|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 24 Lut 2015, 20:59 | |
| Dante miał ochotę powiedzieć coś złośliwego Marybeth, ale powstrzymał się. W porę ugryzł się w język, aby nie wylać na nią całego jadu. Wiedział, że Amanda na nieco liczy i jest jej ostatnią deską ratunku. Musiał więc wytężyć swój umysł. Nic nie odpowiedział Gryfonce, tylko odebrał od niej zagadkę. Uniósł jedną brew do góry. - Mogę prosić o kawałek pergaminu? – Pióro miał w kieszeni szaty. Było już nieco sponiewierane, ale kto by się ty właściwie przejmował? Zabrał się do pracy. Wypisał wszystkie trzy fakty, które były znane. Myślał długo, czacha mu dymiła. Wyprostował długie nogi, parę razy klaskał w kolano, aby móc skupić się nad zagadką. Nie był przecież maszyną, tylko zwykłym człowiekiem. W pewnym momencie wkurzył się i przekreślił jedno słowo we wskazówce dziesiątej. Poprawił, że w niebieskim domu mieszka miłośnik cytrynowych dropsów. Po prostu nie pasowało mu, aby mieszkał w zielonym, ponieważ w zielonym mieszkał czciciel czekoladowych żab, który był jednocześnie nauczycielem transmutacji. - Ktoś z Ciebie bardzo okrutnie zażartował, kiedy zadawał Ci tę zagadkę. – Wskazał końcem pióra na wskazówkę dziesiątą. Spojrzał na swoją kartkę. Rozrysował cały schemat. Wątpił, aby gdziekolwiek się pomylił. – Jeśli tam nadal będzie zielony dom, zagadka będzie nierozwiązywalna. Po prostu wychodzi tam błąd logiczny. Nie może tak być. – Wzruszył ramionami. – Jeśli wymienisz jednak zielony dom na niebieski, nagle wszystko się układa. Jedynym panem, który nie ma co robić i wychodzi bez przydziału jest Duńczyk z Wizengamotu. Skoro nie ma innych opcji to on hoduje kuguchary. O masz. – Przysunął w jej stronę swoją kartkę z rozwiązaniem. Niech tylko mu powie, że brzydko pisze… Wszystko było wypisane czarne na białym. Dante spojrzał na dziewczynę wyczekująco. Czy wywiąże się z umowy czy go po prostu oleje? W końcu dostała to, czego pragnie. Teraz mogła zlecić mu kolejne zadanie albo po prostu oprawić go z kwitkiem. |
| | | Mistrzynie Ohydki
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 24 Lut 2015, 21:25 | |
| Marybeth podała chłopakowi pergamin i czekała, aż ten rozwiąże za nią zagadkę. Wcale nie czuła się winna, wykorzystując biednego Krukona do tego, by ten wytężył swój umysł do granic możliwości. Spoglądała mu tylko przez ramię, gdy ten rysował kolejne domki i przyporządkowywał do nich czarodziejskich mieszkańców. Szczerze? Nie rozumiała nawet teraz, a co dopiero, gdyby miała rozwiązać tę łamigłówkę sama. Nie spodziewała się oczywiście tego, że mogła źle spisać jedną wskazówkę. Skoro nie potrafiła rozwiązać zagadki, i tak by nie odnalazła błędu. - A. To dlatego nie mogłam zrobić. Widzisz. - udawała jednak, że wszystko rozumie, uśmiechając się przy tym szeroko. Jej głupkowata twarz zdradzała jednak prawdziwe myśli i z pewnością rozbawiłaby każdego przedstawiciela domu Roweny. - Dzięki. Teraz możesz już wziąć tę książkę. - rzuciła, jakby robiła Dantemu łaskę, ale kogo to w tym momencie obchodziło? Ważne, że młody Shepard mógł przekazać podręcznik Amandzie. A bez przesady powiem, że dziewczyna była cała w skowronkach. Złożyła nawet buziaka na policzku chłopaka, przytulając go do siebie. Zresztą to nazbyt śmiałe zachowanie znów wywołało rumieńce na jej policzkach. - Dziękuję! Uratowałeś mi życie... ah! Czekaj. Mam coś dla Ciebie. - Krukonka sięgnęła do torby i wyjęła z niej coś podobnego do kamyka. Przedmiot ten w świecie magicznym nazywany był bezoarem. - Działa leczniczo na większość słabych i średnio-zaawansowych trucizn, ale na pewno sam o tym wiesz... - wyjaśniła krótko, podając Dantemu kamyk i żegnając się z nim. Zapewne chętnie zamieniłaby z nim jeszcze parę słów, ale chłopak na pewno rozumiał to, że musiała napisać szybko esej o właściwościach rumianku pospolitego.
Mini-event zakończony sukcesem. Nagroda: 50 fasolek i bezoar [zaakceptowana przez Jasmine]
|
| | | Gość
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 24 Lut 2015, 22:09 | |
| Dante nie rozumiał tylko jednego. Dlaczego Polak nie został przyporządkowany do czegoś mocniejszego, tylko do czekoladowych żab? Przecież znając tę nację aż się prosiło przyporządkowanie czegoś mocniejszego. Autor tej zagadki chyba po prostu wylosował narodowości z kapelusza i tyle. Tak przynajmniej wydawało się Shepardowi. - Oczywiście, oczywiście. To trudna zagadka, można było spędzić stanowczo za dużo czasu nad jej rozwiązywaniem. – Pokiwał głową z uznaniem, udając, że wcale nie zauważył jej głupkowatego wyrazu twarzy i wcale a wcale nie śmieje się z niej w duchu. Ważne było, że zadanie zostało wykonane. - Dziękuję Ci ślicznie. Jeśli będziesz miała jeszcze jakiś problem, napisz do mnie. Dobrze się robi z Tobą interesy. – Puścił oczko Marybeth, kiedy otrzymał zapłatę za swoją pracę – książkę. Razem z nią ruszył do Amandy. Oh! Jej radość była wielkim wynagrodzeniem dla naszego bohatera. Niczego więcej nie potrzebował od miękkiego całusa na policzku. Dawno już tego nie czuł… Nie licząc jego durnowatej kuzynki, która obcałowywała go z okazji urodzin. - Dziękuję bardzo! – Nawet nie spodziewał się, że coś więcej niż całusa otrzyma. A tutaj proszę bardzo! Uśmiech jeszcze mu się poszerzył. Schował bezoar do swojej torby, którą dał na przechowanie dziewczyny. Życzył jej powodzenia, a sam? Sam udał się do Wieży Ravenclawu, aby od razu zająć się zadaniem domowym dla pani profesor Sprout. Chciał dotrzymać swojej obietnicy. To był całkiem dobry dzień.
