratów, z tym, że teraz te graty były uporządkowane, usunięto z nich kurz, a na podłodze można było usiać bez obawy, że poznasz nowych – niedużych – przyjaciół.
- Choćby bożyszczem sprzątania – powiedział z tryumfalnym uśmiechem a oczy lśniły mu jak u małego dziecka – Czasem dziwię się czemu nie mam dziewczyny, książę który sprząta za Ciebie, nie brzmi tak tragicznie, prawda? Tzn. Nie żebym miał się za księcia, raczej za błędnego rycerza przemierzającego królestwo w poszukiwaniu zamków do wysprzątania. Chociaż nie mówię, że jestem jakimś wielkim fanem porządku, wystarczyłoby spojrzeć na moje dormitorium, no ale nieważne.
Gryfon wyszczerzył się – jakoś nigdy nie przejmował się faktem, że dziewczęta –delikatnie mówiąc – nie interesują się jego osobą. Właściwie to nawet im się nie dziwił, Gryffindor miał całą masę  idealnych facetów – np. Potter, Black, O’Conor, Aniołek, a teraz jeszcze ten zabawny francuz Lemieux. Henley był gdzieś na trzecim planie, ale zdążył się już do tego przyzwyczaić.
-Rozwalacze Śmierciojadów – powtórzył słowa Wandy gdy ta przechadzała się i lustrowała go spojrzeniem, normalnie pewnie czułby się nieswojo, ale wiedział, że krukonka ocenia go fachowym okiem przyszłego Aurora – A co do Watahy – odpada nie tylko dlatego, że nie przypominamy zwierzaków, chociaż znam takie jedno zaklęcie transmutacyjne, wiesz kły i takie tam, no ale nieważne, chodzi o to, że skrót znów pozostawia wiele do życzenia, WSZA – żaden porządny Gryfon nie powinien nigdy wpaść na coś podobnego – powiedział z dezaprobatą w głosie –Rozwalacze śmierciojadów,  Zgniatacze Węży, Oddział Ochrony Niewinnych albo sam już nie wiem, Treserzy Suszonych Much - wymyślił na poczekaniu kilka nazw gdy koleżanka - siadając na parapecie - wyjaśniła mu czemu eliksir zamieniający ludzi w żabę jest tak niezwykle istotny, a od procesu suszenia tych irytujących owadów może zależeć Twoje życie – choć użyła wprawdzie innych słów, dla Henley’a sens był podobny. To nie tak jednak, że sadził iż Krukonka nie miała racji przypominając mu o takich – wydawać by się mogło – drobnostkach. Owszem, zdarzało mu się podchodzić do niektórych spraw nieco lekceważąco, ale jeśli chodziło o zostanie Aurorem sytuacja była zupełnie inna, doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że na egzaminach końcowych każdy dodatkowy punkt ma znaczenie – w dużym stopniu była to rzecz jasna zasługa przypominającej mu o tym ciągle Wandzi.
-Wiedziałem, że jakoś około 3 tygodni – odpowiedział usłyszawszy poprawną odpowiedź z ust koleżanki. – Gdybyś dała mi jeszcze kilka chwil, to na pewno przypomniałbym sobie – wyjaśnił szczerząc się bezcelnie, a wtem na jego oczach zmaterializował się sporych rozmiarów kieliszek.
-Wandziu, Wandziu, wciąż mam w pamięci obraz gabinetu Cronstroma, mogłabyś być bardziej subtelna, czemu to musiał być akurat Kieliszek? – skomentował magiczne pojawienie się  przedmiotu – A co do zaklęcia, szczerze mówiąc nie jestem pewien, no bo istnieje formułka „Duro”, ale nigdy jeszcze jej nie używałem, poza tym to nie jest z podręcznika do transmutacji – odparł nieco zmieszany gdy usłyszał polecenie Wandy, a pomyśleć, że jeszcze przed chwilą chwalił się, że zna zaklęcie transmutacyjne na przyprawianie wilczych kłów i w ogóle – Zawsze musisz wynaleźć coś czego nie umiem, ale nie mówię, że to źle, przynajmniej uczę się przy Pani Psor nowych przydatnych umiejętności– powiedział uśmiechając się najbardziej uroczo jak tylko potrafił.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptyCzw 12 Mar 2015, 19:40

Wanda była postrzegana na różne sposoby. Ilu było ludzi tyle było opinii.