[Opuszczam temat.]
|
| | | Willy Webster
| Temat: Re: Wielka Sala Pon 04 Maj 2015, 17:50 | |
| Tego dnia już nic nie mogło wprawić jej w zły humor. Willy czuła się jak zwycięzca - ba, prawdziwy bohater! - urodzony wojownik, wracający z pola bitwy z tarczą, a nie na niej. Wewnętrzny głosik, zakorzeniony gdzieś z tyłu jej głowy, bezwstydnie mruczał z zadowoleniem miliony pochlebstw pod adresem jej własnej osoby, a Willy bez skrupułów byłaby gotowa przytaknąć każdemu z nich. W końcu, kto jak kto, ale ona, Willy Webster, jedyne magiczne dziecko swoich rodziców, godnie reprezentujące całą społeczną czarodziejów, wpadła dziś w posiadanie jednej z najbardziej unikatowych i poszukiwanych Kart z Czekoladowych Żab. Willy wstrzymała oddech, a wypieki zagościły na jej bladej twarzy, gdy z dumą zacisnęła szczupłe palce na karcie, o którą starała się od samego początku, od chwili, w której dowiedziała się, czym właściwie są Czekoladowe Żaby. Lata bezowocnych poszukiwań, prób i porażek przemknęły jej przed oczyma w ułamku sekundy, niosąc ze sobą nieodparte uczucie spełnienia i wzruszenia, które z pewnością ogarnęłoby w tym momencie każdego prawdziwego kolekcjonera, jakim bez wątpienia była Willy Webster. Kiedyś musiał nadejść ten moment, pomyślała z satysfakcją Puchonka, z uniesioną głową wkraczając do Wielkiej Sali, Helga Hufflepuff - korona mojej kolekcji! Z niepokojem rozejrzała się dookoła i podejrzliwie zmrużyła oczy, jeszcze mocniej zaciskając swoją zdobycz w dłoni, jakby w obawie, że ktoś mógłby ją jej pozbawić. Samozadowolenie i radość, którą początkowo czuła, ustąpiły miejsca nieuzasadnionemu poczuciu zagrożenia, związanego być może z obecnością innych uczniów, z których każdy mógłby być potencjalnym złodziejem, gotowym odebrać jej tak drogocenną kartę, tak bezcenny obiekt, o który ubiegała się tyle miesięcy, tyle lat... Willy Webster należała jednak do tego typu osób, które nie poddają się tak łatwo bez walki. Biorąc na wzgląd tę cechę swojej osobowości, zmarszczyła brwi i odetchnąwszy lekko, przemknęła między innymi uczniami ku stołowi Krukonów, mając nadzieję, że może jakimś cudem natknie się na Wandę. Tak bardzo pragnęła podzielić się z nią wiadomością o swoim sukcesie, że w gorączkowym pośpiechu potrąciła jakiegoś pierwszoroczniaka, który obrzucił ją wyjątkowo jadowitym spojrzeniem. Na Willy nie zrobiło to większego wrażenia - w ciągłym uniesieniu zaczęła przechadzać się między długimi ławami, bacznie obserwując każdą z minionych twarzy, wypatrując tego jedynego, dobrze znanego, pogodnego oblicza. W tych czasach nie można już wszystkim ufać, pomyślała z goryczą Willy, obrzucając stół Hufflepuffu przeciągłym, nieco tęsknym spojrzeniem, tylko garstce prawdziwych przyjaciół, nikomu więcej, no ale cóż poradzić? I z nieco naburmuszoną miną oparła się w końcu o krawędź stołu Krukonów, dochodząc do wniosku, że pozostało jej tylko jedno - czekanie. Miała cichą nadzieję, że Wanda Whisper, jedna z niewielu osób którym Willy szczerze ufała, zjawi się w Wielkiej Sali, aby Websterówna mogła wreszcie komuś pokazać swój nowo zdobyty skarb, o którym marzyła tyle czasu, który nękał i nawiedzał ją w myślach, aż w końcu, przebrnąwszy przez okres wieloletnich poszukiwań, oto ściskała go w dłoni - kartę samej Helgi Hufflepuff! |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Wielka Sala Pon 04 Maj 2015, 18:37 | |
| Tak, to chyba był wyjątkowy dobry dzień. Dobry dzień nie tylko dla kolekcjonerek Czekoladowych Żab, które Wanda chętnie pochłaniała w każdej ilości nie bacząc zwykle na ich zawartość czy dodatki, jakie reprezentowały ale i dla tych szarych Krukonek, które jedynie czego pragną w życiu to pokoju na świecie, stałego dostępu do pysznego jedzenia i miłości. Póki co wszystko szło zgodnie z zegarkiem i założeniami panny Whisper – lekcje na przyszły tydzień odrobiła, korepetycje z młodszymi uczniami odwaliła – przed nimi zjadła jeszcze banana, co jak widać nie było wystarczającą przekąską dla dziewczyny, bo co i rusz wypadła z biblioteki niemal od razu, nie myśląc za wiele, nie ganiając po piętrach za przyjaciółkami skierowała swoje kroki do Wielkiej Sali, w której najpewniej znajdzie coś smacznego do jedzenia. Gdzieś z tyłu głowy chodziła jej myśl, że w jadalni spotka Henryka, któremu skradnie buziaka czy Doriana, z którym będzie mogła uciąć krótką pogawędkę. Z głową w chmurach, z plecakiem przewieszonym przez lewe ramię minęła się w drzwiach z jednym ze znanych jej Gryfonów, którego choć kojarzyła bardzo dobrze, teraz zlała kompletnie. Bardziej interesowało ją jedzenie, mnóstwo jedzenia i jeszcze jedzenie. Dlatego trochę z automatu, jakby od niechcenia, a jednocześnie z chęcią i nie wymuszeniem pomknęła w stronę długiego stołu, przy którym zawsze zasiadali koledzy i koleżanki z domu Roweny Ravenclaw. I tym razem nie było inaczej – i tym razem wielu uczniów, chociaż ktoś inny mógłby określić ich mianem niedobitków krzątali się i tłoczyli przy ławie najpewniej wymieniając się najnowszymi plotkami czy informacjami, o których większość uczniów nie miała pojęcia. Podobne jak Wanda, która tylko raz obejrzała się na stół Puchonów, przy którym nie zauważyła wysokiej postaci o blond włosach, która witała ją uśmiechem niemal każdego poranka. Przyuważyła jednak inną osobę odzianą w charakterystyczną, borsukowatą żółć, opartą o blat i czekającą na coś – bądź na kogoś. Willy, bo to właśnie ów dziewoja z tego samego roku uparcie zajmowała miejsce, przy którym od czasu do czasu siedziała i sama Whisperówna – tak też było i tym razem, podeszła bez skrupułów do Puchonki i bezczelnie zajrzała jej przez ramię starając się dopatrzeć co tam ciekawego chowała jej koleżanka. - O, karta. Chcesz się z kimś wymienić? – Spytała lekkim tonem odsuwając się odrobinę na bok, by móc poklepać pannę Webster po ramieniu niejako ją zmuszając do tego, by spoczęła obok niej. Krukonka w ciągu kilku sekund zdążyła usiąść, zrzucić plecak na podłogę, który natychmiast znalazł sobie wygodną miejscówkę w jej nogach. Usadowiwszy się raz jeszcze zerknęła kątem oka na trzymaną przez W.W [dziewczęta nosiły takie same inicjały. Przypadek? Nie sądzę] kartę kolekcjonerską, która przedstawiała Helgę Hufflepuff, czyli opiekuna wszystkich kochanych i żółtych Puszków. Wandzia wiedziała również, że i sama Willy zbierała ów pierdółki dlatego najpierw zagadała grzecznie o nową zdobycz, która wcale nie musiała być nowa, a mogła właśnie służyć ku wymianie. Gdy szatynka usiadła obok niej – bo w końcu musiała to zrobić pod czujnym spojrzeniem równolatki mlasnęła zadowolona z takiego obrotu spraw i zamrugała, spoglądając na suto zastawiony stół. - Helga, Helga. Też się trafia tak często jak Rowena Ravenclaw? Tych mam chyba z siedem. – Powiedziała by jakoś kontynuować rozmowę, bez żadnych dodatkowych spięć czy marnej ciszy, która mogłaby wisieć między nimi. Whisper sięgnęła w międzyczasie po wolny talerz i nałożyła sobie sałatki z oliwkami, mozzarellą i innymi składnikami, które po prostu są pyszne.
|
| | | Willy Webster
| Temat: Re: Wielka Sala Pon 04 Maj 2015, 19:37 | |
| Te kilka minut, które Willy musiała przeczekać do pojawienia się Wandy, zdawało się trwać całą wieczność. Puchonka, zmęczona bezustannym myśleniem o karcie Helgi Hufflepuff (którą wciąż zaciskała w dłoni do tego stopnia, że aż knykcie jej zbielały), skupiła swoją uwagę na bujnej fryzurze jakiegoś Krukona, siedzącego nieopodal. Zaabsorbowana problemem, jakim cudem utrzymuje on w przyzwoitym stanie taką burzę kasztanowych loków, która wydawała jej się wręcz nienaturalna (przez chwilę nawet przemknęła jej przez głowę głupia myśl, że być może jest to trwała, ale na szczęście prędko zdała sobie sprawę, że w świecie czarodziejów to raczej o tyle niemożliwe co wręcz nieetyczne), nawet nie zauważyła, kiedy Wanda pojawiła się obok niej. Na pytanie, czy chce się z kimś wymienić, Willy po prostu zaniemówiła i wytrzeszczyła oczy, bezwiednie siadając obok Wandy i raz po raz otwierając usta, przywodząc na myśl rybę, którą dopiero co wyciągnięto z wody. Przez chwilę zakręciło jej się w głowie, a gwar rozmów dookoła przemienił się w głuchy łomot, z którego Willy nie rozumiała dosłownie nic. Wpatrując się w Krukonkę z niedowierzaniem, przełknęła ślinę i pochyliwszy się ku niej, odezwała się teatralnym szeptem: - Ty sobie chyba nie zdajesz sprawy z wagi sytuacji - z namaszczeniem uniosła kartę i pomachała nią przed twarzą Wandy, posyłając jej spojrzenie pełne politowania i szczerego współczucia. Kolekcjonerstwo. Zbieractwo. Wartość przedmiotów takich jak ta karta. To są właśnie rzeczy, których Wandzie nigdy nie dane będzie w pełni zrozumieć i wrażliwe serce Willy krajało się na myśl o tym, jak wiele omija jej przyjaciółkę. - No ale masz, popatrz sobie, póki masz okazję - święcie przekonana o swojej dobrotliwości, zamknęła kartę w dłoniach Krukonki i uśmiechając się do niej zachęcająco, jednocześnie obserwowała ją uważnie, gotowa zareagować, gdyby Wanda nie miała również najmniejszego pojęcia, o tym, jak z takimi kartami należy się obchodzić. - To przykre, że Rowena jest tak pospolita - stwierdziła Willy, z wyższością odgarniając włosy, ponieważ uwaga przyjaciółki na ten temat rozdrażniła ją do tego stopnia, że aż nieumyślnie potrąciła dłonią stojący przed nią pucharek z niezidentyfikowanym napojem, który zakołysał się niebezpiecznie. - Na szczęście Helga to prawdziwy unikat, moja droga. Miód na moje serce. Nie uwierzysz, że czekałam siedem lat, aby ją w końcu zdobyć - nie mogąc się dłużej powstrzymać, wyciągnęła rękę przez stół, łapiąc z półmiska dorodną mandarynkę. - Siedem! Ale w końcu się udało. No ale mniejsza z tym - dodała po chwili, zerkając z ukosa na Wandę, która niestety nie zdawała się podzielać jej entuzjazmu. - Lepiej opowiadaj co u ciebie i kogo ostatnio otrułaś tymi swoimi wypiekami? Obrawszy mandarynkę, wepchnęła sobie jej sporą część do buzi i przypominając wielkiego chomika, z niekrytym zaciekawieniem nachyliła się w stronę Krukonki, wyczekując odpowiedzi. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Wielka Sala Pon 04 Maj 2015, 20:55 | |
| Ilu ludzi jest na świecie, tyle podejść do różnych spraw. Tak samo było z hobby – jedni lubili piec ciasteczka i siedzieć z nosem w książce a jeszcze inni walczyli jak lew, by zdobyć upragniony kartonik z podobizną osoby, której już nigdy nie spotkamy. Wanda nie oceniała nikogo po okładce, kolorze włosów czy skóry, tak samo jak nie oceniała kogoś po tym czym się interesował. Póki nie była to czarna magia to sądziła, że wszystko z jej znajomymi było w porządku. Może dlatego widząc niedowierzanie zmieszane z czymś, przez co pannie Whisper momentalnie zrobiło się głupio. Widząc piwne tęczówki wpatrzone w nią jakby widziały mordercę wzdrygnęła się i pochyliwszy w stronę wzburzonej koleżanki wysłuchała jej słów. Uniosła zaraz oczy na kartę, którą o mało co Puchonka nie wybiła jej patrzałki i przypatrzyła się z ultra bliskiej odległości rozmazanej nieco twarzy Helgi, która uśmiechała się do niej dobrotliwie. W pewnym momencie odsunęła rękę Willy, by całkowicie nie oślepnąć – zaraz też, dosłownie dwie sekundy później poczuła ciepło ręki koleżanki i przyjemny, gładki dotyk gadżetu. Teraz doskonale już wiedząc jak ważne jest zbieractwo dla panny Webster Wanda z odpowiednią dozą podziwu otworzyła usta i spojrzała na kartę z pewnego rodzaju namaszczeniem, póki co zostawiając jedzenie i picie w spokoju. W chwili obecnej musiała się pozachwycać zdobyczą przyjaciółki, która dla niej wyglądała całkiem zwyczajnie. Nie powiedziała tego jednak na głos, bo nie chciała się narazić dziewczynie z równoległej klasy. - Ojej. Dzięki Ci! Czuję się zaszczycona, że mogę dotknąć… Helgi. – Powiedziała powoli podnosząc wzrok na twarz Websterówny, która wygląda bardzo zabawnie świadoma swojej wyższości i tego, że jako jedyna najprawdopodobniej posiada kartę opiekunki swojego domu. Obróciła ją na wszystkie strony starając się przyuważyć jakiś fakt czy szczegół o czym Wandzia by jeszcze nie wiedziała, ale nie znalazła niczego takiego. Uśmiechnęła się rozbawiona i zupełnie niezrażona słowami panny W. dotyczącej Roweny, która fakt, była pospolita. Tak samo jak dyrektor Hogwartu i minister Magii z 1764 roku. - Wiesz co, to zależy. Powtarzanie się danych kart, daje Ci większe możliwości, nie? Możesz się wymieniać z innymi. Na tym to chyba polega? – Wzruszyła ramionami i bez problemu oddała cudowny artefakt, który Willy jak najszybciej powinna pozostawić w oszklonej gablocie. - Baaaardzo się cieszę, że znalazłaś w końcu swoją Helgę. Wygląda pięknie w Twych ramionach, Willy. – Skomplementowała szatynkę szczerząc zęby w stronę swojej przyjaciółki ponownie wracając do jednej z przyjemniejszej części dnia czyli jedzeniu. Kolorowa sałatka czekała na nią aż Whisperówna ją pochłonie, na co ta się przymierzała od samego wejścia. Dlatego zaraz chwyciła za srebrny widelec i wbiła go w pomidorka cherry, który zaraz zniknął w otchłani krukońskiej buzi. Chwilę przyglądała się twarzy Puchonki czując słodki aromat mandarynki. Obserwowała jak zręczne palce obierają owoc, a po kolei jedna z cząstek ląduje w gębie równolatki. Wanda parsknęła słysząc wzmiankę o jej trujących przysmakach, które jednak gdzieniegdzie robiły niejaką furorę, o której wolała nie wspominać sama zainteresowana. Nie lubiła się zbytnio chwalić dlatego zaraz wywróciła gałami w teatralny sposób nie bacząc na zaciekawione miny reszty uczniów. - No co ma być. Nauka, nauka i egzaminy. Ciągle przesiaduję w bibliotece i tak o. – Skróciła mniej więcej całą fascynującą historię o sobie oszczędzając tym samym fragmentów zgoła nieprzyjemnych – przecież nikt nie chciał rozmawiać o nadchodzącej wojnie, o dementorach nawiedzających bal dla uczniów i innych typach spod ciemnej gwiazdy. - Henry cały czas mnie nagabuje o dodatkowe porcje pierników. Ja nie wiem co on w nich widzi. – Pokręciła ciemnymi lokami i się roześmiała celując widelcem w dziewczynę. - A mówisz tak, bo rzadko się załapujesz na wyżerkę u mnie. Ja to wiem! – Koniec końców nie dźgnęła ją sztućcem, a łokciem. Lekko, pod żebra. Jak to miała w zwyczaju.