Tak naprawdę była otwartą dziewczyną, zwyczajną, jakich wiele. Nie wyróżniała się niczym szczególnym, ani nie była typową ślicznotką, miss Hogwartu ani nikim wspaniałym. Była po prostu sobą, Wandą Whisper. Może trochę pokręconą, momentami zbyt śmiałą bądź zupełnie zamkniętą, otoczoną książkami, które kochała nad życie. Na równi z czekoladą i tutaj sama autorka ma problem z napisaniem co sama postać by wolała – czy słodkość czy pęd do wiedzy? Zostawmy jednak to pytanie bez odpowiedzi, przynajmniej na razie.
Ceniła umiejętność słuchania u innych, tak jak i u siebie. Była dobrym słuchaczem i jej przyjaciele wiedzieli, że mogą na nią liczyć niezależnie od wagi problemu czy sposobu działania danej osoby. Jako korepetytorka wyróżniała się na pewno podejściem do swoich, cóż uczniów – traktowała ich jak równych sobie, bo w sumie tak było. Za kogo miałaby się uważać Krukonka? Nie zadzierała nosa, a tylko pokazywała innym, że można czerpać przyjemność z nauki. Lokalizowała problem i wraz z podopiecznym starała się go naprawić – często nie szczędziła komplementów, zachęcała rówieśników swoimi wyrobami czy też po prostu wszystko obracała w żart. Chciałaby korepetycje nie kojarzyły im się z nudą i koniecznością, a by przychodzili do niej chętnie, bo jak wspomniałam wcześniej i ona czerpała z tego nie tylko satysfakcję ale i przyjemność. Poświęcała swój czas i energię i była naprawdę zadowolona, gdy osoby uczące się pod jej czujnym okiem poprawiały nie tylko oceny, ale również i poglądy na wiele ciekawych spraw.
Mimo wszystko, nie można jej odmówić stanowczości i tego, że raz na jakiś czas nie uniesie głosu gdy dany absztyfikant nie spełnia jej wymagań ani poleceń. Wspólne korki to współpraca, co dziewczyna ceniła bardzo mocno. Jeżeli ktoś nie chciał się jej przyporządkować to nikogo nie trzymała na siłę. Jak w życiu, moi drodzy.
Myślami powróciła jednak do Sali, opuszczonej, pełnej zbędnego badziewia, które walało się z kąta w kąt zwyczajnie nie potrafiące znaleźć własnego miejsca. Zupełnie jak ludzie – przeniesione z miejsca na miejsce starały się odnaleźć w nowej rzeczywistości, nie zawadzając jednocześnie nikomu. Niby śmieci jej nie przeszkadzały, bo nadawały swoisty urok temu miejscu, opuszczonemu i zapomnianemu przez większość uczniów. Lepiej dla nich, przynajmniej mieli gdzie ćwiczyć, a i starsi mieli gdzie sprowadzać swoje sympatie. Nie powiedziała jednak nic tylko czekała aż ten zajmie się całym bałaganem, który ich otaczał. Sama od dzieciaka rwała się do wykonywania wszystkich czynności za pomocą magii i doskonale rozumiała swojego znajomego, dla którego rzucanie zaklęcia było czymś więcej niż tylko machaniem różdżką. Krukonka od małego była przygotowywana na wejście w świat czarodziejów – jej rodzice pochodzili z rodzin czystokrwistych więc nic nie było jej obce. Jednocześnie potrafiła odnaleźć odrobinę przyjemności w robieniu czegoś całkowicie ręcznie, bo dlaczego by nie? Już resztę życia będzie posługiwać się wiązową witką, więc raz na jakiś czas może dać jej odpocząć. Nie zwracała również uwagi na to kto był mugolem, a kto nie. Interesowała się tymi śmiesznymi wynalazkami, więc całe dnie spędzała w towarzystwie Dwayne’a, który zaraz po tym jak nauczył się z nią normalnie komunikować i z zapartym tchem słuchała jego opowieści o odkurzaczach, żelazkach i innych pierdołach codziennego użytku, które u nich aż tak znane nie były.