|
| | | Willy Webster
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 05 Maj 2015, 00:15 | |
| Cóż, całej tej sytuacji należy się kilka słów wyjaśnienia, które powinny pojawić się już na samym początku. Po pierwsze, chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości, należy wspomnieć, że Willy nie jest żadną obłąkaną fanatyczką, dla której karty z Czekoladowych Żab znaczą więcej niż wszystko dookoła. To po prostu jedno z tych głęboko zakorzenionych dziwactw, z których wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, bo z czasem stają się rzeczą tak naturalną, że wręcz zwyczajną. Dokładnie tak stało się w przypadku Willy Webster - można się tylko domyślać, że największą zasługę w tym wszystkim miał dziadek Willy, pierwszy tego imienia Wolfram Webster, odznaczony tytułem Starszego Kolekcjonera Roku, dumny posiadacz największego zbioru znaczków pocztowych w całym hrabstwie, fundator muzeum filatelistycznego w Cambridgeshire. Willy zawsze ciepło wspominała dziadka Wolfiego - jego przerzedzone, rudawe włosy, szerszą niż dłuższą szyję i dziwną tendencję do popadania w czkawkę. Doskonale pamiętała, jak drzemał w fotelu, przykryty swoim ulubionym kocem w szkocką kratkę, a pulchną dłonią przyciskał do piersi obity w ciemną skórę atlas, którego stronice zapełnione były kolorowymi znaczkami... Tyle dla niego znaczyły, pomyślała czule Willy, czując w ustach słodko-kwaśny smak mandarynki, godzinami mógł o nich opowiadać, taki poczciwy był ten dziadek Wolfie! Mimowolnie Willy zobaczyła przed oczami wyobraźni obraz samej siebie, z przerzedzonymi włosami, szyją szerszą niż dłuższą, tendencja do czkawki i naręczem kart z Czekoladowych Żab, w wyniku czego otrząsnęła się z zamyślenia i uśmiechając się uprzejmie, szybkim ruchem zabrała Helgę z dłoni Wandzi i z dziwną ulgą schowała ją do kieszeni spodni. - Zamęczysz się z tą biblioteką - wywróciła oczami Willy, która zaczęła już przypominać tą prawdziwą Willy, nie zaślepioną przez swoje własne manie i dziwactwa. -Im mniej się będziesz przejmować, tym łatwiej wszystko ci się poukłada w głowie. Zaufaj mi - dodała, ironicznie unosząc brwi i posyłając Wandzie jeden ze swoich bardziej cwaniackich uśmiechów. Widząc, jak przyjaciółka zabiera się do sałatki, opory Willy zniknęły i bez krępacji sięgnęła po smakowicie wyglądające ciastko, które już od dłuższego czasu zdawało się wysyłać w jej stronę zachęcające promieniowanie, czy coś w tym stylu. Nie chcąc się dłużej opierać, Willy od razu zabrała się za jego konsumpcję, nie bacząc na to, że jest jedynym żółtym akcentem w gronie samych Krukonów. Zdawało jej się, że nie jest tu najmilej widziana; gdy spojrzała ponad stołem, napotkała kilka pytających, gniewnych spojrzeń. - Pierniki, z tego co mi się wydaje, to raczej sprawa drugorzędna - powiedziała w końcu ze zniecierpliwieniem, rzucając Wandzie spojrzenie w stylu "wszyscy-o-tym-wiedzą" - Nie obrażając oczywiście twoich zdolności kulinarnych. Och, wiesz co mam na myśli, prawda? - kącik jej ust delikatnie drgnął, gdy posyłała Krukonce jeszcze jedno porozumiewawcze spojrzenie, które chyba nie mogło być już bardziej wymowne. - To prawda, ostatnio jakoś gorzej o mnie dbasz - jęknęła Willy, teatralnym gestem kładąc sobie jedną dłoń na biodrze, drugą opierając lekko na czole. - Widzisz jak zdążyłam wychudnąć? Chyba musisz coś z tym zrobić, bo inaczej rodzice mnie nie poznają, jak wrócę na wakacje do domu - dodała z przekąsem. - Chociaż, może to i lepiej. Ostatnio robią się nieznośni. Zagryzła wargę i wzniosła oczy ku niebu, przypominając sobie ostatnie listy od Websterów Seniorów, które dosłownie pełne były bezcennych życiowych rad, rzewnych wylewów pani Webster na temat jej jedynej córki, która to wkracza już w dorosłe, samodzielne życie, i tylko krótka chwila dzieli ją od... Wyfrunięcia na dobre z rodzinnego gniazda i założenia swojej własnej rodziny, dokończyła w myślach Willy razem ze swoją matką, która najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo odległe jest to wszystko dla Willy, która zaprzątała sobie głowę zupełnie innymi, dużo ważniejszymi sprawami. Jak, chociażby, zdobyciem karty Helgi Hufflepuff z Czekoladowych Żab. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 05 Maj 2015, 11:34 | |
| Nawet gdyby Willy była dziwaczką, która zbiera karty z Czekoladowych Żab, które tylko zawierają żółty kolor i tak by się z nią dalej kolegowała, co więcej! Najpewniej sama by wyszukiwała unikatowych kart wśród kolekcji swoich znajomych. Teoretycznie mogłaby to robić i teraz, ale niezbyt orientowała się, które karty należy mieć, a które można wyrzucić. Pewnie dlatego te z Roweną notorycznie zostawiała – przypominały jej do jakiego domu należy. Pytanie jakie mogłaby sobie zadać sama Wanda dotyczy właśnie takich dziwactw, czyli czegoś co daje nam osobliwy dodatek, kontrast czy lśnienie. Coś, co sprawia, że nie jesteśmy jednakowi, a interesujący. Odpowiedź na to otrzymała zaraz potem – ta padła z ust jej przyjaciółki, która zachowała się praktycznie jak każdy, który dopiero co dowiedział się, że Krukonka wyszła z biblioteki. Uśmiechnęła się niejako zawstydzona, jak dziecko, które zostało przyłapane na zjedzeniu dodatkowej porcji sernika, który nie był przeznaczony dla niego. Odgarnęła zbłąkany kosmyk włosów za ucho i wzruszyła w końcu ramionami – przecież jest z Ravenclawu, nic na to nie poradzi, zdawała się mówić jej mina. - Czasami nie da się nie przejmować. Zwłaszcza teraz, po tym co się ostatnio działo. – Zauważył przytomnie mimo wszystko jednak biorąc do serca krótką i trafną radę panny Webster, którą prawdopodobnie postara się wcielić w życie. Najpewniej