Nieważne. Wznowiła spacer nie zwracają już uwagi na to w jaki sposób ten wykonuje swój obowiązek. Usłyszała tylko jego głos i cichy świst, który rozniósł się po salce demolując wszystko co znalazł na swojej drodze. Oczywiście w ten sympatyczny i ułożony sposób. Pochyliła głowę gdy jedna ze złamanych mioteł omal nie trafiła ją w czoło, co tylko skomentowała parsknięciem. Zerknęła jak zasłony same się odsuwają, jak delikatny podmuch wiatru je prasuje, jak krzesła znajdują swoje miejsca, a przepełniony kosz zaraz znika zastępując go pustym. Nie miała nic przeciwko kilku papierkom leżącym w kącie, ale teraz było znacznie lepiej i mogła to powiedzieć z czystym sumieniem. Pokiwała głową z niemym uznaniem dla chłopaka.
- Tak, jesteś bożyszczem sprzątania. Załatwię Ci seksowny fartuszek, w którym będziesz biegał i oczarowywał biedne panny. Jestem przekonana, że któraś na to poleci. -  Powiedziała uradowana kierując na niego spojrzenie piwnych i błyszczących oczu. Podobało się jej to, że chłopak jest wygadany i szczery – zwykli ludzie są o wiele bardziej interesujący niż Ci, którzy teoretycznie mają nam wiele do zaoferowania. Gdyby nie to, że była zajęta to kto wie, czy właśnie na nim nie zawiesiłaby na dłużej wzroku!
- Może nazwę zostawmy na później, co? Z tym zawsze są kłopoty, a i teraz to nie jest aż tak konieczne i pilne, więc… następnym razem możemy po prostu spisać nasze pomysły, wrzucimy je do kapelusza i pierwszą, którą wyciągniemy potraktujemy jako swoistą nazwę naszemu teamu, o! – Wpadłwszy na ten pomysł sama sobie przyklasnęła, bo w gruncie rzeczy nie był aż taki zły. Popyta jeszcze znajomych jak mogli by się nazywać i swoje preferencje przedstawi na kolejnym spotkaniu. Skrzywiła się również na moment, gdy ten wspomniał coś o WSZY – sama nazwa w sobie nie była apetyczna ani nie kojarzyła się z niczym miłym, więc tylko  uniosła kciuk ku górze wykrzykując coś w stylu O, to to! No bo faktycznie, czy kiedykolwiek znajdzie się jakiś Gryfon [ewentualnie Gryfonka], która wpadnie na tak obleśną nazwę? I zupełnie, ale to zupełnie przypadkowo będzie pochodzenia mugolskiego? I tak serio, ale serio przypadkiem będzie jednym z lepszych uczniów w szkole za jakieś dwadzieścia lat? Przypadek? Nie sądzę!
- Ej, w sumie ten Oddział Ochrony Niewinnych jest super. – Mruknęła jeszcze w zastanowieniu opierając się o brudne okno. Zrobiła przy tym niezwykle mądrą minę i ponownie zatopiła się w rozmyślaniach.
- OON. OOOOOOOOON. – Przeciągnęła zabawnie pierwszą głoskę nowego skrótu, który dzięki Ericowi odkryła i zaraz zaśmiała się donośnie. Po chwili jednak znowu przyjęła poważną minę- kącik ust dalej ją zdradzał, ale starała się po sobie tego nie okazać.