nikomu nie powie o swojej przemianie, która może przynieść tyle samo dobrego, co złego. Zajęła się sałatką i tutaj bardziej skupiała się na jedzeniu niż na swojej wewnętrznej przemianie, która dopiero co miała nastąpić – jednak gdy zauważyła nieprzychylne spojrzenia kierowane w stronę Puchonki i to przez nikogo innego jak młodszych przedstawicieli domu Roweny, którzy tak naprawdę myśleli, że są nie wiadomo kim zmarszczyła brwi i gniewnym spojrzeniem starszej i bardziej doświadczonej koleżanki przesunęła po gromadce napuszonych osobników, którzy widząc kto ciska gromy w ich stronę spuścili głowy w milczeniu. Dzieciaki. Potem do buzi Wandzi trafił nie tylko pomidor, ale i ogórek, kilka zielonych oliwek i biały ser nasączony boską mieszanką przypraw – zwabiona jednak odezwą panny puchoniastej odwróciła wzrok od miski i spojrzała na Willy starając się ukryć zażenowanie i zdradliwy rumieniec, który wypłynął na jej twarz. Przetarła ramieniem policzek i wymamrotała coś pod nosem, bo do tej pory dalej nie mogła uwierzyć, że ma chłopaka, którego właśnie uwiodła swoimi wypiekami. Wiedziała doskonale o co chodzi Websterównie dlatego znowu parsknęła śmiechem, trochę niekontrolowanym i teraz to ona wywróciła oczami. - Wiem, wiem, wiem! Już przestań! Obiecuję, że kolejną porcję zrobię tylko dla Ciebie, chudzielcu! – Odparła rozbawiona i chwyciła ją delikatnie za polik, który rozciągnęła w pieszczotliwym geście robiąc z nią typowe omnomnom. W tej chwili wyglądała bardziej jak duże dziecko, które bawi się żarciem niż jak stateczna i poważna Krukoniasta, która martwi się egzaminami. Stropiła się momentalnie, kiedy usłyszała, że i u równolatki dzieje się coś, co może niepokoić. Zazwyczaj nie poruszała tematyki dotyczącej rodziny, bo sama wówczas przypominała sobie, że nie ma nikogo prócz brata, który zajęty jest nie wiadomo czym. Odwróciła jednak uwagę od swoich problemów i ze skupieniem słuchała koleżanki. - Nono? Co się tam u Ciebie dzieje? Coś Ci trajkoczą? – Spytała szeptem.
Minęła dłuższa chwila zanim dziewczyny skończyły plotkować na ten i tamten temat. Miały wiele do opowiedzenia, zarówno o kartach czekoladowych żab, jak i nowym zaklęciu wymyślonym przez Igora Pettyfierego VI, którego blond grzywa oszałamiała wszystkich. Po zjedzeniu obfitego posiłku wyszły z sali jak gdyby nigdy nic zaśmiewając się niemal do łez.
Z tematu x2. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Wielka Sala Czw 11 Cze 2015, 14:09 | |
| Czy tylko ona miała takiego pecha w życiu czy jej się wydawało? Nie dość, że miała problemy osobiste, sprawy doczesne ją przygniatały tak, że nie miała siły myśleć o czymkolwiek innym jak o przetrwaniu to na dodatek pewna niezbyt mile widziana istota dopełniła całości, przelała czarę. Nie miałaby nic przeciwko wizycie Irytka, ale nie w momencie kiedy ta omawiała naprawdę ważne kwestie swojego życia. Nie kiedy dzieliła się swoimi przemyśleniami i sekretami. Nie kiedy jej młodszy kompan objął ją, tak najzwyczajniej na świecie, chcąc przekazać jej ciepło i troskę o nią, o jej przyszłość. To było miłe uczucie, bardzo podnoszące na duchu co musiała przyznać sama przed sobą. Potrzebowała tego, zwykłego uścisku, dotyku przyjaznej osoby i dobrego gestu. Tyle wystarczyło by na jej twarzy na nowo zakwitł uśmiech – do czasu. Właśnie. Nie spodziewała się, że ktokolwiek im przeszkodzi – a jeżeli nawet to pierwszą obstawiałaby panią Pince niż Irytka, który szczerząc się i śmiejąc jak szaleniec roztaczał aurę złośliwości. Najpierw wyczuła napięcie, potem dreszcz przebiegający po jej ciele, a na końcu usłyszała przeraźliwy pisk, wycie i coś mokrego. Wilgoć. Nie odzywała się, nie mruknęła, nie miauknęła, nie powiedziała nic co mogłoby zostać uznane za nieprzyjemne. Uniosła tylko pociemniałe spojrzenie na gada lewitującego nad ziemią i niewerbalnie przekazała, że ten nie znajdzie spokoju ducha – nie dopóki ona się nie zemści. A panna Whisper potrafiła być mściwa jeżeli chciała. Oj potrafiła! Całe szczęście, że tym razem z inicjatywą wyszedł Gryfon, który nie czekając na cokolwiek chwycił Wandę za dłoń po drodze porywając ich torby z podręcznikami. Nie minęła chwila, a oboje zniknęli z pola widzenia poltergeista. Tupot stóp, urywane oddechy i brokatowa ścieżka – jeżeli ktokolwiek chciałby znaleźć naszą słodką dwójkę musiałby kierować się właśnie po wyznaczonej drodze szczęścia i miłości. Tym razem dowodzenie przejęła Krukonka – odetchnąwszy świeżym powietrzem przebiegła wzdłuż korytarza ciągnąc za sobą chłopaczynę. Czuła, że musi wybiegać swoją złość, która pojawiła się w momencie oberwania balonem z iskrzącymi gwiazdkami, które nie dość, że oblepiły ją całą od stóp do głów to sprawiały, że ta jeszcze bardziej zwracała na siebie uwagę. Van Vuuren nie musiał jej nawet poganiać – sama biegła jak łania wypuszczone na pole, sprawdzając tylko czy ta szkolna menda się za nimi nie wlecze. Kroki zaniosły ją niemal na sam dół – do krainy rozpusty – wielkiej Sali, która stała przed nimi otworem. Nie myśląc za wiele wbiegła do niej kierując się niemal od razu… no właśnie? Wpadła na jeden z wielkich stołów i zajęła miejsce obok jakiegoś pierwszoklasisty, który wyrżnął orła widząc jak w jego stronę zbliżają się dwie, upstrzona mgiełką postacie. Wanda warknęła i zrzuciła z siebie szatę, pozostając już tylko w koszuli i spódnicy do połowy uda. Zerknęła na Riaana – i chociaż podświadomie czuła złość i pewnego rodzaju wypalenie to uśmiechnęła się po swojemu i parsknęła chcąc zatuszować swój wybuch – nie – wybuch. - Obiecuję, że kiedyś go dorwę i zabiję. – Mruknęła, chwytając pasmo długich włosów w dwa palce chcąc sprawdzić jak bardzo świeci.