- Wiesz co by się stało jakbyś suszył muchy tylko przez trzy tygodnie? Przez te dwadzieścia jeden dni? Wiesz? – Pochyliła się nieznacznie, opierając przedramiona na swoich udach okrytych materiałem spódnicy. Poważne spojrzenie wwiercało się w twarz Gryfona, a ona jeszcze przez chwilę, moment, sekundę utrzymywała napięcie.
- Ja nie, ale pewnie coś strasznego. – Uśmiechnęła się szeroko błyskając bielą zębów. Zamachała wesoło nogami, a szklany kieliszek siedział spokojnie na ziemi i czekał na swoje zadanie. Gdy Henley się odezwał ta zamrugała i znowu na niego spojrzała, rzecz jasna niewinnie. W gabinecie głównie skupiała uwagę właśnie na Joe, więc to, że nauczyciele sobie popili nie robiło na niej zbytniego wrażenia. Wzruszyła tylko ramionami, od tak.
- Eric… Jak chcesz mogę to zamienić w cokolwiek innego, ale kieliszek wpadł mi pierwszy do głowy, no bo sam zobacz jaki jest ładny i kryształowy, wow. – Powiedziała z nutką niecierpliwości w głosie, bo tak naprawdę co za różnica na jakim przedmiocie się uczyli? Ważne były efekty! Efekty, kochani.
- Nie marudź. Jest to jedne z lepszych i ciekawszych zaklęć. Twój przeciwnik najpewniej będzie się spodziewał, że rzucisz na niego zaklęcie niewybaczalne, prawda? A tutaj psikus bo zamienisz go w kamień. I co on wtedy biedny zrobi? No w sumie nic, chyba, że go ktoś odczaruje, co jest mało prawdopodobne. – Zaczęła tłumaczyć po swojemu dalej trzymając swoją drewnianą broń, którą zaraz zamachnęła żwawo i kierowała ją na krzesło stojące naprzeciwko.
- Duro! – Podniosła odrobinę głos, który przeciął powietrze, a rzeczony przedmiot zaraz zamienił się w kamień. Uśmiechnęła się tryumfalnie i pokazała ręką by do niej podszedł.
- Chociaż wielu czarodziejów nie zwraca na to zaklęcie najmniejszej uwagi to tak naprawdę jest ono niebezpieczną bronią. Oczywiście jeżeli posługuje się nim nie amator, a wykwalifikowany mag. Wbrew pozorom wcale nie jest takie łatwe! Zerknij na mój nadgarstek i zobacz w jaki sposób nim poruszam. – Jeszcze raz wykonała obrót przegubem, ale tym razem w zwolnionym tempie, tak by chłopak niczego nie przegapił. Po chwili złapała go za rękę trzymającą różdżkę i sama pomogła u odpowiednio ją ustawić.
- Musisz być całkowicie skupiony na danym przedmiocie, który akurat chcesz zamienić. Oddychaj spokojnie, nie przerywaj kontaktu wzrokowego i się nie stresuj bo nie masz czym. Najważniejsze jest to, byś wierzył w swoje możliwości. – Tłumaczyła mu z wandziowym uśmiechem na ustach po czym klepnęła go lekko w ramię w ramach życzenia mu powodzenia.