|
| | | Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Wielka Sala Czw 11 Cze 2015, 15:33 | |
| Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi biblioteki, Wanda wybiła się na przód i to ona teraz ciągnęła go za sobą. Właściwie szła tak szybko, że wyższy od niej chłopak miał problem z odpowiednim wymierzeniem kroków tak, aby jej nie zadeptać. Biegli przez pół Hogwartu cali pokryci złotą skorupą brokatu, który odpadając co chwilę tworzył za nimi migoczący trop. Irytek zepsuł wszystkie starania Riaana, aby Wanda poczuła się choć troszkę lepiej. Zniszczył tę spokojną chwilę mającą na celu przekazanie jej dobrych emocji, nie miał pojęcia jak z powrotem podjąć przerwany temat rozmowy. Ciągnięto go za sobą jak worek ziemniaków i już miał spytać gdzie Wanda go prowadzi, kiedy rozpoznał korytarze. Szli do Wielkiej Sali. Cali w brokacie! Nie, nie, nie, to nie jest najlepszy pomysł. Już wyobrażał sobie te rozchichotane miny uczniów, na dodatek to była pora kolacji więc będzie tam mnóstwo ludzi. Zaczął lekko zapierać się nogami, ale jego upór został szybko przełamany. Chwilę później byli już w środku. Riaan czuł jak spojrzenia innych uczniów kleiły się do nich jakby byli zwierzętami z cyrku. Przypominały mu się czasy, kiedy był dużym nieforemnym dzieciakiem ze śmiesznym akcentem i nieogarniętymi manierami. Wtedy te spojrzenia piekły mocniej, bo były szydercze. Teraz te spojrzenia reprezentowały zaciekawienie. Z tym sobie jeszcze radził. Podążył za Wandą i usiadł obok niej. Dziewczyna miała łatwiej, miała na sobie szatę. Riaan siedział w bibliotece w samej koszuli i spodniach. Teraz to wszystko było złote i nie mógł się przecież rozebrać przy takiej ilości ludzi. Dlatego po najzwyczajniej w świecie zabrał się za jedzenie. Nałożył sobie sporą ilość ryżu z warzywami, oraz kurczaka. Nalewał sobie soku dyniowego, kiedy usłyszał parsknięcie Wandy i jej komentarz. - To będzie raczej trudne. - mruknął uśmiechając się. Odstawił kubek i odetchnął z ulgą. Jak się okazało atak Irytka rozładował sporo napięcia. Jak to mówią, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Nie musiał już martwić się stanem psychicznym swojej koleżanki, przynajmniej na razie. Z jednej strony pocieszanie kogoś po raz pierwszy w życiu, było ciekawym doświadczeniem i okazało się całkiem przyjemne, ale wolał nie robić tego zbyt często. Oznaczałoby to, że jego znajomi są w naprawdę fatalnym stanie. - Wyglądamy koszmarnie! - zażartował. Nie mógł uwierzyć, że jego włosy są całe złote i świecące, a twarz wygląda jakby zachlapał się złotą zupą. Skąd Irytas wytrzasnął takie ilości bomb? Spoglądając na swoje ubranie widział brokat dosłownie wszędzie. Na spodniach, butach, koszuli. Szybkie przejrzenie się w łyżce dało mu pogląd jak wielkie szkody poltergeist wyrządził jego facjacie. Na samym środku twarzy widniała wielka złota plama, nawet powieki mu się świeciły! Czekał tylko, aż któreś z ich wspólnych znajomych się tu pojawi i zacznie robić sobie z nich żarty. Powoli przygotowywał się na docinki Forrestera, albo Syriusza. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 13 Cze 2015, 12:08 | |
| Wszędzie, gdzie się nie pojawili zostawiali za sobą migoczącą smugę, zarys, cokolwiek. Jeden krok i kupka brokatu – nie mogli zostać niezauważeni przez nikogo. Byli pod ostrzałem czujnych i rozbawionych spojrzeń rzucanych zarówno przez uczniów jak i przez nauczycieli. Nie przeszkadzało to jednak Wandzie, bo stokroć wolała się z czegoś obśmiać niż zamartwiać, że znowu dzieje się coś z czym sobie nie poradzi. Chyba wszyscy w szkole wiedzieli, że Irytek to menda i że nie da się przed nim ukryć ani go pokonać. Pojawi się w momencie, w którym nie będziesz chciał go widzieć – czyli zawsze zjawiał się na czas. To trudny przeciwnik, wyjątkowo upierdliwy i nielubiany w Hogwarcie. Czy kogoś to dziwi? Najpewniej dlatego dziewczyna z domu Kruka przyspieszyła znacznie byleby tyko szkolny potwór zniknął im jak najszybciej z oczu. Przebierała nogami i łapała zadyszkę co prawda, ale czego się nie robi w czasie ewakuacji? Nie zwracała uwagi na jego protesty, ani nawet na zapieranie się nogami. Rzuciła jedno spojrzenie i pociągnęła go mocniej za sobą – to wystarczyło by dotarli bezpiecznie do szeroko znanej stołówki, gdzie przynajmniej zjedzą coś ciepłego, będą mogli się ogrzać i ogarnąć. O dziwo, nie przeszkadzały jej uśmieszki znajomych twarzy – nie byli jak widać pierwszymi ofiarami Poltergeista, co przyjęła z nieskrywaną ulgą. Nowa sytuacja odepchnęła na bok stare i sparciałe myśli dotyczące jej brata i więzienia, o które teraz nie zahaczała umysłem, co chyba wyszło jej na dobre. Zmiana klimatu i tematu sprawiła, że i atmosfera wydawała się mniej przytłaczająca niż przedtem, a i ulotne uczucie, ta ciepłota ciała młodszego kolegi gdzieś uleciała, co nie znaczyło, że Wanda o tym zapomniała. Przeciwnie – opracowywała plan, w którym pewnie jakoś odwdzięczy się chłopakowi za pomoc. Nie musiał z nią siedzieć i słuchać jej smętów, a zrobił to bez mrugnięcia okiem. Na jej twarzy pojawił się lekki grymas zadowolenia, kiedy zobaczyła, że Riaan mimo wszystko stara się nie zwracać uwagi na wszędobylski brokat, a zajmuje się jedzeniem. Jeszcze przez chwilę Whisperówna obserwowała Gryfona, widząc, że faktycznie to chyba ona miała więcej szczęścia. Jej brudna szata leżała obok niej, a jedyne co ucierpiało to mankiety, buty, nogi i oczywiście twarz. Smugi złota tworzyły całkiem ciekawą mozaikę na jej facjacie – to na pewno – wolała jednak nie sprawdzać jak wygląda. Lepiej nie. - Wyglądamy. – Potwierdziła jego słowa z wyszczerzem, tak naprawdę chyba zbytnio się tym nie przejmując. Dopóki nie zobaczy swojego odbicia to jest całkiem dobrze. Biorąc przykład z van Vuurena nałożyła sobie sporą porcję makaronu z sosem bolognese co posypała jeszcze żółtym serem i odrobiną bazylii. Doczepiła również usta do pucharu z sokiem pomarańczowym bo nagle zaschło jej w gardle co zauważyła dopiero teraz gdy zamilkli. Wydawało się jej, że powinna raz jeszcze podziękować przyjacielowi za okazanie troski, jednak nie była pewna czy powinna ponownie nawiązywać do tematu z biblioteki? Zamiast tego powiedziała. - Wydaje mi się, że ten brokat tak szybko nie zejdzie. Będziemy musieli znaleźć sposób by się go jak najszybciej pozbyć. – Po czym wsadziła sobie porcję spaghetti do ust.
|
| | | Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Wielka Sala Nie 14 Cze 2015, 01:42 | |
| Złapał pełną łyżkę ryżu i wsadził ją sobie do ust, ktoś dodał cukinie za którą przepadał. Jadł spokojnie, wciąż czując na sobie spojrzenia, aczkolwiek z każdą chwilą było ich coraz mniej. Ale jedno było szczególnie upierdliwe. Przełknął i warknął nagle strzelając resztkami ryżu ze swojej łyżki wprost w drugorocznego Gryfona, który nie potrafił oderwać wzroku od Riaana. - Co? Zakochałeś się? Wybacz, nie gustuję w chłopcach. - warknął na dzieciaka może trochę zbyt ostro, ale z nimi wszystkimi traktującymi afrykanera jako sensację czuł się jak zwierzę w klatce w cyrku. Zniewolony wiecznym wścibstwem. Zmieszany chłopaczek odwrócił wzrok i postawił na jadalnianym stole główkę czosnku. Riaan obrzucił go tylko zniechęconym spojrzeniem. W Afryce wszystko było inne, tam nigdy nie był sensacją. Pomimo, że był jedynym białym człowiekiem w plemieniu, reszta społeczności nie zwracała praktycznie uwagi na praktyczne sprawy swoich sąsiadów. Piękny zwyczaj. - Ubrania pewnie wyrzucę. Nie chce mi się ich szorować. - wzruszył ramionami podtrzymując rozmowę po czym pokroił pierś kurczaka i włożył sobie do ust spory kawałek. Nie będzie płakał po mundurku, miał mnóstwo pieniędzy aby skołować sobie nową parę uniformu. - Pewnie się będę musiał trzysta razy myć, żeby zeszło mi to z twarzy. Nawet nie wiem, czy będę mógł spędzić tyle czasu w łazience. No i zużyć tyle mydła. - czuł jak brokatowa skorupa robi z jego twarzy maskę. Nieprzyjemne i swędzące uczucie zaczynało go denerwować, jednocześnie uznał że warto to uczucie zastąpić czymś przyjemniejszym. Z podwójnym zapałem wziął się za swój talerz i soczek dyniowy. Zanim pójdzie się myć musi porządnie zjeść. Po kilku chwilkach jego talerz był zupełnie puściutki, a on sam uśmiechał się od ucha do ucha. Pełny brzuch - jedno z najprzyjemniejszych uczuć na świecie. - A jakie Ty masz plany, aby pozbyć się tego wszystkiego? - powrócił do tematu po kilku minutach jedzenia. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Wielka Sala Nie 14 Cze 2015, 10:23 | |
| Może i nie wyglądali najzwyczajniej, może i się wyróżniali wyglądem spośród innych, nudnych uczniów Hogwartu, ale to nie powód, by warczeć na jednego czy drugiego delikwenta. Krukońska panna tylko zerknęła przelotnie na drugoklasistę intensywnie wpatrującego się w Riaana i zamarła, nawet nie pozwalając sobie na konsumpcję. Obserwowała tylko jak van Vuuren niemal obnaża zęby i powarkuje na młodszego chłopca jakby ten był czemuś winien. On tylko patrzył. Trochę niekulturalnie ale patrzył. Pokręciła głową na tą scenkę i ponownie zajęła się jedzeniem makaronu, przy okazji najpewniej brudząc sobie kąciki ust sosem. Ich rozmowa powróciła na zwykły tor przerywana jedynie pojedynczymi mlaśnięciami czy czasem na napicie się soku Dopiła pomarańczowy nektar i odstawiła szklankę na stół ponownie zwracając spojrzenie na kolegę z Gryfindoru. Pierwszy raz została obsypana tak lepkim brokatem magicznym, więc jedna kąpiel pewnie nie załatwi sprawy. Nie musiała patrzeć na swoją szatę, by wiedzieć, że ona także wyląduje w koszu, co nieco zasmuciło Wandę. Kupiła ją na początku roku szkolnego – była jedną z lepszych okryć wierzchnich jakie posiadała panna Whisper. O koszulę się nie martwiła, bo miała ich mnóstwo – spokojnie mogłaby machnąć na nią ręką co tak też zrobiła po krótkiej chwili namysłu. - Ja chyba też pozbędę się ciuchów, bo inaczej nie pozbawię ich plam po tym brokacie. – Powiedziała tylko odrobinę smętnym tonem na wiadomość, że tak – wyrzuci ubrania. Podrapała się po policzku zdrapując przy okazji pozostałość po złotym ścierwie, które oblepiało jej facjatę jak i włosy. Czuła to okropieństwo wszędzie – na powiekach, załamaniach skórnych jak i na wargach, co utrudniało jej jedzenie. Nie było tego jakoś dużo, ale i tak potrafiło porządnie wnerwić. - Na Merlina… nie wiem. – Odparła znowu na jego pytanie spoglądając z zaciekawieniem na złocistą breję na jej palcu. Przyjrzała się jej dokładnie, lecz jedyne niepokojące co zauważyła to te drobinki układające się w smugę. Dziewczyna zmarszczyła brwi zastanawiając się też czym mogłaby wszystko zaprać czy zmazać. Odpowiedź była oczywista, lecz wpadła na nią dopiero po sekundzie. - Magią! – Poruszyła się niespokojnie i obdarzyła uśmiechem swojego kompana w nieszczęściu. Wyglądała naprawdę na zadowoloną z siebie. - Użyję zwykłego zaklęcia czyszczącego, a jeżeli to nie pomoże to stworzę jakiś eliksir! – Podekscytowanie jawiło się w jej patrzałkach tak jasno, jakby mówiła mu o jutrzejszej pogodzie. Była ewidentnie zachwycona swoim pomysłem i możliwością babrania się w pyskach salamandry czy suszonych skrzydeł ciem. - Będziesz moim królikiem doświadczalnym. Co Ty na to? – Spytała mrugając podstępnie i poszerając przyjemny grymas.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Wielka Sala Nie 14 Cze 2015, 17:08 | |