- Teraz bożyszczu nastolatek, pogromco brudnych zamków pokaż na co Cię stać. – Zaintonowała uroczyście i skłoniła głowę.[/b]
Eric Henley
Eric Henley

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 EmptyCzw 12 Mar 2015, 22:42

-Droga Wandziu, a więc nie tylko pieczesz boskie pierniczki, ale również szyjesz seksowne fartuszki? Pani Psor jest niezwykle wszechstronnie utalentowana, tzn. wiedziałem to już wcześniej, tylko kurczę... ciągle mnie pani zaskakuje. W sumie gdybyś podjęła wyzwanie by własnoręcznie wykonać ten projekt, nosiłbym go dzień i noc aż w końcu Filch by mnie dorwał i wlepił szlaban za brak mundurka – odparł z uśmiechem Gryfon – Chociaż nie wiem czy pasowałby do mojej pandy – dodał pod nosem, jakby niekoniecznie chciał by Krukonka go usłyszała, w końcu mogła się obrazić o to, że narzeka na jej talent krawiecki. Jednak czy tego chciała czy nie – choć pewnie nie do końca była zainteresowana pidżamą kolegi- styl stroju w którym smacznie chrapał za kotarami swojego łóżka w dormitorium był w dużym stopniu uzależniony od jego nakrycia w głowy, które przypominało głowę pandy wielkiej – Gdybym mógł składać zamówienia poprosiłbym o kombinację czerni i bieli – tak trochę w stylu pokojówki, wiesz - wyjaśnił próbując wyobrazić sobie jakby w tym wyglądał, a gdy już to sobie wyobraził skrzywił się tylko i odparł – Albo…yyy…w sumie chyba pozostawię decyzję Tobie, wszechstronnie utalentowana Kobieto, tylko zrób taki, żeby rzeczywiście podobał się dziewczynom, kiedyś dostałem podobno gustowny- zrobił pauzę by zaakcentować zwrot „gustowny” - sweter od Murph, a później gdy założyłem go na pierwszy wypad do Hogsmaede, zostałem wyśmiany przez dziewczyny ze starszego roku, wiesz jakie to było upokorzenie? Miałem wtedy 13 lat i byłem niewinnym chłopcem – powiedział, a na jego twarzy pojawił się kwaśny uśmiech, wspomnienie tamtego pięknego dnia wciąż odwiedzało go w najgorszych koszmarach – I nie śmiej się! Czemu miałem nie wierzyć przyjaciółce, co? Skąd miałem wiedzieć, że te dziwne falbanki nie są w modzie? Nie znam się na tym, poza tym mówiła, że turrrr…yyy…turkus pasuje mi do oczu – od tamtej pory nie ufam żadnemu jej słowu gdy jest przesadnie miła-.
Temu rudzielcowi rzeczywiście nie można było ufać, Henley – choć czasem w pewnym sensie równie dowcipny – najczęściej był po prostu niewinną ofiarą większości jej ”żarcików”. Miała szczęście, że Gryfon jest człekiem nadzwyczaj wyrozumiałym i samokrytycznym, poza tym musiał przyznać przed sobą, że ma całkiem kreatywną przyjaciółkę, bo mimo, że dowcipy zazwyczaj narażały jego „dobre imię”, śmiał się z nich aż do bólu brzucha a później gdy już zdążył ochłonąć obmyślał plan zemsty.
-Losowanie może być całkiem rozsądnym rozwiązaniem – zgodził się z koleżanką gdy ta zaproponowała takie a nie inne wyjście z patowej sytuacji w której się znajdowali – Ale nie mów, że to nie jest istotne – dodał udając obruszenie, chociaż powstrzymał się od zwyczajowego skrzyżowania rąk na klatce piersiowej, to byłaby chyba już przesada.
Nie prowokuj mnie Wandziu, proszę – przemknęło mu tylko przez myśl gdy Krukonka bawiła się jedną z zaproponowanych nazw, a Gryfon z trudem powstrzymywał się od rzucenia jej wyzwania w przedłużaniu pierwszej głoski. A gdy tylko usłyszał jej łagodny śmiech – który zresztą bardzo lubił – wyszczerzył się jeszcze bardziej niż dotychczas.
Nie trwało to jednak długo, bowiem chwilę później Wanda zrobiła poważną minę i zadała kolejne pytanie na temat tych głupich owadów. Tym razem jednak przejął się nieco bardziej i zaczął drapać się po głowie tak nerwowo jakby zaraz miał wyrwać wszystkie potargane włosy. Naprawdę się przejął, no bo skąd niby miał wiedzieć, że znów jest ofiarą żartu? Coś za często się ostatnio nabieram…- pomyślał tylko po czym westchnął i odparł:
-To wcale nie jest zabawne! Chociaż w sumie prawidłowy czas ususzenia much a co za tym idzie zamiana w żabę też nie jest jakąś wspaniałą wizją. Swoją drogą ciekawe jakby wyglądała Rosie gdyby dol...- za głośno Henley, za głośno, takie rzeczy to tylko w zakamarkach umysłu - Słucham? Eeee….nic, nic, tak tylko głośno myślę, wie Pani Psor, zastanawiam się co rzeczywiście mogłoby się stać gdyby suszyć muchy 21 dni, zapytam na najbliższych Eliksirach i pochwalę się – wybąkał dość nieskładnie po czym uśmiechnął się i wypiął dumnie pierś.
-Aha -rzekł krótko- Ja nic nie mówię, rzeczywiście jest całkiem ładny, ale wiesz, jesteśmy sami w zamkniętym pokoju, a pierwsza rzecz która przyszła Ci do głowy to właśnie kieliszek…Gdybym Cię nie znał Wandziu kto wie co mógłbym sobie pomyśleć – odparł nieco złośliwym tonem – który zresztą był zasługą tak długiego przebywania z Muprh – i uśmiechnął się głupkowato – inaczej nie dało się tego określić. – Poza tym wcale nie marudzę, tylko stwierdzam fakt, wiesz przecież, że lubię niekonwencjonalne wyjścia z sytuacji, większość czarodziejów uważa, że pojedynek to honorowa wymiana zaklęć, a przecież w walce trzeba być trzy kroki przed swoim przeciwnikiem, wykorzystywać otoczenie by zdobyć przewagę, zaskakiwać go urokami których nigdy by się nie spodziewał, współpracować ze swoimi sojusznikami i chronić ich – odpowiedział zmieniając nieco ton, może to dość nierealne z aktualnego punktu widzenia, ale Gryfon wiele razy zastanawiał się jakby to było gdyby miał pod wodzą oddział aurorów, gdyby był odpowiedzialny za ich zdrowie, a w dzisiejszych czasach nawet życie –Jak w Quidditchu- tak, tak, wiem, nigdy nie dostałem się do drużyny, przynajmniej Ty mogłabyś się z tego nie nabijać – dodał niepoważnym tonem, by uniknąć zejścia na temat związany z utratą życia, nie chciał teraz o tym myśleć, jedyna rzecz która powinna go w tej chwili obchodzić to stuprocentowe skupienie na ćwiczeniach i ruchach różdżki pokazywanych mu przez Krukonkę gdy ta osobiście zmieniła kieliszek w kamień.
-Kogo niby nazywasz amatorem? – powiedział skromnie gdy dziewczyna chwyciła go za rękę i powoli zademonstrowała całą sztukę. – Nie martw się, lepiej patrz i podziwiaj styl Erica Henleya – rzekł pewnym siebie głosem gdy próbowała dodać mu otuchy. To jest moja droga Aurora – wytrwałość i wiara we własną siłę, siłę dzięki której obronię wszystko co jest mi drogie, w tym Ciebie Wandziu. Uśmiechnął się do niej nieznacznie, po czym odwrócił wzrok od dziewczyny i wbił go w kieliszek, w kieliszek? Nagle zdał sobie sprawę z tego jak patetycznie musiały brzmieć jego myśli, zwłaszcza w obecnej sytuacji.
- Duro – rzucił zdecydowanym tonem powtarzając ruch przegubem zaprezentowany przez Krukonkę.
Sponsored content

Zapomniana sala - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zapomniana sala   Zapomniana sala - Page 3 Empty

 

Zapomniana sala

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 7Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

 Similar topics

-
» Sala balowa
» Sala kominkowa
» Sala Świateł
» Wielka Sala
» Sala rozpraw

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-