| Lało jak z cebra, jednak wiadomo, że taka pogoda nie zniechęci Heńka od wycieczki na boisku. Nie, odkąd został kapitanem. Jeśli uparł się zrobić trening drużyny dzisiaj, to właśnie tak zrobił. Lancaster zrobił się nieczuły na pojękiwania sportowców przez co został prawie przez nich znienawidzony. Po dwóch godzinach męczarni na wysokościach ogłosił z niejaką ulgą koniec treningu i wypuścił spoconych, mokrych i brudnych Puchonów do dormitorium. Sam jeszcze nie zamierzał wracać do pokoju, bo mimo fizycznego wycisku wciąż go nosiło i nie mógł usiedzieć w miejscu. Gdyby nie błyskawice, to by został dłużej na boisku. Mimo wszystko musiał wrócić do Hogwartu. Pozbył się szaty i paradował w czarno-żółtym golfie, kierując się do królestwa, w którym dostanie mnóstwo jedzenia. Przed wejściem dziesięć razy wytarł buty o wycieraczkę na wszelki wypadek, aby nie zwabić za sobą Filcha. Już i tak miał napięty grafik, nie wcisnąłby nigdzie żadnego szlabanu za brudzenie podłóg. Unikanie kłopotów, czyli recepta na święty spokój. Wchodząc do Wielkiej Sali, Henry od razu zauważył, że sklepienie również jest zachmurzone. Lało, ale krople deszczu nie dosięgały nikogo ani niczego. Nie zdziwił sie więc, że nie zastał tutaj nikogo z drużyny. Już i tak byli przygnębieni dzisiejszym wyciskiem, więc wątpił czy by chcieli oglądać ponury krajobraz Wielkiej Sali. Henry zdjął z rąk rękawiczki ze smoczej skóry i wcisnął je do tylnej kieszeni spodni. Wpadł tylko przekąsić kolację i chcąc nie chcąc będzie musiał zmusić się do wymyślania referatu dla profesor Odinevy. Odkładał to na ostatnią chwilę i dzisiaj musi poświęcić się i naskrobać chociażby parę zdań, aby Odineva nie ukręciła mu głowy. Potrząsnął łepetyną otrzepując włosy z wody i przyspieszył kroku jak tylko usłyszał donośne wycie w żołądku. Po drodze do stołu Hufflepuffu zaczepiły go dwie osoby ze swojego domu i zarzuciły pytaniami o otwarcie rekrutacji do drużyny. Niepotrzebnie się zirytował na zaczepki, bo chciał już się najeść i wyschnąć w spokoju. Uprzejmość trzymała go przy dwójce szczudłatych Puchonów przez około dwie minuty dopóki nie usłyszał zamieszania gdzieś z lewej strony. Odwrócił się w tamtą stronę szukając przyczyny szeptów i chichotów i w ten sposób zakończyła się konwersacja z Puchonami. Rozpoznał Wandę po włosach, tym razem pokrytych czymś dziwnym, co z daleka nie wyglądało najciekawiej. Nie zauważył jej towarzystwa, był zajęty pokonywaniem Wielkiej Sali i prężnym zbliżaniem się do swojej dziewczyny. Uśmiechnął się sam do siebie, bo lepszego wieczoru los mu spłatać nie mógł. Z referatu nici przez najbliższe dwie godziny, bo już znalazł zajęcie. Im bardziej się zbliżał, tym dokładniej zauważał stan Wandy i jakiegoś Gryfona siedzącego dosyć blisko niej. Świecili się i mienili brokatem, co wywołało w Henrym wybuch śmiechu, który go jednocześnie zdemaskował. Wyrósł za nimi spod ziemi. - Fontanna czy Irytek? - zapytał zachodząc ich od tyłu i siadając okrakiem na ławce obok Wandy. Wyszczerzył się do niej a na widok jej miny, znowu parsknął śmiechem. - Do twarzy ci z brokatem. - stwierdził złośliwie i oglądał Krukonkę od góry do dołu. Oglądał ją z zachwytem, jakby zorganizowano Boże Narodzenie w listopadzie. Pierwszy raz widział Wandę w wydaniu z brokatem. Henry myślał, że nic nie przebije jej czerwonej kreacji z Balu z okazji Nocy Duchów, ale gdy teraz miała pokryte policzki brokatem i stroiła przy tym oburzone i rozbawione miny, Puchon po raz kolejny wpadł po uszy. Długo się jej przyglądał, zapominając całkowicie o manierach i dopiero ruch po drugiej stronie zmusił Henry'ego do oderwania wzroku od ust Krukonki. Zrobił to niechętnie, a jeszcze niechętniej rozwiał nieprzyzwoite myśli, jak na przykład zaciągnięcie jej do łazienki prefektów i dopilnowanie, aby pozbyła się brokatu. Chrzaknął dwukrotnie i skrzyżował wzrok z nieznanym Gryfonem. - Siema. - podał mu rękę ponad stołem. - Henry. - przedstawił się przy okazji i patrzył to na niego, to na Wandę i nie mógł powstrzymać wyszczerzu ust. Henry nawet nie pofatygował się, aby im otwarcie współczuć. - Czyli to prawda, że Irytek konszachtuje się z Zonkiem. Koniec świata, apogeum. - Henry na szczęście sprawnie unikał poltergeista i przede wszystkim słuchał plotek. Połowa była wyssana z palca, ale zawsze kryło się w nich ziarno prawdy. Stąd Henry wiedział, żeby nie zbliżać się do fontanny na dziedzińcu i słuchać czasami paplaniny obrazów. Dzięki temu omijał szerokim łukiem miejsca przesączone na wskroś obłąkańczym rechotem poltergeista. Gdy tak patrzył na Wandę, bo głównie to ją widział, trząsł się cały ze śmiechu. Nawet w takim wydaniu była piękna i jak zawsze, wzbudzała zachwyt i zainteresowanie otoczenia. Posiadanie tak popularnej dziewczyny miało swoje minusy, jak na przykład to, że teraz połowa uczniów w Wielkiej Sali zerkała na okrutnie potraktowane najświeższe ofiary. Nie mógł się powstrzymać, i nie musiał też tego robić, więc kciukiem spróbował zetrzeć plamę brokatu z jej policzka. To zawsze jakiś pretekst, aby nie trzymać rąk przy sobie, a przy takiej osobie jaką jest Wanda, to bywało często trudne. Przyglądał się jej bacznie i ukrywał czujność pod szerokim puchońskim wyszczerzem. Sprawdzał w jakim jest nastroju mimo morderczych odruchów zapewne skierowanych pod adresem Irytka. Henry obiecał sobie, że będzie pilnował stanu emocjonalnego dziewczyny. Po jej pobycie w skrzydle szpitalnym na siłę chciał jej wszystkiego oszczędzić. Nie przywykł, aby sobie z czymś nie radziła, dlatego teraz dmuchał na zimne i połykał każde jej słowo i błyski w ciemnych oczach. Nie mówił też o niczym, co mogłoby ją zmartwić. Nie będzie zaprzątała sobie głowy niczym, co zaczyna się u Henry'ego. Wystarczyło kilka sekund, a już wiedział, że jeszcze jest załamana i że ukrywa się teraz za maską. Nauczył się w końcu jej mimiki i spojrzeń, więc teraz niewiele zdoła przed nim ukryć. - Wyglądacie epicko. - usprawiedliwił swój śmiech i zapomniał o jedzeniu. Zmarszczył nagle brwi bo zauważył i wyczuł podekscytowanie Krukonki. Roześmiał się znowu, tym razem trochę nerwowo, bo potrafił prawie przewidzieć następny krok. - Nie wiem co knujesz, a wiem, że coś knujesz, kochanie, ale nawet nie myśl o wciąganiu mnie w swoje plany. Masz tu eem... Riaana, ja popatrzę. - uniósł ręce w geście poddania, łudząc się, że Wanda nie zechce się na nim zemścić za głośne śmianie się z ich krzywdy. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wielka Sala | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |